Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Naukowcom udało się zsekwencjonować genom sosny taeda. To najdłuższy ze wszystkich genomów, jakie poddano dotychczas sekwencjonowaniu. Jest on siedmiokrotnie dłuższy od genomu ludzkiego. Udane sekwencjonowanie to pierwszy test nowej techniki, która przyspiesza sekwencjonowanie dzięki 100-krotnemu skompresowaniu surowych danych. To olbrzymi genom. Wyzwaniem jest tutaj już samo zebranie wszystkich danych. Prawdziwym problemem jest jednak ułożenie ich w odpowiedniej kolejności - mówi profesor David Neale z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis, który stał na czele grupy naukowej. Genom sosny taeda składa się z 16 miliardów par zasad, z których każda musi trafić we właściwe miejsce. Jesteśmy w stanie poskładać ludzki genom, ale w tym przypadku byliśmy blisko granicy naszych możliwości. Genom siedmiokrotnie dłuższy to po prostu zbyt wiele - stwierdził profesor Steven Salzberg z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, jeden z członków zespołu naukowego. Uczeni wykorzystali metodę opracowaną na University of Maryland. Polega ona na połączeniu pokrywających się fragmentów w większe ciągi i usunięciu zbytecznych informacji. Dzięki temu komputer ma do przeanalizowania nawet 100-krotnie mniej danych. Badania potwierdziły przypuszczenia, że genom sosny jest tak długi, gdyż pełen jest inwazyjnego DNA, które wielokrotnie się w nim skopiowało. W przypadku sosny taeda informacje inwazyjne i powtarzające się stanowią aż 82% genomu. Naukowcy zidentyfikowali też geny odpowiedzialne za zwalczanie patogenów i mają nadzieję, że zdobędą dzięki temu istotne informacje na temat odporności tych drzew. Sosna taeda to najważniejsze drzewo w amerykańskiej gospodarce. Większość papieru w USA pozyskuje się właśnie z tego gatunku. Produkuje się z niego też biopaliwa. « powrót do artykułu
  2. Naukowcy z Uniwersytetu w Lund i Szwedzkiego Muzeum Historii Naturalnej dokonali niezwykłego odkrycia rodem z muzealnej szuflady. W skamieniałości paproci, która przeleżała tam ponad 40 lat, natrafili zarówno na niezniszczone jądra komórkowe, jak i błony komórkowe czy chromosomy. Zachowały się one dzięki nagłemu zalaniu laharem (spływem popiołowym). Skamieniałość znalazł w latach 60. Gustav Andersson, rolnik ze Skanii, który przekazał ją Muzeum Historii Naturalnej. Roślina z rodziny długoszowatych (Osmundaceae) żyła ok. 180 mln lat temu we wczesnej kredzie. Podczas studium akademicy posłużyli się różnymi technikami mikroskopowymi, rentgenowskimi oraz analizą geochemiczną. Konserwacja zaszła tak szybko, że niektóre komórki zachowały się na różnych etapach podziału - podkreśla prof. Vivi Vajda, który współpracował z Benjaminem Bomfleurem i Stephenem McLoughlinem. To [...] sprawia, że zaczynamy myśleć, że pozostało sporo do odkrycia. Trudno sobie wyobrazić, co jeszcze pokrył spływ popiołowy w Korsaröd w Skanii. Jak powiedział nam Benjamin Bomfleur, wysoka aktywność wulkaniczna w tym okresie doprowadziła do powstania źródeł termalnych. Podkreślił, że szybkie chłodzenie cieczy przesyconej jonami prowadziło do wytrącania minerałów, w naszym przypadku głównie węglanu wapnia, wewnątrz tkanek i komórek. Odtwarzając prawdopodobny przebieg wydarzeń, Szwedzi sądzą, że w przypadku kłącza paproci najpierw doszło do pogrzebania przez spływ popiołowy, potem przez pory w gruboziarnistym osadzie przesączyła się gorąca ciecz, a na końcu w kontakcie ze szczątkami paproci i innym materiałem roślinnym, np. kawałkami drewna, doszło do krystalizowania kalcytu w i wokół komórek. Współcześnie Osmundaceae rosną dziko w Szwecji. Są też popularnymi roślinami ogrodowymi. Co istotne, z wyglądu bardzo przypominają skamieniałość z kredy, co sugeruje, że na przestrzeni milionów lat zaszły jedynie ograniczone zmiany. Porównanie rozmiarów jąder z prehistorycznego okazu i żyjących krewnych pokazało, że u długoszowatych występuje niesamowita stabilność ewolucyjna. Prof. Vajda datował skały otaczające skamieniałość, badając występujące w nich pyłki i zarodniki. To wtedy okazało się, że mają ok. 180 mln lat. W skale wulkanicznej znajdowały się spore ilości zarodników paproci i pyłku drzew iglastych, np. cyprysów, co wskazuje na zróżnicowaną wegetację oraz gorący i wilgotny klimat. « powrót do artykułu
  3. Singapurscy naukowcy z Uniwersytetu Technologicznego Nanyang opracowali materiał, z którego można budować ogniwa fotowoltaiczne i który... emituje światło. Być może w przyszłości powstaną dzięki niemu urządzenia, których wyświetlacze będą jednocześnie produkowały energię. Jeśli tak się stanie, to np. smartfon z wyczerpaną baterią będziemy mogli ładować wystawiając go na działanie światła słonecznego. Zastosowania nowego materiału mogą być znacznie szersze. Z łatwością można sobie wyobrazić fasadę domu handlowego, która za dnia zbiera energię, by w nocy wyświetlać reklamy. Odkrycia dokonano przypadkiem, gdy profesor Sum The Chien poprosił swojego asystenta Xing Guichuana o skierowanie lasera na nowo opracowane ogniwo paliwowe z perowskitu. Ku zaskoczeniu wszystkich obecnych, ogniwo oświetlone laserem rozbłysło. Odkryliśmy, że ten materiał wysokiej jakości, który jest bardzo odporny na działanie światła, może przechwytywać fotony i zamieniać je na elektryczność, ale działa