Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Badacze z Indii opracowali przebiegający w stosunkowo niskiej temperaturze proces, który pozwala przekształcić polimer w ciekłe paliwo. Wg autorów raportu z International Journal of Environment and Waste Management, to dobry sposób na recykling m.in. plastikowych toreb. Współczesne społeczeństwa generują ogromną ilość plastiku. Popularnym polimerem jest polietylen małej gęstości (ang. low-density polyethylene, LDPE). Wykorzystuje się go do produkcji pojemników, wyposażenia medycznego i laboratoryjnego, części komputerowych czy wspomnianych wcześniej plastikowych reklamówek. Choć na całym świecie próbuje się prowadzić recykling, wiele odpadów LDPE i tak trafia na wysypisko albo, co gorsza, do morza czy oceanu. Achyut Kumar Panda z Centurion University of Technology and Management nawiązał współpracę z Raghubanshem Kumarem Singhem z Narodowego Centrum Technologii ze stanu Orisa. Panowie pracują nad rentowną technologią przekształcania LDPE w ciekłe paliwo. Biorąc pod uwagę, że sporo polimerów pozyskuje się ze związków ropy naftowej, takie podejście do recyklingu gwarantuje zamknięcie cyklu życiowego produktu. W ten sposób można ograniczyć ilość odpadów na wysypisku, a jednocześnie poradzić sobie z rosnącym zapotrzebowaniem na ropę (przy jednoczesnym kurczeniu się jej zasobów). W obecności katalizatora kaolinowego odpady są podgrzewane do temperatury 400-500°C. W procesie termokatalitycznej degradacji polietylenu dochodzi do rozpadu długich łańcuchów polimerowych i uwolnienia dużych ilości bogatych w węgiel mniejszych cząsteczek. Gdy badacze przeprowadzili chromatografię gazową ze spektrometrią mas, stwierdzili, że głównymi składnikami ich paliwa będą alkany i alkeny z 10-16-atomowymi łańcuchami węglowymi. Wg Pandy i Singha, pod względem chemicznym ich ciekłe paliwo jest bardzo podobne do konwencjonalnych paliw ropopochodnych. Kaolin zapewnia dużą powierzchnię aktywną, na której cząsteczki polimeru mogą spoczywać i być wystawione na oddziaływanie wysokiej temperatury w reaktorze okresowym. Zespół zoptymalizował reakcję przy temperaturze 450 st. (zużywa się wtedy najmniej kaolinu). Jak ujawniono, z każdego kilograma odpadów uzyskuje się 700 g paliwa. Do produktów ubocznych należą palne gazy i wosk. Ilość wytwarzanego paliwa dałoby się co prawda powiększyć do 80%, ale wymagałoby to o wiele większej ilości katalizatora - na każde 2 kg plastiku przypadałby 1 kg kaolinu. « powrót do artykułu
  2. Przed ośmioma laty w jednej z hiszpańskich jaskiń znaleziono dwa dobrze zachowane szkielety należące do łowców-zbieraczy. Carlos Lalueza-Fox z barcelońskiego Universitat Pompeu Fabra poinformował o zsekwencjonowaniu genomu jednego z ludzi. Genom Braña 1 – tak nazwano mężczyznę, od którego pobrano materiał – jest najstarszym całkowicie zsekwencjonowanym genomem europejskiego łowcy-zbieracza. Jego wiek oceniono na 7000 lat. Dużą niespodzianką było odkrycie, że człowiek ten posiadał afrykańskie wersje genów odpowiadających za pigmentację skóry, co wskazuje, że jego skóra była ciemna, jednak dokładnego tonu nie możemy określić. Jeszcze większym zaskoczeniem było stwierdzenie, że posiadał też warianty genów odpowiedzialnych za występowanie u współczesnych Europejczyków niebieskich oczu - stwierdził Lalueza-Fox. Badania genetyczne wykazały, że najbliższymi współcześnie żyjącymi krewnymi Brańa 1 są mieszkańcy północy naszego kontynentu. Braña 1 ma też wspólnych przodków z osadnikami z górnego paleolitu ze stanowiska Mal'ta w pobliżu jeziora Bajkał. To wskazuje, że istnieje ciągłość genetyczna pomiędzy mieszkańcami części centralnej i wschodniej Eurazji - dodają uczeni. « powrót do artykułu
  3. Na Brown University przeprowadzono eksperymenty, które dowiodły, że na bazie boru można zbudować materiał konkurencyjny dla grafenu. Natychmiast po odkryciu grafenu naukowcy zaczęli zastanawiać się czy bor, znajdujący się w tabeli okresowej obok węgla, ma podobne właściwości. Teoretyczne prace wykazały, że tak, jednak atomy boru, by móc konkurować z grafenem, muszą być ułożone w pewien szczególny sposób. Bor, który posiada o jeden elektron mniej niż węgiel, nie może tworzyć charakterystycznego dla grafenu wzoru plastra miodu. Teoretycy stwierdzili, że aby stworzyć jednoatomową warstwę atomów boru trzeba ułożyć je w trójkątne wzory zawierające sześciokątne wolne przestrzenie. Tyle teoria, jednak przez lata nikt nie próbował rozwiązać tego problemu eksperymentalnie. Profesor Lai-Sheng Wang i jego zespół z Brown University od lat badają właściwości boru i to właśnie oni przedstawili pierwszy eksperymentalny dowód, że teoretycznie opisywana struktura jest możliwa do opisania. Amerykanie zaprezentowali jednoatomową warstwę składającą się z 36 atomów boru z idealną sześcioboczną przerwą w środku. Jest piękna. Ma dokładną heksagonalną symetrię z heksagonalną przerwą, której poszukiwaliśmy. Ta dziura ma tutaj olbrzymie znaczenie, gdyż wskazuje, że teoretyczne obliczenia dotyczące boronowej struktury planarnej mogą być prawidłowe - mówi profesor Wang. Zdaniem uczonego prace jego zespołu mogą przyczynić się do powstania nowego materiału – borofenu. Jeszcze nie stworzyliśmy borofenu, ale widzimy, że taka struktura to nie tylko teoretyczne wyliczenia - mówi. Naukowcy rozpoczęli swoje prace od odparowania atomów boru z kawałka materiału. Następnie zamrozili atomy za pomocą helu. Powstały w ten sposób zbitki atomów boru, z których za pomocą kolejnego lasera usunięto elektron. Ten został wysłany przez specjalną tubę, która pozwoliła określić ich prędkość, dzięki czemu można określić spektrum energii wiązań elektronowych. To z kolei pozwala na poznanie struktury badanego materiału. Dalsze badania potwierdziły, że uzyskano pożądaną strukturę. Jest ona zgodna z teoretycznymi przewidywaniami. Wiązania pomiędzy atomami boru są niemal tak mocne jak pomiędzy atomami węgla, co oznacza, że borofen powinien być niemal tak sam mocny. Niewykluczone, że będzie miał lepsze właściwości elektryczne niż grafen. Teoretycy przewidują, że borofen jest metalem, a zatem lepszym przewodnikiem niż półmetaliczny grafen. « powrót do artykułu
