-
Liczba zawartości
37636 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Jakich pozycji jogi unikać, gdy ma się jaskrę?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Pod wpływem pozycji z jogi, które wykonuje się z głową w dół, chorzy z jaskrą mogą doświadczać wzrostu ciśnienia śródgałkowego. Choć zachęcamy naszych pacjentów, by prowadzili aktywny i zdrowy tryb życia, [...] ze względu na ryzyko wzrostu ciśnienia śródgałkowego i możliwość uszkodzenia nerwu wzrokowego pewne rodzaje aktywności, w tym pompki i podnoszenie dużych ciężarów, są niewskazane dla osób z jaskrą. Nowe badanie pozwoli klinicystom lepiej doradzać w kwestii potencjalnego ryzyka związanego z konkretnymi asanami z jogi, a także z innymi ćwiczeniami, które wymagają przyjęcia pozycji z głową w dół - wyjaśnia dr Robert Ritch z New York Eye and Ear Infirmary of Mount Sinai (NYEE). Wcześniejsze badania w tej dziedzinie dotyczyły tylko stania na głowie i wykazały 2-krotny wzrost ciśnienia wewnątrzgałkowego. W nowym studium naukowcy prosili zdrowych ochotników i chorych z jaskrą o wykonanie czterech pozycji z jogi: psa z głową w dół, intensywnego rozciągania w głębokim skłonie do przodu (Uttanasana), pozycji pługa (Halasana) czy nóg uniesionych na ścianie (Viparita Karani). Ciśnienie śródgałkowe mierzono 1) na siedząco, 2) tuż po wykonaniu asany, 3) po 2 min utrzymywania pozycji, 4) bezpośrednio po jej zakończeniu i przyjęciu pozycji siedzącej i 5) po 10 min siadu. Okazało się, że i zdrowi ludzie, i pacjenci z jaskrą doświadczali przy wszystkich czterech asanach wzrostu ciśnienia śródgałkowego. Największy miał miejsce przy psie z głową w dół. Kiedy ochotnicy siadali po ćwiczeniu i po 10 min siadu w większości przypadków ciśnienie nadal było nieco wyższe niż w punkcie wyjścia. Mimo że nasze wyniki nie pokazują dużych różnic w ciśnieniu śródgałkowym między osobami zdrowymi i z jaskrą, sądzimy, że potrzebne są dalsze badania na większej próbie i uwzględniające dłuższe czasy ćwiczenia. Ponieważ [...] podwyższone ciśnienie wewnątrzgałkowe jest znanym czynnikiem ryzyka wystąpienia i rozwoju uszkodzenia nerwu wzrokowego, jego wzrost pod wpływem asan stanowi powód do niepokoju zarówno dla chorych na jaskrę, jak i ich lekarzy. Pacjenci z jaskrą powinni mówić instruktorom jogi o swojej chorobie, tak by mogli oni modyfikować ćwiczenia pod tym kątem. « powrót do artykułu -
Rzymianie wprowadzili na terenie swojego imperium liczne urządzenia sanitarne. Za ich rządów pojawiły się publiczne latryny, łaźnie z gorącą wodą, systemy odprowadzania ścieków czy wodociągi. Wprowadzili też prawa, na podstawie których ścieki i odpady usuwano poza miasta. Jednak najnowsze badania pokazują, że - wbrew temu czego można było się spodziewać - w czasach rzymskich infekcje pasożytami układu pokarmowego nie tylko nie spadały w porównaniu z okresem poprzednim, ale stopniowo rosły. Doktor Piers Mitchell i jego zespół z Wydziału Archeologii i Antropologii Uniwersytetu w Cambridge przeprowadził pierwsze archeologiczne badania nad wpływem rzymskich podbojów na rozprzestrzenianie się takich pasożytów jak nicienie czy pełzak czerwonki. Naukowcy zbadali pozostałości rzymskich latryn, szczątki ludzkie oraz skamieniałe pozostałości odchodów pasożytów obecne w rzymskich grzebieniach czy ubraniach. Zespół Mitchella odkrył, że w raz z pojawieniem się na danym terenie Rzymian nie tylko zwiększyła się liczba pasożytów. Okazało się również, że pasożyty zewnętrzne, takie jak wszy czy pchły, były równie rozpowszechnione u Rzymian, co u Wikingów czy ludności średniowiecznej. Skądinąd wiemy, że w Imperium Rzymskim używano specjalnych grzebieni do wyczesywania wszy. Prowadzone współcześnie badania dowodzą, że dostęp do toalet, czystej wody pitnej, usuwanie ścieków z ulic zmniejsza ryzyko chorób zakaźnych i zarażenia się pasożytami. Można by się zatem spodziewać, że pojawienie się, wraz z rzymskim podbojem, takich innowacji powinno doprowadzić do mniejszej liczby przypadków zarażenia pasożytami. Tymczasem obserwujemy wzrost liczby infekcji. Pytanie, dlaczego tak się stało? - mówi Mitchell. Uczony spekuluje, że być może pasożyty mogły rozpowszechniać się za pośrednictwem wspólnych łaźni komunalnych. W części z nich woda była wymieniana zbyt rzadko i gromadził się w niej brud oraz pozostałości kosmetyków używanych podczas kąpieli. Innym możliwym wytłumaczeniem jest fakt używania przez Rzymian ludzkich odchodów jako nawozu. To skuteczna strategia zwiększania produktywności rolnictwa, jednak odchody muszą być przez wiele miesięcy kompostowane. Jeśli nie zostaną poddane kompostowaniu, istnieje ryzyko rozprzestrzeniania się pasożytów. Niewykluczone, że prawo, które nakładało obowiązek usunięcia ścieków poza miasta przyczyniło się do zakażeń, gdyż odchody były wykorzystywane przez rolników do nawożenia pól otaczających miasta - mówi Mitchell. Żywność z tych pól, zawierająca jaja pasożytów, trafiała następnie do ludności w miastach. Naukowcy zauważyli, że szczególnie mocno, w porównaniu z wcześniejszym okresem, rozprzestrzenił się tasiemiec atakujący ryby. Niewykluczone, że przyczynił się do tego ulubiony rzymski sos - garum. Był on wytwarzany z pozostałości ryb oraz ziół, soli i dodatków zapachowych. Wykorzystywano go w kuchni i medycynie. Sos nie był gotowany, a fermentował na słońcu, więc jaja tasiemca mogły w nim przetrwać. Wytwarzanie garum i handel nim w całym imperium mógł spowodować, że tasiemiec rybi ze swoich endemicznych obszarów występowania na północy Europy rozprzestrzenił się po całym imperium. To dobry przykład na negatywny wpływ zdrowotny rzymskiego podboju - stwierdza Mitchell. Nasze badania nad rozpowszechnieniem pasożytów wskazują, że rzymskie toalety, systemy odprowadzania ścieków i prawo nie miały jednoznacznie prozdrowotnego wpływu. Wydaje się, że wynalazki te nie spowodowały, że ludzie byli zdrowsi. Prawdopodobnie mieli lepszy zapach - podsumowuje uczony. « powrót do artykułu
-
Płyty DVD z ćwiczeniami mogą szkodzić psyche użytkownika
