Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W latach 40. i 50. ubiegłego wieku Stany Zjednoczone przeprowadziły niemal 200 próbnych eksplozji nuklearnych. Jednym z głównym poligonów atomowych USA były w tym czasie Wyspy Marshalla. To na nich odbyło się 67 testów. Teraz, 60 lat po ostatnich testach, niektóre z opuszczonych wysp można ponownie zasiedlić. Grupa naukowców postanowiła sprawdzić poziom radioaktywności na wyspach i porównać go z poziomem aktywności w nowojorskim Central Parku. Okazało się, że na 5 z 6 miejsc, na których prowadzono testy, poziom aktywności znajduje się znacznie poniżej 100 miliremów na rok. Średnia radioaktywność na każdej z wysp to mniej niż 40 miliremów/rok. Z kolei na Atolu Bikini radioaktywność wynosi 184 miliremy na rok. Tymczasem radioaktywność w Central Parku sięga... 100 miliremów na rok. Jest to prawdopodobnie spowodowane obecnością tam złóż granitu. Badania, których wyniki opublikowano w Proceedings of the National Academy of Sciences (PNAS) dają nadzieję mieszkańcom pozostałych wysp archipelagu, które są coraz bardziej zatłoczone. Zanim jednak ludzie dostaną zgodę na osiedlanie się na terenie byłego poligonu atomowego konieczne jest zbadanie jeszcze innych zagrożeń. Naukowcy chcą m.in. sprawdzić, jaką dawkę promieniowania wchłoną mieszkańcy wysp z pożywieniem czy wodą. « powrót do artykułu
  2. Prof. Zoltan Sarnyai z Uniwersytetu Jamesa Cooka przeprowadził pierwszą metaanalizę, która miała pozwolić porównać stężenie hormonu stresu kortyzolu po przebudzeniu, czyli kortyzolową odpowiedź na przebudzenie (ang. cortisol awakening response, CAR), z etapami schizofrenii. CAR opisano po raz pierwszy w 1995 roku. Polega ona na nagłym wzroście (o 50-160% od poziomu wyjściowego) stężeń kortyzolu we krwi w ciągu 30 minut od przebudzenia. Odpowiedź jest w pewnej mierze uwarunkowana genetycznie. Na schizofrenię zapadnie tylko ok. 20-30% osób kwalifikowanych do grupy wysokiego ryzyka z powodu obrazu klinicznego albo rodzinnej historii chorób. Kortyzol może pomóc w ich wczesnej identyfikacji. Australijczycy przeanalizowali wyniki 11 badań. Sporządzony na tej podstawie raport ukazał się w piśmie Neuroscience & Biobehavioral Reviews. Okazało się, że CAR chorych jest inna niż odpowiedź kortyzolowa zdrowych osób. Jeden ze współautorów studium, dr Maximus Berger, podkreśla, że naukowcy od dawna przypuszczali, że kortyzol odgrywa ważną rolę w zaburzeniach psychicznych, ale dotąd uzyskiwano sprzeczne wyniki. Potrafiliśmy wykazać, że pacjenci z psychozą nie są w stanie produkować kortyzolu po przebudzeniu. Odkryliśmy to nawet u osób z niedawnym początkiem choroby - opowiada Berger. Pewne dowody sugerowały nawet, że u ludzi z grupy wysokiego ryzyka, u których rozwinie się później psychoza, zmiany dot. kortyzolu występują jeszcze przed początkiem choroby. Dr Sarnyai przypomina, że niska wartość CAR to wskaźnik ryzyka także innych przewlekłych chorób. Powiązano ją np. z układową odpowiedzią zapalną i zmianami mikrobiomu. « powrót do artykułu
  3. Wstępne testy kliniczne dowiodły, że ubieralna "sztuczna nerka" może sprawdzić się w roli urządzenia do dializy. Podczas testów zauważono pewne problemy techniczne, które należy przezwyciężyć, zanim nowa technologia się upowszechni. Konwencjonalna dializa u osób chorych na ostrą niewydolność nerek wymaga zwykle odbycia trzech sesji dializ przy stacjonarnym urządzeniu. Taki tryb leczeni znacznie ogranicza chorego. Ubieralne przenośne urządzenie dawałoby pacjentowi nie tylko większą swobodę, ale pozwalałoby planować dializy znacznie bardziej elastycznie. Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) wydała zgodę na przeprowadzenie testów nowego przenośnego urządzenia. W badaniach, które odbyły się jesienią ubiegłego roku w Centrum Medycznym University of Washington wzięło udział 7 pacjentów. Byli oni dializowano nawet do 24 godzin. Celem testów było sprawdzenie bezpieczeństwa i wydajności urządzenia. Naukowcy chcieli też dowiedzieć się od pacjentów, jak odbierają tego typu dializy w porównaniu z dializami standardowymi. Badania wykazały, że nowe urządzenie efektywnie oczyszcza krew z takich produktów przemiany materii jak mocznik, kreatynina, fosfor, usuwa też nadmiar wody i soli. To jednak nie wszystko. Pacjenci poddawani standardowym dializom muszą przestrzegać specjalnej diety. U osób, które używały Wearable Artificial Kidney elektrolity, takie jak sód i potas oraz płyny ustrojowe, pozostawały w normie, nawet jeśli nie przestrzegały one specjalnej diety. Stwierdzono również, że pacjenci dobrze tolerują urządzenie, nie wystąpiły u nich żadne poważne skutki uboczne, a układ krążenia pracował u wszystkich stabilnie przez cały czas. Testy przerwano po siódmym pacjencie, gdyż wystąpiły problemy techniczne z urządzeniem. W roztworze do dializy pojawiło się zbyt dużo dwutlenku węgla, co spowodowało zaburzenia w stosunku przepływającej przez urządzenie krwi i roztworu. Raport techniczny, który powstał po testach, wskazuje, że przed rozpoczęciem kolejnych, długoterminowych, testów Wearable Artificial Kidney, konieczne jest takie przeprojektowanie urządzenia, by było ono bardziej bezpieczne i pracowało bardziej stabilnie. Wskazano jednak, że wstępny test dowodzi, iż możliwe jest opracowanie przenośnego ubieralnego urządzenia do dializowania. Pacjenci, pytani o doświadczenia związane z nowym urządzeniem, bardzo sobie je chwalili i oceniali wyżej, niż urządzenia stacjonarne. Tego można się było spodziewać, gdyż już z wcześniejszych badań wiadomo, że osoby dializowane i ich rodziny bardziej cenią sobie dializy przeprowadzane w domu oraz taki sposób dializowania, który daje im większą swobodę. Wynalazcą nowatorskiego urządzenia dializującego jest doktor Victor Gura z Cedar-Sinai Medical Center, który jest równocześnie dyrektorem ds. medycznych w firmie Blood Purification Technologies. « powrót do artykułu
