-
Liczba zawartości
37626 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
246
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Na AGH rozpoczęły się prace nad bakteriobójczymi granulami
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Naukowcy z Akademii Górniczo-Hutniczej od lat pracują nad materiałami zastępującymi kości i wspomagającymi ich regenerację. Medycyna stosuje z powodzeniem niektóre ich wynalazki, jak na przykład FlexiOss, biomateriał kościozastępczy opracowany wspólnie z Uniwersytetem Medycznym w Lublinie, który opiera się na mikroporowatych granulach hydroksyapatytowych stworzonych przez Zespół Bioceramiczny AGH. Teraz członkini tego zespołu, doktor Joanna Czechowska, rozpoczyna prace nad materiałem hybrydowym w formie granul, który będzie miał właściwości bakteriobójcze. Projekt doktor Czechowskiej, Nowe samoorganizujące się biomateriały na bazie metylocelulozy i hydroksyapatytu, modyfikowane miedzią, zdobył już dofinansowanie, a inspiracją do jego rozpoczęcia były prace, podczas których zauważono, że trudne i czasochłonne otrzymywanie granul można „zautomatyzować”. Okazało się bowiem, że dodanie metylocelulozy powoduje, że materiał samoczynnie tworzy granule. Po umieszczeniu w ubytku kostnym stanowią rusztowanie dla odbudowującej się tkanki, a w przyszłości można będzie je wykorzystać w roli nośników leków i innych substancji w medycynie precyzyjnej. Takie leki można by zamykać w granulach i umieszczać w miejscu, w którym mają działać. Uwalniałyby się stopniowo, a dzięki działaniu miejscowemu można by uniknąć skutków ubocznych związanych z inną formą podawania i ich działaniem ogólnoustrojowym. Doktor Czechowska zaś chce opracować metodę otrzymywania bakteriobójczych granul. Byłyby one zbudowane na bazie hydroksyapatytu i metylocelulozy oraz antybakteryjnego polimeru i miedzi, która również ma właściwości antybakteryjne. Będę otrzymywać granule na bazie metylocelulozy i hydroksyapatytu, modyfikowane polimerem o właściwościach antybakteryjnych i miedzią. Teoretycznie przewiduję, że metyloceluloza i hydroksyapatyt będą tworzyć układy hybrydowe, natomiast konieczne będzie sprawdzenie w jaki sposób dodatek polimeru o działaniu antybakteryjnym wpłynie na proces samoorganizacji materiału, ze względu na możliwość tworzenia się kompleksu polielektrolitowego.W ramach projektu będę poszukiwać również odpowiedzi na następujące pytania: Jaki skład pozwoli osiągnąć optymalne właściwości fizykochemiczne kompozytu przy zachowaniu właściwości samoorganizujących? W jaki sposób dodatek miedzi wpłynie na parametry fizykochemiczne i biologiczne hybrydowych granul? Czy uzyskane materiały kompozytowe będą wykazywać właściwości antybakteryjne/bakteriobójcze? Zrozumienie mechanizmu formowania się granul oraz oddziaływań pomiędzy komponentami pozwoli nie tylko na optymalizację procesu ich otrzymywania, ale w przyszłości także na zaprojektowanie sposobu wprowadzania do nich leku, mówi uczona. « powrót do artykułu -
Nadwiślańska Grupa Poszukiwawcza Stowarzyszenia „Szansa” znalazła we wsi Daromin w powiecie sandomierskim kilka przedmiotów z IV–V wieku, w tym srebrne monety i fibule. Jednak najciekawszym zabytkiem jest niewielka złota zawieszka, która stanowiła część naszyjnika lub kolii. Zawieszki takie – główne srebrne – znane są z terenów Ukrainy, Mołdawii i Rumunii, gdzie w przeszłości mieszkała ludność kultury czerniachowskiej i Sântana de Mureș, identyfikowanej z Gotami. Znaleziona w Darominie gocka zawieszka to złota blaszka w kształcie rombu, z otworkiem i zaczepem wykonanym ze skręconego cienkiego drutu. To kolejne interesujące odkrycie w Darominie. Wcześniej znaleziono tam zabytki z XI i XII wieku, wskazujące, że mógł tam istnieć dwór rycerski. Dotychczas w Polsce odkryto 7 identycznych, wykonanych ze srebra zawieszek. Wszystkie pochodzą z tzw. Jaskini Wisielców w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Specjaliści uważają, że to ślady po obecności tam grupy Gotów, którzy schronili się na północ od Karpat po tym, jak w 375 roku Hunowie zniszczyli znajdujące się nad Morzem Czarnym państwo Ostrogotów. Wydarzenie to zapoczątkowało okres Wędrówek Ludów. Zawieszka z Daromina to nie pierwszy zabytek z okolic Sandomierza, który ma związek z Gotami. Przed niemal 2 dekadami w Zawichoście, w pobliżu dawnej przeprawy przez Wisłę zanelziono srebrną zawieszkę w kształcie stylizowanego topora. Podobne zawieszki znane są z innych obszarów Europy, głównie z terenów położonych nad Dunajem, gdzie pod koniec IV wieku schronili się Wizygoci uciekający przed Hunami. Zabytek z Daromina potwierdza, że na te tereny dotarli Goci, szukający schronienia przed Hunami. « powrót do artykułu
-
W 1984 roku do Royal Scottish Museum przyszło kilkoro nastolatków, byłych uczniów szkoły w Melville House niedaleko Cupar w szkockim Fife, którzy przynieśli obiekt znaleziony przez jednego z nich za pomocą wykrywacza metali. Kurator, Elizabeth Goring, ze zdumieniem stwierdziła, że chłopcy mają wykonaną z brązu egipską figurkę przedstawiającą mężczyznę. Później eksperci z British Museum uznali, że to niezwykła rzeźba przedstawiająca kapłana z darami. Prawdopodobnie powstała w latach 747–656 p.n.e. Nie było to pierwsze starożytne znalezisko pochodzące z terenu szkoły, które trafiło do nowego miejsca pracy Goring. W 1952 roku w Melville House mieściła się prywatna Dalhousie Castle School. Jeden z uczniów został za karę wysłany, by wykopał ziemniaki do szkolnej kuchni i trafił na wykonaną z czerwonego piaskowca rzeźbę. Jak się okazało, pochodziła z czasów 12. Dynastii z lat 1922 p.n.e.–1855 p.n.e., a jakość wykonania wskazuje, że mogła powstać w królewskim warsztacie. Kilkanaście lat później, w 1966 roku, podczas zajęć z WF-u chłopcy ćwiczyli woltyżerkę. Jeden z uczniów spadł z konia i upadł prosto na wystający z ziemi kawałek rzeźby. Jego nauczyciel, ten sam, który 14 lat wcześniej kopał ziemniaki, zaniósł rzeźbę do muzeum i dowiedział się, że to wykonana z brązu wotywna statuetka przedstawiająca byka Apisa. Eksperci stwierdzili, że zabytek pochodzi z lat 664–332 p.n.e. Zaoferowali, że muzeum go oczyści. Nauczyciel odmówił, zabrał figurkę ze sobą. Nie wiadomo, co się z nią obecnie dzieje. Doktor Goring, gdy poznała historię znalezisk, postanowiła - dosłownie - pokopać głębiej. Chciała dowiedzieć się, gdzie dokładnie znaleziono figurkę kapłana. Okazało się jednak, że została ona znaleziona trzy lata wcześniej zanim trafiła do muzeum, a w tym czasie jej znalazca... trafił do więzienia. Udało się jednak zorganizować jego wizytę w Melville School i pokazał on, w którym miejscu wykopał figurkę. Goring zorganizowała więc prace wykopaliskowe na terenie szkoły. W sumie znaleziono tam 18 obiektów. I są to jedyne przedmioty pochodzące ze starożytnego Egiptu posiadające w Szkocji status „skarbów”. Spełniają bowiem ustawowe wymagania, w tym i to, że zostały znalezione na terenie Szkocji. To był najbardziej niezwykły projekt w mojej karierze archeologicznej. Odkrycie na terenie Fife zabytków starożytnego Egiptu to coś naprawdę niespodziewanego, wspomina doktor Goring. Dopiero teraz, po dziesięcioleciach, opowiedziano historię skarbu. Chociaż nie wszystkie tajemnice udało się wyjaśnić. Odkryć dokonano w Melville House w pobliżu Monimail. Dom, leżący w pobliżu Pałacu w Monimail, został wybudowany w 1697 roku dla George'a Melville'a, 1. earla Melville. W latach 40. XX wieku stacjonowali tu polscy żołnierze, którzy byli szkoleni do walki partyzanckiej na wypadek zajęcia Wielkiej Brytanii przez Niemców. Skąd jednak w tamtejszej ziemi egipskie zabytki? Być może zostały one przewiezione przez dziedzica posiadłości, Aleksandra Leslie-Melville'a, lorda Balgonie, który w 1856 roku w towarzystwie swoich dwóch sióstr, pojechał do Egiptu dla podratowania zdrowia nadwyrężonego w Wojnie Krymskiej. Zabytki w Egipcie mógł nabyć sam Balgonie (chociaż był przykuty do łóżka) lub jego siostry. Niewykluczone, że przez jakiś czas przechowywano je w samym domu, później postanowiono ozdobić nimi jakąś przybudówkę. Zaś po śmierci Aleksandra, który zmarł w 1857 roku w wieku 28 lat na gruźlicę, przybudówkę opuszczono i pozwolono jej zniszczeć lub ją rozebrano, gdyż budziła zbyt bolesne wspomnienia. Wtedy to zapomniane egipskie rzeźby trafiły do ziemi. Być może figurki celowo pozostawiono, by zniszczały. Kuratorzy z muzeum nie wykluczają, że po śmierci Aleksandra uznano, że to ich przywiezienie z Egiptu mogło przyczynić się do jego zgonu. Historię niezwykłych znalezisk z Melville School świat poznał dopiero teraz. Została ona opisana w najnowszym numerze Proceedings of the Society of Antiquaries of Scotland, który ukaże się 30 listopada. « powrót do artykułu
-
Wokół Drogi Mlecznej krążą dziesiątki mniejszych galaktyk i innych satelitów. Astronomowie sądzą, że jeszcze nie wszystkie są nam znane. Międzynarodowa grupa naukowa, która skorzystała ze zdjęć Ultraviolet Near Infrared Optical Northern Survey (UNIONS) odkryła właśnie najsłabiej świecącego satelitę Drogi Mlecznej. Został on nazwany Ursa Major III/UNIONS 1. Zespół, na czele którego stał Simon E.T. Smith z kanadyjskiego University of Victoria, poszukiwał w danych z UNIONS nowych nieznanych galaktyk w Grupie Lokalnej. Początkowo naukowcy uznali Ursa Major III/UNIONS 1 za widoczne na zdjęciu zagęszczenie gwiazd. Jednak gdy sprawdzili, pochodzące Teleskopu Kecka, dane dotyczące ich prędkości radialnej, a z teleskopu Gaia napłynęły opisujące ich ruch własny, okazało się, że mamy do czynienia z bardzo słabo widocznym obiektem obiegającym Drogi Mlecznej. Jego absolutna wielkość gwiazdowa wynosi +2.2 mag. Dotychczas miano najsłabiej świecącego satelity naszej galaktyki należało do gromady gwiazd Kim 3 o absolutnej wielkości gwiazdowej +0.7 mag. Z badań wynika, że nowo odkryty satelita jest bardzo mały. Jego promień półświatła wynosi około 10 lat świetlnych. Ursa Major III/UNIONS 1 zawiera 50–60 gwiazd, a całkowita masa obiektu to około 16 mas Słońca. Obserwacje wskazują, że jego perycentrum znajduje się w odległości 41 700 lat świetlnych, a obiekt przecina dysk Drogi Mlecznej w odległości 52 100 lat świetlnych od centrum naszej galaktyki. Ursa Major III/UNIONS 1 liczy sobie co najmniej 11 miliardów lat, a obecne tam gwiazdy są ubogie w metale. W tej chwili naukowcy nie wiedzą, czy jest to galaktyka karłowata czy gromada gwiazd. « powrót do artykułu
