Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'Google' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 350 wyników

  1. Google przyznał, że od 2006 roku jego pojazdy wykonujące fotografie na potrzeby usługi Street View przechwytują prywatne dane z niezabezpieczonych sieci Wi-Fi. Sprawa wyszła na jaw, gdy niemieccy urzędnicy postanowili sprawdzić, jakie dane zbierają samochody Google'a. Wyszukiwarkowy koncern stwierdził, że błąd programistyczny spowodował, iż samochody te są w stanie zarejestrować, i rejestrują, dane z niezabezpieczonych sieci bezprzewodowych. Nagrano je we wszystkich państwach, w których pojawiły się pojazdy Google'a. W Niemczech działania takie są nielegalne. Na podstawie posiadanych przez nas informacji możemy stwierdzić, że Google z naruszeniem niemieckiego prawa nielegalnie nagrywał dane przepływające w prywatnych sieciach. To alarmujący kolejny dowód na to, że koncepcja prywatności jest dla Google'a czymś obcym - mówi Ilse Aigner, niemiecka minister zajmująca się m.in. ochroną konsumentów. Oburzony jest też Johannes Caspar, który nadzoruje ochronę danych w Hamburgu i z ramienia rządu niemieckiego zajmuje się najnowszym skandalem z udziałem Google'a. Caspar wspomina, że gdy w bieżącym miesiącu dokonywał inspekcji samochodu Google'a wykorzystywanego do robienia zdjęć, zauważył, iż z pojazdu usunięto dysk twardy na którym nagrywane były dane. Gdy zapytał o usunięte urządzenie odpowiedziano mu, że i tak nie mógłby sprawdzić jego zawartości, gdyż jest ona szyfrowana. Jednak wskutek jego nacisków Google dokładnie zbadało zawartość dysku i przyznało się do nagrywania sieci Wi-Fi. "Cieszę się, że zabawa w kotka i myszkę się skończyła" - mówi Caspar. W niewinność Google'a wątpi Peter Schaar, członek panelu doradzającego Komisji Europejskiej w kwestii prywatności. "A więc to wszystko jest wynikiem prostej pomyłki, błędu w oprogramowaniu. Dane były zbierane i przechowywane wbrew intencjom menedżerów Google'a. Jeśli przyjmiemy takie tłumaczenie, to musimy uznać, że oprogramowanie zostało zainstalowane i używane bez przeprowadzenia wcześniej odpowiednich testów. Olbrzymie ilości danych zostały przez pomyłkę nagrane, a nikt w Google'u tego nie zauważył. Nie zauważyli tego nawet menedżerowie, którzy jeszcze przed dwoma tygodniami bronili firmowej polityki ochrony danych" - mówi Schaar. Jeszcze niedawno przedstawiciele Google'a, na pytanie niemieckiego rządu o to, jakie dane z prywatnych sieci Wi-Fi są zbierane przez firmę (ich kolekcjonowanie jest przydatne przy usługach geolokalizacyjnych), odpowiadali, że samochody Google Street pobierają tylko dwie informacje - publicznie nadawany adres MAC urządzenia oraz nazwę sieci przypisaną jej przez użytkownika (SSID). Teraz okazuje się, że nie było to prawdą.
  2. Google opublikował raport, z którego wynika, że istnienie tej firmy przyczynia się do powstania w USA aktywności gospodarczej o wartości 54 miliardów dolarów. W samej Kalifornii jest to kwota 14,1 miliarda USD. Firma wyliczyła swój wpływ na gospodarkę, opierając się na przychodach ze swojej wyszukiwarki, reklam, pieniędzy, które zarabiają firmy trzecie umieszczające reklamy Google'a na swoich witrynach oraz pieniędzy, które przekazuje na cele charytatywne. Hal Varian, główny ekonomista Google'a, ocenia, że każdy dolar, jaki firmy wydają na reklamy w AdWords, przynosi im 2 dolary zysku. Szacunek taki stworzono na podstawie obserwacji aktywności dużej próbki reklamodawców. W obliczeniach wykorzystano też dwa niezależne badania akademickie, których autorzy ocenili, że za każdym kliknięciem w reklamę danej firmy idzie 5 kliknięć w wynikach wyszukiwania dotyczących tej firmy. Co prawda kliknięcie w odnośnik do witryny nie oznacza dla firmy zawarcia jakiejkolwiek transakcji, dlatego też Google oceniło wartość kliknięcia na 70%. Specjaliści Google, biorąc pod uwagę wszystkie wspomniane czynniki doszli do wniosku, że każdy dolar wydany na reklamę w AdWords przynosi klientowi Google'a 8 dolarów. W ten sposób, mnożąc przychody z AdWords razy osiem Google stwierdza, że wpływ firmy na gospodarkę USA to 54 miliardy dolarów. Krytycy Google'a zauważają, że raport o pozytywnym wpływie firmy na gospodarkę pojawił się w momencie, gdy jest ona coraz powszechniej krytykowana za sposób prowadzenia działalności czy brak dbałości o prywatność internautów. W roku 2004 koncern Wal-Mart, który był wówczas krytykowany za plany otwarcia 40 potężnych supermarketów w Kalifornii wykupił w największych gazetach całostronicowe reklamy, w których podkreślał swój pozytywny wpływ na gospodarkę stanu.
