Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W ciągu 10 lat mogą powstać kontrolowane myślą protezy, wózki inwalidzkie i komputery, twierdzi australijski naukowiec. Terry O'Brien, dziekan Wydziału Medycyny University of Melbourne ma zamiar przeprowadzić w przyszłym roku testy implantu, który odbiera i przekazuje sygnały z mózgu. Testy na zwierzętach zostały już pomyślnie przeprowadzone. Urządzenie o nazwie stentrod (stentrode) jest wielkości zapałki. Umieszcza się je w naczyniu krwionośnym w pobliżu mózgu. Wykorzystuje ono niewielkie elektrody, które przechwytują sygnały z neuronów i zamieniają je na elektryczne polecenia, które pewnego dnia mogą pozwolić na sterowanie różnymi urządzeniami. Przełom polega na tym, że mamy minimalnie inwazyjny interfejs mózg-komputer, który można potencjalnie wykorzystać w praktyce - mówi O'Brien. Obecnie używane implanty są wszczepiane bezpośrednio do mózgu, co wiąże się z koniecznością wykonania skomplikowanego zabiegu, a ich efektywność spada po kilkunastu miesiącach. Stentrod można wprowadzić przez żyłę w szyi i umieścić w naczyniu krwionośnym w pobliżu mózgu. Naukowcy podkreślają, że urządzenie testowano na zwierzętach jedynie pod kątem zdolności do odbierania sygnałów, nie testowano możliwości sterowania za jego pomocą bionicznymi kończynami. Nie zawsze też wyniki badań na zwierzętach przekładają się na podobne wyniki u ludzi. Jeśli jednak będzie to działało u ludzi tak, jak powinno, będziemy mieli do czynienia z przełomem - mówi doktor Ganesh Naik z Uniwersytetu Technologicznego w Sydney, który nie jest zaangażowany w rozwój urządzenia. Urządzenie rozwijane jest przez Melbourne University, Royal Melbourne Hospital oraz Florey Institute of Neuroscience and Mental Health. Prace nad nim finansują australijski rząd i Pentagon. « powrót do artykułu
  2. Wśród dzieci chorujących na ostrą białaczkę limfoblastyczną, najbardziej rozpowszechniony nowotwór dziecięcy, te, które pochodzą z rodzin ubogich doświadczają wcześniejszych nawrotów choroby. To ważne spostrzeżenie, gdyż białaczka, która nawraca wcześniej, jest trudniejsza w leczeniu. Badania na temat statusu społeczno-ekonomicznego a nawrotów białaczki prowadzono w Dana-Farber/Boston Children's Cancer and Blood Disorder Center. Wzięto w nich pod uwagę dane dotyczące 575 dzieci w wieku 1-18 lat leczonych w Dana-Farber Cancer Institute w latach 2000-2010. Naukowcy wykorzystali też dane amerykańskiego urzędu statystycznego by określić średni dochód w okolicy zamieszkiwanej przez każde z dzieci. Za obszar o wysokim stopniu ubóstwa przyjęto te okolice, w których co najmniej 20% gospodarstw domowych miało dochodów mniejszy o federalnego poziomu ubóstwa. Dla czteroosobowej rodziny poziom ten to dochód nie większy niż 24 250 USD rocznie. Wszystkie dzieci otrzymały najlepszą możliwą opiekę w dobrze wyposażonych ośrodkach zatrudniających wysokiej klasy specjalistów, a mimo to wciąż widać nierówności. Gdy próbujemy poprawić wyniki leczenia skupiamy się, jako specjaliści, niemal wyłącznie na biologii. Okazuje się jednak, że jeśli chcemy je poprawić musimy przywiązywać też wagę do czynników społecznych - mówi główna autorka badań, onkolog dziecięca Kira Bona. Przeprowadzone badania wykazały, że zarówno w grupie żyjącej w ubóstwie, jak i grupie o wyższych dochodach odsetek nawrotów choroby był podobny, to czas nawrotu znacząco się różnił. Aż u 92% dzieci żyjących w ubóstwie u których nastąpił nawrót miał on miejsce wcześnie, czyli przed 36 miesiącami od pojawienia się całkowitej remisji. U dzieci, których sytuacja materialna była lepsza, wczesny nawrót pojawił się u 48% tych, u których doszło do ponownego pojawienia się choroby. Niewielka, nieistotna statystycznie różnica występowała też odnośnie przeżycia pięciu lat po diagnozie. Wśród dzieci żyjących na obszarach ubóstwa co najmniej pięć lat przeżywa 85%. Dla dzieci z bogatszych obszarów odsetek ten wynosi 92%. Bona i jej zespół chcą teraz bliżej przyjrzeć się temu zjawisku. Mają nadzieję, że uda się opracować sposób na zmniejszenie odsetka wczesnych nawrotów u dzieci z ubogich obszarów. Naukowcy chcą dokładnie zbadać warunki życiowe dzieci, wziąć pod uwagę m.in. dietę, warunki mieszkaniowe, dostęp dostęp do energii itp. itd. Zbadają też, czy status ekonomiczny nie wpływa na przebieg leczenia, czy np. nie zdarza się, że gorzej odżywione dzieci z uboższych rodzin cierpią na schorzenia, które powodują, iż doustna chemioterapia musi być opóźniona lub konieczne jest zredukowanie dawek leków. Z innych badań wiadomo bowiem, że stan zdrowia dzieci z rodzin uboższych jest zwykle gorszy niż tych z rodzin bogatszych. Obecne badanie pokazało nam, że nawet zapewnienie najlepszej dostępnej opieki nie wystarczy, jeśli chcemy wyleczyć każde dziecko. W tym samym czasie gdy opracowujemy nowe leki i metody leczenie musimy stworzyć też metodę postępowania biorącą pod uwagę społeczno-ekonomiczną stronę stanu zdrowia. Kolejne badania pozwolą nam opracować zestaw działań niwelujących wpływ nierówności społecznych na leczenie - mówi doktor Bona. « powrót do artykułu
  3. Oddziałując na mikrobiom, probiotyki modulują wzrost raka wątrobowokomórkowego (HCC) u myszy. Rak wątrobowokomórkowy to 3. nowotwór pod względem śmiertelności. Rozwija się najczęściej na podłożu marskości pozapalnej. Ponieważ mniej zaawansowane raki są trudne do wykrycia, a przy bardziej rozwiniętych rokowania nie są dobre, specjaliści interesują się alternatywnymi i komplementarnymi metodami terapii, które mogłyby zmniejszyć śmiertelność. Chińsko-fiński zespół oceniał immunologiczny wpływ nowego preparatu probiotycznego Prohep. Przed wszczepieniem guza myszom przez tydzień podawano Prohep. Okazało się, że w porównaniu do grupy kontrolnej, u gryzoni tych obserwowano 40% spadek wielkości i wagi guza. Naukowcy zauważyli, że probiotyk zmieniał profil mikrobiomu jelitowego w kierunku większej liczebności korzystnych bakterii z rodzajów Prevotella i Oscillibacter. Wytwarzały one przeciwzapalne metabolity, które ograniczały polaryzację limfocytów w kierunku Th17 i zamiast tego sprzyjały różnicowaniu przeciwzapalnych limfocytów Treg/Tr1 w jelicie. To z kolei zmieniało poziom cytokin prozapalnych w mikrośrodowisku guza. Ekipa Juna Li i Cecilii Ying Ju Sung zauważyła, że probiotyk ograniczał wzrost raka wątrobowokomórkowego, hamując angiogenezę. Naukowcy wykryli znaczący wzrost poziomu markera niedotlenienia - transportera glukozy GLUT1 - co wskazuje, że zmniejszenie guza to wynik hipoksji. Jak wyliczono, guzy myszy zażywających Prohep miały o 52% mniejszą powierzchnię naczyń i o 54% mniej zawiązków naczyń. Autorzy publikacji z pisma PNAS wyjaśniają, że za zmniejszenie guza pod wpływem suplementu diety odpowiada spadek poziomu cytokiny IL-17 (czynnika prozapalnego i proangiogennego) oraz wydzielających ją limfocytów T pomocniczych Th17. Ponieważ HCC jest dobrze unaczynionym guzem, generalnie wiąże się z wysokim poziomem IL-17 i Th17, które docierają z przewodu pokarmowego do zmiany za pośrednictwem krążenia. Prohep skutecznie ograniczał u myszy wzrost HCC. To Th17 były prawdopodobnie głównymi producentami IL-17 w mikrośrodowisku guza, co prowadziło do jego wzrostu i rozbudowy unaczynienia. Spadek ich stężenia wydaje się wynikiem ograniczenia rekrutacji z jelita. Przeciwnowotworowy potencjał Prohepu wiąże się zapewne z modulacją mikrobiomu: wyzwoleniem wydzielania przeciwzapalnej cytokiny IL-10 i supresją różnicowania Th17 w przewodzie pokarmowym. « powrót do artykułu
