Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W transplantologii czas odgrywa olbrzymią rolę. Zwykle pomiędzy pobraniem organu, a jego przeszczepieniem nie powinno minąć więcej niż 12 godzin. Jeśli jednak technika wypróbowana ostatnio na szczurach sprawdzi się i na ludziach, czas ten może ulec wielokrotnemu wydłużeniu. Naukowcy z Massachusetts General Hospital w Bostonie pobierali wątroby szczurów, powoli je schładzali, a następnie gwałtownie obniżali temperaturę poniżej punktu zamarzania. Tak przygotowywany organ był niezwykle zimny, ale nie zamarzał i nadawał się do przeszczepu przez 72 godziny od pobrania. Naukowcy najpierw podali do szczurzych wątrób tlen oraz schłodzone związki chemiczne, w tym i takie zapobiegające zamarzaniu komórek. Schłodzili powoli wątrobę do temperatury 4 stopni Celsjusza, a następnie przechowywali ją w temperaturze -6 stopni Celsjusza. Organ nie zamarzł. Trzy dni później zaczęto powoli je ogrzewać do temperatury organizmu, a następnie wszczepiono zwierzętom. Po przeszczepie żyły one co najmniej 3 miesiące. Padły natomiast wszystkie zwierzęta z grupy kontrolnej. Im wszczepiono wątroby, które przez 3 dni przechowywano za pomocą obecnie stosowanych metod. Główny autor badań, Koykut Uygun wierzy, że w łatwy sposób uda się dostosować tę metodę do większych ludzkich organów. Sądzi też, że będzie ona skuteczna nie tylko w przypadku wątrób. Jako, że większość środków chemicznych zastosowanych w nowej technice jest zaakceptowanych przez FDA do stosowania na ludziach, Uygun ma nadzieję, że w ciągu 2-3 lat będzie mógł rozpocząć testy kliniczne na stworzeniach większych niż szczury. Nowa metod uratuje życie wielu ludziom. Niektórzy specjaliści szacują, że w USA marnuje się co roku co najmniej 5000 organów, gdyż nie docierają do pacjenta na czas. Wydłużenie czasu przechowywania pozwoli na przewożenie organów na duże odległości, nawet do innych krajów. « powrót do artykułu
  2. Po raz pierwszy w historii utrata lasów deszczowych w Indonezji przebiega szybciej niż w Brazylii. Sytuacji nie poprawiło ogłoszone w 2011 roku moratorium na wycinanie lasów. W latach 2000-2012 w Indonezji zniszczono aż 60 000 km2 lasów. Drzewa są wycinane głównie po to, by zrobić miejsce pod plantacje palmy oleistej i inne uprawy. W samym tylko 2012 roku wycięto w Indonezji 8400 km2 lasów. W tym samym czasie Brazylia straciła 4600 km2. Lasy deszczowe to płuca planety. Płuca służą do oddychania, jeśli je usuniemy, planeta ucierpi - mówi Matthew Hansen z University of Maryland. Władze w Dżakarcie wprowadziły przed trzema laty moratorium na wycinkę lasów. Chcą w ten sposób chronić orangutany, tygrysy sumatrzańskie i inne zagrożone gatunki. Nie bez znaczenia był też fakt, że Norwegia obiecała Indonezji miliard USD za zaprzestanie wycinki. Jednak najwyraźniej moratorium nie działa. Wycinanie drzew przyczynia się też do emisji dwutlenku węgla. ONZ twierdzi, że niszczenie lasów jest odpowiedzialne za 17% emisji powodowanej przez człowieka. Norwegowie, którzy wypłacili Indonezji 50 milionów dolarów na stworzenie instytucji walczących z wylesianiem, obawiają się, że sytuacja lasów może się pogorszyć. Ostatnie susze zwiększyły bowiem ryzyko pożarów. « powrót do artykułu
  3. Microsoft Digital Crimes Unit zniszczyła rodziny szkodliwego kodu Jenxcus i Bladabindi. Operacja rozpoczęła się przed dwoma dniami, gdy koncern z Redmond uzyskał sądową zgodę na zakłócenie komunikacji pomiędzy firmą Vitalwerks Internet Solutions a komputerami zarażonymi szkodliwym kodem. Wcześniej Microsoft skierował pozew sądowy przeciwko dwóm obcokrajowcom – Mohamedowi Benabdellahowi i Naseroi al Mutairiemu oraz przeciwko amerykańskiem firmie Vitalwerks, która działa pod nazwą handlową NO-IP.com. Koncern nie oskarżył Vitalwerks o żadne przestępstwo, ale twierdzi, że firma nie podjęła działań potrzebnych do powstrzymania cyberprzestępców od wykorzystania jej infrastruktury do zarażania internautów. Jenxcus i Bladabindi instalują w zainfekowanej maszynie konia trojańskiego, który kradnie hasła i inne istotne informacje. Potrafią też wykonywać zrzuty ekranowe, włączyć kamerę internetową, dają przestępcom kontrolę nad maszyną i umożliwiają zainstalowanie kolejnych fragmentów szkodliwego kodu. Jenxcus i Bladabindi często wykorzystują infrastrukturę firm zapewniających dynamiczne adresy IP, gdyż dzięki temu trudniej jest je wyśledzić. Do większości infekcji Jenxcusem dochodzi na torrentach i witrynach WWW, gdzie szkodliwy kod jest umieszczany w plikach wideo i programach. Jenxcus często udaje też aktualizację Flasha. « powrót do artykułu
  4. Jedna z najstarszych raf świata powstała ok. 548 mln lat temu. Obecnie znajduje się na terenie Namibii (w obrębie tzw. Grupy Nama). Skonstruowały ją zwierzęta z rodzaju Cloudina, po których pozostały wapienne skamieniałości - osadzone jedne w drugich stożki. Żyjące na dnie morza w ediakarze Cloudina były pierwszymi zwierzętami budującymi struktury podobne do raf tworzonych przez naturalne procesy erozji i sedymentacji. Odkrycia międzynarodowego zespołu prowadzonego przez naukowców z Uniwersytetu w Edynburgu stanowią poparcie dla wcześniejszych ustaleń, że presje środowiskowe spowodowały, że by przeżyć, różne gatunki rozwinęły nowe cechy i zachowania. Wg naukowców, zwierzęta wykształciły zdolność budowania raf, aby chronić się przed rosnącym zagrożeniem ze strony drapieżników. W czasie rosnącej konkurencji o pożywienie i przestrzeń życiową rafy zapewniały też dostęp do bogatych w składniki odżywcze prądów. Autorzy artykułu z pisma Science wyjaśniają, że Cloudina przytwierdzały się do powierzchni i siebie nawzajem, wytwarzając cement z węglanu wapnia. Biolodzy podkreślają, że budowanie twardych struktur w procesie zwanym biomineralizacją doprowadziło do ogromnego wzrostu bioróżnorodności morskich ekosystemów. Odkryliśmy, że zwierzęta budowały rafy nawet przed pojawieniem się złożonych form życia [...]. Sugeruje to, że w prekambrze istniały presje selekcyjne, które musimy jeszcze zrozumieć - podsumowuje prof. Rachel Wood. « powrót do artykułu
