Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37586
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W USA pojawił się pierwszy przypadek zarażenia wirusem MERS (Middle East respiratory syndrom). Mimo, że choroba jest niebezpieczna i nie można wykluczyć wybuchu epidemii, jest mało prawdopodobne, by szybko pojawiła się szczepionka zapobiegająca infekcji. Wszystko przez wysokie koszty i restrykcyjne regulacje, które powodują, że prace nad szczepionkami na niedawno odkryte choroby są bardzo ryzykowne z biznesowego punktu widzenia. MERS po raz pierwszy zidentyfikowano w Arabii Saudyjskiej w 2012 roku. Od tamtej pory zachorowania odnotowano w Europie, Afryce i Azji. Na początku bieżącego miesiąca do USA przyjechały dwie osoby zarażone MERS. Władze poinformowały, że jedna z podróżujących osób zaraziła inną osobę przebywającą na terenie USA. Zarażony wyzdrowiał bez pomocy lekarza, jednak wiele osób nie miało tyle szczęścia. Dotychczas zmarło 30% zainfekowanych MERS. Współczesna technika pozwala na szybkie przygotowanie eksperymentalnych szczepionek zwalczających niespodziewanie pojawiające się choroby. Jednak największym problemem są czas i pieniądze. Szczepionkę może co prawda przygotować któraś z instytucji naukowych, ale jej testami i wprowadzeniem na rynek zajmują się zwykle wielkie koncerny. Dzieje się tak, gdyż ścisłe regulacje wymagają wieloletnich testów, które mają wykazać, że szczepionka nie tylko działa, ale również nie przynosi efektów ubocznych. Zwykle pomiędzy dokonaniem odkrycia, a rozpoczęciem sprzedaży leku mija 10 lat, w czasie których trzeba zainwestować około miliarda dolarów. To oznacza, że szczepionka nie może pojawić się szybko, a olbrzymie koszty mogą ponieść tylko duże firmy, które – oczekując zwrotu z inwestycji – nie są zainteresowane przygotowywaniem leków, których nie kupi wystarczająco duża liczba osób. Dowodem na to, jak szybko można przygotować szczepionkę, niech będzie historia związana z ptasią grypą H7N9. Po raz pierwszy zidentyfikowano ją w marcu 2013 roku w Chinach. Dziesięć dni po wybuchu epidemii firma Novavax, która na zlecenie rządu USA pracowała w tym czasie nad H5N1, otrzymała zsekwencjonowany kod wirusa H7N9 i rozpoczęła prace nad szczepionką. Sześć miesięcy później eksperymentalna szczepionka pozytywnie przeszła pierwsze testy na ludziach. Nie trafiła jednak na rynek. Novavax nadal nad nią pracuje i musi spełnić wszystkie wymagania FDA. Kilka firm farmaceutycznych pracuje obecnie nad szczepionką na MERS. Pojawił się jednak niespodziewany problem – żadnego z małych zwierząt laboratoryjnych nie można zarazić MERS. Uczeni z University of Maryland poinformowali, że szczepionka Novavaksu doprowadziła do powstania u myszy przeciwciał na MERS, jednak nie wiadomo, czy chronią one zwierzę, gdyż nie można go zarazić tą chorobą. Uczeni będą zatem albo testowali szczepionkę na innych zwierzętach (być może na naczelnych), albo też spróbują genetycznie zmodyfikować mysz tak, by była podatna na zarażenie MERS.
  2. W łożysku występuje cały ekosystem bakterii. Wygląda na to, że pochodzą one z... jamy ustnej matki. Jak tłumaczy Kjersti Aagaard z Teksańskiego Szpitala Dziecięcego w Houston, zaburzenia dotyczące tej bakteryjnej społeczności mogą prowadzić do przedwczesnego porodu. To również zapewne droga, za pośrednictwem której dieta matki wpływa na mikroflorę jelitową potomstwa. Różne składniki odżywcze są istotnym wyznacznikiem tego, jakie bakterie zasiedlą łożysko. Do pewnego momentu zakładano, że dzieci mają sterylne jelita, a pierwsze bakterie do ich skolonizowania zostają połknięte w czasie porodu. Później w pierwszych latach życia mikrobiom przewodu pokarmowego miał się rozbudowywać dzięki mikroorganizmom ze środowiska. Hipoteza ta została obalona, kiedy w smółce znaleziono bakterie. Zespół Aagaard przeprowadził sekwencjonowanie bakterii z próbek łożysk 320 kobiet (pobierano je z wnętrza narządu, by uniknąć skażenia mikroorganizmami z pochwy). Amerykanie odkryli m.in. bakterie umożliwiające metabolizm pewnych witamin i składników odżywczych. Ku ich zaskoczeniu, choć przez bliskość spodziewano się bakterii z pochwy, skład gatunkowy mikroorganizmów najbardziej bardziej przypominał mikroflorę jamy ustnej. Wygląda na to, że bakterie z jamy ustnej matki przedostają się za pośrednictwem krwioobiegu do łożyska. Docierają do dziecka albo za pośrednictwem naczyń krwionośnych, albo dostają się do połykanego płynu owodniowego. Naukowcy stwierdzili, że w przypadku kobiet, które rodziły przed terminem, skład mikroflory łożyska był inny (pewnych bakterii było więcej, pewnych mniej) niż u matek rodzących o czasie. Aagaard przypomina, że wcześniejsze badania wykazały, że choroby przyzębia zwiększają ryzyko przedwczesnego rozwiązania. Amerykanka dywaguje, że być może w takiej sytuacji łożysko zasiedlają patogeny z dziąseł. « powrót do artykułu
  3. Dwóch hakerów obeszło przeciwkradzieżowe zabezpieczenia iPhone'a. W smartfonie wbudowany jest mechanizm, który po zgubieniu lub kradzieży urządzenia blokuje je, czyniąc nieprzydatnym złodziejowi lub znalazcy. Mechanizm taki ma w zamierzeniu zmniejszyć liczbę kradzieży. Tymczasem Holender posługujący się pseudonimem AquaXetine oraz Marokańczyk występujący jako Merruk Technolog, odkryli sposób na obejście zabezpieczenia. Wystarczy podłączyć zablokowanego iPhone'a lub iPada do komputera i zmodyfikować znajdujący się w urządzeniu plik, a zostanie ono odblokowane. Informacja o obejściu zabezpieczeń rozniosła się lotem błyskawicy i w internecie pojawiło się wiele zdjęć iPhone'ów odblokowanych dzięki technice AquaXetine'a i Merruka Technologa. Obaj hakerzy, występujący jako Team DoulCi, informując o swoim osiągnięciu stwierdzili, że publikują instrukcję po to, by korzystali z niej legalni użytkownicy, którzy stracili dostęp do swoich urządzeń. Jednak z pojawiających się w sieci zdjęć można wnioskować, że obejście służy przede wszystkim przestępcom. Możemy bowiem oglądać z fotografie prezentujące jednocześnie po kilka odblokowanych iPhone'ów. « powrót do artykułu
