-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Jedna z hipotez dotyczących przyczyny choroby Alzheimera mówi o amyloidzie beta, który tworzy w mózgu złogi prowadzące do choroby. Teraz na łamach Science Translational Medicine naukowcy z Merck Research Laboratories informują o obiecujących testach nowego leku zapobiegającego tworzeniu się płytek amyloidowych. Wspomniany lek - verubecestat - to inhibitor BACE1. BACE1 (Beta-site Amyloid precursor protein Cleaving Enzyme 1), czyli β-sekretaza, to enzym biorący udział w tworzeniu się beta-amyloidu. Naukowcy od dawna próbowali zablokować BACE1, jednak dotychczas nikomu nie udało się znaleźć odpowiedniej molekuły, która dawałaby nadzieję na opracowanie lekarstwa nie wykazującego poważnych skutków ubocznych. β-sekretaza odcina od białka ABPP fragment C99 i uwalnia APP beta. Następnie C99 jest rozszczepiany przez γ-sekretazę, co prowadzi do powstania β-amyloidu. Inhibitor BACE1 działa poprzez dołączanie się do enzymu i uniemożliwienie mu odcinania APP. Dotychczasowe badania nad inhibitorami β-sekretazy wykazywały występowanie poważnych skutków ubocznych. U myszy laboratoryjnych pojawiały się problemy z rozwojem centralnego układu nerwowego, dochodziło do patologii siatkówki, występowały objawy neurodegeneracyjne. Innym problemem było opracowanie molekuły na tyle dużej, by mogła dołączyć się do BACE1, a jednocześnie na tyle małej, by przeniknęła barierę krew-mózg. Opracowano wiele potencjalnych leków, ale badania kliniczne zostały wstrzymane, gdyż leki okazały się toksyczne dla wątroby. Naukowcy z Merck stworzyli molekułę, która - jak się wydaje - radzi sobie ze wszystkimi wymienionymi problemami. Przetestowali lek na zwierzętach i zauważyli, że znacząco redukuje on zarówno poziom β-amyloidu jak i APP beta we krwi oraz płynie mózgowo-rdzeniowym. Nie zaobserwowano żadnego toksycznego wpływu leku na organizm nawet wtedy, gdy lek podawano szczurom przez 6 miesięcy, a małpom przez 9 miesięcy. Jedynym widocznym skutkiem ubocznym była zmniejszona pigmentacja futra u myszy i królików. Nie wystąpiła ona u małp. Po sukcesie badań na zwierzętach rozpoczęto pierwszą fazę badań na ludziach. Wzięła w niej udział niewielka grupa ochotników, a celem badań była ocena bezpieczeństwa nowego leku, sprawdzenie jak toleruje go organizm oraz opracowanie zaleceń dotyczących dawkowania w kolejnych etapach badań. U zdrowych dorosłych, którzy przez dwa tygodnie brali verubecestat oraz u osób z łagodną do umiarkowanej postaci Alzheimera, które przyjmowały lek przez tydzień, zauważono zmniejszenie ilości β-amyloidu i APP beta w płynie mózgowo-rdzeniowym. To pierwsze naukowe doniesienia o oddziaływaniu inhibitora BACE na człowieka - mówi jeden z czołowych światowych autorytetów w dziedzinie choroby Alzheimera Dennis Selkoe z Uniwersytetu Harvarda. Dobrą wiadomością jest, że badacze nie zauważyli dotychczas żadnych skutków ubocznych, których obawiamy się w związku ze stosowaniem inhibitorów BACE - stwierdził uczony. Robert Vassar, biolog molekularny, który w 1999 roku odkrył BACE1, mówi, że brak skutków ubocznych może być spowodowany faktem, iż zespół z Merck Laboratories nie doprowadził do całkowitego stłumienia aktywności β-sekretazy. Być może przed skutkami ubocznymi chroni niewielka ilość BACE w mózgu i organizmie, stwierdza Vassar. Obiecujące wyniki badań pozwoliły na rozpoczęcie kolejnej fazy badań leku na ludziach. Obecnie trwają badania, które mają odpowiedzieć na pytanie o długoterminowy wpływ leku na człowieka. W pierwszych z tych badań bierze udział niemal 2000 osób cierpiących na od łagodnej po umiarkowaną formę Alzheimera. Będą one przyjmowały lek przez 18 miesięcy. W grupie drugiej znalazło się około 1500 osób u których badanie PET wykazało wczesne oznaki Alzheimera w postaci płytek beta-amyloidu w mózgu. Te osoby będą przyjmowały verubecestat przez dwa lata. Podstawowe pytanie brzmi: na ile bezpieczny jest lek przy długotrwałym przyjmowaniu. Niewykluczone przecież, że ludzie będą musieli brać ten lek przez całe życie, a tutaj zbadamy go na przestrzeni co najwyżej 2 lat. Jakie będą skutki przyjmowania, gdy ludzie będą się starzeli? - mówi Vassar. Wyniki badań poznamy w 2017 i 2019 roku. Ważniejsze są te drugie, gdyż płytki amyloidowe mogą gromadzić się w mózgu już na 20 lat przed wystąpieniem objawów choroby. Jeśli okaże się, że u pacjentów zmniejsza się ilość płytek amyloidowych i nie dochodzi do upośledzenia zdolności poznawczych, będzie to mocnym wsparciem dla hipotezy o wpływie β-amyloidu na rozwój choroby Alzheimera. « powrót do artykułu
-
Jesienne liście zawierają szereg interesujących substancji, w tym barwniki, węglowodany, białka i związki hamujące wzrost patogenów. Naukowcy z VTT Technical Research Centre of Finland pracują nad technologiami przetwórstwa liści, które będzie można wykorzystać w przemyśle kosmetycznym, tekstylnym czy spożywczym. Dotąd opadłe liście nie były prawie wykorzystywane. Lądowały w kompostownikach, ogniskach albo na wysypiskach. Jesienne liście zawdzięczają swoje barwy pomarańczowym i żółtym karotenoidom oraz czerwonym antocyjanom. Oprócz tego występują w nich fenole, ligniny, węglowodany i białka. Zapotrzebowanie na naturalne barwniki rośnie; często wspomina się też o tzw. nutraceutykach. W procesie opracowanym przez Finów liście są suszone i mielone. Później ekstrahuje się z nich różne związki. Obecnie rozpoczęła się faza pilotażowa projektu (bazuje ona na materiale dostarczanym przez firmę Lassila & Tikanoja). W ramach eksperymentów laboratoryjnych odkryliśmy kilka obiecujących, alternatywnych sposobów utylizacji liści. Teraz oceniamy, jak sprawdzają się one w praktyce oraz jakie ilości wartościowych związków można [za ich pomocą] wyekstrahować - wyjaśnia Liisa Nohynek. Pigmenty z liści można by wykorzystać w kosmetykach i tkaninach. Skład chemiczny liści poszczególnych gatunków drzew bardzo się różni, dlatego przetwarzanie liści tylko określonych roślin pozwoli uzyskać dobrze zdefiniowane związki do konkretnych produktów. Jak podkreślają Finowie, biomasa pozostała po ekstrakcji nadawałaby się do nawożenia ogrodów czy hodowli grzybów. Można by ją także dalej przetwarzać, by pozyskać substancje hamujące wzrost szkodliwych mikroorganizmów (przydałyby się one w kosmetykach i produktach higienicznych). Nohynek wspomina też, że substancje z jesiennych liści dałoby się zastosować do barwienia i konserwacji żywności czy w roli dodatków do paszy/suplementów, np. białkowych. « powrót do artykułu