  4. Gąbki przyszłości przydadzą się nie tylko przy sprzątaniu. Można je będzie wykorzystać np. do dostarczania leków oraz wychwytu i magazynowania gazów. O tym właśnie myślał chemik Jason Benedict, projektując nowy materiał, którego pory zmieniają kształt pod wpływem ultrafioletu. Przypominający gąbkę kryształ powstał dzięki współpracy naukowców z Uniwersytetu w Buffalo i Penn State Hazleton. UBMOF-1 jest materiałem metaloorganicznym (ang. metal-organic framework, MOF). Porowate MOF-y nie są nowością (nazwa została wprowadzona w 1995 r.), jednak UBMOF-1 ma kilka nietypowych właściwości. Po pierwsze, pory kryształu zmieniają kształt pod wpływem promieniowania UV. To bardzo istotne, bo w ten sposób można kontrolować, jakie związki dostają się lub uciekają z porów. Dzięki temu da się wypełniać polimer jakąś substancją, a następnie uwięzić ją, zmieniając konfigurację porów. Takie podejście wydaje się szczególnie użyteczne w przypadku leków, ponieważ nie chcemy, by wydostały się przed dotarciem na miejsce przeznaczenia. Po drugie, w odpowiedzi na ultrafiolet kryształy zmieniają także kolor (z bezbarwnych stają się czerwone). To sugeruje, że dochodzi do zmiany elektronicznych właściwości materiału, co również może decydować, jakie związki będą przyciągane do porów. MOF-y są jak molekularne gąbki - to kryształy z porami. Zazwyczaj są biernymi materiałami. Syntetyzujesz je i to koniec. My próbujemy przekształcić materiały pasywne w aktywne [...]. Kryształy MOF są zbudowane z 2 elementów: metalu (węzłów) i ligandu organicznego ("pręcików"). W omawianym przypadku do komponentu organicznego dołączono światłoczułą grupę chemiczną zwaną diaryletenem (zawiera ona pierścień, który normalnie jest otwarty, ale ulega zamknięciu pod wpływem UV). Ponieważ w UBMOF-1 diaryleten graniczy z porami, oznacza to, że te ostatnie zmieniają kształt wtedy, co diaryleten. W kolejnym etapie badań naukowcy zamierzają ustalić, w jaki dokładnie sposób zmienia się struktura porów i czy istnieje sposób na przywrócenie pierwotnego kształtu. Na razie pręciki z diaryletenem można zmusić do otwarcia za pomocą białego światła tylko wtedy, gdy są same. Po ich włączeniu do kryształu pierścienie diaryletenu nie reagują na taki bodziec. « powrót do artykułu
  5. W Rosji zidentyfikowano lekooporne szczepy bakterii wywołującej gruźlicę. Międzynarodowy zespół naukowy pobrał próbki od 2348 pacjentów i przeprowadził analizę genetyczną 1000 z nich. Dzięki temu naukowcy wykazali, że na terenie Rosji rozwija się wiele szczepów, które nie tylko stają się oporne na leki je zwalczające, ale radzą sobie też ze środkami antybakteryjnymi, które mają spowalniać podział komórkowy bakterii. Przyczyną takiego stanu rzeczy mógł być upadek ZSRR. Poważny kryzys dotknął wówczas również państwową służbę zdrowia i wielu pacjentów zaczęło otrzymywać tylko częściowe leczenie. A to spowodowało, że bakterie zaczęły zyskiwać oporność na leki. Najnowsze badania pozwoliły odkryć, że niemal połowa analizowanych szczepów jest oporna na co najmniej dwa podstawowe leki przeciwgruźlicze. Co gorsza, 16% z nich nabyło też oporność na leki podawane w cięższych przypadkach gruźlicy. Istnienie takich szczepów oznacza, że leczenie gruźlicy będzie droższe i trudniejsze. Osoby nimi zarażone mogą roznosić chorobę do innych krajów. Wiele leków przeciwgruźliczych nie zabija bakterii, ale zaburza ich funkcje, przez co nie mogą rozprzestrzeniać się w organizmie czy namnażać. Jednak w Rosji istnieje wiele szczepów bakterii, które poradziły sobie z tym problemem i po podaniu leków namnażają się równie sprawnie jak i przed kontaktem z medykamentami. « powrót do artykułu
  6. Efekt placebo nie ogranicza się do farmakologii, można także mówić o śnie placebo. Okazało się bowiem, że podczas eksperymentu ludzie, którym powiedziano, że spali lepiej, osiągali korzystniejsze wyniki w testach neuropsychologicznych. Christina Draganich i Kristi Erdal z Colorado College przeprowadziły wykład o tym, jak dłuższy i lepszy sen poprawia funkcjonowanie poznawcze. Panie psycholog poinformowały też ochotników, że u normalnej osoby sen REM (paradoksalny), który w największej mierze odpowiada za odpoczynek mózgu, zajmuje 20-25% czasu. Wypytawszy o jakość snu poprzedniej nocy, badanych rozlosowano do grup i podpięto do fałszywej aparatury (miała ona mierzyć tętno i czas trwania REM). Później członkom jednej z grup eksperymentalnych powiedziano, że w ich przypadku sen REM był ponadprzeciętnie długi - stanowił 28,7% czasu, podczas gdy innych poinformowano o wyniku plasującym się poniżej średniej (16,2%). Następnie ochotnicy brali udział w teście nazywanym czasem rytmicznego dodawania bodźców słuchowych (ang. Paced Auditory Serial Addition Test, PASAT; co 3 s podaje się kolejną cyfrę, a zadanie badanych polega na dodawaniu liczb właśnie usłyszanej i poprzedniej). Draganich i Erdal odkryły, że ochotnicy, którym powiedziano o śnie poniżej średniej, wypadali w teście PASAT znacząco gorzej. Co ciekawe, samoopis jakości snu nie miał wpływu na wyniki. Kolejny eksperyment, w którym uwzględniono dodatkową grupę kontrolną oraz 3 inne testy poznawcze, w dużej mierze potwierdził wstępne wyniki. Osiągnięcia badanych w teście fluencji słownej (ang. Controlled Oral Word Association Task, COWAT) zademonstrowały, że o ile mówienie komuś, że jakość jego snu była gorsza od przeciętnej, skutkuje pogorszeniem wyników, o tyle informowanie o śnie ponadprzeciętnie dobrym może poprawić osiągane rezultaty. « powrót do artykułu