też odwrotnie - mówi profesor Sum. Dzięki odpowiedniemu dobraniu składu materiału możemy spowodować, że będzie on emitował szeroką gamę kolorów, co czyni go odpowiednim do produkcji urządzeń emitujących światło, takich jak płaskie wyświetlacze - dodaje Sum. Niezwykle ważną cechą nowego materiału jest niski koszt jego produkcji. Jest on pięciokrotnie tańszy od materiałów fotowoltaicznych bazujących na krzemie. Niski koszt spowodowany jest prostą metodą produkcji i możliwością łączenia związków chemicznych w temperaturze pokojowej. Prace Singapurczyków pochwalili już eksperci z innych krajów. Był wśród nich światowej klasy uczony zajmujący się od ponad 20 lat elektroniką i materiałami fotowoltaicznymi, profesor Ramamoorthy Ramesh z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. « powrót do artykułu
  4. W 1951 roku w USA zauważono karaczana z rodziny zadomkowatych (Ectobius). Zwierzę, znane dotychczas jedynie z Europy i Afryki, coraz częściej zaczęto spotykać w domach w stanie Massachusetts. Trzydzieści lat później w innych stanach północnego-wschodu USA zidentyfikowano już cztery gatunki zadomkowatych. Entomolodzy sądzili, że mają do czynienia z gatunkiem inwazyjnym, gdyż najstarsze szczątki tych karaczanów znaleziono w 1856 roku w bałtyckim bursztynie. Wiek bursztynu oceniono na 44 miliony lat. Okazało się jednak, że eksperci się mylili. W 2010 roku Conrad Labandeira, kurator kolekcji skamieniałości stawonogów z Smithsonian National Museum of Natural History poprosił specjalizującego się z karaczanach Petera Vrsansky'ego, ze Słowackiej Akademii Nauk, by przejrzał zbierające kurz skamieniałości z magazynów Smithsonian Institution. Usiądź i się trzymaj. To Ectobius, powiedział Vrsansky - wspomina Labandeira. Ekscytacji naukowców trudno się dziwić. W 21 przeglądanych eksponatach zebranych z Green River Formation w Kolorado znalazły się cztery różne gatunki Ectobius. Skamieniałości są o 5 milionów lat starsze, niż europejski bursztyn z karaczanem. To niesamowite, jak jedno małe odkrycie może całkowicie zmienić rozumienie historii tej linii karaczanów - cieszy się Labandeira. Naukowcy sądzą, że Ectobius wyginął w Ameryce Północnej podczas zlodowacenia. Nie wiadomo, kiedy zmieniające się warunki naturalne wytępiły karaczana w Nowym Świecie, wydaje się jednak, że zanim to nastąpiło, Ectobius przedostał się do Europy. Mógł to zrobić przez Grenlandię lub Cieśninę Beringa. Jeden ze skamieniałych okazów to nieznany wcześniej gatunek, nazwany przez Labandeirę i Vrsansky'ego Ectobius kohlsi. Nadali mu taką nazwę na cześć człowieka, który znalazł skamieniałości, Davida Kohlsa. Ten entomolog-amator z Kolorado zebrał w swojej karierze setki tysięcy skamieniałych owadów. Trzy pozostałe skamieniałe gatunki również nie były wcześniej znane, jednak uczeni nie byli w stanie wyodrębnić wystarczająco dużo cech charakterystycznych, by nadać im nazwy. Wszystko wskazuje zatam na to, że przed kilkudziesięciu laty Ectobius wrócił do domu. « powrót do artykułu
  5. Twarze dzieci starszych ojców są mniej atrakcyjne. To skutek dodatkowych mutacji genetycznych w plemnikach. Znaleźliśmy znaczący negatywny związek między wiekiem ojca a atrakcyjnością ludzkiej twarzy. Efekt jest bardzo widoczny. Ktoś, kto urodził się 22-letniemu ojcu, jest o 5-10% bardziej atrakcyjny od dziecka ojca 40-letniego [...] - opowiada Martin Fieder, profesor antropologii z Uniwersytetu Wiedeńskiego. Naukowcy, których artykuł ukazał się w Nature, poprosili grupę 6 mężczyzn i 6 kobiet o ocenę twarzy 4018 mężczyzn i 4416 kobiet (większość miała 18-20 lat). Austriacy stwierdzili, że dzieci starszych ojców konsekwentnie uznawano za mniej atrakcyjne (nie patrzono na wiek matek). Z wiekiem dokładność kopiowania DNA podczas spermatogenezy spada. Fieder wyjawia, że co 16 lat wskaźnik mutacji ulega podwojeniu. Inni naukowcy znaleźli u 20-latka 25 mutacji na plemnik, a u 40-latka 65. Do 56. r.ż. ich liczba znowu zwiększa się 2-krotnie. Profesor dodaje, że opisywane wyniki nie przesądzają, że wszystkie dzieci starszych ojców będą mniej atrakcyjne, bo wygląd zależy w dużej mierze od atrakcyjności samego rodzica. « powrót do artykułu
  6. Wkrótce nad Fairbanks na Alasce zawiśnie wypełniony helem balon z turbiną, która na wysokości około 450 metrów będzie produkowała energię z wiatru i przesyłała ją na Ziemię. Projekt BAT (Buoyant Airborne Turbine) został opracowany przez firmę Altaeros, założoną przez naukowców z MIT-u. Podczas trwających 18 miesięcy testów chcą oni sprawdzić swoje teoretyczne wyliczenia, z których wnika, że unosząca się w powietrzu turbina wyprodukuje dwukrotnie więcej energii niż stojące na ziemi urządzenie podobnych rozmiarów. Jeśli nawet obliczenia są prawidłowe, to już obecnie wiadomo, że produkcja energii w ramach projektu BAT będzie droższa od naziemnej konkurencji. Altaeros oblicza, że cena energii z BAT będzie wynosiła 18 centów za kilowatogodzinę. Tymczasem klasyczne farmy wiatrowe oferują energię za 4-5 centów za kWh. Test fruwającej turbiny ma jednak na celu sprawdzenie technologii pozyskiwania energii wiatrowej z dużej wysokości. Na poziomie 500-1000 metrów nad Ziemią wiatry wieją niemal stale i są znacznie silniejsze niż na powierzchni. Ponadto unoszące się turbiny nie będą przeszkadzały ludziom, którym zwykle nie podobają się olbrzymie wiatraki stojące na ziemi. Dodatkową zaletą może być też zmniejszona śmiertelność wśród ptaków. Niewiele gatunków lata tak wysoko, zatem mniej zwierząt będzie zabijanych przez turbiny. Technologia BAT ma być skierowana do odległych regionów, gdzie dostarczanie energii jest bardzo kosztowne. Stąd też testy na Alasce. Altaeros wyda na 18-miesięczny program pilotażowy 1,3 miliona dolarów. Firma ma nadzieję, że odległe osady, postawione przed alternatywą – generatory spalinowe lub BAT, wybiorą latającą turbinę. « powrót do artykułu
