Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Reprodukcje XVI-wiecznych akwarel roślin „Libri Picturati” Karola Kluzjusza – ojca współczesnej botaniki - można oglądać w Krakowie. Plenerowa wystawa będzie otwarta do końca lata na ogrodzeniu Ogrodu Botanicznego UJ. „Libri Picturati” to zbiór 1142 barwnych akwarel, które przedstawiają 1860 okazów roślin. Są one dziełem słynnego flamandzkiego uczonego renesansowego Karola Kluzjusza, jednego z ojców-założycieli nowożytnej botaniki. Oryginały tych obrazów są jednym z największych skarbów w krakowskiej Bibliotece Jagiellońskiej; ich powiększone reprodukcje udostępniono w plenerze – na murze Ogrodu Botanicznego - tworząc wystawę pt. „Ogród malowany". Jak podkreślają organizatorzy wystawy, prace Kluzjusza są ewenementem na skalę światową – to jedna z pierwszych prób systematycznego skatalogowania przyrody, charakteryzująca się wielką dokładnością i skrupulatnością. Akwarele wyróżniają się też pięknem i precyzją wykonania. Wśród akwarel ze zbiorów Jagiellonki można zobaczyć obrazy wielu roślin, które w XVI w. były jeszcze nowością. Sprowadzono je już wtedy do Europy z innych kontynentów lub z odległych zakątków Starego Kontynentu. Pod nadzorem Kluzjusza – autora opisów botanicznych - artyści malowani m.in. słoneczniki, importowane wówczas z Ameryki Północnej czy występujące nad Morzem Śródziemnym i Azji Zachodniej mandragory – uważane niegdyś przez ludzi za rośliny magiczne i przedstawiane z korzeniem w kształcie sylwetki ludzkiej. W kolekcji znajduje się prawdopodobnie pierwsza znana ilustracja tzw. drzewa smoczego, zwanego w Hiszpanii "drago", występującego na Wyspach Kanaryjskich. Nie brakuje też ulubionych przez Kluzjusza tulipanów, których cebulki - także za jego sprawą – sprowadzono do Europy z Persji i Turcji. Wystawę reprodukcji wybranych akwarel, zainstalowaną na murze Ogrodu Botanicznego od strony klinik uniwersyteckich, otwarto jako imprezę towarzyszącą 3. edycji Copernicus Festival zatytułowanej „Piękno". Można ją będzie oglądać w godzinach otwarcia ogrodu do końca lata. Organizatorami wydarzenia są Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych oraz dyrekcja Ogrodu Botanicznego UJ. Charles de l’Ecluse (znany w Polsce jako Karol Kluzjusz) (1526–1609) był lekarzem i jednym z najwybitniejszych botaników XVI wieku. Prowadził szczegółowe obserwacje roślin, stworzył dwa fundamentalne dzieła: „Flora Hiszpanii i Portugalii” i „Flora Austrii i Węgier”. Był też dyrektorem ogrodu cesarskiego w Wiedniu. Jako pierwszy w historii stworzył naukowe opisy gatunków roślin. Pod koniec życia przeniósł się do Holandii, gdzie zajmował się m.in. uprawą tulipanów. Stworzył w Lejdzie jeden z pierwszych w Europie ogrodów botanicznych. « powrót do artykułu
  2. National Aids Control Organisation (NACO), agenda indyjskiego Ministerstwa Zdrowia, poinformowała, że tylko w ciągu ostatnich 17 miesięcy wskutek transfuzji krwi w szpitalu co najmniej 2234 obywateli zaraziło się wirusem HIV. NACO ujawniła te dane na wniosek aktywisty Chetana Kothariego. Najwięcej pacjentów, bo aż 361, zostało zakażonych w stanie Uttar Pradesh. Na drugim i trzecim miejscu z, odpowiednio, 292 i 276 przypadkami uplasowały się stany Gudźarat i Maharasztra. Na 4. miejscu z 264 osobami znalazła się stolica Delhi. To oficjalne dane dostarczone przez rządową NACO. Sądzę, że prawdziwe statystyki są 2-, a nawet 3-krotnie większe - przekonuje Kothari. Prawo zobowiązuje szpitale do badania dawców i ich krwi m.in. pod kątem HIV, wirusa zapalenia wątroby typu B i C czy malarii, ale każdy test kosztuje 1200 rupii [18 dol.], a większość indyjskich szpitali nie ma wyspecjalizowanych laboratoriów. Nawet w wielkich miastach takich jak Mumbaj tylko 3 prywatne szpitale mają ośrodki badania zakażeń HIV. « powrót do artykułu
  3. Powiedzenie ludziom, że ich opinie bazują na moralności, wzmacnia je i sprawia, że stają się bardziej oporne na kontrargumentację. Jak tłumaczy Andrew Luttrell, doktorant z Uniwersytetu Stanowego Ohio, wyniki pokazują, czemu tak skuteczne jest odwoływanie się do moralności przez polityków czy grupy interesu. Dla wielu ludzi moralność wskazuje na uniwersalność, ostateczną prawdę. To trudne do zmiany przekonanie. [Hasło] moralność może działać jak wyzwalacz - przyczepiasz etykietę do właściwie każdego przekonania i automatycznie zostaje ono wzmocnione - dodaje prof. Richard Petty. Autorzy publikacji z Journal of Experimental Social Psychology przeprowadzili serię 3 eksperymentów. W pierwszym z nich 183 studentów czytało esej dot. przyjęcia konkretnych zasad egzaminacyjnych. Proszono ich o wyrażenie swojej opinii na ten temat, a badacze informowali, że poglądy te opierają się na moralności, tradycji lub równości. Następnie studentów proszono o ocenę chęci podpisania petycji z poparciem dla zasad egzaminacyjnych i umieszczenia ich nazwiska na liście wspierających. Okazało się, że postawy osób, w przypadku których nawiązywano do moralności, pozwalały lepiej prognozować ich zachowanie. Studenci z większym prawdopodobieństwem działali zgodnie ze swoimi opiniami [...], jeśli sądzili, że mają one związek z moralnością - podkreśla Luttrell. Pozostałe dwa eksperymenty miały związek z recyklingiem. W jednym znów wzięli udział studenci, w drugim starsi dorośli. Najpierw ochotnicy czytali wprowadzenie do zagadnienia recyklingu, a potem mieli wyrazić swoją opinię na ten temat. Psycholodzy powiedzieli im, że ma ona związek z moralnością albo odnosi się do praktyczności. Kiedy Amerykanie zapytali o postawę wobec recyklingu, niemal we wszystkich przypadkach była ona pozytywna, dlatego na dalszym etapie badanym polecono, by przeczytali krótką rozprawkę z kontrargumentami przemawiającymi przeciwko segregacji i ponownemu wykorzystywaniu. Stwierdzono, że osoby, którym powiedziano, że ich poglądy opierają się na moralności, rzadziej zmieniały zdanie niż ochotnicy przekonani o praktyczności swoich pobudek. Ludzie trzymali się swoich opinii moralnych w sposób, jakiego próżno szukać w przypadku innych badanych wartości, np. tradycji, równości czy praktyczności. Symptomatyczne, jak łatwo było sprawić, by myśleli, że ich poglądy opierają się na zasadach moralnych - podsumowuje Luttrell. « powrót do artykułu
