Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W pobliżu posypywanych solą dróg u motyli rozwijają się większe oczy i mięśnie. Chcąc sprawdzić, czy podwyższony poziom sodu u roślin z pobocza, które wychwytują część odcieku z drogi, wpływa na żerujące na nich zwierzęta, zespół Emilie Snell-Rood z Uniwersytetu Minnesoty w St Paul badał żerujące na tojeści miejscowe danaidy wędrowne (Danaus plexippus). Okazało się, że tojeść z pobocza zawierała 16 razy więcej sodu niż okazy z rejonu oddalonego od drogi o 100 m. Wychowane na niej monarchy miały w organizmie 6 razy więcej Na niż motyle żerujące na roślinach z prerii. Co istotne, rzadziej udawało im się przekroczyć stadium gąsienicy. Ponieważ sód jest niezbędny dla rozwoju tkanki nerwowej i mięśniowej, te danaidy, którym udało się przeżyć na wysokosodowych liściach, doświadczały charakterystycznego rozrostu: samce miały większe mięśnie poruszające skrzydłami, a samice oczy. Oceniając w dalszej części eksperymentu wpływ różnych stężeń sodu na motyle, Amerykanie trzymali bielinki kapustniki na diecie nisko-, średnio lub wysokosodowej. Przeżyło tylko 10% reprezentantów 3. grupy. Wśród tych motyli, które osiągnęły jakimś cudem stadium imago, samce, podobnie jak monarchy, miały większe mięśnie poruszające skrzydłami. Samice wyhodowane na średniosodowym menu miały co prawda mniejsze mięśnie niż samice z 1. grupy, wykształciły się u nich jednak większe mózgi oraz oczy. « powrót do artykułu
  2. Trole patentowe najbardziej szkodzą niewielkim, nowo powstałym firmom. Profesor Catherine Tucker z MIT-u opublikowała wyniki swoich badań, z których wynika, że w ciągu ostatnich 5 lat na prace badawczo-rozwojowe mogło trafić średnio o 21,772 miliarda dolarów więcej niż w rzeczywistości. Pieniądze te przeznaczono jednak na procesowanie się i wypłatę odszkodowań dla troli patentowych. W latach 2004-2012 liczba pozwów patentowych w USA zwiększyła się z około 2500 do ponad 5000 rocznie. W roku 2012 przed pozwami broniło się ponad 12 600 firm. Same patenty są zachętą do działań na rzecz innowacyjności i rozwoju. Nie jest jednak jasne, czy pozwy patentowe, składane często przez firmy zarządzające patentami (PAE) są korzystne. Pojawiają się za to dowody, że rosnąca liczba pozwów szkodzi innowacyjności, gdyż menedżerowie firm skupiają się nie na rozwijaniu nowych produktów, a na obronie przed pozwami. Profesor Tucker i jej zespół postanowili zatem zbadać, w jaki sposób duża liczba pozwów patentowych wpływa na aktywność biznesową, inwestowanie przez fundusze inwestycyjne w nowo powstające firmy oraz na miejsca pracy. Uczeni odkryli, że początkowo, wraz ze wzrostem liczby pozwów, fundusze inwestycyjne (VC) – które są w USA głównym źródłem finansowania nowych firm – chętniej wydają pieniądze na rozwój przedsiębiorstw. Jednak w pewnym momencie dochodzi do załamania i dalszy wzrost liczby pozwów prowadzi do zmniejszenia poziomu inwestycji. Korelacja taka jest najsilniejsza w dziedzinie nowych technologii, natomiast prawie zupełnie pomijalna na rynku farmaceutycznym. Z badań wynika, że firmy często występujące o ochronę praw patentowych (są to najczęściej PAE, czyli trole patentowe) powodują, że w ciągu pięciu lat na rynek trafia o co najmniej 8,1 miliarda USD mniej w postaci inwestycji ze strony funduszy inwestycyjnych. Z kolei w tym samym czasie z powodów pozwów wnoszonych przez firmy rzadko pozywające rynek traci zaledwie 0,109 miliarda USD w potencjalnych inwestycjach. Dowiadujemy się również, że patenty o wysokiej jakości, czyli takie, które można opatentować zarówno w USA, Unii Europejskiej jak i Japonii, są związane z mniejszą liczbą pozwów. Tucker zachęca zatem amerykańskich prawodawców do wprowadzenia takich zmian w prawie patentowym, które będą wymuszały jak najwyższą jakość patentów. Drugą proponowaną zmianą jest wprowadzenie nowych zasad wnoszenia pozwów. Obecnie w USA koszty wniesienia pozwu są niskie, a koszty obrony wysokie. To powoduje, że trole patentowe mogą wnosić jednocześnie dziesiątki pozwów i nawet jeśli większość przegrają, to i tak zarobią tam, gdzie pozwani wolą zawrzeć ugodę niż prowadzić kosztowny spór przed sądem. Wśród firm, które ucierpiały na działaniu troli patentowych wymieniono np. Ditto. To niewielkie przedsiębiorstwo stworzyło technologię pozwalającą klientom na wirtualne przymierzenie okularów i sprawdzenie, w których oprawkach wyglądają najlepiej. Ditto otrzymało dofinansowanie ze strony funduszy inwestycyjnych i rozwijało swój produkt, gdy zostało pozwane przez firmę Lennon Imaging Technology, która stwierdziła, że Ditto narusza patent na „przechwytywanie obrazu użytkownika i wykorzystanie go w sprzedaży detalicznej”. Mimo, że pozew został z czasem przez sąd odrzucony, to w międzyczasie inwestorzy zmniejszyli wycenę firmy o 3-4 miliony dolarów, co spowodowało, że była ona zmuszona do zwolnienia 4 z 15 swoich pracowników. Innym ciekawym przypadkiem jest to, co spotkało Petera Braxtona. Mężczyzna zebrał 250 000 USD na rozwijanie aplikacji Jump Rope. Pozwala ona użytkownikom oczekującym w kolejce na towar czy usługę wniesienie opłaty w zamian za ominięcie kolejki. Zaraz po tym, jak Jump Rope miała premierę i znaleźli się potencjalni inwestorzy, Braxton został pozwany o naruszenie patentu opisującego „system i metodę rezerwowania przyszłych zakupów”. Sąd odrzucił pozew w rekordowym czasie. Bez przesłuchiwania świadków i domagania się eksprtyz uznał, że pozew nie ma podstaw. Co więcej pozywający, firma Smart Options, została zobowiązana do wypłacenia Braxtonowi odszkodowania tytułem bezpodstawnego oskarżenia. Jednak, jako że firma ta to PAE, która nie posiada żadnych produktów, przychodów, ani technologii, odebranie od niej zasądzonej grzywny jest niemal niemożliwe. « powrót do artykułu
  3. Najnowsze badania naukowców z Uniwersytetu Medycznego w Wiedniu pokazują, że niski poziom cholesterolu może zwiększać ryzyko zgonu osób z nowotworami nerek. Autorzy artykułu z pisma BJU International podkreślają, że coraz więcej dowodów sugeruje, że zmiany w poziomie cholesterolu oraz innych lipidów wiążą się z rozwojem, postępami i prognozami w przypadku różnych nowotworów. Zespół doktora Tobiasa Klattego oceniał przedoperacyjny cholesterol całkowity u 867 chorych z rakiem nerkowokomórkowym. Po zabiegu losy pacjentów śledzono średnio przez 52 miesiące. Okazało się, że niższy poziom cholesterolu wiązał się z bardziej zaawansowanymi etapami rozwoju guza i większym rozprzestrzenieniem raka w okresie obserwacyjnym. W porównaniu do osób z niskim poziomem cholesterolu, u pacjentów z wysokim jego stężeniem ryzyko zgonu z powodu choroby nowotworowej było aż o 43% niższe. Co istotne, uwzględnienie poziomu cholesterolu wraz z tradycyjnymi czynnikami ryzyka zwiększało trafność prognozy. Na razie nie wiadomo, w jaki sposób cholesterol wpływa na rokowania. Niewykluczone, że niektóre jego składowe oddziałują na szlaki powiązane z nowotworem.
