Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Wczoraj oficjalnie uruchomiono największą na świecie termalną elektrownię słoneczną Ivanpah. Instalacja produkuje energię od ubiegłego roku, jednak od wczoraj rozpoczęła pracę komercyjną. Na Ivanpah składają się trzy jednostki generujące energię. Na powierzchni 13 kilometrów kwadratowych umieszczono niemal 350 000 sterowanych komputerowo luster. Kierują one promienie słoneczne w stronę boilerów umieszczonych na trzech 140-metrowych wieżach. W bojlerach podgrzewana jest woda, która napędza turbiny. Całość generuje niemal 400 megawatów energii, co wystarczy do zasilania 140 000 gospodarstw domowych. Elektrownia Ivanpah kosztowała 2,2 miliarda dolarów. Jej właścicielami są NRG Energy, Google i BrightSource. Energia słoneczna jest wciąż droższa od energii pozyskiwanej w węgla. Jak oblicza U.S. Energy Information Administration, koszt produkcji megatwatogodziny wynosi około 100 USD dla elektrowni węglowej i około 261 USD dla elektrowni słonecznej. Ekolodzy obawiają się, że tak rozległa struktura jak Ivanpah negatywnie wpłynie na miejscową florę i faunę. Elektrownię zbudowano w odległości 72 kilometrów na południowy zachód od Las Vegas. W jej okolicy żyją m.in. kojoty i żółwie. « powrót do artykułu
  2. Specjaliści z Instytutu Sztuki w Chicago odtworzyli oryginalne czerwienie z obrazu Renoira. Portret pani Valentine Clapisson, żony paryskiego maklera, powstał w 1883 r. Przez 131 lat zdążył wyblaknąć pod wpływem światła. Kiedy po raz pierwszy wzięliśmy olej do studia konserwatorskiego na badanie i zdjęliśmy ramę, zauważyliśmy, że na górze i po lewej stronie znajduje się wąski pasek bardzo intensywnego koloru - wyjaśnia dr Francesca Casadio. Utrzymany obecnie w jasnych fioletach i błękicie portret, kiedyś miał w sobie o wiele więcej życia. Komputerowa wizualizacja madame Clapisson powstała, gdy próbki farby zbadano za pomocą powierzchniowo wzmocnionej spektroskopii ramanowskiej (ang. Surface Enhanced Raman Spectroscopy, SERS). Pigmenty bledną, bo pod wpływem światła rozpadają się struktury molekularne odpowiedzialne za barwę. SERS pozwala znaleźć nawet najmniejsze fragmenty z nietkniętą budową i określić ich skład chemiczny. Już podręczniki z XIX w. przestrzegały artystów, że karmin [z czerwca o nazwie koszenila] jest ulotnym barwnikiem, że kolor nie będzie permanentny. Malarze go jednak najwyraźniej uwielbiali, ponieważ ciągle po niego sięgali, chociaż mieli do dyspozycji bardziej stabilne opcje. Czy wizualizacja wygląda jak dzieło, na które spoglądał w 1883 r. impresjonista, musnąwszy po raz ostatni płótno pędzlem? Wg dr Casadio, niekoniecznie, bo mieszania pigmentów na palecie nie da się opisać za pomocą równań. Możemy się bardzo zbliżyć [...], bo znamy dokładny skład mikstury używanej przez Renoira, ale ostatecznie, jeśli ty i ja zrobimy ciasto z tych samych składników, smak lub wygląd nie muszą być takie same. Casadio opowiadała o swoich badaniach na konferencji Amerykańskiego Stowarzyszenia na rzecz Postępów w Nauce. « powrót do artykułu
  3. Pogłoski o mojej śmierci były mocno przesadzone - mógłby za Markiem Twainem powtórzyć łazik Yutu. Jeszcze wczoraj chińskie media donosiły, że łazik uznano za utracony. Dzisiaj dowiadujemy się, że odebrano sygnał z Yutu. Jak doniosła agencja Xinhua, jeden z naukowców pracujących przy misji powiedział: Kondycja małego królika [Yutu to imię nefrytowego królika, który jest maskotką bogini Chang'e. Z kolei Chang'e to nazwa pojazdu, który zawiósł Yutu na Księżyc – red.] poprawia się. Mamy pewne wskazówki, że się budzi. Poczekajmy jeszcze chwilę. Kłopoty Yutu rozpoczęły się podczas przygotowań do drugiej nocy księżycowej. Jeden z paneli słonecznych, które podczas dwutygodniowej nocy chronią wnętrze urządzenia przed wychłodzeniem, nie zwinął się prawidłowo. Przy prawidłowym zwinięciu panele, wraz ze znajdującym się w łaziku izotopowym źródłem ciepła, powinny utrzymać jego temperaturę w okolicy -40 stopni Celsjusza. W tym czasie na Księżycu temperatura spada do -180 stopni. Doniesienia o wysłaniu przez Yutu sygnału napawają optymizmem. Na razie jednak jest zbyt wcześnie by stwierdzić jak poważnych uszkodzeń mógł doznać i czy będzie w stanie dokończyć misję. « powrót do artykułu
  4. Rozwijany przez Intela, Samsunga, Linux Foundation i LiMo Foundation system Tizen zyskał wsparcie kolejnych 15 podmiotów. Trzy z nich to dobrze znani azjatyccy giganci – chińska wyszukiwarka Baidu, producent urządzeń przenośnych ZTE oraz japoński operator komórkowy SoftBank Mobile. Partnerem Tizena jest też amerykański operator Sprint. Dołączenie nowych firm do Tizen Associacion wskazuje na rosnące zainteresowanie tym systemem. Dotychczas jednak nie rozpoczęto sprzedaży żadnego smartfonu z Tizenem, ale z dotychczasowych zapowiedzi wynika, że wiele takich urządzeń zobaczymy w czasie Mobile World Congress, który rozpocznie się w bieżącym miesiącu. W Tizen Association znajdziemy też NTT DoCoMo, który miał już rozpocząć sprzedaż smartfonów z tym systemem, jednak w ubiegłym miesiącu wycofał się z tych planów. Nie wiadomo, na jakie korzyści liczą firmy rozwijające Tizena. Rynek smartfonów jest zdominowany przez Androida i dotychczas nikomu nie udało się zagrozić jego dominacji. Pojawienie się alternatywnej platformy byłoby korzystne zarówno dla operatorów telefonii, producentów urządzeń jak i klientów. Obecnie nie widać jednak nikogo, kto mógłby rzucić wyzwanie systemowi Google'a. BlackBerry przegrał rywalizację, a Windows Phone, mimo iż stoi za nim taka potęga jak Microsoft, nie odniósł sukcesu. « powrót do artykułu
