-
Liczba zawartości
37026 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
229
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
W zeszłą środę (20 sierpnia) w Circus Krone urodziły się 4 rzadkie białe lwiątka: 3 samce i 1 samiczka. Młode nie są albinosami, odziedziczyły po rodzicach - 7-letniej Princess i 11-letnim Kingu Tondze - recesywny gen (wywołująca leucyzm mutacja dotyczy 2 pigmentów związanych z zabarwieniem sierści). Dwa lata temu tej samej parze urodziło się 6 kotków, a w kwietniu br. King Tonga został ojcem młodego powitego przez inną samicę Diamond. Jak tłumaczy rzeczniczka niemieckiego cyrku Susanne Matzenau, lwiątka nie wystąpią na arenie przez co najmniej 4 lata. Pierwszy rok spędzą z matką, potem dołączą do reszty zwierząt i będą się uczyć. Maluchy zostaną nazwane w ciągu 4-5 tygodni. Wcześniej trener - Martin Lacey Junior - musi je poobserwować i ocenić charakter. W zoo i cyrkach na świecie żyje kilkaset białych lwów, lecz jedynym miejscem występowania dzikich okazów jest Rezerwat Timbavati z RPA. King Tonga to podarunek dla Circus Krone od saudyjskiego księcia. W haremie samca znajdują się 2 białe i 2 normalnie ubarwione lwice. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z kopenhaskiego Muzeum Historii Naturalnej odkryli kolekcję pąkli (Balanus), podarowaną w 1854 r. przez Karola Darwina duńskiemu biologowi Johannowi Steenstrupowi. Mieliśmy takie małe marzenie, że uda nam się znaleźć coś, co Darwin pożyczył od Steenstrupa [...]. Skończyliśmy jednak z czymś o wiele lepszym - podkreśla Hanne Strager. Analiza korespondencji wykazała, że ojciec teorii ewolucji nie tylko zwrócił pożyczone pąkle, ale i dołączył dowód wdzięczności - skrzynkę z dodatkowymi 77 przedstawicielami rodzaju Balanus. Pisząc do kolegi, Darwin wspominał o liście, którą później odnaleziono w papierach Steenstrupa w muzealnym archiwum. Co istotne, większość kolekcji (55 gatunków) udało się zgrupować. W przyszłym miesiącu kopenhaskie muzeum otwiera największą wystawę w swojej historii. Zostanie na niej pokazany nowy duński dinozaur Misty. Nie zabraknie także Darwinowskiego prezentu.
-
Amerykańska Akademia Pediatrii uważa, że dzieci i młodzież w wieku 10-18 lat powinny zaczynać lekcje w szkołach nie wcześniej niż o godzinie 8.30. Obecnie aż 85% rozpoczyna je wcześniej. Celem późniejszego rozpoczynania zajęć jest poradzenie sobie z coraz powszechniejszym problemem niedoborów snu. W okresie dojrzewania dochodzi do przestrojenia zegara biologicznego i konieczność wczesnego wstawania powoduje wiele problemów. To właśnie wtedy młodzi ludzie zaczynają później kłaść się spać i wstają średnio o 2 godziny później niż we wczesnym dzieciństwie. Badania wykazały, że młodzi ludzie, zmuszeni do wczesnego wstawania na zajęcia szkolne, przyczyniają się do większej liczby wypadków drogowych, częściej spóźniają się na zajęcia, mają gorsze oceny i narażeni są na większe ryzyko depresji czy otyłości. Już w 2006 roku badania przeprowadzone przez US National Sleep Foundation wykazały, że 59% gimnazjalistów i 87% studentów nie przesypia w dni powszednie zalecanych 8,5-9,5 godziny. Korzyści z późniejszego rozpoczynania lekcji są rozliczne, w tym dłuższy sen, mniejsza senność za dnia, poprawienie wyników w nauce, lepsze zdrowie, zachowanie i większe bezpieczeństwo - mówi Judith Owens dyrektor wydziału medycyny snu w Children's National Health System. Owens przytacza tutaj badania przeprowadzone przez Kylę Wahlstrom z University of Minnesota, która na podstawie trzyletnich studiów 9000 uczniów z trzech stanów stwierdziła, że późniejsze rozpoczynanie zajęć w szkołach spowodowało, iż mieli oni lepsze oceny, lepiej zdawali egzaminy, a liczba spowodowanych przez nich wypadków samochodowych spadła o 65-70 procent. To olbrzymi krok naprzód - stwierdził Russel Foster z University of Oxford. Brał on udział w brytyjskich badaniach, które wykazały, iż zmiana rozpoczęcia zajęć szkolnych z godziny 8.00 na 10.00 miała olbrzymi wpływ na wyniki w nauce. Wszystko jest lepsze niż 8 rano i przesunięcie lekcji na 8.30 uczni różnicę. Ale rozpoczynanie ich o 10 jest jeszcze lepsze - stwierdza Foster. « powrót do artykułu
-
Firma Arianespace poinformowała, że dwa satelity systemu Galileo, wystrzelone w piątek z Gujany Francuskiej, trafiły na niewłaściwe orbity. Galileo to europejski odpowiednik systemu GPS. Europejska Agencja Kosmiczna oraz Komisja Europejska powołają komisję śledczą, której zadaniem będzie zbadanie, dlaczego satelity nie zostały umieszczone na właściwych orbitach. Arianespace nie zdradziła, czy orbity uda się skorygować. Dowiemy się tego prawdopodobnie dopiero po wstępnej analizie sytuacji. Sam start i wyniesienie satelitów przebiegły bez problemu. Urządzenie oddzieliły się od rakiety nośnej we właściwym momencie i zaczęły nadawać sygnał. Dopiero wówczas okazało się, że ich orbity nie są takie, jak zaplanowano. Jeszcze w piątek Komisja Europejska określiła wystrzelenie obu satelitów jako „krok milowy” na drodze do uruchomienia systemu Galileo. Na orbitach znajdowały się bowiem cztery prawidłowo działające satelity. Wystrzelenie dwóch kolejnych znacząco przybliżało zaplanowany na przyszły rok moment uruchomienia systemu. W bieżącym roku planowana jest jeszcze jedno wysyłanie satelitów Galileo poza Ziemię. Na przyszły rok zaplanowano kolejne starty. Obecnie nie wiadomo, czy problem z dwoma ostatnimi satelitami jest na tyle poważny, by wpłynąć na budowę systemu.