  4. Wbrew obiegowej opinii, dodo (Raphus cucullatus) były dość inteligentne. Stosunek wielkości ich mózgu do gabarytów ciała pasuje do parametrów najbliższych żyjących krewnych, czyli gołębi. Spora opuszka węchowa wskazuje na nietypową dla ptaków cechę - dobrze rozwinięte powonienie (ptaki bazują raczej na wzroku). Współcześnie dodo są znane głównie z tego, że wyginęły, co wg Eugenii Gold z Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej, jest prawdopodobnie przyczyną założenia o braku inteligencji. Choć dodo zadomowiły się w kulturze masowej i pojawiły się m.in. w "Alicji w Krainie Czarów" czy "Epoce lodowcowej", prawie nic nie wiadomo o ich biologii. Po części można to wytłumaczyć niedoborem zachowanych egzemplarzy. Aby zbadać mózg nielota, Gold dotarła do dobrze zachowanej czaszki z kolekcji Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Poddała ją skanowaniu za pomocą tomografii komputerowej wysokiej rozdzielczości. W USA przeprowadziła też tomografię czaszek 7 gatunków gołębi, m.in. gołębi skalnych (Columba livia). Na podstawie uzyskanych wyników stworzyła wirtualne odlewy wnętrza czaszki. W ten sposób określiła ogólną wielkość mózgu, a także rozmiary poszczególnych struktur. Koledzy po fachu z Muzeum Historii Naturalnej Danii i Muzeum Narodowego Szkocji przysłali Amerykanom odlewy czaszki najbliższego (także wymarłego) krewnego dodo - dronta samotnego (Pezophaps solitaria). Naukowcy stwierdzili, że mózg dodo nie był ani specjalnie duży, ani mały - dokładnie takiej wielkości można się spodziewać na podstawie gabarytów ciała. Jeśli więc uzna się wielkość mózgu za przybliżenie inteligencji, iloraz dodo przypominał II gołębi. Inteligencja to, oczywiście, nie tylko ogólna wielkość mózgu, ale to nam daje podstawowy ogląd sytuacji. Badanie wykazało, że zarówno dodo, jak i dront samotny miały duże opuszki węchowe. Zwykle nawigując po otoczeniu, ptaki polegają na wzroku i mają rozbudowane płaty wzrokowe, ale oba wymarłe gatunki były nielotami, a zatem poszukując pożywienia, np. owoców czy małych bezkręgowców, mogły wykorzystywać węch. Akademicy odkryli, że kanały półkoliste błędnika dodo miały niezwykły kształt, ale na razie nie wiadomo, czemu to miało służyć. Niesamowite, co dzięki nowoczesnym technologiom można odczytać ze starych eksponatów. To uwypukla potrzebę utrzymania i rozbudowy kolekcji, bo kto wie, czego jeszcze uda się dowiedzieć - podsumowuje Mark Norell. « powrót do artykułu
  5. Polskie Centrum Fotoniki i Światłowodów serdecznie zaprasza do udziału w drugiej edycji konkursu Lider Fotoniki. Lider Fotoniki to innowacyjny w swojej formule konkurs dla studentów oraz absolwentów polskich uczelni, prowadzących badania z zakresu fotoniki. W konkursie udział może wziąć każdy, kto w okresie od 1 października 2014 roku do 30 września 2015 roku obronił pracę licencjacką, inżynierską lub magisterską z zakresu fotoniki na studiach stacjonarnych, wieczorowych oraz niestacjonarnych wszystkich polskich uczelni wyższych. Celem konkursu jest wyłonienie najlepszych prac naukowych z zakresu fotoniki i nagrodzenie ich twórców. Szukamy zdolnych ludzi, którzy mają ciekawe pomysły i z fotoniką łączą swoją przyszłość. Wyróżniane będą przede wszystkim prace o charakterze aplikacyjnym. Kapituła Konkursu, złożona z naukowców oraz przedsiębiorców z branży fotonicznej, wybierze autorów najlepszych prac i zaprosi ich do udziału w Finale Konkursu. Finał będzie składał się z Etapu Prezentacji, podczas którego uczestnicy będą musieli przekonać Kapitułę do zalet wdrożeniowych pomysłów zawartych w swoich pracach oraz Uroczystego Rozstrzygnięcia, kiedy to w obecności zaproszonych gości z branży fotonicznej nastąpi wyróżnienie laureatów konkursu. Aby zgłosić się do II edycji konkursu Lider Fotoniki, należy do dnia 15 kwietnia 2016 roku wysłać drogą elektroniczną w formacie PDF: 1) jeden egzemplarz pracy dyplomowej, 2) opinię promotora, 3) życiorys autora, zawierający dorobek naukowy, dane kontaktowe (nr telefonu, adres mailowy, adres do korespondencji), informacje o obronie pracy (nazwisko promotora, nazwisko recenzenta/recenzentów, datę obrony, miejsce obrony i uzyskaną ocenę), 4) streszczenie pracy (do 5 stron A4), 5) krótkie uzasadnienie wyboru tematyki i wskazanie jej innowacyjności oraz możliwych zastosowań. Prace i załączniki należy wysłać drogą elektroniczną do 15 kwietnia 2016 roku na adres: konkurs@pcfs.org.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na ten sam adres mailowy. Nagrodą główną w konkursie jest 3-miesięczny płatny staż (3 tys. zł/m-c) w warszawskiej firmie InPhoTech lub nagroda finansowa w wysokości 3 tysięcy złotych (do wyboru). Autorzy najlepszych prac i prezentacji z każdej kategorii otrzymają wyróżnienia w postaci nagród pieniężnych. Ponadto przewidziane są wyróżnienia dodatkowe, również w postaci praktyk czy staży w firmach związanych z branżą fotoniczną. Interesujesz się fotoniką? Masz świetne pomysły? Marzy Ci się praca w prężnie rozwijającej się firmie fotonicznej? Zgłoś się do naszego konkursu, oczaruj Kapitułę, zostań Liderem Fotoniki i zacznij spełniać swoje marzenia! Ten konkurs może być początkiem Twojej drogi do sukcesu w branży fotonicznej! Głównym organizatorem konkursu jest Polskie Centrum Fotoniki i Światłowodów. Współorganizatorami są: firmy InPhoTech i Fibrain oraz kawiarnia Chmiel Cafe. Patronatem medialnym konkurs objęły: Magazyn VIP, FAKTY Magazyn Gospodarczy oraz Rynek Inwestycji. Więcej informacji o konkursie oraz regulamin dostępne są na stronie Polskiego Centrum Fotoniki i Światłowodów. « powrót do artykułu
