-
Liczba zawartości
37864 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
253
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Niepewność jutra, tempo życia i ciągłe zmiany powodują, że trudno nam się odnaleźć w pełnym niewiadomych świecie. Obecna sytuacja pogłębia tylko ten strach. Ta ogromna kumulacja lęków o zdrowie, pracę i najbliższych jest jak tykająca bomba. Kiedy przyszłość jest coraz bardziej nieprzewidywalna, umiejętność panowania nad lękiem staje się jednym ze sposobów na przetrwanie. 28 października w księgarniach ukaże się praktyczna i aktualna książka – Jak nie bać się żyć. Sztuka panowania nad lękiem. Jej autor dr Tim Cantopher zauważa: Niepokój jest straszny. Nic zatem dziwnego, że czując niepokój stajesz się nieswój; (…) lęk jest najgorszym rodzajem cierpienia – i nic dziwnego, że starasz się go unikać. Niestety, (…) unikanie rzeczy, spraw czy ludzi, przez których czujemy się niespokojni, czy też unikanie samego uczucia, tylko pogarsza ten stan…. Teoretycznie większość z nas zdaje sobie z tego sprawę. Wiemy, że naszym życiem nie powinny kierować lęki. Wiemy, że lęk towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów i że sieje spustoszenie w życiu i zdrowiu. Związek między lękiem a chorobami serca, udarami, zaburzeniami pracy jelit, stanami zapalnymi, nowotworami jest dobrze znany. Tylko co zrobić w praktyce, gdy już nas „dopadnie” strach? Przecież może to spotkać każdego. Optymistę i pesymistę. Duszę towarzystwa i melancholijnego samotnika. Nauka potwierdza, że zmniejszenie napięcia i lęku poprawia zdrowie nie mniej niż ćwiczenia fizyczne i dobra dieta. Pozwala lepiej działać. Dobra wiadomość jest taka, że możemy szybko poradzić sobie ze stresem i niepokojem. Ta książka opisuje wzorce myślenia w stanie lęku, takie jak przewidywania, katastroficzne myślenie i czynienie założeń. Przede wszystkim jednak pokazuje sposoby radzenia sobie z lękiem. Abyśmy lepiej zrozumieli temat, autor przedstawia także typy zaburzeń lękowych. Część książki poświęca depresji jako chorobie cywilizacyjnej coraz częściej atakującej nas. Wymienia wstępne symptomy depresji, abyśmy nie zbagatelizowali sytuacji. Dr Tim Cantopher w swojej książce nie stara się straszyć, ale uczy, jak można zmienić nastawienie wobec życia, ludzi i siebie. Jak walczyć z negatywnym myśleniem o sobie, swojej przyszłości i świecie, który nas otacza. Jak walczyć z takimi emocjami, jak poczucie winy, wstyd, złość i lęk. Jak zdjąć „czarne okulary”. Bo przecież możemy bez końca rozważać smutne okoliczności z przeszłości, rozmyślać nad minionymi zdarzeniami, pytać siebie: dlaczego i co powinniśmy byli zrobić lub czego nie należało robić. Autor pokazuje nam, że nie ma to jednak sensu. Przeszłości nie zmienimy. Powinniśmy koncentrować się na tym, co tu i teraz. Ponieważ możemy mieć wpływ tylko na teraźniejszość i przyszłość. Dr Tim Cantopher jest znanym angielskim psychiatrą, psychoterapeutą i autorem wielu publikacji na temat niepokoju, zaburzeń lękowych oraz depresji. Od 1983 jest członkiem Royal College of Psychiatrist. Jeżeli myślisz, że świat jest beznadziejny, nic się nie zmieni. Jeśli uważasz, że jest strasznym miejscem, a ty za wszystko się obwiniasz, ta książka podpowie ci, jak to zmienić. To obowiązkowa pozycja dla wszystkich, którzy nie chcą iść drogą uciekania przed własnymi lękami, lecz chcą przejąć nad nimi kontrolę. To książka uniwersalna, polecana zarówno cierpiącym na stany lękowe i niepokój, jak i ich otoczeniu. Książka ukaże się 28 października 2020 r. nakładem Wydawnictwa Kompania Mediowa w znanej serii Inwestuj w siebie. W serii tej ukazały się trzy cenione przez polskich czytelników książki: Jak czytać ludzi – radzi agent FBI, Nawyki bogatych i biednych oraz Jak przeżyć koniec świata. Plan na niepewne czasy.
-
Marcin Sawicki, z wykształcenia historyk, z zawodu nauczyciel, a z zamiłowania tramp, prowadzi nas przez meandry gruzińskiej historii, krajobrazu, kulinariów i legend oraz mitów. Dzięki niemu dowiadujemy się, że tutaj wszystkie drogi wiodą do Tbilisi. Chcesz tego czy nie, podróżując po Gruzji, prędzej czy później znajdziesz się w stolicy ponownie. Na zatłoczonym dworcu Didube, na ludnym lotnisku albo Bóg jeden wie gdzie jeszcze. Autor opowiada ludzkie historie. Mówi też o jedzeniu i winie, a wino jest tu nie byle jakie. Karmazynowy płyn lał się tu strumieniami, zanim jeszcze zakosztowali w jego urokach mieszkańcy Hellady. Jak sam pisze, Sawicki wpuszcza Kaukaz do krwiobiegu przez jedzenie. Uciechom stołu sprzyja zaś, między innymi, leniwa atmosfera Batumi. Prowadząc nas po Gruzińskiej Drodze Wojennej, Sawicki nie mógł nie wspomnieć o górze Kazbek. To do niej miał być przykuty Amirani, protoplasta Prometeusza. Jak podkreśla podróżnik, Gruzja, ojczyzna Stalina, obfituje [też] w postkomunistyczne relikty. W światopoglądzie, kuchni, gustach i upodobaniach. Ale także w architekturze. Takich smaczków można by wymienić sporo, ale nie chcemy zdradzać zbyt wiele. Przeczytajcie "Gruzję. Opowieści z drogi" sami, bo naprawdę warto. Warto dodać, że wciągającą opowieść Sawickiego ilustrują zdjęcia Piotra Malczewskiego. Przedstawiając się na swojej stronie internetowej, Malczewski zdradza, że najchętniej jedzie tam, gdzie rzadko się spotyka ludzi, gdzie trzeba się zmierzyć z surową przyrodą. W jego dorobku znajdują się liczne wystawy, publikacje czy nagrody w konkursach fotograficznych. Marcin Sawicki jest autorem książek reporterskich i podróżniczych. W 2019 r. nakładem wydawnictwa Paśny Buriat ukazała się jego książka "Ludzkie klepisko. Historie z Pogranicza: Białorusi, Litwy i Polski". Paśny Buriat ma też w swojej ofercie inną pozycję tego pisarza pt. "Tadżykistan. Opowieści z gór".
-
Od ubytków jaskiniowców po hollywoodzkie uśmiechy warte miliony... - fascynująca historia stomatologii Czy wiesz, że: - najstarszy odnotowany uraz stomatologiczny odkryto na pochodzących z dewonu skamieniałych szczątkach rybopodobnego stworzenia, a próchnica zbierała swoje żniwo już sto milionów lat temu? - Pierre Fauchard, nazywany ojcem stomatologii, na ból zęba zalecał między innymi płukanie jamy ustnej moczem? - z zębów wyrwanych tysiącom poległych w bitwie pod Waterloo zrobiono protezy dentystyczne? James Wynbrandt w bezbolesny sposób opowiada o krwawej historii stomatologii. Płynnie przechodzi od czasów najciemniejszej niewiedzy, błędnych przekonań, przesądów i barbarzyńskich zabiegów, bardziej przypominających sceny z horroru niż jakąkolwiek opiekę medyczną, do świadomego leczenia, które – nawet jeśli wzbudza strach – raczej nie zakończy się powolną i wyjątkowo bolesną śmiercią. I choć wizyty w gabinecie stomatologicznym nawet teraz nie należą może do najprzyjemniejszych, a wielu ludzi na samą myśl o dentyście oblewa się zimnym potem, współcześni pacjenci mogą być naprawdę wdzięczni losowi. Gdyby przyszło im leczyć uzębienie choćby w pierwszej połowie XX wieku, mogliby zostać potraktowani dawką promieniowania lub stracić kilka zdrowych zębów w imię poprawy ogólnego stanu zdrowia. Jeszcze trochę wcześniej dla ukojenia bólu upuszczono by im krew, przypieczono, przyprawiając o uciążliwe bąble i oparzenia, albo podano by im śmiertelną dawkę arszeniku. Możliwe nawet, że trafiliby na scenę, gdzie wyrwiząb, artysta bólu i prekursor profesji, ku powszechnej radości zgromadzonego tłumu zająłby się problemem. Ta opowieść raczej nie wyleczy nikogo z dentofobii, z pewnością jednak pomoże docenić wykształcenie dzisiejszych stomatologów, sterylność ich gabinetów i dostępność szerokiej gamy skutecznych środków przeciwbólowych. James Wynbrandt – ma na swoim koncie książki na temat zaburzeń genetycznych, muzyki popularnej i humoru politycznego, a także liczne teksty z zakresu aeronautyki. Obecnie mieszka w Nowym Jorku.