-
Amerykański Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego (DHS) ostrzega, że wiele firm zostało zarażonych złośliwym kodem o nazwie Backoff. Po raz pierwszy pojawił się on w październiku ubiegłego roku i zaczął zarażać terminale płatnicze. Backoff jest w stanie ukraść dane dotyczące kart płatniczych oraz kodów PIN. W ciągu ostatniego roku Secret Service reagowała na ataki na sieci wielu firm w USA, które zostały zarażone przez oprogramowanie Backoff. Siedmiu dostawców systemów opłat elektronicznych potwierdziło, że ich liczni klienci zostali zarażeni - czytamy w komunikacie DHS. To prawdopodobnie Backoff jest odpowiedzialny za niedawne wycieki danych z sieci Target, SuperValu czy UPS. DHS ostrzegał przed Backoffem już w lipcu, gdy okazało się, że większość oprogramowania antywirusowego nie jest w stanie wykryć tego złośliwego kodu. Obecnie twórcy takiego oprogramowania udoskonalili je i teraz Backoff jest zwykle wykrywany. Secret Service pomaga firmom, które padły ofiarami ataku, a DHS apeluje, by przypadki infekcji zgłaszać właśnie do lokalnych biur tej służby. « powrót do artykułu
-
W październiku zadebiutuje rodzimy chiński system operacyjny. Będzie to już kolejna próba uniezależnienia się Państwa Środka od OS-ów z zagranicy. Początkowo nowy system, którego nazwy agencja Xinhua nie zdradziła, będzie przeznaczony dla pecetów. Z czasem ma pojawić się również edycja na smartfony. Na czele zespołu pracującego nad chińskim systemem stoi Ni Guangnan z Chińskiej Akademii Inżynierii. Jak doniosły chińskie media, stwierdził on, że koniec wsparcia Windows XP oraz zakazanie przez chińskie władze wykorzystywania Windows 8 w administracji, stwarzają okazję do wypromowania własnego systemu. Chiny od lat walczą z zagranicznymi firmami IT, stwarzają problemy Microsoftowi, Google'owi, czasem Apple'owi. Spory te weszły w nową fazę w ubiegłym miesiącu, kiedy to dokonano nalotów na chińskie biura Microsoftu. Władze przejęły tam komputery i dokumenty oraz oficjalnie rozpoczęły śledztwo w sprawie współpracy Windows z MS Office, kompatybilności pomiędzy systemem a pakietem biurowym oraz w innych, nieujawnionych, sprawach. Ni twierdzi, że nowy system może wyprzeć Windows z pecetów w ciągu 1-2 lat, a później w ciągu 3-5 lat może zdominować rodzimy rynek urządzeń mobilnych. Zachęcił jednocześnie prywatne firmy do finansowania rozwoju nowego systemu operacyjnego. Kluczem do sukcesu jest stworzenie środowiska, które pozwoli nam konkurować z Google'em, Apple'em i Microsoftem - powiedział. « powrót do artykułu
-
Specjaliści z University of California odkryli błąd, który pozwala na zdobycie poufnych informacji użytkowników systemów mobilnych. Dziura prawdopodobnie istnieje w Androidzie, Windows oraz iOS-ie. Eksperci zademonstrowali ją na urządzeniu z Androidem. Jak zapewniają specjaliści, luka pozwala na łatwe dokonanie włamań do 6 z 7 testowanych aplikacji. Bez większego programu można zaatakować Gmail, CHASE Bank oraz H&R Block. Odsetek skutecznych ataków wynosi 83% do 92%. Jedyną aplikacją, która sprawiła badaczom trudności był Amazon. W jego wypadku odsetek udanych ataków wynosił 48%. Atak polega na nakłonieniu użytkownika do pobrania rzekomo nieszkodliwego programu, takiej jak np. tapeta na telefon. Gdy zostanie ona zainstalowana, napastnik może zaatakować współdzielone obszary pamięci, to których można dostać się bez uwierzytelniania. Obszary te może monitorować i łączyć dokonywane w nich zmiany z aktywnością użytkownika, taką jak logowanie się czy wykonywanie zdjęć. Śledzenie odbywa się na bieżąco, a warunkiem udanego ataku jest przeprowadzenie go w momencie, gdy użytkownik wykonuje czynność, którą napastnik może wykorzystać. Architektura Androida pozwala na przechwytywanie aplikacji. Podstawowy problem tkwi w tym, że trzeba tego dokonać we właściwym czasie, by użytkownik niczego nie zauważył. Nam się to udało i to właśnie czyni nasz atak wyjątkowym - mówi Zhiyun Qian. Testowane aplikacje i odsetek udanych ataków to: Gmail (92%), H&R Block (92%), Newegg (86%), WebMD (85%), CHASE Bank (83%), Hotels.com (83%) oraz Amazon (48%). Eksperci uważają, że ich atak powinien działać też na Windows oraz iOS-ie, gdyż wykorzystują podobne mechanizmy co Android. « powrót do artykułu
-
Dzieci i młodzież cierpiące na autyzm mają nadmiar synaps w mózgu. To wynik spowolnionego procesu przycinania synaps w mózgach autyków. Autorzy odkrycia, naukowcy z Columbia University Medical Center, zauważają, że jako iż synapsy służą komunikacji pomiędzy neuronami, ich nadmiar może mieć znaczny wpływ na funkcjonowanie mózgu. Naukowcy stwierdzili również, że jeśli cierpiącej na autyzm myszy podany zostanie lek przywracający normalny proces przycinania synaps, to zachowanie takiej myszy ulega poprawie. Nawet jeśli lek został podany już po tym, jak ujawniły się behawioralne objawy autyzmu. To ważne odkrycie, które może doprowadzić do pojawienia się nowych terapii dla autyków - mówi Jeffrey Lieberman, dyrektor New York State Psychiatric Institute. Wspomniany lek, rapamycyna, ma jednak na tyle poważne skutki uboczne, że jego wykorzystywanie u ludzi będzie niemozliwe. Jednak sam fakt, że obserwujemy jego skuteczność oznacza, iż być może autyzm u dzieci może być leczony. Musimy tylko znaleźć lepsze leki - stwierdził jeden z autorów odkrycia, profesor neurobiologii David Sulzer. W niemowlęctwie w naszych mózgach powstaje olbrzymia liczba synaps. Jest ich szczególnie dużo w korze mózgowej, która jest też odpowiedzialna za zachowania autystyczne. Do późnego wieku młodzieńczego około połowy synaps z kory zostaje wyeliminowanych. Nie od dzisiaj wiadomo, że geny związane z rozwojem autyzmu mogą też wpływać na synapsy. Dlatego też od dłuższego czasu część naukowców spekulowała, że autycy mogą mieć więcej synaps niż ludzie