  5. Opracowana w XIX wieku metoda Jacobiego może powrócić do łask. Wszytko, dzięki uporowi jednego studenta i wierze jego profesora. W 1845 roku niemiecki matematyk Carl Gustav Jacob Jacobi opracował metodę iteracyjnego rozwiązywania układu n równań z n niewiadomymi. Rozwiązywanie takich równań tradycyjną metodą pochłania bardzo dużo czasu, dlatego też tam, gdzie nie potrzebujemy dokładnego wyniku, a jedynie dobrego przybliżenia, możemy posłużyć się metodami iteracyjnymi. Metoda Jacobiego była często wykorzystywana w epoce przed rozwojem superkomputerów. Jednak obecnie istnieją lepsze i szybsze sposoby obliczeń, dlatego metodę Jacobiego zarzucono. Jednak pewien student z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa tchnął w nią nowe życie i przyspieszył jej działanie aż 200-krotnie. Jesienią 2012 roku profesor Rajat Mittal prowadził zajęcia z metod numerycznych. Omówił na nich metodę Jacobiego, którą opisał jako elegancką, ale obecnie bezużyteczną i skupił się w dalszej części zajęć na nowocześniejszych, szybszych metodach. Wśród słuchaczy Mittala był student pierwszego roku Xiang Yang. Zainteresował się metodą Jacobiego, przyjrzał się jej bliżej, a po jakimś czasie spotkał się z Mittalem i zarysował swój pomysł na jej przyspieszenie. Zamiast powiedzieć mi, że metoda liczy sobie 169 lat i każdy bez powodzenia próbował ją udoskonalić, profesor Mittal odrzekł, iż mój pomysł brzmi obiecująco i zachęcał mnie do dalszej pracy nad nim - mówi Yang. Student przez kilka tygodni pracował pod kierunkiem Mittala nad metodą. Później wspólnie napisali artykuł, który mógłby zostać opublikowany w recenzowanym czasopiśmie. Właśnie ukazał się on w online'owej wersji Journal of Computational Physics. Profesor Mittal wierzy, że dzięki temu ulepszona przez Yanga metoda Jacobiego spotka się z zainteresowaniem i zostanie zastosowana w praktyce. Myślę, że bardzo szybko ją zaadaptują. Każdemu zależy na czasie, a nowa metoda Jacobiego pozwala zaoszczędzić czas. Jej piękno polega na tym, że jest świetnie dostosowana do współczesnego przetwarzania równoległego, które jest wykorzystywane podczas większości symulacji. Zdaniem uczonego na pracy Yanga skorzystają szczególnie ci eksperci, którzy zajmują się mechaniką płynów. Co ciekawe, praca nad metodą Jacobiego jest dla Yanga zajęciem pobocznym. Młody naukowiec pisze pracę doktorską, w której bada, w jaki sposób skorupiaki przyczepione do kadłuba statku wpływają na jego poruszanie się w wodzie. « powrót do artykułu
  6. Małpy jak ludzie przejawiają paradoks hazardzisty, czyli błąd poznawczy i logiczny, który polega na traktowaniu zdarzeń losowych jako zdarzeń zależnych. Dotąd naukowcy nie wiedzieli, czy to artefakt kulturowy podchwytywany w dzieciństwie, czy odziedziczona po przodkach predyspozycja. W pierwszym badaniu nieczłowiekowatych naczelnych biolodzy stwierdzili, że tendencja do widzenia wzorców, które w rzeczywistości nie istnieją, może być dziedziczna. Tommy Blanchard i Benjamin Hayden z Uniwersytetu w Rochester oraz Andreas Wilke z Clarkson University musieli stworzyć grę komputerową, która byłaby tak wciągająca, że małpy chciałyby na niej spędzać całe godziny. Na szczęście małpy lubią hazard - zaznacza Blanchard. Naukowcy zaproponowali im więc przebiegającą w szybkim tempie zabawę, w ramach której należy wskazać lewą lub prawą stronę, a za prawidłowy typ dostaje się nagrodę. Amerykanie zaproponowali 3 rodzaje gry: 2 z jasnymi wzorcami (prawidłowa odpowiedź powtarzała się po jednej stronie albo pojawiała się raz po jednej, raz po drugiej) i 3., gdzie właściwy typ był całkowicie losowy. Tam, gdzie istniał wzorzec, rezusy szybko odgadywały właściwą sekwencję. Przy przypadkowym scenariuszu kontynuowały decyzje, jakby spodziewały się ciągu. Innymi słowy: nawet gdy nagrody były losowe, małpy faworyzowały jedną ze stron. Rezusy stale przejawiały złudzenie na przestrzeni tygodni gry i średnio 1244 prób na scenariusz. Miały bardzo dużo okazji, by zwalczyć odchylenie, nauczyć się [czegoś] i zmienić, ale nadal wykazywały tę samą tendencję - zaznacza Blanchard. Czemu ludzie i małpy dzielą fałszywe przekonanie o dobrej passie, nawet w sytuacji ciągłego stykania się z dowodami, że wyniki są de facto przypadkowe? Naukowcy spekulują, że powodem jest nielosowy rozkład pożywienia w naturze. Jeśli znajdujesz soczystego chrząszcza na spodzie pnia, to jest to dobry dowód na to, że w podobnym miejscu w pobliżu również znajduje się taki kąsek [...] - wyjaśnia Hayden. Poza tym pozostaje tendencja naszego mózgu do poszukiwania wzorców. Wyniki uzyskane przez autorów artykułu z Journal of Experimental Psychology: Animal Learning and Cognition mają znaczenie zarówno dla planowania terapii dla uzależnionych od hazardu, jak i działania inwestorów. Ci ostatni powinni pamiętać, że z powodu dziedzicznego odchylenia ludzie wierzą, że jeśli jednego dnia giełda idzie w górę, to następnego też będzie. Koniec końców Blanchard wierzy, że zdobyte informacje przydadzą się naukowcom pracującym nad zagadnieniami dot. wolnej woli. « powrót do artykułu