  7. Niewiele brakowało, a warte 33 mln dol. jajko Fabergé zostałoby przetopione na złoto. Na szczęście chcący zachować anonimowość handlarz złomem z USA nie mógł znaleźć kupca na metal i po blisko 10 latach przechowywania artefaktu w domu postanowił sprawdzić, jakie wyniki pokaże mu Google, gdy wpisze łącznie 2 hasła: jajko i "Vacheron Constantin" (nazwisko wygrawerowano na ukrytym w środku zegarku). W ten sposób natrafił na artykuł w Telegraphie, który opatrzono zdjęciem dobrze mu znanego dzieła sztuki. Handlarz kupił jajko za 13.302 dol. (wycena bazowała na wartości złota oraz zdobień z szafirów i diamentów). Gdy przejrzał wspomniany wcześniej tekst o zaginionym od lat skarbie, niezwłocznie skontaktował się z wymienionym w nim ekspertem od Fabergé, Kieranem McCarthym z domu jubilerskiego Wartski. Amerykanin przyleciał do Londynu ze zdjęciami. Od razu wiedziałem, co to. Byłem zszokowany - czułem się jak Indiana Jones znajdujący Zaginioną Arkę - podkreśla McCarthy. Ekspert udał się do Stanów i po badaniu orzekł: Ma pan Trzecie Jajko Cesarskie [z 1887 r.]. Usłyszawszy to, handlarz złomem niemal zemdlał. Wartski kupił jajko na zlecenie kolekcjonera Fabergé. Handlarz pochodzi z zupełnie innego świata. To świat kolacji i pikapów, realia błękitnych kołnierzyków [pracowników fizycznych]. Zarówno znalazca, jak i jego partnerka wciąż się nie otrząsnęli. Kiedy widziałem ich w styczniu, dalej się nie przeprowadzili, ale mieli taki zamiar. Myślę jednak, że to będzie po prostu większa nieruchomość gdzieś za rogiem. Para kupiła także nowy samochód. McCarthy, który uczestniczył w wielu cudownych odkryciach ze świata sztuki, mówi, że nigdy nie zetknął się z czymś takim - znalezieniem skarbu w środku niczego... Na jajku widniało parę zadrapań (w ten sposób potencjalni kupcy zdobywali próbki do zbadania zawartości złota). Początkowo dom jubilerski chciał je usunąć, ale kolekcjoner-nabywca stwierdził, że "wzbogacają one dzieło, ponieważ są częścią jego historii". Przed ponownym "wypłynięciem" w USA jajko widziano w marcu 1902 r. na wystawie w Sankt Petersburgu. Po skonfiskowaniu przez bolszewików wspominano o nim w 1922 r., kiedy to sowieci postanowili je sprzedać w ramach akcji "Zamienić skarby na traktory". W 2011 r. znaleziono pierwszy dowód na to, że jajko przetrwało do połowy XX w. - zdjęcie z katalogu nowojorskiego domu aukcyjnego Parke Bernert z 1964 r. Artefakt opisywano jako złoty zegarek w obudowie w formie jajka. Sprzedano go klientce z Głębokiego Południa. Kobieta zmarła po 2000 r., a jej dobra wyprzedano. Ponieważ uznano, że jajko nie jest zbyt wiele warte, trafiło na rynek bibelotów. Obecny właściciel wypożyczył jajko Wartskiemu, dzięki czemu między 14 a 17 kwietnia będzie je można obejrzeć w siedzibie głównej firmy. « powrót do artykułu
  8. Szczątki sześciu kotów, znalezione na egipskim cmentarzu, sugerują, iż ludzie udomowili te zwierzęta o 2000 lat wcześniej, niż dotychczas sądzono. Kości dwóch dorosłych i czterech kociąt pochodzących z co najmniej dwóch miotów, odkryto w Hierakonpolis, na cmentarzu dla elity. Miejscowość ta była stolicą polityczną i religijną Górnego Egiptu w okresie predynastycznym. Na lokalnym cmentarzu chowano nie tylko ludzi, ale i zwierzęta, prawdopodobnie poświęcane podczas rytuałów pogrzebowych. Znaleziono tam szczątki pawianów, lampartów czy hipopotamów. Jednak najbardziej interesującym z ostatnich odkryć jest znalezienie tam kości kotów. Eksperci oszacowali, że zwierzęta żyły pomiędzy 3800 a 3600 rokiem przed Chrystusem i mieszkały razem z ludźmi. Jeśli przypuszczenia takie są prawdziwe, to należy znacząco przesunąć datę udomowienia kota. Dotychczas najstarsze dowody dotyczące udomowionych kotów pochodziły z Egiptu z lat 2310-1950 p.n.e., co oznaczało, że wiemy, iż koty udomowiono być może już przed 4300 laty. Teraz dowiadujemy się, że mogły zostać udomowione już 5800 lat temu. Kwestia wspólnego zamieszkania kota i człowieka jest daleka od rozstrzygnięcia. W grudniu ubiegłego roku opublikowano badania, które wskazywały, że w Chinach koty mieszkały razem z ludźmi przed 5300 laty. Warto też wspomnieć o najstarszym znanym pochówku kota i człowieka. Liczący sobie 9500 lat grób znaleziono przed 10 laty na Cyprze. Wim Van Neer, bioarcheolog z Belgijskiego Królewskiego Instytutu Nauk Naturalnych i Katolickiego Uniwersytetu w Leuven, który wraz z zespołem znalazł wspomniane na wstępie kocie szkielety, mówi, że bardzo rzadko trafia się na tego typu zabytki. Naukowcy przeanalizowali szczęki zwierząt i porównali je ze szczękami dzikich i udomowionych kotów Europy. Na podstawie zębów i kości ocenili wiek zwierząt. Okazało się że dorosłe, samiec i samica, liczyły sobie około roku. Samiec nie ukończył jeszcze 12 miesięcy, a samica niedawno przekroczyła ten wiek. Kocięta liczyły sobie 4-5 miesięcy. Pochodziły z dwóch miotów, które nie były spokrewnione ani ze sobą, ani z pochowaną dorosłą samicą. Rozmiary kości sugerują, że koty należały do gatunku Felis silvestris, dzikiego kota zamieszkującego Afrykę, Europę i Azję Centralną. To właśnie Felis silvestris dał prawdopodobnie początek kotu domowemu. Belgijscy uczeni chcą teraz przeprowadzić szczegółowe analizy DNA. Wspomniany powyżej pochówek kota i człowieka na Cyprze wskazuje bowiem, że to region Lewantu mógł być centrum udomowienia kota. Analizy DNA pomogą stwierdzić, czy drugim z takich centrów, późniejszym, nie był Egipt. « powrót do artykułu
