Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37636
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Tasmania zastanawia się nad podniesieniem wieku, w którym zgodnie z prawem można by kupować papierosy, do co najmniej 21, a być może nawet 25 lat. Gdyby plan udało się wdrożyć, australijski stan miałby jedno z najsurowszych praw tytoniowych na świecie (sprzedaży papierosów osobom poniżej 21. r.ż. zabrania się m.in. w Kuwejcie, a w przyszłym roku podobnie ma być na Hawajach). Krytycy oponują, że byłoby to pogwałcenie wolności obywatelskich. Warto przypomnieć, że już teraz na antypodach obowiązuje surowe prawo, bo na mocy specjalnego aktu prawnego od grudnia 2012 r. wszystkie produkty tytoniowe mają być w Australii sprzedawane w gładkich - pozbawionych logo i innych elementów komunikacji marki - opakowaniach. Znajdować się na nich mają jedynie zdjęcia obrazujące skutki palenia oraz ostrzegawcze napisy. Metodą walki z uzależnieniem od tytoniu wydaje się też wysoka cena - za paczkę papierosów trzeba tu zapłacić ok. 20 dolarów australijskich (czyli 20 USD). Wprowadzenie podwyższonych cezur wiekowych na papierosy to część planu rządowego, którego wdrożenie ma sprawić, że do 2025 r. Tasmania stanie się najzdrowszym stanem Australii. Specjaliści podkreślają, że obecnie pali 1 na 5 Tasmańczyków, a większość zaczyna przed ukończeniem 25 lat. « powrót do artykułu
  2. Pierwsze zakażenie wirusem grypy stymuluje produkcję kluczowych przeciwciał, które wpływają na późniejsze odpowiedzi immunologiczne na różne szczepy grypy sezonowej. Pracami zespołu kierował Stephen Harrison z Harvardzkiej Szkoły Medycznej. Naukowcy sprawdzali, jak przeciwciała ewoluują, gdy rok po roku człowiek styka się z różnymi szczepami grypy sezonowej. Autorzy publikacji z pisma Cell Reports skupili się na urodzonej w 1990 r. osobie, która twierdziła, że po raz pierwszy została zaszczepiona przeciw grypie w wieku 18 lat. Zwracali szczególną uwagę na przeciwciała obierające na cel hemaglutyninę (HA), glikoproteinę o właściwościach antygenowych, która znajduje się na powierzchni wirusów grypy i odgrywa kluczową rolę w ich przyłączaniu do powierzchni zainfekowanej komórki. Analizując szczepy wirusa grypy, które pojawiały się w trakcie dorastania badanego, Amerykanie odkryli, że wirusy występujące w okresie jego niemowlęctwa były prawdopodobnie odpowiedzialne za początkową reakcję immunologiczną, obejmującą przeciwciała wiążące się z wirusową hemaglutyniną. Wszystko wskazuje więc na to, że badany zaraził się grypą jako małe dziecko, co doprowadziło do wytworzenia przeciwciał przeciw hemaglutyninie, które odgrywały ważną rolę w późniejszych odpowiedziach na inne szczepy grypy sezonowej. Ekipa ustaliła, że niezmutowani wspólni przodkowie (ang. unmutated common ancestors, UCAs) sześciu linii przeciwciał łączą się z wirusem znajdującym się w obiegu ok. 1990 r. HA wirusów cyrkulujących ponad 5 lat później nie wiążą się już z UCAs, ale dojrzałe przeciwciała linii wiążą szczepy obejmujące całe 18-letnie życie ochotnika. Podejście [zwane przez nas archeologią immunowirusową] pokazuje, jak wczesny imprinting układu odpornościowego w wyniku wystawienia na oddziaływanie konkretnego wirusa może wpływać na reakcję występującą w czasie kolejnych spotkań - opowiada Aaron Schimidt. Naukowcy zauważyli, że szczepienie w wieku 18 lat zaktualizowało początkowe przeciwciała przeciw hemaglutyninie. Zespół ma nadzieję, że uda się przeprowadzić dodatkowe eksperymenty na innych ochotnikach, które zobrazują wpływ corocznych szczepień lub zakażeń wirusem grypy na przeciwciała. Amerykanie uważają, że szczepienie niemowląt przeciw zakonserwowanym regionom (epitopom) hemaglutyniny to ważny krok w kierunku szczepionki wywołującej długotrwałą odporność. « powrót do artykułu
  3. U wybrzeży Zachodniej Australii odkryto dwa skrajnie zagrożone gatunki węży morskich, które dotychczas uznawano za wytępione. Odkrycia dokonali naukowcy z Uniwersytetu Jamesa Cooka. Zwierzęta zauważono po raz pierwszy od 50 lat, kiedy to wyginęły one na ich jedynym znanym habitacie, Rafie Ashmore na Morzu Timor. To ekscytujące odkrycie, dzięki któremu dostajemy kolejną szansę, by ocalić dwa endemiczne gatunki węży morskich - mówi główna autorka badań, Blanche D'Anastasi. Jeśli jednak chcemy je uratować, musimy monitorować ich populację oraz lepiej zrozumieć ich biologię i czyhające na nie zagrożenia - dodaje. Byliśmy zaszokowani faktem, że zwierzęta, które zostały uznane za wymarłe, żyją na jednej z najpiękniejszych australijskich raf, Rafie Ningaloo. Jeszcze bardziej ekscytujące jest spostrzeżenie, że węże zaobserwowano w trakcie zalotów, co sugeruje, iż jest to rozmnażająca się populacja - dodaje D'Anastasi. Niezwykłym odkryciem było zauważenie znaczącej populacji krytycznie zagrożonych gatunków Aipysurus foliosquama i Aipysurus apraefrontalis w odległości 1700 kilometrów od jedynego znanego habitatu na Rafie Ashmore. Sądziliśmy, że ten gatunek występuje tylko na tropikalnych rafach. Odkrycie go w trawiastej Zatoce Rekinów to niespodzianka, stwierdza uczona. Odkrycie jest tym bardziej znaczące, że w wielu rezerwatach węże morskie wymierają. Naukowcy nie wiedzą, dlaczego tak się dzieje. Co prawda często węże trafiają do sieci trawlerów, co może sugerować, że padają ofiarami rybołówstwa, jednak w rezerwatach połowy nie są prowadzone, a mimo to liczba zwierząt spada. Naukowcy chcą dowiedzieć się, co zagraża przetrwaniu węży morskich. Bez tego nie uda się zwierząt uratować. « powrót do artykułu