  4. Otaczające Antarktykę wody oceaniczne to prawdopodobnie ostatnie ziemskie środowisko, które nie doświadczyło jeszcze globalnego ocieplenia. Badania przeprowadzone przez naukowców z University of Washington i Massachusetts Institute of Technology wyjaśniają, dlaczego wody antarktyczne nie ogrzewają się, przez co znaczna część Antarktyki wydaje się odporna na globalne ocieplenie. Obserwacje i modele klimatyczne wykazały, że unikatowy rozkład prądów morskich wokół Antarktyki ciągle wypycha na powierzchnię zimne wody, które ostatni raz miały kontakt z atmosferą setki lat temu, przed epoką rewolucji przemysłowej. Rosnące stężenie dwutlenku węgla powinno prowadzić do ocieplania się obu biegunów, jednak ociepla się tylko jeden z nich. Musimy mieć zatem do czynienia z jakimś dodatkowym mechanizmem. Wykazaliśmy, że przyczyną takiego stanu rzeczy są prądy oceaniczne - mówi główny autor badań, profesor Kyle Armour. Wiatry wiejące ciągle wokół Antarktyki wypychają wodę powierzchniową na północ, przyczyniając się do wynurzania się wody z głębin. Woda ta przybyła tam z tak wielkich odległości i była zanurzona tak długo, że nie miała kontaktu z atmosferą po rewolucji przemysłowej. Na innych szerokościach geograficznych również dochodzi do wynurzania się wody z głębin, ale jest to woda z głębokości kilkuset metrów. Ocean Południowy jest unikatowy, gdyż wynurza się tam woda z dużych głębokości, sięgających nawet 3 kilometrów. To głęboka, stara woda znajdująca się wokół całego kontynentu - mówi Armour. Woda to ostatni raz miała kontakt z atmosferą gdy znajdowała się na północnym Atlantyku. Później zanurzyła się i przez setki, a nawet tysiące lat, wędrowała po światowych oceanach, by w końcu wynurzyć się w Antarktyce. W Arktyce i Antarktyce zachodzą więc różne zjawiska. Ogrzane powierzchniowe wody wędrują na północ, gwałtownie ocieplając Arktykę, podczas gdy Antarktyka jest schładzana wynurzającymi się zimnymi wodami sprzed setek i tysięcy lat. Nie możemy bezpośrednio porównywać ocieplania się obu biegunów, gdyż działają tam bardzo różne prądy oceaniczne. Oceany przyspieszają ocieplanie się Arktyki i spowalniają ocieplanie Antarktyki - stwierdził Armour. « powrót do artykułu
  5. Brytyjscy naukowcy zidentyfikowali część mózgu odpowiedzialną za uaktualnianie informacji w czasie uczenia. Jest to przyśrodkowa część grzbietowego wzgórza (ang. mediodorsal thalamus, MD). Autorami publikacji z pisma eLife są naukowcy z Uniwersytetu Oksfordzkiego oraz Imperial College. Wiedzieliśmy już, że przyśrodkowa część grzbietowego wzgórza bierze udział w uczeniu i podejmowaniu decyzji, ale nie rozumieliśmy w pełni jego roli. [...] Informacje przetwarzamy za pomocą rozległej sieci, dlatego dobrze jest skupić się na wkładzie poszczególnych obszarów. W tym przypadku postanowiliśmy sprawdzić, jak przyśrodkowa część grzbietowego wzgórza wspiera optymalne przetwarzanie podczas uczenia i podejmowania decyzji - wyjaśnia dr Anna Mitchell. Eksperymenty prowadzano na makakach królewskich, które pracowały z ekranami dotykowymi. Za nauczenie się nowych informacji i podejmowanie dobrych wyborów małpy dostawały nagrody (smaczne kąski). Testy powtarzano po operacji MD. Zwierzęta, które nie mogły wykorzystać swoich MD, w mniejszym stopniu potrafiły zareagować na zmiany (wymagały one przystosowania zachowania, by nadal podejmować dobre decyzje i maksymalizować nagrody). Miały też większe problemy z wyborem, gdy prezentowano im kilka różnie nagradzanych opcji. Wcześniej niektórzy sądzili, że małpy będą po prostu powtarzać wcześniejsze wybory. My zauważyliśmy [jednak], że były w stanie różnie wybierać, ale miały problem ze zintegrowaniem informacji dot. wyników ostatnich wyborów, tak by optymalnie pokierować swoimi decyzjami. Studium pokazało, że MD odgrywa kluczową rolę w szybkim scalaniu nowych informacji [...]. Zdolność ta jest kluczowa dla codziennych czynności, takich jak prowadzenie samochodu czy nawet chodzenie po zatłoczonej ulicy. Przyszłe badania mają wykazać, jak MD oddziałuje z innymi częściami mózgu. « powrót do artykułu
  6. Z rozwojem nadciśnienia wiąże się zarówno krótko-, jak i długoterminowa ekspozycja na niektóre zanieczyszczenia powietrza związane ze spalaniem węgla czy spalinami. Analizując 17 opublikowanych wcześniej badań, odkryliśmy znaczące ryzyko rozwoju nadciśnienia wskutek ekspozycji na zanieczyszczenia powietrza. Ludzie powinni ograniczyć ekspozycję w dni z wyższymi poziomami zanieczyszczenia. Dotyczy to zwłaszcza chorych z nadciśnieniem, u których nawet krótkotrwały kontakt może pogorszyć stan i nasilić objawy - podkreśla dr Tao Liu z Instytutu Zdrowia Publicznego Prowincji Guangdong. Analizując wpływ długo- i krótkotrwałej ekspozycji na zanieczyszczenia powietrza na nadciśnienie, Chińczycy skupili się na 1) dwutlenku siarki (SO2), który pochodzi głównie ze spalania paliw kopalnych, 2) tlenkach azotu (NOx) z paliw kopalnych spalanych w elektrowniach i spalin samochodowych oraz 3) pyle (PM10 i PM2,5). Pył PM10 zawiera cząstki o średnicy mniejszej niż 10 mikrometrów, które mogą docierać do górnych i dolnych dróg oddechowych, zaś pył PM2,5 składa się z cząstek o średnicy poniżej 2,5 mikrometra, które mogą docierać do górnych dróg oddechowych i płuc oraz przenikać do krwi. Okazało się, że nadciśnienie znacząco wiązało się z krótkotrwałą ekspozycją na SO2, PM2,5 i PM10, a także z długoterminową ekspozycją na dwutlenek azotu (NO2) i PM10. Wg autorów publikacji z Hypertension: Journal of the American Heart Association, kwestia związków ozonu i tlenku węgla z nadciśnieniem wymaga dalszych badań. Z pierwotnie wytypowany 5.687 badań dot. zanieczyszczenia powietrza ostatecznie wybrano 17. Objęły one 108 tys. pacjentów z nadciśnieniem i 220 tys. zdrowych osób z grup kontrolnych. Nadciśnienie definiowano jako ciśnienie skurczowe powyżej 140 mmHg i/lub ciśnienie rozkurczowe powyżej 90 mmHg lub zażywanie leków na nadciśnienie. Ekspozycję na zanieczyszczenia oceniano, uśredniając dane z najbliższej stacji monitoringu albo za pomocą złożonych modeli transportu czy modeli regresji przestrzennej. Wśród mechanizmów, za pośrednictwem których zanieczyszczenie powietrza wywołuje nadciśnienie, Liu wymienia stan zapalny i stres oksydacyjny (mogą one prowadzić do zmian w naczyniach). « powrót do artykułu
  7. W Szwecji, kraju w którym wręcz obsesyjnie dąży się do zrównania szans kobiet i mężczyzn, zauważono nowe niespodziewane zjawisko. Po raz pierwszy od 1749 roku, w którym to zaczęto dokładnie badać demografię kraju, liczba mężczyzn jest większa niż liczba kobiet. To zaskakujące zjawisko demograficzne, gdyż niemal w każdym kraju Zachodu liczba kobiet jest większa od liczby mężczyzn. To coś nowego w Europie - mówi demograf Francesco Billari z Uniwersytetu w Oksfordzie. Po raz pierwszy zjawisko to zauważono w marcu ubiegłego roku, kiedy okazało się, że w Szwecji liczba mężczyzn jest o 277 większa niż kobiet. Od tamtego czasu różnica wzrosła do 12 000. Tomas Johansson, ekspert ds. populacji w szwedzkiej narodowej agencji statystycznej mówi, że nie będzie zaskoczeniem, jeśli w przyszłości Szwecja będzie miała znacznie więcej mężczyzn niż kobiet. Zwykle w Europie rodzi się nieco więcej chłopców niż dziewczynek (105:100), jednak, jako że panie żyją dłużej, liczba kobiet w społeczeństwie jest większa. Od pewnego czasu obserwuje się jednak, że stosunek liczby mężczyzn do kobiet powoli w Europie rośnie, a w niektórych krajach Europy północnej i centralnej wzrost ten jest szybki. W 