-
Liczba zawartości
37632 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Na Uniwersytecie w Delft przeprowadzono najbardziej rygorystyczny test splątania kwantowego. Może być on ostatecznym gwoździem do trumny modeli alternatywnych wobec standardowej mechaniki kwantowej, złą wiadomością dla hakerów przyszłości oraz dowodem, że Einstein się mylił. To historyczny moment - stwierdził Nicolas Gisin, fizyk kwantowy z Uniwersytetu w Genewie, który nie brał udziału w badaniach swoich holenderskich kolegów. Jak pamiętamy, zgodnie z zasadami mechaniki kwantowej obiekt może znajdować się jednocześnie w różnych stanach. Może być np. jednocześnie w dwóch miejscach czy przyjmować jednocześnie różne wartości spinu. Co więcej, obiekty mogą być ze sobą powiązane - splątane - w ten sposób, że zmiana stanu jednego z nich skutkuje natychmiastową zmianą wszystkich z nim powiązanych. Ta właściwość niezwykle niepokoiła Einsteina. Nazwał on splątanie kwantowe upiornym działaniem na odległość. Tym, co tak bardzo nie podobało się Einsteinowi była szybkość zmian zachodzących pomiędzy splątanymi obiektami. Zachodzą one bowiem natychmiast, a to oznacza, że naruszona zostaje zasada, iż nic nie może poruszać się szybciej niż prędkość światła. Tymczasem to, co powoduje tak szybką zmianę może poruszać się szybciej od światła. Einstein, by poradzić sobie ze splątaniem kwantowym, zaproponował teorię zmiennych ukrytych. Zakłada ona, że istnieją przyczyny powstawania zjawisk fizycznych, których nie można opisać za pomocą mechaniki kwantowej. W latach 60. ubiegłego wieku irlandzki fizyk John Bell zaproponował eksperyment, który pozwoli na rozstrzygnięcie sporu pomiędzy teorią zmiennych ukrytych a splątaniem. Pierwszy eksperyment Bella przeprowadził w 1981 roku zespół Alaina Aspecta z francuskiego Instytutu Optyki w Palaiseau. Od tamtej pory przeprowadzono wiele podobnych eksperymentów, których wyniki zawsze wspierały istnienie splątania kwantowego. Wszystkie te eksperymenty posiadały jednak poważne niedociągnięcia, pozostawiając pole do interpretacji, których nie można było całkowicie odrzucić. W eksperymentach z użyciem splątanych fotonów istniał błąd detekcji. Polegał on na tym, że nie wszystkie fotony użyte w eksperymencie udało się wykrywać. Część z nich była tracona, więc eksperymentatorzy mogli tylko zakładać, że uzyskane wyniki są reprezentatywne dla całego zestawu. Z błędem detekcji próbowano sobie poradzić zastępując fotony łatwiejszymi do śledzenia atomami. Problem jednak w tym, że jest bardzo trudno odsunąć od siebie splątane atomy bez niszczenia stanu splątanego. W ten sposób powstaje błąd komunikacji, gdyż jeśli splątane atomy znajdują się zbyt blisko, można argumentować, że czynnik, który zmienił stan jednego z nich wpłynął bezpośrednio na zmianę atomów z nim splątanych. Nie ma tu zatem mowy o przekroczeniu prędkości światła. Przed dwoma dniami w arXiv pojawił się artykuł opublikowany przez grupę pracującą pod kierunkiem Ronalda Hansona z Uniwersytetu w Delft. Artykuł nie został jeszcze poddany krytycznej ocenie innych naukowców, ale już wywołał spore poruszenie. Holendrzy informują bowiem o przeprowadzeniu pierwszego eksperymentu Bella, w którym poradzono sobie zarówno z błędem detekcji jak i komunikacji. Uczeni z Delft wykorzystali technikę wymiany splątania, dzięki której mogli użyć zarówno światła, jak i materii. Swoją pracę rozpoczęli od dwóch niesplątanych elektronów w atomach diamentów znajdujących się w różnych laboratoriach na uniwersyteckim kampusie. Laboratoria dzieli 1300 metrów. Każdy z elektronów został splątany z fotonem, następnie fotony wysłano do trzeciej, wspólnej lokalizacji. Tam zostały splątane, co splątało również odpowiadające im elektrony. W ciągu 9 dni udało się splątać w ten sposób 245 par elektronów. W ten sposób przekroczono określony przez Bella limit, poza którym istnienie splątania uznaje się za udowodnione. Jako, że badano łatwe do wykrycia elektrony, wyeliminowano błąd detekcji, a ponieważ były one oddalone od siebie na znaczną odległość, nie ma też mowy o błędzie komunikacji. To genialny, piękny eksperyment - chwali kolegów Anton Zeilinger, fizyk kwantowy z Uniwersytetu Wiedeńskiego. Nie zdziwię się, gdy za kilka lat któryś z autorów eksperymentu otrzyma Nagrodę Nobla. To niezwykle ekscytujące - mówi Matthew Laifer, fizyk z kanadyjskiego Perimeter Institute. Laifer dodaje, że test Bella pozbawiony zwyczajowych błędów to niezwykle ważna informacja dla kwantowej kryptografii. Tylko bowiem w teorii podsłuchanie kwantowej komunikacji nie jest możliwe. Istnienie błędów, przede wszystkim błędu detekcji, powoduje, że wysoko zaawansowane techniki pozwalają na podsłuchanie takich danych. Teraz spełniony zostaje postulat Artura Ekerta, który w 1981 roku stwierdził, że zintegrowanie testu Bella z kwantową kryptografią daje pewność, iż komunikacja nie zostanie podsłuchana. Pod warunkiem jednak, że będzie to test pozbawiony błędów. W praktyce jednak wykorzystanie wymiany splątania będzie bardzo trudne. Przypomnijmy, że w ciągu 9 dni uzyskano 245 par elektronów. Tymczasem do praktycznej kwantowej komunikacji konieczne jest przetwarzanie kluczy szyfrujących z prędkością tysięcy kubitów na minutę. Istnieje jeszcze jedna, właściwie filozoficzna, dziura w teście Bella. Otóż sam Bell stwierdził, że ukryte zmienne mogą tak manipulować osobami prowadzącymi eksperyment, że wybiorą one do pomiarów te, a nie inne cechy, przez co dojdą do fałszywego wniosku, iż teoria kwantowa jest prawdziwa. Być może istnieje jakiś rodzaj superdeterminizmu, zgodnie z którym już podczas Wielkiego Wybuchu został wybrany sposób przeprowadzenia eksperymentu. Takiego założenia nigdy nie będziemy mogli obalić, więc sądzę, że nie powinniśmy zbytnio się tym przejmować - mówi Leifer. « powrót do artykułu
-
Poza Pakistanem i Afganistanem wirus polio został wyeliminowany, jednak tacy ludzie, jak opisany w ostatnim numerze PLoS Pathogens Brytyjczyk z chorobą immunologiczną, który przez 28 lat wydalał duże jego ilości z kałem, wydają się potencjalnym źródłem nowych epidemii. Istnieją dwa rodzaje szczepionek przeciwko polio. 