Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'promieniowanie ultrafioletowe' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 22 wyników

  1. Wystawiona na oddziaływanie promieniowania ultrafioletowego nanopostać tlenku tytanu(IV) jest toksyczna dla organizmów morskich, a konkretnie dla fitoplanktonu (PLoS ONE). Produkcja i wykorzystanie nanomateriałów w dobrach konsumenckich szybko rośnie, ale istnieją obawy, że materiały te, włączając w to nanocząstki, szkodzą środowisku. Oceany mogą być najbardziej zagrożone, bo ścieki przemysłowe [...] ostatecznie kończą właśnie tutaj - twierdzi Robert Miller z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara. Gdy na nanotlenek tytanu(IV) działa promieniowanie UV, powstają reaktywne formy tlenu (RFT). Z tego powodu TiO2 wykorzystuje się w powłokach antybakteryjnych czy w oczyszczaniu ścieków. Dotąd żadne z badań nie wykazało, że w warunkach normalnego poziomu promieniowania UV fotoaktywność TiO2 wiąże się ze środowiskową toksycznością. Wcześniejsze eksperymenty sugerowały, że TiO2 nie wpływa na wodne organizmy, ale przeprowadzano je przy użyciu sztucznego promieniowania, o natężeniu UV o wiele niższym niż w promieniowaniu słonecznym. W najnowszych badaniach posłużyliśmy się światłem symulującym naturalne światło słoneczne. Okazało się, że takie warunki są niebezpieczne dla fitoplanktonu. Bez UV tlenek tytanu(IV) w żaden sposób nie oddziaływał na fitoplankton, ale w obecności promieniowania UV o niskim natężeniu im większe było stężenie nanotlenku tytanu(IV), tym więcej powstawało RFT. Należy pamiętać, że dalszy wzrost poziomu stresu oksydacyjnego może prowadzić do spadku elastyczności morskich ekosystemów.
  2. Kobiety używające samoopalaczy rzadziej korzystają z solariów czy opalają się na słońcu. Fałszywa opalenizna ogranicza zatem kontakt z promieniowaniem ultrafioletowym (Archives of Dermatology). Przez wiele lat postrzeganie opalonej skóry jako bardziej atrakcyjnej skłaniało ludzi do opalania się na słońcu, prowadząc do zwiększonej ekspozycji na promienie UV i nowotworów skóry. Celem naszego studium było sprawdzenie, jak produkty samoopalające wpływają na zachowania związane z opalaniem oraz ustalenie, czemu ludzie sięgają bądź nie po samoopalacze - wyjaśnia Suephy Chen z Emory University. W badaniu wzięło udział 415 kobiet. Wszystkie wypytano o zwyczaje związane z opalaniem. Okazało się, że 48% ankietowanych korzystało z samoopalaczy (ang. sunless tanning products, STPs), 70,6% opalało się na słońcu, a 26,06% na przestrzeni zeszłego roku co najmniej raz odwiedziło solarium. W grupie pań korzystających z STP, które opalały się również na dworze, 36,8% ograniczyło czas ekspozycji słonecznej właśnie z powodu samoopalaczy. W grupie kobiet uciekających się do STP i jednocześnie chadzających do solarium 38% respondentek wspominało o zmniejszeniu częstotliwości opalania w specjalnych łóżkach. Co istotne, panie często sięgające po STP z większym prawdopodobieństwem zmniejszały ekspozycję na promieniowanie UV. Studium unaoczniło, że dla 92,7% ankietowanych opalona skóra była bardziej atrakcyjna od śnieżnobiałej, a u 79,2% opalenizna poprawiała samopoczucie.
  3. Studium naukowców z Uniwersytetu Północnej Karoliny sugeruje, że najlepiej ograniczyć opalanie na dworze czy wizyty w solarium do godzin porannych. Ze względu na nasilenie procesów naprawy DNA w organizmie ekspozycja na promieniowanie ultrafioletowe poczyni wtedy najmniejsze szkody. Zwracając uwagę na działanie zegara biologicznego i rytmy dobowe, możemy więc zmniejszyć ryzyko nowotworów skóry. Amerykanie prowadzili badania na myszach. Stwierdzili, że w porównaniu do opalania popołudniem, ekspozycja na identyczną dawkę promieniowania UV rankiem zwiększa u gryzoni ryzyko nowotworu skóry aż o 500%. Dr Aziz Sancar tłumaczy, że choć u myszy i u ludzi występują 24-godzinne cykle, zegary biologiczne zwierząt prowadzących nocny i dzienny tryb życia mają odwrócone fazy. Oznacza to, że ludzie są najbardziej wrażliwi na szkodliwe działanie ultrafioletu po południu, a myszy o poranku. Sancar sądzi, że ze względu na wyniki uzyskane przez jego zespół przedstawiciele naszego gatunku zrobią najlepiej, opalając się głównie w godzinach przedpołudniowych. Przed kategorycznym sformułowaniem zaleceń konieczne jednak będą dalsze badania na ludziach. Skąd pomysł na najnowsze studium? Przed 2 laty Sancar zauważył, że poziom białka XPA (ang. xeroderma pigmentosum group A), które odpowiada za naprawę uszkodzonego DNA, zmienia się sinusoidalnie w ciągu doby. Zaczęto się więc zastanawiać, czy cykliczna natura enzymu ma wpływ na wystąpienie nowotworu skóry. W ramach eksperymentu dwie grupy myszy wystawiano na oddziaływanie promieni UV: jedną o godzinie 4, drugą o 16. Okazało się, że zwierzęta napromieniowywane gdy zdolności naprawy były ograniczone do minimum (rano), zapadały na nowotwory skóry szybciej i 5-krotnie częściej, w porównaniu do ekspozycji w godzinach najintensywniejszej naprawy DNA (po południu). W kolejnym etapie badań naukowcy z Północnej Karoliny zamierzają sprawdzić na skórze ludzkich ochotników, jak szybko zachodzi naprawa DNA o różnych porach i czy poranki są rzeczywiście bezpieczniejsze od godzin późniejszych.