2011 roku w Norwegii zauważono przewagę mężczyzn nad kobietami, a w Danii i Szwajcarii stosunek obu płci jest bliski 1:1. W Niemczech, gdzie po dwóch wojnach światowych było znacznie mniej mężczyzn niż kobiet również dochodzi do zmian. Jeszcze w 1960 roku było tam 87 mężczyzn na 100 kobiet. W roku ubiegłym było już 96:100. Wzrost widoczny jest też w Wielkiej Brytanii, gdzie prognozuje się, iż mężczyźni będą stanowili większość przed rokiem 2050. Naukowcy nie wiedzą, jaki wpływ będzie miała przewaga mężczyzn na życie społeczne. Jedni twierdzą, że będzie to korzystne dla kobiet, gdyż będą miały większy wybór partnerów, inni zauważają, iż może dojść do większej liczby aktów przemocy ze strony mężczyzn niemogących znaleźć partnerki. Zachodzące ostatnio szybkie zmiany w demografii Szwecji mogą być z jednej strony spowodowane rosnącą długością życia mężczyzn, ale duże znaczenie ma też emigracja i napływ do tego kraju tysięcy samotnych nastolatków z Azji czy Afryki. Największa nierówność pomiędzy płciami panuje w grupie wiekowej 15-19 lat, gdzie jest 108 chłopców na 100 dziewcząt. Potwierdza to tezę o wpływie emigracji, gdyż do Szwecji przybyło wielu samotnych nastolatków płci męskiej. Specjaliści spodziewają się, że w bieżącym roku nierówności w tej grupie wiekowej wzrosną do 115:100, gdyż w roku ubiegłym przybyło do Szwecji ponad 35 000 samotnych nastolatków. Valerie Hudson z Texas A&M University, która specjalizuje się w zagadnieniach dotyczących kobiet, pokoju i bezpieczeństwa ostrzega, że Szwedzi powinni zacząć się martwić, gdyż z jej badań wynika, iż w Indiach i Chinach zachwianie proporcji pomiędzy liczbą mężczyzn a kobiet doprowadziło do zwiększonej przestępczości i większej liczby przypadków przemocy wobec kobiet. Komentując sytuację w Szwecji Hudson stwierdziła, że to jedna z najbardziej dramatycznych zmian demograficznych w tak krótkim czasie. Zdaniem Hudson zmiany te mogą zniweczyć równościową politykę Szwecji. Z jej opinią nie zgadzają się inni badacze. Annick Wibben z University of San Francisco mówi, że nie można porównywać Szwecji do Indii czy Chin, gdyż w Szwecji równość płci jest głęboko zakorzeniona w kulturze. A Jacqui True z Monash University dodaje, iż od demografii ważniejsza jest kultura i stosunek społeczeństwa do przemocy czy hierarchii. W samej Szwecji, poza niektórymi środowiskami feministycznymi, nie dyskutuje się o zmianie demograficznej. Jest ona bowiem powiązana z migracją, bardzo drażliwym tematem w szwedzkiej polityce. W ubiegłym roku w całej Unii Europejskiej było o 12 milionów więcej kobiet niż mężczyzn. Eurostat prognozuje, że w roku 2080 różnica ta spadnie poniżej 1 miliona. Jeszcze w 2003 roku szwedzkie biuro statystyczne twierdziło, że przewaga liczby mężczyzn nad liczbą kobiet nie będzie miała miejsca przed rokiem 2050. « powrót do artykułu
  8. Marijn Heule z University of Texas, Oliver Kullmann ze Swansea University oraz Victor Marek z University of Kentucky - były pracownik Uniwersytetu Warszawskiego, a obecny współpracownik Instytutu Podstaw Informatyki PAN - użyli superkomputera do przeprowadzenia pojedynczego matematycznego dowodu, uzyskując w ten sposób największy matematyczny dowód w historii. Jego zapisanie zajęło 200 terabajtów przestrzeni dyskowej. Uczeni postawili przed maszyną zadanie rozwiązania problemu pokolorowania trójek pitagorejskich. To problem sformułowany w latach 80. przez Ronalda Grahama. Trójki pitagorejskie to liczby a, b, c spełniające równanie a2+b2=c2. Graham zapytał, czy da się pokolorować wszystkie liczby naturalne za pomocą niebieskiego i czerwonego tak, by żadna z trójek pitagorejskich nie była jednobarwna, czyli by w równaniu występowały oba kolory. Problem ten rozwiązali dopiero Heule, Kullmann i Marek. Zaprzęgli oni do pracy superkomputer, którego zadaniem byłó analizowanie wszystkich możliwych kombinacji kolorowania liczb. Okazało się, że do liczby 7824 możliwe było takie kolorowanie liczb, by tworzone z nich trójki pitagorejskie były dwubarwne. Jednak już przy 7825 co najmniej jedna trójka pitagorejska miała wszystkie liczby w tym samym kolorze. Zadanie było niewykonalne dla człowieka, ale i superkomputer miał z nim poważne problemy. By rozwiązać je w rozsądnym czasie naukowcy ograniczyli do biliona liczbę kombinacji, jaki może sprawdzać maszyna. Mimo to korzystający z 800 procesorów komputer pracował nad rozwiązaniem przez 48 godzin. Wyniki uzyskane przez maszynę zostały następnie zweryfikowane za pomocą innego oprogramowania, które je potwierdziło. Powstaje jednak pytanie, czy, jako że dowód zajmuje 200 terabajtów i nikt nie jest w stanie go przeczytać, Graham powinien wypłacić obiecane przez siebie 100 dolarów za rozwiązanie problemu. « powrót do artykułu
  9. Na drogach Puszczy Białowieskiej pojawiły się nowe znaki "Uwaga! Kraina Żubra". Jest to wspólna inicjatywa Instytutu Biologii Ssaków PAN oraz fundacji WWF, która sfinansowała znaki oraz naklejki z sylwetką żubra. Nowe znaki zastąpiły podobne, rozmieszczone na terenie Puszczy w 2010 r. w ramach projektu LIFE "Ochrona żubra w Puszczy Białowieskiej - Kraina Żubra". Większość znaków zniknęła, co może świadczyć o dużej ich popularności. Zadaniem znaków jest ostrzeganie turystów i mieszkańców przed kolizjami na drogach z żubrem i innymi dzikimi zwierzętami oraz promocja Puszczy Białowieskiej jako Krainy Żubra. W Puszczy żyje największa populacja żubrów w Polsce i Europie i prawie co roku zdarzają się kolizje tych zwierząt z pojazdami. Akcja IBS PAN i WWF ma na celu zwrócenie uwagi na ochronę unikatowych symboli polskiej przyrody - żubra i Puszczy Białowieskiej. Naklejki z sylwetką żubra są dostępne w IBS PAN w Białowieży. Zapraszamy wszystkich chętnych! « powrót do artykułu
  10. Straszyki wytwarzają bakteryjne enzymy (pektynazy) rozkładające roślinne ściany komórkowe. Naukowcy z Instytutu Ekologii Chemicznej Maxa Plancka w Jenie uważają, że owady pozyskały je na drodze poziomego transferu genów. Nie zakłada się, że owady produkują własne pektynazy - podkreśla dr Matan Shelomi, tymczasem patyczaki wytwarzają bardzo dużo tych enzymów, a w ich genomie występują liczne geny pektynazy. W oparciu o podobieństwo DNA naukowcy stwierdzili, że ich źródłem były zapewne gammaproteobakterie, najpowszechniejsze bakterie w mikrobiomie tych owadów, które często występują także na zjadanych przez nie liściach. Nie jesteśmy pewni, co się stało, ale jeden lub dwa geny pektynazy z bakterii jelitowych lub nawet coś z pokarmu dostało się do genomu patyczaka, a później ewoluowało razem z owadami. Testy wykazały, że część pektynaz zachowała pierwotną funkcję (chodzi o rozkład pektyny). Działanie innych jest nieznane. Pozostaje tylko pytanie, kiedy doszło do transferu. By to ustalić, zespół z Jeny badał 7 gatunków patyczaków/straszyków (Phasmatodea), w tym występujące w Kalifornii Timema cristinae (należą one do