  7. Brytyjski Harrier, najsłynniejszy samolot pionowego startu, wciąż nie przestaje zadziwiać. A raczej nie sam samolot, co umiejętności jego pilotów. Tym razem autorem niezwykłej ewolucji jest kapitan William Mahoney z Korpusu Marines USA. Po starcie z pokładu okrętu desantowego USS Bataan pilot wciągnął podwozie swojego samolotu i otrzymał informację, że doszło do awarii przedniego koła. Okazało się, że koło się zacięło i nie można go wysunąć. Lądowanie w takich warunkach jest ryzykowne, poza tym to pewny sposób na poważne uszkodzenie kosztownego samolotu. Operatorzy na pokładzie USS Bataan wpadli na niezwykły pomysł. Zaproponowali, by Mahonej spróbował wylądować na... stole. Oczywiście nie na zwykłym stole z jadalni, ale na specjalnym stole, który jest wykorzystywany do podpierania dziobu samolotu w czasie remontu. Stół został umieszczony na pokładzie okrętu, a pilotowi pozostało „jedynie” podlecieć i, uważnie słuchając instrukcji kolegów z pokładu, wylądować. Pozornie wygląda to na proste zadanie, jednak trzeba wziąć pod uwagę, że pilot nie widział znajdującego się pod nim stołu. Co więcej, w ogóle nie widział go gdy zbliżał się do statku. Mimo to lądowanie przebiegło perfekcyjnie, a wyczyn Mahoneya możemy podziwiać dzięki kamerom zamontowanym na okręcie. « powrót do artykułu
  8. Sowy nie powinny prowadzić samochodu w czasie porannego szczytu. Studium naukowców z Grenady, którzy testowali 25 ochotniczek, wykazało, że o 8 reprezentantki typu wieczorno-nocnego są bardziej nieprzewidywalnymi kierowcami i mają gorszą kontrolę nad pojazdem niż podczas jazdy o 20. Dla odmiany pora dnia nie wydawała się wpływać na skowronki (pomiędzy sesjami nie odnotowywano różnic w wynikach). Hiszpanie 2-krotnie - o 8 i 20 - testowali na symulatorze jazdy kobiety będące skrajnymi sowami i skowronkami. Mierzono temperaturę ciała, subiektywne uaktywnienie i nastrój, czas reakcji (ten ostatni w ramach Psychoruchowego Testu Czujności, ang. Psychomotor Vigilance Task), a także monitorowano częstość, z jaką badane zjeżdżały ze środka drogi albo pozwalały, by prędkość odchylała się od wybranych 96,5 km/h. Poza tym w czasie wykonania zadania określano moc fal alfa w EEG. Okazało się, że o ile podczas testu o nieoptymalnej porze dnia u sów następował spadek czujności (znajdował on odzwierciedlenie m.in. we wzroście średniej błędu położenia), o tyle u skowronków osiągi utrzymywały się na stałym poziomie (nie wpływały na nie ani pora dnia, ani czas wykonywania zadania). Jak jednak podkreśla dr Angel Correa, istnieją pory złe dla wszystkich, takie jak sjesta czy wczesne godziny poranne między 3 a 5.
  9. Agresywne potrójnie ujemne raki piersi można próbować leczyć inhibitorami kinaz janusowych (JAK), czyli związkami stosowanymi np. przy reumatoidalnym zapaleniu stawów. Badając potrójnie ujemne raki piersi (ang. Triple Negative Breast Cancer, TNBC), charakteryzujące się brakiem receptorów estrogenowego i progesteronowego oraz niewystępowaniem nadekspresji/amplifikacji receptora HER2, zespół z Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis odkrył, że pewne agresywne guzy polegają na szlaku zaangażowanym w odpowiedź wrodzoną na wirusy. Guzy, które aktywują ten szlak, zawsze mają dysfunkcyjne formy białek p53 i ARF. Dotąd, choć wiedziano o ekspresji ARF w pewnych guzach ze zmutowanym p53, sądzono, że ARF nie spełnia żadnej roli w tym scenariuszu. Teraz Amerykanie wykazali, że pod nieobecność p53 ARF chroni przed utworzeniem jeszcze bardziej agresywnych guzów. Prawdopodobnie nieściśle byłoby twierdzić, że ARF całkowicie zastępuje p53, które jest silnym supresorem nowotworowym o wielu drogach działania, lecz wydaje się, że komórka dysponuje systemem zapasowym z ARF. [...] Ponieważ białka wzajemnie się wspierają, najbardziej agresywne guzy powstają, gdy traci się je oba - wyjaśnia dr Jason D. Weber. Weber i inni wykazali, że większość potrójnie ujemnych raków piersi z brakującymi p53 i ARF uruchamia wspomniany wcześniej szlak przeciwwirusowy. To nie poziom aktywacji widywany przy prawdziwej odpowiedzi antywirusowej, ale wyższy niż normalnie. Jesteśmy zainteresowani zbadaniem, czy ta reakcja antywirusowa tworzy lokalny stan zapalny, który sprzyja bardziej agresywnym nowotworom. Ekipa Webera zaznacza, że kinazy JAK stanowią część antywirusowego szlaku napędzającego wzrost guza. Inhibitory JAK są wykorzystywane w leczeniu reumatoidalnego zapalenia stawów. Testuje się je również w wielu innych schorzeniach. Nasze dane sugerują, że te leki przeciwzapalne mogą stanowić sposób leczenia niektórych pacjentek z brakującymi p53 i ARF. Jeśli p53 lub ARF są obecne, antywirusowy szlak nie jest aktywny i dlatego nie wpływa na napędzanie wzrostu guza. « powrót do artykułu
  10. Fizyk James Franson z University of Maryland opublikował w recenzowanym Journal of Physics artykuł, w którym twierdzi, że prędkość światła w próżni jest mniejsza niż sądzimy. Obecnie przyjmuje się, że w światło w próżni podróżuje ze stałą prędkością wynoszącą 299.792.458 metrów na sekundę. To niezwykle ważna wartość w nauce, gdyż odnosimy do niej wiele pomiarów dokonywanych w przestrzeni kosmicznej. Tymczasem Franson, opierając się na obserwacjach dotyczących supernowej SN 1987A uważa, że światło może podróżować wolniej. Jak wiadomo, z eksplozji SN 1987A dotarły do nas neutrina i fotony. Neutrina przybyły o kilka godzin wcześniej. Dotychczas wyjaśniano to faktem, że do emisji neutrin mogło dojść wcześniej, ponadto mają one ułatwione zadanie, gdyż cała przestrzeń jest praktycznie dla nich przezroczysta. Jednak Franson zastanawia się, czy światło nie przybyło później po prostu dlatego, że porusza się coraz wolniej. Do spowolnienia