Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37610
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Na Opolszczyźnie rozpoczęły się jedyne w swoim rodzaju badania nad bocianami białymi. Naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, we współpracy z pasjonatami przyrody z Grupy Silesiana i firmą INTERREX-RINGS wyposażyli młode bociany w kamery. Po raz pierwszy w historii możliwe będzie oglądanie świata z bocianiej perspektywy i to w czasie rzeczywistym. Badania finansuje lider w dziedzinie energetyki odnawialnej, firma EDP. Firma INTERREX-RINGS stworzyła niewielką kamerę, która ma możliwość pochylenia obiektywu o 20 stopni, wyposażoną w akumulator o pojemności 550 mAh zasilany ogniwem fotowoltaicznym. Całość waży zaledwie 49 gramów, mniej niż 1% masy bociana. Urządzenie rejestruje trasę przelotu i pokazuje świat takim, jaki widzi go bocian. Koordynator naukowy projektu, profesor Piotr Tryjanowski, jest zachwycony. Dzięki tej technologii wchodzimy na zupełnie nowy poziom badań. Już nie tylko wiemy, gdzie bocian jest, ale możemy zobaczyć, co robi, z kim się spotyka, jak zachowuje się w środowisku naturalnym, mówi uczony. Wyjątkowe badania dadzą naukowcom dostęp do danych, które dotychczas były poza zasięgiem. Możliwe będzie obserwowanie interakcji społecznych, lotów, odpoczynku, zagrożeń i strategii migracyjnych ptaków. Na razie urządzenia założono 10 ptakom, które wkrótce wyruszą w swoją pierwszą podróż do Afryki. To projekt pilotażowy. Jeśli zda egzamin, nie można wykluczyć, że podobne urządzenia zostaną przystosowane do innych dużych gatunków ptaków. « powrót do artykułu
  2. Czescy archeolodzy znaleźli na południu Moraw fragmenty napierśnika z epoki brązu. Stanowiły one fragment większego skarbu odkrytego dzięki współpracy archeologów i poszukiwaczy skarbów. Jeden z nich odkrył grot włóczni, sierp, igłę i kawałki metali. Obiekty zostały celowo uszkodzone i zakopane w ziemi. Prawdopodobnie przed tysiącami lat mieszkańcy tych terenów odbyli jakiś rytuał. Lokalizacja znaleziska nie została ujawniona w obawie przed rabunkiem stanowiska. Wśród znalezionych artefaktów znajdował się zwinięty kawałek metalu. Dopiero szczegółowe analizy pokazały, czym tak naprawdę był. Naukowcy wykorzystali skanowanie 3D, rozwinęli metal i zidentyfikowali jego kształt i dekorację. Okazało się, że mają w ręku coś unikatowego. Drugi znaleziony na terenie Czech fragment zbroi z epoki brązu. Zabytek liczy sobie 3200 lat. Pochodzi więc z tej samej epoki, co oblężenie Troi. W tamtych czasach produkcja zbroi wymagała wielkiej zręczności i była bardzo droga. Tylko elita mogła sobie na zbroje pozwolić. Świadczy o tym sama „Iliada”, z której dowiadujemy się, że zbroja kosztowała 9 byków. W okresie, z którego pochodzi zbroja, Morawy były zamieszkane przez przedstawicieli kultur pól popielnicowych. To cały krąg kultur archeologicznych, które na setki lat zdominowały znaczną część środkowej i zachodniej Europy. Ich nazwa pochodzi od zwyczaju chowania skremowanych zmarłych w popielnicach. « powrót do artykułu
  3. We Wrocławiu wykonano unikatową w skali świata operację wrodzonej wady tchawicy u 4-letniej Hani ze Szczecina. Zabieg poprzedzono wielomiesięcznymi przygotowaniami i konsultacjami z zagranicznymi specjalistami. O udział w nim poproszono profesora Patricio Varelę z Chile, jednego z najwybitniejszych na świecie specjalistów ds. wad rozwojowych klatki piersiowej i chirurgii tchawicy u dzieci. Hania od urodzenia miała świszczący oddech. Początkowo uznano, że to przejściowa sapka niemowlęca. Gdy jednak nic się nie zmieniało, pojawiła się bardzo poważna diagnoza. Dziewczyna ma znaczne zwężenie światła tchawicy i dodatkowe niefizjologiczne odgałęzienie tchawicy. Dziecko było przez dwa lata diagnozowane i leczone w Szczecinie. Hania rozwijała się podobnie do innych dzieci, ale od urodzenia głośno oddychała i z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej. Lekarze liczyli na to, że wraz ze wzrostem problemy miną. Niestety w pewnym momencie lekarz poinformował nas, że wada jest poważna i nikt w Szczecinie nie podejmie się operacji, ale jednocześnie wskazał, gdzie szukać pomocy. To wtedy dowiedzieliśmy się, że najlepszym adresem będzie USK we Wrocławiu i prof. Dariusz Patkowski, uznany ekspert zajmujący się chirurgią dziecięcą, mówi pani Wioletta, mama Hani. Gdy dokumentacja małej pacjentki trafiła do Wrocławia, zespół z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego rozpoczął wielomiesięczne konsultacje i przygotowania. Obejmowały one m.in. wydrukowanie modelu tchawicy dziewczynki, na którym planowano zabieg. Dziesiątki osób brały udział w licznych symulacjach przygotowujących do operacji. Największym problemem u Hani było to, że na długości około 5 centymetrów, tchawica była zwężona do średnicy około trzech milimetrów, a powinna mieć co najmniej 6-8 milimetrów – wyjaśnia profesor Patkowski, kierownik Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej USK we Wrocławiu. W związku z tym dziewczynka miała ograniczony dostęp do odpowiedniej ilości powietrza, szczególnie przy wysiłku. O ile jeszcze w spoczynku, to mogło wystarczyć, to już przy jakiejkolwiek aktywności fizycznej pojawiała się duszność. Hania miała bardzo dużo szczęścia, dlatego że jakakolwiek większa infekcja dróg oddechowych mogłaby spowodować niewydolność oddechową. Operacja polegała na podłużnym przecięciu tchawicy w płaszczyźnie przednio-tylnej, zsunięciu jej końców i ponownym zespoleniu w celu trwałego poszerzenia światła tchawicy. Była niezwykle ryzykowna. W razie niepowodzenia brak było bowiem alternatywnych rozwiązań. Ponadto w trakcie operacji konieczne było wyłączenie oddechu dziecka i rozpoczęcie krążenia pozaustrojowego. Rodzice Hani z niepokojem czekali za drzwiami sali operacyjnej. W końcu wyszedł do nich profesor Patkowski i powiedział, że operacja się udała. Na ostateczne efekty trzeba będzie poczekać do wygojenia blizn. Hania właśnie wraca do domu, gdzie czeka ją rehabilitacja. A rodzice Hani przyznają, że w pierwszych dniach po operacji w nocy przykładali ucho do piersi córki, by przekonać się, że wszystko w porządku. Świszczący oddech zniknął. Niezwykły zabieg miał miejsce 3 lipca, a dzisiaj, po niemal miesiącu spędzonym w szpitalu, Hania wraca do domu. Gość z Chile, profesor Patricio Jose Varela Balbontin specjalizuje się w chirurgii dziecięcej. Uczył się jej m.in. w Centrum Medycznym Le Bonheur Children w Memphis. Międzynarodową sławę zyskał dzięki osiągnięciom w leczeniu wad rozwojowych klatki piersiowej i chirurgii tchawicy u najmłodszych. Podczas pobytu we Wrocławiui wygłosił wykłady „Congenital Tracheal Anomalies” i „Pectus Excavatum. Where we came from”. Oba były transmitowane przez internet w ramach międzyanrodowej organizacji „International Pediatric Live Surgery Online Group”, której prezesem jest prof. Patkowski. Profesor Patkowski specjalizuje się w chirurgii i urologii dziecięcej. Jest kierownikiem Katedry i Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. W ubiegłym roku otrzymał nagrodę „Best of the best in Pediatric Surgery 2024” przyznawaną przez Cincinnati Children’s Hospital Medical Center. Uczony specjalizuje się w chirurgii endoskopowej, szczególnie u noworodków z wadami wrodzonymi. Jest autorem laparoskopowej techniki PIRS stosowanej od 20 lat do leczenia przepukliny pachwinowej na całym świecie. Wykonywał operacje w ponad 20 krajach świata. « powrót do artykułu
