-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
W lutym bieżącego roku informowaliśmy o uruchomieniu urządzenia do rozwoju fuzji jądrowej zwanego stellaratorem, w którego powstaniu swój udział ma Polska. Zadaniem Wendelsteina 7-X (W7-X), bo tak nazwano stellarator, nie jest wyprodukowanie nadmiarowej energii, a powolne zwiększanie temperatury plazmy oraz utrzymanie stabilnej plazmy przez 30 minut. Jeśli uda się to osiągnąć do 2025 roku, to będzie dobrze. Jeśli wcześniej, to jeszcze lepiej - mówił wówczas Robert Wolf, jeden z naukowców zatrudnionych przy projekcie. Dotychczas nie wiadomo było jednak, czy stellarator działa, jak należy. Teraz amerykańsko-niemiecki zespół naukowy potwierdził, że w W7-X powstają bardzo silne trójwymiarowe pola magnetyczne, które z 'niezwykłą dokładnością' spełniają założenia projektowe urządzenia. Odstępstwo od teoretycznych założeń jest mniejsze niż 1:100 000. Z tego co wiemy, nikt wcześniej nie osiągnął takiej dokładności zarówno pod względem inżynieryjnym, jak i pod względem pomiaru topologii pola magnetycznego - stwierdzili naukowcy. Uzyskanie doskonałego pola magnetyczne to kluczowy element fuzji jądrowej, gdyż pole magnetyczne jako jedyne jest w stanie utrzymać stabilną plazmę wystarczająco długo, by zaszła w niej fuzja. Naukowcy pracują nad technologią fuzji jądrowej od 60 lat i wciąż jesteśmy bardzo daleko od osiągnięcia celu, jakim jest zapewnienie stałej kontrolowanej produkcji energii za pomocą tego typu reakcji. Zadanie nie jest jednak łatwe. By tego dokonać trzeba wybudować urządzenie zdolne do uzyskania i kontrolowania plazmy o temperaturze 100 milionów stopni Celsjusza. W7-X to jeden z pomysłów na osiągnięcie tego celu. W przeciwieństwie do tokamaków, w których plazma utrzymywana jest w dwuwymiarowym polu elektrycznym, stellarator generuje trójwymiarowe zakręcone pola magnetyczne. To, przynajmniej teoretycznie, powinno dawać przewagę stellaratorowi, gdyż w ten sposób można kontrolować plazmę bez potrzeby dostarczania do urządzenia prądu elektrycznego, co powinno czynić stellarator bardziej stabilnym. Potwierdziliśmy, że stworzona przez nas magnetyczna klatka działa zgodnie z projektem - mówi Sam Lazerson z Princeton Plasma Physics Laboratory. Zadeniem W7-X nie jest uzyskanie energii z fuzji. To instalacja koncepcyjna, która ma dowieść, że same założenia stellaratora są prawidłowe i całość powinna działać. W 2019 roku obecnie wykorzystywany w stellaratorze wodór zostanie zastąpiony deuterem. Mimo to urządzenie nie wyprodukuje więcej energii niż trzeba mu dostarczać. « powrót do artykułu
- 2 odpowiedzi
-
- stellarator
- fuzja jądrowa
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Inżynierowie z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley zbudowali najbardziej zwinnego robota ze wszystkich, jakie dotychczas widzieliśmy. Twórcy Salto (saltatorial locomotion on terrain obstacles) inspirowali się niezwykłym zwierzęciem. Galago, bo o nim mowa, to południowoafrykańskie niewielkie małpiatki, które potrafią w ciągu czterech sekund oddać pięć skoków, by w ich efekcie osiągnąć wysokość 8,5 metra. Zwierzęta te są w stanie magazynować energię w ścięgnach, dzięki czemu mogą skakać na wysokość, na jaką nie pozwoliłaby im sama energia przechowywana w mięśniach. Naukowcy, chcąc porównać możliwości przemieszczania się w pionie zwierząt i robotów zdefiniowali tę możliwość jako wysokość pojedynczego skoku w ziemskim