-
W ludzkim genomie odkryto nowy powtarzający się klaster genów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Na Northwestern University odkryto nowy powtarzający się klaster genów, do ekspresji którego dochodzi wyłącznie u człowieka i naczelnych. To niezwykłe odkrycie pierwszego czynnika elongacyjnego, który powtarza się w ludzkim genomie i jest specyficzny dla naczelnych, mówi profesor Ali Shilatifard, w którego laboratorium dokonano odkrycia. Zespół Shilatifarda prowadził badania nad obecnym w ludzkich komórkach związkiem powstrzymującym rozwój nowotworu. To właśnie wtedy naukowcy zauważyli nieopisane dotychczas geny kodujące białko Elongin A3 (ELOA3) Jest ono blisko powiązane z badaną już wcześniej proteiną ELOA, która bierze udział w regulowaniu transkrypcji polimerazy II RNA (RNAPII). Ogólnie rzecz biorąc, pojedyncze ludzkie białko jest kodowane przez pojedynczy gen, a blisko powiązane białka mogą być kodowane przez różne geny znajdujące się w różnych miejscach chromosomów. Tymczasem w przypadku ELOA3 mamy do czynienia z sytuacją, gdy wiele genów, zajmujących ten sam locus, kodują identyczną proteinę, co czyni z nich intrygujący obiekt do przyszłych badań, wyjaśnia doktor Marc Morgan. Uczeni z Northwestern, we współpracy z naukowcami z University of Washington School of Medicine, zauważyli też, że klaster ELOA3 jest unikatowy dla człowieka i naczelnych, a liczba powtórzeń jest w nim różna dla różnych osobników i gatunków. Ty możesz mieć 52 kopie, ja mogę mieć 27 kopii, a ktoś inny 32 kopie. Nie wiemy, dlaczego tak się dzieje, ale u każdego osobnika występuje różna liczba powtórzeń, a taka powtarzalna jednostka została zakonserwowana ewolucyjnie u naczelnych, stwierdza Shilatifard. Odkrycie ELOA3 jako nowego specyficznego dla naczelnych czynnika elongacyjnego RNAPII nie tylko wzbogaca naszą wiedzę o ludzkiej biologii, ale daje też możliwość opracowania zindywidualizowanych leków przeciwnowotworowych. Dynamiczna natura klastra ELOA3 może być odzwierciedleniem jego unikatowej roli w regulacji ekspresji genów u poszczególnych osobników, wyjaśnia doktor Saeid Mohammad Parast. Naukowcy chcą się teraz dowiedzieć, w jaki sposób i w jakich warunkach dochodzi do ekspresji ELOA3 oraz jaki ma to wpływ na rozwój chorób, w tym nowotworów. Biorąc bowiem pod uwagę fakt, że jest to wysoce zakonserwowany region u naczelnych, może on rzucać światło na unikatowy dla linii ewolucyjnej człowieka mechanizm regulujący działanie genomu. « powrót do artykułu -
Przed kilkoma dniami z grobów rodziców i siostry Fryderyka Chopina pobrano materiał genetyczny. To część projektu badawczego, w ramach którego Narodowy Instytut Fryderyka Chopina we współpracy z Uniwersytetem Medycznym we Wrocławiu oraz Instytutem Genetyki Człowieka PAN chce zdobyć informacje chorobach, na które cierpiał kompozytor. Takie badania są zresztą zgodne z wolą samego Chopina, który uważał, że ówczesna medycyna nie potrafiła go dobrze zdiagnozować. Nie są to pierwsze prace, których celem jest przybliżenie kwestii stanu zdrowia artysty. Przed niemal 10 laty, 14 kwietnia 2014 roku naukowcy dokonali nieinwazyjnych oględzin serca kompozytora. Ich wyniki ukazały się w American Journal of Medicine. Pomysł przeprowadzenia badań genetycznych został poruszony pod koniec 2021 roku podczas panelu dyskusyjnego na Międzynarodowym Kongresie Muzykologicznym. Wtedy to padł pomysł by, wobec niemożności przeprowadzenia bardziej szczegółowych badań serca Chopina, pobrać próbki genetyczne z grobów jego siostry i rodziców, którzy spoczywają w Warszawie. Po opracowaniu planu badań i uzyskaniu niezbędnych zgód, próbki zostały pobrane przez pracowników Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Informacje genetyczne uzyskane od rodziny mogą być tym cenniejsze, że Chopin chorował przez całe życie, a jego siostra – Emilia – zmarła przed 15. rokiem życia. Być może zatem tajemnica zdrowia wielkiego muzyka tkwi w jego genach. Profesor Michał Witt, dyrektor Instytutu Genetyki Człowieka PAN, który przed laty dokonywał oględzin serca Chopina, uważa, że kompozytor prawdopodobnie chorował na przewlekła jamistą gruźlicę płuc z towarzyszącą gruźlicą krtani i jelit, a przyczyną jego śmierci było gruźlicze zapalenie osierdzia. Podkreśla, że dopiero analiza genetyczna może dać ostateczne dowody na postawioną diagnozę. Niedługo po śmierci Chopina jego przyjaciel, Wojciech Grzymała, pisał do innego z przyjaciół Chopina, hamburskiego bankiera Augusta Léo: Potem podyktował ostatnią swą wolę […]. Kazał dokonać sekcji zwłok, przekonany, że medycyna nie poznała się na jego chorobie; istotnie, przekonano się, że nie chorował na to, co przypuszczano, ale i tak nie mógłby żyć. « powrót do artykułu
-
W Europie Środkowej odkryto rozległą sieć struktur epoki brązu
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
W Europie Środkowej, na południu Kotliny Panońskiej, odkryto sieć struktur z epoki brązu. Jej istnienie może pomóc w opisaniu, w jaki sposób pojawiły się wielkie forty epoki brązu, które przed epoką żelaza były największymi konstrukcjami w Europie. Odkrycie, autorstwa naukowców z University College Dublin oraz ich kolegów z Serbii i Słowenii, było możliwe dzięki połączeniu danych z fotografii satelitarnych i lotniczych. Naukowcy zauważyli na zdjęciach ponad 100 miejsc należących do społeczności o złożonej strukturze. Społeczność ta używała struktur obronnych podobnych do późniejszych wielkich grodzisk. Niektóre z największych struktur tego typu znane były od lat. To na przykład Gradište Iđoš, Csanádpalota, Sântana czy potężny Corneşti Iarcuri, który był broniony przez 33 kilometry rowów fortecznych i przyćmiewał swoimi rozmiarami współczesne mu struktury Hetytów, Mykeńczyków czy Egipcjan, mówi profesor Barry Molly. Teraz odkryliśmy, że te potężne forty nie były odosobnionymi miejscami, a stanowiły część gęstej sieci miejsc zamieszkanych przez blisko powiązane i wzajemnie od siebie zależne społeczności. U szczytu potęgi ta sieć struktur na południu Kotliny Panońskiej musiała być zamieszkana przez dziesiątki tysięcy ludzi, dodaje uczony. Badania, z których szczegółami możemy zapoznać się na łamach PLOS ONE, ujawniły istnienie ponad 100 struktur w regionie rzeki Cisa. Te nieznane wcześniej społeczności zostały nazwane Tisza Site Group (TSG). Poszczególne struktury są oddalone od sąsiadów o nie więcej niż 5 kilometrów i rozciągają się wzdłuż korytarza tworzone przez Cisę i Dunaj. To wskazuje na ścisłą współpracę pomiędzy nimi. Dotychczasowe badania wykazały, że TSG istniały mniej więcej w latach 1500–1200 p.n.e., w okresie, na który przypada też szczyt potęgi Myken, Hetytów oraz Egiptu okresu Nowego Państwa. Autorzy badań uważają, że TSB było ważnym europejskim centrum innowacji. Gdy upadło około 1200 roku rozprzestrzeniły się z niego technologie wojskowe i budowlane. Ten wpływ TSG pozwala wyjaśnić podobieństwa w kulturze materialnej i ikonografii widoczne w Europie pod koniec drugiego tysiąclecia przez Chrystusem. Odkrycie to rzuca wyzwanie naszemu zrozumieniu europejskiej prehistorii. Jest niezwykle mało prawdopodobne, by tych ponad 100 miejsc było indywidualnymi domenami poszczególnych wodzów, którzy ze sobą konkurowali, stwierdza profesor Molloy. Tym razem naukowcy mają okazję nie tylko zidentyfikować pojedyncze osady, ale widzą dobrze zdefiniowaną sieć osadniczą, na której można dostrzec takie szczegóły, jak pojedyncze domostwa. Daje to bezprecedensowy wgląd w dzieje prehistorycznej Europy. Widzimy tutaj, że społeczności europejskiej epoki brązu mogły mieć wielu sąsiadów. Nie był to jednak pokojowy okres obfitości. Wiemy, że w tym czasie dochodziło do wielu innowacji w technice wojskowej oraz do licznych przypadków zorganizowanej przemocy. Skala TSG oraz liczne struktury obronne tylko potwierdzają, że trwał wyścig zbrojeń i a ludzie musieli bronić swojego dobytku przed innymi. Naukowcy przeprowadzili też badania terenowe. Dowiadujemy się z nich, że większość struktur powstała w latach 1600–1450 p.n.e. i wszystkie załamały się około 1200 roku i zostały opuszczone. Profesor Molloy przypomina, że rok 1200 p.n.e. był punktem zwrotnym w prehistorycznej Europie, na północny Afryki i południowym-zachodzie Azji. W ciągu kilku dekad upadły królestwa, imperia, miasta i całe społeczeństwa, dodaje uczony. « powrót do artykułu -
