Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Długotrwałe wystawienie na zanieczyszczenia powietrza prawdopodobnie przyspiesza rozwój arteriosklerozy, uważają naukowcy z dwóch amerykańskich uczelni. Profesorowie Sara Adar z University of Michigan i Joel Kaufman z University of Washington stwierdzili, że drobne zanieczyszczenia pyłowe są powiązane z procesem pogrubiania dwóch wewnętrznych warstw ścian tętnicy szyjnej wspólnej. Dowiedli też, że zmniejszenie zanieczyszczenia prowadzi do spowolnienia procesu sztywnienia naczyń krwionośnych. Grubość ścian tętnicy szyjnej wspólnej jest wykorzystywana jako wskaźnik rozwoju arteriosklerozy w całym organizmie. Nasze badania pomagają zrozumieć, jak wystawienie na zanieczyszczenia powietrza jest powiązane ze wzrostem liczby ataków serca i udarów zaobserwowanych podczas innych studiów - mówi profesor Adar. Uczeni przeprowadzili badania na 5362 mieszkańcach sześciu amerykańskich metropolii. Badani byli w wieku 45-84 lat. Uczeni byli w stanie określić stopień zanieczyszczenia powietrza dla domu każdej z badanych osób i powiązać to z dwoma badaniami ultrasonograficznymi, przeprowadzonymi w odstępie 3 lat. Po wzięciu pod uwagę innych czynników, takich jak np. palenie tytoniu, uczeni stwierdzili, że średnio grubość tętnicy szyjnej wspólnej zwiększała się o 14 mikrometrów rocznie. U osób żyjących w bardziej zanieczyszczonym środowisku wzrost grubości był szybszy niż u tych, którzy mieszkali w tej samej metropolii, ale w mniej zanieczyszczonej części. Badania wskazały, że osoby żyjące w tej samej metropolii, ale w bardziej zanieczyszczonej części, mają o 2% większą szansę przejścia zawału w porównaniu z ludźmi żyjącymi w czystszym obszarze metropolii - mówi Adar. Uczona dodaje, że jeśli powyższe wyniki potwierdzą się, można będzie wyjaśnić widoczne w innych badaniach związki pomiędzy zanieczyszczeniem drobnym pyłem a chorobami serca.
  2. Podczas nadchodzącego lata ponownie będziemy zastanawiali się, dlaczego zimny napój tak szybko się ogrzewa i co zrobić, by zachował niższą temperaturę na dłużej. Problem ten rozwiązali... klimatolodzy z Univeristy of Washington. Gdy siedzimy pod parasolem ze szklanką zimnego piwa, na szkle kondensuje się wilgoć z powietrza i widzimy spływające krople. To właśnie ta wilgoć odpowiada za ogrzewanie się naszego napoju. Kondensująca się para wodna dostarcza do napoju więcej ciepła niż powietrze z zewnątrz. Uczeni obliczyli, że np. podczas typowego nowoorleańskiego lata ciepło z kondensacji ogrzewa napój o ponad 3 stopnie Celsjusza w ciągu 5 minut. Prawdopodobnie najważniejszym warunkiem utrzymania niskiej temperatury piwa nie jest proste odizolowanie puszki, ale zapobieżenie kondensacji pary wodnej - mówi profesor Dale Durran. Uczony rozpoczął swoje badania przed kilku laty, gdy zastanawiał się nad dobrym przykładem generowania ciepła przez kondensację. Wiele uwagi poświęcono dotychczas chłodzeniu przez parowanie, kwestia kondensacji i ogrzewania jest znacznie słabiej zbadana. Durran stwierdził, że kondensowanie się pary wodnej na puszce napoju będzie świetnym, przemawiającym do wyobraźni przykładem. W artykule opublikowanym właśnie w Physics Today Durran i jego koledzy podają dokładne wartości dotyczące tempa ogrzewania przy konretnej temperaturze i wilgotności powietrza. Z tekstu dowiadujemy się m.in., że gdy będziemy w mieście Dahran w Arabii Saudyjskiej i podczas najbardziej gorącego i wilgotnego dnia postawimy przed sobą puszkę z niemal zamarzniętym napojem, to wskutek kondensacji w ciągu zaledwie 5 minut ogrzeje się on do temperatury 8,8 stopnia Celsjusza. Teoretyczne wyliczenia uczonego zostały potwierdzone podczas eksperymentów, które przeprowadził z grupą studentów. Teraz Durran i jego koledzy we współpracy z Narodowym Centrum Badań Atmosferycznych pracują nad stworzeniem prostego narzędzia edukacyjnego, które pozwoliłoby studentom na całym świecie przeprowadzenie odpowiednich badań i porównanie on-line uzyskanych wyników. Oczywiście głównym celem takich badań nie jest rozwiązanie problemu puszki z piwem, ale wzbogacenie naszej wiedzy o klimacie i atmosferze.