  4. Na Wojskowej Akademii Technicznej powstał system laserowy, który ma na odległość wykrywać obecność alkoholu w powietrzu w kabinie samochodu. Specjaliści z WAT opracowali laser o mocy 2 mW, który wysyła wiązkę przez kabinę pojazdu, odbija ją od lustra umieszczonego na drodze, a następnie odbiera odbity sygnał. Po jego analizie jest w stanie określić, czy w powietrzu w kabinie znajduje się alkohol. Jako, że światło lasera przechodzi przez kabinę dwukrotnie, pozwala to na wykrycie dawki odpowiadającej 0,1 promila we krwi. System, opisany w Journal of Applied Remote Sensing, ma jednak swoje wady. Może reagować na obecność nietrzeźwego pasażera czy niektóre odświeżacze powietrza. Ponadto łatwo go oszukać otwierając okna w samochodzie. Z pewnością jednak w wielu przypadkach taki laser może wskazać samochód, który warto zatrzymać do kontroli i poddać kierowcę badaniom. « powrót do artykułu
  5. Wraz ze wzrostem cen ropy naftowej przemysł motoryzacyjny coraz bardziej interesuje się alternatywnymi źródłami materiałów do produkcji pojazdów. Już obecnie tworzywa sztuczne z odzysku stanowią 5-10% wszystkich materiałów w pojazdach General Motors. Ford ogłosił właśnie, że rozpoczyna współpracę z... producentem keczupu, firmą Heinz. Koncern motoryzacyjny chce wykorzystywać w swoich pojazdach włókna pomidorów. Z wydanego komunikatu dowiadujemy się, że wysuszone skórki pomidorowe mogą posłużyć do produkcji małych kieszeni czy niektórych elementów montażowych. Każdego roku Heinz zużywa 2 miliony ton pomidorów. W procesie produkcyjnym odrzucane są skórki, nasiona i szypułki, powstaje więc dużo odpadow. Ford już w przeszłości współpracował Nike, Coca Colą i Procter & Gamble. Firma posiada własne laboratorium, w którym opracowywane są nowe materiały. Obecnie z pojazdach Forda znajdziemy tworzywa sztuczne wykonane m.in. z ryżu, celulozy, bawełny, soi i kokosa. « powrót do artykułu
  6. Pierwszymi współczesnymi ludźmi, którzy przybyli do Europy byli łowcy-zbieracze. Pojawili się oni na Starym Kontynencie przed 40 000 lat. Jednak to dopiero społeczności rolnicze umożliwiły rozwój cywilizacji, która z czasem podbiła cały świat. Nie od dzisiaj wiemy, że rolnicy przybyli z Żyznego Półksiężyca przed około 9000 lat, a 7500 lat temu całkowicie zdominowali kontynent. Nie wiadomo jednak było, jaką drogą trafili do Europy. Żyzny Półksiężyc, zwany też Złotym Rogiem, to pas żyznych ziem ciągnących się od Egiptu po Mezopotamię. Rozważano trzy drogi, jakimi rolnicy mogli przybyć stamtąd do Europy. Pierwsza, lądowa, to podróż przez teren obecnej Turcji, cieśninę Bosfor i Półwysep Bałkański. Druga teoria zakładała przepłynięcie z Półksiężyca bezpośrednio do Grecji. Trzecia z teorii mówi, że rolnicy „przeskakiwali” po wyspach leżących pomiędzy Turcją a Grecją i Półwyspem Apenińskim. Peristera Paschou z Trackiego Uniwersytetu Demokryta mówi, że prawdziwa jest ostatnia z teorii. Pani Paschou i jej koledzy odkryli genetyczne relikty pierwszych rolników w kodzie genetycznym współcześnie żyjących ludzi. Przeanalizowali DNA 964 osób z 32 miejsc – od północnej Afryki i wybrzeży Morza Śródziemnego, po Bliski Wschód i Europę. Każde DNA zostało zbadane pod kątem występowania 75 000 markerów genetycznych zwanych polimorfizmem pojedynczego nukleotydu (SNP). Na tej podstawie mogli stworzyć mapę rozprzestrzeniania się SNP po Europie. Greccy uczeni przeprowadzili dwie różne analizy i obie dały taki sam wynik. Wiemy teraz, że pierwsi rolnicy najpierw przeszli z Kapadocji na południowo-zachodnie wybrzeże Azji Mniejszej. Stamtąd, wykorzystując wyspy Dodekanezu, przedostali się do dzisiejszej Grecji i zaczęli kolonizować jej część kontynentalną. Druga ich grupa osiedliła się na Krecie, gdzie z czasem stworzyła pierwszą rozwiniętą cywilizację Europy – cywilizację minojską. Kreta posłużyła też jako punkt pośredni w drodze na Sycylię i południowe wybrzeże Półwyspu Apenińskiego. Pani Paschou i jej zespół nie wykluczają całkowicie innych dróg, którymi rolnicy dotarli do Starego Kontynentu, jednak są pewni, że droga pomiędzy wyspami była głównym szlakiem migracji. « powrót do artykułu
