Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Right Cup to kubek z enkapsulowanymi zapachami owocowymi, który "oszukuje" mózg, że czysta woda to w rzeczywistości woda smakowa, np. jabłkowa lub pomarańczowa. Naczynie ma pomóc w odchudzaniu, skłaniać do wypijania właściwej ilości płynów, a także ułatwić diabetykom przestrzeganie bezcukrowej diety. Autorem rozwiązania jest Issac Lavi, który sam choruje na cukrzycę. "Lekarze radzili mi, bym trzymał się z daleka od słodkich napojów i pił wyłącznie czystą wodę. To było bardzo trudne, bo nienawidziłem tego smaku, a właściwie braku smaku". Stąd pomysł, by wykorzystać swoje doświadczenie w dziedzinie marketingu zapachu. Po 5 latach intensywnych prac w styczniu 2015 r. światło dzienne ujrzał prototyp Right Cup. Generalnie twórcy kubeczka bazowali na fakcie, że za doświadczenia smakowe w ok. 80% odpowiada zapach. Wykorzystali związki mające atest amerykańskiej Agencji Żywności i Leków, ale zamiast jak przemysł spożywczy dodać je do napojów, wbudowali je w samo naczynie (technologia enkapsulacji została opatentowana). Right Cup jest tak zaprojektowany, że podczas picia nozdrza znajdują się bardzo blisko wlotu naczynia, w wyniku czego nos lepiej wychwytuje woń i użytkownik wyczuwa słodkie nuty smakowe (tak jak w sytuacji picia smakowej wody). Amerykanie twierdzą, że im częściej korzysta się z kubka, tym wrażenia stają się mocniejsze, bo mózg nabywa doświadczenia. Right Cup ma pojemność 320 ml i jest wolny od bisfenolu A. Pełny zapach utrzymuje się przez pół roku. Jeśli ktoś chce wydłużyć żywotność naczynia, powinien je myć ręcznie i przechowywać odwrócone do góry nogami. Od listopada trwa zbieranie funduszy na witrynie Indiegogo. Choć do końca zostało jeszcze 19 dni, już teraz udało sie zebrać niemal 600% z zakładanych 50 tys. dolarów. W styczniu przyszłego roku mają się zacząć kolejne testy smakowe, a w lutym produkcja, tak że dostaw można się spodziewać od kwietnia. « powrót do artykułu
  2. Amerykańska policja wykorzystuje specjalnie tresowane psy do wykrywania ukrytych dysków twardych, kart pamięci i klipsów USB. Te tak zwane "porn dogs" są używane przede wszystkim podczas poszukiwania nośników z dziecięcą pornografią, poinformował Jon Dumas z organizacji Montgomery County Crime Stoppers. Organizacja ta przeznaczyła 17 000 USD na zainicjowanie programu szkolenia psów do poszukiwania nośników danych. Psy szkoli się tak, by reagowały na specyficzny klej wykorzystywany w HDD, USB i kartach SD. Zwierzęta rzeczywiście są skuteczne. Znaleźliśmy nośniki schowane w sejfie pod podłogą domu. Bardzo dobrze je ukryli, mówi jeden z policjantów. Z pracy psów zadowolony jest też miejscowy prokurator. Opowiadał, jak policjanci przeszukali dom podejrzanego i niczego nie znaleźli. Na drugie przeszukanie wzięli psa, który błyskawicznie namierzył poszukiwane nośniki. Na razie na terenie USA pracują pojedyncze "porn dogs". « powrót do artykułu
  3. Samsung, Micron i SK Hynix rozpoczną w przyszłym roku produkcję układów DRAM w procesie 18 nanometrów. Samsung już zakończył prace nad procesem 1X-nano D-RAM i obecnie weryfikuje możliwości masowej produkcji w tej technologii. Koreańczycy rozpoczną masową produkcję jeszcze w I kwartale przyszłego roku. Z kolei SK Hynix będzie zwiększał produkcję 20-nanometrowych układów DRAM i kończy prace nad technologią 1X-nano. Firma ma nadzieję, że będzie gotowa w pierwszej połowie przyszłego roku, a proces 18 nanometrów zostanie wdrożony przed końcem 2016 roku. Podobne plany ma Micron, który również ma nadzieję na rozpoczęcie w przyszłym roku produkcji w technologii 18 nanometrów. Eksperci uważają jednak, że proces wykorzystywany przez Microna jest o 1 lub 2 generacje mniej rozwinięty od rozwiązań Samsunga i Hyniksa. Ocenia się, że rozmiar płytki w 20-nanometrowych kościach DRAM Microna jest większy od płytki w 20-nanometrowych układach konkurencyjnych firm. Odpowiada on raczej wielkości 25-nanometrowych DRAM Samsunga. « powrót do artykułu
  4. Po usunięciu zapór ekosystem rzeczny odradza się znacznie szybciej, niż sądzono. Takie wnioski płyną z badań profesora Christophera Tonra z Uniwersytetu Stanowego Ohio. Uczony bada, jak grodzenie rzek zaporami wpływa na gatunki uzależnione od migracji łososia i co się dzieje, gdy tamy zostają usunięte. Jestem niezwykle podekscytowany faktem, że wykazałem, iż ochrona przyrody przynosi tak dobre efekty. Nie zawsze tak się dzieje. Jednak w przypadku badanych przeze mnie rzek ich ekosystem może w pełni odrodzić się jeszcze za naszego życia - mówi uczony. Naukowiec obserwował opróżnione zbiorniki wodne, pozostałości po zaporach, które początkowo wyglądały jak powierzchnia Księżyca, ale bardzo szybko wracało tam życie, pojawiały się ekosystemy, które zniszczyliśmy nawet przed 100 laty. To było niewiarygodne - mówi Tonra. Uczony i jego zespół skupiali się na badaniu pluszcza meksykańskiego. Ten nieduży ptak w niezwykły sposób zdobywa pożywienie. Ma on przezroczystą trzecią powiekę, która chroni oczy i pozwala mu widzieć pod wodą. Zwierzę nurkuje i wędruje po dnie w poszukiwaniu pożywienia. Zwykle poluje na larwy owadów, żywi się też niewielkimi rybami, w tym młodymi łososiami. Te ptaki żyją dokładnie na styku ekosystemu wodnego i ziemnego - mówi Tonra. Wraz z kolegami spędził on cztery lata w Olympic National Park i na okolicznych terenach. Na terenie parku znajduje się rzeka Elwha, która była świadkiem największego w historii usunięcia tam. Zapory zaczęto usuwać w 2011 roku, a prace ukończono w roku 2014. Od tamtej pory łososie po raz pierwszy od 100 lat mogą przedostać się w górę rzeki. Łososie wędrując w górę rzek i kończąc w nich życie, przynoszą z oceanów azot i węgiel, który wcześniej zaniosły tam rzeki. Ze wspomnianych pierwiastków korzystają i rośliny