rodzaju Timema, uznanego za grupę siostrzaną reszty rzędu zwanej Euphasmida lub Euphasmatodea). Timema nie mają pektynaz, a Euphasmida tak. Nie było jednak wiadomo, czy Timema nigdy ich nie miały, czy też w pewnym momencie utraciły kodujące je geny. Autorzy publikacji z pisma Scientific Reports wykorzystali bazy danych 1K Insect Transcriptome Evolution Project (1KITE). Ponieważ w ramach projektu ukończono sekwencjonowanie już ponad 1200 gatunków owadów, naukowcy mogli łatwo przeszukać różne ich grupy pod kątem obecności enzymów. Okazało się, że do transferu doszło krótko po oddzieleniu Timema i Euphasmatodea ok. 60-110 mln lat temu. Wcześniej inni badacze z Wydziału Entomologii odkryli poziomy transfer pektynazy u stonkowatych (Chrysomelidae). Warto przypomnieć, że zarówno stonkowate, jak i patyczaki żerują na liściach. W obu grupach po zajściu poziomego transferu zaszła też masywna radiacja ewolucyjna. Zgodnie z ostatnią teorią Shelomiego - hipotezą ekspansji enzymatycznej - nagłe pojawienie się nowych możliwości enzymatycznych (czy to przez mutacje, czy przez poziomy transfer genów) mogło napędzić ewolucję gatunków i zmianę diety na wyspecjalizowaną. « powrót do artykułu
  11. Nadużywanie środków przeciwbólowych to coraz poważniejszy problem w krajach rozwiniętych. W samych Stanach Zjednoczonych z powodu przedawkowania tego typu leków umierają rocznie tysiące osób. Z danych Narodowego Instytutu Nadużywania Leków w 2015 roku takich osób było około 20 000. Teraz do tego typu skutków ubocznych należy doliczyć jeszcze jeden - niezwykle zaskakujący. Badania prowadzone pod kierunkiem specjalistów z University of Colorado Boulder wykazały, że u szczurów laboratoryjnych opioidy takie jak morfina... zwiększają chroniczny ból. Eksperymenty przeprowadzone przez zespół profesorów Petera Grace'a i Lindy Watkins wykazały, że wystarczyło, że zwierzęta przez kilka dni przyjmowali morfinę, by później przez kilka miesięcy czuć chroniczny ból spowodowany uwalnianiem sygnałów bólowych przez komórki rdzenia kręgowego. Jak zauważa profesor Grace, takie wyniki sugerują, że widoczne w ostatnim czasie coraz częstsze przypisaywanie opioidów może przyczyniać się do wielu przypadków chronicznego bólu. Jako pierwsi wykazaliśmy, że nawet krótka ekspozycja na opioidy może mieć długoterminowy negatywny skutek w postaci odczuwania bólu - stwierdził uczony. Leczenie zwiększało problem - dodaje. Okazało się, że uszkodzenie nerwów obwodowych u szczurów powoduje wysłanie przez uszkodzone komórki sygnału do komórek glejowych w rdzeniu kręgowym. Pierwszy taki sygnał powoduje, że komórki te zwiększają swoją czujność, oczekując na kolejne sygnały. Wystarczy, że ból jest przez zaledwie pięć dni leczony opioidami, by wprowadzić komórki glejowe w tryb nadmiernej czujności, co wywołuje cały łańcuch reakcji, włącznie z zapaleniem rdzenia kręgowego. Połączenie wstępnego sygnału bólowego z morfiną powoduje, że obecne w komórkach glejowych białko interleukina-1beta (IL-1b) wysyła sygnał zwiększający aktywność komórek nerwowych rdzenia i mózgu odpowiedzialnych za odczuwanie bólu. To powoduje zwiększenie bólu, co może trwać nawet kilka miesięcy. To okropna strona opioidów, której wcześniej nie znaliśmy - mówi profesor Watkins. Zespół Grace'a i Watkins może pochwalić się też sporym sukcesem. Uczonym udało się znaleźć sposób na zablokowanie tych receptorów w komórkach glejowych, które rozpoznają opioidy. Może pozwolić to na ulżenie w bólu bez ryzyka narażania się na pojawienie się chronicznego bólu. « powrót do artykułu
  12. Japońska Coca-Cola zaprezentowała ostatnio nowy produkt - napój zapewniający lepszy sen. Glaceau Sleep Water zawiera L-teaninę, α-aminokwas niebiałkowy, który łatwo pokonuje barierę krew-mózg i ma działanie uspokajające. Teoretycznie więc napój powinien ułatwiać odpoczynek nawet osobom, które nie mają czasu na 8-godzinny sen. Lekka Glaceau Sleep Water nie zawiera kofeiny. Najlepiej wypić ją wieczorem albo po kąpieli. Autorzy reklamy doradzają też, jak przygotować się do regenerującego snu; wspominają o aromaterapii, relaksującej muzyce i odpowiednio dobranej poduszce. Ponieważ produkt jest nowy, nie wiadomo, czy twierdzenia te mają jakieś uzasadnienie, czy chodzi wyłącznie o reklamę. « powrót do artykułu
  13. W 2013 roku Teleskop Keplera odkrył system planetarny, w skład którego wchodzi Kepler-62f. To piąta i najbardziej odległa od swojej gwiazdy planeta. Teraz grupa uczonych przeprowadziła szereg symulacji, które wykazały, że na planecie tej mogą istnieć warunki sprzyjające powstaniu i utrzymaniu życia. Kepler-62f krąży wokół gwiazdy mniejszej i chłodniejszej od Słońca. Planeta jest o 40% większa od Ziemi, co z dużym prawdopodobieństwem wskazuje, że jest ona planetą skalistą. Aomawa Shields i jej koledzy z University of Washington postanowili sprawdzić, czy planeta może podtrzymać życie. Odkryliśmy, że istnieje wiele możliwych składów atmosfery, które pozwalają tej planecie na utrzymanie ciekłej wody na powierzchni - mówi Shields. Na Ziemi dwutlenek węgla stanowi około 0,04% atmosfery. Jako, że Kepler-62f jest znacznie dalej od swojej gwiazdy niż Ziemia od Słońca, musi mieć w atmosferze znacznie więcej tego gazu cieplarnianego, by na planecie panowały odpowiednie warunki. Naukowcy przeprowadzali symulacje przy założeniach, że grubość atmosfery Kepler-62f waha się od grubości atmosfery ziemskiej po 12-krotność jej grubości, zawartość dwutlenku węgla wynosi od 1 do 2500 zawartości CO2 na Ziemi. Symulacje prowadzono też przy wielu różnych możliwych orbitach planety. Przy takich założeniach okazało się, że istnieje wiele scenariuszy, które umożliwiają podtrzymanie życia na tej planecie. Z obliczeń wynika, że na Kepler-62f mogą istnieć warunki do całorocznego podtrzymania życia jeśli jej atmosfera jest od 3 do 5 razy grubsza od atmosfery Ziemi i w całości składa się z dwutlenku węgla. Jeśli nawet nie istnieje tam mechanizm powstawania olbrzymich ilości CO2 i planeta ta ma w atmosferze tyle dwutlenku węgla co Ziemia, to przy pewnych konfiguracjach orbity przez część roku temperatura na powierzchni planety może być wyższa od zera - stwierdzili uczeni. Najważniejszym aspektem pracy Shields i jej grupy jest jednoczesne użycie komputerowego modelu ścieżek orbitalnych planet HNBody i modeli klimatycznych. Technika ta, jak mówią uczeni, może zostać wykorzystana do symulacji dla innych planet, pod warunkiem, że są to planety skaliste. System Kepler-62 znajduje się w odległości 1200 lat świetlnych od Ziemi. « powrót do artykułu