  7. Wielki Kanion Kolorado, jedna z najbardziej znanych formacji geologicznych na Ziemi, jest zadziwiająco młody. Znacznie młodszy niż sądzono. W 2012 roku Rebecca Flowers z University of Colorado stwierdziła, że Wielki Kanion powstał 70 milionów lat temu. Taki wynik badań zaskoczył geologów, którzy spodziewali się, że jest młodszy. Teraz okazuje się, że jego najmłodsza część liczy sobie zaledwie 5-6 milionów lat i dopiero od chwili jej wyłonienia się możemy mówić o istnieniu Wielkiego Kanionu Kolorado. Karl Karlstrom z University of New Mexico przeprowadził wraz z kolegami badania czterech części Kanionu. Prowadzono je zarówno na dnie jak i na ich krawędziach. Później obliczono, kiedy poszczególne skały wyłoniły się na powierzchnię. Najstarsza część Kanionou, formacja Music Mountain pojawiła się 50-70 milionów lat temu, co zgadza się z badaniami pani Flowers. Jednak w czym czasie pozostałe trzy części leżały jeszcze głęboko pod powierzchnią. Najmłodsza z nich znajdowała się aż 2 kilometry w głąb planety. Jako następny wyłonił się paleokanion East Kaibab, który uformował się 15-25 milionów lat temu. Oba pierwsze kaniony zostały wyżłobione przez różne rzeki. Kolorado popłynęła przez Wielki Kanion zaledwie 6 milionów lat temu, gdy wyłoniły się Eastern Grand Canyon oraz zachodnia część zwana Marble Canyon. Karlstrom wykorzystał podczas badań technikę termochronologii, którą posługiwała się też Flowers. Uczona z Kolorado mówi, że wyniki badań zespołu z Nowego Meksyku zgadzają się z jej własnymi, z wyjątkiem części dotyczącej Marble Canyon. Flowers sądzi, że jest ona znacznie starsza. Ciekawostką jest fakt, że oboje otrzymali z Karlstromem podobne wyniki, jednak najwyraźniej odmiennie je zinterpretowali, stąd duża różnica w datowaniu. „Zajmie nam trochę czasu zanim zrozumiemy, dlaczego ich interpretacja tak bardzo odbiega od naszej i dlaczego oni stwierdzili, że akurat na tym niewielkim odcinku erozja przebiegała tak odmiennie od tego, co stwierdziliśmy my” - mówi Flowers. « powrót do artykułu
  8. W niedzielę (26 stycznia), w majestacie nowego australijskiego prawa odstrzału rekinów, zabito pierwsze zwierzę. Trzymetrowy okaz, ponoć samica żarłacza tygrysiego, wpadł w pułapkę u wybrzeży Australii Zachodniej (przy plaży Meelup). Rybak zakontraktowany do patrolowania sieci przynęt 4-krotnie strzelił rybie w głowę z bliskiej odległości. Oglądanie zabitych rekinów nie sprawia mi przyjemności, ale moim nadrzędnym obowiązkiem jest ochrona ludności Australii Zachodniej - twierdzi krytykowany premier stanu Colin Barnett. Zgodnie z planem, który został zaaprobowany przez Canberrę w zeszłym tygodniu, do 30 kwietnia przynęty będą rozwieszone na linach rozciągniętych kilometr od brzegu w okolicy popularnych zachodnioaustralijskich plaż. Każdy schwytany ponad 3-m rekin będzie zabity, jeśli rozpozna się go jako reprezentanta potencjalnie groźnego gatunku. Piers Verstegen, dyrektor Conservation Council, uważa, że oglądając zdjęcia i słysząc o odstrzale, ludzie będą wyrażać coraz silniejszy sprzeciw. Na przestrzeni 2 lat w Australii Zachodniej doszło do 6 zgonów w wyniku ataków rekinów. Nowe prawo to reakcja na te wydarzenia. « powrót do artykułu
  9. Trudno dostępne regiony górskie w północno-wschodniej części RPA są domem dla najbardziej gęstej populacji lampartów żyjącej poza rezerwatami, uważają naukowcy. Myśliwi od długiego już czasu domagają się, by rząd zezwolił im na zabijanie tamtejszych lampartów dla rozrywki. Doktor Julia Chase Grey, główna autorka najnowszych badań mówi, że na szczęście rząd nie zwiększa liczby wydawanych zezwoleń. Grey wraz z zespołem prowadziła badania na obszarze 84 kilometrów kwadratowych w Soutpansberg Mountains. Wynika z nich, że średnio żyje tam 11 lampartów na 100 kilometrów powierzchni. Dla porównania, na takim samym obszarze w Cederberg Mountains i Waterberg Mountains żyją zaledwie 3 lamparty. Zagęszczenie tych zwierząt jest większe jedynie w parkach narodowych. W pobliżu rzeki Sabie w Parku Krugera żyje ponad 30 lampartów na 100 km2, a w Ivindo National Park w Gabonie zagęszczenie tych drapieżników wynosi 12 na 100 km2. Zachodnia część Sutpansberg wchodzi w skład Rezerwatu Biosfery Vhembe, który jest uznawany za bardzo ważny obszar dla zachowania bioróżnorodności. W przeszłości żyły tam słonie i czarne nosorożce, które zostały wytępione przez myśliwych. Obecnie jedynymi dużymi drapieżnikami są tam lamparty i hieny. Zwierzętom udało się przetrwać, mimo że są regularnie tępione przez rolników. Chętnie strzelają do nich też myśliwi, którzy chcą się pochwalić przed kolegami zabiciem dużego drapieżnika. Jeszcze w 2002 roku lamparty były sklasyfikowane przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody jako "gatunek najmniejszej troski". W 2008 roku przesunięto je do kategorii "gatunek bliski zagrożenia". Zdaniem uczonych lamparty przetrwały w górach Soutpansberg z dwóch powodów. Po pierwsze żyją tam buszboki, krętorodzy roślinożercy stanowiący ulubione pożywienie lampartów, po drugie zaś, góry są trudno dostępne dla rolników. Doktor Grey zastrzega, że przeprowadzone przez jej zespół badania dotyczą stosunkowo niewielkiego obszaru, nie wiadomo zatem, jak wygląda sytuacja w szerszej skali. Potrzebne są dodatkowe badania. Uczeni mają nadzieję, że jeśli potwierdzą one istnienie na tym terenie dużej zdrowej populacji lampartów, to obszar zostanie objęty ochroną. « powrót do artykułu
  10. Psycholodzy z Emory University stwierdzili, że wiek 7 lat to moment, kiedy zaczynają zanikać najwcześniejsze wspomnienia z dzieciństwa (rozwija się tzw. amnezja dziecięca). Z wywiadów z dorosłymi naukowcy od dawna wiedzieli, że u większości ludzi pamięć sięga wstecz jedynie do wieku ok. 3 lat. Zygmunt Freud nazwał to zjawisko amnezją dziecięcą i twierdził, że tłumienie wspomnień ma związek z ich niewłaściwą seksualną naturą. W ostatnich latach zgromadzono jednak sporo dowodów, że choć niemowlęta wykorzystują pamięć do nauki języka i nadawania sensu światu, brakuje im zaawansowanej architektury, by utworzyć i zachować bardziej skomplikowane formy pamięci. Eksperyment zaczął się od nagrywania 83 dzieci w wieku 3 lat. Matki i ojcowie mieli z nimi rozmawiać o wydarzeniach (6) z ostatnich miesięcy, np. wycieczce do zoo czy przyjęciach urodzinowych. Poprosiliśmy rodziców, by rozmawiali z dziećmi tak jak zwykle - podkreśla Patricia Bauer. Rodzice mogli nalegać, by mówić o wywoływanych przez nich wydarzeniach albo podążać za tokiem myślenia dziecka. Osobom, które podążały za dzieckiem, udawało się wydobyć z 3-latków bogatsze wspomnienia. Takie podejście wiązało się także z lepszą pamięcią zdarzenia w późniejszym wieku. Później maluchy podzielono na 5 grup. W przypadku każdej wczesną pamięć autobiograficzną badano jednokrotnie w innym wieku: 5, 6, 7, 8 lub 9 lat. Okazało się, że o ile dzieci w wieku 5-7 lat przypominały sobie od 63 do 72% zdarzeń, o tyle u 8-9-latków wskaźnik przypomnień spadał już do ok. 35%. Zaskakujące było to, że choć 5-7-letnie dzieci pamiętały większy odsetek zdarzeń, to ich narracje były mniej kompletne. Starsze dzieci pamiętały mniej