i zwierzęta, czy to jedząc łososie, czy to dzięki temu, że rozkładające się szczątki ryb uwalniają pierwiastki do wody i gleby. One nawożą rzekę, substancje odżywcze wędrują w górę łańcucha pokarmowego - mówi Tonra. Korzystają z nich też pluszcze żywiące się larwami. Podczas jednego z badań naukowcy wykazali, że pluszcze, które miały dostęp do łososi były w lepszej kondycji fizycznej i z większym prawdopodobieństwem próbowały wielokrotnego składania jaj w sezonie. Samice urodzone z takich ptaków były większe i z większym prawdopodobieństwem pozostawały przez cały rok na terytorium gniazdowania. Naukowcy badali cztery cieki wodne, z których trzy były zablokowane przez tamy. Porównywali wielkość zwierząt, badali ich krew pod kątem obecności węgla i azotu, co wskazuje za odsetek składników odżywczych pochodzących z morza. Obserwowali jak ptaki gniazdują, jak się rozmnażają, badali pokarm, jaki przynosiły młodym. Uczeni dowiedli, że ptaki z dostępem do łososi częściej spożywały składniki odżywcze pochodzące z mórz i z 20-krotnie większym prawdopodobieństwem próbowały wielokrotnie wychowywać młode w jednym sezonie. Z 13-krotnie większym prawdopodobieństwem pozostawały przez cały rok na obszarze, gdzie wychowywały młode, a prawdopodobieństwo przeżycia roku przez dorosłe osobniki było o 11% wyższe niż tam, gdzie ptaki nie miały dostępu do łososi. Samice z dostępem do łososi były cięższe, co sugeruje lepszą kondycję fizyczną. Ptaki bez dostępu do łososi i przynoszonych przezeń składników odżywczych wyglądały gorzej, miały gorszą kondycję i nie starały się tak bardzo o potomstwo. Różnice było widać nawet na tej samej rzece, wśród populacji po obu stronach tamy. Na takich rzekach mieliśmy do czynienia z dwiema populacjami - mówi Tonra. Uczony zauważa też, że gdy usunięto zapory, populacje pluszcza, które nie miały dotychczas kontaktu z łososiami, bardzo szybko zaczęły poprawiać swoją kondycję, a w ich organizmach występowało więcej składników odżywczych. « powrót do artykułu
  5. Wieszane przez Amerykanów światełka choinkowe zużywają w czasie Świąt więcej prądu niż niektóre kraje przez cały rok. W telewizji często widzimy, jak bogato mieszkańcy USA ozdabiają światełkami swoje posiadłości. Jednak ten zwyczaj ma swoją cenę. Na samo świąteczne oświetlenie Amerykanie zużywają więcej energii niż mieszkańcy Etiopii czy Salwadoru przez cały rok. Jak dowiadujemy się z bloga Center for Global Development każdego roku światła umieszczane na domach i drzewach w USA zużywają 6,63 miliardy kilowatogodzin elektryczności. To więcej niż roczne zużycie energii w Salwadorze (5,35 miliarda KWh), Etiopii (5,30 KWh) czy Tanzanii (4,81 KWh). Wspomniane już 6,63 miliarda KWh to zaledwie 0,2 rocznej amerykańskiej konsumpcji energii. « powrót do artykułu
  6. Temperaturowa determinacja płci (TDP) występuje u większości żółwi, części jaszczurek oraz wszystkich krokodyli i hatterii. U aligatorów amerykańskich (Alligator mississippiensis) w temperaturze 33ºC z jaj wykluwają się głównie samce, a 30ºC przede wszystkim samice. Ostatnio amerykańsko-japoński zespół ustalił, że z TDP u A. mississippiensis wiąże się temperaturozależny kanał jonowy TRPV4. Prof. Taisen Iguchi i Makoto Tominaga z Instytutu Nauk Biointegracyjnych w Okazace, doktorant Ryohei Yatsu z SOKENDAI oraz prof. Satomi Kohno z Uniwersytetu Medycznego Karoliny Południowej odkryli, że receptor waniloidowy TRPV4 występuje w gonadach zarodków aligatora. TRPV4 aligatorów reaguje na temperatury bliskie trzydziestu kilku stopni i może aktywować szlaki komórkowe za pośrednictwem napływu jonów wapnia. Naukowcy zademonstrowali także, że farmakologiczna inhibicja TRPV4 w jaju oddziałuje na geny ważne dla rozwoju samców, np. na gen kodujący hormon antymüllerowski lub czynnik transkrypcyjny SOX9. Wskutek tego w temperaturach "samczych" zachodzi częściowa feminizacja. To pierwszy raport na temat biocząsteczki związanej z mechanizmem temperaturowej determinacji płci. Nadal mamy dużo do zbadania [...]. Interesuje nas [na przykład], jak uzyskane rezultaty mają się do różnorodności i ewolucji innych gatunków z TDP - podkreśla Yatsu. « powrót do artykułu
  7. Grupa astronomów twierdzi, że Ziemia jest bardziej narażona na zderzenie z dużym kosmicznym obiektem niż się powszechnie sądzi. Większość badań i obserwacji dotyczących zagrożenia dla Ziemi skupia się na planetoidach bliskich Ziemi oraz pasie asteroid pomiędzy Marsem a Jowiszem. Tymczasem, jak twierdzą naukowcy, powinniśmy się też skupić na centaurach. To odkrywane od kilkudziesięciu lat małe obiekty poruszające się pomiędzy Jowiszem a Neptunem. Są czymś pośrednim pomiędzy kometami a planetoidami. Centaury mają przeważnie kilkadziesiąt kilometrów średnicy, a ich orbity znajdują się daleko od Ziemi, jednak przebiegają one w pobliżu wielkich planet, a skądinąd wiadomo, że oddziaływanie tych planet może kierować komety w stronę Ziemi. Skierowane w stronę Ziemi centaury rozpadałyby się w miarę zbliżania się do Słońca. Dezintegracja tak wielkiego obiektu mogłaby spowodować trwające 100 000 lat bombardowanie, czytamy na łamach Astronomy and Geophysics. Współautor badań, Bill Napier z University of Buckingham zauważa, że w ciągu ostatnich 30 lat włożono sporo wysiłku w śledzenie obiektów bliskich Ziemi i ocenę ryzyka zderzenia. Jednak skupiając się tylko na takich obiektach niewłaściwie oceniamy ryzyko. Nasze badania sugerują, że musimy spojrzeć poza nasze najbliższe sąsiedztwo, poza orbitę Jowisza i przyglądać się centaurom. Jeśli mamy rację, to mogą one stanowić duże niebezpieczeństwo i najwyższy czas, by lepiej je zrozumieć - mówi Napier. Spotkanie z centaurem może spowodować, że w atmosferze znajdzie się tyle pyłu i dymu, ile przyjmuje się w symulacjach zimy nuklearnej, stwierdzają autorzy badań. Z danych, które obecnie posiada ludzkość, wynika, że w ciągu najbliższych dziesięcioleci nie grozi nam zderzenie z żadnym dużym obiektem. « powrót do artykułu