  5. Senator Rand Paul oraz konserwatywna organizacja FreedomWorks złożyły pozew zbiorowy przeciwko prezydentowi Obamie i dyrektorom agencji wywiadowczych. Zdaniem powodów masowa inwigilacja i przechowywanie metadanych przez 15 lat są niekonstytucyjne. Senator Paul stwierdził, że ostatnimi, którzy traktowali wszystkich Amerykanów jako podejrzanych byli Brytyjczycy, dla których każdy mieszkaniec ich północnoamerykańskich kolonii był potencjalnym buntownikiem. Teraz podobnie obywateli USA traktuje rząd. Prezydent Obama „publicznie odmówił zaprzestania naruszania Czwartej Poprawki. Karta Praw chroni obywateli przed masową inwigilacją. Spodziewam się, że nasz pozew trafi w końcu do Sądu Najwyższego i Amerykanie zwyciężą” - oświadczył Paul. Wśród pozwanych są, obok Obamy, dyrektor National Intelligence James Clapper oraz dyrektor NSA – Keith Alexander. Powodzi domagają się zaprzestania inwigilacji i usunięcia dotychczas zebranych danych. Akcję Paula poparło kilkaset tysięcy obywateli USA. « powrót do artykułu
  6. Naukowcy wykorzystali zdjęcia satelitarne w wysokiej rozdzielczości i oprogramowanie do przetwarzania obrazu ENVI5, by automatycznie wykryć i zliczyć znajdujące się na lub tuż pod powierzchnią wieloryby biskajskie południowe (Eubalaena australis). Testy prowadzono na terenie Golfo Nuevo w Patagonii. Autorzy artykułu z PLoS ONE twierdzą, że za pomocą nowej metody wykryto ok. 85-90% wskazań z manualnego digitalizowania i kodowania danych (po przedstawieniu na siatce obiekty wielorybopodobne dzielono na 3 klasy: 1) prawdopodobne walenie, 2) możliwe walenie i 3) podwodne obiekty interpretowane jako potencjalne walenie). Naukowcy podkreślają, że to duży postęp, bo dotąd walenie zliczano z brzegu, pokładu łodzi albo z samolotu. Automatyczne badanie satelitarne może objąć znacznie większą powierzchnię morza/oceanu, w dodatku jest znacznie tańsze. Nasze studium to dowód na działanie metody. Ponieważ rozdzielczość satelitów rośnie i poprawia się nasza zdolność analizy obrazu, powinniśmy być w stanie monitorować o wiele więcej gatunków [całe populacje i trasy ich przemieszczania się] w innych rodzajach lokalizacji - podkreśla Peter Fretwell z British Antarctic Survey. W ramach studium Brytyjczycy korzystali ze zdjęć satelity WorldView-2 firmy DigitalGlobe. Jak można przeczytać na witrynie operatora, satelita działa na wysokości 770 km (na orbicie heliosynchronicznej). Na szczęście dla naukowców robi on zdjęcia panchromatyczne o bardzo wysokiej rozdzielczości przestrzennej 0,46 m (dostępne 0,50 m) oraz zdjęcia wielospektralne o rozdzielczości przestrzennej 1,84 m, w dodatku działa w 9 zakresach spektralnych: 8 barwnych i 1 panchromatycznym. Naukowcy wybrali znany ze zgromadzeń E. australis wycinek Golfo Nuevo o powierzchni 113 km2. Mimo że wieloryby są duże, na zdjęciach satelitarnych i tak stanowią kilka pikseli. Podczas manualnego zliczania posiatkowanego zestawu danych odkryto 55 prawdopodobnych wielorybów, 23 możliwe i 113 obiektów z 3. kategorii. Następnie wypróbowano kilka automatycznych metod. Najlepsze wyniki uzyskano, łącząc widok panchromatyczny w wysokiej rozdzielczości z tzw. kanałem Coastal Band (400-450 nm), który penetrując przy dobrych warunkach do 15 m w głąb, jest użyteczny w badaniach przybrzeżnej strefy mórz. Razem wypadały one nieco lepiej niż sam kanał panchromatyczny. Przy podejściu automatycznym zidentyfikowano 89% obiektów zaklasyfikowanych manualnie jako prawdopodobne wieloryby. Fretwell podkreśla, że pewnym ograniczeniem dla metody satelitarnej będą mętne wody. Przy tym rodzaju automatycznej analizy musisz zrównoważyć 2 rodzaje błędów: 1) wynikające z pominięcia i 2) fałszywego rozpoznania. 90-proc. W takich okolicznościach trafność wydaje się naprawdę dobrym wynikiem... « powrót do artykułu
  7. W National Ignition Facility dokonano przełomowego kroku na drodze ku uzyskiwaniu energii z fuzji jądrowej. Po raz pierwszy w historii w tego typu systemie udało się uzyskać porównywalną ilość energii jak ta, która została zaabsorbowana przez paliwo podczas inicjowania reakcji. Jednak do uzyskania większej ilości energii niż włożono do całego systemu jeszcze daleka droga. Ostatni eksperyment wykazał też, że naukowcom z Lawrence Livermore National Laboratory udało się zwiększyć wydajność systemu o cały rząd wielkości. Przełom dokonał się, gdy cząsteczki alfa, jądra helu powstałe w wyniku fuzji deuteru i trytu, oddały swoją energię do paliwa, zamiast, jak zwykle, wydostać się z niego. Ta dodatkowa energia przyspieszyła fuzję, prowadząc do jeszcze większej produkcji cząsteczek alfa. Taki samonapędzający się mechanizm to początek fuzji jądrowej. Najnowszy eksperyment został bardzo szczegółowo zaprojektowany tak, by nie doszło do pęknięcia plastikowych osłon, w których znajduje się paliwo. Prawdopodobnie to właśnie degradacja osłoń spowodowała, że poprzednie eksperymenty były nieudane. Osiągnięcie celu było możliwe dzięki zmodyfikowaniu impulsu laserowego, za pomocą którego paliwo jest kompresowane. W National Ignition Facility używa się 192 laserów, które kompresują miniaturowe pigułki z paliwem deuterowo-trytowym do tego stopnia, iż w wyniku fuzji jądrowej dochodzi do uwolnienia dodatkowej energii. Kapsułki mają średnice mniejszą niż połowa średnicy ludzkiego włosa. Wewnątrz znajdują się tryt i deuter, które przez mniej niż miliardową część sekundy zostają poddane olbrzymiemu ciśnieniu i temperaturze. Obecnie naukowcy starają się wykorzystać dwie różne koncepcje rozpoczęcia fuzji jądrowej. Jedna, z której korzysta National Ignition Facility, zakłada użycie laserów do skompresowania paliwa i utrzymania go na miejscu za pomocą inercyjnego uwięzienia. Z kolei w Europie próbuje się innego podejścia. W Joint European Torus w Wielkiej Brytanii oraz w reaktorze ITER we Francji próbuje się utrzymać plazmę na miejscu za pomocą uwięzienia magnetycznego. Celem wszystkich tych prac jest rozpoczęcie fuzji jądrowej i uzyskanie z niej energii. Po dziesiątkach latach badań i niezwykle powolnego rozwoju techniki fuzji jądrowej w końcu udało się uzyskać nadmiarową energię. Przełom dokonany w otwartym w 2009 NIF powinien bardziej przychylnie nastawić doń krytyków tego eksperymentu. Warto przypomnieć, że NIF bił rekordy impulsu i uzyskanej mocy laserowej. Duże koszty związane z utrzymaniem NIF skłoniły jednak Kongres USA do podjęcia decyzji, iż ośrodek ma w większym niż wcześniej stopniu zajmować się badaniami nad bronią jądrową. To jednak, jak widzimy, nie przeszkodziło w osiągnięciu sukcesu na pierwotnym polu zainteresowań NIF. « powrót do artykułu