  3. Woda kojarzy się przeciętnemu człowiekowi z trzema stanami skupienia, ciekłym, stałym i gazowym. Jednak ten powszechny płyn charakteryzuje niezwykłe bogactwo faz. Aż 15 faz zaobserwowano w laboratoriach, a 8 jest przewidywanych teoretycznie. Jedną z mniej znanych faz jest faza superjonowa, uznawana za lód, ale mieszcząca się pomiędzy stanem ciekłym a stałym. Naukowcy odkryli właśnie drugi rodzaj fazy superjonowej i uważają, że taka woda może stanowić znaczną część planet podobnych do Neptuna czy Urana. Znana dotychczas faza superjonowa zbudowana była z atomów tlenu, które zajmowały stałą pozycję w sieci krystalicznej (zachowywały się zatem jak w lodzie) i atomów wodoru, które - podobnie jak w stanie ciekłym - migrowały swobodnie przez sieć krystaliczną. Odkryty właśnie drugi rodzaj fazy superjonowej jest bardziej stabilny niż pierwszy. Te fazy wody, z którymi się spotykami, składają się z molekuł wody. Ale woda superjonowa to niemolekularny lód, w którym atomy tlenu dzielą się atomami wodoru. To coś pośredniego między ciałem stałym a płynem, atomy wodoru poruszają się swobodnie jak w płynie, a atomy tlenu pozostają w jednym miejscu. Prawdopodobnie woda w tej fazie poruszałaby się bardziej jak ciecz, gdyż płaszczyzny atomów tlenu mogłyby przesuwać się całkiem swobodnie względem siebie "smarowane' obecnością atomów wodoru - wyjaśnia Hugh F. Wilson z australijskiego CSIRO. Istnienie pierwszej z faz superjonowej wody, fazy przestrzennie centrowanej (bcc), przewidział w 1999 roku Carlo Cavazzoni. Z przeprowadzonych symulacji wynika, że powinna ona istnieć przy ciśnieniu przekraczającym 0,5 Mbar i temperaturze rzędu kilku tysięcy kelwinów. Teraz nowe badania wykazały, że faza bcc jest mniej stabilna od fazy ściennie centrowanej (fcc). Uczeni przewidują, że superjonowa faza fcc wody istnieje przy ciśnieniu przekraczającym 1 Mbar. Atomy wodoru w fazie fcc poruszają się z mniejszą częstotliwością do wolnych miejsc pomiędzy atomami tlenu. Warunki, w jakich powinna istnieć superjonowa woda są bardzo podobne do przewidywanych warunków występujących we wnętrzach Urana i Neptuna. To lodowe giganty, gdyż ich wnętrze zbudowane jest głównie z lodu oraz z amoniaku i metanu. Jako, że ciśnienie i temperatura postulowanej przez nas fazy wody są podobne do ciśnienia i temperatury wewnątrz tych planet, niewykluczone, że superjonowa woda w fazie fcc jest ich głównym składnikiem - mówi Wilson. Uran i Neptun są bardzo słabo poznane, a ich wnętrza stanowią dla nas zagadkę. Przeprowadzono niewiele obserwacji. Wszystkie inne planety Układu Słonecznego były odwiedzane wielokrotnie, ale w pobliżu Urana i Neptuna przeleciała tylko sonda Voyager 2. Wiemy, że mają one niezwykłe, asymetryczne pola magnetyczne, odmienne od pól wszystkich innych planet. Wiemy, że są niezwykle podobne pod względem masy, gęstości i składu, ale z drugiej strony z jakiegoś powodu znacznie się od siebie różnią, gdyż Neptun posiada duże wewnętrzne źródło ciepła, a Uran praktycznie nie emituje ciepła - dodaje uczony. Niewykluczone, że wiele zagadek lodowych gigantów uda się rozwiązać zakładając, że zawierają one wodę w fazach bcc i fcc. Z misji Keplera wiemy, że egzoplanety takie jak Uran i Neptun występują w kosmosie powszechnie. Są częściej spotykane niż gazowe giganty jak Jowisz. Dlatego też zrozumienie najbliższych nam lodowych gigantów jest ważne, gdyż są one przedstawicielami wielkiej rozpowszechnionej klasy planet - dodaje.
  4. Brytyjscy naukowcy stworzyli hybrydę 2 traw, która znacząco zwiększa retencję wody w glebie, zapobiegając w ten sposób powodziom na obszarach klimatu umiarkowanego. Skrzyżowano popularną wśród rolników, ale niezbyt odporną na ekstrema pogodowe życicę trwałą (Lolium perenne) oraz dobrze radzącą sobie ze stresem i kapryśnym klimatem kostrzewę łąkową (Festuca pratensis). Zespół przez 2 lata testował nowy kultywar Festulolium loliaceum (Prior) w hrabstwie Devon. Okazało się, że w czasie tzw. zdarzeń spływ wody z obsianych nim pól był w porównaniu do życicy i kostrzewy, odpowiednio, o 51 i 43% niższy. Naukowcy uważają, że zaobserwowane zjawisko można wytłumaczyć szybkim rozwojem i starzeniem się korzeni, zwłaszcza na dużych głębokościach. Po korzeniach zostają biopory, które mogą transportować wodę w głąb gleby. Choć na razie nie wiadomo, jak długo efekt się utrzymuje, autorzy artykułu z pisma Scientific Reports podkreślają, że wcześniejsze studia wykazały, że pionowe cylindryczne pory (czyli takie, jakie zostają po korzeniach traw) są trwalsze od porów międzyagregatowych. W sumie przetestowano 6 rodzajów roślin: kultywary gatunków macierzystych (życicy trwałej, życicy wielokwiatowej, kostrzewy trzcinowej i kostrzewy łąkowej) oraz 2 postaci Festulolium (słowo pochodzi od nazw krzyżowanych rodzajów: Festuca i Lolium): Festulolium loliaceum oraz Lolium multiflorum x Festuca arundinacea. W 29 przypadkach spływu na 33 najlepiej sprawował się Prior. Globalne wzorce opadów ulegają zmianie. Niektóre rejony zaczynają nawiedzać susze, gdzie indziej, zwłaszcza na półkuli północnej, deszcze się nasilają (stają się częstsze i obfitsze). Prof. Douglas Kell, dyrektor wykonawczy Komitetu Badań Biologicznych i Biotechnologicznych, który sfinansował studium, podkreśla, że zyski w postaci mniejszej liczby powodzi pomniejszają koszty produkcji [nowych] traw.
  5. Zdaniem naukowców z University of Arizona żadna z dwóch obecnie obowiązujących teorii mówiących o początkach cywiliazaji Majów może nie być prawdziwa. Zwolennicy jednej z nich twierdzą, że cywilizacja ta wyewoluowała samodzielnie w dżungli dzisiejszej Gwatemali i południowego Meksyku. Zgodnie z drugą teorią, pojawiła się ona wskutek oddziaływań starszej cywilizacji Olmeków z La Venta. Grupa archeologów pracująca pod kierunkiem małżeństwa antropologów Takeshi Inomaty i Danieli Triadan uważa, że początki cywilizacji Majów są bardziej skomplikowane niż mówią obie teorie. Podczas wykopalisk w Ceibal w Gwatemali uczeni odkryli, że ta siedziba Majów pojawiła się nawet o 200 lat wcześniej niż doszło do rozkwitu olmeckiej La Venty. To wskazuje, że La Venta mogła nie mieć dużego wpływu na wczesny rozwój Majów. Oczywiście nie oznacza to też, że cywilizacja Majów jest starsza od olmeckiej. Olmekowie mieli inne centra zanim na ich najważniejsze miasto wyrosła La Venta. Zdaniem archeologów, najnowsze odkrycie oznacza, że zarówno Ceibal jak i La Venta miały swój udział w większej zmianie kulturowej, do której doszło w latach 1150-800 przed Chrystusem. W tym scenariuszu początkowy rozwój cywilizacji Majów jest bardziej złożony niż sądziliśmy - stwierdził Victor Castillo, świeżo upieczony magister antropologii i współautor artykułu na temat wykopalisk. Mieliśmy z jednej strony koncepcję samodzielnego rozwoju, a z drugiej, zewnętrznego wpływu, który uruchomił rozwój. Uważamy, że rzeczywistość nie jest tak czarno-biała - dodaje. Pomiędzy Ceibal i La Ventą można zauważyć uderzające podobieństwa. W obu przypadkach widzimy podobne rytuały religijne, w obu miejscowościach powstały podobne piramidy, których nie ma we wcześniejszym olmeckim centrum w San Lorenzo. To jednak nie oznacza, że mamy tu do czynienia z prostym naśladownictwem. Uczeni uważają, że to dowód na istnienie podobnego trendu kulturowego, który wywarł wpływ na oba miejsca.