  7. Japońscy i amerykańscy badacze dowiedli, że szympansy są lepsze od ludzi w podejmowaniu strategicznych decyzji w sytuacjach konfliktowych. Zwierzęta osiągnęły równowagę Nasha, czyli sytuacji, w której strategia każdego z graczy jest optymalna. W badaniu przeprowadzonym w Instytucie Badań nad Naczelnymi Uniwersytetu w Kioto wzięła udział para szympansów. Zwierzęta, które nie mogły się komunikować, grały jednocześnie w prostą grę. Polegała ona na wskazaniu jednego z dwóch wyświetlonych na ekranie kwadratów. Jeden z szympansów otrzymywał jabłka, gdy wskazał ten sam kwadrat, co drugie zwierzę. Drugi z nich był nagradzany, gdy wskazał inny kwadrat. Oba zwierzęta wiedziały też, jaki był poprzedni wybór współgracza. Były o tym informowane za pomocą migającego kwadratu. Z tą samą grą zmierzli się studenci z Kioto oraz mieszkańcy wioski z Zachodniej Afryki. Ludzie w nagrodę otrzymywali pieniądze. Jako, że szympansy nie zdawały sobie sprawy, jakie jest zadanie drugiego z graczy, kiedy otrzymuje on nagrodę, również i ludziom tego nie powiedziano. Badania wykazały, że szympansy błyskawicznie osiągnęły równowagę Nasha, maksymalizując otrzymywane nagrody i szybko zmieniały swoje zachowanie, gdy partner też je zmienił. Tymczasem ludzie nie tylko pozostali w tyle za szympansami, ale znacznie dłużej uczyli się odpowiedniej strategii. Naukowcy spekulują, że sukces szympansów mógł wynikać z faktu, że mają one – co wcześniej udowodniono – lepszą pamięć krótkotrwałą od ludzi i lepiej rozpoznają wzorce. „Gry to matematyczne odzwierciedlenie występującej w przyrodzie sytuacji akcja-reakcja”. Uczeni nie wykluczyli też, że szympansom przewagę dał ich instynkt, który skłania zwierzęta do konkurencji. Bardziej nastawieni na współpracę ludzie mogli sobie nie radzić tak dobrze z zadaniem. „Eksperymenty wykazały, że szympansy są lepsze w zadaniach związanych z konkurowaniem niż ze współpracą” - przypominają naukowcy. « powrót do artykułu
  8. Na stanowisku Nixtun-Ch'ich' w departamencie Petén w Gwatemali odkryto majański budynek kolegialny sprzed ok. 700 lat. Znajdują się w nim ołtarze, kadzielnice oraz przedstawienia zwierząt. Jak ujawnił na dorocznym spotkaniu Amerykańskiego Towarzystwa Arche Timothy Pugh z Queens College, składał się on z 2 leżących obok siebie holów z kolumnadą. Ściany ozdobiono przedstawieniami zwierząt, m.in. papugi. Chakan Itza organizowali w budynku spotkania przywódców, czcili bóstwa czy celebrowali zawieranie małżeństwa. Zasadniczo mogłyby się tu odbywać niemal wszystkie rytuały polityczne i religijne. Archeolodzy natrafili m.in. na kadzielnice w kształcie głowy boga nieba i słońca Itzamny oraz sadzonki świętego drzewa Majów ceiby. Ściany holów zdobiły rzeźby gada i papugi, zaś na każdym z 2 ołtarzy znajdował się żółw. Mierzący 50 na 50 m budynek kolegialny stanowił część dobrze prosperującej osady. Korzystano z niego między 1300 a 1500 r. n.e. Ponieważ Majowie przykładali dużą wagę do czasu i kalendarza, po zakończeniu pewnego cyklu siedzibę władz przeniesiono, a starą zniszczono - ołtarze rozbito, zaś budynek przykryto grubą warstwą ziemi. Warto przypomnieć, że podczas wcześniejszej ekspedycji w Nixtun-Ch'ich' odkryto drugie do wielkości boisko do gry w ullamaliztli. Największe znajduje się w Chichén Itzá, a wg Chakan Itza, stamtąd właśnie pochodzili ich przodkowie. « powrót do artykułu
  9. Wydaje się, że aktywność fizyczna wpływa korzystnie nie tylko na serce, ale i na florę jelitową. Naukowcy z University College Cork i Teagasc Food Research Centre wykazali bowiem, że zawodowi gracze rugby mają bardziej zróżnicowaną mikroflorę niż skądinąd zdrowi niesportowcy. Akademicy nawiązali współpracę z Irlandzkim Związkiem Rugby. Badali próbki krwi i stolca 40 zawodników, którzy brali udział w przedsezonowym obozie treningowym (średnia wieku wynosiła 29 lat, a średnie BMI 29,1). Z kolejnych 46 mężczyzn utworzono 2 grupy kontrolne. Do jednej należeli ochotnicy z prawidłowym wskaźnikiem masy ciała (≤ 25), a w drugiej znaleźli się panowie z nadwagą bądź otyłością (≥ 28). Okazało się, że u rugbistów występuje bardziej zróżnicowana mikroflora jelitowa niż w grupach kontrolnych, a także większe stężenia prozdrowotnych typów bakterii. Mężczyzn poproszono o sporządzenie spisu pokarmów z zeszłego miesiąca, dzięki czemu naukowcy stwierdzili, że sportowcy dostarczali swojemu organizmowi więcej kalorii, jedli też więcej warzyw i owoców, tłuszczu oraz białka (w postaci mięsa albo suplementów proteinowych). Białko stanowiło 22% ich ogólnej podaży energetycznej; dla porównania w grupach kontrolnych odsetek ten sięgał tylko 15-16%. "Nie wiemy na 100%, czy w przekształceniu mikroflory pośredniczą ćwiczenia per se, czy też raczej zmiany żywieniowe towarzyszące uprawianiu sportu. Niewykluczone, że chodzi o połączenie obu czynników" - podkreśla dr Fergus Shanahan z University College Cork. Irlandczycy kontynuują studium, próbując rozdzielić ich potencjalne wpływy. Analizują mikrobiom jelitowy niesportowców przed i po ukończeniu programu treningowego (w jego czasie dieta jest kontrolowana i monitorowana). Jaki by nie był zaangażowany w to mechanizm, większe zróżnicowanie mikroflory poprawia działanie układu odpornościowego; u sportowców odnotowano niższy poziom markerów zapalnych oraz lepszą konfigurację markerów metabolicznych. Na razie nie wiadomo, jaka dokładnie ilość ruchu sprzyja mikroflorze przewodu pokarmowego, ale wszystko wskazuje na to, że nie trzeba wcale uprawiać sportu zawodowo. U bardziej sprawnych (szczuplejszych) ochotników bioróżnorodność mikroflory była bowiem większa niż w 2. grupie kontrolnej. « powrót do artykułu