  8. W Australii Południowej wskaźnik zgonów wywołanych hipotermią jest wyższy niż w Szwecji. Naukowcy ze Szkoły Nauk Medycznych Uniwersytetu w Adelajdzie analizowali kryminalne przypadki zgonów z powodu hipotermii w latach 2006-2011 w Australii Południowej i Szwecji. Okazało się, że na antypodach odnotowano wskaźnik 3,9 na 100 tys. osób, a w Szwecji 3,3:100.000. Ogólnie w Australii Południowej odnotowano w tym okresie 62 zgony z powodu hipotermii, a w Szwecji 296. Mimo istotnych różnic demograficznych, geograficznych i klimatycznych wskaźnik zgonów w wyniku hipotermii był nieznacznie wyższy w Australii Południowej niż w Szwecji. To bardzo zaskakujący wynik - podkreśla szef projektu prof. Roger Byard. Hipotermię definiuje się jako spadek temperatury wewnętrznej poniżej 35°C. Hipotermia jest śmiertelna, gdy temperatura wynosi 26-29°C. Większość hipotermicznych zgonów w Australii Południowej dotyczyła starszych samotnych kobiet, które niejednokrotnie cierpiały na wiele chorób i miały ograniczony kontakt ze światem zewnętrznym. Umierały one w pomieszczeniach. Często były martwe co najmniej 1 dzień, nim ktoś znalazł ich ciało. Dla odmiany w Szwecji większość zgonów z powodu hipotermii następowała na dworze. Przeważnie ofiarami byli mężczyźni w średnim wieku, zwykle pod wpływem alkoholu. Ciała często wydobywano z zasp. Choć klimat Australii Południowej jest o wiele cieplejszy, z wyższymi średnimi temperaturami i łagodniejszymi zimami, nie eliminuje to ryzyka zgonu z powodu wyziębienia. Starsi, odizolowani społecznie ludzie są najbardziej zagrożonymi jednostkami w tym stanie. Ponieważ nie opisano domów z przypadków z antypodów, nie wiadomo, co konkretnie doprowadziło do wyższego wskaźnika śmierci w takich miejscach. Poza podłożem medycznym, możliwe, że pewną rolę odegrały także kiepskie ogrzewanie i izolacja termiczna oraz brak wydajności energetycznej. Dla przykładu: okna z podwójną szybą występują w 2,6% gospodarstw w Australii i we wszystkich domach Finlandii i Szwecji - podsumowuje doktorantka Fiona Bright.
  9. Serwis The Verge, powołując się na źródła zaznajomione z planami Microsoftu, donosi, że koncern z Redmond poważnie zastanawia się nad umożliwieniem uruchamiania androidowych aplikacji na platformach Windows i Windows Phone. Część pracowników Microsoftu popiera taki plan, natomiast inni są mu przeciwni, gdyż może to, ich zdaniem, doprowadzić do upadku Windows. Android zdominował rynek urządzeń mobilnych równie mocno, jak Windows rynek pecetów. Windows Phone pojawił się na tym rynku późno i wciąż nie jest w stanie zdobyć na nim takich udziałów, które satysfakcjonowałyby Microsoft. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest nieduża, w porównaniu z konkurencją, liczba aplikacji na Windows Phone. Developerzy są głównie zainteresowani platformą iOS oraz Android, na którą aplikacje ukazują się równocześnie lub wkrótce po aplikacjach na iOS-a. « powrót do artykułu
  10. Mózg postrzega równania matematyczne tak samo jak dzieła sztuki. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że tożsamość Eulera (nazywana, nomen omen, najpiękniejszym wzorem matematycznym) czy tożsamości pitagorejskie są jak muzyka Mozarta czy obraz Michała Anioła. Wielu z nas równania wydają suche i niedostępne, matematykowi mogą się one jednak jawić jako ucieleśnienie kwintesencji piękna. Ich piękno stanowi wynik prostoty, symetrii, elegancji bądź wyrażania niezmiennej prawdy. [...] Ciekawie było się zatem dowiedzieć, czy piękno związane z tak bardzo intelektualnym i abstrakcyjnym źródłem jak matematyka koreluje z aktywnością tej samej części emocjonalnego mózgu, co piękno bardziej czuciowego pochodzenia. W ramach eksperymentu z obrazowaniem zespół prof. Semira Zekiego z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) demonstrował 15 matematykom 60 wzorów (wcześniej, posługując się skalą od -5 do +5, gdzie -5 oznaczało skrajną brzydotę, a +5 ekstremalne piękno, ci sami ludzie oceniali je jako piękne, obojętne lub okropne). Obie fazy eksperymentu dzieliły 2 tygodnie. W postrzeganie równań angażuje się wiele rejonów mózgu, lecz gdy któreś z nich jest uznawane za piękne, aktywuje emocjonalny mózg - przyśrodkową korę okołooczodołową [a konkretnie pole A1 w jej obrębie]. Im ładniejsze dane równanie, tym większy napływ aktywności obserwowano podczas funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI). Neuronauka nie powie ci, czym jest piękno, ale jeśli uznajesz coś za piękne, prawdopodobnie przyśrodkowa kora okołooczodołowa ma z tym coś wspólnego [...]. Szczegółowy raport z badań ukazał się w piśmie Frontiers in Human Neuroscience. Uchylając rąbka tajemnicy, możemy powiedzieć, że matematycy konsekwentnie (przed i w czasie obrazowania) najwyżej cenili tożsamość Eulera, tożsamości pitagorejskie oraz równania Cauchy'ego-Riemanna.