zdrowi. Naukowcy z CUMC, pracujący pod kierunkiem Guomei Tang i Davida Sulzera, postanowili zweryfikować tę hipotezę. Uczeni zbadali mózgi dzieci z autyzmem, które zmarły z innych przyczyn niż sam autyzm. Dysponowali trzynastoma mózgami dzieci w wieku 2-9 lat oraz trzynastoma mózgami osób w wieku 13-20 lat. Wyniki porównali z badaniami mózgów 22 dzieci, które nie cierpiały na autyzm. Dla każdego z mózgów wybrano niewielki region, w którym policzono sypapsy. Doktor Tang odkryła,, że u zdrowych dzieci w okresie do późnego dzieciństwa gęstość synaps zmniejszyła się o około połowę. Tymczasem u dzieci autystycznych stwierdzono jedynie 16-procentowy spadek gęstości synaps. Uczeni odkryli też przyczynę niedostatecznego wycinania synaps. Okazało się, że komórki mózgów dzieci z autyzmem są uszkodzone i nie działa u nich prawidłowo autofagia, wykorzystywana przez nie do degenerowania swoich własnych części. Na podstawie badań modelu mysiego naukowcy stwierdzili, że problemy z wycinaniem są związane z nieprawidłowym działaniem proteiny mTOR. Gdy jest ona zbyt aktywna komórki mózgu tracą znaczną część możliwości autofagii. Bez tego synapsy są słabiej wycinane i w efekcie jest ich zbyt dużo. Najważniejsze w naszym odkryciu jest spostrzeżenie, że chociaż z występowaniem autyzmu łączy się setki genów, to niemal u wszystkich badanych ludzi zauważyliśmy nadreaktywny mTOR i zmniejszoną autofagię. U wszystkich miało miejsce nieprawidłowe wycinanie synaps. To oznacza, że wiele, może większość genów jest powiązana ze problemem z mTOR i autofagią - mówi Sulzer. « powrót do artykułu
-
Śmiertelny dla chorych na AIDS grzyb rośnie na drzewach
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Dzięki letniemu projektowi naukowemu 13-latki wykazano, że środowiskowym źródłem grzyba Cryptococcus gattii, który od dawna wywołuje zakażenia osób z HIV/AIDS w Południowej Kalifornii, są drzewa. Dziewczynka zbierała próbki gleby i wymazy z drzew z rejonów Los Angeles, gdzie odnotowuje się najwięcej grzybic. C. gattii może trafić do ludzkiego organizmu wraz z powietrzem. Gdy znajdzie się w płucach, zostaje pochłonięty przez makrofagi. Problem jednak w tym, że C. gattii nie tylko zabija makrofagi, ale i ukrywa się w nich, zamieniając je w podróżujące bomby zegarowe. Co istotne, makrofagi potrafią przeniknąć barierę mózg-krew. Dane genetyczne dostarczyły niezbitych dowodów na to, że 3 gatunki drzew - sosna kanaryjska, metrosideros wyniosły i ambrowiec balsamiczy - są środowiskowymi źródłami C. gattii. Na tej samej zasadzie jak osobom podróżującym do Ameryki Południowej zaleca się ostrożność przy piciu wody, ludzie odwiedzający inne rejony - Kalifornię, Wybrzeże Północno-Zachodnie czy Oregon - powinni mieć świadomość, zwłaszcza przy upośledzeniu funkcji układu odpornościowego, ryzyka zakażenia grzybami - podkreśla dr Deborah J. Springer z Duke University. Parę lat temu z dr. Josphem Heitmanem z tej samej uczelni skontaktował się wieloletni współpracownik, specjalista ds. chorób zakaźnych z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA) dr Scott Filler. Chodziło o zajęcie na czas wakacji dla jego nastoletniej córki. Ostatecznie dziewczynkę wysłano na poszukiwanie grzybów z okolic rodzinnego miasta. Uczennica pobrała 109 wymazów z ponad 30 gatunków drzew oraz 58 próbek gleby. Udało jej się wyhodować i wyizolować grzyby z rodzaju Cryptococcus, które koniec końców trafiły do doktor Spirnger. Po przeprowadzeniu sekwencjonowania okazało się, że hodowle z 3 drzew były pod względem genetycznym niemal identyczne jak próbki pozyskane od pacjentów HIV/AIDS z zakażeniami C. gattii. Ponadto naukowcy stwierdzili, że C. gattii wyizolowane ze środowiska mogły się rozmnażać albo płciowo, albo bezpłciowo. « powrót do artykułu -
Strażacy i pracownicy służb zajmujących się dzikimi zwierzętami uratowali ostatnio koalę potrąconego przez samochód. Gdy po ucieczce na drzewo samiec nazwany Sir Chompsalotem stracił przytomność, złapano go w koc i poddano profesjonalnej resuscytacji. Akcja nagrała się dzięki umieszczonej na hełmie Stevena Kuitera kamerze. Victoria [która już wcześniej ratowała w ten sposób psa] rozpoczęła sztuczne oddychanie pysk-usta, podczas gdy inni członkowie ekipy uciskali klatkę piersiową zwierzęcia, by wykonać masaż serca i jednocześnie wpompować do płuc nieco powietrza - opowiada kapitan straży pożarnej Sean Curtin. Ssakowi podano też tlen. Po udanej resuscytacji Sir Chompsalot dochodzi do siebie w szpitalu dla zwierząt w Melbourne. « powrót do artykułu
-
Plankton na zewnątrz Międzynarodowej Stacji Kosmicznej?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Agencja ITAR-TASS informuje, powołując się na rosyjskich urzędników, że rosyjsci kosmonauci znaleźli plankton na zewnątrz Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Mieli tam odkryć również ślady innych organizmów żywych. Dotychczas rewelacji tych nie potwierdziły żadne inne media, ani agencje kosmiczne. Jeśli informacje przekazane przez Rosjan są prawdziwe, to mamy do czynienia z ważnym znaleziskiem. Będzie to oznaczało, że takie organizmy jak plankton są wstanie przetrwać w przesterzni kosmicznej. NASA potwierdziła, że Rosjanie prowadzili eksperymenty na zewnątrz ISS, szczególnie na iluminatorach (oknach) stacji. Przedstawiciele amerykańskiej agencji nie wiedzieli jednak, na czym eksperymenty te polegały. Rosjanie nie poinformowali też NASA o wynikach eksperymentów. Lynn Rothschild, naukowiec z NASA, mówi, że jeśli plankton znajdował się na zewnątrz, to mógł tam trafić na pokładzie jednego z modułów ISS. Tymczasem, jak utrzymuje ITAR-TASS, Władimir Sołowiew, odpowiedzialny za rosyjską część misji ISS, stwierdził, że znaleziony plankton nie pochodzi z okolic, z których Rosja wystrzeliwuje pojazdy kosmiczne. To mogłoby oznaczać, że plankton został przyniesiony przez prądy powietrzne, osiadł na powierzchni pojazdu i wraz z nim trafił na ISS. Na razie nie wiadomo, na ile powyższe doniesienia są prawdziwe. Nie wiadomo też, czy plankton był żywy. « powrót do artykułu -