może, jego zdaniem, dochodzić wskutek zjawiska polaryzacji próżni. Wówczas to foton, na bardzo krótki czas, rozdziela się na pozyton i elektron, które ponownie łączą się w foton. Zmiana fotonu w parę cząstek i ich ponowna rekombinacja mogą, jak sądzi uczony, wywoływać zmiany w oddziaływaniu grawitacyjnym pomiędzy parami cząstek i przyczyniać się do spowolnienia ich ruchu. To spowolnienie jest niemal niezauważalne, jednak gdy w grę wchodzą olbrzymie odległości, liczone w setkach tysięcy lat świetlnych – a tak było w przypadku SN 1987A – do polaryzacji próżni może dojść wiele razy. Na tyle dużo, by opóźnić fotony o wspomniane kilka godzin. Jeśli Franson ma rację, to różnica taka będzie tym większa, im dalej od Ziemi położony jest badany obiekt. Na przykład w przypadku galaktyki Messier 81 znajdującej się od nas w odległości 12 milionów lat świetlnych światło może przybyć o 2 tygodnie później niż wynika z obecnych obliczeń. « powrót do artykułu
  11. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego odkryli, że pewna grupa bakterii morskich wytwarza związki niemal identyczne jak produkowane przez człowieka toksyczne opóźniacze zapłonu. To bardzo zaskakujące i nieco alarmujące, że przypominające opóźniacze zapłonu związki są biologicznie syntetyzowane przez bakterie rozpowszechnione w środowisku morskim - podkreśla dr Bradley Moore. Autorzy artykułu z Nature Chemical Biology tłumaczą, że chodzi o polibromowane etery difenylowe (ang. polybrominated diphenyl ethers, PBDEs). Ich zadanie polega na opóźnianiu zapłonu tapicerowanych mebli, dywanów, komputerów, suszarek czy kuchenek mikrofalowych. Jak inne halogenoorganiczne zanieczyszczenia środowiska, wynalezione w latach 60. XX w. PBDEs mogą się akumulować w tkankach organizmów żywych (odkryto, że zaburzają wydzielanie hormonów). Dotąd uznawano, że związki te mają pochodzenie antropogeniczne, jednak niedawne badania wykazały wszechobecność PBDEs u różnych gatunków drapieżników i ofiar, sugerując dodatkowe źródło bakteryjne. Studium Kalifornijczyków to pierwsza próba wyizolowania i zidentyfikowania związków, których występowanie może pomóc wyjaśnić zaobserwowany wzorzec dystrybucji PBDEs w morskim łańcuchu pokarmowym. Akademicy zidentyfikowali grupę 10 genów zaangażowanych w syntezę ponad 15 zawierających brom związków poliaromatycznych, w tym PBDEs. Następnym krokiem [po zakończeniu sekwencjonowania DNA] jest szersze spojrzenie na dystrybucję tej sygnatury genowej i udokumentowanie, jak te związki dostają się do łańcucha pokarmowego - podsumowuje dr Vinayak Agarwal. « powrót do artykułu
  12. Kalifornia zniosła przepisy zakazujące emisji innych walut niż dolar amerykański. Takie działanie może zwiększyć zaufanie do alternatywnych walut, w tym bitcoinów. Z kalifornijskiego Corporations Code usunięto rozdział 107., a decyzję taką zatwierdził gubernator Jerry Brown. Deputowany Roger Dickinson, który zaproponował zmianę w przepisach, zauważył, że w praktyce są one martwe. Mieszkańcy stanu posługiwali się od dawna różnymi alternatywnymi środkami płatniczymi, takimi jak Coiny wydawane przez Amazona czy Stars emitowane przez sieć Starbuck. Nie byli za to karani. Dlatego też Dickinson uznał, że jest niepraktycznym ignorowanie coraz powszechniejszego użycia alternatywnych pieniędzy. W marcu bieżącego roku amerykańska służba skarbowa IRS poinformowała, że dla celów podatkowych będzie traktowała bitcoiny tak, jak mienie, a nie jak walutę. Podobnie traktuje transakcje na giełdzie czy wymianę barterową. Nie tylko w USA władze zastanawiają się, w jaki sposób traktować bitcoiny. Brytyjski urząd podatkowy zdecydował w bieżącym roku, że wymiana bitcoinów jest zwolniona od podatku VAT, ale jeśli akceptujemy zapłatę bitcoinami za towary i usługi to musimy doliczyć VAT. Bitcoiny są też coraz chętniej akceptowane przez przedsiębiorstwa. « powrót do artykułu
  13. Po tym, jak w ubiegłym tygodniu z laboratorium CDC w Atlancie mógł wydostać się aktywny wąglik, naukowcy sprawdzają, czy mimo wszystko sytuacja nie była mniej niebezpieczna niż sądzono. Prowadzony przez CDC test ma dać odpowiedź na pytanie, czy mimo tego, że do dwóch mniej bezpiecznych laboratoriów wysłano próbki wąglika, które były dezaktywowane niezgodnie ze standardami CDC, wąglik nie został rzeczywiście unieszkodliwiony. Jeśli przeprowadzona procedura zabiła bakterie, to 84 osobom, które miały kontakt z próbkami z CDC niepotrzebnie podano potężne dawki antybiotyków. Ciągle sprawdzamy, co się stało. Wciąż nie jest jasne, czy zakażony materiał w ogóle opuścił superbezpieczne laboratorium - mówi dyrektor CDC, doktor Thomas Frieden. Dotychczasowe śledztwo wykazało, że próbki, które w dniach 6-13 czerwca zostały wysłane do laboratoriów CDC o niższej klasie zabezpieczeń, były przez 24 godziny przetrzymywane w kwasie. CDC sprawdza, czy to wystarczy, by zabić niebezpieczne bakterie. Takie same eksperymenty prowadzi niezależne laboratorium. Protokoły CDC przewidują, że poprzez całodobowe zanurzenie w kwasie można dezaktywować inne bakterie, ale nie laseczki wąglika. Tymczasem naukowcy, którzy wysyłali próbki najpierw zanurzyli wąglika w kwasie, następnie po 10 minutach z zanurzonych próbek pobrali część materiału, umieścili go na szalkach laboratoryjnych bogatych w składniki odżywcze, a szalki wsadzili do inkubatora. Reszta próbek z powrotem powędrowała do kwasu. Po 24 godzinach szalki wyjęto z inkubatora, by sprawdzić, czy wąglik się rozmnożył. Okazało się, że nie, zatem wyjęto z kwasu próbki, które znajdowały się w nich przez 24 godziny i wysłano do dwóch innych laboratoriów CDC. Okazało się jednak, że materiał z szalek zaczął się namnażać. Proces taki zajmuje zwykle 48 godzin, a nie 24. Nie jest jasne, dlaczego nie poczekano 48 godzin. Teraz trwa sprawdzanie, czy 24-godzinna kąpiel w kwasie wystarczyła, bo zabić wąglika. Wciąż prowadzone są też działania, które mają na celu sprawdzenie, kto mógł być narażony na kontakt z aktywnym wąglikiem. Pobierane są też próbki z obu mniej bezpiecznych laboratoriów. CDC bada je pod kątem obecności wąglika. Z kolei wicedyrektor CDC prowadzi osobne śledztwo dotyczące możliwego złamania procedur. Własne śledztwo prowadzi też Animal and Plant Health Inspection Service. « powrót do artykułu