  11. Choć ludzie ziewają z rozmaitych przyczyn fizjologicznych i psychologicznych, wszystkie ziewnięcia wyglądają podobnie. U dżelad (Theropithecus gelada) występują za to 3 typy ziewnięć, dzięki którym członkom stada wysyła się różne komunikaty. Jak ziewają dżelady? Mogą ziewać z 1) zasłoniętymi i 2) odkrytymi zębami oraz z 3) odsłoniętymi dziąsłami, ruszając głową. Zastanawiając się, czy różnie wyglądające ziewnięcia pełnią odmienne funkcje, naukowcy z Uniwersytetu w Parmie obserwowali 2 kolonie dżelad z NaturZoo w Rheine. Odnotowywali kontekst ziewnięcia i towarzyszące mu zachowanie. W sumie Włosi przestudiowali ponad 5900 ziewnięć. Najpowszechniejsze u samic były mniej intensywne ziewnięcia (z zasłoniętymi i odsłoniętymi zębami). Niejednokrotnie towarzyszyło im cmokanie będące zachowaniem afiliacyjnym. Samice często zarażały się ziewaniem innych samic (w większym stopniu odzwierciedlały także intensywność ziewnięć innych przedstawicielek swojej płci). Najbardziej zrelaksowane typy są generalnie wykonywane przez dorosłe samice; w ich przypadku ziewnięcia pojawiają się wyjątkowo często podczas spotkań. Zaobserwowaliśmy np., że gdy samice podchodzą do siebie, często obejmują się i razem ziewają - opowiada Elisabetta Palagi. Ziewnięcia z odsłonięciem dziąseł występowały głównie u samców o wysokiej pozycji w stadzie w okresach dużych napięć, np. przed żerowaniem. Często towarzyszyły im wokalizacje i będące wskaźnikiem niepokoju drapanie. Ponieważ ziewanie jest generalnie niezależne od woli, dżelady przekazują swoje komunikaty nieświadomie. Tak czy siak pozwala im to utrzymać stabilizację w stadzie. Udaje się ustalić, kto jest dominującym samcem, a samice nawiązują więzi i wyrażają empatię. « powrót do artykułu
  12. W kilku górskich dialektach Azji słowo zo oznacza odległy, mia - ludzi. Zomia to nazwa nadana transgranicznemu obszarowi skupiającemu miliony ludzi żyjących poza kontrolą swoich państw, ich organów i prawa stanowionego. Rzeczywistość tych ludzi w istocie jest bardzo odległa od naszej. James C. Scott, profesor antropologii i nauk politycznych Uniwersytetu Yale i najbardziej znany z naukowców zajmujących się Zomią, twierdzi, że można dostrzec wyraźną różnicę miedzy społeczeństwami południowo-wschodniej Azji, dzieląc jej obszar według wysokości: od 0 do 300 metrów wysokości bezwzględnej położone są tereny podległe władzy państwowej, charakteryzujące się osiadłym trybem życia ich mieszkańców; natomiast wyżej, na wysokości 300 metrów nawet do 4000 m n.p.m. zamieszkują plemiona koczownicze, zróżnicowane etnicznie i niepodległe rządom państw narodowych. To właśnie jest Zomia. Według Scotta na Zomię składają się tereny rozciągające się od wietnamskiego Regionu Płaskowyżu Centralnego aż do północno-wschodnich Indii. Zomia obejmowałaby więc części Wietnamu, Kambodży, Laosu, Tajlandii i Birmy oraz cztery chińskie prowincje. Jego propozycja pokrywa się z tą wysuniętą w 2002 roku przez Willema van Schendela, według którego Zomia ma ok. 2,5 mln km kwadratowych, zamieszuje ją 100 milionów ludzi i obejmuje części obszarów sześciu wymienionych przez Scotta państw. Podczas gdy regiony geograficzne określa się zwykle na podstawie zamieszkujących je narodowości i umów międzynarodowych, Zomię charakteryzuje niezależność od rządów państw narodowych. W kilku azjatyckich dialektach "zo" oznacza "odległy", "mia" - ludzie Grupa badaczy na czele ze Scottem uznaje Zomię za teren skupiający dwa rodzaje ludzi. Po pierwsze, zamieszkują ją grupy etniczne od lat osiadłe w górach. Ich styl życia jest postrzegany jako relikt dawnych czasów, kiedy większość ludzi żyła poza państwem, formując własne plemiona i klany. Po drugie uznają, że Zomia jako 'społeczność peryferyjna' powstała poniekąd w reakcji na utworzenie centrów gospodarczych i ośrodków będących pod władzą rządów. Skupia zatem ludzi opuszczających organizujące się politycznie obszary, np. Lahu, Hani, Akha, ludzy przenieśli się z terenów podległych państwowej władzy. « powrót do artykułu
  13. Chińska agencja informacyjne poinformowała, że księżycowy łazik Yutu został utracony. Pierwszy chiński łazik na Księżycu przetrwał połowę zaplanowanej na trzy miesiące misji. Lądownik Chang'e-3 - pierwszy w historii chiński obiekt, który dokonał miękkiego lądowania na Srebrnym Globie – trafił na Księżyc 14 grudnia 2013 roku. Kilka godzin później wyjechał z niego Yutu. Oba urządzenia z powodzeniem przetrwały pierwszą księżycową noc. Każda z takich nocy trwa 2 ziemskie tygodnie, a w czasie jej trwania temperatura spada do -180 stopni Celsjusza. Kłopoty Yutu rozpoczęły się podczas przygotowań do drugiej nocy. Chang'e-3 z powodzeniem wszedł w stan hibernacji, ale na Yutu wystąpiła awaria. Jeden z paneli słonecznych, który miał chronić wnętrze łazika przed zbytnim wychłodzeniem, nie zwinął się prawidłowo. W ciągu ostatnich dni Chang'e-3 wybudził się z hibernacji i nawiązano z nim kontakt. Jednak Yutu nie odpowiada na sygnały z Ziemi. Dlatego też łazik oficjalnie uznano za utracony. Nie wiadomo, co było przyczyną awarii, która doprowadziła do utraty Yutu. Za głównego podejrzanego uznaje się księżycowy pył. Ostatnia porażka to nie koniec chińskich ambicji kosmicznych. Państwo Środka ma zamiar wybudować na powierzchni Księżyca bazę, w której będą mieszkali ludzie. « powrót do artykułu