  4. Każda godzina spędzona tygodniowo przez dziecko na dworze aż do ok. 2% zmniejsza ryzyko, że będzie cierpieć na krótkowzroczność. Dokonując przeglądu 8 wcześniejszych badań, naukowcy z Uniwersytetu w Cambridge wyliczyli, że dzieci, które są krótkowzroczne, średnio spędzają na dworze o 3,7 godz. mniej niż dzieci z normalnym wzrokiem lub nadwzrocznością. W większości przypadków krótkowzroczność jest wadą dziedziczną, ale powiązano ją także z innymi czynnikami, np. czasem spędzonym na koncentrowaniu wzroku na bliskich obiektach. Poza tym w 2008 r. zespół Niny Jacobsen opublikował wyniki badań na studentach medycyny Uniwersytetu w Kopenhadze, z których wynikało, że aktywność fizyczna zapobiega wystąpieniu i postępom krótkowzroczności. Akademicy z Cambridge dowodzą, że dla zdrowia naszych oczu wystarczy, że po prostu wyjdziemy z domu. Nie trzeba nawet ćwiczyć. Korzystny efekt wychodzenia na dwór wydaje się niezależny od czasu poświęcanego przez dziecko na czytanie i grę na komputerze. Nastolatki i dzieci, które spędzają dużo czasu na zewnątrz, nie są wcale grupą mniej czytającą czy stroniącą od komputera. Nie chodzi zatem prawdopodobnie o zamianę części godzin przeznaczanych na zajęcia wymagające skupienia wzroku na bliskich obiektach na czynności pozwalające odpocząć oczom. W grę wchodzą raczej zadania wymagające koncentrowania się na obiektach dalekich i/lub coś działającego tylko na dworze. Doktorzy Anthony Khawaja i Justin Sherwin precyzują nawet, czym może być owo "coś". Wspominają o promieniowaniu ultrafioletowym, pod którego wpływem powstaje np. wpływająca korzystnie na wzrok witamina D. W USA krótkowzroczność jest teraz o wiele powszechniejsza niż w latach 70. ubiegłego wieku. Istnieją też rejony świata, np. części Azji, gdzie aż 80% populacji cierpi na krótkowzroczność. Analizy Brytyjczyków sugerują, że za przyczynę tego zjawiska należy uznać właśnie zmniejszoną ekspozycję na naturalne światło i/lub ograniczenie czasu spędzanego na patrzeniu na odległe obiekty. Osoby z tzw. krótkowzrocznością osiową mają zbyt dużą długość gałki ocznej, a niektóre z wcześniejszych badań laboratoryjnych wskazywały, że substancje kontrolujące długość gałki są wrażliwe na promieniowanie UV. Niedobór światła słonecznego powoduje zatem, że wzrost gałek nie zostaje w odpowiednim momencie zahamowany. Studia uwzględnione przez Khawaję i Sherwina objęły w sumie 10.400 osób. Jak wspomniano na początku, naukowcy wyliczyli, że każda dodatkowa godzina spędzona tygodniowo na dworze zmniejsza ryzyko krótkowzroczności o ok. 2%, a dzieci, które są krótkowzroczne, średnio spędzają na zewnątrz o 3,7 godz. mniej niż dzieci z normalnym wzrokiem lub nadwzrocznością. Choć na razie nie wiadomo, jakie dokładnie czynniki i mechanizmy wywołują zaobserwowane zjawisko, jedno można jednak powiedzieć z całą pewnością - przebywanie dworze jest zdrowe dla oczu i całego organizmu. Khawaja i Sherwin zastanawiali się nie tylko nad tym, czy wydłużanie czasu spędzanego poza domem zapobiega krótkowzroczności, ale i czy da się w ten sposób ograniczyć pogłębianie wady wzroku. Mimo że Khawaja nie wspomina o studium Jacobsen, cytuje ostatnie chińskie badanie, nieuwzględnione zresztą przez Sherwina w analizie statystycznej, w którym wzięło udział 80 krótkowzrocznych dzieci w wieku 7-11 lat. Połowa z nich miała spędzać tygodniowo mniej niż 30 godz. na czynnościach związanych ze skupianiem wzroku na bliskich obiektach i ponad 14 godz. na dworze. Po 2 latach średnio dzieci z tej grupy były mniej krótkowzroczne od 40 przedstawicieli grupy kontrolnej. A zatem, walcząc z krótkowzrocznością najmłodszych, dbajmy nie tylko o dobór okularów, ale i o codzienne spacery czy gry na powietrzu z rówieśnikami...
  5. Ekstrakt z wiciokrzewu można wykorzystać jako wysoce skuteczną naturalną powłokę w ubraniach mających chronić ludzi przed wpływem szkodliwego promieniowania ultrafioletowego. Ren-Cheng Tang i Sha-Sha Sun podkreślają, że rośnie rzesza konsumentów, którzy chroniąc się przed nowotworami skóry i przedwczesnym starzeniem, chętnie korzystają z dobrodziejstw specjalnie zaprojektowanej garderoby. Naturalne powłoki anty-UV mają sporo plusów. Jednym z podstawowych jest bardziej przyjazny środowisku proces produkcyjny. Autorzy omawianego studium opowiadają, że w medycynie chińskiej wiciokrzew jest od wieków wykorzystywany w leczeniu przeziębień i gorączki. Im jednak zależało na ustaleniu, czy wyciąg z wiciokrzewu zwiększy w przypadku wełny ilość eliminowanego promieniowania ultrafioletowego. Odkryli, że wełna pokryta ekstraktem z wiciokrzewu sprawdza się lepiej od zwykłej wełny, zapewniając tkaninie wysoki filtr UPF (UV protection factor). Co ważne, ekstrakt jest wytrzymały i pozostaje aktywny nawet po długiej ekspozycji na słońce i praniu.