  4. Kobiety rodzą się z 1-2 milionami oocytów, z których powstają komórki jajowe. Do menopauzy ich liczba spada do kilkuset. Każda z tych komórek musi przez około 50 lat unikać zużycia się, by móc dojrzeć i być gotową do zapłodnienia. Nowe badania pokazują, w jaki sposób komórki to osiągają. Badając ponad 100 świeżo podarowanych nam jajeczek, największy zbiór tego typu, odkryliśmy zadziwiająco minimalistyczną strategię, która pomaga komórkom pozostać w stanie dziewiczym przez wiele lat, mówi doktor Elvan Böke z Centre for Genomic Regulation. Recykling białek to podstawowy mechanizm oczyszczania komórki, a odpowiadają zań lizosomy i proteasomy. Za każdym razem, gdy rozkładają one białka, zużywają energię, co może prowadzić do powstawania reaktywnych form tlenu. Te zaś mogą uszkadzać DNA i błony komórkowe. Autorzy badań przyjrzeli się ponad 100 komórkom otrzymanym od 21 zdrowych kobiet w wieku 19–34 lat. Około 70% z nich było gotowych do zapłodnienia, pozostałe były niedojrzałe. Uczeni śledzili aktywność lizosomów, proteasomów i mitochondriów w komórkach. Okazało się, że w komórkach jajowych aktywność ta była o 50% niższa niż w otaczających oocyt komórkach wspierających. A w miarę, jak oocyt dojrzewał, aktywność spadała. Obrazowanie w czasie rzeczywistym pokazało, że w ostatnich godzinach przed owulacją lizosomy są dosłownie wyrzucane z oocytów, a mitochondria i proteasomy migrują na obrzeża komórki. To rodzaj wiosennych porządków. Nie wiedzieliśmy, że ludzkie komórki jajowe są do tego zdolne, cieszy się główna autorka badań, doktor Gabriele Zaffagnini. Były to największe badania zdrowych ludzkich komórek jajowych zebranych bezpośrednio od kobiet. Zwykle podczas badań laboratoryjnych wykorzystywane są niedojrzałe komórki, które dojrzewają w laboratorium. Jednak oocyty dojrzewające in vitro często zachowują się niestandardowo. Naukowcy z Barcelony mówią, że ich odkrycie pomoże udoskonalić techniki zapłodnienia in vitro. Kobietom poddającym się takim zabiegom doradza się, by przyjmowały przypadkowe suplementy, poprawiające metabolizm komórek. Jednak brak jest silnych dowodów, że suplementy te pomagają, wyjaśnia doktor Böke. Przyglądając się świeżo podarowanym jajeczkom znaleźliśmy dowody wskazujące, że właściwe jest wręcz przeciwne działanie. Pozostawienie oocytom możliwości ich powolnego metabolizmu może być lepszym pomysłem, dodaje uczona. Naukowcy chcą teraz przyjrzeć się komórkom jajowym starszych kobiet oraz z nieudanych cykli zapłodnienia in vitro by sprawdzić, czy mechanizmy spowalniające metabolizm komórek nie zostają upośledzone wraz z wiekiem lub w wyniku chorób. Źródło: The proteostatic landscape of healthy human oocytes « powrót do artykułu
  5. Międzynarodowy zespół naukowców z Izraela, USA, Wielkiej Brytanii, Danii i Finlandii, znalazł dowody świadczące o tym, że gwiazda przetrwała spotkanie z supermasywną czarną dziurą. Do takich wniosków uczeni doszli, gdy niedawno zauważyli rozbłysk, który bardzo przypominał rozbłysk AT 2022dbl sprzed 700 dni. Ten wcześniejszy zaobserwowano dokładnie w tym samym miejscu, co późniejszy, a charakterystyki obu były niezwykle podobne. Badacze wysnuli więc wniosek, że oba rozbłyski spowodowało przejście tej samej gwiazdy w pobliżu czarnej dziury. A to oznacza, że gwiazda przetrwała pierwsze spotkanie. Gdy gwiazda znajdzie się zbyt blisko supermasywnej czarnej dziury, jest rozrywana przez siły pływowe. Połowa jej masy trafia do czarnej dziury, połowa jest odrzucana. Astronomowie niejednokrotnie obserwowali rozbłyski, świadczące o rozerwaniu gwiazdy przez czarną dziurę. Takie obserwacje pozwalają poznać właściwości czarnych dziur i ich dysku akrecyjnego. Centralną czarną dziurę Drogi Mlecznej możemy badać wykorzystując w tym celu ruch pobliskich gwiazd. Jednak w odniesieniu do innych galaktyk naukowcy muszą polegać na rzadkich wysokoenergetycznych wydarzeniach, pozwalających w ogóle stwierdzić obecność czarnej dziury. Szacuje się, że raz na 10 000 – 100 000 lat gwiazda może zbliżyć się do czarnej dziury tak blisko, że zostanie rozerwana. Wówczas połowa jej materiału opada na dziurę po spiralnej trajektorii. W bezpośrednim sąsiedztwie dziury opadająca materia osiąga niemal prędkość światła, rozgrzewa się i intensywnie promieniuje. Trwa to kilka tygodni lub miesięcy, dając astronomom okazję do badań. Jednak wiele takich rozbłysków stanowi zagadkę, gdyż ich jasność i temperatura są znacznie niższe, że przewidują teorie. Dlatego naukowcy szukają alternatywnych wyjaśnień tego fenomenu. Niedawno grupa naukowa pracująca pod kierunkiem Uniwersytetu w Tel Awiwie, zidentyfikowała w danych obserwacyjnych rozbłysk, który bardzo przypominał i miał miejsce w tym samym miejscu co rozbłysk AT 2022dbl sprzed 700 dni. Uczeni wysunęli więc hipotezę, że pierwszy rozbłysk był spowodowany częściowym zniszczeniem gwiazdy przez siły pływowe czarnej dziury, a drugi rozbłysk to dowód na ponowną interakcję tej samej gwiazdy i dziury. Pytanie brzmi, czy zaobserwujemy kolejny rozbłysk po mniej więcej dwóch latach, czyli na początku 2026 roku. Jeśli tak, to będzie oznaczało, że również drugi rozbłysk był wynikiem częściowego zniszczenia gwiazdy. Może więc i inne rozbłyski, których naturę specjaliści próbują wyjaśnić od dekady, nie są spowodowane przez całkowite zniszczenie gwiazdy, zastanawia się profesor Iair Arcavi z Tel Awiwu. Źródło: The Double Tidal Disruption Event AT 2022dbl Implies that at Least Some “Standard” Optical Tidal Disruption Events Are Partial Disruptions « powrót do artykułu
  6. Ktoś przed 4000 lat miał wyraźnie pecha. Ale i szczęście w nieszczęściu. Na zdjęciach widzicie fragment żebra z wbitym weń krzemiennym grotem. Strzał został oddany w plecy, a ofiara przeżyła, o czym świadczą ślady gojenia się kości. W Pirenejach, na wysokości ponad 1800 metrów na stanowisku archeologicznym w jaskini Roc de les Orentes znaleziono prehistoryczny pochówek z wyraźnymi śladami indywidualnej przemocy, do jakich doszło wśród jednej z pierwszych społeczności pasterskich w tym regionie. Roc de les Orentes to wyjątkowe miejsce. To jedno z niewielu w Europie prehistorycznych wysokogórskich miejsc pochówku z tak licznymi i dobrze zachowanymi szczątkami. W trzecim tysiącleciu przed naszą erą, przez 2 lub 3 wieki, pochowano tam łącznie ponad 60 osób, prawdopodobnie należących do tej samej społeczności. Dotychczas archeolodzy znaleźli tam ponad 6000 szczątków kostnych. Ich analiza wskazuje, że społeczność składała się głównie z dorosłych mężczyzn, chociaż trafiono też na pochówki kobiet i dzieci. Widać, że ludzie ci byli dobrze dostosowani do warunków, w jakich żyli. Mieli mocne szkielety, rozbudowane mięśnie i bardzo aktywni fizycznie. Już pierwsze badania tego miejsca, opublikowane w 2024 roku, opisywały anomalie na szkieletach: ślady cięć i celowych złamań. Znaleziono też groty strzał, jednak nie było wiadomo, czy to dary grobowe, czy dowody na przemoc. Najnowsze znalezisko nie pozostawia wątpliwości. W żebrze utkwił grot wystrzelony w plecy ofiary. Archeologów najbardziej zaskoczył fakt, że ofiara przeżyła. Biorąc bowiem pod uwagę pozycję i trajektorię pocisku, postrzelony miała co najmniej dwie okazje, by umrzeć. Albo natychmiast, wskutek uszkodzenia płuc, albo niedługo później, w wyniku infekcji. Tak się jednak nie stało. Być może to nie postrzał był przyczyną śmierci pochowanej osoby. Jak jednak było naprawdę, dowiemy się w przyszłości, gdy zakończone zostaną specjalistyczne badania prowadzone w Barcelonie i Stanach Zjednoczonych. Jaskinia Roc de les Orentes została odkryta pod koniec lat 60. XX wieku. Pierwsze wykopaliska przeprowadzono tam w 1973 roku.Prowadził je zaledwie 20-letni Eudald Carbonell, jeden z późniejszych badaczy stanowiska Atapuerca i odkrywców nowego gatunku człowieka, Homo antecessor. Niedawno, po ponad 50 latach, wykopaliska podjęto na nowo. Prowadzi je IPHES - Institut Català de Paleoecologia Humana i Evolució Social. « powrót do artykułu
  7. Rynek zamówień publicznych w Polsce to ogromna szansa dla firm z niemal każdej branży. Problem w tym, że wejście do tego świata bez odpowiedniego przygotowania kończy się często błędami formalnymi i odrzuceniem oferty, a co za tym idzie stratą czasu i pieniędzy. Dlatego właśnie szkolenia z zakresu zamówień publicznych to nie koszt, lecz inwestycja! Dowiedz się na ten temat więcej! Szkolenia zamówienia publiczne – dla kogo są i kiedy warto je rozważyć? Nie trzeba być specjalistą od prawa ani dużą korporacją, żeby startować w przetargach. Są to okazje, z których może skorzystać praktycznie każdy. Warto zrobić to jednak z odpowiednim przygotowaniem, które zwiększy szanse na końcowy sukces. Szkolenia zamówienia publiczne to inwestycja, którą warto rozważyć w następujących przypadkach: Planujesz pierwszy raz wziąć udział w postępowaniu przetargowym Masz już za sobą nieudane próby złożenia oferty Chcesz lepiej rozumieć procedury i dokumentację przetargową Szukasz sposobu na rozwój w sektorze publicznym Interesują Cię zmiany przepisów w obszarze zamówień publicznych Szkolenia zamówienia publiczne to krok, który pozwoli uniknąć błędów formalnych, ale też nauczyć się więcej na temat tego, jak pisać oferty, które mają realną szansę na wygraną. W ten sposób będą one zgodne z kryteriami, atrakcyjne merytorycznie i strategicznie dopasowane do oczekiwań zamawiającego.   