  6. Boston Dynamics zaprezentowała możliwości swojego najnowszego humanoida, robota Atlas. Urządzenie może pracować na zewnątrz budynków jak i wewnątrz nich. Jest wyspecjalizowane w manipulacji przedmiotami. Robot zasilany jest za pomocą akumulatorów i korzysta z hydraulicznych aktuatorów. Otoczenie bada za pomocą licznych czujników, w tym systemu LIDAR oraz układu stereofonicznego, co pozwala mu na omijanie przeszkód, ocenę wyglądu terenu i otoczenia, nawigowanie i manpulowanie obiektami. Najnowsza wersja Atlasa ma około 175 centymetrów wysokości i waży około 82 kilogramów. Zapraszamy do obejrzenia wideo prezentującego możliwości Atlasa. « powrót do artykułu
  7. Komórki z większą zawartością tłuszczu żyją dłużej od komórek, w których występuje go mało. Jak podkreślają naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Michigan, odkrycie odnosi się nie tylko do drożdży Saccharomyces cerevisiae, ale i większych organizmów, ponieważ wyniki pomagają wytłumaczyć tzw. paradoks otyłości, zgodnie z którym u osób z nadwagą wskaźnik zgonów z jakiegokolwiek powodu jest najniższy, podczas gdy w przypadku ludzi szczupłych przypomina on wskaźnik osób lekko otyłych. Paradoks otyłości wprawia w zdumienie naukowców z różnych dziedzin. [...] U drożdży, które są świetnym modelem ludzkiego starzenia, zwiększanie komórkowej zawartości trójglicerydów [TG], czyli tłuszczu, wydłuża życie - opowiada Min-Hao Kuo. Za pomocą złożonych analiz zademonstrowaliśmy, że trójglicerydy podtrzymują życie za pomocą mechanizmu, który jest w dużej mierze niezależny od innych szlaków regulacji długości życia, wspólnych dla drożdży i ludzi. Kiedy zespół Kuo usunął geny kodujące lipazy hydrolizujące lipidy (rozbijają one lipidy do mniejszych cząsteczek, co pozwala m.in. na ekstrakcję energii), niezdolne do wykorzystania trójglicerydów drożdże akumulowały tłuszcz wewnątrz komórki. Dodatkowo, by potwierdzić, że TG odpowiadają za przedłużenie życia, Amerykanie zwiększali poziom syntetyzującego trójglicerydy enzymu (Dga1p). Okazało się, że zarówno blokowanie rozkładu trójglicerydów, jak i wymuszanie ich biosyntezy skutkowało wydłużeniem życia. Dla odmiany grzyby pozbawione zdolności syntetyzowania trójglicerydów były "szczupłe", ale umierały wcześnie. Nadekspresja lipaz u skądinąd normalnych szczepów drożdży wymuszała rozkład (lipolizę) trójglicerydów. Takie komórki również żyły krócej. Co ciekawe, akumulujące lipidy i długo żyjące komórki nie wykazywały jakichś oczywistych deficytów wzrostu (nie zmieniał się czas podwojenia populacji). Nie stwierdzono także problemów z rozmnażaniem, a oporność na stres środowiskowy była prawidłowa. W tym miejscu warto przypomnieć, że inne metody wydłużania życia, np. ograniczanie podaży kalorii czy delecja genów kluczowych dla wyczuwania składników odżywczych, skutkują często spowolnieniem wzrostu lub zmniejszeniem tolerancji na stres środowiskowy. Choć naukowcy podejrzewają, że TG sprzyjają długowieczności także u ludzi, by to potwierdzić, trzeba przeprowadzić kolejne badania. « powrót do artykułu
  8. Badania przeprowadzone na University of Southampton wykazały, że miedź błyskawicznie zabija bakterie gronkowca złocistego, zarówno formę oporną na metycylinę (MRSA), jak i podatną na jej działanie (MSSA). Często dotykane powierzchnie to potencjalny wektor przenoszenia infekcji. Już wcześniej uczeni z Southampton wykazali, że miedź zabija MRSA umieszczonego w kroplach płynu znajdującego się na miedzi. Jednak znacznie bardziej niebezpieczny jest MRSA przenoszony poprzez dotyk. O ile osoby odpowiedzialne np. za czystość w szpitalach widzą i ścierają krople, to często pomijają miejsca, na których nie ma widocznych zanieczyszczeń. Tymczasem mogą być to miejsca dotknięte przez nosiciela gronkowca i stamtąd bakteria może się rozprzestrzeniać, gdy to samo miejsce zostanie ponownie dotknięte. Nasze najnowsze badania wykazały, że symulowane zanieczyszczenie milionami MRSA lub MSSA za pomocą dotyku powoduje, że bakterie mogą bardzo długo żyć na powierzchniach nie mających właściwości bakteriobójczych, takich jak stal nierdzewna. Jednak na miedzi i jej stopach są zabijane nawet szybciej niż wówczas, gdy trafiają tam w kroplach. Miedź zaburza proces oddychania komórkowego oraz niszczy DNA, prowadząc do nieodwracalnego rozpadu komórek i śmierci - mówi główna autorka badań, doktor Sarah Warnes. Zrozumienie mechanizmu działania miedzi na mikroorganizmy jest bardzo ważne, gdyż mikroorganizmy opracowały różne sposoby obrony przed środkami odkażającymi i antybiotykami. Nasze prace pokazały, że miedź atakuje różne miejsca w komórce,nie tylko zabijając bakterie czy wirusy, ale również szybko niszcząc ich materiał genetyczny, zatem nie jest możliwe, by pojawiła się jakaś mutacja, nic nie zostaje przekazane innym mikroorganizmom. Dzięki temu nie powstają kolejne pokolenia superbakterii - stwierdza profesor Bill Keevil. « powrót do artykułu
  9. Choć rekinom przypisuje się nieposkromiony apetyt, nowe badanie pokazuje, że większość rekinów z rafy koralowej zjada ofiary mniejsze od cheesburgera. Naukowcy z Uniwersytetu Jamesa Cooka badali zawartość żołądka 3 popularnych gatunków rekinów z Wielkiej Rafy Koralowej: żarłacza grubego (Triaenodon obesus), żarłacza rafowego czarnopłetwego (Carcharhinus melanopterus) i rafowego rekina szarego (Carcharhinus amblyrhynchos). Analiza składu tkanek ryb (stałych izotopów) miała pomóc w odtworzeniu ich długoterminowej diety. Byliśmy zaskoczeni, znajdując w żołądkach rekinów całą gamę małych zwierząt, np. ryby, mięczaki, węże morskie i kraby. Najczęściej nie było tam jednak niczego. Wyniki sugerują, że rekiny rafowe zjadają rzadkie drobne posiłki i że żerują oportunistycznie [czyli kiedy po prostu mają okazję] - wyjaśnia dr Ashley Frisch. Choć przez długi czas uznawano, że żarłacze gruby i rafowy czarnopłetwy, a także rafowy rekin szary są drapieżnikami alfa, stwierdziliśmy, że budowa chemiczna ich tkanek bardziej odpowiada tej widywanej u dużych ryb z rafy, np. graników, lucjanowatych i ustniczków cesarskich. Rekiny rafowe i duże ryby mają podobne diety, ale nie zjadają się wzajemnie, co oznacza, że zamiast jeść duże ryby rekiny jedzą jak duże ryby. Ustalenie, kto kogo zjada na rafie, ma duże znaczenie dla zrozumienia, jak zmiany w jednej populacji wpłyną na drugą. Współautor badania dr Justin Rizzari dodaje, że studium zmienia pogląd na sieci pokarmowe i przypomina, że nie zawsze duże, rzucające się w oczy drapieżniki znajdują się na szczycie łańcucha. Teraz wiemy, że rekiny rafowe to ważne, ale nie ostatnie ogniwo. W większości przypadków drapieżnikami alfa są żarłacze tygrysie, młotowate czy ludzie. « powrót do artykułu