polu grawitacyjnym pomnożona przez częstotliwość oddawania skoków. Dla Salto wartość ta wynosi 1,75 metra na sekundę. To lepiej niż w przypadku amerykańskiej żaby ryczącej (1,71 m/s), ale sporo mu jeszcze brakuje do galago (2,24 m/s). Opracowanie metody łatwego pomiaru zwinności pionowej Salto był kluczowym elementem naszego projektu, gdyż mogliśmy dzięki temu zidentyfikować zwierzę, którym chcemy się inspirować - mówi doktorant Duncan Haldane, który kierował pracami nad robotem. Galago jest świetnym skoczkiem, gdyż zanim się wybije jego mięśnie przekazują energię do ścięgien. Wbudowany w Salto silnik napędza sprężynę, która oddaje energię do kończyn robota. Specjalny mechanizm powoduje, że przed kolejnym skokiem Salto nie musi ponownie naciągać sprężyny. Dzięki temu robot osiąga 78% zwinności pionowej galago. Poprzedni rekordzista mógł poszczycić się 55% osiągów galago. Istnieje robot, który może skoczyć wyżej niż Salto. TAUB potrawi w pojedynczym skoku wznieść się na wysokość 3,2 metra. Nie jest jednak w stanie oddać serii skoków i daleko mu do zwinności Salto. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa wykazali, że duże opakowania preparatów krwiopochodnych zachowują w czasie lotu dronem temperaturę oraz integralność komórkową. Drony to szansa dla obszarów wiejskich, gdzie nie ma klinik, infrastruktury do pozyskania czy transportu preparatów krwiopochodnych - podkreśla dr Timothy Amukele. Wg naukowca, przydadzą się one także w centrach miast, usprawniając dystrybucję i jakość opieki medycznej. Wcześniej ekipa z Johnsa Hopkinsa badała wpływ transportu dronem na skład chemiczny, hematologiczny i mikrobiologiczny próbek krwi. Okazało się, że lot nie szkodził żadnemu z tych parametrów. Najnowsze studium poświęcono wpływowi transportu dronem na większe ilości produktów krwiopochodnych do transfuzji. W ich przypadku wymogi dot. przewozu czy przechowywania są o wiele bardziej złożone niż w odniesieniu do próbek do badań laboratoryjnych. Naukowcy kupili od Amerykańskiego Czerwonego Krzyża po 6 jednostek erytrocytów, płytek i nierozmrożonego osocza. Później po 2-3 jednostki pakowano do przenośnej lodówki; w ten sposób dopasowano się do zaleceń wagowych transportu dronem. Następnie ok. 5-l lodówkę przyczepiano do drona S900. Podczas testów dron pokonywał na wysokości 100 m odległość ok. 13-20 km. Erytrocyty, płytki i osocze umieszczano w, odpowiednio, zwykłym lodzie, prekalibrowanych opakowaniach termicznych i suchym lodzie. Testy prowadzono nad niezamieszkałym rejonem. Dronem kierował pilot z certyfikatem. Po locie wszystkie próbki trafiły do uniwersyteckiego szpitala. Po odwirowaniu specjaliści sprawdzali, czy doszło do uszkodzenia krwinek. W przypadku płytek oceniano zmiany pH oraz liczebność, a osocze oglądano pod kątem obecności pęcherzyków powietrza (co wskazywałoby na rozmrażanie). Ekipa planuje większe testy w USA i za granicą. Amerykanie wspominają też o sprawdzeniu metod aktywnego chłodzenia (chodzi np. o programowanie lodówek, by podtrzymać konkretną temperaturę). « powrót do artykułu
-