  4. Amerykańscy naukowcy odkryli, że znajdujące się blisko siebie w soczewce oka komórki wyczuwają, kiedy inna komórka obumiera w wyniku działania stresorów środowiskowych, np. promieniowania UV, i fagocytują ją, nim stanie się toksyczna. Autorzy publikacji z Journal of Biochemistry and Molecular Biology ustalili też, jakie cząsteczki są do tego potrzebne. Jak podkreślają, są one degradowane przez promieniowanie UV. Wg nich, opisywany mechanizm nie występuje wyłącznie w soczewce. Badania prowadzono soczewkach, które są pozbawione naczyń. Okazało się, że rzeczywiście potrafią one usunąć fragmenty apoptycznych komórek. Gromadzenie materiału apoptycznego jest toksyczne dla populacji komórek nabłonka [...] i wiąże się z rozwojem wielu chorób autoimmunologicznych, zapalnych, spowodowanych starzeniem i degeneracyjnych [m.in. zaćmy]. Identyfikacja mechanizmu komórkowego, który zabezpiecza przed skutkami apoptozy, jest ważnym krokiem na drodze do zrozumienia i opracowania metod leczenia tych jednostek nozologicznych - podkreśla dr Marc Kantorow z Florida Atlantic University. Amerykanie wykorzystali soczewki kurzych płodów. Komórki zmodyfikowano w taki sposób, by były fluorescencyjnie czerwone lub zielone. Następnie sztuczne martwe zielone komórki podawano komórkom czerwonym. Kiedy czerwone komórki fagocytowały komórki zielone, stawały się żółte. Proces obserwowano za pomocą mikroskopu. By określić, które cząsteczki są potrzebne do tego procesu, stosowano przeciwciała. Po zastosowaniu wysokowydajnego sekwencjonowania RNA i analiz bioinformatycznych naukowcy ustalili, że w komórkach nabłonkowych soczewki dochodzi do ekspresji szlaku fagocytozy mediowanego przez integryny αVβ5. Zinternalizowany materiał apoptyczny lokalizuje się w pobliżu αVβ5, a także białek Rab7 i RILP, które są konieczne do powstanie fagosomu i jego połączenia z lizosomem. Zespół wykazał, że do fagocytozy potrzebny jest receptor αVβ5 i że zastosowanie promieniowania UV skutkuje jego uszkodzeniem i utratą zdolności fagocytozy. Przed opisywanym studium uważano, że usuwanie martwych komórek to zadanie wyspecjalizowanych komórek odpornościowych, które generalnie dostają się do tkanki i "zjadają" martwy materiał [...]. Szukając alternatywnych mechanizmów, skupiliśmy się na soczewce oka [...]. Soczewka oka to jedna z najbardziej środowiskowo obciążonych tkanek, ponieważ nie ma w niej ochronnego pigmentu, w dodatku znajduje się ona tuż za przezroczystą rogówką. Uszkodzenie soczewki i jej składowych prowadzi do powstawania zaćmy. Dwadzieścia procent wszystkich zaćm ma związek z ekspozycją na UV. W jakimś momencie życia większość ludzi będzie mieć zaćmę. Nasze badania mogą doprowadzić do rozwoju terapii, które wyeliminują konieczność przeprowadzania operacji [...]. « powrót do artykułu
  5. Innovation Network Corporation of Japan (INCJ), wspierany przez państwo fundusz, prowadzi zaawansowane rozmowy nt. zainwestowania w Sharpa oraz Toshibę. Jak donosi Reuters, INCJ, który jest największym udziałowcem Japan Display, ma podobno zamiar zainwestować w produkujący monitory wydział Sharpa i połączyć go z Japan Display. Fundusz chce też zainwestować w samego Sharpa, doprowadzić w nim do dużej restrukturyzacji i obniżyć koszty. Rozważane są podobno dalsze kroki, takie jak np. połączenie Sharpa z wydziałem elektroniki konsumenckiej Toshiby. Sharp od lat przeżywa coraz trudniejsze chwile i prowadzi ostrą konkurencję m.in. z Apple'em czy Samsungiem. Rząd Japonii postanowił pomóc krajowym firmom przeżywającym kłopoty i w 2009 roku powołał INCJ. Fundusz już uratował producenta układów scalonych dla przemysłu motoryzacyjnego, firmę Renesas Electronics. Przed kilkoma dniami zainteresowanie inwestycją w Sharpa wyraziła tajwańska Hon Hai Precision Industry, znana nam lepiej jako Foxconn. « powrót do artykułu
  6. Koncern TSMC rozpoczął prace nad 5-nanometrowym procesem technologicznym. Jednocześnie firma wciąż nie zdecydowała, czy będzie używała litografii w ekstremalnie dalekim ultrafiolecie (EUV). Wstępne prace prowadzone przez największego na świecie producenta układów scalonych mogą jednak wskazywać, że Tajwańczycy nie mają zamiaru wykorzystywać EUV, która miałaby zastąpić litografię zanurzeniową. Może być to cios dla holenderskiej ASML, która oferuje EUV. Jej konkurent - Nikon - wspiera technologię litografii zanurzeniowej 193i. Wciąż prowadzone są testy, mające sprawdzić, czy dla procesu 5 nanometrów najlepszym wyjściem nie jest połączenie obu metod produkcyjnych. W procesie 10 nm TSMC musiało stosować trzykrotne nakładanie wzoru. Wykorzystanie samej tylko 193i jest potencjalnie najdroższym rozwiązaniem, gdyż wymaga nawet czterokrotnego nakładania. Z kolei samo EUV to najdoskonalszy i najtańszy sposób produkcji, jest jednak wciąż jeszcze niedopracowany. Eksperci zauważają, że technologia 193i nadaje się do produkcji w procesie 7 nm i mniejszych, jednak wówczas wymaga stosowania 8-krotnego nakładania i dodatkowych procesów technologicznych, co znakomicie podniosłoby koszty. Wykorzystanie samej 193i przyspieszyłoby zatem pojawienie się kolejnych etapów procesu tworzenia półprzewodników, jednak spowolniłoby wzrost całego przemysłu, który miałby mniej pieniędzy na kolejne inwestycje. « powrót do artykułu
  7. Muchówki Philornis downsi mogą w ciągu kilku dziesięcioleci doprowadzić do wyginięcia najpowszechniejszego gatunku zięb Darwina - endemicznej dla Wysp Galápagos darwinki czarnej (Geospiza fortis). Nasz matematyczny model pokazuje [jednak] także, że niewielki spadek częstości występowania muchówki - w wyniku ludzkiej interwencji - może wyeliminować ryzyko wyginięcia - podkreśla prof. Dale Clayton z Uniwersytetu Utah. Amerykanie wspominają o kilku strategiach, w tym 1) wprowadzeniu pasożytniczych błonkówek, 2) wyjmowaniu piskląt z gniazd i ich hodowaniu, 3) hodowaniu bezpłodnych samców (spółkujące z nimi samice nie mogłyby złożyć jaj w gniazdach darwinek) czy 4) zastosowaniu insektycydów, np. podkładaniu ptakom nasączanych środkami chemicznymi wacików (darwinki zanosiłyby je do gniazd). Zięby Darwina to jeden z najlepszych przykładów specjacji. Ptaki te były ważne dla Darwina, bo pomogły mu rozwinąć teorię doboru naturalnego - opowiada Jennifer Koop. Zięby Darwina występują tylko na Wyspach Galápagos. Zaczęły jako jeden gatunek ok. 3-5 mln lat temu, a obecnie mamy co najmniej 14 gatunków. Jeden z nich - kłowacz namorzynowy (Camarhynchus heliobates) - został sklasyfikowany jako krytycznie zagrożony wyginięciem. Ok. 100 osobników żyje bowiem w dwóch populacjach na pojedynczej wyspie Isabela. Badanie przeprowadzano na Santa Cruz. Żyje na niej ok. 270 tys. darwinek czarnych (w całym archipelagu występuje ok. 500 tys. G. fortis). Z danych Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej wynika, że muchówki przybyły na Galápagos w latach 60. XX w. W ptasich gniazdach udokumentowano je po raz pierwszy w 1997 r. Dorosłe P. downsi żerują na owocach. Ze złożonych w gniazdach jaj wykluwają się pasożytnicze larwy, które za dnia siedzą w zgromadzonym