  10. Szczegółowe badania meteorytu Morasko prowadzone w ostatnim czasie przez naukowców z ośrodków uniwersyteckich w Poznaniu, Sosnowcu, Wrocławiu i Krakowie, doprowadziły do odkrycia dwóch nowych minerałów. Są to nie spotykane na ziemi fosforany: moraskoit i czochralskiit. Nazwa pierwszego minerału pochodzi od nazwy miejscowości Morasko, gdzie od 1914 roku oficjalnie są znajdowane fragmenty meteorytu żelaznego. Jest to dawna wieś na północy Poznania, dziś oficjalnie włączona w granice miasta. Natomiast drugi minerał został nazwany na cześć polskiego naukowca Jana Czochralskiego (1885–1953) – polskiego metalurga, chemika i krystalografa, znanego bardziej w świecie niż we własnej ojczyźnie. Jest on autorem metody syntetycznego otrzymywania kryształów krzemu, którą stosuje się dziś powszechnie przy produkcji mikroprocesorów. Meteoryt Morasko, to właściwie największy deszcz meteorytów żelaznych w Europie, który według datowań węglem 14C miał miejsce ok. 5000 lat temu, a więc po okresie ostatniego zlodowacenia. W wyniku upadku w miękki materiał gliniasto-piaszczysty powstało 8 kraterów impaktowych. W otoczeniu kraterów do dziś znajdowane są fragmenty meteorytów. Naukowcy szacują masę materiału, który do tej pory został znaleziony, na około 1800 kg i ciągle znajdowane są duże fragmenty, jak ostatnio (kwiecień 2015) meteoryt o wadze ok. 185 kg. Do tej pory największym okazem jest znaleziony 8 października 2012 roku przez Magdalenę Skirzewską i Łukasza Smułę meteoryt ważący po oczyszczeniu 261,2 kg (jest w naszym Muzeum Ziemi). Meteoryt Morasko jest zaklasyfikowany do głównej grupy meteorytów żelaznych (IAB-MG), ale wykazuje drobne anomalne cechy chemiczne (m.in. bardzo niską zawartość irydu). Składa się w głównej masie z metalicznego żelaza ze znaczną zawartością niklu (przeważnie około 6 %). W metalu spotyka się owalne nodule wielkości do kilku centymetrów, zbudowane głównie z grafitu i troilitu (siarczek żelaza), które dodatkowo zawierają kilkanaście innych rzadkich minerałów. Z minerałów niespotykanych na Ziemi można na przykład wymienić troilit, schreibersyt, ałtait, czy kosmochlor. Są również minerały, które znamy z powierzchni ziemi. Wśród nich jest liczna grupa fosforanów. Najczęściej spotyka się apatyt w odmianach chlorapatytu i fluorapatytu. W nodulach odkryto również inne pozaziemskie fosforany jak buchwaldyt, brianit, merrilit, a ostatnio właśnie do tej grupy dołączyły dwa zupełnie nowe minerały odkryte przez polskich uczonych: moraskoit i czochralskiit. Jest to wynik współpracy mineralogów z pięciu polskich ośrodków uniwersyteckich, prowadzących systematyczne badania w ramach projektów kierowanych przez prof. Łukasza Karwowskiego (Uniwersytet Śląski) i prof. Andrzeja Muszyńskiego (Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu), przy współudziale prof. Ryszarda Kryzy (Uniwersytet Wrocławski) i Evgenija Galuskina (Uniwersytet Śląski). W specjalistycznych badaniach brali też udział fizycy i chemicy: prof. Joachim Kusz (Uniwersytet Śląski), dr Katarzyna Helios i prof. Piotr Drożdżewski (Politechnika Wrocławska) oraz prof. Maciej Sitarz (AGH Kraków). Obydwa nowe fosforany zostały oficjalnie zatwierdzone jako nowe minerały przez Komisję Nazewnictwa i Klasyfikacji Nowych Minerałów Międzynarodowej Asocjacji Mineralogicznej (CNMNC IMA). Okazy referencyjne dwóch nowych minerałów znajdują się w Muzeum Mineralogicznym Uniwersytetu Wrocławskiego. Moraskoit to Na2Mg(PO4)F. Tworzy w nodulach troilitowo-grafitowych agregaty o wielkości do 1.5 mm, a poszczególne ziarenka osiągają wielkość do 300 µm. Jest bezbarwny i przezroczysty. Struktura krystaliczna jest podobna do jego syntetycznego analogu. Szczegółowe dane tego nowego minerału zostały niedawno opublikowane w czasopiśmie Mineralogical Magazine (79/2, 2015). Czochralskiit – Na4Ca3Mg(PO4)4, występuje także tylko w małych nodulach o średnicy 1-3 mm. Wielkość jego ziaren dochodzi do 150 µm. Jest bezbarwny, przezroczysty z połyskiem szklistym i białą rysą. Struktura krystaliczna jest typu syntetycznego glaserytu. Szczegółowe dane tego nowego minerału są przygotowane do publikacji w czasopiśmie Journal of European Mineralogy. Dwa nowe minerały opisane z Moraska rozszerzają listę kilkunastu fosforanów znanych wcześniej z meteorytów i innych obiektów pozaziemskich – niektóre z nich nie były do tej pory znalezione w skałach powstałych na Ziemi. Fosforany są głównym nośnikiem fosforu w materii kosmicznej, a ogromne zainteresowanie nimi wynika m.in. z ważnej roli jaką miał pełnić fosfor przy powstaniu życia w naszym Układzie Słonecznym. Ich holotypy (okazy minerałów opisanych po raz pierwszy na świecie) zostały przekazane Muzeum Mineralogicznemu Uniwersytetu Wrocławskiego, które jest jednym z zaledwie dwóch muzeów w Polsce upoważnionych do przechowywania holotypów minerałów, która spełnia wymogi Międzynarodowej Asocjacji Mineralogicznej – International Mineralogical Association (IMA) dotyczące przechowywania i udostępniania holotypów. « powrót do artykułu
  11. Odporność wrodzona jest u nietoperzy ciągle "włączona". Wg naukowców, spostrzeżenie to może pomóc w walce z groźnymi dla ludzi patogenami, np. wirusem Ebola. Nietoperze są nosicielami ponad 100 wirusów, niektórych śmiertelnych dla ludzi, ale nie wykazują symptomów wywoływanych przez nich chorób. Zespół dr Michelle Baker z Australijskiego Laboratorium Zdrowia Zwierząt CSIRO badał geny oraz układ odpornościowy rudawek żałobnych (Pteropus alecto). By zrozumieć, na czym polega wyjątkowość odpowiedzi nietoperzy na wirusy, skupiliśmy się na wrodzonym układzie odpornościowym, a zwłaszcza interferonach [...]. Co ciekawe, wykazaliśmy, że nietoperze mają zaledwie 3 interferony, a to zaledwie ułamek - mniej więcej 1/4 - ludzkiego arsenału. Biorąc pod uwagę unikatową zdolność kontrolowania śmiertelnych dla ludzi zakażeń wirusowych, to [naprawdę] zaskakujące [...]. Naukowcy porównali dwa interferony typu I: IFN-α i IFN-β. Okazało się, że nawet gdy nie były zakażone żadnym wykrywalnym wirusem, nietoperze wykazywały wzmożoną wrodzoną odpowiedź odpornościową nieswoistą. Ludzie i myszy aktywują odpowiedź immunologiczną tylko w reakcji na zakażenie, [tymczasem] IFN-α rudawek jest stale "włączony", spełniając rolę działającej 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu linii walki z chorobami. U innych gatunków ssaków stała aktywność odpowiedzi immunologicznej jest niebezpieczna (w tym miejscu warto wspomnieć choćby o cyto- i histotoksyczności), ale u nietoperzy układ odpornościowy działa w pełnej harmonii. Dr Baker uważa, że gdyby odpowiedź immunologiczną innych gatunków przekierować na modłę nietoperzy, śmiertelność na różne choroby mogłaby spaść. « powrót do artykułu