Kobiety, które przeszły ABVD, schemat chemioterapii używany do leczenia chłoniaka Hodgkina, mają w jajnikach więcej niewzrastających pęcherzyków (ang. non-growing follicle, NGF). Naukowcy z Uniwersytetu w Edynburgu mówią, że jeszcze za wcześnie, by wyrokować, jak przełoży się to na płodność. Szkoci analizowali próbki jajników m.in. 11 kobiet z chłoniakiem Hodgkina, które przeszły chemioterapię i 12 zdrowych osób w podobnym wieku (tkanki pobrano od kobiet poddanych cesarskiemu cięciu). Okazało się, że w porównaniu do zdrowych pań oraz pacjentek nieleczonych przed biopsją i leczonych w inny sposób (OEPA-COPDAC), u 8 chorych przechodzących ABVD (skrót pochodzi od pierwszych liter nazw leków: a to adriamycyna, b - bleomycyna, w - winblastyna, a d - dakarbazyna) gęstość nierosnących pęcherzyków była milimetrze sześciennym znacznie wyższa; w tkance grupy ABVD gęstość NGFs na mm3 wynosiła 230 ± 17, u przechodzących OEPA-COPDAC 50 ± 27, a u kobiet zdrowych 20 ± 4. Występowało też więcej pęcherzyków wielojajowych. Co ważne, tkanka jajników wydawała się zdrowa i przypominała tę młodych kobiet. Przy 6-dniowej hodowli in vitro aktywował się wzrost pęcherzyków ze wszystkich grup, ale w próbkach poddanych ABVD rozwój do kolejnego stadium okazał się ograniczony. Naukowcy mają nadzieję, że dalsze badania ujawnią, za pośrednictwem jakiego mechanizmu ABVD zwiększa liczbę NGFs. Chcą m.in. oddzielić wpływ poszczególnych cytostatyków. Studium objęło zaledwie garstkę pacjentek, ale wyniki okazały się spójne, a ich wpływ może być duży i dalekosiężny. Musimy stwierdzić, jak kombinacja ABVD wpływa na jajniki [...] - podsumowuje prof. Evelyn Telfer. « powrót do artykułu
-
Mastify tybetańskie mogą przeżyć powyżej 4 tys. metrów, bo dawno temu skrzyżowały się z wilkami szarymi, których areały sięgały na takie wysokości już ponad 20 tys. lat temu. Naukowcy podkreślają, że Tybetańczycy zdobyli tę umiejętność na tej samej drodze - krzyżując się z denisowianami. Zhen Wang, genetyk z Szanghajskiego Instytutu Nauk Biologicznych, uważa, że wczesne psy z chińskich nizin przybyły na Wyżynę Tybetańską z ludźmi, ok. 24 tys. lat temu. Podobnie jak ludzie, psy przystosowały się do nowych warunków w relatywnie krótkim czasie. Wcześniejsze badania wykazały, że ponownie jak ludzie, mastify zaadaptowały się do niższej zawartości tlenu w powietrzu, produkując mniej hemoglobiny (przybywa jej tylko nieznacznie). Dzięki temu udaje im się uniknąć zakrzepów i udarów. Inni naukowcy stwierdzili zaś, że za przystosowaniem stoi wariant genu EPAS1. Tybetańczycy mają go od denisowian, skąd jednak wziął się u mastifów? Zespół Wanga podejrzewał, że od wilków, które od dawna żyły na Wyżynie Tybetańskiej i również miały wspomniany wariant EPAS1. By się upewnić, specjaliści przeanalizowali segmenty DNA obejmujące ten gen. Pochodziły one od 29 psowatych, w tym od wyżynnych i nizinnych wilków szarych, mastifów tybetańskich, psów z chińskich nizin oraz szakali złocistych. Okazało się, że mastify są o wiele bliżej spokrewnione z chińskimi psami niż z wilkami szarymi. Tylko u mastifów występowały jednak 2 regiony, które musiały zostać nabyte w wyniku krzyżowania z tybetańskimi wilkami. Obszary te obejmowały geny EPAS1 oraz HBB (ten 2. wykryto także u innych zwierząt przystosowanych do dużych wysokości). Wyliczenia ujawniły, że do krzyżowania psów i wilków doszło ok. 24 tys. lat temu. « powrót do artykułu
-
