-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
W surowicy krwi delfinów występują bardzo wysokie stężenia pewnego przeciwutleniacza - cysteaminy. Dr Michael Janech z Uniwersytetu Medycznego Południowej Karoliny mówi, że był zaskoczony wynikami i podekscytowany tym, jak można je wykorzystać w przypadku ludzi. Delfiny przeżywają bez szwanku nawet 90-min nurkowanie, podczas którego zabezpieczają potrzeby mózgu, ograniczając dopływ krwi do narządów - nerek, wątroby, serca i płuc. Kiedy się wynurzają, po przywróceniu krążenia nie rozwija się u nich zespół poreperfuzyjny (wolne rodniki nie uszkadzają organów). Janech chciał sprawdzić, czemu się tak dzieje, dlatego posłużył się proteomiką. Analiza wszystkich białek naraz nie była łatwa, bo "choć liczba wariantów protein wynosiła ponad 100 tys., w grę wchodziły jeszcze ich modyfikacje. W ten sposób mieliśmy ponad milion różnych wariantów". By sobie z tym poradzić, Amerykanie zastosowali spektrometrię masową wysokiej rozdzielczości. Podczas wcześniejszych badań Janech zauważył, że niektóre delfiny z Programu Ssaków Morskich marynarki USA żyją o wiele dłużej od dzikich pobratymców. Z biegiem lat rozwija się u nich insulinooporność i stłuszczenie wątroby, co odpowiada zespołowi metabolicznemu u ludzi. Próbując wyjaśnić to zjawisko, Janech rozpoczął współpracę ze Stephanie Venn-Watson, ekspertem od delfinów marynarki, i Randallem Wellsem, specjalistą od biologii dzikich delfinów. Dzięki finansowaniu Office of Naval Research zespół zaczął badać adiponektynę w surowicy 2 populacji delfinów butlonosych: marynarki i dzikich (adiponektyna wpływa na szereg procesów metabolicznych, pośrednio oddziałując na wrażliwość na insulinę). Chcąc wiedzieć, jak ma się to do ludzkiego zespołu metabolicznego, dodatkowo naukowcy przeprowadzili proste analizy proteomiczne próbek surowicy delfinów i ludzi. Biorąc pod uwagę, że główne białka są stałe u różnych gatunków ssaków, trio zakładało, że najwyższe stężenie białek będzie u obu gatunków podobne. Tymczasem okazało się, że zawartość 11 białek była u delfinów co najmniej 100-krotnie większa. Na początku Janech, Venn-Watson i Wells przypisali to różnicom w pochodzeniu genetycznym. W pewnym momencie ewolucji część ssaków oddzieliła się bowiem i rozwinęła w parzystokopytne, podczas gdy inne stały się naczelnymi. Delfiny butlonose są zaś potomkami tych pierwszych. Badania proteomu surowicy świni (zwierzęcia parzystokopytnego) i delfina ponownie jednak zaskoczyły, bo okazało się, że nadal występują 100-krotne różnice w zakresie 5 białek, w tym adiponektyny i waniny-1. O ile wiadomo, że poziomy adiponektyny u delfinów są wyższe, by kontrolować magazynowanie glukozy w czasie żerowania, o tyle wysoka wanina-1 to coś nowego (poziom waniny u delfinów wynosił 31–106 μg/ml, a to 20–1000 razy więcej niż u zdrowego człowieka). Co istotne, nadmiernie wysokie stężenia waniny-1 korelowały z pogorszoną funkcją wątroby. Sugeruje to, że ma ona chronić przed zespołem metabolicznym. Janech, Venn-Watson i Wells uważają, że może chodzić o jeszcze jedną rzecz. Wanina odpowiada bowiem za produkcję witaminy B5 i robiąc to, uwalnia silny przeciwutleniacz (cysteaminę), który chroni tkanki przed uszkodzeniem, np. pod wpływem niedotleniania czy reprefuzji/reoksygenacji. Obecnie zespół Janecha zbiera próbki różnych nurkujących i nienurkujących ssaków morskich, a także ssaków lądowych. Amerykanie mapują ich proteomy. Po wszystkim okaże się, czy zdobycze ewolucyjne innych zwierząt da się wykorzystać, by zapobiec np. ostremu uszkodzeniu nerek u ludzi. « powrót do artykułu
-
Niemcy i Chiny mają problemy z przesłaniem energii odnawialnej
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Niemcy i Chiny przekonały się, że do wykorzystania energii odnawialnej nie wystarczy zbudowanie wiatraków i paneli słonecznych. Niemiecka agencja rządowa, która zarządza sieciami przesyłowymi, opracowała plan zmniejszenie inwestycji w turbiny wiatrowe. Powstają one masowo na północy kraju, by dostarczyć energię rozwijającemu się południu. Jednak ostatnimi czasy rząd musiał płacić właścicielom turbin wiatrowych za zmniejszenie mocy, gdyż sieci przesyłowe nie wytrzymywały obciążenia. Podobna sytuacja ma miejsce w Chinach. W Państwie Środka zbudowano tak wiele elektrowni węglowych, których nie można szybko włączyć i wyłączyć, że turbiny wiatrowe są przez 15% czasu bezczynne, gdyż sieć nie jest w stanie odebrać energii z elektrowni i turbin. To nie pierwszy problem Chin. Elektrownie słoneczne powstają tam w takim tempie, że sieć przesyłowa nie może odebrać aż 50% generowanej przez nie energii. Szybki rozwój alternatywnych źródeł energii staje się też problemem dla sieci w Australii i Indiach. Jednak najbardziej spektakularnym przykładem podobnej sytuacji jest Teksas. Energetyka wiatrowa rozwinęła się tam tak szybko, że konieczne było zainwestowanie 7 miliardów dolarów w budowę sieci przesyłowych, którymi energia produkowana na słabo zaludnionym północnym zachodzie trafiła do dużych miast na południowym wschodzie. Większości państw i regionów na świecie nie byłoby stać na tak potężne inwestycje. « powrót do artykułu -
Sąd Apelacyjny dla Siódmego Okręgu orzekł, że firmy takie jak Uber czy Lyft mogą być - z prawnego punktu widzenia - traktowane odmiennie niż przedsiębiorstwa taksówkowe, gdyż oferują inne usługi. Taki wyrok zapadł w sprawie wniesionej do sądu przez Illinois Transportation Trade Association. Sąd uznał, że wymienione firmy i pracujący dla nich kierowcy nie muszą posiadać licencji taksówkowych i nie muszą mieć z góry ustalonych taryf. Wielu użytkowników woli taksówki od Ubera i innych TNP (transportation network providers - dostawcy sieci transportowych), gdyż nie muszą używać specjalnych aplikacji, by z nich skorzystać, wystarczy machnięcie ręką na ulicy, oraz dlatego, że ceny za ich usługi są ustalone przez miasto - stwierdził sąd. Aby zobrazować różnicę, sąd odwołał się do przykładu z psami i kotami. Wiele miast i miasteczek reguluje posiadanie psów, ale nie posiadacze kotów. Właściciele psów, w przeciwieństwie do właścicieli kotów, uznają, że miasta powinny regulować również posiadanie kotów, jednak nie mówią przy tym, że brak regulacji powoduje, iż brak regulacji nałożonych na 'konkurujące' zwierzęta pozbawia właścicieli psów konstytucyjnie gwarantowanych praw do własności czy też, że są poddawani sprzecznej z konstytucją dyskryminacji. Składający skargę nie przedstawili mocnych argumentów na poparcie twierdzenia, że Uber i inne TNP powinny podlegać takim samym regulacjom jak taksówki. Wyrok sądu oznacza, że na przykład w Chicago, które znajduje się pod jurysdykcją wspomnianego sądu apelacyjnego, kierowcy Ubera - w przeciwieństwie do kierowców tradycyjnych taksówek - nie muszą kupować specjalnej licencji, kosztującej obecnie 60 000 USD, nie są pobierane ich odciski palców i nie muszą uczestniczyć w specjalnym kursie, który kosztuje 300 USD. W ubiegłym miesiącu taksówkarze poskarżyli się sądowi, że wpływy przemysłu taksówkowego spadły o 50%, gdyż w Chicago jest około 90 000 kierowców Ubera i Lyfta. Przedstawiciele taksówkarzy rozważają odwołanie się od decyzji sądu. « powrót do artykułu