Szkolenia zamówienia publiczne – co zyskujesz jako firma? Szkolenia zamówienia publiczne to nie tylko teoretyczne kursy. To praktyczna wiedza zdobywana na konkretnych case studies, którą można od razu przełożyć na działanie. Twoi pracownicy po uczestnictwie w takim szkoleniu zdobędą następujące umiejętności: Analizowanie ogłoszeń i dokumentów zamówienia Przygotowanie oferty zgodnie z wymaganiami i bez luk formalnych Korzystanie z platformy e-Zamówienia i składanie dokumentów elektronicznych Sprawne reagowanie na zapytania i zmiany w SIWZ Negocjacje i składanie odwołań w KIO W praktyce przekłada się to nie tylko na zwiększenie kompetencji Twojego zespołu, ale także na większą skuteczność w przetargach, mniejszą liczbę popełnianych błędów i konstruowanie ofert o zauważalnie lepszej jakości. Wszystko to przy mniejszych nakładach stresu i ryzyka.   Szkolenia zamówienia publiczne – inwestycja w rozwój i bezpieczeństwo Dla firm, które chcą wchodzić na rynek zamówień publicznych lub zwiększyć skuteczność swoich ofert, szkolenia zamówienia publiczne to nie tylko opłacalna opcja, lecz wręcz konieczność. To sposób na uporządkowanie wiedzy, poznanie przepisów, uniknięcie kosztownych błędów i zwiększenie szans na rozwój swojego przedsiębiorstwa. Nie ma znaczenia, czy dopiero zaczynasz, czy chcesz podnieść kompetencje zespołu – to zawsze dobry krok, zwłaszcza jeśli skorzystasz z pomocy doświadczonych partnerów. Najlepszą opcją w tym przypadku jest Centrum Organizacji Szkoleń i Konferencji SEMPER, oferujące profesjonalne kursy w pełni dostosowane do potrzeb klienta. Odwiedź stronę https://www.szkolenia-semper.pl/szkolenia-zamowienia-publiczne i zapoznaj się ze szczegółami oferty! « powrót do artykułu
  8. Naukowcy z Barcelony i Corku opublikowali najbardziej szczegółową mapę podmorskich kanionów Antarktyki. Zawiera ona 332 kaniony, niektóre z nich o głębokości ponad 4000 metrów. Katalog, wspólne dzieło uczonych z Universitat de Barcelona i University College Cork, zawiera informacje o pięciokrotnie większej liczbie kanionów niż poprzednie podobne zestawy danych. A w towarzyszącym mu artykule na łamach Marine Geology uczeni wykazali, że kaniony mogą mieć większe niż przypuszczano znaczenie dla cyrkulacji wód oceanicznych, zmniejszania się pokrywy morskiego lodu oraz zmian klimatu. Kaniony odgrywają niezwykle istotną rolę w transporcie osadów i substancji odżywczych z wybrzeży do głębokich partii oceanów, łączą płytkie i głębokie obszary oceanów, tworzą bogate siedliska dla morskiego życia. Dotychczas na całym globie zidentyfikowano około 10 000 podmorskich kanionów, jednak prawdopodobnie jest ich znacznie więcej. Pomimo ich wielkiego wpływu na ekologię, geologię czy oceanografię, struktury te są słabo znane, szczególnie leżące w obszarach poarnych. Kaniony w Arktyce i Antarktyce są podobne do kanionów z innych obszarów planety, ale zwykle są większe i głębsze z powodu długotrwałego oddziaływania lodu oraz olbrzymich ilości osadów transportowanych przez lodowce z szelfu kontynentalnego, mówi David Amblàs. Ponadto antarktyczne kaniony tworzą się głównie w wyniku działalności prądów zawiesinowych, gdzie gęstsza od otoczenia zawiesina gwałtownie spływa w dół pod wpływem grawitacji. Te silne prądy, zasilane w osady przez lodowce, rzeźbią w dnie wielkie kaniony. Zdaniem naukowców, najbardziej interesującym aspektem ich badań jest odnotowanie różnic pomiędzy kanionami powstającymi w dwóch ważnych regionach Antarktyki. W Antarktyce Wschodniej kaniony są bardziej rozbudowane, rozgałęzione, tworząc wielkie systemy o przekroju w kształcie litery U. To sugeruje, że powstały w wyniku długotrwałego oddziaływania lodowców i wielkiego wpływu procesów erozji i sedymentacji. Z kolei w Antarktyce Zachodniej kaniony są krótsze, mają bardziej strome brzegi, a ich przekrój przypomina literę V. Spostrzeżenie to jest wsparciem dla hipotezy, że lądolód Arktyki Wschodniej – największy lądolód na Ziemi – powstał wcześniej. Dotychczas hipoteza ta miała wsparcie w badaniu osadów, teraz kolejnym dowodem jest geomorfologia dna morskiego. Antarktyczne kaniony ułatwiają wymianę wody między szelfem kontynentalnym, a głębokimi partiami oceanu. Dzięki nim zimne gęste wody z okolic lądolodu spływają w dół i tworzą AABW (Antarctic Bottom Water), masę wody odgrywającą ważną rolę w światowej cyrkulacji oceanicznej. Ponadto kaniony kierują ciepłe wody, takie jak CDW (Circumpolar Deep Water) z Pacyfiku i Oceanu Indyjskiego w kierunku szelfu Antarktyki, podgrzewając lód i prowadząc do jego topnienia. Autorzy badań zauważają, że obecne modele cyrkulacji oceanicznej niedokładnie odtwarzają lokalne procesy fizyczne zachodzące między masami wody a kanionami, przez co mają ograniczoną możliwość przewidywania zmian zachodzących w oceanach i atmosferze. Źródło: The geomorphometry of Antarctic submarine canyons « powrót do artykułu
  9. Eksperymentalna szczepionka mRNA wzmocniła efekty immunoterapii przeciwnowotworowej na mysim modelu choroby. Przeprowadzone na University of Florida badania wykazały, że połączenie szczepionki z powszechnie używanymi inhibitorami punktów kontrolnych doprowadziło do pojawienia się silnej odpowiedzi przeciwnowotworowej układu odpornościowego. Jednak najważniejszym i zaskakującym elementem badań było spostrzeżenie, że tak dobre wyniki uzyskano nie poprzez zaatakowanie konkretnego celu, a poprzez wzmocnienie reakcji układu odpornościowego. Szczepionka doprowadziła do tego poprzez stymulowanie ekspresji proteiny PD-L1 w guzach, co spowodowało, że stały się one bardziej podatne na leczenie. W artykule opisaliśmy nieoczekiwany i bardzo ekscytujący wynik naszych badań. Nawet szczepionka, która nie jest specyficzna dla konkretnego guza czy wirusa – o ile jest to szczepionka mRNA – może doprowadzić do pożądanych przez nas efektów nakierowanych na konkretnego guza, mówi jeden z głównych autorów badań, profesor onkologii pediatrycznej Elias Sayour. To wstępny dowód, że tego typu szczepionki potencjalnie mogą zostać skomercjalizowane jako uniwersalne szczepionki przeciwnowotworowe, które uczulają układ odpornościowy na konkretny nowotwór u danego pacjenta, dodaje uczony. Obecnie w pracach nad szczepionkami przeciwnowotworowymi dominują dwa kierunki badań. Albo tworzy się szczepionki, działające przeciwko konkretnemu celowi, do ekspresji którego dochodzi u wielu osób, albo też przygotowuje się zindywidualizowane szczepionki nakierowane na specyficzny cel u konkretnego pacjenta. Profesor Duane Mitchell, mówi, że obecne badania sugerują możliwość istnienia trzeciego kierunku. Odkryliśmy, że używając szczepionki, która nie jest nakierowana na konkretny nowotwór, ale stymuluje układ odpornościowy możemy uzyskać silną odpowiedź przeciwnowotworową.A to oznacza, że będziemy jej mogli użyć u wielu pacjentów. Być może doprowadzi to do opracowania uniwersalnej szczepionki przeciwnowotworowej. Na mysim modelu czerniaka uzyskano obiecujące wyniki w przypadku odpornego na leczenie czerniaka, łącząc szczepionkę i lek z grupy inhibitorów PD-1. Zachęceni tym sukcesem badacze przeprowadzili podobne eksperymenty na mysich modelach nowotworów skóry, kości i mózgu. Okazało się, że samo podanie nowej szczepionki przynosi pozytywne efekty. A w niektórych przypadkach szczepionka wystarczyła do całkowitego wyeliminowania guzów nowotworowych. Naukowcy zauważyli, że szczepionka mRNA, pobudzając układ odpornościowy, prowadziła do namnażania się nieaktywnych limfocytów T oraz zaatakowania guza. Potencjalnie może być to uniwersalny sposób na pobudzanie układu odpornościowego do reakcji na nowotwór. Jeśli udałoby się uzyskać takie same wyniki na ludziach, mogłoby to mieć olbrzymi wpływ na onkologię. Badacze mają cichą nadzieję, że szczepionka taka stałaby się metodą na zwiększenie skuteczności immunoterapii wielu lub wszystkich nowotworów, a w niektórych przypadkach samodzielnie doprowadziłaby do wyleczenia. Źródło: Sensitization of tumours to immunotherapy by boosting early type-I interferon responses enables epitope spreading « powrót do artykułu
