-
Liczba zawartości
37610 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
246
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Malejąca kaloryczność posiłków w ciągu dnia to klucz do spadku insulinooporności, a w konsekwencji stężenia testosteronu u ważących prawidłowo kobiet z zespołem wielotorbielowatych jajników (ang. polycystic ovary syndrome, PCOS). U kobiet z PCOS nadmiar insuliny stymuluje jajniki do produkowania testosteronu, upośledzając w ten sposób płodność. Prof. Daniela Jakubowicz z Uniwersytetu w Tel Awiwie zauważa, że w wielu przypadkach terapie są przeznaczone dla pacjentek z nadmierną wagą. By zadbać o chore z prawidłowym BMI, Izraelczycy przetestowali, jak sprawdzi się w ich przypadku plan posiłków przewidujący większe śniadanie i mniej obfitą kolację (w ramach wcześniejszego studium zespół wykazał, że takie rozwiązanie pozwala obniżyć poziom insuliny, glukozy oraz trójglicerydów). W eksperymencie uwzględniono 60 kobiet z PCOS i prawidłowym BMI. Naukowcy przeprowadzili losowanie do 2 grup. Wszystkie panie spożywały identyczne pokarmy, konsumując 1800 kcal na dobę. Różnica polegała na tym, że przedstawicielki pierwszej grupy zaczynały dzień od kalorycznego śniadania (983 kcal), później zjadały średnio kaloryczny obiad (645 kcal), a na końcu zaspokajały wieczorny głód lekką kolacją (190 kcal), a panie z drugiej stosowały odwrócony schemat ze 190-kcal śniadaniem, identycznie kalorycznym lunchem i 983-kcal kolacją. Po 3 miesiącach ochotniczki badano pod kątem stężenia insuliny, glukozy, testosteronu, przyglądano się też menstruacjom oraz owulacji. U kobiet raczących się dużymi śniadaniami doszło do 56-proc. spadku insulinooporności i 50-proc. spadku poziomu testosteronu. W konsekwencji do końca studium odnotowano 50-proc. wzrost wskaźnika owulacji (mierzono go, biorąc pod uwagę poziom progesteronu). Jakubowicz twierdzi, że naturalna metoda mogłaby także wpływać na objawy związane z zespołem, np. nadmierne owłosienie, przetłuszczanie i wypadanie włosów oraz trądzik. Istotnym aspektem interwencji byłoby także zapobieganie cukrzycy typu 2.
-
Niklas Roy wpadł na pomysł, by znaki informujące, że dany lokal jest do wynajęcia, podążały za przechodniami, przyciągając ich uwagę. Reklama przemieszcza się dzięki programowi do wykrywania ruchu. Niektórzy próbują przechytrzyć instalację, okazuje się jednak, że nie pomaga nawet chodzenie na czworakach - tabliczka i tak podąża za człowiekiem. Wg Kanadyjczyka, interaktywne rozwiązanie ma zwiększyć świadomość zmian zachodzących w otoczeniu. Roy skonstruował dynamiczne tabliczki, gdy uświadomił sobie, że w Sherbrook opustoszało wiele sklepów. Znaki "For rent" (na wynajem) wisiały w oknach wystawowych już od jakiegoś czasu, ale nikt ich nie zauważał.
-
Niewykluczone, że Bradley Manning, żołnierz, którzy przekazał WikiLeaks olbrzymią ilość tajnych informacji, będzie zeznawał przed sądem. Dotychczas oskarżony zachowywał milczenie, a dzisiaj może być ostatni dzień przedstawiania dowodów przez obronę. Możliwe też, że obrona Manninga odczyta jego oświadczenie. Dotychczasowy przebieg procesu był dla oskarżonego korzystny. Sędzia Denise Lind uznała, że nie popełnił on najpoważniejszego z zarzucanych mu czynów - pomocy wrogowi - i zgodziła się na połączenie różnych zarzutów, dzięki czemu maksymalny grożący Manningowi wymiar kary zmniejszył się ze 136 do 90 lat więzienia. To może sugerowac, że sędzia nie ma zamiaru wydać najsurowszego wyroku. Ponadto to sędzia decyduje, w jaki sposób Manning odbędzie karę - czy kary więzienia za poszczególne czyny będzie odbywał jednocześnie czy następująco po sobie. Proces Manninga odbywa się przed sądem wojskowym typu ogólnego, co automatycznie daje mu prawo do apelacji.
-
Analitycy Gartnera poinformowali, że w II kwartale bieżącego roku po raz pierwszy w historii sprzedaż smartfonów była większa niż tradycyjnych telefonów komórkowych. Smartfony stanowiły niemal 52% wszystkich "komórek", jakie trafiły do rąk konsumentów. W porównaniu z II kwartałem roku 2012 sprzedano o 46,5% więcej smartfonów i o 21% mniej tradycyjnych telefonów komórkowych. Te pierwsze znalazły 225 milionów nabywców, drugie - 210 milionów. Anshul Gupta, główny analityk Gartnera poinformował, że motorem napędowym był region Azji i Pacyfiku, gdzie sprzedaż smartfonów zwiększyła się aż o 74%. W krajach azjatyckich, takich jak Indie czy Chiny prym wiodą tanie modele. Cena przeciętnego smartfonu sprzedawanego w Chinach wynosiła około 120 dolarów, podczas gdy mieszkańcy Indii, Filipin czy Indonezji kupowali smartfony średnio za 100 dolarów. Największym producentem smartfonów pozostaje Samsung. W II kwartale bieżącego roku należało doń 31,7% rynku sprzedaży, czyli o 2 punkty procentowe więcej niż rok wcześniej. Firma sprzedała 71,4 miliona urządzeń. Na drugim miejscu plasuje się Apple, który sprzedał 31,9 miliona telefonów, a jego udziały w rynku spadły z 18,8 do 14,2 procenta.