przez ptaki materiale, a w nocy wychodzą, by żywić się krwią piskląt. Darwinki czarne z większym prawdopodobieństwem osiągają sukces reprodukcyjny w latach ze stosunkowo dużymi opadami, których skutkiem jest obfitość pożywienia. Rozmnażają się i przeżywają w mniejszym stopniu w latach skrajnie suchych i mokrych. W modelowaniu Amerykanie wykorzystali dane z 5 lat: 2008, 2009, 2010, 2012 i 2013 r. Przeprowadzili 3 symulacje. Jedna skłaniała się ku latom złym do rozmnażania, druga zakładała większe prawdopodobieństwo dobrych, a trzecia je równoważyła. W 2 z 3 testowanych scenariuszy model przewidywał, że populacje G. fortis z Santa Cruz się zmniejszają i są zagrożone wyginięciem w ciągu następnego stulecia. W 1. rozpatrywanym scenariuszu darwinki wyginęłyby w ciągu 50 lat (±7). Symulacja, gdzie dobre i złe lata były tak samo prawdopodobne (3.), ptaki wymarłyby zaś w ciągu 80 lat (±15). Tylko 2. z modeli nie przewidywał wyginięcia G. fortis. W symulacjach uwzględniono tylko samice, dlatego naukowcy przestrzegają, że mogli zaniżyć ryzyko wymarcia, ignorując takie czynniki, jak choćby zdolność/możność znalezienia partnera w małej populacji. W symulacjach Amerykanie wzięli pod uwagę 9 czynników i zmieniali wartości tych parametrów o plus minus 25%, sprawdzając, które z nich są istotne dla ryzyka wyginięcia. Okazało się, że liczą się tylko dwa: prawdopodobieństwo, że dane gniazdo jest zainfekowane pasożytniczymi P. downsi i, w mniejszym stopniu, odsetek dorosłych ptaków przeżywających z roku na rok. Sprawy nie mają się jednak tak źle, jak by się wydawało. Gdybyśmy mogli zmniejszyć liczbę gniazd z muchówkami, znacząco zmniejszylibyśmy też ryzyko wyginięcia - zaznacza Clayton. Symulacje pokazały, że 40-proc. ograniczenie zapasożycenia gniazd mogłoby dodać do przewidywanego czasu wymarcia nawet 60 lat, co w obu negatywnych scenariuszach oznaczałoby nastąpienie wyginięcia po ponad 100 latach. Przewidywane czasy wymarcia za ponad 100 lat są zaś zbyt niepewne (czyli nieuzasadnione). Przewidywaliśmy, że jeśli interwencje zmniejszą liczbę zapasożyconych gniazd o 40%, ptaki te już nie wyginą - dodaje Koop. Poza interwencją ludzi, można też sobie wyobrazić szybką odpowiedź ewolucyjną ptaków. Ich układ odpornościowy mógłby się szybko rozwinąć, osiągając zdolność zwalczania muchówek. To się zdarza u innych zwierząt. Pozostaje pytanie, czy ptaki te mają wystarczająco czasu, by rozwinąć skuteczne strategie obrony przed wyniszczeniem przez pasożyta? To wyścig zbrojeń - podsumowuje Clayton. « powrót do artykułu
  8. Zdaniem naukowców ze Stony Brook University, którzy pracowali pod kierunkiem profesora Yusufa Hannuna, czynniki zewnętrzne, takie jak oddziaływanie środowiska oraz zachowanie człowieka mają olbrzymie znaczenie w rozwoju 70-90 procent nowotworów. O swoim odkryciu naukowcy poinformowali na łamach Nature w artykule zatytułowanym "Znaczny wpływ czynników zewnętrznych na rozwój nowotworu". Uczonych zainspirował styczniowy artykuł w Science, z którego dowiadujemy się, że większość zmian w tkankach prowadzących do rozwoju nowotworu można przypisać pechowi. Zespół ze Stony Brook wykorzystał te same dane, by ocenić ryzyko wystąpienia nowotworu. Nowotwory są spowodowane wystąpieniem w DNA mutacji, które prowadzą do niekontrolowanego rozrostu komórek. Jednak sam rozwój nowotworu jest bardzo złożony. Jako środowisko naukowe potrzebujemy porządnego modelu analitycznego, który pozwoli zbadać, jakie czynniki zewnętrzne i wewnętrzne powodują różne nowotwory - mówi Hannun. Wielu naukowców sprzeciwia się koncepcji pecha czy przypadkowych mutacji, nie proponują jednak żadnej alternatywnej analizy, pozwalającej obliczyć, w jakim stopniu czynniki zewnętrzne powodują nowotwór. Stworzyliśmy taką analizę dla czterech różnych metod - dodaje profesor Song Wu. Najpierw naukowcy postanowili zbadać jaki jest wpływ czynników zewnętrznych na zamianę tkanki zdrowej w nowotworową. Zbadali w tym celu ilościowy związek pomiędzy ryzykiem zapadnięcia na dany rodzaj nowotworu z opisanymi we wspomnianym artykule w Science danymi dotyczącymi podziału komórek macierzystych odpowiednich tkanek. Jeśli główną rolę odgrywałyby czynniki wewnętrzne, to u różnych ludzi tkanka z podobnym podziałem komórek macierzystych powinna dawać podobne ryzyko zapadnięcia na nowotwór. Okazało się jednak, że takie zjawisko jest rzadkie. Z obliczeń wynika, że w tym przypadku główną rolę odgrywają czynniki zewnętrzne, a wewnętrzne mają znacznie tylko w 10% zachorowań. Wyniki te znajdują potwierdzenie we wcześniejszych badaniach. Skądinąd wiadomo bowiem, że u osób, które przeprowadziły się z kraju o niskim ryzyku zachorowania na dane nowotwory do kraju o ryzyku wysokim, rośnie ryzyko zapadnięcia na te choroby. Następnie naukowcy przeanalizowali dane z ostatnich badań na temat sygnatur mutacji poszczególnych nowotworów. Sygnatury takie to ślady procesów mutagennych w komórkach nowotworowych. Zidentyfikowali około 30 różnych sygnatur. Zostały one podzielone na sygnatury o pochodzeniu zewnętrznym i wewnętrznym. Okazało się, że w niewielu nowotworach ponad 50% sygnatur stanowią te o pochodzeniu wewnętrznym. Większość nowotworów, w tym nowotwory okrężnicy, płuc, pęcherza czy trzustki, posiada głównie sygnatury pochodzenia zewnętrznego. Uczeni z Sony Brook poddali też analizie dane SEER (Surveillance, Epidemiologic and End Results Program). Dowiedzieli się, że rośnie liczba przypadków zachorowań i zgonów na wiele rodzajów nowotworów. To również sugeruje wpływ czynników zewnętrznych. W końcu za pomocą modelowania komputerowego przeprowadzono analizę wpływu czynników wewnętrznych, takich jak mutacje genetyczne i prawdopodobieństwo ich wewnętrznego pochodzenia, na rozwój nowotworów. Obecnie uznaje się, że muszą wystąpić do najmniej trzy mutacje, by doszło do rozwoju nowotworu. Analiza wykazała, że same czynniki wewnętrzne nie wystarczą do rozwoju większości nowotworów. « powrót do artykułu