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Płyty DVD z ćwiczeniami do wykonywania w domu mogą czasem wyrządzić więcej krzywdy niż pożytku. Wg prof. Brada Cardinala z Uniwersytetu Stanowego Oregonu, który przyjrzał się 10 takim produktom, często padają na nich demotywujące stwierdzenia, utrwalają one także nierealistyczne, przeseksualizowane obrazy ciała. Amerykanin podkreśla, że co siódme motywujące stwierdzenie z płyt ma de facto charakter demotywujący i może zmniejszyć skuteczność treningu, ograniczyć nadzieje użytkownika czy nawet wyrządzić mu psychologiczną krzywdę. Amerykanie analizowali 10 popularnych płyt z ćwiczeniami. Stwierdzili, że większość instruktorów/modeli to białe, szczupłe kobiety, ubrane w skąpe stroje. Jak wyjaśnia Cardinale, mamy do czynienia z komunikatem, jak sprawni fizycznie ludzie powinni wyglądać. Utrwala to uprzedmiotowienie kobiecego ciała i kładzie nacisk na wygląd, a nie zdrowie. Badacze stwierdzili, że motywacyjny charakter ma ok. 25% wypowiedzi trenera, jednak co 7. stwierdzenie można z powodzeniem uznać za przekaz negatywny. Autorzy publikacji z Sociology of Sport Journal podają kilka przykładów: "Teraz powinieneś/powinnaś umierać" czy "powiedz cześć swojemu seksownemu sześciopakowi". Tego typu stwierdzenia koncentrują się na wynikach, sprzyjają porównaniom społecznym i nie biorą pod uwagę różnic w zakresie zdrowia czy sprawności fizycznej. Strategie "szorstkiej miłości" (ang. tough love) mogą też prowadzić do urazów lub innych niedobrych dla zdrowia skutków. Tego typu stwierdzenia wydają się szczególnie szkodliwe dla ludzi, którzy dopiero zaczynają albo źle się czują na siłowni czy zorganizowanych zajęciach. Wideo są reklamowane jako materiał dla nowicjuszy, tymczasem zakres potrzebnych umiejętności odpowiada raczej poziomowi średniozaawansowanemu lub nawet zaawansowanemu. Instruktor często urąga użytkownikom, by ci dotrzymywali mu tempa. Odtwarzasz sobie w domu obrazy i komunikaty, które mogą sprawić, cze będziesz się źle ze sobą czuć, co ostatecznie podkopie twoje wysiłki w kierunku poprawy zdrowia. Jeśli doświadczenia nie są pozytywne, prawdopodobieństwo, że dana osoba będzie kontynuować program, spada. Cardinale ma parę rad dla użytkowników płyt z treningami. Pamiętaj, że mamy różne kształty [...] i nasze ciała mogą różnie reagować na pokazywane ćwiczenia. Nie oczekuj, że osiągniesz efekt z ekranu i nie porównuj się z innymi. Amerykanin uważa, że oprócz obrazów i komunikatów z DVD należałoby także przeanalizować skuteczność i bezpieczeństwo demonstrowanych ćwiczeń oraz technik. Wg nas, te wideo nie są zbyt bezpieczne psychologicznie. Istnieją też zastrzeżenia co do części ćwiczeń, bo mogą one prowadzić do urazów i stanowić prawdziwe zagrożenie dla użytkowników. « powrót do artykułu -
Po poddaniu wodoru działaniu niezwykle wysokiego ciśnienia naukowcy uzyskali nowy stan materii - wodór fazy V. Już w latach 30. ubiegłego wieku pojawiła się teoria, zgodnie z którą wodór poddany wysokiemu ciśnieniu i niskiej temperaturze zamieni się w metal. Eksperci sądzą, że wnętrze Jowisza czy podobnych mu gazowych olbrzymów składa się w znacznie mierze właśnie z metalicznego wodoru. Philip Dalladay-Simpson, Ross Howie i Eugene Gregoryanz z Uniwersytetu w Edynburgu umieścili wodór pomiędzy dwoma diamentami i poddali go ciśnieniu 384 GPa, czyli 55,5 miliona psi (funtów na cal kwadratowy). Dla porównania ciśnienie na Ziemi na poziomie morza wynosi 100 kPa (14,5 psi). Na Jowiszu na poziomie około 16 000 kilometrów pod powierzchnią chmur ciśnienie sięga prawdopodobnie 29 milionów psi i tam wodór zamienia się w płynny metal. Podczas wspomnianego eksperymentu przy ciśnieniu 325 GPa (47 milionów psi) wodór zamienił się w ciało stałe. Jego atomy ułożyły się w warstwy, naprzemiennie uporządkowane i nieuporządkowane. Udało się tego dokonać w temperaturze 26,6 stopnia Celsjusza. Po raz pierwszy udało się uzyskać stałą formę wodoru. Co prawda już w 2011 roku naukowcy z Instytutu Chemii im. Maksa Plancka w Moguncji poinformowali o uzyskaniu metalicznego wodoru, jednak inne zespoły naukowe wyraziły swoje wątpliwości i stwierdzenie to nigdy nie zostało w pełni potwierdzone. Dalladay-Simpson przyznaje, że jego zespół nie uzyskał metalicznego wodoru, ale znalazł się blisko, a w międzyczasie znaleziono nową fazę wodoru. Strukturę nowego materiału zbadano za pomocą lasera. Nie twierdzimy, że uzyskaliśmy stan metaliczny, ale mamy prekursor stanu metalicznego, podobny we właściwościach do tego, co zostało przewidziane teoretycznie w opracowaniach dotyczących stałego metalicznego wodoru - mówi Ross Howie. Naukowcy uważają, że stan metaliczny wodoru można będzie osiągnąć przy ciśnieniu 400-450 GPa. « powrót do artykułu
-
Większa liczba dzieci spowalnia komórkowe starzenie
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Naukowcy z Uniwersytetu Simona Frasera uważają, że liczba dzieci urodzonych przez daną kobietę wpływa na tempo, z jakim się ona starzeje. Prof. Pablo Nepomnaschy i dr Cindy Barha zauważyli, że kobiety, które urodziły więcej przeżywających dzieci, mają dłuższe telomery, czyli ochronne sekwencje z nukleotydów, zabezpieczające przed "przycinaniem" chromosomów po ich podwojeniu w czasie podziału komórki. Kanadyjczycy porównywali długość telomerów z liczbą dzieci urodzonych przez 75 kobiet z ludu Kakczikel w Gwatemali. Długość telomerów mierzono w dwóch momentach w odstępie 13 lat (naukowcy korzystali m.in. z wymazów z policzka). Wg Nepomnaschy'ego, ustalenia jego zespołu przeczą teorii dotyczącej historii życiowych (ang. life history theory), która głosi, że większa liczba dzieci przyspiesza tempo biologicznego starzenia. Wolniejszą prędkość skracania telomerów, którą odkryto u badanych z większą liczbą dzieci, można przypisać dużym wzrostom estrogenu [estradiolu], hormonu wytwarzanego w czasie ciąży. Estrogen działa jak potencjalny przeciwutleniacz, który chroni komórki przed skracaniem telomerów. Ostatecznym wyjaśnieniem jest jednak, wg Kanadyjczyków, ludzka kooperacyjna strategia rozmnażania. W wielu kontekstach posiadanie większej liczby dzieci wiąże się bowiem ze wzrostem społecznego wsparcia dla matki. Większe wsparcie społeczne zmniejsza zaś koszty dalszej reprodukcji. Co najważniejsze, mniejsze koszty reprodukcyjne oznaczają większą ilość energii metabolicznej do podtrzymania tkanek i w efekcie wolniejsze tempo komórkowego starzenia. « powrót do artykułu -