  9. Naukowcy z Karlsruher Institut für Technologie (KIT) i Uniwersytetu w Kijowie stworzyli antybiotyk, którego aktywność biologiczna jest kontrolowana światłem. Międzynarodowy zespół zastosował włącznik ze światłoczułą grupą chemiczną zwaną diaryletenem (zawiera ona pierścień, który ulega zamknięciu pod wpływem UV), dzięki któremu antybiotyk może działać w specyficznym czasie i przestrzeni. W ten sposób można też ograniczyć skutki uboczne. Zespół prof. Anne S. Ulrich, szefowej Instytutu Interfejsów Biologicznych 2 z KIT, po raz pierwszy uzyskał mimetyk peptydu bazujący na rusztowaniu z diaryletenu, który można odwracalnie fotoizomeryzować. Ponieważ jeden z aminokwasów gramicydyny S zastąpiono analogiem z diaryletenem, aktywność nowego cyklicznego oligopeptydu dało się kontrolować za pomocą światła widzialnego i ultrafioletu. Podczas eksperymentów film bakteryjny najpierw traktowano inaktywowanym antybiotykiem, a później stosowano oświetlanie z wykorzystaniem matrycy z twarzą Mona Lizy. W efekcie w części biofilmu z "portretem" diaryleten przekształcał się z formy zamkniętej w otwartą. Co istotne, w wyniku strukturalnej modyfikacji cząsteczki antybiotyku cechowały się silniejszym działaniem antybakteryjnym. Formę zamkniętą diaryletenu można było ponownie uzyskać za pomocą UV. Ulrich już myśli o działających na podobnej zasadzie lekach na nowotwory. W końcu fotoaktywowany moduł dałoby się wstawić do innych sekwencji peptydowych. « powrót do artykułu
  10. U osób urodzonych z pewną nieprawidłowością w obrębie chromosomów ryzyko rzadkiej dziecięcej ostrej białaczki limfoblastycznej (OBL) jest podwyższone aż 2700-krotnie. W ramach tej wady dochodzi do połączenia centrycznego ramion długich chromosomów 15. i 21. Co istotne, po zlaniu stają się one bardziej podatne na rozpad. Wcześniej naukowcy stwierdzili, że u pewnej podgrupy pacjentów z OBL występuje wewnątrzchromosomalna amplifikacja chromosomu 21. (iAMP21). Ta postać białaczki wymaga bardziej intensywnej chemioterapii. Naukowcy korzystają ze współczesnych metod analizy genetycznej, by odtworzyć sekwencję zdarzeń genetycznych prowadzących do iAMP21 OBL. Zespół prof. Christine Harrison z Uniwersytetu w Newcastle zauważył, że niektórzy pacjenci z iAMP21 OBL rodzą się z połączonymi ramionami długimi chromosomów 15. i 21. (translokacją robertsonowską, TR). Próbując sprawdzić, czy ma to jakiś związek z iAMP21 OBL, stwierdzono, że zlanie chromosomów podwyższa ryzyko tej postaci choroby aż 2700 razy. "Byliśmy w stanie sporządzić mapę dróg, jakimi komórki podążają podczas zmiany genomu z normalnego na białaczkowy". Akademicy zsekwencjonowali 9 próbek pobranych od pacjentów iAMP21 OBL, w tym 4 od chorych z translokacją robertsonowską. Okazało się, że w grupie z TR nowotwór był zapoczątkowywany przez tzw. chromotrypsję (od gr. chromos - chromosom, i thripsis - rozbijać na kawałki). Podczas takiego zdarzenia w jądrze komórkowym dochodzi do nagłego zdarzenia porównywanego do eksplozji. Połączone chromosomy 15. i 21. rozrywają się, a gdy później mechanizmy naprawcze łączą wszystko z powrotem, powstaje wiele błędów i niedokładności. U pozostałych 5 pacjentów nowotwór był inicjowany przez zlanie chromosomów 21. Zazwyczaj po tym również następowała chromotrypsja. Choć na pierwszy rzut oka wydarzenia zdają się przypadkowe i chaotyczne, każdorazowo skutkiem jest nowy chromosom 21., w którym liczba i ułożenie genów zostają zoptymalizowane pod kątem napędzania białaczki. Autorzy publikacji z pisma Nature chcą teraz zastosować swoją metodę analizy do odcyfrowania zdarzeń genetycznych prowadzących do innych typów nowotworów. « powrót do artykułu
  11. LG zaprezentowało „inteligentną żarówkę”. To dioda LED, którą można kontrolować za pośrednictwem smartfonu lub tabletu wyposażonego w system iOS lub Android. Oprogramowanie działające pod kontrolą iOS-a 6.0 i nowszych lub Androida 4.3 i nowszych pozwala na zdalne kontrolowanie świateł, ustawienie ich właściwości czy czasu włączania się. Dioda może pracować w trybie bezpieczeństwa, kiedy to włącza się w wyłącza o określonych porach czy w określony sposób, by symulować obecność właściciela w domu. Z kolei w trybie rozrywkowym, dioda może migotać w rytm muzyki odtwarzanej ze smartfonu. Posiadacze urządzeń z Androidem mogą ją zaprogramować tak, by migała informując o nadchodzącym połączeniu. Smart Bulb kosztuje w Korei 35 000 wonów, czyli około 32 dolarów. Producent zapewnia, że będzie działała ona przez 10 lat po 5 godzin dziennie. « powrót do artykułu