zdarzeń, ale za to z większą liczbą szczegółów. Możliwe, że z dłużej istniejącymi wspomnieniami wiąże się więcej detali, a rosnące umiejętności językowe starszych dzieci pomagają lepiej wyrazić zasoby pamięciowe, przyczyniając się do dalszego ich cementowania. Jak wyjaśnia Bauer, dzieci zapominają szybciej niż dorośli, bo brakuje im procesów neuronalnych koniecznych do scalania wszystkich fragmentów informacji. Musisz opanować wykorzystanie kalendarza i zrozumieć dni tygodnia oraz pory roku. Powinieneś kodować dane o lokalizacji wydarzenia i rozwinąć poczucie siebie oraz zrozumienie, że twoja perspektywa różni się od perspektywy innych ludzi. Wspomnienia są jak makaron w kształcie ziarenek ryżu [...], a dziecięce mózgi działają jak cedzak z dużymi dziurkami, który próbuje zachować te drobinki. U dorosłych sitko zastępuje gęsta sieć. Wiedząc już, kiedy zaczyna się rozwijać amnezja dziecięca, Bauer chce określić, kiedy u ludzi pojawia się dorosły (wyostrzony) system pamięciowy. Amerykanka podejrzewa, że między 9. a 18 r.ż. « powrót do artykułu
  11. Los pierwszego chińskiego łazika księżycowego prawdopodobnie wisi na włosku. Agencja Xinhua poinformowała, że Yutu doświadczył zaburzeń mechanicznych i inżynierowie starają się rozwiązać problem. Kłopoty nadeszły w fatalnym momencie, w chwili, gdy łazik przygotowywał się do drugiej księżycowej nocy. Sonda Chang'e-3, która zawiozła go na Księżyc przeszła w stan głębokiego uśpienia już w piątek. Tymczasem w sobotę Xinhua poinformowała o kłopotach Yutu. Noc na Księżycu trwa przez dwa tygodnie. W tym czasie do części naszego naturalnego satelity nie dociera światło słoneczne, a temperatura spada do poniżej -180 stopni Celsjusza. Yutu i Chang'e nie mogą wówczas pobierać energii ze Słońca, ich aktywność zostaje zatem bardzo mocno ograniczona. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że awarii uległ jeden z paneli słonecznych łazika, który nie zwinął się prawidłowo po tym, jak obniżono maszt, który został schowany w ogrzewanym przedziale. Panel ma za zadanie okryć przedział i ochronić znajdujące się tam instrumenty przed chłodem księżycowej nocy. Jeśli doniesienia te są prawdziwe, a chińskim inżynierom nie udało się odpowiednio zwinąć panelu, to uszkodzeniu mogą ulec liczne systemy elektroniczne, w tym kamera nawigacyjna, kamera wykonująca zdjęcia w kolorze oraz antena komunikacyjna. O bezpieczeństwo systemów dba radioizotopowe źródło ciepła. Zwinięty panel słoneczny pozwala na utrzymanie temperatury urządzeń w bezpiecznych granicach około -40 stopni Celsjusza. Łazik powinien wybudzić się z uśpienia 8 lub 9 lutego. Wówczas przekonamy się, czy przetrwał drugą noc na Księżycu. Chiny są trzecim, po USA i ZSRR krajem, który dokonał miękkiego lądowania na Księżycu.
  12. Muzykoterapia w postaci kręcenia własnych klipów pomaga chorym na nowotwory nastolatkom i młodym dorosłym poradzić sobie z terapią. Zespół ze Szkoły Pielęgniarstwa Uniwersytetu Indiany śledzili doświadczenia pacjentów w wieku 11-24 lat, którzy w ciągu 3 tygodni produkowali muzyczny teledysk. Okazało się, że poprawiła się ich zdolność zdrowienia (przystosowanie do stresorów, np. dotyczących diagnozy onkologicznej i leczenia) oraz stosunki z rodziną i znajomymi. Wszyscy chorzy przechodzili związany z wysokim ryzykiem przeszczep komórek macierzystych. W ramach badań 113 osób losowano do grupy produkującej wideo albo do grupy kontrolnej dostającej audiobooki. Na przestrzeni 3 tygodni organizowano 6 sesji terapeutycznych. Jak tłumaczą autorzy artykułu z pisma Cancer, na różnych etapach interwencji nadarzały się okazje do angażowania rodziny, znajomych czy personelu medycznego. Do teledysku trzeba było napisać słowa, a także nagrać muzykę i zdjęcia. Nad przebiegiem prac czuwał muzykoterapeuta, który pomagał ustalić, co jest dla kogo ważne i podpowiadał, jak komunikować swoje idee. Na końcu urządzano premierę dla bliskich. Okazało się, że w porównaniu do osób z grupy kontrolnej, grupa eksperymentalna wspominała o większej zdolności do regeneracji i radzenia sobie ze skutkami terapii. Sto dni po przeszczepie ci sami chorzy byli także przekonani, że ich komunikacja z rodziną i kontakt z przyjaciółmi (integracja społeczna) są lepsze. Gdy zespół Joan Haase prowadził wywiady z rodzicami chorych, ci twierdzili, że dzięki wideo zyskali pomocny wgląd w przeżycia dzieci dotyczące nowotworu. Potrzebowali jednak pomocy, by rozpocząć i podtrzymać ważne rozmowy nt. informacji zawartych w wideo.
  13. Stephen Hawking opublikował [PDF] w arXiv.org pracę, w której stwierdza, że czarne dziury nie istnieją w takiej formie, w jakiej sobie je dotychczas wyobrażaliśmy. Wielki uczony nie kwestionuje samego faktu istnienia czarnych dziur, ale poddaje w wątpliwość ich właściwości. Hawking uważa, że fizyka kwantowa nie pozwala na istnienie czarnych dziur o opisywanych dotychczas właściwościach. Naukowiec stwierdza, że współczesne rozumienie fizyki kwantowej każe odrzucić przypuszczenie, jakoby światło nie mogło opuścić czarnej dziury. Zdaniem Hawkinga światło może wydostać się z czarnej dziury, jednak jest to niezwykle trudne. Jednocześnie Hawking kwestionuje istnienie horyzontu zdarzeń, czyli granicy, po przekroczeniu której nic nie może wydostać się z czarnej dziury. Brak horyzontu zdarzeń oznacza, że czarne dziury, rozumiane jako obszary, z których światło nie może uciec, nie istnieją - czytamy w artykule. Z punktu widzenia klasycznych teorii z czarnej dziury nie ma ucieczki. Teoria kwantowa pozwala energii i informacji na wydostanie się z czarnej dziury - stwierdził naukowiec. Zaproponował on pojęcie „pozornego horyzontu” (apparent horizon). Od koncepcji horyzontu zdarzeń różni się on odniesieniem do czasu. Spoza horyzontu zdarzeń światło nigdy nie może się wydostać, spoza pozornego horyzontu – nie może wydostać się obecnie. Istnieją zatem sytuacje, takie jak zaburzenia czasoprzestrzeni czy duże deformacje czarnej dziury, w czasie których przestaje być ona czarna i sygnał może się z niej wydostać. Najbardziej istotną konsekwencją hipotezy Hawkinga – o ile jest ona prawdziwa – jest usunięcie osobliwości z wnętrza czarnych dziur. Obecnie przyjmuje się, że we wnętrzu każdej czarnej dziury istnieje osobliwość, czyli punkt o nieskończonej gęstości.