  4. Najnowsze studium naukowców z Northwestern University pokazało, że wpływ zdrowotny witaminy E różni się znacznie w przypadku poszczególnych tokoferoli. O ile gamma-tokoferol, który występuje w olejach sojowym, kukurydzianym i rzepakowym, wiąże się pogorszeniem funkcji płuc u ludzi, o tyle alfa-tokoferol z oliwy i oleju słonecznikowego działa dokładnie odwrotnie. Biorąc pod uwagę odsetek osób z naszego studium, sądzimy, że w USA może mieszkać 4,5 mln ludzi z funkcją płuc pogorszoną wskutek wysokiego spożycia gamma-tokoferolu - podkreśla prof. Joan Cook-Mills. W ciągu ostatnich 40 lat wskaźniki występowania astmy w USA rosły, współwystępując ze zmianą diety na prosercową: smalec i masło zastępowano olejami sojowym, rzepakowym i kukurydzianym. Przyglądając się wskaźnikom z innych krajów, Cook-Mills stwierdziła, że są one znacznie niższe w państwach z dietami obfitującymi w oliwę i olej słonecznikowy. W USA przeciętny poziom gamma-tokoferolu w osoczu jest co najmniej 4-krotnie wyższy niż w krajach europejskich i skandynawskich, gdzie spożywa się oliwę i olej słonecznikowy. Ludzie z krajów, w których konsumuje się oliwę i olej słonecznikowy, mają najniższy wskaźnik występowania astmy, a ci, którzy używają olejów sojowego, kukurydzianego i rzepakowego, najwyższy. Kiedy ludzie spożywają występujący w dużych ilościach w oliwie i oleju słonecznikowym alfa-tokoferol, funkcja ich płuc jest lepsza. Cook-Mills prowadziła badania alergiczne na myszach i wykazała, że alfa-tokoferol ogranicza stan zapalny płuc, a gamma-tokoferol zwiększa zapalenie płuc i charakterystyczną dla astmy nadmierną reaktywność dróg oddechowych. Pani profesor podejrzewała, że podobne zjawisko może zachodzić u ludzi, dlatego przyjrzała się wynikom testów czynnościowych płuc 4526 uczestników Coronary Artery Risk Development in Young Adults Study (CARDIA). Uwzględniono 4 interwały z pierwszych 20 lat studium. Analizowano również stężenie i rodzaj tokoferolu w osoczu (tym razem w początkowym 15-letnim okresie wyodrębniono 3 interwały). Okazało się, że wysoki poziom gamma-tokoferolu (10 μM) wiązał się z 10-17-proc. pogorszeniem funkcji płuc. Dziesięcioprocentowy spadek funkcji płuc stwarza warunki astmatyczne. Ludzie mają problemy z oddychaniem. Nabierają mniej powietrza i trudniej im zrobić wydech. Pojemność płuc się zmniejsza. Ponieważ pacjenci z astmą już mają gorszą czynność płuc, wysoki poziom gamma-tokoferolu może nasilić problemy z oddychaniem. Studium to zresztą potwierdziło, bo u uczestników CARDIA z astmą i dużym stężeniem gamma-tokoferolu czynność płuc była rzeczywiście najgorsza. W 2012 r. Cook-Mills ustaliła, w jaki sposób gamma-tokoferol nasila zapalenie płuc. Kinaza białkowa C-alfa (PKC-α) wiąże się z obiema formami witaminy E, ale alfa-tokoferol hamuje jej działanie, a gamma-tokoferol nasila. « powrót do artykułu
  5. W niektórych stanach USA umiejętności matematyczne uczniów są niewiele lepsze niż umiejętności uczniów z najgorzej wypadających krajów OECD. Z kolei uczniowie z innych stanów mogliby stawać w szranki z najlepszymi. Analiza przeprowadzona przez uczonych z Uniwersytetów Harvarda, Stanforda oraz Uniwersytetu w Monachium wykazała, że w USA, które w międzynarodowych testach matematycznych wypadają w drugiej połowie stawki, istnieją olbrzymie różnice pomiędzy poszczególnymi stanami. Wyniki analizy poddają w wątpliwość tezę, jakoby amerykańskie nastolatki z klasy średniej były równie dobre w matematyce jak ich europejscy rówieśnicy. Potwierdzają za to, że, podobnie jak w innych krajach, dzieci z lepiej wyedukowanych, bogatszych rodzin osiągają lepsze wyniki. Gdyby stany USA traktować jako niepodległe państwa, to 23 z nich znalazłyby się poniżej 30. pozycji spośród 34 obecnie uwzględnianych krajów OECD. Z kolei Massachusetts znalazłby się na siódmym miejscu międzynarodowego zestawienia, a niemal równie wysoko uplasowałyby się Minnesota, Vermont, New Jersey czy Montana. Olbrzymie różnice powodują, że USA jako kraj wypadają słabo na tle innych krajów rozwiniętych. To jednak, jak twierdzi profesor Paul Peterson z Uniwersytetu Harvarda, nie martwi amerykańskich polityków czy opinii publicznej. Uczony mówi, że Amerykanie zyskali pewną odporność na tego typu fakty, gdyż są przyzwyczajeni do porównań pomiędzy różnymi grupami na terenie USA, przez co nie zwracają często uwagi na porównania pomiędzy USA a zagranicą. „Amerykańska opinia publiczna jest przyzwyczajona do porównań typu biali kontra mniejszości etniczne, mieszkańcy miast kontra mieszkańcy przedmieść, biedni kontra bogaci” - mówi Peterson. W takich porównaniach zwykle dobrze wypada klasa średnia, a więc dominuje obraz klasy średniej jako napędzającej rozwój kraju. Tymczasem, przynajmniej jeśli chodzi o testy matematyczne, amerykańska klasa średnia wypada gorzej od klas średnich z krajów rozwiniętych. Brak rzetelnej informacji powoduje, że nawet inteligentni ludzie wierzą apologetom, którzy twierdzą, że problem nie jest ogólnokrajowy, a wynika tylko i wyłącznie z zaniżania poziomu przez ubogie dzieci z wielkomiejskich szkół. Nasza analiza pokazuje coś przeciwnego - stwierdzili autorzy raportu. Różnice pomiędzy poszczególnymi stanami są często trudne do wytłumaczenia. Generalnie widać, że stany z południa wypadają gorzej, co można wyjaśniać gorszą sytuacją materialną i dłużej utrzymującą się w przeszłości segregacją rasową. Jednak czym wytłumaczyć fenomen Teksasu, który, gdy weźmiemy pod uwagę tylko dzieci z rodzin słabo wyedukowanych, wypada na 7. miejscu zestawienia, zaraz za chwaloną za świetnie szkolnictwo Finlandią? Z drugiej strony mamy Kalifornię, o której mówi się, że oferuje dobre szkolnictwo, a jednak jego poziom od 40 lat się obniża. Powyższa analiza powinna przede wszystkim otworzyć oczy rodzicom należącym do klasy średniej. Zwykle uważają oni, że problemy edukacyjne dotyczą uboższych rodzin. Trudno jest jednak wyciągnąć szczegółowe wnioski. USA to olbrzymi kraj i nawet w ramach jednego stanu występują tam wielkie kontrasty. Tak jest np. we wspomnianej Kalifornii, gdzie z jednej strony mamy bogatą Krzemową Dolinę ze świetnymi szkołami, a z drugiej ubogie, pustynne tereny wiejskie. Andreas Schleicher, odpowiedzialny w ramach OECD za testy Pisa mówi, że wśród amerykańskiej klasy średniej panuje przekonanie, iż jest ona odporna na słaby poziom edukacji. Dzieje się tak, gdyż Stany Zjednoczone były pierwszym krajem, który bardzo mocno zainwestował w powszechną edukację. Kraj dokonał dużego skoku w tym zakresie w latach 60. ubiegłego wieku i dobrze wykształceni ludzie wciąż stanową znaczy odsetek pracujących. Jednak, jak stwierdza Schleicher, nie można ciągle polegać na osiągnięciach z przeszłości. « powrót do artykułu