-
Paweł Kapusta o swojej książce „Pandemia. Raport z frontu”
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Książki
Przed tygodniem nakładem Wydawnictwa Insignis ukazała się książka Pawła Kapusty pt. "Pandemia. Raport z frontu". To boleśnie prawdziwy obraz tego, jak wyglądały pierwsze dni zmagań z pandemią w Polsce, która - jak zapewniali politycy – była krajem doskonale przygotowanym do zmierzenia się ze śmiercionośnym wirusem. Reporter zapisuje relacje uczestników tych wydarzeń, którzy mimo obaw o własne zdrowie i życie nieśli pomoc zarażonym, którzy stawali do pracy, bo ktoś musiał zająć się sprzedażą czy rozkładaniem towarów, a ktoś inny musiał uczyć dzieci. Nie zabrakło też opowieści ofiary wirusa: Kiedy książka była już przygotowywana do druku, koronawirusem zaraził się autor i tak powstał ostatni raport – emocjonalny zapis jego osobistych zmagań z niejasnymi procedurami, z niewydolnym systemem opieki medycznej. Ten fragment czyta sam autor: Zapytaliśmy Pawła Kapustę, które z historii opisanych w książce najbardziej zapadły mu w pamięć, które go zdziwiły, poruszyły czy były wręcz niewiarygodne. Oto jego odpowiedzi: Zapraszamy do księgarń! -
Wszystko zaczęło się 10 grudnia 2019 roku na targu w chińskim mieście Wuhan… Niespełna sześćdziesięcioletnia kobieta udała się do lekarza z objawami przeziębienia. Po ośmiu dniach w stanie ciężkim została przewieziona do szpitala. Tak wyglądał początek epidemii koronawirusa SARS-CoV-2, która w ciągu czterech miesięcy rozprzestrzeniła się na wszystkie kontynenty, prawie wszystkie kraje i zmieniła życie niemal wszystkich mieszkańców. W Polsce początkowo słuchaliśmy uspokajających głosów rządzących o niewielkim zagrożeniu, o gotowości naszej służby zdrowia – aż do 4 marca, gdy pojawił się pierwszy zarażony i wirus powiedział „sprawdzam!”. Jaka okazała się rzeczywista gotowość od lat niedocenianego i niedofinansowanego systemu opieki zdrowotnej? Dramatyczne wydarzenia pierwszych tygodni pandemii przypomina w swoich „Raportach z frontu” wielokrotnie nagradzany reporter Paweł Kapusta, autor bestsellerów „Agonia” i „Gad”, finalista Grand Press, Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego i laureat Nagrody im. Torańskiej. Spójrz na epidemię oczami pielęgniarek, ratowników medycznych, diagnostów, pracowników hospicjów, służby więziennej, zakładów pogrzebowych… Poznaj bohaterów codzienności: pracowników marketów, listonoszy, nauczycieli. Poznaj ludzkie dramaty, a wreszcie osobistą perspektywę – bo sam autor również zaraził się koronawirusem i udokumentował zmagania z systemem oraz rzekomo dobrze działającymi procedurami. Książkę uzupełniają pogłębione wywiady: z ministrem zdrowia prof. Łukaszem Szumowskim, zakaźnikiem prof. Krzysztofem Simonem, ekonomistą prof. Witoldem Orłowskim oraz historykiem idei prof. Marcinem Królem. Dziś, kiedy pomimo ogłoszonego w lipcu zwycięstwa nad pandemią notowane są rekordowe liczby dziennych zarażeń; gdy wciąż brak szczepionki i leku, a epidemiolodzy ostrzegają przed jesienną kumulacją zachorowań na COVID-19, grypę i przeziębienia, warto sięgnąć po tę trzeźwiącą lekturę. Ta książka nikogo nie pozostawi obojętnym. „Pandemia. Raport z frontu” ukaże się 2 września nakładem wydawnictwa Insignis.
-
- Paweł Kapusta
- Pandemia Raport z frontu
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
"Xin chào! Wietnam dla dociekliwych" to szósty tom serii "Świat dla dociekliwych" Wydawnictwa Dwie Siostry. Z opatrzonego słowniczkiem fascynującego przewodnika po Wietnamie - krainie smoków, pól ryżowych i pływających wiosek - dowiemy się, gdzie rośnie pieprz, jak wygląda myszojeleń, czy żółw może uratować kraj przed wrogiem i po co w dżungli tunele. Jak tłumaczą autorki książki, Tôn Vân Anh i Monika Utnik-Strugała, Wietnamczycy wierzą, że są wnukami smoka i delikatnych mgieł. I że to po nich odziedziczyli wrażliwość, hart ducha i siłę woli. Wietnam, kraj, w którym Nowy Rok jest świętowany przez dwa tygodnie, ma nietypowy kształt: jest długi na ponad 1600 km i bardzo wąski. Wygląda, jakby był ściągnięty w talii. Z czym się kojarzy mieszkańcom? Jak się okazuje, niektórym z literą S, a innym ze smokiem z Hanoi w roli oka. Większość porównuje go jednak do đòn gánh, czyli koszy połączonych bambusowym drągiem. Połykając kolejne strony dowiemy się, że Wietnam to prawdziwy tygiel kulturowy, bo mieszkają tu aż 54 grupy etniczne. By poznać jakiś kraj, musimy zdobyć choć garść informacji o jego języku, savoir-vivrze czy imionach (w pięknie ilustrowanym przewodniku jest ich na szczęście całkiem sporo). Dla zrozumienia kultury pomocne mogą się też okazać przesądy, a te są zupełnie różne od polskich. Tôn Vân Anh i Utnik-Strugała podkreślają, że Wietnamczycy nigdy nie podnoszą z ulicy zgubionych przez kogoś pieniędzy - wg nich, wypadły, by uwolnić właścicielkę lub właściciela od nieszczęścia. Kto je weźmie, zabierze nieszczęście ze sobą. Największego pecha przynosi zaś niewłaściwe wymiatanie śmieci. Tym, którzy zgłodnieli podczas zwiedzania, przyda się wiedzieć, jakie są najpopularniejsze wietnamskie dania. To, oczywiście, zupa phở i krokiety po wietnamsku (nem cuốn i chả giò na południu oraz nem rán na północy). Na końcu książki zamieszczono zresztą kilka przepisów. Poza tym Wietnam, w którego kalendarzu obowiązują dwie daty - pierwsza podana według kalendarza słonecznego, druga wg księżycowego - bywa nazywany owocowym rajem. Jest się więc czym posilić... Nie chcąc zdradzać licznych smaczków, których w książce nie brakuje, zachęcamy do lektury. Naprawdę warto!
-
- Xin chào! Wietnam dla dociekliwych
- Tôn Vân Anh
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Piotr Grzempowski – z wykształcenia inżynier Inżynierii Środowiska i technik weterynarii, zawód wykonywany związany jest z branżą szkoleniową. Z pasji miłośnik podglądania natury. W każdym miejscu: w lesie, w mieście, na działkach, nad rzeką. „Każdą wolną chwilę chcę spędzać na łonie przyrody. Ale gdy tego czasu tam nie spędzam, to i tak o niej rozmyślam i wiem, że za chwilę spędzę”. Fotografia jest dla niego dodatkiem tego zauroczenia, rejestratorem. Choć czasami formą twórczości i wizji. Pochodzi z Wielkopolski, od prawie 30 lat mieszkaniec Wrocławia, ale sercem cały czas w Dolinie Baryczy. Nie jest Pan zawodowym fotografem. Czym się Pan na co dzień zajmuje i skąd u Pana zamiłowanie do fotografii? Dlaczego akurat zwierzęta? Na co dzień działam w branży szkoleniowej, prowadzę z siostrą firmę szkoleniową. I bardzo to lubię, gdyż cała psychologia zarządzania jest ciekawa i kryje wiele tajemnic. Stąd być może wzięła się ta pasja do obserwowania zwierząt, ich zachowań i podziwiania całej przyrody. Wydaje mi się, że wszystko zaczęło się już w dzieciństwie. Pochodzę z miejscowości Gostyń w Wielkopolsce. Gdy byliśmy mali z siostrą i bratem, rodzice zabierali nas do lasu, na łąki i pola oraz na działkę. Co prawda wtedy częściej pracowaliśmy: zbieraliśmy grzyby, pokrzywy, zioła uprawne, głóg, dziką różę, tarninę, na działce warzywa i owoce itp. To były lata 70/80. Z niektórych produktów robiliśmy posiłki, część szła do punktu sprzedaży, z innych tata robił wino. Nie wszystkie czynności tak młodemu człowiekowi się podobały. Ale kontakt z naturą mieliśmy prawie codziennie. To były też inne czasy, przebywaliśmy na świeżym powietrzu, nie mieliśmy komórek przed oczami. Następnie dochodziły kolonie, obozy harcerskie, wędrowne, wszystko w otoczeniu przyrody. Częściej biegaliśmy po lesie, wchodziliśmy na drzewa, ganialiśmy z psami po polach, niż przebywali w mieście, wśród betonów. Pierwszy aparat otrzymałem chyba na komunię. Stałem się posiadaczem słynnej Smieny. Robiłem zdjęcia jak szalony, wszystkiego. Żałuję, że nie mam pamiątek fotograficznych z tamtego okresu. Wciągało mnie to, więc przyszedł czas na Zenita 11. Apetyt rósł w miarę jedzenia, więc będąc nastolatkiem zainwestowałem zaskórniaki w Zenita XP, który na tamte czasy wydawał się zaawansowanym sprzętem. Fotografia u mnie szła zawsze równolegle z przyrodą, ale przez wiele lat nie mogły się ze sobą dogadać. Gdy latami jeździłem w Bieszczady, to nie zabierałem ciężkiego aparatu. Gdy wychodziłem z aparatem na miasto (już we Wrocławiu), nie było tam zbyt wiele przyrody. Będąc na studiach zrobiłem kilka zdjęć na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu i wysłałem je na Konkurs Urzędu Miejskiego pt. „Wrocław w oczach krasnoludka”. Zająłem wtedy II miejsce. W kolejnych latach nadal tak sobie pstrykałem beztrosko na mieście, gdzie się dało. Zwierzęta. Od zawsze je lubiłem. W dzieciństwie hodowaliśmy chomiki, szczury, rybki. Potem Technikum Weterynaryjne we Wrześni. Ale nie czułem powołania w tym zawodzie, stąd następnie studia techniczne. Do zwierząt zawsze mnie ciągnęło, tak niewytłumaczalnie. Lubiłem psy, konie. Zawsze chciałem spotkać wilka i niedźwiedzia w Bieszczadach, nie udało się. Przy koniach miałem przyjemność trochę się pokręcić, w Dusznikach Zdrój. Większość psiaków lubi się do mnie przytulać, więc jakaś energia między nami jest. Jednak prawdziwa eksplozja nastąpiła w Dolinie Baryczy. Gdy zajechałem tam pierwszy raz ponad 10 lat temu moje serce eksplodowało. Rezerwaty przyrody, tysiące ptaków, piękne stawy, przestrzenie, łąki, pola, lasy i ta zwierzyna dzika!!! Tam odnalazłem swój sens. Tam zobaczyłem to, co oglądałem na filmach przyrodniczych. Codzienność tam to bieliki, żurawie, błotniaki, jelenie, lisy, dziki, bardzo wiele unikalnych gatunków, niespotykanych w innych częściach kraju, wilki też po cichu już wyją. Wymieniać można połowę katalogu. I tam pokochałem to wszystko jeszcze bardziej, między innymi jelenie i zimorodki. I tutaj fotografia z przyrodą wreszcie się połączyły. Pomijając wszelkie aspekty artystyczne, ekspozycyjne, gdy teleobiektyw powiększa przyrodę, dostrzegamy to, czego oko nie widziało. Dostrzegamy detale, które niesamowicie zachwycają i ukazują, jaka przyroda jest zróżnicowana i jaka potrafi być piękna. Sami sporo chodzimy i jeździmy rowerami po lasach. Są to jednak szlaki turystyczne, drogi pożarowe i inne drogi leśne. Niemal nie spotykamy tam zwierząt. Co więc trzeba zrobić, gdzie wejść, by je zobaczyć? Ja również takimi trasami głównie chodzę. Najczęściej nic nie trzeba robić. Wystarczy się zatrzymać i zaczekać. Ja poruszam się podobnymi ścieżkami, nie wchodzę w ostoje zwierzyny, w rezerwaty, nie staram się o zgody na wejścia w miejsca niedostępne i chronione. 