-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Wraki statków znalezione w malezyjskim stanie Kedah wskazują, że mogła się tam rozwijać cywilizacja starsza niż w sąsiednich Kambodży i Indonezji. Mohamed Rawi Abdul Hamid, przewodniczący stanowego komitetu ds. religijnych, turystycznych i dziedzictwa narodowego poinformował, że statki ze stanowiska Sungai Batu mogły zostać zbudowane przez najstarszą cywilizację Azji Południowo-Wschodniej. Szczątki znaleziono w warstwach mułu pozostawionych przez rzekę, która płynęła przed wiekami przez Kedah Tua. Archeolodzy natknęli się na 5-7 statków lub barek. Ich maszty są ciągle widoczne. Jednostki mierzą 12-15 metrów - stwierdził Hamid. Na razie trwają negocjacje pomiędzy władzami stanowymi a rządem federalnym dotyczące pokrycia kosztów wydobycia statków. O wydobyciu możliwe będzie dokładne zbadanie jednostek, dzięki czemu archeolodzy chcieliby się dowiedzieć, skąd pochodziły i co przewoziły. Już wcześniej znaleziono też ślady okrągłej budowli, prawdopodobnie miejsca kultu, liczącego sobie około 2500 lat, a odnajdowane od lat przedmioty wskazują na handel żelazem. Jeśli dalsze badania potwierdzą przypuszczenia archeologów, to historię regionu trzeba będzie napisać od nowa. « powrót do artykułu
-
NCBJ uczestniczy w badaniach kosmicznych wybuchów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Aparatura opracowana i wyprodukowana przez naukowców i inżynierów z Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ) przyczyni się do bliższego poznania natury jednych z najpotężniejszych wybuchów we wszechświecie. Urządzenia, w których budowie pomagali Polacy, zamontowane na wystrzelonej 15 września chińskiej stacji kosmicznej Tiangong-2 (TG-2), będą badać polaryzację promieniowania gamma rozbłysków gamma. Wysłanie w kosmos detektora POLAR jest jednym z efektów współpracy polsko-szwajcarskiej. W czwartek (15.09.2016) o godzinie 22:04 (16:04 czasu polskiego) z Centrum Startowego Satelitów Jiuquan wystrzelono rakietę, która miała wynieść na orbitę okołoziemską nową chińską stację kosmiczną Tiangong-2 (TG-2). Poza kilkunastoma innymi eksperymentami na pokład stacji trafiły urządzenia realizowanego przez Chiny (Institute of High Energy Physics), Szwajcarię (INTEGRAL Science Data Centre, Département de Physique Nucléaire et Corpusculaire Uniwersytetu Genewskiego, Paul Scherrer Institut) oraz Polskę (Narodowe Centrum Badań Jądrowych) projektu POLAR. Urządzenia te służą do badania polaryzacji promieniowania gamma pochodzącego z rozbłysków gamma (GRB, ang. Gamma-Ray Burst). Zaangażowanie naszego kraju było możliwe dzięki zakończonemu już grantowi PSAP (Technologie informatyczne dla potrzeb obserwacji astrofizycznych w szerokim zakresie energetycznym) o wartości 4,1 mln zł, finansowanemu ze środków Polsko-Szwajcarskiego Programu Badawczego (SWISS Contribution). Wystrzelona [...] rakieta wprowadzi nasze urządzenia na orbitę okołoziemską. POLAR będzie pierwszym w historii urządzeniem, przeznaczonym głównie do badania polaryzacji promieniowania gamma pochodzącego z rozbłysków. Dotychczasowych pomiarów jest zaledwie kilka i są obarczone dużą niepewnością. Tymczasem polaryzacja może zdradzić nam, jaki jest mechanizm powstawania rozbłysków – podkreśla prof. Agnieszka Pollo, kierownik Zakładu Astrofizyki NCBJ. Choć właściwych danych naukowych spodziewamy się dopiero za kilka miesięcy, to mamy nadzieję, że realizowany eksperyment wkrótce pozwoli nam lepiej zrozumieć naturę tych potężnych kosmicznych wybuchów, a tym samym rozwiązać kolejną zagadkę otaczającego nas wszechświata. Pierwszą koncepcję niewielkich rozmiarów detektora do badania polaryzacji promieniowania gamma pochodzącego z rozbłysków opracowali w 2005 roku Nicolas Produit oraz Wojtek Hajdas. W odróżnieniu od innych detektorów badających błyski gamma (np. umieszczonych na pokładzie satelity SWIFT), POLAR przeznaczony jest do pomiaru samego zjawiska polaryzacji, a nie lokalizacji źródeł błysków. Urządzenie składa się z 1600 podłużnych scyntylatorów (6x6x176 mm) ułożonych na kwadratowej powierzchni (40×40 scyntylatorów), dzięki czemu możliwe jest uzyskanie blisko 400 cm2 efektywnego pola rejestracji oraz pomiaru asymetrii. Scyntylatory są zoptymalizowane do pomiaru rozpraszania comptonowskiego w zakresie energii od 50 keV do 500 keV, a emitowane w nich światło jest mierzone w 25 wieloanodowych powielaczach. Dodatkowo detektor wyposażony jest w pasywną osłonę, której zadaniem jest odcinanie niskoenergetycznego promieniowania kosmicznego. Detektor POLAR jednocześnie będzie "obserwował" bardzo dużą część nieba. Polscy naukowcy i inżynierowie są twórcami kluczowych elementów eksperymentu POLAR. Bezpośrednio w prowadzone prace zaangażowanych było około dziesięciu osób z NCBJ. Głównym ich osiągnięciem było zaprojektowanie i wybudowanie układu centralnego trygera wraz z niskopoziomowym oprogramowaniem, a także zaprojektowanie specjalistycznego zasilacza wysokiego napięcia. Tryger to system zbierający i analizujący wstępnie dane ze wszystkich czujników urządzenia, który zapewnia sprawną komunikację z 25 modułami elektroniki typu Front-End i satelitą, a także odpowiada za sterowanie zasilaczami wysokiego i niskiego napięcia – tłumaczy mgr inż. Dominik Rybka, projektant centralnego trygera z Zakładu Elektroniki i Systemów Detekcyjnych NCBJ i Paul Scherrer Institut. W NCBJ powstały również modele inżynieryjnego prototypu zasilacza wysokiego napięcia dla 25 fotopowielaczy. Polacy uczestniczyli także we wszystkich fazach testowania detektora, podczas badań kwalifikacyjnych, akceptacyjnych oraz funkcjonalnych przeprowadzonych m.in. w European Synchrotron Radiation Facility (Francja), European Space Research and Technology Center (Holandia), CERN-ie (Szwajcaria) i w Terni (Włochy). Ponadto trwają prace przygotowawcze do zbierania i analizy danych płynących z eksperymentu POLAR. Niewykluczone, że prace analityczne będą prowadzone w Centrum Informatycznym Świerk, na polskim superkomputerze dysponującym