1) OPV (od ang. oral polio vaccine), w której znajdują się żywe, atenuowane trzy serotypy wirusa oraz 2) IPV (od ang. inactivated polio vaccine), zawierająca nieaktywne cząsteczki wirusa typu 1., 2. i 3. IPV chroni przed porażenną postacią choroby, ale przez to, że zapewnia słabą odporność miejscową na poziomie jelit, może dojść do namnażania się wirusa w przewodzie pokarmowym osób zaszczepionych i jego krążenia w środowisku. Dla odmiany OPV, która wywołuje podobną odpowiedź immunologiczną jak dziki wirus polio, może prowadzić do wystąpienia porażennej postaci poliomyeltis (ang. Vaccine-Associated Paralytic Poliomyelitis, VAPP) i to zarówno u biorców szczepionki, jak i u osób z otoczenia. OPV stymuluje odporność lokalną nie tylko na poziomie jamy ustnej, ale i całego przewodu pokarmowego. Niestety, skutkiem OPV może również być pojawienie się zmutowanych szczepów wirusa polio ze szczepionki (ang. circulating vaccine-derived polioviruses, cVDPV). Ponieważ ponad 90% cVDPV ma związek z wirusem typu 2. szczepionki i wywołuje on do 38% poszczepionkowej porażennej postaci poliomyeltis, a dzikiego serotypu nie widziano od 1999 r., Światowa Organizacja Zdrowia chce w niedalekiej przyszłości zastąpić szczepionki 3-składnikowe 2-składnikowymi (zawierającymi tylko szczepy 1. i 3.). Po wyeliminowaniu wirusa szczepienia OPV mają być zaniechane, a IPV kontynuowane jeszcze przez jakiś czas. W ramach najnowszego studium zespół Javiera Martina z National Institute for Biological Standards and Control analizował ponad 100 próbek kału, zebranych w latach 1995-2015 od pewnego białego pacjenta. Mężczyzna przeszedł pełen cykl szczepień OPV w 5., 7. i 12. miesiącu życia, przyjął też dawkę przypominającą w wieku 7 lat. Później zdiagnozowano u niego niedobór odporności, co może wpływać na zdolność układu odpornościowego do zabijania wirusa w przewodzie pokarmowym. Naukowcy wykryli w kale duże ilości wirusa polio typu 2. Analiza RNA szczepów iVDPV (szczepów wirusa polio ze szczepionki pochodzących od osób z niedoborem odporności) wykazała, że różniły się one od atenuowanych wirusów ze szczepionki i że zaczęły się od nich oddzielać ok. 28 lat temu, czyli mniej więcej wtedy, gdy mężczyzna przyjął ostatnią dawkę OPV. We wszystkich szczepach iVDPV zaszła mutacja odwracająca odzjadliwianie, ponadto z czasem pojawiły się mutacje, które m.in. wpływały na antygenową budowę wirusów. Wszystkie badane próbki iVDPV były w stanie wywołać paraliż u transgenicznych myszy, u których występowały ludzkie receptory wirusa polio (CD155). Mimo zmian wykrytych w iVDPV, ludzka surowica szybko neutralizowała nawet najbardziej zmodyfikowany szczep, co wg autorów publikacji, sugeruje, że zaszczepieni ludzie są dobrze chronieni przed iVDPV. Dodają oni jednak, że testowana surowica pochodziła od zdrowych osób w wieku 28-65 lat, które przeszły pełny cykl 4 dawek OPV i co najmniej jedną dawkę IPV, a Wielka Brytania zarzuciła w 2004 r. OPV na rzecz IPV. Martin i inni postulują więc, że warto by zbadać surowicę i tej grupy osób. Uczeni podkreślają, że z 73 przypadków iVDPV, jakie opisano w latach 1962-2014 r., tylko 7 zakażeń utrzymywało się ponad 5 lat. Przypadek mężczyzny opisanego na łamach PLoS Pathogens to zatem rekord pod względem długości czasu wydalania wirusa przez takiego pacjenta. Mężczyzna to jedyny zidentyfikowany człowiek, który obecnie wydala wysoce wyewoluowane cVDPV. Przy tej okazji naukowcy przypominają jednak o kilku bardzo zmutowanych szczepach VDPF z typowymi cechami molekularnymi iVDPV, wykrytych w ściekach ze Słowacji, Finlandii, Estonii i Izraela. Akademicy podkreślają, że trzeba badać próbki ścieków i kału pod kątem obecności iVDPV. Należy też pracować nad terapią antywirusową hamującą namnażanie wirusa u osób z niedoborami odporności. « powrót do artykułu
-
Ekspedycja zwiadowcza do Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci, zwana Mega Expedition by Ocean Clean, zakończyła się sukcesem. Ustalono, że w 2020 roku rozpocznie się sprzątanie Plamy. Wielka Pacyficzna Plama Śmieci to olbrzymie składowisko śmieci utworzone przez prądy oceaniczne i dryfujące między Kalifornią a Hawajami. Kolosalna plama o trudnej do ustalenie wielkości zawiera miliony ton plastiku. Trafia on do sieci troficznej i masowo zabija zwierzęta. Szacuje się, że plastik, blokując przewód pokarmowy, zabija rocznie ponad milion ptaków i 100 000 ssaków. Zadaniem Mega Expedition było zbadanie ile plastiku znajduje się w Plamie. Dokładne analizy nie zostały jeszcze przeprowadzone, ale wstępne dane pokazują, że śmieci jest więcej, niż się spodziewano. Badałam plastik w oceanach na całym świecie, ale nigdy nie spotkałam tak zanieczyszczonego obszaru jak Wielka Pacyficzna Plama Śmieci - mówi doktor Julia Reisser, główny oceanograf organizacji The Ocean Cleanup. Organizacji, na czele której stoi 19-letni Boyan Slat, autor taniej i prostej techniki oczyszczania oceanu ze śmieci. W ubiegłym roku, o czym informowaliśmy niedawno, grupa 100 naukowców i inżynierów poddała pomysł Slata krytycznej ocenie. Eksperci twierdzą, że technologia działa. Mega Expedition została sfinansowana ze środków prywatnych. Wspomógł ją m.in. założyciel Salesforce Marc Benioff. Dzięki inicjatywie Ocean Cleanup i wsparciu sponsorów pojawiła się szansa na oczyszczenie oceanów. Wielka Pacyficzna Plama Śmieci nie jest bowiem jedynym tego typu tworem. « powrót do artykułu
-
Gdy w lipcu bieżącego roku Facebook informował o swoich wynikach finansowych za II kwartał bieżącego roku, przedstawiciele firmy zdradzili, że średnio każdego dnia do serwisu loguje się 968 milionów osób. Wczoraj Mark Zuckerberg poinformował, że w ostatni poniedziałek Facebook osiągnął kolejny kamień milowy - po raz pierwszy w ciągu jednego dnia do serwisu zalogowało się miliard osób. Założyciel Facebooka nie zdradził dalszych szczegółów, nie powiedział też, dlaczego tyle osób zdecydowało się na skorzystanie z serwisu właśnie w ostatni poniedziałek. Niewykluczone, że do sukcesu przyczyniła się z jednej strony rosnąca liczba mobilnych użytkowników Facebooka, a z drugiej projekt Internet.org. To rozpoczęta przez Facebooka inicjatywa, której zadaniem jest zapewnienie dostępu do pewnych serwisów na rynkach, na których infrastruktura jest słabo rozwinięta. Obecnie jest on dostępny m.in. w Indiach, Kenii czy Kolumbii. « powrót do artykułu
-
Niskie dawki arsenu in utero = wczesne dojrzewnie + otyłość
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Samice myszy, które w łonie matki wystawiono na oddziaływanie niskich dawek arsenu z wody pitnej, wcześnie dojrzewają i jako dorosłe osobniki stają się otyłe. Naukowcy z amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego (NIEHS) podkreślają, że wyniki są bardzo istotne, bo wykorzystane w studium stężenie 10 części na miliard (ppb) to, wg norm Agencji Ochrony Środowiska, najwyższy dopuszczalny poziom arsenu w wodzie pitnej. Amerykanie podzielili ciężarne myszy na 3 grupy. W wodzie grupy kontrolnej nie było w ogóle arsenu. Myszy z grup eksperymentalnych stykały się zaś ze stężeniami rzędu 10 ppb i 42,5 ppm (części na milion); o ostatnim ze stężeń wiadomo, że jest szkodliwe dla myszy. Ekspozycję zastosowano między 10. dniem po zapłodnieniu a porodem, co odpowiada okresowi między środkiem pierwszego trymestru i narodzinami u ludzi. Nieoczekiwanie stwierdziliśmy, że wystawienie na oddziaływanie arsenu przed narodzinami ma głęboki wpływ na początek pokwitania i otyłość na późniejszych etapach życia. Choć ekspozycja miała miejsce w okresie prenatalnym, skutki utrzymywały się też w dorosłości - podkreśla dr Humphrey Yao. Choć w ramach studium nie sprawdzano, czy samce również przechodziły wcześniejsze dojrzewanie, naukowcy potwierdzają, że samce stykające się z arsenem in utero także tyły, gdy stawały się coraz starsze. Przyrostem wagi skutkowały zarówno niskie, jak i wysokie stężenie arsenu. Jak dodaje dr Karina Rodriguez, eksperyment z 3 grupami (kontrolną i 2 eksperymentalnymi) powtarzano na 3 próbach myszy i za każdym razem uzyskiwano te same rezultaty. Na razie naukowcy nie wiedzą, jaki proces odpowiada za zaobserwowane zjawiska. Dr Linda Bornbaum, dyrektor Narodowego Programu Toksykologicznego, uważa, że powinno się kontynuować badania z obiema dawkami. « powrót do artykułu -