90% moich zdjęć jest robiona właśnie z takich dróg i ścieżek. Sporadycznie schodzę z nich i idę w dziki las, czasami na skraj łąki. Pamiętajmy, że zwierzęta boją się człowieka. Gdy się poruszamy po lesie widzą nas, słyszą i przede wszystkim czują z dużej odległości. Jeżeli wieje niekorzystny wiatr, czyli od nas w stronę zwierzęcia, to są małe szanse, że nam się ukaże. Wracając do pytania. Są regiony, gdzie zwierząt jest bardzo dużo i są różnorodne. Są takie, gdzie fauna jest uboższa. Ale tak naprawdę wszędzie ona jest. W jednym miejscu będą dominowały jelenie, w innym sarny, w jeszcze innym ptactwo wodne, gdzieś daniele. Ale taką wiedzę nabywamy po dłuższych pobytach i obserwacjach terenu. Warto się zatrzymać, mieć ze sobą jakieś krzesełko lub usiąść pod drzewem i czekać. Ideałem jest zamaskowanie, przykrycie siatką maskującą, gałęziami i jedyną rzeczą nad którą musimy pracować, to cierpliwość. Warto przyglądać się śladom na ziemi, wydeptanym szlakom spacerowym w trawach, zaroślach i już wiemy, w których miejscach najczęściej zwierzęta się przemieszczają. Wtedy można w pewnej odległości skryć się gdzieś na uboczu, czekać i obserwować, unikać gwałtownych ruchów, które są szybko rejestrowane przez wszystkich mieszkańców lasu. Najważniejsza jest w tym wszystkim anielska cierpliwość. Zachęcam do jeszcze jednego, do odbycia wycieczki o świcie. Wtedy jest największy ruch w lesie, najpiękniejsze światło i dźwięki natury, które nam wielokrotnie wynagrodzą lekkie niedospanie. « powrót do artykułu
-
Czy wydmy potrafią śpiewać? Od czego zależy kształt piorunów? Kto skonstruował najprecyzyjniejszy zegar na świecie? Dlaczego gorąca woda zamarza szybciej niż zimna? Zawsze się nad tym zastanawialiście, ale wstydziliście się zapytać? Wznowienie książki Nauka. To lubię autorstwa znanego, cenionego i lubianego dziennikarza Tomasza Rożka odpowie na wszystkie te pytania. Tomasz Rożek, dziennikarz i popularyzator nauki, prowadzi czytelników przez labirynt wiedzy. Pisze o zjawiskach, z którymi spotykamy się na co dzień i o tych zachodzących daleko w kosmosie, odległych o lata świetlne. Odsłania tajemnice, nad którymi badacze głowią się od dawna, ale prezentuje również najnowsze odkrycia uczonych. Dowcipnie i przystępnie opisuje nawet najbardziej skomplikowane zagadnienia i procesy, a dzięki licznym przykładom z życia codziennego jego teksty pobudzają wyobraźnię i skłaniają do pogłębiania wiedzy. W poszczególnych rozdziałach znajdują się również propozycje eksperymentów, które z łatwością można przeprowadzić w domowych warunkach. Dzięki temu zarówno rodzice, jak i dzieci poczują się niczym prawdziwi odkrywcy. Nauka. To lubię to książka familijna dla ciekawego świata czytelnika w każdym wieku. Premiera książki: 12 sierpnia 2020 r.
-
W pierwszej połowie XIX wieku na głowie u nawet co trzeciego mieszkańca wsi można było znaleźć uwity i sklejony węzeł włosów. Owe „polskie dredy” przez lata otoczone były niezwykłą aurą tajemnicy. Opowiadano, że ktoś po ich obcięciu utracił wzrok, inny dostał pomieszania zmysłów, trzeci zaś miał po miesiącu umrzeć… Równocześnie w największych miastach dawnej Rzeczpospolitej lekarze toczyli ożywione dysputy nad istotą zjawiska, spierając się o to, czy należy tę wyimaginowaną chorobę leczyć, czy też po prostu kołtuna ścinać. Człowiek od wieków przywiązuje szczególną uwagę do włosów rosnących na głowie. Dawniej wielokrotnie zdarzało się, że ich właściciel obawiał się, iż zostaną one użyte przeciwko niemu. Dlatego też skwapliwie pilnował, aby nie trafiły w niepowołane ręce. Wszelkie wierzenia pogańskie nadawały włosom duże znaczenie. Wystarczy spojrzeć jak wiele uwagi przywiązywano do ich pierwszego obcięcia. Postrzyżyny znane są m.in. z legendy o Piaście Kołodzieju i jego synu Ziemowicie. To wydarzenie było symbolicznym procesem wejścia w dorosłość i przejścia spod opieki matki pod opiekę ojca. Wedle tradycji europejskiej najkorzystniejszym dniem do obcięcia włosów miał być piątek. Wierzono bowiem, iż strzygąc włosy w ten dzień można uniknąć bólu głowy. Szczególnie pożądane było ścinanie włosów w Wielki Piątek. Strzyżenie odbywające się w poniedziałek lub niedzielę uchodziło natomiast za przynoszące pecha. Niewskazane było też ścinanie włosów po zapadnięciu zmroku, bowiem w ciemności świat pogrążał się w chaosie. W XIX wieku nadal przywiązywano wagę do strzyżenia włosów, a po obcięciu pilnowano, by nie wpadły w niepowołane ręce. Tradycje te były kultywowane szczególnie wśród ludności wiejskiej. Jeśli chodzi o stan dbałości o czystość włosów, to jak cała ówczesna higiena pozostawiał on wiele do życzenia. Wśród ludu panowało powszechne przekonanie o szkodliwości mycia głowy. Niestety, nawet w środowisku lekarskim znajdowali się zwolennicy tej teorii, którzy odradzali mycie głowy, w zamian zalecając częste nabłyszczanie, pomadowanie i pudrowanie włosów. Przestrzegano nawet, że „mycie głowy jest często przyczyną migren lub uporczywego bólu zębów. Aby utrzymać w porządku włosy wystarczy je natłuszczać odrobinę i oczyszczać otrębami lub pudrem ryżowym […]. Kiedy trzeba upiększyć włosy na głowie, należy być bardzo ostrożnym w kwestii mycia. Zamiast tego posypcie przed udaniem się na spoczynek wierzch głowy i między włosami jakimś pudrem wysuszającym i czyszczącym, rankiem zaś usuńcie go grzebieniem.” Pudrowanie nie miało jednak większego zastosowania na wsiach. Stosowano je tylko w ośrodkach miejskich. W społeczeństwach wiejskich prawie w ogóle nie zwracano uwagi na utrzymanie włosów w czystości. Ponadto, strzyżono je bardzo rzadko, chłopi od małego nosili długie, spadające na kark włosy. Zwyczajowo czesano się tylko w niedzielę i święta, przy czym robiły to głównie dziewczęta. Na co dzień nie używano grzebienia, zastępując czesanie gładzeniem włosów ręką. Najgorzej w tej kwestii przedstawiał się stan dzieci chłopskich, które na ogół były brudne, rozczochrane, o uczesaniu ich bowiem nikt nie myślał. (...) Następstwem tego było rozdrapywanie skóry i tworzenie się strupów zlepiających włosy. Powstawaniu kołtunów sprzyjały też nakrycia głowy noszone przez mieszkańców wsi. W przypadku mężczyzn były to grube, futrzane czapki, używane zarówno latem, jak i zimą. Kobiety z kolei posiadały grube chusty lub płócienne okrycia.
-
W państwie Azteków to mężczyźni byli poddani woli swoich kobiet! Odgrywały znacznie ważniejszą rolę niż mogłoby się wydawać. Wykonywały najbardziej prestiżowe zawody i należały do panteonu azteckich bóstw. Były kapłankami i poetkami. W XV wieku na czele imperium stała przedstawicielka płci pięknej. Kilkadziesiąt lat później podbój Meksyku nie byłby możliwy bez pomocy księżniczki Malinche, tłumaczki i kochanki Cortesa. Nie będzie błędem stwierdzenie, że większość kobiet mezoamerykańskich zajmowała się pracą związaną ściśle z domem, a mężczyźni wykonywali swoje obowiązki z dala od niego lub też po prostu poza nim. Na szczęście szesnastowieczni autorzy nie pozostawili nas z domysłami, ponieważ przekazali nam wystarczającą ilość informacji na ten temat. Owi autorzy to oczywiście hiszpańscy misjonarze lub konkwistadorzy, którzy zostawiając po sobie pamiętniki ofiarowali nam w spadku bogate wyobrażenia na temat ludności zamieszkującej Mezoamerykę. Najlepszym kolonialnym źródłem dla zrozumienia statusu kobiety w społeczeństwie Azteków jest Bernardino de Sahagun, franciszkanin, który przybył do Meksyku w 1529 roku. Zakonnik przez wiele lat przeprowadzał „wywiady” z rdzennymi mieszkańcami Meksyku, z których informacje starannie zapisywał. Efektem jego studiów nad kulturą Nahua jest dzieło nazywaneKodeksem Florentyńskim. Zostało opatrzone ilustracjami, wykonanymi przez artystów Nahua, którzy nauczyli się europejskich technik przedstawiania obrazów. Źródło to jest więc nieocenione jeśli chodzi o ustalenie statusu azteckich kobiet. Artyści, którzy wykonywali te ilustracje byli męskimi potomkami lokalnej arystokracji. Następstwem tego jest fakt, że nie posiadamy pisanych czy malowanych źródeł na temat statusu kobiet, które nie byłyby naznaczone kulturowo czy też płciowo. Niestety, żadne ze źródeł nie jest głosem kobiety. Fakt ten dodatkowo zaciera nam obraz. W czasie hiszpańskiej konkwisty kobiety zazwyczaj wykonywały typowe obowiązki domowe, takie jak przygotowywanie jedzenia, sprzątanie, opiekowanie się dziećmi, pranie. Wiązało się to niejako z kobiecym przeznaczeniem. (...) Charakterystyczną cechę świata Azteków stanowiła wszechobecna zasada dualizmu. Źródłem tej zasady było najwyższe bóstwo Mexików – Ometeotl, Pan Dwoistości, który łączył w sobie dwa pierwiastki – męski, Ometecuhtli i żeński – Omecihuatl, czyli Pani Dwoistości. Koncepcja świata nahuatl opierała się na podkreślaniu dualizmu niemal w każdej sferze życia. Znajduje ona swoje odzwierciedlenie w mitologii, a konkretnie w micie o stworzeniu pierwszej pary ludzi. Pierwszymi ludźmi, którzy zostali powołani do życia byli mężczyzna Uxumoco i kobieta Cipactonal. Dualizm płci kobieta-mężczyzna znalazł swe odzwierciedlenie także w obowiązkach jakie spoczęły na azteckim Adamie i Ewie. Odtąd kobieta miała zajmować się przędzeniem i tkaniem, a także czynić praktyki magiczne i lecznicze. Mężczyzna natomiast miał uprawiać ziemię. W azteckiej mitologii odnajdujemy różne wersje mitu dotyczącego stworzenia pierwszych ludzi, jednakże ta jest najbardziej popularna.