  14. Nawet na obszarach zdominowanych przez kukurydzę i soję znakomitą większość pyłku pszczoły zbierają z roślin innych niż uprawne. Niestety, pyłek jest zanieczyszczony wieloma różnymi pestycydami. Przez 16 tyg. prof. Christian Krupke z Purdue University i Elizabeth Long z Uniwersytetu Stanowego Ohio zbierali pyłek z uli na 3 stanowiskach w Indianie. Chcieli sprawdzić, jakie źródła pyłku pszczoły wykorzystują i czy są one zanieczyszczone pestycydami. Okazało się, że próbki pyłku reprezentowały 30 rodzin roślin i zawierały pestycydy z 9 klas, w tym neonikotynoidy, czyli pestycydy powszechnie stosowane do oprysku soi i kukurydzy, które są wiązane z obserwowanym na całym świecie zespołem masowego ginięcia pszczoły miodnej (CCD). Najwyższe stężenie osiągały jednak pyretroidy, środki ochrony roślin używane w celu zwalczania owadów, np. komarów. Mimo że pyłek z roślin uprawnych stanowił tylko niewielką część "urobku", pszczoły w naszym badaniu były wystawione na oddziaływanie o wiele większej gamy związków chemicznych, niż się spodziewaliśmy. Liczba pestycydów znalezionych w próbkach pyłku była zdumiewająca. Substancje związane z rolnictwem stanowią tylko część problemu. Nawet kiedy ule stoją tuż przy polach uprawnych, duży wkład mają właściciele domów oraz krajobrazy miejskie - opowiada Krupke. Krupke podkreśla, że w przypadku pszczół z tzw. pasa kukurydzy (Corn Belt), czyli stanów Midwestu z wysoko rozwiniętym rolnictwem, ogólny poziom ekspozycji na pestycydy jest znacznie wyższy niż dotąd zakładano. Za jedną z przyczyn niedoszacowania można uznać skupienie wysiłków badawczych i doniesień medialnych na szkodliwym wpływie neonikotynoidów. O wiele mniej studiów dotyczyło bowiem kwestii wystawienia na oddziaływanie innych klas pestycydów via rośliny nieuprawne. Spojrzenie na środowisko pszczół Midwestu z szerszej perspektywy, w dodatku przez cały sezon, może więc stanowić lepsze przybliżenie sytuacji tych owadów. Krupke i Long pobierali próbki pyłku co tydzień od maja do września. Objęte badaniem ule były umieszczone na łące, na brzegu pola kukurydzy obsianego ziarnem potraktowanym neonikotynoidami oraz na brzegu pola kukurydzy z nasionami niezaprawianymi pestycydami. Okazało się, że pszczoły pozyskiwały większość pyłku z roślin nieuprawnych, głównie bobowatych. W pyłku z łąki Amerykanie wykryli 29 pestycydów, w próbkach z pola z zaprawianiem również 29, a w próbkach z pola niezaprawianego aż 31. W pyłku ze wszystkich stanowisk najczęściej stwierdzano fungicydy i herbicydy. Z insektycydów najpowszechniejsze były neonikotynoidy i pyretroidy. Choć i jedne, i drugie są dla pszczół są toksyczne, stwarzają inne ryzyko względne. Neonikotynoidy są bardziej toksyczne, ale wykorzystuje się je głównie na gruntach rolnych. Pyretroidy są zaś używane w miejscach, gdzie zapylacze z dużym prawdopodobieństwem występują: w pobliżu domu i w ogrodach z wieloma kwiatami, co potencjalnie wystawia pszczoły na częstsze oddziaływanie wyższych ich stężeń. Autorzy publikacji z pisma Nature Communications odnotowali dwa piki stężenia pyretroidów: w sierpniu i wrześniu, gdy wielu właścicieli domów stosuje opryski, by pozbyć się komarów czy szerszeni. Pyłek ze wszystkich 3 stanowisk zawierał DEET. Krupke zaznacza, że mało wiadomo, jak poszczególne pestycydy oddziałują ze sobą. Toksyczność insektycydów może np. rosnąć po skojarzeniu z pewnymi fungicydami, które same w sobie są nieszkodliwe dla owadów. « powrót do artykułu
  15. Około 7% z 5000 najpopularniejszych witryn blokuje użytkowników używających oprogramowania do blokowania reklam. Takie są wyniki analiz przeprowadzonych przez naukowców z Uniwersytetu w Cambridge, Uniwersytetu Stony Brook, Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, Queen Mary University o International Computer Science Institute. Programy do blokowania reklam stają się coraz bardziej popularne. Nie podoba się to właścicielom witryn internetowych, które zarabiają przede wszystkim na wyświetlaniu użytkownikom reklam. Dlatego też niektórzy z nich zdecydowali się na blokowanie użytkowników blokujących reklamy. Tacy użytkownicy otrzymują informację, że z powodu używania adblockera nie mogą obejrzeć zawartości witryny. Są proszeni o wyłączenie oprogramowania blokującego bądź dodanie adresu witryny do białej listy, dopuszczającej wyświetlanie reklam. Część witryn korzysta z komercyjnych rozwiązań blokujących takich użytkowników, inne mają własne technologie. Jednak, jak się okazuje, aż 6 a 12 badanych skryptów blokujących użytkowników jest omijanych przez popularne oprogramowanie blokujące reklamy. Trudno powiedzieć, jak bardzo intensywna będzie walka pomiędzy oprogramowaniem blokującym reklamy, a blokującym użytkowników takich programów. Stosowanie rozwiązań przeciwko programom blokującym reklamy może początkowo dawać wydawcom pewne korzyści, jednak jest to wyłącznie ukrywanie głębszego problemu - problemu braku równowagi pomiędzy reklamami (a szczególnie śledzeniu przez nie użytkownika) a treściami oferowanymi przez witryny. Rozwiązanie długoterminowe musi brać pod uwagę przyczyny, dla których użytkownicy stosują oprogramowanie blokujące - stwierdzili badacze. « powrót do artykułu
  16. W XIII wieku Mongołowie podbili olbrzymie połacie Azji i ruszyli na Europę, gdzie wygrywali bitwę za bitwą. Wydawało się, że nic nie jest w stanie ich powstrzymać. Nagle w 1242 roku najeźdźcy zawrócili i ruszyli z powrotem na tereny dzisiejszej Rosji. Historycy od dawna zastanawiali się, dlaczego niezwyciężone armie nie kontynuowały podboju. Jedni uważają, że powodem była polityka wewnętrzna imperium, zdaniem innych walki w Europie były trudniejsze niż Mongołowie sądzili i to ich zniechęciło. Ulf Büntgen, dendrochronolog ze Szwedzkiego Federalnego Instytutu Badań Lasu, Śniegu i Krajobrazu oraz Nicola Di Cosmo z Instytutu Badań Zaawansowanych uważają, że inwazję Mongołów powstrzymała pogoda. Na stepach Azji i dzisiejszej Rosji przez wiele lat mieli do czynienia z dobrą pogodą, sprzyjającą wzrostowi traw, którymi żywiły się ich konie. Jednak zarówno zapiski historyczne jak i badania pierścieni drzew ujawniły, że na terenie Europy zima roku 1242 była wyjątkowo ciężka. Na dużych obszarach kontynentu panował mróz. Nie była to zima bardzo mroźna, jednak mróz dotknął znaczną część Europy. Główne siły Mongołów znajdowały się na węgierskich nizinach. Gdy temperatury wzrosły, rozpoczęły się powodzie, przez które nie rosła trawa. Konie nie miały co jeść, a dodatkowo woda nanosiła muł, co znacznie utrudniało poruszanie się armii. Büntgen i Di Cosmo uważają, że w pewnym momencie Mongołowie uznali, iż dalszy podbój nie jest wart pokonywania tak poważnych przeszkód i zawrócili. « powrót do artykułu