  3. Przed czterema laty jedną z miar popularności Google'a był fakt oficjalnego wpisania wyrazu "google" jako obowiązującego czasownika do słownika języka angielskiego. Jak donosi Bloomberg, niewykluczone, że Microsoft będzie mógł poszczycić się podobnym osiągnięciem. Analityk Danny Sullivan z witryny Search Engine Land, która specjalizuje się w analizie wyszukiwarek, mówi, że niektórzy ludzie zaczynają wykorzystywać nazwę "Bing" w roli czasownika. Słyszałem ludzi mówiących 'wybingowałem to' - stwierdził Sullivan. Microsoft, który początkowo niedocenił potencjału internetu, stara się nadrabiać straty. Od 2004 roku koncern próbuje rywalizować z Google'em na rynku wyszukiwarek. Przed sześciu laty firma zaprezentowała Live Search. Jednak olbrzymie inwestycje ciągle nie przynoszą efektów. W latach 2004-2009 udziały Microsoftu w rynku wyszukiwania spadły o 8 punktów procentowych. Analityk Matt Rosoff z Directions Marketing Group ocenia, że większość z 6 miliardów dolarów strat, jakie w ciągu ostatnich 4 lat poniósł online'owy widział Microsoftu jest związana właśnie z wyszukiwaniem. Sukces Binga, który ma obecnie 12% amerykańskiego rynku, zależy od wpływów z reklamy. Pojawienie się wyrazu "bing" w roli czasownika świadczy o tym, że wyszukiwarka jest zauważana przez internautów. Niektóre firmy zajmujące się sprzedażą reklamy donoszą, że ich klienci zaczynają przeznaczać coraz większą część swoich budżetów na reklamę w wyszukiwarce Microsoftu. Ciągle są to jednak kwoty wielokrotnie mniejsze niż przeznaczają na reklamę w Google'u. Dla Binga szansą jest też rynek urządzeń mobilnych, na którym Google ma znacznie słabszą pozycję niż na rynku pecetów. Ponadto, jak zauważają specjaliści, Bing wcale nie musi zdobyć udziałów bliskich udziałom Google'a. W ubiegłym roku Microsoft i Yahoo! podpisały umowę, na podstawie której Yahoo! korzysta z silnika Binga, chociaż nie używa tej nazwy. Jeśli umowa będzie kontynuowana, a obie firmy utrzymają swoją pozycję na rynku, to silnik Bing będzie wykorzystywany do 30% wyszukiwań w sieci. Sprzedawcy reklam nie będą więc mogli go ignorować. Analitycy zauważają, że Microsoft wdrożył mądrą strategię, która daje Bingowi szansę na zaistnienie na rynku urządzeń mobilnych. Na przykład na podstawie umowy podpisanej w witryną miłośników iPhone'a, Tapulous, Microsoft pokrywa koszty utworów muzycznych, które są bezpłatnie rozpowszechniane przez Tapulous, pod warunkiem, że użytkownik gry Tap Tap Revenger zainstaluje na swoim iPhonie aplikację do obsługi Binga.
  4. Lowell McAdam, menedżer Verizon Wireless zdradził dziennikarzom The Wall Street Journal, że jego firma pracuje z Google'em nad stworzeniem tabletu. Na rynek trafi zatem kolejne, po iPadzie i Hurricane, urządzenie tego typu. To również kolejny przykład na zacieśniającą się współpracę pomiędzy wyszukiwarkowym gigantem, a największą w USA firmą oferującą łączność bezprzewodową. Dotychczas współpraca z Verizonem pomogła Google'owi wypromować system Android. McAdam nie chciał zdradzić ceny i przewidywanej daty premiery tabletu. Verizon chce dzięki niemu konkurować z AT&T, gdyż to w sieci tego giganta pracują Kindle oraz iPad. Menedżer przyznał, że konkurencja zdobyła przewagę, gdyż jego firma korzysta z mniej popularnej technologii CDMA, podczas gdy AT&T używa GSM. Jednak Verizon sporo inwestuje w udoskonalenie infrastruktury i jeszcze przed końcem bieżącego roku zaoferuje znacznie ulepszone łącza w 25-30 miastach. Jednocześnie McAdam stwierdził, że stary model płatności, w którym abonament zapewniał nieograniczony dostęp do sieci odchodzi do lamusa. Zarówno jego firma jak i przedsiębiorstwa konkurencyjne będą coraz częściej pobierały opłaty w zależności od ilości przekazywanych danych.
  5. Jeszcze w bieżącym roku Google rozpocznie sprzedaż książek elektronicznych. W przeciwieństwie do rywali - Amazona i Apple'a - książki wyszukiwarkowego giganta nie będą przywiązane do żadnego konkretnego urządzenia czy sklepu. Google dotychczas zeskanował ponad 12 milionów książek. Może więc zaoferować znacznie większy wybór niż jego rywale. Do rozstrzygnięcia pozostaje jeszcze kwestia praw autorskich. Wejście na rynek książki elektronicznej może być bardzo opłacalne. Yankee Group ocenia, że w bieżącym roku wartość amerykańskiego rynku e-booków osiągnie 1,3 miliarda dolarów, by w roku 2013 zwiększyć się do 2,5 miliarda. Szacunki te nie uwzględniają wpływu pojawienia się Google'a na tym rynku, a zatem liczby powinny być znacznie większe. Jeśli Google zaoferuje książki, które można będzie odczytywać na dowolnym urządzeniu, firmy wiążące czytelników z konkretnym urządzeniem czy sklepem mogą mieć poważne kłopoty. Specjaliści przewidują, że udziały Amazona, obecnie wynoszące na amerykańskim rynku 90%, spadną w ciągu najbliższych 5 lat do około 35%. Z jednej strony pojawienie się Google'a na rynku to spore wyzwanie dla innych firm, z drugiej jednak spowoduje ono większe zainteresowanie książkami elektronicznymi i zwiększenie się liczby potencjalnych klientów.