Naukowcy z Los Alamos National Laboratory (LANL) i Uniwersytetu Milano-Biocca przez 16 miesięcy udoskonalali technologię, która pozwoliła im w końcu zmienić okna w ogniwa fotowoltaiczne. Wykorzystano przy tym kropki kwantowe, które wykonano z nietoksycznych materiałów, a okno pozostało przezroczyste tak, jak powinno być okno. W naszym urządzenie niewielka część światła docierającego do okna jest absorbowana przez nanocząstki umieszczone w szkle, następnie energia ta jest emitowana w postaci podczerwieni i, wykorzystując szkło w roli falowodu, wędruje do ogniw fotowoltaicznych umieszczonych na krawędziach - powiedział Victor Klimov, główny badacz z LANL. Efektywność konwersji energii nowego rozwiązania wynosi około 3,2%. To dobry wynik zważywszy na fakt, że najbardziej wydajne ogniwa słoneczne bazujące na kwantowych kropkach charakteryzuje efektywność rzędu 9%. Co ważne, nowe kwantowe kropki są bezpieczne. Nasze urządzenia korzystają z kwantowych kropek złożonych głównie z miedzi, indu, selenu i siarki. Nie zawierają one żadnych toksycznych metali, które są obecne w podobnych systemach - mów Klimov. Uczony zapewnia też, że, jako iż kropki pochłaniają światło z całego zakresu długości fali, oświetlenie pomieszczenia za oknem nie jest w żaden sposób zaburzone nienaturalną kolorystyką. Wynalazcy przyznają, że w najbliższym czasie ich system z pewnością nie trafi na rynek, gdyż jest bardzo kosztowny. Wierzą jednak, że przetarli szlak, dzięki któremu w przyszłości będziemy pozyskiwali energię słoneczną z okien. « powrót do artykułu
-
Mauna Kea wyrasta na 4205 metrów nad poziom morza, jest najwyższą górą na Hawajach, a licząc od jej znajdującej się pod powierzchnią oceanu podstawy, to również najwyższy szczyt na Ziemi liczących sobie ponad 10 000 metrów. Jest również świętym miejscem dla rdzennych mieszkańców Hawajów. Wierzą oni, że Mauna Kea został stworzony przez bogów, by dusze zmarłych miały którędy podróżować do nieba. Dla astronomów Mauna Kea to najlepsze na świecie miejsce do prowadzenia obserwacji wszechświata. Szczyt Muna Kea to prawdopodobnie najbardziej ciemne miejsce na świecie, co oznacza, że można z niego zajrzeć głębiej w kosmos" - mówi Doug Simons, dyrektor Canada France-Hawaii Telescope (CFHT), jednego z 13 teleskopów znajdujących się na górze. W kwietniu 2013 roku wydano zgodę na budowę kolejnego teleskopu na świętej górze. Tym razem ma to być największy na świecie Thirty Meter Telescope o średnicy lustra wynoszącej 30 metrów. Obecnie największymi są 10-metrowe bliźniacze Teleskopy Kecka. Budowa kolejnego teleskopu nie podoba się jednak rdzennym mieszkańcom. Gdy w kwietniu bieżącego roku rozpoczęto prace, Hawajczycy postanowili je zablokować. Doszło do protestów, przerywania pracy, wiele osób zostało aresztowanych. Tu nie chodzi o teleskop. To desakralizacja świętej góry, desakralizacja miejsc kultury i miejsc pochówku - mówi jeden z protestujących Kaho'okahi Kanuha. Rodzimi Hawajczycy sprzeciwiają się budowie kolejnych teleskopów od lat 60. ubiegłego wieku, kiedy to lokalny uniwersytet postanowił zamienić Mauna Kea w najważniejszy na świecie punkt obserwacji astronomicznych. Walka o TMT trwała przez 7 lat. W końcu wydano zgodę na budowę urządzenia, jednak jego przeciwnicy się nie poddają. Skoro rząd stanowy zezwolił na budowę, mieszkańcy wnieśli sprawę do sądu. Jeszcze w bieżącym miesiącu rozpocznie się rozprawa przez Sądem Najwyższym Hawajów. Na budowę TMT zgodzono się, pod warunkiem, że nie będzie miała ona "znaczącego i negatywnego" wpływu na naturalne i kulturowe dziedzictwo Hawajów. Protestujący uważają, że kolejny teleskop negatywnie wpłynie na środowisko naturalne oraz na ich praktyki religijne. Jesteśmy za postępem naukowym. Ale to, co dzieje się tutaj oznacza zniszczenie naszego świętego miejsca oraz wyjątkowego ekosystemu, jaki nie występuje nigdzie indziej - mówi Kealoha Pisciotta. Z kolei zwolennicy budowy na Mauna Kea stwierdzają, że prawa dotyczące ochrony przyrody nie zabraniają każdego rodzaju inwestycji, służą upewnieniu się, że teren będzie używany "właściwie" i tak się właśnie dzieje. Gubernator Hawajów David Ige, chcąc połączyć sprzeczne interesy, poprosił w maju University of Hawaii, który formalnie zarządza szczytem, by do czasu uruchomienia TMT 25% istniejących teleskopów zaprzestało pracy. Gubernator proponuje też, by na Mauna Kea nie budowano już więcej teleskopów. Operatorzy TMT będą również płacili stanowi milion dolarów rocznie. Obecnie używane teleskopy nie wnoszą opłat. Jednak przeciwników to nie zadowala. Zauważają, że TMT powstaje na nowym miejscu, a nie w miejsce któregoś z dotychczasowych urządzeń. Protestujący mają też pretensje do gubernatora, który w lipcu wydał zakaz obozowania na wulkanie. Polityk twierdzi, że uczynił to ze względów bezpieczeństwa. Zdaniem protestujących jest to pretekst, by ich uciszyć. « powrót do artykułu
-
Kosmetyki zawierają duże ilości mikrodrobin tworzyw sztucznych. Mają one tak małą średnicę, że nie są najprawdopodobniej wychwytywane przez oczyszczalnie ścieków i trafiają do rzek, mórz i oceanów. Martwi to biologów, którzy zwracają uwagę na szkodliwość tego zjawiska dla mieszkańców wód. Jak wyjaśnia zespół Imogen Napper, doktorantki z Uniwersytetu w Plymouth, mikrocząstki pełnią funkcję czynników ścierających i substancji wypełniających. Autorzy raportu z pisma Marine Pollution Bulletin szacują, że sama tylko Wielka Brytania wprowadza rocznie z kosmetyków do morza aż 80 ton mikroplastiku. W miarę postępów studium byłam zszokowana, widząc, jaka ilość mikrogranulek tworzyw sztucznych występuje w kosmetykach codziennego użytku. Obecnie na rynku brytyjskim mamy 80 peelingów do twarzy z polimerami, jednak pewne firmy wyraziły wolę stopniowego wycofania ich ze swoich produktów. W międzyczasie konsument może niewiele zrobić, by zapobiec tego typu skażeniu. Mikrocząstki polimerów (najczęściej polietylenu) zastąpiły naturalne odpowiedniki, np. mielone łupiny orzechów i kryształki soli, w kosmetykach do złuszczania martwego naskórka. Znajdują się też w mydłach, paście do zębów, piance do golenia czy szamponach. Naukowcy biją na alarm, że ilość plastikowych odpadów w wodach morskich rośnie. Ok. 700 gatunków organizmów morskich styka się w środowisku naturalnym z odpadami, przy czym śmiecie polimerowe odpowiadają za ponad 90% takich spotkań. Do eksperymentu Brytyjczycy wybrali marki peelingów do twarzy, w których składzie wymieniano polimery. Preparaty poddawano filtracji próżniowej, uzyskując w ten sposób mikrogranulki. Badanie pod mikroskopem elektronowym wykazało, że w 150 ml produktu znajduje się od 137 tys. do 2,8 mln mikrodrobinek. Oznacza to, że podczas jednej aplikacji kosmetyku może się uwolnić niemal 100 tys. mikrogranulek. Istnieją uzasadnione obawy co do kumulowania mikroplastiku w środowisku. Nasze wcześniejsze badania wykazały, że mikroplastik może być zjadany przez ryby i skorupiaki. Dysponujemy też dowodami ze studiów laboratoryjnych, świadczącymi o jego negatywnym wpływie na organizmy morskie - podsumowuje prof. Richard Thompson. « powrót do artykułu