Dotąd wiadomo było, że manty (diabły morskie) żywią się powierzchniowym zooplanktonem. Najnowsze badania wykazały jednak, że są one również głębinowymi drapieżnikami. Odkrycie to ma kluczowe znaczenie dla ochrony tego gatunku. Katherine Burgess, doktorantka z Uniwersytetu Queensland, podkreśla, że choć manta to zwierzę-ikona, niewiele wiadomo o jej nawykach żywieniowych. Dotychczasowa wiedza nt. diety Manta birostris opierała się na obserwacjach żerowania na zooplanktonie [...]. Australijka ujawnia, że badania rozpoczęły się w 2010 r. i koncentrowały się na regionie wokół Isla de la Plata, gdzie sezonowo można zobaczyć największe skupisko mant na świecie. Autorzy publikacji z pisma Royal Society Open Science przypominają, że w "Czerwonej księdze gatunków zagrożonych" M. birostris jest zaliczana do gatunków narażonych. Doprowadziło do tego nadmierne odławianie i drastyczne zmniejszenie populacji w ciągu ostatnich 20 lat. Jak wyjaśnia Burgess, zwykle naukowcy określają dietę w oparciu o zawartość żołądka, jednak w przypadku gatunku wysokiego ryzyka nie wchodziło to w grę. Zamiast tego biolodzy posłużyli się testami biochemicznymi, takimi jak analiza stabilnych izotopów. Można określić, co zwierzę jadło, badając fragment jego tkanki mięśniowej [...]. Okazało się, że dieta M. birostris w większości bazowała na źródłach z głębin, a nie na zooplanktonie. Wg prof. Anthony'ego Richardsona, powierzchniowy zooplankton stanowił średnio 27% menu, a źródła mezopelagiczne, w tym ryby żyjące na głębokości 200-1000 m, aż 73%. Opisywany projekt to efekt współpracy Uniwersytetu Queensland, Fundacji Morskiej Megafauny oraz Proyecto Mantas Ecuador. « powrót do artykułu
-
Cassini rozpoczęła nurkowanie w pierścieniach Saturna
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Krążąca wokół Saturna sonda Cassini przeprowadziła pierwsze nurkowanie w zewnętrznych pierścieniach Saturna. Przelot przez pierścień miał miejsce 4 grudnia i został on zrealizowany w ramach rozpoczętej 30 listopada przedostatniej fazy misji Cassini. Sonda przeleciała przez pierścień w odległości około 91 000 kilometrów od górnej części chmur pokrywających planetę. W tym miejscu znajduje się słabo widoczny pierścień utworzony przez księżyce Janus i Epimeteusz. Jest oddalony o zaledwie 11 000 kilometrów od centrum pierścienia F. Na godzinę przed przejściem przez pierścień Cassini odpalił na sześć sekund swój główny silnik. Pół godziny później sonda zamknęła wloty silnika, by ochronić go przed pyłem. Kilka godzin po przejściu przez płaszczyznę pierścienia Cassini rozpoczął badanie go za pomocą fal radiowych. Planowaliśmy to przez całe lata, ale w końcu tam dotarliśmy. Z niecierpliwością czekamy na możliwość przeanalizowania danych z orbit przebiegających przez pierścienie - mówi Linda Spilker pracująca przy Cassini. W obecnej, przedostatniej fazie swojej misji, Cassini wykona liczne przeloty przez pierścienie, a każda z takich mniejszych misji potrwa tydzień. Kolejny przelot nastąpi już 11 grudnia, a ostatni - w kwietniu. W sumie sonda 20-krotnie przetnie pierścienie Saturna. Później rozpocznie się ostatni etap jej misji. Dnia 22 kwietnia sonda przeleci w pobliżu księżyca Tytan, co skieruje ją w stronę szerokiej na 2400 kilometrów przerwy pomiędzy Saturnem a jego najbardziej wewnętrznym pierścieniem. Cztery dni później Cassini przeleci pomiędzy oboma. Będzie to pierwszy z 22 planowanych przelotów. W końcu 15 września Cassini zostanie skierowana w stronę planety, wejdzie w jej atmosferę i będzie przekazywała dane tak długo, jak to tylko będzie możliwe. « powrót do artykułu -