  14. Zespół prof. Alberta Carpinteriego z Politechniki w Turynie twierdzi, że Całun Turyński nie jest średniowiecznym fałszerstwem i rzeczywiście powstał w czasach Chrystusa. Włosi tłumaczą, że trzęsienie ziemi z 33 r. n.e., którego siłę szacuje się na 8,2 st. w skali Richtera, wyzwoliło z kruszonych skał strumień neutronów, a te stworzyły obraz na lnianej tkaninie. Emisja promieniowania podwyższyła poziom węgla-14, co wyjaśniałoby wyniki datowania naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego z 1988 r. (okazało się wtedy, że całun ma "tylko" 728 lat). Sądzimy, że to możliwe, że związana z trzęsieniem ziemi emisja neutronów mogła wywołać powstanie obrazu na włóknach lnianych za pośrednictwem wychwytu neutronów przez jądra azotu. Wcześniej inni specjaliści także wspominali, że promieniowanie neutronowe ma związek z obrazem widocznym na Całunie, nie potrafiono jednak wskazać jego źródła. Teraz, po eksperymentach chemicznych i mechanicznych, Carpinteri i inni wskazali na fale ciśnienia o wysokiej częstotliwości, generowanie w skorupie ziemskiej podczas trzęsień. Turyńczycy bazowali na wynikach swoich badań nad fuzją piezojądrową, jaką można zaobserwować m.in. podczas miażdżenia kruchej skały w prasie. W procesie tym neutronom nie towarzyszy emisja promieniowania gamma. Mark Antonacci, ekspert od Całunu i przewodniczący Resurrection of the Shroud Foundation, zwrócił się z prośbą do papieża Franciszka o udostępnienie tkaniny do badań. Akademicy mają nadzieję, że nowoczesne metody pozwolą potwierdzić lub wykluczyć teorię promieniowania. « powrót do artykułu
  15. Naukowcy z University of Tennesee donoszą, że krokodyle potrafią... wspinać się na drzewa i wylegują się na nich. Gady są w stanie zawędrować nawet do korony. Profesor psychologii Vladimir Dinets jest pierwszym, który przeprowadził naukowe badania nad tym fenomenem. Ich wyniki zostały opublikowane w Herpentology Notes. Dinets wraz z zespołem badali krokodyle zamieszkujące Australię, Afrykę oraz Amerykę Połduniową. Przejrzeli też wcześniejsze badania oraz niepotwierdzone doniesienia. Uczeni odkryli, że cztery gatunki krokodyli wspinają się pod drzewach, a to, jak wysoko zawędrują zależy od rozmiarów zwierzęcia. Niektóre z małych zwierząt potrafiły zawędrować na wysokość czterech metrów i oddalić się od pnia po gałęziach na odległość pięciu metrów. Z punktu widzenia mechaniki, wspinanie się po stromym wzgórzu czy po gałęzi są do siebie podobne. Wystarczy, że gałąź jest odpowiednio szeroka. Jednak to zdolność do pionowej spinaczki jest dobrą miarą spektakularnej zręczności krokodyli na lądzie - czytamy w artykule. Naukowcy zauważyli, że krokodyle wspinają się na drzewa zarówno w nocy, jak i w dzień. Na widok zbliżającego się człowieka zwierzęta wskakiwały do wody. Uczeni sądzą, że umiejętność wspinaczki służy zarówno regulacji temperatury organizmu oraz przetrwaniu. Wygrzewające się na drzewach krokodyle obserwowaliśmy przede wszystkim tam, gdzie nie było na lądzie miejsca do wygrzewania się, co sugeruje, że zwierzęta poszukiwały alternatywnego miejsca, gdzie mogą regulować temperaturę ciała - informują autorzy badań. Gdy krokodyl jest już na drzewie, ma lepszy widok na okolicę, łatwiej mu więc wypatrywać zagrożeń jak i potencjalnych ofiar. Vladimir Dinets jest też autorem opisywanych przez nas badań, podczas których stwierdził, że krokodyle używają narzędzi. « powrót do artykułu
  16. Niezwykle przydatna na polu walki elektronika może zostać zwrócona przeciwko swoim twórcom jeśli wpadnie w ręce wroga. Dlatego też, jak informowaliśmy, DARPA rozpoczęła projekt Vanishing Programmable Resources (VAPR – znikające urządzenia programowalne). W jego ramach ma powstać elektronika o wydajności porównywanej z komercyjnie dostępnymi urządzeniami, jednak jej cechą szczególną będzie możliwość nieodwracalnego zniszczenia jej w kontrolowany sposób. DARPA poinformowała właśnie, że przyznała IBM-owi 3,45 miliona dolarów na opracowanie materiałów, podzespołów, sposobu łączenia i produkcji samoniszczącej się elektroniki. Błękitny Gigant chce wykorzystać substraty z naprężonego szkła, które, po odebraniu odpowiedniego impulsu, rozkruszy przymocowany doń układ CMOS. Za zniszczenie układu będzie odpowiadał bezpiecznik lub odpowiednio reagujący metal przymocowany do co najmniej jednego punktu szklanego substratu. Proces niszczenia zapoczątkuje sygnał radiowy. Opracowanie znikające elektroniki może zrewolucjonizować zarówno pole walki, jak i badania terenowe czy medycynę. Nietrudno bowiem wyobrazić sobie np. czujniki rozrzucone w interesującym nas terenie, które będą pracowały przez ściśle określony czas, a później ulegną biodegradacji, czy też umieszczone w ciele człowieka urządzenia elektroniczne, które organizm będzie mógł wchłonąć.