Koralowce i ryby potrafią wywęszyć zniszczoną rafę
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Zniszczone rafy koralowe emitują wskazówki chemiczne, które odstraszają larwy koralowców i ryby, zniechęcając je do zasiedlenia zdegradowanego habitatu. Zespół dr Danielle L. Dixson z Georgia Institute of Technology jako pierwszy zademonstrował, że decydując, gdzie się osiedlić, larwa koralowca potrafi wyczuć - i to dosłownie - różnicę między zdrową a uszkodzoną rafą. Zmniejszenie przez nadmierne odławianie liczebności roślinożernych ryb powoduje, że brakuje sił do oczyszczania raf z rozprzestrzeniających się glonów. W pewnym momencie może dojść do sytuacji, gdy wzrost koralowców jest stłumiony, a nowe organizmy osiedlają się bardzo rzadko. Nowe studium, którego wyniki ukazały się w piśmie Science, pokazują, jak sygnały chemiczne zniechęcają larwy koralowców do osiedlania się na zdominowanych przez algi rafach. Młode ryby również nie są przyciągane przez zapach wody ze zniszczonych raf. Ustalenia pokazują, że tworzenie na stanowiskach nadmiernego odławiania obszarów chronionych może nie wystarczyć do ich odratowania, bo długo po wyeliminowaniu gospodarki rabunkowej sygnały chemiczne nadal odstraszają potencjalnych nowych mieszkańców. Biolodzy badali 3 rezerwaty u wybrzeży Fidżi. Obejmują one bardzo zdrowe rafy koralowe, ale tuż obok znajdują się silnie odłowione tereny zdominowane przez glony. Okazało się, że zarówno młode koralowce, jak i narybek preferowały wskazówki chemiczne pochodzące od gatunków koralowców uznawanych za indykatory zdrowego habitatu. Jedne i drugie unikały za to określonych alg, będących wskaźnikami zdegradowanego habitatu. W ramach studium po raz pierwszy testowano larwy koralowców za pomocą metody wykorzystywanej zwykle do badania ryb. Koralowce nie tylko wyczuwają dobre i złe tereny, ale zwracają też uwagę na szczegóły. Podejmują wyważone decyzje [...] - wyjaśnia prof. Mark Hay. Naukowcy umieszczali wodę ze zdrowych i zniszczonych habitatów w korycie, które pozwalało rybom popłynąć jednym lub drugim strumieniem. Testy preferencji 20 osobników z 15 gatunków pokazały, że ryby nawet w 8-krotnie większym stopniu preferowały wodę z niezniszczonych obszarów. Później testowano larwy koralowców z 3 gatunków. I tutaj stwierdzono, że 5-krotnie bardziej wolały wodę ze zdrowych habitatów. W kolejnym etapie eksperymentu ustalono, że na zachowanie ryb wpływają sygnały chemiczne koralowców. Gdy w wodzie zanurzano Acropora nasuta, pociąg do wody ze zdegradowanej rafy wzrastał do 3 razy. Podobne preferencje odkryto u larw koralowców. Acropora łatwo ulegają wybieleniu, są podatne na stres, poza tym silnie wpływa na nie konkurencja z glonami. Emitowane przez nie sygnały są atrakcyjne tak dla ryb, jak i dla larw, bo sugerują, że habitat jest z dużym prawdopodobieństwem zdrowy. Wskazówki od koralowców, które mogą rosnąć nawet w nadmiernie odławianych habitatach, okazały się dla wszystkich mniej pociągające. Podczas prób z sargasami do wody wkładano tworzącą zakwity brunatnicę Sargassum polycystum, która potrafi zająć całą rafę. W takiej sytuacji - w porównaniu do wody bez glonów - atrakcyjność dla ryb i larw koralowców spadała, odpowiednio, nawet o 86 i 81%. Larwy unikały tego zapachu bardziej niż woni algi toksycznej dla koralowców, która nie tworzy jednak zakwitów. « powrót do artykułu -
Delaware jest pierwszym amerykańskim stanem, który przyjął przepisy przewidujące dziedziczenie prawa dostępu do zasobów cyfrowych zmarłej osoby. Ustawa „Fiduciary Access to Digital Assets and Digital Accounts Act” opisuje prawo do uzyskania dostępu do urządzeń i kont cyfrowych zmarłego. Obecnie w przypadku śmierci osoby, która posiada np. konto na Facebooku czy Gmailu uzyskanie przez spadkobierców dostępu do tych kont jest skomplikowane, a operatorzy takich serwisów niejednokrotnie odmawiają ich udostępnienia. Członkowie rodzin chcą np. zlikwidować facebookowy profil zmarłej osoby i nie mogą tego zrobić. Na podstawie nowych przepisów uzyskanie dostępu do elektronicznych kont zmarłego ma być łatwiejsze. Jednak specjaliści zwracają uwagę na pewien problem, którego nie wzięli pod uwagę prawodawcy z Delaware. Otóż udostępnienie danych do kont e-mail czy komunikatorów internetowych oznacza, że osoba, która nie była stroną komunikacji dostaje do niej dostęp. Ktoś, kto korespondował czy rozmawiał ze zmarłym może przecież nie życzyć sobie, by inna osoba zapoznawała się z treścią prywatnej korespondencji. Taka komunikacja może przecież zawierać wysoce poufne treści dotyczące żyjącej strony trzeciej. Może być to przecież wymiana informacji pomiędzy pacjentem a lekarzem, psychiatrą czy wiernym a spowiednikiem - zauważa Jim Halpert, dyrektor State Privacy and Security Coalition. « powrót do artykułu
-