-
Wiadomo już, w jaki sposób witaminy A i C modyfikują epigenetyczną "pamięć" komórek. To bardzo ważne dla medycyny regeneracyjnej i reprogramowania jednych komórek w drugie. Jak tłumaczą naukowcy z Uniwersytetów Otago, w Stuttgarcie oraz Babraham Institute, tożsamość komórki jest ustanawiana na poziomie DNA za pomocą zmian epigenetycznych (wzorca przyłączonych do genów grup metylowych -CH3). By zawrócić komórki do naiwnego stanu pluripotencjalnego i otworzyć dostęp do całego genomu, trzeba usunąć epigenetyczną warstwę informacji. Międzynarodowy zespół naukowców przyglądał się modyfikacji epigenetycznej, gdzie grupa -CH3 jest przyłączana do cytozyny (zachodzi metylacja cytozyny). Tagowanie tego rodzaju jest rzadkie w embrionalnych komórkach macierzystych, w komórkach zróżnicowanych zdarza się zaś o wiele częściej. Usuwanie tych znaczników z DNA (demetylacja) stanowi najistotniejszą część osiągania pluripotencji i wymazywania pamięci epigenetycznej. Enzymami, które aktywnie usuwają grupy -CH3, są enzymy TET (aktualnie znane są 3 takie enzymy: TET1, TET2 i TET3). Autorzy publikacji z pisma PNAS badali, jakie sygnały molekularne kontrolują ich aktywność. Okazało się, że witaminy A i C synergicznie ograniczają metylację DNA, ułatwiając w ten sposób tworzenie naiwnych iPS. Witamina A zwiększa komórkowy poziom białek TET, które katalizują oksydację 5-metylocytozyny (5mC) do 5-hydroksymetylocytozyny (5hmC), zaś witamina C pozwala na większą aktywność tych enzymów, redukując Fe3+ do Fe2+ (regeneruje ona kofaktor, czyli w tym przypadku jon, potrzebny enzymom do katalizowania reakcji). Innymi słowy: witamina A nasila produkcję 5hmC, aktywując transkrypcję TET2 i TET3, natomiast witamina C wzmaga aktywność TET i produkcję 5hmC na drodze recyklingu Fe2+. « powrót do artykułu
-
Google i Facebook połączyły siły z firmami TE SubCom oraz Pacific Light Data Communication i wspólnie położą kabel łączący Hongkong z Los Angeles. Łącze będzie miało długość 12 800 kilometrów, a jego przepustowość sięgnie 120 Tbps. Będzie to więc najszybszy transpacyficzny kabel komunikacyjny. Jak zapewnił Brian Quigley z Google'a, jeśli nie pojawią się jakieś poważne przeszkody, to dane będzie można przesyłać już w roku 2018. Pacific Light Cable Network (PLCN) zapewni szybszy przesył danych i mniejsze opóźnienia niż dotychczas istniejąca infrastruktura. Dzięki temu mieszkańcy Azji zyskają lepszy dostęp do usług Google'a czy Facebooka. Giganci IT często angażują się w budowę kabli podmorskich, gdyż dzięki temu mogą sprzedawać usługi lepszej jakości. Niedawno Google zakończyło swój udział w przedsięwzięciu, w ramach którego powstał kabel "Faster" o przepustowości 60 Tbps, który połączył USA i Japonię. Z kolei w I kwartale 2018 roku ma rozpocząć pracę kabel Marea, którego właścicielami są Facebook, Microsoft i Telefonica. Łączy on USA z Europą. « powrót do artykułu
-
Amerykańska agencja antynarkotykowa DEA zrezygnowała z dodania dwóch psychoaktywnych składników kratomu do listy najbardziej niebezpiecznych narkotyków. Gdyby substancje te tam trafiły byłoby to równoznaczne z uznaniem kratomu za narkotyk, którego stosowanie w medycynie nie jest obecnie dopuszczone. Tymczasem kratom ma wiele obiecujących właściwości i może być niezwykle skutecznym środkiem przeciwbólowym i zwalczać uzależnienie od narkotyków. Z decyzji DEA cieszy się m.in. Botanical Education Alliance. Kratom nie jest opiatem. Nie uzależnia. Nie ma żadnych przyczyn, dla których DEA powinna penalizować czy regulować używanie kratomu w czasach, gdy wszelkie federalne wysiłki antynarkotykowe powinny skupiać się na walce z opioidami - stwierdzili przedstawiciele tej organizacji. Gdyby DEA dodała kratom do wspomnianej listy roślina byłaby na niej wymieniona przez co najmniej 2 lata, co znacząco ograniczyłoby m.in. możliwość badań naukowych nad nią. Obecnie amerykańskie prawo federalne nie zakazuje używania czy handlu kratomem. Sześć stanów ma jednak zamiar zakazać tej rośliny i jej składników. O niezwykłych właściwościach kratomu pisaliśmy w tekście Kratom - niebezpieczny narkotyk czy zbawienny lek?. « powrót do artykułu
-
Za pięć dni, 18 października, na nowo rozgorzeje spór o lokalizację Thirty Meter Telescope (TMT), największego teleskopu na świecie. Ma on powstać na Mauna Kea i, jak wcześniej planowano, miał rozpocząć pracę w 2022 roku. TMT ma zostać wyposażony w lustro o średnicy 30 metrów i do czasu rozpoczęcia w 2024 roku pracy przez European Extremely Large Telescope (lustro o średnicy 39 metrów) byłby największym teleskopem. Problem w tym, że nie wiadomo, czy TMT powstanie w terminie i czy stanie na Mauna Kea. Budowie kolejnego teleskopu na tej górze sprzeciwiają się bowiem rdzenni Hawajczycy, dla których Mauna Kea jest świętym szczytem stworzonym przez bogów dla dusz zdążających do nieba. Mauna Kea to jednak najlepsze na Półkuli Północnej miejsce dla teleskopów. A TMT wraz z budowanymi już European Extremely Large Telescope i Giant Magellan Telescope miał być podstawowym naziemnym instrumentem badawczym przyszłej dekady. W 2011 roku wydano zgodę na budowę teleskopu i od tamtej pory trwają protesty. W ubiegłym roku Sąd Najwyższy Hawajów cofnął wydaną zgodę, gdyż dopatrzył się naruszeń przepisów administracyjnych. Sąd nakazał też, by stanowa Rada Gruntów i Zasobów Naturalnych powtórzyła proces wysłuchań opinii publicznej i stron zainteresowanych TMT. Wysłuchania rozpoczną się 18 października i potrwają do końca listopada. Po przeprowadzeniu tego procesu Rada ponownie wyda decyzję dotyczącą budowy TMT. Wydaje się prawdopodobne, że otrzymamy zgodę - mówi astronom Robert Kirshner z Gordon and Betty Moore Foundation, która przeznaczyła na TMT 180 milionów dolarów. Żadna decyzja nie zapadnie prawdopodobnie przed końcem roku, a każda zostanie zaskarżona do stanowego Sądu Najwyższego. Nawet jeśli zgoda zostanie wydana i sąd podtrzyma decyzję urzędników, to prawdopodobnie budowa natrafi na spore trudności. Przeciwnicy teleskopu będą protestować i utrudniać prace konstrukcyjne. Dlatego też od lutego panel ekspertów zastanawia się nad alternatywnymi lokalizacjami dla TMT. Chilijski szczyt Cerro Amazonas, który brano pod uwagę na początkowym etapie planowania TMT przed 10 laty jest już niedostępny, gdyż trwa tam budowa European Extremely Large Telescope. Specjaliści zastanawiają się nad pobliskimi szczytami, jednak gdyby dla TMT wybrano Chile to wszystkie trzy wielkie teleskopy przyszłości znalazłyby się na Półkuli Południowej, przez co nie mogłyby obserwować znacznych fragmentów nieba nad Półkulą Północną. Odrzucono propozycje Chin i Indii - które obok USA, Japonii i Kanady partycypują w TMT - zbudowania teleskopu w Himalajach. Region ten jest bowiem zbyt odległy od portów, a tamtejsze warunki pozwoliłyby na prowadzenie budowy przez bardzo krótki czas w roku. Potencjalnie przydatne miejsca na Półkuli Północnej to San Pedro Martir w meksykańskiej Kalifornii Dolnej oraz Roque de los Muchachos na hiszpańskiej La Palmie. Menedżerowie TMT zapewniają, że niezależnie od ostatecznej lokalizacji, budowa teleskopu rozpocznie się nie później niż w kwietniu 2018 roku. « powrót do artykułu