  6. Organizacja konsumencka Consumer Watchdog zwróciła się do amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości o rozpoczęcie szeroko zakrojonego postępowania antymonopolowego przeciwko Google'owi i zasugerowała... podział koncernu na kilka mniejszych firm. Miałoby to zapobiec monopolistycznym praktykom Google'a. To najostrzejszy, jak dotychczas, atak na Google'a ze strony organizacji konsumenckich. Jest jednak mało możliwe, by obecnie żądanie takie zostało spełnione. Musimy bowiem pamiętać, że przed 10 laty sąd zdecydował o podziale Microsoftu, jednak po odwołaniu decyzja została zmieniona. Google jest w o tyle odmiennej sytuacji, że do firmy tej należy 65% amerykańskiego rynku i nigdy nie zostało formalnie oskarżone w USA o działania monopolistyczne. Consumer Watchdog argumentuje, że urzędy powinny powstrzymać Google'a już teraz. Google odgrywa rolę monopolisty, kontrolując 70% rynku wyszukiwarek. Dla większości Amerykanów i większości ludzi na świecie Google jest bramą do internetu. To, w jaki sposób zmienia swoje algorytmy wyszukiwania może przyczynić się do sukcesu dowolnej firmy bądź też skazać ją na klęskę - czytamy w liście do DoJ. Organizacja używa podobnych argumentów jak te, które pojawiały się już w przeszłości i znajdowały zarówno zwolenników, jak i przeciwników. Jednak jako pierwsza zaproponowała podział Google'a. Zdaniem Consumer Watchdog, należałoby przede wszystkim oddzielić wyszukiwanie od reklamy, Gmail od Buzza i YouTube'a, aplikacje biznesowe powinny zostać przeniesione do innej firmy, a do czasu zakończenia procesu podziałów Google nie powinno mieć możliwości przejmowania innych przedsiębiorstw.
  7. Jak donosi Bloomberg, Google prowadzi rozmowy w sprawie zakupu firmy ITA Software. Transakcja może być warta miliard dolarów. ITA Software to producent specjalistycznych silników wyszukujących informacje dotyczące turystyki, przede wszystkim połączeń lotniczych. Klientami tej firmy są m.in. Orbitz Worldwide i Microsoft. Google, poprzez jej zakup, może zaoferować internautom produkt konkurencyjny wobec tego, co proponuje Microsoft. Co prawda udziały Google'a w amerykańskim rynku są co najmniej 5-krotnie większe niż Binga, jednak wyszukiwarka Microsoftu zyskuje kolejnych zwolenników, w dużej mierze dzięki dobrym mechanizmom wyszukiwania połączeń lotniczych. Oba koncerny coraz mocniej konkurują na online'owym rynku turystycznym. W samych tylko Stanach Zjednoczonych ubiegłoroczna wartość sprzedaży na tym rynku wyniosła 88,4 miliarda dolarów. Rozmowy o ewentualnym zakupie ITA Software prowadzone są w tajemnicy, a wszelkie informacje na ich temat są nieoficjalne. Jeśli do transakcji dojdzie, będzie to już kolejne przejęcie dokonane przez Google'a w bieżącym roku. Koncern kupił w ciągu ostatnich czterech miesięcy co najmniej 6 firm.
  8. Po raz pierwszy w historii Google ujawniło, jak często z różnych krajów otrzymuje prośby o ocenzurowanie jakiejś informacji bądź przekazanie danych użytkownika. Najwięcej podań o ujawnienie danych nadeszło z Brazylii (3663), a następnie z USA (3580). Na odległym trzecim miejscu uplasowała się Wielka Brytania z 1166 prośbami. Google oświadczyło, że nie może przekazać podobnych informacji dotyczących Chin, gdyż stanowią one tajemnicę państwową. Brazylia jest również na czele listy państw, z których najczęściej proszono o usunięcie jakiejś zawartości. Pomiedzy lipcem a grudniem 2009 roku do Google'a dotarło 291 takich wniosków. Na drugim miejscu uplasowały się Niemcy (188), następnie Indie (142) oraz Stany Zjednoczone (123). "Zdecydowana większość tego typu próśb jest uzasadniona i dotyczy informacji mających związek ze śledztwami w sprawach kryminalnych lub chodzi o usunięcie dziecięcej pornografii" - powiedział David Drummond, główny prawnik Google'a. Koncern twierdzi, że obecnie 40 krajów cenzuruje informacje. W 2002 roku tylko 4 państwa prowadziły takie działania.
  9. Sędzia Oscar Magi, który niedawno wydał wyroki skazujące menedżerów Google'a powiedział, że na jego decyzję w dużej mierze wpłynęły motywy finansowe. Sędzia uznał bowiem, że menedżerowie powinni zostać ukarani, gdyż firma zarabiała na reklamach wyświetlanych przy kontrowersyjnym klipie wideo. Krótko mówiąc, właściciel ściany nie popełnił przestępstwa dlatego, że pojawił się na niej jakiś napis, ale dlatego, że sprzedawał reklamy przy tym napisie - stwierdził Magi. Sędzia przyznał, że monitorowanie każdego klipu umieszczanego na YouTube byłoby trudne, jednak jego zdaniem Google musi robić więcej, by filtrować niektóre treści. Przypomnijmy, że w serwisie YouTube został umieszczony klip, na którym widać grupę nastolatków naśmiewających się z niepełnosprawnego umysłowo. Materiał był dostępny przez dwa miesiące. Później został z serwisu usunięty.