Próbując uzmysłowić ludziom skutki zmiany klimatu, włoski podróżnik Alex Bellini zamierza mieszkać na górze lodowej, póki ta się nie roztopi. Chce rozpocząć projekt wiosną przyszłego roku na Grenlandii. Mężczyzna szacuje, że spędzi na górze ok. 8-12 miesięcy. Bellini będzie mieszkać w specjalnej kapsule z kewlaru. Jak wyjaśnia śmiałek, tego typu pływające konstrukcje są wykorzystywane jako szalupy ratunkowe na platformach wiertniczych. Kiedy góra lodowa się roztopi, będę dryfować po Atlantyku, [...] aż fale wymyją mnie na brzeg. Włoch zabierze ze sobą ok. 300 kg liofilizowanej żywności oraz sprzęt elektroniczny. Choć na razie nie wybrał jeszcze konkretnej góry, wyjaśnia, że musi być szeroka i płaska. Moim celem jest opisanie i zbadanie za pomocą naukowych metod całego cyklu życiowego góry lodowej. Zamierzam wykazać, jak bardzo tempo topnienia przyspieszyło w ostatnich dekadach. Alex wspomina też o symbolicznym wymiarze przedsięwzięcia. Przygody dryfującego samotnie po oceanie mężczyzny mają reprezentować kondycję całego rodzaju ludzkiego [...]. Większość czasu podróżnik spędzi sam, ale od czasu do czasu będzie się spotykać z pokrewnymi duszami: pisarzami, blogerami czy ekologami. Zamierza wykorzystać czas na górze do przetestowania różnych technologii: komunikacyjnych i energetycznych. Przygotowując się zawczasu na brak zajęć, chce zabrać ze sobą coś do czytania. Zapisał się też z żoną na online'owy kurs psychologii. Bellini jest byłym bankierem, który na początku XXI w. porzucił intratną posadę. Włoch przyznaje, że decydując się na zamieszkanie na górze lodowej, inspirował się historią Umberta Nobilego, konstruktora sterowców. Po zdobyciu bieguna w 1928 r. jego sterowiec Italia uległ wypadkowi. Przeciążona maszyna spadła na lód i zderzyła się z krą. Część załogi przetrwała kilkadziesiąt dni dzięki Czerwonemu Namiotowi. « powrót do artykułu
-
Fizycy z Yale University schłodzili molekuły do rekordowo niskiej temperatury. Uczeni wykorzystali pułapkę magnetooptyczną oraz chłodzenie laserowe, dzięki czemu obniżyli temperaturę monofluorku strontu (SrF) do 2,5/1000 części stopnia powyżej zera absolutnego. Tym samym uzyskali najzimniejsze z bezpośrednio chłodzonych molekuł. To kamień milowy fizyki. Dzięki temu możliwe będzie prowadzenie wielu nowych badań, od fizyki kwantowej po testowanie teorii z dziedziny fizyki cząstek. „Możemy rozpocząć badanie reakcji chemicznych zachodzących w temperaturach bardzo bliskich zeru absolutnemu. To szansa, by poznać podstawowe mechanizmy chemiczne” - mówi profesor Dave DeMille, główny autor badań. Pułapki magnetooptyczne wykorzystują lasery do chłodzenia cząstek i utrzymywania ich w miejscu. „Wyobraź sobie, że masz płytką misę, a w niej trochę melasy. Jeśli do misy wtoczą się kulki, to zwolnią i zgromadzą na środku. W naszym eksperymencie molekuły są kulkami, a misę z melasą tworzymy za pomocą laserów i pól magnetycznych” - wyjaśnia DeMille. Uczony wraz ze swoim zespołem wybudowali własną pułapkę złożoną z laserów, okablowania, komputerów, luster i jednostki chłodzącej. Wykorzystuje ona kilkanaście laserów, a długość fali światła każdego z nich jest kontrolowana do 9 miejsc po przecinku. Z jednostki chłodzącej wystrzeliwane są molekuły monofluorku strontu, tworzące jeden strumień. Jest on spowalniany za pomocą promienia lasera. „To tak, jakbyśmy próbowali spowolnić kulę do kręgli za pomocą piłeczek pingpongowych. Trzeba uderzać w nią szybko i wiele razy” - mówi naukowiec. Spowolnione molekuły trafiają na pole magnetyczne o specjalnym kształcie. Przez środek pola przechodzą przeciwbieżnie do siebie promienie lasera, skierowane wzdłuż trzech prostopadłych osi. To właśnie tam molekuły zostają uwięzione. „Mechanika kwantowa pozwala nam jednocześnie chłodzić obiekty i przyłożyć do nich siłę, która powoduje, że lewitują one w niemal doskonałej próżni” - zachwyca się DeMille. Uczony wyjaśnia, że wybrano molekułe SrF ze względu na jej prostą budowę. Wokół całej molekuły krąży tylko jeden elektron. „Pomyśleliśmy, że najlepiej będzie rozpocząć od prostej dwuatomowej molekuły” - wyjaśnia DeMille. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z Uniwersytetów w Manchesterze i Auckland stwierdzili, że i cukrzyca typu 1., i 2. są wywoływane przez toksyczne zbitki amyliny (hormonu wytwarzanego przez komórki beta wysp trzustkowych). Wyniki 20-letnich nowozelandzkich badań sugerują, że obie postaci cukrzycy można spowolnić, a nawet odwrócić, podając leki zapobiegające tworzeniu zbitek. Amylina jest uwalniania do krwi z wydzielaniem podstawowym insuliny, a także pod wpływem spożycia pokarmu. Kontroluje wchłanianie pokarmu, spowalnia opróżnianie żołądka i wchłanianie glukozy z jelita cienkiego. Gdy wytwarzanie insuliny i amyliny ulega zaburzeniu, poziom cukru we krwi rośnie, prowadząc do cukrzycy. Część produkowanej amyliny może się gromadzić wokół komórek trzustki w postaci toksycznych zbitek. Konsekwencją śmierci komórkowej jest zaś cukrzyca. O ile wcześniejsze badania prof. Gartha Coopera z Uniwersytetu w Manchesterze sugerowały, że tak wygląda patomechanizm cukrzycy typu 2., o tyle najnowsze studium zapewnia silne dowody na to, że cukrzyca typu 1. rozwija się w ten sam sposób. Różnica polega na tym, że choroba zaczyna się na wcześniejszych etapach życia i szybciej postępuje. Dzieje się tak, bo w trzustce dochodzi do szybszego odkładania amyliny. Grupa Coopera szacuje, że w ciągu 2 lat przygotuje leki do testów klinicznych. Miałyby one być badane zarówno na pacjentach z cukrzycą typu 1., jak i 2. « powrót do artykułu
-
Konwencja Wiedeńska i Protokół Montrealski, podpisane w celu ratowania warstwy ozonowej, znacznie ograniczyły stosowanie czterochlorku węgla (CCl4). Tymczasem NASA informuje, że związek ten wciąż jest emitowany do atmosfery z nieznanego źródła. Sygnatariusze Protokołu Montrealskiego [podpisanego przez ponad 160 państw – red.] informowali, że w latach 2007-2012 nie emitowali CCl4 z żadnych nowych źródeł - donosi NASA. Tymczasem nowe badania wykazały, że światowa emisja CCl4 wynosi średnio 39 000 ton rocznie. To mniej więcej 30% szczytowej światowej emisji przed podpisania porozumienia. Sprawa jest o tyle tajemnicza, że spodziewano się, iż koncentracja CCl4 w atmosferze będzie spadała w tempie 4% rocznie. Tymczasem okazuje się, że zmniejsza się ona czterokrotnie wolniej. Tego się nie spodziewaliśmy. Wygląda na to, że mamy do czynienia albo z niezidentyfikowanymi wyciekami z instalacji przemysłowych, dużą emisją z zanieczyszczonych miejsc lub też emisją z nieznanego źródła - mówi Qing Liang z Goddard Space Flight Center. Przy okazji najnowszych badań uczeni dowiedzieli się, że CCl4 pozostaje w atmosferze o 40% dłużej niż sądzono. Ludzie myślą, że od czasu podpisania Protokołu Montrealskiego przestaliśmy emitować gazy niszczące warstwę ozonową. Niestety, wciąż istnieje niezidentyfikowane źródło CCl4 - komentuje Paul Newman, odpowiedzialny w NASA za badania atmosferyczne. « powrót do artykułu