-
Autorka słynnej przeróbki doczekała się własnej wystawy
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Cecilia Gimenez, która przed rokiem samodzielnie "odnowiła" XIX-wieczny fresk Ecce Homo z Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Borja koło Saragossy, świętowała we wtorek (13 sierpnia) otwarcie własnej wystawy obrazów. Dzieła, głównie pejzaże, będzie można podziwiać do 24 sierpnia. W przyszłym tygodniu Gimenez i przedstawiciele Ratusza podpiszą kontrakt; dzięki temu 49% dochodu z pokazywania/sprzedaży objętego prawami autorskimi wizerunku będzie trafiać do malarki amatorki, a 51% do kasy miasteczka. Decydując się na ten krok, władze tłumaczą, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo choć poczynionych szkód nie da się naprawić, to wersja Cecilii cieszy się większą popularnością niż oryginał Elíasa Garcíi Martíneza (wysiłki konserwatorskie staruszki przyciągnęły ponad 40 tys. turystów). Ponieważ media z całego świata bardzo nagłośniły sprawę, przeróbka zrobiła zawrotną karierę: pojawiała się np. bez autoryzacji na koszulkach, kubkach czy etykietach wina. Trzymając rękę na pulsie, Ratusz szybko zaczął pobierać opłatę za wejście do kościoła (1 EUR). Pieniądze - ponad 50 tys. euro - przekazano fundacji Sancti Spiritus, która mogła dzięki temu opłacić rachunki w domu spokojnej starości. Wystawę Gimenez zorganizował szef Sancti Spiritus Francisco Miguel Arilla. -
Nasze badania dostarczyły dowodów na to, że dodatkowa konsumpcja cukru w ilościach uznawanych obecnie za bezpieczne wywiera dramatyczny niekorzystny wpływ na zdrowie ssaków - napisali badacze z University of Utah. Naukowcy o 25% zwiększyli zawartość cukru w diecie myszy. Odpowiada to zdrowej ludzkiej diecie wzbogaconej o tyle cukru, ile zawarte jest w 3 puszkach napoju gazowanego. Okazało się, że po takim dodatku śmiertelność wśród samic zwiększyła się dwukrotnie, a wśród samców prawdopodobieństwo utrzymania terytorium i rozmnożenia się spadło o 25%. Mimo, że myszy nie tyły i wykazywały niewiele objawów metabolicznych, to zwiększyła się wśród nich śmiertelność, a zmniejszyły zdolności rozrodcze. Dodatkowy cukier miał na ich zdrowie równie katastrofalny wpływ jak chów wsobny. Wykazaliśmy, że ilość cukru, jaką ludzie zwykle spożywają i jaka jest uznawana za bezpieczną przez urzędy regulujące kwestie żywności, jest szkodliwa dla myszy - powiedział doktor James Ruff, główny autor badań. Podczas testu myszy były umieszczane w dużych pomieszczeniach podzielonymi na boksy. Dzięki temu mogły swobodnie konkurować o terytoria i partnerów. Jedną z zalet takiego sposobu przeprowadzania testu jest to, że odczyt wyników prowadzony jest w ten sam sposób, niezależnie od tego, czy testujemy wpływ zwiększonej ilości cukru czy chowu wsobnego. Testy wykazały, że ze zdrowotnego punktu widzenia dodatkowy cukier jest niemal tak samo szkodliwy jak chów wsobny - stwierdził jeden z uczonych. Najbardziej szokujący jest fakt, iż myszy karmiono dietą uznawaną za bezpieczną u ludzi. Zwierzęta, niezależnie od tego ile jadły, otrzymywały 25% kalorii z dodatkowego cukru. Amerykański National Research Council rekomenduje, by w ludzkiej diecie dodatkowy cukier stanowił nie więcej niż 25%. Oni nie biorą pod uwagę cukrów zawartych w jabłkach, bananach czy innej nieprzetworzonej żywności. Dawka, jaką podawaliśmy myszom, jest spożywana przez 13-25 procent Amerykanów - mówią autorzy badań.
-
Redukcja metanu i sadzy pomoże mniej niż sądzono?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Głównym gazem cieplarnianym jest dwutlenek węgla. Jednak ludzie emitują do atmosfery również inne zanieczyszczenia, przyczyniające się do ocieplania klimatu. Zanieczyszczenia te, takie jak np. metan czy sadza, są znacznie silniejszymi czynnikami cieplarnianymi niż CO2, ale utrzymują się w atmosferze krócej. Badania naukowe sugerują, że redukcja ich emisji może dać niemal natychmiastowe wyraźnie odczuwalne rezultaty. Takie propozycje podobają się politykom, gdyż zmniejszenie emisji metanu lub sadzy byłoby łatwiejsze i tańsze niż eliminacja CO2. Niestety, w Proceedings of the National Academy of Sciences ukazały się właśnie wyniki badań, z których wynika, że nawet znaczące zredukowanie emisji metanu oraz sadzy nie pociągnie za sobą tak dużych zmian jak dotychczas sądzono. Autorzy badań, Steven Smith i Andrew Mizrahi wyliczają, ża nawet przy maksymalnej mozliwej redukcji obu zanieczyszczeń średnia temperatura na Ziemi wrośnie do roku 2050 jedynie o 0,16 stopnia Celsjusza mniej, niż przy utrzymananiu obecnego poziomu emisji. Wcześniejsze obliczenia mówiły o spowolnieniu ocieplenia o od 0,25 do 0,45 stopnia Celsjusza. Smith, który pracuje w Joint Global Change Research Institute, założonym przez University of Maryland i Pacific Northwest National Laboratory, podkreśla, że klimat zyska na redukcji zanieczyszczeń, ale mniej niż się spodziewano. Zdaniem obu naukowców, nie obejdzie się bez redukcji emisji CO2 i innych gazów, które długo utrzymują się w atmosferze. Oczywiście nie należy zapominać przy tym o zmniejszaniu zanieczyszczeń w ogóle. Mówimy tutaj o tym, że ludzie wcześniej umierają, a ich życie ma niższą jakość z powodu zanieczyszczeniem pyłami i ozonem - stwierdził Smith. Obliczenia Smitha i Mizrahiego różnią się od wcześniejszych kalkulacji, gdyż uczeni przyjęli nieco inne założenia. Użyli oni bowiem modelu zakładającego, że niezależnie od woli politycznej i tak dochodzi do redukcji zanieczyszczeń. W miarę, jak społeczeństwa się bogacą, zaczynają zastępować otwarte paleniska bardziej nowocześniejszymi rozwiązaniami, które emitują mniej sadzy. Ponadto, generalnie, co widać na przykładzie USA i Europy, wraz ze zwiększaniem dochodów dochodzi do zmniejszania zanieczyszczeń. Uczeni uznali, że taki proces będziemy obserwowali też w innych częściach świata. Założyli, że w przyszłości marnowany obecnie metan będzie wychwytywany, gdyż rozwój technologiczny sprawi, iż będzie się to opłacało. Dlatego też, zdaniem Smitha i Mizrahiego, w przyszłości będzie dochodziło do spontanicznej redukcji zanieczyszczeń. Podczas wcześniejszych badań prowadzący je naukowcy zawsze zakładali, że redukcja będzie wymuszana przez polityków. -
Prowadząc w Lanuvium wykopaliska term willi Antoninusa, archeolodzy z Montclair State University odkryli prywatny amfiteatr Kommodusa. To tutaj cesarz miał zabijać dzikie bestie, przez co ochrzczono go Herkulesem. Owalna arena z II w. n.e. jest całkiem spora: ma 61 m długości i ok. 40 m szerokości. Najpierw w pobliżu term zobaczyliśmy niewielki fragment łukowatej struktury. Za pomocą georadaru zmapowaliśmy fundamenty, ujawniając nowe spektakularne łuki - opowiada dr Deborah Chatr Aryamontri. Arena mogła pomieść do 1300 widzów. Była bogato zdobiona kostką mozaikową. Wśród bardzo licznych kawałków marmuru o różnej grubości i wielkości znajdują się zarówno egzemplarze białe, jak i wybarwione - np. żółte giallo antico [...]. Trafiły tu [...] ozdobne odmiany importowane z Afryki Północnej i regionu egejskiego. Archeolodzy uważają, że na blokach z peperino (takim mianem Włosi określają szare tufy wulkaniczne) mocowano velarium - płócienną osłonę chroniącą przed słońcem. Podziemny kanał biegnący wokół areny sugeruje, że aranżowano tu bitwy morskie. Elementy scenografii oraz zwierzęta były prawdopodobnie dowożone windami.