  14. Naukowcy zidentyfikowali obwody neuronalne odpowiedzialne za gorączkę wywołaną stresem. Autorzy artykułu z pisma Cell Metabolism podkreślają, że wywołana psychologicznym stresem hipertermia jest powszechną reakcją wśród ssaków. Pomaga rozgrzać mięśnie w sytuacjach "walcz lub uciekaj". U ludzi stres może się jednak utrzymywać długo i powodować chroniczny wzrost temperatury ciała - skutkującą silnym zmęczeniem gorączkę psychogenną. Zespół dr. Kazuhiro Nakamury z Uniwersytetu w Kioto prowadził eksperymenty na szczurach. Okazało się, że hamowanie neuronów w grzbietowo-przyśrodkowym podwzgórzu i/lub jąder szwu (mr – medullar raphe n.) eliminowało wywołaną stresem produkcję ciepła w brunatnej tkance tłuszczowej, a także wzrosty w temperaturze ciała. Dla odmiany stymulacja neuronów łączących te 2 rejony prowadziła do wytwarzania przez brunatną tkankę tłuszczową ciepła oraz wzrostu ciśnienia i tętna. « powrót do artykułu
  15. Na kilka minut przed planowanym startem Rosjanie odwołali wystrzelenie rakiety Angara. To pierwsza rakieta, która została w całości zaprojektowana i wybudowana po upadku ZSRR. Przyczyny odwołania startu nie podano, ale państwowa telewizja twierdzi, że został on przesunięty zaledwie o 24 godziny. Rosyjscy eksperci pracowali nad Angarą przez ponad 20 lat. Rakieta to oczko w głowie Władimira Putina, który chce zreformować krajowy przemysł kosmiczny. Angara ma zmniejszyć rosyjską zależność od zagranicznych dostawców podzespołów oraz kazachskiego kosmodromu Bajkonur. Nowe rakiety mają startować z wojskowego poligonu w Plesiecku oraz z budowanego właśnie kosmodromu Wostocznyj. Rosjanie planują budowę kilku typów rakiet Angara. Zrezygnowali z planowanej początkowo wersji 1.1, a wersją, której lot odwołano jest 1.2. Urządzenie jest w stanie wynieść ładunek o ciężarze 3,7 tony na niską orbitę okołoziemską. Najpotężniejsza z planowanych ma być Angara A7V, która wyniesie na niską orbitę okołoziemską 40,5 tony ładunku, a na orbitę geostacjonarną dostarczy ładunek o ciężarze 9 ton. « powrót do artykułu
  16. Jednym z krajów, dla których zmiany klimatyczne niosą największe ryzyko, jest Bangladesz. Jego władze rozpoczynają właśnie projekt rozbudowy 600 kilometrów nadmorskich wałów przeciwpowodziowych. Kraj otrzymał na ten projekt 400 milionów USD z Banku Światowego. Brytyjski geomorfolog John Pethick twierdzi, że rozbudowa wałów w regionie Sundarbanów przyniesie więcej szkód niż pożytku. W ciągu ostatnich 50 lat Bangladesz zbudował 4000 kilometrów wałów wzdłuż swoich wybrzeży. Aż 30 milionów ludzi mieszka na polderach lub obszarach przeznaczonych do tworzenia polderów. Większość z nich to rybacy i rolnicy. Wielu nie posiada własnej ziemi i muszą stale przenosić się, w miarę jak woda nanosi piach na tereny, na których żyją. Te nisko położone tereny są zajmowane przez morze szybciej, niż wskazywałby na to wywołany globalnym ociepleniem przyrost poziomu oceanów. Naukowcy z Bangladeszu uważają, że proces ten jest związany z obniżaniem się poziomu lądu względem poziomu morza. Jednak Pethick twierdzi, że winne są wały przeciwpowodziowe. Źle wykonane wały przyczyniają się do powodzi. Taki proces z pewnością zachodzi w Bangladeszu, mówi Colin Thorne z University of Nottingham, który zapoznał się z wynikami badań Pethicka. John Pethick i współpracujący z nim Julian Orford z Queen's University Belfast dowiedli, że w regionie Pussur wysokość pływów zwiększa się o 16 milimetrów rocznie, czyli 5-kronie szybciej niż średni wzrost poziomu oceanów. Jedną z przyczyn jest obniżanie się delty, jednak Brytyjczycy zauważyli, że źle wykonane wały zwęziły deltę i teraz woda musi zmieścić się na mniejszej powierzchni, więc jej poziom wzrasta, wywołując coraz większe powodzie. Ich zdaniem niektóre z polderów należy opuścić i pozwolić, by rozlewała się na nich woda, a wały trzeba przenieść bardziej w głąb lądu. Ich wnioski są krytykowane przez bangladeskich uczonych i władze. Nie chcą oni opuszczać polderów i twierdzą, że Pethick prowadził badania na zbyt małą skalę. Jednak z wnioskami Pethicka zgadzają się zachodni specjaliści. Wpływ polderów to rozsądne wyjaśnienie - mówi Michael Steckler z Columbia University, który właśnie rozpoczyna pierwsze prowadzone za pomocą GPS badania poziomu oceanu u wybrzeży Bangladeszu. Również inżynier Marcel Stive z holenderskiego Uniwersytetu Technologiczne w Delft zauważa, do nadmiernego wzrostu pływów dochodzi w deltach rzek na całym świecie. « powrót do artykułu