  6. Amerykański Netflix, który obecnie działa w Wielkiej Brytanii i Irlandii ma zamiar jeszcze przed końcem roku rozpocząć świadczenie swoich usług w sześciu kolejnych europejskich krajach. Oferowane przez koncern filmy i programy będą mogli oglądać mieszkańcy Niemiec, Francji, Austrii, Szwajcarii, Belgii i Luksemburga. Obecnie Netflix ma 48 milionów subskrybentów w 40 krajach. W Niemczech Amerykanów czeka ostra konkurencja z innymi firmami oferującymi usługi Video On Demand, takimi jak Snap firmy Sky Deutschland, Watchever Vivendi czy Instant Video Amazona. Z kolei we Francji Netflix musi liczyć się z tym, że już istniejąca tam konkurencje ma wyłączne prawa do emisji obrazów, których Netflix jest wyłącznym dystrybutorem w innych krajach. « powrót do artykułu
  7. Larwa chrząszcza Thermonectus marmoratus poluje na małe owady i larwy komarów. Choć namierza cel z różnych odległości, uderza tylko wtedy, gdy znajduje się w promieniu 0,5 cm od niego. Precyzja zostaje zachowana nawet wtedy, gdy kąsek się porusza, a woda chlupocze. Dwuosobowy zespół Elke Buschbeck z University of Cincinnati wykazał, że wyczyn ten można przypisać złożonemu aparatowi wzrokowemu: 12 oczom, 16 siatkówkom i 4 dwuogniskowym (tak, to nie pomyłka) soczewkom. Oczy z boków głowy (8) T. marmoratus skanują otoczenie jak radary. Gdy pojawi się coś interesującego, larwa obraca się, by mieć cel przed sobą. Chcąc określić właściwości 4 przednich oczu, Amerykanki posłużyły się laserem. Okazało się, że jedna para oczu jest krótko-, a druga nadwzroczna, dzięki czemu w każdym dowolnym momencie jedna para lepiej skupia światło odbite przez ofiarę na siatkówce. Wiedząc, która zapewnia wyraźniejszy obraz, larwa T. marmoratus może próbować ocenić odległość. Autorki artykułu z Journal of Experimental Biology (JEB) ustaliły, że w przednich oczach występują dwuogniskowe soczewki i po 2 siatkówki: jedna z tyłu, a druga po bokach. Dwuogniskowe soczewki skupiają światło (obraz kąska) na 2 różnych planach, czyli siatkówkach, jednocześnie. Druga siatkówka składa się z 12 warstw fotoreceptorów. Jest mało prawdopodobne, by zapewniała ona dobry obraz celu (tym wydaje się zajmować pierwsza siatkówka), dlatego Buschbeck podejrzewa, że jej funkcja polega na dostarczaniu szczegółowych informacji o odległości. Warstwy siatkówki są ustawione prostopadle do padającego światła, dlatego gdy larwa zbliża się do celu, w coraz większym stopniu skupia się ono na głębszych warstwach. Owad dorosły dysponuje już zwykłymi oczami złożonymi. Jeśli coś pozostaje mu po czułym instrumencie z życia larwalnego, to co najwyżej resztki biorące np. udział w wyznaczaniu rytmu okołodobowego. « powrót do artykułu
  8. Niedochodowa organizacja społeczna Union of Concerned Scientist opublikowała raport „National Landmarks at Risk”. Wymienia w nim ponad 20 ważnych historycznych miejsc w USA, które są zagrożone zmianami klimatycznymi. Są wśród nich Statua Wolności, Harriet Tubman National Monument w Maryland czy Kennedy Space Center na Florydzie. Amerykańskie dziedzictwo narodowe jest zagrożone powodziami, podtopieniami czy pożarami. Jamestown w Virginii, pierwsza stała brytyjska osada na kontynencie może zostać całkowicie zalana przez podnoszący się ocean, a pobliski Fort Monroe w ciągu 70 lat stanie się wyspą. Na zachodzie USA szybko rosnące temperatury zwiększają prawdopodobieństwo wystąpienia pożarów. Podobnie w Kalifornii, gdzie spośród 20 największych pożarów, jakich stan ten doświadczył po od 1932 aż 12 miało miejsce po roku 2001. « powrót do artykułu
  9. Niesteroidowe leki przeciwzapalne (NLPZ), np. ibuprofen, mogą zmniejszyć podatność na nawracające zakażenia dróg moczowych. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu George'a Waszyngtona w St. Louis zauważyli, że hamowanie za pomocą NLPZ cyklooksygenazy-2 (COX-2), enzymu, który pojawia się w komórkach w reakcji na stres fizjologiczny czy bodźce zapalne i odpowiada za wytwarzanie pochodnych kwasu arachidonowego, eliminuje u myszy nawracające zakażenia układu moczowego. Jeśli potwierdzimy ten związek w testach klinicznych, skorzysta na tym szybko wiele osób - podkreśla dr Thomas Hannan, który w ramach wcześniejszych studiów - również na modelu mysim - ustalił, że jeśli układ odpornościowy zareaguje nadmiernie na początkową infekcję, może to zwiększyć podatność na kolejne zakażenia. Sądziliśmy, że u pacjentów, u których występowały kolejne zakażenia, odpowiedź immunologiczna była zbyt słaba, teraz jednak widzimy, że równie problematyczna może być reakcja nadmierna. W najnowszym studium Amerykanie zauważyli u kobiet i myszy, że do nawracających zakażeń przyczyniają się neutrofile. Dostając się do pęcherza, by zwalczyć zakażenie, pozostawiają bowiem ślady w jego ochronnej wyściółce. Naukowcy podejrzewają, że powstające w ten sposób uszkodzenia pozwalają patogenom uczepić się nabłonka i zainicjować stan zapalny. Akademicy manipulowali siłą reakcji neutrofili, by odnaleźć złoty środek - reakcję, która nie byłaby ani zbyt silna, ani zbyt słaba i pozwoliła wyeliminować zakażenie bez ryzyka nawrotów. Zespół z St. Louis ustalił, że u myszy ze zwiększoną podatnością na nawroty infekcji w pęcherzu występowało więcej cząsteczek zapalnych niż u gryzoni opornych na nawracające zakażenia. Kiedy zwierzęta potraktowano inhibitorami COX-2, podatność na infekcje spadała znacząco zarówno u osobników, które przeszły zapalenie, jak i u gryzoni, które były wcześniej zdrowe. Gdy oceniano wpływ inhibicji COX-2 na odpowiedź immunologiczną w pęcherzu, okazało się, że choć neutrofile nadal licznie przybywały do pęcherza, to wyrządzały przy tym o wiele mniejsze szkody. Wygląda więc na to, że inhibitory COX-2 wybiórczo eliminują szkodliwe skutki zapalenia, nadal podtrzymując pozytywy odpowiedzi.