-
Erozja kojarzy się z dość powolnym procesem, jednak nie zawsze tak musi być. We wrześniu 2013 roku nad łańcuchem górskim Front Range w Kolorado przeszła burza, która spowodowała wielkie powodzie. Teraz naukowcy z University of Colorado w Boulder zauważyli, że powodzie te błyskawicznie doprowadziły do erozji materiału, który gromadził się nawet przez ostatnie 1000 lat. Naukowcy stwierdzili na łamach pisma Geology, iż tzw. burze stulecia mogą gwałtownie przyspieszać erozję. W Kanionie Boulder podobnych obszarach większość materiału osadowego przemieszcza się w dół właśnie podczas takich rzadkich, ograniczonych terytorialnie wydarzeń. Burza z 2013 roku dała nam wyjątkową okazję do obserwowania przemieszczania się osadów - powiedziała Susanne Anderson z Institute for Alpine and Arctic Research. Długoterminowa erozja na tych obszarach wynosi około 0,2 cala na sto lat, czyli rocznie mniej niż grubość ludzkiego włosa. Wielka burza poruszyła tyle osadów, że mogliśmy dokonać bezpośrednich pomiarów, mówi Anderson. Podczas burzy w ciągu 5 dni spadło 178-452 milimetrów deszczu. Takie opady zwykle notuje się w ciągu całego roku. Gwałtowny przybór wody spowodował ponad 1100 osunięć ziemi i powódź na każdej okolicznej rzece. Naukowcy przeanalizowali 120 osunięć różniej wielkości, od małych, gdy przemieściło się zaledwie 10 metrów sześciennych materiału, po duże z przemieszczeniem 21 000 metrów sześciennych. Prędkość przemieszczania dochodziła do 10 metrów na sekundę. To bardzo destrukcyjne zjawisko, gdyż zdarza się nagle i nie można go przewidzieć, stwierdzają naukowcy. Z pomiarów berylu-10, izotopu powstającego wskutek interakcji promieniowania kosmicznego z kwarcem, wiemy, jakie jest normalne tempo erozji. Teraz też wiemy, że tak gwałtowne zjawiska, jak opisywane powyżej, zdarzają się bardzo rzadko, dodaje Anderson. « powrót do artykułu
-
Leki na grypę krzyżują chorobowe plany pałeczek E. coli
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Jeśli pewne grupy bakterii mikrobiomu jelit zaczynają się nagle namnażać, uszkadzają tkankę przewodu pokarmowego i powodują stan zapalny. Naukowcy z Uniwersytetu w Zurychu odkryli, że w przypadku pałeczek okrężnicy (Escherichia coli) przyczyną jest zwiększenie dostępności cukru - kwasu sialowego. W normalnym stanie E. coli stanowią ok. 0,1% mikroflory jelit. Gdy jest ich dużo, wywołują biegunkę i poważny stan zapalny. Szwajcarzy ustalili, że "nadprodukcja" pałeczek okrężnicy jest wynikiem pojawienia się większych ilości kwasu sialowego. Cukier ten wchodzi w skład glikoprotein komórek nabłonka. By zyskać do niego dostęp, E. coli muszą jednak korzystać z pomocy innych bakterii. Prof. Thierry Hennet z Instytutu Fizjologii wyjaśnia, że do stanu zapalnego wywoływanego przez E. coli prowadzi cały ciąg zdarzeń. Najpierw uszkodzenie błony śluzowej jelit powoduje zwiększone namnażanie nieszkodliwych bakterii, które wytwarzają sialidazę (enzym niewytwarzany przez E. coli, który jest potrzebny do rozłożenia kwasu sialowego). W takich warunkach pałeczki świetnie się namnażają. Uczeni stwierdzili, że przyjmowanie inhibotorów sialidazy zapobiega namnażaniu pałeczek okrężnicy i usuwa objawy choroby. Co ciekawe, inhibitory sialidazy wykorzystano już do walki z wirusami grypy. Pochodne znanych leków przeciwgrypowych, takich jak Tamiflu [oseltamiwir] czy Relenza [zanamiwir], można zatem zastosować w przypadku zapalnych chorób jelitowych [...]. « powrót do artykułu -
Pierwszymi autonomicznymi pojazdami, jakie trafią na amerykańskie autostrady nie będą pojazdy Google'a czy Delphi, a samochody ciężarowe. Pod koniec bieżącego roku na drogach Florydy pojawią się specjalnie przystosowane ciężarówki. Pojazdy zostaną wyposązone w specjalne pochłaniacze energii przodu i z tyłu, światła i systemy GPS. Pojazdy będą w stanie podążać za pierwszym samochodem kierowanym przez człowieka, naśladując jego manewry i prędkość. Pojazdy będą wykorzystywane podczas robót drogowych, a ich specjalne oznakowanie będzie ostrzegało innych kierowców o prowadzonych pracach. Robotnicy pracujący przy drogach są narażeni na szczególne niebezpieczeństwo. Dlatego też w USA zabezpieczają ich samochody ciężarowe z pochłaniaczami energii. Nieuważny kierowca wpadnie na taki samochód, a nie na robotników. System się sprawdził i wiadomo, że ratuje życie pracujących. Jednak na duże ryzyko są narażeni kierowcy takich ciężarówek. "Jeśli będziemy mogli pozbyć się kierowcy, będzie to olbrzymi sukces" - mówi Robert Roy z firmy Royal Truck & Equipment, która produkuje autonomiczne ciężarówki. W USA ciężarówki zabezpieczające roboty drogowe są stosowane od 30 lat. Najnowsze badania opublikowane w Journal of the Transportation Research Board wykazały, że dzięki nim liczba ofiar śmiertelnych spowodowanych najechaniem pojazdu od tyłu spadła o niemal 50%. "Autonomiczne samochody są postrzegane jako przyszłość transportu, a ta technologia może być pierwszą skomercjalizowaną" - stwierdził Gerald Ullman z Texas A&M University. Wspomniane ciężarówki, z których 2 zadebiutują wkrótce na autostradach Florydy, są rozwijane we współpracy z firmą Micro Systems, która produkuje bezzałogowe pojazdy na potrzeby wojska. « powrót do artykułu
-
Sztywniejsza tkanka piersi otyłych kobiet sprzyja rozwojowi raka
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Otyłość to czynnik ryzyka i gorsze rokowania raka piersi, ale dotąd nie do końca wiedziano dlaczego. Autorzy najnowszego badania z pisma Science Translational Medicine stwierdzili jednak, że otyłość zmienia konsystencję tkanki piersi w taki sposób, że przypomina ona guzy. Badania na myszach i kobietach pokazują, że otyłość usztywnia macierz pozakomórkową (ang. extracellular matrix, ECM) wokół komórek tłuszczowych piersi, stwarzając dobre warunki do rozwoju guza. Naukowcy z Uniwersytetu Cornella przekonują, że chcąc wykryć gęstszą ECM, radiolodzy powinni rozważyć zastosowanie podczas mammografii metod obrazowania o większej rozdzielczości. Ważne też, by zachować ostrożność, przeszczepiając w czasie operacji plastycznych czy rekonstrukcyjnych piersi komórki zrębu izolowane z tkanki tłuszczowej otyłych kobiet, ponieważ może to zwiększać ryzyko wznowy. Wszyscy wiemy, że otyłość jest zła. Zmienia się metabolizm i poziom hormonów, dlatego analizując związki z rakiem piersi, badacze niemal wyłącznie koncentrują się zmianach biochemicznych. Nasze ustalenia pokazują jednak, że istotne są również zmiany biofizyczne - podkreśla prof. Claudia Fischbach. W porównaniu z tkanką tłuszczową kobiet z prawidłową wagą, tkanka tłuszczowa kobiet otyłych zawiera więcej miofibroblastów, które występują licznie w czasie gojenia się rany, a także w bliznach łącznotkankowych. Wszystkie komórki wydzielają związki tworzące ECM, remodelują macierz i się z nią wiążą, ale tworząc ECM, miofibroblasty gromadzą się (jest to konieczne dla zamknięcia rany), co prowadzi do usztywnienia tkanki. Wskutek większej liczby miofibroblastów dochodzi do bliznowacenia i sztywnienia bez jakichkolwiek urazów macierzy pozakomórkowej. Co ważne, guzy także werbują więcej miofibroblastów, niż występuje w zdrowej tkance, przez co ECM staje się sztywniejsza. « powrót do artykułu -