  17. W jaskini Atxurra w Kraju Basków odkryto paleolityczne rysunki naskalne, które wg szefa wykopalisk Diega Garate, należą do "Champions League" sztuki jaskiniowej i plasują się w pierwszej dziesiątce stanowisk europejskich. Inni eksperci podkreślają, że choć na razie jest za wcześnie, by stwierdzić, czy rysunki dorównują nazywanej niekiedy kaplicą sykstyńską sztuki paleolitycznej Altamirze, Atxurra prezentuje się naprawdę obiecująco. Garate poinformował, że na półkach skalnych na głębokości 300 m znaleziono ok. 70 rysunków i rytów. Przedstawiają one konie, bawoła, kozy i jelenia. Ich wiek szacuje się na 12,500-14,500 lat. Hiszpanie podkreślają, że dojście do stanowiska jest tak trudne i niebezpieczne, że nie ma raczej szans, by udostępniono je zwiedzającym. Władze regionu myślą jednak o stworzeniu modelu 3D dla publiki. Jaskinię odkryto w 1929 r. Po raz pierwszy badano ją w latach 1934-35, ale malowidła i ryty odkryto dopiero po wznowieniu prac przez zespół Garate w 2014 r. Nikt się nie spodziewał odkrycia tej rangi. Istnieje wiele malowideł jaskiniowych, ale tylko nieliczne prezentują tak duży artyzm, zróżnicowanie i jakość - podkreśla prof. José Yravedra Sainz de los Terreros z Uniwersytetu Madryckiego. Garate zaprezentował bawoła z największą liczbą włóczni w ciele, jaką uwieczniono na jakimkolwiek europejskim rysunku. Wg niego, o ile inne przedstawiają 4 lub 5 włóczni, tutaj jest ich aż 20 (nie wiadomo czemu). Yravedra de los Terreros przekonuje, że jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że jaskinia była ukryta i że w środku znajdowało się tyle świetnej jakości, zróżnicowanych dzieł sztuki, można wyciągnąć wniosek, że podobnie jak Altamira i Lascaux, miejsce to spełniało rolę sanktuarium. « powrót do artykułu
  18. Naukowcy z Macquarie University jako pierwsi wykazali, że rekiny rogate mają osobowości. Biolodzy obserwowali Heterodontus portusjacksoni ze wschodniego wybrzeża Australii i zauważyli, że poszczególne osobniki demonstrują unikatowe i stałe reakcje na nieznane środowisko i stres. W kilku ostatnich dziesięcioleciach badania wykazały, że blisko 200 gatunków zwierząt prezentuje osobowości. Osobowość nie jest więc już uznawana za wyłącznie ludzką cechę, a raczej za coś głęboko zakorzenionego w naszej ewolucyjnej przeszłości - tłumaczy Evan Byrnes. Autorzy publikacji z Journal of Fish Biology zaprojektowali test do badania śmiałości, czyli skłonności do podejmowania ryzyka (czynnik ten wpływa także na zdrowie, bo wiadomo, że koreluje z poziomem hormonów stresu, a więc i profilami fizjologicznymi). Na początku rekiny wprowadzano do zbiorników z kryjówkami. Sprawdzano, po jakim czasie dany osobnik wypłynie z kryjówki, by poznawać nowe środowisko. W drugim eksperymencie ryby poddawano stresowi manipulacyjnemu, przypominającemu schwytanie przez rybaka, a następnie uwalniano i oceniano, po jakim czasie dojdą do siebie. Okazało się, że osobowość rekinów była taka sama w poszczególnych próbach (niektóre rekiny były zawsze śmielsze od innych, a ryby najsilniej reagujące na stres manipulacyjny w 1. próbie zachowywały się tak samo również w 2. podejściu), co sugeruje raczej zakorzenione zachowania niż losowe reakcje. Jesteśmy podekscytowani, bo wyniki pokazują, że rekiny nie są po prostu bezmyślnymi maszynami. Tak jak ludzie, mają one unikatowe preferencje i zachowania - podkreśla prof. Culum Brown. Skoro każdy rekin jest indywidualnością, zarządzanie populacjami tych ryb jest o wiele bardziej skomplikowane, niż dotąd sądziliśmy. Zrozumienie, jak osobowość wpływa na zróżnicowanie zachowania rekinów - np. wybór ofiary, wykorzystanie habitatu i poziom aktywności - jest krytyczne dla lepszej ochrony naszych drapieżników alfa, które odgrywają kluczową rolę w ekosystemach morskich. « powrót do artykułu
  19. Badanie zaprezentowane na kongresie Euroanaesthesia 2016 wykazało, że poziom hałasu na oddziałach intensywnej opieki medycznej (OIOM-ach) może przekraczać zalecane normy, przeszkadzając zarówno pacjentom, jak i personelowi medycznemu. Studium przeprowadził zespół dr Eveline Claes ze szpitala Jessa Ziekenhuis w Hasselt w Belgii. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zaleca, by średni poziom dźwięków na oddziałach szpitalnych był niższy niż 35 decybeli akustycznych (dBA). Maksimum nocą miałoby sięgać 40 dBA. Tymczasem poziom hałasu na OIOM-ach okazał się znacząco wyższy: średni poziom zawsze przekraczał 45 dBA, a przez 50% czasu przewyższał 52 dBA (w przypadku dBA stosuje się pomiar poziomu dźwięku skorygowany wg krzywej A, która odwzorowuje zmiany czułości ludzkiego ucha na sygnały o różnych częstotliwościach). Naukowcy zdecydowali się na badania po skargach na hałas zarówno ze strony chorych, jak i pielęgniarek czy lekarzy. Poziom natężenia hałasu mierzono na oddziale złożonym z 12 łóżek. Miernik poziomu dźwięku (Amptec 10EaZy RT) umieszczano zarówno na 2-osobowych salach, jak i przy ladzie pielęgniarskiej. Pomiary przeprowadzono po 2-tygodniowym okresie przyzwyczajenia (w ten sposób naukowcy chcieli uniknąć zaburzającego wpływu świadomości obecności urządzenia, czyli tzw. efektu Hawthorne'a). We wszystkich lokalizacjach poziom dźwięków nagrywano nieprzerwanie przez dobę. Belgowie zauważyli, że przy łóżkach poziom dźwięku wynosił średnio 52,8 dBA w nocy i 54,6 dBA w dzień. W sumie odnotowano 14 pików dźwięku powyżej 80 dBA, największy sięgał 101,1 dBA. Przy ladzie pielęgniarskiej średni poziom dźwięku nocą wynosił 52,6 dBA, a w dzień 53,9 dBA. W tych okolicach zanotowano 11 pików powyżej 80 dBA, a maksymalny pik to 90,6 dBA. Za hałas mogą odpowiadać dźwięki działającej aparatury, alarmy czy po prostu ruchy/aktywność personelu. [Choć] poziom dźwięku na naszym oddziale znacznie przewyższał normy Światowej Organizacji Zdrowia, to uzyskane wartości są porównywalne z innymi OIOM-ami. Podwyższony poziom dźwięku i częste piki mogą odpowiadać za subiektywne wrażenie zanieczyszczenia hałasem u pacjentów, pielęgniarek i lekarzy. Mimo że dr Claes podkreśla, że w jej szpitalu powinno się zmniejszyć średni poziom hałasu, a także częstość występowania i siłę pików, wg niej, stworzenie OIOM-u bez hałasu nie jest proste. Potrzebujemy przecież alarmów, by ostrzegały nas o zagrożeniach. Różne programy edukacyjne, rozdzielanie zadań oraz przestawianie sprzętu i progu alarmów nie pozwoliło obniżyć poziomu dźwięku, tak by mieścił się on w zaleceniach WHO. Obecnie praktycznym rozwiązaniem wydaje się wykorzystanie u pacjentów zatyczek do uszu itp., niewykluczone jednak, że w przyszłości będzie można się uciec do [...] inteligentnych systemów alarmowych i zastosować aparaturę powodującą mniej hałasu. « powrót do artykułu