-
Organizacja, która chce zbudować Thirty Meter Telescope wybrała alternatywne miejsce dla instrumentu. Jeśli sądy uwzględnią zastrzeżenia protestujących i nie zgodzą się na zbudowanie TMT na Mauna Kea, teleskop stanie na Wyspach Kanaryjskich na Roque de las Muchachos. W 2011 roku wydano zgodę na budowę teleskopu i od tamtej pory trwają protesty. W ubiegłym roku Sąd Najwyższy Hawajów cofnął wydaną zgodę, gdyż dopatrzył się naruszeń przepisów administracyjnych. Sąd nakazał też, by stanowa Rada Gruntów i Zasobów Naturalnych powtórzyła proces wysłuchań opinii publicznej i stron zainteresowanych TMT. Wysłuchania rozpoczęły się 18 października i potrwają do końca listopada. Po przeprowadzeniu tego procesu Rada ponownie wyda decyzję dotyczącą budowy TMT. Wydaje się prawdopodobne, że otrzymamy zgodę - mówi astronom Robert Kirshner z Gordon and Betty Moore Foundation, która przeznaczyła na TMT 180 milionów dolarów. Żadna decyzja nie zapadnie prawdopodobnie przed końcem roku, a każda zostanie zaskarżona do stanowego Sądu Najwyższego. Przeciwnicy budowy kolejnego teleskopu na świętej dla Hawajczyków górze nie dają za wygraną i oprotestowują plany budowy TMT. Ci, którzy chcą budować TMT postanowili więc - na wszelki wypadek - wybrać alternatywną lokalizację dla teleskopu. Nie rezygnują jednak z Mauna Kea. To bowiem najlepsza z możliwych lokalizacji. Szczyt znajduje się ponad chmurami, zapewnia dobry widok na niebo przez 300 dni w roku, a z powodu znacznego oddalenia od lądu powietrze nad Hawajami jest czystsze niż nad innymi częściami świata. « powrót do artykułu
-
Uwzględnienie oleju rzepakowego w diecie może pomóc w pozbyciu się części tłuszczu brzusznego już w 4 tygodnie. Tłuszcz brzuszny (wisceralny) zwiększa ryzyko choroby sercowo-naczyniowej, a także zespołu metabolicznego i cukrzycy. Jednonienasycone kwasy tłuszczowe z oleju rzepakowego pozwalają go usunąć - podkreśla prof. Penny M. Kris-Etherton z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii. Okazało się, że po miesiącu diety uwzględniającej olej rzepakowy ochotnicy mieli o 0,11 kg mniej tłuszczu brzusznego. Tłuszcz, który zniknął z tych okolic, nie został przeniesiony do innej części ciała. Generalna zasada jest taka, że nie można sobie wybrać odchudzanych regionów, ale jednonienasycone kwasy wydają się obierać na cel tłuszcz brzuszny. Kris-Etherton sugeruje, by dodawać olej rzepakowy np. do dressingów czy koktajli. Podczas testów Amerykanie oceniali wpływ 5 rodzajów oleju na 101 ochotników w średnim wieku 49,5 r. (BMI wynosiło ok. 29,4). Wylosowano ich do grup, które przez miesiąc stosowały: zwykły olej rzepakowy, olej rzepakowy bogaty w kwas oleinowy, olej rzepakowy bogaty w kwas oleinowy z kwasem dokozaheksaenowym (DHA), olej kukurydziano-słonecznikowy lub olej słonecznikowo-lniany. Po 4-tygodniowym okresie diety następowała dwutygodniowa-miesięczna przerwa, a później 4-tygodniowy okres następnej diety (zastosowano badanie w układzie naprzemiennym). W ciągu dnia badani spożywali 2 koktajle z dodatkiem oleju. Jego ilość wyliczano w oparciu o potrzeby energetyczne; np. osoba na diecie 3 tys. kalorii dostawała 60 g wybranego oleju dziennie, uzyskując w ten sposób 18% energii. W porównaniu do oleju słonecznikowo-lnianego, oleje rzepakowy i rzepakowy z kwasem oleinowym redukowały masę tłuszczu wisceralnego, zwłaszcza u mężczyzn (wynosiła ona, odpowiednio, 3,2, 3,1 i 3,09 kg). Przy dietach rzepakowej i rzepakowej z kwasem oleinowym redukcja tłuszczu brzusznego korelowała ze spadkiem ciśnienia. W przypadku diety rzepakowej z kwasem oleinowym obserwowano też spadek poziomu trójglicerydów. Autorzy publikacji z pisma Obesity podkreślają, że potrzeba dalszych badań, by określić długoterminowy wpływ diety bogatej w jednonienasycone kwasy tłuszczowe. « powrót do artykułu
-
W bitwie ze Stanami Zjednoczonymi Rosja znalazła nowy cel - Microsoft. Wysoki rangą przedstawiciel amerykańskiego wywiadu zdradził, że Kreml wdraża plan usunięcia zagranicznego oprogramowania z wszystkich państwowych komputerów oraz komputerów należących do państwowych firm. Realizację planu rozpoczęto od zastępowania produktów Microsoftu znajdujących się na komputerach miasta Moskwa oprogramowaniem rosyjskim. Rosyjskie władze próbują też zablokować serwis LinkedIn, który Microsoft ma zamiar przejąć. Microsoft znalazł się na celowniku Kremla, gdyż jest to największa amerykańska firma IT i łatwo będzie przekonać obywateli, że współpracuje ona z amerykańskimi służbami wywiadowczymi. To sygnał, że Rosja naprawdę myśli o znacjonalizowaniu internetu i chce tworzyć własne bezpieczne treści - uważa Fiona Hill z Brookings Institution. Rosjanie świetnie zdają sobie sprawę z tego, że oprogramowanie może zostać użyte do cyberataków. Sami to zresztą robią. W ubiegłym roku rosyjscy hakerzy wykorzystali załączniki do MS Office, by wyłączyć ukraińską sieć energetyczną. Woleliby zatem mieć całkowitą kontrolę nad wykorzystywanym przez siebie oprogramowaniem. Adam Schiff z Komitetu ds. Wywiadu Izby Reprezentantów nie jest zaskoczony działaniami Kremla. Zauważa, że stosunki pomiędzy USA a Rosją są najgorsze od czasów Zimnej Wojny. Putin, jako dawny oficer KGB, postrzega świat jako miejsce zero-jedynkowej walki pomiędzy Rosją a USA. Co jest dobre dla USA jest złe dla Rosji i vice versa. Działanie przeciwko Microsoftowi może być również próbą pokazania własnym obywatelom, że nie można ufać amerykańskiej technologii [...] To częściowo przesłanie ekonomiczne, częściowo ostrzeżenie, częściowo protekcjonizm... to wpisuje się w prowadzoną przez Putina politykę eskalacji napięcia. Ruchy rosyjskich władz nie zrobiły na giełdzie większego wrażenia. Akcje Microsoftu osiągają rekordowo wysokie ceny. Być może dlatego, że - jak zauważają przedstawiciele amerykańskich służb - Rosji nie uda się całkowicie usunąć oprogramowania Microsoftu, gdyż jest ono zbyt mocno zintegrowane z krajową infrastrukturą IT. « powrót do artykułu
-