  4. W ubiegłym roku, po raz pierwszy w historii, kraje rozwijające się wydały na odnawialne źródła energii (OZE) więcej, niż kraje bogate. Z raportu Renewables Global Status dowiadujemy się, że rok 2015 był rekordowy pod względem wydatków. Wartość globalnych inwestycji w OZE była ponaddwukrotnie większa niż wydatki na nowe siłownie węglowe i gazowe. W porównaniu z rokiem 2014 wartość inwestycji na OZE wzrosła o 5% i wyniosła w sumie 286 miliardów dolarów. Najwięcej w zieloną energię zainwestowały Chiny, których wydatki stanowiły ponad 33% wydatków światowych. Znaczne wzrosty wartości inwestycji zanotowano też w Indiach, RPA, Meksyku i Chile. W sumie na całym świecie do sieci podłączono 147 GW mocy ze źródeł odnawialnych, to tyle ile mocy generuje obecnie cała Afryka. Już w 2014 roku w skali całego globu OZE zapewniały 19,2% energii trafiających do konsumenta indywidualnego. "Źródła odnawialne weszły do mainstreamu światowej energetyki. We wszystkich regionach świata rośnie rynek zarówno scentralizowanych jak i rozproszonych odnawialnych źródeł energii" - czytamy we wspomnianym raporcie. Jego autorzy zauważają, że najwięcej pieniędzy zinwestowano w energetykę słoneczną i wiatrową, podczas gdy zmniejszają się inwestycje w hydroenergetykę i biopaliwa. Słabo rozwija się też rynek alternatywnych paliw dla transportu. Zwiększone inwestycje przyczyniają się też do powstawania nowych miejsc pracy. W 2015 roku w pośrednio i bezpośrednio w sektorze energetyki odnawialnej - z wyjątkiem dużych projektów hydroenergetycznych - pracowało 8,1 miliona osób. Najwięcej znich w Chinach, Brazylii, USA oraz Indiach. « powrót do artykułu
  5. Grupa naukowców i dermatologów przygląda się roli gruczołów potowych w regeneracji skóry. Okazuje się, że ich odnawiająca funkcja zmniejsza się z wiekiem. W ramach studium Amerykanie porównali skórę 18 seniorów i 18 młodych dorosłych. Sprawdzali, jak skóra goi się po urazie. Rana była mniejsza od średnicy gumki z ołówka i zadawano ją w miejscowym znieczuleniu. Jako pierwsi zidentyfikowaliśmy mechanizmy komórkowe zmienionej naprawy ran skóry u starszych pacjentów - chwali się dr Laure Rittié z Wydziału Dermatologii Uniwersytetu Michigan. Naukowcy ustalili już, że zlokalizowane na całym ciele gruczoły potowe są ważne dla zamykania ran. Są głównym źródłem nowych komórek, które zastępują komórki utracone w wyniku urazu. Odkrycie to zrodziło jednak kolejne pytania. Ponieważ starsi ludzie pocą się mniej niż młodzi, skupiliśmy się na leczniczej funkcji gruczołów potowych. Stwierdzono, że u starszych ludzi gruczoły potowe wnosiły mniej komórek, w dodatku nie przylegały one do siebie zbyt mocno. Generalnie mniejsza liczba luźniej rozmieszczonych komórek oznacza opóźnienie zamknięcie rany i cieńszy odnowiony naskórek. Naukowcy podkreślają, że nie chodzi o to, że gruczoły potowe seniorów są mniej aktywne. To raczej struktury skóry nie potrafią już odpowiednio wspierać nowo powstających komórek. Autorzy publikacji z pisma Aging Cell ujawniają, że różnice w gojeniu starej i młodej skóry były widoczne już od samego początku. Do opisywanych odkryć nie mogło dojść w badaniach na zwierzętach, bo [...] one nie pocą się jak my - zaznacza dr Gary Fisher. Studium pokazuje, że słabe gojenie oraz zmarszczki i zwisanie starzejącej się skóry dzielą podobne mechanizmy. Przewlekła ekspozycja słoneczna [...] uszkadza struktury skóry, które normalnie wspierają gruczoły potowe. To kolejny powód, dla którego warto używać filtrów - podsumowuje Rittié. « powrót do artykułu
  6. Sławni ludzie często pojawiają się w reklamach, a ich obecność wpływa na popularność reklamowanych produktów- szczególnie wśród dzieci i młodzieży. Badacze w Uniwersytetu w Nowym Joru (NYU) przeprowadzili pierwsze rygorystyczne badania, podczas których przeprowadzili analizę wartości odżywczych produktów reklamowanych przez znanych muzyków. Na czele grupy badawczej stała profesor Marie Bragg, której zespół przed trzema laty wykonał podobną analizę odnośnie gwiazd sportu i reklamowanych przez nie żywności. Najnowsze badania wykazały, że większość żywności reklamowanej przez znanych muzyków to produkty szkodliwe dla zdrowia. Muzycy najczęściej reklamują napoje gazowane i inne słodzone napoje, fast foody oraz słodycze. W żadnym z analizowanych przypadków nie reklamowali warzyw bądź owoców, a w tylko w jednym - pistacje, które można uznać za zdrowe pożywienie. W naszym kraju mamy do czynienia z epidemią otyłości wśród dzieci i młodzieży. Ważnym jest więc pokazać, jak koncerny spożywcze wykorzystują osoby popularne wśród młodych ludzi do reklamowania swoich niezdrowych produktów. Już wcześniejsze badania wykazały, że reklamy żywności prowadzą do nadmiernego jej spożycia, a firmy na są tylko reklamę kierowaną do młodych ludzi wydają rocznie 1,8 miliarda dolarów - mówi profesor Bragg. Naukowcy najpierw przystąpili do zidentyfikowania najpopularniejszych muzyków. W tym celu przeanalizowali ranking "Hot 100" z Billboard Magazine z lat 2013-2014 i zweryfikowali popularność wykonawców przeglądając listę zwycięzców Teen Choice Award oraz policzyli, ile razy w serwisie YouTube obejrzano filmy z artystami reklamującymi żywność i napoje niealkoholowe. Następnie za pomocą bazy danych AdScope skatalogowali wszystkie reklamy z lat 2000-2014, włączając w to reklamy, jakie pojawiły się w telewizji, radio oraz w druku. Do reklam zaliczono też pojawienie się muzyka na koncercie sponsorowanym przez daną markę. Po szczegółowym przeanalizowaniu danych naukowcy stwierdzili, że 65 ze 163 najpopularniejszych gwiazd muzyki było związanych z 57 różnymi markami żywności i napojów. Żywność i napoje niealkoholowe stanowiły drugą co do popularności grupę reklamowanych przez nie produktów. Jej reklamy stanowiły 18% całości, a same produkty stanowiły aż 26% koszyka produktów kupowanych przez konsumentów. Po analizie wartości odżywczych reklamowanych produktów stwierdzono, że 81% z nich należy do kategorii "ubogie w składniki odżywcze". Wśród napojów aż 71% stanowiły napoje sztucznie słodzone. Amerykańska Narodowa Akademia Medycyny ocenia, że przeciętne dziecko w USA ogląda każdego roku 4700, a przeciętny nastolatek aż 5900 reklam żywności i napojów skierowanych do młodych ludzi. Wiadomo też, że pojawienie się w reklamie znanej osoby powoduje, iż chętniej po reklamowany produkt sięgamy. "Celebryci często dostają miliony dolarów za zagranie w reklamie, a to oznacza, iż według koncernów spożywczych odgrywają oni kluczową rolę w promocji produktów" - mówi Bragg. « powrót do artykułu
