Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Niechęć do wilków jest ponadpartyjna. Myślistwo jest tu wspólnym mianownikiem

Rekomendowane odpowiedzi

4 godziny temu, ex nihilo napisał:
11 godzin temu, 3grosze napisał:

Co najmniej 30% postrzałków będzie długo umierało bardzo się męcząc

1. Skąd masz takie dane?
2. Jaki to jest % strzelonych?

http://ankieter.poradniklowiecki.pl/index.php/statistics_user/296581?language=pl

Np dzik odyniec- 25%, dzik przelatek-29%,

Zdziwiony? 

I  to na podstawie ich własnych:D deklaracji. W ubojni 100% natychmiastowo! W ptaki lecące w stadzie strzelają na chybił trafił :excl: więc jeszcze gorzej.

 

4 godziny temu, ex nihilo napisał:

Tylko czy atawizm to na pewno coś złego?:

Nie porównuj prymitywnego atawizmu z wartościowym!

 

4 godziny temu, ex nihilo napisał:

No tak, niech nie zabije sam, tylko pójɗzie do sklepu i kupi "mięsko"... czyli zwierzaka, którego zabił ktoś inny. W dodatku zwierzaka z przemysłowej produkcji, bo hodowlą to nie jest. Widzisz w tym jakąś moralność? Bo ja żadnej. Raczej pseudomoralność.

Napisałem wcześniej chów a nie hodowla. Trzeba to rozróżniać.

Przemysłowa produkcja  nie jest moralna, ale jesteśmy na taki etapie rozwoju, że na razie tak trzeba. Rezygnacja z mięsa musi być osobistą decyzją.

......................................

Katolicka moralność.

Hmm... może być rydzykowa i franciszkowa (tego z Asyżu i z Watykanu). Kościół tak jak jego wierni nie jest doskonały w swej strukturze. Dlatego patologię trzeba tępić wszędzie !

I dawać dobry przykład.:D

 

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
57 minut temu, 3grosze napisał:

Np dzik odyniec- 25%, dzik przelatek-29%,

Zdziwiony? 

Nie, tymi danymi nie zdziwiony, bo je znam. Zdziwiony natomiast tym, że całkowicie błędnie je interpretujesz :D
1. zauważ, że one się sumują do 100%, co zresztą jest wyraźnie napisane na górze tabeli ("Procent ogółu"), czyli że wśród wszystkich zgłoszonych postrzałków było 25% odyńców, a nie, że postrzałki to 25% strzelonych odyńców, strzelonych mogło być i 100, a postrzałków było 8.
2. postrzałek, to każdy strzelony zwierzak, który nie zginie natychmiast "w ogniu", w polu widzenia myśliwego. Jeśli np. będzie strzelony przy samej ścianie lasu i w ostatnim odruchu między drzewa wskoczy, gdzie zginie, jest postrzałkiem. Przy czym postrzałkiem jest każdy trafiony zwierzak, nawet tylko draśnięty, całkiem niegroźnie.
3. każdego postrzałka myśliwy ma obowiązek znaleźć, np. w przypadku dzików to jest odległość przeciętnie ok. 100 m, z reguły jest martwy.
4. przeanalizuj dokładnie wszystkie punkty tej statystyki i zastanów się też, po co takie statystyki są robione (to nie jest jakaś jedna tylko).
Czyli w sumie tych zwierząt, które giną "długą i bolesną śmiercią", jest nie 25%, a dużo, dużo mniej. Pewnie znacznie mniej niż w przypadku upolowanych przez drapieżniki. Ogromna większość ginie praktycznie natychmiast (tak działa amunicja myśliwska). Dodaj do tego szok, podobny jak w np. przypadku ofiar wypadków samochodowych - że nawet poważnie ranny człowiek nie czuje bólu, nie wie nawet co właściwie się stało. I dodaj fakt, że zwykle nie ma stresu przed momentem strzału - to jest całkowicie niespodziewane, szczególnie przy polowaniu z podejścia lub z ambony albo innej zasiadki. Trochę z tym gorzej w przypadku nagonki, ale zwierzęta są ogólnie przyzwyczajone do płoszenia, ucieczek przed ludźmi czy drapieżnikami, itd.
 

57 minut temu, 3grosze napisał:

W ubojni 100% natychmiastowo!


To nie jest prawda! Poczytaj trochę co dzieje się w ubojniach, jak to wygląda. Poza tym jaki jest stres zwierząt przez cały czas tego "chowu", a szczególnie przed ubojem... Są artykuły, filmy.

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 minutę temu, ex nihilo napisał:

Zdziwiony natomiast tym, że całkowicie błędnie je interpretujesz :D
1. zauważ, że one się sumują do 100%, co zresztą jest wyraźnie napisane na górze tabeli ("Procent ogółu"), czyli że wśród wszystkich zgłoszonych postrzałków było 25% odyńców, a nie, że postrzałki to 25% strzelonych odyńców,

Też zauważyłem.:(

Tu już właściwe i bardziej optymistyczne, choć od sędziów we własnej sprawie: https://poradniklowiecki.pl/polowanie/postrzalki-statystyka.html

Ale w bonusie, myśliwski opis postrzelonej łani:

"Postrzelona w tylną nogę łania miała siły na przejście dwóch kilometrów i zaległa w lesie. Przystanek pierwszy. Leżała 20 godzin. Nie wiemy, czy prowadziła cielaka. Jeżeli tak – był gdzieś w lesie w niedalekiej odległości.

Przez ten czas na skutek rany upływała z niej krew i rozwijało się zapalenie w całym ciele. Jest śmiertelnie chora. Leży już prawie dobę, jej życie razem z szybkim postępem choroby – gaśnie. Prawdopodobnie leżałaby dalej, jak to na łożu śmierci – do ostatniego oddechu. Lecz nagle, z oddali, wyłaniają się śmiercionośne dźwięki – słyszy znowu ludzi i psa. Wyrzut hormonów stresu zmusza ją do dźwignięcia się na nogi pierwszy raz i daje siły, by oddalić się o kilometr. Zalega. […]"

Śmierć w rzeżni jest jednak humanitarna.;)

 

7 minut temu, ex nihilo napisał:
56 minut temu, 3grosze napisał:

W ubojni 100% natychmiastowo!


To nie jest prawda! Poczytaj trochę co dzieje się w ubojniach, jak to wygląda. Poza tym jaki jest stres zwierząt przez cały czas tego "chowu", a szczególnie przed ubojem... Są artykuły, filmy.

Patologii  w rzeżniach coraz mniej, bo tam nie ma kastowości środowiska i problemów z sygnalizacją jak w myśliwstwie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
15 minut temu, 3grosze napisał:

Postrzelona w tylną nogę łania

Tak, to się zdarza. Ale porównaj to z działaniami kłusowników, wypadkami drogowymi zwierząt, złamaniami itp., kiedy ktoś w lesie np. wrzaskiem Kaaarol zwierzę wystraszy, itp., itd. Myśliwy ma obowiązek znaleźć postrzałka. Inni nie...
 

15 minut temu, 3grosze napisał:

problemów z sygnalizacją jak w myśliwstwie

Potrafią sami załatwiać. Niedawno nawet pomogłem załatwić jednego takiego. Nie postrzela sobie.

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
20 minut temu, ex nihilo napisał:

Ale porównaj to z działaniami kłusowników,wypadkami drogowymi zwierząt, złamaniami itp., kiedy ktoś w lesie np. wrzaskiem Kaaarol zwierzę wystraszy, itp., 

Poprzez porównanie myślistwa z ewidentną patologią, to pierwsze jest oczywiście oazą humanitaryzmu.:)

Na pozostałe zdarzenia losowe mamy mały wpływ. Ilość postrzałków można zmniejszyć wprowadzając zawodowe myślistwo.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 godzin temu, 3grosze napisał:

Ilość postrzałków można zmniejszyć wprowadzając zawodowe myślistwo.

Co najmniej wątpliwe. Raczej zwiększy. Zauważ, że statystyki nie wskazują na korelację między doświadczeniem a ilością postrzałków, czyli wychodzi na to, że jest to raczej jakieś minimum "techniczne", którego w praktyce uniknąć się nie da, niezależnie kto strzela. A dlaczego raczej zwiększy? Bo priorytetem stanie się rachunek ekonomiczny, wydajność, plan, polecenia służbowe itd., jak w każdej firmie.

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sporo jest myśliwych którzy siedzą całymi dniami w lesie, budują karmiki, grodza pola i ogólnie nie tylko chodzą do lasu żeby sobie postrzelać. 

Problematyczne jest jednak:

- Polowania à la Szyszko na bażanty i polowania grupowe z naganiaczami gdzie stresuje się zwierzęta i daje im się bardzo mała szanse na ucieczkę są ewidentnie dla przyjemności myśliwego. Skoro mieli te bażanty już w klatce mogli je zabić w humanitarny sposób.

- Postrzałki nie są wcale takie rzadkie. Dziki często padają po czasie i równie często szukane są dopiero jak się rozjaśni i to wiem od myśliwskich a nie z ich statystyk.

-  Nie jest dla mnie jasne tak jak to opisujesz @ex nihilo. Z jednej strony myśliwi mówią, że muszą kontrolować populację z drugiej dokarmiają zwierzęta.  Jeśli celem jest produkcja żywności niech o tym oficjalnie powiedzą wpiszą sobie w statut a nie ubierają swoją działalność w jakieś szlachetne szaty. Rzeźnicy nie chodzą po ulicy i się nie chwalą ile to zwierząt zabili i nie wieszają ich sobie w domu na ścianie.

 - Polowania na gatunki pod ochroną. Jest tajemnicą poliszynela, że gatunki pod ochroną bywają odstrzelone w polsce. Sam pan Szyszko posiadał skórę rysia u siebie w domu. 

 -Zawłaszczanie prawie wszystkich lasów w Polce. Myśliwi mówią że muszą regulować populację, a nie próbują nawet odtworzyć równowagi. Wilki z lasów są przeganiane bo są szkodnikami dla myśliwych. O dziwo ich występowanie nie jest zbyt często zgłaszane przez myśliwych bo załatwiają tą sprawę po swojemu - wilk po prostu znika . 

Ale uważam oficjalnie i dużo głośniej potępiać należy niedojadanie mięsa i wyrzucanie go do śmieci. Mój dziadek mimo że posiadał psy zawsze pilnował żeby jedzenie się nie marnowało, a mięso zawsze było zjedzone. To co ktoś sobie nałożył na talerz miał zjeść, jak jakieś mięso z obiadu zostało to było jedzone na kolację lub kolejnego dnia. 

Brakuje mi kampanii społecznych, które by ten własnie temat poruszały.

 

 

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zabijanie zwierząt powinno się ograniczać do minimum, tzn. tylko należy zabijać szkodniki lub dla pożywienia. Kiedyś jeszcze się zabijało dla skóry w celu ochrony ciała, ale dziś to już zbyteczne. Z ekonomicznego punktu widzenia problem optymalnego kłusownictwa można rozwiązać za pomocą ewolucyjnej teorii gier: http://www.alchemicus.pl/grywalizacja-rulez/25,teoria-gier-ewolucyjnych

" Prawdopodobieństwo to możemy obliczyć ze zestawienia wartości średnich dostosowań (wypłat) dla danej strategii. Suma prawdopodobieństw napotkania danego osobnika w populacji musi być równa 100%, czyli możemy założyć, że ilość jastrzębi to x, natomiast gołębi to 100%-x. Średnie przystosowania liczymy z macierzy wypłat (czytając pionowo) dla każdej strategii: dla jastrzębia będzie to suma prawdopodobieństwa napotkania jastrzębia x wymnożonego przez (W-K)/2 oraz prawdopodobieństwa napotkania gołębia 100%-x wymnożonego przez W; analogicznie postępujemy dla gołębi.