Ponad 230 naukowców z prawie 30 krajów świata weźmie udział w rozpoczynającej się w poniedziałek 11 stycznia we Wrocławiu trzydniowej interdyscyplinarnej konferencji NetSci-X 2016, poświęconej naukom o sieciach (network science). W trakcie spotkania będziemy dyskutować o wszelkich rodzajach sieci – tłumaczy prof. Przemysław Kazienko z Politechniki Wrocławskiej, organizator konferencji. - Począwszy od tych społecznych, przez energetyczne, biologiczne, chemiczne, językowe, transportowe, handlowe, a na komputerowych skończywszy. O wydarzeniu poinformował w przesłanym PAP komunikacie Andrzej Charytoniuk z biura prasowego Politechniki Wrocławskiej. Podczas konferencji swoje prelekcje wygłoszą uznani specjaliści z zakresu informatyki, zarządzania, fizyki i matematyki z USA oraz Europy, m.in. Albert-Laszlo Barabasi (Northeastern University oraz Harvard University), Robin Dunbar (University of Oxford), czy socjolog Brian Uzzi (Northwestern University). Konferencji będzie towarzyszyć międzynarodowa wystawa „Art of Networks” prezentująca prace, których inspiracją są różnego rodzaju sieci. Przyjechała do nas z Florydy, a wcześniej była eksponowana m.in. w Nowym Jorku i Brazylii – mówi prof. Przemysław Kazienko. - Będzie dostępna przez cały czas trwania wydarzenia. Przykłady prac można zobaczyć na stronie internetowej. Wśród nich jest m.in. interaktywna praca Gregora Aischa („New York Times”) pokazująca sieć klubów, z których pochodzili piłkarze uczestniczący w piłkarskim mundialu w 2014 r. w Brazylii, czy też aplikacja Santiago Ortiza pokazująca powiązania między bohaterami popularnego amerykańskiego serialu „Zagubieni”. Konferencja NetSci-X 2016 (International School and Conference on Network Science) organizowana jest przez Network Science Society po raz 11. Polska edycja realizowana jest w ramach projektu Politechniki Wrocławskiej ENGINE kierowanego przez prof. Przemysława Kazienkę (PWr) oraz prof. Bolesława Szymańskiego (USA). Projekt ENGINE, czyli Europejskie Centrum Badań nad Inteligencją Sieciową (European research centre of Network intelliGence for Innovation Enhancement), stworzyli naukowcy z dwóch wydziałów PWr: Informatyki i Zarządzania oraz Elektroniki. Realizowany jest z funduszy 7. Programu Ramowego. Umożliwia zatrudnianie na uczelni zewnętrznych badaczy o uznanej renomie, modernizację sprzętu laboratoryjnego i wspólne badania z partnerami międzynarodowymi. W ramach ENGINE naukowcy zajmują się tzw. inteligencją sieciową (network intelligence), czyli narzędziami do efektywnego przetwarzania danych, innowacyjnym wspieraniem procesu podejmowania decyzji czy inteligentnymi interakcjami człowiek-komputer. « powrót do artykułu
-
Andre Geim, jeden z odkrywców grafenu, prowadzi od 6 lat badania nad użyciem tego materiału do różnorodnych technik filtrowania, jak odsalania wody morskiej czy separacja gazów. Grafen to ma bowiem olbrzymią powierzchnię, pory o różnej wilekości i dobre właściwości adhezyjne. Jest więc potencjalnie bardzo obiecującym medium do filtrowania. Teraz Geim i jego zespół z University of Manchester odkryli, że grafenowe filtry nadają się do filtrowania odpadów z elektrowni atomowych. Dzięki temu jeden z najbardziej kosztownych procesów w całym wytwarzaniu energii nuklearnej może stać się 10-krotnie bardziej energooszczędny, a przez to znacznie tańszy niż dotychczas. Z artykułu opublikowanego w Science dowiadujemy się, że naukowcy z Manchesteru wykorzystali grafen do oddzielenia protu, najlżejszego stabilnego izotopu wodoru, od deuteru. Deuter powszechnie występuje w ciężkiej wodzie, która jest ważnym elementem niektórych rodzajów reaktorów atomowych. Naukowcy z Manchesteru postanowili sprawdzić, czy jądro deuteru - deuteron - może przenikać przez dwuwymiarowe materiały jak grafen czy azotek boru. Eksperymenty wykazały, że nie tylko przez nie przechodzi, ale jest to proces bardzo efektywny. To pierwsza membrana, która pozwala oddzielać cząstki subatomowe w temperaturze pokojowej. Wykazaliśmy, że to w pełni skalowalna technologia, mamy więc nadzieję, że szybko znajdzie praktyczne zastosowanie - mówi Marcelo Lozada-Hidalgo, główny autor artykułu. Nowa technologia może znacznie poprawić kwestie związane z bezpieczeństwem elektrowni atomowych. Reaktory wykorzystujące ciężką wodę nie potrzebują do pracy wzbogaconego uranu. Nie ma więc potrzeby budowy infrastruktury do wzbogacania uranu, zmniejszone zostaje ryzyko, że wysoce radioaktywne pierwiastki zostaną użyte do budowy broni atomowej. Możliwość prostej separacji deuteru od innych pierwiastków może doprowadzić do obniżenia cen tego typu reaktorów. « powrót do artykułu
-
Z raportu zamówionego w Finlandii przez organizację Neo-Carbon Energy Research Project wynika, że do roku 2030 Rosja i cała Azja Centralna mogłyby przejść na ekonomicznie opłacalną energię odnawialną, głównie na tę pozyskiwaną ze Słońca i wiatru. Pod pojęciem ekonomicznie opłacalnej określono taki rodzaj produkcji energii, ktrej kilowatogodzina będzie kosztowała niewiele ponad 4,5 eurocenta. Autorzy raportu przyznają, że wątpliwym jest, by Rosja miała zamiar przejść na energię odnawialną, ale jest to możliwe. Najnowsze badania zgadzają się z wcześniejszymi analizami wykonanymi dla różnych obszarów globu przez zespół Christiana Breyera z Uniwersytetu Technologicznego Lappeenranta. Dla wszystkich regionów, dla których wykonaliśmy symulacje, wykazaliśmy, że możliwe jest przejście w 100 procentach na tanią energię odnawialną, mówi uczony. Jednym z najważniejszych odkryć jego zespołu jest spostrzeżenie, że energia odnawialna będzie o 50-80 procent tańsza niż energia z paliw kopalnych, przy produkcji której wykorzystywane będą technologie przechowywania i składowania dwutlenku węgla. To zaś pokazuje, że rozwój tego typu technologii nie będzie ekonomicznie uzasadniony. Naukowcy opierają swoje badania na wciąż rozwijanym komputerowym modelu analitycznym LUT Energy System Model. Bierze on pod uwagę liczne dane przewidywane na rok 2030, takie jak warunki pogodowe, dostępność biomasy, źródeł energii geotermalnej i wodnej, rezerwy gazu, zapotrzebowanie na energię, strukturę sieci przesyłowych, trendy ekonomiczne, finansowe aspekty budowy i utrzymania sieci itp. itd. Podobnie jak na innych badanych obszarach największą ilość energii może uzyskać Rosja z wiatru i Słońca. Jednak znaczenie tych dwóch źródeł energii jest różne w różnych obszarach globu. W Indiach energia słoneczna byłaby główną technologią produkcji, ale w Eurazji byłby nią wiatr, z którego można pozyskać 50-60 procent potrzebnej energii. Co jednak najbardziej interesujące, to fakt, że w Eurazji największa dostępność energii wiatrowej zbiega się z największym zapotrzebowaniem na energię - mówi Breyer. Z analiz jego zespołu wynika, że w roku 2030 Rosja mogłaby pozyskiwać ze słońca 14% energii, czyli 550 gigawatów. Wiatr zapewniłby około 60% energii. Przemyślany system dystrybucji energii pomiędzy poszczególnymi