  10. Christopher McKay, naukowiec pracujący w należącym do NASA Ames Research Center, opublikował w PNAS listę warunków, jakie powinny spełniać planety, księżyce i inne ciała niebieskie, by istniało na nich życie. Lista McKaya znakomicie rozszerza liczbę ciał, na których możemy szukać śladów życia. Jak przypomina uczony, badania przeprowadzone na Ziemi wykazały, że życie może istnieć tam, gdzie wcześniej uznawano jego występowanie za niemożliwe. Przecież żywe mikroorganizmy znajdowano w temperaturach poniżej punktu zamarzania i powyżej punktu wrzenia wody. A to oznacza, że sama odległość planety od jej gwiazdy nie determinuje możliwości istnienia życia. Wiemy też, że do pojawienia się życia nie trzeba dużych ilości wody. Skoro znajdujemy algi żyjące wewnątrz skał na Ziemi, gdzie mają do dyspozycji minimalną ilość wody, to równie dobrze mogą się one znajdować w księżycowych skałach. Warunkiem istnienia życia nie jest też dostępność światła gwiazdy. Organizmy żyjące w jaskiniach czy głębiach oceanu często nie mogą korzystać ze światła. Warto też przypomnieć sobie o bakteriach żyjących we wnętrzach reaktorów atomowych czy beztlenowcach. McKay zauważa, że obecnie zbyt łatwo wykluczamy wiele możliwych lokalizacji, w których mogą znajdować się organizmy żywe. Wraz z postępem technologicznym powinniśmy się przekonać na ile rzeczywiście życie jest rozpowszechnione we wszechświecie. « powrót do artykułu
  11. Naukowcy z Mayo Clinic odkryli nowy rodzaj nowotworu. Wywołuje go połączenie się zwykle nieszkodliwych genów PAX3 i MAML3. Gdy dojdzie do ich rekombinacji, powstaje gen-chimera, który prowadzi do pojawienia się dwufenotypowego mięsaka nosa i zatok przynosowych. Amerykańskim uczonym udało się dokładnie określić budowę molekularną tego rzadkiego nowotworu. Niewykluczone, że do walki z nim uda się wykorzystać już istniejące leki. W 2004 roku patolodzy z Mayo Clinic, Andre Oliveira i Jean Lewis, zauważyli, że guz, który badają, jest nietypowy. W ciągu kolejnych 5 lat trafili na kilkanaście kolejnych podobnych guzów i zaczęli tworzyć bazę danych na ich temat. W 2012 roku poinformowali świat medyczny o odkryciu nowego rodzaju guza. Teraz dowiadujemy się, że opisali jego strukturę genetyczną i molekularną. Dotychczas zebrane dane wskazują, że 75% tego typu guzów występuje u kobiet oraz, że mamy do czynienia z rzadkim nowotworem. Tak naprawdę nie wiadomo jednak, jak często występuje, gdyż zwykle jest źle rozpoznawany. Mayo Clinic udało się go zidentyfikować, ponieważ jest to jeden z z czołowych światowych ośrodków diagnozowania i leczenia mięsaków. To niezwykłe, że choroba zostaje rozpoznana, zaobserwowana u licznych pacjentów, a następnie genetycznie scharakteryzowana w tym samym ośrodku. Zwykle tego typu wydarzenia mają miejsce w różnych instytucjach, prace trwają bardzo długo i biorą w nich udział uczeni z różnych ośrodków. Jednak tym razem wszystko wydarzyło się w jednym miejscu, gdyż Mayo dysponuje odpowiednią siecią ekspertów, danych o pacjentach, danych elektronicznych i zbiorami próbek - mówi doktor Oliveira, którego jedną ze specjalizacji jest genetyka molekularna mięsaków. To tylko czubek góry lodowej. Kto wie, jakie jeszcze odkrycia czekają wśród naszych próbek - dodaje. Mimo, że po raz pierwszy nowy nowotwór zidentyfikowano w 2009 roku to przegląd próbek przechowywanych w Mayo Clinic wykazał, że pierwszy pacjent z dwufenotypowym mięsakiem nosa i zatok przynosowych zgłosił się już w 1956 roku. Najpierw w komputerowej bazie danych Mayo natrafiono na wpis lekarza, który informował o nietypowym obrazie mikroskopowym próbki. Następnie odnaleziono samą próbkę. Doktor Oliveira zbadał ją i wykazał, że mamy do czynienia z taką samą genetyczną chimerą, jaką zidentyfikowano niedawno. Odkrycie jest ważne nie tylko dla osób, u których występuje nowy typ nowotworu. Chimera PAX3-MAML3 jest podobna do unikatowej proteiny, która występuje w mięsaku prążkowanokomórkowym, jednym z najczęstszych nowotworów atakujących dzieci. Nasze odkrycie pomoże nam lepiej zrozumieć tę dziecięcą chorobę, na którą obecnie nie ma lekarstwa - powiedziała doktor Jennifer Westendorf, biolog molekularna z Mayo.