W ten sposób otrzymujemy następujące równanie:
x*(W-K)/2 + (100-x)*W = x *0 + (100-x)*W/2
Po prostych przekształceniach uzyskujemy:
x=W/K*100 "

Należy tu dodać ograniczenie x<=100. Za jastrzębia wstawiamy człowieka, z 100-x zwierzęta. Jeżeli koszty stają się za duże w stosunku do zysku, K > W, to znaczy zwierząt jest za mało, aby starczyło dla ludzi, wtedy należy ograniczyć kłusownictwo. W przypadku szkodników W prawdopodobnie będzie zawsze większe od K i dlatego x zostanie ograniczone do 100%, czyli człowiek całkowicie je wyeliminuje.

  • Dzięki! (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Astro, 3grosze & co.

Rzecz polega na tym, że z "nimi" źle, ale bez "nich" będzie jeszcze gorzej. I co do tego nie powinno być wątpliwości.

Wywiad, który za chwile zlinkuję, warto uważnie przeczytać. Dużo wyjaśnia, na czym sprawa polega. Warto też pogrzebać w tematach związanych ze Związkiem Zawodowym Rolników Rzeczpospolitej "Solidarni" (np. https://www.topagrar.pl/articles/aktualnosci/bedzie-protest-przeciwko-projektowi-ustawy-o-ochronie-zwierzat/ ), którego działaczką jest udzielająca wywiadu właścicielka gospodarstwa. Wywiad jest ze strony "Niech Żyją" (https://niechzyja.pl/) - organizacji, która chce doprowadzić do zakazu polowań na ptaki. Nie jestem zwolennikiem zakazu, ale kilkuletnie moratorium, czemu nie, chociaż mam obawy co do efektów - właściciele stawów rybnych zajmą się kaczkami (szkodniki), a gęsiami rolnicy (bo też szkodniki). No ale spróbować można. Szkoda jednak, że "Niech Żyją" wchodzą w jakieś koalicje, nawet gdyby miały być tylko taktyczne, z rolnikami, zwłaszcza takimi jak ta pani z ZZRR "Solidarni":
https://niechzyja.pl/zyjemy-pod-okupacja-kol-lowieckich/
O co tej pani chodzi?
"W Polsce powinno być milion myśliwych, biorąc pod uwagę wielkość kraju."
"Jesteś za tym, aby rolnicy mogli w razie konieczności wykonywać polowania na obszarze swoich gruntów."
"Prawo łowieckie należy napisać bezwzględnie od nowa i oprzeć go na normie prawnej prawo polowania jest powiązane z własnością ziemi."
No i na koniec:
"Oczywiście, że kocham naturę, ja jestem typową wiejską dziewczyną. (...) Uwielbiam podziwiać widoki na naszych polach, zachwycam się jak rośnie zboże, czuję się bardzo dobrze na wsi. Do lasu na grzyby chodziłam jak była małym dzieckiem, teraz nie chodzę z braku czasu."
Dodam, że ta pani kupiła sobie gospodarstwo praktycznie w środku lasu. Wyobraźmy sobie teraz, co by było, gdyby w Polsce był ten milion rolników z pukawkami, "kochających naturę" tak jak ta pani i organizacja, do której należy. A  do tego Lasy, dla których praktycznie wszystkie zwierzaki (no może z wyjątkiem niektórych ptaków) to szkodniki... Ile zwierzaków to przetrwa?
Myśliwi są, jacy są. Nie wchodząc w ich motywacje, fakt, że w lasach są zwierzaki, jest niemal wyłącznie ich zasługą. Przyrodnicy i ekooszołomy mają zbyt małą siłę przebicia biorąc pod uwagę ich przeciwników - rolników i Lasy, czyli znaczną część gospodarki i od cholery głosów w wyborach. A do tego jeszcze "ekooszołomy" w walce z myśliwymi (naturalnymi sojusznikami!) potrafią wchodzić w takie idiotyczne koalicje, jak w tym przypadku. No cóż, emocje może i fajne są, ale potrafią całkiem rozum zamulić.
No i jest pytanie jeszcze, dlaczego ta pani nie zapisze się do PZŁ? Nie ma z tym żadnych problemów. W mojej okolicy jest wielu rolników-myśliwych (i zwierzaków też dużo!). Podejrzewam, że przyczyna jest dosyć prosta - w kole łowieckim jest kontrola tego, co kto robi. Nie można strzelać kiedy się chce i do czego się chce. Jaka jest, taka jest, ale jest, na ogół nawet całkiem skuteczna. Dlatego są i zwierzaki. A kto i jak będzie kontrolował ten milion rolników z pukawkami, myślących jak ta pani, dla której "natura" to jej pola... na które wali chemię do oporu (8 t/ha pszenicy na IV klasie!)?
 

8 godzin temu, dexx napisał:

Dziki często padają po czasie i równie często szukane są dopiero jak się rozjaśni i to wiem od myśliwskich a nie z ich statystyk.

"Często" to pojęcie dosyć względne... Ale faktem jest, że rannych dzików nie szuka się w nocy, no chyba, że ktoś byłby samobójcą.
 

8 godzin temu, dexx napisał:

Jeśli celem jest produkcja żywności niech o tym oficjalnie powiedzą wpiszą sobie w statut a nie ubierają swoją działalność w jakieś szlachetne szaty.

Może byś chociaż zajrzał do statutu... Dokładnie pierwsze zdanie (par. 1 ust. 1):
"Polski Związek Łowiecki, zwany dalej "Zrzeszeniem", jest zrzeszeniem osób fizycznych i prawnych, które prowadzą gospodarkę łowiecką poprzez hodowlę i pozyskiwanie zwierzyny oraz działają na rzecz jej ochrony poprzez regulację liczebności populacji zwierząt łownych."
 

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 hours ago, ex nihilo said:

Może byś chociaż zajrzał do statutu... Dokładnie pierwsze zdanie (par. 1 ust. 1):
"Polski Związek Łowiecki, zwany dalej "Zrzeszeniem", jest zrzeszeniem osób fizycznych i prawnych, które prowadzą gospodarkę łowiecką poprzez hodowlę i pozyskiwanie zwierzyny oraz działają na rzecz jej ochrony poprzez regulację liczebności populacji zwierząt łownych."
 

Mea Culpa nie zweryfikowałem tego co pisałem, a to jedno zdanie wyjaśnia większość moich zarzutów i klaruje to mój obraz kół łowieckich. Niestety wynika z tego, że przygniatającą większość naszych lasów traktuje się jako hodowle zwierząt do odstrzału wiec nie ma tam miejsca na zrównoważony ekosystem, jest to bardzo po drodze z Lasami Państwowymi które prowadzą monokultury leśne, które mają maksymalizować zyski.

Wychodziłem z głupiego założenia, że lasy to dobro wspólne gdzie można spotkać naturalne habitaty itd. Teraz już wiem że 70 polski należy do rolników, miast itd. na 29% Lasy Państwowe hodują sobie drzewa wspólnie z myśliwymi którzy hodują sobie zwierzątka do których mogą sobie w czasie wolnym postrzelać, a 1% to parki narodowe z czego 70% to lasy, 10 wody a pozostałe powierzchnie to 20%.

  • Lubię to (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
14 godzin temu, ex nihilo napisał:
23 godziny temu, 3grosze napisał:

Ilość postrzałków można zmniejszyć wprowadzając zawodowe myślistwo.

Co najmniej wątpliwe. Raczej zwiększy. Zauważ, że statystyki nie wskazują na korelację między doświadczeniem a ilością postrzałków, czyli wychodzi na to, że jest to raczej jakieś minimum "techniczne", którego w praktyce uniknąć się nie da, niezależnie kto strzela.

Nihilo, śmiesz twierdzić, że kohorta paintbolowców, będzie skuteczniejsza od oddziału GROMowców?:P

 

14 godzin temu, ex nihilo napisał:

A dlaczego raczej zwiększy? Bo priorytetem stanie się rachunek ekonomiczny, wydajność, plan, polecenia służbowe itd., jak w każdej firmie.

Coraz bardziej jestem zdumiony Twoją argumentacją: Zawodowiec ma ma plan wykonać, a nie pochodzić  dla przyjemności po lesie (lansowana przez zwolenników myślistwa zasadnicza czynność myśliwych-amatorów). Płacą za zwierzę ustrzelone, a nie postrzelone, które stratą czasu na dobicie będzie obarczone.

 

3 godziny temu, ex nihilo napisał:

O co tej pani chodzi?
"W Polsce powinno być milion myśliwych, biorąc pod uwagę wielkość kraju."
"Jesteś za tym, aby rolnicy mogli w razie konieczności wykonywać polowania na obszarze swoich gruntów."

Nie wiem o co chodzi tej pani, ale większość Polaków nie może się mylić: https://bialystok.wyborcza.pl/bialystok/7,35241,25627604,nie-strzelac-do-dzikich-ptakow-apel-o-piecioletnie-memorandum.html#S.main_topic-K.C-B.6-L.3.maly

Aż 94 proc. społeczeństwa nie zgadza się na myśliwskie zabijanie ptaków.

 

 

11 godzin temu, Antylogik napisał:

Z ekonomicznego punktu widzenia problem optymalnego kłusownictwa można rozwiązać za pomocą ewolucyjnej teorii gier: http://www.alchemicus.pl/grywalizacja-rulez/25,teoria-gier-ewolucyjnych

Bardzo ciekawe podejście.

3 godziny temu, ex nihilo napisał:

Myśliwi są, jacy są. Nie wchodząc w ich motywacje, fakt, że w lasach są zwierzaki, jest niemal wyłącznie ich zasługą. Przyrodnicy i ekooszołomy mają zbyt małą siłę przebicia biorąc pod uwagę ich przeciwników - rolników i Lasy, czyli znaczną część gospodarki i od cholery głosów w wyborach. A do tego jeszcze "ekooszołomy" w walce z myśliwymi (naturalnymi sojusznikami!) potrafią wchodzić w takie idiotyczne koalicje, jak w tym przypadku. No cóż, emocje może i fajne są, ale potrafią całkiem rozum zamulić.

No właśnie Twoja emocjonalna obrona myśliwych, dokonała tego.:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 27.01.2020 o 08:20, dexx napisał:

Mea Culpa nie zweryfikowałem tego co pisałem, a to jedno zdanie wyjaśnia większość moich zarzutów i klaruje to mój obraz kół łowieckich.

Obraz możesz mieć jaki chcesz, ale to nie zmieni faktu, że gdyby nie myśliwi, to w lasach zwierzaków praktycznie by nie było. No poza myszami. Jelenie, sarny czy dziki nie są potrzebne ani Lasom (chodzi o firmę Lasy Państwowe, a nie poszczególnych leśników), ani rolnikom, dla nich to szkodniki.
 