  6. Naukowcy z Harvardzkiego Instytutu Komórek Macierzystych odkryli hormon (betatrofinę), który powoduje, że w porównaniu do zwykłego tempa, organizm myszy nawet 30-krotnie nasila produkcję wytwarzających insulinę komórek beta. Co istotne, nowe komórki β produkują insulinę tylko wtedy, gdy organizm jej potrzebuje, wspomagając naturalną regulację glikemii oraz ograniczając ryzyko powikłań cukrzycy. Gdyby hormon można było stosować u ludzi, oznaczałoby to, że wykonywane 3 razy dziennie zastrzyki z insuliny zostałyby zastąpione cotygodniową, comiesięczną, a w najlepszym razie coroczną iniekcją z betatrofiny - wyjaśnia prof. Doug Melton. Nasz pomysł jest stosunkowo prosty. Po dostarczeniu hormonu pacjenci z cukrzycą typu 2. wytwarzaliby więcej własnych komórek beta, co spowolniłoby, a może i nawet zatrzymało chorobę. Nigdy dotąd nie widziałem terapii, która prowadziłaby do tak dużego skoku replikacji komórek β. Choć, wg Meltona, betatrofina miałaby być lekiem przede wszystkim na cukrzycę typu 2., Amerykanin nie wyklucza, że sprawdziłaby się także przy cukrzycy typu 1., zwiększając liczbę komórek beta i spowalniając chorobę autoimmunologiczną po jej zdiagnozowaniu. Wszystko zaczęło się od myszy, ale później naukowcy odkryli odpowiedni gen u ludzi. Udało się go sklonować, a w osoczu znaleziono samą betatrofinę. Odkryciem Meltona i doktora Penga Yi szybko zainteresowały się firmy biotechnologiczne. Obecnie nad betatrofiną pracuje 15-osobowy zespół z niemieckiego Evoteku. Licencją na hormon dysponuje koncern Janssen Pharmaceuticals. Melton i Yi początkowo nazywali betatrofinę królikiem. Do odkrycia doszło bowiem w Roku Królika, poza tym naukowcy skojarzyli tempo namnażania komórek beta z możliwościami reprodukcyjnymi kicających ssaków. Amerykanie przyznają, że "zdemaskowanie" betatrofiny to w dużej mierze kwestia szczęścia. W owym czasie zespół głowił się bowiem nad nieco innymi zagadnieniami, m.in. dotyczącymi ciąży. Kiedy kobieta zachodzi w ciążę, przez potrzeby wagowo-energetyczne płodu rośnie jej obciążenie węglowodanowe. By poradzić sobie z tą sytuacją, trzeba większych ilości insuliny (większej liczby komórek beta). Okazuje się, że ciąża rzeczywiście prowadzi do wzrostu stężenia betatrofiny [takie właśnie zjawisko zaobserwowano u myszy] - podkreśla Yi. Harvardczycy pracowali nad projektem przez 4 lata, ale do przełomowego odkrycia doszło 10 lutego 2011 r. Zobaczywszy namnażające się komórki beta, Yi uwiecznił widok spod mikroskopu i pokazał zdjęcie Meltonowi.
  7. Temperatura wnętrza Ziemi wynosi 6000 stopni Celsjusza, czyli o 1000 stopni więcej niż wykazały wcześniejsze pomiary. Badania uczonych z European Synchrotron Radiation Facility wykazały tym samym prawdziwość teoretycznych modeli geofizycznych, zgodnie z którymi różnica temperatury pomiędzy stałym jądrem wewnętrznym, a znajdującym się powyżej płaszczem musi wynosić co najmniej 1500 stopni Celsjusza. Tylko taka różnica wyjaśnia istnienie ziemskiego pola magnetycznego. Badanie fal sejsmicznych przechodzących przez naszą planetę pozwala na stwierdzenie, jaką grubość mają poszczególne warstwy budujące Ziemię, czy są płynne czy stałe, a nawet w jaki sposób zmienia się ciśnienie. Nie dają jednak żadnych informacji na temat temperatur panujących we wnętrzu planety. Te trzeba symulować w laboratorium. Naukowcy wykorzystują w tym celu komory diamentowe zapewniające ciśnienie milionów atmosfer oraz lasery podgrzewające próbki do pożądanej temperatury. W praktyce wymaga to przezwyciężenia wielu problemów. Żelazo musi być odizolowane termicznie od otoczenia i nie może wchodzić z nim w reakcje chemiczne. Nawet jeśli próbka osiągnie ekstremalną temperaturę i ciśnienie panujące we wnętrzu Ziemi, to stan taki trwa tylko sekundy. W tym czasie niezwykle trudno jest stwierdzić, czy próbka zaczęła się roztapiać czy wciąż jest ciałem stałym - mówi Agnes Dewaele. Opracowaliśmy nową technikę, w której intensywne promieniowanie X z synchrotronu bada próbkę i dzięki dyfrakcji w czasie krótszym niż sekunda informuje nas, czy jest ona ciekła, stała czy częściowo roztopiona. Czas badania jest na tyle krótki, że temperatura i ciśnienie są stałe a my jesteśmy w stanie zapobiec wszelkim reakcjom chemicznym - wyjaśnia Mohamed Mezouar. Naukowcy eksperymentalnie dowiedli, że przy ciśnieniu 2,2 miliona atmosfer punkt topnienia żelaza to 4800 stopni Celsjusza. Następnie ekstrapolowali te wyniki do ciśnienia 3,3 miliona atmosfer, jakie panuje na granicy jądra stałego i płynnego. Wyliczyli w ten sposób, że musi tam panować temperatura rzędu 6000 ± 500 stopni Celsjusza. Naukowcy dowiedzieli się również, dlaczego w 1993 roku Reinhard Boehler określił tę temperaturę na 1000 stopni niższą. Otóż przy temperaturze 2400 stopni Celsjusza na powierzchni żelaza dochodzi do ponownej krystalizacji, co pociąga za sobą dynamiczne zmiany w strukturze metalu. Boehler wykorzystał techniki optyczne do stwierdzenia, czy próbka jest ciekła czy stała. Prawdopodobnie uznał ponowną krystalizację za początek roztapiania się próbki.