  17. Po raz pierwszy w historii chemicy oraz inżynierowie z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii umieścili w żywych ludzkich komórkach napędzane falami ultradźwiękowymi i sterowane magnetycznie sztuczne nanosilniczki. Nanosilniczki ze złota/złota i rutenu mają kształt pręcików. Przemieszczają się po komórce, obracają się i odbijają od błony komórkowej. Gdy nanosilniczki się poruszają i uderzają w różne struktury, w komórkach pojawiają się nieznane wcześniej wewnętrzne reakcje mechaniczne. Badanie demonstruje, że możliwe jest wykorzystanie syntetycznych nanosilników do studiowania w nowy sposób biologii komórki. Moglibyśmy je zastosować do leczenia nowotworów oraz innych chorób, mechanicznie manipulując komórkami od środka. Dałoby się je też zaprzęgnąć do przeprowadzania operacji wewnątrzkomórkowych i nieinwazyjnego dostarczania leków do żywych tkanek - opowiada prof. Tom Mallouk. Naukowiec dodaje, że dotąd nanomotory badano in vitro w urządzeniach laboratoryjnych. Nasze silniczki pierwszej generacji wymagały toksycznych paliw i nie mogły się poruszać w płynie biologicznym, dlatego nie dało się ich badać w ludzkich komórkach. Gdy Ammouk i francuski fizyk Mauricio Hoyos odkryli, że nanosilniczki można napędzać falami ultradźwiękowymi, pojawiała się szansa na eksperymenty w żywych układach. W eksperymentach posługiwano się komórkami HeLa (z linii wywodzącej się z komórek raka szyjki macicy pobranych od Henrietty Lacks; ponieważ są one zdolne do nieskończonej liczby podziałów mitotycznych, uznaje się je za nieśmiertelne). Przy niewielkiej mocy ultradźwiękowej nanosilniki mają niewielki wpływ na komórkę. Gdy się ją zwiększa, zaczynają działać: przemieszczają się i zderzają się z organellami. Mogą działać taran przebijający błonę albo jak rózga do ubijania ujednolicająca zawartość komórki. Pulsy ultradźwiękowe kontrolują, czy nanosilniczek obraca się, czy przesuwa naprzód. Siły magnetyczne pozwalają na jeszcze bardziej precyzyjne sterowanie. Zespół Mallouka zauważył, że silniczki przemieszczają się niezależnie od siebie. Autonomiczny ruch może nanosilniczkom pomóc wybiórczo zniszczyć komórki, które je wchłonęły. Jeśli np. chcesz, by wyszukiwały one i niszczyły komórki nowotworowe, lepiej, by przemieszczały się niezależnie. Nie chciałbyś, by cały tłum podążał w tym samym kierunku. Na filmie zamieszczonym poniżej widać bardzo aktywne nanopręciki internalizowane do komórek HeLa w polu akustycznym « powrót do artykułu
  18. Brytyjscy naukowcy mają zamiar zsekwencjonować genom króla Ryszarda III, którego ciało odnaleziono w ubiegłym roku. Ryszard III był ostatnim władcą z dynastii Plantagenetów, ostatnim królem Anglii, który zginął w walce i do niedawna jedynym, którego miejsce pochówku nie było znane. Dzięki poznaniu DNA władcy naukowcy dowiedzą się, jaki był jego stan zdrowia, poznają dane dotyczące jego przodków, a informacje takie trafią do genetycznej bazy danych. Doktor Turi King z University of Leicester pobrała już fragment kości ze szkieletu władcy. Zostanie ona zmielona, uczona wyodrębni z niej materiał genetyczny i spróbuje uzyskać jak najdłuższa jego sekwencję. To jak układanie puzzli. Trzeba składać tak długo, aż uzyska się możliwe najdłuższy genom - mówi uczona. Ryszard III był przez wieki bohaterem „czarnej legendy”. W opinii publicznej pokutuje jego obraz jako mordercy dzieci swojego brata, a ze sztuki Williama Shakespeare'a znamy go jako władcę, który tuż przed śmiercią krzyczał: „Konia! Królestwo za konia!”. Ludowe wyobrażenie o Ryszardzie nie wytrzymuje jednak konfrontacji z faktami, a król został oczerniony po to, by propagandowo umocnić władzę Tudorów. Szczątki Ryszarda III są wciąż badane przez naukowców. Wiadomo, że kiedyś zostaną pochowane, nie wiadomo jednak, kiedy i gdzie. Toczą się o to spory prawne. University of Leicester, którego uczeni znaleźli ciało króla, uzyskał od Ministerstwa Sprawiedliwości zgodę na pochowanie króla w lokalnej katedrze. Z kolei potomkowie władcy wystąpili do sądu z wnioskiem, by podważył legalność tej decyzji. Chcą oni, by Ryszard spoczął w Yorku, skąd przez 26 miesięcy panował nad Anglią. Doktor King, która przeprowadzi analizę DNA władcy, jest szczególnie zainteresowana odpowiedzią na pytanie czy Ryszard cierpiał na skoliozę. Chce też poznać jego przodków oraz potomków. Uczona ma m.in. zamiar przeprowadzić analizę genomu Michaela Ibsena. To mieszkający w Londynie kanadyjski producent mebli. Genealodzy twierdzą, że jest on potomkiem w linii prostej siostry Ryszarda, Anne of York. Wstępna analiza mitochondrialnego DNA już potwierdziła, że Ibsen i Ryszard III współdzielą tę samą linię macierzystą. « powrót do artykułu
  19. Mozilla chce prezentować reklamy w przeglądarce Firefox. Miałyby one być wyświetlane w Directory Tiles. To karta z 9 kafelkami, która pojawia się, gdy użytkownik otworzy nową pustą kartę. W miarę użytkowania Firefoksa kafelki zapełniają się najczęściej odwiedzanymi witrynami. Jednak u nowych użytkowników kafelki są w większości puste i Mozilla chce to wykorzystać. Osoba otwierająca Firefoksa po raz pierwszy zobaczyłaby nie puste kafelki, a reklamy towarów, witryn czy własnych produktów Mozilli. Myślę, że użytkownicy będą zadowoleni - mówi Darren Herman, wiceprezes Mozilli. Mozilla poszukuje nowych źródeł finansowania. Obecnie organizacja jest niemal całkowicie uzależniona od Google'a. Aż 90% przychodów Mozilla czerpie z paska szybkiego wyszukiwania w Firefoksie, w którym domyślną wyszukiwarką jest Google. « powrót do artykułu