-
NSA przyznała, że jej pracownicy przeglądają w ramach programu PRISM jedynie 0,00004% ruchu sieciowego. Z raportu The National Security Agency: Missions, Authorities, Oversight and Partnerships dowiadujemy się, że codzinnie w internecie przesyłanych jest 1826 petabajtów danych. Na potrzeby działań wywiadowczych NSA zbiera 1,6% z całości, a do analizy kierowane jest 0,025% zebranych danych. W sumie analitycy NSA przeglądają 0,00004% światowego ruchu internetowego. To mniej niż jedna część na milion. Jeślibyśmy światową komunikację w internecie porównali wielkością do standardowego boiska do koszykówki, to NSA analizuje powierzchnię mniejszą niż dziesięciocentówka. Raport został opublikowany, by uspokoić opinię publiczną po tym, jak Edward Snowden poinformował, iż w ramach programu PRISM Agencja ma dostęp do olbrzymich ilości danych udostępnianych przez Microsoft, Google'a, Yahoo! czy Facebooka. W dokumencie zapewniono, że PRISM jest niezwykle ważnym narzędziem w walce z terroryzmem, a ataki z września 2001 roku pokazały, iż takie narzędzie jest niezbędne. Po atakach Al Kaidy na World Trade Center i Pentagon okazało się, że rząd USA nie był w stanie zidentyfikować i połączyć informacji, które umożliwiłyby odkrycie planu zamachu. Teraz wiemy, że Khalid al-Mihdhar, który był na pokładzie lotu American Airlines 77, który rozbił się w Pentagonie, mieszkał w Kalifornii przez sześć miesięcy 2000 roku. Mimo iż NSA przechwyciła niektóre rozmowy Mihdhara z osobami przebywającymi w kryjówce Al Kaidy w Jemenie, Agencja nie miała jego amerykańskiego numeru telefonu ani żadnej informacji wskazującej, że dzwoni on z San Diego. NSA nie miała narzędzi ani baz danych, które pozwoliłyby na zidentyfikowanie połączeń i przekazanie tych informacji FBI. Wątpliwe, by raport NSA uspokoił osoby i organizacje obawiające się, że rządowa inwigilacja jest zbyt szeroko zakrojona. Ostatnio firmy Lavabit i Silent Circle, które nie chciały zdradzać rządowi informacji o swoich klientach, zrezygnowały z dostarczania usług bezpiecznej poczty elektronicznej. Zostałem zmuszony do podjęcia trudnej decyzji: czy mam popełnić przestępstwo przeciwko obywatelom USA czy też zrezygnować z 10 lat ciężkiej pracy i zamknąć Lavabit. Po namyśle zdecydowałem się na zamknięcie firmy - oświadczył Ladar Levison, właściciel Lavabit. Wiadomo, że do jego firmy wpłynęły wnioski o udostępnienie danych, gdyż z usług Lavabit korzystał Snowden. Chciałbym zgodnie z prawem poinformować opinię pulbliczną o tym, co skłoniło mnie do podjęcia takiej decyzji. Myślę, że zasługujecie na to, byb wiedzieć co się dzieje. Pierwsza Poprawka powinna gwarantować mi wolność wypowiedzi. Niestety, Kongres przegłosował ustawy, które mówią co innego. W sytuacji takiej jak obecna, nie mogę powiedzieć o tym, co wydarzyło się przez ostatnie sześć miesięcy, mimo, że dwukrotnie wnioskowałem o zgodę - dodał. Levison stara się obecnie przed sądem o uchylenie zakazu udzielania informacji. Z kolei Jon Callas z Silent Circle powiedział, że jego firma nie otrzymała żadnych nakazów, ale na wszelki wypadek zrezygnowała z prowadzenia usługi Silent Mail, żeby chronić swoich klientów w przyszłości. Usługi Silent Phone, Silent Text i Silent Eyes będą kontynuowane, gdyż w ich ramach nie archiwizowano żadnych danych.