W dniu 27.01.2020 o 08:20, dexx napisał:

Wychodziłem z głupiego założenia, że lasy to dobro wspólne gdzie można spotkać naturalne habitaty itd. Teraz już wiem że 70 polski należy do rolników, miast itd. na 29% Lasy Państwowe hodują sobie drzewa wspólnie z myśliwymi którzy hodują sobie zwierzątka do których mogą sobie w czasie wolnym postrzelać, a 1% to parki narodowe z czego 70% to lasy, 10 wody a pozostałe powierzchnie to 20%.

Podejrzewam, że nigdy nie byłeś w naturalnym lesie, bo takie założenie by ci nawet nie przyszło do głowy. Jeśli za kryterium naturalności przyjąć, że w ciągu ostatnich kilkuset lat nikt w tym nie grzebał, to tych naturalnych nawet 0,7% nie będzie, a może 0,01% albo i mniej.
Rzecz na tym polega, żeby lasy gospodarcze, czyli niemal wszystkie, były na tyle, na ile jest to możliwe, zbliżone do ekosystemów naturalnych. A tego nie będzie bez leśnych zwierząt, mniejszych i większych. Sami przyrodnicy i ekooszołomy (którym jestem od > pół wieku) tego nie załatwią - nie mają wystarczającej siły przebicia, forsa i lobby rolniczo-leśne są znacznie silniejsze, do czego dochodzą, jak np. teraz sprawy ideologiczne. Eko i przyrodnicy z dużym trudem odwojowują jakieś skrawki, ogryzki terenu, na rezerwaty i inne takie, W praktyce to wszystko, co mogą zrobić. Dlatego ich (naszym) naturalnym sojusznikiem są myśliwi, bo w praktyce tylko oni poza eko są zainteresowani tym, żeby w lasach były zwierzęta. Można się z nimi kłócić o wilki i miśki, można, a nawet trzeba, patrzeć im na lufy, ale trzeba pamiętać, że oni są w praktyce jedyną realną siłą, która może przeciwstawić się Lasom i rolnikom. Chcesz żeby las niczym już nie różnił się od pola pszenicy?
 

W dniu 27.01.2020 o 08:25, 3grosze napisał:

No właśnie Twoja emocjonalna obrona myśliwych, dokonała tego.

EOT, bo to nie ma sensu... to nie jest temat na zagrywki na poziomie przedszkola.
 

14 godzin temu, Astro napisał:

ta pani "abstrahuje od rzeczywistości", prawda?

Niestety niekoniecznie. Broń? To żaden problem - czarnoprochowa nie wymaga zezwolenia.
 

14 godzin temu, Astro napisał:

Poza tym (na całe szczęście). biorąc pod uwagę strukturę zarobków jakoś to mało wykonalne

Astro... a weź sprawdź, zanim coś napiszesz. Ok? ;)
W minutę:
https://m.optykamysliwska.pl/bron-mysliwska/bron-kniejowka/sprzedam/116653-kniejowka-iz94
1200 i można walić do wszystkiego... A jak dla kogoś za drogo, to:
http://skawinski-bron.pl/dubeltowki-rosyjskie-pproduct-139.html
 

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
10 minut temu, ex nihilo napisał:
W dniu 27.01.2020 o 08:25, 3grosze napisał:

No właśnie Twoja emocjonalna obrona myśliwych, dokonała tego.

EOT, bo to nie ma sensu... to nie jest temat na zagrywki na poziomie przedszkola.

Tobie wolno implikować, a mi to już nie?:o

Skoro tylko tyle zrozumiałeś z całego mojego poprzedniego postu, to faktycznie zastosowałeś  unik "metodą przedszkolaka".:D

 

19 minut temu, ex nihilo napisał:

Dlatego ich (naszym) naturalnym sojusznikiem są myśliwi, bo w praktyce tylko oni poza eko są zainteresowani tym, żeby w lasach były zwierzęta.

Jak długo można nie pojmować,  że takie:D przypisywanie myśliwym istnienia zwierząt w lesie, to skutek hodowania sobie celów do amatorskiego (czyli zabawowego, dla przyjemności) strzelania.

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, Astro napisał:

Myślisz, że te ruskie nie są robione z rurek hydraulicznych ze szwem?

Co jak co, ale broń to oni produkować potrafią. A ceny? Dla wielu przecież nie tylko sama rura się liczy, a też, może nawet bardziej, to, co tej rurze jest nabite. To jak z samochodami, zegarkami i innymi takimi. No ale tu chodziło o minimum wejścia, a to jak widać jest dla każdego, nawet kiedy doliczy się wszystkie pozostałe koszty (max. ok. 1000 zł). Faktyczną barierą są egzaminy, roczny staż (nie jest to zwykle formalność, trzeba zap.), kontrola przez innych, zezwolenia na odstrzał i inne takie sprawy. Łatwiej zakładać druty i żelaza albo zrobić sobie obrzyna.

Co do ilości myśliwych w Polsce. Tutaj zestawienie dla Europy (ok. 2010):
https://allanvester.dk/pl/loweurop.html
Jak widać, tylko w dwóch krajach, Belgii i Holandii, myśliwych jest mniej w stosunku do ludności niż w Polsce, no ale tam zwierzaków nie ma. W Rumunii praktycznie tyle co w Polsce, w granicach błędu statystycznego. W innych krajach jest znacznie więcej, a w Irlandii nawet 30x więcej.

No i jeszcze jedna statystyka. Trzeba zjechać na dół strony:
https://www.poradniklowiecki.pl/113-poradnik-lowiecki-2013/poradnik-lowiecki-nr-1-2013/414-dane-statystyczne-o-lowiectwie.html
Czyli ci leśni "mordercy dla przyjemności" jakoś nie wybijają wszystkiego co łazi po lasach. Raczej przeciwnie - starają się, żeby tych zwierzaków było więcej, często wchodząc w spór z rolnikami i Lasami.

Dodam tu, że w żadnym kraju europejskim nie ma jakichś profesjonalnych plutonów egzekucyjnych, które by w lasach wyroki na zwierzętach wykonywały (wyjątek ASF). Nie wiem, czy na świecie jest jakiś taki kraj, prawdopodobnie nie.

To są fakty, a nie emocje. Powtórzę - w tej sprawie fakty i racjonalność powinny decydować, a nie emocje, np. takie jak "bo oni dla przyjemności", właśnie dlatego m.in., że sprawa tyle i takich emocji wywołuje. Emocje, nawet te "fajne", bardzo często do bzdur doprowadzają, a te nie zawsze później można naprawić.

I na koniec:

11 godzin temu, 3grosze napisał:

Tobie wolno implikować, a mi to już nie?:o

Przeczytaj jeszcze raz:

W dniu 27.01.2020 o 04:58, ex nihilo napisał:

A do tego jeszcze "ekooszołomy" w walce z myśliwymi (naturalnymi sojusznikami!) potrafią wchodzić w takie idiotyczne koalicje, jak w tym przypadku. No cóż, emocje może i fajne są, ale potrafią całkiem rozum zamulić.

Jak nie zrozumiesz za pierwszym razem, to drugi, trzeci, a może i pięćdziesiąty... aż zrozumiesz. A w międzyczasie może dowiesz się, co to jest "kontekst".
Co do reszty - nie chce mi się odpowiadać, to nie ma sensu.
EOT

 

 

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 minut temu, ex nihilo napisał:

Co do reszty - nie chce mi się odpowiadać, to nie ma sensu.

Sens w tej istotnej sprawie jest, tylko widzę, że po zbagatelizowaniu wielu moich ripost... możliwości nie ma.;)

9 minut temu, ex nihilo napisał:

EOT

Słusznie. Nie męczmy się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
23 minuty temu, Astro napisał:

Zestawiłeś to z ilością zabitego zwierza na pogłowie strzelających? Polecam.

Wrzuć statystyki, to pogadamy.
 

23 minuty temu, Astro napisał:

Owszem, ale powiedz mi, jakie ratio stoi za tym, by nocą z flintą i noktowizorem zakradać się by ZABIĆ dzika? Nie "emocja" przypadkiem?

To ma związek z ASF. A poza tym noktowizor, a najlepiej dwa (na głowie i na armacie), daje jedyną szansę na dochodzenie w nocy dziczych postrzałków. Poza tym takie nocne polowania nie mają jakiegoś szczególnego sensu i wątpię, żeby w normalnych polowaniach to się rozpowszechniło. A kłusownicy i tak z noktowizorami łażą i strzelają też. Może i dobrze będzie, jeśli w lasach pojawią się myśliwi z noktowizorami, bo teraz nocni kłusownicy są praktycznie całkiem bezkarni. I ci bogatsi kłusownicy (a nie brakuje takich) też tłumiki mają.

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, Astro napisał:

No tak, ale nie widzę tam ani jednego zastrzelonego przez myśliwych, czyli te dane nie mają związku z tematem. Z emocjami pewnie tak, ale nie z tematem.
 

Godzinę temu, Astro napisał:

(p.s. na gorąco nie znajduję, ale pomyśl; coś tam jeszcze dziko biega? jeśli tak, to pomyśl :D)

Dlatego to co jest w Polsce wcale nie jest takie złe, raczej odwrotnie - w porównaniu z resztą Europy, a pewnie i świata.
Weź pod uwagę, że niektórzy (przeczytaj wywiad) i to mający duży wpływ na decyzje polityczne chcieliby, doprowadzić sytuację w Polsce, do takiej jak w Irlandii - każdy rolnik z własną armatą.
 

Godzinę temu, Astro napisał:

W końcu (za Tobą), Kowalski dzika czy świnię a ASF wpierdzielić na grillu (czy inaczej) może bez stresu; prawda? Więc w czym problem? Wielkie żarcie przysporzy głosów przed wyborami.

dodałbym trzeci - na penisie, bo to podniesie ego. :)

Daj se spokój z przedszkolną erystyką i innymi takimi, nie chce mi się w to bawić.

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@ex nihilo

EOT święta rzecz, więc nie będę bezcelowo z Tobą już dyskutował, ale poczytaj jak były myśliwy potwierdza moje stwierdzenia m.in. o "chorym hobby" czy ilości ilości postrzałków

https://wyborcza.pl/7,161389,25642257,nienawisc-w-puszczy-rozmowa-o-zabijaniu.html#S.zajawka_magazynowa-K.C-B.7-L.1.maly

- Nie jest tak, że się strzela i zwierzę cicho gaśnie. Myśliwi sami piszą, że nawet w jednej czwartej przypadków ofiara jest dobijana, bo strzelają niecelnie. Psy tego rannego biedaka szarpią - leje się krew - rozmowa z Zenonem Kruczyńskim, autorem książki "Farba znaczy krew", byłym myśliwym

.

Kiedy pan zabił pierwszy raz?

- Miałem 28 lat, zabiłem zająca.

Pamięta pan?

- Doskonale. Na polu zając biegnie do mnie, a obok cała linia myśliwych. Wiedzą, że strzelam pierwszy raz w życiu, więc robię wszystko, aby trafić. Strzelam raz, drugi, jakoś trafiam. Ulga, udało się, ale czuję się okropnie. Koledzy z koła winszują mi i robią chrzest. Smarują twarz krwią zabitego zająca. Czuję się nieswojo, ale uśmiecham się i odbieram gratulacje.