  7. Naukowcy z Lineberger Comprehensive Cancer Center Uniwersytetu Północnej Karoliny odkryli bakterie w górnej części żeńskiego układu rozrodczego. Wcześniej sądzono, że jest to jałowe środowisko. Amerykanie znaleźli bakterie w jajnikach i jajowodach. Zorientowawszy się, że u kobiet z rakiem jajnika skład tutejszej mikroflory jest inny, naukowcy zastanawiają się, czy może ona odgrywać jakąś rolę w rozwoju lub postępach choroby. To miejsce zasadnicze dla początków życia - nie spodziewasz się [więc], że roi się tu od bakterii. Skoro jednak bakterie występują w kominach na dnie oceanów, czemu miałoby ich nie być w jajowodach? Nasze badanie-dowód istnienia zasady wykazało, że górna część żeńskiego układu rozrodczego nie jest, oczywiście, pełna bakterii, ale na pewno tam one występują - podkreśla dr Wendy R. Brewster. By sprawdzić, czy w górnej części żeńskiego układu rozrodczego występują bakterie, naukowcy pozyskali próbki od 25 kobiet z rakiem bądź bez, które przeszły operację usunięcia macicy, jajowodów lub jajników. By stwierdzić, jakie bakterie ewentualnie występują, posłużono się sekwencjonowaniem genetycznym. Okazało się, że w jajnikach i jajowodach występują inne rodzaje bakterii. Wykryto także różnice w typach bakterii pacjentek z i bez nabłonkowego raka jajnika. Dr Temitope O. Keku podkreśla, że szczepy chorych z rakiem są bardziej patogenne. Amerykanie podkreślają, że uzyskano graniczną istotność statystyczną, dlatego należy raczej mówić o trendzie. Potrzeba dalszych badań, by stwierdzić, czy zmiany w zakresie typów bakterii i innych organizmów w jajnikach/jajowodach poprzedzają rozwój raka. Teraz, gdy wiemy, że te organizmy tam są i że w różnych częściach żeńskiego układu rozrodczego występują inne organizmy, chcielibyśmy się dowiedzieć, czy wpływają one na zachorowanie na raka, czy nie [...] i czy posiadanie organizmów danego rodzaju oznacza lepsze prognozy - podsumowuje Brewster. Ponieważ naukowcy szukają metod wczesnego wykrywania raka jajnika, to gdyby potwierdziło się, że profil bakteryjny wiąże się z jego rozwojem, można by się posłużyć mikrobiomem innych okolic, np. pochwy czy jelita grubego, jako narzędziem przesiewowym. « powrót do artykułu
  8. U ryb hodowanych, by były bardziej zuchwałe bądź nieśmiałe, występują charakterystyczne zmiany w wyglądzie i zachowaniu, co sugeruje, że zmiany osobowościowe wpływają na inne, pozornie niezwiązane cechy. Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Północnej Karoliny przekonują, że ich wyniki mogą się przydać w hodowli zwierząt, zwalczaniu szkodników czy badaniach złożonych ludzkich zachowań. Danio pręgowane, które hodowano tak, by były zuchwałe (oceniano to na podstawie krótszego czasu znieruchomienia po umieszczeniu w nowym otoczeniu), miały bardziej opływowe kształty i po przestraszeniu szybciej pływały. Złożone zachowania, takie jak te nazywane przez nas osobowością lub temperamentem, mogą być związane - skorelowane genetycznie - z innymi cechami, dotąd uznawanymi za niezależne od nich: z kształtem ciała czy zdolnościami pływackimi - opowiada prof. Brian Langerhans. W ramach studium wykorzystano 2 linie ryb. W jednej rozmnażano śmiałe osobniki, które po znalezieniu w nowym otoczeniu zastygały maksymalnie na 50 s, a w drugiej ryby nieśmiałe, które zastygały na ponad 3 minuty. Po zaledwie kilku pokoleniach naukowcy zaobserwowali ciekawe zjawiska towarzyszące. Chodziło nie tylko o zachowanie, ale i o wygląd. Zuchwałe danio miały bardziej wydłużone ciała z pokaźniejszym regionem ogonowym, a czasie reakcji zaskoczenia osiągały większą prędkość i przyspieszenie. Ryby nieśmiałe miały mniej opływowe kształty i wykazywały wolniejsze reakcje zaskoczenia. Sądzimy, że korelację między osobowością i lokomocją może wyjaśniać plejotropowość, czyli gen wpływający na więcej niż jedną cechę fenotypową. Z drugiej strony korelacja między osobowością i kształtem ciała wydaje się odzwierciedlać nierównowagę sprzężeń [czyli nieprzypadkowe skojarzenie alleli w sprzężonych loci]. To oznacza, że opisywane cechy zawdzięczają korelację działającemu okresowo doborowi naturalnemu, kształtującemu kombinację [paru] właściwości. Bycie zuchwałym i smukłym może pomagać danio pręgowanym przeżyć do dorosłości lub spółkować z większymi sukcesami, co generuje ryby wykazujące te cechy/geny. Langerhans podkreśla, że jego laboratorium chce zrozumieć, jak organizmy ewoluują zintegrowane zestawy cech. To jedno z pierwszych badań łączących wariancję osobowości z innymi rodzajami cech i sądzę, że w nadchodzących latach pojawi się ich o wiele więcej. « powrót do artykułu
  9. Eksperci z firmy Sensor Tech ostrzegają przed pojawieniem się nowego ransomware, które nie tylko szyfruje pliki wideo, obrazy i dokumenty, ale również pliki systemowe, przez co w ogóle nie można uruchomić Windows. Niezwykle interesującym aspektem działania robaka BadBlocka jest fakt, że... ostrzega on ofiarę o swojej obecności. Zwykle, gdy ransomware zaatakuje nasz komputer dowiadujemy się o tym z informacji wyświetlanej przez szkodliwy kod, który jednak pokazuje ją już po zaszyfrowaniu wszystkich plików. BadBlock działa inaczej. Gdy tylko zostanie aktywowany, a jeszcze zanim zaszyfruje pliki i zacznie nas szantażować, szkodliwy kod pokazuje informację o swoim działaniu, dzięki czemu użytkownik może wyłączyć BadBlocka korzystając z Menedżera zadań. BadBlock domaga się 2 bitcoinów (ok. 1144 USD) za odszyfrowanie plików. Fabian Wosar z Emisoftu stworzył bezpłatne narzędzie, które odszyfrowuje pliki zaszyfrowane przez BadBlocka. « powrót do artykułu
  10. Koreańczycy z KAIST i POSTECH opracowali panel OLED, który można zwijać jak gazetę i który wytrzymuje wielokrotne zginanie. Ich prace pozwolą w przyszłości na zastosowanie wyświetlaczy OLED w roli np. ubieralnych monitorów czy czujników. Na czele zespołu badawczego stali profesorowie Yoo Seung-hyup z KAIST oraz Lee Tae-woo z POSTECH. Uczeni opracowali strukturę, która zawiera wiele warstw tlenku tytanu, grafenu i przewodzących polimerów. Zewnętrzna sprawność kwantowa (EQE) OLED wynosi 40,5%, czyli jest o 50% lepsza niż innych OLED. Udało się też zwiększyć jasność panelu. Obecnie "elastyczne" OLED są stosowane w zagiętych krawędziach wyświetlaczy telefonów komórkowych czy telewizorów. W rzeczywistości jednak wyświetlacze nie są elastyczne, gdyż ich kształtu nie można zmienić. « powrót do artykułu