-
Opakowanie przestrzega przed przeterminowanym lekiem
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Self Expiring to materiał na opakowania leków, który stopniowo zmienia kolor, gdy zbliża się termin przydatności do spożycia. Dodatkowo na blistrze czy pudełku pojawiają się symbole, np. duże okręgi z krzyżykami w środku. To czytelny komunikat dla starszych ludzi, nieradzących sobie z napisami drobnym druczkiem... Autorami koncepcji są Kanupriya i Gautam Goelowie. Pomysł na materiał zrodził się, gdy para pomagała dziadkom opróżnić apteczkę z przeterminowanych leków. Drukowana na opakowaniu data ważności jest najczęściej bardzo mała. Dodatkowo producent może się posługiwać nieczytelnym rodzajem czcionki. Jak poza tym zauważają lekarz i projektantka, nie wszyscy znają angielski, a napis z pudełka się czasami ściera. Self Expiring składa się z 2 warstw informacyjnych: wierzchniej z nazwą leku i spodniej, gdzie ukryto wiadomość dotyczącą przeterminowania medykamentu. Są one przedzielone kolejnymi przepuszczalnymi warstwami, przez które stopniowo przenika tusz z "tła". Odliczanie rozpoczyna się od momentu ukończenia pakowania. Poza Zachodem świadomość koncepcji przeterminowania leków jest bardzo mała - podkreślają Goelowie. W momencie, gdy lek nie jest sprzedawany w oryginalnym opakowaniu, lecz na sztuki, a czarny rynek farmaceutyczny prężnie się rozwija, ludzkie zdrowie znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie. Poszarzałe za sprawą napisów "przeterminowane" i poprzekreślane krzyżykami opakowanie to tylko przykład. Blistry i pudełka mogą ulegać zaczerwienieniu, a zamiast iksów będą się np. pokazywać trupie czaszki. Wybór konkretnych wzorów i barw(y) zależy od tego, jakimi symbolami zagrożenia posługują się mieszkańcy danego kraju/regionu. -
System Windows 8.1 zostanie udostępniony w połowie października. Microsoft już wcześniej potwierdził, że do końca sierpnia dostarczy swój system producentom sprzętu. Kilka tygodni, jakie upłyną pomiędzy przesłaniem Windows 8.1 producentom a jego premierą rynkową mają pozwolić na przetestowanie i załatanie każdej znalezionej w międzyczasie luki. Ponadto producenci sprzętu będą mieli czas, by zoptymalizować go pod kątem współpracy z nowym systemem. Z nieoficjalnych informacji wynika również, że subskrybenci MSDN czy TechNetu nie będą mieli wcześniejszego dostępu do ostatecznej wersji OS-u. W Windows 8.1 przywrócono przycisk Start, poprawiono współpracę z urządzeniami o małych wyświetlaczach, zróżnicowano rozmiary kafelków ekranu startowego, a z wersji, która wyciekła wynika, że dołączono doń również samouczek ułatwiający przyzwyczajenie się do zmienionego interfejsu.
-
Zidentyfikowano wydawcę Biblii wielkości biedronki
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
W zbiorach biblioteki Uniwersytetu Iowy można znaleźć ponad 4 tys. miniaturowych książek (Charlotte Smith Collection of Miniature Books). W zeszłym tygodniu na facebookowym fanpage'u uniwersyteckich kolekcji specjalnych oraz archiwów pojawił się wpis dotyczący Biblii wielkości biedronki (4x4 mm). Colleen Theisen natknęła się na książeczkę, przeglądając zawartość pudła z napisem "mikrominiatury". Post z serwisu społecznościowego przyciągnął uwagę konserwatorki Giselle Simón, która powiedziała koleżance, że od jakiegoś czasu biblioteka dysponuje mocnym mikroskopem. Dotąd Biblii nie dało się zidentyfikować, bo specjaliści nie byli w stanie odpowiednio powiększyć strony z danymi wydawcy. Theisen robiła zdjęcia wnętrza książeczki, korzystając ze szkieł powiększających, lecz tekst nadal pozostawał nieczytelny. Dzięki skomunikowaniu działów biblioteki udało się ustalić, że miniatura to fragment Księgi Rodzaju z Biblii Króla Jakuba. Sprzedawano ją z identyczną większą wersją, która mierząc 3,5x3,5 cm, z technicznego punktu widzenia także była miniaturą. Toppan Printing Company wydała zestaw z okazji Wystawy Światowej w Nowym Jorku w 1964/65 r. W bibliotece Uniwersytetu Iowy znajdowały się obie bliźniacze pozycje, ale gdyby nie ostatnie śledztwo, nadal by ich ze sobą nie łączono. Biblia wielkości biedronki była kiedyś umieszczana w opakowaniu z kółkiem, tak by dało się ją nosić jak breloczek przy kluczach czy pasku. Co ciekawe, Toppan nadal istnieje i nadal nie przestaje zadziwiać klientów. W marcu br. tokijska firma pobiła rekord miniaturyzacji, prezentując światu 22-stronicową pozycję Shiki no Kusabana (Kwiaty 4 pór roku). Książeczka wielkości ucha igielnego przedstawia rysunki japońskich kwiatów z podpisami (czcionka ma średnicę 0,01 mm). Dowiedziawszy się, kto był wydawcą, Theisen dotarła do opisu procesu produkcyjnego. W artykule z Miniature Book News Julian I. Edison zdradził nieco szczegółów. Mikroskop pomógł także stwierdzić, w jaki sposób doszło do uszkodzenia Biblii. Pierwotnie sądzono, że zniszczenia powstały podczas prób odczytywania, Simón uważa jednak, że w grę wchodzą skaza papieru albo błąd drukarski. -
W londyńskim City, w miejscu, w którym płynęła niegdyś rzeka, odkopano tak olbrzymią liczbę rzymskich zabytków, że archeolodzy nazwali to miejsce "Pompejami północy". Falliczne talizmany na szczęście, drewniane budynki, bursztynowy amulet gladiatora czy dokumenty to tylko część niezwykłego znaleziska. Przez pół roku archeolodzy usunęłi 3500 ton ziemi i odkryli około 10 000 zabytków z całego okresu pobytu Rzymian w Londinium. Imperium władało tymi terenami od około 40 roku n.e. do początku V wieku. Miejsce wykopalisk zyskało miano "Pompejów północy" przede wszystkim dlatego, że znaleziono tam zabytki, które rzadko są w stanie przetrwać próbę czasu - skórzane przemioty i wciąż stojące drewniane ściany. Jednym z najbardziej intersujących obiektów jest tajemniczy kawałek skóry na którym przedstawiono gladiatora walczącego z mitycznym potworem. Specjaliści przypuszczają, że mógł on stanowić ozdobę rydwanu. W stolicy Wielkiej Brytanii odkopano też dobrze zachowane ubrania i dokumenty. Wykopaliska prowadzone są na obecnym Bloomberg Place. W przeszłości było to centrum Londinium, w którym stało wzniesione w III wieku mitreum (świątynia Mitry).