Innym też jest trudno?

- Znajomy, który strzelał pierwszy raz w życiu do dużego zwierzęcia, a była to łania, źle trafił, bo ręce latały mu ze zdenerwowania. Łania upadła, podniosła się, próbowała uciekać, a on ciągle strzelał i haratał ją kulami. Zabił za piątym razem, gdy ją w końcu doszedł i strzelił z bliska. Przez dwa dni pił wódkę.

Poluje nadal?

- Jak najbardziej. Jak już się zacznie, nie ma końca. Myśliwi mogą zabijać wciąż i wciąż. Tydzień w tydzień, czasami częściej. Strasznie dużo śmierci ciągnie się za nimi. To bardzo trudny los, proszę sobie wyobrazić, tak wciąż zabijać i mieć na rękach ciepłą krew. Ciągle wyrywać serca, wątroby, płuca. Dobijać ranne zwierzęta. Morze cierpienia, krwi i potrzaskanych kulami kości.

Jak dają sobie z tym radę?

- Każdy z nas, ludzi, ma w sobie wrodzoną wrażliwość i myśliwy, żeby zabijać, musi się od niej odciąć. To nie jest łatwe. Urodziłem się w rodzinie myśliwskiej, proces wypierania tej wrażliwości zaczął się u mnie w dzieciństwie. Bez tego nie da się uczestniczyć w polowaniach. Widzisz, jak śrut rozwala głowę lisowi, musisz wziąć w ręce rannego zająca, żeby go dobić, a jemu z nogi wystaje ostra kość piszczelowa. Trzeba nauczyć się tego nie widzieć.

Kiedy pierwszy raz był pan na polowaniu?

- Miałem osiem lat. Potem jeździłem z tatą regularnie. Gdy strzelał, patrzyłem, gdzie spada kaczka, i biegłem po nią. Żyjące trzeba było dobić, czyli chwycić za łepek i obrotem naderwać. Ale nie urwać. Czasami jednak głowa zostawała w dłoni, a z tułowia kaczki sterczał kikut skrwawionej szyi. Trzeba było ściskać rękoma dłuższy czas, bo kaczka żyła i żyła.

Drastyczne.

- Tata polował co tydzień.

Jako dziecko widziałam, jak siekierą zabija się kury, nie mogłam na to patrzeć.

- Zabijanie kur było dla mnie bardzo drastycznym przeżyciem.

A dzikich kaczek nie?

- Ja te kury znałem, a zwierzęta w lesie były obce i uciekały. Ciągle słyszałem od dorosłych, że trzeba przechytrzyć zwierzę. Wówczas strzelano z dubeltówek i żeby trafić, należało podejść na 40 metrów. Dziś używa się broni, z której z dwustu metrów albo i dalej można zastrzelić zwierzę.

Trudno uwierzyć, że dziecku sprawiało to frajdę.

- Mogłem być blisko taty, czułem się z tym bardzo dobrze, a było to możliwe jedynie podczas polowania. Urodziłem się 66 lat temu. Nikt wtedy specjalnie nie rozmyślał, jak wychowywać dzieci. Zanim nie narodziła się współczesna pedagogika, dzieci były dość tajemnicze dla swoich rodziców i dorośli radzili sobie jak umieli. U nas w domu było podobnie, tyle że dla ojca najważniejszą rzeczą w życiu były polowania. Tak jest z prawie wszystkimi myśliwymi.

Pasja.

- Nałóg. Patrząc, jakich atrakcji i emocji dostarcza polowanie, reszta życia wydaje się nudna. Większość myśliwych żyje, żeby polować. Wiem, o czym mówię, ponad 20 lat byłem skutecznym myśliwym. Zapytał mnie kiedyś znajomy myśliwy, co bym wybrał, jeśli żona postawiłaby mi ultimatum: albo ona, albo polowanie. Wyobraziłem sobie życie tylko z żoną i pomyślałem: "Polowanie". Nie powiedziałem tego nigdy głośno oczywiście.

Dziś pana celem są myśliwi?

- Nikogo nie ścigam, próbuję jedynie stanąć po stronie całkowicie bezbronnych leśnych istot. Mają jedynie skórę przeciwko karabinom. W Polsce legitymację ma 116 tysięcy myśliwych, rocznie zabijają około 1,5 miliona zwierząt, a wielką ilość ranią i tylko część udaje im się odnaleźć. Reszta umiera od ran w lesie.

Na razie organizacjom pozarządowym działającym pod wspólnym szyldem Niech Żyją! udało się zastopować "ustawę marzeń" polskich myśliwych.

- Zmagaliśmy się najpierw z lobby łowieckim w Sejmie poprzedniej kadencji. Przez ostatnie dwa miesiące pokazywaliśmy nowym posłom, czym jest myślistwo. Statystycznie Polak zjada rocznie 240 gramów mięsa dzikich zwierząt - to jeden kotlet na rok. Mięsa z uboju każdy z nas je ponad 80 kilogramów w roku. Łowiectwo nie odgrywa żadnej roli w wyżywieniu ludzi. Jest to wyłącznie krwawe hobby.

15 stycznia Jarosław Kaczyński na tajnym spotkaniu członków rządu, posłów i senatorów z PiS-u oznajmił, że zdecydował o wycofaniu nowelizacji ustawy łowieckiej, bo jest przeciwnikiem myślistwa.

- I niech tak zostanie. Już w maju 2015 roku prosiliśmy posła Kaczyńskiego o spotkanie. Spotkania nie było, ale na początku stycznia dostaliśmy maila z biura prezesa PiS-u, że ustawa zostanie wycofana z procedowania.

 

Badania opinii społecznej wskazują, że prawie 70 procent Polaków nie akceptuje współczesnego łowiectwa. Nie chcą, by myśliwi w psychopatyczny sposób traktowali zwierzęta jak przedmioty.

Psychopatyczny?!

- Polowanie to hałaśliwa, gruba operacja. Nie jest tak, że się strzela i zwierzę cicho gaśnie. Myśliwi sami piszą, że nawet w jednej czwartej przypadków ofiara jest dobijana, bo strzelają niecelnie. Psy tego rannego biedaka szarpią - leje się krew. Zwierzę zrobi wszystko, żeby przeżyć - chowa się i ucieka, więc dobija się je kolejnymi strzałami. Potem trzeba wypróżnić ciało z serca, wątroby, jelit. Wnętrzności porzuca się na miejscu, a resztę myśliwy zabiera do samochodu, zazwyczaj kładąc ciało na specjalne kratki, które wystają poza auto.

Po co?

- By krew nie kapała do środka.

Straszne.

- Każde zabijanie jest skrajnie drastyczne, a język, którym posługują się myśliwi, służy maskowaniu brutalności uśmiercania. Zamiast "przestrzeliłem jeleniowi nogę i złamałem kość", usłyszymy "dostał w przedni badyl". Słowo "krew" zastępuje "farba". Nie ma jelit i żołądka, tylko "miękkie". Na klatkę piersiową myśliwi mówią komora, a zamiast "odstrzeliłem dzikowi żuchwę" usłyszy pani "trafiłem w gwizd". Kolejne magiczne słowo to "zestrzał".

Co to jest?

- Sierść, krew, kawałek kości, płuc, wątroby, które leżą na ziemi w miejscu, gdzie stała ofiara w momencie strzału. Proszę sobie wyobrazić, że myśliwi zabijają także ciężarne samice, a potem je patroszą.

Można je zabijać?

- Przez cały rok samice są albo w ciąży, albo prowadzą młode i karmią je mlekiem, albo jedno i drugie jednocześnie - tak jest u jeleni. Ciężarne łanie myśliwi zabijają do końca czwartego miesiąca ciąży, która trwa ponad siedem, do sarny strzelają do końca szóstego miesiąca - poród następuje w dziewiątym. Panie dzikowe można zabić nawet na dzień przed rozwiązaniem. Gdy przecina się brzuch, z wymion leje się białe mleko i miesza z krwią. Pęcherz płodowy łani z maluchami w charakterystyczne paski odciąga się w krzaki. W województwie podlaskim, w związku z niemądrą histerią wokół afrykańskiego pomoru świń, można zabijać dziki, które wodzą młode. Urząd marszałkowski dopłaca myśliwemu 400 złotych za zabicie dzika.

Każde dzikie zwierzę można zabić?

- Jest specjalna lista Ministerstwa Środowiska. Są tam sarny, jelenie, dziki, ale także lisy, borsuki, zające i całe mnóstwo ptaków. Zabijanie zajęcy, kuropatw, gęsi i jarząbków - tego ślicznego leśnego drobiazgu - nie ma żadnego uzasadnienia! Oprócz przyjemności. Ot, szybki strzał do kolorowego, żywego rzutka. Straszną ilość ptaków się rani. Najgorsze są jednak polowania zbiorowe. Czeszą wszystko równo. Las przez dwa, trzy tygodnie wygląda jak wymarły. Na "zbiorówkach" rani się jeszcze więcej zwierząt niż normalnie. Myśliwi opowiadają o rozpoznaniu, selekcji - to bajki. Na zbiorowych polowaniach zwierzaka widzi się dwie, trzy sekundy i pada strzał.

Skoro myśliwi mogą zabijać do woli, to czego jeszcze chcieli?

- W 2014 roku Trybunał Konstytucyjny nakazał znowelizować ustawę o Prawie łowieckim z 1995 roku, tak aby właściciele gruntów, na których powstają obwody łowieckie, mogli się jakoś odnieść do tej decyzji - do tej pory nie mieli prawa głosu. Posłowie mieli czas do 16 stycznia 2016 roku. Przy okazji nowelizacji myśliwi posłowie przygotowali korzystny dla siebie projekt ustawy, kolejny, konkurencyjny, powstał w rządzie, bo Ministerstwo Środowiska chciało uzyskać nieco kontroli nad Polskim Związkiem Łowieckim. Do konsultacji włączyły się organizacje pozarządowe. Zaproponowaliśmy poprawki, które miały choć trochę ochronić zwierzęta przed traumą polowań zbiorowych i szkodliwością dokarmiania. Zaproponowaliśmy też, by podobnie jak w ustawie regulującej ubój towarzyszenie dzieci przy zabijaniu było surowo karane. Stara ustawa łowiecka nie pochylała się nad tym problemem.

I co?

- Obydwa projekty, poselski i rządowy, zostały scalone w jeden i skierowane do prac w podkomisji. Z siedmiu jej członków sześciu było myśliwymi, efekt był do przewidzenia, powstała ustawa kuriozum. Postulaty organizacji społecznych wylądowały w śmietniku. Jak rozwiązano nakaz Trybunału? Właściciel, na którego gruncie ma być wytyczony obwód łowiecki, mógł wystąpić do sądu z wnioskiem o zakaz polowania. Musiał jednak uzasadnić swoją prośbę przekonaniami religijnymi lub wyznawanymi zasadami moralnymi.

Jak ma to udowodnić?

- No właśnie, jak? Podczas prac nad ustawą działy się cuda. Nowelizację ustawy miała zaakceptować komisja ochrony środowiska, a tam na 27 członków 15 było myśliwymi. Opracowaną w podkomisji ustawę przepchnięto "w ciemno" na wniosek ówczesnego posła PiS Jana Szyszki, bez dyskusji i poprawek. Co więcej, ówczesny wiceminister środowiska nie ujawnił ważnych opinii MEN oraz Rzecznika Praw Dziecka i psychologów o szkodliwości udziału dzieci w polowaniach.