  8. W wiedeńskim domu aukcyjnym Dorotheum zlicytowano wczoraj (25 kwietnia) pukiel włosów cesarza Franciszka Józefa I. Choć początkowo wyceniano go na 450 euro, zdeterminowany nabywca wysupłał z kieszeni aż 13.720 EUR. Pukiel przechowywano w puzderku wyłożonym niebieskim aksamitem. Lok należałoby uznać za wypłatę w naturze lub rodzaj barteru, bo przekazując go lokajowi jego cesarskiej mości Eugenowi Ketterlowi, dworscy rachmistrze mieli na uwadze podniesienie pensji. Służącego obdarowano nie tylko włosami, ale i porzuconymi przez władcę przedmiotami codziennego użytku. Gdy włosy znalazły już swojego amatora, licytator zaprezentował zebranym cygarniczkę i chusteczkę Franciszka Józefa oraz szkicownik jego syna - arcyksięcia Rudolfa Habsburga-Lotaryńskiego.
  9. Znalezione na Antarktydzie dwa stare meteoryty zawierają ziarna zbudowane z ditlenku krzemu, które, jak sądzą naukowcy, są starsze od Układu Słonecznego. Powstały one wskutek wybuchu supernowej. Według jednej z teorii kosmologicznych, Układ Słoneczny powstał z chmur pyłu i gazu, a wyzwalaczem jego tworzenia się była eksplozja supernowej. Niezależnie jednak od tego, jak wyglądały początki początki naszego systemu planetarnego, znalezione ziarna są od niego starsze. Identyfikacja wieku ziaren jest możliwa dzięki temu, że zachowały swoją wyjątkową mieszaninę izotopów, która nie może być wyjaśniona żadnym procesem znanym nam z Układu Słonecznego. Taki skład izotopowy może być wyjaśniony tylko reakcjami jądrowymi zachodzącymi w gwiazdach, stwierdzili naukowcy. Oba wspomniane meteoryty zostały znalezione w 2003 roku. Obiekt Grove Mountains 021710 znaleźli Chińczycy, a LaPaz Icefield 031117 - Amerykanie. Pierre Haenecour z Washington University stwierdził, że w obu znajduje się bardzo dużo izotopu tlenu 18, który powstaje podczas eksplozji supernowych typu II. Takie supernowe powstają w wyniku eksplozji gwiazdy o masie przekraczającej 9 mas Słońca. Już wcześniej znajdowano w meteorytach ziarna ditlenku krzemu pochodzące sprzed początków Układu Słonecznego. Jednak sygnatury izotopów wskazywały, że pochodzą one z gwiazd AGB. Tutaj po raz pierwszy mamy do czynienia z materiałem z supernowej.
  10. Młode tymale dwubarwne (Turdoides bicolor) wykorzystują sytuację, prosząc o jedzenie, gdy w pobliżu znajdują się drapieżniki. Ponieważ skrzeczenie mogłoby ściągnąć na pisklęta niebezpieczeństwo, rodzice reagują szybciej i dają im więcej pokarmu niż w innych okolicznościach. Alex Thompson z Uniwersytetu w Kapsztadzie przez ponad 200 godzin obserwował tymale z pustyni Kalahari. W sumie zarejestrował ok. 3 tys. przypadków karmienia piskląt. Biolodzy zauważyli, że przebywając na ziemi z dala od potencjalnego schronienia, piszczące młode dostawały średnio 0,12 g jedzenia na minutę, a gdy żebranie odbywało się pod osłoną drzewa, mogły liczyć na zaledwie 0,03 g/min. Autorzy artykułu opublikowanego w Proceedings of the Royal Society B odnotowali także, że gdy ptakom odtwarzano zawołania alarmowe, które sugerowały, że w pobliżu znajduje się naziemny drapieżnik, rodzice dawali "uziemionym" młodym 2 razy więcej pokarmu. Rekompensata nie obejmowała piskląt z drzew. Naukowcy dywagowali, że odczuwając głód, mniej sprawne fizycznie od dorosłych młode celowo igrają z ogniem, aby zwrócić na siebie uwagę rodziców i dostać pokarm. By sprawdzić, czy tak rzeczywiście jest, Thompson i inni zaczęli dokarmiać niektóre młode i sprawdzać, gdzie przebywają. Okazało się, że przed rozpoczęciem dożywiania pisklęta siedziały wśród gałęzi przez 40% czasu, a gdy do ich żołądków trafiały ekstrakąski, odsetek ten wzrósł do 62%. Sugeruje to, że głód rzeczywiście ściąga młode tymale dwubarwne na ziemię. Tam można liczyć na hojność rodziców, ryzyko wydaje się więc opłacać...
  11. Nowe zdjęcia Betelgezy ujawniły tajemnicze gorące obszary w zewnętrznej atmosferze gwiazdy. Zauważono też łuk chłodnego gazu, który waży o 1/3 mniej od Ziemi. Betelgeza to jedna z najjaśniejszych gwiazd na niebie i jeden z najbliższych nam nadolbrzymów. Gwiazda wchodzi w skład konstelacji Oriona i łatwo można ją zauważyć gołym okiem. Jest gigantyczna, jej średnica jest 1000-krotnie większa od średnicy Słońca. Niedawno informowaliśmy, że astronomowie zaobserwowali olbrzymią ścianę pyłu, z którą gwiazda zderzy się za około 17 500 lat. Najnowsze obserwacje ujawniły zaś, że w atmosferze gwiazdy, która rozciąga się na odległość pięciokrotnie większą niż powierzchnia Betelgezy, znajdują się dwa niezwykle gorące punkty. Ich temperatura wynosi 4000-5000 kelwinów, jest zatem wyższa nawet od temperatury powierzchni gwiazdy, którą oszacowano na 3600 kelwinów. Z kolei wspomiany łuk chłodnego gazu oddalony jest o 7,4 miliarda kilometrów, czyli znajduje się tak daleko jak Pluton od Słońca w chwili swojego największego oddalenia. Gaz mam masę niemal 66% masy Ziemi, a jego temperatura to 150 kelwinów. Doktor Anita Richards z University of Manchester nie jest pewna pochodzenia gorących obszarów. Być może przyczyną ich istnienia są fale uderzeniowe powodowane albo pulsowaniem gwiazdy, albo konwekcją w zewnętrznych warstwach atmosfery, które kompresują i podgrzewają gaz. Inna możliwość jest taka, że atmosfera jest niejednorodna i możemy przez nią spoglądać w gorętsze regiony. Z kolei chłodny łuk to prawdopodobnie pozostałości po przyspieszonej utracie masy przez gwiazdę. Wydarzenie takie mogło mieć miejsce w ubiegłym wieku, ale jego związek z gorącymi obszarami, które leżą znacznie bliżej, nie jest znany. Betelgeza cieszy się szczególnym zainteresowaniem astronomów. Gwiazda każdego roku traci tyle masy, co 1/3 masy Ziemi. Przed czterema laty zaobserwowano, że Betelgeza szybko się kurczy. Czerwony nadolbrzym znajduje się na ostatnim etapie życia, jego obserwacje posłużą zatem do wzbogacenia naszej wiedzy na temat ewolucji gwiazd.