  14. Steven Hawking opublikował [PDF] w arXiv.org pracę, w której stwierdza, że czarne dziury nie istnieją w takiej formie, w jakiej sobie je dotychczas wyobrażaliśmy. Wielki uczony nie kwestionuje samego faktu istnienia czarnych dziur, ale poddaje w wątpliwość ich właściwości. Hawking uważa, że fizyka kwantowa nie pozwala na istnienie czarnych dziur o opisywanych dotychczas właściwościach. Naukowiec stwierdza, że współczesne rozumienie fizyki kwantowej każe odrzucić przypuszczenie, jakoby światło nie mogło opuścić czarnej dziury. Zdaniem Hawkinga światło może wydostać się z czarnej dziury, jednak jest to niezwykle trudne. Jednocześnie Hawking kwestionuje istnienie horyzontu zdarzeń, czyli granicy, po przekroczeniu której nic nie może wydostać się z czarnej dziury. Brak horyzontu zdarzeń oznacza, że czarne dziury, rozumiane jako obszary, z których światło nie może uciec, nie istnieją - czytamy w artykule. Z punktu widzenia klasycznych teorii z czarnej dziury nie ma ucieczki. Teoria kwantowa pozwala energii i informacji na wydostanie się z czarnej dziury - stwierdził naukowiec. Zaproponował on pojęcie „pozornego horyzontu” (apparent horizon). Od koncepcji horyzontu zdarzeń różni się on odniesieniem do czasu. Spoza horyzontu zdarzeń światło nigdy nie może się wydostać, spoza pozornego horyzontu – nie może wydostać się obecnie. Istnieją zatem sytuacje, takie jak zaburzenia czasoprzestrzeni czy duże deformacje czarnej dziury, w czasie których przestaje być ona czarna i sygnał może się z niej wydostać. Najbardziej istotną konsekwencją hipotezy Hawkinga – o ile jest ona prawdziwa – jest usunięcie osobliwości z wnętrza czarnych dziur. Obecnie przyjmuje się, że we wnętrzu każdej czarnej dziury istnieje osobliwość, czyli punkt o nieskończonej gęstości. « powrót do artykułu
  15. Przyzakaźne zapalenie mózgu, wywołane np. wirusem grypy, upośledza zdolność do tworzenia wspomnień przestrzennych. Jak tłumaczą naukowcy z Brighton and Sussex Medical School, zjawisko to jest skutkiem spadku metabolizmu glukozy w mózgowym centrum pamięciowym (dochodzi do zaburzenia działania obwodów neuronalnych zaangażowanych w uczenie i pamięć). Stan zapalny od dawna wiąże się z zaburzeniami pamięci, w tym z chorobą Alzheimera. Poważne infekcje mogą także upośledzić funkcjonowanie poznawcze zdrowych seniorów. Próbując ustalić, w jaki sposób zapalenie oddziałuje na pamięć, 20 ochotników zbadano pozytonowym tomografem emisyjnym (PET) przed i po szczepieniu na dur brzuszny lub podaniu soli fizjologicznej. Po każdym skanie, który miał pomóc w ocenie wpływu stanu zapalnego na zużycie glukozy przez mózg, testowano pamięć przestrzenną wolontariuszy (wykonywali oni serię zadań w rzeczywistości wirtualnej). Zapaleniu towarzyszył spadek metabolizmu cukru w centrum pamięciowym - przyśrodkowym płacie skroniowym (ang. medial temporal lobe, MTL). Poza tym badani wypadali gorzej w przestrzennych zadaniach pamięciowych. Wiemy od jakiegoś czasu, że u starszych osób poważne zakażenia mogą prowadzić do długotrwałych zaburzeń poznawczych. Infekcje są także powszechnym wyzwalaczem ostrej deterioracji funkcji u pacjentów z demencją i alzheimerem. To studium sugeruje, że złapanie przeziębienia lub grypy, które prowadzą do zapalenia mózgu, może również upośledzić naszą pamięć - podkreśla dr Neil Harrison. Choć jest mało prawdopodobne, by infekcje wpłynęły w ten sposób na młodych i zdrowych ludzi, wyniki opisane w piśmie Biological Psychiatry mają duże znaczenie dla seniorów. Naukowcy zamierzają teraz zbadać rolę spełnianą przez zapalenie w demencji; chcą m.in. ustalić, jak ostre zakażenia takie jak grypa wpływają na tempo jej progresji. Nasze wyniki sugerują, że mózgowe obwody pamięciowe są szczególnie wrażliwe na stan zapalny [...]. Gdybyśmy byli w stanie kontrolować poziom zapalenia, być może potrafilibyśmy zmniejszyć tempo deterioracji umiejętności poznawczych - podsumowuje Harrison. « powrót do artykułu
  16. Przed kilkoma dniami w British Museum wystawiono niedawno odcyfrowaną mezopotamską tabliczkę, która opisuje historię podobną do dziejów Noego i jego arki. Tabliczka, której wiek oszacowano na 4000 lat opowiada znaną z Biblii historię uzupełnioną o szczegółowy opis budowy wielkiego okrągłego statku. Inżynierowie chcą na jej podstawie zbudować arkę i sprawdzić, czy będzie ona w stanie utrzymać się na wodzie. Tabliczka trafiła przed kilkoma laty w ręce Irvinga Finkela, kuratora zbiorów bliskowschodnich. Przyniósł mu ją mężczyzna, który powiedział, że jego ojciec kupił tabliczkę na Bliskim Wschodzie wkrótce po II wojnie światowej. Finkel, który odczytał tabliczkę, mówi, że to jeden z najważniejszych dokumentów w historii człowieka. Odkrycie, iż Arka była okrągła było olbrzymim zaskoczeniem. Taki kształt ma jednak sens. Okrągłe łodzie były stosowane na szeroką skalę w roli rzecznych taksówek. Świetnie bowiem radzą sobie podczas powodzi i zapewniają bezpieczeństwo w czasie pływania po zalanych terenach. Profesor David Owen z Cornell University, który specjalizuje się w badaniach starożytnego Bliskiego Wschodu nazywa odkrycie Finkela nadzwyczajnym. Z opinią na temat łodzi zgadza się też Elizabeth Stone specjalistka od Mezopotamii ze Stony Brook University. Ludzie będą wyobrażali sobie łódź na podobieństwo tych, które znają - stwierdza. Z tabliczki dowiadujemy się, że Bóg przekazał Noemu szczegółowe instrukcje budowy łodzi. Była ona wielkości 2/3 współczesnego boiska do futbolu amerykańskiego, zbudowana z rzemienia wzmocnionego drewnianym ożebrowaniem i pokrytego smołą. Wielka powódź niejednokrotnie była opisywana w mezopotamskiej literaturze, w tym w Eposie o Gilgameszu. Jednak w dziełach tych nie zawarto szczegółów technicznych arki. To byłoby jak film o Bondzie, w którym agent, zamiast po prostu posiadać wielki czerwony seksowny samochód, dowiadywałby się o koniach mechanicznych, ciśnieniu w oponach czy pojemności bagażnika. To nikogo nie interesuje. Ludzie chcą, by samochód był używany podczas pościgów - stwierdza Finkel. Uczony jest pewien, że opowieść o powodzi i arce powstała w Mezopotamii. Przypomina jak skonsternowani byli XIX-wieczni naukowcy, którzy odczytali pierwsze mezopotamskie tabliczki i napotkali tam historię bliźniaczo podobną do biblijnej. Zdaniem Finkela opowieść o potopie była znana Żydom, którzy opuścili Babilonię w VI wieku przed Chrystusem i trafiła do Starego Testamentu. Katastrofalna powódź, która dotknęła mieszkańców Mezopotamii została na zawsze zachowana w ludzkiej pamięci, a jej opis trafił do świętej księgi. Koncepcja, że tego typu wydarzenia są spowodowana przez Boga, który gniewa się za ludzkie grzechy jest wciąż żywa. « powrót do artykułu
