Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Oligodendrocyty, komórki odgrywające kluczową rolę m.in. w stwardnieniu rozsianym, są bardziej zróżnicowane, niż się dotąd wydawało. Jak przypominają naukowcy z Karolinska Institutet, stwardnienie rozsiane (SR) to choroba, w której sygnały wolniej rozchodzą się w mózgu. Zmniejszona prędkość ich przewodzenia daje takie objawy, jak drętwienie, problemy z chodzeniem oraz zaburzenia ostrości wzroku. W przebiegu SR dochodzi do uszkodzenia otoczki mielinowej wokół wypustek komórek nerwowych. Mielina jest wytwarzana przez wyspecjalizowane komórki - oligonedrocyty. Dotąd uważano, że stanowią one jednorodną populację, szwedzkie badania pokazały jednak coś innego. Zespół doktorów Gonçala Castelo-Branco i Stena Linnarssona posłużył się sekwencjonowaniem RNA pojedynczych komórek. Za pomocą tej metody naukowcy mogą prześledzić aktywność genów pojedynczej komórki. W ten sposób uwidaczniają się różnice między komórkami, niedostrzegalne przy użyciu klasycznych technik. Autorzy publikacji z pisma Science analizowali ponad 5 tysięcy oligodendrocytów z różnych regionów mózgu i rdzenia kręgowego dorastających i dojrzałych myszy. Zauważyliśmy niespodziewaną różnorodność populacji oligodendrocytów. W ramach studium zidentyfikowaliśmy 12 podklas oligodendrocytów i nowy, odrębny od nich rodzaj komórek rezydujących w naczyniach krwionośnych - opowiada Linnarsson. Szwedzi ustalili, że wstępne etapy dojrzewania oligodendrocytów są podobne w całym ośrodkowym układzie nerwowym młodych gryzoni, zaś różne subrodzaje dojrzałych oligodendrocytów częściej występują w specyficznych obszarach mózgu dojrzałych zwierząt. Odkrycie niespodziewanej różnorodności oligodendrocytów może dać nowy wgląd w mechanizmy degeneracyjne chorób demielinizacyjnych, takich jak SR - podsumowuje Castelo-Branco. « powrót do artykułu
  2. Od dwóch dni Międzynarodowa Unia Chemii Czystej i Stosowanej (IUPAC) zbiera publiczne komentarze dotyczące nazwania pierwiastków o liczbach atomowych 115, 117 i 118. Pierwiastki 115 i 118 zostały odkryte w ubiegłym roku przez naukowców z Lawrence Livermore National Laboratory (LLNL) i Połączonego Instytutu Badań Jądrowych w Dubnej (JINR). Z kolei pierwiastek 117 to wspólne odkrycie ekspertów z LLNL, JINR, Oak Ridge National Laboratory, Vanderbilt University oraz University of Nevada. Dla pierwiastka 115 zaproponowano nazwę Moscovium (Mc). Ma ona uhonorować Moskwę, stolicę obwodu moskiewskiego, gdzie znajduje się siedziba JINR. Z kolei Tennessine (Ts) to proponowana nazwa dla pierwiastka 117. To hołd dla stanu Tennessee, w którym znajdują się centra badawcze ORNL, Vanderbilt University i University of Tennessee, zasłużone dla badań nad ciężkimi pierwiastkami. Natomiast pierwistek 118 być może będzie nazywał się Oganesson (Og), na cześć pioniera badań nad superciężkimi pierwiastkami, Jurija Oganessiana, który obecnie jest głównym naukowcem w Laboratorium Flerowa w Dubnej. Opinia publiczna może odnieść się teraz do proponowanych nazw. Prawdopodobnie jeszcze w bieżącym roku zapadnie ostateczna decyzja odnośnie nazw i symboli dla wymienionych pierwiastków. Warto tutaj wspomnieć o niezwykle owocnej współpracy naukowców z LLNL i JINR. Rosyjsko-amerykański zespół badawczy odkrył dotychczas pięć nowych pierwiastków (114, 115, 116, 117 i 118). « powrót do artykułu
  3. Naukowcy natrafili na zaskakujący związek między zaparciami a zakażeniem wirusem opryszczki pospolitej. Odkrycia opublikowane na łamach pisma Cell Host & Microbe mogą pomóc pacjentom z dolegliwościami żołądkowo-jelitowymi bez wyraźnej przyczyny. W ramach studium zespół prof. Akiko Iwasaki z Instytutu Medycznego Howarda Hughesa postanowił zbadać myszy z ludzkim herpeswirusem typu 1. (HHV-1, dawniej HSV-1). Okazało się, że wirus rozprzestrzeniał się z receptorów bólowych genitaliów (pochwy) do zwojów korzeni grzbietowych nerwów rdzeniowych, a następnie do neuronów zwojów jelitowego (enterycznego) układu nerwowego, powodując obumieranie tych ostatnich. Uszkodzenie komórek nerwowych jelita grubego hamowało perystaltykę, doprowadzając do toksycznego rozdęcia okrężnicy (ang. toxic megacolon). Choć zjawiska opisane u myszy są inne od tego, co dzieje się u zakażonych ludzi, badanie ujawniło nierozpoznany dotąd proces. Kluczowym odkryciem jest ustalenie, że po zakażeniu HHV-1 dochodzi do zakażenia neuronów w ścianie jelita grubego. W neuronach jelita grubego pacjentów z niewyjaśnionymi przewlekłymi zaparciami wykrywano zaś innych przedstawicieli rodziny herpeswirusów - np. wirus cytomegalii, ospy wietrznej [ludzki herpeswirus typu 3.] czy Epsteina-Barr [EBV]. Kiedy lekarze nie mogą odkryć przyczyny chronicznych dolegliwości ze strony układu pokarmowego, warto [więc] rozważyć zakażenie wirusowe. « powrót do artykułu
  4. Międzynarodowy zespół naukowców wykazał, że ostra białaczka szpikowa (ang. acute myeloid leukaemia, AML) to nie jedna, ale co najmniej 11 różnych chorób. Różnice genetyczne wyjaśniają, czemu jedni pacjenci reagują na leczenie lepiej od innych (czemu wskaźniki przeżycia są tak odmienne). Naukowcy przyglądali się przypadkom 1540 osób z ostrą białaczką szpikową. Analizowali ponad 100 genów, o których wiadomo, że powodują białaczkę. Autorzy publikacji z New England Journal of Medicine odkryli, że pacjenci dzielą się na 11 grup. Dla każdej charakterystyczny jest inny zestaw zmian genetycznych oraz cech klinicznych. Uzyskane informacje pomogą zaplanować nowe testy kliniczne i dopasować leczenie do konkretnego człowieka. Dwie osoby mogą mieć coś, co pod mikroskopem wygląda na taką samą białaczkę, ale znajdujemy ogromne różnice na poziomie genetycznym. Te różnice genetyczne wyjaśniają, czemu mimo takiej samej terapii, jeden z pacjentów zostanie wyleczony, a drugi nie. Wykazaliśmy, że AML to zbiorowe określenie co najmniej 11 typów białaczki. Teraz możemy zacząć rozszyfrowywać tę genetykę, by dopracować testy kliniczne i rozwinąć diagnostykę - przekonuje dr Peter Campbell z Wellcome Trust Sanger Institute. Kluczem do sukcesu opisywanego podejścia jest połączenie pełnego badania genetycznego dużej liczby pacjentów ze szczegółowymi informacjami nt. ich leczenia i przeżywalności. Dalsze studia nad AML pozwolą lepiej zrozumieć wzorce jej rozwoju oraz reakcje chorych na leczenie. Dr Elli Papaemmanuil z Memorial Sloan Kettering Cancer Centre w Nowym Jorku podkreśla, że zespół zaczyna analogiczne prace nad innymi białaczkami. « powrót do artykułu