Kalifornijski eksperymentalny twórca filmowy Gerry Fialka przez 28 lat prowadził klub dyskusyjny, który zajmował się tylko jedną książką - „Finneganów trenem” Jamesa Joyce'a. Wspólne analizowanie ostatniego dzieła irlandzkiego pisarza rozpoczęło się w 1995 r., a zakończyło w październiku 2023 r. Kiedyś spotkania odbywały się w miejscowej bibliotece, później bibliofile zaczęli korzystać z Zooma. Choć liczebność grupy zmieniała się na przestrzeni lat, jej skład osobowy udało się częściowo zachować. Początkowo co miesiąc czytano 2 strony, później ograniczono się do jednej. W takim tempie analiza dzieła zajęła ponad ćwierć wieku. Sam Slote, specjalista z Trinity College w Dublinie, który zajmuje się twórczością Joyce'a, przyznaje, że to może być rekord. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, jego własna, składająca się z kilkunastu naukowców, grupa dyskusyjna upora się z analizą tekstu w „zaledwie” 15 lat (warto nadmienić, że w tym przypadku spotkania odbywają się co tydzień). Co ciekawe, grupa z Kalifornii poświęciła na analizę dzieła więcej czasu niż Joyce na jego pisanie: 28 vs. 17 lat (z uwzględnieniem niemal całkowitej 4-letniej blokady twórczej). Gdy Amerykanie zaczynali wspólne czytanie i analizę „Finneganów trenu”, Fialka miał 42 lata. Jak łatwo policzyć, na finiszu czytelniczego wyzwania był już po siedemdziesiątce. Gerry podkreśla, że ukończenie analizy nie wiązało się dla niego z olśnieniem. Odnosząc się do wizjonerskiego charakteru książki, stwierdził, że jego grupa miała raczej charakter performerskiego dzieła sztuki niż klubu książki. W wypowiedzi dla dziennikarki Guardiana Lois Beckett, porównał ochotników do żywego organizmu czy chóru. Do grupy Fialki należały bardzo różne osoby. Bruce Woodside, animator Disneya, pojawiał się i znikał. Pracował nad książką w latach 90., później zrobił sobie 20-letnią przerwę. Wrócił po przejściu na emeryturę. W czasie, gdy go nie było, grupa przeszła od rozdziału 1. do 15. „Finneganów tren” przypomina mu nieco zbiór typograficznych błędów. Książkę czyta raz po raz od późnego wieku nastoletniego. Próbował uczestnictwa w innych grupach, ale skończyło się to rozczarowaniem. Peter Quadrino dołączył do klubu ok. 2008-09 roku. By uczestniczyć w spotkaniach, dojeżdżał 3 godziny z San Diego do Venice. Ubolewa, że Joyce zmarł niedługo po wydaniu „Finneganów trenu” i nie zdążył go objaśnić. To my musimy rozwikłać zagadkę i stwierdzić, dlaczego tak bardzo się temu poświęcił. Po przeprowadzce do Austin Quadrino nie chciał przerywać misji i założył swoją grupę dyskusyjną. W ciągu dekady z niewielkim okładem klub dotarł do połowy książki... Swego czasu Fialka widział listę co najmniej 52 aktywnych klubów poświęconych „Finneganów trenowi”. Slote uważa, że może ich być więcej. W Zurychu działa, na przykład, grupa założona w 1984 r. Pierwsze czytanie dzieła zajęło Szwajcarom 11 lat; obecnie trwa 4. cykl analizy. Fialka podkreśla, że choć media zgodnie piszą i mówią o zakończeniu prac, stwierdzenie to mija się z prawdą. Ponieważ ostatnie zdanie książki urywa się w połowie, a jego dalsza część pojawia się na początku, mamy do czynienia z cyklem. Dlatego w listopadzie jego grupa ponownie zaczęła czytanie od strony trzeciej, na której zaczyna się dzieło Joyce'a. Nie ma następnej książki. Jest tylko jedna. Na zawsze. „Finneganów tren” (Finnegans Wake) to książka, na której zęby łamią najlepsi tłumacze. Ta eksperymentalna powieść Jamesa Joyce'a uznawana jest za najtrudniejsze dzieło XX-wiecznej literatury angielskiej. Jej fragmenty ukazywały się w latach 1928–1937 jako „Work in Progress”, w 1939 roku zostały zaś opublikowane w całości jako „Finneganów tren”. Zamiarem pisarza było zatarcie rzeczywistości poprzez wprowadzenie do niej świata snów. Motywem przewodnim, inspirowanym poglądami włoskiego XVIII-wiecznego filozofa Giambattisty Vico, jest stwierdzenie, że historia jest cykliczna. Dlatego książka kończy się pierwszą połową jej pierwszego zdania. W ten sposób ostatnia linijka jest częścią pierwszej, a pierwsza – ostatniej. Bardzo trudno jest podążać za akcją, bo jest ona urywana, składa się z wielu przemieszanych motywów, często zmieniają się bohaterowie i miejsca. Jednak sam przebieg akcji nie dorównuje złożonością językowi wykorzystanemu przez Joyce'a. To ten język pokonuje tłumaczy. Polskiego przekładu podjął się słynny Maciej Słomczyński (Joe Alex), który przełożył „Ulissesa” Joyce'a, ale z „Finneganów trenem” mu się to nie udało. Pierwsze pełne polskiego tłumaczenie, autorstwa Krzysztofa Bartnickiego, opublikowano w 2012 roku. Było ono gotowe już w 2009 roku, jednak nie mogło się ukazać, gdyż spadkobiorca Joyce'a się na to nie zgadzał. Jako że prawa autorskie wygasają 70 lat po śmierci twórcy, z publikacją polskiej wersji trzeba było czekać do roku 2012. Był to zaledwie 6. przekład dzieła Joyce'a na świecie. Obecnie przetłumaczono je na kilkanaście języków. W 2013 roku media informowały, że chińska tłumaczka - prof. Dai Congrong z Fudan University w Szanghaju - po 8 latach pracy przełożyła 1/3 dzieła. Książka została wydana i... stała się hitem czytelniczym w Państwie Środka. Prace nad resztą tłumaczenia ponoć trwają. A oto próbka polskiego przekładu dzieła Joyce'a: Ależ, wre to wre Blankdeblank, bóg każdej machiny, kamień natomny z Barnstaple, poprzez mortysekcję czy wiwiszycie, w rozbiciu czy po nowym złożeniu, jak izaak jacquemin mauromormo milezny, jak wtłumaczony być może, morbloże? Czy wyszedł na przykład zgodnie z deognozą tych co psieczuli go spoza muru morza gdzie Rurie, Thoath i Cleaver.trójca silnych swenoharców Orion Orgiastów, Meereschal MacMuhun tenże, Ipse dadden, ile razy ile czynionych ekstremów na poczet naszego co średniego, co każdemu mogłoby się przydarzyć, najbrutniejszy was leoman i princenniejszy wojownik naszej archidiakonii, czy może sklepiony z krawków Klio, którym kronikarz kwietności rycerstwa nie się wierzy chybaby mógł sulpić już na nich samoócz, anteżytnych lep z przytomnością, hol człowieczej egzystencji, którzy łączyli się, łączą i odnowy złączą jako Jan, jako Polikarp, oko ja, oko-w-oto świadkowie jaoczni i Paddy Palmer, w czas gdy mnisi sprzedają cis łucznikom albo woda istnienia lawą płynie rybią drogą życia, od dragrody Sary w most swar siebie pod przedbuttstatni śmiech Izaaka, z minnetrwogą jej seplętrza na jęko monolot wewstrętny? « powrót do artykułu
-
W ciągu 60 lat lodowce Peru straciły 56% powierzchni
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Pomiędzy rokiem 1962 a 2020, zatem w ciągu zaledwie 58 lat, powierzchnia górskich lodowców w Peru skurczyła się o 56,22%, poinformowała Mayra Mejía z Instituto Nacional de Investigación en Glaciares y Ecosistemas de Montaña (Inaigem – Narodowy Instytut Badań nad Lodowcami i Ekosystemami Górskimi). Tymczasem w kraju tym znajduje się aż 68% wszystkich światowych lodowców położonych w strefie tropikalnej. Tylko w latach 2016–2020 w wyniku globalnego ocieplenia w Peru zniknęło 175 lodowców. Obecnie lodowce w Peru zajmują powierzchnię 1050 km2. To około 44% powierzchni, jakie zajmowały w roku 1962, kiedy to przeprowadzono pierwszy ich spis. Wówczas lodowce zajmowały 2399 km. Od tego czasu z niektórych pasm górskich lodowce niemal zupełnie zniknęły. Największe straty zanotowano w paśmie Chila, gdzie powierzchnia lodowców zmniejszyła się o 99%. To symboliczna strata, gdyż to właśnie z pasma Chila pochodzą pierwsze wody dające początek Amazonce. Topnienie lodowców stwarza zagrożenie dla ludzi żyjących na nizinach. Tworzą się bowiem jeziora, z których woda może się przelać, powodując katastrofalne powodzie. Jeziora takie mogą w przyszłości stać się źródłami wody pitnej. Jednak jako że są położone na dużych wysokościach, istnieje niebezpieczeństwo powodzi, mówi Jesús Gómez, dyrektor ds. badań nad lodowcami w Inaigem. Utrata lodowców oznacza też utratę regularnych dostaw wody pitnej, a wycofywanie się lodowców ma wpływ na ekosystem gór. « powrót do artykułu -
Kwas transwakcenowy (TVA) obecny w mięśniach takich zwierząt jak krowy czy owce oraz w produktach mlecznych poprawia zdolność komórek układu odpornościowego do zwalczania guzów nowotworowych. Naukowcy z University of Chicago zauważyli, że dzięki niemu limfocyty T CD8+ (limfocyty cytotoksyczne) łatwiej przedostają się do guza i zabijają komórki nowotworowe. Badania, których wyniki opublikowano na łamach Nature, pokazały też, że pacjenci z wyższym poziomem TVA we krwi lepiej reagują na immunoterapię. To sugeruje, że TVA może stać się suplementem diety wspierającym walkę z nowotworami. Prowadzonych jest wiele badań, mających na celu opisanie związku pomiędzy dietą a zdrowiem. Zrozumienie działających tutaj mechanizmów jest bardzo trudne, gdyż ludzie spożywają bardzo wiele różnych pokarmów. Gdy jednak skupimy się na konkretnych związkach odżywczych i metabolitach pochodzących z pożywienia, lepiej możemy dostrzec, jak wpływają na fizjologię i patologię, mówi profesor Jing Chen. Skupiliśmy się na substancjach odżywczych, które mogą aktywować odpowiedź limfocytów T i odkryliśmy, że ten właśnie związek poprawia zdolność organizmu do obrony przed nowotworami poprzez aktywowanie ważnego szlaku. Na potrzeby badań naukowcy najpierw stworzyli bibliotekę obecnych we krwi 255 bioaktywnych molekuł. Następnie badali je pod kątem możliwości wpływu na aktywność limfocytów T CD8+. Wyodrębnili 6 molekuł, które dawały największą nadzieję i dokładnie je przeanalizowali. Okazało się, że najlepiej z nich wszystkich działa TVA. Kwas transwakcenowy to najbardziej rozpowszechniony kwas tłuszczowy trans w ludzkim mleku. Jednak nasze organizmy same go nie wytwarzają. Jedynie 20% TVA jest przez organizm rozkładane, aż 80% krąży we krwi. To oznaczało, że kwast ten musi spełniać jeszcze jakąś rolę. Zaczęliśmy więc jej szukać, mówi Chen. Uczeni przeprowadzili serię eksperymentów z komórkami i mysimi modelami różnych guzów nowotworowych. Zauważyli, że myszy karmione dietą wzbogaconą o TVA wzrost guzów czerniaka i okrężnicy był znacznie wolniejszy niż u myszy z grupy kontrolnej. Ponadto TVA zwiększał zdolność limfocytów T do wnikania do guza. Dodatkowe analizy na poziomie molekularnym i genetycznym wykazały, że TVA działa na receptor GPR43 na powierzchni limfocytów T i je przeprogramowuje. Receptor ten jest zwykle aktywowany przez krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe wytwarzane przez mikrobiom. TVA działa silniej niż te kwasy i uruchamia szlak sygnałowy CREB, który bierze udział m.in. we wzroście, przetrwaniu i podziale komórkowym. Badacze z Chicago zauważyli, że myszy, u których z komórek CD8+ usunięto receptor GPR43 gorzej radziły sobie z walką z guzami. W końcu naukowcy przyjrzeli się osobom, które z powodu chłoniaka poddawane są immunoterapii CAR-T. Osoby, u których we krwi było więce TVA lepiej reagowały na leczenie, a testy wykazały, że TVA poprawia zdolność leków do zabijania komórek chłoniaka. Badacze podkreślają, że należy odróżniać składnik odżywczy od jego źródła w diecie. Ważnym jest określenie optymalnej ilości składnika odżywczego, a nie jego źródła. Chen przypomina, że coraz więcej badań wskazuje na zgubne dla zdrowia skutki spożywania zbyt dużych ilości czerwonego mięsa i produktów mlecznych. Dlatego nie należy zwiększać ich spożycia. Przeprowadzone w Chicago badania pokazują, że TVA może być suplementem diety zwiększającym aktywność limfocytów T. Być może nie jest jedynym takim związkiem. Wczesne badania sugerują bowiem, że niektóre kwasy tłuszczowe obecne w roślinach działają na ten sam receptor. Być może również są zdolne do aktywowania szlaku CREB. Prace zespołu Chena przynoszą też niezwykle ważne spostrzeżenie. Zastosowane przez nich „metabolomiczne” podejście może pomóc w lepszym zrozumieniu związku pomiędzy dietą a zdrowiem. Po milionach lat ewolucji istnieje jedynie kilkaset metabolitów z pożywienia, które krążą we krwi. To oznacza, że odgrywają one ważną rolę w naszej biologii. Spostrzeżenie, że pojedynczy składnik odżywczy, tak TVA, posiada bardzo precyzyjny mechanizm nastawiony na konkretny typ komórek odpornościowych, co z kolei wiąże się z istotną reakcją fizjologiczną na poziomie całego organizmu jest czymś fascynującym, stwierdza Chen. « powrót do artykułu