  10. Ekstrakt z liści stewii, poddany fermentacji za pomocą bakterii żyjących na liściach bananowca, jest toksyczny dla komórek nowotworu raka trzustki, ale nie szkodzi zdrowym komórkom nerek, informują badacze z Uniwersytetu w Hiroszimie. Rak trzustki to bardzo złośliwy i śmiercionośny nowotwór. Odsetek osób, które przeżywają 5 lat od diagnozy wynosi mniej niż 10%. Jest bardzo inwazyjny i łatwo daje przerzuty. Wykazuje dużą odporność na leczenie, w tym chirurgię, radio- i chemioterapię. Istnieje więc pilna potrzeba zidentyfikowania nowych środków przeciwnowotworowych, szczególnie takich pochodzących od roślin, mówi współautor badań, profesor Narandalai Danshiitsoodol. Już wcześniejsze badania sugerowały, że ekstrakt z liści stewii może mieć działanie przeciwnowotworowe, jednak wyizolowanie składników aktywnych było bardzo trudne. Okazało się, że fermentacja za pomocą bakterii prowadzi do zmian strukturalnych ekstraktu i uzyskania aktywnych metabolitów. Fermentacją zajęło się laboratorium profesora Masanoriego Sugiyamy, które sprawdziło ponad 1300 szczepów bakterii pobranych z owoców, warzyw, kwiatów i roślin leczniczych. Najbardziej skuteczny okazał się Lactobacillus plantarum SN13T (FSLE). Nasze badania dowiodły, że FSLE wykazuje znacznie większa cytotoksyczność niż niesfermentowany ekstrakt o takim samym stężeniu, co wskazuje, że fermentacja zwiększa bioaktywność ekstraktu. Co ważne FSLE wykazywał niższą toksyczność wobec embrionalnych komórek nerek HEK-293, nawet przy najwyższym testowanym stężeniu, mówi Sugiyama. Przeciwnowotworowym składnikiem aktywnym okazał się ester metylowy kwasu chlorogenowego (CAME). W ekstrakcie po fermentacji stężenie kwasu chlorogenowego zmniejszyło się 6-krotnie, co wskazuje na przetworzenie go przez bakterie. Prawdopodobnie za przetworzenie odpowiada specyficzny enzym w wykorzystanym przez nas szczepie bakterii. Nasze badania pokazały, że CAME jest bardziej toksyczny dla komórek niż sam kwas chlorogenowy, wyjaśnia Danshiitsoodol. Naukowcy planują teraz przetestowanie swojego odkrycia na myszach. Źródło: Stevia Leaf Extract Fermented with Plant-Derived Lactobacillus plantarum SN13T Displays Anticancer Activity to Pancreatic Cancer PANC-1 Cell Line « powrót do artykułu
  11. W pobliżu Hradca Králové archeolodzy odkryli wielką celtycką osadę. Zarówno pod względem rozmiarów, jak i znalezionych artefaktów odkrycie nie ma sobie równych w całych Czechach. Pod względem potencjału i znaczenia znalezione właśnie miejsce dorównuje najważniejszym osadom kultury lateńskiej z regionu środkowego biegu Dunaju i południowych Niemiec. Na niezwykłe znalezisko trafiono podczas prac związanych z budową drogi ekspresowej D35. Osada nie była ufortyfikowana. Została założona na końca III wieku p.n.e i przetrwała do początków I wieku p.n.e. Szczyt jej rozkwitu przypadał na II wiek, jeszcze przed pojawieniem się obronnych osiedli, oppidów. O ile w tamtym czasie przeciętne osady celtyckie miały powierzchnię 1-2 hektarów, odkryta miejscowość zajmowała powierzchnię co najmniej 25 hektarów. W okresie, z którego pochodzi osada, na terenie tym mieszkało plemię Bojów, od którego pochodzi łacińska nazwa Czech, Bohemia. Nazwę tę wymienia Tacyt w XXVIII rozdziale „Germanii”. Nowo odkryta osada była ponadregionalnym centrum produkcji i handlu. Świadczą o tym znalezione przez archeologów bursztyn, srebrne i złote monety oraz ślady produkcji luksusowej ceramiki. Na miejscu odkryto też prawdopodobne ślady jednego lub dwóch miejsc kultu. Odkrycie jest tym bardziej wyjątkowe, że miejsce, w którym znajdowała się osada, nie zostało dotychczas naruszone ani przez działalność rolniczą, ani przez rabusiów. Jest więc ono pełne artefaktów. Archeolodzy byli zaskoczeni ich zagęszczeniem w górnej warstwie gleby. To jedno z najbogatszych znalezisk w Czechach. Zawiera ono zarówno przedmioty codziennego użytku, jak i luksusową biżuterię. Tomáš Mangel, archeolog w Uniwersytetu w Hradcu Králové powiedział Radiu Prague International, że zidentyfikowano kilka pieców garncarskich oraz ślady obróbki szkła. Obok srebrnych i złotych monet oraz bursztynu, ślady te świadczą, że ta duża osada włączona była w sieci handlowe, przede wszystkim te rozciągające się między Bałtykiem a Morzem Śródziemnym. « powrót do artykułu
  12. Rozpad promieniotwórczy to jeden z podstawowych procesów w naturze, w wyniku którego niestabilne jądro atomowe traci energię poprzez promieniowanie. Badanie tego procesu jest niezbędne do zrozumienia właściwości jąder atomowych. A szczególnie cenne jest badanie rzadkich dróg rozpadu, takich jak rozpad z emisją protonu. Naukowcy z Instytutu Współczesnej Fizyki Chińskiej Akademii Nauk i ich współpracownicy poinformowali na łamach Physical Review Letters o uzyskaniu nieznanego wcześniej izotopu glinu-20, który rozpada się drogą emisji trzech protonów. Glin-20 to najlżejszy ze znanych izotopów glinu. Znajduje się poniżej linii odpadania protonów, ma o siedem neutronów mniej niż stabilny izotop glinu, mówi główny autor badań, profesor Xu Xiaodong. Szczegółowe badania pokazały, że glin-20 najpierw emituje jeden proton przechodząc w magnez-19, a ten rozpada się poprzez emisję dwóch protonów do neonu-17. Tym samym glin-20 jest jedynym znanym emiterem trzech protonów, którego jądro potomne po rozpadzie emitującym jeden proton jest jednocześnie jądrem emitera dwóch protonów. Badania te powiększają naszą wiedze na temat rozpadu z emisją protonów i pozwalają zdobyć nowe informacje na temat rozpadu jąder poniżej linii odpadania protonów. Dotychczas odkryto ponad 3300 nuklidów. Mniej niż 300 z nich to jądra stabilne i występujące w przyrodzie. Pozostałe ulegają rozpadowi radioaktywnemu. Kilka powszechnych metod rozpadu, jak alfa, beta minus, beta plus, rozszczepienie czy wychwyt elektronu zostały odkryte do połowy XX wieku. Jednak w miarę postępów fizyki i techniki zaczęto odkrywać egzotyczne typy rozpadu. « powrót do artykułu
  13. Średniowieczną biżuterię archeolodzy zwykle znajdują w grobach lub w celowo ukrytych skarbach. Ten jednak klejnot – kaszta z ametystem – został odnaleziony w bardzo nietypowym miejscu, w osadach zamkowej fosy, pomiędzy szczątkami mostu. Datowanie wskazuje, że trafił tam między początkiem XIV wieku, a zniszczeniem zamku w 1443 roku. Pierwsze wzmianki o zamku Kolno (Coln, Callen, Kallen) w Starych Kolniach pochodzą z 1316 roku. Najprawdopodobniej założył go książę legnicko-brzeski Bolesław III. Znajdowała się tutaj strażnica, umiejscowiona na granicy księstw brzeskiego i opolskiego, oraz komora celna nad Stobrawą. Kontrolowała ona spław drewna i transport innych produktów na prawobrzeżnych dopływach Odry.  W 1317 roku książę Bolesław przeniósł komorę celną do Brzegu, by kontrolować tam ruch na Odrze. Znaczenie zamku spadło, więc w 1327 roku książę przekazał go jako allodium (nieruchomość zwolnioną ze zobowiązań feudalnych) jednemu ze swoich wasali, Witkowi ze Smogorzewa. Wiemy, że w 1408 roku jego (prawdopodobnie) wnuk Witko sprzedał go rodowi Blankenstein. Zamek został zdobyty i zniszczony w czasie wojen na Śląsku w dniu 13 lipca i dniach następnych 1443 roku. Miejsce, w którym stał zamek, stało się w XIX wieku miejscem amatorskich wykopalisk. A w 2009 roku doktor Lech Marek z Uniwersytetu Wrocławskiego i jego zespół rozpoczęli tam archeologiczne badania ratownicze.  Niedawno w ich trakcie trafili na ametyst osadzony w złoconej oprawie ze srebra. Musiał być częścią większego klejnotu, prawdopodobnie broszy lub (co mniej prawdopodobne) diademu bądź korony. Wskazuje to, że zamek w Kolnie – mimo że został przekazany szlachcie o niższym pochodzeniu – wciąż odwiedzały wysokie warstwy społeczne. Klejnot posiada charakterystyczne cechy międzynarodowego stylu zdobniczego XIII wieku. Widzimy je na przykład w XIII-wiecznej oprawie złotniczej kamei z II wieku, którą użyto w koronie króla Kastylii i Leonu Sancha IV Odważnego, w diademach przechowywanych na Wawelu czy wreszcie w broszy ze skarbu średzkiego. Możemy się tylko domyślać niezadowolenia osoby, której tak cenny klejnot wpadł do fosy podczas przejeżdżania przez most. Bardzo dziękujemy doktorowi Lechowi Markowi za zdjęcia i pomoc w opisaniu losów kaszty i zamku Kolno. « powrót do artykułu