Zorganizowaliście protest w Warszawie.

- Tak, słaliśmy też petycje, jak się okazało, skutecznie - we wrześniu Sejm zakończył kadencję i projekt ustawy przepadł.

Ale PiS wygrał wybory i już 22 grudnia posłowie mieli kolejny projekt ustawy.

- Tym razem myśliwi naprawdę się nie ograniczali. Projekt był poselski, droga procedowania krótka - myśliwi z Sejmu zachowali się, jakby wystarczyło sięgnąć po swoje.

Skąd ta pewność?

- Poluje minister Szyszko, dyrektor Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski także - to zaprzysięgli myśliwi. Mąż premier Szydło również. Sejmowa maszynka do głosowania działa idealnie, więc czego mieli się obawiać?

Ich projekt był jeszcze gorszy?

- Tak. Właściciel gruntu nadal miał udowadniać swoje przekonania religijne przed sądem, żeby na jego terenie nie polowano. Lista zwierząt łownych miała być wpisana do ustawy, więc by np. przestać polować na zagrożone gatunki ptaków, a większość jest zagrożona, konieczne byłyby obrady parlamentu.

 

Żadne z naszych postulatów nie zostały spełnione, na przykład o ograniczeniu toksycznej amunicji ołowianej. W Europie odchodzi się od ołowiu. Myśliwi wstrzeliwują w glebę i wodę do 600 ton ołowiu rocznie, gdy cały przemysł i transport w Polsce emituje do środowiska 347 ton.

To ile oni strzelają?

- Bardzo dużo. Weźmy posła Pawła Kukiza, który chwali się, że uwielbia strzelać do ptaków. W prasie można przeczytać, że ostatnio kupił tysiąc sztuk amunicji. Przedstawia siebie jako zaciętego myśliwego. Jest przy tym, delikatnie mówiąc, przyrodniczo niezbyt lotny - wygaduje szkodliwe banialuki.

Czyli?

- Na YouTubie opowiada, że "lisów było mnóstwo i to one przyczyniły się do tych zajączków, że ta populacja się zmniejszyła, że kuropatw nie ma". W "Do Rzeczy" chwalił się, że ma dwie jednostki broni długiej na wszelki wypadek. Podczas wojny na pewno nastąpiłaby destabilizacja gospodarcza, więc karabin się przyda, aby upolować zwierzynę i przetrwać z rodziną.

I jeszcze sprawa pistoletów

- Tak, jeden z zapisów ustawy mówił, że myśliwi będą mogli kupić bez specjalnych pozwoleń broń krótką. Tłumaczą się, że po krzakach łatwiej będzie im biegać z pistoletem i dobijać ranne zwierzęta. To kompletna bzdura! Myśliwy już ma broń. Jeżeli nie umie się nią posługiwać i nie potrafi z niej dobić poranionego przez siebie biedaka, to jego koledzy powinni zabrać mu legitymację, bo ten człowiek stwarza zagrożenie.

To o co chodzi?

- Posiadanie broni łaskocze i podbudowuje męskie ego. Długiej broni myśliwskiej nie schowasz za pazuchę - każdy widzi, że jesteś uzbrojony. Natomiast broń krótka, która została skonstruowana do zabijania ludzi, jest noszona w ukryciu - gdy jestem w tajny sposób uzbrojony, dodaje mi to pewności siebie.

Które jeszcze z waszych postulatów nie zostały wprowadzone do ustawy?

- Chcieliśmy, by zakazano używania zwierząt do trenowania psów.

Żywych zwierząt?

- Przytoczę historię z pisma łowieckiego. Myśliwy opisuje, jak uczył młode psy aportowania dzikiej gęsi. Przestrzelił skrzydło, zapakował ptaka do bagażnika, przywiózł na podwórko i wypuścił młode psy. Ptak zdołał się obronić zdrowym skrzydłem i dziobem, więc myśliwy puścił doświadczonego wyżła, który pokazał, jak się chwyta i zabija. Gdyby takie okrucieństwo spotkało zwierzę domowe, ten człowiek mógłby nawet trafić do więzienia. My, społeczeństwo, milcząco te wszystkie myśliwskie straszliwości tolerujemy.

Zwracaliśmy także uwagę na bezsensowność dokarmiania. To niebywale szkodliwe. Dokarmianie w co najmniej 90 procentach odbywa się na nęciskach. Myśliwi przyzwyczajają zwierzęta do jedzenia, a gdy te spokojnie żerują, zabijają je przez okienko ambony z 30 metrów. Rok w rok na jednym nęcisku można zastrzelić nawet kilkadziesiąt zwierząt - to jest jatka.

Pełno tych ambon.

- Dziwna nazwa "ambony". Stoją wszędzie, jak wieżyczki z obozów jenieckich. Podjeżdża się samochodem sto metrów od wieżyczki, wchodzi z bronią po drabinie, bywa że wypije piwko, zastrzeli zwierzaka, wypatroszy i jedzie się do domu. To zwykła egzekucja wykonana niebywale zaawansowaną technologicznie bronią. I wolno strzelać zaledwie sto metrów od zabudowań.

Bardzo blisko.

- Mieszkam na skraju Puszczy Białowieskiej, dziki bardzo lubią mirabelki, które rosną sto metrów od domu. Owocują w sierpniu, pełnia księżyca, okna w nocy otwarte i nagle ze snu podrywa mnie grzmot! Strzał, jakby ktoś huknął przy furtce. Inny przykład - jakiś myśliwy upodobał sobie Polanę Białowieską, pewnie ma blisko z domu, postanowił, że będzie tam strzelał i zabijał zwierzęta. Polana leży między wsią a rezerwatem ścisłym - to jest miejsce, gdzie przychodzi mnóstwo turystów przez cały rok, a zwłaszcza podczas rykowiska. Nasłuchujących przyrody w nocy. A na polanie stoją cztery ambony, dwie są niecałe 200 metrów od rezerwatu ścisłego! Tu w końcu coś tragicznego się stanie. Rozmawiałem o tym z nadleśniczym.

I co?

- Nic. Chodzę po Puszczy i jest mi coraz bardziej głupio, bo nawet gdy jestem w rezerwacie ścisłym, zwierzęta uciekają ode mnie panicznie. Wstyd mi, że jako człowiek jestem przez wszystkie istoty postrzegany jako morderca.

Na szczęście projekt ustawy przepadł, ale Sejm nie wykonał orzeczenia Trybunału. Co teraz?

- Według niektórych prawników odpadnie podstawa prawna nie tylko do zmiany granic istniejących obwodów, ale w ogóle podstawa prawna podziału wszystkich już istniejących. Obywatel będzie też mógł zwrócić się do sądu o zakaz polowania na jego gruntach.

Bitwę o zwierzęta częściowo wygraliście, teraz kolejna potyczka - o Puszczę Białowieską. Z powodu kornika ma zostać przetrzebiona ze świerków.

- Z punktu widzenia przyrody zwiększona ilość kornika nie jest czymś niezwykłym - co jakiś czas występuje w każdym lesie, w którym rosną świerki. Od 1915 roku zjawisko jest dokumentowane i opisywane przez naukowców. Gradacja trwa kilka lat i zamiera. Potem pojawi się nowa. To naturalne zjawisko charakterystyczne dla lasów świerkowych.

A dlaczego się pojawia?

- To jest papierek lakmusowy wskazujący na zaburzenie równowagi. Naukowcy pracujący w Białowieży obserwują, że od dziesięciu lat obniża się poziom wód gruntowych, a ostatnie lato było niebywale gorące. W sierpniu nie spadła ani kropla deszczu, a temperatury dochodziły do 38 st. C. Pojawiła się susza glebowa, świerk wymaga dużo wilgoci i do tego ma płaski system korzeniowy. Nic więc dziwnego, że świerki porastające Puszczę osłabły. Na osłabione drzewa najpierw wchodzą grzyby glebowe znajdujące pożywkę na zamierającym systemie korzeniowym. Następnie pojawiają się różne gatunki opieniek. I wtedy otwierają się drzwi dla przeciekawego chrząszcza - kornika drukarza. System "immunologiczny" osłabionego drzewa działa już zbyt słabo i nie jest ono w stanie obronić się. Gdy kornik próbuje dostać się do tkanki zdrowego drzewa, zostaje zalany żywicą i po sprawie.

Teraz pożre wszystkie świerki z Puszczy?

- Nie, 26 procent drzew w Puszczy to świerki rozproszone wśród drzew liściastych. Po skomasowaniu można wyliczyć, że zamarło cztery tysiące hektarów Puszczy, to tak, jakby na każde 100 metrów kwadratowych lasu 6 metrów było uszkodzonych. Chodząc po lesie, można tego w ogóle nie zauważyć. Naukowcy i leśnicy mówią, że nie ma żadnego zagrożenia dla trwałości przyrodniczej Puszczy. Tak funkcjonuje las, nie ma w tym nic groźnego.

Tak?

- Przed laty na dużym obszarze lasu z monokulturą świerkową, który był podzielony granicą pomiędzy Czechy i Niemcy, zdarzyła się gradacja. Czesi podeszli do sprawy jak nasi leśnicy - wycięli i wywieźli wszystkie zaatakowane przez kornika drzewa. Niemcy postąpili odwrotnie - czekali, aż las sam się upora. Dziś, po 20 latach, Park Narodowy Szumawa wygląda jak krajobraz po klęsce ekologicznej, a po stronie niemieckiej rośnie fantastyczny, bujny Las Bawarski.

Leśnicy jednak wiedzą swoje. A może oni mają rację?

- Poprosiłem niedawno o spotkanie profesora Jerzego Gutowskiego z Instytutu Badawczego Leśnictwa w Białowieży. Potwierdził, że na skutek stosowania przez leśników wycinki nazwanej "ochroną czynną" zginie więcej drzew, niż gdyby nie robiono nic i zostawiono naturę w spokoju.

Może chodzi o kasę?

- Pieniędzy z masakrowania Puszczy nie ma i nie było - to mity. Aby trzy nadleśnictwa puszczańskie: Białowieża, Browsk i Hajnówka, mogły egzystować, Fundusz Leśny kilkanaście lat temu dopłacał rocznie 8 milionów złotych, a dziś kwota wzrosła do 20.

To ludzie nie żyją tutaj z lasu?

- Kiedyś owszem, ale teraz już nie. Najbrutalniej eksploatowali Puszczę Niemcy na początku XX wieku i Polacy w latach 60. i 70. Gdy zwarto w 2011 roku kompromis, można było wyciąć 48,5 tysiąca metrów sześciennych drzew rocznie. Mniej więcej połowa z tego idzie na potrzeby opałowe miejscowej ludności, zresztą po paskarskich cenach. Pozostałe drewno jest sprzedawane na aukcjach.

Dane GUS z końca 2015 roku pokazują, że mimo ograniczonej wycinki drzew przez ostatnie cztery lata dochód w powiecie hajnowskim cały czas rośnie. Co więcej, podczas tych badań, które miały wskazać, w jakich gminach poziom życia jest najwyższy, okazało się, że gminy puszczańskie są w krajowej czołówce. I jest to jedyny obszar w Polsce o najwyższym poziomie życia, który nie jest związany z jakąś dużą aglomeracją. Powiat hajnowski związany jest z Puszczą Białowieską. Plany, żeby zacząć ciąć pięć razy więcej drzew niż dotychczas, zaszkodzą, a nie pomogą okolicznej ludności.