  11. Profesor Amelia Sparavigna z Politechniki w Turynie odkryła, że w zaprojektowanym w XIX wieku ogrodzie położonym na północ od Białego Domu, tam gdzie znajduje się Lafayette Square, posągi ustawiono tak, by odpowiadały przesileniu letniemu i zimowemu. Uczona dokonała odkrycia wykorzystując w tym celu zdjęcia satelitarne oraz oprogramowanie dla astronomów. W centrum wspomnianego ogrodu znajduje się posąg prezydenta Andrew Jacksona, który ustawiono tam w 1853 roku. Odchodzą od niego cztery ścieżki, na końcu których w latach 1890-1910 wzniesiono posągi czterech generałów z wojny o niepodległość USA - Tadeusza Kościuszki, Friedricha von Steubena, markiza de Lafayete oraz hrabiego de Rochambeau. Gdy staniemy tam, gdzie stoi posąg Jacksona to w czasie przesilenia letniego zobaczymy, iż Słońce wschodzi nad posągiem Kościuszki, a zachodzi nad posągiem von Steubena. Zaś w czasie przesilenia zimowego wschodzi nad pomnikiem Lafayette'a, a zachodzi nad posągiem upamiętniającym de Rochambeau. Nie wiadomo, dlaczego projektant ogrodu, Andrew Jackson Downing, wybrał taki sposób zaprojektowania ogrodu. Profesor Sparavigna już w swoim wcześniejszym artykule zauważyła, że wykorzystanie przesileń słonecznych ułatwiało planowanie ogrodów. "Architekci mają do dyspozycji sześć głównych kierunków. Dwa łączą główne punkty - to osie północ-południe i wschód-zachód, a cztery pozostałe to te, wyznaczane przez wschody i zachody Słońca w czasie przesileń letnich i zimowych" - stwierdziła uczona. Sparavigna zauważa podobieństwa pomiędzy ogrodem w Waszyngtonie, a ogrodami tworzonymi na południu Azji w czasach Wielkich Mogołów. Wiele z nich, także ogrody przy Tadż Mahal, ma prostokątny kształt, ich osie współrzędnych położone są w kierunkach północ-południe, wschód-zachód, a ponadto wykorzystano w nich osie wyznaczane przez przesilenia. Wiadomo jednak, że Downing nigdy nie był na południu Azji. Krótko przed rozpoczęciem projektu na Lafayette Square wybrał się jednak do Europy. « powrót do artykułu
  12. Polscy fizycy zbudują elementy urządzenia, które będzie najsilniejszym laboratoryjnym źródłem promieniowania gamma. Eksperyment w europejskim ośrodku badawczym ELI-NP ma pomóc m.in. w lepszym zrozumieniu procesów zachodzących we wnętrzach gwiazd, w tym związanych z powstawaniem tlenu – informuje Uniwersytet Warszawski. Już za około dwa lata, w 2018 r., fizycy będą próbowali dokonać eksperymentów laboratoryjnych, które pozwolą zwiększyć naszą wiedzę dotyczącą m.in. procesów astrofizycznych związanych z powstawaniem tlenu. W przyrodzie takie procesy zachodzą we wnętrzach gwiazd. Fizycy co prawda nie odtworzą w laboratorium warunków panujących w gwieździe. Znaleźli jednak inny sposób na zbadanie natury tych procesów. Część aparatury, która to umożliwi, skonstruują fizycy z Uniwersytetu Warszawskiego. Tlen jest pierwiastkiem niezbędnym do życia na Ziemi. Powstał w reakcjach termojądrowych we wnętrzach gwiazd, a potem na skutek wiatrów gwiazdowych i wybuchów supernowych rozprzestrzenił się wśród materii międzygwiazdowej, z której kilka miliardów lat temu powstało Słońce wraz z Ziemią i Układem Słonecznym. Gdy gwiazda w swoim wnętrzu przemieni większość wodoru w hel, to właśnie hel staje się głównym "paliwem" w dalszych reakcjach termojądrowych. Gdy połączą się trzy jądra helu, może powstać jądro węgla, a gdy dołączy do niego kolejne jądro helu, powstaje jądro tlenu i emitowane jest promieniowanie gamma. Tlen to w zasadzie "popiół" z termojądrowego "spalania" węgla. Ale jaki mechanizm powoduje, że węgiel i tlen tworzą się w gwiazdach zawsze w mniej więcej tej samej proporcji: 6 do 10? - zastanawia się dr Chiara Mazzocchi z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Naukowiec tłumaczy, że gwiazdy ewoluują etapami. W pierwszym etapie przekształcają wodór w hel, w drugim hel w węgiel, tlen i azot, w kolejnych mogą powstawać jeszcze bardziej masywne pierwiastki. Tlen tworzy się z węgla w fazie spalania helu. Teoretycznie produkcja tlenu mogłaby zachodzić nieco szybciej. Wtedy, gdy w gwieździe zabrakłoby już helu, i przeszłaby ona do kolejnego etapu swej ewolucji, proporcje między ilością węgla i tlenu byłyby inne. Kwestię tę chcą zbadać naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego i innych instytutów z międzynarodowego konsorcjum ELI-NP (Extreme Light Infrastructure – Nuclear Physics). Nie wytworzą jednak warunków panujących we wnętrzu gwiazdy, czyli reakcji termojądrowej przekształcającej węgiel w tlen i fotony gamma. Zamiast tego będą starali się zaobserwować reakcję odwrotną: zderzenie fotonów o dużej energii z jądrem tlenu i rozpad tegoż na jądra węgla i helu. Dobre poznanie tego mechanizmu pozwoli ulepszyć istniejące modele teoretyczne syntezy termojądrowej. Eksperyment będzie przeprowadzony w ośrodku ELI-NP w Rumunii. Polacy przygotowują dla niego detektor eTPC. Już wykonano pierwsze testy wersji demonstracyjnej detektora. Głównym elementem detektora jest komora wypełniona gazem zawierającym dużo jąder tlenu (przykładowo może to być dwutlenek węgla). Taki gaz pełni rolę tarczy, przez którą będzie przenikać wiązka promieniowania gamma. Niektóre fotony gamma zderzą się z jądrami tlenu i wytworzą jądra węgla i helu. Powstałe w ten sposób cząstki będą naładowane elektrycznie i zjonizują gaz. Za pomocą pola elektrycznego, odpowiednich elektrod detekcyjnych i specjalistycznych procesorów FPGA naukowcy chcą odtworzyć tory lotów cząstek w przestrzeni. Według przewidywań, będzie można codziennie rejestrować do 70 zderzeń fotonów z jądrami tlenu. Dla eksperymentu w ELI-NP przygotowujemy detektor eTPC, rodzaj komory dryfowej z projekcją czasu. Detektor ten jest unowocześnioną wersją wcześniejszego detektora, skonstruowanego w Instytucie Fizyki Doświadczalnej FUW i z powodzeniem sprawdzonego przez naszych naukowców m.in. przy pierwszej na świecie obserwacji rzadkiego procesu jądrowego: rozpadu dwuprotonowego - mówi dr Mikołaj Ćwiok z Uniwersytetu Warszawskiego. Projekt realizowany jest wspólnie z naukowcami z ośrodka ELI-NP/IFIN-HH (Magurele, Rumunia) oraz University of Connecticut (USA). W grupie warszawskiej, kierowanej przez prof. Wojciecha Dominika, zaangażowani są fizycy i inżynierowie z Zakładów Cząstek i Oddziaływań Fundamentalnych oraz Fizyki Jądrowej, a także studenci Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego: Jan Stefan Bihałowicz, Jerzy Mańczak, Katarzyna Mikszuta oraz Piotr Podlaski. Extreme Light Infrastructure (ELI) to projekt badawczy o budżecie 850 mln euro. Został wpisany na Europejską Mapę Drogową Infrastruktury Badawczej. W jego ramach powstaną trzy ośrodki (w Czechach, w Rumunii i na Węgrzech), w których będą odbywały się badania dotyczące oddziaływania światła z materią. Będą stosowane największe moce wiązek fotonów, różne długości fali, a skale czasowe będą na poziomie attosekund, czyli miliardowych części jednej miliardowej sekundy. W ośrodku rumuńskim w Magurele koło Bukaresztu trwają prace nad dwoma źródłami promieniowania. Będą to laser o dużej intensywności promieniowania oraz silne źródło monochromatycznego promieniowania gamma. « powrót do artykułu