-
Skrzynka prezentowa – czy to dobry pomysł na upominek?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Artykuły
Szukasz prezentu, który będzie nietuzinkowy, a do tego będzie dobrze się prezentować? W takim razie skrzynka prezentowa może okazać się trafionym rozwiązaniem. Warto być jednak świadomym kilku istotnych kwestii. Oryginalny i szykowny prezent Skrzynka zawierająca upominek stanowi dodatkową wartość dodaną. Zazwyczaj jest ona wykonana z drewna, dzięki czemu okazale prezentuje się na półce bądź regale. Gdy wyjmie się z niej zawartość, to może zostać ona ponownie wykorzystana. Skrzynka prezentowa może pomieścić pamiątki z wakacji, fotografie bliskich czy kosmetyki. Co ciekawe, niektórzy wykorzystują je również jako eleganckie doniczki na kwiaty. Rozwiązań jest więc wiele. Dodatkowo tak wręczony prezent prezentuje się okazale już w momencie składania życzeń. Gdy będziesz trzymać taką skrzynkę w rękach, to od razu wzbudzisz większe zainteresowanie. Nie ma co ukrywać – wiele osób przywiązuje uwagę do detali, tak więc opakowanie także jest istotne. Zadbaj o to, aby trafić w gusta Ważne jest również to, aby zawartość skrzynki była trafiona. W końcu to ona ma odegrać główną rolę. Co takiego najlepiej włożyć do skrzynki prezentowej? To zależy od tego, komu wręczasz upominek. Skrzynka może zawierać zestaw herbat i przetworów. To uniwersalny prezent, który z pewnością trafi w gust wielu osób. Jeśli szukasz bezpiecznego rozwiązania, to warto przemyśleć właśnie to. A jeśli przy herbacie jesteśmy – zestaw do jej picia również będzie czymś eleganckim. Dzbanek, dwie filiżanki i talerzyki to całkiem popularne połączenie. A może coś mocniejszego? Do skrzynki możesz włożyć również alkohol – whisky, wino czy wódkę. Jeśli znasz dobrze osobę, którą chcesz obdarować, postaw na trunek, który ta preferuje. W tym wypadku również możesz pomyśleć o dodatkowych akcesoriach, na przykład szklankach lub kostkach do whisky. Szukasz prezentu dla kobiety? W takim razie możesz pomyśleć o kosmetykach. Jeśli zaś boisz się, że nie trafisz w gust danej osoby, to innym rozwiązaniem będą świece zapachowe lub olejki eteryczne. W drewnianej skrzynce będą się one luksusowo prezentować, przez co cały prezent nabierze dodatkowego uroku. Pomyśl o personalizacji Prezent to przede wszystkim gest, który kierujesz od siebie do drugiej osoby. W takim wypadku warto go dodatkowo spersonalizować. Tak się składa, że drewniana skrzynka daje Ci ku temu taką okazję. Jest nią oczywiście grawer. W zależności od okazji, z jakiej wręczasz upominek, pomyśl o stosownym haśle, które może zostać wyryte na skrzynce. Może być to również symbol, który bez problemu zrozumie obdarowany. Dodatkowo pomyśl nad własnoręcznym napisaniu kilku słów, które możesz włożyć do środka skrzynki. W ten sposób sprawisz, że to drewniane pudełko nabierze dodatkowej wartości, a sama jego obecność na półce będzie o Tobie przypominać drugiej osobie. Podsumowując, skrzynka prezentowa to wartościowy dodatek, który może sprawić, że upominek wyda się jeszcze okazalszy. Warto natomiast pomyśleć o dodatkowej personalizacji, aby nadać mu dodatkowej niematerialnej wartości. « powrót do artykułu -
Najnowsze zdjęcie centrum Drogi Mlecznej wykonane przez Teleskop Webba nie tylko pozwalają oglądać ten obszar w niespotykanej dotychczas rozdzielczości, ale pokazują też nieznane dotychczas struktury, których istnienie astronomowie będą dopiero musieli wyjaśnić. Na fotografii, wykonanej za pomocą instrumentu NIRCam, widzimy Sagittarius C (Sgr C), region tworzenia się gwiazd, odległy o około 300 lat od centralnej supermasywnej czarnej dziury Sagittarius A*. Nigdy wcześniej nie oglądaliśmy tego regionu w podczerwieni w takiej rozdzielczości, jaką daje zdjęcie Webba. Wiele struktur widzimy więc po raz pierwszy. Teleskop Webba dostarcza nam niewiarygodnej liczby szczegółów, umożliwiając badanie formowania się gwiazd w środowisku, jakiego wcześniej nie mogliśmy badać, mówi główny badacz zespołu naukowego, Samuel Crowe z University of Virginia. Centrum galaktyki to najbardziej ekstremalny obszar w Drodze Mlecznej. Tam obecnie obowiązujące teorie formowania się gwiazd możemy poddać najbardziej rygorystycznym testom, dodaje doradca naukowy Crowe'a, profesor Jonathan Tan. Na zdjęciu widać około 500 000 gwiazd, a wśród nich gromadę protogwiazd, które wciąż się formują i zyskują na masie. W środku gromady znajduje się – znana wcześniej – protogwiazda o masie 30-krotnie większej od masy Słońca. Chmura, z której wyłaniają się protogwiazdy jest tak gęsta, że Webb nie może dostrzec światła gwiazd znajdujących się poza nią i obszar ten wygląda na zdjęciu jakby zawierał mniej gwiazd, niż jest tam w rzeczywistości. NIRCam uchwycił też olbrzymią chmurę zjonizowanego wodoru. Zwykle wskazuje to na obecność wysokoenergetycznych fotonów emitowanych przez młode masywne gwiazdy, jednak obszar zajmowany przez chmurę jest tak rozległy, że naukowcy będą musieli to wyjaśnić. Kolejną zagadką jest zjonizowany wodór chaotycznie układający się na podobieństwo igieł biegnących w różnych kierunkach. Ziemia znajduje się w odległości około 25 000 lat świetlnych od centrum Drogi Mlecznej. To wystarczająco blisko, by Webb mógł badać pojedyncze gwiazdy. A to daje specjalistom niepowtarzalną okazję do śledzenia ewolucji gwiazd oraz sprawdzania, jak na proces ten wpływa środowisko, szczególnie centrum galaktyki, w porównaniu z innymi obszarami, w których powstają gwiazdy. « powrót do artykułu
-
Od trzech lat należące do NASA Chandra X-ray Center prowadzi projekt „udźwiękowienia” kosmosu. Polega on na przypisywaniu dźwięków do danych uzyskiwanych za pomocą teleskopów. Teraz jednak spróbowano czegoś zupełnie innego. We współpracy z kompozytor Sophią Kastner „udźwiękowiono” centrum Drogi Mlecznej, przekładając dane na nuty i tworząc partię dla orkiestry. To jak pisanie fikcyjnej historii opierającej się w dużej mierze na faktech. Bierzemy dane z kosmosu, przekładamy je na dźwięki, dodajemy coś nowego i ludzkiego, mówi Kastner. Wykorzystane dane pochodzą z niewielkiego obszaru o średnicy zaledwie 400 lat świetlnych i zostały zebrane przez teleskopy kosmiczne Hubble'a, Chandra i Spitzera. Od lat pracujemy z danymi zebranymi w zakresie promieniowania rentgenowskiego, widzialnego i podczerwieni. Przełożenie ich na dźwięki było dużą zmianą, a teraz, dzięki Sophie, mamy coś zupełnie nowego, wyjaśnia Kimberly Arcand, która specjalizuje się w wizualizacji danych z teleskopu Chandra. We wspominanym projekcie „udźwiękowienia” kosmosu biorą udział algorytmy, które automatycznie przekładają matematyczne dane z teleskopów na dźwięki słyszane przez ludzi. Kompozytor ma jednak zupełnie inne możliwości niż komputer. Kastner skupiła się na niewielkim fragmencie obrazu, by stworzyć utwór bardziej przyjemny dla ludzkiego ucha. Ponadto wyodrębniła pewne fragmenty, które komputer przegapia. Chciałam przyciągnąć uwagę słuchacza do konkretnych części większego utworu, wyjaśnia kompozytorka. W ten sposób powstał utwór, który jest kolejnym sposobem interakcji ludzi z przestrzenią kosmiczną. Używamy innych narzędzi, ale koncepcja tworzenia sztuki inspirowanej przez niebiosa pozostaje ta sama, dodaje Arcand. Sophie Kastner chciałaby w przyszłości pracować również z innymi danymi zebranymi przez astronomów. Ma też nadzieję, że do współpracy dołączą kolejni muzycy. Stworzony przez nią utwór „Where Parallel Lines Converge„ został nagrany przez montrealską orkiestrę Ensemble Éclat pod dyrekcją Charlesa-Erica LaFontaine'a. Na stronach Chandra X-ray Observatory udostępniono pełny zapis nutowy utworu. « powrót do artykułu
-
Pociski do procy pochodzące z wczesnego chalkolitu (5800–4500 p.n.e.) są najstarszymi w południowym Lewancie dowodami na prowadzenie regularnych zorganizowanych działań zbrojnych. Dowodzą one, że już 7200 lat temu w regionie tym broń była produkowana na skalę masową. Takie wnioski płyną z badań, których wyniki opublikowano na łamach pisma 'Atiqot, wydawanego przez Izraelską Służbę Starożytności. Gil Haklay, Dina Shalem, Enno Bron, Ianir Milevski i Nimrod Getzow przeanalizowali 424 pociski do proc znalezione na stanowiskach archeologicznych En Esur i En Zippori. Z En zippori pochodziło 187 pocisków, a 237 znaleziono w En Esur. Z tego 357 zachowało się w na tyle dobrym stanie, że można było zmierzyć zarówno ich długość, jak i szerokość. Badania pokazały, że setki pocisków były niemal identyczne. Produkowano je głównie (362 pociski, 85,4%) z dolomitu. Pozostałe wykonano z kredy (7,8%) oraz bazaltu (6,6%). Jeden, znaleziony w En Zippori, zrobiony był z piaskowca. Długość pocisków waha się od 34 do 71 milimetrów, ale niemal 80% z nich ma długość 46–58 mm. Średnia długość pocisku z En Esur wynosi 52 mm, a z En Zippori – 53 mm. Średnica pocisków to od 19 do 46 mm, a około 80% z nich ma średnicę mieszczącą się w przedziale 27–35 mm. Średnia szerokość pocisku z En Esur to 31 mm, a z En Zippori - 32 mm. Również wysoce zgodna jest ich waga, która średnio wynosi 60 gramów – 56 g dla pocisków z En Esur i 64 g dla tych znalezionych w En Zippori. Aż 66% spośród pocisków znalezionych w całości mieści się w przedziale ±6 mm odchylenia od średniej długości i ±4 mm odstępstwa od średniej szerokości. Tak wysoka zgodność rozmiarów i wagi pocisków znalezionych w dwóch różnych miejscach oraz sama ich liczba wskazują na masową produkcję broni. Pociski, które wyrzucano z procy, są wygładzone, mają charakterystyczny dwustożkowy aerodynamiczny kształt, pozwalający na efektywne i precyzyjne użycie. Podobne pociski znaleziono w innych miejscach, ale tutaj mamy do czynienia z pierwszymi przypadkami znalezienia ich w tak dużej liczbie. To najstarsze dowody na prowadzenie działań wojennych w południowym Lewancie. Podobieństwo pocisków wskazuje na masową produkcję, a nadanie im wygładzonej powierzchni i aerodynamicznego kształtu pokazuje, że miały być precyzyjną śmiercionośną bronią, stwierdzają autorzy badań. Pokazuje to, że w tym okresie dokonywało się przejście z indywidualnej do masowej produkcji broni. Przed czterema laty informowaliśmy, że na stanowisku Ein Esur odkryto duże nieznane miasto z epoki brązu, a pod nim ślady jeszcze starszego osadnictwa. Natomiast o Ein Zippori wspominaliśmy w 2014 roku, przy okazji znalezienia dowodów na najstarsze użycie oliwy w na terenie dzisiejszego Izraela, a może w całym basenie Morza Śródziemnego. « powrót do artykułu