-
Felietony, które zainspirowały twórców serialu "Dr House" w księgarniach! Młody mężczyzna spędzający swoje urodziny na Bahamach podczas kolacji próbuje barakudy. Kilka godzin później, tańcząc, upada na parkiet z obezwładniającym bólem brzucha. Kobieta w średnim wieku wraca do lekarza dwa dni po wizycie, na którą przyszła z lekką wysypką na grzbiecie dłoni. Teraz wysypka zrobiła się fioletowa i pokrywa całe jej ciało. Treser słoni w wędrownym cyrku, którego kilka lat wcześniej kopnęła zebra, nagle zaczyna cierpieć na nieznośny ból głowy - czuje, jakby coś wprost "tłukło mu się w czaszce"... Dziwne przypadki medyczne. Uwielbiamy o nich czytać, bo jest to trochę jak lektura wciągającego kryminału – tyle tylko, że treści są jeszcze bardziej ludzkie, bliskie... skórze. Literalnie. Sercu, mózgowi i innym narządom. Krótko mówiąc: człowiekowi. Bo "przypadki medyczne" to ludzie, ludzkie historie - i dlatego są tak wciągające. "Szukając diagnozy", czyli operacja detektywistyczna W każdym z tych przypadków droga do zastosowania właściwego leczenia jest kręta i frustrująco mglista. W książce "Szukając diagnozy", która ukazała się 1 lipca nakładem wydawnictwa Insignis, dr Lisa Sanders w pasjonujący sposób opisuje, jak lekarze usiłują rozwikłać medyczne zagwozdki i dochodzą do postawienia właściwych diagnoz - dzięki obszernej specjalistycznej wiedzy, drobiazgowej analizie, a czasem... łutowi szczęścia. Szukanie diagnozy to fascynująca praca. Można wcielić się w Sherlocka Holmesa, który wyróżnia się niespotykanym okiem i wyjątkową sprawnością dedukcji. Lisa Sanders nie jest jednak tylko medycznym detektywem. Z jej felietonów wypływa mnóstwo zupełnie nieholmesowskiego współczucia i empatii dla pacjentów. Autorka książki "Szukając diagnozy" to postać nietuzinkowa. Dr med. Lisa Sanders jest profesorem Wydziału Medycznego Uniwersytetu Yale, autorką bestselleru "Zagadki medyczne i sztuka diagnozy", felietonistką "The New York Times Magazine", a także, co ciekawe, inspiratorką, a następnie konsultantką serialu "Dr House". Wydaje się, że Lisa Sanders doświadczyła już chyba wszystkiego, co nieoczywiste w jej profesji. Wciąż bywa jednak zdezorientowana, analizując osobliwe przypadki schorzeń i dolegliwości. Felietony z tajemniczymi i zaskakującymi przypadkami medycznymi, które składają się na książkę "Szukając diagnozy", dostarczają dreszczyku emocji, ale paradoksalnie pozostają niezwykle krzepiące – pozwalają wierzyć, że w naszym ciele nic nie dzieje się bez przyczyny. Że prędzej czy później medyczne puzzle ułożą się w wyraźny obrazek – tak jak udaje się to Lisie Sanders.
-
Jak mądrość starożytnych filozofów pomaga w naszych czasach? "Wyzwanie stoika" już 15 lipca w Polsce! William B. Irvine, profesor filozofii Wright State University, jest stoikiem – stoikiem praktykiem. Innymi słowy: nie jest wyłącznie badaczem i wykładowcą, ale z bardzo dobrym skutkiem korzysta z mądrości dawnych i współczesnych myślicieli w codziennym życiu. Właśnie o tym traktuje "Wyzwanie stoika" – jego pasjonująca i bardzo potrzebna książka, która dzięki wydawnictwu Insignis już 15 lipca pojawi się na półkach polskich księgarń. Podtytuł tej pozycji – "Jak dzięki filozofii odnaleźć w sobie siłę, spokój i odporność psychiczną" – mówi o niej prawie wszystko. Prawie, bo nie zawiera jednej kluczowej informacji: "Wyzwanie stoika" nie jest wykładem intelektualisty, wysublimowaną historią stoicyzmu czy naukową monografią poświęconą historii tego filozoficznego nurtu. W żadnym wypadku! To bardzo życiowa, praktyczna, błyskotliwie napisana, pasjonująca lektura, pełna przykładów, anegdot i ciekawostek. Ma olbrzymi potencjał, by wyposażyć czytelnika w "stoicką siłę spokoju" – coś niezwykle pożądanego we współczesnych, obfitujących w stresowe sytuacje, niespokojnych, zmieniających się jak wzory w kalejdoskopie czasach. Profesor Irvine swoje podejście do życia opiera na dwóch filarach: jeden z nich to starożytna filozofia stoicka, głównie w ujęciu jej rzymskich przedstawicieli: Seneki, Epikteta i Marka Aureliusza, a drugi to współczesna jej odmiana, wsparta badaniami psychologicznymi. Dzięki takiej syntezie Irvine z powodzeniem ożywia myśl starożytną i przenosi ją do współczesności, pokazując, jak dzięki niej można zachować równowagę i spokój zarówno w sytuacjach stresujących tylko przez moment (utknięcie w korku, odwołanie lotu, problemy w podróży), jak i tych, które skutkują długofalowymi przykrymi konsekwencjami (utrata pracy, problemy zdrowotne, śmierć bliskiej osoby). W książce profesora Irvine'a filozofia przestaje być teorią, nauką, wykładnią, a staje się praktycznym poradnikiem, źródłem wielu inspirujących i łatwych w zastosowaniu technik radzenia sobie z wymykającą się spod kontroli rzeczywistością, a także sposobem na to, by wytrenować swój charakter: nadać mu siłę i odporność. "Wyzwanie stoika" to mądra i bardzo potrzebna książka. Błyskotliwie napisana i okraszona poczuciem humoru, potrafi zmienić nasze podejście do życia: "ustawić" myślenie o trudnościach tak, byśmy zamiast postrzegać je jak kłody rzucane pod nogi, potraktowali je jak swego rodzaju grę, wyzwanie – okazję podsuwaną nam przez nieprzewidywalność życia, by zyskać spokój, odporność psychiczną, a przez to szczęście, zadowolenie i wewnętrzną harmonię. W końcu taki cel od wieków przyświecał stoikom.
-
Rozmawialiśmy z dr Magdaleną Tomaszewską-Bolałek – orientalistą, badaczką kulinariów, kierownikiem Food Studies na Uniwersytecie SWPS, autorką książek "Japońskie słodycze", "Polish Culinary Paths", "Tradycje kulinarne Finlandii", "Deserownik" i bloga Kuchniokracja. Pani doktor jest laureatką wielu nagród kulinarnych, w tym Gourmand World Cookbook Awards, Prix de la Littérature Gastronomique, Diamond Cuisine Award i Nagrody Magellana. Ponoć za pomocą sztućców można opowiedzieć historię świata. Które z nich pojawiły się jako pierwsze? Jaka była kolejność ich wynajdowania? Czy to prawda, że kiedyś widelec cieszył się złą reputacją, bo przez to, że miał "widły", kojarzył się z tym, co diabelskie? Pierwsze były ludzkie dłonie i to ciągle z nich korzysta najwięcej ludzi na świecie. Drugi był nóż, ale tu sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana, bo jego używa się również do obróbki pokarmu. Trzecia pojawiła się łyżka. Początkowo do nabierania jedzenia służyły skorupki owoców, kawałki drewna, a także muszle. Łyżki znano w starożytnym Egipcie i Grecji. Rzymianie używali cochlearium - małej łyżki z długim trzonkiem, której nazwa pochodzi od słowa na muszlę ślimaka. Stare są również pałeczki. Według legend, zaczęto nimi jeść za panowania legendarnych cesarzy Yao (lata 2333–2234 p.n.e.) i Shun (2233–2184 p.n.e.). Według źródeł archeologicznych natomiast, przyjmuje się, że ich wprowadzenie w użycie nastąpiło za czasów dynastii Shang-Yin (ok. 1600–1046 p.n.e.). Najpóźniej pojawił się widelec, który jako sztuciec zaczął być używany w Bizancjum, ale szersze wprowadzenie go na salony zawdzięczamy dopiero Katarzynie Medycejskiej. Szybkie rozpowszechnianie utrudniał jego kształt przypominający widły, czyli diabelskie narzędzie. Ostatnio dość często słyszy się o neurogastronomii? Co to takiego? Neurogastronomia (ang. neurogastronomy) jest dziedziną zajmującą się tym, jak kształtuje się smak w oparciu o relacje między smakiem i pozostałymi zmysłami. To coś, co interesuje nie tylko fizjologów czy psychologów. W neurogastronomii pokłada ogromne nadzieje także branża gastronomiczna. Dzięki niej można, na przykład, tworzyć nieoczywiste połączenia smakowe, takie jak kawior i biała czekolada, zaproponowane przez Hestona Marca Blumenthala, właściciela sławnej gwiazdkowej restauracji The Fat Duck. Kiszonki stają się coraz popularniejsze, nie tylko ze względu na walory smakowe, ale i z powodów prozdrowotnych. Przebojem zdobywa nasze podniebienia kimchi. Czy mogłaby Pani opowiedzieć o historii tego specjału? Kimichi to kiszone warzywa. Towarzyszą one mieszańcom Korei od wieków. Uważa się, że mogły być już znane około III-IV wieku n.e. W tekstach pisanych pojawiły się jednak dopiero od XII wieku. Można je zrobić z wielu produktów, ale do najpopularniejszych należą: kapusta pekińska, rzodkiew japońska czy ogórki. Pod koniec XVIII wieku zaczęto dodawać do kimchi mieloną suszoną paprykę chilli oraz sos rybny. Współcześnie znane jest ponad 200 tradycyjnych odmian. O tym, jak istotną rolę w życiu Koreańczyków odgrywają kiszonki, świadczy fakt, że w 2013 roku na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO wpisano kimchi oraz kimjang – zwyczaj przygotowywania kimchi. « powrót do artykułu
-
- Magdalena Tomaszewska-Bolałek
- orientalistyka
- (i 4 więcej)
-
Planety, podobnie jak ludzie, mają swoją burzliwą historię, a ich losy obfitują w wiele dramatycznych wydarzeń i zwrotów akcji. Wydaje się nam, że Układ Słoneczny działa z doskonałą regularnością, jak zegarek albo instrumenty w planetarium. W krótkiej skali czasowej rzeczywiście tak jest. Ale kiedy wydłużymy perspektywę, zobaczymy, że planety i ich satelity mają pasjonujące, pełne wydarzeń życie. Nowa zachwycająca książka Paula Murdina, będąca ukoronowaniem życia poświęconego astronomii, jej cudom i dziwom, ukazuje wszystko to, co chcielibyśmy wiedzieć o planetach, ich satelitach i naszym miejscu w Układzie Słonecznym. Opisując planety, Murdin traktuje je nieomal tak, jakby były ludźmi – z bogatą historią i osobowością. Czy wiecie, że na powierzchni Tytana, księżyca Saturna, znajdują się jeziora wypełnione płynnym metanem, otoczone wysokimi wzgórzami i dolinami, dokładnie tak jak to miało miejsce na Ziemi, zanim na naszej delikatnej planecie ewoluowało życie? Czy wiecie, że Merkury jest najbardziej płochliwą, bojaźliwą planetą? Czy wiecie, że największy wulkan na Marsie jest 100 razy większy niż największy wulkan na Ziemi albo że największy kanion jest 10 razy głębszy niż Wielki Kaniom Kolorado, albo że Mars był kiedyś nie czerwony, lecz niebieski? Paul Murdin – pół życia spędził, badając kosmos. Pracował jako astronom w Stanach Zjednoczonych, Australii, Szkocji i Hiszpanii. Badał supernowe i czarne dziury, Królowa przyznała mu tytuł Oficera Orderu Imperium Brytyjskiego za zasługi w dziedzinie astronomii. Jest emerytowanym profesorem Instytutu Astronomii na Uniwersytecie Cambridge – kocha kosmos i uwielbia o nim opowiadać. Czyni to z ogromną pasją i w niezwykle ciekawy sposób – doceniło to BBC, które uznało "Nieuporządkowane życie planet" jedną z najlepszych książek o kosmosie w 2019 roku. Polska premiera książki miała miejsce 17 czerwca.