-
Powstał polimer zdolny ostrzec o groźnych chorobach nerek
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Zaawansowana faza ostrego uszkodzenia nerek może skończyć się śmiercią nawet co drugiego pacjenta. Na szczęście chorobę będzie można teraz wykrywać na jej początkowym etapie rozwoju, gdy leczenie jest jeszcze stosunkowo proste, a rokowania dobre. Kluczem do ratującej zdrowie i życie diagnostyki jest nowy polimer, zaprojektowany w warszawskim Instytucie Chemii Fizycznej PAN. Chemicznym "sercem" tanich przyrządów diagnostycznych, zdolnych wykryć wczesne stadia chorób nerek, w nieodległej przyszłości może być specjalny polimer, przygotowany w Instytucie Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk (IChF PAN) w Warszawie przez mgr inż. Zofię Iskierko pod kierunkiem dr. inż. Krzysztofa Noworyty z grupy prof. dr. hab. Włodzimierza Kutnera. Polimer zaprojektowano i starannie skonstruowano w taki sposób, żeby szczególnie efektywnie wychwytywał ze swego otoczenia tylko jedną substancję: lipokalinę-2 (NGAL), białko naturalnie obecne we krwi człowieka. Dla lekarza wzrost stężenia tego związku u pacjenta to cenny sygnał o jeszcze nie dającym wyraźnych objawów, ale już się rozwijającym ostrym uszkodzeniu nerek. Prace nad wykonaniem polimeru, sfinansowane z grantu Narodowego Centrum Nauki, zrealizowano we współpracy z University of North Texas w Denton oraz warszawskimi Instytutem Fizyki PAN i Międzynarodowym Instytutem Biologii Molekularnej i Komórkowej. Zajmujemy się tworzeniem polimerowych warstw rozpoznających do chemosensorów wykrywających różne substancje. Wśród nich są m.in. biomarkery, czyli związki istotne biologicznie, których obecność lub zmiana stężenia w płynach ustrojowych niesie informację o zdrowiu pacjenta. Nasz najnowszy polimer potrafi wychwytywać lipokalinę-2, białko będące biomarkerem ostrego uszkodzenia nerek - mówi dr Noworyta. Na ostre uszkodzenie nerek (wcześniej znane jako ostra niewydolność nerek) cierpią mniej więcej trzy osoby na tysiąc. Na oddziałach szpitalnych sytuacja wygląda jednak znacznie groźniej: choroba ta może dotyczyć nawet 40% hospitalizowanych. Skutki wcześnie wykrytego ostrego uszkodzenia nerek są odwracalne. Wyraźne objawy choroby – takie jak osłabienie, wymioty czy zaburzenia świadomości – występują jednak dopiero w zaawansowanej fazie jej rozwoju, gdy możliwe komplikacje stają się poważnym zagrożeniem dla życia (w najbardziej zaawansowanym stadium śmiertelność dochodzi nawet do 50%!). Uszkodzenia nerek, które pojawiają się w późnych fazach choroby, mogą być już trwałe i wymagać stałych dializ, a nawet transplantacji całego organu. Zanim ostre uszkodzenie nerek się rozwinie, we krwi chorego rośnie stężenie lipokaliny. Zaprojektowaliśmy więc polimer, w którego strukturze znajdują się luki molekularne bardzo dobrze dopasowane do kształtu i właściwości cząsteczek właśnie tego związku. Prawdopodobieństwo, że ugrzęźnie w nich jakieś inne białko, jest bardzo, bardzo małe - wyjaśnia doktorantka Zofia Iskierko, pierwsza autorka publikacji w czasopiśmie ACS Applied Materials & Interfaces. Nowy polimer wykonano metodą wdrukowania molekularnego. Cząsteczki lipokaliny otoczono najpierw odpowiednio dobranymi, krótkimi polimerami (tzw. funkcyjnymi), wiążącymi się z tym białkiem w specyficznych, charakterystycznych tylko dla niego miejscach. Następnie wprowadzono drugi polimer, sieciujący, który łączył się z polimerem funkcyjnym. Polimer sieciujący poddano później polimeryzacji, po czym z tak powstałej struktury wypłukano lipokalinę. Ostatecznie otrzymano trwałą warstwę polimerową z lukami molekularnymi dopasowanymi do cząsteczek lipokaliny zarówno pod względem ich lokalnych cech chemicznych, jak też rozmiaru i kształtu. Gdy cząsteczki lipokaliny w badanym roztworze wejdą w kontakt z tak uformowanym polimerem, część z nich ma szansę ulokować się w lukach. Białka są jednak dość duże i niechętnie migrują przez sieć polimerową. Dlatego strukturę naszego polimeru musieliśmy sztucznie rozluźnić, wystarczająco, by zapewnić cząsteczkom lipokaliny jak najlepszy dostęp do jak największej liczby luk, ale nie przesadnie, żeby warstwa polimerowa się nie zapadła - opisuje dr Noworyta. Wymaganą porowatość przy zachowaniu dostatecznej wytrzymałości mechanicznej naukowcy z IChF PAN otrzymali dzięki użyciu nieorganiczno-organicznych materiałów mikroporowatych typu MOF (Metal-Organic Framework). Pod względem struktury materiały MOF przypominają trójwymiarowe kratownice o rozmiarach "oczek" zależących od rodzaju użytych atomów metalu i łączących je ligandów. To właśnie na tym szkielecie budowlanym wytwarzano właściwą warstwę detekcyjną. Gdy polimer sieciujący był już utwardzony, podczas usuwania cząsteczek lipokaliny niszczono także – wtedy już niepotrzebny – szkielet MOF. Zabieg dodatkowo skutkował rozbudowaniem powierzchni polimeru, co prowadziło do zwiększenia liczby luk dostępnych dla cząsteczek białka i zapewniało lepszą czułość chemoczujnika. Warstwa polimerowa po wychwyceniu cząsteczki lipokaliny zwiększa swą masę. Gdyby więc była osadzona na niewielkim oscylatorze piezoelektrycznym, jego łatwa do zmierzenia częstotliwość drgań musiałaby się zmienić. Innym sposobem zidentyfikowania obecności cząsteczek lipokaliny w lukach molekularnych jest pomiar zmian potencjału warstwy detekcyjnej, który wpływa na zmianę prądu płynącego w elemencie przetwarzającym (tranzystorze polowym). Ze względu na swoją prostotę i niezawodność, to ostatnie rozwiązanie nadawałoby się zwłaszcza do chemoczujników handlowych przeznaczonych dla masowego odbiorcy. Nasze badania mają charakter podstawowy, laboratoryjny. Od przygotowania polimeru wychwytującego lipokalinę do seryjnej produkcji tanich detektorów, służących profilaktyce i wczesnemu leczeniu chorób, prowadzi jednak dość daleka droga - podkreśla prof. Kutner. Niels Bohr, wielki duński fizyk kwantowy, mawiał, że przewidywanie jest trudne, zwłaszcza przyszłości. Racjonalne wydaje się jednak przypuszczenie, że już w przyszłej dekadzie urządzenia wykrywające różne biomarkery i wcześnie ostrzegające o zagrożeniu zdrowia staną się integralną częścią wszechobecnych smartfonów. Przeprowadzenie diagnozy stałoby się wtedy równie proste, jak badanie zawartości cukru we krwi za pomocą współczesnych glukometrów: wystarczyłoby do smartfona podłączyć wymienny, prosty chemoczujnik z odpowiednio dobraną rozpoznającą warstwą polimerową, nanieść na nią odrobinę płynu fizjologicznego i... poczekać, aż smartfon wyświetli wynik. Zaawansowaną diagnostykę medyczną każdy mógłby przeprowadzać sam, tak często, jak uzna to za stosowne. « powrót do artykułu -