  9. CERN rozpoczął wstępne prace nad rozbudową Wielkiego Zderzacza Hadronów. Na teren ośrodka wjechał specjalny pojazd, który prowadzi badania sejsmiczne. Dzięki niemu dowiemy się, jak prace modernizacyjne wpłyną na badania przeprowadzane przez LHC i lepiej poznamy geologię miejsca, w którym mają być przeprowadzane roboty. W wyniku rozbudowy LHC ma powstać High-Luminosity LHC, który rozpocznie prace w 2025 roku. Projekt ten zakłada 10-krotne zwiększenie jasności zderzacza. Jasność to jeden z podstawowych parametrów akceleratorów. Jest ona proporcjonalna do liczby zderzeń, jakie można przeprowadzić w danym przedziale czasu. Im wyższa jasność, tym więcej zderzeń, a zatem tym więcej danych. High-Luminosity LHC pozwoli na bezprecedensowe badania nowych cząstek, w tym odkrytego przez LHC bozonu Higgsa. Rozbudowany akcelerator dostarczy znacznie większej liczby danych. Na przykład każdego roku powstanie w nim do 15 milionów bozonów Higgsa. W latach 2011-2012 powstało ich jedynie 1,2 miliona. High-Luminosity LHC to bardzo ambitny projekt, w ramach którego będą prowadzone szeroko zakrojone prace badawczo-rozwojowe zarówno nad nowymi magnesami jak i materiałami. W ciągu najbliższych 10 lat CERN przeznaczy na ten projekt 950 milionów franków szwajcarskich. Rozpoczęte właśnie badania sejsmiczne mają dać odpowiedź na pytanie, czy prace budowlane mogą być prowadzone w czasie działania LHC. Co prawda akcelerator Large Electron-Positron (LEP) pracował w czasie budowania LHC, jednak Wielki Zderzacz Hadronów jest znacznie bardziej czuły na wibracje. Główne prace budowlane będą miały miejsce po długotrwałym wyłączeniu LHC zaplanowanym na lipiec 2018 roku, jednak chcemy wiedzieć, gdzie i jakie prace mogą być prowadzone w czasie działania Zderzacza", mówi Paolo Fessia, odpowiedzialny za HL-LHC. W ramach prowadzonych obecnie badań w urządzeniu ATLAS umieszczono cztery czujniki i połączono je z czujnikami na powierzchni. Pierwsze wibracje, jakie badaliśmy, były generowane przez wiertło używane do badań geologicznych. Głównym celem wierceń było poznanie składu geologicznego miejsc, w których będziemy kopać, ale przy okazji sprawdzaliśmy, jak prace wpłyną na LHC, mówi Fessia. Kilka dni później do pracy przystąpił specjalny, 24-tonowy pojazd, który wykorzystuje całą swoją masę to generowania w gruncie 100 wibracji na sekundę. Badania tego typu są konieczne jeśli prace nad HL-LHC mają być prowadzone w czasie działania Zderzacza. Wymagana stabilność wiązki akceleratora jest liczona w milionowych częściach metra, eksperci muszą zatem wiedzieć, czy pracująca 40 metrów dalej koparka nie wpłynie na badania naukowe. « powrót do artykułu
  10. Naukowcy z Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona badają możliwość wykorzystania gametogenezy in vitro (IVG) w rozmnażaniu ludzi. Skupiają się m.in. na kwestiach etycznych i praktycznych. W ramach IVG gamety pozyskuje się z pluripotencjalnych albo zarodkowych komórek macierzystych. Zespół podkreśla, że choć na razie metoda jest najbardziej zaawansowana u myszy, reprodukcja na drodze IVG może być kiedyś opcją dostępną również dla ludzi. Prof. Sonia Suter analizuje plusy i minusy związane z IVG. Jak podkreśla, dylematy etyczne, dotyczące tego, kiedy i jak wykonać badania [przed- i kliniczne], będą olbrzymie. Wg Amerykanów, IVG będzie można zastosować w kilku grupach pacjentów, m.in. w parach jednopłciowych, u osób, które nie mogą począć naturalnie z przyczyn fizycznych, u kobiet po menopauzie czy w przypadkach tzw. multirodzicielstwa. Obecnie, korzystając z technik wspomaganego rozrodu (ang. assisted reproductive technologies, ART), np. inseminacji lub pomocy surogatki, pary tej samej płci polegają na dawcach gamet. Przy IVG pacjenci mieliby dzieci spokrewnione biologicznie, bo komórkę rozrodczą przeciwnej płci dałoby się uzyskać z komórki danej osoby. Embrion powstawałby z jej połączenia z komórką drugiej osoby z pary. Suter wspomina też, że za pomocą IVG uzyskiwano by więcej embrionów do genetycznej diagnostyki przedimplantacyjnej. Amerykanka dodaje, że poważną kwestią jest ryzyko związane z procedurą. Mamy minimalną wiedzę o skutkach zmiany stanu komórek ze zróżnicowanego do niezróżnicowanego i następstwach wymazania czy zresetowania wzorców imprintingu w celu ułatwienia zapłodnienia. Jedynym sposobem, by ocenić skuteczność i bezpieczeństwo tych techniki u ludzi, jest wykorzystanie gamet in vitro do uzyskania w kontrolowanych warunkach potomstwa zdolnego do życia [...]. « powrót do artykułu
  11. Naukowcy z Uniwersytetu w Helsinkach dowodzą, że papirus Cairo 86637 jest najstarszym znanym dokumentem, w którym odnotowano obserwacje gwiazdy zmiennej. Gwiazdą tą jest Algol, uosobienie Horusa. Wspomniany papirus to kalendarz, który zawiera prognozy pomyślności dla każdego dnia w roku. Fińscy uczeni przeprowadzili analizy statystyczne tekstów kalendarza i stwierdzili, że okresy Algola (2,85 dnia) i Księżyca (29,6 dnia) są silnie skorelowane z działaniami bóstw opisanymi w kalendarzu. Dotychczas istniały jedynie przypuszczenia, że w Kalendarzu Kairskim opisano zjawiska astronomiczne. Teraz bezsprzecznie możemy stwierdzić, że opisane tam działania bogów są na przestrzeni całego roku powiązane z regularnymi zmianami Algola i Księżyca, mówi Sebastian Porceddu. Obecnie przyjmuje się, że zmiany jasności Algola odkrył John Goodricke w 1783 roku. Od dawna istnieją wskazówki sugerujące, że o zmienności gwiazdy wiedzieli astronomowie perscy oraz Egipcjanie. Teraz fińscy specjaliści twierdzą, że ich analiza stanowi dowód, iż zmienność Algola zauważono już trzy tysiące lat temu, gdyż Cairo 86637 jest datowany na lata 1244-1163 przed Chrystusem. Miałbym poważne wątpliwości, gdyby ktoś powiedział mi, że w Biblii znajdują się informacje o wodzie na Marsie. My zaś twierdzimy, że starożytne egipskie teksty religijne zawierają informacje astrofizyczne dotyczące Algola. Nic więc dziwnego, że wiele osób w to nie wierzy, stwierdził Lauri Jetsu. Algol to układ zaćmieniowy, w którym gwiazda jaśniejsza jest co około 2,85 doby przesłaniana przez swojego towarzysza. « powrót do artykułu