  6. W sezonie letnim oparzenia słoneczne nie należą, niestety, do rzadkości. Najlepiej ich, oczywiście, unikać, ale gdy już spieczemy się jak raki, trzeba jakoś ulżyć uszkodzonej skórze. Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Ohio ujawniają, że być może już w niedalekiej przyszłości w sukurs przyjdą nam w takiej sytuacji leki lub balsamy, które dzięki jednemu elektronowi naprawią uszkodzone przez promieniowanie ultrafioletowe DNA (Proceedings of the National Academy of Sciences). Amerykanie prowadzili badania nad fotoliazą – enzymem występującym w komórkach roślinnych i u niektórych zwierząt. U ssaków, w tym u człowieka, nie stwierdzono białek o aktywności fotoliaz. Enzymy te wiążą komplementarne nici DNA i rozbijają dimery pirymidynowe (połączenie pary tymin lub cytozyn tej samej nici DNA), które tworzą się pod wpływem promieniowania UV. Podczas eksperymentów okazało się, że "na przekór" wcześniejszym wyliczeniom teoretycznym, fotoliazy nie naprawiają obu zniekształconych miejsc naraz. Wszystko odbywa się w dwóch etapach, podczas których enzym przepuszcza przez cząsteczkę DNA elektron. Porusza się on w zamkniętym obwodzie, łączącym po okręgu oba zmienione dimerowo punkty. Prof. Dongping Zhong dostrzegł to, ponieważ posłużył się laserem i wywołał coś na kształt efektu stroboskopowego. Pierwsze kowalencyjne wiązanie rozpadło się w ciągu kilku bilionowych części sekundy, a następne po 90 bilionowych sekundy opóźnienia. Przyczyny należy szukać właśnie w wystrzelonym przez enzym elektronie, który stanowi źródło energii potrzebnej do rozbijania. Cząstka potrzebuje bowiem czasu i energii, by przebyć drogę od jednego punktu napraw do drugiego. Elektron porusza się po zewnętrznej krawędzi uszkodzonego fragmentu DNA. Zespół z Ohio prowadził badania na dimerach cyklobutanowych, które przyjmują kształt wystającego z boku nici pierścienia. Enzym musi wstrzelić elektron w uszkodzone DNA, ale jak? Są dwie możliwości. Elektron może przeskoczyć z jednej strony pierścienia na drugą, co znacznie skraca dystans, jednak zamiast tego cząstka wybiera trasę "krajoznawczą". Odkryliśmy, że podczas podróży napotyka na inną cząstkę, która działa jak rozbieg przyspieszający ruch elektronów i w ten sposób dłuższa droga jest pokonywana w krótszym czasie. Do wystrzelenia elektronu fotoliaza wykorzystuje pochłoniętą energię świetlną (preferowana jest niebieska i fioletowa część pasma). Akademicy mają nadzieję, że sztuczne fotoliazy zostaną wykorzystane np. w balsamach po opalaniu. Pomogłyby one w likwidowaniu dimerów pirymidynowych, które nie dopuszczają do prawidłowej replikacji DNA i prowadzą do mutacji genetycznych i nowotworów skóry.
  7. Naukowcy z Uniwersytetu w Glasgow odkryli, skąd rośliny wiedzą, kiedy zacząć wytwarzać własny filtr słoneczny, by chronić się przed szkodliwym działaniem promieniowania słonecznego. Od kilkudziesięciu lat spekulowano, że rośliny muszą dysponować fotoreceptorami UVB. Miałyby one przypominać te wykrywające inne długości fal, których funkcja polega na kontrolowaniu różnych procesów, np. kwitnienia. Teraz wyjaśniono, jak receptor UVB wygląda i działa. Białko UVR8 rozpoznaje UVB i aktywuje wymagane do produkcji własnego filtra zmiany w ekspresji genów. Rośliny potrzebują światła słonecznego, by pozyskać niezbędną energię, dlatego są stale wystawione na działanie promieniowania ultrafioletowego UVB. Rzadko wykazują jednak symptomy uszkodzeń, ponieważ w toku ewolucji wykształciły metodę zabezpieczania, polegającą na odkładaniu filtra w zewnętrznych tkankach liści. Poszukiwania receptora UVB były dla fotobiologów odpowiednikiem poszukiwania Świętego Graala. Od kilkudziesięciu lat wiedziano, że rośliny mogą wyczuwać obecność UVB i że stymuluje to produkcję blokera, ale nie mieliśmy pojęcia, jak się to dzieje. Teraz już wiemy – cieszy się prof. Gareth Jenkins. W 2005 roku zespół Jenkinsa wykazał, że UVR8 wywołuje zmiany w ekspresji genów, które umożliwiają produkcję filtra anty-UVB. Później, we współpracy z kolegami z uniwersytetów we Fryburgu Bryzgowijskim i Genewie, Szkoci próbowali ustalić, jak to białko działa. Zwykle UVR8 tworzy dimery, lecz UVB rozbija je na dwie pojedyncze cząsteczki proteiny. Kluczowym procesem w roślinach wytwarzających filtry jest interakcja UVR8 z innym białkiem COP1. Oddziaływanie to skutkuje uruchomieniem przez UVR8 niezbędnych zmian w ekspresji genów [...]. Kiedy roślina wykrywa UVB, światło aktywuje produkcję filtra, który odkłada się w zewnętrznych tkankach. Pochłania on UVB, minimalizując jego wnikanie do komórek położonych niżej. Wystawienie na oddziaływanie UVB stymuluje syntezę enzymów naprawiających DNA, poza tym włączają się geny zapobiegające oksydacyjnemu uszkodzeniu komórek [przez reaktywne formy tlenu] i odpowiadające za podtrzymanie fotosyntezy. Naukowcy prowadzili eksperymenty na rzodkiewnikach. Rośliny pozbawione UVR8 umierały po ekspozycji na dawkę UVB typową dla pełnego słońca.