-
Duże zwierzęta są jak układ krwionośny planety
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Najnowsze studium naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego oraz Princeton University wykazało, że od tysięcy lat duże zwierzęta spełniają funkcję transporterów składników odżywczych dla fauny i flory. Autorzy artykułu z Nature Geoscience posługują się nawet porównaniem do układu krwionośnego. Aby wyliczyć środowiskowo-glebowy wpływ masowego wymierania dużych zwierząt 12 tys. lat temu (studium koncentrowało się na lasach Amazonii), zespół posłużył się modelem matematycznym. Akademicy szacują, że wymieranie ograniczyło rozprzestrzenianie fosforu nawet o ponad 98%, a część skutków tego zjawiska obserwujemy do dziś. Za pomocą tego samego modelu można przewidywać, co by się stało w długiej perspektywie czasowej, gdyby zniknęły współczesne zagrożone gatunki dużych zwierząt z Azji i Afryki. W Ameryce Południowej większość składników odżywczych powstaje w Andach. Docierają one do lasów za pośrednictwem sieci rzecznej. Na lądzie jest ich niewiele i tu do akcji wkraczają zwierzęta: małe transportują cenne pierwiastki na mniejsze odległości, duże mają pod tym względem większe możliwości. Gdy ok. 12 tys. lat temu wyginęła megafauna Ameryki Południowej, np. naziemne leniwce czy pancernikopodobne stwory wielkości małego samochodu, zniknęła jedna z głównych dróg transportu składników odżywczych gleby. Przez to pojawiły się niedobory np. fosforu, które w pewnych okolicach tego regionu są odczuwalne do dziś. Naukowcy opracowali model matematyczny, który przypomina modele wykorzystywane przez fizyków do wyliczania dyfuzji (przewodzenia) ciepła. Dysponując danymi nt. sfosylizowanych szczątków, wyciągnięto wnioski dotyczące masy, a później na tej podstawie szacowano, ile zwierzę jadło i wydalało, po jakim obszarze się poruszało i jakie odległości pokonywało. Model pozwala wyliczyć zdolność do dystrybuowania składników odżywczych w dowolnym czasie w jakimkolwiek miejscu na Ziemi, wystarczy znać przeciętną wagę gatunku i jego dystrybucję. Badacze są w stanie ocenić zarówno wpływ wymierań z przeszłości, jak i potencjalnych zdarzeń z przyszłości (mogą np. wyliczyć, jak bardzo spadnie żyzność gleby, gdy wyginą słonie afrykańskie). Zespół stwierdził, że wymieranie megafuny 12 tys. lat temu doprowadziło do wyłączenia "pompy" składników odżywczych, które nie były już roznoszone po regionie i pozostawały skoncentrowane na obszarach graniczących z równinami zalewowymi oraz innymi żyznymi terenami. Mimo że upłynęło tyle lat, basen Amazonki nadal nie odrodził się po tej zmianie... Choć 12 tys. lat może być okresem wymykającym się rozumieniu większości ludzi, za pośrednictwem tego modelu pokazaliśmy, że ówczesne wymieranie oddziałuje na zdrowie naszej planety po dziś dzień. Mówiąc wprost: im większe zwierzę, tym większą rolę odgrywa ono w rozprowadzaniu składników wzbogacających środowisko - wyjaśnia dr Christopher Doughty. Dziś dopływ składników odżywczych do gleby zależy od osadów rzecznych i substancji pochodzących z powietrza. [Nasza] analiza sugeruje jednak, że w Amazonii, a niewykluczone, że i w wielu innych rejonach świata, możemy mieć do czynienia ze szczególną fazą powymieraniową. Uważamy, że kiedyś duże zwierzęta odgrywały ważną rolę w użyźnianiu krajobrazu, dlatego naturalnie występujące skały osadowe były mniej istotne. Jeśli ludzie przyczynili się do wyginięcia megafauny 12 tys. lat temu, sugeruje to, że jako gatunek zaczęliśmy wpływać na środowisko w globalnej skali na długo przed świtem rolnictwa - podsumowuje dr Adam Wolf z Princetone University. -
Profesor Yuan Ping i jego zespół z Laboratory for Laser Energetics University of Rochester przeprowadzili serię eksperymentów, podczas których poddali żelazo ciśnieniu 5,6 miliona atmosfer. To rekordowe ciśnienie, jakie udało się osiągnąć w żelazie. Naukowcy wykorzystali technikę kompresji za pomocą wielokrotnego poddawania próbki działaniu fali uderzeniowej. Taka technika utrzymuje entropię na niskim poziomie, a jednocześnie kompresuje materiał. Dzięki temu możliwe jest utrzymywanie temperatury poniżej punktu topnienia. Podczas eksperymentów wykorzystano technikę EXAFS (extended X-ray absorption fine structure). Narzędzie to jest często używane w materiałoznawstwie, jednak jego wykorzystanie do badania materiałów poddanych działaniu ekstremalnych warunków jest dopiero w powijakach. Naukowcy zauważyli pewną zaskakującą właściwość. Otóż okazało się, że przy maksymalnej kompresji żelazo rozgrzewa się bardziej niż wynikałoby to z samej kompresji. Dodatkowe ciepło jest generowane przez nieregularności budowy struktury krystalicznej. Opracowanie eksperymentalnej plafromy zajęło nam dwa lata. Teraz można ją skalować do użytku z mocnejszymi laserami, takimi jak na przykład używane w National Ignition Facility, by dzięki nim osiągnąć jeszcze wyższe ciśnienie - powiedział profesor Ping.