Dlaczego?

- Bo do Puszczy przyjeżdża 200 tysięcy ludzi rocznie i zostawia w regionie pieniądze. Przedstawiciele Rady Europy, którzy byli w Puszczy dwa miesiące temu, mówili jasno: wszędzie na świecie społeczności żyjące na obszarach przyrodniczo cennych, które są chronione - mają się dobrze. Mieszkańcom Białowieży i okolic bardziej opłaca się wynajmować kwatery, niż biegać z piłą po lesie. Zresztą pilarze zarabiają niewiele, dyrekcja Lasów pozbawiła ich etatów wiele lat temu, dziś robotnicy leśni nazywani "zulami", od Zakładu Usług Leśnych, pracują na samozatrudnieniu i zarabiają między 700 a 1000 złotych miesięcznie.

Skąd bierze się niechęć miejscowych do ludzi walczących z wycinką? Sama słyszałam w autobusie o "pieprzonych ekologach", którzy się wtrącają.

- W trzech puszczańskich nadleśnictwach na etatach jest prawie setka personelu i leśników - zarabiają średnio od 6 do 9 tysięcy złotych, a niektórzy pewnie więcej. Do tego rozmaite apanaże, przede wszystkim pięknie położone domy w prestiżowej Puszczy Białowieskiej, służbowe samochody, sorty mundurowe, nisko oprocentowane kredyty. Leśna korporacja dobrze ich opłaca, ale trzyma na złotym łańcuchu. W tej grupie tylko nieliczni nie polują, reszta - to myśliwi. Poza wszystkimi "konfiturami", jakie dostają od korporacji, z lasem wiąże ich łowisko, a powiedzieć, że myśliwy jest przywiązany do łowiska, to nic nie powiedzieć. Myśliwy kocha nad życie swoje łowisko! Z tej miłości w Puszczy Białowieskiej zabija się około tysiąca dużych zwierząt rocznie.

Jaki jest związek między polowaniem a wycinką świerków?

- Leśnicy chcą żyć w tym miejscu, zarabiać i polować! Przez kilkadziesiąt lat nikt im nie patrzył na ręce, teraz to się zmienia i aby zachować swoje status quo, robią bardzo dużo. Najpierw ustawa łowiecka, teraz walka o Puszczę - krew im się gotuje -"obcy" próbują wtrącać się do tego, jak rządzą się w państwowym skądinąd lesie. Ktoś powiedział, że lasy w Polsce należy znacjonalizować. Na jednej z narad w dyrekcji Lasów prominentna osoba oznajmiła: "Puszczy bronimy jak Stalingradu - nie oddamy! Jak polegniemy tu, polegniemy i w innych miejscach. Rozleje się na cały kraj". Puszcza jest bardzo prestiżowym łowiskiem. Polować w dzikiej puszczy to myśliwski rarytas. Tutaj nie strzelają zwykli myśliwi, to tereny należące do Administracji Lasów Państwowych, nazywane Ośrodkami Hodowli Zwierzyny, stanowią tylko 8 procent powierzchni obwodów łowieckich w kraju. Ale zabija się w nich prawie jedną czwartą zwierząt ginących podczas polowań.

Niech pan powie, jak wygląda ten Stalingrad.

- Miejscowi leśnicy, wspierani przez szefostwo Lasów Państwowych, podburzają i wykorzystują mieszkańców do załatwiania swoich interesów, a mają w regionie Puszczy duże wpływy. Przykro mi to wszystko mówić, mam dobrych znajomych wśród różnych leśników w kraju. Ale tutaj dopuszczają się niegodnej manipulacji, to jest przejaw braku szacunku dla społeczeństwa mieszkającego w regionie Puszczy. Przecież leśnicy wiedzą, że ze zwiększonego etatu cięć ludzie stąd nie będą mieli złamanego grosza więcej.

Trzy tygodnie temu w okolicznych kościołach i cerkwiach na zakończenie mszy księża i popi prosili wiernych o podpisywanie apelu w sprawie zwiększenia limitów wycinki drzew z powodu kornika. Wierzą tylko leśnikom. Nie wierzą naukowcom, parkowcom, socjologom, ekonomistom środowiska, GUS-owi, organizacjom turystycznym, politycznym i przyrodniczym głosom z Unii Europejskiej i ze świata.

Coś jeszcze?

- Na razie wypuszczono balon próbny i w grudniu do konsultacji społecznych trafił aneks do planu urządzania lasu w nadleśnictwie Białowieża. Przewidywał prawie pięciokrotne zwiększenie wycinki drzew. Na początku stycznia zaczęły się obywatelskie protesty, w Warszawie był Marsz Entów, kilka dni później minister Szyszko spotkał się z komisarzem Unii ds. środowiska Karmenu Vellą, który wyraził zaniepokojenie wycinką Puszczy.

A jeśli to nie pomoże?

- Będzie dramat. Jak wygląda trzebiona Puszcza, każdy może się przekonać w Rezerwacie Szafera, biegnie przez niego szosa wjazdowa z Hajnówki do Białowieży. Potężne świerki leżą po obu stronach szosy. Tną pod pretekstem zapewnienia bezpieczeństwa. Teoretycznie mogą ciąć, bo Lasy są odpowiedzialne za bezpieczeństwo przy szlakach i drogach. To widowiskowy manifest siły i obecnej poprawności politycznej wobec ministra środowiska.

Rzeczywiście, mijałam dziesiątki upiłowanych olbrzymów.

- Jeśli piły pójdą w ruch, będą koleiny do kolan wyryte w miękkim gruncie przez wielkie koła leśnych kombajnów. Łańcuchowe piły będą wyły na najwyższych obrotach w tumanach siwych spalin o ostrym, chemicznym zapachu. Wielkie naczepy drogowe załadowane do pełna kłodami drzew będą rozjeżdżały puszczańskie drogi. Hałas będzie trwał przez lata. Potem nastąpi cisza. Wszędzie będą ślady ponurej przemocy. Naturalny z wyglądu las odrodzi się za 60-80 lat. Z punktu widzenia przyrody taki czas nic nie znaczy, pewnie nie wzruszy nawet ramionami.

Dla mnie trudne do przyjęcia jest zachowanie leśników.

Co pan ma na myśli?

- Czarny leśny piar doprowadził do tego, że w Puszczy gotuje się od wzajemnej nienawiści. Być może leśnicy rzeczywiście wierzą, że lasu należy bronić piłą, a naukowcy i organizacje społeczne to oszołomy. Kilka dni temu podszedłem do leśniczego, który nadzorował wycinkę przy szosie w Rezerwacie Szafera, robotnicy wokół ogniska jedli posiłek, rozmawialiśmy chwilę. Jeden z pilarzy wskazał na suche drzewo i powiedział: "Ten świerk usechł przez takich jak pan". Gdy wracałem do samochodu, drwal z piłą w ręku poszedł za mną i wykrzyczał mi w twarz: "Spierdalaj stąd, ty gnido, bo cię, k**wa, pochlastam piłą na miejscu". Koledze z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot miejscowi grozili, że utopią go w bagnie. Czy leśnicy stąd mogą zobaczyć swój udział w tym wszystkim?

Kiedy się zaczęło?

- Leśnicy przebudzili się, kiedy PiS zaczął górować w sondażach. Jeszcze zanim przejął rządy, leśnicy już zaczęli machać do polityków ręką z Puszczy: "Myślimy jak pan minister, jak pan dyrektor. Będziemy ciąć, proszę popatrzeć - już tniemy...". Ustawa o lasach nakazuje sumiennemu urzędnikowi walkę z kornikiem polegającą na wycince. W lesie gospodarczym - dobrze, ale w Puszczy Białowieskiej?! Leśnicy w jedną powyborczą noc z ludzi w miarę czujących przyrodę stali się suchymi urzędnikami. Nadleśniczy to stanowisko polityczne.

Na Jana Szyszkę raczej nie ma co liczyć.

- Jest starszym panem, schorowanym, jak mówi, czyta "Nasz Dziennik", ogląda Telewizję Trwam i to mu wystarcza. Kiedyś był podobno niezłym naukowcem, ale teraz mam wrażenie, że nie nadąża za wyzwaniami klimatycznymi i środowiskowymi. Entomolog, specjalizował się w biegaczowatych. Te chrząszcze dobrze się mają na zrębach, może dlatego ministrowi podoba się wycinanie drzew. To zaprzysięgły myśliwy, mówi, że "myślistwo wyssał z mlekiem matki", jego traktowanie natury jest wyłącznie eksploatacyjne, zgodnie z tezą, że ziemia została dana nam, ludziom, we władanie. Wielu ludzi uwierzyło w to. W końcu ziemia się otrząśnie z naszego kłopotliwego gatunku. Dyktatorzy trwają długo, ale ostatecznie wszyscy dają szyję.

Jednak świadomość ekologiczna rośnie.

- Sprawa Rospudy pokazuje, że Polacy potrafią walczyć o przyrodę. Pamiętajmy, że zdarzyło się to za poprzedniego ministrowania Szyszki. Jak informacja o planowanej wycince w Puszczy dotarła do społeczeństwa, zagotowało się. Ludzie stoją w blokach startowych i czekają, żeby bronić lasu. Białorusini, do których należy dwie trzecie Puszczy, z całości zrobili park narodowy.

Odkąd przeprowadziłem się do Białowieży, codziennie wędruję po tym prastarym lesie - ciężko mi myśleć, że jeśli leśnicy się nie opamiętają, zostanie zmasakrowany.

Pan wyprowadził się z Gdyni rok temu?

- Od wielu lat myślałem o Białowieży, mieszkał tu mój najlepszy przyjaciel, regularnie go odwiedzałem. To była szybka decyzja, podczas spaceru zobaczyliśmy z żoną, że na skraju wioski, tuż przy Puszczy, jest działka na sprzedaż - kilka tygodni później była nasza. Zbudowałem drewniany dom, a kiedy syn jesienią zaczął studiować w Warszawie, przenieśliśmy się tutaj z Dorotą na stałe.

A dlaczego przestał pan zabijać?

- To był proces. Przełomem okazał się moment, gdy zastrzeliłem psa. Stałem pod drzewem i patrzyłem na dwie sarny. Z żyta wyskoczyły psy i zaczęły je gonić. Strzeliłem odruchowo. Pies nie zginął na miejscu, uciekł. Skonał w krzakach. Wtedy poczułem, że już nie mogę zabijać. Proces "zdrowienia" był bolesny - przeżyłem dość długi okres retrospekcji i przygnębienia. Zobaczyłem z całą wyrazistością niepotrzebne cierpienie i śmierć, które zadawałem kulami i śrutem.