-
Kredyt obrotowy – jakie ma zalety i na co zwrócić uwagę?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Artykuły
Kredyt obrotowy to rodzaj finansowania, który odgrywa kluczową rolę w życiu wielu firm. Pozwala on przedsiębiorcom zarządzać płynnością finansową, dostarczając środki na bieżące potrzeby działalności gospodarczej. Jakie zalety ma kredyt obrotowy i na co zwrócić uwagę? Jakie zalety ma kredyt obrotowy? Przede wszystkim kredyt obrotowy https://habzafinanse.com.pl/kredyt-obrotowy/ zapewnia firmie dostęp do środków finansowych, które mogą być wykorzystane do regulowania bieżących zobowiązań, takich jak dostawcy, wynagrodzenia pracowników czy opłacanie rachunków. Dzięki temu firma może uniknąć opóźnień w płatnościach i utraty zaufania ze strony kontrahentów. Ponadto ta forma zobowiązania jest zazwyczaj elastyczna i dostosowuje się do zmieniających się potrzeb firmy. Możesz korzystać z niego według własnego uznania, aby sprostać krótkoterminowym wyzwaniom, takim jak sezonowa zmienność w sprzedaży lub nieprzewidywalne wydatki. Zamiast inwestować znaczne środki własne w zapasy lub inne aktywa trwałe, firma może wykorzystać kredyt obrotowy do finansowania swoich operacji. To pozwala na lepsze wykorzystanie kapitału na cele strategiczne, takie jak rozwijanie nowych produktów czy ekspansja na nowe rynki. W przeciwieństwie do tradycyjnych kredytów inwestycyjnych, procedury związane z uzyskaniem kredytu obrotowego są zazwyczaj mniej skomplikowane i czasochłonne. Firma może uzyskać dostęp do potrzebnych środków znacznie szybciej, co jest kluczowe w sytuacjach nagłego zapotrzebowania na finansowanie. Czy wiesz, że kredyt obrotowy może pomóc firmie w budowaniu pozytywnej historii kredytowej? To w przyszłości ułatwi uzyskanie innych form finansowania, takich jak kredyty inwestycyjne czy pożyczki na rozwój. Na co zwrócić uwagę, decydując się na kredyt obrotowy? W pierwszej kolejności musimy dokładnie przeanalizować koszty związane z kredytem obrotowym, w tym oprocentowanie, prowizje oraz ewentualne dodatkowe opłaty. Porównywanie ofert różnych instytucji finansowych może pomóc nam znaleźć najkorzystniejszą opcję. Warto przy tym wiedzieć, że niektóre kredyty obrotowe wymagają zabezpieczeń, takich jak poręczenia lub zastaw na aktywach firmy. Przed podpisaniem umowy, zastanów się, czy jesteś w stanie dostarczyć wymagane zabezpieczenia. Co więcej, musimy dokładnie rozważyć, jakie będą długoterminowe konsekwencje korzystania z kredytu obrotowego. Czy firma będzie w stanie spłacić kredyt w określonym terminie? Jakie mogą być skutki dla bilansu firmy? W rozwianiu wszelkich wątpliwości pomogą Ci eksperci z Habza Finanse. Współpraca z doradcą może Ci przynieść znaczne korzyści. Ponadto nie zostaniesz sam z formalnościami, zyskasz za to kompleksowe wsparcie. Przed dokonaniem wyboru instytucji finansowej, warto również porównać oferty dostępne na rynku. To pozwoli Ci wybrać najkorzystniejszą opcję, uwzględniając indywidualne potrzeby firmy. Podsumowując, kredyt obrotowy jest cennym narzędziem zarządzania finansami dla wielu firm. Pozwala na elastyczne dostosowanie się do zmieniających się warunków rynkowych i utrzymanie płynności finansowej. « powrót do artykułu -
Podczas wykopalisk pozostałości teatru w starożytnym mieście Claterna w prowincji Bolonia odkryto 50 intagliów. Archeolodzy wspominają też o 3 tysiącach monet, w tym o rzadkim egzemplarzu z okresu Republiki Rzymskiej. Intaglia to gemmy z reliefem wklęsłym. Te z Claterny przedstawiają bóstwa i ważne budowle, m.in. teatr, w którym je znaleziono. Wykorzystany materiał sugeruje, że w mieście istniał warsztat specjalizujący się w produkcji gemm. Wiele wskazuje na to, że Claterna nie była zwykłą miejscowością tranzytową, ale ośrodkiem handlowym, pozostającym w bezpośrednim kontakcie ze stolicą. Wśród monet wyróżnia się kwinar - srebrna moneta z 97 r. p.n.e. Na awersie widnieje głowa Apolla w wieńcu laurowym, a także imię kwestora odpowiedzialnego za bicie monet - C. Egnatuleiusa. Na rewersie umieszczono skrzydlatą Wiktorię, dodającą do zgromadzonych trofeów tarczę. Po lewej można dostrzec karnyks, galijski instrument dęty używany podczas bitew. Karnyks był dla Rzymian symbolem barbarzyńców i pożądanym trofeum wojennym, świadczącym o zwycięskiej bitwie. Pod spodem widnieje napis ROMA. Całość ma symbolizować zwycięstwo Rzymian nad Cymbrami, którzy pod koniec II w. p.n.e. podjęli wędrówkę na południe Europy. Cymbrowie byli germańskim plemieniem z północy Jutlandii. Pod koniec II wieku p.n.e., z powodu przeludnienia, zaczęli migrować na południe. Kilkukrotnie ścierali się z armiami Rzymu, a w 105 roku p.n.e. pod Arausio doszło do bitwy z Cymbrami i Teutonami, w której Republika odniosła jedną z największych porażek militarnych w swojej historii. Klęska stała się przyczynkiem do reformy armii przeprowadzonej przez Gajusza Mariusza. Cztery lata później Cymbrowie próbowali wedrzeć się do Italii. W 101 roku ponieśli decydującą klęskę w starciu z wojskami prowadzonymi przez Mariusza. Bitwa pod Vercellae oznaczała koniec zagrożenia Republiki ze strony Germanów oraz koniec Cymbrów. Plemię znika z kart historii. W 5 roku n.e. wyprawa morska zorganizowana przez Tyberiusza trafiła na jego pozostałości na Jutlandii. Wspomniany wcześniej kwinar odkryto w korytarzu widowni teatru. Archeolodzy wyjaśniają, że moneta może pomóc w datowaniu budowli. Początki Claterny sięgają II wieku przed Chrystusem. Najpierw w okolicy osiedlili się Etruskowie, następnie Celtowie. Pisemną wzmiankę o niej pozostawił Cyceron, wspominający w jednym ze swoich listów (Ad familiares, XII) o walkach toczonych w 43 roku p.n.e. po zabójstwie Juliusza Cezara. Miejscowość powstała w pobliżu skrzyżowania Via Aemilia z Via Flaminia Minor. Dzięki swojemu położeniu przy skrzyżowaniu dróg i okolicznym żyznym ziemiom Claterna mogła się rozwijać, osiągając wielkość 18 hektarów. W czasach Cycerona była municypium, regionalnym centrum administracyjnym, gospodarczym i społecznym. W czasie kryzysu III wieku miasto często padało ofiarą najazdów barbarzyńców. Stopniowo chyliło się ku upadkowi, aż na początku VI wieku zostało opuszczone. Jego ruiny przykryła ziemia i okolice zamieniły się w pola uprawne. O lokalizacji Claterny zapomniano. Stała się ona rzadkim przypadkiem rzymskiego miasta, na ruinach którego nie powstała nowa miejscowość. Pierwsze wykopaliska rozpoczęto tam w 1891 roku. Od 2005 prowadzony jest systematyczny program badań archeologicznych, dzięki któremu stopniowo poznajemy przeszłość Claterny. Wykopaliska pokazują, że miasto posiadało świątynię, bazylikę i inne budynki publiczne. Na wschodzie i zachodzie, wzdłuż Via Aemilia, rozwijały się duże przedmieścia. Ponieważ na razie zbadano zaledwie 1/10 powierzchni stanowiska, specjaliści mają nadzieję na dalsze ciekawe i ważne odkrycia. « powrót do artykułu
-
Transport ciepła z powierzchni w głąb oceanu, jaki odbywał się na północnym Atlantyku, łagodził zmiany klimatu w ciągu ostatniego 1000 lat, informują badacze z Woods Hole Oceanographic Institution (WHOI) oraz University College London (UCL). Na podstawie badań osadów dennych naukowcy byli w stanie odtworzyć zmiany temperatury na powierzchni i w głębi oceanu na przestrzeni ostatnich 1200 lat. Na tej podstawie ocenili, na ile przekazywanie ciepła z powierzchni w głąb Atlantyku łagodził zmiany klimatyczne z przeszłości. Od 20-30 lat mierzymy temperaturę głęboko położonych wód oceanicznych. Pomiary te wskazują, że ocean absorbuje olbrzymią ilość ciepła związanego z globalnym ociepleniem. Ciepło to przemieszcza się wraz z wodami zanurzającymi się pod powierzchnię. Chcieliśmy sprawdzić, czy szlaki, którymi zanurzają się te wody, były takie same w ciągu mniej więcej ostatnich 1000 lat. Po raz pierwszy udało się pośrednio zmierzyć temperatury głębokich warstw oceanu z tego okresu w miejscach, w których wody oceaniczne się zanurzają, mówi współautor badań profesor David Thornalley (UCL). Naukowcy pobrali 11 rdzeni z osadów na południe od Islandii, w miejscu, w którym zimne gęste wody Mórz Nordyckich (Morza Grenlandzkie, Norweskie i Islandzkie) zanurzają się pod powierzchnię oceanu. Znajduje się tam jedna z odnóg Atlantyckiej Południkowej Cyrkulacji Wymiennej (AMOC), która niesie na północ gorące wody z okolic równika, a na południe zimne wody z północy. Uczeni zbadali skład chemiczny skamieniałych muszli otwornic, dzięki czemu mogli poznać środowisko, w którym się one tworzyły i rozwijały. Uzyskane dane pokazują, że transport ciepła z powierzchni w głąb przebiega tak samo w ciągu ostatnich 1200 lat, mówi doktor Wanyi Lu z WHOI. W tym czasie Europa doświadczyła zarówno