  8. Medialny hałas wokół dziury ozonowej, jaki panował kilka lat temu, po raz pierwszy uświadomił ludziom niebezpieczeństwa promieniowania ultrafioletowego. Od tego czasu powszechne stało się używanie opalaczy z filtrami UV. Jednym ze składników kremów do opalania jest cynk, pojawiły się więc wątpliwości, czy nie przenika on do organizmu i czy nie może wywołać skutków ubocznych. Do tej pory trudno było to jednak dobrze ocenić, cynk jest jednym z mikroelementów niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania naszego metabolizmu. Jest więc on obecny stale w naszym organizmie i trudno odróżnić cynk przyswajany z pożywieniem od ewentualnie wchłoniętego przez skórę. Problem od strony technicznej rozwiązał profesor Brian Gulson, wykładowca na australijskim Macquarie University. Podczas badań, we współpracy z CSIRO, Australian National University oraz Australian Photobiology Testing Facility. Zespół badawczy wykorzystał specyficzny, stabilny izotop cynku o wysokiej czystości, co pozwoliło odróżnić go od cynku pochodzącego z innych źródeł i śledzić jego obecność w organizmie. W próbie terenowej, mającej naśladować naturalne warunki, grupie badanych osób płci obojga przez pięć dni, dwa razy dziennie aplikowano krem z filtrem UV, zawierający cynk. Od wszystkich pobierano próbki moczu i krwi i oznaczano w nich poziom cynku, w tym cynku pochodzącego z kremu. Dzięki tej technice po raz pierwszy bezspornie udało się wykryć w organizmie obecność cynku aplikowanego na skórę. Odkryto jego ślady u wszystkich badanych osób. Obecność śledzonego cynku wzrastała sześć dni po zakończeniu próby, jego ilość rosła liniowo wraz z każdą dawką. Jednocześnie porównywano zdolność penetracji cynku w zwykle stosowanej postaci od cynku w postaci nanocząsteczek - w tym drugim przypadku jego wchłonięta dawka była minimalnie większa. Jednak ilość cynku znalezionego we krwi była raczej niewielka: mniej niż 0,001% aplikowanej dawki i prof. Gulson uspokaja, że nie zmienia to wyraźnie całkowitej ilości tego pierwiastka, jaka normalnie znajduje się w organizmie, tym bardziej, że jego obecność w produktach podlega ścisłym rygorom. Przypomnijmy, że zalecana dzienna dawka cynku w diecie to 20 miligramów. Nie ma jeszcze odpowiedzi na zasadnicze pytanie o różnicę w aktywności cynku w postaci rozpuszczalnej i w postaci nanocząsteczek, badania zajmą jeszcze sporo czasu. Autorzy studium, opublikowanego w periodyku Toxicological Sciences, sugerują dalsze, długookresowe i szerokie badania przekrojowe. Jednocześnie uspokajają, że nie ma żadnych poszlak na szkodliwość kremów z zawartością cynku i zalecają normalne stosowanie filtrów UV, ponieważ zagrożenie nowotworami skóry jest bez wątpienia większe.
  9. Pod wpływem promieniowania UVB dochodzi do uszkodzenia skóry i powstawania zmarszczek. Autorzy japońskiego studium wykazali jednak, że proces ten można ograniczyć za pomocą tlenu. W ramach studium u myszy, które umieszczano po wystawieniu na oddziaływanie promieniowania ultrafioletowego w komorze tlenowej, pojawiło się mniej zmarszczek i oznak uszkodzenia skóry niż u gryzoni stykających się wyłącznie z UVB. Podczas starzenia pojawiają się zmarszczki, a naskórek staje się cieńszy i szorstki. Pod powierzchnią skóry podlegającej regularnej ekspozycji na promieniowanie UVB zachodzą charakterystyczne zmiany, m.in. skórna angiogeneza. W powstawaniu nowych naczyń bierze udział kilka czynników transkrypcyjnych, w tym czynnik indukowany hipoksją (HIF-1, ang. hypoxia inducible factor), a konkretnie jego podjednostka alfa (HIF-1 jest heterodimerem złożonym z dwóch podjednostek – HIF-1α i HIF-1β - które należą do grupy czynników transkrypcyjnych), oraz czynnik wzrostu śródbłonka naczyń (ang. vascular endothelial growth factor – VEGF). Podczas eksperymentu Shigeo Kawada, Masaru Ohtani i Naokata Ishii z Uniwersytetu Tokijskiego podzielili bezwłose myszy na trzy grupy: 1) kontrolną, 2) wystawianą na oddziaływanie UVB i tlenu, 3) stykającą się wyłącznie z promieniowaniem UVB. Grupy 2. i 3. przez 5 tyg. trzy razy na tydzień napromieniano specjalną świetlówką, lecz tylko gryzonie z grupy UVB+HO (HO od hiperoksja – długotrwały nadmiar tlenu) trafiały po każdej sesji na dwie godziny do komory tlenowej. W ciągu 5 tyg. u myszy podlegających naświetlaniu pojawiły się zmarszczki, ale były one silniej zaznaczone w grupie, która nie uczęszczała do komory. W obu grupach doszło też do pocienienia naskórka, lecz znów w grupie 3. jego zakres oceniono jako większy. W porównaniu do grupy kontrolnej, wśród zwierząt naświetlanych UVB znacząco wzrósł poziom HIF-1α, podobnego zjawiska nie odnotowano zaś w grupie UVB+HO. Stężenie VEGF wzrosło w obu napromienianych grupach, ale w grupie 2. słabiej. Oznacza to, że nadmiar tlenu w tkankach ogranicza uszkodzenie skóry przez promieniowanie ultrafioletowe. Tak jak HIF-1 α i VEGF, ważną rolę w angiogenezie odgrywają metaloproteinazy macierzy zewnątrzkomórkowej (ang. matrix metalloproteinases, MMPs). Uważa się, że MMP-2 i MMP-9 szczególnie przyspieszają powstawanie zmarszczek, niszcząc zewnętrzne fragmenty komórek. Okazało się jednak, że w studium Japończyków poziom MMP-2 spadał pod wpływem ekspozycji na promieniowanie UVB, a MMP-9 się nie zmieniał i to nawet u myszy nieumieszczanych w komorze tlenowej. Wg autorów studium, fakt ten wskazuje, że wymienione metaloproteinazy nie są najważniejszymi czynnikami w procesie powstawania zmarszczek i angiogenezie, a przynajmniej nie są nimi na wczesnych etapach uszkodzeń wywoływanych przez UVB.