  12. W 2003 roku obfite opady deszczu odsłoniły wejście do tunelu znajdującego się pod Świątynią Quetzalcoatla w Teotihuacan. Robot archeologiczny Tlaloc II-C, nazwany tak na cześć azteckiego boga deszczu, odkrył właśnie w tunelu trzy struktury, które mogą być komorami grobowymi. Liczący sobie 2000 lat tunel może odkryć nam tajemnice rytuałów pogrzebowych władców Teotihuacanu, którzy opuścili te tereny na długo zanim w XIV wieku pojawili się na nich Aztekowie. Teotihuacan znany jest ze swoich wspaniałych piramid. Niewiele jednak wiemy na temat ludu, który zamieszkiwał te tereny przed Aztekami. Archeolodzy przygotowują się teraz do odkopania ostatnich 30 ze 120 metrów tunelu. Spodziewają się znaleźć tam schody, prowadzące 3-4 metry w głąb.
  13. Co roku media donoszą o rekrutacji kandydatów do objęcia wakatu marzeń. Łowcy głów poszukują testerów łóżek hotelowych czy zarządców tropikalnych wysp. Teraz pojawia się kolejna okazja z wątkiem druidycznym w tle, English Heritage, agenda opiekująca się zabytkami budownictwa w Anglii, chce bowiem wprowadzić Stonehenge w nową erę. Kolejny dyrektor generalny z wizją miałby zarabiać prawie 100 tys. dol. rocznie (65 tys. GBP). Z ogłoszenia English Heritage wynika, że menedżer(ka) będzie zarządzać zespołem ponad 80 pracowników i 100 wolontariuszy. Do podstawowych zadań ma należeć utrzymanie najwyższych standardów obsługi klienta. Trudno ciekawie zaprezentować megalit ponadmilionowemu tłumowi turystów (zwłaszcza że przewiduje się, iż do 2016-17 r. liczba zwiedzających jeszcze wzrośnie i sięgnie 1,25 mln), a dyrektor obiektu ma też odpowiadać za organizację przesileń letnich i zimowych. Najbliższy rok to dla Stonehenge okres ważnych przemian. Za parę miesięcy zadebiutują nowe galerie wystawiennicze. Nastąpi też wyczekiwane zamknięcie fragmentu drogi A344 (przecina ona prehistoryczną trasę procesyjną i wg władz English Heritage, zaburza więź megalitu z krajobrazem). Kandydaci na dyrektorskie stanowisko mogą przysyłać swoje zgłoszenia do 5 maja. Idealny człowiek to dynamiczny oraz inspirujący lider. Doświadczenie w zarządzaniu równie dużymi przybytkami, najlepiej z branży kulturalnej, jest mile widziane.
  14. Z opublikowanego w Physical Chemistry Chemical Physics artykułu pt. "Novel stable compounds in the Mg-O system under high pressure" dowiadujemy się, że wnętrze planet może być zbudowane z innych materiałów, niż dotychczas sądziliśmy. Zdaniem profesora krystalografii teoretycznej Artema R. Oganova i jego zespołu ze Stony Brook University, tlenek magnezu może istnieć w innych niż przewidywano odmianach. Od dziesięcioleci uważa się, że MgO to jedyna termodynamicznie stabilna forma tlenku magnezu. Uważa się, że jest to jeden z najważniejszych składników wnętrza Ziemi i innych planet - powiedział doktor Qiang Zhu, główny autor wspomnianego artykułu. Przewidujemy, że dwa inne związki, MgO2 i Mg3O2 stają się stabilne przy ciśnieniu powyżej, odpowiednio, miliona i pięciu milionów atmosfer. To sprzeczne nie tylko z chemiczną intuicją, ale oznacza również, że planety mogą być zbudowane z niespotykanych materiałów. Określiliśmy warunki (ciśnienie, temperatura, lotność tlenu) konieczne do ustabilizowania tych nowych materiałów i stwierdziliśmy, że mogą one występować we wnętrzu niektórych planet, chociaż prawdopodobnie nie Ziemi - dodał Oganov. Planety zawierające we wnętrzu Mg3O2 powinny być co najmniej wielkości Ziemi. Według obecnej wiedzy chemicznej Mg3O2 nie powinien istnieć. Jednak w warunach wysokiego ciśnienia magnez staje się metalem przejściowym, co pozwala na tworzenie się Mg3O2. Wiadomo, że MgO stanowi nawet do 10% objętości naszej planety, a na innych planetach odsetek ten może być większy. Otworzyliśmy drogę do poszukiwania nowych materiałów tworzących planety - mówi Oganov.
  15. Victor Basta, dyrektor ds. analiz firmy analitycznej Magister Advisors, uważa, że już wkrótce Apple'owi może wyrosnąć poważny przeciwnik. Ma być nim... Amazon, który, zdaniem analityka, przygotowuje się do przeprowadzenia ofensywy na rynku mobilnym. Apple jest ograniczony całym swoim dziedzictwem związanym z produkcją sprzętu. Tymczasem Amazon to firma wywodząca się z handlu internetowego, która nie ma takich obciążeń. Są na dobrej drodze do stworzenia 'nowego Apple'a' - mówi Basta. Jego zdaniem Amazon, chcąc zwiększyć online'ową sprzedaż swoich produktów, w tym książek elektronicznych, ma zamiar zostać dużym producentem urządzeń mobilncyh, dzięki czemu jego olbrzymia rzesza klientów zyska nowe sposoby na dokonywanie online'owych zakupów. Basta przypomina, że w ostatnim czasie Amazon kupił wiele firm, z których każda dysponuje ważnym elementem pozwalającym, po złożeniu ich w całość, na mocny debiut na rynku mobilnego sprzętu. Wśród zakupionych przez Amazona firm można wymienić producenta syntezatora mowy IVONA, firmę SnapTell specjalizującą się w technologii porównywania obrazów, firmę Yap posiadającą technologię zamiany głosu w tekst czy Touchco specjalizującą się w technologiach dotykowych.