Microsoft oficjalnie zakończył sprzedawanie producentom OEM licencji na Windows 7 Professional i Windows 8. Oznacza to, że nowe komputery mogą być produkowane wyłącznie z systemem Windows 10. Inne wersje Windows 7 i 8, takie jak Home Basic, Home Premium i Ultimate są niedostępne już od pewnego czasu. Sprzedaż systemów Win7 Home i Ultimate dla użytkowników indywidualnych zakończono już w roku 2014. Licencję na edycję Professional wciąż mogą kupić przedsiębiorstwa. Oczywiście wciąż możliwy jest zakup komputerów z preintalowanym Windows 7 czy Windows 8. Sprzedawcy mogą oferować klientom ten towar, który mają w magazynach. Poprawki dla Windows 7 będą dostarczana co najmniej do roku 2020. « powrót do artykułu
-
Inżynierowie z MIT połączyli szpinak z nanorurkami, tworząc w ten sposób szpinakowe czujniki, które będą w stanie wykrywać materiały wybuchowe i bezprzewodowo przesyłać na ten temat dane do urządzenia podobnego do smartfonu. To jeden z pierwszych systemów elektronicznych zintegrowanych z rośliną. Inżynierowie nazywają takie podejście 'roślinną nanobioniką'. Celem roślinnej nanobioniki jest wprowadzenie do roślin nanocząstek, by nadać im nowe funkcje - wyjaśnia profesor Michael Strano z MIT. W tym wypadku rośliny przystosowano do wykrywania nitrozwiązków często obecnych m.in. w minach. Gdy taki związek znajduje się w wodzie pobranej przez roślinę, nanorurki wyemitują sygnał fluorescencyjny, który można zarejestrować za pomocą kamery na podczerwień. Kamera może zostać połączona z niewielkim komputerem, który wyśle SMS-a do użytkownika. To nowy sposób na pokonanie bariery komunikacyjnej pomiędzy człowiekiem a roślinami - mówi doktor Strano. Zdaniem uczonego rośliny mogłyby w ten sposób informować nas np. o obecności zanieczyszczeń. Rośliny do bardzo dobrzy analitycy. Mają system korzeniowy w gruncie, bez przerwy próbkują wody gruntowe i samodzielnie przenoszą je do liści - zauważa uczony. Dlatego też świetnie nadają się do monitorowania środowiska naturalnego. Wykorzystana technika może zostać zastosowana do każdej rośliny. To z kolei może pomóc też rolnikom. Rośliny wiedzą, że będzie susza na długo przed nami - stwierdza Strano. Te czujniki dają nam informację w czasie rzeczywistym. To tak, jakbyśmy rozmawiali z roślinami o środowisku, w którym żyją. Tego typu informacje pozwolą na zwiększenie plonów i marginesu zysku - stwierdził Min Hao Wong, absolwent MIT, który założył firmę Plantea, by rozwijać wspomnianą technologię. « powrót do artykułu
-
Tłusty posiłek prowadzi do przebudowy komórek jelita
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Budujące nabłonek błony śluzowej jelita cienkiego enterocyty przebudowują w odpowiedzi na tłusty posiłek niektóre swoje organelle. Kiedy jemy tłuste pokarmy, reakcja naszego organizmu jest koordynowana między narządami trawiennymi, układem nerwowym i mikroorganizmami zamieszkującymi przewód pokarmowy. Nasze badanie na danio pręgowanych skupiało się na jednym aspekcie tego układu - reakcjach enterocytów na wysokotłuszczowy posiłek [obfitujący w cholesterol i trójglicerydy] - wyjaśnia prof. Steven Farber z Wydziału Embriologii Carnegie Institution for Science. Okazuje się, że w odpowiedzi na tłusty posiłek enterocyty przechodzą wewnętrzną przebudowę. Napływ tłuszczów prowadzi m.in. do szybkiej zmiany kształtu jądra - staje się ono pomarszczone. Prowadząc dalsze badania, Amerykanie zauważyli, że zmianie kształtu towarzyszy aktywacja pewnych genów regulujących zdolność komórek jelita do pakowania i dystrybuowania lipidów do innych części ciała (enterocyty pobierają substancje ze światła jelita za pomocą rąbka szczoteczkowego, a później oddają je do naczyń krwionośnych i limfatycznych pod nabłonkiem). Autorzy publikacji z Journal of Biological Chemistry zauważyli, że do aktywacji dochodzi w ciągu godziny od posiłku. Mamy taką roboczą hipotezę, że cała reakcja na tłuszcz w enterocycie - remodelowanie i aktywacja genów - jest koordynowana przez siateczkę śródplazmatyczną [ang. endoplasmic reticulum, ER] - ujawnia Erin Zeituni. Gdy naukowcy zastosowali leki blokujące jedną z funkcji ER (syntezę lipoprotein), zahamowali aktywację wielu kluczowych genów. Zmodyfikowało to także marszczenie jądra. « powrót do artykułu -
Przezczaszkowa stymulacja prądem stałym (ang. Transcranial Direct Current Stimulation, tDCS) sprawia, że gimnastyka nóg wydaje się łatwiejsza. Naukowcy z University of Kent oceniali wpływ tDCS na reakcje nerwowo-mięśniowe, fizjologiczne i percepcyjne na wyczerpujące ćwiczenia nóg. Zespół dr. Lexa Maugera odkrył, że tDCS opóźniało wyczerpanie prostownika kolana średnio o 15%. Działo się tak najprawdopodobniej dlatego, że ćwiczenia były postrzegane przez ochotników jako lżejsze. Przezczaszkowa stymulacja nie miała jednak znaczącego wpływu na reakcję nerwowo-mięśniową. W testach wzięło udział 9 ochotników. Po zaznajomieniu z laboratorium na kolejnych wizytach brali oni udział w 4 scenariuszach: kontrolnym, placebo oraz 2 sesjach tDCS (w jednej elektrodę anodową umieszczano nad lewą korą ruchową, a katodową nad prawą korą czołową - schemat HEAD, w drugiej elektrodę anodową umieszczano nad lewą korą motoryczną, a katodową na ramieniu - schemat SHOULDER). Sesja tDCS trwała dziesięć minut (stosowano prąd o natężeniu 2 mA). Później ochotnicy przechodzili tzw. badanie do wyczerpania (ang. time to exhaustion, TTE) prostowników kolan. Peryferyjne i centralne parametry neuromięśniowe oceniano w punkcie wyjścia, po tDCS i po TTE. W czasie TTE monitorowano tętno, ocenę postrzeganego wysiłku i wywołany ćwiczeniami ból mięśni. Brytyjczycy podkreślają, że wpływ tDCS na osiągi (postrzeganie wysiłku i czas do wyczerpania) pojawiał się tylko przy układzie SHOULDER. « powrót do artykułu
-