  10. Analizując funkcjonowanie mikroflory jelitowej wegetarian i dżelad, naukowcy stwierdzili, że tzw. paleodieta (dieta niskoenergetyczna, niezbyt odżywcza i bogata w błonnik) niekoniecznie wiąże się z lepszym hamowaniem apetytu. Zespół Gary'ego Frosta z Imperial College London dywagował, że skoro w ostatnim stuleciu ludzka dieta bardzo się zmieniła i stała się wysokoenergetyczna, tłusta oraz uboga we włókna, a nasze przewody pokarmowe, w tym zamieszkujące je bakterie, na przestrzeni tysięcy lat przystosowały do diametralnie odmiennej paleodiety, to współczesna epidemia otyłości może być pokłosiem niedopasowania układu supresji apetytu. Krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe (ang. short-chain fatty acids, SCFAs) stymulują wydzielanie peptydu YY (PYY) oraz glukagonopodobnego peptydu 1 (GLP-1); warto przypomnieć, że PYY zmniejsza motorykę jelit i spowalnia przechodzenie treści pokarmowej przez jelita, co skutkuje zwiększonym wchłanianiem składników odżywczych. Fermentacja włókien roślinnych w jelicie może prowadzić do wytwarzania SCFAs, wydawałoby się więc, że trawienie pokarmów obfitujących w błonnik powinno prowadzić do lepszego hamowania apetytu. By sprawdzić, czy tak rzeczywiście jest, Brytyjczycy posłużyli się bakteriami z próbek kału 3 wegetarian i 3 dżelad (jedynych współczesnych naczelnych jedzących głównie trawy). Stwierdzenie, jak nasze bakterie jelitowe i dieta wchodzą ze sobą w interakcje, by kontrolować łaknienie, jest kluczowe dla poradzenia sobie z problemem otyłości - zaznacza Glenn Gibson z Uniwersytetu w Reading. Po złożeniu hodowli bakterie "dokarmiano" albo wstępnie przetrawionymi ziemniakami (dieta wysokoskrobiowa), albo nadtrawioną trawą (dieta bogata we włókna). Później monitorowano zmiany w liczebności i składzie bakterii, a także badano, jakie metabolity powstają w trakcie trawienia. Co ciekawe, okazało się, że ludzkie hodowle bazujące na ziemniakach wytwarzały najwięcej SCFAs. Nawet "ziemniaczane" hodowle dżeladowe produkowały więcej SCFAs niż małpie hodowle na trawie. Kiedy niektóre hodowle dodawano do mysich komórek jelita grubego, te ostatnie zaczynały wydzielać PYY. Zespół zauważył, że ludzkie komórki stykające się z kulturami trawiącymi ziemniaki uwalniały najwięcej hormonu. Na drugim miejscu uplasowały się zaś komórki wystawione na oddziaływanie hodowli dżeladowych na tej samej diecie. Uzyskane w ten sposób dowody sugerują, że paleodieta nie prowadzi do zwiększonego poziomu SCFAs i nasilonej supresji apetytu. Brytyjczycy twierdzą wręcz, że brak hamowania łaknienia (albo hamowanie nieznaczne) pozwala dżeladom żerować przez cały dzień. W ten sposób zwierzęta zapewniają sobie odpowiednią ilość składników odżywczych. Przyjrzawszy się bliżej metabolitom, naukowcy stwierdzili, że gdy rosły stężenia aminokwasów izoleucyny i waliny, rosły też ilości wydzielanego PYY. Związek ten był silniejszy od związku z SCFAs. To wskazuje, że w hamowaniu łaknienia białko może odgrywać ważniejszą rolę niż rozkład skrobi czy włókien - podsumowuje Timothy Barraclough. « powrót do artykułu
  11. Z tegorocznego raportu 100 Top BrandZ publikowanego przez agencję Millward Brown, dowiadujemy się, że Google wyprzedził Apple'a na liście najbardziej wartościowych marek na świecie. Wartość marki Google wzrosła w ciągu roku o 40% i wynosi obecnie 158,84 miliarda USD. „W bieżącym roku Google pokazało, że jest niezwykle innowacyjną firmą. Koncern zaprezentował Google Glass, inwestuje w prace nad sztuczną inteligencją i zawarł wiele umów partnerskich” - wyjaśnia Benoit Tranzer, szef Millward Brown France. „Wysłał w ten sposób klientom bardzo silny sygnał, który pokazał, co jest esencją Google'a” - dodał. Przez trzy ostatnie lata na czele listy najbardziej wartościowych marek znajdowało się Apple. Jednak w bieżącym roku wartość tej marki spadła o 20% i obecnie wynosi 147,88 miliarda USD. Pierwsza dziesiątka najbardziej wartościowych znaków firmowych jest zdominowana przez amerykańskie koncerny. Na trzecim miejscu uplasował się IBM. Wartość marki Błękitnego Giganta spadła o 4% i wynosi 107,54 miliarda USD. Czwarte miejsce zajmuje Microsoft, którego marka wzrosła o 29%, do 90,19 miliarda USD. Kolejne są McDonald's (84,71 mld) oraz Coca Cola (80,68 mld). Wartość marki jest wyliczana na podstawie wyników finansowych firmy oraz jej odbioru przez konsumentów. « powrót do artykułu
  12. Międzynarodowa grupa uczonych poinformowała na łamach Proceedings of the National Academy of Sciences (PNAS) o odkryciu źródła tajemniczej choroby Kawasakiego. To ostre zapalenie dużych naczyń wieńcowych prowadzące do niedokrwienia serca. Głównie zapadają na nią dzieci przed 5. rokiem życia, częściej chłopcy. Po raz pierwszy została opisana przed 50 laty przez japońskiego pediatrę Tomisaku Kawasakiego. Choroba Kawasakiego jest najczęstszą przyczyną nabytych chorób serca u dzieci. Rozpowszechnia się ona coraz bardziej w Azji, USA i Europie Zachodniej. Specjaliści przewidują, że do roku 2020 jeden na 1600 dorosłych mieszkańców USA będzie dotkniętych tą chorobą. Klimatolog Xavier Rodo i jego koledzy z Katalońskiego Instytutu Badań i Zaawansowanych Studiów oraz Katalońskiego Instytutu Nauk o Klimacie zauważyli, że w Japonii wzrost przypadków choroby Kawasakiego koreluje z rozkładem wiatrów wiejących z kontynentu. Uczeni stworzyli więc model komputerowy prezentujący codzienny rozkład wiatrów nad Japonią od 1977 roku i we współpracy z naukowcami z Japonii nałożyli nań dane dotyczące zapadalności na chorobę Kawasakiego. Symulacja wykazała, że w wielu miejscach w Japonii do wzrostu zachorowań dochodziło tylko wówczas, gdy napływały tam wiatry z konkretnych regionów północno-wschodnich Chin, w których prowadzi się intensywne uprawy zbóż. W 2011 roku naukowcy przeprowadzili badania lotnicze powietrza nad Japonią. Za pomocą specjalnych filtrów zbierano próbki powietrza na wysokości 2-3 kilometrów Badania wykonywano w szczycie sezonu zachorowań i tylko wtedy, gdy napływało powietrze wyłącznie znad północno-wschodnich Chin. Próbki poddano następnie badaniom na Columbia University. Okazało się, że wśród znalezionej tam materii organicznej dominują drożdże z rodzaju Candida. W żadnym regionie świata nie zauważono dotychczas takiego zjawiska. Wiadomo zaś, że w skali całego globu Candida jest najważniejszą przyczyną grzybic wśród ludzi. Uczeni z Hiszpanii, USA i Japonii stwierdzili, że najbardziej prawdopodobną przyczyną choroby Kawasakiego jest toksyna lub molekuła pochodząca z północno-wschodnich Chin, prawdopodobnie związana z występowaniem Candida. Opinię swą oparli nie tylko na opisanym powyżej rozkładzie wiatrów nad Japonią, ale również na niezwykle