państwami, które w przeszłości były azjatyckimi republikami ZSRR skutkowałby zmniejszonym zapotrzebowaniem na systemy przechowywania energii. Profesor Breyer zauważa jednocześnie, że gdy zaczyna się analizy obecnego systemu produkcji energii, to człowiek uświadamia sobie, że Rosja i Azja Środkowa to obszary globu o najniższym udziale źródeł odnawialnych w produkcji energii. Tam praktycznie nie inwestuje się ani w fotowoltaikę, ani w energię wiatrową. Produkują tam może dwa gigawaty. To region mało bezpieczny dla tego typu inwestycji. Zdaniem uczonego Rosja powinna pójść w ślady Chin, które bardzo mocno inwestują w energię odnawialną. Z jednej bowiem strony ich przemysł potrzebuje dużo energii, z drugiej - energia ze źródeł kopalnych jest niezwykle kosztowna. Obecnie na choroby płuc powodowane spalaniem węgla umiera ponad milion osób rocznie. Całkowity koszt energii z węgla jest dwukrotnie wyższy niż energii słonecznej i wiatrowej, stwierdza Breyer. Badania nad możliwością pozyskiwania energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych to pierwszy etap badań LUT. W kolejnym naukowcy chcą zająć się analizą możliwości pozyskania energii odnawialnej na potrzeby transportu oraz ogrzewania. Na trzecim etapie prac naukowcy z Finlandii chcą przygotować szczegółowy plan, podzielony na pięcioletnie okresy, w którym opiszą, w jaki sposób do roku 2050 badane przez nich regiony mogą przechodzić na energię odnawialną. « powrót do artykułu
-
Lenovo rozpoczyna stopniową rezygnację z marki Motorola. Logo z literką "M" oraz nazwa "Moto" przetrwa w highendowych smartfonach, jednak nazwa "Motorola" zniknie. "Rezygnujemy z Motoroli i skupiamy się na Moto", mówi dyrektor wykonawczy Lenovo Rick Osterloh. Budżetowe smartfony Lenovo będą rozprowadzane pod marką Lenovo Vibe. Zniknięcie marki Motorola z rynku ma znaczenie symboliczne. To właśnie Motorola zaoferowała pierwszy w historii komercyjny telefon komórkowy. Urządzenia z serii DynaTAC były produkowane w latach 1984-1994. Pierwszym przedstawicielem serii i pierwszym telefonem, który trafił do klientów był DynaTAC 8000X. Wydział telefonów komórkowych Motoroli został kupiony w 2011 roku przez Google'a, a w 2014 odkupiło go chińskie Lenovo. « powrót do artykułu
-
Mąka z kawy - (jeszcze) zdrowszy sposób na kawę
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Mąka z palonych krócej i w niższej temperaturze, a następnie zmielonych w obecności ciekłego azotu ziaren kawy zawiera więcej kwasu chlorogenowego, przeciwutleniacza, któremu przypisuje się prozdrowotne właściwości kawy. Dan Perlman z Brandeis University chciałby ją wykorzystać zarówno w roli dodatku do potraw i napojów, jak i suplementu. Badania naukowców z Uniwersytetu Harvarda pokazały, że w porównaniu do niepijących kawy, w przypadku osób wypijających 3-5 kubków kawy dziennie ryzyko przedwczesnego zgonu jest aż o 15% niższe. Choć nikt na 100% nie wie, dzięki czemu kawa jest tak dobra dla zdrowia, naukowcy najczęściej wskazują na kwas chlorogenowy (ang. chlorogenic acid, CGA). Polifenol spowalnia m.in. uwalnianie glukozy do krwiobiegu po posiłku, zwiększa też insulinowrażliwość komórek. Niestety, gdy ziarna kawy są palone w tradycyjny sposób - zazwyczaj przez 10 do 15 min w temperaturze powyżej 200°C - zwartość CGA znacząco spada. W jednym z badań wykazano, że spadki jego stężenia wynoszą od 50 do blisko 100%. Mając to na uwadze, Perlman zastanawiał się, co się stanie, gdy ziarna będą palone krócej w niższej temperaturze. Metodą prób i błędów ustalił, że najlepsze rezultaty daje wstępne prażenie przez 10 min w temperaturze ok. 149°C. W takich warunkach stężenie CGA spada tylko nieznacznie. Podprażonej kawy nie da się wykorzystać do zrobienia naparu, bo skrócona obróbka nie pozwala uzyskać właściwego smaku. Zamiast tego, by zapobiec utlenieniu dobroczynnych składników, Amerykanin miele ziarna w atmosferze z ciekłego azotu (wykorzystuje fakt, że jest on bierny chemicznie). W ten sposób uzyskuje piaskową mąkę o delikatnym orzechowym smaku. Perlman uważa, że jego mąkę można by mieszać z innymi mąkami, dodawać do płatków śniadaniowych, batoników i zup, a także soków i napojów dietetycznych. Amerykanin podkreśla, że utratę kwasu chlorogenowego w czasie tradycyjnego palenia kawy można zrekompensować, mieszając ziarna uzyskane za pomocą obu opisanych wcześniej metod. Choć można już kupić wyciągi z zielonej kawy, wg Perlmana, nie przeprowadzono zbyt wielu badań, które mogłyby uprawomocnić twierdzenia o ich odchudzających właściwościach. Dowody na prozdrowotne działanie CGA są zaś znacznie mocniejsze, w dodatku wstępne palenie kawy jest o wiele tańsze od ekstrahowania. Brandeis University opatentował metodę wstępnego prażenia i mielenia w obecności ciekłego azotu. « powrót do artykułu -
Po komputerowym treningu mózg lepiej reguluje negatywne emocje
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Prosty trening komputerowy, który nie ma nic wspólnego z emocjami i uczy ignorowania rozpraszających bodźców, może zmienić mózgowe obwody regulujące emocje. Naukowcy z Uniwersytetu Ben-Guriona mają nadzieję, że w przyszłości protokół będzie można stosować u pacjentów z depresją czy zaburzeniami lękowymi. Jako pierwsi wykazaliśmy, że nieemocjonalny trening, który poprawia zdolność ignorowania nieistotnych informacji, może skutkować zmniejszonymi reakcjami mózgu na zdarzenia emocjonalne oraz zmieniać połączenia mózgowe. Zmianom tym towarzyszy wzrost siły połączeń między regionami odpowiedzialnymi za hamowanie reakcji emocjonalnych - opowiada dr Noga Cohen. Ten trening poznawczy można łatwo przeprowadzić w różnych populacjach, np. u dzieci, starszych dorosłych, a także jednostek z zaburzeniami neurologicznymi i psychiatrycznymi. W ramach eksperymentu mózgi 26 zdrowych ochotników badano za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) przed i po serii sesji treningowych. W czasie treningu, ignorując kierunki otaczających strzałek, należało stwierdzić, czy strzałka testowa jest skierowana w prawo, czy w lewo. Pierwszy ze skanów wykonano w stanie spoczynku, drugi podczas testu reaktywności emocjonalnej, gdy trzeba było ignorować negatywne obrazki. Tak jak oczekiwano, ochotnicy, którzy ukończyli bardziej intensywną wersję treningu, wykazywali zmniejszoną aktywność ciała migdałowatego - regionu mózgu związanego z negatywnymi emocjami, m.in. smutkiem i lękiem. Dodatkowo intensywny trening skutkował zwiększeniem łączności między ciałem migdałowatym i regionem kory czołowej zaangażowanym w regulację emocjonalną. Świadomi ograniczeń naszego badania - małej liczebności próby złożonej ze zdrowych osób oraz koncentrowania się na krótkoterminowych efektach treningu - sądzimy, że metoda może być skuteczna w przypadku osób z nieprzystosowawczymi zachowaniami emocjonalnymi. « powrót do artykułu -