-
Różowa Barbie wyruszyła na podbój Czerwonej Planety
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
By upamiętnić 1. rocznicę lądowania Curiosity na Marsie, NASA nawiązała współpracę z producentem Barbie - firmą Mattel. W efekcie powstała lalka w kombinezonie astronauty. Oficjalna premiera Mars Explorer Barbie miała miejsce 5 sierpnia. Poza lalką w pudełku można znaleźć różowy plecak i hełm. Na opakowaniu uwieczniono marsjańskie pejzaże oraz pojazd (gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, spieszymy z wyjaśnieniem, że zautomatyzowane laboratorium także ozdobiono różowymi akcentami). Na horyzoncie widnieje zielono-niebieska Ziemia. Wg Mattela, dopisując się do listy ponad 130 różnych wcieleń lalki, Mars Explorer Barbie inspiruje dziewczynki do odważnego poznawania świata. Na opakowaniu zamieszczono garść informacji o Amerykankach będących badaczkami kosmosu. Chętnych do poszerzenia wiedzy na ten temat odesłano do witryny Women@NASA. Mimo że lalki w strojach astronauty są pojawiają się w ofercie Mattela już od 48 lat - pierwsza, Barbie Miss Astronaut, ujrzała światło dzienne w 1965 r. - Mars Explorer Barbie jest pierwszym modelem wyprodukowanym we współpracy z NASA. -
W mieście Silver Spring w stanie Maryland znajduje się największy na świecie magazyn surowicy krwi. W siedmiu chłodniach o powierzchni boiska do koszykówki każda, w temperaturze -30 stopni Celsjusza przechowywanych jest 55,5 miliona próbek pobranych od 10 milionów osób. Kolejne 4 puste wyłączone chłodnie czekają na zapełnienie. Właścicielem magazynu jest Departament Obrony (DoD), a próbki pochodzą głównie od żołnierzy, weteranów i kandydatów na żołnierzy. Zaczęto je gromadzić przed 28 laty, gdy Pentagon wprowadził badania na HIV. Krew służyła też standardowym testom zdrowia, a później zamrażano ją na potrzeby przyszłych badań zdrowotnych. DoD wykorzystuje magazyn w celu sprawdzania ogólnego stanu zdrowia członków sił zbrojnych, śledzenia rozprzestrzeniania się chorób zakażnych i udoskonalania swojej polityki zdrowotnej. Ten olbrzymi zbiór przydaje się przy wyjątkowych projektach naukowych. Dzięki niemu uczeni mogą np. poszukiwać biomarkerów stresu pourazowego (PTSD). Badając krew sprzed rozpoczęcia służby wojskowej oraz próbkę pobraną od żołnierza, u którego zdiagnozowano PTSD i porównując wyniki z resztą populacji, uczeni mają nadzieję znaleźć ślady, które pozwolą sprawdzić, w jaki sposób rozwija się PTSD na poziomie genetycznym, jak wpływa na DNA i czy nie da się go leczyć np. wyciszając ekspresję konkretnych genów. Inni naukowcy skupiają się na microRNA i tam szukają śladów choroby. W ramach jeszcze innych eksperymentów serum badane jest pod kątem związków pomiędzy pourazowym uszkodzeniem mózgu (TBI), a metylacją DNA u żołnierzy, którzy służyli w Iraku i Afganistanie. Badania te prowadzone są na próbie 150 żołnierzy, u których zdiagnozowano od łagodnego po poważne TBI oraz na 50 pacjentach kontrolnych. Jak mówi autorka badań, Jennifer Rusiecki, łagodna forma TBI może rozwijać się u wielu osób, nie tylko u żołnierzy, i nie dawać objawów. Zidentyfikowanie jej biomarkera pozwoliłoby na wczesne postawienie diagnozy i rozpoczęcie leczenia. Rusiecki dodaje, że swoich badań nie mogłaby prowadzić bez próbek z magazynu DoD. Nic mi nie wiadomo o innych bankach, które dysponowałyby takimi danymi - stwierdziła uczony. Dzięki próbkom z Silver Spring przeprowadzono już około 75 opublikowanych badań naukowych i o wiele więcej niepublikowanych. Olbrzymią zaletą magazynu jest fakt, że próbki nie zostaną zniszczone nawet wówczas, gdyby przerwano wszystkie badania naukowe z ich udziałem. Oczywiście istnienie magazynu budzi też pewne kontrowersje. Około 4% próbek należy do osób, które zgłosiły się do służby, ale nigdy jej nie rozpoczęły. W magazynie znajdują się też próbki członków rodzin wojskowych. Tych, którzy korzystali z wojskowej opieki medycznej - kobiet, których ciążę prowadzili wojskowi ginekolodzy, czy osób, które zgłosiły się do wojskowych poradni wenerologicznych. Przechowywane są też próbki osób, które już od lat w wojsku nie służą. Ponadto Pentagon nie informuje, że będzie przez lata przechowywał pobraną krew. Zapewne dlatego dotychczas mniej niż 10 osób zwróciło się z wnioskiem o zniszczenie ich próbek. DoD stara się też, by próbki nie zostały wykorzystane w niewłaściwy sposób. Dlatego jednym z warunków skorzystania z nich jest udział wojskowego naukowca w badaniach, w których są one używane. Ponadto uczony chcący skorzystać z próbek musi przedstawić zgodę komisji etycznej swojej instytucji macierzystej.
-
Danio pręgowany często gości w laboratoriach naukowców, którzy wykorzystują fakt, że udało się dobrze poznać genom tej ryby, a na wczesnych etapach rozwoju jej ciało jest przezroczyste. Dodatkowo gatunek szybko się rozmnaża, nic więc dziwnego, że stał się organizmem modelowym, pozwalającym na badanie interakcji środowiska i genów, np. emocji (w tym zaburzeń o podłożu lękowym). Proste mózgi Danio rerio są [bardzo] użyteczne w procesie wyjaśniania pewnych fundamentalnych aspektów emocji - twierdzą akademicy z Polytechnic Institute of New York University oraz Istituto Superiore di Sanità w Rzymie, dodając, że danio pręgowane wydają się świetnym uzupełnieniem dla studiów na szczurach. By przestraszyć małą rybkę, wystarczy jej pokazać drapieżnika. Posługiwanie się żywymi czaplami siodłatymi (Ardeola grayii) bądź nandusami birmańskimi (Nandus nandus) jest niewygodne, poza tym oznacza wprowadzanie do eksperymentu dodatkowych zmiennych (drapieżnik sam może przeżywać emocje, poza tym jego zachowanie nie musi wcale być spójne ani stałe). Chcąc zapanować nad sytuacją, amerykańsko-włoski zespół postanowił przetestować 2 roboty: jednemu nadano postać N. nandus, a drugi wyglądał jak głowa czapli. Jak tłumaczą autorzy artykułu z pisma PLoS ONE, poruszającego ogonem mechanicznego nandusa pomalowano najpierw sprejem na beżowo, a później ręcznie dodano charakterystyczne brązowe łaty. Na końcu do głowy przyklejono miniaturowe oczka. By kontrolować wpływ koloru maszyny, stworzono 2 dodatkowe repliki. Pierwszą pomalowano w całości na beżowo, drugą w całości na brązowo. Ponieważ na zachowanie danio mogła także wpływać prędkość ruchów ogona drapieżnika, biolodzy przeprowadzili 2 dodatkowe eksperymenty, podczas których ogon maszyny referencyjnej (beżowo-brązowej) uderzał z częstotliwością 0 lub 0,4 Hz. Roboty beżowy i brązowy machały ogonem z częstotliwością 0,2 Hz. Oceniając, czy atrapa drapieżnika zadziała na danio jak żywy myśliwy, naukowcy aranżowali spotkania w akwarium. W przypadku sztucznego nandusa akwarium dzielono płytami z pleksi na trzy części: dużą środkową i 2 mniejsze boczne. Sztucznego drapieżnika umieszczano w jednym z 2 przedziałów, trzeci zawsze pozostawał pusty. W ramach eksperymentu z czaplą głowę o długości 17 i szerokości ok. 2,7 cm spuszczano nad powierzchnię wody (danio mogły się schować w części zbiornika z zadaszeniem z pleksi). Badacze zauważyli, że danio unikały mechanicznych nandusów, bez względu na częstotliwość uderzania ogonem. Gdy robot był nieruchomy, rybki nie wykazywały preferencji dot. którejś ze stron akwarium. Gdy czapla przeprowadzała atak z powietrza, danio zmykały do niby-norki. Aby upewnić się, że danio zachowywały się tak ze strachu, zespół Simone'a Macrìego zastosował substancję znoszącą lęk - etanol. Powtórzywszy badania, stosując wodę z dodatkiem różnych stężeń alkoholu (0,0, 0,25, 0,50 i 1,0%), naukowcy zauważyli, że danio z grupy 1,0% bały się robotów w znacznie mniejszym stopniu niż rybki z grupy kontrolnej (0,0%).