jedną z największych mocy obliczeniowych w Polsce. W projekcie POLAR wykorzystaliśmy nasze kilkudziesięcioletnie doświadczenie w fizyce jądrowej i budowie detektorów. Dzięki temu, że mamy wysokie kompetencje w tych obszarach, możliwe było zaprojektowanie, wybudowanie, przebadanie i zamontowanie serca urządzenia - modułu centralnego trygera, a więc kluczowego elementu pokładowego systemu zbierania danych – mówi prof. Krzysztof Kurek, dyrektor NCBJ. Dziś możemy powiedzieć, że dysponujemy unikatowym know-how w zakresie budowy aparatury kosmicznej, jak również mamy możliwość bezpośredniego odczytywania i interpretowania zebranych przez satelitę danych, do których nikt na świecie nie miał dostępu wcześniej. Naukowcy ze Świerka zdobyte doświadczenia zamierzają wykorzystać także w innych dziedzinach. Obecnie trwają rozmowy dotyczące możliwości zbudowania innowacyjnych detektorów Czerenkowa czy wprowadzenia ulepszonych rozwiązań w tomografii komputerowej, która znajduje coraz szersze zastosowania w medycynie jądrowej, szczególnie w diagnostyce i terapii chorób onkologicznych. Błyski promieniowania gamma, choć odkryte na przełomie lat 60. i 70. XX wieku, wciąż stanowią dużą zagadkę dla naukowców. Pierwszych obserwacji dokonały amerykańskie satelity szpiegowskie w okresie zimnej wojny. Szukając dowodów na prowadzenie prób jądrowych (promieniowanie gamma powstaje m.in. podczas wybuchu bomby atomowej), zaobserwowały takie sygnały pochodzące spoza Ziemi. W toku intensywnych badań dowiedziono, że rozbłyski odpowiadają najsilniejszym wybuchom we wszechświecie, podczas których w bardzo krótkim czasie i na małym obszarze dochodzi do emisji takiej ilości energii, że wybuch największej bomby atomowej jest przy nich drobnostką. Zgodnie z przewidywaniami prof. Bogdana Paczyńskiego, okazało się, że ich źródła znajdują się w innych galaktykach, odległych często o miliardy lat świetlnych. Do dziś nie udało się poznać w pełni ich natury. Obecnie wiąże się je z wybuchami tzw. hipernowych oraz ze zderzeniami układów obiektów zwartych, np. dwóch gwiazd neutronowych czy gwiazdy neutronowej z czarną dziurą. Jednak aby potwierdzić te scenariusze i zrozumieć ich szczegółowy mechanizm, potrzeba wielu dodatkowych obserwacji. NCBJ ma wieloletnie doświadczenie w dziedzinie satelitarnych eksperymentów astrofizycznych: polscy naukowcy aktywnie uczestniczyli w analizie danych japońskiego projektu AKARI, zaangażowani są obecnie projekty JEM-EUSO i ATHENA. Odpowiedników rozbłysków gamma w dziedzinie optycznej poszukuje zaś projekt Pi of the Sky. « powrót do artykułu -
Niedźwiedziom polarnym jest coraz trudniej
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
We wszystkich 19 regionach Arktyki zamieszkiwanych przez niedźwiedzie polarne dochodzi do utraty lodu morskiego, który jest niezbędny tym zwierzętom do polowań, odpoczynku i rozmnażania się. Ocieplający się klimat powoduje, że lód topi się wcześniej niż zwykle i pojawia sie później, dowiadujemy się z pisma The Cryosphere. Z danych satelitarnych wynika, że w latach 1979-2014 liczba dni z pokrywą lodową zmniejszała się - w zależności od regionu - o 7-19 na dekadę. Ich uzależnienie od lodu morskiego oznacza, że ocieplenie klimatu jest dla najpoważniejszym zagrożeniem dla przetrwania niedźwiedzi polarnych - czytamy na łamach The Cryosphere. Liczebność populacji niedźwiedzi polarnych szacuje się obecnie na 25 000 osobników. Zwierzęta te większość czasu spędzają na lodzie pokrywającym morze. Na nim żerują. Gdy lód się wycofuje, niedźwiedzie przenoszą się na ląd stały gdzie mogą przetrwać miesiące letnie dzięki nagromadzonemu tłuszczowi. Ocieplenie w Arktyce postępuje dwukrotnie szybciej niż wynosi średnia globalna. Wydłuża się czas, w którym morze jest wolne od pokrywy lodowej, a to oznacza, że niedźwiedzie muszą pływać na coraz większe odległości, by dotrzeć do stałego lądu. Zmiany w morskiej pokrywie lodowej wpływają na liczebność populacji, rozrodczość, stan zdrowia i rozkład terytorialny - donoszą autorzy najnowszych badań. Specjaliści oceniają, że do połowy bieżącego wieku populacja niedźwiedzi polarnych może się zmniejszyć o około 30%. A gatunkowi zagraża nie tylko brak lodu. Arktyka wolna od pokrywy lodowej to łakomy kąsek dla przemysłu. Już można zauważyć w niej zwiększony ruch morski, a kolejne firmy przymierzają się do wydobycia ropy naftowej i gazu. Człowiek będzie coraz bardziej niszczył habitat niedźwiedzi. « powrót do artykułu -
Przyczynek do niebieskich dżinsów sprzed 6 tys. lat
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
W Peru na stanowisku Huaca Prieta znaleziono najstarszą bawełnianą tkaninę. Jednocześnie jest ona najstarszą tkaniną o barwie indygo. Ma ok. 6000 lat i jest o ~1500 lat starsza od najstarszego materiału w tym kolorze ze Starego Świata - tkaniny z czasów V dynastii w starożytnym Egipcie (sprzed ok. 4400 lat). Naukowcy z Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona podkreślają, że błękit indygowy to technicznie trudna do uzyskania barwa. Niektóre z najważniejszych technologicznych postępów poczyniono w Nowym Świecie. Wiele osób jest jednak nieświadomych wkładu rdzennych Amerykanów. Być może dlatego, że w czasach podboju technologie te były często zastępowane systemami europejskimi - opowiada prof. Jeffrey Splitstoser, dodając, że farbowanie było wyjątkiem od tej reguły. Delikatne włókna i wyrafinowane barwienie, a także techniki przędzenia i tkania opracowane przez mieszkańców Ameryki Południowej zostały szybko przyjęte przez Europejczyków. Tkaninę odkryto w 2009 r. w czasie wykopalisk w Huaca Prieta, w miejscu, gdzie, jak sądzą archeolodzy, znajdowała się świątynia. Składano tam ofiary m.in. z tkanin. Jak przypomina Splitstoser, pojawienie się barwnika indygo było krytyczne m.in. dla przyszłych trendów w modzie. W odkryciu nie chodzi tylko o bawełnę. Gdyby nie ci ludzie, być może nie mielibyśmy niebieskich dżinsów. W tkaninie z Huaca Prieta wykorzystano bawełnę peruwiańską (Gossypium barbadense). Barwnik pochodził prawdopodobnie z rośliny z rodzaju indygowców (Indigofera spp.). Obecnie eksponat znajduje się w zbiorach Cao Museum. « powrót do artykułu -