  17. Piętnastu znanych naukowców oskarżyło Unię Europejską, że źle interpretuje wyniki ich badań, by wprowadzić nadmiernie uciążliwe regulacje dotyczące rynku e-papierosów. Taka opinia znalazła się w liście uczonych skierowanych do komisarza ds. zdrowia Tonio Borga. Uczeni piszą, że Tobacco Product Directive, która ma wejść w życie już w kwietniu, utrudni palaczom papierosów przestawienie się na e-papierosy, które zawierają nikotynę, ale nie tytoń. Dzięki dobrym regulacjom e-papierosy mogą spowodować, że papierosy staną się przeżytkiem, co uratuje miliony ludzi na całym świecie. Natomiast skutkiem nadmiernej regulacji będzie utrzymanie obecnego poziomu zapadalności na choroby związane z paleniem papierosów, liczba przypadków śmierci i koszty opieki zdrowotnej - stwierdzają uczeni. Sygnatariusze listu zauważają, że wśród błędów, na których oparto ustawę znalazły się m.in. takie dotyczące dopuszczalnych stężeń nikotyny, dawek nikotyny pozwalających palaczowi na osiągnięcie zamierzanego celu, przerysowanie zagrożeń spowodowanych przez spożywanie nikotyny oraz niepoparte dowodami naukowymi stwierdzenie, że e-papierosy zachęcą osoby niepalące i młodzież do sięgnięcia po prawdziwe papierosy. Proponowane przepisy ograniczają ilość nikotyny do 20 miligramów na mililitr płynu. Naukowcy zauważają jednak, że 20-30 procent palaczy woli wyższe dawki, przez co nawet jeśli spróbują e-papierosów to wrócą do tradycyjnych papierosów. Urzędnicy tworzący nowe przepisy oparli się m.in. na badaniach Konstantinosa Farsalinosa ze Szpitala Uniwersyteckiego w belgijskim Leuven. Uczony wyjaśnia, że jego dane zostały źle zinterpretowane. W swojej pracy wykazał on, że 20 miligramów na mililitr to mniej niż połowa dawki uzyskiwanej z tradycyjnego papierosa. By otrzymać podobną dawkę nikotyny dopuszczalna ilość w płynie w e-papierosie powinna wynosić 50 miligramów na mililitr. Unia Europejska uznaje obecnie, że śmiertelna dawka nikotyny to 60 miligramów. Naukowcy podkreślają, że informacja taka pochodzi z 1856 roku z podręcznika dla aptekarzy, a znalazła się w nim jako wynik eksperymentów prowadzonych na samym sobie. To informacja nieprawdziwa, ludzie połykali dawki 60-krotnie wyższe, a jedynymi objawami były nudności i wymioty. Przypadki zatruć tytoniem, środkami zastępującymi nikotynę lub e-papierosami są niezwykle rzadkie. Ponadto nie istnieje ryzyko przedawkowania wskutek inhalacji - czytamy w liście uczonych. Kolejnym kuriozalnym stwierdzeniem, jakie znalazło się w Tobacco Products Directive, jest opinia, że elektroniczne papierosy dostarczają nikotynę bez przerwy. Uczeni zauważają, że to absurd, gdyż do palacz decyduje, kiedy zaciąga się papierosem. Badania wykazały, że dawki nikotyny, jakie przyjmują poszczególni palacze e-papierosów mogą różnić się nawet 20-krotnie, gdyż z różną siłą i częstotliwością zaciągają się oni różnymi ilościami dymu. Naukowcy potępiają też autorów dyrektywy za to, że znalazła się w niej sugestia, jakoby e-papierosy prowadziły do uzależnienia od nikotyny i kierowały osoby palące ku prawdziwym papierosom. Dostępne dane naukowe nie wskazują, by e-papierosy wywoływały taki efekt, czytamy w liście. Co więcej, naukowcy przypominają, że niektóre z badań sugerują, iż e-papierosy pomagają rzucić palenie. « powrót do artykułu
  18. U pszczół znaleziono wirus, który zwykle atakuje rośliny. Naukowcy z USA i Chin uważają, że ich odkrycie pomoże wyjaśnić zmniejszanie się liczebności tych owadów (zespół masowego ginięcia pszczoły miodnej; ang. Colony Collapse Disorder, CCD). Rutynowe badanie przesiewowe pszczół pod kątem częstych i rzadkich wirusów doprowadziło do przypadkowego wykrycia wirusa pierścieniowej plamistości tytoniu (ang. Tobacco ringspot virus, TRSV). Jak tłumaczy Yan Ping Chen ze Służby Badań Rolniczych (ARS) amerykańskiego Departamentu Rolnictwa, zaintrygowani naukowcy postanowili sprawdzić, czy wirus roślinny może także wywoływać zakażenia układowe u pszczół. Wyniki naszego studium dostarczyły pierwsze dowody, że pszczoły miodne wystawione na oddziaływanie zakażonego pyłku również mogą się zarazić i że infekcja rozprzestrzenia się w [...] ich organizmie - podkreśla Ji Lian Li z Chińskiej Akademii Nauk Rolniczych w Pekinie. [Dotąd] wiedzieliśmy, że pszczoły miodne, Apis mellifera, mogą transmitować TRSV, gdy przelatują z kwiatka na kwiatek, prawdopodobnie przenosząc wirus z jednej rośliny na drugą - dodaje Chen. Co istotne, ok. 5% znanych wirusów roślinnych przenosi się za pośrednictwem pyłku. Przez brak aktywności egzonukleazy 3' -> 5', która pełni funkcje korektorskie, usuwając błędy powstałe podczas replikacji genomu, szczególnie niebezpieczne są wirusy RNA. Wskutek tego wirusy takie jak TRSV generują dużą liczbę wariantów (pseudotypy) o różnych właściwościach infekcyjnych. Genetyczna różnorodność i duże rozmiary populacji ułatwiają przystosowanie wirusów RNA do warunków stwarzanych przez nowych gospodarzy. Kiedy naukowcy przyglądali się koloniom klasyfikowanym jako silne bądź słabe, w słabych TRSV i inne wirusy były powszechniejsze. Populacje z mnogimi, nasilonymi infekcjami wirusowymi zaczynały podupadać na zdrowiu późną jesienią, a do lutego wymierały. Kolonie z mniej licznymi zakażeniami przeżywały zimę we względnym spokoju. Wirus pierścieniowej plamistości tytoniu wykryto także u Varroa destructor, pajęczaka będącego pasożytem pszczoły miodnej i wschodniej (wywołuje on warrozę). W tym przypadku TRSV występował jednak wyłącznie w jelicie ślepym, co oznacza, że pajęczaki ułatwiają poziomą transmisję patogenów. Fakt, że zakażona królowa składa zainfekowane jaja (dochodzi do przekazu transowarialnego z samicy na potomstwo), przekonał akademików, że TRSV może być transmitowany także pionowo. « powrót do artykułu