  12. Amerykańscy i brazylijscy badacze rozpoczynają największe z dotychczasowych badań nad związkiem wirusa Zika z mikrocefalią. Od początku wybuchu epidemii wirusa Zika w Brazylii potwierdzono ponad 500 przypadków mikrocefalii. Badanych jest też ponad 3900 kolejnych przypadków. Zwykle w Brazylii występuje rocznie około 150 przypadków mikrocefalii. Eksperci z amerykańskiego Centrum Kontroli i Prewencji Chorób Zakaźnych we współpracy z kolegami z Brazylii planują przeprowadzenie kilkutygodniowych badań, które mają odpowiedzieć na pytanie, czy wirus Zika powoduje mikrocefalię. Naukowcy mają nadzieję, że uda im się zachęcić do współpracy 100 matek, których dzieci cierpią na mikrocefalię. Wyniki takich badań zostaną porównane z wynikami 300-400 zdrowych matek i ich dzieci. Wstępne wyniki powinny być znane wiosną. Specjaliści podkreślają, że ich praca może przynieść mocniejsze potwierdzenie istnienia istnienia związku pomiędzy infekcją Zika a mikrocefalią, jednak ostateczny naukowy dowód wykazujący, że Zika powoduje mikrocefalię możemy zdobyć dopiero po wielu latach badań. Mamy jednak coraz więcej przesłanek, wiążących wirusa z mikrocefalią. Znaleziono go bowiem w tkance mózgowej płodu, wodach płodowych i łożysku. Brazylia to jedyny kraj, w którym doszło do zwiększenia liczby mikrocefalii po pojawieniu się epidemii wirusa Zika. « powrót do artykułu
  13. Państwowa spółka Petróleos del Perú S.A. (Petroperú) poinformowała w poniedziałek (22 lutego), że przez 2 pęknięcia w głównym rurociągu doszło do zanieczyszczenia rzek Chiriaco i Morona na północnym zachodzie kraju. Do wody, z której korzysta przynajmniej osiem społeczności Achuarów, dostało się ok. 3 tys. baryłek surowca. Ministerstwo Zdrowia ogłosiło alert dot. jakości wody w pięciu dystryktach w pobliżu wycieków. Organismo de Evaluación y Fiscalización Ambiental (OEFA) poinformowała, że jeśli testy potwierdzą, że wycieki pod koniec stycznia i na początku lutego zaszkodziły zdrowiu ludzi, Petroperú będzie musiała zapłacić grzywnę w wysokości 60 mln nowych soli (17 mln dolarów). Jak podkreśla lider lokalnej społeczności Edwin Montenegro, ulewne deszcze zniweczyły początkowe próby zaradzenia sytuacji. Ropa pokonała bowiem ściany oporowe i dostała się do pobliskich rzek. Dyrektor Petroperú German Velasquez ujawnia, że przyczyną pierwszego wycieku było obsunięcie ziemi. Przyczyny drugiego uszkodzenia są na razie nieznane. Wypadek może zaszkodzić wizerunkowi firmy, która przygotowywała się do wprowadzenia do obrotu na giełdzie papierów wartościowych w Limie 49% akcji. Podlegająca Ministerstwu Ochrony Środowiska OEFA poleciła Petroperú wymianę uszkodzonych odcinków rurociągu oraz poprawę konserwacji. Ważne, by zauważyć, że [opisane] wycieki nie są izolowanymi przypadkami - napisano w oświadczeniu Organismo de Evaluación y Fiscalización Ambiental. Velasquez poinformował, że by zapobiec przyszłym wyciekom, spółka prowadzi przegląd zbudowanego w latach 70. rurociągu. Może on potrwać nawet 2 miesiące. Dyrektor zaprzeczył doniesieniom, jakoby firma płaciła za oczyszczanie rzek dzieciom, ale jednocześnie przyznał, że rozważane jest zwolnienie 4 urzędników, w tym jednego, który miał pozwolić dzieciom walczyć ze skutkami zanieczyszczenia. « powrót do artykułu
  14. W XX wieku poziom oceanów zwiększył się bardziej niż w którymkolwiek z 27 poprzednich stuleci, wynika z badań przeprowadzonych przez naukowców z Rutgers University. Naukowcy stwierdzili również, że gdyby nie globalne ocieplenie w XX wieku poziom oceanów nie zwiększyłby się bardziej niż o połowę, a być może by nawet spadł. Tymczasem w latach 1900-2000 poziom ten wzrósł o około 14 centymetrów. To bardzo duży przyrost, szczególnie odczuwalny dla nisko położonych obszarów przybrzeżnych. Przyrost w XX wieku był wyjątkowy na przestrzeni ostatnich trzech tysiącleci. A w ciągu ostatnich 20 lat był nawet szybszy - mówi główny autor badań, profesor Robert Kopp. Naukowcy podczas swoich badań wykorzystali metodę statystyczną opracowaną przed 2 laty przez Koppa. Żaden lokalny pomiar nie dostarcza informacji o globalnym poziomie wód. Każdy taki pomiar mówi nam o poziomie w danej lokalizacji, a na pomiar ten może wpływać wiele lokalnych czynników, przez co różni się od od średniej światowej. Uśrednienie pomiarów jest poważnym statystycznym wyzwaniem - mówi uczony. Badania wykazały też, że w latach 1000-1400 poziom oceanów zmniejszył się o 8 centymetrów. W tym czasie średnia temperatura Ziemi zmniejszyła się o około 0,2 stopnia Celsjusza. Obecnie jest o około 1 stopień wyższa niż w drugiej połowie XIX wieku. Na potrzeby badań uczeni wykorzystali dane dotyczące takich wskaźników poziomu oceanów jak wysokość atoli koralowców, położenie miejsc archeologicznych czy lokalizacja bagien z ostatnich 3000 lat. W ten sposób zebrali dane z 24 lokalizacji na całym świecie. Na tej podstawie ustalili nie tylko ostatni wzrost poziomu oceanów, ale stwierdzili również, że bez globalnego ocieplenia mógłby nastąpić 3-centymetrowy spadek do 7-centymetrowego wzrostu. Zdaniem uczonych nie doszłoby też do ponad połowy z dziesiątków tysięcy przybrzeżnych powodzi, jakie zanotowano w USA od 1950 roku. Zespół Koppa oszacował, że w XXI wieku poziom oceanów może podnieść się od 52 do 131 centymetrów. Jeśli jednak zrezygnujemy z paliw kopalnych najbardziej prawdopodobny jest wzrost poziomu o 24-61 centymetrów. « powrót do artykułu