  20. Zakrojone na bezprecedensowo szeroką skalę badania nad wpływem promieniowania z telefonów komórkowych i urządzeń bezprzewodowych na gryzonie sugerują, że istnieje związek pomiędzy chroniczną ekspozycją na fale radiowe a rzadkimi nowotworami mózgu i serca. Badania były prowadzone przez uczonych z National Toxicology Program (NTP). To amerykańska agencja rządowa pozostająca pod nadzorem Narodowych Instytutów Zdrowia (NIH). Naukowcy poddali badaniom dużą liczbę gryzoni, które wystawiono na działanie takich dawek promieniowania, jakim poddają się ludzie często korzystający z telefonów komórkowych. Zwierzęta umieszczono w specjalnych pomieszczeniach, w których przez ich całe dwuletnie życie, po około 9 godzin dziennie oddziaływało na nie promieniowanie. To, jak dotychczas, najprecyzyjniej dobrana dawka promieniowania z telefonów komórkowych. To klasyczne badanie, mają na celu zrozumienie rozwoju nowotworów u ludzi. Potrzeba jeszcze wielu badań, zanim będziemy mogli ocenić czy takie promieniowanie wywołuje problemy u ludzi, ale fakt, że wywołuje ono chorobę u szczurów, to poważny problem. Mnie, jako eksperta, to martwi - mówi Christopher Portier, emerytowany dyrektor NTP, który pomagał w przeprowadzeniu eksperymentu. W krajach rozwiniętych telefonu komórkowe są używane przez zdecydowaną większość społeczeństwa. Niewiele jednak wiadomo na temat długoterminowego wpływu niskich dawek promieniowania. W 2011 roku Międzynarodowa Agencja Badania Raka uznała fale radiowe za możliwy czynnik kancerogenny u ludzi. Brak jednak badań, które jednoznacznie by rozstrzygały kwestię szkodliwości użytkowania telefonów komórkowych. Trudno bowiem jest zebrać odpowiednie dane. W 2009 roku NTP rozpoczęła badania, podczas których wykorzystano tysiące szczurów. Wykazały one, że u zwierząt poddanych działaniom fal radiowych częściej rozwijały się rzadkie formy nowotworów mózgu i serca. Nie można było ich wyjaśnić inaczej, niż wpływem promieniowania. Nowotwory te nadal przydarzały się rzadko, jednak ich liczba rosła wraz ze zwiększającą się ekspozycją na promieniowanie. Naukowców dodatkowo martwi fakt, że już wcześniej u ludzi zauważono korelację pomiędzy występowaniem glejaka i schwannomy (łagodnego nowotworu osłonek nerwów czaszkowych i obwodowych) a używaniem telefonów komórkowych. Co więcej, okazało się, że nowotwory te nie wystąpiły u żadnego ze szczurów, które nie były poddane promieniowaniu RF. Cały obraz jednak komplikuje fakt, iż u samców nowotwory występowały częściej niż u samic. Wcześniejsze badania nigdy nie wykazały podobnego związku pomiędzy powstaniem wspomnianych nowotworów a ekspozycją na fale radiowe. Jednak żadne z wcześniejszych badań nie było prowadzone na tak dużej liczbie zwierząt, przez tak długi czas ani przy tak intensywnym promieniowaniu. Zwierzęta podzielono na wiele grup po 90 osobników. Na oddziaływanie fal radiowych było wystawione całe ciało. U ludzi jest podobnie, gdyż fale radiowe działają na nas nie tylko wtedy, gdy rozmawiamy przez telefon, ale też i wówczas, gdy nosimy urządzenie przy sobie. Zwierzęta badano przy częstotliwości 900 MHz i różnej intensywności oraz dwóch różnych rodzajach modulacji - GSM i CDMA. Badania wskazały, że wraz z rosnącą ekspozycją na fale radiowe, rośnie też liczba przypadków nowotworów. Jednak zauważono przy okazji kilka trudnych do wyjaśnienie zjawisk, więc wyciągnięcie ostatecznych wniosków będzie bardzo trudne. Jedną z takich zaskakujących obserwacji jest fakt, że - jak się wydaje - zwierzęta z grupy poddanej promieniowaniu wydawały się... żyć dłużej niż te z grupy kontrolnej. NTP ujawniło na razie tylko część wyników badań na szczurach. W miarę opracowywania będą ujawniane kolejne wyniki oraz rezultaty badań na myszach. Ponadto do przyjrzenia się wynikom badań zaproszono niezależnych ekspertów. Uzyskane przez NTP wyniki zaskoczyły niektórych ekspertów. Sądziłem, że te badania to strata pieniędzy. Wcześniej przeprowadzono już tyle badań, że w środowisku naukowym panowała raczej zgoda co do tego, że nie istnieje związek pomiędzy telefonami komórkowymi a nowotworami. Teraz wygląda na to, że wcześniej nikt nie poddał badaniom wystarczającej liczby zwierząt przez wystarczająco długi czas - mówi David Carpenter z University of Albany. « powrót do artykułu
  21. W USA odnotowano pierwszy przypadek oporności na kolistynę, antybiotyk wykorzystywany często w sytuacjach, gdy inne leki zawodzą. Czterdziestoośmioletnia kobieta z Pensylwanii wyzdrowiała. Na szczęście zakażenie okazało się wrażliwe na inne leki. Oporność na kolistynę opisano po raz pierwszy w Chinach pod koniec 2015 r. Autorzy publikacji z Lancet Infectious Diseases stwierdzili wtedy oporność u 1/5 badanych zwierząt, w 15% próbek surowego mięsa i u 16 pacjentów. Naukowcy podkreślali, że oporność wykształciła się prawdopodobnie wskutek nadużywania kolistyny u zwierząt hodowlanych i zaczęli wieszczyć początek końca ery antybiotyków. Badanie zaniepokoiło specjalistów z całego świata. Intensywne testy doprowadziły do wykrycia kolistynoopornych bakterii zarówno w Azji, jak i w Europie. Teraz dane z USA pozwoliły zidentyfikować takie mikroorganizmy u żywych zwierząt hodowlanych i w mięsie z supermarketów, a także u pacjentki z zakażeniem dróg moczowych. Nie wiadomo, jak doszło do jej zarażenia, bo ostatnio nie podróżowała, a kolistyna nie jest w Stanach szeroko wykorzystywana. Za pomocą plazmidów gen odpowiedzialny za oporność na kolistynę - mcr-1 - może się szybko rozprzestrzeniać między gatunkami/szczepami bakterii. Naukowcy obawiają się, że kolistynooporność ulegnie sprzężeniu z innymi rodzajami lekooporności, co doprowadzi do powstania zakażeń niemożliwych do wyleczenia. Im bardziej przyglądamy się oporności, tym bardziej jesteśmy zaniepokojeni. Dla niektórych pacjentów apteczka jest już [właściwie] pusta. To ślepa uliczka dla antybiotyków, chyba że zaczniemy pilnie działać - przekonuje Thomas Frieden, dyrektor amerykańskiego Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (US Centers for Disease Control and Prevention; CDC). Na szczęście nie widzieliśmy prawdziwych bakterii opornych na każdy możliwy antybiotyk - dodaje dr Beth Bell z CDC. Inni specjaliści dodają, że kolejne przypadki kolistynooporności zostaną zapewne wkrótce ujawnione i kwestią do rozstrzygnięcia i opanowania jest właściwie to, jak szybko będzie się ona rozprzestrzeniać. « powrót do artykułu
  22. Analiza słów wykorzystywanych przez ponad 65 tys. użytkowników Facebooka w ok. 10 mln wiadomości wykazała, że kobiecy język jest cieplejszy i bardziej ugodowy niż język mężczyzn. Algorytmy Amerykanów i Australijczyków potrafiły trafnie przewidzieć płeć autorów wypowiedzi aż w 90% przypadków. Przyglądanie się językowi wykorzystywanemu w mediach społecznościowych zapewnia świeżą perspektywę ujmowania różnic międzypłciowych - podkreśla dr H. Andrew Schwartz ze Stony Brook University. Analiza wykazała, że kobiety częściej wspominały o przyjaciołach, rodzinie i życiu społecznym, podczas gdy mężczyźni więcej przeklinali, posługiwali się bardziej gniewnym i kłótliwym językiem, a także dyskutowali więcej o przedmiotach niż o ludziach. Kobiety przeważnie używały języka nacechowanego współczuciem i uprzejmością, a mężczyźni bardziej wrogiego i chłodnego. Za pomocą nowej techniki byliśmy w stanie eksplorować wymiary serdeczności i asertywności. Mimo że niektóre wcześniejsze prace sugerowały, że mężczyźni są generalnie bardziej asertywni, język z Facebooka tego nie odzwierciedlał; okazało się, że to kobiety używały nieco bardziej asertywnego języka niż mężczyźni. Najczęściej poruszane przez kobiety tematy czy wątki zawierały takie słowa, jak wspaniały, szczęśliwy, urodziny, córka, dziecko, wdzięczny i podekscytowany. U mężczyzn wyrazy te były całkiem inne: wolność, swoboda, wygrać, przegrać/stracić, bitwa i wróg. W ramach analizy oceniano stopień afiliacyjności i asertywności poruszanych tematów. Pod wieloma względami tematy poruszane przez kobiety i mężczyzn nie były wcale zaskakujące - pasowały do znanych stereotypów płciowych. Metody obliczeniowe pozwoliły nam [jednak] uwidocznić, co ludzki umysł robi, by automatycznie skategoryzować ludzi [...] - wyjaśnia dr Margaret Kern z Uniwersytetu w Melbourne. « powrót do artykułu