krótkim (wynoszącym mniej niż 24 godziny) czasie inkubacji choroby, co wskazuje raczej nie na tradycyjną infekcję, a na toksynę – prawdopodobnie grzybiczą – prowadzącą do odpowiedzi immunologicznej organizmu. Współautorka badań, profesor Jane C. Burns, dyrektor w Kawasaki Disease Research Center na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego mówi, że mamy tu do czynienia ze zjawiskiem godnym umysłu Sherlocka Holmesa. Dane sugerują, że od II wojny światowej ludzie w północno-wschodnich Chinach robią coś nowego. Być może chodzi tutaj o spalanie zimą biomasy, której popioły zawierające czynnik chorobotwórczy wędrują nad Japonię? Być może chodzi o jakąś nową praktykę rolniczą, nowe czynności czy nowy gatunek zboża, który pojawił się w latach 60. gdy w Japonii zanotowano pierwsze przypadki choroby Kawasakiego? A być może jakaś cząstka aerozolu przechodzi przemiany chemiczne w drodze do Japonii?. Uczona dodaje: musimy zidentyfikować działalność lub zjawisko, które prowadzą do powstania tych aerozoli przenoszonych wiatrem. Oczywiście występują też inne regiony pojawiania się tej choroby, ale uważam, że jeśli skupimy się na odnalezieniu czynnika, który łączy Chiny, Japonię, Hawaje i zachodnie wybrzeże Ameryki Północnej to mamy największą szansę na poznanie przyczyny choroby. Zdaniem uczonej przypadki choroby Kawasakiego, z którymi mamy do czynienia w innych regionach świata, przede wszystkim w Indiach czy na Filipinach, mogą być wywołane tym samym mechanizmem, którego źródła znajdują się w innym miejscu niż północno-wschodnie Chiny. « powrót do artykułu
  13. Chorobotwórcze bakterie, np. metycylinooporny gronkowiec złocisty (MRSA), mogą pozostawać na powierzchniach w samolocie przez parę dni, a nawet tydzień. Wielu podróżnych martwi się, że przez długi czas spędzany w zatłoczonych kabinach samolotu zarazi się czymś od innych. Nasz raport dotyczy pierwszego etapu badania tego potencjalnego problemu - wyjaśnia Kiril Vaglenov z Auburn University. By patogen mógł ulec transmisji z powierzchni kabinowych na człowieka, musi przeżyć warunki środowiskowe panujące na pokładzie. Amerykanie testowali 2 bakterie: MRSA (od ang. methicillin-resistant Staphylococcus aureus) i E. coli O157:H7. Od dużego przewoźnika pozyskali próbki 6 rodzajów materiałów (skórę, podłokietnik, plastikowy składany stolik, metalowy przycisk ze spłuczki, roletę okienną oraz wyściółkę kieszeni siedzenia), zaszczepili je bakteriami i wystawili na oddziaływanie typowych samolotowych warunków. Okazało się, że MRSA przeżył najdłużej (168 godzin) na materiale z kieszeni siedzenia, a E. coli O157:H7 na materiale z podłokietnika (96 godz.). Nasze dane pokazują, że obie bakterie mogą przeżyć wiele dni na wybranych powierzchniach, niezależnie od rodzaju symulowanego płynu ustrojowego, a to stwarza ryzyko transmisji przez kontakt ze skórą. W przyszłości zespół zamierza znaleźć skuteczne strategie czyszczenia i dezynfekcji, a także przetestować powierzchnie o naturalnych właściwościach przeciwbakteryjnych. « powrót do artykułu
  14. Wyryte na skale rysunki odkryte w 2010 roku na Pustyni Libijskiej potwierdzają teorię, że kultura starożytnego Egiptu ukształtowała się nie tylko pod wpływem kultur Bliskiego Wschodu, ale wpływ na nią miała też Afryka. Wiek wspomnianych rysunków został oszacowany przez uczonych z Cambridge University na 6-7 tysięcy lat. Dzieła sztuki zauważył w Wadi el Obeiyid, na północ od oazy Farafra, jeden z turystów. Przedstawiają one żyrafę, zwierzę podobne do krowy i dwie łodzie. W ubiegłym miesiącu zbadał je zespół pracujący pod kierunkiem doktora Giulio Lucariniego. Uczony ten jest ekspertem badającym okres przechodzenia północnoafrykańskich koczowników na osiadły tryb życia. Wraz z profesor Barbarą Barich z rzymskiego ISMEO od około 30 lat bada region oazy Farafra. Jaskinia, w której znaleziono najnowsze przykłady sztuki naskalnej, znajduje się w odległości 50 kilometrów od najbliższej brukowanej drogi prowadzącej do Farafry. Jest ona położona zaledwie 3 kilometry od Jaskini Wadi el Obeiyid, która również zawiera naskalne rysunki badane w 1995 roku przez profesor Barich. Nowo odkryte dzieła sztuki to, zdaniem Lucariniego, jedne z najstarszych artystycznych przedstawień wykonanych przez ludzi w okolicach Farafra. Niewykluczone, że to najstarsze przejawy ludzkiej działalności artystycznej na całej wschodniej części Sahary. Lokalizacja jaskini to kolejny ważny aspekt tego znaleziska. Rzadko na Pustyni Libijskiej znajdujemy przedstawienia łodzi. Znacznie częściej są one znajdowane na Pustyni Arabskiej, która łączy Nil z Morzem Czerwonym. To może oznaczać, że wspomniane przedstawienia łodzi mogły być wykonane przez ludzi, którzy odbyli długą podróż i odwiedzili morze lub dolinę Nilu. W miejscu, gdy znajdują się rysunki nie znaleźliśmy żadnych szczątków żyraf, co również może oznaczać, że przedstawienie żyrafy nie jest odwzorowaniem lokalnych warunków, ale reprezentuje coś odległego i egzotycznego - mówi Lucarini. « powrót do artykułu
  15. Skutery emitują setki razy więcej zanieczyszczeń niż ciężarówki na kilogram spalonego paliwa. Do największej emisji dochodzi, gdy silnik skutera pracuje na jałowym biegu. Uczeni, którzy poinformowali o takich wynikach badań ostrzegają, że kierowcy stojący na skrzyżowaniu za skuterem powinni unikać wdychania spalin z jego silnika. Wykazaliśmy, że w przeciwieństwie do powszechnego mniemania, skutery mogą być głównym źródłem zanieczyszczeń na obszarach miejskich - mówi doktor Markus Kalberer, chemik z University of Cambridge. Skutery zwykle korzystają z silników dwusuwowych, które mniej dokładnie spalają paliwo. Ponadto ich układ wydechowy znacznie gorzej usuwa zanieczyszczenia niż układy wydechowe nowoczesnych samochodów. To oznacza, że w spalinach ze skuterów znajduje się duża ilość związków chemicznych obecnych w paliwie. Naukowcy, którzy zajęli się tym problemem, stwierdzili, że skutery emitują znacznie więcej aerozoli organicznych i lotnych substancji organicznych. Co więcej, reagujące z powietrzem spaliny tworzą dodatkowe aerozole i sadzę, co dodatkowo zwiększa ryzyko chorób serca i płuc. Silniki dwusuwowe emitują też silnie reaktywne molekuły tlenu, które również mogą szkodzić płucom. Po badaniach prowadzonych w Azji, Europie i Ameryce, naukowcy doszli do wniosku, że emisja ze skuterów jest setki razy wyższa niż z ciężarówek. Skuter z silnikiem dwusuwowym, pracujący na jałowym biegu emituje – w przeliczeniu na emisję węgla – 2,5 grama organicznych aerozoli i 3 gramy benzenu na kilogram paliwa. Jadący skuter emituje 2 gramy areozoli i 0,6 grama benzenu. Tymczasem samochody z silnikiem diesla wyprodukowane przed 