  8. Wirus zapalenia wątroby typu C (HCV) wydaje się wiązać z podwyższeniem ryzyka choroby Parkinsona. W rozwoju parkinsona rolę odgrywa wiele czynników, w tym czynniki środowiskowe. Ogólnonarodowe badanie, w którym wykorzystano bazę danych z Tajwanu (National Health Insurance Research Database), sugeruje, że zapalenie wątroby wywołane przez HCV może zwiększać ryzyko tej choroby neurodegeneracyjnej. Potrzeba kolejnych badań nad tą korelacją - uważa dr Chia-Hung Kao z Chińskiego Uniwersytetu Medycznego w Taizhong. W czasie przeprowadzania tajwańskiego studium najczęstszym źródłem HCV były transfuzje. Warto przypomnieć, że w USA od 1992 r. całą oddaną krew bada się pod kątem ewentualnego zakażenia. Tajwańskie badanie objęło 49.967 osób z zapaleniem wątroby i 199.868 zdrowych ludzi. Chorych z zapaleniem wątroby podzielono na 3 grupy: zakażonych HBV (71%), zakażonych HCV (21%) i zakażonych oboma wirusami (8%). Losy badanych śledzono średnio przez 12 lat, by ocenić, u kogo rozwinęła się choroba Parkinsona. Zapadło na nią 270 osób z zapaleniem wątroby, w tym 120 chorych z zapaleniem wątroby typu C. W grupie zdrowych parkinsonizm zdiagnozowano u 1060 ludzi. Biorąc poprawkę wiek, płeć, cukrzycę i marskość wątroby, naukowcy zauważyli, że chorzy z HCV zapadali na parkinsona niemal 30% częściej niż osoby z grupy kontrolnej. Osoby z HBV, a także HBV i HCV zapadały na tę chorobę tak samo często jako przedstawiciele grupy kontrolnej. « powrót do artykułu
  9. Każdy, kto próbował korzystać z GPS-a wie, że w pewnych miejscach - jak wnętrza budynków czy ulica pomiędzy drapaczami chmur - sygnał jest niedostępny. istnieje kilka pomysłów na rozwiązanie tego problemu, a najbardziej obiecującym jest australijski system Locata. GPS działa dzięki satelitom i pomiarowi czasu, jaki upływa pomiędzy wysłaniem sygnału z satelity do odbiornika na Ziemi. Trzy satelity wystarczą, by określić nasze położenie w przestrzeni dwuwymiarowej, czwarty satelita określa je w przestrzeni 3D. Na pokładach satelitów znajdują się po cztery zegary atomowe, które dwa razy na dobę są synchronizowane z głównym zegarem w US Naval Observatory. Jednak te zaawansowane technologie stają się bezużyteczne, jeśli sygnał satelitów nie dociera do odbiornika, bo coś go przesłania. Locata rozwiązuje ten problem dzięki niezależnej sieci naziemnych przekaźników, które synchronizują się z GPS. W ubiegłym roku US Naval Observatory przeprowadziło test australijskiego systemu i okazało się, że sygnał w przekaźnikach Locaty synchronizuje się w ciągu 200 bilionowych części sekundy, czyli 50-krotnie szybciej niż GPS. Jest też na tyle silny, by przejść przez ściany. System jest na tyle doskonały, że australijska firma podpisała już odpowiednie umowy z amerykańskimi siłami zbrojnymi, które intensywnie go testują. US Air Force wykorzystuje Locatę do monitorowania ruchu samolotów nad White Sands Missile Range w Nowym Meksyku. Nad poligonem tym od dawna trwają bowiem testy warunków wojennych sygnał GPS jest celowo tłumiony. Z Locaty korzysta też NASA, która w Langley Research Center testuje bezpieczeństwo samolotów bezzałogowych. Australijski system jest wykorzystywany również przez amerykański Insurance Institute for Highway Safety podczas testów autonomicznych samochodów. Niewykluczone, że w przyszłości Locata zostanie zintegrowana z wieżami przekaźnikowymi telefonii komórkowej, a jej odbiorniki staną się na tyle małe, by można je umieścić w smartfonach. Na razie jednak system jest testowany przez różne instytucje, a na rynek konsumencki trafi nie wcześniej niż za 10 lat. Gdy to się stanie, będziemy mogli określać swoje położenie z dokładnością do kilku centymetrów. « powrót do artykułu
  10. Naukowcy z Harvardzkiej Szkoły Zdrowia Publicznego opracowali przeciwciała, które u otyłych myszy poprawiają glikemię i zmniejszają stłuszczenie wątroby, obierając na cel hormon tkanki tłuszczowej aP2 (zwany również FABP4). To badanie ma dwojakie znaczenie. Po pierwsze, demonstruje znaczenie aP2 jako hormonu krytycznego w nieprawidłowym metabolizmie glukozy. Po drugie, pokazuje, że aP2 można skutecznie obierać na cel, by leczyć cukrzycę i ewentualnie choroby immunometaboliczne - podkreśla prof. Gökhan S. Hotamisligil. Ostatnio stało się jasne, że tkanka tłuszczowa odgrywa aktywną rolę w chorobie metabolicznej, uwalniając hormony, które działają np. na wątrobę, mięśnie i mózg. Laboratorium Hotamisligila wykazało, że kluczowym hormonem, który pośredniczy w komunikacji tkanki tłuszczowej i wątroby, jest aP2. Ponieważ u ludzi z otyłością, cukrzycą i miażdżycą poziom aP2 jest znacząco podwyższony, a mutacje zmniejszające stężenie tego hormonu skutkują znacznym spadkiem ryzyka cukrzycy, dyslipidemii i choroby serca, strategie wymierzone w modyfikację działania tego hormonu wydają się obiecującymi metodami walki z wieloma chorobami cywilizacyjnymi. W ramach najnowszego badania zespół M. Furkana Buraka opracował przeciwciała monoklonalne obierające na cel właśnie aP2. Okazało się, że jedno z nich skutecznie poprawiało regulację glukozy w dwóch modelach otyłości. Dodatkowo zaobserwowano spadki otłuszczenia wątroby. Na razie badania znajdują się w fazie przedklinicznej i przed ewentualnym zastosowaniem u ludzi przeciwciała muszą przejść intensywne testy bezpieczeństwa i skuteczności. « powrót do artykułu