Podobnie jak atomy węgla w płachtach grafenu, tak nanocząstki mogą tworzyć trwałe warstwy o minimalnej grubości, równej średnicy pojedynczej nanocząstki. Nowatorską metodę zszywania nanocząstek w tak cienkie warstwy opracowano w Instytucie Chemii Fizycznej PAN w Warszawie. Tak chemiczny krawiec kraje, jak mu... nanocząstki pozwalają. Dotychczasowe sukcesy krawieckie naukowców zajmujących się wytwarzaniem warstw nanocząstek nie pozwoliłyby urządzić nawet najskromniejszego pokazu chemicznej mody. Nanocząstki udawało się bowiem porządkować w warstwy grubości pojedynczej drobiny – czyli w monowarstwy – lecz nie były to struktury trwałe. Nanocząstek w monowarstwie nie potrafiono bowiem ze sobą stabilnie powiązać. Do teraz. W ostatnich latach nasza grupa w Instytucie Chemii Fizycznej PAN w Warszawie pracowała nad stworzeniem uniwersalnej platformy syntezy trwałych monowarstw nanocząstek. Dziś mamy już dowód, że nasza 'krawiecka' metoda chemicznego wiązania nanocząstek w monowarstwach rzeczywiście działa - mówi dr hab. Marcin Fiałkowski, prof. IChF PAN, i demonstruje maleńką, połyskującą płytkę o grubości najmniejszej z możliwych – bo równej średnicy pojedynczej nanocząstki złota. Monowarstwy chemicznie zszytych nanocząstek złota, wyprodukowane w IChF PAN, mają powierzchnie rzędu milimetrów kwadratowych i z oczywistych przyczyn są bardzo delikatne. Pod względem mechanicznym przypominają płytki pleksi: pod wpływem działających sił początkowo odkształcają się elastyczne, po czym gwałtownie pękają. Nasze monowarstwy są niewielkie, bo zależało nam tylko na wykazaniu poprawności koncepcji ich syntezy. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w zaproponowany przez nas sposób produkować monowarstwy o powierzchni wielu centymetrów kwadratowych - podkreśla prof. Fiałkowski. Warstwy nanocząstek od lat wytwarza się na granicy faz, a więc w cienkim obszarze (interfejsie) między dwiema niemieszającymi się cieczami. Wprowadzone do cieczy cięższej, odpowiednio przygotowane nanocząstki z czasem z niej wypływają i rozmieszczają się przypadkowo na granicy z cieczą lżejszą. W panujący tam chaos można wprowadzić porządek, ściskając nanocząstki tłokami z boków i w ten sposób je zagęszczając. Wytwarzane tak monowarstwy były dotychczas nietrwałe i przy próbach zdejmowania z interfejsu po prostu się rozsypywały. Z kolei struktury powiązane chemicznie, zdolne przetrwać rozstanie z interfejsem, po bliższym zbadaniu zawsze okazywały się albo wielowarstwami, albo bezkształtnymi zlepkami nanocząstek. Nasze monowarstwy są trwałe, ponieważ nanocząstki połączyliśmy za pomocą specjalnych 'zszywek', czyli cząsteczek-linkerów. Każdy linker zlepia dwie sąsiednie nanocząstki silnymi wiązaniami kowalencyjnymi, a więc chemicznie - tłumaczy dr Tomasz Andryszewski (IChF PAN), pierwszy autor publikacji w czasopiśmie Chemistry of Materials. Nanocząstki złota, użyte eksperymentach w IChF PAN, mają średnicę około pięciu nanometrów (miliardowych części metra); długość zastosowanych linkerów wynosi zaledwie półtora. Żeby tak krótki linker związał sąsiednie nanocząstki, te trzeba do siebie odpowiednio dosunąć. Główna trudność naszej pracy polegała na tym, że musieliśmy pogodzić dwa w zasadzie przeciwstawne wymogi. Z uwagi na długość linkera wiedzieliśmy, że nanocząstki należy zbliżyć na małą odległość, czyli że trzeba będzie działać na nie stosunkowo dużymi siłami. Dlatego zależało nam, żeby nanocząstki nie wyskakiwały z interfejsu. Jednocześnie w jakiś sposób musieliśmy zapobiec zlepianiu się nanocząstek w przypadkowe struktury - opisuje dr Andryszewski. Aby spełnić powyższe warunki, nanocząstki pokrywano niewielkimi, specjalnie zaprojektowanymi cząsteczkami (ligandami), które z jednej strony zawierały grupy aminowe (z azotem i wodorem), a z drugiej – grupy tiolowe (z siarką i wodorem). Część tiolowa łączyła się ze złotem, podczas gdy część aminowa ustawiała się na zewnątrz nanocząstki i nadawała jej dodatni ładunek elektryczny. Zmodyfikowane przez nas nanocząstki złota zachowują się jak boje o dużej wyporności: lokują się na granicy między cieczami tak trwale, że nawet silne wstrząsanie nie jest w stanie ich stamtąd wypchnąć. Jednocześnie odpychają się elektrostatycznie. W efekcie każda nanocząstka ma zagwarantowaną wokół siebie pewną 'przestrzeń prywatną', konieczną dla zachowania uporządkowania - wyjaśnia doktorantka Michalina Iwan (IChF PAN). Gdy odpowiednio spreparowane nanocząstki były już ściśnięte w monowarstwie na granicy faz, do układu wstrzykiwano substancję linkującą. Reakcja sieciowania, przypominająca samoczynne zachodzące zszywanie, przebiegała w temperaturze pokojowej, przy normalnym ciśnieniu, bez konieczności stosowania inicjatorów czy katalizatorów. Po chemicznym zespoleniu monowarstwę można było zdjąć z interfejsu między cieczami, wysuszyć, a nawet poddać działaniu silnych rozpuszczalników. Właściwości fizyczne monowarstw otrzymywanych za pomocą "krawieckiej" chemii można modyfikować poprzez dobór odpowiednich linkerów. Dłuższe polimerowe linkery pozwalałyby wytwarzać monowarstwy charakteryzujące się zwiększoną elastycznością. Za pomocą linkerów przewodzących prąd można byłoby z kolei produkować np. monowarstwy o ściśle określonych właściwościach optoelektrycznych. Użycie jeszcze innych linkerów mogłyby skutkować monowarstwami wykazującymi efekt piezorezystywny, a więc zmieniającymi swoją przewodność elektryczną pod wpływem odkształceń mechanicznych. Zaprezentowana metoda syntezy ma także znaczenie dla badań podstawowych: w przyszłości dzięki niej będzie można bezpośrednio badać m.in. właściwości mechaniczne pojedynczych nanocząstek. Platforma syntetyczna do produkcji monowarstw nanocząstek, opracowana i przetestowana w IChF PAN, powstała w ramach grantu TEAM Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. « powrót do artykułu