  10. Witryna Google.com.hk, na którą Google przekierowało użytkowników witryny Google.cn nie jest całkowicie wolna od cenzury. Wyszukiwarka automatycznie filtruje zawartość pornograficzną i obelżywą. Nie filtruje za to zawartości politycznej. Filtr antypornograficzny na hongkońskiej wersji wyszukiwarki może być nawet bardziej dokuczliwy, niż był na Google.cn, gdyż użytkownik nie może dostosować jego siły do swoich potrzeb. Google dopiero pracuje nad zmianami, które pozwolą internautom zdecydować, jak mocno ma być filtrowana pornografia. Jest to możliwe tylko w przypadku wersji posługującej się tradycyjnym chińskim. Użytkownicy są przekierowywani z Google.cn do wersji Google.com.hk z uproszczonym chińskim. Mogą jednak przełączać się pomiędzy wersjami. Pozostawienie filtra pornograficznego może być uznane za ukłon Google'a w stronę władz w Pekinie, które masowo zamykają strony z pornografią. Użytkownicy skrytykowali jednak decyzję Google'a o przekierowaniu. Obawiają się bowiem, że komuniści mogą zablokować Google.com.hk. Google ma w Chinach kilkunastu partnerów, którzy korzystają z wyszukiwarki tej firmy. Obecnie są im dostarczane ocenzurowane wyniki wyszukiwania z Google.cn. Gdy umowy wygasną, Google chce dostarczać nieocenzurowane wyniki. Nie wiadomo jednak, czy będzie miało z kim podpisać nowe umowy. Jeden z dotychczasowych partnerów, firma Tom Online, nie przedłużyła umowy o współpracy z Google'em i podpisała porozumienie z Baidu.
  11. Google prawdopodobnie przygotowuje się do zamknięcia swojej wyszukiwarki w Chinach. Od dzisiaj osoby chcące skorzystać z Google.cn są przekierowywane na adres Google.com.hk. Może to oznaczać, że Google.cn zostanie zamknięta. Sam wyszukiwarkowy koncern nie ma jednak zamiaru wycofywać się z Chin. Pozostaną w nim działy sprzedaży oraz badawczo-rozwojowe Google już w styczniu stwierdził, że może wycofać się z Chin, gdyż tamtejsze władze wymagają cenzurowania wyników wyszukiwania. Na oficjalnym blogu Google'a czytamy: Jasno też powiedzieliśmy, że ataki [chodzi o ujawniony w styczniu atak na Google'a i 30 innych firm - red.] oraz związane z nim szpiegostwo, wraz z próbami ograniczania wolności słowa w Chinach i blokowaniem takich serwisów jak Facebook, Twitter, YouTube, Google Docs czy Blogger doprowadziły nas do wniosku, że nie możemy już dłużej cenzurować wyników wyszukiwania na Google.cn. W dalszej części wpisu dowiadujemy się, że na witrynie Google.com.hk osoby posługujące się uproszczonym językiem chińskim uzyskają dostęp do niecenzurowanych wyników wyszukiwania. Dodano przy okazji, że przekierowanie ruchu na serwery w Hongkongu może wiązać się z wolniejszym ich działaniem i tymczasową niedostępnością niektórych produktów. Decyzja Google'a nie oznacza, że mieszkańcy Państwa Środka będą mogli cieszyć się nieskrępowanym dostępem do informacji. Należy się spodziewać, że władze w Pekinie samodzielnie ocenzurują Google.com.hk.
  12. Przed jednym z amerykańskich sądów doszło do publicznego prania brudów dwóch firm - Viacomu i Google'a. Sprawa toczy się od 2007 roku, kiedy to Viacom pozwał do sądu Google'a oskarżając serwis YouTube o nielegalne przechowywanie pirackich plików i domagając się miliarda dolarów odszkodowania. Sprawa zaczęła nabierać rumieńców i opinia publiczna dowiedziała się, że żadna ze stron nie ma czystego sumienia, a obie wykazują się wyjątkowym cynizmem. Główny prawnik YouTube'a Zahavan Levine stwierdziła, że Viacom wynajął kilkanaście firm PR, których zadaniem było umieszczanie klipów tej firmy w serwisie YouTube. Miało to pomóc Viacomowi w sądowej walce przeciwko Google'owi i umożliwić mu żądanie wyższego odszkodowania. Przez lata Viacom w tajemnicy zamieszczał swoje klipy na YouTube i publicznie skarżył się, że one są tam obecne. Wynajął co najmniej 18 agencji marketingowych, by umieszczały klipy - napisała Levine na swoim blogu powołując się na nieujawnione dokumenty sądowe. Celowo robili tak, by klipy te wyglądały na ukradzione - dodaje. Ponadto przypomniała, że Viacom próbował kupić YouTube zanim zakupił go Google. Okazuje się jednak, że koncern Page'a i Brina nie ma w tej sprawie czystego sumienia i złamał własną zasadę "don't be evil". W odpowiedzi na zarzuty Levine przedstawiciele Viacomu postanowili poinformować o innych dokumentach, którymi dysponuje sąd. Z e-maili, które wymieniali w 2006 roku menedżerowie Google'a wynika, że świetnie zdawali sobie oni sprawę z tego, iż YouTube służy do masowego łamania prawa. W listach YouTube jest opisywany jako złodziej treści, którego model biznesowy jest całkowicie zależny od pirackiej zawartości. Mimo to Google postanowił kupić YouTube. Nie mogę uwierzyć, że rekomendujesz zakup YouTube. Poza śmiesznie wysoką wyceną, którą przedstawili, w 80% są zależni od nielegalnej pirackiej zawartości - pisał Ethan Anderson, odpowiedzialny za Google Video do Patricka Walkera, wysokiego rangą menedżera Google'a. Z kolei David Eun, menedżer odpowiedzialny za treści zarządzane przez Google'a pytał, czy aby na pewno zgodne z zasadami Google'a jest zarabianie na pirackiej zawartości. W jednym z e-maili Steve Chen, współzałożyciel YouTube'a, deklaruje, że należy zwiększyć wysiłki w celu zwiększenia dochodów serwisu, stosując przy tym każdą możliwą taktykę, bez względu na jej aspekty prawne czy moralne. Taktyka się opłaciła. Chen otrzymał w nagrodę akcje Google'a o wartości 310 milionów dolarów. Obecnie są one warte dużo więcej. Firma Sequoia Capital, która zainwestowała w YouTube 9 milionów dolarów zarobiła 500 milionów. Jeśli zastanawiasz się jaką to technologiczną innowację czy oryginalną ideę wsparł Google w ten sposób - będziesz zastanawiał się jeszcze przez długi czas. Wartością YouTube'a były treści należące do innych ludzi - podsumowują redaktorzy The Register.