  17. Artykulacja samogłosek wpływa na emocje i na odwrót. Prof. Ralf Rummer, psycholog z Erfurtu, i prof. Martine Grice, fonetyk z Kolonii, przeprowadzili 2 eksperymenty, które koncentrowały się na dwóch samogłoskach: długim i [i:] oraz długim zamkniętym o [o:]. W pierwszym eksperymencie ochotnicy oglądali filmy, które wprawiały ich w dobry albo zły nastrój. Później wszystkich proszono o stworzenie 10 sztucznych słów i wypowiedzenie ich na głos. Okazało się, że gdy badani byli w dobrym humorze, wyrazy zawierały znacznie więcej [i:] niż [o:]. Przy złym nastroju sprawy miały się dokładnie na odwrót. Drugi z eksperymentów był inspirowany badaniem Fritza Stracka z lat 80. XX w. Ochotnicy oglądali wtedy kreskówki, trzymając ołówek albo między zębami (co prowadziło do skurczu mięśni jarzmowych, które są wykorzystywane przy uśmiechu), albo w ustach (skutkowało to pobudzeniem mięśnia okrężnego ust, antagonisty mięśni jarzmowych). Okazało się, że przy pierwszym scenariuszu badani uznawali prezentowany materiał za śmieszniejszy. Zastanawiając się, czy emocjonalną jakość długiego i oraz długiego zamkniętego o można sprowadzić do układu mięśni w czasie ich wymawiania, Rummer i Grice poprosili swoich badanych o wymawianie co sekundę w czasie oglądania kreskówki [i:] lub [o:]; przy artykulacji [i:] dochodzi do skurczu mięśni jarzmowych, a [o:] mięśnia okrężnego ust. Niemcy zauważyli, że osoby wymawiające [i:] uznawały kreskówki za śmieszniejsze niż osoby wymawiające [o:]. Autorzy artykułu z pisma Emotion przypuszczają, że użytkownicy języka uczą się kojarzyć artykulację [i:] z pozytywnymi uczuciami, stąd posługiwanie się słowami, które je zawierają, przy opisie korzystnych sytuacji. Z [o:] sprawy mają się na odwrót. « powrót do artykułu
  18. Przewlekłe zakażenia wirusem zapalenia wątroby typu C (WZW C) to jedna z najczęstszych przyczyn przeszczepu wątroby. Wirus infekuje również nową wątrobę i choć układ odpornościowy jest w niej bardzo aktywny, narząd nie ulega odrzuceniu. Naukowcy z Helmholtz Zentrum München i Technische Universität München (TUM) odkryli, że długoterminowa stymulacja wrodzonego układu immunologicznego przez wirus zwiększa prawdopodobieństwo tolerancji. W Hospital Clínico de Barcelona dr Felix Bohne i prof. Alberto Sánchez-Fueyo z King's College London badali 34 pacjentów z WZW C po przeszczepie wątroby. Naukowcy chcieli lepiej zrozumieć mechanizmy, dzięki którym układ odpornościowy toleruje nowy organ mimo zakażenia wirusem. Szukali też czynników, które można by traktować jako biomarkery tolerancji. Gdyby na podstawie określonych markerów dało się wiarygodnie przewidzieć tolerancję, wielu pacjentów mogłoby po pewnym czasie przestać zażywać immunosupresanty - wyjaśnia dr Bohne. W czasie studium chorzy przestawali zażywać immunosupresanty. By stwierdzić, które osoby tolerują nową wątrobę bez leków, a które nie, prowadzono roczną obserwację. Przed i po przerwaniu zażywania immunossupresantów od pacjentów pobierano próbki krwi i wątroby. Akademicy pracujący pod kierownictwem prof. Ulrike Protzer porównywali próbki od poszczególnych ochotników. Okazało się, że pewna grupa genów była bardzo aktywna wyłącznie w wątrobach pacjentów z tolerancją. Geny te należą do systemu interferonów typu I, które w ramach nieswoistej odpowiedzi immunologicznej obierają na cel takie wirusy jak WZW C. Wyniki pokazały, że antywirusowy mechanizm pozwala pacjentowi lepiej tolerować obcy narząd. Kiedy system interferonowy jest stale pobudzany, jak ma to miejsce u niektórych przewlekle zakażonych pacjentów, by ochronić ciało, dochodzi do zmniejszenia reakcji odpornościowych. Taki stan może działać jak naturalny immunosupresant i zapobiegać odrzuceniu narządu - wyjaśnia Protzer. Poza genami systemu interferonu I może istnieć jeszcze drugi potencjalny marker (naukowcy wpadli na jego trop w czasie wcześniejszego studium na niezakażonych WZW C pacjentach po przeszczepie wątroby). Chodzi o konkretny stosunek 2 podgrup komórek odpornościowych we krwi. « powrót do artykułu
  19. Naukowcy z Korea Advanced Institute of Science opracowali czujnik umożliwiający mierzenie gęsiej skórki w czasie rzeczywistym. By określić, jak duże są wzgórki i jak długo się utrzymują, na skórę nakleja się przezroczysty przewodzący polimer. Urządzenie bazuje na zapisie spadków pojemności elektrycznej, do których dochodzi w wyniku odkształcania się skóry. Elektrodę wykonano z polimeru PEDOT:PSS; wybór był podyktowany tym, że popularne materiały metalowe są zbyt sztywne i łamliwe, by odkształcać się na miękkim substracie. Wg autorów artykułu z pisma Applied Physics Letters, wynalazek będzie można wykorzystać do badania zmian emocji. W przyszłości ludzkie emocje będą postrzegane jak inne typowo biometryczne dane, np. temperatura ciała czy ciśnienie krwi - uważa prof. Young Ho-cho. Mimo że trzeba będzie przeprowadzić dodatkowe badania, by skorelować pomiary z konkretnymi stanami emocjonalnymi i że gęsią skórkę wywołają wyłącznie silne reakcje, akademicy i tak przekonują, że technologia posłuży do stworzenia spersonalizowanych reklam lub silniej oddziałującej muzyki. Koreańczycy wyjaśniają, że cienki kwadratowy czujnik o boku o długości ok. 2 cm testowano na ręce ochotnika, który trzymał w dłoni kostki lodu. « powrót do artykułu