  20. W Afganistanie nasilają się nielegalne polowania na zagrożone wyginięciem zwierzęta. Abdul Wali Modaqiq, zastępca szefa tamtejszej Narodowej Agencji Ochrony Środowiska, twierdzi, że w ten sposób ludzie zdobywają pożywienie i organizują sobie rozrywkę. Władze przyznają, że dzieje się tak w większości prowincji mimo obowiązujących zakazów prawnych, w tym dekretu prezydenta Hamida Karzaja. Kłusują ponoć zarówno miejscowi, jak i obcy, którzy przyjeżdżają z krajów Środkowego Wschodu. Tego ostatniego oficjele nie chcą jednak potwierdzić. Afganistan wpisał na listę zagrożonych gatunków ok. 150 zwierząt, ale nie ma szczegółowych danych nt. liczby zabitych osobników. Monitoring utrudniają wewnętrzne niepokoje. Działacze organizacji ekologicznych oskarżają polityków o przymykanie oczu na proceder w zamian za poparcie znanych osobistości z Zatoki Perskiej w wyborach, np. kwietniowych prezydenckich. Ze względu na metody przyjęte przez niektórych polityków i wycofywanie się międzynarodowych sił z Afganistanu ludzie boją się, że nielegalne polowania jeszcze bardziej przybiorą na sile - podkreśla Abdul Rahman Salahi z Herat Professional Council. Ostatnio Herat zorganizował nawet demonstrację. Jej uczestnicy mówili, że protestują przeciwko łamaniu afgańskiego prawa przez przybyszów, którzy przyjeżdżają polować na zachodzie ich kraju. W Internecie zamieszczano zdjęcia sokolników w tradycyjnych arabskich strojach. O sprawie rozpisywały się też lokalne media. Co na to władze? Twierdzą, że dochodzenie niczego nie potwierdziło... Miejscowi urzędnicy dostali ponoć szczegółowe instrukcje, by uważać na kłusownictwo. Sami Arabowie mówią, że nic im nie wiadomo o takich działaniach. O nielegalnym polowaniu wspominają nie tylko Herat czy Afghan Network of Civil Societies, ale i WWF. Ejaz Ahamad z perskiego oddziału organizacji podkreśla, że obywatelom Środkowego Wschodu w tradycyjnych polowaniach nie przeszkadza nawet wojna. Niektórzy afgańscy urzędnicy przyznają, że w ich kraju kłusownictwo zagroziło bytowi kilku gatunków, w tym geparda azjatyckiego Acinonyx jubatus venaticus, żurawia białego (Grus leucogeranus) czy hubary saharyjskiej (Chlamydotis undulata). Aziz Gul Saqib, dyrektor zoo w Kabulu, mówi w udzielanych mediom wywiadach, że wie o nielegalnych polowaniach, ale nie jest w stanie ich kontrolować. Jedynym sposobem działania jest praca nad społeczną świadomością tego typu zjawisk. « powrót do artykułu
  21. Nowe badania sugerują, że czaszki i inne części ciała odkryte w styczniu w Muzeum Londyńskim mogły należeć do rzymskich gladiatorów, jeńców wojennych lub kryminalistów. Z artykułu opublikowanego w Archeological Science dowiadujemy się, że szczątki należały do około 40 mężczyzn w wieku 25-35 lat. Wszyscy zginęli gwałtowną śmiercią. Czaszki noszą ślady złamania kości policzkowych, urazów tępymi narzędziami, odcięcia głowy czy ran zadanych ostrymi narzędziami. W czasach rzymskich w okolicy murów miejskich, gdzie odkryto szczątki, znajdowały się niewielkie warsztaty szewskie. Było stąd niedaleko do amfiteatru. Wykopaliska rozpoczęto tam w 1988 roku, jednak z braku funduszy nigdy nie przeprowadzono szczegółowego badania znalezionych ludzkich szczątków. Czaszki i inne pozostałości zostały przekazane muzeum, gdzie w zapomnieniu przeleżały ponad 2 dekady. Niedawno Rebecca Redfern otrzymała polecenie uporządkowania muzealnych magazynów. Gdy trafiła na czaszki, postanowiła zbadać je bardziej szczegółowo. Wraz z Heather Bonney uznały początkowo, że kości zostały wymyte z pobliskiego cmentarza przez powódź. Szybko jednak zauważyły, że wszystkie czaszki należą do młodych mężczyzn, którzy zginęli gwałtowną śmiercią. A to wykluczało cmentarz, na którym spoczywają ludzie w różnym wieku. Badania radioizotopowe wykazały, że wszyscy mężczyźni zmarli w latach 120-160 naszej ery, a dzięki dalszym analizom stwierdzono, iż ich ciała wrzucono do płytkiej jamy na tyłach warsztatów szewskich. Uczone sądzą, że szczątki należą albo do pokonanych w walce barbarzyńców, których głowy odcięto jako trofeum, albo też do zabitych gladiatorów lub kryminalistów. Głowy tych ostatnich mogły być wystawione na widok publiczny. « powrót do artykułu
  22. Kanadyjscy biolodzy zauważyli, że pszczoły miejskie wykorzystują fragmenty reklamówek i spoiwa budowlane do konstruowania swoich gniazd. Odkrycie to wskazuje na zaradność i elastyczność w dostosowywaniu się do zdominowanego przez ludzi świata. Plastikowe odpady przepajają globalny krajobraz - podkreśla Scott MacIvor, dodając, że choć zademonstrowano ich negatywny wpływ na różne gatunki i ekosystem, mało kto obserwował owady przystosowujące się do takiego środowiska. Odkryliśmy dwa gatunki pszczół samotnic, które zastępują naturalne materiały budowlane plastikiem, co sugeruje innowacyjne wykorzystanie pospolitych materiałów miejskich - wyjaśnia absolwent Uniwersytetu w Guelph, a obecnie doktorant York University. W ramach badań Andrew Moore przeanalizował szarą masę znalezioną w gniazdach Megachile campanulae, gatunku, który budując swoje siedziby, sięga po żywice roślinne. Początkowo Scott sądził, że to guma do żucia, kiedy jednak ekipa laboratoryjna zabrała się do pracy, okazało się, że od czasu do czasu owady zastępują w komórkach plastra żywicę uszczelniaczami produkowanymi na bazie poliuretanu. Później okazało się, że drugi gatunek - Megachile rotundata - stosował do budowy komórek kawałki polietylenowych toreb. Polimer zastąpił niemal 1/4 wykorzystywanych normalnie ciętych liści. Ślady pokazały, że pszczoły żuły plastik inaczej niż liście, co sugeruje, że ten pierwszy nie został zebrany przypadkowo. Co istotne, liście nie były trudno dostępnym materiałem. W przypadku obu gatunków larwy dobrze rozwijały się w wyścielonych plastikiem gniazdach. Ponieważ dojrzałe osobniki nie miały pasożytów, niewykluczone, że polimery mogą je fizycznie powstrzymywać. Gniazda z plastikiem znaleziono wśród ponad 200 budek z Toronto i okolic, monitorowanych przez MacIvora w ramach badań na ekologią miejskich pszczół i os. « powrót do artykułu