Należąca do amerykańskiego Departamentu Energii ARPA-E (Advanced Research Projects Agency-Energy) ogłosila wyniki drugiego projektu finansowania technologii skoncentrowanej fotowoltaiki. W ramach programu Micro-scale Optimized Solar-cell Arrays with Integrated Concentration (MOSAIC) pieniądze otrzyma 11 projektów zaprezentowanych przez 10 organizacji, w tym MIT, Xerox PARC czy Uniwersytet Texas A&M. Skoncentrowana fotowoltaika (CPV) wykorzystuje soczewki i lustra do skoncentrowania promieniowania słonecznego. To z kolei ma pozwolić na olbrzymi wzrost efektywności systemu pozyskiwania energii słonecznej, obniżenie kosztów oraz zmniejszenie powierzchni urządzeń. W latach 2005-2008 miał miejsce szybki rozwój technologii fotowoltaicznych. Pojawiły się firmy, które za rządowe i prywatne pieniądze rozwijały CPV. Jednak gdy na rynku pojawili się tani chińscy producenci tradycyjnych ogniw fotowoltaicznych, firmy zajmujące się CPV zbankrutowały. Obecnie technologia taka jest zbyt kosztowna, by mogła konkurować z tradycyjną fotowoltaiką. Efektywność konwencjonalnej fotowoltaiki (PV) rośnie, a koszty szybko spadają. Generalnie jednak koszt produkcji energii ze Słońca jest wciąż wyższy niż koszt produkcji energii ze źródeł kopalnych. Sytuację może szybko zmienić rozwój CPV, o ile bowiem efektywność PV wynosi obecnie poniżej 20%, to CPV przekracza 30% i jest sporo miejca na udoskonalenia. Program MOSAIC tym różni się od innych podobnych projektów, że tym razem założono, iż macierze do koncentracji promieniowania będą umieszczone na tradycyjnych płaskich panelach. Ponadto twórcy obecnych technologii CPV starają się rozwiązać jeden z największych problemów tej technologii. Dotychczas bowiem dobrze działała ona tylko na obszarach wysokiej irradiancji słonecznej, np. na pustyniach amerykańskiego Południa. Ponadto wymagała kosztownych mechanizmów śledzących ruch naszej gwiazdy i ustawiających panele na wprost Słońca. Naukowcy chcą obecnie pokonać te ograniczenia. Na przykład zespół z Caltechu (California Institute of Technology) twierdzi, że rozwija technologię, dzięki której CPV osiąga efektywność ponad 30%, nie wymaga urządzeń śledzących i może być instalowana w miejscach o mniejszej niż idealna irradiancji. « powrót do artykułu
-
Pierworodne córki bardziej zagrożone nadmierną wagą
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Pierworodne córki częściej mają nadwagę lub są otyłe niż ich młodsze siostry. Wyniki tych badań przypominają rezultaty podobnych studiów, dotyczących wpływu kolejności urodzeń u mężczyzn. Obserwacja ta sprawiła, że naukowcy zaczęli się zastanawiać, czy zmniejszająca się obecnie wielkość rodziny nie przyczynia się do wzrostu wskaźnika masy ciała (BMI) dorosłych na całym świecie. Akademicy z zespołu Wayne'a S. Cutfielda wykorzystali dane ze Szwedzkiego Narodowego Rejestru Urodzeń, prowadzonego od 1973 r. Zawiera on informacje dot. 99% porodów we Szwecji, poczynając od pierwszej wizyty prenatalnej. Autorzy publikacji z Journal of Epidemiology & Community Health skupili się na okresie między 1991 a 2009 r., wybierając kobiety, które będąc w pierwszej ciąży, miały co najmniej 18 lat i których matki w momencie ich urodzenia również miały przynajmniej tyle lat. Ze studium wykluczono bliźnięta. Na pierwszej wizycie prenatalnej (w ok. 10.-12. tygodniu ciąży) przeprowadzano ważenie i mierzenie, zbierano też dane dot. obecnego stanu zdrowia, stylu życia oraz rodzinnej historii chorób. Ogółem między 1973 a 1988 r. urodziło się 303.301 dziewczynek, które same urodziły między 1991 a 2009 r.; 206.510 z nich to pierwsze lub drugie córki w rodzinie. Kompletem danych dysponowano tylko dla 13.406 par sióstr. Badacze wybrali siostry, by móc uwzględnić wpływ wspólnych genów i środowiska na wczesnych etapach życia. Okazało się, że po urodzeniu pierworodne córki były nieco lżejsze od drugich w kolejności urodzeń sióstr, ale będąc dorosłymi kobietami, miały w pierwszym trymestrze ciąży nieco wyższe (o 2,4%) BMI. Akademicy stwierdzili także, że częściej miały nadwagę (29%) i były otyłe (40%). Były też nieco wyższe (1,2 mm). O ile liczba dzieci w rodzinie nie wiązała się ani z BMI, ani z prawdopodobieństwem nadwagi/otyłości, o tyle większa liczba rodzeństwa wiązała się z niższym wzrostem i mniejszym prawdopodobieństwem bycia wysokim. Zespół sądzi, że zjawisko to da się przypisać hipotezie rozcieńczenia zasobów. Choć studium miało charakter obserwacyjny i objęło tylko młode kobiety, przez co nie można wyciągać wniosków nt. zależności przyczynowo-skutkowych, wyniki przypominają rezultaty uzyskane dla pierworodnych dorosłych mężczyzn. Stanowią one również poparcie dla wcześniej zebranych dowodów, że w późniejszym życiu pierworodni są bardziej zagrożeni problemami zdrowotnymi, w tym cukrzycą czy nadciśnieniem. Na razie trudno jednak powiedzieć, jaki czynnik (bądź czynniki) pełni tu funkcję wyzwalacza. « powrót do artykułu -
Eksperci z należącego do IBM-a X-Force ostrzegają, że korporacje mogą stać się kolejnym celem ataków przeprowadzanych za pomocą oprogramowania typu ransomware. Dotychczas przestępcy atakowali głównie osoby indywidualne. Po zainfekowaniu szkodliwe oprogramowanie blokowało komputer, a przestępcy domagali się niewielkiej opłaty w zamian za jego odblokowanie. Odkryliśmy, że obecnie ransomware jest znacznie bardizej zaawansowane. Pojawiły się takie programy jak CryptoLocker czy Cryptowall. Widzimy też, że coraz więcej ludzi kupuje tego typu oprogramowanie na czarnorynkowych forach. Takie programy są łatwe w obsłudze, nawet początkujący może za ich pomocą dokonywać ataku - mówi John Kuhn, badacz IBM-a. Obawiam się, że takie ataki zaczną być stosowane przeciwko korporacjom, dodaje. Wielkie firmy to potencjalnie łakomy kąsek. Zablokowanie im możliwości pracy oznacza kolosalne straty, zatem potencjalny napastnik będzie mógł domagać się sporych sum za odblokowanie komputerów. Analitycy obserwują też rosnącą liczbę ataków na przedsiębiorstwa. Tylko w ubiegłym kwartale cyberprzestępcy użyli aplikacji sieciowych do przeprowadzenia ponad 300 000 ataków na firmy informatyczne i telekomunikacyjne oraz 250 000 ataków na przedsiębiorstwa produkcyjne. Większość z tych ataków stanowiły próby kradzieży własności intelektualnej. Ataki prowadzono za pomocą sieci Tor, trudno więc wyśledzić ich źródło, jednak najwięcej takich zdarzeń pochodziło prawdopodobnie z USA, Holandii i Rumunii. « powrót do artykułu