Badania przeprowadzone przez WWF, University of Vermont oraz University of Cambridge dowiodły, że większości krajów Afryki opłaca się chronić słonie przed kłusownikami. Specjaliści wyliczyli, że kraje Afryki każdego roku tracą przez kłusowników około 25 milionów dolarów dochodów z turystyki. "Moralne i etyczne powody, dla których należy chronić słonie, istniały zawsze. Jednak nie każdy zwraca na nie uwagę. Nasze badania dowodzą, że również z ekonomicznego punktu widzenia są to działania opłacalne" - mówi główny autor badań, doktor Robin Naidoo z WWF. Każdego roku kłusownicy zabijają 20-30 tysięcy afrykańskich słoni. Pozyskują w ten sposób kość słoniową, którą kupują mieszkańcy Chin i innych krajów Azji. "Wiemy, że wraz ze wzostem kłusownictwa zmniejsza się ruch turystyczny. Nasza praca to pierwsza próba oszacowania strat. Badania dowodzą, że z ekonomicznego punktu widzenia opłaca się chronić słonie" - mówi wspólautor badań, profesor Andrew Balmfod z University of Cambridge. "Średni zwrot z inwestycji w ochronę słoni na wschodzie, zachodzie i południu Afryki jest równie duży, co średni zwrot z inwestycji w edukację, bezpieczeństwo żywności czy energię elektryczną. Na przykład na każdego dolara zainwestowanego w ochronę słoni z Afryce Wschodniej otrzymujemy około 1,78 USD zwrotu. To świetny biznes" - mówi doktor Brenan Fisher, ekonomista na University of Vermont. Odmienna sytuacja jest w Afryce Centralnej. Tam słonie występują na odległych zalesionych terenach rzadko odwiedzanych przez turystów, zatem dochody z turystyki nie wystarczą, by powstrzymać kłusowników. « powrót do artykułu
-
Jak zaburzenie migracji gnu wpływa na żyrafy?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Amerykańsko-tanzański zespół naukowców oceniał, w jaki sposób migracja gnu przez ekosystem Tarangire (in. Step Masajski) wpływa na przeżywalność tutejszych żyraf. Sezonowa obecność tysięcy migrujących gnu powoduje, że uwaga drapieżników zwraca się na preferowane ofiary - gnu [i zebry]. Prowadzi to do wzrostu przeżywalności cieląt żyraf. Jeśli populacja gnu w Tarangire będzie się nadal zmniejszać w wyniku zaburzenia szlaków migracji poza parkiem narodowym i kłusownictwa, populacja żyraf również ucierpi - podkreśla dr Derek Lee z Wild Nature Institute. W ostatnich dekadach liczebność żyraf drastycznie spada. W Afryce żyje dziko tylko ok. 100 tysięcy żyraf. Musimy działać, by te wspaniałe istoty nie wyginęły - apeluje dr Anne Dagg, pionierka badania i ochrony żyraf. Lee i inni wykorzystali dane demograficzne 5 subpopulacji żyraf z ekosystemu Tarangire w Tanzanii (dotyczyły one rozmnażania 860 dorosłych samic i przeżywalności 449 cieląt w ciągu 3 pór deszczowych). Okazało się, że presja drapieżnicza (gęstość lwów podzielona przez gęstość podstawowych/preferowanych ofiar) ujemnie koreluje z prawdopodobieństwem przeżycia noworodków i cieląt żyraf. Wspiera to hipotezę o mutualizmie: że obecność migrujących parzystokopytnych ogranicza polowania na cielęta żyraf. Historycznie Masajowie wykorzystywali ekosystem Tarangire do wypasu zwierząt. Z innych części Tanzanii przybyli tu jednak rolnicy, którzy przekształcili duże obszary pastwisk w farmy. Specjaliści opracowują strategie rozwiązania tego problemu. Wspomina się także o wprowadzeniu ograniczenia prędkości na 2 drogach, które przecinają trasy migracji gnu. Ochrona migracji gnu spowoduje wydźwięki w całym ekosystemie, zapewniając korzyści wielu zagrożonym gatunkom, w tym żyrafom, i podtrzymując turystyczną ekonomię Tanzanii. « powrót do artykułu -
Technologia wykorzystywana przez amerykańską armię do zdalnego badania jakości powietrza stała się inspiracją do stworzenia urządzenie służącego do poszukiwania życia na Marsie i w innych miejscach Układu Słonecznego. Wspomniana technologia pozwala na zdalne sprawdzanie, czy w powietrzu nie znajdują się niebezpieczne środki chemiczne, toksyny czy patogeny. Branimir Blagojevic z należącego do NASA Goddard Space Fligh Center pracował w przeszłości w firmie, która na potrzeby wojska opracowała wspomnianą technologię. Teraz wykorzystał swoje doświadczenie do stworzenia Bio-Indicator Lidar Instrument (BILI). Jego zdaniem będzie on zdolny do wykrywania organicznych sygnatur życia na Marsie. BILI to rodzaj urządzenia LIDAR bazującego na fluorescencji. NASA wykorzystywała dotychczas fluorescencję do wykrywania związków chemicznych w atmosferze Ziemi. Nigdy jednak technika taka nie została użyta podczas badań innych planet. Blagojevic nazywa BILI "węchem" marsjańskiego łazika. Urządzenie mogłoby zostać umieszczone na maszcie łazika, a jego pierwszym zadaniem byłoby wyszukiwanie chmur pyłu. Po wykryciu takiej chmury BILI skierowałoby w jej stronę dwa lasery ultrafioletowe. Ich światło wywołałoby świecenie cząstek kurzu, a z kolei analiza tego światła pozwoliłaby na wyszukanie cząstek organicznych i stwierdzenie, czy powstały niedawno, czy też w odległej przeszłości. Możliwe byłoby również określenie wielkości cząstek. Jeśli byłyby tam jakieś sygnatury biologiczne, powinny być możliwe do wykrycia w pyle - stwierdza Blagojevic. Całe piękno BILI polega, jak podkreśla konstruktor urządzenia, na jego zdolności do wykrywania interesujących sygnatur z odległości setek metrów. BILI może więc zajrzeć w miejsca, do których łazik nigdy nie dotrze. Co więcej, jako, że łazik i urządzenie nie zbliżą się do badanego miejsca, zmniejsza się ryzyko zanieczyszczenia próbki i uzyskania fałszywych danych. To czyni nasz instrument wspaniałym uzupełnieniem dotychczasowej aparatury badawczej. Bili wymaga jedynie energii elektrycznej i może szybko przeskanować duży obszar - mówi Blagojevic. Zapewnia, że wraz ze swoim zespołem są gotowi na przeprowadzenie testów BILI. « powrót do artykułu
-
Nowe badanie, którego przeprowadzano na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (MSK), wykazało, że będący patogenem oportunistycznym kropidlak popielaty (Aspergillus fumigatus) rośnie i zachowuje się tam podobnie jak na Ziemi. Jednym z celów badań prowadzonych w ramach Microbial Observatory Experiments jest ustalenie, jak grzyby przystosowują się do mikrograwitacji i w jaki sposób wpływa to na ich interakcje z ludźmi w zamkniętych habitatach. To istotne, zważywszy, że załogowe loty kosmiczne stale się wydłużają. W ramach najnowszego studium, prowadzonego przez Benjamina Konxa, mikrobiologa z Uniwersytetu Wisconsin w Madison, 2 izolaty A. fumigatus z MSK porównywano z izolatami referencyjnymi z Ziemi. Prowadząc rozmaite analizy, naukowcy odkryli, że izolaty z MSK przejawiały normalny wzrost in vitro oraz tolerancję stresu chemicznego. Nie stwierdzono też nieoczekiwanych różnic genetycznych. Autorzy publikacji z pisma mSphere zauważyli tylko, że w zwierzęcym modelu choroby inwazyjnej szczepy z MSK były nieco bardziej śmiercionośne. Badania nie wykazały jednak, by pod wpływem czasu spędzonego w kosmosie w grzybie zaszły jakieś znaczące zmiany. Choć zaobserwowaliśmy różnice w zjadliwości, spekulujemy, że mieszczą się one całkowicie w zmienności, jaką można zaobserwować wśród izolatów ziemskich. « powrót do artykułu