  12. Firma Huawei, która była podejrzewana o szpiegowanie na rzecz Pekinu, sama padła ofiarą NSA. Jeśli najnowsze doniesienia są prawdziwe, potwierdzałoby to wcześniejsze informacje, jakoby władze USA zleciły sprawdzenie Huawei. Amerykanie przez długi czas podejrzewali, że chiński producent sprzętu telekomunikacyjnego umożliwia władzom ChRL podsłuchiwanie sprzedawanych przez siebie urządzeń. Teraz prawa w USA donosi, że NSA w ramach operacji Shotgiant sprawdzała powiązania pomiędzy Huawei a chińską armią. Ekspertom zatrudnianym przez Narodową Agencję Bezpieczeństwa udało się w 2010 roku włamać na serwery w siedzibie Huawei w Shenzen i od tej pory podsłuchiwała firmę. Operacje przeciwko Chińczykom datują się już na rok 2007, kiedy to założono podsłuch szefostwu firmy. Celem Shotgiant było nie tylko sprawdzenie wiarygodności Huawei. NSA umieściła tylne drzwi w produktach Huawei, dzięki czemu mogła je podsłuchiwać. NSA zaprzecza doniesieniom prasowym. Nasze działania są skierowane tylko i wyłącznie przeciwko wartościowym zagranicznym celom w odpowiedzi na zapotrzebowanie wywiadowcze. Nie wykorzystujemy swoich możliwości do kradzieży informacji handlowych zagranicznych firm, by przekazać je firmom amerykańskim w celu zwiększenia ich szans na międzynarodowych rynkach. Musimy też podkreślić, że prawo, nasza wewnętrzna polityka, procedury, etyka, sposób szkolenia, kultura i konieczność zachowania bezpieczeństwa określają, w jaki sposób NSA może działać w celu ochrony narodu. « powrót do artykułu
  13. Naucz się uczyć i poznaj kolorowy, wielojęzyczny świat! 1) Ty i języki, Twój stan, Twoje zasoby, czyli jak znaleźć najlepszą metodę nauki dla siebie 2) komunikacja, Twój nauczyciel, Twoja szkoła, czyli jak wykorzystać w praktyce nawet najmniejszy zasób słów 3) Twoje niekonwencjonalne narzędzia językowe, czyli jak rozwijać sztukę „dogadywania się” na wielu poziomach Obowiązkowa znajomość języków to jedno z najtrudniejszych wyzwań, jakie stawia przed nami współczesny świat. Życie w globalnej wiosce zmusza do posługiwania się innymi językami, podejmowania prób zrozumienia innych kultur, tradycji, sposobów myślenia i postrzegania świata. Niestety, wbrew temu, co można usłyszeć w mediach, wbrew powszechnym działaniom edukacyjnym i nawet wbrew entuzjazmowi potencjalnych poliglotów nadal zbyt wielu ludzi nie jest w stanie opanować (w pełni albo chociażby na poziomie swobodnej komunikacji) żadnego nowego języka. Dlaczego tak się dzieje i jak temu zaradzić? Doskonałej odpowiedzi na te pytania udziela właśnie ta książka. Bo od tej chwili nie ma już języków obcych – są tylko te, których jeszcze nie znasz. Daj się uwieść językowi… Mariusz Włoch, trener kompetencji komunikacyjnych i językowych, wyczerpująco opisuje różne aspekty skutecznych i nieskutecznych metod uczenia się języków, a także proponuje swoje autorskie rozwiązania podstawowych problemów związanych z tą nauką. Dowiesz się stąd, co jest ważniejsze od opanowania zasad gramatyki i dlaczego nawet perfekcyjna znajomość języka nie zapewnia sukcesu w kraju, w którym jest to język urzędowy. Odkryjesz, jakie możliwości daje Ci swobodne porozumiewanie się z przedstawicielami innych narodów. Przeczytaj, zacznij się uczyć i… wytrwaj w postanowieniu! « powrót do artykułu
  14. Kim Dotcom, założyciel serwisu Megaupload, poniósł dotkliwą porażkę. Nowozelandzki Sąd Najwyższy obalił werdykt sądu niższej instancji, który nakazywał Stanom Zjednoczonym przekazanie obronie Dotcoma wszystkich materiałów, na podstawie których amerykańska prokuratura oskarża ich klienta. Stany Zjednoczone otrzymały prawo do dowolnego rzucania oskarżeń. Teraz w procesie ekstradycyjnym nie możemy grać z nimi na jednym boisku - mówi Ira Rothken, prawnik Dotcoma. Dodaje, że oskarżony nie ma dostępu do własnych danych, przez co nie będzie mógł przygotować odpowiedniej obrony. USA zabrały Kimowi jego własne dowody. Nie ma on dostępu do danych, które pozwoliłyby mu się bronić - stwierdził Rothken. Dotcom przegrał przed Sądem Najwyższym stosunkiem głosów 4:1. Tylko przewodniczący składu był za podtrzymaniem decyzji sądu niższej instancji. Sędziowie posłużyli się zasadami prawa kontynentalnego, zgodnie z którymi uznaje się, że jako iż podczas procesu ekstradycyjnego nie rozstrzyga się o winie, to w związku z tym oskarżony nie musi mieć dostępu do wszelkich gwarancji procesowych, jak ma to miejsce w procesie karnym. Mimo niekorzystnego rozstrzygnięcia, Rothken wciąż jest pewny swego. W całej historii zachodniego sądownictwa nie znaleźliśmy ani jednego przypadku, by właściciel serwisu hostingowego został skazany w procesie karnym za działania użytkowników jego serwisu. Nie wierzymy, by amerykańskie sądy zgodziły się z teorią prokuratury, że to właściciel serwisu jest odpowiedzialny za to, co robią użytkownicy. Sądzimy, że takie rozumowanie zostanie odrzucone też przez sądy w Nowej Zelandii. Czekamy na proces w Nowej Zelandii - dodał Rothken. Data rozpoczęcia procesu ekstradycyjnego nie została jeszcze wyznaczona. W USA Dotcom jest oskarżany nie tylko o naruszenie praw autorskich, ale również o pranie brudnych pieniędzy, zbieranie haraczu i defraudację za pośrednictwem sieci teleinformatycznych. W amerykańskim prawodawstwie pod pojęciem haraczu rozumie się też wielokrotne przestępstwa związane z handlem międzystanowym lub międzynarodowym.