2009 rokiem emitują 0,02 grama aerozoli i 0,06 grama benzenu. Jeszcze mniej, bo 0,004 grama aerozoli i 0,02 grama benzenu emitują samochody z silnikiem diesla wyprodukowane po 2009 roku. Samochody ciężarowe emitują 0,009 grama aerozoli i 0,04 grama benzenu. Badania dowodzą zatem, że zredukowanie liczby skuterów może poprawić jakość powietrza w miastach. Nawet w Europie, gdzie mniej niż 1% paliwa jest spalane przez skutery. W Azji, gdzie tego typu pojazdy są niezwykle popularne, jakość powietrza może ulec radykalnej zmianie na lepsze. Jeśli weźmiemy pod uwagę średnią emisję ze skutera z dwusuwowym silnikiem, to możemy założyć, że takie pojazdy odpowiadają za około 60% zanieczyszczają powietrza w Bangkoku, mimo iż spalają 10% paliwa zużywanego w tym mieście - stwierdzili autorzy badań. Powszechnie uważa się, że głównym źródłem zanieczyszczeń pochodzących z silników są samochody i ciężarówki. Trzeba zmienić to przekonanie, gdyż wykazaliśmy, że zwiększone zanieczyszczenie pyłem może być wynikiem 'asymetrycznego zanieczyszczania' z dwusuwowych silników skuterów. Pojazdy te stanowią niewielką część floty transportowej, jednak mogą dominować w emisji zanieczyszczeń - stwierdził główny autor badań, Stephen Platt ze szwajcarskiego Instytutu Paula Scherrera. « powrót do artykułu
  16. Już w najbliższy czwartek, 22 maja w Wielkiej Brytanii rozpocznie się publiczne głosowanie nad tym, rozwiązanie którego z sześciu trapiących ludzkość problemów powinno zostać nagrodzone 10 milionami funtów w ramach Longitude Prize. Ustanowienie takiej nagrody ogłosił w lipcu ubiegłego roku premier David Cameron. W bieżącym roku przypada 300 rocznica wydania w Wielkiej Brytanii Longitude Act. W 1714 roku zaoferowano nagrodę za rozwiązanie jednego z największych problemów logistycznych trapiących wówczas ludzkość – określenia dokładnego położenia geograficznego statku. O ile ustalenie szerokości geograficznej nie stanowiło większego problemu, gdyż można było tego dokonać na podstawie położenia słońca w południe, to określenie długości geograficznej było niezwykle trudne. Problem stał się poważny, gdy ludzkość zaczęła przemierzać oceany. Europejskie potęgi zmagały się z tym problemem od lat. Już w 1567 roku król Hiszpanii Filip II, na którego rządy przypadał szczyt hiszpańskiej potęgi i który rządził terytoriami położonymi na wszystkich znanych wówczas kontynentach, ustanowił nagrodę za rozwiązanie problemu długości geograficznej. Problem ten rozwiązał dopiero John Harrison, który w 1765 roku otrzymał nagrodę brytyjskiego rządu. Ogłoszona przez Camerona Longitude Prize zostanie przyznana za prace nad jednym z sześciu problemów związanych z zapewnieniem żywności, wody, zmianami klimatycznymi, opornością na antybiotyki, paraliżem i demencją. W dniach 22 maja – 25 czerwca Brytyjczycy zdecydują, który z tematów jest najważniejszy. Następnie każdy chętny będzie miał pięć lat na przedstawienie własnego rozwiązania. W każdym z zakresów tematycznych ustalono konkretny problem. Na przykład jeśli zapadnie decyzja, że nagrodzić należy za prace nad walką ze zmianą klimatu, to zadaniem specjalistów będzie opracowanie samolotu, który będzie mógł przemieścić się z Londynu do Edynburga równie szybko, jak liniowe samoloty pasażerskie, jednak będzie emitował minimalną ilość węgla do atmosfery. W kategorii „woda” wynalazcy będą musieli pracować nad stworzeniem taniego, przyjaznego środowisku systemu odsalania wody na potrzeby rolnictwa i bezpośredniego spożycia. W kategorii „oporność na antybiotyki” zadanie będzie polegało na stworzeniu taniego, wiarygodnego testu na obecność bakterii, dzięki czemu lekarze będą mogli przepisywać antybiotyki tylko wówczas, gdy będą potrzebne. Tak jak wiarygodne techniki nawigacji były podstawowym problemem XVIII wieku, tak dostęp do świeżej wody, możliwość wyżywienia siedmiu miliardów ludzi czy przyszłe źródła energii są podstawowymi problemami dnia dzisiejszego - mówi Shreya Dave z Massachusetts Institute of Technology, która pracuje nad supercienkimi grafenowymi membranami do odsalania wody morskiej. « powrót do artykułu
  17. Ramiona ośmiornic są wyposażone w przyssawki, które czepiają się wszystkiego poza ramionami samej ośmiornicy. Badacze z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie odkryli, że dzieje się tak dzięki zapobiegającej przywieraniu substancji wytwarzanej przez skórę. Jesteśmy zdumieni, że nikt przed nami nie zauważył tego silnego i łatwego do wykrycia fenomenu. Zaskoczyło nas, w jak prosty i błyskotliwy sposób ośmiornica rozwiązała ten potencjalnie bardzo złożony problem - podkreśla Guy Levy. Mózgi ośmiornic nie wiedzą, gdzie dokładnie znajdują się ramiona. Dla kontrastu ludzie nie muszą się przejmować możliwością splątania, bo liczbę pozycji ogranicza dość sztywny kościec. Nasz system kontroli motorycznej bazuje na stosunkowo stabilnej reprezentacji układu motorycznego i czuciowego - mapach z koordynatami części ciała - wyjaśnia Binyamin Hochner. Trudno sobie wyobrazić, by coś takiego sprawdziło się w mózgach ośmiornic, ponieważ długie i niezwykle giętkie ramiona mogą przybrać nieskończoną liczbę pozycji. Posługiwanie się mapami byłoby zatem wyjątkowo skomplikowane albo wręcz niemożliwe. Gdy eksperymenty potwierdziły, że ośmiornice nie wiedzą dokładnie, gdzie znajdują się ramiona, zrodziło się pytanie, dlaczego nie zawiązują się w supły? Izraelczycy zaczęli więc obserwować amputowane ramiona, które ruszają się przez godzinę od odcięcia. Okazało się, że nigdy nie uczepiały się one skóry, ale zjawisko to zanikało po jej usunięciu. Ramiona nie przywierały też do powleczonych skórą szalek Petriego i przywierały słabiej do naczyń pokrytych ekstraktem ze skóry ośmiornicy. Jak dotąd nasze rezultaty pokazują [...], że skóra ośmiornicy zapobiega odruchowemu przyczepianiu się ramion do siebie lub innych ramion. Wszystko wskazuje więc na to, że w hamowaniu przywierania pośredniczy specyficzny sygnał chemiczny w skórze. Na razie nie udało się go jeszcze zidentyfikować. Gdy jest to wskazane bądź wygodne, żywe ośmiornice mogą wyłączyć opisany mechanizm. Czasem chwytają one amputowane ramiona i wydają się to robić częściej, gdy wcześniej nie należały do nich. Izraelczycy mają nadzieję, że ich odkrycia pomogą w rozwijaniu inspirowanych naturą robotów. « powrót do artykułu