  14. Superalkohol stworzony na University of Hawaiʻi pokazuje, że środowisko chemiczne przestrzeni kosmicznej może być znacznie bardziej zróżnicowane, niż sądzimy, i mogą tam zachodzić niespodziewane reakcje chemiczne. Naukowcy z Hawajów uzyskali molekułę, o której do niedawna sądzono, że jest zbyt niestabilna, by mogła istnieć. Tetrahydroksymetan to jedyny alkohol z czterema grupami hydroksylowymi dołączonymi do pojedynczego atomu węgla. Już alkohole o dwóch grupach hydroksylowych przy pojedynczym atomie C są nietrwałe, gdyż powodują, że atom węgla jest bardzo ubogi w elektrony. Co dopiero, gdybyśmy mieli 4 grupy przy jednym atomie. A jednak udało się właśnie taką strukturę zaobserwować. Uczeni uzyskali ją w laboratorium w warunkach bliskich próżni, przy bardzo niskiej temperaturze i silnym promieniowaniu. Zatem w warunkach, jakie mogą panować na przykład w przestrzeni kosmicznej w chmurach międzygwiezdnego gazu. Osiągnięcie to pokazuje, że kosmiczna chemia jest znacznie bardziej zróżnicowana niż sądziliśmy i mogą powstawać tam niezwykle zróżnicowane molekuły. Badacze odkryli, że w warunkach próżni i niskich temperatur silne promieniowanie ultrafioletowe wywołuje reakcje, w wyniku którego powstają tak egzotyczne molekuły jak tetrahydroksymetan. Odkrywanie molekuł i reakcji chemicznych istniejących i zachodzących w ekstremalnych środowiskach jest niezwykle ważne dla badania kosmosu i procesów w nim zachodzących. Pozwala nam lepiej zrozumieć formowanie się obiektów i struktur tworzących wszechświat, przybliża nas też do zrozumienia ewolucji wszechświata oraz powstania i ewolucji życia. Więcej informacji w artykule Methanetetrol and the final frontier in ortho acids. « powrót do artykułu
  15. Roboty przeszły długą drogę. Od maszyn wykonujących serię z góry zaprogramowanych ruchów, po urządzenia uczące się, analizujące środowisko i samodzielnie podejmujące decyzje. O ile więc potrafią rozwijać swoją część logiczną, to element fizyczny pozostaje niezmienny. Robot to zamknięty system. Nie jest zdolny do naprawy czy dostosowania się do środowiska. Tymczasem prawdziwa autonomia robotów oznacza, że muszą one nie tylko samodzielnie myśleć, ale być w stanie podtrzymać swoje istnienie, mówi Philippe Martin Wyder. Tak jak systemy biologiczne pobierają zasoby ze środowiska i włączają je w swoje organizmy, nasze roboty rosną, dostosowują się i reperują korzystając z zasobów otoczenia lub części innych robotów, dodaje uczony. Wyder stoi na czele grupy naukowców z Columbia University, która opublikowała na łamach Science Advances artykuł pod znamiennym tytułem Robot metabolism: Toward machines that can grow by consuming other machines. Naukowcy stworzyli, inspirowany zabawką Geomag, robotyczne wyposażone w magnesy urządzenie o nazwie Truss Link. Truss Link może rozszerzać się, kurczyć i łączyć z innymi identycznymi modułami, tworząc coraz bardziej skomplikowane struktury. Badacze pokazali, w jaki sposób Truss Link samodzielnie buduje kształt dwuwymiarowy, następnie trójwymiary. A widoczny na filmie czworościan udoskonalił się, dołączając kolejny element, dzięki któremu zwiększył prędkość swojego przemieszczania się o ponad 66,5%. To oczywiście początek badań i prezentacja pewnej koncepcji, wyznacza jednak kolejny kierunek rozwoju robotów. Naukowcy z Columbia University uważają, że w przyszłości roboty będą posiadały umiejętność podtrzymywania swojego istnienia poprzez samodzielne naprawy za pomocą zasobów otoczenia, będą mogły rozbudowywać się czy zmieniać w zależności od potrzeb. Uczeni nazwali te proces „metabolizmem robotów”. Metabolizm robotów do cyfrowy interfejs ze światem fizycznym, który pozwala sztucznej inteligencji nie tylko rozwijać się pod względem poznawczym, ale również fizycznym. To nowy wymiar autonomii. Początkowo systemy zdolne do takiego metabolizmu będą wykorzystywane w wyspecjalizowanych zadaniach, jak eksploracja kosmosu czy usuwanie skutków katastrof. W końcu jednak o otwiera to perspektywę świata, w którym sztuczna inteligencja buduje fizyczne struktury lub tworzy roboty równie łatwo, jak dzisiaj pisze maila, wyjaśnia Wyder. Współautor badań, Hod Lipson, zauważa, że wizja samoreplikujących się lub przebudowujących robotów wygląda jak scenariusz z filmu science fiction. Jednak faktem jest, że już teraz powierzamy robotom coraz większą część naszego życia – od autonomicznych pojazdów, poprzez automatyczne fabryki po zadania z zakresu obronności czy eksploracji kosmosu. Kto będzie konserwował i naprawiał te roboty? Nie możemy polegać wyłącznie na ludziach. Roboty muszą w końcu nauczyć się dbać same o siebie. « powrót do artykułu
  16. Orion Nebula Cluster (ONC), Plejady i Hiady mogą reprezentować trzy etapy rozwoju takiej samej gromady gwiazd, uważają naukowcy z irańskiego Instytutu Zaawansowanych Studiów Badań Podstawowych oraz Uniwersytetu w Bonn. Znaleźli oni dowody wskazujące, że te trzy układy gwiazd rozwijały się w ten sam sposób. ONC – gromada młodych gwiazd wewnątrz Mgławicy Oriona – jest najmłodszym ze wspomnianych nagromadzeń gwiazd. Liczy sobie zaledwie 2,5 miliona lat i znajduje się około 1350 lat świetlnych od Ziemi. Zawiera tysiące młodych gwiazd otoczonych chmurami gazu. Plejady, zwane Siedmioma Siostrami, mają 100 milionów lat, a gwiazdy są bardziej rozrzucone w przestrzeni. Najstarsze, Hiady, mają około 700 milionów lat i są jeszcze bardziej rozproszone. Profesor Pavel Kroupa z Uniwersytetu w Bonn mówi, że wysoko precyzyjne obliczenia dotyczące dynamiki gwiazd wskazują, że wszystkie te trzy gromad gwiazd pochodzą od podobnego przodka. Zdaniem autorów badań, są jakby trzema fotografiami tej samej osoby w różnym wieku. Wynika z tego, że otwarte gromady mają preferowany model tworzenia gwiazd. Istnieją preferowane warunki środowiskowe, w których powstają gwiazdy w takich gromadach, dodaje uczony. Uczeni z Bonn zwrócili się do doktora Ghasema Safaeiego z Iranu o pomoc w obliczeniach, w jaki sposób młoda gromada jak Mgławica Oriona może zmienić się strukturę taka, jaką mają Plejady, a później w Hiady. Obliczenia pozwoliły odtworzyć rozwój wszystkich trzech struktur na różnych etapach ich życia, a ich wyniki w wysokim stopniu zgadzają się z tym, co obecnie wiemy o masie strukturze, rozmiarach i innych właściwościach Mgławicy, Plejad i Hiad. Symulacje przeprowadzone dla 800 milionów lat pokazały, ze takie struktury jak Mgławica Oriona mogą utracić nawet 85% gwiazd i utworzyć strukturę podobna do Hiad, przechodząc przez etap pośredni podobny do Plejad. Innymi słowy za około 100 milionów lat Mgławica Oriona powinna przypominać dzisiejsze Plejady, a za 700 milionów będzie wyglądała tak, jak Hiady. Źródło: Are the ONC, Pleiades, and Hyades snapshots of the same embedded cluster? « powrót do artykułu
  17. Humbaki przepływające w pobliżu Australii zmieniły termin migracji, a przyczyna tego stanu rzeczy leży prawdopodobnie w ocieplających się wodach Oceanu Południowego. Profesor Rebecca Dunlop z University of Queensland poinformowała, że badania akustyczne i zwiady lotnicze prowadzone wzdłuż wschodnich wybrzeży Australii pokazały, że humbaki wracają z północy na południe o 3 tygodnie wcześniej, niż robiły to 21 lat temu. W 2003 roku szczyt migracji na południe przypadał na początek października. W 2024 roku była to połowa września, stwierdziła Dunlop. O ile termin migracji w sposób naturalny może zmieniać się z roku na rok o około 2 tygodnie, to od 2021 roku obserwujemy wyraźne przesunięcie, dodaje uczona. W miesiącach zimowych  – pamiętajmy, że mówimy tutaj o półkuli południowej – humbaki niemal nie jedzą. Migrują w tym czasie z letnich miejsc żerowania na południu w kierunku obszarów subtropikalnych i tropikalnych, gdzie się rozmnażają. Czas migracji dobierają tak, by upewnić się, że zostają w wodach Antarktyki na tyle długo, by nagromadzić odpowiednią ilość tłuszczu i białka, które wystarczą im w czasie migracji na północ i z powrotem oraz na rozmnażanie się. Naukowcy zauważyli, że wyraźna w ostatnich latach zmiana terminu migracji zbiega się ze znacznym zmniejszeniem zasięgu lodu morskiego. Mniej lodu morskiego, oznacza mniej glonów, którymi żywi się kryl. A mniej kryla dostępnego przed migracją może zmuszać humbaki do wcześniejszego powrotu z północy, stwierdza Dunlop. Gdy w latach 60. XX wieku zaprzestano polowań na humbaki, wschodnioaustralijska populacja liczyła zaledwie około 300 osobników. Obecnie jest ich około 40 000. Badaliśmy, że wcześniejsze opuszczenie północnych regionów rozrodu może być spowodowane zbytnim zagęszczeniem zwierząt, ludzkiej aktywności na Wielkiej Rafie czy innymi czynnikami. Jednak o ile populacja zwiększała się przez ostatnich 21 lat, to do wyraźnej zmiany migracji doszło po 2021 roku, kiedy to rosnąca temperatura wody wpłynęła na pokrywę lodową wokół Antarktyki, mówi doktor Dunlop. Uczona dodaje, że podobną zmianę widać też w innych populacjach humbaków, tych z regionów Ameryki Południowej oraz zachodniego wybrzeża Australii. Obawiam się, że w pewnym momencie dojdzie do spadku urodzin, gdyż samice nie będą miały wystarczająco dużo energii, by odbyć migrację na północ, urodzić młode i wrócić z nim na południowe żerowiska, stwierdza Dunlop. Obecnie trwają badania mające sprawdzić, czy czas migracji na północ również uległ zmianie. Źródło: Southern Ocean humpback whales are shifting to an earlier return migration, https://www.nature.com/articles/s41598-025-07010-9 « powrót do artykułu