  12. Malezję zalała fala wielkich ciem Lyssa zampa o rozpiętości skrzydeł sięgającej 16 cm. Owady próbują dostać się do domów, a w zeszłym tygodniu zakłóciły nawet mecz piłki nożnej na stadionie Darul Makmur w Kuantanie. Wcześniej ćmy z rodziny uranidowatych widywano także w sąsiednim Singapurze (entomologów amatorów zachęca się, by zgłaszali tego typu przypadki na witrynie Habitatnews). Biolog N. Sivasothi podkreśla, że choć wydaje się, że to novum, w rzeczywistości mamy do czynienia ze znanym zjawiskiem. Ćmy występują także w innych porach roku, ale przez małą liczebność ludzie ich zazwyczaj nie zauważają. Rokrocznie owady wychodzą z ukrycia między kwietniem a sierpniem. Wiele wskazuje na to, że 2014 to rok masowego pojawiania się (ostatni tak duży wysyp miał miejsce w 2005 r.). Ekolog Anuj Jain tłumaczy, że korzystanie ze światła do nawigacji często sprowadza ćmy na manowce (czytaj: do królestwa ludzi). Tendencja do przemieszczania się w poszukiwaniu niezjedzonych roślin przyciąga L. zampa do świateł obszarów miejskich. Ćmy nie stwarzają zagrożenia, ucierpieć mogą jedynie astmatycy, którzy okazaliby się wrażliwi na włoski z ich skrzydeł. Nie ma potrzeby, by ludzie zabezpieczali się przed L zampa, bo nie wywołują one alergii ani [innych] chorób. W rzeczywistości są ważnymi zapylaczami i wdzięcznym obiektem do obserwacji - opowiada Lena Chan, dyrektor Narodowego Centrum Bioróżnorodności przy Radzie Parków Narodowych w Singapurze. Ponieważ w pobliskich Chinach ćmy są postrzegane jako symbole śmierci (mają reprezentować dusze ukochanych zmarłych), niektórzy reagują na ich pojawienie się lękiem. « powrót do artykułu
  13. Międzynarodowy zespół ekspertów poinformuje na łamach The Monthy Notices of the Royal Astronomical Society, że satelitarne galaktyki karłowate, znajdujące się na obrzeżach Drogi Mlecznej i Galaktyki Andromedy, nie pasują do powszechnie przyjętego modelu formowania się galaktyk. Dotychczasowe próby dopasowania modelu nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Zgodnie z modelem Lambda-CDM satelitarne galaktyki karłowate powinny tworzyć halo z ciemnej materii, powinny być szeroko rozrzucone i poruszać się w przypadkowych kierunkach. „Obserwacje pokazują jednak coś innego. Widzimy, że galaktyki satelitarne znajdują się w olbrzymim dysku i poruszają się w tym samym kierunku, podobnie jak planety w Układzie Słonecznym, które poruszają się na wąskiej płaszczyźnie wokół Słońca” - mówi główny autor badań, Marcel Pawlowski z Case Western Reserve University. Satelitarne galaktyki karłowate towarzyszące Drodze Mlecznej poruszają się w płaszczyźnie, którą autorzy badań nazwali Vast Polar Structure. Natomiast połowa galaktyk towarzyszących Galaktyce Andromedy porusza się w Wielkiej Płaszczyźnie Andromedy. Pawłowski i 13 innych naukowców z 6 krajów przeanalizowali trzy niedawno opublikowane artykuły naukowe, których autorzy twierdzą, że rozkład galaktyk karłowatych pasuje do modelu. Gdy porównaliśmy dane, których użyto w tych pracach do symulacji z danymi obserwacyjnymi, znaleźliśmy duże różnice - mówi Pawłowski. Jego grupa samodzielnie przeprowadziła też kilka tysięcy symulacji dotyczących galaktyk wokół Drogi Mlecznej, posługując się danymi z trzech wspomnianych prac. Okazało się, że tylko jedna z tych symulacji odpowiadała rzeczywistości obserwowanej przez astronomów. Gdy skorygowano błędy w badaniach, które przejrzano, nie udało się wyciągnąć wniosków, jakie wyciągnęli autorzy tych badań. Standardowo przyjęty model zawiera wiele założeń, takich jak ciemna materia i ciemna energia, które zostały przyjęte przez autorów tych trzech prac by dopasować model do obserwacji - mówi Benoit Famaey z Uniwersytetu w Strasburgu. Coraz więcej astronomów przyznaje, że wykorzystywany obecnie model może być błędny. Proponują oni powrócić do dawno zaproponowanej teorii, zgodnie z którą karłowate galaktyki satelitarne powstały w wyniku kolizji, podczas której materia z większych galaktyk została rozrzucona i, wskutek oddziaływania pływowego, uformowała galaktyki pływowe. Standardowe galaktyki muszą zawierać ciemną materię, ale galaktyki pływowe nie mogą jej zawierać. To poważny rozdźwięk, z którego wynika, że teoria dotycząca grawitacji jest niewłaściwa - mówi profesor Pavel Kroupa z Uniwersytetu w Bonn. Gdy natrafiasz na takie niezgodności, musisz się na nich skupić. W ten sposób dokonuje się postęp w nauce - stwierdził profesor David Merritt z Rochester Institute of Technology. « powrót do artykułu
  14. Na polu w miejscowości Revninge, która znajduje się ok. 2 km na południe od Kerteminde, archeolog amator Paul Uniake znalazł unikatową figurkę kobiety z epoki wikingów. Ma ona circa 4,5 cm wysokości. Wykonano ją z pozłacanego srebra. Najprawdopodobniej przedstawia boginię wegetacji i płodności Freję. Naukowcy cieszą się z odkrycia, bo daje ono wgląd w to, jak wyglądało życie codzienne, np. stroje, tutejszej ludności z ok. 800 r. n.e. Od razu wiedziałem, że to coś wyjątkowego. Poczułem napływ adrenaliny - opowiada Uniake, który niezwłocznie skontaktował się z Vikingemuseet Ladby. O ile ciało kobiety jest dwuwymiarowe, o tyle głowę wykonano już w 3D. Zwykle humanoidalnym postaciom tego typu nadawano formę płaskorzeźby - podkreśla Claus Feveile z Wydziału Krajobrazu i Archeologii Østfyns Museer. W szyi figurki wydrążono otwory, co sugeruje, że noszono ją jako wisiorek. Włosy bogini są zaczesane gładko do tyłu. Suknia ma długie rękawy i sięga aż do ziemi. Postać ma na sobie duży naszyjnik, prawdopodobnie perły albo złoty łańcuch. W pasie widać ozdobę, którą w grobach z ery wikingów układano na klatce piersiowej. Dzięki temu wiadomo, jak białogłowy nosiły ją za życia. Choć kobieta z Revninge ma bardzo podobną twarz do figurki Walkirii, którą znaleziono w zeszłym roku również na wyspie Fionia (w Haarby), naszyjnik przywodzący na myśl złoty atrybut Frei Brisingamen oraz brak typowych dla córek Odyna włóczni i tarcz wskazują raczej na bliźniaczą siostrę Frejra. « powrót do artykułu