Ötzi, alpejski człowiek lodu, był zarażony Helicobacter pylori
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Paleopatolog Albert Zink i mikrobiolog Frank Maixner z Akademii Europejskiej w Bolzano (EURAC) znaleźli w zawartości żołądka Ötzi, alpejskiego człowieka lodu, dowody na obecność bakterii Helicobacter pylori. Gdy prawie 3 lata temu panowie umieścili próbki pobrane z żołądka Ötzi pod mikroskopem, podchodzili do tego dość sceptycznie. Dziś dowody na obecność H. pylori znajduje się w tkance żołądka, dlatego było bardzo mało prawdopodobne, że cokolwiek znajdziemy, bo śluzówka żołądka Ötzi już nie istniała - opowiada Zink. Zink i Maixner się jednak nie zrazili i z naukowcami z Wiednia, Vendy w RPA oraz Instytutu Badania Ludzkiej Historii Maxa Plancka w Jenie próbowali znaleźć sposób na rozwiązanie tego problemu. [...] Wpadliśmy na pomysł, by wyekstrahować całe DNA zawartości żołądka. Gdy się to udało, byliśmy w stanie oddzielić poszczególne sekwencje Helicbacter i zrekonstruować genom H. pylori sprzed 5300 lat - wyjaśnia Maixner, dodając, że naukowcy natrafili na białkowe markery, które współcześnie widuje się u pacjentów zarażonych H. pylori. Świadczy to o wystąpieniu reakcji układu odpornościowego. U 1/10 zarażonych bakterią pojawiają się powikłania w rodzaju zapalenia żołądka czy wrzodów. Nie da się, niestety, powiedzieć, czy coś takiego stało się u Ötzi, bo jak wspominaliśmy wcześniej, tkanki jego żołądka się nie zachowały. [...] Wstępne warunki jednak zaistniały. Dane genetyczne zostały później przesłane do Thomasa Rattei z Uniwersytetu w Wiedniu, który współpracował z kolegami z USA, RPA i Niemiec. Zakładaliśmy, że u Ötzi będzie występował ten sam szczep, co u dzisiejszych Europejczyków. Tymczasem okazało się, że mamy do czynienia ze szczepem, obserwowanym dziś głównie w środkowej i południowej Azji - zaznacza Rattei. Naukowcy przypuszczają, że pierwotnie istniały 2 typy bakterii: afrykański i azjatycki. W pewnym momencie doszło do ich rekombinacji i powstała dzisiejsza wersja europejska. Ponieważ bakteria jest zazwyczaj przekazywana wewnątrz rodziny, historię patogenu można z powodzeniem połączyć z historią światowej populacji. Dotąd naukowcy zakładali, że ludzie z neolitu stali się nosicielami europejskiego szczepu jeszcze przed porzuceniem wędrownego trybu życia, przypadek Ötzi pokazuje jednak, że wcale tak nie musiało być. Rekombinacja oby typów Helicobacter mogła zajść jedynie [...] po erze Ötzi, a to pokazuje, że historia osadnictwa w Europie jest o wiele bardziej złożona niż dotąd sądzono - uważa Maixner. Autorzy publikacji z pisma Science chcą wykorzystać bakterie do zrozumienia rozwoju ludzkości. Planują kilka projektów badawczych na terenie Ameryki Południowej i Azji. « powrót do artykułu -
Należąca do Amazona firma Annapurna Labs Inc. rozpoczęła sprzedaż własnych układów scalonych. Kości ARM przeznaczone są m.in. do ruterów Wi-Fi i urządzeń NAS. Annapurna została założona w 2011 roku przez Avigdora Willenza, który wcześniej założył projektującą układy scalone firmę Galileo Technologies. Galileo została kupiona przez Marvella w 2001 roku za 2,7 miliarda dolarów. Willenz z czasem sprzedał też Annapurnę. W styczniu ubiegłego roku Amazon zapłacił za nią 350-370 milionó dolarów. Co ciekawe, koncern Bezosa kupił przedsiębiorstwo, które niczego nie zdążyło jeszcze wyprodukować. Układy Annapurny z serii Alpine korzystają z rdzeni ARMv7 i ARMv8. Są przeznaczone przede wszystkim dla urządzeń domowych, takich jak sieci komputerowe, zarządzanie urządzeniami IoT (Internet of Things), kamerami bezpieczeństwa czy streamingiem 4K/UHD. Kości Alpine znalazły się już w ruterach, urządzeniach NAS i bramkach oferowanych m.in. przez takich producentów jak Netgear, QNAP Systems i Synology. « powrót do artykułu
-
Ludzie prawdopodobnie zanieczyszczają oceany azotem w mniejszym stopniu, niż sugeruje wiele modeli klimatycznych. Generalnie jest to dobra wiadomość. Jak zauważa profesor Meredith Hastings z Brown University. Możliwe, że ludzie zanieczyszczają oceany w mniejszym stopniu niż sądzimy. To dobra wiadomość. Jednak dodatkowy azot może zwiększać zdolność oceanów do wchłaniania dwutlenku węgla z atmosfery, co w pewnym stopniu niweluje skutki naszej emisji. Jeśli nie wpuszczamy do oceanów takiej ilości azotu, jak sądziliśmy, nie mamy korzyści z wchłaniania węgla. Azot to ważny składnik odżywczy i najpowszechniej występujący gaz w atmosferze. Jego nadmiar w oceanach prowadzi do nadmiernego rozrostu glonów i innych roślin, które mogą zaburzyć równowagę w ekosystemie. Wielkie zakwity glonów prowadzą do pojawienia się w oceanach stref beztlenowych i masowego pomoru ryb. Jednak zwiększona ilość azotu w oceanach stymuluje wzrost fitoplanktonu i innych organizmów korzystających z fotosyntezy, a to z kolei zwiększa zdolność oceanów do wchłaniania CO2. Niektóre modele atmosferyczne zakładają, że nawet 80% azotu trafia do oceanów wskutek działalności człowieka. Te modele przyjmują, że oceany są pasywnym odbiorcą azotu. My chcieliśmy się dowiedzieć, czy to prawda oraz czy oceany mogą być znaczącym emitentem azotu. Jeśli oceany są aktywnym graczem, to trafiający do nich azot nie jest nowym azotem, a azotem podlegającym recyklingowi - mówi uczona. Na potrzeby swoich badań naukowcy przyjrzeli się koncentracji i składowi organicznego azotu zebranego z powietrza i opadów deszczu nad Bermudami. Bermudy to dobre miejsce do prowadzenia takich badań, gdyż w różnych okresach roku nad wyspy napływają różne masy powietrza. Zwykle dominuje powietrze tropikalne znad otwartego oceanu, przemieszczające się w kierunku północnym, jednak w zimie napływa chłodne powietrze z kontynentalnych Stanów Zjednoczonych, które niesie ze sobą wiele zanieczyszczeń przemysłowych. Jesteśmy w stanie oddzielić to, co pochodzi ze źródeł naturalnych od zanieczyszczeń ze źródeł antropogenicznych - mówi Hastings. Badania wykazały, że koncentracja azotu jest mniej zależna od pochodzenia mas powietrza, a większy wpływ na nią ma aktywność biologiczna w oceanie otaczającym wyspy. Wydaje się, że wskutek procesów biologicznych zachodzących w oceanie, powstają związki, które reagują w atmosferze, tworząc organiczny azot - mówi uczona. Wygląda więc na to, że oceany odgrywają znacznie większą rolę w obiegu azotu niż sądzono, a wpływ człowieka na zawartość azotu w wodach oceanicznych jest przeszacowany. Hastings i jej zespół oceniają, że antropogeniczny azot stanowi jedynie 27% całego azotu obecnego w oceanach. Skoro zaś nie wprowadzamy do oceanów tyle azotu, co sądziliśmy, nie stymulujemy wchłaniania węgla, więc wpływ na jego obieg jest mniejszy niż zakładają modele - mówi Hasings. « powrót do artykułu