  19. Samce Engystomops pustulosus nawołują noc w noc z bajorek, by zwabić wybranki serca. Nie mają, niestety, pojęcia, jak bardzo ryzykują. Okazuje się bowiem, że sygnał dźwiękowy wywołuje drobne falki, które rozchodzą się po wodzie. Zwykle są one wykorzystywane przez inne samce do oceny natężenia konkurencji, ale tę samą informację może wychwycić też drapieżnik - nietoperz Trachops cirrhosus. Wtedy płaz staje się dla niego łatwym celem. To zjawisko porównywalne do czytania z ruchu warg. Choć najbardziej oczywistym elementem komunikacji płaza jest dźwięk, wywołane zawołaniem fale zmieniają zachowanie rywalizującego samca, który je wyczuje. Nietoperze także postrzegają fale za pomocą echolokacji - wyjaśnia Wouter Halfwerk. W porównaniu do prezentacji samego dźwięku, w sytuacji odbierania zarówno dźwięku, jak i fal rywalizujące samce płazów ponad 2-krotnie zwiększały wskaźnik zawołań. Przestawały za to nawoływać, gdy znajdowały się w 7,5-cm strefie generującego falki rywala. Ponieważ panowie nie reagowali na same falki, wszystko wskazuje na to, że by wywołać właściwą reakcję, powiązane z nimi wskazówki muszą być integrowane z towarzyszącym dźwiękiem. Zespół z kilku jednostek badawczych (Instytutu Badań Tropikalnych Smithsona, Uniwersytetu w Lejdzie, Uniwersytetu Teksańskiego w Austin oraz Salisbury University) zauważył, że nietoperze wolały atakować modele generujące zawołania z falkami niż te z samymi sygnałami dźwiękowymi. Kiedy jednak, naśladując warunki panujące w naturze, dodawano warstwę liści, preferencje zanikały. Działo się tak zapewne dlatego, że śmiecie zakłócały odbiór echa akustycznego. Kiedy obok przelatuje nietoperz, pierwsza linia obrony płaza polega na zamilknięciu. Niestety, falki przemieszczają się jeszcze przez kilka sekund, skutecznie ułatwiając ssakowi demaskację ofiary. To studium pokazuje, jak istotne jest branie pod uwagę całości sytuacji - postrzeganie nie tylko sygnałów, ale i ich produktów ubocznych przez różnych odbiorców za pośrednictwem różnych kanałów zmysłowych może generować tak koszty, jak i zyski - podsumowuje Rachel Page z Instytutu Badań Tropikalnych Smithsona. « powrót do artykułu
  20. Nowy rodzaj papieru może być materiałem przyszłości na rynku... ogniw fotowoltaicznych. Papier ten charakteryzuje się 96% przejrzystością, jest tańszy i bardziej przyjazny środowisku niż obecnie wykorzystywane plastikowe substraty. Jednak największą zaletą wspomnianego materiału jest zlikwidowanie problemu związanego z zależnością pomiędzy przezroczystością a rozpraszaniem. Idealny materiał dla ogniw fotowoltaicznych powinien charakteryzować się wysoką przejrzystością oraz wysokim rozpraszaniem. Niestety, zwykle właściwości te nie idą w parze. Materiały o wysokiej przejrzystości rzędu 90% charakteryzuje niskie rozpraszanie, poniżej 20%. Papier wyprodukowany przez chińskich i amerykańskich uczonych charakteryzuje się przejrzystością wynoszącą 96% oraz rozpraszaniem rzędu 60%. Żaden inny tani materiał nie ma tak dobrych właściwości. Nowy papier jest przezroczysty, gdyż w przeciwieństwie do tradycyjnego papieru nie zawiera mikroporów, która tak bardzo rozpraszają światło, iż materiał staje się nieprzezroczysty. Twórcy nowego materiału wyeliminowali mikropory wykorzystując technikę TEMPO, która osłabia wiązania wodorowe pomiędzy mikrowłóknami, co powoduje, że struktura włókien zmienia się tak, iż zawierają one nanopory, a nie mikropory. Papier ten zbudowany jest ze wstążek, które połączone w taki sposób, że nie występują w nim mikropory, co zapewnia mu przejrzystość, a jednocześnie występują nanopory, dzięki czemu materiał charakteryzuje duże rozpraszanie - mówi profesor Liangbing Hu z University of Maryland. « powrót do artykułu
  21. Ludzie są w stanie wyczuć zapach choroby u jednostek, których układ odpornościowy stał się bardzo aktywny po wstrzyknięciu toksyny. Co więcej, udaje im się to w pierwszych godzinach czyjejś ekspozycji na substancję. Mats Olsson z Karolinska Instututet przypomina, że istnieją nie tylko anegdoty, ale i naukowe dowody na to, że choroby mają konkretne zapachy. U diabetyków w oddechu wyczuwa się np. niekiedy woń fermentujących jabłek (aceton). Wg Szweda, zdolność wykrywania tego typu woni to przystosowanie odpowiadające za unikanie zagrażających zdrowiu sytuacji. Zastanawiając się, czy działa ono już na wczesnym etapie choroby, akademicy wstrzyknęli 8 zdrowym osobom lipopolisacharyd (LPS) albo sól fizjologiczną. Ochotnicy nosili obcisłe koszulki, które miały wchłaniać pot w ciągu 4 godzin. Po iniekcji z LPS u badanych rozwinęła się odpowiedź immunologiczna - wzrosła temperatura oraz poziom cytokin. Oceną próbek potu zajmowało się 40 ochotników. Okazało się, że wg nich, t-shirty osób z grupy LPS pachniały bardziej intensywnie i nieprzyjemnie. Poza tym ich woń była uznawana za bardziej niezdrową. Związek między aktywacją układu odpornościowego a wonią można wyjaśnić, przynajmniej częściowo, poziomem cytokin we krwi. Im silniejsza reakcja, tym bardziej nieprzyjemny zapach potu. Ponieważ naukowcy nie znaleźli znaczących różnic w ogólnej ilości składników zapachowych, oznacza to, że wykrywamy różnice składu. Choć konkretne substancje należy dopiero zidentyfikować, interesujący jest sam fakt, że emitujemy sygnał awersywny krótko po uaktywnieniu układu odpornościowego. « powrót do artykułu