  5. Skamieniałości nieznanego gatunku pierwotnych żółwi sprzed ok. 215 mln lat opisali polscy paleontolodzy. Badacze natknęli się na nie przez przypadek... koło wysypiska śmieci w Porębie. Gatunek otrzymał nazwę na cześć tego śląskiego miasta. W okresie triasu, jeszcze zanim Ziemię na dobre opanowały dinozaury, chodziły już po świecie inne gady - żółwie. I to całkiem podobne do tych, które znamy ze współczesności. A w dodatku zamieszkiwały one tereny dzisiejszej Polski. Wiemy to dzięki badaniom naukowców z Instytutu Paleobiologii PAN. Nieznany dotąd nauce gatunek żółwia sprzed 215-220 mln lat opisali Tomasz Szczygielski i dr hab. Tomasz Sulej z IP PAN. Badacze znaleźli i skatalogowali skamieniałe szczątki 200 okazów żółwi - w tym cztery kompletne pancerze. Na cześć Poręby nadajemy mu nazwę Proterochersis porebensis, co przetłumaczyć można jako 'pierwotny żółw z Poręby' - wyjaśnia PAP Tomasz Szczygielski, doktorant z IP PAN. Badania ukazały się pod koniec maja w "Zoological Journal of the Linnean Society". Jak tłumaczy Szczygielski, żółwie nie były w owych czasach niczym nietypowym - skamieniałości ich prawdopodobnych przodków znajdowano w Afryce, a coraz bardziej zaawansowane gatunki także na terenie dzisiejszych Chin, Niemiec, Argentyny, USA, Tajlandii czy na Grenlandii. Na obszarze Polski w triasie klimat przypominał ten znany z dzisiejszych Indii. Nie było więc powodów uważać, że akurat tutaj żółwie w owych czasach nie mieszkały - opowiada Szczygielski. Dopiero kilka lat temu udało się jednak odnaleźć tak stare szczątki żółwi. Skamieniałości znalezione przez Polaków okazały się wyjątkowe na skalę światową. W naszej publikacji dowodzimy, że Proterochersis jest najstarszym i najbardziej pierwotnym rodzajem żółwi o w pełni wykształconym pancerzu - zaznacza paleobiolog. Jak przyznaje, skamieniałości z wcześniejszych okresów należały do żółwi, których skorupa nie wyglądała tak, jak dziś. Np. triasowe prażółwie znalezione w Chinach skorupę miały tylko na brzuchu, a inny triasowy gatunek żółwi z obszaru Niemiec pancerza nie miał jeszcze wcale. "Pierwotny żółw z Poręby" był żółwiem lądowym, trochę podobnym do współczesnego żółwia greckiego, choć znacznie od niego większym - jego skorupa dochodziła do 50 cm długości, a całe zwierzę mierzyło do 1 m. Szczygielski wyjaśnia, że głowa i ogon u tego gatunku były na tyle duże, że nie mogły się wsuwać do pancerza. Umiejętność chowania się do skorupy wykształciła się u żółwi dopiero później w toku ewolucji. W miejscu, w którym prowadziliśmy wykopaliska, musiała być kiedyś w triasie rwąca rzeka. Wydaje nam się, że ciała żółwi zmyte przez fale lub tych, które wpadały do rzeki przypadkiem, zatrzymywały się w miejscu, które badaliśmy - uważa Tomasz Szczygielski. Do odkrycia doszło dosyć przypadkiem. Skamieniałości żółwi odkrył Tomasz Sulej - dzięki temu, że dowiedział się o szarych iłach wykopanych kiedyś pod powstające w pobliżu Poręby wysypisko śmieci. We wrześniu 2008 r. przejeżdżałem przez Porębę pod Zawierciem - opowiadał PAP kilka lat temu dr Tomasz Sulej. Nie mogłem oprzeć się wewnętrznemu pragnieniu, by podjechać na pobliskie wysypisko śmieci. Tak, wiem, to może brzmieć dziwnie. Wysypisko było ogrodzone i pilnowane, w dodatku już zrekultywowane, czyli całe porośnięte trawą, a dookoła pola, chaszcze i las. Wybrałem się na rekonesans. Szybko trafiłem na sporą przestrzeń pokrytą szarym błotem. Po półgodzinie znalazł tam ząb dinozaura oraz kawałeczek pancerza żółwia. Śmieci zakopuje się w wielkim dole, po czym przykrywa szczelną warstwą iłu. Dzięki temu, że w pobliżu zdjęto powierzchnię gleby, odsłonięto warstwy triasowe, które znajdują się w tamtych rejonach blisko powierzchni - komentuje Szczygielski. Jak dodaje doktorant, paleontolodzy interesują się wszelkimi pracami odkrywkowymi na terenie Zawiercia. Archeolodzy, jeśli znajdą coś interesującego, mają prawo zatrzymać inwestycję w danym miejscu do czasu, aż skończą badania. A my paleontolodzy możemy najwyżej grzecznie poprosić, by wpuszczono nas na dany teren. Nie możemy nic robić bez pozwolenia właścicieli gruntu - wzdycha naukowiec. Szczygielski apeluje do osób, które podejrzewają, że znalazły prehistoryczne skamieniałości, by kontaktowały się z Instytutem Paleobiologii PAN lub z Muzeum Ewolucji PAN. My będziemy wiedzieli, jak takie znaleziska oznaczyć - mówi Szczygielski. Podkreśla, że taka informacja może pomóc w przełomowych odkryciach. « powrót do artykułu
  6. Dwa artefakty z brązu ołowiowego, które znaleziono w północno-zachodniej Alasce, stanowią pierwszy dowód na to, że kompozyty metalowe/metal z Azji docierał do prehistorycznej Ameryki Północnej, nim pod koniec XVIII w. doszło do stałego kontaktu z Europejczykami. Nie jest to zaskakujące, jeśli weźmie się pod uwagę opowieści oraz inne znaleziska archeologiczne. Natrafienie na dobry przykład euroazjatyckiego metalu z handlu było właściwie tylko kwestią czasu. Sądzimy, że stopy wykonano gdzieś w Eurazji. Później trafiły one na Syberię, a następnie przez Cieśninę Beringa do przodków współczesnych Inuitów, przedstawicieli kultury Thule [...]. Metal dostępny w pewnych częściach Arktyki, np. miedź oraz żelazo rodzime i meteorytowe, był wykorzystywany przez prehistoryczne ludy do wytwarzania narzędzi i czasem do oznaczania statusu - opowiada prof. H. Kory Cooper z Purdue University. Klamrę i koralik z brązu ołowianego, w którym cynę zastępuje się ołowiem, znaleziono w domostwie z przylądka Espenberg. Stanowisko datuje się na późny okres prehistoryczny (1100-1300 r. n.e.). Jak podkreśla Cooper, który przeprowadził analizę metalurgiczną artefaktów, mamy do czynienia z małym odkryciem o wielkim znaczeniu. To spowoduje, że będziemy inaczej myśleć o Arktyce. Ze względu na ówczesną niewielką liczebność populacji niektórzy przedstawiali Arktykę i Subarktykę jako pozbawione wynalazków technicznych rejony zaściankowe. To jednak nie oznacza, że nie działo się tam nic ciekawego i nasze badania potwierdzają, że miejscowi nie tylko wykorzystywali metale dostępne lokalnie, ale także pozyskiwali je z innych rejonów. Cylindryczny koralik i sprzączka zostały znalezione przez zespół Owena K. Masona i Johna F. Hoffeckera z Instytutu Badań Arktycznych i Alpejskich Uniwersytetu Kolorado w Boulder. W latach 2009-11 archeolodzy wydobyli na przylądku Espenberg szereg artefaktów, w tym 6 z metalu. Cooper koordynował analizy metalurgiczne - badania metodą fluorescencji rentgenowskiej (ang. X-ray fluorescence, XRF). Amerykanie zaznaczają, że metalowe artefakty są rzadkie, bo zazwyczaj ludzie posługują się nimi do momentu kompletnego zużycia. Koralik i fragment klamry zachowały się jednak świetnie. Ponieważ zachowały się też kawałki skóry z samego paska, archeolodzy mogli przeprowadzić datowanie. Choć skóra ma 500-800 lat, metal może być starszy. Klamra to produkt przemysłowy i niespotykany dla tych czasów [w Arktyce]. Przypomina sprzączkę wykorzystywaną w uprzężach dla koni w północno-środkowych Chinach przez 600 lat przed początkiem naszej ery. Trzy z czterech obiektów z innej chaty wykonano z miedzi (są to kawałek sprzętu do łowienia z miedzianym haczykiem, miedziana igła i fragment miedzianego arkusza). Ostatni artefakt to kościany wabik z wstawką z żelaza imitującą oko. Chata ta jest o wiele młodsza - datuje się na XVII-XVIII w. « powrót do artykułu