  15. Jedzenie suszonych śliwek może chronić przed działaniem promieniowania jonizującego, które zwiększa uszkodzenie oksydacyjne tkanek szkieletowych, prowadząc do nierównowagi w przebudowie kości (metabolicznym obrocie kostnym). Wywołany promieniowaniem jonizującym ubytek masy kostnej to potencjalny problem zdrowotny dla przedstawicieli pewnych zawodów [...]. Ma to odniesienie nie tylko do astronautów [...], ale i leczonych onkologicznie, którzy przechodzą radioterapię, pracowników elektrowni atomowej czy ofiar katastrof jądrowych. Zmiany w aktywności metabolicznej mogą prowadzić do zaburzenia integralności szkieletu i łamliwości zarówno u zwierząt, jak i ludzi poddawanych radioterapii - podkreśla dr Nancy Turner z Texas A&M AgriLife Research. Amerykańscy naukowcy oceniali metody interwencji, w tym koktajle antyoksydantów, kwas dihydroliponowy (DHLA), ibuprofen i suszone śliwki, które mogą zapobiec uszkodzeniu kości pod wpływem promieniowania o niskim i wysokim przekazywaniu energii. Różne czynniki o działaniu przeciwutleniającym lub przeciwzapalnym badano pod kątem zdolności zapobiegania utracie masy kostnej i tłumienia w komórkach szpiku ekspresji genów, prowadzącej do rozpadu kości po naświetleniu promieniami gamma lub symulowanym promieniowaniem kosmicznym. Jak wyjaśnia Turner, utrata masy kostnej pod wpływem promieniowania jonizującego zachodzi u gryzoni dość szybko. Suszone śliwki okazały się najskuteczniejsze w zmniejszaniu ekspresji genów związanych z rozpadem kości oraz zapobieganiu efektowi gąbczastych kości po napromienieniu fotonami albo ciężkimi jonami. Suszone śliwki zawierają biologicznie aktywne składniki [np. polifenole], które mogą zostać wykorzystane w interwencjach do walki z utratą integralności strukturalnej po radioterapii czy długoterminowych lotach kosmicznych. « powrót do artykułu
  16. Astronomowie z Laboratoire d'Astrophysique de Marseille odkryli strumień gazu o długości 300 000 lat świetlnych. Złożony z wodoru strumień wydobywa się z galaktyki NGC 4569 i jest pięciokrotnie od niej dłuższy. Specjaliści od dawna wiedzieli, że NGC 4569 zawiera mniej wodoru, niż powinna. Nie mieli jednak pojęcia, gdzie gaz znika. Nie mieliśmy żadnego dowodu na usuwanie gazu z galaktyki - mówi Luca Cortese z International Centre for Radio Astronomy Research. Teraz nowe obserwacje ujawniły strumień gazu rozciągający się za galaktyką. Pierwszy raz coś takiego widzimy. Bardzo nas cieszy fakt, że po pomiarach masy tego strumienia okazało się, że gazu jest tyle, ile brakuje w dysku galaktycznym. NGC 4569 znajduje się w Gromadzie w Pannie odległej od Ziemi o około 54 miliony lat świetlnych. Galaktyka wędruje przez Gromadę z prędkością około 1200 km/s i zdaniem doktora Cortese to właśnie jej względna prędkość w stosunku do całej gromady powoduje wyciąganie gazu z galaktyki. Wiemy, że wielkie gromady potrafią uwięzić olbrzymie ilośći gorącego gazu. Gdy więc galaktyka trafia do takiej gromady odczuwa ciśnienie tego zgromadzonego gazu, podobnie jak odczuwamy wiatr na twarzy. I to ciśnienie może usuwać materię z galaktyki - wyjaśnia uczony. Zdaniem Cortese w przyszłości możemy odkryć wiele galaktyk z długim ogonem gazu. « powrót do artykułu
  17. Już nie tylko Huawei i Xiaomi, ale i inne mniej znane chińskie marki zagroziły pozycji światowych gigantów na rynku Państwa Środka. Pokonały Samsunga i coraz częściej wkraczają na terytorium zajmowana przez Apple'a. Analitycy przewidują, że w najbliższych latach chińskie marki zdobędą sobie coraz większą popularność wśród konsumentów w Europie, Korei Południowej i USA. Chińscy producenci smartfonów mają pewną istotną przewagę - cenę. Za niższą cenę otrzymuje się podobne korzyści, jakie są obecne w telefonach LG i Samsunga - mówi Shu On Kwok, wydawca AndroidPIT. W 2015 roku Samsung doświadczył pierwszego spadku swoich udziałów w rynku smartfonów, niewykluczone też, że po raz pierwszy od 13 lat spadły przychody Apple'a. Amerykański koncern utrzymuje wysokie ceny na swoje produkty i przekonuje użytkowników o ich wyjątkowości, chociaż wiele z tego, co oferuje Apple można spotkać też w tańszych telefonach z Androidem. Jak dowiadujemy się z danych firm IDC oraz Counterpoint Technology, Samsung, największy na świecie producent smartfonów, nie mieści się w pierwszej 5 największych sprzedawców w Chinach. Przychody z rynku Państwa Środka spadły o połowę. Z kolei Apple zanotowało co prawda wzrost, jednak więcej urządzeń sprzedało Huawei. Wielu mało znanych chińskich producentów sprzedaje dobrej jakości smartfony w cenie poniżej 200 USD. Konsument może więc w cenie high-endowego telefonu Apple'a lub Samsunga kupić 3-4 chińskie urządzenia. Nie oferują one, co prawda takiej wydajności co najlepsze produkty światowych gigantów. Chińscy producenci utrzymują niskie ceny m.in. dzięki temu, że nie wykorzystują najnowszych podzespołów. Używają kości liczących 1-2 lat. Rynek smartfonów nie jest jednak tak innowacyjny jak przed kilkoma laty, zatem różnica technologiczna pomiędzy najnowszymi a nieco starszymi podzespołami jest mniejsza, dzięki czemu konsumenci coraz częściej wybierają nieco tylko słabszy sprzęt, ale za kilkukrotnie niższą cenę. W Europie obecna jest już znana chińska marka Huawei, z kolei Xiaomi zdobywa rynki Singapuru, Indonezji i Malezji. Poza Państwo Środka zaczyna wychodzić czwarty największy chiński producent, OPPO, który rozpoczął kampanię marketingową w Azji Południowo-Wschodniej. « powrót do artykułu
  18. Codzienne picie alkoholu może być częścią... zdrowego trybu życia. Tak przynajmniej uważa profesor Imre Janszky z Norweskiego Instytutu Nauki i Technologii (NTNU). Uczony mówi, że umiarkowana ilość alkoholu korzystnie wpływa na nasze serce i nie ma znaczenia, czy pijemy wino, piwo czy też mocniejsze alkohole. Alkohol powoduje, że w naszych organizmach zwiększa się ilość dobrego cholesterolu. Ale podnosi też ciśnienie. Dlatego też najlepiej pić często umiarkowane ilości - stwierdza uczony. Janszky i jego koledzy z NTNU i szwedzkiego Karolinska Institutet opublikowali ostatnio dwa artykuły dotyczące wpływu alkoholu na zdrowie. Pierwszy z ukazał się we wrześniu ubiegłego roku w piśmie Journal of Internal Medicine i dotyczył zawału mięśnia sercowego. Z kolei artykuł ze stycznia bieżącego roku traktował o niewydolności serca i ukazał się w International Journal of Cardiology. Z obu artykułów dowiadujemy się, że badania wykazały, iż osoby regularnie spożywające umiarkowane ilości alkoholu mają zdrowsze serce od tych, którzy nie piją wcale lub piją niewiele. Z przeprowadzonych badań dowiadujemy się, że 3-5 drinków tygodniowo o 33% zmniejszają ryzyko niewydolności serca. Z kolei każdy dodatkowy drink aż o 28% zmniejsza ryzyko zawału. Dla większości badaczy powyższe stwierdzenia nie są zaskoczeniem. Niejednokrotnie wykazywano dobry wpływ alkoholu na serce. Jednak badacze chcieli naukowcy chcieli przeprowadzić badania w Norwegii ze względu na specyfikę tego kraju. W państwach takich jak Francja czy Włochy mało kto nie pije alkoholu, ponadto zdrowiu sprzyja tamtejsza dieta. Tymczasem w Norwegii bardzo dużo ludzi w ogóle nie pije alkoholu i nie występuje tam wiele innych czynników, które mogły zaburzyć wyniki badań. Norwesko-szwedzki zespół przeanalizował więc wyniki dużych badań przeprowadzonych w latach 1995-1997. Aż 41% uczestników tych badań stwierdziło, że nie pije alkoholu lub też pije mniej niż pół drinka tygodniowo. Naukowcy przyjrzeli się losom 60 665 osób, które podczas badań z lat 1995-1997 nie miały problemów z sercem. Do roku 2008 niewydolność serca wystąpiła u 1588 osób. Okazało się, że na największe ryzyko niewydolności byli narażeni ci, którzy pili najmniej oraz nałogowi alkoholicy. Im więcej zaś badany pił alkoholu, tym mniejsze ryzyko wystąpienia problemów z sercem, pod warunkiem jednak, że spożycie to utrzymywało się w normalnych granicach. Naukowcy ostrzegają jednak, że przy około pięciu drinkach tygodniowo wzrasta zagrożenie chorobami układu krążenia. Ponadto wysokie spożycie alkoholu jest silnie skorelowane ze zwiększonym ryzykiem zgonu z powodu chorób wątroby. « powrót do artykułu