  15. Niemieckie Ministerstwo Edukacji i Badań zdecydowało o wycofaniu się Republiki Federalnej z budowy największego i najbardziej czułego radioteleskopu na świecie. Square Kilometer Array (SKA), którego budowa będzie prowadzona w latach 2016-2024, będzie składał się z 3000 mniejszych teleskopów o średnicy 15 metrów każdy. Staną one w RPA oraz Australii. Wygląda na to, że Niemcy mogą wywrócić jeden z pierwszych poważnych projektów naukowych w Afryce - mówi Michael Kramer, dyrektor Instytutu Radioastronomii im. Maksa Plancka w Bonn. Jednak przedstawiciele SKA nie stawiają problemu tak ostro. Wycofanie się Niemiec to decyzja rozczarowująca ale nie katastroficzna, stwierdził Philip Diamond, dyrektor generalny SKA Organization. Diamond i jego niemieccy koledzy będą usiłowali przekonać polityków, by zmienili swoją decyzję. W tej chwili trudno mówić, jak dużym problemem będzie wycofanie się Niemiec. Republika Federalna nie przystąpiła bowiem jeszcze do negocjacji na temat swojego finansowego w udziału w pierwszej fazie budowy SKA. Pochłonie ona 650 milionów euro. Na razie jedynie RPA i Australia wydały setki milionów euro na SKA. Ponadto Wielka Brytania zadeklarowała kwotę 100 milionów euro. Żadne inne państwo nie partycypowało dotychczas w budowie SKA, ani nie zadeklarowało konkretnej kwoty. Jeśli naukowcom uda się przekonać Ministerstwo do zmiany decyzji, to ostateczna decyzja wraz z deklaracją konkretnej kwoty powinna zapaść do 30 czerwca bieżącego roku. « powrót do artykułu
  16. Postrzeganie świata z perspektywy impresjonistów może być przyjemne, gdy człowiek ma wybór: sięga po album ze sztuką albo idzie do muzeum. Problem pojawia się, gdy plamy koloru pokrywają pole widzenia cały czas. Bazując na tym toku myślenia i ciągnąc watek nurtów w malarstwie, paryska filia agencji Y&R zaprojektowała dla firmy optycznej KelOptic kampanię reklamową pt. "Zmienić impresjonizm w hiperrealizm". Na plakatach widać, co może zdziałać para dobrych okularów. Autoportret van Gogha czy katedra w Rouen zyskują nagle na ostrości, a z uwidocznionymi najdrobniejszymi szczegółami dzieła wyglądają bardziej jak zdjęcia niż obrazy. Kampania została doceniona, zdobywając w tym roku One Show Design Merit Award. « powrót do artykułu
  17. Naukowcy z University of Utah przekonują, że twarze naszych męskich przodków, szczególnie australopiteków, ewoluowały, by zminimalizować urazy wywoływane uderzeniami w czasie walki. Teoria Davida Carriera i Michaela H. Morgana jest alternatywą dla obowiązującej dotąd hipotezy, że ewolucja solidnych twarzy u naszych wczesnych przodków była skutkiem diety (konieczności radzenia sobie z trudnymi do zmiażdżenia pokarmami, np. orzechami). U australopiteków występowała cała gama cech poprawiających zdolność do walki. Chodzi m.in. o proporcje dłoni umożliwiające zaciskanie jej w pięść. Układ mięśniowo-szkieletowy został przeobrażony w taki sposób, by spełniać funkcje maczugi. Jeśli rzeczywiście ewolucja proporcji dłoni wiązała się z doborem pod kątem walki, można by się spodziewać, że główny cel, twarz, zmieniał się, by zmniejszać ryzyko urazu - wyjaśnia Carrier. Kiedy współcześni ludzie walczą [...], podstawowym celem jest zazwyczaj twarz. Odkryliśmy, że kości z najwyższym wskaźnikiem złamań w walce są tymi samymi, które najbardziej wzmocniły się w toku ewolucji głównych przedstawicieli plemienia Hominini. To zarazem części czaszki, którymi najbardziej różnią się samce i samice zarówno australopiteków, jak i ludzi. Innymi słowy, męskie i żeńskie twarze są różne, ponieważ u mężczyzn części czaszki łamiące się w czasie potyczek są większe. Amerykanie dodają, że te cechy twarzy pojawiają się w zapisie kopalnym w mniej więcej tym samym czasie, co proporcje dłoni umożliwiające formowanie pięści. Najnowsze studium bazuje na wcześniejszych pracach Carriera i Morgana, które wskazywały, że przemoc odgrywała w ludzkiej ewolucji większą rolę, niż przyznaje wielu antropologów. « powrót do artykułu
  18. Telefony komórkowe noszone w kieszeni spodni mogą negatywnie wpływać na męską płodność - twierdzą naukowcy z Uniwersytetu w Exeter. Mając na uwadze fakt, że większość dorosłej populacji na świecie ma komórkę, a w krajach z wysokim i średnim dochodem u 14% par występują problemy z poczęciem, zespół dr Fiony Mathews przeanalizował wyniki 10 studiów. Ich uczestnicy pojawili się w klinikach leczenia niepłodności lub centrach badawczych, gdzie jakość spermy określano na podstawie 3 wskaźników: 1) ruchliwości (zdolności plemników do prawidłowego płynięcia w kierunku jaja), 2) żywotności (odsetka żywych plemników) oraz 3) stężenia (liczby plemników na jednostkę objętości nasienia). W grupach kontrolnych prawidłową ruchliwość stwierdzano w przypadku 50-85% plemników. Przy wystawieniu na oddziaływanie telefonu komórkowego proporcja ta spadała średnio o 8 punktów procentowych. Podobne zjawiska zaobserwowano odnośnie do żywotności. Wpływ na stężenie plemników okazał się mniej klarowny. Biorąc pod uwagę skalę wykorzystania telefonów komórkowych na świecie, potencjalna rola tego czynnika środowiskowego musi zostać wyjaśniona. Nasze studium dobitnie sugeruje, że ekspozycja na promieniowanie elektromagnetyczne częstotliwości radiowej, która ma związek z noszeniem w kieszeni spodni komórki, negatywnie wpływa na jakość nasienia. Może to być szczególnie istotne dla mężczyzn i tak znajdujących się na granicy niepłodności. Konieczne są dalsze badania, które określą [...] skutki kliniczne dla populacji generalnej. « powrót do artykułu