-
Ostatnie badania pokazują, że wskaźnik cukrzycy ciążowej wzrasta latem. Szwedzcy naukowcy sądzą, że ma to związek z temperaturą. Sezonowość cukrzycy typu 1. to dobrze udokumentowane zjawisko (badania wskazują, że zachorowalność jest wyższa zimą przez większą liczbę krążących wirusów i niższy status witaminy D). Mniej natomiast wiadomo o sezonowości cukrzycy typu 2. i cukrzycy ciążowej. Dr Anastasia Katsarou z Uniwersytetu w Lund chciała więc zbadać sezonowe wzorce w tolerancji glukozy i diagnozowaniu cukrzycy ciężarnych. W badaniu zgodziło się wziąć udział 11.538 kobiet z południowej Szwecji ze studium Mamma. W latach 2003-05 przeszły one test doustnego obciążenia 75 g glukozy w 28. tygodniu ciąży. Wyniki testów z 3 lat podzielono na miesiące i pory roku. Naukowcy posłużyli się modelowaniem statystycznym, by wyliczyć różnice w częstości zapadalności na cukrzycę ciążową w poszczególnych miesiącach i porach roku. Informacje na temat średnich miesięcznych temperatur pochodziły ze Szwedzkiego Instytutu Meteorologicznego i Hydrologicznego. W okresie objętym badaniem cukrzycę ciążową zdiagnozowano u 487 kobiet (4,2%). Miesięczna częstotliwość zmieniała się od 2,9% w marcu do 5,8% w czerwcu. Sezonowa częstotliwość wahała się zaś od 3,3% wiosną do 5,5% latem. Zarówno dla miesięcy, jak i dla pór roku różnice były istotne statystycznie. Średnia miesięczna temperatura wynosiła od -0,6°C zimą do 17,7°C latem. Dalsze analizy pokazały, że na każdy stopień wzrostu temperatury stężenie glukozy w 2. godzinie testu doustnego obciążenia wzrastało o 0,009 mmol/l, co odpowiadało różnicy rzędu 0,15 mmol/l między zimą a latem. Po wzięciu poprawki na wiek okazało się, że miesiące letnie (czerwiec-sierpień) wiązały się z podwyższonym poziomem glukozy i o 51% (lub 1,5 raza) wyższą częstotliwością cukrzycy ciążowej w porównaniu do innych pór roku. Korelacje zanikały po wzięciu poprawki na średnią miesięczną temperaturę, co sugeruje, że to może być czynnik leżący u podłoża zaobserwowanych różnic. Choć Szwedzi podkreślają, że konieczne są dalsze badania, proponują hipotetyczny mechanizm letniego piku. Wg nich, wywołane temperaturą zmiany w obwodowym przepływie krwi mogą wpływać na skład krwi kapilarnej. « powrót do artykułu
-
Google oświadczyło, że nie ma nic wspólnego z platformą Acceptable Ads firmy Eyeo. Wczoraj, podczas premiery Acceptable Ads Platform, Eyeo twierdziło, że korzysta z technologii Google'a i AppNexus. Eyeo rozwija oprogramowanie AdBlosk Plus, które służy do blokowania reklam na stronach WWW. Od dłuższego też czasu Eyeo daje reklamodawcom możliwośc omijania własnych filtrów i pokazywania reklam internautom. Oczywiście za taką usługę reklamodawcy muszą Eyeo zapłacić. Z kolei Acceptable Ads Platform umożliwia właścicielom witryn na umieszczanie u siebie tych reklam, które są przepuszczane przez filtry AdBlocka. Podczas wczorajszej premiery wersji beta Acceptable Ads Platform przedstawiciele Eyeo mówili, że wykorzystuje ona technologię Google'a. Teraz wyszukiwarkowy gigant odcina się od tych twierdzeń. AdBlock Plus jest od dawna krytykowany przez wydawców witryn, a postępowanie Eyeo sprowadziło nań dodatkową krytykę. Dla wielu jest to zwykły szantaż. Eyeo, za pomocą AdBlocka, zatrzymuje dla siebie pieniądze, które powinny trafić do właścicieli witryn - powiedział rzecznik prasowy AppNexus. Google nie tylko odcięło się od współpracy z Eyeo, ale również zerwało relację biznesowe z ComboTag po tym, jak okazało się, że firma ta współpracuje z Eyeo. « powrót do artykułu
-
W ramach ostatniego Patch Tuesday Microsoft załatał niemal 50 dziur w programach Internet Explorer, Edge, Windows, Silverlight, Office i Exchange. Koncern opublikował 13 biuletynów bezpieczeństwa, z których 6 uznano za krytyczne, a 7 za ważne. Dwie załatane dziury to luki typu zero-day, zatem były wcześniej atakowane przez cyberprzestępców. Wiadomo, że występowały one w Internet Explorerze i przeglądarce Edge, a przestępcy mogli je wykorzystać do kradzieży informacji. Microsoft nie ujawnił, jakiego typu dane były kradzione. Inna dziura, również pozwalająca na kradzież danych, znajdowała się w Windows. Opinia publiczna wiedziała o niej jeszcze przed opublikowaniem łat, jednak nie zanotowano żadnych ataków z jej wykorzystaniem. Najwięcej błędów załatano w Microsoft Office, gdzie w sumie poprawiono 13 dziur. W Edge'u było ich 12, a w Internet Explorerze - 10. Część z luk powtarzała się w obu przeglądarkach. Poprawiono też błąd, dzięki któremu użytkownik z fizycznym dostępem do komputera mógł zwiększyć swoje uprawnienia. « powrót do artykułu
-
Uber rozpoczął w Pittsburghu testy autonomicznych taksówek. Niektórzy mieszkańcy miasta będą mogli skorzystać z przejażdżki samodzielnie poruszającym się samochodem. Półtora roku temu Uber otworzył w Pittsburghu laboratorium, w którym rozwija technologię autonomicznych samochodów. Na przednim siedzeniu autonomicznego pojazdu znajduje się kierowca, który za zapewnić bezpieczną jazdę. Oprogramowanie nie jest na tyle doskonałe, by poradziło sobie, na przykład, podczas złej pogody. Autonomiczna flota Ubera w Pittsburghu składa się obecnie z pojazdów Ford Fusion z zainstalowanymi kamerami 3D, GPS-em oraz technologią LIDAR. Firma dostosowuje też obecnie SUV-y Volvo do roli autonomicznych samochodów. « powrót do artykułu
-
Google ogłosił ograniczony czasowo program "The Project Zero Pize", w ramach którego przyznaje duże nagrody finansowe za znalezienie dziur lub ciągu dziur w Androidzie. Na nagrody mogą liczyć ci, którzy znajdą i wykorzystają nieznane wcześniej dziury pozwalające na zdalne wykonanie kodu. Do przeprowadzenia ataku powinna wystarczyć znajomość numeru telefonu i adresu e-mail. Atak może być przeprowadzony na urządzenia Nexus 6P lub Nexus 5X, a projekt potrwa przez najbliższe pół roku. Zdobywca pierwszego miejsca otrzyma 200 000 USD, za drugie miejsce Google zapłaci 100 000 dolarów, uczestnicy, którzy uplasują się na kolejnych pozycjach będą mogli liczyć na 50 000 USD. Jednym z warunków uczestnictwa w konkursie jest podzielenie się z Google'em pełnym opisem sposobu działania kodu, za pomocą którego przeprowadzony został atak. Informacje takie zostaną później upublicznione. Z pełnymi zasadami programu można zapoznać się na blogu Google'a. « powrót do artykułu