  7. Po ponad 10 latach poszukiwań, gdy naukowcy już tracili nadzieję na sukces, udało się znaleźć szczątki przodka "hobbita z Flores". Niezwykłe odkrycie pozwoli uzupełnić wiedzę o ewolucji człowieka. W 2003 roku w jednej z jaskiń na indonezyjskiej wyspie Flores odkryto szczątki wymarłego karłowatego hominida, Homo floresiensis. Ich badania wykazały, że gatunek ten żył jeszcze 12 000 lat temu, zatem Homo floresiensis mógł być drugim, obok Homo sapiens, gatunkiem człowieka zamieszkującym przez pewien czas Ziemię. H. floresiensis okryty był jednak tajemnicą. Nie znano jego przodków. W ich poszukiwania zaangażował się Gerrit van den Bergh, paleontolog z australijskiego University of Wollongong. Mijały jednak lata i uczony zaczął tracić nadzieję, na odkrycie, skąd pochodził H. floresiensis. Wtedy, w październiku 2014 roku, w czwartym roku prowadzonych na masową skalę wykopalisk w pobliżu jaskini gdzie znaleziono H. floresiensis, lokalny robotnik znalazł ząb trzonowy, którego wiek oszacowano na 700 000 lat. Niedługo potem znaleziono kolejne zęby i fragmenty żuchwy. Niezwykle mała żuchwa i zęby należą do co najmniej jednej dorosłej osoby i dwójki dzieci. To pierwsze prawdopodobne pozostałości po przodku H. floresiensis. Być może pozwolą one wyjaśnić pochodzenie "hobbita z Flores". Obecnie naukowcy nie mogą bowiem się zgodzić, czy H. floresiensis to - jak uważał jego odkrywca Mike Morwood - skarłowaciały Homo erectus, czy też jest to potomek Homo habilis bądź nawet australopiteka. Wspomniana wcześniej żuchwa bardziej przypomina żuchwę H. erectus i H. floresiensis niż H. habilis. Zęby zaś wykazują cechy przejściowe pomiędzy H. erectus a H. floresiensis. Na podstawie badań jednego z zębów i pobliskich kamieni stwierdzono, że zabytek liczy sobie 700 000 lat. Van den Bergh przypomina, że najstarsze znajdowane w okolicy artefakty wskazują, że przed około milionem lat na Flores przybyła grupa Homo erectus. Zdaniem autorów wykopalisk dużo wskazuje na to, że przodkiem H. floresiensis był właśnie H. erectus, który w ciągu kilkuset tysięcy lat uległ skarłowaceniu. Nie od dzisiaj wiemy, że duże zwierzęta, jak słonie czy jelenie, karłowacieją na wyspach w reakcji na zmniejszone zasoby pożywienia. Część naukowców, jak Fred Spoor z University College London czy Chris Stringer z Londyńskiego Muzeum Historii Naturalnej, zgadza się, iż H. erectus to obecnie najbardziej prawdopodobny przodek "hobbita z Flores", chociaż Stinger zauważa, że do skarłowacenia mogło dojść na innej wyspie, a dopiero później H. floresiensis przybył na Flores. Z kolei William Junger ze Stony Brook University stwierdza: nie sądzę, by te szczątkowe nowe znaleziska były przekonującym dowodem wspierającym jedną lub drugą hipotezę. « powrót do artykułu
  8. W dobie coraz większego zapotrzebowania na naturalne dodatki do filtrów słonecznych naukowcy badają potencjał różnych rodzajów ligniny w tym zakresie. Shiping Zhu, Xueqing Qiu i inni testowali 5 rodzajów ligniny. Okazało się, że najlepiej sprawuje się lignina ekstrahowana metodą Organosolv (rozpuszczalnikami organicznymi, najczęściej etanolem, butanolem, kwasem octowym i mrówkowym; otrzymywany produkt jest mniej zmodyfikowany niż po zastosowaniu procesów wykorzystujących siarkę). Okazało się, że gdy filtr wzbogacono o zaledwie 1% ligniny Organosolv, wskaźnik ochrony przeciwsłonecznej (ang. sun protection factor, SPF) balsamu powiększył 2-krotnie - z 15 do 30. Dziesięcioprocentowy dodatek ligniny Organosolv podwyższał SPF aż do 92. Autorzy publikacji z pisma ACS Sustainable Chemistry & Engineering przestrzegają jednak, że nadmierna zawartość związków hydrofilowych, np. lignosulfonianów, powoduje, że produkt zaczyna się rozwarstwiać. Naukowcy uważają, że choć jeszcze dużo pracy przed nimi, udało się wykonać ważny krok w kierunku filtrów zawierających ligninę. « powrót do artykułu
  9. Popularny pogląd mówi, że ssaki osiągnęły sukces ewolucyjny dzięki zagładzie dinozaurów. Zgodnie z tradycyjnym poglądem, ssaki zostały przytłoczone sukcesem dinozaurów i nie były znaczącą grupą dopóki nie wymarły dinozaury. Nasze badania dowodzą, że ssaki żyworodne intensywnie różnicowały się przed wyginięciem dinozaurów - mówi doktorant David Grossnickle z University of Chicago. Dotychczasowe hipotezy dotyczące ewolucji ssaków opierały się na skamieniałościach, które nie wykazywały dużego zróżnicowania. Z czasem odnajdowano jednak coraz więcej skamieniałości, zwiększał się więc materiał do badań. Grossnickle i Elis Newham z University of Southampton przeanalizowali zęby trzonowe setek wczesnych ssaków. Odkryli, że przed wyginięciem dinozaurów ssaki charakteryzowały się dużym zróżnicowaniem zębów, co oznacza, iż różniły się też dietą. Do różnicowania się ssaków na dużą skalę doszło 10-20 milionów lat przed wyginięciem dinozaurów. Co więcej, wyginięcie dinozaurów nie było dla ssaków idealnym momentem dla przejęcia władzy nad Ziemią. Okazało się bowiem, że gdy ginęły dinozaury doszło też do wyginięcia wielu ssaków, przede wszystkim tych, które miały wąsko wyspecjalizowaną dietę. Spodziewałem się, że wkrótce po wyginięciu dinozaurów zwiększyła się różnorodność ssaków. Spadek różnorodności był zaskakujący. Nie pasuje to do tradycyjnego punktu widzenia - mówi Grossnickle. Naukowcy nie wiedzą, dlaczego ssaki różnicowały się tak mocno jeszcze przed wyginięciem dinozaurów. Grossnickle zauważa, że do tego różnicowania się zbiega się w czasie z rozpowszechnieniem się na Ziemi roślin okrytonasiennych. Nie wiemy tego na pewno, jednak rośliny te mogły dostarczyć ssakom nowych nasion i owoców, a jeśli rośliny ewoluowały wspólnie z zapylającymi je owadami, to owady te mogły być kolejnym źródłem pożywienia wczesnych ssaków - stwierdza uczony. Zauważa on jeszcze jedno interesujące zjawisko. Ostatnio w środowisku naukowym toczy się debata dotyczące możliwego wymierania dinozaurów jeszcze przed uderzeniem asteroidy. Jeśli wierzymy, że dinozaury wymierały zanim asteroida uderzyła, to działo się to w czasie, gdy ssaki się rozpowszechniały - dodaje Grossnickle. « powrót do artykułu