  13. Wcześniej czy później Google prawdopodobnie wycofa z Chin swoją wyszukiwarkę. The New York Times dowiedział się, że partnerzy Google'a otrzymali od chińskich władz ostrzeżenie, iż muszą przestrzegać lokalnego prawa i stosować cenzurę nawet, jeśli Google zaprzestanie cenzurować wyniki wyszukiwania. Z wyszukiwarki Google'a korzysta m.in. najpopularniejszy chiński portal www.sina.com.cn. Zarówno on i inne portale będą musiały samodzielnie cenzurować dostarczane internautom wyniki wyszukiwania. Jest jednak mało prawdopodobne, by Google zaprzestało cenzury. Najprawdopodobniej koncern po prostu wycofa z Chin swoją wyszukiwarkę. Google.cn istnieje od czterech lat i od czterech lat przestrzega lokalnego prawa cenzurując treści polityczne czy pornograficzne. W Chinach wciąż będzie dostępna witryna google.com, z której obywatele Państwa Środka również korzystają. Widzą w niej niecenzurowane wyniki wyszukiwania, jednak nie mogą obejrzeć każdej ze znalezionych witryn, gdyż wiele z nich blokują chińskie władze.
  14. Bob O'Donnell, wiceprezes firmy analitycznej IDC twierdzi, że system ChromeOS nie odniesie sukcesu na rynku urządzeń mobilnych. Wszystko za sprawą wysokich cen sprzętu, który będzie go obsługiwał. Producenci OEM mówią, że wymagania sprzętowe - których nie wolno im ujawniać - spowodują, że urządzenia z tym systemem będą droższe niż urządzenia mobilne z Windows 7, który ma ponadto znacznie większą bazę aplikacji, z których użytkownik może korzystać - powiedział O'Donell. Ponadto, jak zauważył, Chrome został przygotowany tak, że z systemu można korzystać tylko w trybie online, tymczasem obecni właściciele notebooków przez 40% czasu używają ich w trybie offline. Dodatkową wadą Chrome'a ma być fakt, iż wszystkie aplikacje uruchamiane są w przeglądarce. Inni już próbowali takiego rozwiązania i nie przyjęło się ono na rynku. O'Donnell podchodzi też sceptycznie do planów ARM-a, który chciałby zaoferować swoje produkty w mainstreamowych urządzeniach, takich jak notebooki i netbooki. Jego zdaniem, gdy coś wygląda jak notebook, ludzie chcą, by tak działało, a zatem chcą, by urządzenie obsługiwało system Windows lub Mac OS X. Myślę, że ARM ma duże szanse na rynku wyspecjalizowanych urządzeń. To tam powinni szukać swojej szansy. Rynek urządzeń wielozadaniowych należy do architektury x86 - stwierdził. Zdaniem IDC w bieżącym roku sprzeda się w sumie po ponad 240 milionów notebooków i smartfonów. Sprzedaż tabletów ma sięgnąć 16 milionów sztuk w roku 2011, a czytników książki elektronicznej - 6 milionów. Tymczasem smartbooki z platformą ARM nie znajdą więcej niż 2 miliony nabywców. Zdaniem O'Donnella, pomimo tego, iż nie wróży on sukcesu ChromeOS, rynek systemów mobilnych będzie znacznie bardziej zróżnicowany, niż rynek pecetów. Żadna z firm nie zajmie na nim tak silnej pozycji, jaką ma Microsoft na komputerach stacjonarnych.
  15. Microsoft rozpocznie w Wielkiej Brytanii wielką kampanię promocyjną wyszukiwarki Bing. Koncern chce odebrać nieco rynku Google'owi, więc zarezerwował aż 2 miliardy funtów na trzymiesięczną kampanię. Bing, nazywany jest przez firmę z Redmond "wyszukiwarką decyzyjną", dlatego też hasło kampanii brzmi "Bing and decide". Reklamy wyszukiwarki pojawią się m.in. w telewizji, a Brytyjczycy zobaczą je już w środę. "Żyjemy w świecie, w którym ludzie zapomnieli, że istnieje alternatywna wyszukiwarka" - mówi Ashley Highfield, szef Microsoft UK. Może mieć rację, zważywszy na fakt, iż w Wielkiej Brytanii do Google'a należy 90% rynku. Kampania nie ograniczy się tylko do telewizji. Reklamy pojawią się w sieci Microsoftu i wielu innych mediach, w tym w serwisach społecznościowych. Jak zdradza Highfield, jej motywem przewodnim będzie skontrastowanie bogatego wizualnie Binga z surowym Google'em. To walka nie tylko o umysły, ale i o serca. Chcemy wywołać emocje i pozostawić głębokie ślady - powiedział menedżer Microsoftu.