-
Płaszczki zawsze przeżuwają pokarm przed połknięciem. Żucie (definiowane jako ścinające ruchy szczęki/żuchwy i zębów trzonowych o wysokich koronach) jest uważane za wynalazek ewolucyjny, który pobudził dywersyfikację dietetyczną i radiację ewolucyjną ssaków. Naukowcy sądzili, że u innych kręgowców, w tym ryb, nie występują złożone zachowania związane z przetwarzaniem pokarmów, mimo że odżywiają się one twardymi rzeczami, np. owadami czy trawą. Zespół z Uniwersytetów w Toronto i Waszyngtońskiego posłużył się szybką kamerą, by przeanalizować zachowanie płaszczki plamistej (Potamotrygon motoro). Mieszkanka Amazonki żywi się owadami i mięczakami. Naukowcy schwytali kilka płaszczek i umieścili w akwarium z przezroczystym dnem (otwór gębowy płaszczki znajduje się po stronie brzusznej). Ryby filmowano, gdy chwytały 3 rodzaje pokarmu: miękki, pośredni i twardy. Okazało się, że po przyciągnięciu ofiary za pomocą ssania (w wyniku szybkiego podniesienia płetw piersiowych) i jej przytrzymaniu P. motoro poruszały lewą i prawą częścią szczęki i żuchwy do przodu i tyłu, gryząc i rozcierając pod wieloma kątami. Co więcej, szczęka i żuchwa poruszały się niezależnie od siebie. Dopiero potem następowało połknięcie. By się upewnić, że nie doszło do nadinterpretacji, naukowcy zbadali płaszczki za pomocą tomografii. Ustalono, że ryby mają co prawda proste zęby, ale wszystko wskazuje na to, że u innych niż ssaki kręgowców asymetryczne ruchy szczęk wystarczą do przeżuwania. Biolodzy sugerują, ze oddzielenie chwytania pokarmu od jego przetwarzania (łapie się za pomocą ssania, a przetwarza szczękami) ułatwiło ewolucję wysoce ruchomego aparatu gębowego płaszczek. Dzięki temu mogą się one żywić wieloma różnymi ofiarami, w tym mięczakami, rybami, larwami owadów wodnych i skorupiakami. « powrót do artykułu
-
Podczas wykopalisk w Petrze amerykańscy archeolodzy odkryli 2 marmurowe figury Afrodyty. Prof. Tom Parker z Uniwersytetu Stanowego Karoliny Północnej opowiada, że kawałki rzeźb znaleziono podczas wykopalisk na Krawędzi Północnej w maju i czerwcu. Pracuję [...] na Bliskim Wschodzie od 45 lat i nigdy nie miałem znaleziska o tym znaczeniu. Figury z powodzeniem mogłyby trafić na wystawę w Luwrze lub The Metropolitan Museum of Art. Od cokołu po ramiona rzeźby są w dużej mierze nietknięte. Ze stanowiska wydobyto lub odtworzono także większą część głów i górnych kończyn. Ten rok to 3. już sezon Projektu Północnej Krawędzi (Petra North Ridge Project), inicjatywy polegającej na badaniu nienależącej do elity populacji starożytnego miasta. Dość powiedzieć, że w takim miejscu nikt się nie spodziewał tak wspaniałych figur. Archeolodzy pracowali w czymś, co miało być zwykłym domem. Potem okazało się jednak, że to budynek będący miejską willą, wyposażony we własną wyrafinowaną łaźnię. Fragmenty rzeźb odkryto w pobliżu klatki schodowej. Choć nie tego szukaliśmy, dużo nam to mówi o tutejszej populacji. Statuy wykonano w stylu rzymskim, co zapewnia wgląd w kulturowy wpływ Rzymu po zajęciu Petry przez cesarza Trajana w 106 r. Geniusz Nabatejczyków bazował m.in. na gotowości do asymilacji i przyjmowania elementów otaczających ich kultur. Gdy byli sąsiadami, zaadaptowali dużo od Egipcjan. Po aneksji Nabatejczycy otworzyli się zaś na rzymskie wpływy. Kopiąc w obrębie innej struktury mieszkalnej i 3 grobowców szybowych, ekipa Parkera i Megan Perry natrafiła też na instalacje do gotowania i przechowywania, ceramikę, kości zwierzęce, żelazny miecz, ceramiczne lampy oliwne, a także ludzkie kości przemieszane z biżuterią i ozdobami. « powrót do artykułu
-
Duński Instytut Meteorologiczny informuje, że na Grenlandii padły rekordy wysokiej temperatury i część pokrywy lodowej zaczęła roztapiać się wyjątkowo wcześnie. To nowe, solidne dowody na rosnące temperatury w Arktyce - mówi klimatolog John Cappelen. Średnia letnia temperatura w Tasiilaq na południowym-wschodzie Grenlandii wyniosła 8,2 stopnia Celsjusza. To najwyższa średnia od czasu rozpoczęcia pomiarów w 1895 roku. Jest to też wartość o 2,3 stopnia Celsjusza wyższa od średniej z lat 1981-2010. Rekordy ciepła padły też na południu i północnym-wschodzie w 6 z 14 stacji pogodowych. Już w kwietniu Duński Instytut Meteorologiczny informował o rekordowym topnieniu lodów. Zjawisko było tak intensywne, że postanowiono sprawdzić, czy modele pogodowe wciąż dobrze działają. Aż 12% powierzchni Grenlandii zaczęło roztapiać się o miesiąc wcześniej niż zwykle. Poprzedni niechlubny rekord zbyt wczesnego topnienia dotyczył nieco ponad 10% powierzchni. Grenlandia roztapia się nie tylko wcześniej, ale i szybciej. W latach 2003-2010 tempo topnienia było dwukrotnie szybsze niż w XX wieku. « powrót do artykułu
-
Zdrowa dieta wiąże się z lepszą umiejętnością czytania w pierwszych latach szkoły. Wyniki badania ukazały się w European Journal of Nutrition. Stanowi ono część Physical Activity and Nutrition in Children Study (prowadzonego na Uniwersytecie Wschodniej Finlandii) oraz First Steps Study (Uniwersytet w Jyväskylä). W studium uwzględniono 161 dzieci w wieku 6-8 lat. Ich losy śledzono od 1. do 3. klasy szkoły podstawowej. Jakość diety oceniano na podstawie kwestionariuszy żywieniowych, a umiejętności szkolne za pomocą standaryzowanych testów. Im bardziej dieta dziecka pasowała do wytycznych Diety Morza Bałtyckiego (Baltic Sea Diet) i zaleceń fińskich instytucji żywieniowych, za tym zdrowszą ją uznawano. Analizy pokazały, że dzieci, których dieta obfitowała w warzywa, owoce, w tym jagody, pełne ziarna, ryby i tłuszcze nienasycone, a była uboga w produkty z dużą ilością cukru, lepiej wypadały w testach czytania. Finowie zademonstrowali, że dodatnie korelacje jakości diety i umiejętności czytania w klasach II-III były niezależne od umiejętności czytania w klasie I. Oznacza to, że od klasy I do klas II-III dzieci ze zdrowszą dietą poprawiły swoje zdolności bardziej niż dzieci z dietą gorszej jakości. Innym ważnym spostrzeżeniem jest, że korelacje jakości diety i umiejętności czytania były niezależne od wielu potencjalnie istotnych czynników, np. statusu socjoekonomicznego, aktywności fizycznej, otłuszczenia ciała czy sprawności - podkreśla dr Eero Haapala. « powrót do artykułu