-
Żyjesz z miesiąca na miesiąc i pragniesz to szybko zmienić? Chcesz uciec z wyścigu szczurów i osiągnąć niezależność? Dążysz do lepszego życia dla siebie i swoich bliskich? A może zamierzasz nauczyć własne dzieci, jak stać się bogatym? Jeżeli choć raz odpowiedziałeś TAK, to mamy książkę dla Ciebie. Nawyki bogatych i biednych - bestseller napisany przez ekspertów sukcesu - już od 27 maja w księgarniach. Książka Michaela Yardneya i Toma Corleya Nawyki bogatych i biednych nie jest kolejnym poradnikiem pełnym wskazówek, jak szybko się wzbogacić, a jej autorzy nie są typowymi twórcami tego rodzaju książek. Inaczej niż większość poprzedników są bardzo zamożnymi praktykami swojej dziedziny nauczania. W odróżnieniu od podobnych publikacji ich wspólna praca mówi nie tyle o zdobywaniu bogactwa, co o sztuce bogatego życia. Nie jest to książka o pieniądzach, inwestowaniu, nieruchomościach czy akcjach – takich książek powstało bez liku. Jest to książka o kształtowaniu sposobu, w jaki ludzie bogaci czują, myślą, działają i postępują. Jest to książka o rozwijaniu nawyków bogatych i rezygnowaniu z nawyków ubogich. Autorzy przez kilka lat badali i analizowali codzienne praktyki 233 ludzi sukcesu i 128 tych, którym się nie powiodło (o rocznym dochodzie nieprzekraczającym 35 tys. dolarów). W książce odsłaniają różnice między nawykami obu grup. A jest ich naprawdę wiele. Opierają się nie tylko na wynikach badań socjologicznych, ale i informacjach z dziedziny fizjologii, neurologii i psychologii – podanych w formie luźnego dialogu z czytelnikiem. Posłuchaj, co jeden z autorów mówi o tym, czego możesz spodziewać się po tej książce: Ta książka niewątpliwie będzie inspiracją dla wielu ludzi. Michael Yardney nie jest bynajmniej teoretykiem. Od lat z sukcesami inwestuje w nieruchomości. Pierwszą kupił blisko 40 lat temu, krótko po dwudziestce. Choć jest kojarzony głównie z nieruchomościami, należy do wiodących australijskich ekspertów od psychologii sukcesu i dochodzenia do bogactwa. Tom Corley to księgowy, doradca finansowy i autor książek. Oprócz Nawyków bogatych i biednych oraz Rich Kids: How To Raise Our Kids To Be Happy And Successful In Life (Bogate dzieci: Jak wychować nasze dzieci, by były szczęśliwe i osiągnęły sukces) spod jego pióra wyszła także m.in. pozycja Change Your Habits Change Your Life. Dla zainteresowanych opisał metodologię swoich badań.
-
- Nawyki bogatych i biednych
- Michael Yardney
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Prawa epidemii. Skąd się epidemie biorą i czemu wygasają?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Książki
Prawa epidemii. Skąd się epidemie biorą i czemu wygasają? to książka napisana przez światowej sławy matematyka i epidemiologa Adama Kucharskiego, profesora nadzwyczajnego London School of Hygiene and Tropical Medicine, który wraz ze swoim zespołem znajduje się na teraz froncie walki z epidemią koronawirusa w Wielkiej Brytanii. W hotelowym lobby w Hongkongu lekarz z gorączką spotyka nieznajomego. W Nowym Jorku dziennikarz uczestniczy w branżowym spotkaniu pełnym spanikowanych bankowców. W Australii turystka udostępnia w sieci film, który uczyni ją sławną – i którego będzie bardzo żałować... Wybuchające epidemie – chorób, newsów i idei – rozprzestrzeniają się teraz szybciej niż kiedykolwiek. Co nimi rządzi, według jakich zasad się roznoszą? I co nam mówią o naszym życiu? Adam Kucharski w pasjonujący sposób opowiada czytelnikom o epidemiach. Z tej książki dowiesz się, jakie są zasady rozprzestrzeniania się wirusów, mód i idei oraz jak te uniwersalne prawa kształtują zachowania i wpływają na nasze życie. Trudno wyobrazić sobie bardziej aktualną książkę... Po jej przeczytaniu lepiej rozumiemy współczesny świat. The Times To doskonały moment na książkę taką jak ta... a zasady domina, które jak przekonuje Kucharski, można zastosować do wszystkiego: od legend i kryzysów finansowych po choroby i samotność, budzą teraz szczególne zainteresowanie. Sunday Times Prawa epidemii to literatura popularnonaukowa w najlepszym wydaniu. Aktualny i fascynujący temat został opisany w klarowny i przystępny sposób. Nawiązując do psychologii, medycyny, teorii sieci i matematyki, epidemiolog Adam Kucharski przygotował doskonały przewodnik po ukrytych prawach rozprzestrzeniania się rzeczy – od pomysłów i memów po przemoc i śmiertelne wirusy. Ta książka jest również wysoce zaraźliwa: gdy ją przeczytasz, będziesz chciał, żeby inni też ją przeczytali. Alex Bellos, autor Alex's Adventures in Numberland Adam Kucharski jest profesorem nadzwyczajnym w London School of Hygiene and Tropical Medicine, pracującym nad epidemiami na świecie, takimi jak epidemia wirusa Ebola i wirusa Zika. Jest członkiem TED i autorem wykładów How data can predict the next pandemic oraz What superhuman poker bots can teach us about decision making. Jest laureatem nagród Rosalind Franklin Award Lecture for Physical Sciences and Mathematics 2016 oraz Wellcome Trust Science Writing 2012. Pisał dla Observera, Financial Timesa, Scientific American i New Statesmana. Jest autorem książki The Perfect Bet: How Science and Maths Luck Out of Gambling. -
To kolejna odsłona porywającej gwiezdnej odysei zapoczątkowanej przez Carla Sagana i Ann Druyan. Serial Kosmos stał się światowym fenomenem, wyemitowanym w 181 krajach na całym świecie. W tej części Ann Druyan kontynuuje elektryzującą podróż przez 14 miliardów lat ewolucji kosmosu, odsłaniając najskrytsze tajemnice natury. Druyan opisuje nasze losy od pojawienia się życia na Ziemi w głębi oceanu około czterech miliardów lat temu, aż do przyszłości, gdy statki kosmiczne będą się zapuszczać w inne części galaktyki, by ich wielopokoleniowe załogi mogły zwiedzać nieznane nam jeszcze światy. To opowieść o ideach, które wpłynęły na rozwój nauki. Jej bohaterami są zarówno tak znani badacze jak Galileusz, jak i zapomniani bohaterowie, tacy jak astronomka Caroline Herschel, botanik Nikołaj Wawiłow czy inżynier Jurij Kondratiuk. Najbardziej porywająca wydaje się wizja możliwego świata, który wciąż możemy stworzyć tutaj, na Ziemi. Wspomagając się sugestywnymi zdjęciami i rysunkami, Druyan snuje opowieść o wszechświecie, rozpoczynając ją od Wielkiego Wybuchu i pojawienia się życia. Wspomina doniosłe odkrycia kosmiczne, począwszy od misji dwóch sond Voyager, przy których pracowała wraz z mężem Carlem Saganem, aż do tych ostatnich, takich jak misja Cassini-Huygens, która zmieniła nasze spojrzenie na Saturna i jego księżyce. Carl Sagan pokazał nam, że w zestawieniu z ogromem kosmosu nasza planeta jest niczym więcej jak błękitną kropką. Niezwykła książka, będąca kontynuacją jego dzieła, odtwarza ten przypominający klejnot świat, zamieszkiwany przez istoty, które dopiero zaczynają sobie zdawać sprawę z istnienia innych inteligentnych form życia, podczas gdy zapuszczają się w bezmiar kosmosu. To opowieść o nieustraszonych naukowcach, których badania – czasami okupione najwyższą ceną – przybliżyły nam wszechświat. W tej fascynującej książce Druyan wyobraża sobie przyszłość, która może stać się naszym udziałem, jeśli tylko ockniemy się i zaczniemy mądrze korzystać z naszej nauki i technologii.