  11. NASA odwołała przyszłoroczną misję Mars InSight. Przyczyną podjęcia takiej decyzji jest awaria jednego z podstawowych instrumentów naukowych. W ramach misji InSight (Interior Exploration using Seismic Investigations Geodesy and Heat Transport) miało być zbadane wnętrze Marsa, a specjaliści mieli nadzieję na poznanie dzięki temu ewolucji planet skalistych. Okienko startowe dla misji będzie otwarte pomiędzy 4 a 30 marca. Teraz wiadomo, że misja nie wystartuje. NASA nie podała nowej daty przewidywanego startu, ale biorąc pod uwagę orbity Ziemi i Marsa, najprawdopodobniej trzeba będzie poczekać aż 26 miesięcy do kolejnego okienka. Zdobycie informacji na temat wewnętrznej struktury Marsa to jeden z priorytetów naukowych od czasów misji Viking. Przesuwamy granice technologii kosmicznych, dzięki czemu rozwija się nauka. Jednak eksploracja kosmosu nie jest łatwym zadaniem i musimy stwierdzić, że nie jesteśmy gotowi, by rozpocząć misję w okienku startowym, które otworzy się w 2016 roku. W najbliższych miesiącach zdecydujemy co dalej. Jednak chcemy postawić sprawę jasno: NASA jest w pełni zdeterminowana, by prowadzić dalsze badania naukowe i eksplorację Marsa - oświadczył John Grunsfeld, szef wydziału odpowiedzialnego za misje naukowe NASA. Instrument, który zawiódł, to Seismic Experiment for Interior Structure (SEIS) dostarczony przez francuskie Narodowe Centrum Badań Kosmicznych (CNES). Urządzenie, które ma mierzyć przesunięcia gruntu nawet tak niewielkie jak średnica atomu korzysta z trzech czujników, które są zaplombowane w komorze próżniowej. Tylko w ten sposób są one w stanie przetrwać na Marsie. Już wcześniej okazało się, że komora nie jest szczelna. Dokonano jej naprawa i rozpoczęto testy. Niestety, przy temperaturze -45 stopni Celsjusza komora znowu zawiodła. Eksperci z NASA uznali, że pozostało zbyt mało czasu, by rozwiązać kolejny problem, przeprowadzić niezbędne testy i umieścić urządzenie w łaziku. Stąd też decyzja o zawieszeniu misji. Po raz pierwszy w dziejach powstał tak czuły instrument. Byliśmy bardzo blisko sukcesu, jednak wystąpiła anomalia, która wymaga kolejnych badań. Nasz zespół znajdzie rozwiązanie i naprawi problem, jednak nie zostanie on rozwiązany na tyle szybko, by misja mogła wystartować w przewidywanym czasie - mówi Marc Pircher, dyrektor Centrum Kosmicznego w Tuluzie. Łazik, który miał polecieć na Marsa, został zbudowany przez Lockheeda Martina i 16 grudnia trafił do Bazy Sił Lotniczych Vandenberg w Kalifornii. Teraz wróci do zakładów Lockheeda Martina i tam będzie oczekiwał na dalsze decyzje dotyczące misji. Przypomnijmy, że to nie pierwsza marsjańska misja, którą trzeba było przesunąć. W 2008 roku podjęliśmy trudną, ale słuszną decyzję o przesunięciu o dwa lata misji Mars Science Laboratory. Sukces misji i łazika Curiosity całkowicie przyćmił zawód, jakim było jej przesunięcie - mówi Jim Green, dyrektor Planetary Science Division. NASA prowadzi obecnie intensywne badania Marsa. Na powierzchni planety pracują łaziki Opportunity i Curiosity, wokół planety krążą Odyssey, Mars Reconnaissance Orbiter oraz MAVEN. Czerwoną Planetę badają też indyjska sonda Mangalyaan oraz Mars Express Europejskiej Agencji Kosmicznej. W 2020 roku NASA ma zamiar wysłać misję Mars 2020, weźmie też udział w prowadzonych przez Europejską Agencję Kosmiczną misjach ExoMars 2016 i 2018. « powrót do artykułu
  12. Populacji koziorożców pirenejskich (Capra pyrenaica) zagraża śmiertelna choroba. Naukowcy starają się pomóc, uciekając się do dronów i kamer termowizyjnych. Koziorożce ukrywają się między skałami i krzewinkami górnych partii Sierra de las Nieves, co z jednej strony chroni je przed kłusownikami, z drugiej jednak utrudnia pracę naukowcom, którzy próbują zarządzać kurczącą się populacją. Wspominana na początku choroba atakuje zarówno samce, jak i samice (u tych ostatnich zmniejsza płodność). Szef andaluzyjskiego programu Ricardo Salas de la Vega podkreśla znaczenie multidyscyplinarnego podejścia. Zespoły z uniwersytetu mogą uzupełnić naszą pracę, prowadząc badania krwi. Łatwo wtedy określić czas potrzebny na rekonwalescencję po początkowym leczeniu czy najlepszy rodzaj terapii. Ponieważ zarażanie kolejnych osobników zachodzi bardzo szybko, prof. Antonio Arenas Casas, specjalista od chorób zakaźnych z Uniwersytetu w Kordobie, uważa, że do infekcji zachodzi najczęściej przez bezpośredni kontakt. W niektórych przypadkach wektorami transmisji bywają jednak rośliny, pnie drzewek czy kamienie. Obecnie naukowców wspomagają operatorzy dronów. Saul Matthew z Airdronerc uważa, że dzięki napowietrznym kamerom skuteczniej identyfikuje się osobniki chore na świerzb. Gdy ogląda się świat z poziomu gruntu, widok mogą zasłaniać krzaki, skały i góry, dlatego trudno namierzyć właściwe zwierzęta. Ponieważ koziorożec trafiony strzałką z lekiem usypiającym może nadal uciekać przez ok. 10 min, wyposażony w obiektyw szerokokątny dron pomoże w jego śledzeniu. Operatorzy dronów porozumiewają się ze snajperami za pomocą walkie-talkie. Pierwszą widoczną oznaką zakażenia Sarcoptes scabiei jest biały strup na grzbiecie, jednak zastosowanie kamer termowizyjnych pozwala wykryć chorobę jeszcze przed pojawieniem się zmian skórnych. Na początku temperatura ciała koziorożca wzrasta, a że kamera to wychwytuje, możemy zacząć leczenie zwierzęcia, nim stanie się naprawdę chore - wyjaśnia Ricardo Salas de la Vega. Dysponując opisaną technologią, Hiszpanie zaczynają mieć nadzieję na ustabilizowanie populacji. Teraz nie ma już ryzyka, że znieczulone zwierzę zabłądzi, zostanie odseparowane od stada albo padnie ofiarą drapieżników. Innowacją zastosowaną przez zespół jest wykorzystanie dwóch dronów naraz, by doprowadzić koziorożce do częściowo ogrodzonego obszaru, gdzie podkłada się pokarm z anestetykiem. Wg naukowców, pilotażowy schemat można w przyszłości zastosować do innych zagrożonych gatunków, np. rysi. « powrót do artykułu