  10. Hiszpański Komitet Badań Naukowych (Consejo Superior de Investigaciones Científicas, CSIC) zaprezentował pierwszy na świecie egzoszkielet dla dzieci z rdzeniowym zanikiem mięśni. Ważący 12 kg aparat wykonano z aluminium i tytanu. Ma pomóc małym pacjentom w chodzeniu. Czasem po raz pierwszy. Naukowcy podkreślają, że można go także wykorzystać do fizjoterapii w szpitalach. Technologia została opatentowana przez CSIC i Marsi Bionics. Egzoszkielet znajduje się na etapie badań przedklinicznych. Składa się z regulowanych ortez, które dopasowuje się do długości nóg i tułowia dziecka. W miejscu stawów znajdują się silniczki naśladujące ludzkie mięśnie. Zapewniają one wytrzymałość konieczną do stania i chodzenia. Projektanci pomyśleli także o czujnikach, kontrolerze ruchów oraz baterii z czasem działania wynoszącym 5 godzin. Jedną z największych trudności związanych z opracowywaniem pediatrycznego egzoszkieletu [...] jest fakt, że objawy chorób nerwowo-mięśniowych, takich jak rdzeniowy zanik mięśni, zmieniają się z czasem [...]. Kluczowe jest więc dysponowanie sprzętem, który będzie w stanie niezależnie przystosowywać się do tych zmian. Nasz model obejmuje inteligentne stawy, które automatycznie modyfikują sztywność urządzenia [...] - podkreśla Elena García z Madryckiej Politechniki. Egzoszkielet jest przeznaczony dla dzieci w wieku 3-14 lat. Ponieważ w każdej nodze znajduje się 5 silniczków, a każdy potrzebuje miejsca do działania, długości ortezy nie można zmniejszać w nieskończoność. Ze względu na nieprzewidywalność niekontrolowanych ruchów ciała młodszych dzieci naukowcy zdecydowali się też ustalić dolną granicę wieku użytkowników. García dodaje, że w przypadku innych schorzeń, w których nie ma problemów ze stawami, nie trzeba tylu silniczków, można więc zbudować mniejszą ramę. Za pomocą urządzenia Hiszpanie chcą pomóc pacjentom w chodzeniu i zapobiec m.in. bocznemu skrzywieniu kręgosłupa. « powrót do artykułu
  11. Gdy napotykamy problem, wymagający współpracy z innymi, kobiety i mężczyźni różnie do niego podchodzą. Naukowcy z Uniwersytetu Stanforda odkryli, że różnice te znajdują swoje odbicie w aktywności mózgu. Wcześniejsze badania behawioralne wykazały, że kobiety bardziej angażują się we współpracę, gdy są obserwowane przez inne kobiety. Z kolei mężczyźni zwykle lepiej współpracują w dużej grupie. Ponadto para mężczyzn lepiej ze sobą współpracuje niż para kobiet, ale w parze mieszanej to kobieta bardziej angażuje się we współpracę. Dotychczas różne teorie próbowały wyjaśnić, skąd biorą się różnice płciowe we współpracy, jednak niewiele było wiadomo o stronie neurologicznej tego zagadnienia. Większość informacji mieliśmy z bardzo sterylnych badań MRI pojedynczych osób - mówi Joseph Baker, główny autor nowych badań. Naukowcy, chcąc się dowiedzieć, co dzieje się w mózgu osoby współpracującej, postanowili skanować osoby rzeczywiście współpracujące, a nie tylko myślące o współpracy z innymi. Wykorzystali technikę hiperskanningu, czyli jednoczesnego skanowania mózgów dwóch osób wchodzących w interakcję. Ponadto nie użyto rezonansu magnetycznego, który wymaga od badanych nieruchomego leżenia, ale wykorzystano spektroskopię w bliskiej podczerwieni (NIRS). To technologia badająca mózg za pomocą czujników przyczepionych do głowy, co pozwala na przyjęcie pionowej postawy ciała i bardziej naturalne zachowanie. W badaniu wzięły udział 222 osoby, które połączono w pary. Składały się one z osób tej samej płci lub różnej płci. Pary siedziały naprzeciwko siebie przed monitorami komputerowymi. Partnerzy widzieli się,nie mogli jednak do siebie mówić. Zadaniem badanych było wciśnięcie guzika za każdym razem, gdy widoczne na ekranie koło zmieniło kolor. Cel - jednoczesne wciśnięcie guzika z partnerem. Po każdej próbie badanych informowano, kto z nich wcisnął przycisk wcześniej, a kto później. Partnerzy mieli 40 prób, by jak najbardziej skrócić różnicę czasu wynikającą z naciskania przez nich guzika. Analiza wyników wykazała, że pary mężczyzna-mężczyzna współpracowały lepiej niż pary kobieta-kobieta i czas pomiędzy naciśnięciami obu panów był krótszy niż w przypadku pań. Aktywność mózgów w parach jednopłciowych była bardzo zsynchronizowana. U par jednopłciowych zwiększona koherencja była związana z lepszymi wynikami testu. Jednak lokalizacja koherencji różniła się pomiędzy parami mężczyzna-mężczyzna a kobieta-kobieta. Ku zdumieniu naukowców okazało się, że pary mężczyzna-kobieta osiągnęły równie dobre wyniki jak pary mężczyzna-mężczyzna, chociaż w parach tych nie zachodziła koherencja. Jako, że mózgi kobiet i mężczyzn pracują w różny sposób i wykazywały różne wzorce aktywności w czasie badania, konieczne jest przeprowadzenie kolejnych testów, by wyjaśnić, w jaki sposób, pomimo tych różnic, osiągnięto tak dobre wyniki. Sam Baker mówi, że zaprojektowane przezeń badania, były bardziej badaniami opisowymi, a nie wyjaśniającymi zagadnienie współpracy na poziomie neurologicznym. Z pewnością nie pokazują one wszystkich aspektów współpracy - stwierdza uczony i dodaje, że mogą istnieć takie rodzaje współpracy, w których pary kobieta-kobieta będą lepsze od par męskich. Naukowcy zauważają też, że nie oceniali aktywności we wszystkich częściach mózgu. Być może koherencja pomiędzy mózgami badanych występuje również w innych obszarach, które nie były monitorowane. Tego typu badania nie tylko mogą zwiększyć naszą wiedzę na temat ewolucji człowieka i rozwoju społeczeństw, ale również pomóc w leczeniu różnych chorób. Istnieją schorzenia, takie jak autyzm, które powodują, że ludzie mają problemy z interakcjami społecznymi. Mamy nadzieję, że zdobędziemy informacje, które pozwolą na opracowanie lepszych metod leczenia - dodaje Baker. « powrót do artykułu