  13. Astronomowie korzystający z Teleskopu Kosmicznego Hubble'a odkryli, że wszechświat rozszerza się od 5 do 9 procent szybciej, niż sądzono. To zaskakujące odkrycie może przynieść odpowiedź, pozwalającą zrozumieć istnienie ciemnej energii i ciemnej materii - mówi kierujący badaniami laureat Nagrody Nobla Adam Riess ze Space Telescope Science Institute i Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Zespół Riessa dokonał wspomnianego odkrycia dzięki opracowaniu innowacyjnej techniki pozwalającej na lepsze określenie odległości pomiędzy dalekimi galaktykami. Dzięki temu margines błędu oceny tempa rozszerzania się wszechświata zmniejszono do 2,4%. Naukowcy przyglądali się galaktykom zawierającym zarówno cefeidy jak i supernowe typu Ia. Cefeidy to gwiazdy zmienne, których zmiany jasności odpowiadają ich prawdziwej jasności (jasność absolutna), co z kolei można porównywać z obserwowaną z Ziemi jasnością pozorną i na tej podstawie określać odległość. Cefeidy jak i supernowe typu Ia to świece standardowe, czyli obiekty o znanej jasności absolutnej, które można wykorzystać do obliczenia odległości. Naukowcy zmierzyli około 2400 cefeid z 19 galaktyk i porównali jasność obu typu gwiazd oraz obliczyli odległość do 300 supernowych typu Ia. Następnie porównali uzyskane odległości z rozszerzaniem się przestrzeni mierzonym dzięki rozciąganiu fali światła z oddalających się galaktyk. Na podstawie tak uzyskanych danych wyliczyli tempo rozszerzania się wszechświata, czyli stałą Hubble'a. Z ich wyliczeń wynika, że stała Hubble'a wynosi 73,225 km/s na megaparsek. Co oznacza, że odległości pomiędzy obiektami kosmicznymi zwiększą się dwukrotnie za 9,8 miliarda lat. Nowa wartość jest od 5 do 9 procent większa, niż ta wyliczona w oparciu o dane z Wilkinson Microwave Anisotropy Probe (WMAP) i satelitę Planck. Obecnie nie wiadomo, skąd bierze się taka różnica w pomiarach. Może ona wynikać z oddziaływania ciemnej energii odpychającej od siebie galaktyki z coraz większą siłą. Inna hipoteza mówi o istnieniu w przeszłości jakiejś formy ciemnego promieniowania. A jeszcze inna - o wpływie niewyjaśnionych właściwości ciemnej materii. Można też przypuszczać, że nasze teorie dotyczące grawitacji nie są pełne. « powrót do artykułu
  14. Zidentyfikowano minimalny zestaw czynników koniecznych do instruowania rozwoju czerwonych krwinek. Szwedzko-hiszpański zespół jako pierwszy wskazał 4 geny, które pozwalają odblokować kod genetyczny komórek skóry (fibroblastów) i przeprogramować je, by dały początek erytrocytom. Przeprowadziliśmy ten eksperyment na myszach, a wstępne rezultaty wskazują, że przeprogramować można także ludzkie komórki skóry [...]. Jednym z potencjalnych zastosowań tej techniki wydaje się np. wytwarzanie spersonalizowanych erytrocytów do transfuzji. Na razie jednak daleko do zastosowań klinicznych - opowiada Johan Flygare z Uniwersytetu w Lund. Szwedzi i naukowcy z Centrum Medycyny Regeneracyjnej w Barcelonie podkreślają, że wszystkie komórki mają ten sam kod genetyczny, różnią się tylko fragmentem realizowanej instrukcji. Zespół z Lund chciał wiedzieć, jak komórki otwierają rozdział z instrukcjami dot. powstawania erytrocytów. Autorzy publikacji z pisma Cell Biology wykorzystali retrowirusy. Dzięki nim wprowadzali do genomu mysich i ludzkich fibroblastów różne kombinacje ponad 60 genów. Pewnego dnia udało im się przekształcić komórki skóry w indukowane erytroidalne komórki progenitorowe (ang. induced erythroid progenitors/precursors, iEPs). Wystarczyły do tego zaledwie 4 geny: Gata1, Tal1, Lmo2 i c-Myc. To trochę jak skrzynia ze skarbami, w której, by otworzyć wieko, musisz jednocześnie wcisnąć 4 klawisze - twierdzi Sandra Capellera. Sygnatura transkrypcyjna mysich iEPs przypominała w dużym stopniu prymitywne erytroidalne komórki progenitorowe z pęcherzyka żółtkowego, lecz dodanie do koktajlu jednego z dwóch kolejnych genów - Klf1 lub Myb - zapewniało iEPs z bardziej dojrzałym wzorcem ekspresji globiny. Wiedza, jakiej instrukcji potrzebują erytrocyty, jest ważna nie tylko z biologicznego, ale i medycznego punktu widzenia. Starzejąca się populacja oznacza, że w przyszłości będzie się przeprowadzać więcej transfuzji. Będzie także coraz więcej osób z innych krajów z rzadkimi grupami krwi i nie zawsze znajdziemy dla nich krew - podsumowuje Flygare, wspominając także o pacjentach z przewlekłą anemią, którym podaje się krew wielu dawców, co może w końcu doprowadzić do reakcji alergicznej. Znalezienie wykonalnego sposobu pozyskania krwi z komórek danego człowieka rozwiązałoby część problemów tej grupy. « powrót do artykułu
  15. Naukowcy z Uniwersytetu Oksfordzkiego odkryli najstarszą populację komórek macierzystych merystemu (stożka wzrostu) korzeni. Znajduje się ona w skamieniałości sprzed 320 mln lat, należącej do zbiorów uczelnianego herbarium. Prowadząc badania systemów korzeniowych prehistorycznych drzew, analizowałem jeden z preparatów sfosylizowanej gleby z uniwersyteckiego herbarium. Wtem zauważyłem strukturę wyglądającą jak żywy merystem wierzchołkowy korzenia współczesnych roślin. Zacząłem sobie zdawać sprawę, że patrzę na populację komórek macierzystych sprzed 320 mln lat, która została utrwalona w czasie wzrostu. To pierwszy raz, kiedy udało się coś takiego znaleźć. Zyskaliśmy więc unikatowy wgląd w rozwój korzeni setki milionów lat temu - podkreśla doktorant Alexander (Sandy) Hetherington. W skamieniałości sprzed 320 mln lat zidentyfikowano też unikatowy, nieznany wcześniej wzorzec podziału. Oznacza to, że pewne mechanizmy kontroli tworzenia korzeni wymarły i w przeszłości mogły być o wiele bardziej zróżnicowane, niż się wydawało. Autorzy publikacji z pisma Current Biology podkreślają, że najstarsze zachowane korzeniowe stożki wzrostu, w których widoczna jest anatomia komórkowa, występują w tzw. kulach węglowych (ang. coal balls). Są to bryły kalcytu z torfowisk z okresu kredy w Europie i Ameryce Północnej oraz z permu w Chinach. Przeważnie mają ok. 10-20 cm średnicy i są mniej więcej kuliste (stąd nazwa). Należy jednak zaznaczyć, że żaden z opisanych dotąd merystemów nie rósł aktywnie w momencie utrwalenia. Ponieważ organizacja komórkowa merystemu zmienia się, gdy wzrost korzenia się zatrzymuje, do teraz nie dało się porównać dynamiki komórkowej, np. przekształcenia komórek macierzystych w zróżnicowane komórki, taksonów wymarłych i współczesnych. Hetherington, Joseph G. Dubrovsky i Liam Dolan tłumaczą, że rozwój głębokich systemów korzeniowych w pierwszych globalnych lasach tropikalnych przyczynił się po części do jednej z największych zmian klimatu. Nasiliło się bowiem tempo wietrzenia chemicznego minerałów krzemianowych w skałach, co doprowadziło do spadku stężenia CO2 w atmosferze (wietrzenie chemiczne zachodzi na skutek działania wody zawierającej gazy), ochłodzenia i rozpoczęcia epoki lodowej. Hetherington nadał skamieniałym komórkom nazwę Radix carbonica (łac. węglowe korzenie). « powrót do artykułu