  13. Inżynierowie z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley skutecznie połączyli elektrony i fotony w pojedynczym układzie scalonym. To przełomowe osiągnięcie, które pozwoli na ultraszybkie energooszczędne przetwarzanie danych. Naukowcy stworzyli procesor składający się z dwóch rdzeni, w skład których wchodzi ponad 70 milionów tranzystorów i 850 komponentów fotonicznych. Wymiary układu wynoszą 3x6 milimetrów, a całość powstała w fabryce, która masowo produkuje układy scalone. To oznacza, że zaproponowana przez naukowców architektura może być szybko i łatwo dostosowana do masowej produkcji. To przełom. To pierwszy procesor, który wykorzystuje światło do komunikacji ze światem zewnętrznym. Żaden inny układ scalony nie korzysta z fotonicznych urządzeń wejścia/wyjścia umieszczonych bezpośrednio na nim - mówi Vladimir Stojanović, który stał na czele grupy badawczej. Członkami zespołu Stojanovicia są profesor Krste Asanović z UC Berkeley, Rajeev Ram z MIT-u oraz Miloś Popović z University of Colorado Boulder. W porównaniu z tradycyjnym sposobem przesyłania danych za pomocą łączy elektrycznych łącza optyczne zapewniają większą przepustowość, szybszy transfer informacji oraz pozwalają przesłać ją na większą odległość zużywając przy tym mniej energii. Przekazywanie w ten sposób informacji pomiędzy komputerami jest codziennością, jednak umieszczenie układów optycznych na tradycyjnym chipie i zintegrowanie całości ze współczesną elektroniką okazało się niezwykle trudne. Dotychczas bowiem nikt nie potrafił zintegrować elementów optycznych bez zmiany całego procesu produkcji układów scalonych. Zmiana taka nie dość, że pociągnęłaby za sobą znaczy wzrost kosztów produkcji, to związana jest też z ryzykiem awarii tranzystorów. Teraz naukowcy zweryfikowali jakość swojego nowego układu scalonego uruchamiając na nim różne programy i przesyłając dane pomiędzy nim a pamięcią komputera. Wykazali, że już teraz gęstość przepustowości danych wynosi 300 Gb/s na milimetr kwadratowy, czyli jest 10-50 razy większa od wartości uzyskiwanych w tradycyjnych procesorach. Nowy chip jest też energooszczędny. Do przesłania pojedynczego bita potrzebuje 1,3 pikodżula, czyli transmisja z prędkością 1 Tb/s wymaga 1,3 wata. Zaletą optycznego łącza jest to, że potrzebujesz tyle samo energii do wysłania danych na odległość kilku centymetrów i kilku kilometrów - mówi Chen Sun, jeden z autorów badań. Przy komunikacji elektrycznej odległość 1 metra to mniej więcej granica, przy której trzeba użyć wzmacniaka do regeneracji sygnału. A to znacznie zwiększa ilość potrzebnej energii. Jeśli chcesz przesłać sygnał elektryczny na odległość 1 kilometra, to na każdy bit potrzebujesz tysięcy pikodżuli. Zastosowanie łączy optycznych wewnątrz komputerów będzie miało olbrzymie znaczenie wszędzie tam, gdzie przesyłane są duże ilości danych. Warto tutaj przypomnieć, że już w 2013 roku amerykańskie centra bazodanowe zużywały 91 miliardów KWh, czyli około 2% energii używanej w USA. Podczas opracowywania nowego chipa naukowcy musieli dokonać szeregu innowacji. Każdy z kluczowych komponentów fotonicznych służy do kontrolowania i kierowania falami światła. Jednak wnętrze typowego układu scalonego nie sprzyja wykorzystywaniu w nim światła. Dlatego też, by zminimalizować straty światła, naukowcy wykorzystali krzemowe obudowy tranzystorów w roli falowodu. Było to możliwe dzięki użyciu w czasie procesu produkcyjnego standardowych masek i manipulowanie wzbogacaniem krzemu. Uczeni musieli opracować też specjalny krzemowy pierścień, który pozwalał na szybkie i energooszczędne modulowanie światła. A używając krzemowo-germanowych części tranzystora zbudowali fotodetektor i wykorzystali zdolność germanu do absorbowania światła i zamiany go na sygnał elektryczny. Twórcy układu przypominają, że dotrzymuje on wszystkich parametrów wymaganych przez współczesne procesory, dalsza optymalizacja jego wydajności nie powinna nastręczać większych problemów. « powrót do artykułu
  14. Ledwie w internecie rozniosła się informacja o znalezieniu dwóch tylnych drzwi w urządzeniach sieciowych firmy Juniper Networks, a już wskazano prawdopodobnego winnego ich istnienia. Ralf-Philipp Weinmann, niemiecki ekspert ds. bezpieczeństwa komputerowego, twierdzi, że za backdoorami stoi NSA. Jeden z dwóch backdoorów pozwala na odszyfrowanie ruchu przechodzącego przez urządzenia Junipera. Znajduje się on w ScreenOS 6.2.0r12 i innych wersjach firmware'u. Zdaniem Weinmanna to sposób, w jaki działa backdoor zdradza, że stoi za nim NSA. ScreenOS wykorzystuje, zatwierdzony przez instytucje rządowe, algorytm Dual_EC do generowania liczb losowych używanych do szyfrowania. Podejrzenia co do działalności tego algorytmu pojawiły się już w 2007 roku, a w roku 2013 Edward Snowden ujawnił projekt BULLRUN, w ramach którego NSA dążyła do celowego osłabienia narzędzi i standardów przemysłowych. Skupiała się przy tym szczególnie na Dual_EC. Następnie w latach 2014 i 2015 eksperci dowodzili, że celowe osłabienie Dual_EC przez NSA może zostać wykorzystane do umieszczenia tylnych drzwi i odszyfrowania danych. W 2013 roku Juniper zapewnił, że Dual_EC nie jest podstawowym generatorem liczb losowych w jego urządzeniach. Ponadto firma dodała, że używa takiej wersji Dual_EC, która została zmieniona względem standardowej. To powinno zabezpieczyć przed backdoorem. Teraz okazało się, ze od 2012 roku używana jest standardowa edycja Dual_EC. Zdaniem Weinmanna, ktoś bez zgody Junipera dokonał w oprogramowaniu takich zmian, by NSA mogła wykorzystać tylne drzwi. Niewykluczone, że dało to agencji dostęp do wszelkich danych przesyłanych za pośrednictwem urządzeń Junipera. « powrót do artykułu