średniowiecznego optimum klimatycznego (850–1250) jak i małej epoki lodowej (1400–1850). Dostarczyliśmy dowodów, że głębokie partie oceanu ochłodziły się pomiędzy średniowiecznym optimum klimatycznym a małą epoką lodową. To oznacza, że ocean oddał dużo ciepła i złagodził ochłodzenie spowodowane małą epoką lodową. To jest ten sam proces, ale działający w odwrotnym kierunku, w ramach którego ocean łagodzi obecne ocieplenie klimatu, dodaje uczony. Obecnie wiemy, że powierzchnia Ziemi ociepla się od około 100 lat, ale ocean przyjmuje ponad 90% nadmiarowego ciepła. Ludzie muszą zrozumieć, jak ważny jest ocean dla klimatu. Bez przyjmowanego przezeń ciepła ocieplenie byłoby znacznie bardziej gwałtowne, niż jest obecnie, dodaje doktor Delia Oppo z WHOI. Ocean odgrywa więc olbrzymią rolę w łagodzeniu zmian klimatycznych. Jednak naukowców martwi fakt, że od wielu lat badania wykazują, że w XX wieku AMOC coraz bardziej słabł. Jeśli zatem w przeszłości był silniejszy, to odgrywał większa rolę w transporcie ciepła. Jeśli AMOC będzie słabł w przyszłości, może to doprowadzić do zmian w sposobie absorbowania ciepła przez ocean. Badaliśmy tylko jeden proces: w jaki sposób AMOC transportuje ciepło z powierzchni w głąb oceanu obecnymi drogami. W miarę słabnięcia AMOC mogą włączyć się inne procesy, które zwiększą transport ciepła. To, jak wiele ciepła będzie przekazywane i przechowywane w głębokich partiach Atlantyku może zależeć w przyszłości od równowagi pomiędzy różnymi procesami, wyjaśnia profesor Thornalley. « powrót do artykułu
-
Obdarowywanie się prezentami jest niezwykle przyjemne, ale także często rodzi wiele zagwozdek. Czasami trudno jest wymyślić nietypowy i trafiony prezent. Sprawa jest nieco ułatwiona, gdy znamy pasję danej osoby. Co więc kupić fanowi kinowych produkcji? Gadżety dla kinomaniaka Gadżety to jeden z prostszych, ale bardzo efektownych pomysłów na drobny upominek. Jest ich tak wiele, że z pewnością można znaleźć coś, co przypadnie do gustu tak naprawdę każdemu. Dobrze jest wybrać praktyczne gadżety, które w pewien sposób będą nawiązywały do zainteresowań obdarowywanej osoby. To również rozwiązanie, które nie nadszarpnie zanadto Twojego budżetu, a może przynieść nie mniej radości niż prezent z najwyższej półki cenowej. Jakie więc gadżety można podarować fanowi kina? Wybór jest bardzo duży. Możesz postawić na coś uniwersalnego – breloki do kluczy w postaci rolki filmowej lub kamery, kubki z tematycznym motywem czy kalendarze z nadrukiem. Będziesz w jeszcze lepszej sytuacji, gdy będziesz wiedzieć, jaki film, serię lub uniwersum lubi dana osoba. Wtedy Twoje pole do popisu jest jeszcze szersze! Wybierz na przykład zestawy Lego Star Wars do 100 zł, koszulki lub akcesoria z ukochanymi bohaterami. Popularność niektórych uniwersów nie pozostaje bez znaczenia dla firm produkujących gadżety. Sklepy obfitują w produkty skierowane do miłośników danych serii filmowych, więc bez problemu znajdziesz coś, co wpadnie Ci w oko i będzie jednocześnie świetnym prezentem. Sprzęt godny filmowca Zależy Ci na uniwersalnym prezencie dla fana kina, a gadżety za bardzo do Ciebie nie przemawiają? Nic straconego! Świetnym wyborem na upominek dla kinomaniaka będzie odpowiedni sprzęt. Jednym z pomysłów, który z pewnością okaże się przydatny, jest projektor. Dzięki niemu cieszenie się kinowymi przeżyciami możliwe będzie w zaciszu własnego domu. Wystarczy połączyć urządzenie z komputerem, znaleźć odpowiednią ścianę do wyświetlania filmu i cieszyć się prywatną salą kinową! Wyobrażasz sobie seans w kinie bez pysznego, chrupiącego popcornu? Jesteśmy pewni, że miłośnicy kinowych produkcji również stanowczo zaprzeczają. W takim razie do zorganizowania kina domowego niezbędna może okazać się maszynka do robienia tej przekąski! To również świetny pomysł na nietypowy i tematyczny pomysł. Na pewno wywoła uśmiech na twarzy miłośnika spędzania czasu w kinowym fotelu z opakowaniem popcornu w ręku. A może osoba, którą chcesz obdarować, interesuje się kinem nie tylko jako odbiorca, ale także twórca? Może rozpoczyna swoją przygodę z amatorskim nagrywaniem filmów? Jeśli tak, możesz to wykorzystać podczas kupowania prezentu. Dobrym wyborem będzie kupno specjalnego statywu, blendy odbijającej światło lub dostępu do profesjonalnego programu do obróbki filmów! Wszystko zależy od Twojej wyobraźni i budżetu, jaki chcesz na prezent poświęcić. Wejściówki do kina Czy może być lepszy prezent dla fana filmów niż bilety do kina na najnowszą premierę? Choć może to wydawać się banalnym pomysłem, prostota często jest najlepsza, a w tym przypadku na pewno się sprawdzi. Możesz przejrzeć ofertę kin i wybrać coś odpowiedniego. Może będzie to najnowsza produkcja ulubionego reżysera, film, w którym gra ukochany aktor lub maraton wybranego gatunku filmowego! Wybór jest naprawdę duży. Jeśli zależy Ci na kreatywności, możesz wykupić wejściówki do kina studyjnego. Jest to miejsce o wiele bardziej kameralne od popularnych sieciówek, więc zapewnia seanse w spokoju i małym gronie. Fajnym pomysłem będzie także pójście do kina pod gwiazdami lub kina samochodowego! To nieco urozmaica całą kinową otoczkę, a jednocześnie zapewnia to, co najważniejsze – niepowtarzalne emocje, które towarzyszą podczas seansu. Obejrzyjcie coś razem! Nieważne, czy postawisz na kino domowe i seans pod kocem, czy filmową premierę w najbardziej obleganym kinie w mieście, wybierz się razem z obdarowaną osobą! Spędzanie czasu razem to najlepszy prezent, jaki możemy podarować bliskim. Dodatkowo okażesz swoje zainteresowanie pasją, a być może nawet sam polubisz oglądanie filmów! Zastanów się, co najbardziej spodoba się Twojej bliskiej osobie i działaj! A więc… światła, kamera, akcja! « powrót do artykułu
-
Jesień to jedna z najpiękniejszych pór roku – wielokolorowe parki i spadające liście dodają miejskim uliczkom sporo uroku. Jednak to także czas zmiennych temperatur i nieprzewidywalnej pogody, które potrafią doprowadzić do rozwoju przeziębienia czy grypy. Czy można im jakoś zapobiec? Jak najbardziej! Wystarczy, że zadbasz o swoje zdrowie i wprowadzisz do codziennej rutyny kilka sposobów na wzmocnienie odporności jesienią. Jak wzmocnić odporność? Dbając o swoją dietę! Jesień potrafi oczarować! Spadające liście i wielokolorowe ulice zachwycają swoim wyglądem oraz zachęcają do spacerów w rodzinnym gronie. Jednak sezon jesienno-zimowy to także czas zmiennych temperatur i nieprzewidywalnej pogody. Zimne poranki i cieplejsze popołudnia sprawiają, że nietrudno o przeziębienie. Jak podnieść odporność, by cieszyć się w trakcie najbliższych miesięcy nienagannym zdrowiem? Kluczem do podnoszenia odporności jest zrównoważone żywienie Na Twoje samopoczucie wpływa to, co jesz. Jesienią jest to szczególnie ważne – w końcu odporność budowana jest przez mikrobiotę jelitową. Aby ją wzmocnić, warto pamiętać o swojej diecie. Jej podstawą powinny być świeże warzywa i owoce, jak choćby brukselka, jarmuż, natka pietruszki, kiwi, pomarańcze czy śliwki. Na to, jak się czujesz, wpłynie też czosnek i cebula, które zawierają fitoncydy o działaniu bakteriobójczym i grzybobójczym. W jesiennej kuchni nie może też zabraknąć tłustych ryb morskich, pełnych witaminy D3, ale też kiszonek (w tym kapusty, kimchi czy ogórków kiszonych) oraz fermentowanych produktów mlecznych, jak choćby kefirów, jogurtów czy maślanek. Suplementy na odporność, czyli deska ratunkowa dla zdrowia Aktualny tryb życia, pełen stresu i wyrzeczeń, może doprowadzić Cię do różnych problemów zdrowotnych, w tym także do obniżenia odporności. By zapobiec sezonowym przeziębieniom i nawrotom infekcji, warto postawić na sprawdzone suplementy diety, które dostarczają organizmowi wielu przydatnych związków organicznych, w tym wit. D3, C, B12 oraz E. Szukasz witamin na odporność? W takim razie zajrzyj na: https://www.51015kids.eu/zdrowie-i-uroda/suplementy-diety/dla-doroslych/odpornosc Właściwie dobrany preparat sprawi, że poczujesz się w swojej skórze o wiele lepiej. Istotne jest jednak to, aby wybrany suplement przyjmować pod nadzorem lekarza – w końcu profilaktyka to także klucz do dobrego samopoczucia i zdrowia! Odpowiedni ubiór i sport, czyli o tym, jak zwiększać odporność w domu Właściwa dieta to klucz do sukcesu, jeżeli chodzi o nienaganną odporność. Musisz jednak wiedzieć, że na to, jak się czujesz, oddziałuje także ruch oraz… odpoczynek! Duży stres i życie w ciągłym pędzie nie służy Twojej głowie i organizmowi. Wzmacniając mięśnie i dając sobie czas na relaks, sprawisz, że infekcje odejdą w zapomnienie. Sport i ruch wspomogą Cię we wzmacnianiu odporności Aktywność fizyczna nie tylko pomaga w gubieniu zbędnych kilogramów – to prosty przepis na podniesienie swojej odporności. Nie oznacza to jednak, że musisz robić treningi siłowe 7 razy w tygodniu (to może Ci wręcz zaszkodzić!). Wystarczy, że wygospodarujesz od 30 do 60 minut i wyznaczysz w kalendarzu 3 dni na sport pomiędzy poniedziałkiem a niedzielą, w trakcie których wybierzesz się na spacer, pojeździsz na rowerze lub odwiedzisz miejscową pływalnię. Pamiętaj, tylko by wybrać aktywność fizyczną, która sprawi Ci przyjemność. Nie zmuszaj się do dyscyplin, w których nie czujesz się pewnie lub sprawiają, że Twój zapał spada. Podczas wzmacniania odporności nie zapominaj o śnie i relaksie Każdy lubi pospać w weekend – w końcu to moment, gdy codzienne obowiązki mogą poczekać. Jednak musisz wiedzieć, że regularne niedosypianie i zmęczenie negatywnie wpływają na system immunologiczny. Weekendowe odsypianie całego tygodnia nie przyniesie dobrych rezultatów. Choć chwilowo poprawi Twój nastrój, to dla organizmu przyniesie niewielkie rezultaty. Dlatego też istotne jest to, by wysypiać się i dbać o higienę snu. Nie inaczej jest z odpoczynkiem. Chwila relaksu pozwala zdystansować się i poradzić sobie ze stresowymi sytuacjami zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Wieczór z ulubioną książką, spacer na świeżym powietrzu czy też medytacja sprawią, że poprawisz własne samopoczucie, ale też podbudujesz swoją odporność. Jak wzmocnić odporność organizmu? Odpowiednią dietą, aktywnością fizyczną oraz odpoczynkiem. Nie możesz też zapomnieć o stosowaniu suplementów diety, które mogą dostarczyć Ci najpotrzebniejszych witamin oraz mikro- i makroskładników. Zadbaj o swoje zdrowie na różne sposoby i spraw, by zbliżające się miesiące upłynęły w dobrym zdrowiu! Źródła: Gałęcka M., Basińska A. M., Bartnicka A., Znaczenie mikrobioty jelitowej w kształtowaniu zdrowia człowieka – implikacje w praktyce lekarza rodzinnego, Poznań 2018, https://www.mp.pl/pacjent/dieta/zasady/138515,7-produktow-zywnosciowych-wspomagajacych-odpornosc (dostęp: 09.10.2023), https://www.nfs.org.pl/index.php/wiedza/sen-i-uklad-odpornosciowy/ (dostęp: 09.10.2023), https://www.mp.pl/pacjent/dieta/wywiady/90034,od-czego-zalezy-odpornosc (dostęp: 09.10.2023). « powrót do artykułu