  15. ZL105 to nowy środek, który daje nadzieję na dokonanie przełomu w leczeniu nowotworów. W Angewandte Chemie International Edition ukazał się artykuł, w którym naukowcy z University of Warwick informują o opracowaniu nowego leku pozwalającego na manipulowanie naturalnymi systemami sygnałowymi i energetycznymi organizmu. ZL105 to związek chemiczny bazujący na irydzie. Badania wykazały, że może on zastąpić wiele innych leków, których efektywność zmniejsza się w czasie terapii, które mają liczne skutki uboczne i szkodzą zdrowym komórkom. W komórkach nowotworowych mechanizm odpowiedzialny za produkcję energii działa pełną mocą, starając się nadążyć za szybkim rozprzestrzenianiem się nowotworu. To oznacza, że komórki nowotworowe są wrażliwe na niewielkie zmiany w działaniu tego mechanizmu. Nasz lek powoduje, że mechanizm ten w komórkach nowotworowych zaczyna pracować ponad swój limit. To powoduje, że komórki zaczynają spowalniać produkcję energii i w końcu ją kończą. W tym czasie zdrowe komórki radzą sobie z bardziej intensywnym produkowaniem energii - mówi współautor badań, doktor Isolda Romero-Canelon. Z danych przekazanych do US National Cancer Institute wynika, że ZL105 może być nawet 10-krotnie bardziej efektywny od współczesnych leków stosowanych w przypadku nowotworów jajników, odbytu, czerniaka, nerek i niektórych nowotworów piersi. Uczeni z Warwick mają teraz zamiar przetestować go na nowotworach, którą są jeszcze bardziej odporne na terapię. Drugi z autorów badań, profesor Peter J. Sadler stwierdził, że istniejące terapie często są mniej efektywne już po pierwszej serii leczenia, gdyż nowotwory uczą się, jak się przed nimi bronić. Lek, który opracowaliśmy jest katalizatorem i działa już w małych dawkach. Atakuje komórki nowotworowe na wiele sposobów w tym samym czasie, zatem mają one mniejszą szansę, by się zaadaptować. To oznacza, że lek ten może być znacznie bardziej efektywny niż inne środki. Obecnie najpowszechniej stosuje się leki oparte na platynie. Uszkadzają one DNA, ale nie rozróżniają pomiędzy komórkami zdrowymi a chorymi. To powoduje, że mają wiele skutków ubocznych, od występowania wymiotów po uszkodzenia nerek. Nowy lek nie atakuje DNA, a przeciąża komórki nowotworowe. Zmusza co prawda zdrowe komórki do zwiększonego wysiłku, jednak mieści się on w możliwościach komórek, zatem im nie szkodzi tak bardzo, jak inne związki. « powrót do artykułu
  16. Niemal wszyscy znają kogoś, kto pozostaje szczupły i sprawny na wysokokalorycznej diecie, która u całej reszty wywołałaby nadwagę lub otyłość. Okazuje się, że takim osobom przewagę mogą zapewniać mięśnie. W ramach najnowszego studium Chaitanya K. Gavini i zespół porównywali szczurzyce z wysoką wydolnością tlenową (genetyczną tendencją do szczupłości) z samicami o niskiej wydolności tlenowej (tendencją do otyłości). Chociaż zwierzęta w obu grupach miały podobną wagę i suchą masę mięśniową (beztłuszczową masę ciała), osobniki z wysoką wydolnością tlenową były stale bardziej aktywne. Mimo że w stanie spoczynku wszystkie szczurzyce wydatkowały w przybliżeniu tę samą ilość energii, podczas łagodnych ćwiczeń pojawiały się duże różnice w liczbie spalanych kalorii. Amerykanie podejrzewają, że może chodzić o wyższy poziom białek wspierających wydatkowanie energii i niższy protein sprzyjających jej oszczędzaniu oraz/lub zwiększoną rolę układu sympatycznego w zasilaniu mięśni. Autorzy artykułu z American Journal of Physiology—Endocrinology and Metabolism uważają, że uzyskane wyniki mogą się przydać przy opracowaniu technik zapobiegania i leczenia otyłości. Obierając na cel szlaki maksymalizujące zużycie energii przez mięśnie szkieletowe podczas aktywności fizycznej, da się wykorzystać już istniejące mechanizmy, które są endogennie silniej eksploatowane u naturalnie szczupłych jednostek.
  17. Amerykańscy naukowcy poinformowali, że w 2012 na Słońcu doszło do potężnej eksplozji, a potężny strumień wyskoenergetycznych cząstek o włos minął Ziemię. Gdyby trafił w naszą planetę mogłoby dojść do uszkodzeń satelitów i zniszczenia sieci elektroenergetycznych. Siła słonecznego rozbłysku była tak wielka, że uczeni porównują ją do wydarzenia Carringtona z 1859 roku. To najpotężniejsza znana burza, której skutki odczuła Ziemia. Przed 150 laty, kilkanaście godzin po tym, jak brytyjski astronom Richard Carrington zaobserwował dwa potężne rozbłyski na Słońcu, Ziemię zalało światło zórz polarnych. Przestały działać telegrafy, a w Ameryce Północnej, gdzie była noc, ludzie mogli bez przeszkód czytać gazety. Gdyby to trafiło w Ziemię, oddziaływanie byłoby równie wielkie jak w 1859 roku, jednak dzisiaj, z całą współczesną technologią, skutki takiego zjawiska odczulibyśmy znacznie bardziej - mówi fizyk Janet Luhmann z University of California. Strumień naładowanych cząstek minął Ziemię od strony bieguna północnego. Gdyby w nas trafił spowodowałby przepływ ładunków w atmosferze, co z kolei doprowadziłoby do zniszczenia transformatorów linii wysokiego napięcia. NASA już kilka lat temu przygotowała raport opisujący, co się może wydarzyć, gdy na Ziemi powtórzy się sytuacja podobna do tej z 1859 roku. Opisaliśmy go w tekście Realna kosmiczna katastrofa. O wielkiej burzy dowiedzieliśmy się dzięki analizie danych z satelity STEREO A. Luhman i jej koledzy opisali swoje badania w Nature Communications. « powrót do artykułu