  15. Chińscy naukowcy z Uniwersytetu Shandong w Weihai poinformowali, że łazik Yutu najprawdopodobniej znalazł nowy rodzaj skały na Księżycu. Yutu poleciał na Srebrny Glob w ramach misji Chang'e 3, która dotarła nań w grudniu 2013 roku. Co prawda sam łazik od dawna się nie porusza, jednak wciąż bada swoje otoczenie, a uczeni analizują napływające dane. Chang'e wylądowała na obszarze Mare Imbrium, w pobliżu kratera nazwanego obecnie Zi Wei. Yutu zbierał próbki z krawędzi kratera. Zongcheng Ling i jego koledzy z Weihai poinformowali, że próbki bazaltu zebrane przez Yutu charakteryzują się inną koncentracją minerałów, w tym tlenku żelaza, tlenku wapnia i dwutlenku tytanu niż próbki zebrane w ramach misji Apollo oraz przez rosyjskie łaziki Luna. Różnica w składzie sugeruje, że Yutu trafił na nowy rodzaj księżycowej skały. Staje się jasne, że skały bazaltowe wskazują, iż budowa Księżyca jest bardziej różnorodna niż sądzono w czasach misji Apollo i Luna - mówi Ling. Naukowcy mają nadzieję, że dowiedzą się więcej, gdy przeanalizują kolejne dane. Pracuje też lądownik Chang'e, który skanuje powierzchnię księżyca, a na jego pokładzie znajduje się jedyny księzycowy teleskop dostepny ludzkości. « powrót do artykułu
  16. Wesołych Świąt: udanego czasu spędzonego z bliskimi, odpoczynku i spełnienia marzeń życzą Kopalniowicze: Ania, Jacek i Mariusz « powrót do artykułu
  17. W Wielkiej Brytanii zamrożono tkankę jąder 9-letniego chłopca z nieoperowalnym glejakiem. Nathan Crawford musi przejść chemio- i radioterapię, ale agresywne leczenie może sprawić, że będzie bezpłodny. Lekarze mają nadzieję, że da się tego uniknąć dzięki wszczepieniu pobranej tkanki w wieku nastoletnim. Warto przypomnieć, że w listopadzie zeszłego roku dzięki zamrożonemu w dzieciństwie jajnikowi 27-letnia Belgijka urodziła dziecko (to pierwsza taka sytuacja na świecie). W wieku 5 lat zdiagnozowano u niej anemię sierpowatą. W wieku 13 lat - przed chemioterapią poprzedzającą przeszczep szpiku - jeden z jajników został usunięty i poddany krioprezerwacji. Drugi przestał funkcjonować, gdy dziewczyna miała 15 lat. Lekarze ze Szpitala Johna Radcliffe'a w Oksfordzie, gdzie leczony jest Nathan, sądzą, że jeśli chłopiec będzie potrzebował przeszczepu, jest duże prawdopodobieństwo, że zaproponowana metoda zadziała. Nie zraża ich, że dotąd nie było żywych urodzeń z zamrożonej przedpokwitaniowej tkanki jąder, a technika jest rzadka; w latach 90. została ona zastosowana w Wielkiej Brytanii w Care Fertility Clinic w Nottingham przez dr. Simona Fishela i później nikt nie pokusił się o ponowne podejście. Tkankę chłopca pobrano podczas półgodzinnej laparoskopii. Nathan czuje się dobrze. National Health Service nie refunduje zabiegów zamrażania tkanki jajników i jąder, ale dzięki dotacji firmy IVI dzieci z Anglii i Walii mogą już korzystać z takiej usługi. « powrót do artykułu
  18. Bioluminescencyjne bakterie Vibrio fischeri, które występują w narządzie świetlnym kałamarnicy Euprymna scolopes, są wyposażone w nieznane dotąd receptory, które wyczuwają obecność i stężenie kwasów tłuszczowych, ważnego składnika błon komórkowych. Pozwalają one na migrację w kierunku krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych. To pierwszy przykład receptora dla tej klasy związków. Wydaje się, że wyewoluował on i jest ograniczony wyłącznie do rodziny morskich proteobakterii Vibrionaceae - podkreśla prof. Edward Ruby z Uniwersytetu Hawajskiego. E. scolopes nie rodzą się z V. fischeri. Wabią je z otaczającej wody za pomocą chemoatraktantów. Ponieważ nowo odkryte receptory bakterii nie są konieczne do zainicjowania symbiozy z kałamarnicą, zdolność migrowania w kierunku kwasów tłuszczowych musi się liczyć z innego powodu. Co ciekawe, gen kodujący receptor uległ duplikacji, dlatego komórka ma dwie kopie podobnych i najwyraźniej funkcjonalnie identycznych genów. Taka genetyczna inwestycja w receptor sugeruje, że zdolność wyczuwania i migrowania w kierunku kwasów tłuszczowych może być istotna w patogenności innych gatunków Vibrio, takich jak Vibrio cholerae [który wywołuje cholerę] lub Vibrio vulnificus [który wywołuje martwicze zapalenie skóry czy nieżyt żołądka i jelit]. W przyszłości Amerykanie chcą zidentyfikować atraktanty, które sprawiają, że V. fischeri to jedyny gatunek bakteryjny kolonizujący narząd świetlny kałamarnicy. Odtworzenie przebiegu kolonizacji pozwoli lepiej zrozumieć powstawanie ziemskich mikrobiomów. Ma to znaczenie choćby dla zarządzania nimi. « powrót do artykułu
  19. Patogeny takie jak salmonella, mogą przetrwać w ciastkach nawet pół roku. Do takich wniosków doszli naukowcy z University of Georgia, którzy badali rosnącą liczbę zatruć pokarmowych związanych z produktami o niskiej zawartości wody. Profesor Larry Beuchat i jego zespół przeprowadzili badania, podczas których sprawdzali, jak długo patogeny powodujące zatrucia pokarmowe są w stanie przetrwać w różnych produktach żywnościowych. Mamy do czynienia z rosnącą liczbą zatruć związanych z konsumpcją suchych pokarmów. Nie sądziliśmy, że salmonella jest w stanie rozwijać się w pokarmach o bardzo niskiej zawartości wody - mówi Beuchat. Podczas badań, których wyniki opublikowano w Journal of Food Protection, naukowcy wykorzystali pięć różnych serotypów salmonelli, wyizolowanych z suchych pokarmów związanych z wcześniejszymi zatruciami. Salmonella była następnie umieszczana na pięciu typach wypełnień spotykanych w ciastkach i krakersach (ser, masło orzechowe, czekolada i masa waniliowa), a całość odłożono do magazynu. Później naukowcy badali, jak długo patogen przetrwał w poszczególnych masach. Salmonella radziła sobie gorzej w przekładanych krakersach niż w przekładanych ciastkach - mówi Beuchat. W niektórych przypadkach bakteria przeżyła nawet 6 miesięcy. Naukowcy mówią, że kolejnym krokiem powinno być zbadanie, które składniki sprzyjają przeżyciu patogenu i wyeliminowanie ich z produkcji żywności. « powrót do artykułu