  16. Część z największych światowych koncernów wystąpiła przeciwko planom brytyjskiego rządu, który chce zmusić dostawców internetu do odcinania piratów od sieci. List w tej sprawie, opublikowany na łamach Financial Times, podpisali przedstawiciele Orange'a, Facebooka, Virgin Media, eBay, Google czy British Telecom. Autorzy listu zaznaczają, że tego typu rozwiązanie będzie miało daleko idące niezamierzone konsekwencje, które przewyższą wszelkie korzyści. Twierdzą oni, że blokowanie dostępu, jak przewidziano to w proponowanych rozwiązaniach prawnych, zakłóci pracę sieci w Wielkiej Brytanii i innych krajach oraz będzie stanowiło zagrożenie dla wolności słowa i otwartego internetu, a jednocześnie nie zmniejszy skali piractwa w takim stopniu, ja się to planuje. Przyjmowanie tak kontrowersyjnych rozwiązań bez jakichkolwiek konsultacji z konsumentami i przemysłem to bardzo zła praktyka parlamentarna.
  17. Wczorajsza informacja o pozwie, jaki Apple wytoczyło firmie HTC, wywołała olbrzymi oddźwięk w świecie IT. Jasnym jest bowiem, że tak naprawdę prawdziwym celem Apple'a jest Android i jego twórca, firma Google. Pozew to pierwszy wystrzał w wojnie - mówi w wywiadzie dla New York Timesa Kevin Rivette, prawnik specjalizujący się w prawie patentowym i były wiceprezes IBM-a ds. strategii własności intelektualnej. Uważa on, że Apple najpierw będzie atakowało azjatyckie firmy, następnie weźmie na cel Motorolę, stopniowo osaczając Google'a. Celem koncernu Jobsa jest przeszkodzenie Androidowi w zdobyciu popularności. Przypomina się historia sprzed lat, gdy firma próbowała zamknąć przed innymi samą ideę wykorzystania graficznego interfejsu użytkownika. Obecnie Apple, którego strategia polega na wiązaniu użytkownika ze swoim sprzętem i oprogramowaniem, może chcieć przeprowadzenia podobnego manewru na rynku smartfonów z interfejsem wielodotykowym. Tymczasem HTC oświadczyło, że nie obawia się pozwu. Tajwańska firma przypomniała, że działa na rynku telefonów znacznie dłużej niż Apple'a. Jej przedstawiciele oświadczyli, iż w międzyczasie również zgromadzili bogate portfolio patentów. Z kolei przedstawiciele Google'a stwierdzili: "Nie jesteśmy stroną pozwu. Jednak wspieramy nasz system Android oraz partnerów, którzy pomogli nam go opracować". Na rynku zarówno smartfonów jak i urządzeń przenośnych z ekranem dotykowym działa wiele firm, które są na nim obecne dłużej, niż Apple. Można oczywiście stwierdzić, że technologia Apple'a działa lepiej, niż wcześniejsze dokonania konkurencji, jednak nie powstała ona z niczego. Koncern Jobsa może więc czekać trudna walka.
  18. Jak donosi The New York Times, ostatnie ataki na Google'a i inne duże amerykańskie firmy zostały przeprowadzone z terenu dwóch chińskich uczelni. Jedna z nich ma bliskie związki z armią Państwa Środka. Do takich wniosków doszli badający sprawę eksperci, w tym specjaliści z Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA). Przypomnijmy, że przed kilkoma tygodniami odkryto, iż od wielu miesięcy - teraz wiemy, że co najmniej od kwietnia 2009 roku - przeprowadzano ataki, których celem była kradzież tajemnic handlowych, kodów komputerowych oraz danych ze skrzynek pocztowych chińskich opozycjonistów. Od samego początku podejrzewano, że ataki zapoczątkowano w Chinach. Teraz amerykańscy specjaliści zdobyli dowody, które wskazują na konkretne uczelnie i zajęcia. Ataki zostały przeprowadzone z szanghajskiego uniwersytetu Jiao Tong oraz ze szkoły zawodowej Lanxiang, z klasy prowadzonej przez ukraińskiego informatyka. Uniwersytet Jiao Tong może pochwalić się bardzo wysokim poziomem nauczania informatyki. Niedawno jego studenci wygrali organizowany przez IBM-a konkurs, w którym pokonali swoich kolegów z takich uczelni jak m.in. Uniwersytet Stanforda. Z kolei wielka szkoła zawodowa Lanxiang została założona przy pomocy armii i szkoli informatyków na jej potrzeby. Smaczku całej sprawie sprawie dodaje fakt, że systemem informatycznym szkoły zarządza firma blisko związana z Baidu, największą chińską wyszukiwarką i konkurentem Google'a.
  19. Włoski sąd oczyścił trzech pracowników Google'a z zrzutu zniesławienia, ale skazał ich za naruszenie prywatności. Peter Fleischer, David Drummond i George De Los Reyes zostali skazani na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu. Czwarty oskarżony, menedżer Arvind Desikan, został uniewinniony. Werdykt włoskiego sądu może mieć znaczenie dla rozwoju internetu na całym świecie. Dotyczył bowiem umieszczenia przez użytkownika serwisu Google Video filmu, na którym widać jak grupa wyrostków poniża niepełnosprawnego umysłowo nastolatka. Film znajdował się w Google Video przez kilka miesięcy, ale Google, jak twierdzi, usunęło go w ciągu kilkunastu godzin po otrzymaniu informacji o nim. Wyrok sądu skrytykowali sami oskarżeni jak i osoby niezwiązane ze sprawą. Richard Thomas, były brytyjski komisarz ds. informacji, a obecnie prawnik specjalizujący się w kwestiach prywatności, nazwał całą sprawę "śmieszną". To tak, jakby skazywać urząd pocztowy za to, że przekazał list, w którym kogoś znieważono - stwierdził. Dodał, że nie wyobraża sobie, by podobna sprawa mogła toczyć się w Wielkiej Brytanii. Thomas nie mógł zrozumieć, dlaczego sporu nie rozstrzygał komisarz ds. prywatności tylko sąd karny. Cała sprawa budzi liczne kontrowersje. Oznacza bowiem, że firmy mogą być uznane odpowiedzialnymi za całą zawartość swoich serwisów internetowych. Ponadto nie jest jasne, na jakiej podstawie oskarżenie wskazało konkretnych pracowników Google'a i postawiło ich przed sądem. Google zapowiada apelację. Tymczasem wydaje się, że włoski wymiar sprawiedliwości jest zdeterminowany by walczyć z podobnymi nadużyciami w internecie. Podobne problemy we Włoszech mają eBay, Facebook i Yahoo!.