  19. Zmniejszenie amerykańskiej emisji węgla o 40% do roku 2030 ocali w samych tylko Stanach Zjednoczonych życie 300 000 osób. W każdym kolejnym roku będzie zaś o 30 000 przedwczesnych zgonów mniej. Takie wnioski płyną z badań Drew Shindella i jego zespołu z Duke University. Uchronienie ludzi przed przedwczesnym zgonem to tylko jedna z wielu korzyści płynących z redukcji emisji. Z innych badań wynika na przykład, że zmniejszenie zanieczyszczenia powietrza oznacza, iż każdego dnia do amerykańskich szpitali trafi o 29 000 dzieci mniej, które obecnie są tam przyjmowane z powodu ataków astmy. Zanieczyszczenia powietrza znacząco zwiększają ryzyko zgonu. Jednak ich oddziaływania często nie jesteśmy świadomi. Ludzie wiedzą, że ktoś umarł na zawał, ale nie wiążą tego z zanieczyszczonym powietrzem - mówi Shindell. Tymczasem, jak wykazały badania Anny Hansell z Imperial College London, osoba, która w roku 1971 mieszkała na bardzo zanieczyszczonym obszarze wciąż w latach 2002-2009 była narażona na o 14% większe ryzyko zgonu, niż osoba mieszkająca w tym czasie na obszarze mniej zanieczyszczonym. Ludzie narażeni na kontakt z pełnym zanieczyszczeń powietrzem są narażeni na liczne choroby układu oddechowego i krążenia. Negatywne efekty kumulują się przez lata, przez co najczęściej nie uświadamiamy sobie, że przyczyną niedawnego zgonu było wieloletnie wdychanie zanieczyszczonego powietrza. Teoretycznie możliwe jest znacznie zmniejszenie powietrza bez porzucania paliw kopalnych, jednak byłoby to na tyle kosztowne, że znacznie taniej będzie rozwijanie odnawialnych źródeł energii. « powrót do artykułu
  20. Korzystne bakterie mikrobiomu jelitowego potrafią zwiększać produkcję limfocytów T regulatorowych (Treg), które odpowiadają za tłumienie zbyt nasilonej lub autoreaktywnej odpowiedzi autoimmunologicznej. Efekt ten jest znoszony przez obumierające (apoptyczne) komórki nabłonka. To bardzo ważne badanie, bo pokazuje nam ono, że apoptyczne komórki nabłonkowe nie są po prostu odpadami, których organizm próbuje się pozbyć. Aktywnie wpływają one bowiem na środowisko w jelicie. Interesujące jest też to, że komórki dendrytyczne są pośrednikami w procesie wpływania bakterii komensalnych na wzrost namnażania Treg. Obumierające komórki nabłonka mogą zablokować to zjawisko, wykorzystując fosfatydyloserynę ze swojej powierzchni - wyjaśnia Akira Shibuya z Uniwersytetu w Tsukubie. Jak tłumaczą Japończycy, bakterie mikrobiomu oddziałują z komórkami dendrytycznymi, by zwiększyć produkcję interferonu-beta. Ten z kolei stymuluje powstawanie Treg. Z drugiej strony apoptyczne komórki nabłonka także wchodzą w interakcje z komórkami odpornościowymi, zmniejszając ilość wytwarzanego interferonu. Rozbicie genu (knock-out genowy) z komórek dendrytycznych spowodowało, że populacja limfocytów T regulatorowych się rozrosła. Na tej podstawie autorzy publikacji z Nature Immunology doszli do wniosku, że zwykle gen ten hamuje namnażanie Treg. Jego produkt wchodzi w interakcje z fosfatydyloseryną apoptycznych komórek nabłonka, co skutkuje zablokowaniem cząsteczki sygnalizacyjnej - interferonu-beta. Chigusa Nakahashi-Oda wyjaśnia, że podczas eksperymentów obserwowano różnice między dwiema grupami myszy: zwykłymi gryzoniami i zwierzętami z rozbitym genem receptora fosfatydyloseryny. Kiedy zabrakło oddziaływań komórek nabłonka, po zastosowaniu czynnika uszkadzającego jelito grube występował lżejszy stan zapalny [...]. « powrót do artykułu
  21. Układ podwójny TYC 2505-672-1 okazał się rekordzistą zarówno pod względem długości trwania zaćmienia jak i okresu upływającego pomiędzy zaćmieniami. Astronomowie z kilku amerykańskich uczelni zauważyli, że co 69 lat dochodzi w nim do trwającego 3,5 roku zaćmienia. TYC 2505-672-1 znajduje się w odległości niemal 10 000 lat świetlnych od Ziemi. Dotychczasowym rekordzistą była gwiazda Epsilon Aurigae, która co 27 lat jest przysłaniania na 640-730 dni. Układ ten znajduje się znacznie bliżej Ziemi, bo jedynie 2200 lat świetlnych od nas, i jest jaśniejszy, co ułatwia badania. Jednym z największych wyzwań astronomii jest fakt, że niektóre z najważniejszych zjawisk zachodzą w astronomicznej skali czasu, tymczasem astronomowie są ograniczeni ludzką skalą. Tutaj mamy do czynienia z fenomenem, który rozciąga się na wiele dekad i rzuca światło na zjawiska mogą mieć miejsce pod koniec życia systemu planetarnego - mówi profesor Keivan Stassun. Odkrycia niezwykłych właściwości systemu TYC 2505-672-1 dokonano analizując tysiące zdjęć oraz wyniki setek obserwacji nieba. Wydaje się, że system ten składa się z dwóch czerwonych olbrzymów, z których powierzchnia jednego jest o około 2000 stopni Celsjusza cieplejsza od powierzchni Słońca. Astronomowie obliczyli, że gwiazdy muszą obiegać się w odległości około 20 jednostek astronomicznych. Obecnie nasze najpotężniejsze teleskopy nie są w stanie zaobserwować obu gwiazd osobno - mówi doktorant Joey Rodriguez. Prawdopodobnie jednak do czasu kolejnego zaćmienia, które będzie miało w miejsce w 2080 roku, postęp technologiczny pozwoli na zaobserwowanie obu gwiazd - dodaje. « powrót do artykułu