-
Naukowcy z chińskiego Uniwersytetu Fudan opisali w magazynie Science technologię umożliwiającą przyspieszenie tranzystorów. Chińczycy wpadli na pomysł połączenia tranzysotrów MOSFET z tunelowymi tranzystorami polowymi (TFET). Taka hybryda ma zużywać mniej prądu, a przy tym pracować szybciej. Obecnie w większości komputerów stosuje się tranzysotry MOSFET (metal-oxide-semiconductor field-effect transistor) lub ich odmianę z pływającą bramką. Takie tranzystory składają się z trzech warstw - krzemu, tlenku metalu i metalu. Wszystkie warstwy są niezwykle cienkie i zbliżamy się do granicy ich fizycznych możliwości. Z drugiej strony mamy tranzystory TFET, używane przede wszystkim w urządzeniach o małej mocy. Chińczycy stworzyli TFET, którego zadaniem jest kontrolowanie pracy elektrod MOSFET, a konkretnie pracy pływającej bramki. Stwierdzili bowiem, że jeśli spowodują, by bramka szybciej się otwierała i zamykała, to szybciej będzie pracował cały tranzystor. W obecnie używanych MOSFET zamknięcie i otwarcie bramki wymaga nagromadzenia odpowiedniego ładunku. Jednak, jako, że TFET pracują przy niższych napięciach, ładunek przy jakim operują jest mniejszy, zatem jego gromadzenie trwa krócej. Chińczycy zbudowali prototypową hybrydę i okazało się, że mieli rację. MOSFET z dołączonym TFET pracował szybciej i zużywał mniej energii. Dodatkową zaletą wynalazku jest to, że tworzenie MOSFET i TFET jest dobrze opanowane, zbudowanie hybrydy nie wymaga zatem opracowywania nowych materiałów czy zmiany podstaw budowy tranzystorów. Dzięki temu produkcja hybryd mogłaby rozpocząć się bardzo szybko i nowe tranzystory już wkrótce mogą trafić do urządzeń elektronicznych.
-
Kolorowe chmury w Wielkim Obłoku Magellana
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Należący do Europejskiego Obserwatorium Południowego Very Large Telescope zaobserwował w Wielkim Obłoku Magellana dwie nieznane dotychczas chmury gazu. Dopiero zauważone obiekty to różowa NGC 2014 i świecąca na niebiesko NGC 2020. W Wielkim Obłoku Magellana ciągle powstają nowe gwiazdy. Niektóre z tych regionów aktywnej produkcji można zauważyć gołym okiem, a najbardziej znanym z nich jest Mgławica Tarantula. Są też mniejsze obszary, które można dostrzec za pomocą teleskopu. Należą do nich też NGC 2014 i NGC 2020. Świecąca na różowo NGC 2014 składa się głównie z wodoru. Wewnątrz znajduje się gromada młodych gwiazd. Promieniowanie z tych gwiazd pozbawia atomy wodoru elektronu, co powoduje ich charakterystyczne świecenie. Ponadto obecność gwiazd przyczynia się do powstawania silnych wiatrów, które rozpraszają chmurę. Niedaleko gromady widać pojedynczą bardzo jasną i gorącą gwiazdę, która otoczona jest podobną do bąbla strukturą NGC 2020. Niebieski kolor chmury to wynik jonizowania tlenu przez gwiazdę. Jak wyjaśniają specjaliści, różne kolory NGC 2014 i NGC 2020 to wynik zarówno różnic w składzie chemicznym gazu jak i temperatury gwiazd. Rolę odgrywają też odległości pomiędzy gwiazdami i chmurami. Wielki Obłok Magellana znajduje się w odległości zaledwie 163 000 lat świetlnych od Drogi Mlecznej. Ma masę 10-krotnie mniejszą od masy naszej galaktyki, a jego średnica wynosi około 14 000 lat świetlnych. -
NSA oznajmiła, że zwolni 90% pracujących w agencji administratorów sieci. Ich zadania przejmą automatyczne systemy, które będą zarządzały infrastrukturą IT. Dyrektor NSA, generał Keith Alexander, oświadczył, że poprawi to bezpieczeństwo i przyspieszy działanie sieci wewnątrznej. Obecnie w NSA pracuje około 1000 administratorów. Ludzie ci mają dostęp do olbrzymiej ilości danych i, co pokazała sprawa Edwarda Snowdena, mogą stać się słabym ogniwem w łańcuchu bezpieczeństwa. NSA informuje, że decyzja o zastąpieniu administratorów automatami zapadła zanim jeszcze Edward Snowden ujawnił istnienie programów PRISM i XKEYSCORE. Jednak teraz zdecydowania przyspieczono prace nad projektem redukcji liczby administratorów..
-
Jedni projektują kolej magnetyczną, inni lewitujące dywany...