Zapadła bezprecedensowa decyzja o rozpoczęciu współpracy pomiędzy pomiędzy amerykańskimi służbami wywiadowczymi a Narodowymi Akademiami Nauk, Inżynierii i Medycyny. W ramach współpracy powstanie stała Intelligence Community Studies Board, która zajmie się m.in. zbadaniem, w jaki sposób badania społeczne i behawioralne mogą posłużyć zwiększeniu bezpieczeństwa narodowego. David Honey, który w ODNI (Office of the Director of National Intelligence) piastuje stanowiska dyrektora ds. naukowych i technologicznych, stwierdził, że dzięki współpracy z Akademiami Nauk wywiad będzie lepiej zbierał i analizował informacje. Robert Fein, psycholog specjalizujący się w zagadnieniach bezpieczeństwa narodowego, mówi, że jednym z obszarów, który wymaga szybkiej poprawy, jest lepsze określenie, kiedy ludzie kłamią. Po rozpoczęciu wojen w Afganistanie i Iraku amerykańskie agencje wywiadowcze zainwestowały duże kwoty w udoskonalenie technicznych i behawioralnych metod przesłuchań. Jednak, jak zauważa Fein, który w 2006 roku stał na czele zespołu przygotowującego raport nt. nowych technik, wyniki były rozczarowujące. Badacze obiecywali gruszki na wierzbie i po wydaniu milionów dolarów uzyskano niewiele przydatnych rzeczy - stwierdza. Wiele badań nad nowymi metodami przesłuchań było obarczonych poważnymi błędami. Na przykład w żadnym studium na temat kłamstwa nie uwzględniono ludzi, którzy nie mówili po angielsku - przypomina. Przełożenie wyników badań naukowych na praktykę wywiadowczą jest niejednokrotnie bardzo trudne. Nauka opisuje szersze zjawisko, a w pracy wywiadowczej potrzebny jest opis i sposób podejścia do konkretnego przypadku. Zadaniem wspomnianej Intelligence Community Studies Board nie będzie szukanie równowagi pomiędzy nauką, a potrzebami agencji wywiadowczych. Ma się ona skupić bardziej na wskazaniu tych obecnych i przyszłych obszarów badań, które mogą być przydatne do zwiększenia bezpieczeństwa narodowego. Część z 300 naukowców, którzy wejdą w skład nowej organizacji, wyraża jednak pewne obawy. Pomimo tego, że są zainteresowani nowym pomysłem boją się, że praca ta wpłynie negatywnie na ich badania, gdyż - ze względu na jej charakter - nie będą mogli w pełni dzielić się jej wynikami z innymi naukowcami i opinią publiczną. Paul Glimcher, neuroekonomista z New York University mówi, że taka współpraca to świetny pomysł. Zauważa jednak, że on sam stoi na czele prowadzonego przez Kavli Institute projektu HUMAN, w ramach którego zebrano szczegółowe charakterystyki behawioralne 10 000 mieszkańców Nowego Jorku. Obiecaliśmy badanym, że dane te nigdy nie zostaną udostępnione rządowi. Obawiam się, że ludzie ci mogą negatywnie odebrać moją współpracę z amerykańskimi agencjami wywiadowczymi. « powrót do artykułu
-
Confédération Internationale de la Pêche Sportive wnioskuje, by wędkarstwo stało się dyscypliną olimpijską i pojawiło się za 4 lata na Letnich Igrzyskach w Tokio. Po schwytaniu ryby miałyby być wypuszczane. Choć szef federacji Ferenc Szalay powołuje się na popularność wędkarstwa oraz zasady fair play tej starej tradycji, krytycy podkreślają, że w łowieniu zbyt dużą rolę odgrywa szczęście. Wg nich, dyscyplina byłaby też niezrozumiała i nudna dla obserwatorów. Łowienie pojawiło się już na olimpiadzie jako nieoficjalna dyscyplina. Miało to miejsce w Paryżu w 1900 r. W zmaganiach wzięło udział 6 krajów (na ok. 600 uczestników tylko 40 pochodziło z państw innych niż Francja). Nic jednak nie wiadomo o zwycięzcy. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Oregonu (OSU) poczynili znaczne postępy w rozumieniu działania ksantohumolu - flawonoidu z chmielu dobrze rokującego w leczeniu zespołu metabolicznego. Posługując się m.in. spektroskopią mas, zespół stwierdził, że prenylowane flawonoidy, a zwłaszcza ksantohumol, dysponują mechanizmem wiązania sprzyjającym aktywności receptora farnezoidowego X (ang. farnesoid X receptor, FXR). FXR to zaś główny regulator metabolizmu lipidów i glukozy. FXR budzi zainteresowanie pod kątem terapii stłuszczenia wątroby, cukrzycy typu 2. i otyłości. W ramach naszego studium zidentyfikowaliśmy unikatowy mechanizm wiązania i strukturę chemiczną, która to umożliwia. To bardzo interesujące i obiecujące - podkreśla dr Claudia Maier. Znając dokładniej FXR na poziomie molekularnym, można skuteczniej wykorzystać ksantohumol lub stworzyć lepiej działające związki o podobnej budowie. Receptor FXR to tylko część normalnego metabolizmu lipidów i glukozy. Innymi ważnymi czynnikami są dieta, aktywność fizyczna czy prawidłowa waga. Funkcja FXR może zostać upośledzona w wyniku nadmiernego spożycia tłuszczów i cukru. Z drugiej strony odtworzenie jego działania pomaga poradzić sobie z problemami metabolicznymi. Wcześniej w tym roku naukowcy z OSU Cristobal Miranda i Fred Stevens badali zwierzęta laboratoryjne na wysokotłuszczowej diecie. Zauważyli, że wysokie dawki ksantohumolu obniżały poziom złego cholesterolu LDL aż o 80%, insuliny o 42%, a biomarkera stanu zapalnego interleukiny 6 (IL-6) o 78%. W porównaniu do zwierząt z grupy kontrolnej, ograniczono także przyrost wagi. Wykorzystane dawki przewyższały stężenia dostępne w diecie, ale wg Amerykanów, da się je łatwo uzyskać w ramach suplementacji. « powrót do artykułu
-