-
Gdy ludzie się spotykają, zaczynają sondować siebie nawzajem. Nie zdajemy sobie sprawy, że przyczyną wielu życiowych problemów jest nieumiejętność właściwego odczytania drugiego człowieka. Dzięki książce Robina Dreeke'a Jak czytać ludzi - radzi agent FBI otrzymasz klucz do rozpoznawania intencji, motywacji i dążeń drugiego człowieka, a w efekcie – przewidywania zachowania. Książka ukazała się w Stanach Zjednoczonych w styczniu, a w polskich księgarniach dostępna będzie już w marcu. Większość z nas maskuje i fałszuje prawdę. Ukrywa te cechy i zachowania, których nie chce pokazać. Zwłaszcza gdy chodzi o coś ważnego – pieniądze, karierę czy dobre imię. W wielu przypadkach może to być chęć manipulowania otoczeniem w celu zdobycia władzy czy kontrolowania innych. Dlatego też próby oceniania kogoś mogą być skazane na niepowodzenie. Ta książka pomoże zrozumieć, jak wiedzieć z wyprzedzeniem. Wbrew pozorom nie jest to bardzo trudne. Nie potrafiąc przewidzieć, czego się spodziewać po innych, skazujesz się na ryzyko porażki. A przecież chcesz odnieść sukces. Wiedza, którą przekazuje Robin Dreeke, nie pojawiła się sama z siebie. Przez lata uczył się analizować zachowania drogą prób i błędów. Do czasu, kiedy zaczął metodycznie opracowywać system pozwalający zrozumieć innych. Tworząc go, opierał się więc na własnych doświadczeniach, które zdobył podczas pracy w Programie Analizy Behawioralnej, jednej z najbardziej tajemniczych jednostek FBI. Wypracował system pozwalający zdiagnozować i przewidzieć ludzkie zachowania. Teraz w bardzo przystępny sposób dzieli się tą wiedzą. Jak przewidywać następstwa własnych wyborów? Spokojnie i racjonalnie Dreeke pokazuje to za pomocą opracowanego przez siebie sześciopunktowego systemu pozwalającego "odczytywać" ludzi. System sześciu sygnałów, który opracował, pozwoli ci szybko działać i łatwo określić, czy rozmówca jest wiarygodny, czy może rozczarować, czy wiąże z tobą nadzieje, a może chce się ciebie pozbyć. Zastąpisz przeczucia, intuicję i zgadywanki świadomym i racjonalnym unikaniem problemów. Dreeke pokazuje, że aby wychwycić sygnał, musisz patrzeć na ludzi obiektywnie, tak jak to robią profesjonalni agenci i analitycy behawioralni. Wykorzystując logikę i informację, możesz wykryć fałsz, oprzeć się manipulacji i zobaczyć świat takim, jaki jest. Spostrzeżenia Dreeke'a dotyczą nie tylko świata kontrwywiadu. Autor pokazuje sytuacje z życia codziennego. Zwraca uwagę na wiele rzeczy, do których nie przykładamy wagi, np. na niepokojące przesłanki wynikające z chronicznych spóźnień. Wykazuje, że sposób robienia notatek wiele mówi o wiarygodności. Pisząc jasno i konkretnie, dzieli się własnym doświadczeniem. Robi to z dystansem do siebie, szczerze i z humorem. To wszystko sprawia, że lektura książki z jednej strony daje niekwestionowaną przyjemność, a z drugiej – duży zasób wiedzy. Dzięki temu pozyskasz umiejętności przydatne wszędzie tam, gdzie masz do czynienia z ludźmi: w domu, biznesie, wśród przyjaciół i znajomych. Nauczę cię myśleć jak agent: w sposób uporządkowany, obiektywnie, racjonalnie i chłodno. Z takim nastawieniem można precyzyjnie analizować czyny, słowa, mowę ciała, opinie, reputację, karierę zawodową i zdolności, czyli te elementy, które pozwolą ci przewidzieć dalsze kroki danej osoby. [...] Przewidywanie czyjegoś zachowania to nie fizyka kwantowa, lecz nauka społeczna. Musisz tylko napisać właściwe równanie – stosując logikę, strategię, sceptycyzm, spostrzegawczość – i nie zapominać, że prawda czasami bywa nieprzyjemna, a mimo to nie można zamykać na nią oczu. Książka jest już dostępna w przedsprzedaży. Zamów już teraz. Książka ukaże się 25.03.2020 nakładem wydawnictwa Kompania Mediowa.
-
- Jak czytać ludzi
- Dreeke Robin
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wyznacz granice swoim trudnym rodzicom Czy twój rodzic cię lekceważy, nieustannie krytykuje lub domaga się ciągłej uwagi? Czy martwisz się, że w końcu będziesz musiał zrezygnować z kontaktów z rodzicami? Czy marzysz o bliskiej osobie, z którą można otwarcie porozmawiać? David M. Allen, psychoterapeuta z czterdziestoletnim stażem, udowadnia, że można na nowo zdefiniować wzorce rodzinne, uzdrowić wzajemne stosunki i stworzyć satysfakcjonujące relacje. Czerpiąc z metod psychoterapii integracyjnej, autor uczy, jak dotrzeć do przyczyn powstawania krzywdzących zachowań rodziców, które najczęściej mają swoje źródło w przeszłości. Przedstawione w książce techniki i strategie ‒ poparte licznymi przykładami ‒ pokazują, jak dbać o własne potrzeby, wyznaczać granice i bronić się przed dysfunkcyjnym zachowaniem rodziców. Podstawą wszystkich działań jest wypracowanie asertywności i dostosowanie postępowania do konkretnej sytuacji. Naprawa relacji z bliskimi jest wstępem do życia zgodnie z własnymi wyborami, a nie pod dyktando rodziców. Ten wartościowy poradnik otwiera drogę do samorealizacji i pomaga zbudować nową, satysfakcjonującą więź w rodzinie. Allen przedstawia jasno i przystępnie, jak dochodzi do uwikłania dzieci w style relacyjne rodziców, oraz wyjaśnia na praktycznych i przydatnych przykładach, co można zmienić w swoim postępowaniu, aby uwolnić się z tej splątanej sieci emocji. Dr Gregg Henriques, profesor psychologii, James Madison University Wnikliwość Davida Allena pomaga nam zrozumieć trwały wpływ wywierany przez krytycznych rodziców na życie swoich dzieci również wtedy, gdy osiągną wiek dorosły. Allen opisuje skuteczne strategie pomagające dorosłym dzieciom poradzić sobie z tym trudnym dziedzictwem. Serge Prengel, LMHC, redaktor podcastu Somatic Perspectives on Psychotherapy Niewielu naukowcom udało się odnieść taki sukces, jak Davidowi Allenowi – napisać łatwą w odbiorze i niezwykle przydatną książkę adresowaną do szerokiego kręgu odbiorców, stanowiącą potencjalne źródło pomocy dla członków rodzin dysfunkcyjnych oraz służącą wypracowywaniu bardziej satysfakcjonujących relacji rodzinnych. Szczerze polecam! Dr Andre Marquis, profesor doradztwa psychologicznego i rozwoju człowieka Uniwersytetu w Rochester, autor kilkunastu publikacji, w tym Integral Psychotherapy DAVID M. ALLEN, MD, emerytowany profesor psychiatrii, przez szesnaście lat kierował szkoleniami podyplomowymi ze specjalizacji psychiatrycznej w Centrum Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Tennessee w Memphis. Autor książki How Dysfunctional Families Spur Mental Disorders oraz kilku innych publikacji z dziedziny psychoterapii.
-
- Krytyczni
- wymagający i dysfunkcyjni rodzice
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jak będzie "Jakoś wkrótce"? Przekonacie się już 11 marca! "Jakoś wkrótce" – tak brzmi tytuł świetnej i pod wieloma względami wyjątkowej książki małżeństwa Kelly i Zacha Weinersmithów (polska premiera 11 marca, wydawca: Insignis Media). Ona – uznana badaczka, autorka artykułów naukowych zamieszczanych w prestiżowych czasopismach, a także niestrudzona popularyzatorka nauki, współprowadząca niezwykle popularny podcast "Science… Sort of". On – znakomity rysownik, którego prace pojawiały się, między innymi, na łamach magazynów "The Wall Street Journal", "The Economist" i "Forbes", autor cieszącego się rzeszą sympatyków komiksu dla geeków "Saturday Morning Breakfast Cereal", fascynat nauki i techniki. Jakiś czas temu wspólnie wyruszyli w naukową i intelektualną podróż, chcąc przekonać się, jakie technologie spośród obecnie rozwijanych przez człowieka mają szansę zupełnie odmienić jego życie – i to nie tylko w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Owocem pracy twórczej Weinersmithów jest książka, która niesamowicie poszerza horyzonty, a przy tym bawi i rozśmiesza – w dużej mierze dzięki genialnym rysunkom Zacha. "Jakoś wkrótce" zdobyła tytuł Naukowej Książki Roku magazynów "The Wall Street Journal" i "Popular Science", a także błyskawicznie wspięła się na szczyty amerykańskich list bestsellerów. "Jakoś wkrótce" nie jest jednak książką stricte popularnonaukową – jest bardzo przystępnie napisaną, humorystyczną, a jednocześnie fascynującą opowieścią o tym, czym zajmują się obecnie naukowcy i inżynierowie na całym świecie i co może wywołać olbrzymie zmiany w naszym życiu w najbliższej przyszłości. Każda z omawianych w "Jakoś wkrótce" technologii rozpatrywana jest nie tylko pod kątem potencjalnych korzyści, jakie może przynieść naszej cywilizacji, ale także z punktu widzenia możliwych zagrożeń, jakie za sobą niesie. Całość jest przeplatana wypowiedziami naukowców, z którymi autorzy książki przeprowadzili dziesiątki wywiadów – i to nie tylko po to, by zorientować się, co drzemie w głowach szalonych niekiedy wynalazców, badaczy i innowatorów, ale również po to, by przekonać się, jakie są realne szanse na to, by dana technologia mogła być w niedalekiej przyszłości (czytaj: jakoś wkrótce) wdrożona i rozpowszechniona na szeroką skalę. O jakich technologiach opowiadają Kelly i Zach Weinersmithowie? Cóż, zapewne ku zdziwieniu wielu czytelników, prymu nie wiodą tu wcale technologie informatyczne; owszem, duet autorów omawia komputery kwantowe, ale czyni to w dość specyficznym rozdziale… Książka poświęcona jest natomiast zagadnieniom o nieco innym – być może nieco bardziej rewolucyjnym i globalnym - wydźwięku. Znajdziemy tu bowiem rozdziały poświęcone powszechnej dostępności przestrzeni kosmicznej (dlaczego jeszcze nie mamy kolonii na Marsie?), wydobywaniu surowców z asteroid (złoto z kosmosu – tańsze czy droższe od tego z Ziemi?) i syntezie jądrowej (dlaczego coś, co na pewno działa i stanowi odpowiedź na wszelkie nasze ekologiczno-energetyczne bolączki, nie jest jeszcze tak powszechne, jak energetyka jądrowa?). Słyszeliście o programowalnej materii? Czy już niedługo będziemy mogli z tak zwanego "wiadra czegoś" wyciągać dowolny potrzebny nam w danej chwili przedmiot? Czy możemy usprawnić swój mózg, łącząc go z komputerem i próbując zapisywać w nim dane, tak jak czynimy to z pamięcią RAM? Czy dzięki nowatorskiej biologii syntetycznej uzyskamy możliwość walki z groźnymi wirusami, biologicznego wytwarzania paliw, hodowania narządów do przeszczepu czy wręcz tworzenia nowych zmyślnych i ukierunkowanych na konkretne działanie żywych organizmów? A skoro o narządach mowa, to czy da się je drukować w technice 3D? Tak jak – na przykład – domy? Właśnie – co z robotyzacją budownictwa? Czy istnieją jakieś fundamentalne przeszkody, które sprawiają, że na placach budowy nie krząta się jeszcze tłum robotycznych murarzy? Tłum, a może rój… Wiecie, że są już prowadzone badania nad rojami robotów, które – tak jak termity – byłby w stanie, pracując w lokalnej mikroskali, wznosić – na wzór termicich kopców – makroskopowe struktury zdatne do używania przez ludzi? A to tylko część z poruszanych w "Jakoś wkrótce" tematów! Kelly i Zachowi Weinersmithom udało się stworzyć znakomitą książkę, która bawiąc – uczy. Świetnie napisana i przezabawnie zilustrowana, otwiera oczy i całkowicie zmienia perspektywę spojrzenia w przyszłość. Czy rzeczywiście nasze życie ma szansę odmienić się "jakoś wkrótce"? Sięgnijcie po tytuł Weinersmithów i przekonajcie się sami – naprawdę, naprawdę warto! Książkę można już zamówić w przedsprzedaży.