  18. Komórki wstrzymują w czasie podziału (mitozy) proces naprawy uszkodzeń DNA, by uniknąć zlewania telomerów. Teraz już wiemy, czemu kluczowy proces naprawy DNA zostaje wyłączony, gdy tylko komórka zaczyna się dzielić na 2 komórki potomne - podkreśla dr Daniel Durocher z Lunenfeld-Tanenbaum Research Institute. Przez większość życia komórki mechanizmy korekcyjne są niemal zawsze aktywne, zapobiegając zmianom nowotworowym i utrzymując komórkę w szczytowej formie, dlatego naukowców zawsze zastanawiało, czemu proces nie zachodzi w tak krytycznym dla chromosomów momencie. Próbując odpowiedzieć na to pytanie, Kanadyjczycy sprawdzali, z jakiego powodu podczas mitozy białka naprawcze nie rozpoznają miejsca uszkodzenia i nie wdrażają odpowiednich działań. Później modyfikowali je w taki sposób, by jednak wymusić naprawę. Okazało się, że w takiej sytuacji telomery - ochronne sekwencje z nukleotydów, które zabezpieczają przed "przycinaniem" chromosomów po ich podwojeniu w czasie podziału komórki - zaczynały się ze sobą zlewać. Komórka traciła zdolność odróżniania uszkodzonego DNA od normalnych telomerów. Innymi słowy, w czasie podziału komórka nieprawidłowo identyfikowała własne telomery jako uszkodzenia materiału genetycznego i je "naprawiała". Niektóre chemioterapeutyki, np. paklitaksel, działają antymitotycznie. Teoretycznie, bazując na naszych odkryciach, można by zwiększyć skuteczność tych leków. To jednak kwestia przyszłości - podsumowuje Durocher. « powrót do artykułu
  19. Podczas dorocznej Game Developers Conference Microsoft zaprezentował najnowszą wersję DirectX. Dwunasta już edycja funkcji wspomagających renderowanie grafiki to efekt wspólnej pracy producentów sprzętu, gier i specjalistów z Microsoftu. W DirectX 12 zastosowano nową wersję Direct3D, dzięki czemu zwiększono wydajność i tempo przetwarzania scen trójwymiarowych i lepiej wykorzystano możliwości współczesnych procesorów graficznych. Nowe narzędzia dla developerów, pozwalające na wykorzystanie pełni możliwości Direct3D już zostały udostępnione zainteresowanym. Microsoft ma nadzieję, że w przyszłym roku w okresie świątecznym nastąpi prawdziwy wysyp gier wykorzystujących nowe technologie. Koncern z Redmond już zapewnił sobie wsparcie ze strony najważniejszych producentów sprzętu. Nvidia zapowiedziała, że DirectX 12 będą w pełni wspierane przez karty graficzne należące do rodzin Fermi, Kepler i Maxwell. AMD ogłosiło, że karty z rodziny Radeon HD 7000 i nowsze będą obsługiwały nowe API. Także Intel poinformował, że DirectX 12 będzie obsługiwane przez układy graficzne wbudowane w procesory Haswell. Miłośnicy gier komputerowych posiadający odpowiedni sprzęt nie będą musieli zatem go modyfikować, by móc skorzystać z najnowszego API. W sieci pojawiły się zrzuty ekranowe z prowadzonych przez Microsoft testów Direct3D 11 i Direct3D 12. Widać na nich, że nowe API lepiej rozkłada obciążenie pomiędzy wątki i znacznie lepiej wykorzystuje możliwości CPU. Ponadto podczas Game Developers Conference Anuj Gosalia, szef zespołu odpowiedzialnego za rozwój DirectX, pokazał na przykładzie gry Forza, że dzięki nowemu API pecet wyposażony w procesor Nvidia Titan Black może renderować grafikę równie wydajnie jak najnowsze konsole. DirectX 12 to oprogramowanie międzyplatformowe. Ma być ono obsługiwane przez pecety, konsole, tablety i smartfony. « powrót do artykułu
  20. Naukowcy z Korei Południowej opracowali unikatowe wzory, uzyskiwane z losowo rozrzuconych srebrnych nanodrucików. Miałyby one być wykorzystywane jako zabezpieczenie przeciw podrabianiu. Oznaczenie różnych dóbr, w tym elektroniki czy kart kredytowych, powstawałoby przez losowe rozrzucenie na cienkim polimerowym filmie 20-30 drucików (średnia ich długość wynosiłaby 10-50 µm). Autorzy artykułu z pisma Nanotechnology przekonują, że takiego znaku właściwie nie da się podrobić. Powołują się na trudność manipulowania tak drobnymi materiałami oraz wspominaną wcześniej naturalną losowość. Odtworzenie "odcisków" jest niemal niemożliwe przez problemy z ułożeniem nandrucików w pożądany wzór. Koszt generowania identycznego znaku byłby generalnie o wiele wyższy od wartości typowego zabezpieczanego produktu - wyjaśnia prof. Hyotcherl Ihee z Korea Advanced Institute of Science and Technology (KAIST). Koreańczycy szacują, że pojedynczy wzór można by wyprodukować za mniej niż 1 dol. Potwierdzają to ich własne eksperymenty, podczas których sporządzano roztwór ze srebrnymi nanodrucikami, pokrywano nanodruciki ditlenkiem krzemu, dodawano do nich fluorescencyjnych barwników i rozrzucano całość po giętkim filmie z poli(tereftalanu etylenu). Dzięki fluorescencyjnym barwnikom wzorce można identyfikować pod mikroskopem optycznym. Badacze twierdzą, że jeśli zastosuje się różne ich kolory, zwiększy to złożoność, a więc i trudność podrobienia "odcisku". Wg Koreańczyków, otagowanie kodem kreskowym ułatwiłoby wyszukiwanie w bazach danych, co przyspieszałoby proces uwierzytelniania. Procesy uwierzytelniania można zautomatyzować dzięki algorytmowi, który rozpoznaje położenie i kolor nanodrucików i digitalizuje tę informację w bazie danych. Powinno to znacznie ograniczyć rozmiar przechowywanych danych i skrócić czas uwiarygodniania. « powrót do artykułu
  21. Południowokoreańskie szkoły testują system, który pozwala na blokowanie na czas lekcji uczniowskich smartfonów. System wykorzystuje oprogramowanie zainstalowane na smartfonach. Program iSmartKeeper daje możliwość kontrolowania, do jakich usług i aplikacji ma dostęp właściciel smartfonu. Nauczyciel może zablokować urządzenie w jednym z sześciu trybów. Możliwe jest całkowite wyłączenie telefonu, włączenie trybu, w którym można wykonywać jedynie połączenia alarmowe, umożliwienie jedynie wykonywania połączeń i SMS-owania. Jeden z trybów pozwala nawet na precyzyjne określenie, które aplikacje mogą być przez ucznia używane. Działania takie mają na celu z jednej strony uniemożliwienie uczniom, by w czasie lekcji zajmowali się czymś innym niż nauka, a z drugiej – pozwolenie nauczycielom na wykorzystanie smartfonów jako narzędzia edukacyjnego. Program pilotażowy prowadzony jest w 11 szkołach w Seulu. Pojawiły się doniesienia, że trzy szkoły już się z niego wycofały po tym, jak uczniowie zaczęli obchodzić ograniczenia nałożone na ich smartfony. « powrót do artykułu