Ocieplenie klimatu niesie ze sobą wiele zagrożeń i niekorzystnych zmian, są jednak regiony, które mogą na tym skorzystać. Zdaniem naukowców z Virginia Tech w etiopskiej części basenu Nilu Błękitnego może zwiększyć się ilość wody. To z kolei może oznaczać zwiększoną produkcję żywności, zwiększoną produkcję energii z hydroelektrowni oraz ułatwić prace irygacyjne. Ironią losu jest, że zmiany klimatyczne mogą uczynić z Etiopii kraj eksportujący żywność - mówi profesor Zach Easton, specjalista ds. inżynierii systemów biologicznych. Naukowcy wykorzystali cały zestaw modeli klimatycznych i hydrologicznych, za pomocą których chcieli przewidzieć wpływ zmian klimatycznych na dostępność wody i transport osadów w Nilu Błękitnym. Większość dotychczasowych badań nad tą rzeką skupiała się wyłącznie na dostępności wody. Uczeni z Virginia Tech przyjrzeli się też transportowi osadów, gdyż w basenie Nilu Błękitnego ma miejsce jeden z najszybciej przebiegających procesów erozji, przez co osady stanowią poważny problem w rzece. Etiopia może doświadczyć zwiększonego dostępu do wody, co wydłuży sezon uprawy. Niewykluczone, że możliwe tam będą dwukrotne zbiory w ciągu roku - stwierdził główny autor badań, Moges Wagena z Etiopii. O ile poprzednie badania wykazywały możliwość zwiększenia się dostępu do wody o około 10%, to badania obecne szacują, że przepływ wody może być większy o 20-30 procent. Jednym z potencjalnych zidentyfikowanych problemów jest transport osadów, który może się zwiększyć wraz z przepływem wody. Osady mogą zmniejszyć pojemność zbiorników oraz negatywnie wpłynąć na produkcję energii z hydroelektrowni. Lepsza dostępność wody to niewątpliwie dobra wiadomość, lecz korzyści zostaną częściowo zniwelowane przez większy transport osadów. Jednym ze sposobów poradzenia sobie z tym problemem jest wprowadzenie odpowiednich praktyk w rolnictwie, na przykład hodowla roślin zapobiegających erozji i uprawianie gleby metodą zerową, dzięki czemu gleba jest zdrowsza, bardziej stabilna i mniej podatna na erozję - stwierdził Easton. « powrót do artykułu
-
Andrew Dyhin, wynalazca z Melbourne, a jednocześnie założyciel firmy PotatoMagic, poświęcił 12 lat życia na badania i uzyskanie sera z ziemniaków. Produkt nazwał chato (od ang. cheese potato). Chato wygląda i topi się jak ser, ale to same ziemniaki. Z oczywistych względów Dyhin nie ujawnia szczegółów procesu, ale wiadomo, że ziemniaki są obierane i przetwarzane bez żadnych dodatków. Chato, doskonałą alternatywę dla nabiału, można topić i kroić, a także mieszać z innymi składnikami do uzyskania płynnych sosów: dipów czy ailloli. Dyhin planuje wykorzystać chato do produkcji przekąsek i produktów z czasem przydatności do spożycia wynoszącym od 4 miesięcy do 4 lat. Wspomina też o lodach z ziemniaczanym serem. Smak jest ponoć zabójczy. By uzyskać różne smaki, można dodać do chato wszystko, co tylko przyjdzie do głowy. Można je piec, by zagęścić ciasto i sprawić, że będzie wilgotne. Chato smakuje jak ziemniak albo w ogóle go nie przypomina. Zależy, co się z nim zrobi. Obecnie Australijczyk rozpoczyna komercjalizację pomysłu i szuka inwestorów. Dyhin podkreśla, że podczas prac przyświecała mu myśl o bezpieczeństwie spożywczym rodzinnego kraju i świata. Inną kwestią jest wykorzystanie plonów. Ok. 25% wyhodowanych ziemniaków nie trafia na talerze. Głównie z powodu brzydkiego wyglądu. Musimy znaleźć alternatywy dla zwierząt oraz intensywnych praktyk rolniczych - podsumowuje. « powrót do artykułu
-
Związki spadków ciśnienia po wstaniu z demencją
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Ludzie, którzy często mają spadki ciśnienia i zawroty głowy po wstaniu, znajdują się w grupie podwyższonego ryzyka demencji. Badacze z Centrum Medycznego Erazmusa wyjaśniają, że mniej krwi dociera wtedy do mózgu, prowadząc z czasem do uszkodzenia neuronów. Autorzy publikacji z pisma PLoS Medicine skupili się na tzw. hipotensji ortostatycznej. Jej epizody stają się z wiekiem częstsze. Holendrzy śledzili losy ok. 6 tysięcy osób (średnio przez 15 lat). Stwierdzili, że u ludzi cierpiących po wstaniu na spadki ciśnienia demencja rozwijała się częściej. Choć przy wzroście ryzyka dla osób z hipotensją ortostatyczną rzędu ok. 4% wpływ może się wydawać subtelny, biorąc pod uwagę, ile ludzi cierpi na tę przypadłość w przebiegu starzenia, oddziaływanie tego zjawiska na globalne obciążenie demencją może być znaczące - podkreśla dr Arfan Ikram. Naukowiec doradza, że jeśli ktoś w starszym wieku doświadcza częstych zawrotów głowy po zmianie pozycji, powinien o tym powiedzieć lekarzowi rodzinnemu. W przypadku młodych osób zdarzające się jednorazowo, np. przy odwodnieniu, epizody nie stanowią powodu do zmartwień. « powrót do artykułu -
Zdaniem inżynierów BMW, motocykle przyszłości będą tak bezpieczne, że można będzie nimi bez obaw jeździć bez kasku. Firma zaprezentowała właśnie model Motorrad Vision Next 100, prototyp samostabilizującego się motocykla przyszłości. Urządzenie nie emituje żadnych spalin i utrzymuje pionową pozycję nawet podczas postoju. Jego system stabilizacji bez przerwy chroni motocyklistę. Każda spóźniona reakcja człowieka będzie kompensowana przez reakcję motocykla, który się ustabilizuje. W przyszłości motocykliści będą mogli jeździć bez ubrań ochronnych - twierdzi Edgar Heinrich, dyrektor ds. projektowych w wydziale motocykli BMW. Samostabilizujące się motocykle nieprędko trafią na nasze drogi. Zdaniem specjalistów nie stanie się to przed rokiem 2030. BMW nie przewiduje też produkcji autonomicznych motocykli. Do roku 2021 chce za to rozpocząć sprzedaż w pełni autonomicznych samochodów. « powrót do artykułu
-
Mimo ogromnych zmian ekonomicznych i społecznych, jakie zaszły w ciągu ostatnich 700 lat, pewne cechy miast pozostały niezmienne. Okazuje się np., że zarówno w średniowiecznych, jak i współczesnych europejskich realiach większe miasta mają większą gęstość zaludnienia niż mniejsze. Może to sugerować, że ok. 1300 r. instytucje zachodnioeuropejskie nie ograniczały zasadniczo mieszania społeczności, integracji ekonomicznej czy swobodnego przepływu ludzi, idei oraz informacji. Autorzy publikacji z pisma PLoS ONE przekonują, że dynamika społeczna umożliwiana przez średniowieczne miasta była podobna do tej ze współczesnych miast. Naukowcy analizowali dane ze 173 średniowiecznych miast z zachodniej Europy (we wszystkich liczebność populacji wynosiła >1.000, a w większości >5.000). Zauważyli, że wzorce grupowania społeczności w średniowiecznych stolicach Włoch, Francji i Belgii były statystycznie nierozróżnialne od o wiele młodszych miast. Jak podkreśla Luís M.A. Bettencourt, współczesne i historyczne miasta różnią się na poziomie makro (instytucjonalnym). Z powodu podobieństwa zachowań z poziomu mikro i ich wpływu na większy system, to, co wiemy o dzisiejszych procesach urbanizacyjnych, może się odnosić do przeszłości. « powrót do artykułu
-