-
Na stanowisku Ed-Dur w emiracie Umm al-Kajwajn odkryto 500 grobowców datowanych na około 100 rok naszej ery. Prostokątne grobowce wykonano z kamieni wydobytych z morza. Wszystkie grobowce zwrócone są na linii północ-wschód, z wyjątkiem jednego, znajdującego się na linii północ-zachód. Wszystkie wybudowano obok domostw, gdyż miejscowa ludność wierzyła, że życie po śmierci jest nierozerwalną kontynuacją życia - mówi Alia Al Ghafi, kierująca w emiracie wydziałem starożytności i dziedzictwa. Podczas najnowszego sezonu archeologicznego wykopano też perły, żelazne i brązowe groty strzał, ceramikę i naczynia szklane. Odkrycie pereł świadczy o tym, że w przeszłości miejsce wykopalisk było portem - stwierdziła uczona. Znaleźliśmy też miecze, piece do wypieku żywności, różne rodzaje paciorków oraz monety z czasów Aleksandra Wielkiego - dodaje. Stanowisko archeologiczne Ed-Dur, jedno z największych na terenie Zjednoczonych Emiratów Arabskich, zostało odkryte w 1973 roku przez irackich archeologów. Prace na nim rozpoczęły się w roku 1974. Przez lata znajdowano tam kamienne domostwa i monety. W latach 1989-1995 odkopano świątynię bóstwa słońca udekorowaną aramejskimi inskrypcjami. Obecnie trwają prace nad jej odrestaurowaniem. W 2009 roku rozpoczęto kolejną serię regularnych wykopalisk, która jest kontynuowana do dzisiaj. Profesor Hamad bin Seray, autor książek na temat Ed-Dur i całego regionu mówi, że z dotychczasowych badań wiemy, iż Ed-Dur był portem należącym do Omana, miasta wspomnianego w Historii Naturalnej przez Pliniusza Starszego. Omana uważa się za dzisiejsze Sohar, dawną stolicę obecnego Omanu. Fakt, że w Ed-Dur znajdowana jest szkliwiona ceramika oraz monety z terenów Półwyspu Apenińskiego, Grecji, Persji, Indii i basenu Morza Śródziemnego wskazuje, iż był to międzynarodowy port łączący Zatokę Perską z resztą świata. « powrót do artykułu
-
Wysoka zawartość cukru w zachodniej diecie zwiększa ryzyko raka piersi i jego przerzutów do płuc. Odkryliśmy, że spożycie sacharozy, które odpowiadało poziomom typowym dla diet zachodnich, prowadziło u myszy do nasilonego wzrostu guzów i przerzutowania (w porównaniu do obfitującej w skrobię diety bezcukrowej). Po części było to skutkiem zwiększonej ekspresji 12-lipoksygenazy (12-LOX) i [stężenia] powiązanego [z jej aktywnością] kwasu tłuszczowego - kwasu 12-hydroksyeikozatetraenowego 12-HETE [lipoksygenazy to niehemowe dioksygenazy wielonienasyconych kwasów tłuszczowych] - wyjaśnia dr Peiying Yang z Centrum Medycznego Uniwersytetu Teksańskiego. Jak dodaje dr Lorenzo Cohen, w ramach obecnego badania oceniano wpływ cukrów z diety na rozwój raka gruczołu sutkowego w wielu modelach mysich. Próbowano też określić wchodzące w grę mechanizmy. Stwierdziliśmy, że zwłaszcza wszechobecna fruktoza, z sacharozy czy syropu glukozowo-fruktozowego, odpowiada za ułatwianie powstawania przerzutów w płucach i produkcję 12-HETE w guzach piersi. Wcześniejsze badania skupiały się na roli cukru, szczególnie glukozy, oraz energetycznych szlaków metabolicznych w rozwoju nowotworów. Alternatywnym szlakiem studiowania napędzanej cukrem karcynogenezy może być jednak także kaskada zapalna - podkreśla Yang. Podczas eksperymentów naukowcy zauważyli, że w wieku 6 miesięcy mierzalne guzy występowały u 30% myszy ze skrobiowej grupy kontrolnej. W grupach z dietami wzbogaconymi sacharozą guzy gruczołów sutkowych rozwinęły się zaś u 50-58% zwierząt. Ustalono także, że liczba przerzutów w płucach była znacznie wyższa u gryzoni z grup z dietami wzbogacanymi sacharozą lub fruktozą. Badanie sugeruje, że dietetyczna sacharoza lub fruktoza wywołuje produkcję 12-LOX i 12-HETE w komórkach raka piersi in vivo. To wskazuje możliwy szlak sygnałowy, odpowiedzialny za wspierany przez cukier wzrost guzów u myszy - podsumowuje Cohen. « powrót do artykułu
-
Wystarczy 20-centymetrowy teleskop by zaobserwować aktywną czarną dziurę w świetle widzialnym. Międzynarodowy zespół naukowy informuje, że czarne dziury mogą być obserwowane nawet przez astronomów-amatorów. Teraz wiemy, że czarne dziury można obserwować nie posiadając wyspecjalizowanych teleskopów działających w zakresach promieniowania rentgenowskiego czy gamma - mówi główna autorka badań, Mariko Kimura z Uniwersytetu w Kioto. Podwójne czarne dziury doświadczają co kilkadziesiąt lat rozbłysków, w czasie których emitują olbrzymie ilości energii. Tak właśnie stało się z V404 Cygni, która "przebudziła się" 15 lipca 2015 roku po 26 latach uśpienia. Naukowcy przeanalizowali uzyskane dane i stwierdzili, że w czasie takiego rozbłysku zmiany promieniowania w zakresie widzialnym są skorelowane z promieniowaniem X. Specjaliści z Uniwersytetu w Kioto, Japońskiej Agencji Kosmicznej JAXA, laboratorium RIKEN i Uniwersytetu w Hiroszimie stwierdzili, że światło widzialne wywodzi się z promieniowania rentgenowskiego wydobywającego się z tych obszarów dysku akrecyjnego, które położone są najbliżej czarnej dziury. Promieniowanie to podgrzewa zewnętrzne obszary dysku, co prowadzi do emisji przez nie światła widzialnego. Dzięki temu podczas rozbłysków możliwe jest obserwowanie czarnych dziur przez zwykłe teleskopy optyczne. Normalnie czarne dziury emitują promieniowanie rentgenowskie. Najnowsze badania wykazały też, że do rozbłysków czarnej dziury dochodzi przy 10-krotnie mniejszym wchłonięciu masy niż dotychczas sądzono. To zaś sugeruje, że za rozbłysk nie odpowiada ilość masy wpadającej do dziury, a raczej jej okres orbitalny. « powrót do artykułu
-
Wytrenowali warany, by nie zjadały toksycznych ropuch