  12. Należący do Europejskiej Agencji Kosmicznej LISA Pathfinder rozpoczął niezwykle precyzyjne testy mające na celu zbudowanie w przestrzeni kosmicznej urządzenia do badania fal grawitacyjnych. W odległości 1,5 miliona kilometrów od Ziemi, w punkcie libracyjnym L1, stworzono idealne środowisko do prowadzenia takich badań. To właśnie tam, wewnątrz pojazdu LISA Pathfinder zwolniono dwa niewielkie sześciany - masy testowe - o boku 4,6 centymetra każdy, które są oddalone od siebie o 3,8 centymetra. Zbudowane ze złota i platyny, osiągnęły niemal idealną pozycję względem siebie. Na oba obiekty, znajdujące się na orbicie wokół Słońca, oddziałuje niemal wyłącznie siła grawitacji. Siła wszystkich innych oddziaływań, czy to promieniowania kosmicznego czy pól magnetycznych - nie jest większa od wagi wirusa. Sześciany swobodnie unoszą się we wnętrzu pojazdu nie dotykając żadnego z jego elementów. Celem prowadzonych testów jest sprawdzenie technologii ustabilizowania masy obiektów i utrzymanie ich w pożądanej odległości względem siebie. Oba urządzenia dzieli niewielka odległość, jednak jest to wstęp do badań, których celem jest stworzenie wykrywacza fal grawitacyjnych, którego każdy z 3 elementów będzie oddalony o milion kilometrów od dwóch pozostałych. Proponowaną dla przyszłej misji odległość liczoną w milionach kilometrów przeskalowaliśmy do mniej niż 4 centymetrów, dzięki czemu możemy przetestować i zrozumieć wszelkie zjawiska, które mogą wpłynąć na badania, zaburzyć masy obiektów i ukryć obecność fal grawitacyjnych - mówi Paul McNamara, główny naukowiec projektu LISA Pathfinder. Otwieramy drzwi dla przyszłych misji podobnych do LISA. Technologia, której potrzebujemy, by takie misje wykonać, nie należy już do dziedziny magii. To rzeczywistość - dodaje uczony. Odległość pomiędzy wspomnianymi sześcianami jest monitorowana za pomocą laserów. Jesteśmy w stanie zmierzyć odległość pomiędzy nimi z precyzją sięgającą średnicy pojedynczego atomu - mówi Gerhard Heinzel z Instytutu Fizyki Grawitacji im. Maksa Plancka. Precyzja już osiągnięta podczas eksperymentu LISA Pathfinder dowodzi, że możliwe jest wybudowanie planowanego wielkiego wykrywacza fal grawitacyjnych. Urządzenie takie będzie zdolne do rejestrowania fal grawitacyjnych powstających wskutek łączenia się czarnych dziur w odległych częściach wszechświata. Oba wykrywacze fal grawitacyjnych są odizolowane od środowiska zewnętrznego, dzięki czemu - przynajmniej w założeniu - mają na nie działać wyłącznie fale grawitacyjne, a ich oddziaływanie ma zostać wykryte. Obecnie pozycja obu sześcianów jest najbardziej zaburzana przez molekuły ziemskiej atmosfery znajdujące się jeszcze wewnątrz LISA Pathfinder. Są one stopniowo usuwane. « powrót do artykułu
  13. Chińczycy pracują nad nieinwazyjnym testem wydychanego powietrza, który ograniczy przypadki niepotrzebnego przepisywania antybiotyków, a więc i problem lekooporności. Naukowcy z Zhejiang University skupili się na pacjentach z zapaleniem płuc związanym z mechaniczną wentylacją (ang. ventilator-associated pneumonia, VAP) z oddziału intensywnej opieki medycznej. W tym przypadku odróżnienie zakażenia zagrażającego życiu od zwykłej kolonizacji ma krytyczne znaczenie. By potwierdzić, że pacjenci mają bakteryjną infekcję dróg oddechowych, obecnie lekarze muszą pobrać różne próbki (krwi i plwociny), a w przypadku zapalenia płuc - wykonać prześwietlenie klatki piersiowej - wyjaśnia Kejing Ying. W pilotażowym badaniu uwzględniono 20 chorych z VAP wywołanym Gram-ujemnymi bakteriami Acinetobacter baumannii, 20 wentylowanych osób z kolonizacją dolnych dróg oddechowych przez A. baumannii oraz 20 wentylowanych pacjentów z zaburzeniami neurologicznymi, ale bez zapalenia płuc (grupa kontrolna). Chińczycy prowadzili też eksperyment in vitro z klinicznymi izolatami szczepów A. baumannii. Autorzy publikacji z Journal of Breath Research zastosowali różne metody, w tym zatężanie adsorpcyjne i chromatografię gazową ze spektrometrią mas (GC-MS). Akademicy sądzą, że wybrane profile wydychanych bakteriopochodnych lotnych związków organicznych (VOC) można tak zaadaptować, by skutecznie różnicować obecność i brak A. baumannii w dolnych drogach oddechowych, a także zakażenie i kolonizację tymi mikroorganizmami. Wyzwaniem, z którym musimy się zmierzyć, jest fakt, że w przypadku wielu VOCs nie można mówić o unikatowości dla danego patogenu. « powrót do artykułu
  14. Naukowcy z Berkeley Lab i Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley wykazali, że miedź odgrywa kluczową rolę w metabolizmie tłuszczu. W ostatnim dziesięcioleciu w coraz większym stopniu interesowano się funkcjami biologicznymi miedzi. Wiadomo już, że jest ona potrzebna do powstawania czerwonych krwinek, wchłaniania żelaza, rozwoju tkanki łącznej i wspierania układu odpornościowego. Odkryliśmy, że miedź [...] działa jak regulator: im więcej jej jest, tym więcej tłuszczu ulega rozkładowi. Uważamy, że warto zbadać, czy niedobór Cu wiąże się z otyłością i powikłaniami otyłości - podkreśla prof. Chris Chang. Chang uważa, że miedź można potencjalnie wykorzystać do odtworzenia naturalnych sposobów spalania tłuszczu. Duże jej ilości występują w zielonych warzywach liściastych, grzybach, orzechach i roślinach strączkowych. Organizm nie potrafi sam wytworzyć miedzi, musimy ją więc pozyskać z pokarmów. W typowej amerykańskiej diecie nie ma wielu zielonych warzyw liściastych, lecz azjatycka zawiera więcej produktów obfitujących w ten mikroelement. Profesor przestrzega jednak przed zażywaniem suplementów miedzi. Jej nadmiar może bowiem prowadzić do nierównowagi z innymi niezbędnymi minerałami, np. cynkiem. Amerykanie odkryli rolę miedzi w metabolizmie tłuszczu, prowadząc eksperymenty na myszach z mutacją genetyczną, u których miedź gromadziła się w wątrobie (chorobą Wilsona). Okazało się, że u myszy z chorobą Wilsona w wątrobie występował niższy poziom lipidów. Naukowcy zauważyli także, że w ich białej tkance tłuszczowej stężenie miedzi było niższe, zaś same depozyty tłuszczu większe. Kiedy gryzoniom podawano izoprenalinę, która wywołuje zależny od szlaku cyklicznego adenozyno-3',5'-monofosforanu (cAMP) rozkład trójglicerydu do kwasów tłuszczowych i glicerolu (lipolizę), u myszy z chorobą Wilsona aktywność związana z rozkładem tłuszczów była niższa. By dokładniej ustalić, w jaki sposób miedź wpływa na lipolizę, naukowcy uciekli się do hodowli komórkowych. Do oceny poziomu miedzi w tkance tłuszczowej wykorzystali spektrometrię mas sprzężoną z plazmą wzbudzaną indukcyjnie (ang. Inductively Coupled Plasma – Mass Spectrometry, ICP-MS). Stwierdzono, że miedź wiąże się z fosfodiesterazą 3 (ang. phosphodiesterase 3, PDE3); PDE3 wiąże się zwykle z cAMP, nie pozwalając mu na aktywację enzymów w komórkach tłuszczowych (lipaz). Kiedy miedź zwiąże się z fosfodiesterazą, działa jak hamulec. Stąd dodatnia korelacja z lipolizą. Pewne wskazówki świadczące o związkach miedzi z metabolizmem tłuszczów dostrzegli już wcześniej hodowcy zwierząt. Stwierdzono, że poziom miedzi w paszy oddziałuje na zawartość tłuszczu w mięsie. Wzmianki na ten temat występowały w literaturze rolniczej, ale nie wiadomo było, jaki mechanizm biochemiczny łączy miedź i tłuszcz. « powrót do artykułu