  18. Upływający czas zmienia nas w różnym tempie, a najbardziej chyba widocznym przypomnieniem tego zjawiska są spotkania klasowe po dekadach. Jedni ich uczestnicy są bardzo sprawni fizycznie i umysłowo, inni zaczynają odczuwać upływ czasu wcześniej. Naukowcy z Duke University, Harvard University i University of Otago poinformowali o opracowaniu narzędzia, które na podstawie jednego badania MRI jest w stanie stwierdzić, jak szybko starzeje się nasz mózg i oszacować ryzyko wystąpienia chorób neurodegeneracyjnych w późniejszym wieku. Naukowcy skorzystali z danych gromadzonych w ramach Dunedin Study. Nazwa pochodzi od miasta w Nowej Zelandii. W latach 1972–1973 przyszło tam na świat 1037 osób, które od urodzenia biorą udział w szeroko zakrojonych badaniach na temat stanu zdrowia. Co kilka lat prowadzący badania zbierają dane dotyczące ciśnienia, BMI, poziomu glukozy, cholesterolu, funkcjonowania nerek i płuc, gromadzone są nawet dane dotyczące stanu uzębienia czy dziąseł uczestników Dunedin Study. Na tej podstawie naukowcy określają, w jakim tempie każda z tych osób się starzeje. Autorzy najnowszych badań stworzyli narzędzie DunedinPACNI, które trenowano pod kątem określenia tempa starzenia się na podstawie pojedynczego skanu MRI mózgów 860 uczestników Dunedin Study. Skany zostały wykonane, gdy badani mieli 45 lat. Po treningu DunedinPACNI wykorzystano do analizy skanów mózgu ludzi z Wielkiej Brytanii, USA, Kanady i Ameryki Łacińskiej. Skany te były zgromadzone w innych bazach danych badań długoterminowych. Podczas jednej z takich analiz narzędzie miało do przeanalizowania skany mózgów 624 osób w wieku od 52 do 89 lat z Ameryki Północnej. Okazało się, że ci, których narzędzie oceniło jako starzejących się szybciej, mieli o 60% większe ryzyko rozwoju demencji w latach następujących po wykonaniu MRI. Szybciej tracili też pamięć i mieli problemy z procesami myślowymi niż ci, których narzędzie oceniło jako starzejących się wolniej. Naukowcy zaniemówili, gdy zobaczyli wyniki pracy swojego narzędzia. Okazało się na przykład, że osoby, którym DunedinPACNI uznał za starzejące się szybciej były w późniejszym wieku bardziej wątłe i z większym prawdopodobieństwem doświadczały związanych z wiekiem problemów zdrowotnych, jak ataki serca, choroby płuc czy udary. Osoby uznane za starzejące się najszybciej były narażona na o 18% większe ryzyko rozwoju chorób chronicznych w porównaniu z osobami starzejącymi się w przeciętnym tempie. Były też narażone na o 40% większe ryzyko zgonu. Widzimy tutaj dość przekonujący związek pomiędzy starzeniem się mózgu a starzeniem się ciała, mówi jeden z autorów najnowszych badań, profesor Ahmad Hariri z Duke University. Wykazana przez DunedinPACNI korelacja pomiędzy tempem starzenia się a demencją była równie silna w grupach badanych, co w grupie, na której model był trenowany. Sprawdzała się niezależnie od przynależności etnicznej czy dochodów badanych. Wydaje się, że model ten wyłapuje coś, co jest obecne we wszystkich mózgach, mówi Hariri. Narzędzie, które na podstawie pojedynczego prostego badania potrafi ocenić tempo starzenia się, może być nieocenioną pomocą dla systemów opieki zdrowotnej. Ludzie żyją coraz dłużej, a jednocześnie zmniejsza się liczba urodzeń. Ocenia się, że do roku 2050 niemal 25% ludzi będzie w wieku ponad 65 lat. Jeśli będziemy posiadali narzędzie, które na wiele lat wcześniej określi tempo starzenia się i związane z tym ryzyko wystąpienia chorób chronicznych czy demencji, można będzie zmienić styl życia, by zapobiec niekorzystnym zmianom. Być może, na przykład, znacznie wcześniejsze podawanie osobom z wysokim stopniem ryzyka leków na alzheimera przyniosłoby lepsze wyniki, niż obecnie, gdy podaje się je osobom z już zdiagnozowaną chorobą. Już teraz koszty opieki nad osobami starszymi są olbrzymie. W roku 2020 globalne koszty związane z demencją wyniosły 1,33 biliona USD, a szacuje się że w roku 2050 będzie 9,12 biliona dolarów. Źródło: DunedinPACNI estimates the longitudinal Pace of Aging from a single brain image to track health and disease, https://www.nature.com/articles/s43587-025-00897-z « powrót do artykułu
  19. W San Giuliano, jednej z najważniejszych etruskich nekropolii w środkowych Włoszech, odkryto nietknięty grobowiec sprzed 2600 lat. To jedno z najważniejszych w ostatnich dekadach odkryć dotyczących cywilizacji Etrusków. Międzynarodowy zespół badaczy, pracujący pod kierunkiem doktora Davide Zoriego z Baylor University, znalazł wewnątrz komory grobowej szczątki czterech osób. Zmarli zostali złożeni na kamiennych łożach, a wraz z nimi w komorze grobowej zamknięto ponad 100 świetnie zachowanych darów, w tym ceramiczne naczynia, żelazną broń, ozdoby z brązu i delikatne, wykonane ze srebra tulejki, noszone jako ozdoby włosów. Nietknięta komora grobowa to niezwykle rzadkie znalezisko. Tym cenniejsze, że to dopiero pierwszy nienaruszony grób z tego okresu, który można będzie zbadać nowoczesnymi technikami archeologicznymi. To unikatowa okazja, by lepiej poznać wierzenia i tradycje grzebalne tej fascynującej przedrzymskiej kultury, mówi doktor Zori. Badania prowadzone są w ramach SGARP (San Giuliano Archaeological Research Project), który rozpoczął się w 2016 roku. Zespół złożony z archeologów, historyków sztuki, geologów i historyków udokumentował już ponad 600 grobów. Dotychczas natrafiano wyłącznie na pochówki, które wcześniej zostały splądrowane. Rabunki grobów rozpoczęły się już wkrótce po tym, jak pod koniec III wieku p.n.e. region ten zajęli Rzymianie. Teraz mamy do czynienia z nietkniętą komorą grobową. Wstępne analizy wskazują, że mogły tam zostać pochowane dwie pary złożone z mężczyzny i kobiety. Na obecność kobiet wskazują srebrne ozdoby włosów. Jednak na bardziej szczegółowe i konkretne informacje będziemy musieli poczekać do czasu przeprowadzenia badań antropologicznych, izotopowych i genetycznych. Zespół SGARP zakończył prace archeologiczne, ale badania i analizy tego niezwykłego znaleziska dopiero się zaczynają, stwierdził Zori. « powrót do artykułu
  20. Posiadanie dużego telewizora w salonie kojarzy się z kinowymi wrażeniami we własnym domu. Jednak wybór zbyt wielkiego ekranu do małego pokoju może zamiast przyjemności przynieść dyskomfort – zarówno dla oczu, jak i dla aranżacji wnętrza. Z drugiej strony zbyt mały telewizor w przestronnym salonie sprawi, że domownicy będą mrużyć oczy, próbując dostrzec szczegóły z kanapy. Kluczem jest dobranie rozmiaru telewizora odpowiednio do wielkości pomieszczenia, odległości widzów od ekranu oraz stylu życia użytkowników. Najlepiej jest zatem znaleźć złoty środek – tak by oglądanie ulubionych filmów i seriali było komfortowe, a nowy ekran stał się naturalną częścią wystroju.   