  18. Chińskie Rządowe Centrum Zaopatrzenia wydało zakaz używania systemu Windows 8 na rządowych komputerach. To poważny cios w koncern z Redmond. Zakaz obwieszczono w informacji dotyczącej używania energooszczędnych produktów, a agencja Xinhua stwierdziła, że zakaz został spowodowany troską o bezpieczeństwo, po tym, jak Microsoft zakończył wsparcie dla systemu Windows XP. Ani urzędnicy rządowi, ani dziennikarze rządowej agencji nie wyjaśnili, w jaki sposób zakaz wpłynie na zmniejszenie zużycia energii czy zwiększenie bezpieczeństwa. Microsoft od wielu lat ma problemy na chińskim rynku. Podobno w 2011 roku Steve Ballmer powiedział na spotkaniu z pracownikami, że z powodu rozpowszechnionego w Chinach piractwa przychody Microsoftu są w Państwie Środka mniejsze niż w Holandii. Chiny pozostają jednak niezwykle ważnym rynkiem, gdyż tamtejsze społeczeństwo szybko się bogaci i jest bardzo liczne. Firma analityczna Canalys zauważa, że decyzja władz w Pekinie może spowodować, że Windows 8 nie zdobędzie w Chinach takiej popularności jak Windows XP. Ten ostatni jest wciąż używany na około 50% chińskich komputerów stacjonarnych. « powrót do artykułu
  19. Chiński gigant wyszukiwarkowy Baidu otworzył w Dolinie Krzemowej laboratorium sztucznej inteligencji. Na jego czele stanie Andrew Ng, profesor z Uniwersytetu Stanforda, który wcześniej odgrywał kluczową rolę pracując w Google'u na polu deep learning. Wielki boom na deep learning rozpoczął się w 2012 roku, kiedy to Ng i współpracujący z nim specjaliści ogłosili powstanie projektu „Google Brain”. Stworzyli oni oprogramowanie, które przeanalizowało 10 milionów fotografii uzyskanych z klipów z YouTube'a i samodzielnie rozpoznało na tych fotografiach miliony obiektów, w tym ludzkie twarze czy pyski kotów. Od tego czasu amerykańscy giganci IT – głównie Google, Microsoft i Facebook - zaczęli konkurować o zatrudnienie specjalistów z dziedziny deep learning. Jak mówi Kai Yu, dyrektor pekińskiego laboratorium Baidu, chińska wyszukiwarka poczyniła dotychczas spore postępy na polu deep learning. Technologia ta jest wykorzystywana do identyfikowania obiektów na ekranie smartfona oraz podczas targetowania reklam. Teraz po otwarciu laboratorium w Dolinie Krzemowej jednostka kierowana przez Yu będzie zajmowała się praktycznym zastosowaniem deep learning w produktach Baidu, a w USA będą prowadzone bardziej podstawowe badania na tą tematyką. Chińczycy mają nadzieję, że dzięki zatrudnieniu profesora Ng oraz potężnej bazie danych, jaką ma do dyspozycji Baidu, do nowego laboratorium dołączą nowi ludzie. W Dolinie Krzemowej pracuje olbrzymia liczba utalentowanych osób. Naprawdę chcemy, by z naszego laboratorium wyszło coś rewolucyjnego - mówi Yu. « powrót do artykułu
  20. Osoby z BMI równym 35-40 są równie dobrymi dawcami komórek macierzystych jak ludzie z mniejszą masą ciała. W przeszłości sądzono, że w przypadku pacjentów bardzo otyłych ryzyko wystąpienia skutków ubocznych, takich jak ból kości, jest wyższe, najnowsze ministudium nie potwierdziło jednak tych doniesień. Przeszczepy komórek macierzystych stosuje się w leczeniu nowotworów krwi, w tym białaczki. W ramach badania dr Annelies Billen z organizacji charytatywnej Anthony Nolan i dr Rachel Pawson z Brytyjskiego Rejestru Dawców Szpiku przez rok monitorowały stan 19 osób z BMI powyżej 35, które przeszły procedurę aferezy komórek krwiotwórczych krwi obwodowej (ang. peripheral blood stem cell collection, PBSC). Okazało się, że liczba skutków ubocznych nie była wcale większa niż u ludzi z wskaźnikiem masy ciała poniżej 35. Ok. 18 miesięcy temu oba rejestry podwyższyły limit przeprowadzania PBSC do BMI równego 40; wcześniej granica znajdowała się na wartości 35. Wg Pawson, wyniki ostatniego studium potwierdzają, że podjęto słuszną decyzję. Billen dodaje, że dysponując taką wiedzą, będzie można uratować więcej żyć. Rejestry z USA, Niemiec i Kanady także rozluźniły w ostatnich latach swoje przepisy, dopuszczając dawców z otyłością II stopnia i jak dotąd nie odnotowano żadnych znaczących problemów. « powrót do artykułu
  21. Naukowcy pracujący dla IBM-a i FUJIFILM zaprezentowali taśmę magnetyczną o rekordowej gęstości zapisu danych. Pozwala ona na zarejestrowanie 85,9 miliarda bitów na cal kwadratowy. To oznacza, że w standardowym kartridżu o wymiarach 10,2x10,5x2,2 cm można zapisać do 154 terabajtów danych. Doktor Mark Lantz z laboratoriów IBM-a w Zurichu poinformował, że osiągnięcie tak dużej gęstości zapisu było możliwe dzięki wykorzystaniu czterech technologii. Pierwsza z nich to nowy nośnik z ferrytu baru opracowany przez obie firmy. Drugim jest nowa technologia zapisu, pozwalająca maksymalnie wykorzystać taśmę. Trzecim osiągnięciem specjalistów jest opracowanie nowej technologii przetwarzania sygnału, dzięki której możliwe jest wykrywanie pojedynczych bitów nawet w sytuacji, gdy rozmiar pojedynczego bitu został zmniejszony aż 40-krotnie. W końcu powstała też nowa technologi kontroli pozycji głowicy, umożliwiająca ustawianie jej z precyzją liczoną w nanometrach. Niedawno IBM i Sony ogłosiły rozpoczęcie sprzedaży nośników taśmowych o pojemności do 185 terabajtów. To droższa wersja nośnika zaprezentowanego właśnie przez IBM-a i FUJIFILM. Ponadto taśma stworzona we współpracy z Sony była testowana w ściśle kontrolowanym środowisku laboratoryjnym przy użyciu sprzętu, który pracuje znacznie wolniej niż powszechnie wykorzystywane napędy taśmowe, zatem trudno powiedzieć, jakie będą charakterystyki tej taśmy podczas codziennego wykorzystywania. « powrót do artykułu
  22. Robotnik rolny z okolic La Flecha w Patagonii natknął się w 2011 r. na pozostałości najcięższego znanego nauce dinozaura. Na podstawie kości udowej oceniono, że ważył on ok. 77 ton oraz miał 40 m długości i 20 wysokości. Późniejszymi wykopaliskami zajmował się zespół doktorów Jose Luisa Carballido i Diega Pola, paleontologów z Museo Paleontológico Egidio Feruglio. Dotąd wydobyto ok. 150 kości, które należały do 7 osobników. Nienazwany dotąd tytanozaur ważył 7 t więcej niż poprzedni rekordzista - argentynozaur (Argentinosaurus). Specjaliści podkreślają, że stan wszystkich kości jest bardzo dobry. Wagę (77 t) oszacowano, mierząc długość i obwód największej kości udowej. Ponieważ kości deklasują wszystkie znane wcześniej giganty, nowy dinozaur jest największym zwierzęciem, jakie chodziło po Ziemi. Warto zauważyć, że 20 m to odpowiednik 7-piętrowego budynku. Szacując na podstawie wieku skał otaczających kości, tytanozaur żył w lasach Patagonii 95-100 mln lat temu. Jego przyszła nazwa ma nawiązywać do wspaniałości zwierzęcia, a także nazwy regionu i nazwiska właścicieli farmy, którzy powiadomili naukowców o znalezisku. « powrót do artykułu