  19. Zachodnim ekspertom ds. bezpieczeństwa udało się zidentyfikować drugą chińską jednostkę wojskową odpowiedzialną za przeprowadzanie cyberataków na europejskie i amerykańskie firmy z branży lotniczej, kosmicznej i telekomunikacyjnej. Już wcześniej powiązano grupę APT1 z Jednostką 61398. Zdaniem pracowników kalifornijskiej firmy CrowdStrike, działająca od lat grupa „Putter Panda” to część Jednostki 61486 chińskiej armii. Identyfikacji dokonano na podstawie licznych postów, fotografii i rejestru domen dokonanych przez jednego z członków grupy. Człowiek ten, korzystający z nazwiska Chen Ping posiada adresy e-mail i aliasy powiązane z licznymi domenami, na których przechowywane jest szkodliwe oprogramowanie i narzędzia hakerskie. Z wpisów na blogach i witrynach internetowych można dowiedzieć się, że Chen mieszka w Szanghaju i interesuje się bezpieczeństwem IT. Na jednym ze zdjęć widać go w gronie przyjaciół, a w tle widzimy leżące dwie czapki oficerów chińskiej armii. Inne zdjęcie, podpisane „biuro”, przedstawia wielkie anteny satelitarne w kompleksie budynków. Wiadomo, że anteny te znajdują się na terenie jednego z budynków w Szanghaju, w którym siedzibę ma jednostka wywiadu elektronicznego. Jakby jeszcze tego było mało, podczas rejestracji jednej z domen Chen podał adres wspomnianego budynku. Gdy przyjrzymy się postępowaniu niektórych ludzi zaangażowanych w zaawansowane operacje cyberszpiegowskie, to widzimy, że mogliby być nieco bardziej rozsądni - mówi George Kurtz, dyrektor firmy CrowdStrike. Pomimo jednak nierozwagi Chena, sama Jednostka 61486 to trudny przeciwnik. Mają spory zestaw narzędzi, które sami zbudowali i dość duże możliwości szpiegowskie - przyznaje Adam Meyers z CrowdStrike. « powrót do artykułu
  20. W północno-zachodnich Chinach w Kotlinie Turfańskiej odkryto pierwsze zachowane w trójwymiarze jaja pterozaura. Wcześniej nauka dysponowała tylko 4 izolowanymi jajami tych gadów, które w dodatku uległy spłaszczeniu w procesie fosylizacji. Wokół jaj 3D natrafiono na co najmniej kilkadziesiąt szkieletów dorosłych przedstawicieli nowego rodzaju i gatunku (Hamipterus tianshanensis). Autorzy artykułu z pisma Current Biology twierdzą, że to duża kolonia zamieszkująca okolice słodkowodnego jeziora. To stanowczo najważniejsze pterozaurze stanowisko, na jakie kiedykolwiek natrafiono - twierdzi Zhonghe Zhou, dyrektor Instytutu Paleontologii Kręgowców i Paleoantropologii Chińskiej Akademii Nauk. Xiaolin Wang dodaje, że niesamowicie było znaleźć w jednym miejscu samice, samce i jaja. Pięć jaj zachowało się w trójwymiarze, część w naprawdę dobrym stanie. H. tianshanensis miały na szczycie głowy grzebień, spiczaste zęby do chwytania ryb oraz rozpiętość skrzydeł sięgającą ponad 3,5 m. Analiza 40 zidentyfikowanych szkieletów sugeruje dymorfizm płciowy, przejawiający się różnicami w rozmiarach, kształcie i twardości grzebieni. Spostrzeżenie to pozostaje w sprzeczności z dotychczasowymi teoriami, które głosiły, że dymorfizm płciowy u pterozaurów manifestował się [...] obecnością bądź brakiem grzebienia. Stanowisko odkryto w 2005 r. Opisano je jednak dopiero teraz. Osady z tego rejonu sugerują, że pterozaury zginęły w wielkiej burzy sprzed ok. 120 mln lat. Badanie jaj wykazało, że były one elastyczne i przypominały jaja współczesnych węży. Na zewnątrz znajdowała się cienka wapienna skorupka, a poniżej gruba miękka błona. H. tianshanensis zakopywały prawdopodobnie jaja w wilgotnym piasku na brzegu jeziora, nie dopuszczając w ten sposób do ich wysuszenia. Pierwszy człon nazwy - Hamipterus - to uhonorowanie dla pobliskiego miasta Hami, a drugi - tianshanensis - odnosi się do systemu górskiego Tienszan. « powrót do artykułu
  21. Izraelska firma Phinergy i kanadyjski producent aluminium Alcoa połączyli siły i wyprodukowali akumulatory, dzięki którym elektryczny samochód przejechał niemal 1800 kilometrów pomiędzy poszczególnymi ładowaniami. Nowa technologia, będąca połączeniem akumulatorów aluminiowo-powietrznych i litowo-jonowych, została przetestowana na torze Circuit Gilles-Villeneuve, po którym jeździł samochód Fiat 500e. Część aluminiowo-powietrzna służy do wydłużenia trasy pojazdu. „Na co dzień akumulator litowo-jonowy pozwala na przejechanie 30-60 kilometrów. System aluminiowo-powietrzny włącza się, gdy litowo-jonowy wyczerpie baterię” - powiedzieli przedstawiciele Phinergy. Pojedynczy akumulator aluminiowo-powietrzny korzysta z 50 aluminiowych płyt, z których każda zapewnia energię na około 30 kilometrów. Akumulatory aluminiowo-powietrzne korzystają z elektrod, które pobierają tlen z otoczenia. W obecności wody, działającej jak katalizator, zachodzi dostarczająca reakcja pomiędzy aluminium i tlenem. Ponowne ładowanie akumulatora polega na dolaniu wody z kranu. Aluminium w akumulatorze powoli się zużywa, więc mniej więcej raz w roku akumulator trzeba wymienić na nowy. Stary zostanie poddany recyklingowi. « powrót do artykułu