-
Zdaniem NASA najnowsze dane wskazują, że w ciągu najbliższych 100-200 lat nie unikniemy podniesienia się poziomu oceanów o co najmniej 1 metr. Naukowcy nie wiedzą jedynie, jak szybko się to stanie, nie są bowiem przewidzieć, jak szybko będą topiły się lody na biegunach. Jednak dane satelitarne z ostatnich lat wskazują, że topnienie lodu na biegunach jest szybsze niż sądzono. Biorąc pod uwagę naszą wiedzę na temat zwiększania się poziomu oceanów wraz ze wzrostem temperatury oraz o tym, w jaki sposób woda z lądolodów przyczynia się do tego wzrostu, jesteśmy pewni, że czeka nas zwiększenie się poziomu oceanów o co najmniej metr, a prawdopodobnie jeszcze więcej - mówi Steve Nerem z University of Colorado w Boulder, który stoi na czele zespołu ekspertów z NASA. Nie wiemy, czy wzrost ten wydarzy się w ciągu wieku czy potrwa to nieco dłużej, dodaje. Ostatnie przewidywania IPCC z 2013 roku mówią, że do końca wieku poziom oceanów wzrośnie od 30 centymetrów do 1 metra. Nerem uważa, że najnowsze dane satelitarne wskazują, iż będzie to bliżej wyższej z tych wartości. Naukowcy przypominają, że w ciągu ostatniej dekady Grenlandia traciła rocznie średnio 303 miliardy ton lodu. Na Antarktydzie średnia roczna strata wynosi 118 miliardów ton. Zagadką pozostaje natomiast, co się stanie, gdy dojdzie załamania całego lądolodu. Naukowcy nigdy nie obserwowali takiego zjawiska, zatem nie potrafią ocenić, jak gwałtowny byłby wówczas wzrost poziomu oceanów. Od 1992 roku średni poziom oceanów wzrósł o 7,6 centymetra. W niektórych miejscach zwiększył się on aż o ponad 23 centymetry. Z badań paleoklimatycznych wiemy, że jeśli załamuje się lądolód, to możliwy jest wzrost poziomu oceanów nawet o trzy metry w ciągu 100-200 lat - przypomina Tom Wagner z NASA. Widzimy, że lądolód ulega osłabieniu, ale musimy go lepiej zrozumieć, zanim ogłosimy, że rozpoczyna się epoka gwałtownego wzrostu poziomu oceanów, dodaje. « powrót do artykułu
-
Kadzidła palone w pomieszczeniach bardziej szkodliwe od papierosów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Porównanie dymu ze spalania kadzideł i papierosów dało zaskakujące rezultaty. Wyniki uzyskane przez Chińczyków opublikowano właśnie w piśmie Environmental Chemistry Letters. Zespół Ronga Zhou z Uniwersytetu Technologicznego Południowych Chin zainteresował się zdrowotnym wpływem kadzideł, bo pali się je w wielu domach i większości kaplic w Azji. W czasie spalania uwalniają się m.in. cząstki stałe, które trafiają do płuc i wywołują tam reakcję zapalną. Choć powiązano je z rozwojem nowotworów płuc, białaczką wieku dziecięcego i guzami mózgu, dotąd przeprowadzono niewiele badań nad kadzidłami jako źródłami zanieczyszczenia powietrza. W czasie eksperymentów Chińczycy wykorzystali dwa rodzaje kadzideł (oba zawierały agar - żywiczne drewno drzew z rodzaju Aquilaria - i drzewo sandałowe). Badano ich wpływ na szczepy bakterii z rodzaju Salmonella i komórki jajników chomików chińskich. Okazało się, że dym działał mutagennie. Był też bardziej cyto- i genotoksyczny niż dym papierosowy. To istotne, gdyż mutageny, a także geno- i cytotoksyny powiązano z rozwojem nowotworów. Dym z próbkowanych kadzideł w 99% składał się z ultradrobnych i drobnych cząstek, dlatego prawdopodobnie niekorzystnie wpływałby na zdrowie. W sumie 4 próbki dymu zawierały aż 64 związki. Choć niektóre te substancje są tylko drażniące albo lekko szkodliwe (hipotoksyczne), w przypadku składników dwóch próbek wiadomo, że są wysoce toksyczne. « powrót do artykułu -
Naukowcy ze Szkoły Zdrowia Publicznego Mailmana Uniwersytetu Columbii odkryli u fok nowy wirus, najbliższego znanego krewnego ludzkiego wirusa zapalenia wątroby typu A (HAV). Nasze ustalenia pokazują, że tzw. hepatowirusy nie są w rzeczywistości ograniczone do naczelnych i sugerują, że u dzikich zwierząt może ich występować o wiele więcej - przekonuje prof. Simon Anthony. Amerykanie podkreślają, że HAV i nowy wirus mają wspólnego przodka. Rodzi się więc pytanie, czy tak jak wiele innych wirusów obecnie przystosowanych do zarażania ludzi, HAV również pojawił się u zwierząt. Naukowcy odkryli nowy wirus, badając szczep ptasiej grypy, który w 2011 r. zabił u wybrzeży Nowej Anglii ponad 150 fok pospolitych. By ustalić, jakie wirusy mogą współwystępować z grypą, zespół przeprowadził głębokie sekwencjonowanie wszystkich wirusów występujących u 3 osobników. Tak właśnie natrafiono na fopiwirus. Dodatkowe badania przeprowadzone na kolejnych zwierzętach z Nowej Anglii - 29 fokach pospolitych, 6 lodofokach grenlandzkich i 2 szarytkach morskich - wykazały obecność fopiwirusa u kolejnych 7 ssaków. Amerykanie uważają, że wirus jest dość pospolity u fok i jak dotąd nie ma dowodów, by był dla nich szkodliwy. Autorzy publikacji z pisma mBio zaznaczają jednak, że trzeba przeprowadzić badania na dorosłych fokach, bo jeśli fopiwirus działa jak HAV, może powodować chorobę wyłącznie u dorosłych zwierząt. Nie wiadomo, czy wspólny przodek fopiwirusa i HAV przeniósł się z ludzi na foki, na odwrót czy w grę wchodzi 3., na razie niezidentyfikowany, gospodarz. Różne czynniki, w tym fakt, że fopiwirus zidentyfikowano u kilku gatunków fok, świadczą jednak o tym, że wirus występuje u nich od dość dawna. Naukowcy chcą zbadać gatunki wchodzące w bliski kontakt z fokami i w ten sposób sprawdzić, czy istnieją inne dzikie rezerwuary fopiwirusa. Na padlinie fok regularnie żerują kojoty, dlatego interesująco byłoby je pod tym kątem zbadać - opowiada Katie Pugliares z Akwarium Nowej Anglii w Bostonie. Kolejnym projektem mogłoby być badanie ludzi jedzących focze mięso. « powrót do artykułu
-
Zażywanie tabletek to nie to samo, co jedzenie ryb
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
W odróżnieniu od diety obfitującej w naturalne źródła kwasów omega-3 - łososia, tuńczyka czy halibuta - suplementy z kwasami nie spowalniają spadku zdolności poznawczych u seniorów. Dr Emily Chew z Narodowego Instytutu Oka (National Eye Institute, NEI) prowadzi Age-Related Eye Disease Study (AREDS), w ramach którego naukowcy próbują ocenić, jaka kombinacja suplementów spowalnia związane z wiekiem zwyrodnienie plamki żółtej (ang. Age-related Macular Degeneration, AMD). Studium wykazało, że codzienne wysokie dawki określonych przeciwutleniaczy i minerałów (tzw. formuła AREDS) spowalniają rozwój zaawansowanego AMD. Podczas większego badania AREDS2 sprawdzano, co wyniknie z dodania do AREDS kwasów omega-3. Nie było żadnej różnicy. Tymczasem gdy wcześniej z ludźmi prowadzono wywiady odnośnie do zwyczajów dietetycznych, okazywało się, że regularne spożycie ryb wiązało się z niższymi odsetkami AMD, chorób sercowo-naczyniowych i być może demencji. O tym, że łykanie tabletek może nie być tym samym, co jedzenie ryb, świadczyły już wyniki dużego studium z 2011 r., które pokazało, że suplementy z kwasami omega-3 nie poprawiały stanu zdrowia mózgu starszych pacjentów z istniejącą wcześniej chorobą serca. Przy okazji