  23. Dzieci z zaburzeniami ze spektrum autyzmu (ang. autism spectrum disorders, ASD) mają w kale inne stężenia pewnych bakteryjnych metabolitów. "Większość bakterii z jelit spełnia korzystną rolę, wspomagając trawienie czy chroniąc przed patogenami. Niekontrolowane, szkodliwe bakterie mogą wydzielać niebezpieczne metabolity albo zaburzać równowagę produktów przemiany materii, co wpływa na przewód pokarmowy i resztę organizmu, w tym mózg" - wyjaśnia Dae-Wook Kang z Instytutu Biodesignu Uniwersytetu Stanowego Arizony. Coraz więcej dowodów świadczy o tym, że dzieci z autyzmem mają zmieniony mikrobiom. Próbując zidentyfikować powiązane z ASD metabolity, Amerykanie porównywali związki z kału zdrowych i chorych maluchów. Stwierdzili, że u osób z ASD występowały znaczące różnice w stężeniach 7 z 50 zidentyfikowanych substancji. Gros z tych 7 związków odgrywa pewną rolę w mózgu, działając jako neuroprzekaźniki albo kontrolując ich wytwarzanie. Podejrzewamy, że bakterie jelitowe mogą zmieniać poziomy metabolitów związanych z neuroprzekaźnikami, wpływając na komunikację jelito-mózg i/lub zmieniając działanie mózgu. Obniżone okazały się stężenia kwasu homowanilinowego (HVA) i N,N-dimetyloglicyny. HVA to metabolit dopaminy, a N,N-dimetyloglicyna stanowi budulec dla białek i neuroprzekaźników (wykorzystuje się ją, by ograniczyć objawy ASD i napady padaczkowe). Mikrobiolodzy ustalili także, że u dzieci z ASD występował wyższy stosunek glutaminy do kwasu glutaminowego. Oba związki są dalej metabolizowane do kwasu γ-aminomasłowego (GABA), głównego neuroprzekaźnika o działaniu hamującym. To istotne spostrzeżenie, bo wcześniej nierównowagę między glutaminą a transmisją GABA-ergiczną powiązano z zachowaniami autystycznymi, np. nadmiernym pobudzeniem. Stosując zaawansowane techniki sekwencjonowania, naukowcy potwierdzili, że u dzieci z ASD występuje unikatowy i mniej zróżnicowany skład mikrobiomu. « powrót do artykułu
  24. Fizycy z Imperial College London twierdzą, że wiedzą jak stworzyć materię ze światła. Ich prace dowodzą, że już obecnie istnieje technologia, która pozwala na praktyczną realizację procesu Breita-Wheelera. W 1934 roku Gregory Breit i John A. Wheeler zasugerowali, że wystarczy zderzyć ze sobą dwa fotony, by powstały elektron i pozyton. To najprostszy sposób na stworzenie materii ze światła. Obliczenia Breita i Wheelera są prawidłowe, jednak nawet ich autorzy twierdzili, że nie spodziewają się, by ktokolwiek w praktyce uzyskał w ten sposób materię ze światła. Teraz w Nature Photonics ukazał się artykuł, którego autorzy opisują eksperyment prowadzący do realizacji postulatu Breita-Wheelera. Ich zdaniem urządzenie zderzające fotony można już obecnie zbudować. Niewykluczone, że jeśli ono powstanie uda się odtworzyć procesy, które zachodziły w pierwszych 100 sekundach istnienia wszechświata oraz zbadać rozbłyski gamma, należące do najbardziej energetycznych wydarzeń w kosmosie. Eksperci z Imperial College pracowali przy eksperymencie związanym z fuzją jądrową, gdy nagle zdali sobie sprawę, że problem, który próbują rozwiązać, można odnieść do teorii Breita-Wheelera. Spostrzeżenia takiego dokonano we współpracy z fizykiem z Instytutu Fizyki Jądrowej im. Maksa Plancka, który akurat wizytował ICL. Realizacja procesu Breita-Wheelera byłaby siódmym rodzajem interakcji światła i materii. Sześć poprzednich to m.in. zjawisko Comptona, promieniowanie hamowania czy efekt fotoelektryczny. Pomimo tego, że wszyscy fizycy zgodzili się, że teoria Breita-Wheelera jest prawdziwa, to uznali, iż nie jest możliwe by zjawisko to zaobserwować w laboratorium. Teraz, niemal 80 lat później, dowiedliśmy, że się mylili. Najbardziej zaskoczył nas fakt, że eksperyment pozwalający na stworzenie materii ze światła można przeprowadzić za pomocą technologii, która jest obecnie dostępna w Wielkiej Brytanii. Jako teoretycy zwracamy się teraz z apelem do tych, którzy mogą nasze pomysły przekuć w prawdziwy eksperyment - mówi profesor Steve Rose z Imperial College London. Z prac grupy Rose'a wynika, że wspomniany eksperyment będzie wymagał użycia niezwykle intensywnego światła laserowego do rozpędzenia elektronów do prędkości bliskiej prędkości światła. Elektrony te należy następnie skierować na złotą płytkę, przez co dojdzie do emisji fotonów. Będzie ona miliard razy bardziej intensywna niż emisja światła widzialnego. W drugim etapie eksperymentu należy wykorzystać niewielki pusty w środku złoty cylinder (hohlraum). Po skierowaniu wysokoenergetycznego światła laserowego na powierzchnię cylindra pojawi się promieniowanie cieplne i wyemitowane zostanie bardzo intensywne światło. Następnie należy skierować światło, o którym mowa w pierwszej części eksperymentu, do wnętrza cylindra, gdzie zderzy się ze światłem wygenerowanym przez promieniowanie cieplne. Dojdzie wówczas do powstania elektronów i pozytonów, które można będzie wykryć gdy opuszczą cylinder. Przez kilka godzin zastanawialiśmy się, jak można wykorzystać złoty cylinder (hohlraum) poza ich tradycyjną rolą w badaniach nad fuzją jądrową i odkryliśmy, że takie urządzenie może być idealnym zderzaczem fotonów. Tym samym rozpoczął się wyścig na drodze ku stworzeniu takiego zderzacza - ekscytuje się doktorant Oliver Pike.
  25. Japońska firma Power Japan Plus poinformowała o opracowaniu nowego typu akumulatora przydatnego m.in. do zasilania samochodów. Jedną z jego zalet jest krótki czas ładowania. Jak zapewniają wynalazcy, Dual Carbon Battery ładuje się 20-krotnie szybciej niż akumulatory litowo-jonowe. Pełne naładowanie akumulatorów Nissana Leaf trwa obecnie około 4 godzin. Nowy akumulator, zaprojektowany przez profesora Tatsumi Ishiharę z Uniwersytetu Kyushu, ładuje się się w ciągu 12 minut. Co więcej, wynalazek Power Japan Plus nie grzeje się, więc nie wymaga chłodzenia i cenowo może konkurować z obecnymi na rynku rozwiązaniami. Nowy akumulator jest zbudowany z węgla, a nie z niklu, kobaltu czy manganu. Jest więc tańszy w produkcji, a jako że się nie rozgrzewa, nie ma ryzyka wybuchu pożaru w razie wypadku. Co więcej, wykorzystany węgiel to też nowość z punktu widzenia sposobu jego produkcji. Jest to węgiel organiczny, pozyskiwany z bawełny. To z kolei oznacza, że japoński akumulator można łatwo poddać recyklingowi. Dzięki swojej wyjątkowej strukturze nowy akumulator można, w przeciwieństwie do rozwiązań litowo-jonowych, całkowicie rozładować bez obawy uszkodzenia, co nieznaczne dodatkowo zwiększa jego rzeczywistą pojemność. Power Japan Plus informuje również, że nowe rozwiązanie wytrzymuje 3000 cykli ładowania/rozładowywania. Power Japan Plus wybudowało już fabrykę, z której do końca bieżącego roku mają wyjeżdżać tysiące nowych akumulatorów. Będą one przeznaczone do wykorzystywania w urządzeniach medycznych, satelitach i innych specjalnych zastosowaniach. Power Japan Plus nie będzie produkowała akumulatorów dla samochodów. Ma zamiar sprzedawać licencje na ich produkcję. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...