  12. Astronomowie z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii (UNSW) informują o odkryciu najbliższej egzoplanety znajdującej się w ekosferze swojej gwiazdy. Planeta znajduje się w odległości zaledwie 14 lat świetlnych od nas, jej masa jest ponad 4-krotnie większa od Ziemi i krąży ona wokół czerwonego karła Wolf 1061. To ekscytujące odkrycie, gdyż znajdujące się tam trzy planety mają na tyle niską masę, że mogą być skaliste, mogą mieć stałe podłoże, a środkowa z nich - Wolf 1061c - znajduje się w ekosferze, czyli w takiej odległości od gwiazdy macierzystej, że może na niej istnieć woda w stanie ciekłym - mówi doktor Duncan Wright, główny autor badań. Co prawda już wcześniej odkryto egzoplanety znajdujące się bliżej od Ziemi niż Wolf 1061c, ale żadna z nich nie występuje w ekosferze, nie są zatem uważane za zdolne do podtrzymania życia - dodaje uczony. Nowo odkryte planety okrążają swoją niewielką, dość chłodną i stabilną gwiazdę w czasie, odpowiednio, 5, 18 i 67 dni. Ich masy wynoszą 1,4, 4,3 i 5,2 masy Ziemi. zewnętrzna planeta znajduje się na krawędzi ekosfery i również może byś skalista. Planeta wewnętrzna jest zbyt blisko gwiazdy, by mogło na niej istnieć życie. Niewielka odległość pomiędzy Ziemią a Wolf 1061 daje nadzieję, że już niedługo będziemy mogli dokładnie badać atmosferę planet krążących wokół tej gwiazdy. « powrót do artykułu
  13. Zespół z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii znalazł nowy sposób na walkę z biofilmami, które wywołują lekooporne zakażenia - połączenie nanocząstek i miejscowego podgrzewania. W przewlekłych zakażeniach, w których doszło do wytworzenia biofilmu, mamy często do czynienia ze skrajną opornością na antybiotyki i wiele innych konwencjonalnych czynników przeciwdrobnoustrojowych. [...] Nasze studium wskazuje na sposób nietoksycznego rozpraszania biofilmów w zainfekowanej tkance, czemu towarzyszy znaczny wzrost skuteczności antybiotykoterapii - wyjaśnia prof. Cyrille Boyer. W ramach eksperymentu Australijczycy wstrzykiwali do biofilmów powlekane polimerem nanocząstki tlenku żelaza, a później przykładali do nich pole magnetyczne. Miejscowa hipertermia, związana ze wzrostem temperatury o 5 lub więcej stopni Celsjusza, prowadziła do rozpraszania biofilmu. « powrót do artykułu
  14. Międzynarodowy zespół naukowy pracujący pod kierunkiem Markusa Jansona z Uniwersytetu w Sztokholmie odkrył tajemnicze symetryczne kształty wokół młodej gwiazdy podwójnej AK Sco. Uczeni nie mają pojęcia, czym są te struktury. Być może to wysoce niewspółśrodkowe pierścienie lub dwa osobne spiralne ramiona dysku znajdującego się wokół gwiazdy. Niewykluczone też, że kształty zostały stworzone przez planety wchodzące w interakcje z dyskiem. AK Sco znajduje się w odległości około 460 lat świetlnych od Ziemi. System do którego należy liczy sobie zaledwie 10-20 milionów lat. Mamy tutaj do czynienia z układem spektroskopowo podwójnym, czyli takim, w którym gwiazdy są tak blisko siebie, że nawet za pomocą teleskopów widzimy je jako jedną gwiazdę. O tym, że mamy do czynienia z układem podwójnym wiemy z efektu Dopplera. Wspomniane na wstępie kształty zostały odkryte w paśmie bliskiej podczerwieni. Znalezisko było niespodziewane. Naukowcy przypuszczali, że zauważą planety, jednak to, co odnotowali, z pewnością nie jest planetą. Znaleźliśmy rozproszoną emisję światła z dysku okołopodwójnego wokół wielokrotnie badanej gwiazdy podwójnej AK Sco. Odkryta struktura daje ostry obraz, co jest niezwykłe, biorąc pod uwagę równomierny rozkład spektrum promieniowania dysku - stwierdzili odkrywcy. Początkowo naukowcy wysunęli hipotezę, że mamy do czynienia z niewspółśrodkowymi pierścieniem materii jednak kolejne obserwacje tego nie potwierdziły. Druga z hipotez mówi, że mamy do czynienia ze spiralnymi ramionami stworzonym wskutek niestabilności grawitacyjnej bądź obecności planety. Problem jednak w tym, że kształty są zbyt symetryczne, co przemawia przeciwko takiej hipotezie. « powrót do artykułu
  15. Holenderscy archeolodzy ustalili, gdzie w 55 r. p.n.e. odbyła się bitwa, w której Juliusz Cezar dokonał rzezi dwóch germańskich ludów: Tenkterów i Uzypetów. Cezar opisał ją w 4. księdze pamiętnika pt. "O wojnie galijskiej". To najwcześniejsza znana bitwa na ziemiach dzisiejszej Holandii. Na konferencji zorganizowanej w Muzeum Allarda Piersona Nico Roymans z Wolnego Uniwersytetu w Amsterdamie ujawnił, że do odkrycia doszło dzięki kompilacji danych historycznych, archeologicznych i geochemicznych. Specjaliści podkreślają, że mamy do czynienia z pierwszą sytuacją, kiedy niezbicie udało się wykazać, że legiony Cezara na pewno przebywały na terytorium Holandii. Dowodami były liczne miecze, kości, włócznie i hełm. Germanie poprosili Cezara o możliwość zamieszkania w Galii w zamian za uznanie zwierzchnictwa Rzymu, ale po fiasku rozmów i rozbiciu rzymskiej jazdy Cezar stracił cierpliwość i nakazał uwięzienie germańskich posłów. Obóz Germanów został zaatakowany. Uciekający wpadli w pułapkę u zbiegu Mozy i odnogi Renu (Waal). Jak ujawnił Roymans, do rzezi niemal całej populacji, w tym kobiet i dzieci, doszło w pobliżu dzisiejszych Kessel w Brabancji Północnej i Heerewaarden w Geldrii. W czasie pogłębiania starej Mozy w pobliżu Kessel w latach 1975-1995 archeolodzy-amatorzy znajdowali liczne metalowe artefakty z późnej epoki żelaza. Poza wspomnianymi wcześniej mieczami i hełmem były to także sprzączki. Większość datowano na początek I w. p.n.e. Ważne okazało się odkrycie dużej liczby kości, głównie mężczyzn, ale także kobiet i dzieci. Niektóre nosiły ślady starych urazów zadanych włóczniami i mieczami. Datowanie radiowęglowe potwierdziło, że szczątki z Kessel pochodzą z późnej epoki żelaza. Holendrzy zbadali także izotopy ze szkliwa 3 osób. Zawartość strontu pozwoliła stwierdzić, że żadna z nich nie pochodziła z okolic rzeki. Wydaje się, że po maskarze ciała ofiar i broń zebrano i wyrzucono do wody. Co ciekawe, niektóre miecze celowo wygięto. Może to sugerować, że złożeniu ciał towarzyszył jakiś rytuał. « powrót do artykułu
  16. Światowa Organizacja Zdrowia opublikowała listę chorób, które w niedalekiej przyszłości mogą powodować groźne epidemie, a dla których nie istnieją leki lub leki istniejące są niewystarczające. WHO wzywa świat naukowy do zwiększenia zainteresowania zwalczaniem tych chorób. Listę przygotował panel ekspertów w ramach WHO Blueprint for R&D. Jego zadaniem było określenie 5-10 niebezpiecznych chorób, które z największym prawdopodobieństwem mogą doprowadzić do epidemii. Na wspomnianej liście znalazły się gorączka krwotoczna krymsko-kongijska, choroby powodowane przez wirusy Ebola i Marburg, gorączka Lassa, wywoływane przez koronawirusy MERS i SARS, choroba wywoływana przez wirus Nipah oraz gorączka doliny Rift. Oprócz tych najniebezpieczniejszych WHO wymienia też trzy choroby, które również powinny być badane w pierwszej kolejności. Są to opisywana przez nas chikungunya, zespół ostrej gorączki z trombocytopenią (SFTS) oraz gorączka Zika. Na liście nie znalazły się takie choroby jak AIDS, denga, malaria czy ptasia grypa, gdyż są one intensywnie badane, istnieją rozbudowane mechanizmy ich kontroli i zapobiegania epidemiom, prowadzone są też zaawansowane prace nad lekami, które ciągle są udoskonalane. « powrót do artykułu