  23. Zgodnie z oficjalną wersją wydarzeń, 26-letni rybak Jouda Ghurab wyłowił 500-kg statuę Apolla z Morza Śródziemnego u wybrzeży Gazy. Nie wiedząc, że znalezisko z brązu ma ok. 2 tys. lat, przetransportował je do domu wozem zaprzężonym w osła. Specjaliści nie chcą jednak uwierzyć w tę opowieść, bo jak podkreślają, stan figury jest doskonały, musiała więc zostać "namierzona" na lądzie, a nie w wodzie. Wg nich, historyjkę wymyślono na poczet uniknięcia sporów dotyczących własności. Figura jest unikatowa. Mógłbym nawet powiedzieć, że bezcenna. To tak, jakby ludzie pytali, jaką wartość ma La Gioconda z Luwru. Bardzo, bardzo rzadko znajduje się statuę, która nie powstała z marmuru, kamienia, tylko z metalu [a właściwie ze stopu] - twierdzi Jean-Michel de Tarragon ze Szkoły Biblijnej w Jerozolimie (École biblique et archéologique française de Jérusalem). Figurę odkryto w sierpniu zeszłego roku. Przez chwilę próbowano ją sprzedać na eBayu z ceną wywoławczą ustaloną na 500 tys. dolarów (choć wydaje się ona wysoka i tak znajduje się o wiele poniżej rzeczywistej wartości). Potem Apollo dostał się w ręce policji Hamasu, która obecnie prowadzi dochodzenie w sprawie. Podobno zainteresowanie wypożyczeniem statuy wyraziły Luwr i muzeum z Genewy. Muhammad Ismael Khillah z Ministerstwa Turystyki i Starożytności Strefy Gazy nie wyklucza współpracy z żadnym z państw. Wspomina także o wystawieniu Apolla z zasłoniętymi genitaliami (by nie pogwałcić prawa dot. skromności). To mogłoby jednak nastąpić dopiero po zakończeniu śledztwa i odrestaurowaniu greckiego boga. Pomoc konserwatorską proponują ponoć międzynarodowe organizacje. Archeolodzy nie mieli szans na zbadanie figury, ale na podstawie zdjęć szacują, że odlano ją między I a V w. n.e. W wywiadzie udzielonym Reuterowi de Tarragon zaznacza, że gdyby naprawdę leżała w wodzie, pojawiłyby się charakterystyczne zniekształcenia metalu, o przyczepionych wąsonogach nie wspominając. Ghurab opowiada, że zobaczył ludzki kształt w płytkich wodach w odległości ok. 100 m od brzegu (w pobliżu granicy z Egiptem). Na początku myślał, że to spalone ciało, potem zorientował się, że to statua. Wyciągnięcie jej na brzeg przy pomocy rodziny zajęło mu 4 godziny. Rybak twierdzi, że poczuł się, jak gdyby Bóg podarował mu prezent. Moja sytuacja finansowa jest bardzo trudna i czekam na moją nagrodę. Myśląc, że Apollo powstał ze złota, rybak obciął jeden z palców, by oddać go do zbadania. Nie wiedział, że tak samo postąpił jeden z jego braci. Dość szybko o figurze dowiedzieli się krewni z bojówek Hamasu (stąd oferta na eBayu). W opisie aukcji zaznaczono, że kupiec odbierze zabytek ze Strefy Gazy. O zdarzeniu dowiedziały się cywilne władze Strefy, zalecono więc, by policja zarekwirowała Apolla. De Tarragon podkreśla, że warto byłoby znać prawdziwe miejsce znalezienia figury. Takie statuy nie były trzymane w pojedynkę, dlatego mogłaby ona doprowadzić do reszty potencjalnego skarbu. « powrót do artykułu
  24. Dziennikarze The Wall Street Journal donosi, że pod koniec bieżącego miesiąca podczas Mobile World Congress Nokia zaprezentuje smartfon z... systemem Android. To mogłoby potwierdzać krążące od dłuższego czasu pogłoski, jakoby fińska firma przygotowywała urządzenie z Androidem. Jednak informacja jest o tyle zaskakująca, że Nokia jest właśnie przejmowana przez Microsoft. Nowy smartfon nie będzie konkurował z urządzeniami z Windows Phone, gdyż ma być przeznaczony na rynek najtańszych urządzeń. Android niemal całkowicie zdominował rynek najtańszych smartfonów. Błędy Microsoftu na rynku low-end kosztują tę firmę i Nokię znaczną utratę potencjalnego rynku - mówi Neil Mawston z firmy analitycznej Strategy Analytics. Osoby zaznajomione z omawianą materią mówią, że Microsoft – przynajmniej tymczasowo – może zdecydować się na produkcję tanich telefonów z Androidem, co pozwoli mu na zwiększenie sprzedaży i wsparcie wydziałów produkcyjnych. Zwiększenie sprzedaży ułatwiłoby koncernowi z Redmond konkurowanie z Apple'em i Google'em oraz dało firmie więcej czasu na przygotowanie własnego systemu do współpracy z tanimi smartfonami. Windows Phone został zaprojektowany do współpracy z droższymi modelami telefonów i obecnie nie jest w stanie konkurować na rynku najtańszych modeli. Androidowy smartfon Nokii będzie różnił się od innych urządzeń z Androidem. Nie będzie domyślnie dawał dostępu do niektórych google'owskich narzędzi czy do aplikacji ze sklepu Google Play. Fabrycznie zostaną w nim zainstalowane programy i usługi Nokii oraz Microsoftu, w tym serwis mapowy Here, sklep Nokii z aplikacjami czy serwis muzyczny MixRadio. « powrót do artykułu
  25. Amerykańska Narodowa Służba Oceaniczna i Meteorologiczna (National Oceanic and Atmospheric Administration, NOAA) mierzyła poziom zanieczyszczenia osadów z zatoki Guánica w Portoryko. Okazało się, że występują tam jedne z najwyższych stężeń polichlorowanych bifenyli (PCB), chlordanu, chromu i niklu, jakie odnotowano od początku programu monitoringu National Status & Trends, czyli od 1986 r. Badacze z Coastal Services Center NOAA analizowali ekologię tutejszej rafy. Dzięki temu chcieli opisać stan wyjściowy, do którego można by przyrównać sytuację będącą skutkiem wdrożenia nowych strategii zarządzania zanieczyszczeniem. Skupiano się m.in. na typach habitatu, okrywie koralowców czy stresorach związanych z zanieczyszczeniem. Stężenia zanieczyszczeń stanowią poważne zagrożenie [...] dla koralowców, ryb i fauny bentosowej [...]. Obserwowaliśmy także niższe wskaźniki zdrowia biologicznego; chodzi m.in. o ilość koralowców pokrywających dno zatoki Guánica (w porównaniu do przyległego obszaru badawczego La Parguera). Potrzeba dalszych badań, by stwierdzić, czy to skutek [działania] toksyn, czy innych czynników. W tym momencie nie możemy definitywnie połączyć tego z zanieczyszczeniem - wyjaśnia dr David Whitall. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...