  20. Komisja Europejska przygląda się skargom przeciwko Google'owi, którą złożyły brytyjska porównywarka cen Foundem, francuska wyszukiwarka ejustice.fr wyspecjalizowana w kwestiach prawniczych oraz należąca do Microsoftu porównywarka Ciao. Foundem skarży się, że Google dyskryminuje firmową witrynę, gdyż jest ona wyszukiwarką, a więc konkurentem Google'a. Podobne zastrzeżenia wnosi ejustice.fr. Z kolei porównywarka Ciao, którą Microsoft kupił w 2008 roku ma zastrzeżenia do standardowych warunków korzystania z usług Google'a. Początkowo skarga została wniesiona do niemieckiego urzędu ds. konkurencyjności, ale Google informuje, że właśnie przeniesiono ją do Brukseli. Microsoft jeszcze nie otrzymał oficjalnej informacji w sprawie przeniesienia skargi. Komisja Europejska na razie przygląda się skargom i nie rozpoczęła jeszcze oficjalnego śledztwa. Julia Holtz, prawnik Google'a, mówi, że co prawda skargi są nieco inne, ale zasadniczo sprowadzają się do tego, iż koncernowi zarzucono blokowanie konkurencji.
  21. Firma Bloom Energy oficjalnie zaprezentowała 100-kilowatowe ogniwa, które mogą być zasilane różnymi rodzajami paliwa. Oferta skierowana jest przede wszystkim do przedsiębiorstw, a przedstawiciele Bloom Energy zapewniają, że inwestycja zwraca się w ciągu 3-5 lat. Ogniwa zasilane są gazem naturalnym i, jak twierdzi KR Sridhar, szef Bloom Energy, emitują o 50% mniej dwutlenku węgla niż energia z konwencjonalnych źródeł. Firma ma już wielu klientów. Z jej urządzeń korzystają m.in. Google, eBay, Coca-Cola, FedEx czy Walmart. W ciągu ostatnich kilku miesięcy wyprodukowały one 11 milionów kilowatogodzin. Korzystanie z elektryczności zapewnianej przez ogniwa Bloom Energy jest tańsze niż zasilanie z tradycyjnej sieci, gdyż urządzenia są wydajne, a energię można produkować na miejscu, bez potrzeby jej dystrybucji na duże odległości. O ogniwach Bloom Energy niewiele wiadomo ponad to, że są to urządzenia z tlenkiem stałym (SOFC). Tego typu ogniwa są bardziej wydajne od swoich wodorowych odpowiedników, mogą pracować na różnych paliwach, jednak są drogie, temperatura ich pracy przekracza 600 stopni Celsjusza i mają problemy ze stabilnością. To jednak nie przeszkodziło wspomnianym wielkim firmom skorzystać z oferty Bloom Energy. Przedsiębiorstwo sprzedaje swoje urządzenia w 100-kilowatowych zestawach, składających się z niewielkich ogniw o mocy 25-watów. Zestaw zajmuje mniej więcej tyle miejsca, co typowe miejsce parkingowe i wystarcza do zasilenia małego sklepu. Wiadomo, że Google zamówiło 400-kilowatowy system, który zasila eksperymentalne centrum bazodanowe, a Walmart zainstalował urządzenia Bloom w dwóch supermarketach, którym zapewniają one od 60 do 80 procent potrzebnej energii. Sridhar mówi, że docelowo jego firma chciałaby wybudować system, który działa w dwie strony. Nie tylko zamienia gaz na energię elektryczną, ale energię na gaz. To pozwoliłoby np. połączyć ogniwa paliwowe z ogniwami słonecznymi i za dnia generować gaz, który byłby używany do produkcji energii w nocy. Jednak na pojawienie się takich urządzeń poczekamy co najmniej 10 lat.
  22. Zdaniem dwóch matematyków z Uniwersytetu Harvarda Google zarabia około 500 milionów dolarów na... pomyłkach internautów. Tyler Moore i Benjamin Edelman postanowili zbadać zjawisko typosquattingu od strony finansowej. Typosquatting polega na rejestrowaniu nazw podobnych do nazw popularnych serwisów (np. Microosoft.com) i korzystaniu z faktu, że użytkownicy mylą się podczas wpisywania adresów. Na swoich witrynach typosquatterzy umieszczają zwykle olbrzymią liczbę reklam, na których zarabiają. Moore i Edelman przyjrzeli się 3264 najbardziej popularnym witrynom w domenie .com i znaleźli 285 000 innych domen, które naśladują nazwy tych pierwszych. Za pomocą stworzonego przez siebie oprogramowania przeanalizowali typosquatterskie witryny. Naukowcy przełożyli następnie wyniki swoich analiz na 100 000 najpopularniejszych witryn na świecie przyjmując, że odsetek pomyłek przy wpisywaniu adresu jest w ich przypadku taki sam jak w przypadku wspomnianych 3264 witryn. W ten sposób obliczyli, że na witrynach założonych przez typosquatterów Google zarabia 497 milionów dolarów rocznie. Typosquatting to dość kontrowersyjna metoda zarabiania pieniędzy i pojawiają się głsoy mówiące o konieczności ukrócenia tego zjawiska. Autorzy analizy twierdzą, że skoro oni mogli w łatwy sposób zidentyfikować tysiące witryn typosquatterów, tym prościej może zrobić to Google.