Mechanizm sprzężenia zwrotnego zabezpiecza rośliny przed uszkodzeniem przez światło. Zespół z Imperial College London odkrył, że kluczowy dla fotosyntezy fotoukład II (PSII) dostosowuje swoją aktywność, by uniknąć uszkodzenia przez światło i tlen. Fotoukład II wykorzystuje energię słoneczną, by usunąć elektrony z wody. Te z kolei są wykorzystywane do związania CO2 z atmosfery. Gdy liście zamykają aparaty szparkowe, by zabiec utracie wody, zatrzymuje się także wymiana gazowa i dwutlenek węgla nie może się dostać do systemu. Gdy CO2 z wnętrza liścia się wyczerpuje, elektrony nie mają z czym reagować. Mimo że CO2 nie dostaje się do środka, światło jest nadal obecne, generując nadmiar elektronów. Zaczyna powstawać tlen singletowy, który może uszkodzić fotoukład II. Posługując się metodami spektroelektrochemicznymi, Brytyjczycy odkryli mechanizm chroniący fotoukład II. Okazało się, że elektrony wyzwalają uwalnianie z enzymów jonu HCO3−. Zjawisko to spowalnia rozkład wody (i transfer elektronów) oraz tworzenie tlenu singletowego (1O2). Naukowcy sugerują dwukierunkowy mechanizm: z jednej strony powodujący gromadzenie elektronów niski poziom CO2 wyzwala uwalnianie HCO3−, z drugiej zaś poziom CO2 w lokalnym środowisku liścia może wpływać na wiązanie HCO3−. Teraz, kiedy rozumiemy nowy mechanizm w laboratorium [badania prowadzono na błonach wzbogaconych PSII], kolejnym krokiem będzie zdefiniowanie, kiedy uruchamia się on w terenie: w lesie, szklarni, doniczce, morzu, jeziorze czy sadzawce - podkreśla prof. Bill Rutherford. Wcześniej, współpracując z zespołem z Uniwersytetu Stanowego Michigan, Rutherford wyjaśnił, w jaki sposób światło może uszkodzić fotosystem II. Naukowcy zademonstrowali, że zmiany w natężeniu światła generują pulsy pola elektrycznego. Wyniki studium pokazały, że nawet trzepotanie liści na wietrze może tworzyć niebezpieczne pulsy pola, które skutkują fotoinhibicją, czyli procesem negatywnie wpływającym na wzrost. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z Tsinghua University ustalili, że dodawanie grafenu lub jednościennych nanorurek węglowych (ang. SWNTs) do karmy dla gąsienic jedwabników morwowych (Bombyx mori) sprawia, że wytwarzają one mocniejszą nić. Oprzędem jedwabników interesuje się zarówno przemysł tekstylny, jak i technologiczny. W ostatnich latach próbowano ulepszyć jedwab na różne sposoby, np. dodając barwniki, nanocząstki, przewodzące tworzywa czy antybiotyki. W tym celu poddawano obróbce gotowy produkt lub stosowano suplementy do karmy gąsienic. W ramach najnowszego eksperymentu Chińczycy spryskiwali liście morwy 0,2% wodnym roztworem nanorurek węglowych lub grafenu. Testy nici jedwabnej wykazały, że może ona wytrzymać naprężenia większe o 50%. Badanie spektrograficzne ujawniło, że nanowęglowe dodatki utrudniały zmianę konformacji fibroiny włókien jedwabiu z kłębka statystycznego i helisy alfa do harmonijek beta, co może się przekładać na zwiększenie wydłużenia przy zerwaniu. Chińczycy prowadzili też badania pirolizy zmodyfikowanego jedwabiu w temperaturze 1050°C. Wprowadzenie grafenu i SWNTs pozwalało uzyskać grafityzowane struktury o podwyższonym przewodnictwie elektrycznym. Autorzy publikacji z pisma Nano Letters mają nadzieję, że ich ustalenia pozwolą wyprodukować z nowego jedwabiu tkaniny o lepszych właściwościach ochronnych, bardziej wytrzymałe implanty medyczne czy ubrania z wbudowaną elektroniką. Wcześniej naukowcy muszą jednak przeprowadzić dodatkowe badania. Na razie nie wiadomo bowiem, w jaki sposób jedwabniki włączają nanorurki i grafen w nić. Nie ujawniono także, ile dokładnie SWNTs i grafenu trafia do jedwabiu i czy zabieg nie wpływa negatywnie na same gąsienice. « powrót do artykułu
-
Grupa naukowców z Oxford University postanowiła sprawdzić, które z katastrof lotniczych interesują opinię publiczną i dlaczego. Uczeni przyjrzeli się wpisom w Wikipedii dotyczącym około 1500 wypadków lotniczych i stwierdzili, że dopiero katastrofy, w których zginie co najmniej 50 osób cieszą się szerokim zainteresowaniem opinii publicznym. Zainteresowanie to wzrasta wraz z liczbą ofiar. Jeśli zaś zginie mniej niż 50 osób bardzo trudno jest przewidzieć, czy opinia publiczna zainteresuje się katastrofą. W Wikipedii znajdziemy wpisy na temat katastrof lotniczych, które miały miejsce w latach 1897-2016. Okazuje się, że znaczenie dla zainteresowania katastrofą ma też miejsce, w którym doszło do wypadku. Na przykład katastrofa na terenie Ameryki Północnej cieszy się 50-krotnie większym zainteresowaniem wśród anglojęzycznych użytkowników Wikipedii niż katastrofa w Afryce. W hiszpańskojęzycznej Wikipedii wypadek, który miał miejsce na terenie Ameryki Południowej przykuwa 50-krotnie większą uwagę niż wypadek w Afryce i 5-krotnei większą niż wypadek w Ameryce Północnej. Zjawisko takie obserwujemy niezależnie od liczby ofiar. Co więcej, wypadki, w których uczestniczyły linie lotnicze z innych regionów świata musi charakteryzować 3-krotnie większa liczba ofiar niż w przypadku linii północnoamerykańskich i 5-krotnie większa niż w przypadku linii południowoamerykańskich, by przyciągały równie dużo zainteresowania wśród - odpowiednio - anglo- i hiszpańskojęzycznych użytkowników Wikipedii co wypadki linii z regionu. Ważnym czynnikiem liczby odsłon i edycji na Wikipedii było też zainteresowanie mediów danym wypadkiem. Gdy media przestawały się interesować wypadkiem, gwałtownie spadała liczba odsłon odpowiednich haseł w Wikipedii. Wyraźnie widać, że na zawartość anglojęzycznej Wikipedii wpływa to, co jest ważne dla ludzi z Zachodu i jest w niej niewiele odniesień do świata poza Ameryką Północną i Europą. To zaś pokazuje, że takie otwarte projekty narażone są na zachwianie proporcji. [...] Podobnego zachwiania proporcji można spodziewać się w przypadku innych wersji językowych, jednak w wersjach tych liczba artykułów nie jest odpowiednio duża, byśmy na ich podstawie mogli wysnuć solidne wnioski statystyczne" - mówi doktor Taha Yasseri. Analiza anglo- i hiszpańskojęzycznych edycji Wikipedii wykazała, że najczęściej czytanym artykułem dotyczącym katastrofy lotniczej był ten o zestrzeleniu Malaysia Airlines Flight 17 nad Ukrainą. Dwa pozostałe najpopularniejsze teksty dotyczyły zniknięcia Malaysian Airlines Flight 370 oraz katastrofy Air France Flight 447. « powrót do artykułu
-