  16. Relacje łączące ludzi z psami są bardzo szczególne, nic więc dziwnego, że naukowcy od dawna badają kwestię pojawienia się psów w otoczeniu Homo sapiens i spierają się, czy wilki zostały udomowione w Europie czy w Azji. Najnowsza analiza setek psowatych wskazuje, że psy - podobnie jak koty - mogły zostać udomowione dwukrotnie. Raz doszło do tego w Azji, a raz w Europie lub na Bliskim Wschodzie. W czasie wspomnianych badań wykorzystano bardzo szczególny zabytek - liczącą niemal 5000 lat kosteczkę słuchową psa odkopaną w Nawgrange na wschodnim wybrzeżu Irlandii. Genetyk ewolucyjny Laurent Frantz z Uniwersytetu w Oksfordzie zsekwencjonował DNA jądra komórkowego z tej kostki i porównał go z odpowiednim DNA 605 współczesnych psów z całego świata. Następnie zespół Frantza stworzył na tej podstawie drzewo ewolucyjne psów i stwierdził, że istnieje bardzo wyraźny głęboki podział pomiędzy psami europejskimi i azjatyckimi. Nigdy nie dostrzegliśmy tego podziału, gdyż nigdy nie mieliśmy wystarczająco dużej badanej próbki - mówi biolog ewolucyjny Greger Larson. Uczeni, chcąc się dowiedzieć, skąd bierze się ta różnica genetyczna przyjrzeli się kompletnym genomom współczesnych psów i wilków i obliczyli tempo mutacji genetycznych psowatych. Na tej podstawie stwierdzili, że różnice genetyczne pomiędzy wschodem a zachodem pojawiły się pomiędzy 6400 a 14 000 lat temu. Badania ujawniły również, że wśród psów z zachodu doszło do redukcji różnorodności genetycznej, co jest zwykle związane z gwałtownym spadkiem populacji. Do spadku takiego dochodzi np. gdy z większej grupy wydzieli się grupa mniejsza. Podobne zjawisko widać podczas migracji człowieka z Afryki. Badania Frantza sugerują, że ludzie udomowili psa w Azji przed 14 000 lat, a następnie doszło do oddzielenia się niewielkiej grupy psów, które - prawdopodobnie z ludźmi - powędrowały na zachód w kierunku Europy. To sugeruje, że wszystkie współczesne psy pochodzą od azjatyckich przodków. Jest jednak jeden problem. Już wcześniej znaleziono na terenie Niemiec szczątki psa, który mógł żyć przed ponad 16 000 lat. To zaś wskazuje, że psy na terenie Europy udomowiono już w czasie, gdy przybyły tu psy z Azji. Być może u niektórych współczesnych psów można znaleźć ślady tego europejskiego udomowienia, jednak dotychczas nie udało się uzyskać DNA ze szczątków psa z Niemiec. Nie wiemy, czy psy udomowione na terenie Europy były ślepym zaułkiem, ale możemy powiedzieć, że ich spuścizna genetyczna w dużej mierze zniknęła - mówi Frantz. Na razie nie można jednoznacznie stwierdzić, że psy zostały udomowione dwukrotnie. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że ludzie dwukrotnie udomowili świnie i koty, także i dwukrotne udomowienie psów wydaje się możliwe. « powrót do artykułu
  17. Szwajcarska firma Climeworks buduje pierwszą na świecie komercyjną instalację do przechwytywania dwutlenku węgla z atmosfery. Gaz ma być sprzedawany firmie ogrodniczej, która będzie tłoczyła go do szklarni w celu przyspieszenia wzrostu warzyw. Climeworks wykorzysta podobny proces, za pomocą którego CO2 jest wychwytywany okrętach podwodnych czy załogowych kapsułach kosmicznych. Metoda ta, bezpośrednie przechwytywanie powietrza (DAC), polega na przepuszczaniu powietrza przez specjalny materiał nasączony aminami, które wiążą się z CO2. Po nasyceniu filtra będzie on podgrzewany przez ciepło pochodzące z pobliskiej spalarni śmieci. Wówczas dojdzie do uwolnienia gazu, który zostanie wtłoczony do 4-hektarowej szklarni. Dominique Kronenberg, dyrektor ds. operacyjnych Climaworks mówi, że Amerykańskie Towarzystwo Fizyczne szacuje, iż przy instalacji na dużą skalę koszt przechwycenia tony CO2 wyniesie 600 USD. Mamy nadzieję, że osiągniemy ten poziom lub nawet obniżymy koszt. Jednak przy tym koszcie przechwycenie tony dwutlenku węgla jest droższe niż jego przechwytywanie bezpośrednio z kominów, gdzie jest do 300 razy bardziej skoncentrowany. Zaletą przechwytywania z powietrza jest to, że można taką operacją prowadzić w dowolnym punkcie planety. Nie jest się zależnym od źródła CO2 i nie trzeba ponosić kosztów transportu - dodaje Kronenberg. Fabryka Climeworks otrzyma trzyletnie dofinansowanie od Szwajcarskiego Federalnego Biura Energii. Pieniądze te zostaną przeznaczone na program pilotażowy, w ramach którego instalacja będzie udoskonalana. Po trzech latach zakład ma na siebie zarabiać. Będzie on przechwytywał 2-3 ton dwutlenku węgla dziennie. W przyszłości Climaworks chce też dodać do instalacji specjalne moduły produkujące płynne paliwo z dwutlenku węgla. Pomysł Climaworks ma też swoich krytyków. Howard Herzog, inżynier z MIT Energy Initiative zauważą, że ludzi trudno przekonać do znacznie tańszych rozwiązań, jakim są odnawialne źródła energii, trudno więc przypuszczać, by przyszłe generacje chciały używać kosztownego przechwytywania CO2 z powietrza. « powrót do artykułu
  18. W centrum Londynu znaleziono najstarsze na terenie Wielkiej Brytanii zabytki pisane. Archeolodzy odkopali 405 tabliczek datowanych na lata 43-80 po Chrystusie. Rok 43 wyznacza początek rzymskiego podboju Brytanii. Tabliczki pozwalają na poznanie życia Londynu z I wieku, gdyż zawierają pierwsze znane pisemne wzmianki o tym mieście. Przed rzymską inwazją Londyn nie istniał, przypomina historyk Roger Tomlin z Uniwersytetu w Oksfordzie. W miejscu, gdzie obecnie wznosi się miasto istniały rozproszone osady w stylu Dzikiego Zachodu. Dzięki nowo odkrytym zabytkom dowiadujemy się, że założonym przez Rzymian mieście bardzo szybko pojawili się ludzie różnych zawodów - od żołnierzy i kupców, poprzez sędziów, aż po browarnika. Od lat prowadzę wykopaliska wokół Londynu i nigdy nie sądziłam, że pod koniec I wieku miasto miało tak urozmaiconą społeczność - mówi Sophie Jackson, która kieruje wykopaliskami z ramienia Museum of London Archeology. Dotychczas najstarszymi znanymi zabytkami piśmiennictwa w Wielkiej Brytanii były drewniane i woskowe tabliczki odkryte w forcie Vindolanda w pobliżu Muru Hadriana. Są one o co najmniej 40 lat starsze od obecnie znalezionych zabytków. Najnowsze znalezisko to drewniane tabliczki, które w przeszłości były pokryte woskiem. Wosk nie przetrwał, ale drewno - które zachowało się dzięki temu, że zostało pokryte ubogim w tlen mułem - jest w dobrym stanie. Na tabliczkach pozostały ślady pisma, które pozwoliły na ich odczytanie. Dotychczas specjaliści poznali treść 87 z nich. Znajduje się wśród nich najstarszy datowany dokument znaleziony na Wyspach. To zapis finansowy z dnia 8 stycznia 57 roku. Inna tabliczka, datowana na lata 65-80 wspomina o Londynie. Dokument jest więc o 50 lat wcześniejszy niż wzmianka o tym mieście poczyniona przez Tacyta. Z jeszcze innej tabliczki, noszącej datę 21 października 62 roku dowiadujemy się o umowie na dostawę zaopatrzenia z Verulamium (obecnie St. Albans w Hertfordshire) do Lndynu. Transkację zawarto zaledwie rok po stłumieniu powstania Icenów, którzy pod wodzą królowej Boudiki zbuntowali się przeciwko Rzymianom. To świadczy, zdaniem historyków, o szybkim odradzaniu się Londinium po tym, jak miasto zostało spalone przez powstańców. Na tabliczkach można znaleźć nazwiska niemal 100 osób różnych stanów i zawodów, zarówno ludzi wolnych, jak i niewolników. « powrót do artykułu