  20. Silne zapachy, zarówno naturalne jak i sztuczne, mogą przeszkadzać owadom zapylającym w odnalezieniu kwiatów. Naukowcy z Uniersity of Arizona i Univeristy of Washington odkryli, że zarówno zanieczyszczenia emitowane przez człowieka, jak i naturalne zapachy przyrody, mogą stanowić problem dla zapylaczy. Lokalne rośliny mogą maskować zapach kwiatów, gdyż uruchamiają u ćmy te same kanały zapachowe, które są uruchamiane przez kwiaty. Co więcej, związki chemiczne obecne w spalinach samochodowych są podobne do związków zapachowych kwiatów i przy stężeniu spalin takim, jakie występuje w mieście, zapylacze mogą mieć problemy z odnalezieniem kwiatów - mówi profesor Jeffrey Riffell. Naukowcy wykorzystali spektrometrię mas z jonizacją poprzez przeniesienie protonu (PTR/MS), dzięki której mogli śledzić zapachy kwiatów tak, jak śledzi je ćma. Owady te mają podobne możliwości wyczuwania zapachów co psy. Ćmy mogą wyczuwać kwiaty z odległości setek metrów, pod warunkiem jednak, że w okolicy nie ma zbyt wielu konkurencyjnych zapachów. Jednak wiele składowych zapachów kwiatowych jest też obecnych w tym, co wytwarzają i emitują ludzie. To wprowadza ćmy w błąd. Jednak uczeni zauważyli, że nawet tam, gdzie działalność człowieka nie jest zbyt uciążliwa, ćmy nadal mogą mieć problem z dotarciem do kwiatów. Podczas badań w środowisku pustynnym okazało się, że naturalne zapachy mogą pokrywać zapachy kwiatów. Po badaniach polowych uczeni przeprowadzili eksperymenty w tunelu aerodynamicznym oraz symulacje komputerowe. Ich wyniki były zgodne z tym, co zaobserwowano w środowisku naturalnym. Naukowców najbardziej zdziwił fakt, że nawet zapachy w niewielkim stopniu podobne do zapachów kwiatów, czyli np. zapach spalin samochodowych, również wprowadzały ćmy w błąd. „Sądziliśmy, że ich zdolności zapachowe są bardziej wybiórcze. Okazało się, że te same kanały węchowe są aktywowane przez różne związki chemiczne. Uczeni chcą teraz sprawdzić, jak działa węch innych zapylaczy, np. pszczoły miodnej. Będą mogli określić dzięki temu, czy emisja zanieczyszczeń z miast ma wpływ na zapylanie na polach położonych w niedalekiej odległości. « powrót do artykułu
  21. Naukowcy z Abertay University stworzyli z komórek macierzystych tysiące miniaturowych serc. Dzięki sferom o średnicy 1 mm, które kurczą się 30 razy na minutę, chcą przetestować leki na przerost serca. Szkoci oddziałują na zdrowe początkowo komórki związkami naśladującymi warunki fizjologiczne prowadzące do przerostu (dochodzi do nieprawidłowego wzrostu kardiomiocytów). Choć wcześniej w laboratoriach hodowano ludzkie serca, dopiero teraz możliwe stało się wywołanie w nich choroby. Kardiomiopatia przerostowa może być dziedziczna, może być powodowana chorobami, np. cukrzycą, lub być następstwem zbyt wyczerpujących ćwiczeń. Przez pogrubiałą i sztywną ścianę komory sercu trudniej jest pompować krew. U niektórych osób rozwijają się zaburzenia rytmu [...]. Istniejące terapie pomagają jedynie kontrolować objawy. Obecnie nie ma lekarstwa [eliminującego przyczynę] - wyjaśnia prof. Nikolai Zhelev. Niewykluczone, że zespołowi Zheleva uda się to zmienić. Oznakowano specyficzne cząsteczki z miniaturowych serc - w ten sposób będzie wiadomo, jakim szlakiem podążają. Ustalając, jakie cząsteczki powodują, że serce staje się przerośnięte, powinno się udać zaprojektować oddziałujące na nie leki. Testowaliśmy na tych sercach wiele różnych związków, w tym całkowicie nowe, których nie badano jeszcze na ludziach [...]. Jeden z nich - opracowany zresztą przez nas - przeszedł właśnie fazę drugą testów na pacjentach onkologicznych i uzyskał bardzo dobre rezultaty. Zauważyliśmy, że szlaki, którymi podążają komórki w przerośniętym sercu, przypominają szlaki molekuł z komórek nowotworowych, dlatego pomyśleliśmy, że testowanie tego nowego leku na sercu może dać ten sam pozytywny efekt. Okazało się, że to prawda. Niektóre z badanych związków dały niekorzystne wyniki (część zwiększała akcję serca, inne w ogóle ją zatrzymywały), ale nowy lek przeciwnowotworowy ochraniał serce i zapobiegał jego przerostowi. Szkoci podkreślają, że nadal testują różne związki i szukają takich o lepszej skuteczności i mniejszej liczbie skutków ubocznych. Wiedząc, jakie związki działają, a jakie nie, naukowcy mogą zacząć pracować nad lekami. By zaawansować eksperymenty, Zhelev nawiązał współpracę z prof. Jimem Bownem, biologiem systemów, który do wizualizowania zachowania komórek, np. ich wzrostu, wykorzystuje modele komputerowe i technologię gier. Ponieważ szlaki sygnałowe w komórkach nowotworowych i komórkach przerośniętego serca są tak podobne, byliśmy w stanie przystosować tę technologię i odnieść ją do kardiomiocytów - podkreśla Bown. « powrót do artykułu
  22. Drony stają się coraz bardziej popularne. Nic więc dziwnego, że powstają takie interaktywne witryny jak TravelByDrone, które pozwalają wgrywać na serwer filmy z podróży dronami nad różnymi obszarami. Użytkownicy mogą dodawać swoje materiały wideo z YouTube'a. By inni ludzie mogli zobaczyć nagranie, najpierw musi ono przejść weryfikację przez obsługę witryny. Niektóre rejony są sfilmowane naprawdę szczegółowo, podczas gdy inne, np. większość Rosji czy Afryka, są wielką dronową pustką. « powrót do artykułu
  23. Naukowcy z Texas A&M AgriLife Research odkryli sposób na bezpieczne dostarczenie protein do wnętrza komórek. Opracowana przez nich metoda może być łatwo zastosowana podczas badań. Ludzie od wielu lat próbowali tego dokonać, gdyż proteiny to podstawowe składniki komórek. To molekuły wykonujące w komórce każde zadanie - mówi doktor Jean-Philippe Pellois. Obecnie najczęściej dostarcza się do komórki DNA, które ma w odpowiedni sposób kodować proteiny. Jednak metoda taka wiąże się z uszkodzeniem błony komórkowej, co uszkadza lub zabija są komórkę. Ponadto bardzo trudno jest kontrolować ekspresję DNA, a wprowadzone fragmenty DNA zmieniają cały genom komórki, co prowadzi do niekontrolowanych i nieprzewidywalnych zmian w samej komórce. Omijamy ten problem dostarczając proteiny bezpośrednio do komórki. Metoda jest bardzo wydajna. Możemy dostarczyć wiele protein nie zmieniając przy tym fizjologii komórki i nie uszkadzając jej błony - dodaje Pellois. Metoda opracowana przez uczonych z Teksasu może przydać się w medycynie regeneracyjnej. Może pozwolić na łatwe programowanie np. komórek skóry, by zmieniły się w komórki serca czy wątroby