  15. Strzelczyki wielkie (Toxotes chatareus) potrafią rozróżniać ludzkie twarze. To pierwszy przypadek, kiedy taką umiejętność zidentyfikowano u ryb. Zespół z Uniwersytetu w Oksfordzie i Uniwersytetu Queensland wykazał, że strzelczyki są w stanie nauczyć się rozpoznawać ludzkie twarze z dużą trafnością. Wyniki badania ukazały się w piśmie Scientific Reports. Umiejętność odróżniania dużej liczby ludzkich twarzy to zaskakująco trudne zadanie. Głównie dlatego, że we wszystkich występują te same podstawowe cechy. Wszystkie mają nad nosem i ustami dwoje oczu, dlatego by kogoś odróżnić, trzeba zidentyfikować szczególiki wyglądu. [...] Dywagowano, że zadanie jest tak trudne, że mogą sobie z nim poradzić wyłącznie [...] naczelne. Fakt, że w ludzkim mózgu występuje wyspecjalizowany region do rozpoznawania twarzy, sugeruje, że w samych twarzach jest coś specjalnego. By przetestować ten pomysł, chcieliśmy sprawdzić, czy inne zwierzę z mniejszym i prostszym mózgiem, w przypadku którego nie ma ewolucyjnej potrzeby rozpoznawania ludzkich fizjonomii, nadal będzie w stanie to zrobić - opowiada dr Cait Newport. Międzynarodowy zespół wykazał, że strzelczyki, u których nie występuje złożona kora wzrokowa naczelnych, potrafią rozpoznać jedną konkretną twarz w serii nawet 44 nowych. Podczas badania rybom pokazywano najpierw 2 zdjęcia twarzy i uczono wybierania jednej z nich za pomocą wystrzelenia strumienia wody. Później T. chatareus pokazywano wyuczoną twarz z serią nowych fizjonomii. Okazało się, że strzelczyki umiały dokonać poprawnego wyboru. Udawało im się to nawet wtedy, gdy biolodzy kontrolowali oczywiste i ważne cechy, takie jak kształt głowy i kolor. Ryby osiągały bardzo wysoką trafność. W pierwszym eksperymencie, gdy należało odróżnić poznaną wcześniej twarz od 44 nowych, średnia szczytowa wydajność wynosiła 81%. W drugim, kiedy ujednolicano takie cechy jak jasność i kolor, sięgała zaś 86%. Ryby mają prostszy mózg niż ludzie. W ogóle nie występuje w nim region odpowiedzialny za rozpoznawanie twarzy. Mimo to wiele ryb demonstruje imponujące zachowania wzrokowe [...]. Strzelczyki są tropikalnymi rybami, które plują strumieniem wody, by strącić owady ze zwisających gałęzi. Nad akwarium umieściliśmy monitor komputerowy, na którym wyświetlaliśmy zdjęcia twarzy. Nauczyliśmy ryby, by pluły na jedną z nich. Gdy zwierzę opanowało tę sztuczkę, pokazywaliśmy znaną twarz oraz serię nowych. We wszystkich przypadkach ryby celowały w wyuczoną twarz, udowadniając, że umieją ją odróżnić. Udawało im się to nawet przy potencjalnie trudniejszym zadaniu, kiedy twarze były czarno-białe i miały jednakowy owalny kształt. Wskazuje to, że złożone mózgi nie są konieczne do rozpoznania ludzkiej twarzy. Nasz gatunek mieć specjalny region mózgu, by bardzo szybko przetwarzać sporą liczbę twarzy lub by wykonywać to zadanie w szerokiej gamie warunków. « powrót do artykułu
  16. W jednym z ostatnich dziewiczych lasów Malezji, Maliau Basin Conservation Area zwanym też Sabah's Lost World, znaleziono najwyższe drzewo tropików. Gigant o wysokości 89,5 metra to Shorea faguetiana, znana miłośnikom Minecrafta jako Yellow Meranti. Drzewo zostało odkryte przez Davida Coomesa z University of Cambridge i jego kolegów. Zauważono je dzięki lotniczemu skanowaniu laserowemu, którego celem było zbadanie bioróżnorodności okolicy. Zmierzenie wysokości drzewa nie było łatwe. Lokalny wspinacz, który wszedł z taśmą pomiarową na czubek drzewa przysłał SMS-a, że nie ma czasu, by wykonać dobre zdjęcia, gdyż wokół krąży orzeł, który próbuje go atakować, jest też dużo dzikich pszczół. Zmierzone drzewo jest o 1,2 metra wyższe niż poprzedni posiadacz tytułu najwyższego drzewa tropików. Najwyższym drzewem na świecie jest natomiast 115-metrowa sekwoja z Kalifornii. Specjaliści nie wiedza, dlaczego w regionach o temperaturze bardziej umiarkowanej rosną wyższe drzewa niż w tropikach. Gatunek Shorea faguetiana jest krytycznie zagrożony. Podobnie zresztą jak większość przedstawicieli rodzaju Shorea. Jeden gatunek już wyginął, 102 są krytycznie zagrożone, 34 uznano za zagrożone, narażone są 3 gatunki, a co do 6 nie ma obecnie obaw o ich przetrwanie. Brakuje odpowiednich danych, by ocenić status 2 kolejnych gatunków, a około 48 jeszcze nie oceniono. Shorea faguetiana jest zagrożona wskutek działalności człowieka. Olbrzymie połacie lasu są wycinane pod uprawy palmy olejowej, a olej palmowy jest powszechnie stosowany np. w przemyśle cukierniczym. « powrót do artykułu
  17. James Spotila z Drexler University i jego koledzy uważają, że zagrożeniem dla pandy wielkiej nie jest brak pożywienia. Spotila brał udział w dużych międzynarodowych badaniach w Chengdu Research Base, gdzie przebywa około 150 pand. Okazało się, że metabolizm tych zwierząt jest nieco mniejszy niż przypuszczano. Uczeni wyliczyli, że panda potrzebuje każdego dnia 13-15 kilogramów bambusa, by przeżyć. Naukowcy uważają, że obecne zasoby bambusa są wystarczające, by utrzymać populację pandy wielkiej. Oczywiście może się to zmienić wraz z postępującym globalnym ociepleniem, ale to nie brak pożywienia zagraża pandzie. Jednym z głównych problemów są same wysokie temperatury. Specjaliści zauważyli, że pandy doświadczają stresu, gdy temperatura otoczenia przekracza 25 stopni Celsjusza. Żeby być zdrowe, muszą żyć w niższych temperaturach. Latem w środowisku naturalnym szukają miejsc o chłodniejszym mikroklimacie i wędrują na wyżej położone tereny - mówi Spotila. Niekontrolowane globalne ocieplenie może zniweczyć dziesiątki lat pracy, jakie Chiny poświęciły, by uratować pandę - dodaje uczony. « powrót do artykułu
  18. Dwudziestoośmioletni Chino Kim wynalazł okulary Screeners, które stają się matowe, ilekroć spojrzy się na ekran jakiegoś urządzenia. To jego sposób na walkę z uzależnieniem od współczesnych technologii. Jestem zmęczony owładniętą obsesją wirusowości i monetyzacji kulturą techniczną głównego nurtu, która próbuje na jak najdłuższy czas zapanować nad naszym spojrzeniem. Czuję się jak Alex z "Mechanicznej pomarańczy" [Anthony'ego Burgessa], którego oczy przytrzymywano metalowymi szczypczykami, aby nie można ich było zamknąć. W soczewkach okularów Screeners wykorzystano inteligentny film - matowy plastik. Po przyłożeniu napięcia staje się on przezroczysty. Umieszczona na głowie użytkownika kamera sieciowa przekazuje obrazy do splotowej sieci neuronowej (ang. Convolutional Neural Networks, CNN), która przetwarza dane i stwierdza, na co on patrzy. Później są one przekazywane do Wekinatora. By zoptymalizować odpowiedź programu, prowadzi się trening na różnych ekranach. Jeśli kamera "zobaczy" jakiś ekran, uruchomi Arduino i odetnie dopływ prądu do okularów [...]. Kim wpadł na pomysł okularów po kursie Uczenia Maszynowego dla Artystów. Zacząłem myśleć o maszynie, która potrafi się rozpoznać i wykorzystać odkrytą właśnie inteligencję do ocalenia ludzi przed samą sobą. Trochę jak Gizmo z filmu o gremlinach. [W ten sposób] zwalczam syndrom widzenia komputerowego za pomocą widzenia komputerowego [rozpoznawania obrazu]. « powrót do artykułu