-
Doradzą prezydentowi ws. przemysłu półprzewodnikowego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Kończący swoje rządy prezydent Obama powołał do życia grupę doradców, która będzie zajmowała się problemami przemysłu półprzewodnikowego. Grupa będzie działała w ramach Prezydenckiego Zespołu Doradczego ds. Nauki i Technologii (President's Council of Advisors on Science and Technology - PCAST). Składa się ona z doświadczonych pracowników przemysłu półprzewodnikowego, a jej zadaniem będzie zidentyfikowanie głównych problemów stojących przed amerykańskim przemysłem oraz zaproponowanie rozwiązań ułatwiających Amerykanom konkurowanie z rosnącym w siłę chińskim przemysłem półprzewodnikowym. Rada przygotuje swoje zalecenia już dla przyszłej administracji i najprawdopodobniej zaproponuje zwiększenie wydatków federalnych na badania nad półprzewodnikami. Niektóre kraje, które odgrywają coraz większą rolę na tym polu, subsydiują swój przemysł półprzewodnikowy lub też domagają się dostępu do technologii w zamian za wpuszczenie na rynek firm z innych państw - oświadczył Biały Dom. Oczywistym jest, że Amerykanie mają tu na myśli Chiny. Władze w Pekinie utworzyły specjalny fundusz inwestycyjny, który ma wspomagać rodzimy przemysł półprzewodnikowy, i przekazały mu 20 miliardów dolarów. Ponadto pomogły w utworzeniu prywatnego funduszu inwestycyjnego, który dysponuje 100 miliardami USD. Nowa grupa doradców skupia wiele znaczących i znanych nazwisk. Na jej czele staną Paul Otellini, były dyrektor wykonawczy Intela oraz John Holdren, szef PCAST i główny doradca Białego Domu ds. Technologii. W skład grupy wejdą m.in.: Wes Bush, dyrektor wykonawczy Northrop Gruman, John Hennessy, były rektor Uniwersytetu Stanforda, Paul Jacobs, dyrektor Qualcommu, Ajit Manocha, były dyrektor GlobalFoundries, Craig Mundie, były wysoki rangą manager z Microsoftu, Mike Splinter, były dyrektor Applied Materials oraz Laura Tyson, profesor na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley i dyrektor prezydenckiej Narodowej Rady Ekonomicznej. Amerykańskie Stowarzyszenie Przemysłu Półprzewodnikowego (Semiconductor Industry Association) od dawna lobbowało za powstaniem tego typu grupy. « powrót do artykułu -
Dostarczono osłony termiczne Teleskopu Jamesa Webba
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Zakończono prace nad piątą, ostatnią, osłoną termiczną dla Teleskopu Kosmicznego Jamesa Webba. Wszystkie osłony zostały wykonane przez firmę NeXolve Corporation w Huntsville. Każda z nich ma grubość ludzkiego włosa i została wykonana z kaptonu. Działające razem warstwy oddzielają od siebie gorącą i zimną część JWST, a różnica pomiędzy nimi wynosi około 315 stopni Celsjusza. Osłony przeciwsłoneczne są ukoronowaniem wieloletniej współpracy NeXolve, Northrop Grumman i NASA. Wszystkie zostały świetnie wykonane, a ich parametry przekraczają nasze oczekiwania. To kolejny milowy krok w realizacji projektu Teleskopu Webba - stwierdził James Cooper, odpowiedzialny z ramienia NASA za osłony termiczne. Prace nad pięcioma osłonami, z których każda jest wielkości boiska do tenisa, trwały przez trzy lata. Osłony będą chroniły optykę teleskopu, dzięki nim światło słoneczne nie będzie zakłócało pracy czujników podczerwieni JWST. Na stronach NASA można zapoznać się z pracami jakie już zostały przeprowadzone przy JWST, harmonogramem na przyszłość oraz z jego trójwymiarowym interaktywnym modelem. « powrót do artykułu -
Włoski kardiolog Valerio Sanguigni stworzył i opatentował lody o udowodnionych właściwościach prozdrowotnych, w tym poprawiające osiągi sportowe. Sanguigni, który pracuje na Università degli Studi di Roma Tor Vergata, podkreśla, że wiele bogatych w przeciwutleniacze pokarmów traci sporo swoich właściwości, nim trafi na nasze stoły. Postanowił rozwiązać ten problem za pomocą... lodów. Badania wykazały, że przeciwutleniaczom sprzyjają niskie temperatury. Mieszając składniki, które w nie obfitują, np. niesłodzone kakao, orzechy lasowe i zieloną herbatę, kardiolog, który od dziecka uwielbia lody, uzyskał jeden z najbardziej zaskakujących superpokarmów. Chciałem uporządkować dżunglę produktów zawierających przeciwutleniacze. [...] Pokarmami, w których zachowuje się ich najwięcej, zwłaszcza w niskiej temperaturze, są suszone owoce oraz [wspomniane wcześniej] ziarna kakao i zielona herbata. Opatentowałem moje [przeciwutleniaczowe] lody, które skądinąd są naprawdę dobre. Nadałem im nazwę Powellnux. Gelato wyprodukowano wg sekretnej receptury z północnych Włoch w lodziarni w centrum Rzymu. W testach Sanguigniego wzięło udział 14 osób z macierzystej uczelni (miały od 20 do 38 lat). Jedni dostali próbki jego produktu (z gorzkim kakao oraz ekstraktami z zielonej herbaty i orzechów laskowych), inni standardowe gelato z mleczną czekoladą. Przed i 2 godziny po spożyciu 100 gramów produktu przeprowadzano badania krwi; określano poziom polifenoli, status oksydacyjny (zdolność osocza do redukcji jenów elazowych), biodostępność tlenku azotu, markery stresu oksydacyjnego, funkcje śródbłonka (wazodylatację tętnicy promieniowej indukowaną przepływem - ang. flow-mediated dilation, FMD - i wskaźnik reaktywnego przekrwienia, ang. reactive hyperemic index, RHI). Określano też tolerancję wysiłku; chodziło o pedałowanie z największą możliwą prędkością na rowerkach treningowych. Okazało się, że ci, którzy jedli lody z przeciwutleniaczami, wypadli w teście o wiele lepiej. Ustalono, że tylko po zjedzeniu Powellnux znacząco wzrósł poziom polifenoli i tlenku azotu. Poprawiły się też funkcje śródbłonka (FMD oraz RHI) i zmniejszył się stres oksydacyjny. Oprócz tego Sanguigni wspomina o lepszym mikrokrążeniu, co jak tłumaczy, świadczy o lepszym natlenowaniu tkanek. Zgodnie z naszą wiedzą, to pierwsze badanie, które zademonstrowało, że zmniejszając stres oksydacyjny, bogate w przeciwutleniacze naturalne lody naprawdę poprawiają funkcje naczyniowe/śródbłonkowe i osiągi fizyczne u zdrowych osób. Wyniki włoskich badań ukazały się w piśmie Nutrition. « powrót do artykułu
-
Tandem Webb-Hubble da nowe możliwości obserwacji kosmosu