-
- Jakoś wkrótce
- Kelly Weinersmith
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dr inż. Marcin Sieniek jest absolwentem Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie i tamtejszego Uniwersytetu Ekonomicznego. Na AGH otrzymał również doktorat z informatyki za badania w dziedzinie nauk obliczeniowych. W Google Health zajmuje się pracą nad zastosowaniem sztucznej inteligencji w diagnozie raka piersi. Oprócz Google pracował w zespole Autopilota Tesli oraz prowadził w Polsce startup z dziedziny social learning. Prywatnie gra w zespole rockowym i prowadzi bloga expat-pozytywnie.pl. Jak trafia się do Google Health i dlaczego właśnie tam? To dość niszowa działka w działalności Google'a czy Alphabetu i wymagająca chyba szczególnych umiejętności? W Google Health pomocne są przede wszystkim różnorodne umiejętności i doświadczenia. W Google pracuję od ponad 5 lat, początkowo jako inżynier oprogramowania w polskim biurze firmy. Jednak już od samego początku pracowałem nad wykorzystywaniem sztucznej inteligencji, a konkretniej określonych technik - tzw. uczenia maszynowego. Później kontynuowałem pracę nad moimi projektami w amerykańskich biurach Google. Dopiero wtedy, szukając ciekawych wyzwań wewnątrz firmy, znalazłem możliwość dołączenia do Google Research - działu firmy skupiającego się na badaniach nad rozwojem sztucznej inteligencji i jej wykorzystaniem w różnych dziedzinach życia. Tam powstawał właśnie mały zespół badawczy zajmujący się zastosowaniem głębokiego uczenia maszynowego właśnie w radiologii. Proces selekcji do zespołu był wymagający - sprawdzano m.in. znajomość technik sztucznej inteligencji oraz udokumentowane doświadczenie w badaniach biotechnologicznych co akurat zupełnie przypadkiem było przedmiotem jednej z moich prac na studiach doktoranckich. Pod koniec 2018 roku mój zespół stał się częścią nowego działu Google Health - łączącego w sobie nie tylko inżynierów oprogramowania, ale także doświadczenie i wiedzę lekarzy, prawników, etyków i specjalistów od procedur medycznych. Jest Pan jednym ze współtwórców algorytmu, który lepiej diagnozuje raka piersi niż lekarze. Jak powstaje i działa taki algorytm? Algorytm taki powstaje podobnie jak np. technologia która pozwala rozpoznawać co znajduje się na zdjęciu. Algorytm sztucznej inteligencji jest „szkolony” na istniejącym zbiorze danych, gdzie obrazom (w tym wypadku medycznym, czyli zdjęciom z mammografii) towarzyszą oznaczenia (w tym wypadku: czy wykryto nowotwór złośliwy i ewentualna informacja o jego umiejscowieniu). Takie zbiory danych powstają w ramach normalnej praktyki w szpitalach i centrach programów przesiewowych, jednak często na tym ich zastosowanie się kończy. Takie algorytmy działają na bazie mechanizmu zwanego „sieciami neuronowymi”. Ich struktura inspirowana jest tym w jaki sposób informacje przetwarza ludzki mózg. Proces nauki przypomina w istocie proces w którym człowiek uczy się rozróżniać obrazy (np. dziecko rozpoznawać koty i psy, a radiolog rozpoznawać groźne guzy od nieszkodliwych zmian). W odróżnieniu jednak od radiologa, który w toku treningu może zobaczyć kilkadziesiąt-kilkaset nowotworów, komputer jest w stanie przetworzyć dziesiątki tysięcy przykładów w przeciągu jedynie kilku godzin. Taki „wytrenowany” algorytm stosuje się następnie do oceny osobnego, nowego zbioru danych. Następnie inżynierowie mogą wprowadzić poprawki w procesie uczenia się albo w budowie modelu i powtórzyć testy. Dopiero gdy wyniki działania modelu zadowalają jego twórców, sprawdza się go na kolejnym zbiorze danych, np. pochodzących z innej instytucji lub z innego źródła. Na tym właśnie etapie postanowiliśmy opublikować nasz artykuł w Nature. Na tym jednak nie kończymy pracy. Zanim taki model znajdzie praktyczne zastosowanie w szpitalach na całym świecie, muszą zostać przeprowadzone próby kliniczne i o na różnych populacjach pacjentów, musimy także ocenić skuteczność modelu na danych pochodzących z innych aparatów mammograficznych. Niejednokrotnie informowaliśmy o systemach SI radzących sobie w pewnych zadaniach lepiej od lekarzy. Skąd się bierze ta przewaga sztucznej inteligencji? Warto powiedzieć, że to „potencjalna” przewaga. Raczej patrzymy na to jako na wsparcie i usprawnienie procesów diagnostycznych lekarzy. To potencjalne usprawnienie bierze się kilku źródeł: po pierwsze, w procesie uczenia się algorytm może przeanalizować dużo więcej przypadków niż pojedynczy lekarz w procesie nauki (z drugiej strony ludzie wyciągają wnioski szybciej – maszyna potrzebuje więcej przykładów). Co więcej automat nie ma skłonności do zaspokojenia swoich poszukiwań jednym „znaleziskiem” i jest mniejsze ryzyko, że umknie mu inne, często ważniejsze. Wreszcie, system sztucznej inteligencji pozwala na „nastrojenie” go na pożądany przez daną placówkę medyczną poziom czułości i swoistości. « powrót do artykułu
- 9 odpowiedzi
-
- algorytm
- sztuczna inteligencja
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Z inteligencją jest tak samo, jak z jazdą na rowerze, trzeba jeździć
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Wywiady
Rozmawiamy z profesorem Czesławem Nosalem, psychologiem zajmującym się przede wszystkim teorią umysłu. Specjalizuje się m.in. w psychologii poznawczej, procesach umysłowych i różnicach indywidualnych. Jest autorem nowej metody diagnozy typów umysłów opracowanej na podstawie teorii funkcji świadomości Junga. Od 1989 roku, a zatem od początku jej istnienia, jest Głównym Psychologiem i mentorem naukowym Mensy Polskiej. Członek Komitetu Psychologii Polskiej Akademii Nauk. Profesor Nosal jest m.in. autorem takich prac jak „Psychologiczne modele umysłu” czy „Psychologia myślenia i działania menedżera”. Co sprawia, że czujemy się jednością? Czy odpowiada za to interpretator, opisywany przez Michaela Gazzanigę moduł z lewej półkuli, który zbiera informacje napływające do mózgu i buduje z nich spójną narrację? CAŁY MÓZG tworzy jedność w obiektywnym sensie i jej subiektywne, mentalne reprezentacje, a w tym i różne formy ego-narracji, o których pisze Gazzaniga. Polecam jego ostatnią książkę: Instynkt świadomości: Jak z mózgu wyłania się umysł (2020, Smak Słowa). „Interpretator” Gazzanigi to stan umysłowy wyższego stopnia, wcześniej jednak zaistnieć musi stan bardziej pierwotnego zintegrowania mózgu, jako neuronośnik dla „interpretatora”. Natury tego pierwotnego stanu jeszcze nie poznaliśmy. Coraz częściej głowią się nad nim fizycy (por. Tegmark, "Życie 3.0"). Dodać trzeba/warto na marginesie, że zdaniem Gazzanigi, słusznie, lateralizacyjna teoria mózgu gryzie piach. Tu i ówdzie błąkają się pseudokoncepcje w rodzaju „lewy mózg” to vs. „prawy mózg” tamto, ale w ramach współczesnych teorii mózgu jako KONEKTOMU, złożonej sieci neuronalnej, nie mają one już większego sensu. Trzeba też pamiętać, że spoidło wielkie (med. corpus callosum) to około 200 milionów włókien nerwowych łączących obie półkule. Czyli to, co „lewe” zawsze działa w kontekście neuronalnym tego, co „prawe”. Np. gdy mówimy, musimy też rozumieć to, co mówimy. Konieczna jest więc integracja przetwarzania linearnego(„lewego”) z przestrzenno-semantycznym („prawym”). Jedność mózgu jest szczególnie podkreślana w ramach stanowisk teoretycznych określanych mianem MÓZGU UCIELEŚNIONEGO. Antonio Damasio w książce Błąd Kartezjusza pokazał jedność „ciałomózgu”, tworzącego całą psychikę. Bazą filozoficzną dla Damasio jest monizm Spinozy, a nie dualizm Kartezjusza. Całą książkę W poszukiwaniu Spinozy poświęcił więc temu filozofowi. Teoria mózgu ucieleśnionego to wielki ukłon historii dla Spinozy. Czym jest świadomość i co ją ogranicza? Na pytanie czym jest świadomość nie ma jeszcze wyraźnej odpowiedzi. Ostatnia książka Gazzanigi szkicuje taką odpowiedź, lecz szczegółowe mechanizmy świadomości to nadal więcej pytań i paradoksów niż odpowiedzi. W sensie formalnym nic nie ogranicza naszej świadomości, to kwestia edukacji i wykorzystywania możliwości poznawczych. A w sensie neuronalnym i w kontekście relacji mózg – poznawanie – świat powstają wątpliwości, czy nie ogranicza nas ZASADNICZA KONSTRUKCJA MÓZGU?? To, co poznaje jest stworzone z tego, co jest poznawane. A więc występuje tu rodzaj pętli poznawczej. Od dawna fizycy (np. J. Wheeler) mówią o samouzgodnionej pułapce (self-reference cosmology). Niełatwo jest rozwiązać ten trudny problem leżący na pograniczu ontologii bytu i epistemologii. I nie jest to problem nowy, bo znany od Starożytności. Ostatnimi czasy sporo się mówi o różnych typach inteligencji, np. inteligencji emocjonalnej czy społecznej. Czy inteligencja jest jedna, tyle tylko, że posługujemy się nią inaczej w zależności od rodzaju materiału/zagadnienia, czy też faktycznie można mówić o mnogości inteligencji? Istnieje tylko jedna INTELIGENCJA jako ewolucyjnie zdeterminowana zdolność