  23. Jak pokazały badania przeprowadzone przez Massimo Francescheta z uniwersytetu w Udine, algorytmy podobne do Google PageRank zostały opracowane już w 1941 roku. Założyciele Google'a z pewnością zdawali sobie sprawę z tego, że podobne algorytmy istnieją, ale mogli nie wiedzieć, że liczą sobie one kilka dziesięcioleci. Franceschet postanowił zbadać historię algorytmów takich jak PageRank i dotarł do pracy ekonomisty Wasilija Leontiewa z 1941 roku. Leontiew, nota bene laureat Nagrody Nobla z 1973 roku, zaprezentował w niej metodę oceny wartości poszczególnych sektorów gospodarki narodowje. Aby ją wyliczyć uznał, że konieczne jest wzięcie pod uwagę faktu, iż każdy sektor jest zależny od materiałów dostarczanych mu przez inne sektory (wejście) oraz od rynków zbytu, które również znajdują się w innych sektorach (wyjście). Innymi słowy, jego wartość, podobnie jak wartość witryn ocenianych przez PageRank, zależy od powiązań z innymi. Witryny są oceniane przez Google'a m.in. na podstawie linków wychodzących i przychodzących. Z kolei w roku 1965, na podstawie metod wykorzystywanych w socjologii i biliotekoznawstwie, socjolog Charles Hubbell stworzył metodę oceny osób. Uznał bowiem, że dana osoba jest ważna o tyle, o ile jest uznawana za ważną przez ważnych ludzi. Już 11 lat później Gabriel Pinski i Francis Narin opracowali sposób oceny ważności gazet uznając, że ważniejsza jest ta, która jest częściej cytowana przez inne ważne gazety. Jeszcze bliższy naszym czasom jest algorytm Jona Kleinberga z Cornell University, na który zresztą powołują się Page i Brin w swoich dokumentach o Google PageRank. Kleinberg chciał stworzyć sposób na wiarygodne wyszukiwanie informacji w Sieci. Nazwał swój algorytm Hypertext Induced Topic Search (HITS) i uznał w nim witryny za "huby" i "autorytety". Jego metoda jest bardzo podobna do PageRank, ale trzeba podkreślić, że twórcy Google'a opracowali swoją niezależnie od prac Kleinberga.
  24. Podczas dorocznej konferencji TED (Technology, Entertaintment, Design) padły słowa, które mogą świadczyć o tym, iż Google zmienia swoje podejście do kwestii pozostania w Chinach. Sergey Brin, współzałożyciel koncernu, stwierdził: Chcę znaleźć sposób na dostarczenie ludziom informacji w ramach obowiązującego w Chinach systemu. Być może nie uda się nam tego osiągnąć natychmiast, ale w ciągu roku lub dwóch. Wypowiedź taka może oznaczać, że Google nie wycofa się z Chin, będzie jednak starało się wynegocjować z Pekinem zmianę warunków, na jakich firma działa w Państwie Środka. Przypomnijmy, że przed kilkoma tygodnia Google zagroziło wycofaniem się z Chin, jeśli rządzący Pekinem komuniści nie zgodzą się na dostarczanie nieocenzurowanych wyników wyszukiwania. Postawa Google'a przyczyniła się nawet do dość poważnego wzrostu napięcia pomiędzy USA a Chinami. Pekin pozostał jednak nieugięty i nie zamierza ulec ani Google'owi, ani administracji prezydenta Obamy.
  25. Nie od dzisiaj wiadomo, że Apple kontroluje użytkowników swojego sprzętu i stara się decydować, jakie programy mogą być na nim uruchamiane. Szczególnie dotyczy to sklepu App Store, z którego niejednokrotnie usuwano najróżniejsze aplikacje lub też ich w ogóle nie dopuszczano. Tym razem jednak koncern Jobsa posunął się jeszcze dalej. Wygląda na to, że zakazał jednemu z programistów używania słowa "Android". Jak pamiętamy z App Store usunięto program Google Voice, a sprawą zainteresowała się Federalna Komisja Komunikacji. W sklepie Apple'a nie wolno też sprzedawać google'owskiego programu Latitude. Takie działania to jeden z przejawów coraz ostrzejszej konkurencji pomiędzy niedawnymi partnerami. Nieformalny zakaz użycia słowa "Android", które kojarzy się z systemem operacyjnym Google'a, pokazuje, jak daleko sięga niechęć pomiędzy obiema firmami. Zakaz dotknął Tima Novikoffa, autora programu o nazwie Flash of Genius. Próbował on umieścić go w App Store wraz z informacją, że program dostał się do finału konkursu Android Developer's Challenge. Sądził, że pomoże mu to w zareklamowaniu i sprzedaży programu. Novikoff otrzymał jednak z App Store informację, że aplikacja zawiera niewłaściwą lub mylącą informację dotyczącą platformy w polu Opis Aplikacji i/lub Informacje. Pańska aplikacja nie została odrzucona, jednak należy usunąć z pola Opis Aplikacji zdanie 'Finalista google'owskiego Android Developer's Challenge'.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...