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Gdy w 2018 roku pracę rozpocznie Teleskop Kosmiczny Jamesa Webba (JWST), ludzkość zyska możliwość takiego obserwowania kosmosu, jakiego nie miała nigdy przedtem. Nie tylko dzięki samemu JWST, ale i dlatego, że wciąż będzie pracował Teleskop Hubble'a. Będziemy mogli zobaczyć kosmos w 3D. Tego typu obserwacje nigdy nie były możliwe, ponieważ nigdy nie mieliśmy jednocześnie w przestrzeni kosmicznej dwóch teleskopów o takiej rozdzielczości - mówi Joel Green ze Space Telescope Science Institute w Baltimore. Hubble znajduje się na orbicie bliskiej Ziemi, a JWST zostanie umieszczony w punkcie libracyjnym L2, o odległości 1,5 miliona kilometrów dalej. Tak duża odległość między oboma urządzeniami oznacza, że jeśli zostaną one skierowane na ten sam obiekt w Układzie Słonecznym, to różnica w kątach widzenia będzie na tyle duża, iż pojawi się głębia zauważalna ludzkim okiem. Green przeprowadził analizy obu teleskopów pracujących w tandemie i wykazał, że dzięki nim możemy zobaczyć niezwykłe rzeczy, jak księżyce Jowisza na tle chmur, za którymi będą kolejne księżyce czy pył przetaczający się nad górami na Marsie. Najbardziej jednak ekscytujące będą obserwacje szybko zmieniających się zjawisk, takich jak upadki asteroid na skalistych planetach czy burze na Jowiszu. Zdjęcia czy filmy stworzone dzięki wspólnej pracy Webba i Hubble'a nie tylko pomogą naukowcom, ale będą też fascynującym materiałem edukacyjnym, który pomoże zainteresować opinię publiczną badaniami kosmosu. Teleskop Kosmiczny Hubble'a ma pracować do roku 2021. Jest to jedyny teleskop kosmiczny, który zaprojektowano z myślą o przeprowadzaniu na nim prac serwisowych. Dotychczas odbyło się pięć misji, podczas których naprawiano i udoskonalano Hubble'a. Ostatnia z nich miała miejsce w 2009 roku. Więcej misji nie będzie, gdyż Stany Zjednoczone odesłały do lamusa swoje promy kosmiczne. Przyszłość pokaże czy NASA zdecyduje się na kontynuowanie misji Hubble'a, której roczny koszt wynosi niemal 100 milionów dolarów oraz czy stan techniczny teleskopu pozwoli na jego dalszą pracę. Teoretycznie teleskop może dotrwać w stanie wystarczającym na prowadzenie badań naukowych nawet do roku 2040. « powrót do artykułu -
Kolonizacja Oceanii, do której doszło przed około 3500 lat, była jednym z najbardziej ambitnych, ryzykownych i dalekosiężnych wysiłków kolonizacyjnych podjętych przez człowieka. Ludzie musieli przepłynąć tysiące kilometrów otwartych wód oceanicznych, walczyć z prądami morskimi i pogodą, aż w końcu dotarli do Hawajów, Samoa, na Fiji czy do Mikronezji. Trzech naukowców postanowiło sprawdzić, w jaki sposób ludzie ci przebyli Ocean i dotarli do najbardziej odległych regionów Ziemi. Scott Fitzpatrick, antropolog z University of Oregon, Alvaro Montenegro, geograf z Ohio State University oraz Richard Callaghan, archeolog z Univeristy of Calgary opublikowali właśnie wyniki swojej pracy na łamach PNAS. Uczeni wykorzystali symulacje komputerowe i dane klimatyczne do analizy możliwych tras wędrówki przez Pacyfik. Bali pod uwagę dane dotyczące wiatrów, prądów oceanicznych, rozkładu lądów i opadów. Przeprowadzone przez nas symulacje pozwalają ocenić, gdzie mógł dotrzeć ktoś, kto wyruszył z punktu A i został zniesiony. Mogliśmy też sprawdzić możliwe planowane trasy bezpośrednich podróży, innymi słowy, jeśli wiedzieli, gdzie płyną, to jak długo zajęła im podróż - wyjaśnia Fitzpatrick. Naukowcy chcieli sprawdzić, skąd mogli wyruszyć w podróż przodkowie obecnych mieszkańców pięciu najważniejszych regionów Oceanii. Biorąc pod uwagę różne zmienne stworzyli najkrótsze i najłatwiejsze marszruty. W swoich symulacjach wykorzystali też takie zjawiska jak El Nino-Southern Oscillation. Dowody archeologiczne sugerują, że mieszkańcy Oceanii zdawali sobie sprawę z istnienia tych nieregularnych zjawisk klimatycznych, mogli więc wykorzystywać je podczas podróży. Naukowcy zajmujący się Pacyfikiem od dawna podejrzewali, ale nie byli w stanie tego udokumentować, że mieszkańcy wysp rozwinęli z czasem dogłębną wiedzę na temat zmiennych klimatycznych, różnych wzorców pojawiania się wiatrów, zmienności środowiska, które mogły wpłynąć na ich umiejętności przetrwania oraz zdolności dotarcia do różnych miejsc - stwierdza Fitzpatrick. Wziąwszy pod uwagę wspomniane powyżej zmienne oraz zakładając, że kolonizatorzy wiedzieli o występowaniu tego typu zjawisk, naukowcy stwierdzili, że zachodnia Mikronezja została prawdopodobnie skolonizowana przez mieszkańców pobliskich Moluków. Z kolei mieszkańcy Samoa wyruszyli na podbój wschodniej części Polinezji. Symulacje wykazały też, że Hawaje i Nowa Zelandia mogły zostać zasiedlone przez mieszkańców Markiz lub Wysp Towarzystwa. Z kolei na Wyspę Wielkanocną mogli wybrać się mieszkańcy Markiz lub Mangarevy. W artykule podkreślono też konieczność dalszych badań. Niewykluczone bowiem, że to nie Filipiny - jak się obecnie przyjmuje - a Samoa było centrum, z którego kolonizatorzy wyruszali do Mikronezji. Pytaniem, na które być może nigdy nie znajdziemy odpowiedzi, jest to o przyczyny kolonizacji. Co skłoniło ludzi do niezwykle ryzykownej podróży przez setki i tysiące kilometrów wód oceanicznych? Czy przyczyną były kwestie polityczne, problemy społeczne, demograficzne czy środowiskowe? Prawdopodobnie wiele czynników nałożyło się podjęcie decyzji o takich podróżach. « powrót do artykułu
-
Helsińska populacja polatuch syberyjskich (Pteromys volans) przeżywa boom. Tutejsze Centrum Środowiskowe twierdzi, że na północnym zachodzie stolicy Finlandii liczba habitatów gryzoni wzrosła ponad 3-krotnie. O ile podczas poprzedniego spisu było ich 12, o tyle teraz jest ich aż 39. Największe wzrosty odnotowano w Parku Centralnym, gdzie teraz występuje 25 habitatów (w roku 2014 dowody aktywności wskazywały na istnienie zaledwie 6). Polatuchy są chronione na terenie całej Finlandii. Jest jasne, że po wielu latach nieobecności polatucha syberyjska tłumnie powraca do stolicy - cieszy się Esa Nikunen, dyrektor Centrum. Same gryzonie trudno dostrzec, naukowcy szukali więc ich odchodów. P. volans potrzebują mieszanych drzewostanów, dlatego służy im przemyślane zarządzenie zielenią miejską w Helsinkach. Warto przypomnieć, że pod koniec zeszłego roku zaprezentowano projekt przyjaznego polatuchom kampusu studenckiego, gdzie budynki przypominają domki na drzewach. Dzięki temu zwierzęta mogłyby się swobodnie przemieszczać. « powrót do artykułu