  10. Niskie temperatury i brak słońca zwiększają ryzyko zachorowania na nowotwór prostaty, co wg naukowców, wyjaśnia, czemu taką diagnozę częściej słyszą mieszkańcy północnych krajów (International Journal of Health Geographics). Jak wyjaśnia dr Sophie St-Hilaire z Uniwersytetu Stanowego Idaho, ograniczony przez pogodę kontakt z promieniami słonecznymi prowadzi do niedoboru witaminy D, która chroni organizm przed rakiem prostaty. Poza tym niskie temperatury spowalniają rozkład kancerogennych zanieczyszczeń przemysłowych oraz pestycydów i powodują, że zaczynają one opadać na ziemię. Odkryliśmy, że niskie temperatury i niewielkie opady silnie korelowały z rakiem prostaty. Choć nie możemy dokładnie powiedzieć, czemu ten związek istnieje, zaobserwowany trend jest spójny z tym, czego oczekiwaliśmy na podstawie wiadomości dotyczących wpływu klimatu na wytrącanie, wchłanianie i rozpad trwałych zanieczyszczeń organicznych [TZO], w tym pestycydów. St-Hilaire dodaje, że charakterystyczny rozkład częstości zachorowań na nowotwory prostaty na półkuli północnej wiąże się nie tylko z niewielką ekspozycją na promieniowanie UV w sezonie zimowym. Nasze studium sugeruje, że poza niedoborem witaminy D [...], inne czynniki meteorologiczne także mogą znacząco wpłynąć na występowanie raka gruczołu krokowego. Akademicy analizowali dane z lat 2000-2004,dotyczące zapadalności na ten rodzaj nowotworu w każdym hrabstwie USA. Niższe temperatury wiązały się z wyższym wskaźnikiem raka prostaty (nawet po wzięciu poprawki na promieniowanie ultrafioletowe, opady deszczu i śniegu czy lokalne zużycie pestycydów). Dywagujemy, że temperatura może się wiązać z częstością występowania nowotworów prostaty, modulując ekspozycję na TZO. Przy niskich temperaturach związki organiczne występują raczej w stanie stałym niż gazowym. Przez to zaczynają opadać na ziemię. Temperatura oddziałuje też na degradację TZO w glebie i atmosferze.
  11. Występujące w gorzkiej czekoladzie flawanole zapewniają ochronę przed szkodliwym działaniem promieniowania ultrafioletowego (Journal of Cosmetic Dermatology). S. Williams, S. Tamburic i C. Lally porównywali efekty spożywania czekolady bogatej w te przeciwutleniacze (BF) i o niskiej ich zawartości (NF). Pierwsza z wersji gorzkiej czekolady była produkowana specjalnie na potrzeby badaczy w Belgii, a drugą wytwarzano tradycyjnymi metodami w wysokiej temperaturze. Rodzaj zastosowanego procesu produkcyjnego ma znaczenie, ponieważ świeże nasiona kakaowca zawierają naprawdę dużo flawanoli. W eksperymencie londyńczyków wzięło udział 30 zdrowych ochotników o bladej karnacji. Losowo podzielono ich na dwie grupy. Jedna codziennie spożywała 20 g czekolady BF w formie kropli, druga – 20 g zwykłej czekolady NF (także w formie kropli). Podczas studium naukowcy regularnie wystawiali ochotników na działanie promieniowania UV o rosnącym natężeniu. Sprawdzali, przy jakich parametrach skóra na przedramionach i czole zareaguje i zaczerwieni się. Innymi słowy – określano minimalną dawkę rumieniową (ang. minimal erythema dose, MED). Okazało się, że w czasie 3-miesięcznego badania osoby jedzące czekoladę BF podwoiły swoją średnią MED, a wśród przedstawicieli drugiej z grup nie zaobserwowano żadnej różnicy. Na tej podstawie Brytyjczycy przypuszczają, że gorzka czekolada może zabezpieczać skórę przed starzeniem spowodowanym kontaktem z promieniami UV, np. zmarszczkami. A wszystko dzięki antyutleniającemu i przeciwzapalnemu działaniu flawanoli. Niestety, nie przyglądano się długofalowemu działaniu czekolady BF, poza tym nie jest ona dostępna w sklepach. Miejmy nadzieję, że szybko tam trafi...
  12. Naukowcy z Uniwersytetu w Manchesterze rozpoczęli badania, które mają rozstrzygnąć, czy kwasy tłuszczowe omega-3 olejów rybnych wzmacniają odporność skóry, zmniejszając tym samym ryzyko wystąpienia nowotworów tego narządu. W studium weźmie udział 60 zdrowych skądinąd kobiet z alergią na nikiel. Zespół profesor Lesley Rhodes sprawdzi, czy obiecujące wyniki testów laboratoryjnych uda się powtórzyć w przypadku ludzi. Obecne w świetle słonecznym promieniowanie ultrafioletowe jest oddziałującym kompleksowo czynnikiem rakotwórczym, ponieważ zarówno inicjuje, jak i sprzyja rozwojowi nowotworu. [...] Dzieje się tak, gdyż hamuje ono układ odpornościowy skóry, który w zwykłych okolicznościach zabezpiecza przed rakiem, zabijając najprawdopodobniej komórki nowotworowe, zanim utworzą guz. W ramach naszego studium będziemy patrzeć, czy obecne w pokarmach, np. rybach, kwasy omega-3 mogą chronić skórę przed immunosupresją powodowaną przez promienie UV. U zwierząt tak się właśnie działo, pozostaje więc mieć nadzieję, że podobne procesy zachodzą u przedstawicieli naszego gatunku.
  13. Witamina B3 (nikotynamid, witamina PP), która występuje np. w mięsie, ziarnach czy orzechach, skuteczniej chroni przed nowotworami skóry niż filtry słoneczne. Diona Damian, profesor Uniwersytetu w Sydney, wyjaśnia, że przed szkodliwym oddziaływaniem promieniowania ultrafioletowego można się chronić, zażywając tabletki z witaminą B3 bądź dodając ją do balsamów do opalania. Promieniowanie UV oddziałuje na komórki immunosupresyjnie [...], ale odporność da się utrzymać na odpowiednim poziomie poprzez doenergetyzowanie witaminą. Filtry dobrze zabezpieczają przed UVB, lecz gorzej przed UVA. Po testach na ochotnikach okazało się, że witamina B3 działa tak samo skutecznie przy obu zakresach fali (i to zarówno w postaci tabletek, jak i mleczka). Nikotynamid jest dobrze tolerowany, dlatego wspaniale nadaje się na suplement. Mógłby być rutynowo zażywany przez osoby z grupy ryzyka nowotworów skóry. Damian twierdzi też, że witaminę B3 można dość tanio wytwarzać i dodawać do preparatów do opalania. W ten sposób rozszerzono by oferowaną przez kosmetyki ochronę. W nikotynamid obfitują, m.in.: wątroba, nerki, ryby, drożdże piwne, orzeszki ziemne, otręby, produkty z pełnoziarnistej mąki pszennej, rośliny strączkowe, a także kawa.