  17. Zespół z Politechniki Federalnej w Lozannie zidentyfikował mechanizm, który można wykorzystać w zapobieganiu wznowom raka jelita grubego. Szwajcarzy aktywują białko nieobecne w wywołującej nawrót przetrwałej populacji komórek i robią to za pomocą pochodnych witaminy A. W wyniku terapii, np. chemii, większość komórek nowotworowych obumiera, ale mutacja, która doprowadziła do rozwoju choroby, utrzymuje się w populacji komórek macierzystych. Szwajcarzy skupili się na białku homeotycznym HOXA5, które należy do rodziny regulującej rozwój zarodka. W dorosłym organizmie białka takie jak HOXA5 regulują komórki macierzyste. Zespół Joerga Huelskena odkrył, że nowotworowe komórki macierzyste wykorzystują szlak sygnalizacyjny, by zablokować gen HOXA5. Szukając sposobów na odwrócenie tej blokady, naukowcy dotarli do retinoidów, pochodnych witaminy A. Dotąd wiadomo było, że wywołują one różnicowanie komórek macierzystych skóry, teraz udowodniono, że mogą także reaktywować HOXA5. U myszy z rakiem jelita grubego retinoidy hamowały postępy guza i normalizowały tkankę (reekspresja HOXA5 eliminowała nowotworowe komórki macierzyste i zapobiegała przerzutom). Analogiczne rezultaty uzyskano w badaniach na próbkach pozyskanych od pacjentów. Podsumowując zgromadzone dane, akademicy wyjaśniają, że HOXA5 jest hamowane przez szlak Wnt, by podtrzymać cechy komórek macierzystych. Białko uaktywnia się jedynie poza kryptami jelitowymi, gdzie hamuje szlak Wnt i wzmaga różnicowanie. W raku jelita grubego ekspresja HOXA5 ulega zniesieniu, lecz reekspresja za pomocą retinoidów prowadzi do zaniku fenotypu nowotworowych komórek macierzystych. Autorzy publikacji z pisma Cancer Cell uważają, że retinoidowa terapia może się sprawdzić nie tylko w leczeniu już istniejącej choroby, ale i jako środek zapobiegawczy w grupie pacjentów wysokiego ryzyka. « powrót do artykułu
  18. Systemy kwantowe są niezwykle delikatne. Najmniejsza interakcja ze światem zewnętrznym może doprowadzić do zmiany ich stanu. To zaś czyni np. kwantowe układy pamięci bardzo nieprzewidywalnymi, nigdy nie wiadomo, czy zapisane tam dane to informacje oryginalne czy też zostały one zmienione przez jakiś czynnik zewnętrzny. Dlatego też specjaliści od dawna pracują nad systemami korekcji błędów w kwantowych układach pamięci. Teraz naukowcy wpadli na pomysł prostego systemu korekcji błędów kwantowych. Proponują, by splątać ze sobą dwa różne atomy, więc przypadkowa manipulacja jednym z nich nie wpłynie na drugi. Rozwiązanie takie jest nie tylko efektywne, ale umożliwia stworzenie z tych samych atomów bramek logicznych. Dotychczas udawało się splątywać różne typy cząstek, na przykład atom i foton, co umożliwiało przekazywanie informacji. Teraz ukazały się dwa artykuły, których autorzy informują o splątywaniu różnych typów atomów. Ma to tę zaletę, że jeśli splączemy identyczne atomy na potrzeby układu pamięci i kopii zapasowej, to zawsze istnieje ryzyko, że foton, który przyniósł informację, ulegnie rozproszeniu i trafi w atom kopii zapasowej, a nie atom układu pamięci. Jeśli zaś użyjemy różnych atomów, to będą one wrażliwe na różne długości światła i manipulacja jednym nie wpłynie na drugi. W jednym z artykułów, autorstwa naukowców z Oxford University, czytamy że technika taka pozwala na ochronę kubitów pamięci, podczas gdy operacje logiczne są wykonywane na innych kubitach lub gdy są używane w roli fotonicznych interfejsów dla innych jednostek przetwarzania. Uczeni z Oxfordu wykorzystywali w swoich badaniach dwa różne izotopy wapnia. Drugi zespół, złożony z uczonych z Narodowego Instytutu Standardów i Technologii (NIST) oraz University of Washington, używał atomów berylu i magnezu. Oba zespoły z wysokim prawdopodobieństwem (wynoszącym 0,998 i 0,979) potwierdziły, że atomy udało się splątać. Zespół z NIST mógł śledzić atom berylu obserwując zmiany w atomie magnezu. Naukowcom z NIST udało się też dowieść, że ich system może być wykorzystywany do kwantowego przetwarzania danych. Dzięki serii par Be/Mg byli w stanie stworzyć dwa typy kwantowych bramek logicznych CNOT i SWAP. « powrót do artykułu
  19. Alantoina, która powstaje z kwasu moczowego w korzeniach fasoli czy kasztanowca i jest stosowana w wielu kremach przeciwstarzeniowych, naśladuje skutek ograniczenia spożycia kalorii i wydłuża życie nicieni C. elegans nawet ponad 20%. Wykazano, że ograniczenie spożycia kalorii korzystnie wpływa na zdrowie ludzi i choć potrzeba dalszych badań, nasze wyniki mogą znaleźć zastosowanie w terapii chorób związanych z wiekiem - uważa dr João Pedro de Magalhães z Uniwersytetu w Liverpoolu. Chcąc zidentyfikować mimetyki zmniejszenia liczby kalorii, Brytyjczycy skupili się na sygnaturach molekularnych ludzkich komórek potraktowanych lekami drobnocząsteczkowymi. Za pomocą algorytmów dopasowujących wzorce zestawili leki ze skutkami postu i w ten sposób wytypowali 11 substancji. Pięć z nich przetestowano na nicieniach. Autorzy publikacji z pisma Aging Cell ustalili, że nicienie potraktowane alantoiną, rapamycyną (sirolimusem), trichostatyną A (TSA) i LY-294002 nie tylko żyły dłużej, ale i dłużej były zdrowe. Kiedy te same związki przetestowano na zmodyfikowanych genetycznie osobnikach, okazało się, że wydłużały życie w podobny sposób jak ograniczenie kalorii. Molekularne badania alantoiny sugerują, że działa ona za pośrednictwem innego mechanizmu niż rapamycyna, znana substancja wydłużająca życie. Doktorant Shaun Calvert podkreśla, że konieczne są dalsze badania na modelu ssaczym. Kolejnym krokiem powinno także być zrozumienie mechanizmu działania alantoiny, co może wskazać na nowe szlaki związane z długowiecznością. « powrót do artykułu