  19. Naukowcy wiedzą już od jakiegoś czasu, że związany z globalnym ociepleniem wzrost temperatur ma negatywny wpływ na wzrost roślin. Teraz doktorant z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie wykazał, że wzrosty temperatury otoczenia sprawiają, że kwiaty produkują mniej lotnych związków zapachowych. Alon Can'ani podkreśla, że zmiana globalnego klimatu zaburza łączącą rośliny i zapylaczy relację mutualistyczną. Pracując w laboratorium prof. Alexandra Vainsteina, doktorant odkrył, że przy podwyższonej temperaturze kwiaty petunii produkują i emitują znacznie mniej związków zapachowych. Wykazałem, że rosnące temperatury otoczenia prowadzą do ograniczenia zapachu bazującego na fenylopropanoidach u 2 odmian petunii ogrodowej (Petunia×hybrida) - P720 i Blue Spark. Aklimatyzację prowadzono w 22/16 lub 28/22°C (dzień/noc). Okazało się, że miało to związek z zahamowaniem ekspresji i aktywności białek ułatwiających biosyntezę tych związków. Młody Izraelczyk zademonstrował metodę obejścia tego zjawiska za pomocą ekspresji genu PAP1 rzodkiewnika pospolitego (Arabidopsis thaliana), która wzmaga produkcję zapachu bez względu na temperaturę otoczenia. Can'ani opisał też pierwszy gen spełniający funkcję bezpośredniego regulatora emisji woni (PH4). Po zahamowaniu jego ekspresji kwiaty petunii nie wydzielały zapachu, ale nadal wytwarzały wonne związki. Obecnie doktorant bada reakcję glikozylacji, w ramach której kwiaty przyłączają do cząsteczek związków zapachowy węglowodany, przez co są one utrzymywane w stanie nielotnym. « powrót do artykułu
  20. Rosyjskie władze aresztowały 50 osób związanych z trojanem Lurk, który w ciągu ostatnich lat ukradł 45 milionów dolarów. To najwkększa akcja aresztowania cyberprzestępców w historii Rosji. Lurk został po raz pierwszy odkryty w 2011 roku przez firmę Kaspersky Lab. Szkodliwy kod atakował przedsiębiorstwa oraz instytucje finansowe. Trojan jest elastyczny, można go wykorzystywać w różnego typu ataków. Przestępcy zainfekowali wiele witryn, za pośrednictwem których zarażali internautów. Na zarażone komputery wgrywano kolejny szkodliwy kod i kradziono pieniądze ofiar. Od samego początku władzom w śledztwie pomagali eksperci z Kaspersky Lab. Mówią oni, że z czasem Lurk stawał się coraz groźniejszy. Początkowo atakował firmy i użytkowników indywidualnych, ale 1,5 roku temu zaczął atakować też banki. Pracownicy Kaspersky'ego dość szybko zauważyli, że za oprogramowaniem stoi rosyjska grupa przestępcza. Z czasem, dzięki analizie oprogramowania oraz identyfikacji komputerów i serwerów wykorzystywanych przez cyberprzestępców, udało się zdobyć dowody i dotrzeć do konkretnych osób. « powrót do artykułu
  21. Izraelska firma General Robotics stworzyła niewielkiego Taktycznego Robota Bojowego "Dogo". Urządzenie potrafi wspinać się po schodach, poruszać po trudnym terenie i ostrzeliwać cele za pomocą pistoletu Glock. Maszyna ma do dyspozycji 14 pocisków. "Dogo" został wyposażony w osiem kamer, które zapewniają jego operatorowi widok 360 stopni, a akumulatory pozwalają mu na pracę od 2 do 5 godzin. Jak zapewniają twórcy robota, po krótkim szkoleniu jego operator jest w stanie sterować maszyną i oddać 5 strzałów w ciągu 2 sekund. Robota wyposażono też w gaz pieprzowy oraz urządzenie emitujące światło, które tymczasowo oślepia człowieka stojącego w odległości 5-10 metrów od robota. Dogo powstał przede wszystkim z myślą o wykorzystaniu go przez jednostki specjalne oraz jako urządzenie wspierające piechotę w czasie walk w mieście. « powrót do artykułu
  22. Szkielet datowany na XVII w. ze śladami trepanacji czaszki znaleziono w Poznaniu w trakcie prac wykopaliskowych przed urzędem miasta. Według specjalistów może to być ślad jednego z pierwszych takich zabiegów w Europie Środkowej. Niewątpliwie jest to pośmiertne odsłonięcie czaszki. Widać nawet w przekroju tejże czaszki, że ją przepiłowano, że prawdopodobnie wydobyto z niej mózg [...]. To znalezisko na pewno może być porównywalne z najwcześniejszymi tego typu zabiegami w Polsce, które datowane są na 1613 rok. Można też powiedzieć, że wówczas Poznań był w awangardzie nowoczesnej medycyny – powiedział PAP w piątek kierujący wykopaliskami dr Marcin Ignaczak. Szkielet został odkryty w drugiej warstwie pochówków w obrębie Kolegiaty św. Marii Magdaleny w Poznaniu. Te pochówki są przez nas datowane na bardzo stare ponieważ wcześniejsze nawarstwienia wskazywały, że mamy do czynienia z XVII-wiecznymi pochówkami, a te są siłą rzeczy jeszcze starsze – podkreślił. Wiele wskazuje na to, że chronologia tego szkieletu to XVI, połowa XVII wieku. Przypuszczamy, że ten szkielet może być jednak współczesny czasom, kiedy w kolegiacie pochowano m.in. jednego z najsłynniejszych poznańskich medyków Józefa Strusia i - na razie ostrożnie - ale przypuszczamy, że to nawet on mógł dokonać autopsji na tym właśnie nieboszczyku – dodał. Ignaczak zaznaczył, że odkrycie jest niezwykłe też z tego względu, że mimo iż w tamtych czasach przeprowadzano sekcje zwłok, to raczej na bezimiennych zmarłych. Ten szkielet został odkryty w trumnie, wewnątrz kolegiaty, co sugeruje, że został tam pochowany ktoś znaczny. W tej chwili właśnie odpowiedź, dlaczego akurat na tym nieboszczyku przeprowadzono ten zabieg, jest dla nas największym problemem. Łatwo sobie też wyobrazić, że w tamtych czasach przeprowadzanie autopsji nie było rzeczą codzienną, bo medycyna też wtedy raczkowała – wyjaśnił archeolog. Jak dodał, na początku przyszłego tygodnia powinna być znana obszerniejsza wypowiedź antropologów. Po dalszych badaniach, ekspertyzach antropologicznych dowiemy się też więcej o tym człowieku; o jego stanie zdrowia, przebytych chorobach, o tym, jak wyglądał. Spróbujemy też oczywiście zbadać DNA – podkreślił Ignaczak. Po oględzinach szkieletu tezę o przeprowadzonej w pierwszej połowie XVII w. pośmiertnej autopsji w Poznaniu wstępnie potwierdził też prof. Janusz Piontek z Instytutu Antropologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Wykopaliska na poznańskim placu kolegiackim trwają od połowy kwietnia. Zakończenie prac wstępnie planowane jest na lipiec tego roku. « powrót do artykułu