  22. Naukowcy zsekwencjonowali DNA najstarszego nowotworu na świecie. Przenoszony drogą płciową psi guz (CTVT – canine transmissible venereal tumor) to jeden z dwóch znanych zakaźnych nowotworów. Drugim jest nowotwór pyska atakujący diabła tasmańskiego. Badania nad tymi chorobami są niezwykle istotne. Niewykluczone bowiem, że w przyszłości pojawi się zakaźny nowotwór atakujący ludzi. Dzięki zsekwencjonowaniu genomu CTVT uczeni dowiedzieli się, że nowotwór pochodzi od jednego osobnika, który żył 11 000 lat temu. Jednak przed śmiercią pies ten zaraził inne zwierzę i nowotwór przetrwał do dzisiaj. Naukowcy stwierdzili również, że w DNA nowotworu występuje około 2 milionów mutacji. To olbrzymia liczba. W większości ludzkich nowotworów występuje od 1 do 5 tysięcy mutacji. „Genom tego niezwykle długowiecznego nowotworu dowodzi, że jeśli pojawią się odpowiednie warunki, nowotwory mogą przetrwać ponad 10 000 lat pomimo występowania w nich milionów mutacji” - mówi główna autorka badań doktor Elizabeth Murchison z University of Cambridge i Wellcome Trust Sanger Institute. DNA ujawniło też, że pierwszy nosiciel CTVT był podobny do malamuta lub husky'ego. „Nie wiemy, dlaczego akurat ten pies zapoczątkował zakaźny nowotwór. Ale to fascynujące móc spojrzeć wstecz i zrekonstruować tożsamość psa, którego genom jest wciąż obecny w komórkach nowotworowych” - mówi Murchison. CTVT rozprzestrzenił się po całym świecie w ciągu ostatnich 500 lat. Prawdopodobnie rozniosły go psy zabierane przez kolonizujących Ziemię Europejczyków. « powrót do artykułu
  23. Psycholodzy z Uniwersytetu Cornella uważają, że zachowania dotyczące ostatniego posiłku więźniów skazanych na karę śmierci dostarczają wskazówek nie tylko na temat preferencji smakowych, ale także winy i niewinności. Kevin Kniffin sprawdzał, czy osoba, która zaakceptowała winę - przepraszając lub dokonując rachunku sumienia - z większym prawdopodobieństwem będzie czerpać przyjemność z ostatniego posiłku. Naukowiec analizował także ewentualne różnice występujące u ludzi podtrzymujących twierdzenia o swojej niewinności. Amerykanin hipotetyzował, że osoby postrzegające się jako niewinne będą zamawiać potrawy/produkty o mniejszej kaloryczności lub w ogóle odmówią ostatniego posiłku. Przyjrzawszy się ostatnim posiłkom 247 więźniów straconych w USA między 2002 a 2006 r. Kniffin potwierdził swoje przypuszczenia. W porównaniu do uznających zasadność wyroku, osoby zaprzeczające winie 2,7 razy częściej odmawiały ostatniego posiłku. Poza tym przyznający się do zarzucanych im czynów prosili o jedzenie zawierające o 34% więcej kalorii, częściej wymieniali też markowe produkty wykazujące działanie uspokajające (tzw. comfort foods). « powrót do artykułu
  24. Choroby atakujące rośliny są niebezpieczne dla indywidualnych osobników, ale pomagają w zachowaniu bioróżnorodności. Do takich wniosków doszli naukowcy badający lasy deszczowe w Belize. Badania stanowiły eksperymentalne potwierdzenie hipotezy Janzena-Connella. Zgodnie z nią wraz ze wzrostem rośliny w lasach tropikalnych patogeny i zwierzęta, które ją atakują, zwiększają zasięg swojego oddziaływania. Dzięki temu zapobiegają rozsiewaniu się nasion rośliny w bezpośrednim jej sąsiedztwie, pozwalając w ten sposób wzrastać innym roślinom. Innymi słowy, wyspecjalizowane patogeny nie dopuszczają do sytuacji, w której roślina całkowicie zdominuje jakiś obszar. Im bardziej rozpowszechniony gatunek, tym mocniej jest atakowany. To mechanizm pozwalający na utrzymanie bioróżnorodności - mówi Keith Clay, ekolog roślin z University of Bloomington. Hipoteza Janzena-Connella została sformułowana niemal pół wieku temu. Od tamtej pory wiele zespołów naukowych wykazało, że insekty i patogeny kontrolują populację roślin. Brakowało jednak dowodów na to, że promują one również wzrost innych gatunków. Badania w Belize prowadził Owen Lewis i jego zespół z University of Oxford. Uczeni wybrali trzy obszary, z których jeden spryskali środkiem grzybobójczym, drugi insektycydem, a trzeci wodą. Po 17 miesiącach stwierdzili, że na obszarze spryskanym środkiem grzybobójczym liczba gatunków zmniejszyła się o około 16%. Tam, gdzie zastosowano insektycyd nie stwierdzono spadku bioróżnorodności, ale zmieniła się liczba osobników różnych gatunków. Badania takie są istotne z punktu widzenia ochrony lasów tropikalnych. Pokazują bowiem, jak ważną rolę w zachowaniu bioróżnorodności odgrywają grzyby. Organizmy te są bardzo wrażliwe na zmiany wilgotności, a ze zmianami takimi mamy do czynienia w obliczu ocieplającego się klimatu. « powrót do artykułu
  25. Choć nie przeprowadzono wielu badań na ten temat, pisanie SMS-ów podczas chodzenia nie wydaje się bezpieczne. Jeszcze przed rozstrzygającym eksperymentem naukowcy powoływali się m.in. na rozproszenie uwagi, zmienione wymagania mechaniczne czy ograniczone pole widzenia. Próbując uzupełnić lukę w wiedzy, zespół dr Siobhan M. Schabrun z University of Western Sydney zebrał grupę 26 zdrowych osób. Miały one iść prosto w wygodnym tempie, pokonując odległość ok. 8,5 m. Uwzględniono 3 scenariusze: chodzenie bez telefonu, podczas czytania wiadomości i pisania SMS-a. Sprawność chodu określano dzięki systemowi analizy ruchu. Odczytując lub pisząc SMS-y, ochotnicy pochylali głowę i chodzili wolniej niż bez telefonu, przy czym osoby wystukujące wiadomości poruszały się wolniej od tych, które tylko czytały. Badani chodzili bardziej krzywo, zajmując się telefonem (absolutna zmiana bocznego odchylenia stopy na krok była w ich przypadku większa), ale nie odnotowano różnic między grupami nr 2 i 3. Naukowcy uważają, że optymalizacja wykonania zadania telefonicznego (np. koordynacja obrotów głowy i tułowia, która ułatwia utrzymanie stabilności aparatu) upośledza dokładność kontroli głowy i wpływa na równowagę. W ramach studium stwierdzono np., że podczas czytania i SMS-owania przyśrodkowo-boczne ruchy głowy nasiliły się o ~1,5 stopnia. Choć zmiana jest nieduża, przekracza próg wykrywania kołysania przez układy proprioceptywny, wzrokowy i przedsionkowy, przez co dane dotyczące równowagi zostają przesłonięte szumem. W tym miejscu warto przypomnieć, że u zdrowych seniorów i pacjentów z parkinsonem zwiększone ruchy przyśrodkowo-boczne głowy wiążą się z podwyższonym ryzykiem upadku. Spowolnienie w czasie równoczesnego chodzenia i czytania/pisania SMS-ów może być wynikiem próby minimalizowania ruchów głowy. Zwiększone wymogi dot. obsługi telefonu sprawiają, że zdrowi młodzi dorośli nadają priorytet kontroli relatywnych ruchów głowy i tułowia; dzieje się to kosztem stabilności chodu. Wolniejsze chodzenie da się także wyjaśnić trzymaniem rąk przy tułowiu podczas pisania/czytania wiadomości. Przy takiej pozycji (bez machania górnymi kończynami) trudniej np. odzyskać równowagę. Co ciekawe, nawet w małej 26-osobowej grupie aż 9 ochotników wspominało o wypadkach spowodowanych SMS-owaniem. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...