Przestałem polować ponad 20 lat temu. Dziś uważam, że aby móc nieść los myśliwego, trzeba mieć bardzo twarde serce. Nie można zabijać w sobotę i niedzielę, a od poniedziałku dla rodziny i przyjaciół mieć pełne miłości i współczujące serce.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja już nie miałem ochoty wracać do tego tematu, ale natrafiłem na coś takiego:

https://next.gazeta.pl/next/7,151003,25650728,francja-zakaze-przemyslowego-uboju-meskich-pisklat-gazowanie.html#a=88&c=145&s=BoxBizMT

(chodzi mi o mielenie piskląt żywcem). Tak że mam wątpliwości czy da się łatwo rozstrzygnąć, czy z punktu widzenia zwierzaka korzystniej jest być zabitym przez myśliwego, czy przez "zawodowców" z przemysłu mięsnego. Myślę, że wiele osób łatwo zapomina, że wędlina ze sklepu była kiedyś żywym zwierzęciem. Ale z drugiej strony 100 % weganizmu to pewnie też utopia (biologii się nie da oszukać, tego, że przez miliony lat ewolucji uzupełnialiśmy dietę mniej lub bardziej pokarmem zwierzęcym, nie da się łatwo odkręcić).

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
9 godzin temu, darekp napisał:

mam wątpliwości czy da się łatwo rozstrzygnąć, czy z punktu widzenia zwierzaka korzystniej jest być zabitym przez myśliwego, czy przez "zawodowców" z przemysłu mięsnego.

Drastyczne to mielenie (smacznego mięsożercy) ale zauważ, że giną (wszystkie) stosunkowo szybko. Doczytaj art, który zamieściłem: były myśliwy opisuje ile i jak długo nieuniknione  przez taką rozrywkę postrzałki mogą konać.

9 godzin temu, darekp napisał:

Ale z drugiej strony 100 % weganizmu to pewnie też utopia

Darku, ale dlaczego porównujesz ze skrajnością.? Wegetarianizm wystarczy i wszystko dostarczy.:)

9 godzin temu, darekp napisał:

przez miliony lat ewolucji uzupełnialiśmy dietę mniej lub bardziej pokarmem zwierzęcym,

Biogram aminokwasowy jeszcze bogatszy od mięsa mają nabiał i jaja.

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, 3grosze napisał:

Darku, ale dlaczego porównujesz ze skrajnością.? Wegetarianizm wystarczy i wszystko dostarczy

Owszem, ale sa badania wskazujące że w praktyce dieta taka jest trudniejsza w utrzymaniu i wymaga przemyślanej suplementacji i samego składu diety (bo ta zalezy od stanu konretnej jednostki, i stan ten z czasem się zmienia, najczęściej na niekorzyść bo przez lata ubywa zapasów. Niemal każdy weganin był przez lata na diecie zwierzęcej jednak). Są badania które wskazują że wielu wegetarian nie utrzymuje odpowiedniej suplementacji oraz, że ich dieta jest często bardzo bogata w węglowodany i cukry (rekompensata?) które prowadzą do miażdżycy równie czesto a czasem częściej niż na diecie zwierzęcej. Dodatkowo są pojedyczne badania wskazujące że wegeteraianie wprawdzie więcej się ruszają (większa świadomość dot stylu życia?) ale mają większą szansę na choroby psychiczne i neurologiczne (mózg potrzebuje troszkę białka zwierzęcego, ale też nie tyle ile żremy na co dzień).  Jak dla mnie owady są bardzo dobrym "złotym środkiem".    

Edytowane przez Warai Otoko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
23 minuty temu, Warai Otoko napisał:

Owszem, ale sa badania wskazujące że w praktyce dieta taka jest trudniejsza w utrzymaniu i wymaga przemyślanej suplementacji i samego składu diety

Badania tylko potwierdzają, to co jest oczywiste: dieta wegetariańska wymaga większej świadomości i wiedzy konsumenta od diety tradycyjnej, więc nie jest dla wszystkich;), ale w bonusie zdrowie i czyste sumienie.

23 minuty temu, Warai Otoko napisał:

Są badania które wskazują że wielu wegetarian nie utrzymuje odpowiedniej suplementacji oraz, że ich dieta jest często bardzo bogata w węglowodany i cukry (rekompensata?) które prowadzą do miażdżycy równie czesto a czasem częściej niż na diecie zwierzęcej.

J.w. czyli dla mądrych.

23 minuty temu, Warai Otoko napisał:

mózg potrzebuje troszkę białka zwierzęcego,

A co odróżnia białko zwierzęce od roślinnego? Różnice są jedynie w niepełnym aminogramie białek roślinnych, który można zbilansować jego różnymi żródłami.

23 minuty temu, Warai Otoko napisał:

Jak dla mnie owady są bardzo dobrym "złotym środkiem".  

Spopularyzowanie ich jako żywności, będzie nieuniknione w przyszłości.

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 minut temu, 3grosze napisał:

J.w. czyli dla mądrych.

Ale to nie tylko o to chodzi. Człowiek dysponuje odpowiednimi zasobami - czasowymi, intelektualnymi etc. i nie można bez poważnych argumentów (nie wierzeń czy emocji) wymagać od ludzi żeby ustawili priorytety tak a nie inaczej. To że coś z wysiłkiem można robić to jeszcze nie znaczy że w ogólnym rozrachunku jest to najlepsza możliwa opcja (może tak być, ale to się co najwyżej dopiero okaże). 

 

7 minut temu, 3grosze napisał:

A co odróżnia białko zwierzęce od roślinnego? Różnice są jedynie w niepełnym aminogramie białek roślinnych, który można zbilansować jego różnymi żródłami.

Dodatki i powiązania. Żelazo (jego wchłanianie), witamina B, cholina i kilka innych rzeczy o których zapomniałem teraz :P 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 minut temu, Warai Otoko napisał:
16 minut temu, 3grosze napisał:

A co odróżnia białko zwierzęce od roślinnego? Różnice są jedynie w niepełnym aminogramie białek roślinnych, który można zbilansować jego różnymi żródłami.

Dodatki i powiązania. Żelazo (jego wchłanianie), witamina B, cholina i kilka innych rzeczy o których zapomniałem teraz :P 

Zauważ, że zapytałem o różnice między białkiem roślinnym, a zwierzęcym, a Ty podałeś składniki mięsa, zresztą dostępne w świecie roślinnym. Np wymienionej przez Ciebie choliny jest więcej w soi niż w mięsie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 minutę temu, 3grosze napisał:

Zauważ, że zapytałem o różnice między białkiem roślinnym, a zwierzęcym, a Ty podałeś składniki mięsa, zresztą dostępne w świecie roślinnym. Np wymienionej przez Ciebie choliny jest więcej w soi niż w mięsie.