-
Wyeliminowanie przez modyfikację genetyczną gangliozydu GM3 zapobiega rozwojowi neuropatii cukrzycowej u otyłych myszy z cukrzycą. W ramach terapii genowej naukowcy z Northwestern University testują obecnie maść, która rozbijając gen syntazy GM3, czyli enzymu odpowiedzialnego za powstawanie GM3, eliminuje sam gangliozyd. Mają nadzieję, że nakładanie jej na stopę myszy z cukrzycą zapobiegnie lub nawet cofnie neuropatię małych włókien. Dziś zasadniczo leczy się [towarzyszący neuropatii] ból. My prezentujemy nowe, bazujące na patogenezie, podejście, które uwzględnia, co powoduje neuropatię i odwraca to zjawisko [...] - podkreśla dr Amy Palmer. Badanie, które ukazało się w piśmie Molecular Pain, to pokłosie spostrzeżenia, że w nerwach myszy z cukrzycą występuje o wiele więcej GM3 i syntazy GM3. Później okazało się, że to samo może się dziać w skórze myszy i ludzi z cukrzycą. Amerykanie obserwowali wygląd i funkcje nerwów u myszy pozbawionych GM3 przez manipulację genetyczną. Okazało się, że o ile w skórze zwykłych gryzoni z cukrzycą nerwy właściwie zanikały w wyniku degeneracji, o tyle u zwierząt z grupy eksperymentalnej wyglądały prawidłowo (mimo że myszy były otyłe i miały cukrzycę). By przetestować reakcję bólową, do łap przykładano bodźce o wzrastającej sile i sprawdzano, kiedy zwierzę cofnie kończynę. U zwykłych myszy z cukrzycą występowały zmiany w nerwach intensyfikujące doznania bólowe. Doświadczały więc dużego bólu już przy zwykłym dotknięciu. Kiedy pozbawiano je GM3, nie cofały łapy szybciej od zdrowych gryzoni. W hodowlach komórek zwojów korzeni grzbietowych nerwów rdzeniowych zaobserwowano, że wyeliminowanie GM3 chroni przez zwiększonym wewnątrzkomórkowym napływem wapnia. « powrót do artykułu
-
Amnesty International i American Civil Liberties Union (ACLU) rozpoczęły wspólną kampanię, której celem jest przekonanie prezydenta Obamy, by przed końcem swojej kadencji w pełni ułaskawił Edwarda Snowdena. Jeśli prezydent skorzystałby z prawa łaski, Snowden mógłby wrócić do USA bez obawy, że zostanie aresztowany za zdradę tajemnicy państwowej. W ramach rozpoczęcia kampanii zobaczymy prawdopodobnie samego Snowdena przemawiającego z Rosji, gdzie obecnie się ukrywa, a jej początek zbiega się z premierą filmu Oliviera Stone'a "Snowden". Rzecznik prasowy Białego Domu, Josh Earnest, stwierdził, że Snowden powinien stanąć przed sądem. Należy też spodziewać się, że aktowi łaski dla Snowdena będą sprzeciwiały się tajne służby. Snowden to były pracownik CIA i współpracownik rządu USA, który nielegalnie skopiował i ujawnił liczne tajne dokumentu NSA. Dzięki niemu dowiedzieliśmy się o masowej inwigilacji, jaką prowadzi zarówno NSA jak i współpracujące z nią agencje innych krajów. « powrót do artykułu
-
Serwis Winbeta, powołując się na anonimowego pracownika Microsoftu, donosi, że koncern z Redmond zrywa z marką Lumia. Wspomniany pracownik stwierdził, że w grudniu bieżącego roku zostanie zakończona sprzedaż modeli Lumia 550, 650, 950 i 950 XL. Można przypuszczać, że będziemy mieli do czynienia nie z końcem sprzedaży, a końcem produkcji. Telefony Lumia będzie można kupić jeszcze przez jakiś czas, do wyczerpania zapasów magazynowych. Doniesienia Winbeta układają się z logiczną całość z wcześniejszymi działaniami Microsoftu, który obniżył ceny swoich telefonów. Niektórzy klienci twierdzą również, że w ostatnich tygodniach w Microsoft Stores telefony Lumia zostały przeniesione w mniej eksponowane miejsca. Jeśli pogłoski i doniesienia są prawdziwe, mogą oznaczać, że Microsoftu ma zamiar zakończyć linię Lumia. Nie oznacza to jednak, że koncern rezygnuje z rynku smartfonów. Od dłuższego czasu pojawiają się bowiem pogłoski o urządzeniu Surface Phone. Ma ono pojawić się w pierwszej połowie 2017 roku. Plotki głoszą, że początkowo na rynek mają trafić trzy wersje nowego telefonu, będą one korzystały z procesora Snapdragon 830, 5,7-calowego wyświetlacza, a całość zostanie zamknięta w metalowej obudowie. Ceny Surface Phone mają wahać się od 699 do 1100 dolarów, a urządzenie ma trafić przede wszystkim do rąk użytkowników biznesowych. Podobno Surface Phone ma nie tyle konkurować z iPhone'em, co zastąpić na rynku BlackBerry. « powrót do artykułu
-
Założyciel Amazona Jeff Bezos zdradził ambitne plany na przyszłość, jakie ma w stosunku do swojej firmy kosmicznej Blue Origin. Przypomnijmy, że Blue Origin to pierwsza firma, która dokonała udanego lądowania rakiety nośnej wyniesionej wcześniej na znaczną wysokość. Teraz Bezos rzuca wyzwanie firmie SpaceX Elona Muska, która również ma na koncie udane lądowanie rakiety. Osiągnięcia obu firm są niezwykle ważne. Blue Origin była pierwsza, jednak SpaceX dokonała trudniejszego wyczynu. Rakiety używane przez Blue Origin mają za zadanie wynosić na wysokość suborbitalną turystyczną kapsułę New Shepard. Pierwsze komercyjne loty mają rozpocząć się w 2018 roku. Z kolei SpaceX wystrzeliwuje rakiety poza orbitę, wznoszą się one wyżej, mają inny kształt, lądowanie nimi jest znacznie trudniejsze. Teraz Bezos zapowiada, że kolejnym ważnym krokiem w historii jego firmy będzie rakieta New Glenn. Ma być to olbrzymi pojazd wielkością niemal dorównujący Saturnowi V, który ma osiągać ponad 50% mocy Saturna. New Glenn ma mieć większą moc od Falcona 9 SpaceX, ale mniejszą od Falcona Heavy. Blue Origin chce wystrzelić pierwszą rakietę New Glenn jeszcze przed końcem obecnej dekady. Będzie to poważna konkurencja dla SpaceX, gdyż nie wiadomo, kiedy odbędzie się pierwszy lot Falcon Heavy. Był on zaplanowany jeszcze na rok bieżący, jednak po niedawnej eksplozji rakiety Falcon 9 nie wiadomo, kiedy SpaceX ponownie rozpocznie loty. Pierwszy stopień rakiety New Glenn, podobnie jak pierwszy stopień Falcona, będzie wielokrotnego użytku. Istnieje jednak zasadnicza różnica pomiędzy obiema konstrukcjami. Rakieta Blue Origin używa mieszaniny metanu i ciekłego tlenu. Paliwo takie ma mniejszą gęstość energetyczną, co oznacza, że trzeba zbudować większą rakietę, jednak spala się czyściej, więc lepiej nadaje się do rakiet wielokrotnego użytku. Dwustopniowa New Glenn korzysta z siedmiu silników BE-4, a jej ciąg na poziomie morza ma wynosić 17,12 meganiutonów (MN). Obecnie najpotężniejszą na świecie rakietą jest Delta IV Heavy o ciągu 9,34 MN. Ciąg Falcona Heavy ma wynieść około 22,68 MN. « powrót do artykułu