  14. Zespół Barry'ego Lomaksa z Uniwersytetu w Nottingham opracował jakiś czas temu metodę określania poziomu ozonu w atmosferze za pomocą badania stężenia substancji działających jak filtr UV w zarodnikach widłaka goździstego (Lycopodium clavatum). Brytyjczycy mają nadzieję, że dzięki temu uda się wypełnić luki w opisie ewolucji ziemskiej atmosfery (Nature Geoscience). Trzy lata temu Lomax próbował w ten sam sposób sprawdzić, czy ekspozycja na oddziaływanie promieniowania ultrafioletowego doprowadziła w permie (250 mln lat temu) do masowego wyginięcia wielu gatunków. Miała ona być skutkiem erupcji wulkanicznych i zniszczenia dużych ilości ozonu. Niestety, nie udało się tego udowodnić z powodu braku odpowiednich skamielin. Dzięki opisanej metodzie można jednak wyjaśnić ogólniejsze kwestie związane z przemianami atmosfery Błękitnej Planety. Do tej pory naukowcy bazowali na dwóch źródłach danych na temat stężenia ozonu: 1) pomiarach satelitarnych (poczynając od końca lat 70.) oraz 2) spektrometrii gleby, która pozwala się cofnąć do lat 20. XX wieku. Technika Lomaksa umożliwia zaś określenie poziomu substancji pochłaniających promieniowanie ultrafioletowe w zarodnikach widłaka wiele tysięcy lat temu. Wskazuje to na warunki, w których przyszło roślinom żyć, a zatem na grubość warstwy ozonowej. Dzięki temu łatwiej będzie ustosunkować się do współczesnych zmian klimatycznych. Przekonamy się, czy mamy do czynienia z odbudową ozonosfery i czy obserwowane zmiany są czymś naturalnym w historii Ziemi. Rośliny wystawione na oddziaływanie silniejszego promieniowania UVB wytwarzają więcej fenoli. Związki te działają jak filtr słoneczny. Analizując ich stężenie w ścianach komórkowych zarodników z kolekcji botanicznych, można w prosty sposób określić, jak gruba była w danym czasie ochronna warstwa ozonu atmosferycznego. Pewne ilości fenoli zachowały się również w skamielinach. Jeśli zarodniki nie zostały w międzyczasie podgrzane do temperatury powyżej 200ºC, pozwalają na cofnięcie się w czasie aż do trzeciorzędu. Próbki zarodników pochodziły zarówno z niskich, jak i wysokich szerokości geograficznych. Zarodniki z Ekwadoru, gdzie nie odnotowano historycznych zmian natężenia promieniowania UVB, zawierały przez cały czas stałe ilości fenoli. Jak wykalibrowano i wykazano skuteczność metody? Lomax posłużył się sporami z Grenlandii. W ten sposób odtworzył lokalne wahania stężenia O3 w okresie między 1907 a 1993 rokiem. Okazało się, że wyliczone wskaźniki pokrywają się z danymi uzyskanymi z innych źródeł.
  15. Dobra wiadomość dla osób, które lubią pomidory. Naukowcy z uniwersytetów w Manchesterze i Newcastle zauważyli, że dodawanie do różnych dań 5 łyżek pasty pomidorowej dziennie zwiększało zdolność skóry do obrony przed szkodliwym oddziaływaniem promieni ultrafioletowych. Związkiem, któremu najprawdopodobniej zawdzięczamy ten efekt, jest likopen. Likopen z pomidorów przetwarzanych przyswaja się lepiej niż z surowych. Dobrze jest je więc ugotować w wodzie z dodatkiem jakiegoś tłuszczu, np. oleju, ponieważ barwnik się w nim rozpuszcza (podobnie jak witaminy A, E, D czy beta-karoten). Zawartość karotenoidu w pomidorze zależy od wybranej odmiany oraz stopnia dojrzałości owocu. Pasty są skoncentrowane, dlatego stężenie likopenu jest w nich wyższe. W ramach wcześniejszych badań wykazano, że główny barwnik pomidorów zmniejsza ryzyko zachorowania na nowotwór prostaty. Akademicy z Manchesteru i Newcastle zebrali 20 ochotników. Dziesięciu podawali 55 g pasty pomidorowej i 10 g oliwy dziennie, pozostałym dziesięciu tylko oliwę. Po 3 miesiącach od wszystkich pobrano próbki skóry. Okazało się, że w grupie pomidorowej skuteczność obrony przed oparzeniami słonecznymi wzrosła aż o 33% (odpowiada to sytuacji użycia kremu z niskim filtrem), ponadto zwiększyła się zawartość prokolagenu. Jest to prekursor kolagenu, czyli białka tkanki łącznej, które zapewnia skórze elastyczność. Podwyższone stężenie prokolagenu sugeruje możliwość odwrócenia procesów starzenia się skóry – twierdzi Lesley Rhodes, profesor dermatologii z Uniwersytetu w Manchesterze. To ważne spostrzeżenie, ponieważ wolontariuszy nie karmiono olbrzymimi ilościami pomidorów. Eksperci podkreślają, że jedzeniem pomidorów nie można zastąpić kremów z filtrami. Poza tym badania objęły zbyt małą liczbę osób i trwały zbyt krótko, by wyciągać z nich jakieś ostateczne wnioski. Teraz należy je powtórzyć na dużo większej próbie.