AREDS2 Chew i inni zyskali niepowtarzalną okazję, by zbadać wpływ omega-3 na funkcjonowanie poznawcze. Wszyscy pacjenci mieli wczesne lub umiarkowane AMD. Średnia wieku wynosiła 72 lata, a 58% próby stanowiły kobiety. Wylosowano ich do 4 grup: 1) placebo, 2) kwasów omega-3 (tabletka zawierała 350 mg kwasu dokozaheksaenowego DHA i 650 mg kwasu eikozapentaenowego EPA), 3) luteiny i zeaksantyny (ksantofili występujących w zielonych warzywach liściastych) oraz 4) kwasów omega-3 i luteiny/zeaksantyny. Ponieważ wszystkim ochotnikom groziło pogorszenie choroby, nadal proponowano im oryginalną lub zmodyfikowana wersję formuły AREDS (bez omega-3 lub luteiny/zeaksantyny). W punkcie wyjścia 5-letniego studium i później co 2 lata badani przechodzili serię testów poznawczych, które pozwalały m.in. ocenić przypominanie bezpośrednie i odroczone, uwagę czy prędkość przetwarzania informacji. Ponieważ z biegiem lat wyniki osiągane przez wszystkie 4 grupy spadały w podobnym stopniu, oznacza to, że nie sprawdziła się żadna z zaproponowanych kombinacji suplementów. Dane z AREDS2 wspomagają nasze wysiłki w kierunku zrozumienia relacji łączących składniki diety oraz chorobę Alzheimera i pogorszenie formy poznawczej. Niewykluczone, na przykład, że znaczenie ma czasowanie lub spożycie składników odżywczych w ramach określonych wzorców dietetycznych. Potrzeba więcej badań, by stwierdzić, czy wzorce dietetyczne albo wdrażanie suplementacji na wcześniejszych etapach alzheimera w ogóle cokolwiek zmieniają - podsumowuje dr Lenore Launer. « powrót do artykułu -
Kurz ujawnia, kto mieszka w danym domu. Wyższa proporcja męskich domowników oznacza duże ilości skóry i bakterii pochodzących z jelita grubego, zaś w domach zdominowanych przez kobiety w kurzu znajduje się więcej bakterii z pochwy. Studium opublikowane w piśmie Proceedings of the Royal Society B to największe jak dotąd badanie mikroorganizmów z kurzu domowego. Do przeanalizowania próbek kurzu z ok. 1200 domów z USA zespół Noah Fierera z Uniwersytetu Colorado w Boulder zastosował sekwencjonowanie DNA i obrazowanie. W zbieraniu materiałów do badań pomagali ochotnicy. Amerykanie ustalili, że znajdowane w kurzu grzyby pochodzą w większości przypadków z zewnątrz (położenie geograficzne gospodarstwa pozwalało w dużym stopniu przewidzieć, jakie grzyby zostaną znalezione w zebranym z niego kurzu). Dla odmiany na skład flory bakteryjnej kurzu wpływają domownicy: ludzie, zwierzęta domowe, a nawet owady. Naukowcy podejrzewają, że powodem, dla którego mężczyźni zrzucają więcej skórnych bakterii z rodzajów Corynebacterium (maczugowców) i Dermabacter oraz zamieszkujących jelito grube Gram-dodatnich Roseburia, są rozmiary ciała, relatywna częstość występowania tych mikroorganizmów, a także praktyki higieniczne. Fakt, że w domach, gdzie przeważają kobiety, występują bakterie z rodzaju Lactobacillus, oznacza, że ubrania nie do końca powstrzymują rozprzestrzenianie się bakterii z naszych ciał. Uważa się, że bakterie z tego rodzaju chronią przed astmą i alergiami, ale potrzeba dalszych badań, by to potwierdzić i sprawdzić, jak różne bakterie z kurzu oddziałują na nasze zdrowie. Zwierzęta (psy i koty) do tego stopnia wpływały na społeczności bakteryjne z kurzu, że bazując na samych bakteriach, naukowcy mogli z 92-proc. trafnością przewidzieć, czy w danym gospodarstwie mieszkają jakieś czworonogi, czy nie. « powrót do artykułu
-
Już po raz drugi w ostatnim czasie krytyczna dopiero co załatana luka w Internet Explorerze jest atakowana przez cyberprzestępców. W ubiegłym tygodniu Microsoft wydał pilną poprawkę dla dziury typu zero-day, która była już atakowana przez hakerów. Tym razem przestępcy atakują dziurę, którą załatano przed zaledwie dwoma tygodniami. Do ataku dochodzi, gdy użytkownik korzystający z niezałatanej wersji Internet Explorera odwiedzi zainfekowaną witrynę. Obecny na niej kod przekierowuje połączenie do mechanizmu zarażającego koniem trojańskim. Trojan daje przestępcom dostęp do komputera ofiar i pozwala na kradzież wszelkich danych. Możliwe jest również zarażenie komputera przez załącznik w poczcie. Obecnie ataki są kierowane głównie przeciwko Japończykom. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z Uniwersytetu w Bayeruth i innych uczelni we współpracy z kolegami z Niemieckiego Synchrotronu Elektronowego (DESY) pracowali z najwyższym ciśnieniem wytworzonym kiedykolwiek przez człowieka. Uczeni wykorzystali ciśnienie 770 gigapaskali (GPa) podczas badań właściwości osmu. To ponaddwukrotnie więcej niż ciśnienie w jądrze Ziemi i o około 130 GPa więcej niż dotychczasowy rekord, ustanowiony zresztą przez ten sam zespół. Najbardziej zadziwiający był fakt, że osm nawet poddany tak wysokiemu ciśnieniu nie zmienił swojej struktury krystalicznej. Zauważono za to inne interesujące zjawisko. Elektrony niewalencyjne atomów zostały przysunięte tak blisko siebie, że zaczęły wchodzić w interakcje. Osm to wyjątkowy pierwiastek. Przy ciśnieniu atmosferycznym na największą gęstość ze wszystkich pierwiastków, jedną z najwyższych energii kohezji, temperatur topnienia i bardzo małą ściśliwość. Jest niemal tak nieściśliwy jak diament. Dzięki swoim wyjątkowym właściwościom osm stosowany jest tam, gdzie wymagana jest np. wysoka odporność na ścieranie. Wiadomo, że wysokie ciśnienie znacząco zmienia właściwości pierwiastków. Pod wpływem wysokiego ciśnienia metale takie jak sód stają się przezroczystymi izolatorami, gazy jak tlen stają się ciałami stałymi i przewodnikami elektrycznymi, a nawet nadprzewodnikami - wyjaśnia Natalia Dubrovinskaia z Uniwersyteu w Bayeruth. Spodziewaliśmy się, że - podobnie jak każdy inny materiał - osm zmieni swoją strukturę krystaliczną pod wpływem wysokiego ciśnienia, dodaje uczona. Wspólnie z Leonidem Dubrovinskym stworzyła ona urządzenie do generowania wysokiego ciśnienia. Składało się ono z diamentowych mikrokowadełek o średnicy 10-20 mikrometrów. Dzięki temu, że połączono je razem, udało się wzmocnić całość i osiągnąć ciśnienie rzędu 770 GPa w temperaturze pokojowej. Ściśnięty pomiędzy mikrokowadełkami osm badano za pomocą promieniowania Roentgenowskiego z synchrotronu. Badania wykazały, że struktura krystaliczna osmu nie uległa zmianie. Pod wpływem ciśnienia objętość badanej próbka ulegała zmniejszeniu. Zwykle zmiany takie są spowodowany zmianami konfiguracji na powłokach walencyjnych. Jednak w przypadku osmu było inaczej. Obserwowane anomalie strukturalne były wynikiem interakcji elektronów niewalencyjnych, co potwierdzało teoretyczne obliczenia. Ten eksperyment dowodzi, że niezwykle wysokie ciśnienie może wymusić interakcje pomiędzy elektronami niewalencyjnymi. To otwiera nowe ekscytujące możliwości i daje nadzieję na znalezienie nowych stanów materii, wyjaśnia uczona. Powyższe badania pozwolą m.in. na symulowanie zjawisk zachodzących we wnętrzach wielkich planet pozasłonecznych. « powrót do artykułu
-
Podany w ciągu doby peptyd chroni przed skutkami napromienienia