  20. Odkryty w 2011 r. kebekol, polifenol z syropu klonowego, blokuje odpowiedź zapalną organizmu. Naukowcy z Université Laval mają nadzieję, że w przyszłości uda się to wykorzystać w terapii m.in. zapalenia stawów. Po udanej syntezie laboratoryjnej kebekolu i jego pochodnych (dotąd polifenol uzyskiwano podczas gotowania soku klonowego, by uzyskać cenny syrop) zespół Normanda Voyera postanowił ocenić ich właściwości przeciwzapalne. Wzięliśmy makrofagi i wystawiliśmy je na oddziaływanie toksyn bakteryjnych. Makrofagi reagują zazwyczaj wyzwoleniem odpowiedzi zapalnej, ale sytuacja zmienia się, jeśli w medium hodowlanym (pożywce) występuje kebekol. Niektóre jego pochodne okazały się jeszcze bardziej skuteczne w hamowaniu odpowiedzi zapalnej. Najskuteczniejsza pochodna miała prostszą budowę i łatwiej ją było zsyntetyzować. Toruje to drogę nowej - inspirowanej kebekolem - klasie czynników przeciwzapalnych. W ten sposób można by kompensować niedostatki innych metod leczenia, zmniejszając przy tym ryzyko skutków ubocznych. « powrót do artykułu
  21. NASA jest coraz bliżej wydrukowania kompletnego silnika rakietowego. Silnik z drukarki 3D pozwoliłby znakomicie obniżyć koszty eksploracji kosmosu. Jak już wcześniej informowaliśmy, wykorzystanie druku 3D w przemyśle kosmicznym pozwala na znacznie szybszą produkcję i obniżenie kosztów o ponad 60%. Wyprodukowaliśmy i przetestowaliśmy już około 75% podzespołów potrzebnych do wydrukowania silnika rakietowego. Podczas testów turbopomp, zaworów i wtryskiwaczy wykazaliśmy, że możliwe jest stworzenie drukowanego silnika zarówno na potrzeby lądowników, napędu w przestrzeni kosmicznej jak i silnika startowego - mówi Elizabeth Robertson odpowiedzialna w Marshall Space Flight Center za stworzenie prototypowego silnika z drukarki. Przez ostatnie trzy lata zespół kierowany przez Robertson współpracował z różnymi dostawcami, produkował i testował poszczególne części drukowanego silnika. Dotychczas były one testowane osobno. Ostatnio jednak części zostały złożone i testowano je w takich konfiguracjach, w jakich występują w silniku. Co ważne, drukowane elementy działały tak samo, jak podzespoły produkowane tradycyjnymi metodami i bardzo dobrze sprawowały się w warunkach wysokiej temperatury i ciśnienia panujących wewnątrz silnika rakietowego. Turbopompa osiągnęła prędkość ponad 90 000 obrotów na minutę, a wynikiem jej pracy jest pojawienie się płomienia i uzyskanie ciągu rzędu 20 000 funtów. Wygląda na to, że silnik jest w stanie osiągnąć moc potrzebną górnemu członowi rakiety marsjańskiego lądownika - mówi główny inżynier testowy Nick Case. W sumie NASA przeprowadziła siedem testów, z których najdłuższy trwał 10 sekund. Drukowane elementy przetrwały temperatury rzędu 3315 stopni Celsjusza, a turbopompa pracowała z ciekłym wodorem schłodzonym do -240 stopni Celsjusza. Podczas testów silnik napędzany był ciekłym wodorem i ciekłym tlenem. Jeśli nawet okaże się, że lepszym paliwem będzie połączenie metanu i tlenu, to kombinacja wodór/tlen jest dobrym połączeniem testowym, gdyż wystawia silnik na działanie bardziej skrajnych temperatur, a zatem na większe ryzyko popękania. Inżynierowie planują przeprowadzenie testów z metanem oraz dołączenie do całości komory spalania, strumienicy i turbopompy na płynny tlen. Podwykonawcy, którzy nigdy z nami nie współpracowali, dowiedzieli się od nas, jak należy produkować części do silników rakietowych. Zdobyliśmy też wiedzę i doświadczenie, którymi możemy podzielić się z naszymi partnerami i amerykańskimi firmami, mówi Robertson. Części silnika rakietowego tworzone są ze sproszkowanych metali spiekanych laserem. Dzięki nowej metodzie produkcji sama tylko turbopompa - jeden z najbardziej założonych elementów silnika - zawiera 45% mniej elementów niż turbopompa produkowana tradycyjnymi technikami. Wtrysk ma ponad 200 części mniej, a jednocześnie zastosowano w nim elementy, których nigdy wcześniej nie używano, gdyż ich produkcja jest możliwa wyłącznie metodą druku 3D. Zawory, których produkcja zajmuje zwykle ponad rok wydrukowano w kilka miesięcy. To wszystko pozwala na zaoszczędzenie czasu i pieniędzy. Nowy proces produkcyjny otworzył nowe możliwości projektowe i pozwolił na uzyskanie kształtów niemożliwych do wytworzenia dotychczasowymi technikami. Dzięki temu byliśmy np. w stanie wyprodukować bardziej wydajne zawory - informuje jeden z projektantów, David Eddelman. Szczegółowe dane dotyczące wykorzystanych materiałów oraz wydajności części zostaną udostępnione w systemie MAPTIS (Materials and Processes Technical Information System). Dostęp doń mają zatwierdzeni użytkownicy. « powrót do artykułu
  22. Inżynierowie z Uniwersytetu Stanowego Oregonu (OSU) dokonali obiecujących odkryć dotyczących bioaktywnego szkła w wypełnieniach z materiałów kompozytowych. Bioaktywne szkło wykazuje właściwości przeciwbakteryjne. Dodatkowo ma ono dostarczać minerały, potrzebne do zastąpienia związków utraconych w wyniku próchnicy. Wydłużenie trwałości wypełnień kompozytowych ma bardzo duże znaczenie, bo tylko w USA rocznie zakłada się ich ponad 122 mln. Poza tym przeciętna osoba przeżuwa ponad 600 tys. razy rocznie, a niektóre badania sugerują, że przeciętny okres trwałości tylnych plomb kompozytowych to zaledwie 6 lat. Bioaktywne szkło [...] było od dziesięcioleci używane w leczeniu kości [do uzupełniania ubytków kostnych, w chirurgii kostnej czy w cementach ortopedycznych]. Do stomatologii dopiero wkracza, a nasze badanie pokazuje, że może być bardzo obiecujące, jeśli chodzi o wypełnienia. Bakterie powodujące próchnicę wydają się go nie lubić i rzadziej kolonizują wypełnienia, w których zostało wykorzystane - wyjaśnia prof. Jamie Kruzic. Pierwsze bioaktywne szkło należące do układu Na2O-CaO-SiO2-P2O5 zostało opracowane przez prof. Larry'ego Hencha w 1969 r. Bioaktywność wskazuje na