i naprawiły uszkodzenia tych organów. Ułatwi też leczenie nowotworów. Sposobem na zabicie komórki nowotworowej jest wprowadzenie do jej wnętrza proteiny, o której wiemy, że hamuje rozwój guza. Czasami nowotwór rozrasta się, gdyż przestają działać proteiny hamujące. […] Jeśli takie proteiny moglibyśmy wprowadzać do komórek bez ich uszkadzania, mogłyby one zabić komórki - zastanawia się Pellois. W swojej pracy naukowcy wykorzystali dotychczasowe osiągnięcia związane z badaniami nad HIV. Proteiny przenikają tam z komórek chorych do zdrowych. Od lat badano peptydy, które pozwalają na taką wędrówkę między komórkami. Nasza praca polegała na wykorzystaniu tych elementów, które są mało skuteczne, i dramatycznym zwiększeniu ich skuteczności. Dzięki dobremu pomysłowi i szczęściu opracowaliśmy związek, który naprawdę świetnie działa - mówi Pellois. Uczony nazywa nową metodę „koniem trojańskim komórki”. Jesteśmy w stanie przejąć kontrolę nad komórką i wykorzystać jej chemię do wprowadzenia konia trojańskiego. To trochę tak, jakbyśmy wyważali drzwi. Zwykle gdy tak się postępuje, dochodzi do uszkodzenia komórki. Właśnie z tego powodu wielu naukowców nieufnie podchodzi do takich metod, gdyż jest z nimi związane spore ryzyko. Można dostać się do komórki, ale jeśli przy okazji uszkadza się błonę komórkową i zabija komórkę, to nie ma w tym niczego dobrego. Największą niespodzianką jest fakt, że nasza metoda działa niezwykle efektywnie i pomimo tego, że „wchodzimy z drzwiami” z komórką jest wszystko w porządku. Nie wiemy, dlaczego tak się dzieje. Podejrzewamy, że komórka jest w stanie naprawić „drzwi” natychmiast po ich wyważeniu. Być może komórka posiada odpowiednie mechanizmy, a my mieliśmy szczęście, gdyż trafiliśmy na metodę, która jest efektywna i bezpieczna - mówi Pellois. Uczeni wykorzystali podczas testów komórki ludzi, małp, kur i myszy. Metoda działała podobnie we wszystkich wypadkach. Większe różnice zauważono pomiędzy typami komórek niż pomiędzy gatunkami. Najgorzej wypadły testy na komórkach mózgu, ale i tam metoda okazała się skuteczna. Teraz to kwestia odpowiedniego wyregulowania naszej metody. Dzięki niej możemy zamienić komórkę w laboratorium, precyzyjnie dodać do niej różne składniki i sprawdzić, co się stanie. Będziemy mogli badać funkcjonowanie komórek w sposób, jaki dotychczas nie był możliwy - cieszy się uczony. « powrót do artykułu
  24. W Gruzji natrafiono na pochówek sprzed ponad 4 tys. lat z 2 rydwanami, złotymi artefaktami i najprawdopodobniej ofiarami z ludzi. Jak opowiada Zurab Makharadze, szef Centrum Archeologii w Gruzińskim Muzeum Narodowym, pochówek datuje się na wczesną epokę brązu. Wyłożoną drewnem komorę grobową odkryto w 12-m kurhanie w pobliżu Lagodekhi. Wykopaliska prowadzono w 2012 r. Naukowcy znaleźli 2 czterokołowe rydwany, zdobione gliniane i drewniane naczynia, groty strzał z obsydianu i krzemienia, a także drewniany fotel. Na Międzynarodowym Kongresie Archeologii Starożytnego Bliskiego Wschodu, która odbyła się na Uniwersytecie w Bazylei, Makharadze wspomniał także o koralikach z bursztynu i karneolu oraz o 23 złotych artefaktach, w tym pięknie wykonanej biżuterii. Oba rydwany zachowały się w dobrym stanie. Choć przez rabunek ludzkie szczątki zostały porozrzucane, archeolodzy ustalili, że w komorze pogrzebano 7 ludzi. Poza szefem, wg Makharadzego, znaleźli się tam członkowie rodziny, poświęceni niewolnicy lub służący. Jak wyjaśnia archeolog, pochówek pochodzi z czasów, kiedy w tym regionie nie było jeszcze udomowionych koni, rydwany mogły więc być ciągnione przez woły. « powrót do artykułu
  25. NASA zakończyła najbardziej wymagające testy, jakimi poddano spadochrony pojazdu Orion. Kapsuła została wyrzucona z samolotu lecącego na wysokości 10,6 kilometra, przez 10 sekund swobodnie opadała, następnie rozwinęły się spadochrony i bez najmniejszego problemu wylądowała bezpiecznie na pustyni w Arizonie. Testujemy spadochrony na wszystkie możliwe sposoby na ziemi i w powietrzu. Przed końcem roku wyślemy je w przestrzeń kosmiczną w ramach misji Exploration Flight Test (EFT) – 1. Testy dowiodły dobrego działania systemu i pozwolą zapewnić bezpieczeństwo misji i astronautów w przyszłości - mówi Mark Geyer, menedżer programu Orion. W czasie testów przeprowadzono też próbę, podczas której jeden z głównych spadochronów rozwinął się z pominięciem drugiego kroku w trójstopniowej sekwencji. Próba dowiodła, że system jest w stanie prawidłowo pracować nawet w wypadku awarii. Wspomniane powyżej testy były ostatnimi próbami całego systemu przed pierwszą testową misją w przestrzeni kosmicznej. Orion wystartuje do EFT-1 w grudniu bieżącego roku i oddali się na odległość około 6000 kilometrów od Ziemi. Od ponad 40 lat ludzkość nie wysłała tak daleko żadnego pojazdu zdolnego do przewożenia człowieka. W czasie EFT-1 Orion będzie rozpędzany do prędkości koniecznej do przetestowania różnych systemów bezpieczeństwa. Podczas powrotu na Ziemię kapsuła osiągnie prędkość 32 000 kilometrów na godzinę i będzie poddana działaniu temperatur sięgających 2200 stopni Celsjusza. Zanim wyląduje na powierzchni Pacyfiku rozwinie spadochrony, które spowolnią ją do prędkości 32 km/h. Kolejny test spadochronów Oriona zaplanowano na sierpień. Zostanie wówczas sprawdzony scenariusz, w czasie którego dochodzi do awarii jednego spadochronu hamującego i jednego spadochronu głównego. To jeden z trzech pozostałych testów, które muszą zostać przeprowadzone zanim na pokładzie Oriona znajdą się ludzie. Bezzałogowa EFT-1 może odbyć się bez tych testów. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...