-
Pająki z australijskich miast radzą sobie lepiej od Nephila żyjących w wiejskich habitatach: rosną większe i mogą mieć więcej potomstwa. Studium zespołu doktorantki Elizabeth Lowe z Uniwersytetu w Sydney pokazało, że bezkręgowce są wrażliwe na urbanizację, ale nie na wszystkie gatunki życie w mieście wpływa negatywnie. Choć wiele gatunków nie przeżywa postępującej urbanizacji i [...] utraty naturalnych habitatów, inne łączą bardziej skomplikowane związki z antropogenicznymi przekształceniami krajobrazu. Biolodzy zebrali w rejonie Sydney przedstawicieli gatunku Nephila plumipes. Pająki te występują na australijskim wybrzeżu: zarówno w miastach, jak i w naturalnych środowiskach. Po osiągnięciu dojrzałości do końca życia pozostają w tej samej lokalizacji. Oceniliśmy stopień urbanizacji 20 stanowisk, a następnie przyjrzeliśmy się zmianom dotyczącym wielkości pająków, zasobów tłuszczu oraz wagi jajników - opowiada Lowe. Okazało się, że N. plumipes z rejonów z większą pokrywą roślinną były mniejsze. Pająki z obszarów zurbanizowanych (z większą liczbą domostw, częstością występowania twardych nawierzchni oraz gęstością zaludnienia) były zaś pokaźniejsze. Australijczycy zauważyli także, że pajęcza zdolność do rozmnażania, mierzona wzrostem wagi jajników, także rosła w rejonach zurbanizowanych. Zaobserwowane różnice można wyjaśnić za pomocą 2 czynników: temperatury i dostępności ofiar. Twarde powierzchnie i brak roślinności prowadzą do efektu zwanego miejską wyspą ciepła, [...] a wyższa temperatura wiąże się ze zwiększonym wzrostem [...] u bezkręgowców. Nie bez znaczenia pozostaje również oświetlenie miast, które przyciąga owady. Większa dostępność pokarmu oznacza większe, cięższe i bardziej płodne pająki. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z Columbia University Medical Center sugerują, że nerwy mogą odgrywać kluczową rolę we wzroście nowotworu żołądka. Niewykluczone, że blokowanie sygnałów nerwowych za pomocą technik chirurgicznych bądź botoksu stanie się nową metodą leczenia tego nowotworu. Nowotwór żołądka to 4. najbardziej rozpowszechniony nowotwór na świecie i 2. na liście nowotworów zbierających największe śmiertelne żniwo. Mniej niż 25% chorych przeżywa dłużej niż 5 lat od czasu postawienia diagnozy. Naukowcy od dawna wiedzą, że ludzkie i mysie nowotwory charakteryzują się dużą liczbą połączeń nerwowych w komórkach nowotworowych i wokół nich. Chcieliśmy zrozumieć rolę nerwów w inicjowaniu i wzroście nowotworów. Skupiliśmy się na nowotworze żołądka - mówi główny autor badań, doktor Timothy C. Wang. Uczeni wykorzystali trzy różne mysie modele nowotworu żołądka i odkryli, że gdy przecięli połączenia nerwowe, doszło do znacznego spowolnienia wzrostu guza, co zwiększyło szanse na przeżycie. Z kolei usunięcie nerwów tylko z jednej strony guza powodowało, że druga strona, ta z nerwami, rozwijała się bez przeszkód. To dowiodło, że połączenia nerwowe odgrywają ważną rolę dla rozwoju nowotworu. Naukowcy spróbowali następnie blokować sygnały nerwowe za pomocą metod farmakologicznych. Odkryli, że wstrzyknięcie botoksu było równie skuteczne co zabieg chirurgiczny. Zespół Wanga znalazł też dowody wskazujące, że podobne wyniki można uzyskać na ludziach. Przeanalizowano przypadki 37 osób, u których nowotwór żołądka powrócił w wiele lat po jego wycięciu. Okazało się, że u 12 na 13 pacjentów, u których podczas wycinania nowotworu przecięto też połączenia nerwowe, guz nie pojawił się w okolicach przecięcia nerwów. U pozostałych 24 pacjentów guz powrócił w obszar, z którego został wycięty. Naukowcy planują teraz sprawdzić efektywność połączenia standardowych terapii z blokowaniem sygnałów nerwowych. Wstępne badania na myszach wskazują, że połączenie chemioterapii z zastrzykami z botoksu zwiększa odsetek wyleczonych zwierząt nawet o 35% w porównaniu z samą chemioterapią. Doktor Wang podkreśla, że obecnie jego zespół skupia się na badaniach nad nowotworem we wczesnym stadium rozwoju. W przyszłości będziemy chcieli sprawdzić, w jaki sposób można wykorzystać metody blokowania sygnałów nerwowych do powstrzymania wzrostu bardziej zaawansowanych guzów - mówi. Uczony ma nadzieję, że uda się mu opracować nowe leki blokujące neuroprzekaźniki. Terapia taka mogłaby być bardziej skuteczna niż botoks czy interwencje chirurgiczne. « powrót do artykułu
-
Teoria, że to Kolumb i Europejczycy zawlekli gruźlicę do Ameryk, została właśnie podana w wątpliwość. Wydaje się, że setki lat wcześniej zrobiły to... uchatki. Naukowcy z Uniwersytetu w Tybindze, Uniwersytetu Stanowego Arizony, Wellcome Trust Sanger Institute oraz Swiss Tropical and Public Health Institute (Swiss TPH) wyizolowali Mycobacterium pinnipedii ze znalezionych w Peru co najmniej 1000-letnich szkieletów. M. pinnipedii należy do prątków gruźliczych z kompleksu Mycobacterium tuberculosis (Mycobacterium tuberculosis complex, MTB complex). Prątki z gatunku M. pinnipedii wywołują chorobę głównie u płetwonogów; współcześnie zakażenia ludzi są rzadkie. Mając to wszystko na uwadze, naukowcy dywagują, że ssaki zawlekły prątki z Afryki na wybrzeże Peru. Nie spodziewaliśmy się związków z uchatkami. Choć gatunek może wywołać chorobę u ludzi, dzieje się tak niezwykle rzadko [odnotowano np. przypadek zakażenia tym prątkiem trenera uchatek] - podkreśla Sebastien Gagneux ze Swiss TPH. Przez długi czas zakładano, że pojawienie się gruźlicy w Amerykach jest skutkiem XV-wiecznej kolonizacji. Choć istniały wskazówki, że gruźlica występowała [tu] wcześniej, dopiero teraz udało się po raz pierwszy zidentyfikować patogen prekolumbijskiej gruźlicy - podsumowuje Gagneux. « powrót do artykułu