  16. Doktorzy Subhash Appidi i Ajoy Sarkar, dwaj chemicy z Uniwersytetu Stanowego Kolorado, pracują nad ulepszeniem ubiorów z bambusa. Zależy im, by tkaniny wytwarzane z tej wieloletniej trawy zapewniały ochronę przed promieniowaniem UV oraz miały właściwości antybakteryjne. Materiały z bambusa są bardzo popularne w Japonii, Indiach i Chinach. Ceni się je ze względu na delikatność, elastyczność i trwałość. Bambusoideae to jedne z najszybciej rosnących roślin świata. Osiągają dojrzałość po 3-4 latach, podczas gdy innym gatunkom zajmuje to od 25 do 70 lat. Są przyjazne środowisku, ponieważ na uprawach nie stosuje się pestycydów ani innych chemikaliów. Zwyczajnie nie ma takiej potrzeby... Niestety, jest też kilka minusów. Surowa tkanina bambusowa przepuszcza niemal całe promieniowanie ultrafioletowe. W dodatku wszystkie włókna celulozowe pozwalają wnikać wilgoci [nie tylko wodzie, ale i potowi – przyp. red.], dostarczając bakteriom pożywki. To dlatego mają się one znacznie lepiej na włóknach naturalnych niż sztucznych – wyjaśnia Appidi. Bakterie się namnażają, rozkładają pot i powstaje nieprzyjemny zapach. Amerykanie pracują nad bambusową tkaniną na ubiory dla personelu medycznego, niemal w 100% antybakteryjną i zabezpieczającą przed promieniowaniem UV. To drugie da się uzyskać, zanurzając dostępne w sprzedaży bambusowe ubrania w barwniku z domieszką związków absorbujących promienie ultrafioletowe. Appidi sprawdzał, jaką ich ilość należy optymalnie zastosować. Przeprowadził w związku z tym serię testów. W porównaniu do zwykłej tkaniny bambusowej, dzięki Tinosanowi liczbę bakterii udało się zmniejszyć aż o 75-80%. Uzyskano też znaczną poprawę ochrony przed UV. Za wskaźnik stopnia ochrony wyrobów włókienniczych przed promieniowaniem ultrafioletowym uznaje się wskaźnik UPF (ang. ultraviolet protection factor). Gdy jest on mniejszy od 50, tkanina jest całkowicie bezpieczna. Chemikom z Kolorado udało się zejść do wartości 56. Obecnie trwają testy innych związków antybakteryjnych. Appidi ma nadzieję, że dzięki nim osiągnie 99% ochronę przed drobnoustrojami. Trzeba też sprawdzić, co dzieje się z właściwościami tkaniny po wielokrotnym praniu. Wstępne badania wykazały, że nie ulegają one zmianie.
  17. Być może już za kilka lat chirurdzy zrezygnują z zakładania szwów na rzecz klejenia tkanek. Pomysły na to, jak wprowadzić zamiar w życie, naukowcy zaczerpnęli od małży, które potrafią przywierać zarówno do porowatych, jak i gładkich powierzchni. Wtedy przeszczepiane serce czy nerkę można by przykleić do tkanek biorcy, a miejsce połączenia utwardzić promieniowaniem ultrafioletowym. Po 30 sekundach procedura byłaby zakończona. Dr Klaus Rischka, chemik z Fraunhofer Institute for Manufacturing Engineering and Applied Materials Research (IFAM), jest przekonany, że niedługo idea ta stanie się czymś więcej niż tylko nagrodzonym projektem. Już wkrótce klej zostanie wykorzystany do zamocowania tytanowego implantu stomatologicznego. Obecnie implanty zębów są mocowane w kościach szczęki bez kleju. Wskutek tego między dziąsłem a metalem często pozostaje szczelina, w którą mogą wnikać bakterie. Wtedy rozwija się stan zapalny. Klej, który na stałe połączyłby implanty z dziąsłem, stanowiłby skuteczną barierę. Zwykłe produkty nie nadają się do tego celu, ponieważ z czasem by się rozpuściły. Naukowcy z IFAM zidentyfikowali substancję, która pozwala małżom na trwałe przyczepianie się do zanurzonych w wodzie obiektów. Siłę wiązania klej zawdzięcza pewnemu białku. Chemikom udało się je odtworzyć w warunkach laboratoryjnych. Rozwiązanie wykorzystano już do codziennych napraw, przeprowadzanych przez załogę obsługującą loty Europejskiej Agencji Kosmicznej. Zastosowania medyczne wymagają dodatku białka wzrostu, które może zostać wyprodukowane dzięki syntezie peptydów na fazie stałej. Miałoby ono stymulować wzrost tkanek gospodarza; związałyby się one jak najbliżej z wprowadzanym do organizmu ciałem obcym. Do opisanego wyżej duetu trzeba jeszcze dołączyć trzeci element: polimerowy nośnik. Naukowcy szacują, że dwa lata zajmą prace przygotowawcze do prób klinicznych. Potem potrzeba kolejnych 5-10 lat na testy.
  18. Opalenizna to najlepszy sposób opierania się przez organizm rakotwórczemu wpływowi promieniowania ultrafioletowego. Tak przynajmniej twierdzą badacze ze związanego z Harvardem Dana Farber Cancer Institute w Bostonie po przeprowadzeniu serii eksperymentów. Podkreślają jednak, że nie oznacza to, że ludzie powinni zrezygnować ze stosowania preparatów ze specjalnymi filtrami ochronnymi albo zacząć się nadmiernie opalać. Naukowcom zależy na okiełznaniu i wykorzystaniu do swoich celów ścieżek biochemicznych leżących u podłoża brązowienia skóry. Wtedy również osoby o jasnej karnacji mogłyby się cieszyć zabezpieczającymi właściwościami opalenizny, bez niepotrzebnego narażania się m.in. na poparzenie podczas kontaktu z prawdziwym słońcem. Bezpieczna opalenizna nie uszkadzałaby DNA, co często zdarza się podczas wystawienia skóry na oddziaływanie promieni UV. Nie ma tu znaczenia, czy odbywa się to na łonie natury, czy podczas wizyty w solarium. Wyniki badań ukazały się w lipcowym numerze pisma Harvard Health Letter.