Rozmiar ekranu a przestrzeń w salonie Weź miarę i oceń miejsce. Zanim zdecydujesz się na konkretną przekątną, dokładnie zmierz przestrzeń, w której planujesz ustawić lub powiesić telewizor. Sprawdź faktyczne wymiary odbiornika, nie tylko przekątną ekranu – uwzględnij ramki oraz ewentualną podstawę. Nowoczesne telewizory mają coraz cieńsze ramy i smukłe profile, dzięki czemu nawet większy ekran może prezentować się lekko. Mimo to warto upewnić się, że urządzenie zmieści się między meblami lub na ścianie z zapasem miejsca po bokach. Unikniesz w ten sposób efektu „przytłoczenia” pokoju zbyt dużym panelem oraz problemów podczas montażu. Proporcje względem ściany. Duży ekran przyciąga wzrok, ale powinien harmonijnie komponować się z resztą pomieszczenia. Zadbaj, by szerokość telewizora nie przekraczała zdecydowanie szerokości szafki RTV czy wnęki, w której ma się znaleźć. Jeśli planujesz zawieszenie na ścianie, rozważ, jak telewizor wkomponuje się w tę powierzchnię – czy zostawi dookoła dość „oddechu”, czy też zajmie prawie całą ścianę. Estetycznie lepiej wygląda ekran, wokół którego widać jeszcze fragmenty ściany lub dekoracji, niż telewizor wciśnięty na styk między półkami. Wielkość pokoju a przekątna. Ogólna zasada mówi, że im większe pomieszczenie, tym większy telewizor można do niego dobrać. W przestronnym salonie 75-calowy ekran może wyglądać naturalnie, podczas gdy w małym pokoju dziennym już 55 cali może okazać się maksimum. Pamiętaj, że telewizor Samsung 55 cali to dziś dość uniwersalny wybór do standardowego salonu – zapewnia duży obraz, ale zwykle nie dominuje nad resztą wyposażenia. Ostatecznie jednak rozmiar powinien odpowiadać indywidualnym preferencjom i warunkom lokalowym. Jeśli masz taką możliwość, wytnij z kartonu prostokąt o wymiarach zbliżonych do planowanego telewizora i przyłóż go do ściany – łatwiej ocenisz, czy dany format nie będzie zbyt duży lub za mały w danej przestrzeni.   Odległość od kanapy – klucz do komfortu Rozmiar telewizora powinien iść w parze z odległością, z jakiej będziesz go oglądać. Zarówno zbyt bliskie, jak i zbyt dalekie siedzenie od ekranu nie jest wskazane. Jeżeli usiądziesz za blisko dużego telewizora, Twój wzrok może nie obejmować całego obrazu, co zmusza oczy do ciągłego wędrowania po ekranie – to męczy wzrok i może powodować ból głowy. Z kolei zbyt duża odległość od małego ekranu sprawi, że szczegóły obrazu staną się nieczytelne, a seans przestanie być angażujący. Zasady i przeliczniki. Istnieją praktyczne sposoby na obliczenie optymalnej odległości. Tradycyjna reguła podpowiada, że na każdy cal przekątnej powinno przypadać ok. 4–4,5 cm dystansu między widzem a telewizorem. Dla przykładu ekran 50-calowy najlepiej oglądać z około 2,1 m, a 55-calowy – z około 2,3 m. Takie wartości zapewniają dobre wrażenia i jednocześnie chronią wzrok. Co ważne, wraz z rozwojem technologii można pozwolić sobie na nieco bliższe siedzenie, zwłaszcza przy telewizorach o wysokiej rozdzielczości. Samsung sugeruje, że dla najbardziej wciągającego efektu ekran powinien wypełniać około 40° naszego pola widzenia – co przekłada się na dystans równy mniej więcej 1,2 raza długości przekątnej. W praktyce dla telewizora ~55 cali oznacza to odległość około 1,7–2 m, jeśli korzystamy z treści 4K, które i tak pozostaną ostre z bliska. Dopasuj do rozdzielczości. Pamiętaj, że zalecany dystans zależy też od jakości obrazu. Starsze telewizory Full HD wymagały większej odległości, bo z bliska było widać piksele. Natomiast przy nowoczesnym ekranie 4K lub 8K możesz usiąść bliżej bez utraty jakości – wysoka rozdzielczość sprawia, że obraz jest szczegółowy nawet z małej odległości. Dzięki temu w mniejszych pokojach można ustawić większy telewizor, o ile tylko sygnał ma odpowiednio dobrą jakość (np. materiały UHD z serwisów VOD lub odtwarzacza Blu-ray). Zawsze jednak kieruj się własnym komfortem – optymalna odległość to taka, przy której oczy nie męczą się nawet podczas dłuższego seansu, a cały ekran mieści się w Twoim polu widzenia bez potrzeby kręcenia głową.   Na koniec pamiętaj: Idealny rozmiar telewizora to taki, który pasuje do Twojego pomieszczenia i zwyczajów. Uwzględnij wielkość pokoju, odległość od kanapy oraz to, jak i kiedy najczęściej oglądasz. Zwróć uwagę na nowe technologie poprawiające komfort – od rozdzielczości 4K/8K, przez powłoki antyrefleksyjne, po tryby ochrony wzroku. Dzięki temu Twój nowy telewizor nie tylko zapewni świetny obraz, ale też wspaniale wkomponuje się w codzienne życie domowników, dostarczając rozrywki w sposób wygodny i efektowny. Happy end jest na wyciągnięcie ręki – wystarczy odpowiednio dobrać calaż do własnego M. Powodzenia! « powrót do artykułu
  21. Sposoby przygotowywania i podawania potraw są od tysiącleci elementem ludzkiej kultury. Znamy kuchnię polską, francuską czy japońską, kuchnie regionalne. Rodzi się więc pytanie, od jak dawna możemy mówić o tradycji kulinarnej. Kiedy zaczęły powstawać pierwsze przepisy, przekazywane z pokolenia na pokolenie? Kto je stworzył? Czy tradycja kulinarna jest cechą wyłącznie Homo sapiens? A może rodzinne przepisy mieli też inne gatunki człowieka? Przeprowadzone w Izraelu badania sugerują, że o tradycjach kulinarnych można mówić już w przypadku neandertalczyków. Jaskinie Amud i Kebara dzieli zaledwie 70 kilometrów. Pomiędzy 60 a 50 tysięcy lat temu w okresie zimowym jaskinie te zasiedlali neandertalczycy. Pozostawili po sobie wiele śladów: pochówki, kamienne narzędzia, pozostałości ognisk. Jednak tym razem naukowców najbardziej zainteresowały szczątki zwierząt, które zjedli. Obie grupy korzystające z jaskiń żyły w takich samych warunkach, używały takich samych narzędzi i polowały na te same zwierzęta, głownie gazele i daniele. Mimo to naukowcy zauważyli pewne różnice pomiędzy grupami. Wydaje się, że neandertalczycy z jaskini Kebara częściej polowali na duże zwierzęta i częściej przynosili je do jaskini w całości. Ci z Amud woleli mniejsze ofiary, a większe rzadziej przynosili do jaskini, dzielili je na miejscu. Kości zwierząt z Amud są znacznie częściej spalone oraz wysoce pofragmentowane. Fragmentacja może wynikać z wydobywania szpiku, celowego kruszenia wyrzuconych kości czy wielokrotnego podawaniu ich działaniu wysokich temperatur. Na kościach z Amud widać też mniej śladów pozostawionych przez mięsożerców. Spalone kości znajdowane są znacznie rzadziej w Kebara. Ślady nacięć na kościach są takie same, wskazują na używanie takich samych narzędzi, jednak na kościach z Amud są one gęściej ułożone i mniej liniowe. Zdaniem archeologów, wszystkie te czynniki wskazują, że obie grupy w różny sposób obrabiały mięso. Spekulują, że neandertalczycy z Amud mogli suszyć mięso lub poddawać je procesowi kruszenia. Mięso, które zaczyna się rozkładać jest trudniejsze w obróbce, stąd gęściej ułożone ślady nacięć i mniej liniowe nacięcia. Różnice mogą też wynikać z innej organizacji obu grup. W Amud nad podziałem jednej zdobyczy mogło jednocześnie pracować więcej osób. Wyraźnie widoczne różnice wskazują na różne podejście obu grup neandertalczyków do pożywienia. Różnice te mogły wynikać z tradycji kulinarnych, sposobu organizacji obu grup, a być może wpływ miały jeszcze inne czynniki. Niewątpliwie kwestia ta wymaga jeszcze dalszych badań. Źródło: Cut from the same cloth? Comparing Neanderthal processing of faunal resources at Amud and Kebara caves (Israel) through cut-marks analyses, https://www.frontiersin.org/journals/environmental-archaeology/articles/10.3389/fearc.2025.1575572/full « powrót do artykułu
  22. Japoński teleskop Subaru pracujący w ramach projektu FOSSIL (Formation of the Outer Solar System: An Icy Legacy) odkrył czwarty znany nam sednoid – obiekt oznaczony tymczasowo jako 2023 KQ14. Subaru zarejestrował go w marcu, maju i sierpniu 2023 roku, a obserwacje przeprowadzone w roku 2024 oraz przeszukiwanie archiwów pozwoliły na przeanalizowanie orbity obiektu w ciągu ostatnich 19 lat. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że to sendoid, że nawet jak na sednoidy jest wyjątkowy i że może mieć znaczenie dla poszukiwań Planety X, hipotetycznej dziewiątej planety Układu Słonecznego. Sednoidy to obiekty transneptunowe o olbrzymiej półosi wielkiej, bardzo odległym peryhelium i niezwykle eliptycznej orbicie. Ich nazwa pochodzi od Sedny, najbardziej znanego z tego typu obiektów. Wszystkie sednoidy mają peryhelium większe niż 60 jednostek astronomicznych. Peryhelium nowego sednoidu leży w odległości 66 j.a. Analizy numeryczne wykazały, że 2023 KQ14 zachowuje stabilną orbitę od co najmniej 4,5 miliarda lat. Orbita ta znacząco różni się od orbity pozostałych trzech sednoidów. Ich orbity są podobne i są stabilne od około 4,2 miliardów lat. Fakt, że 2023 KQ14 ma odmienną orbitę od innych pokazuje, że zewnętrzne części Układu Słonecznego są bardziej zróżnicowane i złożone, niż sądziliśmy. Ponadto orbita tego obiektu wskazuje, że Planeta X (Dziewiąta) – jeśli istnieje – ma znacznie dłuższą orbitę, niż się przewiduje. Fakt, że orbita 2023 KQ14 nie jest zgodna z orbitami pozostałych sednoidów, zmniejsza prawdopodobieństwo istnienia Planety X. Możliwe, że taka planeta istniała kiedyś w Układzie Słonecznym, ale została z niego wyrzucona, nadając innym obiektom nietypowe orbity, które dzisiaj obserwujemy, mówi doktor Yuku Huang z Narodowego Obserwatorium Astronomicznego Japonii. A doktor Fumi Yoshida dodaje: 2023 KQ14 znajduje się odległych regionach, gdzie wpływ grawitacyjny Neptuna jest niewielki. Obecność tam obiektu o wydłużonej orbicie i odległym peryhelium wskazuje, że w przeszłości, gdy 2023 KQ14 powstawał stało się tam coś wyjątkowego. Zrozumienie ewolucji orbity i właściwości fizycznych tego obiektu są kluczowe dla całościowego opisania historii Układu Słonecznego. Źródło: Discovery and dynamics of a Sedna-like object with a perihelion of 66 au, https://www.nature.com/articles/s41550-025-02595-7 « powrót do artykułu