-
Opera i Microsoft podpisały umowę licencyjną, na podstawie której Opera Mini stanie się domyślną przeglądarką na produkowanych przez Microsoft telefonach komórkowych z rodzin Series 30+, Series 40 oraz Asha. Umowa przewiduje, że obecni użytkownicy tych telefonów będą zachęcani, by zmienili obecnie używaną przeglądarkę, Xpress, na Operę Mini. W nowych telefonach Opera Mini zostanie zainstalowana fabrycznie. Opera Mini to jedna z najpopularniejszych przeglądarek na świecie. Działa ona niemal na każdym telefonie. Wbudowano w nią technologię kompresji, która pozwala na zaoszczędzenie miejsca na urządzeniu mobilnym. Obecnie z Opery Mini korzysta około 250 milionów osób, z czego ponad 100 milionów to użytkownicy smartfonów z Androidem - czytamy w oświadczeniu Opery. Przedstawiciele norweskiej firmy mają nadzieję, że dzięki umowie z Microsoftem ich produkt trafi do milionów nowych użytkowników. « powrót do artykułu
-
Przed ośmiu laty Monachium rozpoczęło dawno zapowiadaną migrację swoich systemów komputerowych na opensource'owe OS-y. Obecne miejskie władze podejrzewają, że decyzja taka była podyktowana bardziej ideologią niż zdrowym rozsądkiem. Władze niemieckiego miasta planowały, że do końca 2008 roku 80% miejskich komputerów będzie działało na Linuksie. Już w 2011 roku donosiliśmy, że monachijskie szkoły rezygnują z Linuksa, a opensource'owy system działa w 10 z 22 miejskich wydziałów niezwiązanych z oświatą. Migracja na system spod znaku pingwina miała się zakończyć do 2013 roku. Linux od początku sprawiał problemy. Użytkownicy nie byli nim zachwyceni, pojawiły się też olbrzymie kłopoty ze znalezieniem oprogramowania potrzebnego miastu oraz z jego kompatybilnością z oprogramowaniem używanym w innych ośrodkach. Teraz Monachium wynajęło niezależnego konsultanta, który ma przyjrzeć się miejskim systemom komputerowym i zaproponować rozwiązanie problemów. Burmistrz Josef Schmidt powiedział, że jeśli powrót do Windows pozwoli na zaoszczędzenie pieniędzy, miasto przeprosi się z systemem Microsoftu. Zdaniem Sabine Nallinger, która z ramienia Partii Zielonych kandydowała na burmistrza, Linux okazał się bardzo drogim rozwiązaniem, gdyż wymaga tworzenia od podstaw potrzebnego miastu oprogramowania. Pojawiły się pogłoski, że powrót do Windows to decyzja polityczna. W 2012 roku miasto zamówiło raport, z którego wynikało, że migracja do Linuksa pozwoliła na zaoszczędzenie 11,6 milionów euro. Z raportem nie zgodził się Microsoft, który w 2013 zaprezentował własne wyliczenia. Wynikało z nich, że koszty migracji na Linuksa wyniosły ponad 60 milionów euro, podczas gdy wykorzystanie Windows XP i rozwiązań bazujących na MS Office kosztowałoby 12 milionów euro. Faktem jednak jest, że Monachium nigdy nie mogło sobie pozwolić na pełne wyrugowanie Windows. Duża część niezbędnego miastu oprogramowania działa tylko na platformie z Redmond. Co prawda zastanawiano się nad stworzeniem ich wersji niezależnych od systemu operacyjnego, jednak plany spaliły na panewce. Decyzja o kolejnej rewolucji w miejskim systemie informatycznym zbiegła się w czasie z decyzją Microsoftu, który zapowiedział, że w 2016 roku przeniesie swoją niemiecką siedzibę do Monachium. « powrót do artykułu
-
Nikt nie może zaprzeczyć, że wygrana wielkich pieniędzy na loterii takiej jak EuroMillions, Powerball USA bądź Mega Millions odmienia życie o 180 stopni. Lista zakupów i marzeń do spełnienia jest bardzo długa jednakże droga do majątkowego luksusu nie jest taka łatwa. Wielkie pieniądze mogą oznaczać wielkie kłopoty. Co jest na TAK, a co jest na NIE po wielkiej wygranej lotto? TAK: Zadbaj o swój związek. Wszyscy wiedzą, że pieniądze mogą wpłynąć zbawiennie na związek, ale mogą go również zniszczyć. Dobrym przykładem jest para Adrian oraz Gillian Bayford, którzy w 2012 r. wygrali na loterii EuroMillions 148 mln funtów. Niecały rok po wygranej para postanowiła się rozwieść, a winną obarczyła wielki “stres” po wygranej lotto. Nie wszystkie historie kończą się w taki sposób. W przeciwieństwie do państwa Bayford, państwo Colin oraz Christine Weir, którzy wygrali 161 mln funtów w 2011 roku, twierdzą, że wygrana jeszcze beradziej umocniła ich małżeństwo. Weir założyli fundację charytatywną, przekazali środki na partię polityczną, którą popierają oraz kupili dom swoich marzeń w Szkocji. NIE: Nie zakładaj, że pieniądze nie wpłyną negatywnie na dzieci. Dla dzieci nagły dostęp do nielimitowanych środków finansowych może być tak samo bądź jeszcze bardziej mylący, jak dla dorosłych. Ponieważ rutyna dzieci zostaje zachwiana, mogą one czuć się nieswojo oraz niepewnie. Rozmowa jest podstawą! Rodzice powinni dokładnie przedstawić dzieciom nową sytuację i dokładnie wyjaśnić, w jaki sposób środki pieniężne zostaną rozdysponowane. Dzieci powinny poznać wartość pieniądza i mieć przykład w swoich opiekunach. Dzieci zawsze przyglądają się temu, jak rodzice dysponują finansami, bardzo ważnym jest, aby w momencie wielkiej wygranej lotto dobrze rozdysponować wygraną. TAK: Zrób sobie przerwę przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji. Wygranej wielkiej sumy pieniędzy zawsze towarzyszy moment szoku i oszołomienia. Adrenalina szaleje, a ty skaczesz z radości. To właśnie dlatego powinieneś poczekać kilka dni przed podjęciem jakichkolwiek decyzji. Daj sobie czas na ochłonięcie i nie rób żadnych pochopnych kroków! NIE: Nie odbieraj nagrody w pośpiechu. Zachowanie zimnej krwi i niewprowadzanie nagłych zmian w życiu pozwoli na oszczędzenie sobie wielu problemów. W momencie odbioru nagrody