-
Niektórzy ludzie doświadczają bólu głowy po wypiciu nawet niewielkich ilości czerwonego wina. Ból pojawia się zwykle od pół godziny do 3 godzin po uraczeniu się winem. Co interesujące, osoby te nie wykazują podobnych objawów po piciu innych alkoholi. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis uważają, że przyczyną jest obecny w winie naturalny flawonol, który u części ludzi zaburza metabolizm alkoholu i może prowadzić do bólu głowy. Mowa tutaj o kwercetynie, występującej w warzywach i owocach. To korzystny dla naszego zdrowia przeciwutleniacz. Jednak w połączeniu z alkoholem może u niektórych ludzi wywoływać problemy. Gdy kwercetyna dostaje się do krwioobiegu, jest zamieniana w glukuronid kwercetyny. Związek ten blokuje metabolizm alkoholu, mówi chemik Andrew Waterhouse, emerytowany profesor Wydziału Uprawy Winorosli i Enologii na UC Davis. Gdy zaś metabolizm alkoholu zostaje zablokowany, w organizmie dochodzi do akumulacji toksycznego aldehydu octowego. Aldehyd octowy to dobrze znana toksyna, substancja drażniąca i prozapalna. Wysoki poziom aldehydu może powodować zaczerwienienie twarzy, bóle głowy i mdłości, wyjaśnia doktor Apramita Devi, która również specjalizuje się w kwestiach związanych z winoroślą i produkcją wina. Podobnie działa przepisywany alkoholikom lek disulfiram, który ma powodować nieprzyjemne odczucia po spożyciu alkoholu. Zaburza on metabolizm alkoholu, prowadząc do nagromadzenia w organizmie aldehydu octowego. Jak dodaje profesor Waterhouse, u około 40% mieszkańców Azji Wschodniej enzym odpowiadający za metabolizm alkoholu również nie działa tak, jak powinien, przez co są oni bardziej narażeni na nieprzyjemne skutki jego spożycia. Uważamy, że gdy podatne osoby spożyją alkohol zawierający nawet umiarkowane ilości kwercetyny, pojawia się u nich ból głowy, szczególnie wtedy, gdy już wcześniej cierpiały na migreny lub inne podobne schorzenia. Sądzimy, że w końcu rozwiązaliśmy trapiącą ludzi od tysiącleci zagadkę. W następnym etapie naszych badań chcemy przetestować tę hipotezę na ludziach, u których pojawiają się bóle głowy po wypiciu czerwonego wina, dodaje Morris Levin, profesor neurologii i dyrektor Headache Center na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco. Ilość kwercetyny w winie może się znacznie wahać. Flawonol powstaje bowiem w winogronach w reakcji na światło słoneczne. Dlatego też w odpowiednich warunkach w winach pochodzących na przykład z kalifornijskiej Napa Valley kwercetyny może być nawet 5-krotnie więcej niż w przeciętnym czerwonym winie. Ponadto na poziom tego związku ma też wpływ proces produkcji i starzenia wina. Stąd też osoby podatne na bóle głowy po czerwonym winie mogą zauważyć, że nie zawsze ból jest jednakowo silny lub też nie zawsze występuje. Naukowcy z Kalifornii już przygotowują badania na ludziach. Będą w ich trakcie porównywali wpływ na podatne osoby win o różnej zawartości kwercetyny. W tej chwili uczeni nie wiedzą, co powoduje, że niektóre osoby są bardziej podatne na wspomniane bóle głowy niż inne. Być może u osób takich kwercetyna silniej blokuje metabolizm alkoholu, a być może ludzie ci silniej odczuwają skutki gromadzenia się aldehydu octowego w organizmie. Gdy odpowiemy na te pytania, będziemy mogli poszukać środków zaradczych, stwierdza Waterhouse. « powrót do artykułu
-
Podczas ubiegłorocznej katastrofy ekologicznej w dolnym biegu Odry zginęło około 3,3 miliona ryb i do 90% małży oraz ślimaków. Kolosalne straty, sięgające 95% populacji, odniósł rodzimy gatunek małża - szczeżui pospolitej. Biorąc pod uwagę fakt, że liczebność inwazyjnej szczeżui chińskiej zmniejszyła się jedynie o 15% istnieje poważne ryzyko wypełnienia niszy ekologicznej po gatunku rodzimym przez gatunek inwazyjny. Autorzy badań przypominają, że w tej części Europy nie udokumentowano dotychczas katastrofy ekologicznej o takiej śmiertelności organizmów wodnych i rekomendują inne niż forsowane przez polski rząd rozwiązania mające doprowadzić do odrodzenia ekosystemu Odry. Analizą śmiertelności zwierząt w dolnym biegu Odry zajęli się dr hab Agnieszka Szlauer-Łukaszewska z Uniwersytetu w Szczecinie, dr Dominik Marchowski z Muzeum i Instytutu Zoologii PAN, Łukasz Ławicki z Eco-Expert w Szczecinie oraz ekolodzy z koalicji Ratujmy Rzeki, Jacek Engel (Fundacja Greenmind), Ewa Drewniak (Klub Przyrodników) i Karol Ciężak (Towarzystwo na rzecz Ziemi). Z wynikami ich pracy możemy zapoznać się na łamach pisma Science of Total Environment. Eksperci oszacowali, że tylko w dolnym biegu Odry, który został najsilniej dotknięty przez katastrofę, zginęło 65 milionów (88%) małży z rodziny skójkowatych. To do tej rodziny należy szczeżuja pospolita, która doświadczyła 95-procentowego spadku populacji oraz inwazyjna szczeżuja chińska. Dodatkowo na brzegu znaleziono co najmniej 147 milionów martwych ślimaków, głównie z gatunku żyworodka rzeczna (Viviparus viviparus), co oznacza 85-procentowy spadek populacji. W dolnej Odrze zginęło 3,3 miliona ryb, głównie jazgarzy (Gymnocephalus cernua), leszczy (Abramis brama) i okoni (Perca fluviatilis). Masa tych ryb wyniosła 1025 ton. Szacujemy, że w całym 560-kilometrowym biegu Odry dotkniętym katastrofą śmiertelność ryb wyniosła 1650 ton, czyli 60%. Pogorszenie się ekosystemu rzeki oznacza, że konieczne są dalsze badania nad jego zdolnością adaptacyjną i potencjalnym odrodzeniem się, czytamy w artykule Quantifying a mass mortality event in freshwater wildlife within the Lower Odra River: Insights from a large European river. Eksperci zauważają, że chociaż do katastrofy przyczyniło się wiele czynników, głównym z nich jest działalność człowieka. W wodzie rozprzestrzeniły się – opisane przez nas w ubiegłym roku – złote algi wytwarzające toksyny, a warunki do ich zakwitu stworzył człowiek, zrzucając do Odry ścieki. Sytuację mogły pogorszyć wysokie temperatury i niski stan wód. Gdy rozpoczęła się katastrofa i miliony zwierząt zaczęły umierać, ich rozkładające się ciała dodatkowo zanieczyściły rzekę, a sytuację pogorszył wzrost poziomu wody i jej szybszy przepływ, który niósł zanieczyszczone osady. Autorzy badań stwierdzają, że w celu rewitalizacji ekosystemu Odry należy podejmować działania odmienne, niż te forsowane przez rząd w Warszawie. Ich zdaniem konieczne jest wstrzymanie budowy i odbudowy urządzeń regulujących bieg rzeki, rozpoczęcie jej renaturyzacji, zminimalizowanie zrzutu ścieków i wód zasolonych z górnictwa i przemysłu oraz poprawa monitoringu. « powrót do artykułu
-
Kilkanaście miesięcy temu, 4 marca 2022 roku, na powierzchnię Księżyca spadł tajemniczy obiekt. Początkowo sądzono, że był to górny stopień rakiety Falcon 9, jednak gdy dokładnie prześledzono starty rakiet odrzucono tę hipotezę. Wysunięto więc kolejną, mówiącą, że była to chińska rakieta nośna. Przeprowadzone badania potwierdziły, że obiekt oznaczony jako WE0913A był chińskiej produkcji, jednak pozostały po upadku ślad wskazuje, że chińscy inżynierowie doczepili do rakiety nieznany obiekt. Naukowcy, którzy badali krater, prześledzili trasę obiektu, który go wybił. Okazało się, że była to wystrzelona siedem lat wcześniej rakieta misji Chang'e 5-T1. To jedna z misji testowych, w ramach których Chińczycy uczyli się, jak posadowić próbnik na powierzchni Księżyca i przywieźć na Ziemię zebrane próbki. Autorzy badań chcieli dowiedzieć się czegoś więcej o tej rakiecie, więc przeanalizowali pochodzące z teleskopów dane na temat sposobu, w jaki odbijała światło podczas pobytu w przestrzeni pozaziemskiej. Zauważyli, że nie kołysała się ona tak, jak inne tego typu obiekty, ale koziołkowała w uporządkowany sposób. Rakieta nośna to zwykle pusta skorupa z silnikiem przyczepionej z jednej strony. Taka konstrukcja powoduje, że w przestrzeni kosmicznej tego typu odpad bardzo mocno się kołysze. Jednak chińska rakieta koziołkowała, to zaś oznacza, że inżynierowie dodali coś, co miało zrównoważyć masę silnika. Fakt, że WE0913A wybił podwójny krater potwierdza, że przy rakiecie było coś jeszcze oprócz silnika. Strona chińska nie skomentowała tych doniesień, ani nawet nie potwierdziła, że na Księżyc spadł fragment wystrzelonej przez nią rakiety. « powrót do artykułu
-