-
Polacy dominowali podczas III edycji European Rover Challenge. Pierwsze miejsce zdobyła ekipa Raptors z Politechniki Łódzkiej, a na drugim znalazła się drużyna Impuls z Politechniki Świętokrzyskiej. Trzecie miejsce przypadło kanadyjskim studentom z McGill University. Zespół Continuum z Uniwersytetu Wrocławskiego otrzymał nagrodę specjalną w konkurencji Maintenance. W zawodach wzięły udział 23 drużyny z 7 krajów świata. Polskę reprezentowało 15 drużyn z 13 uczelni wyższych i jedna z Młodzieżowego Domu Kultury. W konkursie wystąpili przedstawiciele m.in Australii, Kanady, Bangladeszu, Indii, Turcji i - po raz pierwszy - Nepalu. Drużyny, które zakwalifikowały się do finału miały ponad 3 miesiące na to, aby przygotować swoje łaziki do zrealizowania zadań konkursowych. Specjalnie przygotowana do zawodów arena, imitująca marsjański grunt, stała się polem rywalizacji w czterech konkurencjach będących odbiciem rzeczywistych zadań wykonywanych przez łaziki na powierzchni Marsa. Wygrali najlepsi. Cieszymy się bardzo, że Polska po raz kolejny udowodniła, że w branży robotycznej jesteśmy nie do pobicia. Zwłaszcza, że dokumentacje projektowe, które nadesłali zawodnicy spełniały wymogi stawiane przy poważnych, naukowych przedsięwzięciach – podsumował sukces Polaków Łukasz Wilczyński z Europejskiej Fundacji Kosmicznej, dyrektor zawodów ERC. Trzecia edycja European Rover Challenge odbyła się pod dachem Centrum Wystawienniczo – Kongresowego w Jasionce, w województwie podkarpackim. W ciągu dwóch poprzednich odsłon, w ERC uczestniczyło łącznie ponad 50 tysięcy widzów. Wydarzeniu towarzyszyła konferencja dotycząca robotyki kosmicznej oraz specjalne warsztaty wspierające dalszy rozwój zespołów konstruktorów. Nagrody w tej edycji ufundowali m.in DPS Software i National Geographic. « powrót do artykułu
-
Kontrolując fazę cyklu menstruacyjnego i stosowanie hormonalnych środków antykoncepcyjnych, zespół dr Diane B. Boivin z McGill University wykazał, że zegar biologiczny inaczej wpływa na sen i czuwanie kobiet i mężczyzn. Przy tym samym harmonogramie snu zauważyliśmy, że zegar biologiczny kobiet powoduje, że zasypiają i budzą się one wcześniej niż mężczyźni. Powód jest prosty: ich zegar biologiczny jest przestawiony na bardziej wschodnią strefę czasową. Zaobserwowane różnice międzypłciowe są zasadnicze dla zrozumienia, czemu kobiety są bardziej podatne za zaburzenia snu. W ramach studium Kanadyjczycy porównywali cykle snu i czuwania 11 kobiet (8 w czasie faz folikularnej i lutealnej, a 3 tylko w fazie folikularnej) i 15 mężczyzn. W czasie studium ochotnicy nie przejawiali problemów ze snem. [...] Nasze wyniki pozwalają m.in. zrozumieć, czemu przeważnie kobiety budzą się wcześniej i częściej czują się rano zmęczone. Ochotnicy przeszli 72-godzinną procedurę USW (od ang. ultradian sleep–wake cycle), która składała się z 36 cykli godzinnych epizodów czuwania, przeplatających się z godzinnymi okazjami do drzemki. W tym czasie naukowcy mierzyli temperaturę wewnętrzną, poziom melatoniny w ślinie i subiektywną czujność. Przeprowadzali też badanie polisomnograficzne. Okazało się, że w porównaniu do mężczyzn, u kobiet występowało znaczne wyprzedzenie fazy temperatury wewnętrznej, ale już nie rytmu melatoninowego. Oprócz tego u pań stwierdzono podwyższoną amplitudę nocnych i dobowych zmian czujności, głównie wskutek silniej zaznaczonego nocnego nadiru. Uzyskane wyniki sugerują, że kobiety rozpoczynają sen w późniejszej fazie rytmu okołodobowego, co może być jednym z czynników zwiększających podatność na zaburzenia snu. Obniżona czujność nocą tworzy zaś fizjologiczne podstawy do większych problemów z przystosowaniem do nocnych zmian. « powrót do artykułu
-
Drzewa poznają po ślinie, że ich pędy czy pączki zostały celowo uszkodzone przez żerujące sarny, a nie przez przypadkowe zaburzenia mechaniczne, np. burzę. Zaczynają wtedy wytwarzać więcej kwasu salicylowego, a pod jego wpływem - odbierających apetyt tanin. Naukowcy z Uniwersytetu w Lipsku oraz Niemieckiego Instytutu Badań nad Bioróżnorodnością Integracyjną przyglądali się młodym okazom buka zwyczajnego (Fagus sylvatica) i jawora (Acer pseudoplatanus). Stwierdzili, że po podskubaniu przez sarny drzewka zwiększały stężenie różnych hormonów, głównie wzrostu. W ten sposób na zasadzie kompensacji wspomagały rozwój zachowanych pędów. Z drugiej strony, jeśli liść lub pączek odłamywał się bez udziału sarny, drzewo nie stymulowało produkcji sygnalizacyjnego kwasu salicylowego ani tanin. Zamiast tego wytwarzało głównie hormony zranienia - wyjaśnia Bettina Ohse. Autorzy publikacji z pisma Functional Ecology symulowali żerowanie przez sarny, odcinając pędy lub pączki i wkrapiając na roślinę z pipety ślinę zwierząt. Krótko po tym odnotowywali stężenie hormonów i tanin. Po wstępnym badaniu ciekawie będzie zająć się także innymi gatunkami drzew i ich strategiami obrony przed sarnami. Jeśli któreś będą lepiej chronione, w przyszłości można by je bardziej wykorzystać w lasach - podsumowuje Ohse. « powrót do artykułu
-