  22. Badania pokazują, że nowy, podawany w zaledwie jednej dawce antybiotyk oritawancyna zwalcza uporczywe zakażenia skórne, w tym metycylinoopornym gronkowcem złocistym (MRSA). Efekt jest podobny jak przy wankomycynie, z tym że w przypadku tej ostatniej zastrzyki wykonuje się 2 razy dziennie przez 7-10 dni. Ludzie często przestają zażywać antybiotyki, gdy tylko poczują się lepiej, a tutaj cały proces zaczyna się i kończy na jednej dawce, dlatego będzie można uniknąć lekooporności. "Unikatowość oritawancyny jest wynikiem przedłużonego działania. Ten lek ma długi okres połowicznego rozpadu [...]" - wyjaśnia G. Ralph Corey ze Szkoły Medycznej Duke University. Corey przeprowadził 3-letnie studium oritawancyny, które objęło 2 duże testy kliniczne (w sumie uwzględniono niemal 2 tys. osób). Wyniki zaprezentowane na łamach New England Journal of Medicine dotyczą pierwszego z nich. Jak tłumaczą naukowcy, 475 pacjentów przyjmowało oritawancynę, a 479 wankomycynę (zastosowano typowy schemat zażywania tego antybiotyku, czyli 2 zastrzyki dziennie przez 7 do 10 dni). Okazało się, że pojedyncza dożylna dawka oritawancyny zmniejszała wielkość zmian i obniżała gorączkę równie skutecznie jak wankomycyna. Akademicy zauważyli, że oritawancyna sprawuje się podobnie jak wankomycyna w zakresie 1) zmniejszania powierzchni rany o co najmniej 20% w ciągu pierwszych 48-72 godz. terapii oraz 2) leczenia zakażenia, w tym MRSA. Dysponowanie jednodawkowym lekiem może potencjalnie zapobiec hospitalizacji lub skrócić czas przebywania pacjenta w szpitalu - podsumowuje Corey. « powrót do artykułu
  23. Eksperci ostrzegają, że tzw. „inteligentne” telewizory są podatne na ataki hakerskie. Mogą one zostać przeprowadzone za pomocą technologii, która jest wykorzystywana do dostarczania spersonalizowanych reklam. Po przejęciu kontroli nad telewizorem hakerzy mogą sami przesyłać nań treści oraz wyszukiwać i atakować inne urządzenia w domu. Atak wykorzystuje popularny w Europie standard HbbTV (Hybrid Broadcast Broadband TV). Standard ten jest również wdrażany w USA. HbbTV pozwala na dodanie do przesyłanego sygnału zawartości HTML, która jest renderowana przez telewizor. Tymczasem Yossef Oren i Angelos Keromytis z Columbia University znaleźli sposób na przejęcie kontroli nad HbbTV za pomocą taniej anteny. W gęsto zaludnionym mieście wystarczy wydatek rzędu 450 USD by zaatakować jednocześnie ponad 20 000 urządzeń. „Do przeprowadzenia tego ataku nie potrzebujesz ani serwera, ani adresu IP. Potrzebujesz anteny i dostępu do dachu. Gdy już skończysz, nie pozostaje żaden ślad po twoich działaniach” - mówi Oren. « powrót do artykułu
  24. Krótkie nanorurki mogą dostarczać leki do komórek raka trzustki i niszczyć je od wewnątrz. Nanorurki wytwarzane w procesie opracowanym przez naukowców z Rice University da się zmodyfikować w taki sposób, by transportowały leki przez połączenia szczelinowe ścian naczyń krwionośnych. Po dotarciu do jądra komórki uwolnienie zawartości zachodzi pod wpływem sonikacji (autorzy publikacji z Journal of Materials Chemistry B wspominają o kontrolowaniu tempa tego procesu). Ustalenia są zachęcające, ponieważ prezentują opcję dostarczania leków u pacjentów z guzami opornymi na standardową chemioterapię - podkreśla Jason Fleming, dodając, że nanorurki mogłyby sobie poradzić z częścią przeszkód molekularnych i biologicznych. Tym razem próbowaliśmy ocenić, jak długie powinny być nanorurki i w jakim stopniu należy je modyfikować (funkcjonalizować), żeby zmaksymalizować wychwyt przez komórki - wyjaśnia Andrew Barron. Na początku Amerykanie oczyścili nanorurki z żelaza, prostego katalizatora koniecznego do ich wzrostu. W tym celu zastosowali płukanie chlorem. Resztki żelaza uszkadzają rurki przez utlenianie. Trudno je potem do czegoś wykorzystać. W dalszej kolejności Enrico Andreoli przyciął nanorurki do średniego rozmiaru 50 nanometrów. Zamiast skończyć z proszkiem, otrzymaliśmy coś, co przypomina krążek hokejowy. Nie jest on gęsty - wygląda jak gąbka. Można go przycinać, ważyć oraz prowadzić na nim działania chemiczne. W laboratorium Barrona powierzchnię nanorurek wzbogacono polietylenoiminą (PEI). Podczas testów zmodyfikowane nanorurki z łatwością rozprzestrzeniały się w cieczy i potrafiły pokonać bariery, docierając do jądra komórek rakowych. Drobnocząsteczkowy wariant PEI okazał się mniej toksyczny od większych wersji. « powrót do artykułu
  25. Podczas pierwszego nocnego testu lądownik Morfeusz – urządzenie przygotowane przez NASA na potrzeby misji planetarnych – przeleciał niemal 250 metrów i bezpiecznie wylądował na terenie usianym wielkimi głazami. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że urządzenie samodzielnie wybrało miejsce lądowania. Jeszcze w powietrzu Morfeusz uruchomił trzy czujniki LIDAR (to połączenie radaru z teleskopem), za pomocą których z odległości 400 metrów przeskanował planowane miejsce lądowania, wykrywając przy tym kamienie o średnicy 30 centymetrów. Komputer pokładowy stworzył trójwymiarową mapę otoczenia i wybrał bezpieczne miejsce do lądowania. Lot Morfeusza trwał zaledwie dwie minuty, ale prace nad urządzeniem są prowadzone od 2006 roku. W przyszłości dzięki zastosowaniu Morfeusza możliwe będzie nie tylko bezpieczne lądowanie ludzi na innych planetach. Urządzenie pozwoli też na bezzałogowe lądowania w naprawdę interesujących miejscach. Obecnie gdy umieszczamy lądowniki na innych ciałach niebieskich, nie zawsze lądują one tam, gdzie chcieliby naukowcy. Trafiają one tam, gdzie mogą bezpiecznie wylądować. Nowa technologia pozwala lądownikowi samodzielnie wybrać odpowiednie miejsce. „Dzięki tym czujnikom możemy znaleźć bezpieczne miejsce nawet na niewidocznym normalnie dnie krateru” - mówi Eric Roback, odpowiedzialny w NASA za prace nad Morfeuszem. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...