  23. Pomimo początkowych kłopotów w końcu udało się w pełni rozwinąć rozkładalny moduł mieszkalny BEAM (Bigelow Expandable Activity Module) i ustabilizować w nim ciśnienie. Tym razem rozwijanie modułu trwało zaledwie 10 minut. Po tym czasie stwierdzono, że ciśnienie powietrza w module jest takie, jak w pozostałej części Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. BEAM pozostanie zacumowany do stacji przez dwa lata. W tym czasie będzie przechodził niezbędne testy. Przez cały bieżący tydzień będą prowadzone badania, których celem będzie zbadanie integralności i szczelności modułu. Jeśli wypadną one pomyślnie, to tydzień po zakończeniu testów otwarta zostanie śluza pomiędzy ISS a BEAM i do modułu wejdzie amerykański astronauta Jeff Williams, który ze stacji nadzorował rozwijanie BEAM. Rozkładalne kosmiczne moduły mieszkalne mogą stać się najbliższą przyszłością misji załogowych. Niewykluczone, że zostanie z nich zbudowana stacja kosmiczna na Księżycu oraz na Marsie. O przyszłości DEAM zdecydują najbliższe dwa lata testów na ISS. Specjaliści będą sprawdzali, na ile tego typu urządzenia chronią przed promieniowaniem kosmicznym, niskimi temperaturami oraz na ile są odporne na uszkodzenia przez niewielkie obiekty przemierzające przestrzen kosmiczną. « powrót do artykułu
  24. Dzieje Majów wciąż skrywają liczne tajemnice. Stosunkowo dużo wiemy o okresie klasycznym tej kultury (300-950 rok n.e.), jednak bardzo mało o wczesnym okresie przedklasycznym, czyli o epoce sprzed 1000 roku przed Chrystusem. Wówczas to kształtowała się kultura, która wspaniale rozkwitła w okresie klasycznym. Jednak specjaliści wciąż nie mogą się zgodzić, skąd wzięła się kultura Majów. Część uczonych to zwolennicy tezy, że rozwinęła się ona z kultury Olmeków. Inni uważają zaś, że powstała niezależnie. Teraz Takeshi Inomata, profesor antropologii z Uniwersytetu w Arizonie, wysunął własną, niezależną hipotezę. Na podstawie wykopalisk w Ceibal w Gwatemali uczony stwierdził, że historia Majów jest bardziej złożona. Uczony i jego zespół postanowili kopać głęboko pod monumentalna architekturą Ceibal, by sprawdzić, od czego Majowie rozpoczęli. Naukowiec znalazł pod piramidami mniejsze platformy, których datowanie pozwoliło stwierdzić, że już około 1000 roku przed Chrystusem Majowie stawiali budowle rytualne. Obecność takich budowli wskazuje na istnienie już wówczas trybu osiadłego, rozwiniętego rolnictwa, religii, rozbudowanych struktur społecznych z warstwami niższymi i wyższymi. Prace Inomaty przeczą hipotezie mówiącej, że gdy Olmekowie budowali wspaniałe centra swojej cywilizacji, przodkowie Majów żyli w dżungli w grupach nomadów. Później grupy te przejęły cały styl życia Olmeków, od architektury po organizację społeczną. Jednak to, co odkrył Inomata pokazuje, że Olmekowie wcale nie są starszą cywilizacją. Wręcz przeciwnie. Pierwsze struktury z Ceibal są o 200 lat starsze od La Venty - najważniejszego miasta Olmeków. Co prawda znamy miasta Olmeków starsze i od La Venty i od Ceibal, jednak nic nie wskazuje na to, by miasta te miały jakiś kontakt z Majami. To nie oznacza, że Majowie rozwinęli się całkowicie niezależnie. Bardziej prawdopodobne jest, że dochodziło do szerokich wzajemnych kontaktów w tym regionie i to dzięki tym wzajemnym wpływom rozwinęła się nowa forma społeczna - uważa Inomata. Zdaniem uczonego La Venta i Ceibal rozwijały się równolegle i oba te ośrodki przyczyniły się do dużej kulturowej zmiany w regionie. Co więcej, Inomata uważa, że w okresie przedklasycznym trudno jest odróżnić kultury Majów i Olmeków. W okresie klasycznym są one łatwe do odróżnienia, tym bardziej, że Majowie rozwinęli własny język i kulturę, jednak - jak uważa Inomata - jeśli skupimy się na okresie 1000-700 przed Chrystusem, nie będziemy mogli jednoznacznie nazwać Ceibal miastem Majów, a La Venty miastem Olmeków. Obie miejscowości swobodnie wymieniały towary, idee, kulturę, może nawet ludzie przeprowadzali sę z jednego miasta do drugiego. Mamy tu do czynienia z dużą płynnością i brakiem jednoznaczych cech odróżniających obie kultury. To trudne pytanie. Nie wiemy, czy we wczesnym Ceibal mieszkali wyłącznie Majowie - mówi Inomata. Uczony planuje przez najbliższe trzy lata prowadzić wykopaliska poza centrum Ceibal. Peryferia, oddalone od świątyń i placów rytualnych, mogą zdradzić nowe informacje na temat codziennego życia i początków kultury Majów. Zdaniem Inomaty to właśnie miejsca upraw roli i obszary mieszkalne mogą zdradzić wiele informacji. Około 1000 roku przed naszą erą Majowie, wówczas lud nomadów, zaczęli budować miejskie centra kultu. Zamiast zacząć od wiosek, zaczęli od miejsc religijnych - dziwi się uczony. Niewykluczone, że miejsca te zbudowali ci sami ludzie, którzy potem wznieśli La Ventę. « powrót do artykułu
  25. W Egipcie odkopano grobowiec Sattjeni, kobiety z książęcego rodu, matki dwóch spośród najpotężniejszych gubernatorów egipskiego Średniego Państwa. Ciało Sattjeni, owinięte w lniane płótno i zamknięte w drewnianej trumnie, którą włożono do większej drewnianej trumny bardzo dobrze się zachowało. Na jej identyfikacje pozwoliły inskrypcje, dzięki którym wiemy, że mamy do czynienia z przedstawicielką rodu, który pod względem znaczenia ustępował jedynie faraonowi Amenemhatowi III. Władca ten panował w latach 1800-1775 przed naszą erą. Mamy tu do czynienia z ważnym odkryciem, gdyż Sattjeni to jedna z najważniejszych postaci Środkowego Państwa, matka Heqaiba III i Amaeny-Senba - dwóch najważniejszych postaci na Elefantynie pod rządami Amenemhata III - mówi Mahmoud Afify, kierownik Wydziału Starożytnej Archeologii Egipskiej w egipskim Ministerstwie Starożytności. Podwójna trumna okazała się na tyle dobrym zabezpieczeniem, że zachował się zarówno malunek na twarzy Sattjeni, jak i maska pogrzebowa. Wewnątrza trumna zachowała się tak dobrze, że określono nie tylko, iż została wykonana z libańskiego cedru, ale ustalono, że drzewo, z którego ją wykonano, zostało ścięte niemal 4000 lat temu. Grób Sattjeni znaleziono w królewskiej nekropolii w Qubbet el-Hawa. Znajduje się tam grupa wyciętych w skale grobowców. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...