  20. Dowody na istnienie autyzmu można znaleźć w składzie i nieprawidłowym działaniu naczyń mózgowych. Badanie amerykańskich naukowców rzuca nowe światło na przyczyny autyzmu, wcześniej kładziono bowiem nacisk na czynniki neurologiczne, a nie układ naczyniowy. Nasze ustalenia pokazują, że osoby dotknięte autyzmem mają niestabilne naczynia, co zaburza prawidłowe dostarczanie krwi do mózgu. W autystycznym mózgu komórkowa struktura naczyń stale się zmienia, co skutkuje zmiennym krążeniem i, ostatecznie, problemami neurologicznymi - wyjaśnia prof. Efrain Azmitia z Uniwersytetu Nowojorskiego. W ramach studium naukowcy badali pośmiertnie tkankę mózgu osób zdrowych i ze zdiagnozowanym autyzmem, nie wiedząc, która należała do kogo. Dowody na angiogenezę znaleziono tylko w tych drugich, a konkretnie w zakręcie skroniowym górnym (pierwszorzędowej korze słuchowej), zakręcie wrzecionowatym (obszarze rozpoznawania twarzy), moście/śródmózgowiu oraz móżdżku. To pokazuje, że naczynia ciągle się tworzyły i zmieniały. W mózgach autyków znaleziono podwyższone stężenia 2 białek będących markerami angiogenezy: nestyny i antygenów powierzchniowych CD34 (CD34 to antygen specyficzny dla śródbłonka naczyń). Odkryliśmy, że w innych chorobach mózgu angiogeneza koreluje z nasiloną neurogenezą. Niewykluczone więc, że zmiana w zakresie unaczynienia mózgu w autyzmie oznacza zmianę także w namnażaniu bądź dojrzewaniu czy przeżywalności komórek, a także plastyczności mózgu [...]. Zmiany te mogą potencjalnie wpłynąć na sieci mózgowe - podsumowuje Maura Boldrini z Columbia University. « powrót do artykułu
  21. Przy wzrastającej temperaturze wody krokodyle różańcowe (Crocodylus porosus) krócej nurkują, w pewnych sytuacjach ryzykując w ten sposób życie. Krokodyle są ektotermami, co oznacza, że temperatura ich ciała jest ściśle powiązana z temperaturami środowiska. Wiedzieliśmy od jakiegoś czasu, że zdolność nurkowania wielu zwierząt zmiennocieplnych, np. morskich i słodkowodnych żółwi, węży morskich oraz iguan, jest obniżona w wyższych temperaturach wody. Nie wiedzieliśmy [jednak], czy krokodyle mogą się przystosować do długoterminowych wzrostów temperatury wody, przewidywanych w związku ze zmianą klimatu - wyjaśnia główna autorka badania Essie Rodgers, doktorantka na Uniwersytecie Queensland. By to sprawdzić, Australijczycy testowali wrażliwość na temperaturę i nurkowanie ucieczkowe 11 młodych krokodyli różańcowych, które wystawiano na oddziaływanie 3 temperatur: współczesnego lata (28°C), umiarkowanego ocieplenia klimatu (31,5°C) oraz dużego ocieplenia klimatu (35°C). Mimo że krokodyle nurkowały na tę samą głębokość i z taką samą częstotliwością, przy temperaturze 28°C spędzały pod wodą średnio 36,8 min, a w temperaturach 31,5 i 35°C, odpowiednio, 23,5 i 21,3 min. Gdy gady wystawiano na oddziaływanie strasznego dźwięku (w tył basenu do nurkowania uderzano plastikową pokrywką), przy każdym wzroście temperatury o 3,5 stopnia czas zanurzenia zmniejszał się o połowę. Oznacza to, że o ile w wodzie o temperaturze 28 stopni krokodyle nurkowały na 8 minut, o tyle przy temperaturze najwyższej schodziły w głąb tylko na 2,3 min. Wg biologów, zaobserwowane różnice można wyjaśnić faktem, że w wyższych temperaturach zasoby tlenu są szybciej zużywane, przez co zwierzęta muszą się np. częściej wynurzać, by nabrać tchu lub dłużej przebywają na powierzchni, by dojść do siebie między zanurzeniami. Młode krokodyle różańcowe nie były w stanie dostosować się do długoterminowych (30-dniowych) wzrostów temperatury wody, co sugeruje, że ich umiejętność nurkowania ucierpiałaby w czasie ocieplenia klimatu. « powrót do artykułu
  22. Kongres zatwierdził budżet NASA na przyszły rok. Znalazło się w nim 1,63 miliarda USD na badania planetarne, w tym 175 milionów na misję na Europę, księżyc Jowisza. Misja ma wyruszyć w 2022 roku, a Kongres zatwierdził w nim lądowanie na Europie. Misja powinna składać się z orbitera i lądownika, na pokładzie którego mają znaleźć się wybrane podczas konkursu instrumenty badawcze, a przewidziane fundusze muszą być przeznaczone na sfinalizowanie misji zgodnie z jej założeniami. Innymi słowy, rozpoczęcie misji bez lądownika i próby jego posadowienia na Europie jest obecnie sprzeczne z prawem. Całkowity budżet przyznany NASA na przyszły rok to 19,2 miliarda USD, czyli o 700 milionów więcej niż prosił prezydent Obama. Mają pieniądze na wszystko, stwierdził kongresmen John Culberson, przewodniczący Podkomitetu Zaopatrzenia Izby Reprezentantów, który sprawuje nadzór nad NASA. Dla Culbersona misja na Europę ma najwyższy priorytet. Pod względem znaczenia może się z nią równać jedynie misja, w ramach której na Ziemię zostaną przywiezione próbki marsjańskiego gruntu. Dotychczas nikt się nie wstawiał za Europą. Szefostwo NASA było gotowe odwołać misję. Ale ja zawsze wierzyłem, że istnieje życie poza Ziemią i chciałem pomóc w jego odkryciu, stwierdził Culberson, który wierzy, że lądownik może odkryć życie przy kominach hydrotermalnych na Europie. Szef NASA, Charles Bolden, niechętnie patrzy na misję na Europę. Jego agencja nie szukała na nią pieniędzy ani w roku 2013 ani w 2014. Jednak Culberson doprowadził do przyznania na nią 120 milionów USD. W końcu NASA ustąpiła i w 2015 utworzyła program wyprawy na Europę. Prezydent Obama zwrócił się o 15 milionów USD na rozpoczęcie programu, Culberson doprowadził do przyznania 100 milionów. Teraz NASA chciała otrzymać na program 30 milionów USD, dostała niemal 6-krotnie więcej. Niedawno Bolden wyjaśniał, dlaczego NASA chce na Europę wysłać jedynie orbiter. Społeczność naukowa, ludzie, którzy zajmują się planowaniem misji, mówią, że powinniśmy najpierw zrobić na Europie rozpoznanie, by stwierdzić, czy w ogóle jest tam miejsce, w które chcielibyśmy wysłać lądownik. To najpoważniejszy punkt sporny między nami a kongresmenem Culbersonem. On chce wielomiliardowej misji, która już za pierwszym razem będzie zawierała lądownik i wszystko co możliwe. Naszym zdaniem, jest to nierozsądne z naukowego punktu widzenia. Kongresmena nie udało się jednak powstrzymać. W bieżącym roku został on przewodniczącym Komitetu Zaopatrzenia, który przyznaje pieniądze na handel, wymiar sprawiedliwości oraz naukę. Culberson odbył dwukrotne weekendowe wizyty w Jet Propulsion Laboratory, podczas których spotkał się z naukowcami i inżynierami odpowiedzialnymi za misję Curiosity i inne misje lazików marsjańskich. Specjaliści powiedzieli mu, że są w stanie wylądować na Europie, pomimo znacznie trudniejszych warunków. Kongresmen dowiedział się, ile mniej więcej taka misja kosztuje i doprowadził do tego, że kierownictwo NASA nie ma wyjścia i musi ją przygotować. « powrót do artykułu