  16. Plectropomus pessuliferus marisrubri poluje, korzystając z pomocy 2 innych gatunków ryb: mureny olbrzymiej (Gymnothorax javanicus) i wargacza garbogłowego (Cheilinus undulatus). By współpraca przebiegała gładko i by było wiadomo, gdzie schowała się niedostępna dla P. p. marisrubri ofiara, zwierzę posługuje się gestami referencyjnymi. Przypomnijmy, że dotąd uważano, że podobne zachowania występują wyłącznie u człowieka, małp człekokształtnych i kruków. Redouan Bshary z Uniwersytetu w Neuchâtel już kilka lat temu zauważył, że P. p. marisrubri zawiązują sojusze. Same polują na otwartych wodach, potrzebują więc kogoś, kto poradziłby sobie z kąskami ukrytymi w szczelinach. Nic więc dziwnego, że wybór padł na mureny olbrzymie i wargacze (te ostatnie potrafią nawet wysysać uciekinierów z zagłębień). Szwajcar skwapliwie dokumentował swoje spostrzeżenia, nagrywał też filmy. Pokazał je Alexandrowi Vailowi z Uniwersytetu w Cambridge, który stwierdził, że P. p. marisrubri nie tylko rzucają się na wszystkie strony, by pobudzić współpracowników, ale i wykonują stanie na głowie, opływając przy tym konkretny punkt. Wg naukowców, to komunikat o następującej treści: "Przyjrzyjcie się uważnie, ofiara ukrywa się właśnie tutaj". P. p. marisrubri wykonywały swoje akrobacje wyłącznie wtedy, gdy w pobliżu znajdowała się murena lub wargacz. Zachowanie było kontynuowane do momentu, gdy potencjalny współpracownik podpływał. Panowie stwierdzili, że sygnał P. p. marisrubri wabił większość muren i wszystkie wargacze, a wtedy zdenerwowana ofiara opuszczała swoją kryjówkę. Bshary i Vail przekonują, że skoro stanie na głowie nie wypłaszało kąsków wcześniej, nie jest ono taktyką łowiecką, ale wspomnianym na początku gestem referencyjnym. Gdy mureny ignorowały stójki P. p. marisrubri, te puszczały się za nimi w pogoń i albo zaczynały swoje pobudzające podrygiwania, albo wręcz siłą spychały niechętnych w kierunku szczeliny z jedzeniem. Co istotne, Vail, Bshary i Andre Manica odkryli, że gestami referencyjnymi posługuje się też inna ryba - pleperka lamparcia (Plectropomus leopardus). Współpracuje ona z ośmiornicą czerwoną (Octopus cyanea). Razem ryba i mięczak mogą wszystko... Na zamieszczonych niżej filmach można zobaczyć, jak P. p. marisrubri werbuje murenę i jak dokładnie wygląda stójka.
  17. Uczeni zdobyli kolejny dowód na istnienie w atmosferze molekuł, które, reagując z zanieczyszczeniami, mogą niwelować skutki globalnego ocieplenia. Uczeni z brytyjskich University of Manchester, Bristol University, Southampton University oraz amerykańskiego Sandia National Laboratories odkryli drugą z molekuł Criegee'a i zbadali jej reaktywność. Istnienie takich molekuł postulował w latach 50. niemiecki chemik Rudolf Criegee. Do niedawna jednak nie dysponowaliśmy technologią, która pozwalałaby je odkryć. Stało się to możliwe dzięki unikatowemu synchrotronowi z Lawrence Berkeley National Laboratory. Molekuły pośredniczące Criegee'a, a pierwszą odkryto w styczniu ubiegłego roku, są bardzo silnymi utleniaczami i reagują z takimi zanieczyszczeniami jak ditlenek azotu czy ditlenek siarki. Mogą je zamieniać w związki siarki i azotu, które tworzą areozole i przyczyniają się do powstania chmur, co z kolei schładza planetę. Nowo odkryta molekuła pośrednicząca to utleniona forma kwasu octowego. Przeprowadziliśmy pierwsze w historii badania drugiej najprostszej molekuły pośredniczącej Criegee'a i wykazaliśmy, że w warunkach laboratoryjnych błyskawicznie reaguje ona z ditlenkiem siarki. Możemy zatem stwierdzić, że reakcja tych pośredników z ditlenkiem siarki ma znaczący wpływ na produkcję kwasu siarkowego w atmosferze o ile reakcja przebiega według testowanego przez nas schematu - mówi profesor Carl Percival z Manchesteru. Jednym z głównych pytań, jakie sobie zadaliśmy podczas badania pierwszej molekuły Criegee'a było, czy podobnym stopniem reaktywności charakteryzują się też inne molekuły. Ostatnie badania wskazują, że molekuły pośredniczące Criegee'a naprawdę są potężnymi utleniaczami zanieczyszczeń atmosferycznych, takich jak ditlenek azotu i ditlenek siarki - dodaje uczony. Nasze badania sugerują, że biosfera ma znaczący wpływ na produkcję areozoli i, co za tym idzie, na potencjalne schładzanie klimatu poprzez formowanie się molekuł Criegee'a. Następnym etapem naszych badań będzie przeprowadzenie badań mających określić wpływ molekuł Criegee'a na klimat - stwierdził Percival.
  18. Islandzki Sąd Najwyższy podtrzymał wyrok sądu niższej instancji, który orzekł, że firma Valitor (d. VISA Iceland) nielegalnie zerwała umowę z DataCell, islandzkim ramieniem Wikileaks. Sąd uznał, że jesli w ciągu 15 dni Valitor nie uruchomi ponownie usługi przekazywania wpłat na konto Wikileaks, to za każdy dzień zwłoki zapłaci grzywnę w wysokości 800 000 koron islandzkich czyli niemal 7000 USD. To zwycięstwo wolności słowa. To zwycięstwo w walce przeciwko ekonomicznej cenzurze, która ma na celu zniszczenie dziennikarzy i wydawców. Dziękujemy Islandczykom za to, że pokazali, iż nie będziemy prześladowani przez potężne wspierane przez Waszyngton koncerny finansowe takie jak Visa. I wysyłamy wiadomość do innych firm zaangażowanych w blokadę: jesteście następni - skomentował wyrok sądu Julian Assange. Na swojej witrynie Wikileaks wymienia liczne sposoby, które umożliwiają wpłacenie pieniędzy na konto organizacji.
  19. Kiedy w menu obok nazwy dania umieści się informację o ćwiczeniach, jakie trzeba by wykonać, by spalić przyjęte z nim kalorie, ludzie ograniczają energetyczność posiłków. Meena Shah i Ashlei James z Texas Christian University tłumaczą, że bardziej niż "sucha" wartość kaloryczna dania do wyobraźni konsumentów przemawia wiadomość, że zjadając cheeseburgera, energetycznie wychodzi się na zero dopiero po 2 godzinach żwawego marszu. Amerykanki podzieliły 300 osób w wieku od 18 do 30 lat na 3 grupy. Jednej dawano menu bez danych kalorycznych, drugiej jadłospis z wartościami kalorycznymi, a trzeciej menu z kaloriami i wyliczeniami odnośnie do ćwiczeń. Wszystkie jadłospisy były takie same. Można było zamówić kanapki, burgery, sałatki, chipsy, słodkie napoje i wodę. Ochotnicy nie zdawali sobie sprawy z celu badania, a podczas interpretacji wyników wzięto pod uwagę poziom odczuwanego głodu. Okazało się, że 3. grupa, w przypadku której dania przełożono na wyrażoną w minutach długość marszu, zamawiała i zjadała mniej od 1. grupy (liczba spożywanych kalorii spadała średnio o 100). Nie możemy generalizować [wyników] na populację powyżej trzydziestki, ale zamierzamy dalej badać to zagadnienie na bardziej zróżnicowanej próbie - podsumowuje dr Shah.