  19. Młode nowozelandzkie papugi nestor kaka (Nestor meridionalis) uczą się lepiej niż osobniki starsze. Julia Loepelt, Rachael Shaw i Kevin Burns z Uniwersytetu Wiktorii przeprowadzili serię eksperymentów na 104 ptakach w wieku od 4 miesięcy do 13 lat z Zealandia Sanctuary. Dwadzieścia cztery osobniki wzięły udział we wszystkich 3 eksperymentach. W 1. eksperymencie pod drążkiem karmnika umieszczono drewniany blok. Papugi nie mogły jeść, chyba że odkryły, że drewno można odsunąć. Biolodzy zauważyli, że zadania nie umiał rozwiązać żaden osobnik powyżej 3. r.ż. Radziło sobie z nim natomiast ok. 40% młodszych ptaków. W 2. eksperymencie usuwano drążek, na którym N. meridionalis musiały stanąć, by otworzyła się klapa karmnika. W tym przypadku kaka musiały wpaść na pomysł, by podejść z boku i otworzyć klapę osobiście. Udało się to połowie młodych ptaków i tylko 1 starszemu osobnikowi. W 3. eksperymencie naukowcy mocowywali orzechy nerkowca do nitek, a następnie wiązali je do gałęzi. By dostać się do kąska, trzeba było wciągnąć/zwinąć żyłkę. Na rozwiązanie wpadły wszystkie młodsze papugi i tylko połowa starszych. Autorzy publikacji z pisma Proceedings of the Royal Society B: Biological Sciences podkreślają, że ich badania wykazały, że młodsze kaka lepiej adaptują się do zmian w środowisku (prezentują większą giętkość zachowania, większą wytrwałość i różnorodność wypróbowywanych metod eksploracji). Młode ptaki świetnie dobrze radziły sobie z rozwiązywaniem wszystkich 3 problemów. Sukces dorosłych zależał zaś od kontekstu i dotyczył w zasadzie wyłącznie 3. z opisanych sytuacji, która nie wymagała modyfikacji wyuczonej wcześniej reakcji. « powrót do artykułu
  20. Robert Reisz, paleontolog z Uniwersytetu Ontario, przekonuje, że T. rex miał łuskowate wargi. Naukowiec, który podkreśla, że bardzo mało wiadomo o tkankach miękkich dinozaurów, próbował obalić stereotypowy wizerunek prehistorycznego gada z wiecznie odsłoniętymi zębami podczas prelekcji na dorocznej konferencji Kanadyjskiego Towarzystwa Paleontologii Kręgowców. Ponieważ Reiszowi zawsze coś przeszkadzało w wyszczerzonym wyglądzie tyranozaura, postanowił się przyjrzeć żyjącym krewnym teropodów - krokodylom. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że oczekiwania odnośnie do wystających zębów są jak najbardziej uzasadnione. Zęby krokodyli są bowiem w 1/4 zakryte dziąsłami, ale warg nie ma i korony zębów są cały czas odsłonięte. Wszystko się jednak zmienia, gdy zwróci się uwagę na budowę zębów. Jako najtwardsza tkanka kręgowców szkliwo zawiera mało wody i zazwyczaj jest zwilżane przez ślinę. Bez utrzymujących wilgoć w środku warg staje się kruche i bardziej podatne na uszkodzenia. Krokodyle spędzają dużo czasu w wodzie, więc za nawilżenie odpowiada ich habitat. W przypadku żyjących na lądzie teropodów duże zęby mogłyby być zniszczone przez permanentną ekspozycję, dlatego najpewniej, tak jak w przypadku jaszczurek z rodzaju Varanus, musiały być przykryte wargami. W referacie przypominano, że analizy histologiczne wycinków pokazały, że ciosy ssaków nie mają szkliwa. Na początkowych etapach wzrostu jakieś szkliwo może co prawda powstawać, ale krótko po wyrżnięciu ulega starciu i zastąpieniu cementem (kostniwem). To sugeruje, że duże zęby teropodów, które na pewno zawierały szkliwo, nie mogły być stale eksponowane. Powlekały je więc wargi podobne do występujących u łuskonośnych. Reisz i Derek Larson podkreślają, że na korzyść hipotezy o wargach przemawia też stosunek długości czaszki do rozmiarów zębów u różnej wielkości teropodów i jaszczurek z rodzaju Varanus. Okazało się, że zęby dinozaurów podlegają temu samemu wzorcowi co zęby jaszczurek. Kanadyjczycy sądzą, że teropody miały zęby przykryte wargami, bo zęby prehistorycznych gadów nie są większe niż można by się spodziewać u jaszczurki Varanus podobnej wielkości. « powrót do artykułu
  21. Przed kilkoma miesiącami informowaliśmy o zdobyciu pośrednich dowodów na istnienie w Układzie Słonecznym dziewiątej, nieznanej jeszcze planety. Teraz naukowcy ze szwedzkiego Uniwersytetu w Lund twierdzą, że 9. planeta nie powstała w Układzie Słonecznym, ale jest egzoplanetą przechwyconą przez Słońce. Symulacje komputerowe przeprowadzone przez Alexandra Mustilla i jego kolegów sugerują, że młode Słońce "ukradło" planetę innej gwieździe. To ironia losu, że potrafimy znaleźć egzoplanety odległe o setki lat świetlnych, gdy tymczasem w naszym układzie prawdopodobnie znajduje się taka nieznana dotychczas egzoplaneta - mówi Mustill. Do narodzin gwiazd dochodzi w gromadach. Tam gwiazdy znajdują się blisko siebie. Symulacje komputerowe wykonane przez Mustilla oraz innych astronomów z Lund i Bordeaux wykazały, że 9. planeta, o ile istnieje, mogła zostać przechwycona przez Słońce gdy doszło do jego zbliżenia z inną gwiazdą. Dziewiąta planeta mogła zostać wyrzucona ze swojej orbity przez inne planety i zyskała nową orbitę, bardzo oddaloną od swojej gwiazdy. Gdy doszło do spotkania tej gwiazdy ze Słońcem, dziewiąta planeta mogła zostać przechwycona przez Słońce. Później obie gwiazdy oddaliły się od siebie, ale planeta pozostała już na orbicie wokół Słońca - stwierdza Mustill. Na razie jednak nie wiemy nawet, czy dziewiąta planeta istnieje. Jeśli tak, to wcześniejsze obliczenia pozwalają przypuszczać, jakiej jest wielkości i jak bardzo odległa jest od Słońca. Jeśli istnieje, to jest to jedyna egzoplaneta do jakiej, patrząc realistycznie, może dolecieć pojazd z Ziemi - mówi Mustill. Artykuł z symulacjami dotyczącymi dziewiątej planety został opublikowany na łamach Monthly Notices of the Royal Astronomical Society. « powrót do artykułu