  23. Naukowcy z Uniwersytetu w Lund odkryli, że nasza woda do picia jest oczyszczana przez miliony dobrych bakterii z instalacji wodociągowej. Bakterie ze stacji uzdatniania i rur tworzą tzw. biofilmy. Autorzy publikacji z pisma Microbes and Environments wykazali, że różnorodność gatunków bakterii z instalacji jest olbrzymia i że mogą one spełniać ważniejszą rolę niż dotąd sądzono. Szwedzi uważają, że duża część procesu oczyszczania wody zachodzi właśnie w rurach. Natknęliśmy się na zupełnie nieznany ekosystem. Kiedyś trudno było cokolwiek zobaczyć, a teraz, dzięki takim technikom jak masowe sekwencjonowanie DNA czy cytometria przepływowa, nagle ujrzeliśmy 80 tys. bakterii na mililitr wody pitnej - opowiada Catherine Paul. Szwedzi zajmowali się społecznościami bakteryjnymi z biofilmów wodomierzy i rur. Wykorzystali oznaczenia sekwencji kodujących regiony zmienne V1–V3 genu 16S rRNA (ich porównanie jest dobrym narzędziem do identyfikacji gatunków, a także analizy filogenetycznej). W gospodarstwach domowych, których mieszkańcy nie narzekali na jakość wody, społeczności były definiowane przez sekwencje reprezentujące proteobakterie (82-87%), przy czym 22-40% wszystkich sekwencji klasyfikowano jako Sphingomonadaceae. W gospodarstwach domowych, gdzie narzekano na czerwone zabarwienie wody (woda zawierała podwyższoną ilość żelaza i manganu), wykrywano mniej sekwencji typowych dla proteobakterii (44%) i tylko 0,6% z nich reprezentowało bakterie z rodziny Sphingomonadaceae. Więcej sekwencji klasyfikowano za to jako charakterystyczne dla bakterii z rodzajów Nitrospora i Pedomicrobium. Społeczności biofilmów bakteryjnych z rur były inne od tych z wodomierzy i zawierały sekwencje wskazujące na rodzaje Mycobacterium, Nocardia, Desulfovibrio i Sulfuricurvum. Paul i inni uważają, że w rurach żyje co najmniej kilka tysięcy gatunków bakterii. Wg naukowców, istnieje związek między składem społeczności bakteryjnej a jakością wody. Podejrzewamy, że istnieją dobre bakterie, które pomagają oczyszczać wodę i zapewniają jej bezpieczeństwo - to zjawisko podobne do tego zachodzącego w naszym organizmie. Mimo że badania prowadzono na południu Szwecji, bakterie i biofilmy występują w rurach, hydraulice i kranach na całym świecie. Mamy nadzieję, że ostatecznie będziemy w stanie kontrolować skład i jakość wody, tak by sterować wzrostem dobrych bakterii, które będą pomagać oczyszczać wodę jeszcze skuteczniej niż dziś. « powrót do artykułu
  24. By zapobiec przerzutom, trzeba wyeliminować kanały komunikacji komórek rakowych i komórek śródbłonka. Zespół z Brigham and Women's Hospital (BWH) odkrył, że komórki nowotworowe dokoptowują i transformują prawidłowe komórki za pośrednictwem tzw. uprowadzenia metastatycznego. Amerykanie stwierdzili też w modelu przedklinicznym, że interwencja farmakologiczna może do tego nie dopuścić. Przez ostatnie pięć lat badaliśmy, jak nowotwór przemieszcza się do innych części ciała i odkryliśmy, że kluczem jest komunikacja - zaznacza dr Elazer Edelman. Edelman, dr Shiladitya Sengupta i inni skonstruowali trójwymiarowe podścielisko guza (łącznie z komórkami śródbłonka) i dodali do niego komórki przerzutowe raka piersi. Okazało się, że zamiast przywierać do siebie i stworzyć sferę, rozprzestrzeniały się one wzdłuż naczyń krwionośnych. Za pomocą skaningowego mikroskopu elektronowego wykryto nanomostki łączące komórki nowotworowe z normalną tkanką. Gdy ustalono, że profil molekularny niektórych komórek śródbłonka się zmienił, zaczęto dywagować, że za pośrednictwem mostków doszło do transferu mikroRNA. Dokładniejsze badanie to potwierdziło, bo w komórkach śródbłonka wykryto 2 mikroRNA o znanej roli w przerzutowaniu. Naukowcy farmakologicznie zaburzyli tę komunikację zarówno w laboratorium, jak i w modelu mysim. Czynniki farmakologiczne, w tym otrzymywany z igieł cisa pospolitego docetaksel, zmniejszały liczbę powstających mostków. W przyszłości akademicy chcą sprawdzić, czy inhibitory ATP-azy, badane dotąd pod kątem terapii zakażenia HIV/AIDS, także mogą się sprawdzić w tej roli. « powrót do artykułu
  25. Przemycie otwartego złamania płynem fizjologicznym jest skuteczniejsze od irygacji wodą z mydłem. Naukowcy z McMaster University i McGill University uwzględnili w analizie 2447 ludzi z otwartymi złamaniami rąk lub nóg. Byli oni pacjentami z 41 ośrodków na terenie USA, Kanady, Australii, Norwegii oraz Indii. Większość stanowili mężczyźni w wieku czterdziestu kilku lat ze złamaniami kończyn dolnych. Najczęstszą przyczyną urazu były wypadki komunikacyjne. Pacjentów losowano do grupy, gdzie ranę irygowano pod wysokim ciśnieniem (>20 psi, czyli funtów na cal kwadratowy), niskim ciśnieniem (5-10 psi) lub bardzo niskim ciśnieniem (1-2 psi) wodą z mydłem kastylijskim lub roztworem soli fizjologicznej. Sprawdzano, ile osób musiało w ciągu roku przejść dodatkową operację z powodu zakażenia lub by przyspieszyć gojenie rany bądź kości. Okazało się, że ponowna operacja była konieczna u 109 z 826 pacjentów z grupy z wysokim ciśnieniem irygacji (13,2%), 103 z 809 z grupy niskiego ciśnienia (12,7%) i 111 z 812 z grupy bardzo niskiego ciśnienia (13,7%). Ponowna operacja była konieczna u 182 z 1229 pacjentów z grupy potraktowanej wodą z mydłem i 141 z 1218 pacjentów z ranami przemywanymi płynem fizjologicznym. Wszystkie rany trzeba oczyścić [...], ale dowody pokazują, że irygacja z mydłem nie jest wcale lepsza od soli fizjologicznej, a tego nikt się nie spodziewał - podkreśla dr Mohit Bhandari. Ustalenia te mogą mieć duże znaczenie dla opieki nad pacjentami z otwartymi złamaniami [...], zwłaszcza że to kraje rozwijające się zmagają się nieproporcjonalnie dużą liczbą przypadków. Przeważnie używa się wody z mydłem dostarczanej pod dużym ciśnieniem, ale teraz nie trzeba [już] tego robić, co obniża koszty przemywania [wskaźnik reoperacji był w końcu podobny bez względu na ciśnienie irygacji] - dodaje dr Edward Harvey. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...