  23. Dell zapewnia, że zbudowany przezeń superkomputer, który pokazano właśnie w RPA to najszybsza maszyna na Czarnym Lądzie. System Lengau korzysta z 40 000 rdzeni obliczeniowych, a jego wydajność wynosi 1 petaflops. Stanął on w siedzibie Council for Scientific and Industrial Research (CSIR) w Kapsztadzie. Nowa maszyna jest znacznie bardziej wydajna od poprzedniego superkomputera CSIR, Tsessebe, którego początkowa wydajność została zwiększona z 24,9 do 64,44 teraflopsów. Mimo większej wydajności Lengau zajmuje mniej miejsca niż jego poprzednik. Nowy superkomputer mieści się w 19 szafach, w których znajduje się 1039 serwerów Dell PowerEdge z procesorami Intel Xeon. Większośc z nich to maszyny PowerEdge C6320s. Znalazły się wśród nich też 24 maszyny R630s oraz 5 R930s. Całkowita pojemność przestrzeni dyskowej maszyny wynosi 5 petabajtów. Wykorzystuje ona 16 przełączników Dell PowerVault MD3460s, Mellanox EDR InfiniBand o maksymalnej prędkości 56 GB/s oraz oprogramowanie Bright Cluster Management. Serwery C6320s zapewniają odpowiednią wydajność przy zadaniach wymagających intensywnych obliczeń, od badań nad dynamiką płynów po badania genetyczne. Z kolei maszyny R930s używane są przy zadaniach bardzo obciążających pamięć, a serwery R630s we współpracy z PowerVault dbają o odpowiednią wydajność systemu składowania danych. « powrót do artykułu
  24. Badacze z Rice University odkryli związek między stresem a cukrzycą. Łańcuch metaboliczny rozpoczyna się od słabego hamowania, czyli problemów z kontrolą uwagową. Słaba kontrola uwagowa sprawia, że dana osoba jest podatna na pokusy lub rozpraszające informacje, obiekty czy myśli. Wcześniejsze badania wykazały zaś, że taka podatność może prowadzić do częstszego lęku, ten zaś aktywuje szlak metaboliczny odpowiedzialny za produkcję cytokin prozapalnych, w tym interleukiny 6 (IL-6). Amerykanie wzięli pod uwagę wyniki testów poznawczych mierzących kontrolę uwagową oraz poziomy glukozy oraz IL-6 u ponad 800 dorosłych. IL-6 jest wytwarzana, by stymulować odpowiedź zapalną. Stanowi też biomarker ostrego i przewlekłego stresu. Oprócz tego wiąże się z większym prawdopodobieństwem cukrzycy i wysokiego poziomu glukozy. Analiza wykazała, że właśnie wskutek działania szlaku z IL-6 osoby z niskim hamowaniem częściej miały cukrzycę niż ludzie z wysokim hamowaniem (kontrolą uwagową). Rezultaty nie miały związku z wynikami innych testów poznawczych, mierzących pamięć czy zdolność rozwiązywania problemów. Naukowcy od lat podejrzewali, że istnieje związek między lękiem a złym stanem zdrowia, jednak, jak mówi dr Kyle Murdock, nikt nie opisał szczegółów odpowiedzialnego za to szlaku biologicznego. Literatura przedmiotu pokazuje, że osoby ze słabym hamowaniem z większym prawdopodobieństwem doświadczają stresujących myśli i mają większe problemy z oderwaniem od nich uwagi. To sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, czy szlak wyzwolony stresem może łączyć hamowanie ze stanem zapalnym i chorobami, którymi się interesujemy, np. cukrzycą. Wiele badań pokazuje, że gdy ktoś jest zestresowany, zalękniony czy depresyjny, nasila się stan zapalny. Nową częścią naszego studium było wskazanie szlaku prowadzącego od hamowania, przez lęk, po stan zapalny i wreszcie cukrzycę. Dane analizowane przez zespół z Rice pochodziły z National Survey of Midlife Development in the United States (MIDUS). Z 1255 dorosłych w średnim wieku, których zdolności poznawcze testowano w odstępie 2 lat, u ponad 800 zbadano też próbki krwi, by określić stężenie glukozy oraz IL-6. Akademicy stwierdzili, że opisany szlak działa wyłącznie w jednym kierunku. Nigdy bowiem stan zapalny nie wpływał na hamowanie. Murdock podkreśla, że u chorych z cukrzycą występuje pętla przyczynowo-skutkowa. Osoby, które są bardziej lękowe, częściej unikają leczenia i uciekają się do nieprzystosowawczych strategii, takich jak palenie czy niezdrowa dieta, co jeszcze bardziej podnosi poziom cukru we krwi [...]. To efekt kuli śnieżnej [...]. Autorzy publikacji z pisma Psychoneuroendocrinology sporządzili listę potencjalnych interwencji. Wymieniają np. terapię poznawczą opartą na uważności, terapię poznawczo-behawioralną czy leki przeciwzapalne. Badania pokazują, że ludzie, którzy praktykują uważność, z czasem wypadają coraz lepiej w testach hamowania - opowiada Murdock. Mocno wierzę, że podejścia bazujące na uważności są z wielu powodów świetnym pomysłem. To nie znaczy, że leki, które sprzyjają hamowaniu, takie jak stymulanty, nie powinny być brane pod uwagę. Po prostu połączenie jednego z drugim może być naprawdę pomocne - podsumowuje Christopher Fagundes. « powrót do artykułu
  25. Amerykański rząd jest bliski wydania zgody na rozpoczęcie pierwszej prywatnej misji badawczej na Księżyc. Firma Moon Express chce w przyszłym roku roku wysłać na Srebrny Glob lądownik MX-1. Celem misji miałoby być lądowanie oraz przeprowadzenie serii analiz, które w przyszłości mogą zostać wykorzystane przez firmę do zawiezienia na Księżyc kolejnych ładunków. Jeśli rzeczywiście Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) wyda zgodę, będzie to pierwsza w historii prywatna misja poza orbitą okołoziemską. FAA jest odpowiedzialna za zatwierdzanie wszystkich komercyjnych startów rakiet z terenu USA. Jako pierwszy informację o zamiarach Agencji podał The Wall Street Journal. Zanim decyzja zostanie podana do publicznej wiadomości miną jeszcze tygodnie lub miesiące, jednak przedstawiciele Moon Express powiedzieli dziennikarzom, że są bardzo optymistycznie nastawieni. Urzędnicy FAA mówią jedynie, że wciąż trwają odpowiednie procedury. Lądownik MX-1 to niewielkie urządzenie, którego zadaniem jest pobranie próbek księżycowego gruntu i powrót z nimi na Ziemię. Firmę Moon Express szczególnie interesują metale z grupy platynowców (ruten, rod, pallad, osm, iryd, platyna), metale ziem rzadkich oraz hel-3. Jeśli Moon Express dopnie swego i zorganizuje misjęna Księżyc, musi w jej trakcie przestrzegać Traktatu o Przestrzeni Kosmicznej, co oznacza, że nie może rościć sobie pretensji terytorialnych, a w czasie prowadzonych badań musi uważać, by nie zanieczyścić pozaziemskiego środowiska materiałem z Ziemi, a środowiska ziemskiego materiałem z kosmosu. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...