  22. Mistrz świata w Go, Lee Sedol, uważa, że pokona program AlphaGo w zaplanowanej na marzec rozgrywce. Nie jest jednak pewien, czy będzie w stanie pokonać komputer w przyszłym roku. Stworzony przez Google'a program AlphaGo wygrał w październiku z profesjonalnym zawodnikiem w Go. Dotychczas uważano, że komputer będzie w stanie pokonać człowieka w go dopiero za około 10 lat. Lee Sedol mówi, że rozgrywka z października dowodzi, iż AlphaGo gra o kilka poziomów gorzej niż on sam. Sztuczna inteligencja czyni jednak postępy z roku na rok. Trudno przewidzieć wyniki meczu za rok czy dwa lata - mówi Lee. Komputery od dawna wygrywają z ludźmi w wiele gier, w tym w szachy. Jednak Go jest dla nich grą znacznie bardziej skomplikowaną. Dlatego też jeszcze do niedawna przewidywano, że jeszcze przez lata ludzie będą lepsi. Wynik ubiegłorocznej rozgrywki, podczas której AlphaGo pokonał mistrza Europy był szokującym zaskoczeniem. Mecz pomiędzy Lee Sedolem a AlphaGo zaplanowano na 9 marca. Stawką jest milion dolarów. Jeśli wygra komputer, nagroda trafi do organizacji charytatywnych. Jednak Sedol nie daje komputerowi szans. Uważa, że zwycięży 5:0 lub 4:1. Przedstawiciele Google'a nie wykluczają, że w przyszłości AlphaGo zostanie udostępniony naukowcom, którym pomoże rozwiązywać takie problemy jak analizowanie rozprzestrzeniania się chorób czy modelowanie klimatu. « powrót do artykułu
  23. Ośmioletnie badanie pokazało, że dzięki zastosowanym zabiegom populacja tygrysów z tajlandzkiego rezerwatu Huai Kha Khaeng (HKK) się odbudowuje. To jedyne miejsce w południowo-wschodniej Azji z potwierdzonym wzrostem liczebności tych kotów. W 2006 r. rząd Tajlandii i Wildlife Conservation Society (WCS) wprowadziły patrole, które miały ukrócić nielegalne polowania na tygrysy i ich ofiary. Monitoring populacji w latach 2005-12 doprowadził do zidentyfikowania 90 kotów. Wg naukowców, poprawiły się przeżywalność i rekrutacja nowych osobników. Somphot Duangchantrasiri, główny autor studium, prognozuje, że w nadchodzących latach populacja tygrysów z HKK jeszcze bardziej się rozrośnie. Monitorując tygrysy, naukowcy rokrocznie prowadzili zliczanie za pomocą kamer pułapkowych (sfotografowane osobniki identyfikowano dzięki układowi pasków). Później posługiwali się zaawansowanymi modelami statystycznymi. Analiza historii pojawień się, liczebności i gęstości populacji, rocznych wskaźników przeżywalności i rekrutacji nowych osobników pozwoliły ocenić dynamikę populacji dzikich tygrysów z HKK. Naukowcy podkreślają, że potrzeba 10-15 lat intensywnej ochrony stanowisk, by populacje ofiar osiągnęły gęstość optymalną do podtrzymania większej liczby tygrysów. « powrót do artykułu
  24. Firma Santa Cruz Biotechnology to jeden z największych na świecie dostawców przeciwciał. Przedsiębiorstwu przyglądają się tez amerykańskie władze, które badają, czy wykorzystywane przez siebie zwierzęta przetrzymuje ono w odpowiednich warunkach. Teraz okazało się, że tysiące zwierząt zniknęły. Jeszcze w lipcu 2015 roku Santa Cruz Biotechnology posiadało 2471 królików i 3202 kozy. Podczas ostatniej inspekcji stwierdzono, że zwierzęta zniknęły. Santa Cruz produkuje przeciwciała wstrzykując zwierzętom białka, które stymulują produkcję przeciwciał. Przeciwko firmie złożono trzy skargi i toczy się postępowanie, które wszczęto po tym, jak inspektorzy amerykańskiego Departamentu Rolnictwa (USDA) stwierdzili, iż wykorzystywane przez nie kozy są nieodpowiednio traktowane. USDA i Santa Cruz poprosiły sąd o odroczenie rozprawy do 5 kwietnia. W tym czasie obie instytucje miały zawrzeć ugodę. Zgodnie z prawem firmie groziła grzywna w wysokości 10 000 USD za każdy dzień naruszenia przepisów. Inspektorzy USDA stwierdzili 31 naruszeń. Departament Rolnictwa prowadził więc z przedsiębiorstwem negocjacje, a gdy 12 stycznia wysłano do niej inspektorów okazało się, że zwierzęta zniknęły. Przedstawiciele Santa Cruz odmawiają odpowiedzi na pytania, co stało się ze zwierzętami. Prawo zabrania sprzedaży ich do rzeźni, ale mogą zostać sprzedane innej placówce badawczej. Cathy Liss, prezes organizacji Animal Welfare Institute podejrzewa, że Santa Cruz zabiła zwierzęta. Jest bowiem mało prawdopodobne, by udało się sprzedać tak dużą liczbę zwierząt hodowanych na potrzeby tak specyficznych badań. David Favre, ekspert ds. praw zwierząt z Michigan State University uważa, że pomimo zniknięcia zwierząt sprawa przeciwko firmie może nadal się toczyć. Uczony potępia też postępowanie urzędników Departamentu Rolnictwa, którzy niepotrzebnie jego zdaniem odraczali ukaranie firmy. W przypadku tak dużego przedsiębiorstwa nie można mówić o przypadkowych niedociągnięciach, zatem urzędnicy powinni je jak najszybciej ukarać za łamanie prawa. Trzeba przyznać, że urzędnicy wyjątkowo opieszale postępują w sprawie Santa Cruz. Firma znalazła się na celownika USDA już w 2007 roku. Na jej farmach znaleziono kozy z ranami zadanymi przez kojoty i nikt tych kóz nie leczył, inne zwierzęta miały masywne guzy, króliki przetrzymywano w okrutnych warunkach. Kuriozalna sytuacja miała miejsce w 2012 roku, kiedy jedna z kóz padła w trakcie inspekcji. Mimo to USDA od lat nie zdecydował się na ukaranie firmy za łamanie prawa. Co więcej wyszło też na jaw, że firma posiada farmę, na której mieszka 841 kóz, a o której nie poinformowała Departamentu Rolnictwa. O istnieniu tajnej farmy poinformowała była weterynarz Santa Crus Robin Parker. Zeznała, że decyzję o zatajeniu istnienia farmy podjął osobiście prezes firmy John Stephenson. Przeciwciała produkowane są przez setki firm. Wiele z nich nie korzysta już ze zwierząt, a używa laboratoryjnych kultur komórek. Alice Ra'anan z American Physiological Society ma nadzieję, że skandal związany z Santa Cruz Biotechnology doprowadzi do zmiany postępowania wśród ludzi zaangażowanych w badania na zwierzętach. « powrót do artykułu
  25. Australijczycy rozwiązali zagadkę działania nutlin, obiecujących leków przeciwnowotworowych. Nutliny - badane pod kątem terapii nowotworów krwi - aktywują gen p53, który odpowiada za kontrolę podziałów komórkowych. Koduje on białko nazywane "strażnikiem genomu", wymuszające na komórce powstrzymanie podziału w sytuacjach, gdy ta zachowuje się nieprawidłowo, czyli np. nadmiernie się dzieli lub ulega mutacjom. Dotąd nie było jednak wiadomo, czy nutliny zabijają komórki nowotworowe, czy tylko czasowo je hamują. Doktorzy Liz Valente i Brandon Aubrey oraz prof. Andreas Strasser z Instytutu Waltera i Elizy Hallów wykazali, że nutliny aktywują gen p53, by wyzwolić programowaną śmierć komórek nowotworowych - apoptozę. Udało się to ustalić dzięki obecności białka PUMA. Szczegółowe zrozumienie działania leków pomoże nam w zaprojektowaniu lepszych testów klinicznych i przybliżeniu do bardziej precyzyjnych i spersonalizowanych metod terapii nowotworów - podkreśla Aubrey. Działający prawidłowo p53 jest aktywowany w odpowiedzi na wczesne zmiany nowotworowe w komórce. Bez jego pomocy uszkodzona komórka będzie się namnażać, prowadząc do rozwoju nowotworu. [Niezmutowany] p53 pozostaje uśpiony w wielu rodzajach nowotworu, a nutliny działają, ponownie go aktywując - opowiada prof. Strasser. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...