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
MiCasa Lab stworzyło dywan, który dzięki 6 parom magnesów neodymowych lewituje na wysokości 7 cm nad podłogą. Na razie prototyp może unieść w powietrze małe, bo maksymalnie 2,4-kg zwierzęta. Bohaterem obiegających media zdjęć jest mops Daniel. Jak widać, nie przeszkadza mu utrata gruntu pod łapami... W przyszłości powstanie ponoć dywan dla zwierząt o wadze do 10 kg. Ulepszona wersja nie tylko radziłaby sobie z większą masą pasażera, ale i pozwalałaby na osiągnięcie "pułapu" 20 cm. Ostatnim krokiem miałoby być opracowanie latającego chodnika dla ludzi. W wystartowaniu laboratorium pomagał szwajcarskiej firmie MiCasa Per Cromwell - współzałożyciel szwedzkiej agencji reklamowej Studio Total. Głównym celem laboratorium jest eksperymentowanie. [...] Przed uniesieniem [na dywanie] człowieka trzeba będzie jeszcze trochę popracować. Inżynierowie z MiCasa Lab nie poprzestali, oczywiście, na lewitującym dywanie. Zademonstrowali także fotel na biegunach do ładowania iPada czy plastikową kulę, w której znajduje się w pełni wyposażona kuchnia. -
Microsoft podpisał umowę o partnerstwie z MakerBot. W jej ramach drukarki MakerBot Replicator 2 będą sprzedawane w 18 sklepach Microsoftu na terenie USA. Wraz z nimi rozprowadzane będą wkłady z biodegradowalnym polilaktydem, który jest używany w procesie drukowania. Dotychczas drukarka MakerBot była sprzedawana jedynie w nowojorskim sklepie producenta. Osoby zainteresowane kupnem urządzenia będą mogły na miejscu zapoznać się z jej obsługą i przyjrzeć się jak pracuje. Specjalne pokazy przeprowadzono już w sklepach w Seattle, San Francisco i Palo Alto. W ubiegłym rokou w Londynie, podczas wystawy 3D Printshow dyrektor firmy MakerBot Bra Pettis mówił, że tanie drukarki 3D oznaczają, że ludzie, podobnie jak przed rewolucją przemysłową, będą zajmowali się produkcją w domach. W USA drukarki 3D można kupić w coraz większej liczbie sklepów. Po raz pierwszy pojawiły się w sieci Staples, można je też kupić w UPS Store. Z kolei w Wielkiej Brytanii rozprowadza je sieć Maplin.
-
Naukowcy z Uniwersytetu w Hamburgu są pierwszymi, którym udało się zapisać i usunąć pojedynczy skyrmion. W przyszłości osiągnięcie to można będzie wykorzystać do dalszej miniaturyzacji urządzeń pamięci masowej. Skyrmiony to osobliwości punktowe, przypominające wiry struktury magnetyczne, które po raz pierwszy udało się bezpośrednio zaobserwować przed trzema laty, chociaż ich istnienie postulowane jest od ponad 20 lat. Postępująca miniaturyzacja powoduje, że wkrótce magnetyczne nośniki danych osiągną kres swoich możliwości fizycznych. Obecnie dane są przechowywane w postaci magnetycznych bitów składających się z wielu atomów. Im mniejszy nośnik i im bardziej upakowane poszczególne bity, tym większe niebezpieczeństwo, że pola magnetyczne poszczególnych komórek z danymi będą na siebie wpływały i niszczyły zapisane informacje. Ponadto małe komórki magnetyczne są mniej odporne na wahania temperatury, co znane jest jako limit superparamagnetyczny. Sposobem na poradzenie sobie z tymi problemami może być wykorzystanie innych struktur magnetycznych, takich jak właśnie skyrmiony. Obecność lub brak skyrmionu może być interpretowane jako "1" i "0". Zespół profesora Rolanda Wiesendangera z Hamburga wykorzystał dwuatomową warstwę skłądająca się z palladu i żelaza, którą umieszczono na krysztale irydu. Pod wpływem odpowiednio dobranego pola magnetycznego na próbce pojawił się skyrmion o średnicy kilku nanometrów. Można go było obserwować pod skaningowym mikroskopem elektronowym. Za pomocą niewielkiego prądu przepuszczanego przez końcówkę mikroskopu uczeni mogli tworzyć i usuwać skyrmion. Jako, że skyrmion objawia się jako typ ładunku, w którym momenty magnetyczne są skierowane do środka w jeden punkt, zapisanie i wymazanie skyrmiona polegało na manipulacji momentami magnetycznymi. W końcu opracowaliśmy system magnetycznym, który mogliśmy lokalnie przełączać pomiędzy zwykłym porządkiem ferromagnetycznym a złożoną konfiguracją spinów - stwierdziła doktor Kirsen von Bergmann.
-
Sól kuchenna (NaCl) obniża koszty produkcji nanostruktur krzemowych. Topiąc się i absorbując ciepło w krytycznym momencie redukcji magnezotermicznej, sól nie dopuszcza do zapadania się porów i zbijania się domen krzemowych w duże kryształy. Po wszystkim sól można wymyć wodą i ponownie wykorzystać. Prof. David Xiulei Ji z Uniwersytetu Stanowego Oregonu uważa, że dzięki soli tania i zakrojona na skalę przemysłową produkcja wysokiej jakości nanostruktur krzemowych powinna się stać rzeczywistością. Dotychczasowe metody były kosztowne i pozwalały na uzyskanie niewielkiej liczby nanostruktur. Tańsze technologie się nie sprawdziły, bo wymagały zastosowania wysokich temperatur. Nanostruktury mogą znaleźć zastosowanie choćby w fotonice, obrazowaniu biologicznym, czujnikach, dostarczaniu leków, magazynowaniu energii czy w materiałach termoelektrycznych. Ji uważa, że na pierwszy ogień pójdą baterie, których czas życia będzie niemal 2-krotnie dłuższy niż ich dzisiejszych odpowiedników. Podczas eksperymentów Ji mieszał NaCl i magnez z ziemią okrzemkową. Przy 801 st. Celsjusza zaczynało się topnienie soli (a więc i pochłanianie ciepła). Co istotne, NaCl niczego nie zanieczyszczał. Amerykanie podkreślają, że przeskalowanie procesu do poziomu komercyjnego wydaje się wykonalne. W analogiczny sposób z mieszanych tlenków SiO2/GeO2 uzyskano kompozyt Si/Ge. Będzie go można zastosować w produkcji półprzewodników czy materiałów termoelektrycznych.