Eksperci odkryli, że na około 70% podłączonych do internetu urządzeń Seagate Central NAS znajduje się szkodliwy kod Mal/Miner-C (PhotoMiner). Za jego pomocą cyberprzestępcy wykorzystują zainfekowane systemy do zdobywania kryptowaluty Montero. Seagate Central NAS ma publiczny folder, którego nie można ani usunąć, ani wyłączyć, korzystać zeń mogą zaś wszyscy, w tym użytkownicy anonimowi. Miner-C skanuje internet w poszukiwaniu podłączonych doń Seagate Central NAS i wgrywa się do publicznego folderu. Następnie w folderze publicznym umieszcza plik Photo.scr skojarzony ze standardową ikoną Windows i czeka, aż użytkownik przeglądający folder zainteresuje się wspomnianym plikiem i nań kliknie. Wówczas dochodzi do infekcji. Badacze z Sophosa zidentyfikowali około 7000 urządzeń Seagate Central NAS podłączonych do internetu i stwierdzili, że około 5000 z nich jest zainfekowanych. Dzięki plikom konfiguracyjnym szkodliwego kodu dowiedzieli się, że w ten sposób przestępcy zdobyli kryptowalutę o wartości około 86 400 USD, a aktywność zainfekowanych maszyn odpowiada za około 2,5% całkowitej aktywności Monero. « powrót do artykułu
-
Międzynarodowy zespół naukowy wykorzystał niezwykle jasne źródło światła do stworzenia nowego typu kryształów. Odkrycie, dokonane przez grupę pracującą pod kierunkiem profesorów Harry'ego Quiney'a z University of Melbourne i Briana Abbey'a z La Trobe University, zmienia przekonania obowiązujące w krystalografii od ponad 100 lat. Naukowcy poddali fulereny C60 (buckyball) oddziaływaniu niezwykle jasnego światła emitowanego przez X-ray free electron laser (XFEL) z Uniwersytetu Stanforda. Światło emitowane przez ten laser jest o ponad 10 miliardów razy jaśniejsze niż światło słoneczne. Wynik eksperymentu zaskoczył naukowców. Gdy intensywność XFEL przekroczyła punkt krytyczny, elektrony w fulerenach spontanicznie zmieniły swoją pozycję, całkowicie zmieniając kształt molekuł. Kuliste C60 zmieniły kształt w przypominający piłkę do futbolu amerykańskiego. Zmiana zaszła jednocześnie we wszystkich molekułach. To tak, jakbyśmy uderzyli w orzech włoski młotem i zamiast go rozbić na milion części uzyskalibyśmy kształt migdału - mówi profesor Abbey. Po raz pierwszy w historii promienie rentgenowskie utworzyły nowy typ fazy kryształu - dodaje profesor Quiney. Mimo że nowy kształt utrzymał się jedynie przez ułamek sekundy, zauważyliśmy, że doszło do znaczącej zmiany właściwości fizycznych, optycznych i chemicznych badanej próbki - dodaje uczony. Obecnie krystalografia wykorzystywana jest przez biologów i immunologów do badania wewnętrznych mechanizmów działania protein i molekuł. Możliwość obejrzenia tych struktur w nowy sposób pozwoli nam lepiej zrozumieć interakcje zachodzące w ludzkim organizmie i może pozwolić na rozwój nowych leków. « powrót do artykułu
-
Znamy DNA szczepu Y. pestis, który zabił 100 000 londyńczyków
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Po wielu latach badań naukowcom udało się w końcu zidentyfikować konkretny szczep Yersinia pestis, który spowodował wielką zarazę w Londynie. Trwająca zaledwie 18 miesięcy (1665-1666) ostatnia wielka epidemia dżumy dymieniczej w Anglii zabiła około 100 000 ludzi, niemal co czwartego mieszkańca Londynu. Naukowcy od lat próbowali zidentyfikować szczep za nią odpowiedzialny, by na tej podstawie lepiej odtworzyć historię epidemii, co ma pomóc w radzeniu sobie z epidemiami w przyszłości. Materiał genetyczny Yersinia pestis znaleziono u 5 z 42 osób, których ciała znaleziono w Bedlam Burial Ground. Cały projekt poszukiwania DNA bakterii trwał wiele lat, a w jego ramach przebadano ponad 3300 szkieletów. W końcu u kilku z nich, głęboko w miazdze zęba znaleziono to, czego szukano. Materiał genetyczny bakterii przetrwał, gdyż ochroniło go twarde szkliwo zęba. Dalsze badania pozwolą naukowcom na lepsze poznanie historii osób, które padły ofiarą zarazy. Dowiemy się, na przykład, czym się żywiły, czy mieszkały w Londynie, czy też trafiły tam na krótko przed śmiercią. Naukowcy mają też nadzieję dowiedzieć się, dlaczego dawne szczepy dżumy były tak bardzo śmiercionośne. Obecnie spotykane szczepy Yersinia pestis nie są tak niebezpieczne. Niewykluczone, że wpływa na to ogólny stan zdrowia ludzi. Wielka zaraza w Londynie miała miejsce około 300 lat po Czarnej Śmierci, która zabiła dziesiątki milionów ludzi w całej Europie. Opis zarazy znajdziemy m.in. u Daniela Defoe, który był jej świadkiem. « powrót do artykułu -
Biolodzy z National Tsing Hua University wykazali, że mątwy liczą lepiej od rocznych dzieci. Tsang-I Yang i Chuan-Chin Chiao badali 54 miesięczne mątwy. Okazało się, że głowonogi każdorazowo liczyły potencjalne ofiary. Kiedy pokazywano im różną liczbę żywych krewetek (1 vs 2, 2 vs 3, 3 vs 4 oraz 4 vs 5), wykazywały stałą tendencję w kierunku większej ich liczby, co wskazywało na poczucie liczby. Tajwańczycy zaobserwowali też, że wielkość grupy krewetek nie wpływała na decyzje mątw. Przy większej liczebności wydłużał się po prostu czas reakcji. Zespół podkreśla, że wcześniejsze badania na rocznych dzieciach pokazały, że potrafią one różnicować między jednym i dwoma obiektami i między dwoma i trzema, ale nie radzą już sobie z większą ich liczbą. Makaki królewskie umieją zaś ocenić liczbę przy zbiorach maksymalnie 4-elementowych. Wygląda więc na to, że pod względem poczucia liczby [mątwy] są co najmniej odpowiednikiem niemowląt i naczelnych. Mogąc wybierać między jedną żywą krewetką a dwiema martwymi, mątwy wolały żywego skorupiaka. Eksperymenty ujawniły także, że reakcja mątw na wybór między jedną dużą żywą krewetką a dwiema małymi żywymi zależała od tego, czy głowonogi były głodne. Jeśli tak, wybierały pojedynczą dużą, a jeśli nie, dwie małe. Okazuje się więc, że mątwy odróżniają liczby i że wybór liczby ofiar zależy od jakości pokarmu i stanu nasycenia. Wszystko wskazuje też na to, że podejmując decyzje pokarmowe, głowonogi integrują informacje wewnętrzne i zewnętrzne i że koszt pozyskania kąska jest odwrotnie skorelowany z głodem (u ludzi stan metaboliczny także wpływa na podejmowanie decyzji ekonomicznych w warunkach ryzyka). « powrót do artykułu