fakt, że organizm je zauważa i może na nie reagować. Niemal wszystkie wypełnienia w końcu zawiodą. Często na styku plomby i zęba zaczyna się nowa próchnica, zwana próchnicą wtórną. Amerykanie zauważyli, że w porównaniu do zwykłych kompozytów, w przypadku plomb kompozytowych z bioaktywnym szkłem bakterie wnikają na mniejszą głębokość. Wypełnienia z tym szkłem mogą zatem spowolnić wtórną próchnicę i dodatkowo zapewnić minerały do zastąpienia utraconych związków. W eksperymentach wykorzystano wyrwane ludzkie zęby mleczne (na OSU powstało pierwsze na świecie laboratorium do symulowania wypełnień stomatologicznych w warunkach naśladujących te panujące w jamie ustnej). Jeśli wyniki uzyskane w laboratorium zostaną potwierdzone w badaniach klinicznych, będzie bardzo łatwo uwzględnić bioaktywne szkło w istniejących recepturach materiałów kompozytowych. Przeciwbakteryjne działanie bioaktywnego szkła można w części przypisać uwalnianiu jonów wapnia czy fosforanowych, które są toksyczne dla bakterii jamy ustnej i neutralizują miejscowe środowisko kwasowe. Ja i mój zespół wykazaliśmy już, że kompozyty zawierające wagowo do 15% bioaktywnego szkła mają właściwości mechaniczne porównywalne bądź lepsze od obecnie używanych komercyjnych materiałów kompozytowych - podsumowuje Kruzic. « powrót do artykułu
  23. Amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA) zniosła obowiązujący od 30 lat zakaz oddawania krwi przez homoseksualistów. Homoseksualni mężczyźni mogą być w USA dawcami krwi, jednak oddać krew mogą nie wcześniej niż 12 miesięcy po ostatnim kontakcie seksualnym. Wprowadzony przed laty zakaz miał na celu ochronę przed rozprzestrzenianiem się HIV. FDA oświadczyła jednocześnie, że osoby cierpiące na hemofilę i powiązane choroby nadal nie będą mogły oddawać krwi. Jest to spowodowane obawami o szkody, jakie mogą odnieść wskutek nakłuwania dużymi igłami. Przed zmianą zasad obowiązujących krwiodawców agencja zasięgnęła opinii innych urzędów oraz niezależnych organów doradczych. Zastosowany przez nas 12-miesięczny okres, po którym można oddać krew, bazuje na najlepszej dostępnej wiedzy naukowej dotyczącej populacji USA, powiedział doktor Peter Marks, jeden z dyrektorów FDA. Podobne okresy przejściowe stosują inne kraje, w tym Wielka Brytania i Australia. W Australii po zezwoleniu homoseksualistom na oddawanie krwi pod warunkiem powstrzymania się przez 12 miesięcy od kontaktów seksualnych, przebadano 8 milionów jednostek krwi i nie stwierdzono zwiększonego ryzyka dla biorców. Przed wprowadzeniem zakazu oddawania krwi dla homoseksualistów ryzyko zakażenia się HIV podczas transfuzji wynosiło 1:2500. Obecnie wynosi 1:4.700.000. « powrót do artykułu
  24. W niektórych przypadkach osłoniaka nerwu przedsionkowo-ślimakowego guz może wydzielać toksyczne substancje, które uszkadzają ucho wewnętrzne. Ustalenia naukowców z Massachusetts Eye and Ear Infirmary wyjaśniają, czemu osłoniaki powodują utratę słuchu nawet wtedy, gdy nie są na tyle duże, by uciskać pobliskie struktury kontrolujące słyszenie. Podręczniki głoszą, że te guzy powodują utratę słuchu, rosnąc do punktu, kiedy pojawia się ucisk na nerw słuchowy. Wiedzieliśmy, że to nie może być takie proste, bo są duże guzy, które nie powodują utraty słuchu i małe, w przypadku których się tak dzieje - opowiada dr Konstantina M. Stankovic. Amerykanie ustalili, że toksycznym związkiem z wydzieliny ludzkiego osłoniaka jest TNF-α. Gdy wydzieliny aplikowano na ślimaka myszy, okazało się, że stopień uszkodzeń komórkowych korelował z zakresem utraty słuchu u ludzi. Utrata słuchu jest często pierwszym objawem osłoniaka nerwu przedsionkowo-ślimakowego. Choć histologicznie niezłośliwe, osłoniaki mogą uszkadzać pobliskie struktury i prowadzić do zgonu w wyniku ucisku na pień mózgu. Uciskając nerwy w wewnętrznym kanale słuchowym, powodują też niekiedy zaburzenia równowagi czy głuchotę czuciowo-nerwową. Najnowsze badania pokazują, że osłoniaki wywołują głuchotę czuciowo-nerwową jeszcze w inny sposób: uwalniając toksyczne związki, w tym czynnik martwicy nowotworu alfa (TNF-α). Autorzy publikacji z pisma Scientific Reports mają nadzieję, że uda się opracować metody terapii, bo znane są już sposoby hamowania produkcji TNF-α. Ponieważ osłoniaki nerwu przedsionkowo-ślimakowego są histologicznie niezłośliwe, póki nie rosną, nie trzeba ich usuwać czy napromieniać. [Problem polega jednak na tym, że] słuch może się pogarszać nawet u pacjentów z nierosnącymi guzami. Nasze ustalenia sugerują, że istnieją farmakologiczne sposoby podtrzymania słuchu [...] - podsumowuje Stankovic. « powrót do artykułu
  25. Południowokoreański Electronic Times, powołując się na anonimowe źródła, donosi, że w przyszłym roku Samsung będzie produkował układy scalone na zlecenie AMD. Podobno koreański koncern ma połączyć siły z GlobalFoundries i wspólnie zapewnią AMD dostawy CPU i GPU wykonanych w technologii 14 nanometrów. Samsung już teraz produkuje chipy na zlecenie Apple'a i Nvidii, ale kolejny duży klient z pewnością się przyda w obliczu spadających przychodów ze sprzedaży smartfonów. Przez cały bieżący rok Samsung rozbudowywał swój wydział produkcji układów scalonych. Firma ogłosiła, że wkrótce rozpocznie pilotażową produkcję 10-nanometrowych układów FinFET, a pełną moc produkcyjną osiągnie do końca 2016 roku. Koreańczycy będą więc mogli zaoferować swoim klientom najnowsze technologie mniej więcej w tym samym czasie co TSMC. To jeden z najważniejszych pozytywnych kroków przemysłu IT w ciągu ostatnich lat. Pokazuje, że Samsung założył sobie bardzo ambitne cele. Być może nie dotrzyma wszystkich terminów, ale będzie bardzo blisko - stwierdził Handel Jones, prezes firmy analitycznej International Business Strategies. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...