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Biolodzy nauczyli dzikie Varanus panoptes, by nie zjadały toksycznych ag (Rhinella marina). Agi, zwane też ropuchami olbrzymimi, zostały sprowadzone do Australii w latach 30. XX w., by pomóc w kontroli szkodników upraw trzciny cukrowej. Później rozprzestrzeniły się w sposób niekontrolowany, zagrażając miejscowej faunie. W ramach eksperymentu naukowcy nakarmili warany małymi, czyli mniej szkodliwymi agami. Wiele jaszczurek nie chciało ich już później jeść. Byliśmy bardzo zaskoczeni wynikami: czasem, przez jaki gady zachowywały zdobytą wiedzę i przeżywały przy dużym zagęszczeniu ropuch [...] - opowiada Georgia Ward-Fear z Uniwersytetu w Sydney. Przez ropuchy liczebność V. panoptes spadła o ok. 90%. Stało się tak, bo gdy ropuchy pojawiają się na nowym obszarze, warany się nimi zajadają i umierają. Podczas prac w terenie prezentowaliśmy waranom małą ropuchę. [...] Ostrożnie podchodziliśmy do nich i rozsuwaliśmy teleskopową wędkę. Po posiłku z młodej agi warany chorowały. Toksyczność była jednak zbyt mała, by wyrządzić im trwałą krzywdę. Później naukowcy zakładali jaszczurkom nadajniki GPS, które pozwalały śledzić ich poczynania po przybyciu ropuch na badane terytorium. Okazało się, że gros z 16 gadów już nigdy więcej nie skusiło się na posiłek z ropuchy. Ponad połowa przeżyła 18-miesięczny okres obserwacyjny. Biolodzy przyglądali się też 31 niewarunkowanym jaszczurkom. Zauważyliśmy, że warany, które nie miały złych doświadczeń z małymi agami, szybko umierały. Podczas inwazji wszystkie zginęły w ciągu 3 miesięcy [...]. Zachęceni uzyskanymi wynikami naukowcy sądzą, że zastosowanie opisanej procedury u dzikich V. panoptes korzystnie wpłynie na ich populację. « powrót do artykułu -
Chiński producent dronów, firma Ehang Inc., pokazała pojazd, który, jak sama twierdzi, jest pierwszym latającym dronem zdolnym do przenoszenia pasażera. Dron przypomina niewielki helikopter, wyposażony jest w cztery silniki. Producent zapewnia, że jego akumulatory można naładować w ciągu 2 godzin, pojazd jest w stanie zabrać na pokład ciężar o wadze do 100 kilogramów i jest w stanie lecieć przez 23 minuty. W klimatyzowanej kabinie może zmieścić się jedna osoba i niewielki bagaż. Po złożeniu śmigieł dron zajmuje nie więcej miejsca niż samochód. Pasażer EHang 184 może nim sterować za pomocą tabletu Surface. Najpierw należy wyznaczyć maszynie trasę, a później wydać komendę "Start". Po przybyciu na miejsce wystarczy na tablecie dotknąć klawisza "Ląduj". Dron lata na zwykle na wysokości 300-500 metrów, chociaż może wznieść się na wysokość nawet 3,5 kilometra. Maksymalna prędkość urządzenia wynosi 100 km/h. Wiadomo, że amerykańska Federalna Administracja Lotnicza (FAA) rozpoczęła proces wydawania certyfikatu chińskiemu dronowi. Fakt, że na pokładzie urządzenia może znajdować się człowiek oznacza, że dron będzie musiał spełniać bardzo rygorystyczne wymagania. Szef FAA, Michael Huerta, był obecny na targach CES, ale nie udzielił wywiadu. Przedstawiciele firmy Ehang mówią, że chcieliby rozpocząć sprzedaż drona już w bieżącym roku. Urządzenie miałoby kosztować 200-300 tysięcy dolarów. Jednak jego status prawny nie jest jasny. Świat nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego - mówi Shang Hsiao, współzałożyciel firmy. Hsiao przyznaje, że pasażer drona będzie mógł go kontrolować jedynie w opisany powyżej sposób. Nie istnieje żadna metoda przejęcia kontroli w sytuacji awaryjnej. Dlatego też firma planuje utworzenie centrum kontroli, które w razie problemów przejmowałoby sterowanie urządzeniem i umożliwiało bezpieczne lądowanie. Jak zapewniają przedstawiciele Ehang, dron odbył ponad 100 lotów testowych. Część z nich odbyła się z pasażerem na pokładzie. « powrót do artykułu
-
Podczas odchudzania we krwi występują przeciwcukrzycowe czynniki
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Czynniki z krwi szczurów, którym zmniejszono liczbę podawanych kalorii, mogą modyfikować działanie mitochondriów komórek wytwarzających insulinę. Ma to korzystny wpływ na uwalnianie insuliny pod wpływem glukozy, a także chroni komórki przed gluko- oraz lipotoksycznością. Ustalenia autorów publikacji z The FEBS Journal sugerują, że na mitochondria komórek beta wpływają sygnały niezależne od poziomu związków energetycznych. Akademicy uważają, że zidentyfikowanie czynników z krwi może otworzyć drogę nowym metodom walki z cukrzycą typu 2. Nasze ustalenia stanowią poparcie dla tezy, że dieta wpływa na komórki uwalniające insulinę raczej za pośrednictwem sygnałów przemieszczających się z krwią, a nie samych składników odżywczych czy metabolitów. Sygnały mogą być generowane [...] w innych narządach, np. tkance tłuszczowej, wątrobie, mózgu, a nawet komórkach odpornościowych. To, co odkryliśmy, sugeruje także, że przynajmniej częściowo, korzystny wpływ ograniczenia kaloryczności zachodzi dzięki pojawieniu się sygnału ochronnego, a nie wyeliminowaniu negatywnego - wyjaśnia dr Orian Shirihai z Uniwrsytetu Bostońskiego. « powrót do artykułu -
Ukazały się wyniki pierwszych badań, których autorzy próbują w skali globalnej ocenić wpływ zmian klimatycznych na produkcję zbóż. Naukowcy wzięli pod uwagę 16 zbóż i 177 krajów oraz sprawdzili, jak na ich produkcję wpłynęło około 2800 ekstremami pogodowymi (susze, powodzie, fale upałów itp.), której miały miejsce w latach 1964-2007. Okazało się, że ekstrema pogodowe powodują utratę 9-10 procent plonów. Jednak utrata ta nie jest równomierna. Najbardziej cierpi... najwyżej rozwinięte rolnictwo. W Ameryce Północnej, Europie i Australii straty sięgają średnio 20%. Odkryliśmy, że takie wydarzenia jak susze znacznie zmniejszają plony, a ich wpływ jest większy w krajach bogatszych - mówi współautor badań Pedram Rowhani z Sussex University. Częstotliwość występowania i intensywność susz wzrośnie w najbliższej przyszłości. Musimy dostosować do tego nasze rolnictwo, inaczej będziemy ponosili jeszcze większe straty - dodaje uczony. Jego słowa znajdują potwierdzenie w badaniach. Okazało się bowiem, że o ile przed połową lat 80. ubiegłego wieku średni ubytek plonów z powodu suszy wynosił 6,7%, to w ostatnich latach wynosi on już 13,7%. Analizy wykazały też, że po suszy rolnictwo bardzo szybko odzyskuje dawną produktywność. Jednym z najbardziej zaskakujących odkryć było spostrzeżenie, że bardziej zaawansowane rolnictwo cierpi bardziej z powodu susz i fal upałów, niż rolnictwo w krajach mniej rozwiniętych. Niewykluczone, że ma to związek ze skalą i metodami uprawy. Na przykład w Ameryce Północnej zboża, z których produkuje się chleb, i metody ich uprawy, są bardzo ujednolicone na olbrzymich obszarach, jeśli więc nadejdzie susza, to wszystkie te obszary cierpią - dodaje Corey Lesk z kanadyjskiego McGill University. W krajach rozwijających się na uprawy składają się niewielkie pola, na których rosną różne zboża. Jeśli nadejdzie susza, to niektóre z tych roślin mogą ucierpieć, ale inne ją przetrwają - dodaje Lesk. Ponadto, jak zauważa, rolnicy w krajach rozwiniętych najczęściej nie są zależni od tego, co sami uprawiają i mają dostęp do ubezpieczeń. Tak więc dla nich najlepszą strategią jest maksymalizacja zbiorów, a nie minimalizacja ryzyka - stwierdza Lesk. « powrót do artykułu