W specjalistycznych pismach medycznych i innych publikacjach naukowych specjaliści wymieniają wiele chorób, które potencjalnie mogą stać się zagrożeniem na dużą skalę. Wirusolodzy i epidemiolodzy przyglądają się czterem z nich, które stwarzają szczególne zagrożenie. Pierwsza z chorób, która może wymknąć się spod kontroli, to mayaro. Jej obraz kliniczny jest nie do odróżnienia od chikungunyi. Także i mayaro jest przenoszona przez komary, powoduje gorączkę, dreszcze i bóle stawów, które mogą trwać ponad rok. Mayaro jest jednak powodowana przez innego wirusa, jej leczenie będzie więc wymagało innych leków i szczepionek. Wielkim problemem mogą okazać się podobieństwa pomiędzy chikungunyą a mayaro. Pierwsza z tych chorób już zaadaptowała się do środowiska miejskiego, a wirus jest przenoszony przez komary Aedes aegypti oraz Aedes albopictus. We wrześniu bieżącego roku tylko w obu Amerykach zidentyfikowano ponad 100 000 przypadków chikungunyi. Wydaje się, że i mayaro zaczyna się zmieniać. W ostatnich latach zanotowano zachorowania w brazylijskich miastach, położonych z dala od lasów deszczowych. We wrześniu wirus został zauważony na Haiti, co sugeruje, że może adaptować się do życia w mieście. Eksperymenty laboratoryjne wykazały, że A. aegypti i A. albopictus mogą potencjalnie przenosić mayaro. Gorączka doliny Rift dla większości chorych kończy się gorączką i dreszczami. Jednak w niektórych przypadkach zmienia się w gorączkę krwotoczną połączoną z dużymi krwotokami lub zapaleniem mózgu. Połowa takich przypadków kończy się śmiercią, a współczesna medycyna nie potrafi sobie poradzić z gorączką doliny Rift. Choroba została odkryta w Kenii na początku XX wieku. Do niedawna wirus występował jedynie w Afryce, jednak w 2000 roku dotarł do Półwyspu Arabskiego, gdzie zaraził tysiące ludzie i spowodował śmierć milionów zwierząt hodowlanych. W ostatnich latach obserwuje się rosnący odsetek przypadków krwotocznych. Obecnie forma krwotoczna pojawia się u 10% chorych, podczas gdy wcześniej obserwowano ją u 1%. Nie jesteśmy pewni, czy wirus mutuje, czy też - co bardziej prawdopodobne - lepiej potrafimy wykrywać poważne choroby w Afryce - mówi wirusolog Brian Bird z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Głównym zagrożeniem związanym z gorączką doliny Rift jest fakt, że wirusa przenosi ponad 30 gatunków komarów, a rezerwuarem choroby mogą być zwierzęta dzikie i domowe. W Europie i Ameryce Północnej zwierzęta nie są odporne na tę chorobę. Jeśli by ona tutaj przybyła, skutki dla zdrowia i ekonomii byłyby niezwykle poważne - mówi Bird. Na szczęście prowadzone są zaawansowane prace nad szczepionką przeciwko tej chorobie. Gorączka krwotoczna krymsko-kongijska jest przenoszona przez kleszcze. To dobra wiadomość, bo choroby odkleszczowe rozprzestrzeniają się wolniej niż te przenoszone przez komary. Zła wiadomość - umiera do 40% zarażonych. Chorobę zidentyfikowano w 1944 roku. Od tamtego czasu pojawiła się W Afryce, dotarła do Chin. Wydaje się, że w ostatnich latach tempo jej rozprzestrzeniania się uległo przyspieszeniu. W 2002 roku choroba dotarła do Turcji i do roku 2015 cierpiało na nią 10 000 osób. W 2011 pojawiła się w Indiach, a we wrześniu 2016 zanotowano pierwsze dwa przypadki w Hiszpanii. Jedna osoba zmarła. Trudno powiedzieć, czy to jednorazowe wprowadzenie wirusa czy też sygnał zmian w środowisku, które powodują, że wirus może rozprzestrzeniać się po Europie - wyjaśnia Bird. Wirus przenoszony jest głównie przez kleszcze z rodzaju Hyalomma, które dzięki zmianom klimatycznym zdobywają nowe terytoria. W 2015 roku kleszcze te pojawiły się w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Po niezwykle gorącym lecie w Europie mamy do czynienia z olbrzymią epidemią usutu wśród ptaków w Niemczech, które masowo padają, a koledzy z Francji, Belgii, Holandii i Węgier informują o podobnych problemach. To coś nowego, wcześniejsze epidemie usutu były ograniczone geograficznie - mówi Daniel Cadar, wirusolog z Instytutu Medycyny Tropikalnej w Hamburgu. Usutu to ptasi wirus przenoszony przez powszechnie występujące komary z rodzaju Culex. Objawy są podobne do zarażenia wirusem Zachodniego Nilu: bóle głowy, gorączka, problemy neurologiczne. Dotychczas większość zakażeń u ludzi przebiegała bezobjawowo. Z wrześniowego numeru Clinical Microbiology and Infection dowiadujemy się, że około 6% osób mieszkających w okolicach włoskiej Modeny zostało ostatnio zarażonych tym wirusem. Ludzie ci nie wiedzą, że są nosicielami. Na razie wydaje się, że usutu wywołuje poważne problemy jedynie u osób o obniżonej odporności. Jednak marne to pocieszenie. Usutu znajduje się mniej więcej w takim samym momencie, w jakim przed 20 laty był wirus Zachodniego Nilu. Pojawiały się niewielkie ogniska choroby we wschodniej Europie, jednak większość ludzi nie uważała, że to poważna choroba. Jako, że usutu to ptasi wirus, może być on z łatwością przeniesiony w inne części świata - ostrzega Scott Weaver, wirusolog University of Texas. « powrót do artykułu
-
Sutherlandia frutescens - stosowane w Afryce Południowej zioło - zmniejsza skuteczność izoniazydu, powszechnie stosowanego leku przeciwgruźliczego, zaliczanego do tzw. leków pierwszego rzutu. Wg naukowców z Uniwersytetu Missouri i współpracowników z Afryki, może to prowadzić do rozwoju aktywnej gruźlicy i lekooporności patogenów. Napary z liści S. frutescens tradycyjnie wykorzystuje się przy ospie wietrznej, grypie, reumatyzmie, hemoroidach, biegunce, a także problemach z żołądkiem i wątrobą. Zespół prof. Williama Folka monitorował pacjentów, którzy oprócz izoniazydu przyjmowali S. frutescens lub placebo. Autorzy publikacji z pisma Neuromolecular Medicine zaobserwowali, że u niektórych pacjentów z grupy suplementowej mimo zażywania izoniazydu rozwinęła się aktywna gruźlica. Uważamy, że przeciwutleniacze z S. frutescens bezpośrednio zaburzają działanie izoniazydu w organizmie. [...] Jeśli człowiek przyjmuje jednocześnie suplement, odwraca to, na czym polega udowodnione naukowo działanie leku. Ponad 1/3 światowej populacji jest podatna na aktywną gruźlicę, więc bardzo niefortunnie się składa, że zioło przyjmowane, by zapobiegać lub leczyć infekcje, w rzeczywistości pomaga rozwijać się chorobie i prawdopodobnie powoduje, że bakterie stają się lekoopornymi superpatogenami. Folk wyjaśnia, że ustalenia jego zespołu mogą się odnosić do wielu ziołowych suplementów i wielu różnych leków, w tym przeciwnowotworowych. Wg niego, w przyszłości należałoby zbadać potencjalne interakcje między lekami i bogatymi w przeciwutleniacze suplementami. Ponieważ tylu ludzi na całym świecie zwraca się ku roślinnym suplementom, by poradzić sobie z całym wachlarzem problemów zdrowotnych, jest niezwykle istotne, by ustalić, jak oddziałują one z lekami. Sporo z nich wykorzystuje szlaki, które mogą zostać zaburzone przez przeciwutleniacze. « powrót do artykułu
-