  23. Ćmy decydują o tym, gdzie złożyć jaja na podstawie... dźwięków wydawanych przez rośliny – donoszą naukowcy z Uniwersytetu w Tel Awiwie. Okazuje się zatem, że nie tylko rośliny modyfikują swoje zachowanie, odbierając dźwięki wydawane przez owady – o czym pisaliśmy niedawno – ale również zwierzęta reagują na dźwięki wydawane przez rośliny. I podejmują na tej podstawie jedne z najważniejszych decyzji w ich życiu. Izraelscy naukowcy z laboratoriów profesora Yossiego Yovela i profesor Lilach Hadany już przed dwoma laty odkryli, że zestresowane w wyniku niekorzystnych warunków środowiskowych rośliny emitują ultradźwięki. Wiele gatunków zwierząt jest w stanie je usłyszeć. Odkrycie to otworzyło nowe pole badawcze dotyczące akustycznej interakcji pomiędzy roślinami a zwierzętami. Profesor Yovel i jego zespół wysunęli hipotezę że skoro rośliny wydają dźwięki słyszalne przez zwierzęta, to być może zwierzęta reagują na te dźwięki i odpowiednio się zachowują. Naukowcy skupili się więc na samicach ciem składających jaja na roślinach. Założyli, że owady będą chciały składać jaja na zdrowych roślinach, by larwy po wykluciu się miały dostęp do jak najlepszego pożywienia. Postanowili więc sprawdzić, czy owady złożą jaja na roślinach, które wydają dźwięki świadczące o tym, iż brakuje im wody. W pierwszym eksperymencie, chcąc wyizolować element akustyczny od optycznego i zapachowego, naukowcy skonfrontowali ćmy z dwoma pudełkami. W jednym znajdował się głośnik odtwarzający dźwięk odwodnionego krzaku pomidora, z drugiego pudełka nie wydobywały się żadne dźwięki. Ćmy wyraźnie wybierały pudełko z głośnikiem, interpretując je jako żywą roślinę. To wskazało, że zwierzęta odbierają dźwięki wydawane przez rośliny i reagują na nie. Gdy bowiem naukowcy zneutralizowali organy ciem odpowiadające za odbieranie dźwięków, zwierzęta zaczęły traktować oba pudełka jednakowo, co pokazało, że ich preferencje opierały się właśnie na dźwięku, a nie innych sygnałach. W drugim eksperymencie ćmy miały do czynienia z dwoma zdrowymi krzakami pomidorów. Przy jednym z nich ustawiono głośnik wydający dźwięki zestresowanej rośliny, drugi krzak nie wydawał dźwięków. Ćmy wybierały cichą roślinę. Najwyraźniej uznały ją za zdrową, a więc lepsze miejsce do złożenia jaj. Podczas trzeciego eksperymentu samice znowu miały do czynienia z dwoma pudełkami. W jednym znajdował się samiec, który emituje ultradźwięki podobne do tych emitowanych przez rośliny. W tym przypadku samice nie wykazywały żadnych preferencji i składały jaja na obu pudełkach. Na podstawie tak przeprowadzonych badań naukowcy stwierdzili, że samice reagują na dźwięki wydawane przez rośliny i na tej podstawie decydują o miejscu złożenia jaj. Jesteśmy przekonani, że to dopiero początek. Interakcje akustyczne pomiędzy roślinami a zwierzętami są bez wątpienia znacznie bardziej bogate, stwierdzają badacze. Źródło: Female Moths Incorporate Plant Acoustic Emissions into Their Oviposition Decision-Making Process, https://elifesciences.org/reviewed-preprints/104700 « powrót do artykułu
  24. Seria interesujących eksperymentów sugeruje, że już pięciodniowe dzieci potrafią odróżniać zachowania prospołeczne od antyspołecznych i preferują te prospołeczne. Jeśli rzeczywiście tak jest, może to wskazywać, że mamy wrodzoną preferencję do zachowań prospołecznych, a skoro tak, musi być ona wbudowana w naszych mózgach. Pięciodniowe dzieci nie mają praktycznie żadnego doświadczenia ze światem zewnętrznym i stosunkami społecznymi. A mimo to wolą działania przyjacielskie i pomocne od nieprzyjaznych, w których mamy element przeszkadzania. Na pomysł, jak można zbadać tego typu rzeczy u tak małych dzieci spadł zespół pod kierunkiem doktor Kiley Hamlin w kanadyjskiego University of British Columbia i doktor Alessandry Geraci z włoskiego Università di Catania. Naukowcy zaangażowali do badań 90 noworodków, którym pokazywano bardzo proste animacje wideo w odcieniach szarości. Na jednej z nich widoczna była kula, która z trudem toczy się pod górę i druga kula, która pomaga osiągnąć jej cel. Na drugiej animacji, odgrywanej jednocześnie obok, druga kula spychała pierwszą w dół, uniemożliwiając jej osiągnięcie szczytu. Dzieci dłużej przyglądały się pierwszej animacji. Drugi eksperyment zawierał podobne animacje. Tym razem na pierwszej z nich jedna z kul zbliżała się do drugiej, chcąc się przysunąć lub przywitać. Na drugiej, kula oddalała się od innej kuli, unikając jej. I znowu dzieci dłużej przyglądały się animacji z przyjazną interakcją. Badacze chcieli jednak upewnić się, że dzieci nie reagują po prostu na ruch. Dlatego pokazali im też kontrolne animacje, na których kule się poruszały, nie wchodząc w żadne interakcje. Dzieci nie wykazywały preferencji ku żadnej z takich animacji. To pokazuje nam, że dzieci nie reagują w prosty sposób na różne wzorce ruchu. Wydają się reagować na społeczne znaczenie stojące za ruchem, mówi doktor Hamlin. Bazą do najnowszych badań były wcześniejsze prace Hamlin, w których wykazano, że dzieci w wieku 6–10 miesięcy wolą przyjacielskie animowane postaci. Uzyskanie podobnych wyników u pięciodniowych dzieci wskazuje, że takie preferencje nie są wyuczone. Pięciodniowe dzieci głównie śpią, nie mają okazji do obserwowania zachowań pro- i antyspołecznych. Nawet, gdyby je miały, to ich słaby wzrok nie pozwoliłby im przetworzyć obrazu, o ile jakaś scena nie miałaby miejsc bezpośrednio przed ich twarzą. A mimo to wolą patrzeć na zachowania prospołeczne, a nie antyspołeczne. Jest nieprawdopodobne, by była to preferencja wyuczona, wyjaśnia Hamlin. Tak małe dzieci dobrze postrzegają ruch i kontrast o ile mają je bezpośrednio przed oczyma. Dlatego animacje były w odcieniach szarości i odgrywano je przed twarzami dzieci. Źródło: Human newborns spontaneously attend to prosocial interactions, https://www.nature.com/articles/s41467-025-61517-3 « powrót do artykułu
  25. W Układzie Słonecznym zauważono kometę o miliardy lat starszą od samego Układu. Na grafice poniżej możecie zobaczyć orbitę Słońca (żółte linie) wokół centrum Drogi Mlecznej oraz orbitę komety 3I/ATLAS (linie czerwone). Na dwóch grafikach przedstawiających widok z boku wyraźnie widać, że kometa odlatuje daleko od płaszczyzny naszej galaktyki. Odkryta niedawno międzygwiezdna kometa 3I/ATLAS, jest prawdopodobnie najstarszą znaną nam kometą. Astronom Matthew Hopkins z University of Oxford poinformował podczas tegorocznego spotkania Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego, że może mieć ona ponad 7 miliardów lat, jest zatem o 3 miliardy lat starsza od Układu Słonecznego. 3I/ATLAS jest zaledwie 3. znanym nam obiektem z przestrzeni międzygwiezdnej. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich międzygwiezdnych gości gości – 1I/Oumuamua oraz 2I/Borisov – porusza się ona po bardzo stromej trajektorii przez Drogę Mleczną. Trajektorii, która wskazuje, że kometa powstała poza płaszczyzną galaktyki. W płaszczyźnie znajduje się Słońce i większość gwiazd. A nad i pod płaszczyzną krążą bardzo stare gwiazdy. Wszystkie komety z Układu Słonecznego, takie jak kometa Halleya, powstały wraz z nim, więc liczą sobie około 4,5 miliarda lat. Obiekty spoza Układu mogą być znacznie starsze. Dotychczas Układ Słoneczny odwiedziły trzy takie obiekty i wszystko wskazuje na to, że 3I/ATLAS jest najstarszym z nich. Badacze przypuszczają, że kometa bogata jest w lód. Wstępne obserwacje wskazują, że jest większa niż jej międzygwiezdni poprzednicy. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...