Sir David Attenborough przekazał Królewskim Ogrodom Botanicznym w Kew (RBG Kew) 31 nasion cennej rośliny - perełkowca Sophora toromiro z Wyspy Wielkanocnej. Wcześniej podarowała mu je dr Sonia Haoa Cardinalli, archeolożka z Rapa Nui. S. toromiro należy do rodziny bobowatych. Jest endemitem z Wyspy Wielkanocnej. Ma charakterystyczne różowo zabarwione drewno, które niegdyś wykorzystywano w rzeźbach. Obecnie roślinę uznaje się za gatunek wymarły na wolności (ang. extinct in the wild, EW). Roślina wyginęła w wyniku działalności człowieka: wskutek wycinki oraz wprowadzenia na wyspę zwierząt hodowlanych w XVIII i XIX wieku. W stanie dzikim istniała do lat 60. XX wieku. Słynny Thor Heyerdahl, który odwiedził Rapa Nui w latach 50. XX wieku, zauważył tam tylko jednego perełkowca. Zebrał jego nasiona, które z czasem trafiły do Ogrodu Botanicznego w Göteborgu. Później w ogrodzie botanicznym w Menton na południu Francji udało się dzięki nim wyhodować nowe okazy. Już pierwsi Europejczycy, którzy dotarli na Wyspę Wielkanocną, zwrócili uwagę, że niemal nie ma na niej większych drzew. Pierwsze naukowe próbki S. toromiro zostały zebrane w 1774 roku podczas podróży Cooka. Z ówczesnych zapisków dowiadujemy się, że na otwartej przestrzeni można spotkać z rzadka porozrzucane zgrupowania tej rośliny. W 1880 roku, już po wprowadzeniu zwierząt hodowlanych, odnotowano obecność martwych roślin z poobgryzaną przez owce korą, a XIX-wieczni turyści informowali, że S. toromiro uprawiana jest jeszcze w ogrodach. Pod koniec XIX wieku, w wyniku epidemii ospy oraz najazdów łowców niewolników, doszło do załamania struktury społecznej na wyspie i znacznego spadku jej populacji. Perełkowiec przestał być ozdobą ogrodów. Ostatnie drzewo w stanie dzikim rosło w kraterze Rano Kao, gdzie skały uniemożliwiały dostęp zwierzętom hodowlanym. Jak zanotował jeden z naukowców, drzewo było obserwowane przez krajowców, którzy z niecierpliwością czekali, aż będzie na tyle duże, by można je było ściąć na rzeźby. Padło ono pod ciosami siekier w 1960 roku. Na początku XX wieku w Europie rosły S. toromiro. Wiemy, że w latach 1919–1920 gatunek ten uprawiano w Ogrodzie Botanicznym w Göteborgu; wykorzystano nasiona zebrane przez Carla Skottsberga. Z kolei w latach 20. XX wieku RBG Kew posiadało w swojej kolekcji drzewa z roślin przekazanych przez Catherine Routledge. Z czasem jednak europejskie kolekcje S. toromiro zostały utracone. Te, które obecnie istnieją na Starym Kontynencie, pochodzą z nasion zebranych przez Thora Heyerdahla w kraterze Rano Kao. W 1959 roku udało się z nich wykiełkować cztery rośliny, które zapoczątkowały europejskie kolekcje. Z czasem okazało się, że S. toromiro znajdują się też w ogrodach botanicznych w Nowej Zelandii, Australii i Chile. Najwcześniejsze próby reintrodukcji podjęto w roku 1965. Wszystkie jednak spaliły na panewce. Obecnie zasoby S. toromiro charakteryzuje przede wszystkim brak informacji o pochodzeniu roślin. W większości światowych zbiorów znajdują się pojedyncze rośliny. Na świecie S. toromiro uprawia się obecnie w 13 miejscach, z czego jedynie w 4 – 1 w Niemczech, 2 w Chile i 1 w Australii – istnieje więcej niż 10 roślin. Prawdopodobnie jedynie uprawa z Australii pochodzi od więcej niż 1 rośliny założycielskiej. Mimo że roślina została wytępiona, wciąż istnieje nadzieja na odrodzenie gatunku. Jak wspominaliśmy, perełkowce występują w ogrodach botanicznych na całym świecie. W Kew Gardens można oglądać ich hybrydy. Przeprowadzono też częściowo udane próby reintrodukcji, dzięki czemu na Rapa Nui rośnie nieco perełkowców. Kilka z nich znajdziemy w ogrodzie doktor Haoa Cardinalli. Przekazanie nasion RBG Kew nie było prostym procesem. Najpierw musiały uzyskać odpowiedni certyfikat fitosanitarny, poświadczający, że są wolne od chorób i pasożytów. Pozwalał on na wwiezienie ich na teren Wielkiej Brytanii. Konieczna też była zgoda wyrażona przez szefową Wydziału Zdrowia Roślin i Kwarantanny Królewskich Ogrodów Botanicznych Joanny Bates. Przenoszenie materiału roślinnego z ogrodu i do niego jest bowiem ściśle monitorowane. Teraz ogrodnicy z Kew wykiełkują część nasion, a następnie zasadzą je w Temperate House (to największa na świecie zachowana wiktoriańska szklarnia). Niektóre z nasion prawdopodobnie trafią do Millenium Seed Bank w Wakehurst, gdzie zostaną poddane procesom konserwacji i będą przechowywane w podziemnych sejfach. « powrót do artykułu
-
- sir David Attenborough
- Sophora toromiro
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przed 50 laty w laboratorium ISOLDE w CERN-ie odkryto, że jądra atomów mogą zmieniać kształt. Wówczas zaobserwowano to zjawisko w odniesieniu do jąder rtęci, później również bizmutu. Teraz naukowcy stwierdzili, że również i jądro złota zmienia kształt, ale w inny sposób niż rtęć i bizmut. Najnowsze badania dowiodły więc, że zjawisko zmiany kształtu jądra atomowego wciąż stanowi wyzwanie dla naszego rozumienia fizyki na poziomie atomów. Wraz z utratą masy, jądra atomów mają tendencję do kurczenia się. Jednak trzeba pamiętać, że są one złożonymi systemami, zbudowanymi z protonów i neutronów, które są z kolei zbudowane z kwarków. Zwykle mają kształt sfery, ale gdy usuniemy cząstki z ich wnętrza niekoniecznie po prostu się skurczą, zachowując kształt. Z dotychczas przeprowadzonych badań wiemy, że jądra rtęci i bizmutu, których pozbawiono nawet pojedynczego neutronu, mogą dramatycznie zmieniać kształt z takiego przypominającego standardowa piłkę w podobny do piłki do rugby. Naukowcy z ISOLDE postanowili zbadać, jak przebiegają zmiany kształtu atomu złota pozbawianego neutronów. Przyjrzeli się więc atomom złota posiadającym od 104 do 97 neutronów. Stabilny naturalny atom złota posiada 118 neutronów i 79 protonów. Wyniki badań były zaskakujące. Jeszcze przy 108 neutronach atom złota był sferą. Przy 107 zmienił kształt na taki, jak piłka do rugby, i pozostawał takim do 101 neutronów w jądrze. Także i w przypadku złota – podobnie jak wcześniej w przypadku rtęci, bizmutu i ołowiu – doszło do zmiany średniego promienia kwadratowego atomu około liczby 104 neutronów. Jednak w przypadku złota pojawiła się jeszcze dodatkowa zmiana kształtu, do której doszło przy 99 neutronach. Takiego wzorca ewolucji kształtu jądra nie obserwowaliśmy nigdy wcześniej. W przeciwieństwie do rtęci i bizmutu, gdzie zmiany są równomiernie rozłożone, by zmniejszyć energię wiązań, w przypadku złota kształt piłki do rugby zdecydowanie wygrywa, gdy w jądrze jest około 104 neutronów. Później, przy 99 neutronach, jądro złota znowu wygląda jak piłka do rugby i nagle zmienia się w standardową piłkę, mówi główny autor badań, James Cubiss. Po przeprowadzonych badaniach do pracy usiedli teoretycy, którzy próbowali wyjaśnić zaobserwowane zjawisko na gruncie obowiązujących teorii. Stwierdzili, że model budowy jądra atomowego, którym się posługują, oddaje prawidłowo zmiany kształtu atomu złota tylko wówczas, jeśli do obliczeń wprowadzą dodatkowe dane. Tak więc po 50 latach od odkrycia fenomenu zmiany kształtu jądra atomu zjawisko to wciąż jest zagadką dla fizyki. « powrót do artykułu
-
Badanie mutacji MTHFR polega na wykrywaniu mutacji C677T i A1298C w genie MTHFR. Test wykonuje się metodą PCR określające predyspozycje genetyczne do zaburzeń metabolizmu kwasu foliowego, podwyższonego poziomu homocysteiny i nadkrzepliwości, związane z genem MTHFR. Enzym reduktaza metylenotetrahydrofolianowa ( MTHFR) uczestniczy w przekształceniu aminokwasu homocysteiny w metioninę. Gen reduktazy metylenotetrahydrofolianu (MTHFR) występuje w formie polimorficznej w populacji ludzkiej. Spośród kilku opisanych mutacji kliniczne znaczenie mają: C677T oraz A1298C. Polimorfizm reduktazy metylenotetrahydrofolianowej (MTHFR) C677T jest powiązany z różnymi chorobami (naczyniowymi, nowotworami, neurologicznymi, cukrzycą, łuszczycą itp.), a epidemiologia polimorfizmu C677T różni się w zależności od położenia geograficznego i pochodzenia etnicznego. Locus reduktazy 5,10-metylenotetrahydrofolianu (MTHFR) zmapowano na chromosomie 1 na końcu krótkiego ramienia (1p36.6). Enzym ten jest ważny dla metabolizmu kwasu foliowego, który jest integralnym procesem metabolizmu komórkowego w metylacji DNA, RNA i białek. Mutacja genu MTHFR powodująca polimorfizm C677T zlokalizowana jest w eksonie 4, co powoduje konwersję waliny do alaniny w kodonie 222, co jest powszechnym polimorfizmem zmniejszającym aktywność tego enzymu. Homozygotyczni zmutowani pacjenci mają wyższy poziom homocysteiny, podczas gdy heterozygotyczni zmutowani pacjenci mają nieznacznie podwyższony poziom homocysteiny w porównaniu z normalną, niezmutowaną grupą kontrolną. Hiperhomocysteinemia jest pojawiającym się czynnikiem ryzyka różnych chorób układu krążenia, a w obliczu rosnącego znaczenia tego polimorfizmu ze względu na wpływ zachorowalności i śmiertelności na pacjentów, dalsze strategie profilaktyczne i zalecenia żywieniowe z suplementacją witaminy B12 i kwasu foliowego, które obniżają poziom homocysteiny w osoczu i związanego z tym zwiększonego ryzyka zakrzepicy żylnej, chorób sercowo-naczyniowych (zawał, udar niedokrwienny), uszkodzeń OUN, występowania zaburzeń psychicznych, a także zaburzeń procesu rozrodu (poronienia nawykowe). Częstość występowania mutacji w populacji ogólnej (rasa kaukaska) jest stosunkowo wysoka, szacuje się ją na około 11-20%. Mutacja A1298C (1298A>C) powodująca zamianę kwasu gluaminowego na alaninę w pozycji 429 łańcucha białka również skutkuje zwiększonym poziomem homocysteiny i podobnym ryzykiem chorób jak w przypadku mutacji C677T, choć zależność jest uważana za mniej istotną klinicznie. Wskazania do przeprowadzenia badania obejmują nawracające epizody zakrzepicy żylnej (żył głębokich kończyn dolnych, miednicy) i zatorowość płucną. Wykonanie badania należy rozważyć również w przypadku wystąpienia zakrzepicy po zastosowaniu hormonalnych środków antykoncepcyjnych, a także przy niepowodzeniach położniczych, zwłaszcza w przypadku stwierdzenia zawału łożyska. Identyfikacja osób z grupy ryzyka pozwala na zastosowanie odpowiedniej profilaktyki w okolicznościach mogących wyzwalać zakrzepicę (np. podczas zabiegów operacyjnych). Bibliografia: • Liew SC, Gupta ED. Methylenetetrahydrofolate reductase (MTHFR) C677T polymorphism: epidemiology, metabolism and the associated diseases. Eur J Med Genet. 2015 Jan;58(1):1-10. doi: 10.1016/j.ejmg.2014.10.004. Epub 2014 Nov 4. PMID: 25449138. • Moll S, Varga EA. Homocysteine and MTHFR Mutations. Circulation. 2015 Jul 7;132(1):e6-9. doi: 10.1161/CIRCULATIONAHA.114.013311. PMID: 26149435. • Undas A, Chojnowski K, Klukowska A, Łętowska M, Mital A, Młynarski W, Musiał J, Podolak-Dawidziak M, Sąsiadek M, Treliński J, Urasiński T, Windyga J, Zdziarska J, Zawilska K. Determination and interpretation of MTHFR gene mutations in gynecology and internal medicine. Pol Arch Intern Med. 2019 Oct 30;129(10):728-732. doi:10.20452/pamw.15039. Epub 2019 Oct 30. PMID: 31670725. « powrót do artykułu