  20. FBI zmienia priorytety dotyczące ochrony bezpieczeństwa USA. Cyberprzestępczość została uznana za większe zagrożenie niż klasyczny terroryzm. O zmianie poinformował przedstawiciel FBI przy ambasadzie USA w Londynie Scott Cruse, który wystąpił podczas konferencji Infosecurity Europe 2013. W ciągu 26 lat pracy w FBI widziałem wiele nowych zagrożeń, które się pojawiały i zmieniały, musieliśmy, jako organizacja, dostosować się i zmienić nasz priorytet na działania antyterrorystyczne. W ciągu ostatnich lat brałem udział w wielu spotkaniach z dyrektorami i wysokimi rangą pracownikami FBI i stwierdziliśmy, że cyberprzestępczość to szybko rosnące zagrożenie, które wkrótce będzie stanowiło większy problem niż terroryzm - powiedział. Zdaniem Cruse'a cyberszpiegostwo dokonywane przez obce rządy, grupy przestępcze i organizacje terrorystyczne zarówno przeciwko sektorowi rządowemu jak i prywatnemu osiągnęło poziom, przy którym można mówić o zagrożeniu bezpieczeństwa narodowego. Obecnie FBI przechodzi olbrzymie zmiany w sposobie, w jaki postrzegamy cybeprzestępczość, wynajmujemy specjalistów od prowadzenia wojny i ekspertów od komputerów, by szkolili naszych agentów - stwierdził Cruse. FBI uważa również, że agencje rządowe samodzielnie nie poradzą sobie z zadaniem ochrony krytycznej infrastruktury kraju, dlatego konieczna jest współpraca z sektorem prywatnym. Inni eksperci zgadzają się z opinią, że pojawienie się cyberterroryzmu to tylko kwestia czasu i juz wkrótce organizacje terrorystyczne przystąpią do atakowania krytycznej infrastruktury różnych krajów. O tym, że ataki tego typu są możliwe przekonaliśmy się podczas amerykańsko-izraelskiego ataku na Iran, podczas którego użyto robaka Stuxnet.
  21. Astonomom udało się zaobserwować najbardziej efektywną galaktykę. Zamienia ona niemal 100% gazu w gwiazdy. Galaktyki spalają gaz tak, jak silnik spala benzynę. Większość galaktyk pracuje jak nieefektywne silniki, co oznacza, że tworzą gwiazdy ze znacznie mniejszej ilości gazu, niż wynosi teoretyczny limit - mówi Jim Geach z McGill University. Ta galaktyka jest jak świetnie stuningowany sportowy samochód, zmieniający gaz w gwiazdy w najbardziej efektywny sposób - dodaje. Mowa tutaj o galaktyce SDSSJ1506+54. Udało się ją zauważyć dzięki teleskopowi WISE (Wide-field Infrared Survey Explorer). Teleskop ten skanuje całe niebo i może zauważyć wyróżniające się obiekty. SDSSJ1506+54 niewątpliwie jest jednym z nich. Promieniowanie podczerwone emitowane przez tę galaktykę jest ponad bilion razy silniejsze niż promieniowanie podczerwone Słońca. Badania w świetle widzialnym, przeprowadzone za pomocą Hubble'a, ujawniły, że większość promieniowania pochodzi z regionu o szerokości kilkuset lat świetlnych. Galatyka tworzy gwiazdy setki razy szybciej niż Droga Mleczna, a Hubble ujawnił, że większość światła pochodzi z obszaru o wielkości zaledwie kilku procent średnicy Drogi Mlecznej. To najbardziej ekstremalny przykład formowania się gwiazd - informuje Geach. Uczeni wykorzystali też urządzenie IRAM Plateau de Bure Interferometer, by zmierzyć ilość gazu w galaktyce. Połączenie tej informacji z pochodzącymi z WISE danymi dotyczącymi tempa formowania się gwiazd ujawniło, jaka jest efektywność tworzenia gwiazd. Okazało się, że jest ona bliska limitu Eddingtona. To teoretyczna granica możliwości formowania się gwiazd. W skali galaktyki jest to granica równowagi pomiędzy siłami grawitacji utrzymującymi gaz razem, a ciśnieniem wywieranym na gaz przez gwiazdy. Jeśli limit ten zostanie przekroczony, chmury gazu są rozrywane i wypychane, co uniemożliwia formowanie się kolejncyh gwiazd. Specjaliści uważają, że udało im się zaobserwować SDSSJ1506+54 w bardzo szczególnym krótkotrwałym momencie jej ewolucji. Prawdopodobnie galaktyka ta powstała z połączenia dwóch innych, a tempo powstawania w niej gwiazd jest tak olbrzymie, że w ciągu najbliższych kilkudziesięciu milionów lat zużyty zostanie prawie cały gaz i zmieni się ona w masywną galaktykę eliptyczną.
  22. Gdy oglądamy losy robotów, w naszym mózgu aktywują się te same, nomen omen, obwody, co podczas śledzenia wydarzeń dotyczących innych ludzi. Naukowcy z Universität Duisburg-Essen przeprowadzili 2 studia. W ramach pierwszego 40 ochotnikom wyświetlano film z robotem-dinozaurem w roli głównej. Pleo, bo o nim mowa, czasem bywał traktowany z uczuciem, a czasem obchodzono się z nim szorstko. Psycholodzy mierzyli wskaźniki pobudzenia fizjologicznego i tuż po zakończeniu projekcji prosili wolontariuszy o ocenę stanu emocjonalnego. Okazało się, że przemoc wobec maszyny wywoływała bardziej negatywne emocje i silniejsze pobudzenie. W drugiej części eksperymentu mózgi 14 ochotników oglądających wideo z ludźmi, robotami i obiektami nieożywionymi obrazowano za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI). Ponownie bohaterów nagrań traktowano z czułością lub brutalnie (przy pierwszym scenariuszu Pleo był pieszczony, łaskotany i karmiony, a ludzie masowani i przytulani; przy drugim dochodziło do szturchania czy duszenia liną). Okazało się, że pozytywna interakcja z robotami i ludźmi analogicznie aktywowała struktury układu limbicznego. Kiedy jednak zestawiono reakcje na filmy z przemocą, różnice w stopniu aktywności neuronalnej zasugerowały, że w takiej sytuacji ochotnicy silniej empatyzowali z ludźmi (przypuszczenie to potwierdziły wyniki kwestionariusza). Niemcy podkreślają, że duża część badań dotyczących kontaktów ludźmi z robotami koncentruje się na implementowaniu modułu wyrażania emocji. Naukowcy sprawdzają, czy generowane w ten sposób uczucia są dla nas wiarygodne i naturalne. Niewiele uwagi poświęcono jednak zagadnieniu, jak postrzegamy emocje maszyn i czy sami reagujemy na nie emocjonalnie. Obecnie naukowcy intensywnie pracują nad robotami, które byłyby dla ludzi towarzystwem. Problem polega jednak na tym, że na początku nowe technologie wydają się ekscytujące, ale później powszednieją, zwłaszcza gdy w grę wchodzą nudne i powtarzalne czynności, np. ćwiczenia rehabilitacyjne. Potencjalnym rozwiązaniem mogłoby być wdrożenie u robotów typowo ludzkich zdolności, w tym teorii umysłu, emocji i empatii - podsumowuje Astrid Rosenthal-von der Pütten.