  22. Dym papierosowy i jego składniki sprzyjają tworzeniu biofilmu przez kilka patogenów, w tym gronkowce złociste (Staphylococcus aureus), Streptococcus mutans, Porphyromonas gingivalis, pałeczki zapalenia płuc (Klebsiella pneumoniae) i pałeczki ropy błękitnej (Pseudomonas aeruginosa). Parę lat temu zespół dr. Davida A. Scotta ze Szkoły Stomatologii Uniwersytetu w Louisville ustalił, że dym papierosowy jest stresorem środowiskowym i sprzyja kolonizacji bakteryjnej oraz inwazji immunologicznej. Ostatni przegląd literatury przedmiotu, który ukazał się na łamach pisma Tobacco Induced Diseases, pokazał także, że dym papierosowy i jego składniki sprzyjają tworzeniu biofilmów kilku patogenów. Autorzy artykułu podkreślają, że choć wiadomo, że czynniki środowiskowe, takie jak żelazo, temperatura i tlen, wywierają głęboki wpływ na bakteryjny fenotyp, zgromadzono zadziwiająco mało informacji o oddziaływaniach na fizjologię mikroorganizmów chemicznie złożonego dymu papierosowego. Kiedy patogen "opancerzy się" w biofilmie, może być trudny do wyeliminowania, gdyż biofilmy stanowią barierę fizyczną dla odpowiedzi odpornościowej gospodarza, bywają też nieprzenikalne dla antybiotyków i stanowią rezerwuar dla uporczywego zakażenia. Ponadto biofilmy pozwalają na przepływ materiału genetycznego [...], co prowadzi do lekooporności i rozprzestrzeniania czynników wirulencji [zjadliwości]. Jednym z najbardziej znanych biofilmów jest płytka nazębna, która może doprowadzić do zapalenia przyzębia. Biofilmy tworzą się też na zastawkach serca, co skutkuje z kolei chorobami tego narządu. Scott podkreśla, że ostatnio na popularności zyskują wielogatunkowe modele biofilmów. Badane są także nowe metody leczenia chorób wywołanych przez biofilmy, ale przed nimi jeszcze długa droga. « powrót do artykułu
  23. Psycholodzy z Uniwersytetu w Stirling odkryli, że mężczyźni postrzegani jako mało męscy mogą to zmienić, stosując dezodorant. Zabieg nie zmieni jednak nic u panów, którzy są już uważani za bardzo męskich. Szkoci oceniali wpływ dezodorantu na ocenę męskości i kobiecości. Sto trzydzieści kobiet i mężczyzn oceniało męskość i kobiecość twarzy, patrząc na fotografie różnych osób. Później 239 kobiet i mężczyzn oceniało próbki zapachowe 40 ochotników przeciwnej płci. Mężczyźni oceniali wszystkie kobiety spryskane dezodorantem jako pachnące bardziej kobieco (w porównaniu do sytuacji nieużywania dezodorantów). Kiedy kobiety oceniały męskość zapachu, bez dezodorantu panowie ocenieni jako wyjątkowo i mało męscy z twarzy otrzymywali bardzo różne oceny. Po dodaniu dezodorantu obie te grupy stawały się jednak nierozróżnialne; za pomocą dezodorantu mężczyźni nisko oceniani w kategorii wyglądu twarzy znacząco zwiększali męskość swojej woni, lecz bardzo męscy z wyglądu panowie nic nie zyskiwali. Wszyscy jesteśmy świadomi, że zapachy są często reklamowane jako kobiece bądź męskie - przypomnijmy sobie np. Old Spice'a, który ostatnio sparodiował ten zabieg za pomocą hipermęskich spotów [...]. Nasze studium wykazało, że kiedy kobieta spryska się dezodorantem, spowoduje to oczekiwany wzrost kobiecości zapachu. Coś innego dzieje się jednak w przypadku męskiej woni ciała i męskich dezodorantów. Po użyciu dezodorantu znaczące wzrosty obserwowano tylko u mężczyzn plasujących się na początku nisko na skali męskości. U panów bardzo męskich już na starcie dezodorant nie wywoływał takiego skutku - wyjaśnia dr Caroline Allen, dodając, że na zaobserwowane zjawiska wpłynęły zapewne preferencje ewolucyjne. Wyniki pokazują, że nie lubimy wysokiego poziomu męskości, co jest często kojarzone z agresją i wrogością, ale nie mamy górnej granicy preferencji kobiecości. « powrót do artykułu
  24. Testy kliniczne na niewielkiej grupie pacjentów z najbardziej agresywną formą nowotworu mózgu wykazały, że zastosowanie nowatorskiej terapii z wykorzystaniem wirusa niemal dwukrotnie wydłuża życie chorych. Testy prowadzono na grupie 45 osób, a o ich wynikach poinformowano właśnie na łamach Science Translational Medicine. Wirusy były już wcześniej używane do walki z nowotworami. Jednak nowa terapia działa odmiennie od poprzednich. Tutaj wirus nie zabija komórki nowotworowej, a przygotowuje grunt pod działanie leku. Wspomniany wirus, Toca 511, wyszukuje komórki nowotworowe z upośledzonym mechanizmem obronnym i przedostaje się do ich wnętrza. Tam wprowadza do DNA komórki nowe dane, która powodują, że komórka zaczyna produkować enzym o nazwie drożdżowa deaminaza cytozyny (CD - yeast cytosine deaminase). W drugim etapie leczenia pacjentowi podaje się nieaktywną formę leku 5-FU, czyli 5-Fluorouracyl. Środek ten niezwykle skutecznie zabija komórki nowotworowe, jest jednak wysoce toksyczny i niebezpieczny dla pacjentów. Jednak w formie nieaktywnej, wprowadzanej bezpośrednio do mózgu lub do układu krwionośnego, może bezpiecznie krążyć w organizmie, dopóki nie natrafi na komórkę zawierającą enzym CD. Wówczas zamienia się w aktywnego zabójcę. W badaniach wzięli udział pacjenci z najbardziej agresywną formą nowotworu, a grupę kontrolną stanowili pacjenci z innych badań, którzy mieli taki sam nowotwór. Pacjenci z grupy kontrolnej żyli średnio 7,1 miesiąca od chirurgicznego usunięcia guza i wdrożonego po nim standardowego leczenia. Osoby, które po usunięciu guza były leczone Toca 511 i 5-FU żyły średnio 13,6 miesiąca. Co ważne, badania wykazały, że nie wystąpiły żadne skutki uboczne ani wskutek podania wirusa, ani 5-FU. Podczas badań w ciele pacjentów nie znaleziono śladów wirusa, był on obecny jedynie w okolicach guza. To sugeruje, że wirus rzeczywiście atakuje wyłącznie komórki nowotworowe. Pomimo niezwykle obiecujących wyników, musimy pamiętać, że mowa tutaj dopiero o I fazie testów klinicznych. Obecnie trwa II faza testów, w której bierze udział większa liczba pacjentów i sprawdzanych jest więcej aspektów nowej terapii. « powrót do artykułu
  25. Jak dowiedzieli się dziennikarze The Wall Street Journal, chiński producent smartfonów, firma Xiaomi, kupi około 1500 patentów od Microsoftu. Przedsiębiorstwo ma zamiar zwiększyć swoje portfolio patentowe i rozpocząć światową ekspansję. W wywiadzie dla gazety Wang Xiang, wiceprezes Xiaomi ds. strategicznych, nie ujawnił wartości transakcji. Xiaomi i Microsoft szanują własność intelektualną. Wierzymy, że dzięki takiej współpracy oraz długoterminowym inwestycjom we własność intelektualną zbudujemy bardzo silne portfolio patentowe, stwierdził. Rynek smartfonów jest niezwykle konkurencyjny. Xiaomi, które ma nadzieję na ekspansję, musi się jakoś odróżnić od konkurentów. Obecnie do firmy należy 4,3% rynku i jest ona jedną z pięciu największych producentów smartfonów na świecie. W pierwszym kwartale bieżącego roku przedsiębiorstwo zanotowało 20-procentowy wzrost sprzedaży w regionie Azji i Pacyfiku. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...