  22. U szczurów połączenie sieci większej z nerką w przypadku przewlekłej niewydolności nerek (PNN) może spowolnić, a nawet odwrócić skutki choroby. Choć dojrzałe komórki macierzyste dawały obiecujące rezultaty w leczeniu eksperymentalnej ostrej niewydolności nerek, nie było wiadomo, jak się będą miały sprawy przy PNN. Normalnie wdrażana strategia wymagałaby częstych iniekcji na przestrzeni wielu miesięcy, a nawet lat, ponieważ po wstrzyknięciu komórki macierzyste przeżywają w organizmie maksymalnie parę dni. Dr Ashok Singh z John H. Stroger, Jr. Hospital of Cook County postanowił poradzić sobie z tym problemem, łącząc z nerką bogate źródło komórek macierzystych - sieć większą. Dzięki temu komórki macierzyste miały stały dostęp do chorego narządu. Po 3 miesiącach sieć nadal pozostawała połączona z nerką, a ta wykazywała poprawę funkcji, czyli zdrowiała. Postępy przewlekłej niewydolności nerek zostały spowolnione dzięki stałej migracji komórek macierzystych z sieci większej do chorego narządu [...]. Dr Singh uważa, że po zakończeniu prac rozwojowych opisana technika mogłaby się stać częścią praktyki klinicznej. « powrót do artykułu
  23. W Seattle FBI aresztowało Aleksa Kibkalo, byłego inżyniera Microsoftu. Jak donosi Seattle Post Intelligencer, Kibkalo pracował w koncernie Gatesa przez siedem lat. W tym czasie miał wykraść tajemnice handlowe firmy, przechwalał się kradzieżą plików Windows 7 oraz wewnętrznego systemu chroniącego oprogramowanie przed piractwem. Jest również podejrzewany o to, że w połowie 2012 roku przekazał jednemu z francuskich blogerów kod Windows 8. Agent specjalny, który oskarża Kibkalo poinformował sąd, że Microsoft wpadł na trop podejrzanego w czerwcu ubiegłego roku, po prowadzonym przez niemal rok śledztwie. Podejrzany przyznał się podobno do przekazania kodu Windows 8 blogerowi, którego poznał na online'owym forum. Ukradł też „Activation Server Software Development Kit”, antypiracki wewnętrzny system Microsoftu. Podczas przesłuchania przyznał, że może to pomóc crackerom dokonującym inżynierii wstecznej oprogramowania. Koncern, podczas prowadzonego przez siebie śledztwa dowiedział się, że inżynier nie tylko przesłał ten system nieujawnionemu z nazwiska Francuzowi, ale zachęcał go, by dzielił się nim z ludźmi, którzy łamią zabezpieczenia. Z rozmów zarejestrowanych przez FBI wynika, że podejrzany świetnie zdawał sobie sprawę z faktu, że jego działania są nielegalne. Podczas jednej z nich Kibkalo mówi Francuzowi, że ma zamiar przesłać mu oprogramowanie biznesowe. Bloger pyta go, czy na pewno chce to zrobić oraz dodaje, że jest to nielegalne. Kibkalo odpowiada: „Wiem ”. Kibkalo to Rosjanin, który pracował w rosyjskim i libańskim oddziale firmy.
  24. Trzydziestojednoletni obecnie Neil Harbisson urodził się z achromatopsją (całkowitą ślepotą barwną). Ponieważ jest artystą, od lat próbował znaleźć sposób na doświadczanie kolorów. Dziesięć lat temu wpadł na pomysł, że zamiast widzieć, mógłby je słyszeć. Początkowo mężczyzna nosił urządzenie przekładające długość fali światła na częstotliwość dźwięków na głowie, potem, by poszerzyć postrzeganą gamę o bardziej złożone barwy, przekonał lekarzy, by wszczepili mu w czaszkę specjalny implant. Harbissona zainspirował w 2003 r. cybernetyczny wykład wygłoszony przez Adama Montandona w Dartington College of Arts. Panowie nawiązali owocną współpracę. Później Neil musiał tylko zapamiętać, co oznacza jaka częstotliwość. Jak sam przyznał w 2012 r., przyzwyczaił się już do nieustannego słyszenia kolorów. W 2007 r. podczas podróży autostopem po Europie Harbisson spotkał w Lublanie Słoweńca Petera Kese'a, który napisał mu nowe oprogramowanie. Pozwalało ono postrzegać nie tylko odcienie, ale i wysycenie barw. W 2009 r. Matias Lizana, student Universitat Politècnica de Catalunya, stworzył dla niego chip. Na początku barwno-akustycznej przygody trzeba było zapamiętać nazwy kolorów i tony, ale po jakimś czasie informacje te stały się percepcją. Nie musiałem myśleć o dźwiękach, bo pojawiło się wrażenie. Zacząłem mieć ulubione barwy i kolorowe sny. Urządzenie stało się przedłużeniem zmysłów młodego londyńczyka. Czując się jak cyborg, zapragnął wszczepienia go na stałe. Po długich poszukiwaniach Neil i Adam dotarli do specjalistów z Barcelony, którzy się tego podjęli. Implantację przeprowadzano w kilku etapach między grudniem a marcem. "Okoborg" (eyeborg) wygląda jak antena. Na jednym jego końcu znajduje się kamera, drugi wszczepiono w kości potylicy. Kamerę da się też obejść, przesyłając obraz z telefonu komórkowego do chipa za pośrednictwem łącza Wi-Fi lub Bluetootha. Harbisson jest nawet w stanie słyszeć barwy, których nie postrzega ludzkie oko, np. ultrafiolet czy podczerwień. Co ciekawe, proces da się odwrócić, by malować głosy. Jak twierdzi Harbisson, w poniedziałek (17 marca) światu nie zaprezentowano nowej technologii, bo okoborg jest częścią ciała. Urządzenie do tego stopnia stało częścią jego tożsamości, że władze pozwoliły mu się z nim sfotografować do paszportu. Przed 4 laty mężczyzna założył Cyborg Foundation, która pomaga ludziom stać się cyborgami. Więcej o poszukiwaniach Harbissona można się dowiedzieć z wykładu wygłoszonego w 2012 r. « powrót do artykułu
  25. Węże nie słyną z systemów nawigacyjnych, lecz inwazyjny pyton tygrysi ciemnoskóry (Python molurus bivittatus) z Florydy wydaje się tutaj wyjątkiem. Próbując zrozumieć te zwierzęta, by lepiej zarządzać stale rozrastającą się populacją, w 2006 r. Shannon Pittman z University of Missouri-Columbia wszczepiła 12 osobnikom z Parku Narodowego Everglades nadajniki GPS. W ramach studium 6 gadów schwytano i wywieziono na odległość 21-36 km. Choć spodziewano się, że pytony będą błądzić po nowym środowisku, tak się jednak nie stało. Okazało się, że wszystkie zaczęły brnąć w kierunku miejsca, gdzie Pittman je złapała. Co więcej, pozostawały one w namiarze 22 stopni, a w okresie 3-10 miesięcy aż 5 znalazło się w obrębie 5 km od oryginalnej pozycji. Niezwykłe osiągnięcia P. molurus bivittatus świadczą o tym, że mają one zarówno kompas, który pozwala ustalić azymut, jak i wewnętrzną mapę, dzięki której wiedzą, że już dotarły do celu. Pittman podejrzewa, że te nietypowe jak na węże zdolności zadecydowały o sukcesie pytonów tygrysich ciemnoskórych jako zwierząt inwazyjnych. Wpłynęły bowiem na eksplorację nowego terenu i umożliwiły szybkie powiększanie zasięgu. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...