Racja, uprościłem. Zgadzam się ze białko zwierzęce czyli de facto w procesie trawienia zbiór aminokwasów niczym się pod względem chemicznym nie różni od roślinnego (chociaż pewnosci co do właściwości biologicznych nie mam, nie wiem też czy takie same zestawy aminokwasów można łatwo uzyskać z roślin). MIałem na myśli mięso (tkanka mięśniowa, tłuszcz, tkanka łączna, naczynia krwionośne i krew). Żelazo w mięsie się wchłania najlepiej, z roślin niemal wcale z tego co wiem. Dochodzą do tego niepokojące doniesienia odnośnie tych chorób mózgu oi których wspominałem - nie wiaodmo teraz czy chodzi o coś w mięsie, czy o ten wspomiany przeze mnie wczesniej "trud" i wynikający z tego fakt, że większośc wegetarian nie utrzymuje odpoiwednio zbilansowanej diety przez cały czas. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania DNA ludzi zabitych w Pompejach przez Wezuwiusza pokazały, jak błędne były czynione przez wieki założenia. Okazuje się, że rzekome rodziny nie były rodzinami, zmarłym źle przyporządkowano płeć. Okazało się ponadto, że ludność Pompejów w większości stanowili emigranci ze wschodnich regionów Morza Śródziemnego.
      Erupcja Wezuwiusza nie dała szans na ucieczkę wielu mieszkańcom miasta. Ci, którzy przeżyli pierwszą jej fazę, zabiły lawiny piroklastyczne, szybko przemieszczające się chmury gorących gazów i popiołów. Pokryły one ciała ofiar grubą warstwą, na zawsze zachowując ich kształt.
      Od XIX wieku naukowcy wykonują w Parco Archeologico di Pompei odlewy ciał, wstrzykując gips z puste miejsca, pozostałe po rozłożeniu się tkanek. Uczonym, którzy prowadzili zabiegi konserwatorskie, udało się pozyskać DNA z pofragmentowanych szkieletów zatopionych w 14 z 86 tych odlewów. To zaś pozwoliło na określenie płci zmarłych, ich pochodzenia oraz związków genetycznych pomiędzy nimi. I pokazało, jak błędne były dotychczasowe założenia, które opierano na wyglądzie i pozycji ciał.
      Na przykład w Domu Złotej Bransolety, jedynym miejscu z którego mamy DNA całej grupy ciał, okazało się, że cztery osoby, które interpretowano jako rodzice z dwójką dzieci, nie były w żaden sposób ze sobą spokrewnione, mówi profesor David Caramelli z Uniwersytetu we Florencji. To nie jedyne błędne przypuszczenia, zweryfikowane przez DNA.
      Innym znanym przykładem jest dorosła osoba nosząca złotą bransoletę i trzymająca dziecko. Tradycyjnie interpretowano je jako matkę z dzieckiem. Okazało się, że to mężczyzna i dziecko, którzy nie byli ze sobą spokrewnieni. Mamy też dwie obejmujące się osoby, które interpretowano jako matka z córką lub siostry. Teraz wiemy, że jedna z tych osób to mężczyzna, dodaje David Reich z Uniwersytetu Harvarda.
      Ponadto wszyscy mieszkańcy Pompejów, w przypadku których udało się zdobyć dane z całego genomu, okazali się w głównej mierze potomkami emigrantów ze wschodnich regionów Śródziemiomorza. Pochodzenie takie widoczne jest też w genomach współczesnych im mieszkańców Rzymu, co tylko pokazuje, jak kosmopolityczne było Imperium Romanów w tych czasach.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Członkowie Ekspedycji 399 „Building Blocks of Life, Atlantis Massif” wydobyli rekordowo długi, 1286-metrowy rdzeń z płaszcza Ziemi. Odwiert został wykonany za pomocą statku JOIDES Resolution na Grzbiecie Śródatlantyckim. Na tym najdłuższym grzbiecie śródoceaniczym na Ziemi skały z płaszcza znajdują się blisko powierzchni. Mimo więc trudności w wykonywaniu odwiertów pod powierzchnią oceanu, pierwsze próby podjęto już w latach 60. XX wieku.
      Wykonanie tak głębokiego odwiertu w płaszczu i pozyskanie materiału to niezwykle ważny krok w rozwoju nauk o Ziemi. Już wyniki pierwszych badań pokazały, że wysiłek się opłacił. Uzyskane wyniki różnią się od tego, czego się spodziewaliśmy. W skałach jest znacznie mniej piroksenów, za to występuje w nich bardzo duże stężenie magnezu. Oba te zjawiska to wynik znacznie bardziej intensywnych niż przewidywano procesów topnienia, przyznaje główny autor badań, profesor Johan Lissenbarg z Uniwersytetu w Cardiff. Dalsze badania tych zjawisk  mogą mieć olbrzymi wpływ na nasze rozumienie tworzenia się magmy oraz jej roli w wulkanizmie. Naukowcy znaleźli też kanały, którymi magma przemieszcza się ku powierzchni planety.
      Naukowcy mają też wstępne wyniki badań nad interakcją pomiędzy oliwinami a wodą morską. W wyniku tej interakcji dochodzi do serii reakcji chemicznych, w wyniku których powstaje wodór oraz inne molekuły potrzebne w procesach życiowych. Być może więc lepiej zrozumiemy początki życia na naszej planecie.
      Analiza skał z płaszcza dostarczy informacji na temat warunków chemicznych i fizycznych, jakie panowały na Ziemi w odległej przeszłości. Warunków, w jakich powstawało i rozwijało się życie.
      Wydobyty rdzeń będzie przedmiotem badań przez kolejne dziesięciolecia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Psy były pierwszymi zwierzętami udomowionymi przez człowieka. Nie znamy jednak czasu i miejsca, gdzie zyskaliśmy  najlepszych przyjaciół. Najstarsze archeologiczne pozostałości po niewątpliwie udomowionych psach pochodzą z okresów kultury magdaleńskiej (Abri le Morin, Francja, ok. 15 000 – ok. 14 200 lat temu), epigraweckiej (Grotta Palicci, Włochy, ok. 14 300 – ok. 13 700 lat temu), kebrajskiej i natufijskiej (Kebara, Izrael, ok. 12 500–12 000 lat temu). Naukowcy z Uniwersytetu Kraju Basków (EHU) datowali psią kość, która jest znacznie starsza od wszystkich tutaj wymienionych przykładów.
      W 1985 roku zespół kierowany przez Jesusa Altunę znalazł w jaskini Erralla w Guipuzkoi niemal kompletną kość ramienną psowatego. Profesor Conchi de la Rúa i jej zespół zajmujący się biologią ewolucyjną człowieka na EHU wykazali za pomocą badań morfologicznych, radiometrycznych i genetycznych, że kość należy do gatunku Canis lupus familiaris, czyli udomowionego psa. Z kolei datowanie radiowęglowe wykazało, że zwierzę żyło 17 410 – 17 096 lat temu. Oznacza to, że pies z jaskini Erralla żył w górnym paleolicie, towarzysząc przedstawicielom kultury magdaleńskiej. Jest to zatem jeden z najstarszych znanych nam psów Europy.
      Badania wykazały także, że dzieli on mitochondrialne DNA – jest zatem spokrewniony z nimi w linii żeńskiej – z tymi nielicznymi psami kultury magdaleńskiej, których szczątki poddano badaniom genetycznym.
      Wagi odkryciu dodaje fakt, że dotychczas według podwójnego kryterium – morfometrycznego i genetycznego – zidentyfikowano zaledwie szczątki trzech psów z górne paleolitu. Były to szczątki pochodzące ze stanowisk Kesslerloch (Szwajcaria), Bonn-Oberkassel (Niemcy) i Grotta Paglicci (Włochy). Inne szczątki były identyfikowane jedynie za pomocą kryteriów morfometycznych, a w przypadku niektórych z nich istnieją spory, co do klasyfikacji gatunkowej. Co więcej, datowanie psa z Erralla wykazało, że są to najstarsze znane nam szczątki niewątpliwie udomowionego psa. Są one nawet starsze niż szczątki zwierząt określanych jako „wilki podobne do psów”, co może mieć istotny wpływ na dalszą dyskusję na temat historii udomowienia psów.
      W podsumowaniu badań ich autorzy stwierdzają, że przeanalizowane dane wskazują, że w okresie kultury magdaleńskiej, psy stanowiły część zachodnioeuropejskich grup łowców-zbieraczy. Pies z Erralla jest jednym z najstarszych zwierząt zidentyfikowanych jako Canis lupus familiaris i dzieli mitochondrialną haplogrupę C z analizowanymi dotychczas magdaleńskimi psami. Odkrycie to dowodzi, że haplogrupa ta istniała w Europie od co najmniej wczesnej kultury magdaleńskiej, podczas młodszego dryasu, i każe nam rozważyć możliwość wcześniejszego udomowienia wilka – przynajmniej na terenie Europy Zachodniej – niż okres, który dotychczas proponowano.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wczoraj rozpoczął pracę powołany przez NASA 16-osobowy zespół, którego zadaniem jest prowadzenie niezależnych badań nad niezidentyfikowanymi zjawiskami powietrznymi (UAP). Jako UAP definiowane są obserwacje zjawisk, których nie można zidentyfikować jako statek powietrzny lub znane zjawisko atmosferyczne. Wstępna faza pracy zespołu potrwa 9 miesięcy.
      W tym czasie, na podstawie danych z cywilnych agend rządowych, z przedsiębiorstw prywatnych i innych źródeł członkowie zespołu mają opracować plan dalszych działań analizujących UAP. Zespół skupi się na analizie danych jawnych, a pełny raport z jego pracy zostanie opublikowany w połowie przyszłego roku. Prace mają położyć podwaliny pod badania UAP przez NASA i inne organizacje. Będą one niezależne od badań prowadzonych przez Pentagon.
      W 2021 roku ukazał się rządowy raport dotyczący 144 niezidentyfikowanych obiektów latających. Spotkał się on z olbrzymim zainteresowaniem, w maju Kongres zorganizował publiczne przesłuchanie dotyczące UAP, a niedługo później Pentagon ogłosił powołanie specjalnego biura badającego UAP. Dotychczas jednak większość badań tego typu jest jednak prowadzonych przez wojsko i służby wywiadowcze. NASA chce przyjrzeć się UAP z czysto naukowego punktu widzenia. Wyjaśnienie takich zjawisk może mieć bowiem znaczenie dla bezpieczeństwa ruchu lotniczego. Dlatego też przedstawiciele zespołu nie stawiają żadnych wstępnych hipotez. Jego przewodniczący mówi, że brak dowodów, by UAP miały pochodzenie pozaziemskie, ale przyznaje, że są to zjawiska, których nie rozumiemy. Chcemy zebrać więcej dowodów, stwierdza.
      Na czele zespołu stanął fizyk teoretyczny David Spergel. Obecnie jest prezydentem Simons Foundation, a w przeszłości był założycielem i dyrektorem Flatiron Institute for Computational Astrophysics. Jednym z jego współpracowników jest profesor Anamaria Berena, która pracuje m.in. dla SETI Institute i Blue Marble Space Institute of Science, gdzie specjalizuje się w zagadnieniach komunikacji złożonych systemów biologicznych, astrobiologią i poszukiwaniem bio- oraz technosygnatur. Z kolei Federica Bianco to profesor fizyki i astrofizyki w University of Delaware i zastępca głównego naukowca tworzonego właśnie Vera C. Rubin Observatory. W zespole znajdziemy też profesor oceanografii Paulę Bontempi, która przez 18 lat pracowała a NASA, gdzie kierowała badaniami nad oceanami. Z kolei Reggie Brothers od wielu lat zajmuje stanowiska menedżerskie w sektorze prywatnym, wcześniej zaś był podsekretarzem ds. nauki i technologii w Departamencie Bezpieczeństwa Wewnętrznego i zastępcą sekretarza obrony ds. badawczych w Pentagonie. Do zespołu powołano też byłego astronautę Scotta Kelly'ego, dziennikarkę naukową Nadię Drake czy Matta Mountaina, prezydenta The Association of Universities for Research and Astronomy, konsorcjum niemal 50 uniwersytetów i instytucji badawczych, które pomagają NASA w budowie i obsłudze obserwatoriów, w tym Teleskopów Hubble'a i Webba.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Brakuje mu prestiżu konia, nie jest naszym najlepszym przyjacielem jak pies i nie stanowi podstawy pożywienia jak świnia czy krowa. Ale to on – osioł – pomagał ludziom zbudować najpotężniejsze imperia starożytności. Proces udomowienia tego niezwykłego zwierzęcia stanowił dotychczas dla nas zagadkę. Została ona właśnie rozwiązana przez międzynarodowy zespół naukowy, na którego czele stał Ludovic Orlando z Université Paul Sabatier w Tuluzie.
      Najstarsze znane nam ślady osła pochodzą sprzed około 7000 lat. Z czasu, gdy Sahara zmieniła się w znaną nam obecnie pustynię. Wiemy też, że około 4500 lat temu osły pojawiły się w Azji i Europie. Jednak nie była to podróż w jedną stronę. Później zwierzęta te były przywożone do Afryki, szczególnie do Afryki Zachodniej, w ramach handlu prowadzonego przez Rzymian w basenie Morza Śródziemnego.
      Orlando, który przez lata zajmował się badaniem procesu udomowienia konia, postanowił lepiej poznać historię osła. Wraz z naukowcami z niemal 40 laboratoriów zbadał genom 207 współcześnie żyjących osłów z całego świata oraz DNA pozyskane ze szkieletów 31 osłów żyjących w starożytności. Niektóre z tych zwierząt zmarły 4000 lat temu.
      Naukowcy przekonali się, że genom współcześnie żyjących osłów jest bardzo zróżnicowany, a do jego wzbogacenia przyczyniły się dzikie osły żyjące w różnych częściach świata. To z pewnością wpływ hodowania udomowionych osłów na wolności w niektórych częściach Afryki i Półwyspu Arabskiego, mówi Evelyn Todd, współpracownica Orlando. Badacze zauważyli też, że istniały znaczne różnice pomiędzy metodami udomowienia osła i konia. W przypadku osła chów wsobny nie odegrał, i nadal nie odgrywa, tak dużej roli jak w przypadku konia. To sugeruje, że w starożytności ludzie stosowali podobne strategie rozmnażania osłów, co obecnie.
      Aż 9 ze starożytnych oślich genomów pochodziło ze stanowiska archeologicznego na terenie Francji, gdzie znaleziono pozostałości po rzymskiej willi. Analiza genetyczna ujawniła, że pomiędzy III a V wiekiem naszej ery w dzisiejszej francuskiej miejscowości Boinville-en-Woëvre istniało centrum hodowli mułów. Wyhodowano tam wyjątkowo duże osły, o wysokości 155 cm, o 25 cm wyższe niż typowy osioł. Olbrzymy te krzyżowano z klaczami, uzyskując muły. Tamtejsze muły były cenione ze względu na swoją siłę oraz wytrzymałość i były chętnie używane przez armię oraz kupców.
      Wracając jednak do kwestii samego udomowienia osła, trzeba przypomnieć, że autorzy wcześniejszych badań – którzy przeanalizowali mniejszą próbkę DNA osłów – doszli do wniosku, że zwierzęta te udomowiono dwukrotnie, w Azji i Afryce. Teraz dołączyli do grupy Orlando i Todd, by ponownie przeanalizować swoje dane na znacznie większej próbce osłów.
      Naukowcy wykorzystali modele komputerowe, które badały zróżnicowanie genetyczne i geograficzne osłów, by odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób zwierzęta są ze sobą spokrewnione. Po przeprowadzenia analizy naukowcy doszli do wniosku, że osły zostały udomowione tylko raz. Doszło do tego przed 7000 laty, gdy mieszkańcy Kenii i Rogu Afryki zaczęli hodować dzikie osły.
      Przed 5000 laty proces udomowienia był już w pełni zaawansowany, a pierwsze osły sprzedawano na północ i zachód – do Egiptu i Sudanu. W ciągu 2500 od rozpoczęcia udomowienia osły rozprzestrzeniły się po Europie i Azji, gdzie powstały osobne populacje.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...