ogólna mózgu, konieczna dla rozwiązywania różnych problemów adaptacji do zmienności i złożoności środowiska życia. A te różne „inteligencje”, które się rozmnożyły to zdolności specjalne. Np. „inteligencja emocjonalna” to stara zdolność... samokontroli emocji. Dlaczego lansuje się termin IE? Bo inteligencja to „atrakcyjny” termin. Przymiotnik „inteligentny” np. w j. ang. jest na pierwszym miejscu kryteriów oceniania ludzi. Inna sprawa, że następuje również deprecjacja terminu „inteligencja” bo się do niego przyklejają różne „sztuczne inteligencje”. Koncepcja „mnogości/specyficzności inteligencji” (pseudoteoria: H. Gardnera, zawarta w Frames of mind (1983); por. też inne prace tego autora po polsku), jako opozycji do inteligencji ogólnej (general factor, odkrytej i opisanej przez C. Spearmana w 1904 roku) nie potwierdziła się empirycznie, ale nadal jest lansowana bez uzasadnienia. Ostatnio Gardner „odkrył” np. inteligencję ekologiczną. A ktoś inny „inteligencję seksualną”, a jeszcze inny „machiawelistyczną”. Osoby zainteresowane problematyką inteligencji odsyłam do doskonałej monografii naszego wybitnego znawcy tego zagadnienia: J. Strelau, Różnice indywidualne.... (2014, Scholar). Dodam tylko na koniec, że teoria czynnika inteligencji ogólnej trzyma się mocno. Niedawno jego uniwersalną strukturę potwierdzono w szeroko zakrojonych badaniach międzykulturowych: Warne, R. T., & Burningham, C. (2019). Spearman’s g found in 31 non-Western nations: Strong evidence that g is a universal phenomenon. Psychological Bulletin, 145(3), 237-272. http://dx.doi.org/10.1037/bul0000184 « powrót do artykułu- 14 odpowiedzi
-
- Czesław Nosal
- inteligencja
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Któż może lepiej doradzić, jak nie umrzeć (za szybko) i przeżyć więcej lat w zdrowiu, niż lekarz sądowy? Jan Garavaglia, powszechnie znana jako doktor G. z programu dokumentalnego "Doktor G. - lekarz sądowy", robi to doskonale. W książce pod takim właśnie tytułem opowiada, czego nauczyli ją zmarli. Jak podkreśla, nie ma recepty na długowieczność, ale może podpowiedzieć, co robić, a czego się wystrzegać jak ognia, by przedwcześnie nie trafić na stół przedstawiciela jej profesji. "Jak nie umrzeć" ma charakter poradnikowy. W poszczególnych rozdziałach znajdują się tabele, np. z objawami, których nie można lekceważyć lub najważniejszymi badaniami przesiewowymi dla dorosłych, a także zestawienia, np. często mylonych ze sobą leków. Pada też wiele przykładów z prowadzonej na Florydzie praktyki zawodowej dr G. Jan Garavaglia, która początkowo chciała zostać nauczycielką zajęć praktyczno-technicznych, uzmysławia czytelnikowi, że istnieje związek między zachowaniami i nawykami a tym, co dzieje się z naszym ciałem. Choć poruszane zagadnienia są poważne, całość czyta się bardzo lekko. Z "Jak nie umrzeć" dowiemy się np., że próchnica może zabić w 10 dni. Pani doktor wyjaśni też, czemu podczas jazdy samochodem nie należy uchylać okna do połowy. I dlaczego trzeba uważać na krawaty (i nie chodzi tu wcale o kwestie estetyczno-modowe). Koronerów widywaliśmy w wielu filmach kryminalnych, ale dopiero od dr G. dowiedzieliśmy się, że urząd koronera powstał w XII-wiecznej Anglii. W tamtych czasach spory dochód stanowiły grzywny płacone za spowodowanie śmierci królewskiego poddanego. [...] Dlatego jednym z najważniejszych zadań średniowiecznego koronera stało się ustalanie przyczyn i okoliczności zgonów - co, gdzie, jak i kiedy. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Czy warto sięgnąć po lekcje życia/przetrwania w wydaniu Jan Garavaglii? Naszym zdaniem, jak najbardziej. Praca lekarza sądowego ma więcej wspólnego z rozwiązywaniem zagadek, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, a jeśli ktoś ma talent do opowiadania o takich rzeczach i udzielania rad, warto z jego mądrości skorzystać...
-
Bo cała sztuka polega na tym, by zapewnić dogodne warunki życia zróżnicowanemu mikrobiomowi gwarantującemu nam zdrowie. W sytuacji, gdy zostawi się złym bakteriom za dużo miejsca i zmodyfikuje środowisko na ich korzyść, dobre bakterie mogą się zabrać i sobie pójść. Ot, chociażby słynna Escherichia coli, odkryta w 1885 roku. Większość jej szczepów jest nieszkodliwa, ale niektóre mogą wywoływać choroby, w tym zakażenia dróg moczowych i zatrucia pokarmowe. Jest jednak na to sposób. W większości zakażeń pałeczką okrężnicy (E. coli), stosuje się antybiotyki, nie wtedy jednak, gdy winowajcą jest serotyp O157:H7, w którego przypadku podanie antybiotyków może nasilić objawy, a ponadto grozi wystąpieniem znacznie poważniejszej choroby o nazwie zespół hemolityczno-mocznicowy. Poznaj swoje bakterie to fascynująca, pięknie ilustrowana książka o bakteriach. Tych niezbędnych nam do życia i tych nam zagrażających. Tych, które wpływają na zdrowie naszych jelit i tych, które wpływają na nasz mózg i nasze zdrowie psychiczne. Dowiemy się z niej jak z wiekiem zmienia się nasza flora bakteryjna, w jaki sposób przebiegają zakażenia i rodzą się alergie, poznamy drobnoustroje wykorzystywane jako leki, przekonamy się, jak bakterie wpływają na naszą wagę i poznamy odpowiedź na pytanie, czy uprawianie sportu zmienia nasz mikrobiom. Książkę autorstwa Nicoli Temple i Catheriny Whitlock wstępem opatrzył pionier badań nad prebiotykami, profesor Glenn Gibson, a wydało Wydawnictwo Insignis. Trzymajcie rękę na pulsie, bo w najbliższych dniach będzie można ją wygrać w naszym konkursie. O autorach: Catherine Whitlock to autorka książek naukowych; jest biolożką z doktoratem z immunologii. Jej główne zainteresowania to medycyna i nauki przyrodnicze. Wraz z Nicolą Temple jest autorką książki Poznaj swoje hormony. Nicola Temple – biolożka i ekolożka – obecnie oddaje się całkowicie pisarstwu naukowemu, związanemu głównie z ochroną środowiska. Glenn Gibson jest profesorem Uniwersytetu w Reading, gdzie stoi na czele Katedry Mikrobiologii Żywności i zajmuje się badaniami mikroflory jelitowej. Polska premiera książki: 26 lutego.
-
- Poznaj swoje bakterie
- Catherine Whitlock
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pierwsze polskie wydanie jednej z najważniejszych książek Barry’ego Lopeza, nagrodzonej m.in. National Book Award. Arcydzieło literatury, niepowtarzalna i zapierająca dech w piersiach opowieść o dalekiej Północy i jej cudach – od skarłowaciałych lasów, zorzy polarnej i skutych lodem mórz, po woły piżmowe, niedźwiedzie polarne i narwale. Lopez przybliża historię rdzennych Inuitów i – często zakończone tragicznie – wyprawy śmiałków marzących o eksploracji lodowych wybrzeży. Pochyla się również nad niespodziewanymi zmianami, jakie może wywoływać w człowieku, jego marzeniach i pragnieniach ten surowy krajobraz. Z niezwykłą sprawnością rozpościera obraz krainy, gdzie wschody i zachody słońca stanowią raczej wydarzenie sezonowe, a nie codzienne zjawisko. To wszystko sprawia, że Arktyczne marzenia są czymś więcej niż tylko znakomitym studium na temat biologii, antropologii i historii Arktyki, więcej niż tylko suchym, naukowym opracowaniem. Książka nabiera jeszcze więcej wartości teraz, kiedy gwałtowne ocieplenie klimatu zagarnia rekordowe ilości lodu, stawiając pod znakiem zapytania przyszłość nie tylko regionu, ale i całej planety, a dzieło Lopeza powoli zmienia się w historyczną kronikę. Mikołaj Golachowski: Od wielu lat, odkąd wreszcie udało mi się tę książkę przeczytać, twierdzę, że to najlepsza książka o Arktyce, jaką miałem przyjemność poznać. To nie jest książka na połknięcie w jeden wieczór, choć gdy się ją czyta, trudno odwrócić uwagę. Czytałem ją ponad rok, za każdym razem po kilkanaście stron. Nie potrafiłem tego zrobić szybko i po każdej dawce musiałem trochę odpocząć, żeby to na spokojnie przetrawić. Barry Lopez zawsze zdaje się sięgać głębiej, dociekać uważniej niż inni autorzy. To książka pełna pięknej mądrości, a zdumionego czytelnika pochłania mnogość faktów i tajemnych więzi, które Lopez odkrywa i przedstawia tak, że nagle przyrodnicze, geograficzne i filozoficzne splątanie północnego świata staje się oczywiste. To fantastyczna uczta i choć może trwać bardzo długo, to i tak czuje się żal, kiedy się kończy. O AUTORZE: Barry Lopez (ur. 1945) - amerykański pisarz, eseista, wykładowca i fotograf. Odwiedził niemal osiemdziesiąt krajów, w 2002 roku został członkiem Klubu Odkrywców, stowarzyszenia nastawionego na promocję i postęp w badaniach terenowych i eksploracji naukowej. Jego prace często poruszają zagadnienia związane z humanitaryzmem i ochroną środowiska. W dorobku Lopeza znajduje się wiele dzieł beletrystycznych i literatury faktu, najbardziej znany jest jednak dzięki Of Wolves and Men (1978) i Arktycznym marzeniom (Arctic Dreams - 1986), które przyniosły mu wiele nagród, w tym prestiżową National Book Award. Aktualnie mieszka w zachodnim Oregonie.