postaraj się udać do oddalonej kolektury – ta, w której kupiony został zwycięski kupon oblężona będzie przez ciekawskich oraz media. Jeśli nie będziesz uważny, w Twoim życiu nie pozostanie nawet gram prywatności! TAK: Zatrudnij profesjonalistę. Wielkie pieniądze oznaczają wielką odpowiedzialność. Profesjonalny doradca udostępni Ci wszelkie niezbędne informacje, które powinieneś posiadać i zapewni niezbędną pomoc. Zatrudnij dobrego adwokata, doradcę finansowanego oraz publicystę, którzy zagwarantują Ci pomoc w każdym z tych dziedzin życia. Szczerze polecam zatrudnienie profesjonalistów, którzy pomogą Ci poradzić sobie z wygraną, powiedział Al Castellano, który w 2001 r. w losowaniu kalifornijskiej loterii wygrał 141 mln USD. NIE: Nie przesadzaj z wydatkami. Wielkie pieniądze skłaniają do wielkich wydatków, które mogą okazać się zbyt wielkie. Jeśli nie chcesz skończyć tak jak jeden z wielu wielkich zwycięzców lotto, którzy w krótkim czasie zostali bankrutami, powinieneś dokładnie planować swoje wydatki. Nie nabywaj przedmiotów bądź inwestycji bez konsultacji z doradzą finansowym i pamiętaj, aby odłożyć część wygranej na konto oszczędnościowe bądź inwestycyjne. Jednym z przykładów bezmyślnego postępowania jest Evelyn Adams, która wygrała w amerykańskiej loterii 5.4 mln USD, a następnie straciła wszystko w kasynie w Atlantic City. TAK: Podziel się z potrzebującymi. Bez względu na to czy wierzysz w karmę czy nie, powinieneś pamiętać, że podzielenie się częścią wielkiej wygranej na loterii jest czynem wielkodusznym. Jeśli zawsze marzyłeś o otworzeniu fundacji bądź innego rodzaju działalności charytatywnej, wielka wygrana jest najlepszym momentem na rozpoczęciem tego typu działań. Jeśli założysz własną organizację i będziesz odpowiednio zarządzał pieniędzmi unikniesz niekończących się próśb o przekazanie środków finansowych na różnorodne cele. Bycie wielkim zwycięzcą lotto powinno być spełnieniem marzeń, a nie koszmarem. Upewnij się, że twoje szczęcie nie zamieni się w nieszczęście i odpowiedzialnie zarządzaj swoimi środkami. Dzięki temu będziesz mógł spełnić wszystkie swoje marzenia i prowadzić spokojne oraz wygodne życie zwycięzcy lotto. « powrót do artykułu
-
Delfinica butlonosa adoptowała delfiniątko zwyczajne
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Kiwi, samica delfina butlonosego, zaopiekowała się zagubionym bądź porzuconym młodym innego gatunku - delfinem zwyczajnym Pee-Wee. Naukowcy podkreślają, że adopcje międzygatunkowe zdarzają się wśród delfinów, są jednak skrajnie rzadkie. Pięć lat temu Kiwi straciła własne dziecko. Para wpłynęła na brzeg wyspy Aroha w zatoce Bay of Islands. Matkę odratowano, lecz wiele wskazuje na to, że jej młode o imieniu Squirt zostało pożarte przez orki. Pływające razem Kiwi i Pee-Wee widywano od stycznia, ale dopiero w ostatnim tygodniu Lawrence Hamilton, członek zespołu badawczego pływającego statkiem Tangaroa, zdołał wykonać im dobrej jakości zdjęcia. Fotografię ssącej mamkę Pee-Wee zrobiono w zatoce Onewhero. To niesamowity widok, zważywszy, że zazwyczaj delfiny zwyczajne i butlonose się unikają i nie ma dowodów na to, by się krzyżowały. Ekspert od delfinów Jo Halliday podkreśla, że skoro Kiwi ostatnio nie rodziła, oznacza to, że u delfinów butlonosych możliwa jest laktacja "na żądanie". Delfiny zwyczajne rosną szybciej i dojrzewają wcześniej od butlonosych, dlatego Halliday zastanawia się, czy Pee-Wee dostosuje się do wzorców gatunku przybranej matki, czy podąży za głosem własnego instynktu. « powrót do artykułu -
Popularny antybiotyk wiąże się ze zgonami sercowymi?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
W porównaniu do fenoksymetylopenicyliny (penicyliny V), klarytromycyna, antybiotyk działający na wszystkie drobnoustroje odpowiedzialne za zakażenia dróg oddechowych w środowisku pozaszpitalnym, wiąże się z wyższym o 76% ryzykiem zgonu sercowego. Ponieważ liczba zgonów była niewielka, naukowcy z kopenhaskiego Statens Serum Institut podkreślają, że by potwierdzić doniesienia, trzeba przeprowadzić dalsze badania. Absolutna różnica ryzyka to 37 zgonów sercowych na milion cykli klarytromycyny - twierdzą autorzy raportu z British Medical Journal. Ryzyko znikało po zakończeniu terapii. Duńczycy analizowali dane dotyczące ponad 5 mln tygodniowych cykli antybiotykoterapii, stosowanych w latach 1997-2011 u osób w wieku 40-74 lat. Nieco ponad 160 tys. (160.297) pacjentów zażywało klarytromycynę, 588.988 roksytromycynę, a ok. 4,4 mln penicylinę V. Mimo że i klarytromycyna, i roksytromycyna są makrolidami (antybiotykami wpływającymi na aktywność elektryczną kardiomiocytów, które łączy się z podwyższonym ryzykiem śmiertelnych zaburzeń rytmu serca), w przypadku roksytromycyny nie zaobserwowano zwiększenia ryzyka. W sumie wystąpiło 285 zgonów sercowych. W porównaniu do penicyliny V, gdzie wskaźnik występowania zgonów sercowych wynosił 2,5 na 1000 osobolat, zastosowanie klarytromycyny wiązało się ze znacząco podwyższonym ryzykiem (5,3 na 1000 osobolat). W przypadku roksytromycyny nie stwierdzono żadnych wzrostów, gdyż podobnie jak dla fenoksymetylopenicyliny, wskaźnik występowania wynosił tu 2,5 na 1000 osobolat. Związek był szczególnie zaznaczony u kobiet. Choć absolutny wzrost ryzyka był niewielki, należy pamiętać, że w wielu krajach klarytromycyna jest jednym z najczęściej wykorzystywanych antybiotyków. [Oznacza to, że] ogólna liczna dodatkowych zgonów sercowych może nie być pomijalna. Specjaliści komentujący doniesienia zespołu z Statens Serum Institut zaznaczają, że minusem badania jest np. brak danych na temat palenia i otyłości. Duńczycy wzięli tylko poprawkę na płeć, wiek czy jednoczesne stosowanie leków hamujących aktywność izoenzymu CYP 3A4 cytochromu P450 (CYP3A4), który metabolizuje makrolidy. « powrót do artykułu