Pojazd OSIRIS-REx, którego celem jest pobranie próbek z asteroidy Bennu i powrót z nimi na Ziemię, po raz pierwszy odpalił silniki Trajectory Correction Maneuver (TCM). Ich zadaniem była lekka korekta trajektorii sondy. Podczas manewru prędkość OSIRIS-REx zmieniła się o około 1,8 kilometra na godzinę i zużyto około 0,5 kilograma paliwa. OSIRIS-REx został wystrzelony 8 września. Obecnie znajduje się w odległości około 14,5 miliona kilometrów od Ziemi. TCM-1 zostały umieszczone w sondzie głównie po to, by skorygować jej trasę zaraz po odłączeniu się od rakiety nośnej. Jednak start, dokonany za pomocą rakiety Atlas V, okazał się tak precyzyjny, że dotychczas nie było potrzeby korygowania trajektorii. Obecna korekta była zaś w dużej mierze spowodowana chęcią przetestowania silników przed planowanym na grudzień dużym manewrem przyspieszającym. Na pokładzie OSIRIS-REx znajduje się około 11 kilogramów paliwa dla TCM-1. Umieszczono je tam na wypadek, gdyby potrzebna była zmiana prędkości pojazdu. Dzięki niemu możliwe jest skorygowanie prędkości o 42 km/h. Niezużyte paliwo może posłużyć jako rezerwa paliwowa do wykorzystania w razie potrzeby wykonania dodatkowych manewrów w czasie zbliżania się do Bennu. Zespół nawigacyjny misji OSIRIS-REx monitorował położenie sondy śledząc przesunięcie w sygnale radiowym pomiędzy antenami pojazdu i Deep Space Network w Kalifornii. Przez najbliższy tydzień dane będą analizowana, co pozwoli na dokładne określenie precyzji wykonanego manewru. OSIRIS-REx został wyposażony w cztery różne typy silników rakietowych, dzięki czemu posiada odpowiednie zabezpieczenia pozwalające na wykonanie różnego typu manewrów w pobliżu asteroidy i w drodze powrotnej. Niedługo po wystrzeleniu uruchomiono silniki Attitude Control System (ACS), które ustawiły pojazd tak, by jego panele słoneczne były skierowane w stronę naszej gwiazdy, a anteny w stronę Ziemi. Dzisiaj po raz pierwszy użyto TCM. W grudniu uruchomiony zostanie największy Main Engine (ME), który skieruje OSIRIS-REx tak, by pojazd mógł w dalszej podróży wykorzystać asystę grawitacyjną Ziemi. Najmniejsze z silników Low Thrust Reaction Engine Assembly (LTR) zostaną użyte podczas prezycyjnych manewrów w poliżu powierzchni Bennu. OSIRIS-REx to trzecia misja prowadzona w ramach programu New Frontiers. Dwie wcześniejsze misje to New Horizons i Juno. « powrót do artykułu
-
Leki na nadciśnienie wpływają na ryzyko zaburzeń nastroju, w tym depresji czy zaburzenia afektywnego dwubiegunowego. Jak zauważył prof. Sandosh Padmanabhan z Uniwersytetu w Glasgow, dwa z czterech analizowanych typów leków podnoszą ryzyko zaburzeń nastroju, a jeden je obniża. Możliwy wpływ leków na nadciśnienie na zdrowie psychiczne to coś, z czego lekarze powinni sobie zdawać sprawę [...]. Naukowcy zebrali dane 525.046 pacjentów w wieku 40-80 lat z 2 dużych szkockich szpitali. Zidentyfikowali 144.066 osób leczonych na nadciśnienie za pomocą antagonistów receptora angiotensyny, β-blokerów, blokerów kanału wapniowego lub moczopędnych tiazydów. Później porównano je do grupy 111.936 pacjentów nieprzyjmujących tych leków. Losy badanych śledzono przez 5 lat, odnotowując przypadki hospitalizacji z powodu zaburzeń nastroju. Stwierdzono 299 hospitalizacji, głównie wskutek depresji (średnio po 2,3 roku leczenia na nadciśnienie). W porównaniu do pacjentów leczonych za pomocą antagonistów receptora angiotensyny (blokerów lub inhibitorów konwertazy angiotensyny), chorzy przyjmujący β-blokery i blokery kanału wapniowego byli 2-krotnie bardziej zagrożeni hospitalizacją z powodu zaburzeń nastroju. Spośród analizowanych leków i w porównaniu do osób niezażywających leków na nadciśnienie, ludzie leczeni za pomocą antagonistów receptora angiotensyny byli w najmniejszym stopniu zagrożeni hospitalizacją. Ryzyko wyliczone dla chorych przyjmujących tiazydy było takie samo jak w grupie kontrolnej. Choroby towarzyszące podwyższały ryzyko zaburzeń nastroju. Wyniki Szkotów sugerują, że antagoniści receptora angiotensyny mogą znaleźć nowe zastosowanie w terapii zaburzeń nastroju. Ważne, by wyniki potwierdzić w niezależnym badaniu. My prowadziliśmy jednoośrodkowe studium, które brało pod uwagę ryzyko poważniejszych - wymagających hospitalizacji - postaci zaburzeń nastroju. Należy więc ocenić wpływ leków na nadciśnienie na łagodne-umiarkowane zmiany nastroju, ponieważ mają one wpływ na jakość życia pacjentów - podsumowuje Padmanabhan. « powrót do artykułu
-
Tropikalny nietoperz zabarwia skórę karotenoidem
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Biolodzy z Hiszpanii i Kostaryki wykazali, że owocożerny nietoperz z Hondurasu - podlistnik białawy (Ectophylla alba) - zabarwia na żółto swoją skórę, odkładając w niej karotenoid luteinę. Dotąd zabarwianie karotenoidami udokumentowano u ptaków, ryb, płazów i gadów, ale nie u ssaków. Naukowcy mają nadzieję, że podlistnik będzie dobrym modelem do badania funkcji i metabolizmu karotenidów, które u ludzi są niezbędnymi mikroelementami. Zwierzęta nie produkują same karotenoidów i polegają w tym względzie na źródłach roślinnych. Po spożyciu są one transportowane do tkanek docelowych przez krążące we krwi lipoproteiny. Żółte zabarwienie skóry E. alba jest doskonale widoczne w niepokrytych sierścią uszach i nosie. Za pomocą wysokosprawnej chromatografii cieczowej i spektrometrii mas opartej na pomiarze czasu przelotu jonów naukowcy ustalili, że unikatowy kolor to skutek odkładania luteiny. Autorzy publikacji z pisma PNAS dywagują, że ksantofil pochodzi z dojrzałych owoców figi Ficus colubrinae. Co ważne, luteina ze skóry nietoperzy zawiera estry, podczas gdy w wątrobie nie jest ona zestryfikowana. Wskazuje to na zdolność do estryfikacji. Zestryfikowane ksantofile roślinne są stabilne, dlatego u nietoperzy zestryfikowana luteina może dawać dłużej utrzymujące się zabarwienie skóry. Podlistniki białawe są bardzo społecznymi zwierzętami, więc wskazówki kolorystyczne wydają się wspomagać komunikację. Wyniki podają w wątpliwość niedocenianie roli wzroku w komunikacji nietoperzy [...]. « powrót do artykułu -
Rzadki bardzo jadowity wąż morski Microcephalophis cantoris występuje również u wybrzeży Iranu. Dotychczas wąż widywany był od Półwyspu Malajskiego po Pakistan. Teraz zaobserwowano go na zachód od Zatoki Omańskiej, ponad 400 kilometrów dalej na zachód niż jego znany zasięg. Microcephalophis cantoris zwany od imienia swojego odkrywcy - Alberta Günthera - wężem morskim Günthera, wyróżnia się niezwykle małą głową w stosunku do całego ciała. Był rzadko widywany, przede wszystkim w okolicach Półwyspu Malajskiego i Indii. Niedawno irańsko-francuski zespół naukowy rozpoczął badanie populacji węży morskich w Zatoce Perskiej i Zatoce Omańskiej. Naukowcy dowiedzieli się, że jeden z trawlerów wyłowi dorosłego węża morskiego Günthera w zachodniej części Zatoki Omańskiej. Okaz przekazano do Muzeum Zoologicznego Shahid Bahonar University w Kerman. W piśmie ZooKeys opublikowano wyniki badań i spis węży. Obecnie znamy około 60 wysoce jadowitych żyworodnych węży morskich. Występują one głównie w tropikalnych i subtropikalnych wodach Pacyfiku, głównie w pobliżu Indii. Dotychczas wiedzieliśmy o 9 gatunkach takich węży spotykanych w Zatoce Perskiej i Zatoce Omańskiej. Teraz, po natrafieniu na węża morskiego Gunthera, spis ten powiększono o kolejny gatunek. « powrót do artykułu