-
Z najnowszego raportu UNICEF-u dowiadujemy się, że około 2 miliardów dzieci na świecie oddycha nadmiernie zanieczyszczonym powietrzem. Co trzecie z nich mieszka w północnych Indiach i sąsiadujących krajach. Spośród wspomnianych 2 miliardów aż 300 milionów ma do czynienia z powietrzem, w którym ilość zanieczyszczeń co najmniej 6-krotnie przekracza normy WHO. Dzieci są szczególnie narażone na oddziaływanie zanieczyszczeń z powietrza. Oddychają szybciej, wchłaniają więc - w porównaniu do wagi ciała - więcej powietrza niż dorośli. A wraz z nim, stosunkowo więcej zanieczyszczeń. Tymczasem ich organizmy wciąż się rozwijają i nie są w stanie bronić się równie skutecznie co organizmy dorosłych. Szczególnie dramatyczna sytuacja panuje w Indiach. W stolicy tego kraju, New Delhi, jeszcze przed festiwalem Diwali notuje się stężenie pyłów zawieszonych PM 2.5 rzędu 300 mikrogramów na metr sześcienny. Po Diwali, w czasie którego powszechnie wykorzystuje się fajerwerki, stężenie PM 2.5 rośnie do 900 mikrogramów. To 90-krotnie więcej niż normy WHO, które ostrzegają przed poziomem rzędu 10 mcg/m3. Każdej zimy zanieczyszczenie znacząco rośnie - mówi Anumita Roy Chowdhury, dyrektor organizacji Centre for Science and Environment. Według niektórych badań nawet 33% dzieci mieszkających z New Delhi ma uszkodzone płuca i cierpi na astmę. To katastrofa zdrowotna - dodaje Chowdhury. UNESCO ocenia, że każdego roku na całym świecie z powodu zanieczyszczeń powietrza umiera 600 000 dzieci przed 5. rokiem życia. Kolejne miliony cierpią na choroby układu oddechowego, które osłabiają ich odporność oraz wpływają na ich rozwój fizyczny i umysłowy - mówi dyrektor UNICEF-u Anthony Lake. Na świecie żyje 2,26 miliarda dzieci, a 2 miliardy z nich oddychają powietrzem, które jest niebezpieczne dla zdrowia. Najwięcej z nich, bo 620 milionów, zamieszkuje Azję Południową. Kolejnych 520 milionów ofiar zatrutego powietrza zamieszkuje Afrykę, a 450 milionów mieszka w Azji Wschodniej, głównie w Chinach. « powrót do artykułu
-
Wojsko i Szerpowie spuścili wodę z himalajskiego jeziora
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Nepalska armia zakończyła spuszczanie ponad 4 mln m3 wody z leżącego w rejonie Everestu jeziora lodowcowego Imja. W 2009 r. opisano je jako jedno z najszybciej rozwijających się jezior glacjalnych Himalajów. Ponieważ wody utrzymywała w miejscu morena końcowa lodowca, położonym niżej osadom, mostom i szlakom trekkingowym groziło zalanie. Już w 2000 r. powierzchnia jeziora wzrosła do ok. 0,8 km2, a średnie tempo wzrostu wynosiło 0,02 km2 rocznie. Na podstawie zdjęcia z 21 listopada 2009 r. opublikowanego na Google Earth wyliczono zaś, że Imja Tsho osiągnęło obszar aż 1,055 km2, a w latach 2000-09 tempo powiększania zbiornika sięgnęło 0,025 km2 rocznie. Pierwotnie jezioro miało miejscami nawet 149 m głębokości. Po operacji wojskowej poziom wody spadł jednak o 3,4 m. Jak wyjaśniają specjaliści, wzrost globalnych temperatur prowadzi do szybszego topnienia lodowców. Należy też pamiętać o tym, że zeszłoroczne trzęsienie ziemi w Nepalu mogło jeszcze bardziej zdestabilizować Imja Tsho. Przedstawiciele armii podkreślają, że wojsko i Szerpowie przez 6 miesięcy pracowali nad budową ujścia. Wodę spuszczano stopniowo przez 2 miesiące. o zrealizowany bez przeszkód projekt pilotażowy. Teraz model będzie można odtworzyć [gdzie indziej], by zmniejszyć ryzyko dotyczące pozostałych jezior glacjalnych - wyjaśnia Top Khatri, menedżer projektu z ramienia Wydziału Hydrologii i Meteorologii. Z powodu dużych opadów śniegu i zagrożeń związanych z wysokością zespół mógł bezpiecznie pracować zaledwie parę godzin dziennie. Na początku kilka osób trzeba było ewakuować z powodu choroby wysokościowej, ale z czasem wszyscy zaaklimatyzowaliśmy się do tego miejsca - opowiada podpułkownik Bharat Shrestha. Spuszczenie wody z jeziora Imja i zainstalowanie systemów wczesnego ostrzegania to część projektu ONZ-etu, który ma pomóc Nepalowi poradzić sobie ze zmianą klimatu. Wielu Szerpów uważa ponoć, że Imja Tsho poświęcono zbyt wiele uwagi, ignorując zagrożenie stwarzane przez inne jeziora. Od lat 60. XX w. jeziora glacjalne wylały z brzegów ponad 20 razy. Do trzech zdarzeń tego rodzaju doszło w rejonie Everestu albo w jego pobliżu. « powrót do artykułu -
Struktura złogów patologicznego białka tau determinuje typ demencji (tzw. taupatii), regiony mózgu, na które wpłynie choroba oraz tempo jej rozwoju. Oprócz zapewnienia bazy do ustalenia, czemu u pacjentów rozwijają się różne typy neurodegeneracji, nasze badanie daje nadzieję na opracowanie leków na specyficzne taupatie oraz ich dokładną diagnostykę. Wyniki pokazują, że jednakowa strategia dla wszystkich może nie działać i że powinniśmy przystępować do testów klinicznych i prac farmakologicznych ze świadomością, z jaką formą białka tau mamy do czynienia - podkreśla dr Marc Diamond z Centrum Medycznego UT Southwestern. By odtworzyć poszczególne konformacje złogów białka tau, a było ich aż 18, Amerykanie zastosowali specjalne układy komórkowe. Później zaszczepili je w mózgach myszy. Okazało się, że każda z form utworzyła inne patologiczne wzorce. Poszczególne typy białka tau wywoływały patologie MAP-tau, które rozprzestrzeniały się po mózgu z różną prędkością i w specyficznych regionach. Eksperyment zademonstrował, że sama struktura patologicznego białka tau wystarczy, by wywołać większość, jeśli nie całe zróżnicowanie widoczne we wszystkich ludzkich taupatiach. Jakiś czas temu laboratorium Diamonda stwierdziło, że tau zachowuje się jak prion. Okazało się, że w ludzkim mózgu tau może tworzyć wiele unikatowych szczepów (samoreplikujących się struktur). Później naukowcy opracowali metody odtwarzania ich w laboratorium. To badanie pozwoliło na przeprowadzenie najnowszego studium, w ramach którego testowano, czy poszczególne szczepy odpowiadają za różne postaci demencji (chorobę Alzheimera, otępienie czołowo-skroniowe czy przewlekłą encefalopatię pourazową). Po zaszczepieniu 18 szczepów w mózgach myszy autorzy publikacji z pisma Neuron zauważyli, że o ile część z nich działała szybko i na dużą skalę, o tyle inne replikowały się tylko w ograniczonych obszarach mózgu albo powodowały rozległą taupatię w bardzo wolnym tempie. To wyjaśniło, czemu pewne obszary mózgu są podatne w jednych przypadkach, ale nie w innych i czemu jedne choroby postępują prędko, a inne wolno. W przypadku choroby Alzheimera problemy rozpoczynają się np. w ośrodkach pamięciowych i dopiero potem rozprzestrzeniają się do rejonów kontrolujących takie funkcje jak język. Dla odmiany w otępieniu czołowo-skroniowym wskutek początkowej degeneracji obszarów skroniowych i czołowych ośrodki pamięci są raczej chronione, a pacjenci wykazują najpierw zmiany osobowościowe i dotyczące zachowania. « powrót do artykułu