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Już jeden zastrzyk z regenerującego peptydu TP508, podany dobę po potencjalnie śmiertelnej ekspozycji na promieniowanie jonizujące, znacząco zwiększył przeżywalność myszy. Co ważne, badany lek przeciwdziałał zespołowi żołądkowo-jelitowemu ostrej choroby popromiennej (ang. Gastro-Intestinal Syndrome, GIS). Promieniowanie niszczy nabłonek jelitowy, zmniejszając zdolność organizmu do wchłaniania wody. Wiąże się to z zaburzeniami równowagi elektrolitowej. Uszkodzenie integralności międzykomórkowej i zaburzenia produkcji śluzu związane ze spadkiem liczby komórek kubkowych prowadzą z kolei do zaniku bariery przewodu pokarmowego, która chroni przed przenikaniem do krążenia zarówno bakterii jelitowych, jak i ich toksycznych produktów. Łącznie prowadzi to do sepsy i wstrząsu, a ostatecznie zgonu. Popromienne uszkodzenie dotyczy komórek krypt (przez dużą aktywność proliferacyjną nabłonek jelita jest szczególnie wrażliwy na uszkodzenia wywołane przez promieniowanie jonizujące). Ponieważ popromienne uszkodzenie jelita odgrywa tak ważną rolę w prognozowaniu, jak dobrze dana osoba poradzi sobie z rekonwalescencją po ekspozycji całego ciała [Whole Body Exposure, WBE], trzeba pracować nad lekami zapobiegającymi GIS - zaznacza prof. Darrell Carney z University of Texas Medical Branch w Galveston. TP508 opracowano do stymulacji naprawy skóry, kości i mięśni. Wcześniej wykazano, że rozpoczyna on naprawę tkanki, stymulując prawidłowy przepływ krwi, zmniejszając stan zapalny i ograniczając śmierć komórkową. W testach klinicznych stwierdzono, że usprawnia gojenie owrzodzenia w przebiegu stopy cukrzycowej i złamań nadgarstka, nie wywołując przy tym skutków ubocznych. Najnowsze wyniki sugerują, że peptyd może być skutecznym środkiem, dostarczanym w ciągu 24 godz. od ekspozycji na promieniowanie jonizujące, by zwiększyć przeżywalność [...] i dać ofiarom czas na dotarcie do specjalistycznych ośrodków medycznych - podsumowuje Carla Kantara. « powrót do artykułu -
Grupa demaskatorów postanowiła pozwać amerykańskie służby specjalne oraz urzędy, oskarżając je o prześladowania i szpiegowanie. Thomas Drake, Diane Roark, Ed Loomis, J. Kirk Wiebe oraz William Binney wystąpili z prywatnym oskarżeniem przeciwko NSA, FBI, Departamentowi Sprawiedliwości, Michaelowi Haydenowi, Keithowi Alexandrowi, Chrisowi Inglisowi, Robertowi Muellerowi i innym. Wymienione na początku osoby skarżą się na sposób, w jaki były traktowane przez amerykańskie służby po tym, jak ujawniły nieprawidłowości w ich działaniach. Thomas Drake to były wysoki rangą pracownik NSA, weteran US Air Force i US Navy, który został oskarżony o niewłaściwe obchodzenie się z tajnymi dokumentami. Jego obrońcy twierdzą, że w rzeczywistości służby prześladują go za sprzeciw wobec prowadzonego przez NSA programowi Trailblazer Project. Diane Roark przez kilkanaście lat pracowała w Komitecie ds. Wywiadu Izby Reprezentantów. Wraz z Edem Loomisem (byłym kryptologiem NSA), J. Kirkiem Wiebe (byłym pracownikiem NSA) oraz Williamem Binneyem (byłym wysoko postawionym pracownikiem NSA) zwróciła się do Inspektora Generalnego Departamentu Obrony z wnioskiem o zbadanie celowości wydawania pieniędzy na Trailblazer Project. Wszystkie wymienione osoby miały liczne kłopoty w związku ze swoją działalnością. Dlatego też postanowiły pozwać nie tylko urzędy, ale konkretne osoby, takie jak byli dyrektorzy NSA Hayden i Alexander, były zastępca dyrektora NSA Inglis czy były dyrektor FBI Mueller. Wszyscy skarżący się pracowali przy narzędziu Thinthread. W pozwie czytamy, że Thinthread został uruchomiony, ale jedynie w celach demonstracyjnych. Udowodniono, że działa, ale nie zapadła oficjalna decyzja o jego zamówieniu. Pomimo tego, że wykazano, iż Thinthread spełnia swoje zadanie, NSA postanowiła zignorować to narzędzie jako kandydata do prowadzenia inwigilacji połączeń internetowych i telefonicznych, gdyż Thinthread był niedrogi i efektywny. Generał Michael Hayden podjął decyzję, że należy kupić z zewnątrz, a nie wewnętrznie rozwijać, narzędzie do gromadzenia danych. NSA zamiast skorzystać z własnego Thinthread, którego rozwój kosztował agencję 4 miliony dolarów, zakupiła platformę Trailblazer. Za program oraz jego przyszły rozwój przez kolejnych pięć lat zapłacono aż 4 miliardy dolarów. W końcu okazało się, że Trailblazer nie działa tak jak powinien i w 2008 roku NSA zrezygnowała z niego. Osoby, które teraz skarżą się sądowi, poinformowały o sprawie odpowiednie organa w Departamencie Obrony, zwracając uwagę na marnowanie pieniędzy podatnika i możliwą defraudację. Departament Obrony opracował krytyczny raport na temat programu. NSA postanowiła zaś ukarać niepokornych i zwróciła się do Departamentu Sprawiedliwości o ich ściganie, powołując się na niezwiązany ze sprawą wyciek inforomacji o Trailblazer do New York Times'a. Domy podejrzanych doświadczyły wielu nalotów dokonywanych przez FBI, a zdaniem skarżących się, naloty te miały charakter odwetowy, gdyż dokonywano ich wówczas, gdy było wiadomo, że to nie oni ujawnili dziennikarzom informacje. Co więcej, wnioski o przeszukania posiadały poważną wadę prawną, gdyż opierały się na nielegalnie zdobytych materiałach z podsłuchów. NSA kłamała też, że dokument, który Binney przekazał FBI był tajny, więc nie powinien trafić do nieuprawnionych osób. Poszkodowani twierdzą, że prowadzone przeciwko nim działania naruszają chroniącą demaskatorów Whisteblower Protection Act oraz Pierwszą, Czwartą i Piątą Poprawkę. « powrót do artykułu
-
Wprowadzając resweratrol do krwi psów, naukowcy z Uniwersytetu Missouri zrobili pierwszy krok w kierunku zrozumienia wpływu polifenolu na układ odpornościowy. Jak podkreśla prof. Sandra Axiak-Bechtel z College'u Medycyny Weterynaryjnej, studium pokazuje, co resweratrol robi z układem immunologicznym psów, jednak zmiany te rodzą jeszcze więcej pytań. Odkryliśmy, że polifenol [...] jednocześnie pobudza go i hamuje. Jeśli lepiej zrozumiemy te zjawiska i nauczymy się je kontrolować, resweratrol może znaleźć zastosowanie w terapii nowotworów i innych chorób u psów i ludzi. W ramach studium resweratrol dodawano do psiej krwi i obserwowano, co się stanie potem. Okazało się, że pod jego wpływem stymulowane białe krwinki uwalniały więcej cytokin prozapalnych i mniej przeciwzapalnych, co świadczy o pobudzeniu układu odpornościowego. Z drugiej jednak strony Axiak-Bechtel, Rowena Woode i prof. Amy DeClue zaobserwowały spadek funkcji neutrofili, czyli komórek pełniących zasadniczą rolę w odpowiedzi odpornościowej przeciw bakteriom (działają one również na inne patogeny). Spadek funkcji neutrofili zwykle świadczy o utracie przez układ odpornościowy zdolności zwalczania najeźdźców takich jak bakterie. Połączenie tego zjawiska ze wzrostami cytokin zapalnych tworzy interesujący mieszany przekaz [...]. Nadal w pełni nie rozumiemy, jak można najlepiej wykorzystać to do zwalczania chorób. Kiedy nam się to uda, resweratrol może się stać cennym leczeniem uzupełniającym np. nowotworów. « powrót do artykułu