  23. Zdaniem Alana Williamsa z Australian National University, Australia została zasiedlona przed 50 000 lat przez grupę 1000-3000 osób. Tak duża liczba pierwszych osadników może oznaczać, że przybyli oni celowo. Williams uważa, że liczba ludzi zamieszkujących Australię rosła, ale w szczycie epoki lodowcowej, 21-18 tysięcy lat temu gdy kontynent był znacznie bardziej suchy niż obecnie, zmniejszyła się o około 40%. Po zakończeniu epoki lodowcowej liczba ludzi znowu zaczęła rosnąć, aż około 500 lat temu osiągnęła 1,2 miliona. Później doszło do ponownego spadku i w roku 1788, gdy rozpoczęła się brytyjska kolonizacja, Australię zamieszkiwało 770 000 - 1 100 000 osób. Inne szacunki dotyczące ludności przed epoką kolonialną bardzo się od siebie różnią. Niektóre mówią o tym, że kontynent zasiedliło mniej niż 150 osób, a liczba mieszkańców w roku 1788 jest szacowana na od 250 000 do 1 200 000.
  24. Roje zacisków mu (ang. mu-gripper) przeniosły zabieg wykonywania biopsji na nowy poziom. Zaprojektowane przez specjalistów z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa gwiazdkowate twory przypominają wielkością drobiny kurzu. Nie wymagają wykorzystania baterii, nie są też do niczego mocowane. Jak tłumaczą naukowcy, zaciski mu nie bazują na zasilaniu elektrycznym ani pneumatycznym, ale są aktywowane przez ciepło ciała. Pod jego wpływem ich ramiona zbliżają się do grup komórek. Ponieważ projektanci wbudowali w "gwiazdki" materiał magnetyczny, po zakończeniu misji można je usunąć przez naturalne otwory za pomocą magnetycznego cewnika. W kwietniowym wydaniu pisma Gastroenterology ukazał się artykuł z opisem pozyskania przez zaciski mu komórek z przełyku i okrężnicy świń (Amerykanie wybrali te zwierzęta, ponieważ ich przewód pokarmowy jest zbudowany podobnie do ludzkiego). Wcześniej w tym roku zespół z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa donosił na łamach Advanced Materials, że gwiazdki udało się wprowadzić do organizmu żywych zwierząt przez pysk i żołądek. Uwolniony rój pobrał próbki z trudno dostępnego miejsca - dróg żółciowych. To pierwszy przypadek, aby ktoś posłużył się w czasie biopsji żywego zwierzęcia urządzeniem o wymiarach poniżej 1 mm. [...] Ponieważ możemy wpuścić zaciski mu do naturalnych szczelin, znacząco zaawansowaliśmy chirurgię minimalnie inwazyjną [...] - cieszy się prof. David Gracias. Prof. Florin M. Selaru dodaje, że dzięki zaciskom mu będzie można pozyskać więcej próbek z większej liczby lokalizacji. Dzisiaj, mimo dobrych intencji lekarza wykonującego szczypczykami biopsję okrężnicy, otrzymuje się ok. 30-40 fragmentów tkanki, a to przypomina szukanie igły (zmiany chorobowej) w stogu siana. Większa liczba próbek uprawnia do wyciągania bardziej prawidłowych statystycznie wniosków i na tym właśnie polega misja mikrozacisków. Możemy się posłużyć setkami lub nawet tysiącami gwiazdek, [...] dzięki czemu łatwiej nam będzie stwierdzić, czy i ewentualnie co się dzieje w organizmie. Choć zaciski mu pobierają o wiele mniej tkanki niż tradycyjne narzędzia, twórcy techniki podkreślają, że pozyskują wystarczająco dużo komórek, aby dało się je obejrzeć pod mikroskopem i zbadać genetycznie. Gwiazdki produkuje się dzięki fotolitografii. By ramiona nie zwijały się do środka, Amerykanie zastosowali polimerową żywicę. Przed biopsją zaciski trzyma się na lodzie, co również pomaga utrzymać "rozciągniętą" formę. Gdy urządzenia wprowadzi się do organizmu, ciepło zmiękcza polimerową powłokę i ramiona zaginają się do środka, wycinając przy okazji trochę tkanki.
  25. Choć owady mogłyby być bogatym źródłem białka, mieszkańcom Zachodu trudno się do nich przekonać. Perspektywa zjedzenia obiektu z licznymi odnóżami nie wydaje się zbyt pociągająca, dlatego portugalska projektantka Susana Soares zaczęła się zastanawiać, jak potencjalni konsumenci zareagowaliby na zmianę formy. Owocem jej współpracy z technologami żywności oraz inżynierami jest drukarka 3D, spod dyszy której wychodzą przeróżne smakowicie wyglądające ciasteczka. Autorka projektu Insects Au Gratin (nazwa jest ukłonem w stronę techniki kulinarnej gratin, gdzie na wierzchu potrawy uzyskuje się zbrązowioną skorupkę z różnych składników) proponuje, by wysuszone owady mleć na mączkę. Później należy wymieszać ją z wodą lub kremowym serkiem, substancją żelującą oraz dodatkami smakowo-zapachowymi, np. cynamonem. Pastę wkłada się do zbiorniczka drukarki i po kilku minutach można zaczynać degustację. Przygotowaniem mączki zajmował się dr Kenneth Spears z London South Bank University, a za etap drukowania odpowiadali dr. Peter Walters i Deborah Southerland z Uniwersytetu Zachodniej Anglii. Soares organizuje pokazy i warsztaty ze swoją drukarką w roli głównej. Obecnie odbywają się one w Londynie w Wellcome Collection. Portugalka podkreśla, że owady zawierają m.in. żelazo, potas czy magnez. Potrafią też skutecznie przekształcić zjadany pokarm w białko. Ze 100 kg roślin powstanie 40 kg "świerszczyny" i tylko 10 kg wołowiny.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...