  19. Specjaliści zalecają, by smarować preparatami z filtrami UV całe ciało, nie tylko jego odsłonięte części. Firma Ciba Specialty Chemicals wyprodukowała zaś dodawany do prania preparat SunGuard, który znacznie zwiększa stopień, w jakim tkaniny chronią przed promieniowaniem ultrafioletowym. SunGuard blokuje 96% szkodliwych promieni, które normalnie dotarłyby do naszej skóry. Jedną saszetkę produktu wsypuje się razem z używanym na co dzień proszkiem do gorącej lub ciepłej wody. Ochrona utrzymuje się do 20 prań. Faktor UPF (ultraviolett protection factor), oznaczający dawane przez tkaninę zabezpieczenie przed promieniami UVA i UVB, wzrasta z 5 do 30. Swoje oddziaływanie SunGuard zawdzięcza opatentowanemu składnikowi Tinosorb. Produkt nie zmienia barwy ubrań ani nie uczula.
  20. Amerykańska projektantka i grafik Fiona Carswell wpadła na pomysł stroju kąpielowego, który ostrzega przed rakiem skóry. Malignant Mole Bikini w cieniu i przez jakiś czas na słońcu wygląda jak zwykły komplet, ale pod wpływem promieni ultrafioletowych zaczynają się na nim pojawiać zmiany do złudzenia przypominające czerniaka złośliwego. Kiedy bikini pokryje się ciemnymi punktami, to znak, że trzeba posmarować się balsamem z filtrem albo posiedzieć przez jakiś czas pod parasolem, drzewem czy w kawiarni. To projekt zza oceanu, ale doskonale wpisuje się w europejską akcję konsorcjum GenoMEL, badającą stosunek mieszkańców różnych części globu do opalania i nowotworów skóry, czyli psychologię raka.
  21. Jeśli używa się ich właściwie, preparaty z filtrami UV pomagają zapobiegać uszkodzeniom skóry, lecz gdy smarujemy się nimi za rzadko, mogą wręcz sprzyjać uszkodzeniom. Promieniowanie ultrafioletowe jest absorbowane przez skórę i powoduje powstawanie reaktywnych form tlenu (ROS — reactive oxygen species; nazywa się je również inaczej reaktywnymi pochodnymi tlenu). Cząsteczki ROS odpowiadają za starzenie się skóry, ponieważ uszkadzają ściany komórkowe oraz znajdujące się wewnątrz DNA. Zbyt duża ekspozycja słoneczna, zwłaszcza w dzieciństwie, zwiększa ryzyko zachorowania na nowotwory skóry, np. czerniaka złośliwego. Preparaty słoneczne z filtrem UV nie pozwalają na penetrację głębszych warstw skóry, dopuszczając promieniowanie tylko do warstwy epidermy, czyli naskórka. Jednak w miarę upływu czasu kremy wsiąkają w skórę, przepuszczając większe ilości promieni ultrafioletowych. W najnowszym badaniu okazało się, że powszechnie dopuszczone do użytku filtry UV, benzofenon-3, oktokrylen (chroniący przed UVB) i metoksycynamonian oktylu (OMC; również chroniący przed UVB), pod wpływem ultrafioletu same tworzą cząsteczki aktywnego tlenu. Dlatego też efekty uszkodzenia potęgują się, kiedy filtry zbyt długo znajdują się na skórze. Kerry Hanson z Uniwersytetu Kalifornijskiego uważa, że filtry UV, jeśli są właściwie stosowane, świetnie chronią przed poparzeniami słonecznymi. Oznacza to używanie preparatów z wysokim faktorem ochrony przed promieniowaniem słonecznym [sPF — ang. sun protecitive factor lub IP — fr. indie de protection] oraz równomierne ich nanoszenie. Hanson i jej zespół pokazali na modelu tkanki skórnej, co się dzieje po posmarowaniu jej balsamem z filtrem UV (jak preparat wsiąka w naskórek i jakie skutki to wywołuje). Potrzebne są zaawansowane preparaty chroniące przed słońcem, w przypadku których ma się pewność, że pozostają na powierzchni skóry. Naukowcy i dermatolodzy zalecają smarowanie się kosmetykami do opalania co 2 godziny, szczególnie po pływaniu czy po spoceniu. Szczegółowe wyniki badań opublikowano na łamach Free Radical Biology & Medicine.
  22. Przytwierdzone do jednego miejsca, rośliny muszą sobie radzić ze szkodnikami i wieloma innymi problemami: zbyt dużą lub zbyt małą ilością światła, bakteriami, plagą owadów itp. Udało im się przeżyć zarówno dzięki zmianom w fizjologii, jak i w genomie. Teraz naukowcom udało się pokazać, że zdolność do zwiększania częstości mutacji genetycznych w odpowiedzi na stres jest przekazywana aż 4 kolejnym pokoleniom. Barbara Hohn z Friedrich Miescher Institute for Biomedical Research w Bazylei i jej zespół wybrali do badań kilka okazów rzodkiewnika pospolitego (Arabidopsis thaliana). Poddali je działaniu silnego promieniowania ultrafioletowego lub patogenów bakteryjnych. Rośliny przeżyły ciężką próbę dzięki zwiększeniu częstości rekombinacji homologicznych, zwanych też uprawnionymi. Taki typ rekombinacji zachodzi między 2 cząsteczkami DNA w miejscu ich całkowitej lub częściowej komplementarności. Odbywa się to w ramach przygotowań do podziału komórkowego. Co ciekawe, rośliny przekazywały zwiększoną liczbę mutacji (2-4 razy większą niż u "niestresowanych" organizmów) swojemu potomstwu, nawet jeżeli nie musiało się ono zmierzyć z promieniowaniem UV i patogenami. Cecha ta występowała też wtedy, gdy tylko jedno z rodziców (bez względu na płeć) miało styczność ze stresującymi warunkami. Zwiększona liczba mutacji nie była wynikiem przypadkowych zmian w kodzie genetycznym, gdyż cała populacja stresowanych roślin odpowiadała w podobny sposób. Ujawnione zmiany epigenetyczne mogą być wpisane w cały genom, w określone locusy [miejsca] lub transgeny badanych roślin — spekulują naukowcy w artykule prezentującym odkrycie. Opublikowano go we wczorajszym (6 sierpnia) wydaniu on-line magazynu Nature. Proponujemy, by uznać, że wpływy środowiskowe, które prowadzą do zwiększenia dynamiki genomu, nawet u następnego, niestresowanego pokolenia, mogą zwiększyć szanse na ewolucję adaptacyjną [różnicującą].
×
×
  • Dodaj nową pozycję...