-
W tworzonym przez specjalistów z całego świata katalogu NEO (Near Earth Object - obiekt bliski Ziemi), znajduje się już 15 000 obiektów. Ich liczba bardzo szybko rośnie od czasu, gdy przed zaledwie 3 laty katalog liczył 10 000 pozycji. NEO to obiekty od asteroid po komety, których orbity znajdują się na tyle blisko naszej planety, iż mogą w nią uderzyć. Wielkość tych obiektów waha się do metrów po dziesiątki kilometrów średnicy. NEO to jedynie niewielka część ze znanej nam, liczącej ponad 700 000 przedstawicieli, populacji asteroid w Układzie Słonecznym. Tempo odkrywania NEO bardzo się zwiększyło w ostatnich latach. Co tydzień zespoły na całym świecie odkrywają średnio 30 tego typu obiektów. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu 30 obiektów wykrywano w ciągu roku. Wysiłek się opłaca. Sądzimy, że odkryliśmy już 90% obiektów o średnicy powyżej 1000 metrów. Jednak, pomimo dużego postępu, znamy prawdopodobniej jedynie 10% NEO o średnicy 100 metrów i mniej niż 1% tych o średnicy 40 metrów - mówi Ettore Perozzi, dyrektora należącego do Europejskiej Agencji Kosmicznej NEO Coordination Centre w pobliżu Rzymu. Dwa główne programy badawcze mające na celu wykrywanie NEO prowadzone są w USA. Jeden to Catalina Sky Survey z siedzibą w Arizonie, a drugi to Pan-STARRS na Hawajach. W ramach obu programów odkrywanych jest około 90% nowych NEO. ESA prowadzi program o nazwie Space Situational Awarness. W ostatnich latach skupia się ono na potwierdzaniu zaobserwowanych gdzie indziej nowych obiektów i dokładniejszym śledzeniu ich orbit. ESA pracuje też nad nowym rodzajem teleskopów o szerokim kącie widzenia, które mają rozpocząć pracę około roku 2018. W niedalekiej przyszłości poszukiwanie asteroid rozpocznie też Large Synoptic Survye Telescope, który budowany jest w Chile. « powrót do artykułu
-
Pod posadzką w pobliżu południowej wieży katedry w Santiago de Compostela znaleziono podczas prac konserwatorskich granitową figurę, która mierzy 185 cm i powstała pod koniec XII albo na początku XIII w. Charakterystyczne zagięcie szat sugeruje, że posąg powstał w warsztacie Maestra Mateo; inne posągi jego autorstwa - prorocy i patriarchowie - zdobią fasadę katedry. W środku znajduje się zaś słynny Portal Chwały i to w nim, wg specjalistów, była pierwotnie ustawiona statua. W XVI w. podczas prac modernizacyjnych figurę usunięto i ostatecznie porzucono. Pomieszczenie, w którym na nią natrafiono, zamknięto ok. 100 lat temu, ale eksperci zgodnie twierdzą, że leżała tam o wiele dłużej. Niewykluczone, że prowadzone właśnie prace ujawnią kolejne rzeźby z tego samego okresu. Figura zachowała się z kolumną, do której była przymocowana. To sugeruje, że stanowiła część Portalu Chwały. Sposób obróbki kamienia to kolejna wskazówka prowadząca do Mistrza Mateo. Postać przedstawia człowieka; płeć męska, brak obuwia i aureola, a nie skrzydła wskazują ponoć na proroka. W najbliższym czasie figura ma zostać oczyszczona. Później trafi do Madrytu - do Muzeum Prado, gdzie 28 listopada zadebiutuje na wystawie poświęconej Mistrzowi Mateo. Jej organizatorami są Fundacja Katedry i Real Academia Gallega de Bellas Artes. « powrót do artykułu
-
Neandertalczycy z chłodnych stepów też jedli rośliny
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Neandertalczycy zamieszkujący chłodne regiony jedli o wiele więcej roślin niż dotąd sądzono. Takie wnioski wypływają z badań płytki nazębnej, przeprowadzonych przez Roberta Powera z Uniwersytetu w Lejdzie. Dotąd zakładano, że 30-180 tys. lat temu rośliny stanowiły ważną część menu neandertalczyków ze śródziemnomorskich regionów Eurazji, ale nie odnosiło to do chłodnych regionów, takich jak tzw. stepy mamucie. W czasie maksimum ostatniego zlodowacenia step mamuci był jednym z największych biomów, który rozciągał się od Hiszpanii, przez Eurazję, aż do Kanady i jej arktycznych wysp. Jego południową granicę stanowiły Chiny. Cechował go chłodny i suchy klimat. Roślinność była zdominowana przez produktywne trawy, zioła i zakrzewienia wierzbowe, a gros fauny stanowiły wielkie zwierzęta stadne: żubry, konie i mamuty włochate. Paleoantropolodzy sądzili, że neandertalczycy ze stepów mamucich byli mięsożerni i jedli wyłącznie duże dzikie zwierzęta. Zakładali, że ograniczona dieta przyczyniła się do ich wyginięcia. Tymczasem Power odkrył, że nawet w tym chłodnym klimacie homonidy regularnie żywiły się roślinami. Step mamuci nie jest dobrze rozumianym habitatem, bo przestał istnieć przez zmiany klimatu i wyginięcie megafauny. Niewykluczone, że był dla neandertalczyków o wiele bardziej użyteczny, niż sądziliśmy. Power analizował mikrobotaniczne cząstki z płytki nazębnej neandertalczyków z 6 stanowisk archeologicznych, m.in. z Chorwacji, Włoch i Rosji. Wyniki uzyskane z analizy materiału z 48 zębów wskazują, że neandertalczycy ze wszystkich tych regionów regularnie jadali rośliny. Holender ocenił miarodajność badania płytki jako metody rekonstrukcji diety, analizując płytkę grupy szympansów (zmarły one ostatnio z przyczyn naturalnych; ich dietę monitorowano przez 20 lat). Okazało się, że płytka rzeczywiści stanowi odzwierciedlenie menu z dłuższych okresów. [...] Jedyną przyczyną zaskoczenia wynikami jest to, że oczekujemy, że pod względem poszukiwania/wyboru pożywienia neandertalczycy będą przypominać współczesnych zbieraczy-myśliwych. [...] W przeszłości postrzegaliśmy neandertalczyków jako prymitywnych jaskiniowców o bardzo podstawowym zachowaniu. Po uaktualnieniu danych uznajemy ich [z kolei] za bardzo współczesnych. To jednak nie oznacza, że powinniśmy ich upychać do szufladki - naszej własnej wersji człowieczeństwa. « powrót do artykułu