-
Wskaźnik masy ciała (BMI) kelnera/kelnerki wpływa na to, ile i co jedzą i piją klienci, np. czy zamówią deser albo drinka. Tim Doering i Brian Wansink z Cornell Food and Brand Lab badali 497 klientów 60 restauracji typu TGI Friday's. Okazało się, że ludzie, od których zamówienie przyjmowali ciężsi pracownicy, 4-krotnie częściej zamawiali deser. Zamawiali też 17% więcej alkoholu. Nikt nie idzie do restauracji z zamiarem rozpoczęcia diety, jesteśmy więc niesamowicie podatni na wskazówki, które usprawiedliwiają zamawianie i jedzenie tego, na co mamy ochotę. Widok zabawnego, szczęśliwego, grubego kelnera może sprawiać, że ludzie stwierdzają "co mi tam" i trochę sobie folgują - wyjaśnia Doering. Gdy później porównano BMI obsługi i klienta, okazało się, że ciężki kelner/kelnerka wydawał się silniej wpływać na najszczuplejsze osoby. Poza gabarytami kelnera/kelnerki na zamówienia oddziałują oświetlenie, muzyka, a nawet to, gdzie siedzimy na sali. Wagi personelu czy muzyki nie zmienimy, jedną z najlepszych dietetycznych metod obrony jest [jednak] podjęcie przed pójściem do restauracji decyzji, czy zamówimy przystawkę, czy deser" - podpowiada Wansink. « powrót do artykułu
-
Volkswagen chce podobno odkupić od Amerykanów około 115 000 samochodów. Ma to związek ze skandalem, jaki wybuchł w USA, gdy okazało się, że w pojazdach tej firmy zastosowano oprogramowanie oszukujące podczas badania spalin. Oprogramowanie to powodowało, że w czasie testów skład spalin mieścił się w normach, jednak w czasie codziennego użytkowania normy te były znacznie przekraczane. Na przykład 2-litrowy silnik diesla montowany w samochodach Volkswagena emitował aż 40-krotnie więcej tlenku azotu niż dopuszczają amerykańskie normy federalne. Wiadomo, że Volkswagen sprzedał na terenie USA około 600 000 pojazdów z oprogramowaniem pozwalającym na oszukiwanie podczas badań. Z czasem okazało się, że podobne praktyki stosowano też w Europie, gdzie na drogi trafiło 11 milionów samochodów przekraczających normy. Na Starym Kontynencie problem udało się szybko rozwiązać za pomocą poprawek w oprogramowaniu. Jednak okazało się, że w USA nie będzie to takie proste. Amerykańskie normy emisji tlenku azotu są znacznie bardziej restrykcyjne i potrzebna jest większa ingerencja w sam samochód. Koszty odkupienia olbrzymiej liczby pojazdów i naprawienia innych to jednak nie wszystkie wydatki, jakie czekają Volkswagena w związku ze skandalem. Przed trzema dniami amerykański Departament Sprawiedliwości (DOJ) oficjalnie pozwał Volkwagena oskarżając firmę o świadome oszustwo. Sytuację Volkswagena pogarsza też fakt, że już po wybuchu skandalu, gdy Agencja Ochrony Środowiska (EPA) dopytywała się o modele silników, w których zastosowano oszukańcze oprogramowanie i gdy przedstawiciel firmy zeznawał w ten sprawie przed Kongresem, koncern nie poinformował, że oprócz silników 2-litrowych także w modelach 3-litrowych zainstalowano wspomniane programy. Odpowiednie agencje same odkryły to po szczegółowych badaniach. We wspomnianym pozwie DOJ i EPA domagają się gigantycznego odszkodowania. Chcą, by Volkswagen zapłacił 32,500 USD za każdy "oszukańczy" samochód wyprodukowany przed 2009 rokiem i sprzedany w USA oraz 37,500 USD za każdy samochód wyprodukowany po roku 2009. Dodatkowo za każde oszukańcze urządzenie we wspomnianych samochodach grzywna miałaby wynieść pomiędzy 2750 a 3750 USD. Ponadto za każdy dzień, w w którym tego typu samochody jeździły po amerykańskich drogach przed 13 stycznia 2009 roku kara miałaby wynieść 32,500 USD, a za każdy dzień po tej dacie - 37,500 USD. « powrót do artykułu
-
Podczas rozpoczętych właśnie targów CES 2016 Marvell zaprezentuje kontroler dla SSD, który współpracuje z protokołem NVMe v. 1.2. Protokół ten pozwala na wykorzystanie pamięci RAM komputera w roli pamięci cache SSD. Dzięki temu możliwe jest zrezygnowanie z kości DRAM wbudowanych w SSD i obniżenie ceny nośnika danych. Wykorzystanie układu Marvell 88NV1140 może przynieść producentom SSD wymierne korzyści. Działają oni na bardzo konkurencyjnym rynku i często ich jedynym atutem jest cena niższa od cen konkurencji. Wspomniany kontroler korzysta z dwóch rdzeni ARM Cortex R5 wykonanych w technologii 28 nanometrów. Układ wspiera korekcję błędów LDPC i współpracuje z 15-nanometrowymi kości TLC NAND i 3D NAND. « powrót do artykułu
-
Turecki ołatarz przedstawiający walkę syna Herkulesa z hydrą
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
W Turcji w pobliżu rzeki Akçay odkryto marmurowy ołtarz, przedstawiający prawdopodobnie bitwę syna Herkulesa - Bargasosa - z potworem przypominającym hydrę. Miała ona doprowadzić do narodzin dobrego bóstwa rzecznego Harpasosa, któremu poświęcony jest ołtarz. Warto dodać, że w II w. n.e., na który datowany jest ołtarz, dzisiejszą rzekę Akçay nazywano właśnie Harpasos. Inskrypcja po grecku ujawnia, że po widzeniu we śnie Flawiusz Uliades miał zbudować Harpasosowi ołtarz w zamian za wysłuchanie modlitw o dobre zbiory lub ochronę [właściciela lub jego zwierząt] przed powodziami, spadnięciem ze stromych stoków czy o uzdrowienie leczniczymi wodami - opowiadają prof. Hasan Malay z Ege Üniversitesi i Funda Ertugrul z Muzeum Archeologicznego w Aydın. Ołtarz o wymiarach 0,61 na 0,45 m znajduje się obecnie w muzeum. Wyrzeźbiono na nim nagiego mężczyznę w hełmie z pióropuszem, który w prawej dłoni dzierży sztylet, a w lewej okrągłą tarczę. W prawym dolnym rogu widać skręconego wielogłowego węża. Choć to Herkules miał zabić hydrę lernejską, archeolodzy uważają, że ołtarz przedstawia raczej syna Herkulesa i Barge - Bargasosa. Dolina rzeki z piaszczystą strefą, gdzie wiele odnóg wpływa do Harpasos, przypomina okolice Lerny - piszą autorzy publikacji z pisma Epigraphica Anatolica. Scena z ołtarza może być przedstawieniem lokalnego mitu o walce Bargasosa z siejącą spustoszenie rzeką z wieloma dopływami. Gdy wojownik zwyciężył potwora, rzeka zmieniła się w dobre bóstwo [Harpasosa]. « powrót do artykułu