Czysta energia elektryczna wyprodukowana przez panele słoneczne w ciągu ostatnich 40 lat zrównoważyła emisję zanieczyszczeń związanych ze zużyciem brudnej energii koniecznej do wyprodukowania samych paneli. Naukowcy z Holandii zauważają, że energetyka słoneczna osiągnęła punkt wyrównania pomiędzy generowaniem czystej energii podczas pracy, a zanieczyszczeniem związanym z produkcją podzespołów. Wykazaliśmy silny trend spadkowy dotyczący negatywnego wpływu produkcji paneli słonecznych na środowisko - czytamy w Nature Communication. Przeprowadzone przez Holendrów badania wykazały, że na każdy dwukrotny wzrost zainstalowanych mocy ilość energii zużytej do wyprodukowania paneli spada o 12-13 procent, a emisja gazów cieplarnianych zmniejszasie o 17-24 procent, w zależności od technologii produkcji. Od roku 1975 liczba łączna moc zainstalowanych paneli zwiększa się średnio o 45% rocznie i w roku 2015 wyniosła ona 230 GW. Do końca bieżącego roku powinno to być około 300 GW, czyli 1-1,5 procenta światowego zapotrzebowania na energię. Holendrzy przeanalizowali dane od oku 1976 i doszli do wniosku, że w skali globalnej energetyka słoneczna najprawdopodobniej dotarła do punktu wyrównania w 2011 roku. Od tamtej pory zyskujemy pod względem energii włożonej w produkcję urządzeń oraz zanieczyszczeń powietrza spowodowanych ich wytwarzaniem. Jeśli weźmiemy zaś pod uwagę najbardziej pesymistyczny scenariusz, to do punktu wyrównania dotrzemy w 2018 roku. Pierwsze panele słoneczne powstały w 1954 roku. Były jednak zbyt drogie, by mogły się rozpowszechnić. Przez lata stosowano je niemal wyłącznie w przemyśle kosmicznym. W latach 70. ubiegłego wieku zaczęto instalować je na dachach. Od 1975 roku koszt paneli spadał o około 20% na każde dwukrotne zwiększenie ich wydajności. O ile w roku 1976 za każdy 1 wat mocy panelu trzeba było zapłacić około 80 USD, to obecnie cena ta wynosi 0,64-0,67 USD. « powrót do artykułu
-
Mężczyźni prowadzący siedzący tryb życia, którzy zaczną ćwiczyć ok. 3 razy na tydzień, mogą w zaledwie pół roku poprawić liczebność plemników i inne wskaźniki jakości spermy. Autorzy publikacji z pisma Reproduction zauważyli, że u mężczyzn ćwiczących umiarkowanie i w sposób ciągły (nieinterwałowy) poprawa jest większa niż u panów stosujących takie programy treningowe, jak trening przedziałowy o wysokiej intensywności (ang. high intensity interval training, HIIT). Wg statystyk, 1 na 3 pary ma problemy z poczęciem wynikające ze złej jakości nasienia. Mężczyznom chcącym poprawić jakość spermy zaleca się zdrową dietę, regularne ćwiczenia, rzucenie palenia i ograniczenie spożycia alkoholu. Trzeba jednak zauważyć, że związek między ćwiczeniami a jakością spermy nie został ostatecznie potwierdzony, a niektóre badania wskazywały wręcz, że wyczerpująca aktywność fizyczna, np. długodystansowe biegi, ma negatywny wpływ na nasienie. By ustalić, jak na jakość nasienia wpływają czas poświęcany na ćwiczenia oraz ich intensywność, zespół z Uniwersytetu w Urmii w Iranie zebrał grupę 261 zdrowych mężczyzn w wieku 25-40 lat. Ze studium wykluczono panów, którzy ćwiczyli ponad 3 razy w tygodniu, każdorazowo przeznaczając na aktywność więcej niż 25 min. Ochotników wylosowano do 4 grup: uprawiającej 1) trening umiarkowanej intensywności niepodzielony na interwały (ang. moderate-intensity continuous training, MICT), 2) trening wysokiej intensywności niepodzielony na interwały (ang. high intensity continuous training, HICT) lub 3) trening przedziałowy o wysokiej intensywności oraz 4) kontrolnej niećwiczącej. MICT i HICT polegały na nieprzerwanym biegu na bieżni przez, odpowiednio, pół godziny i godzinę 3-4 dni w tygodniu. HIIT składał się z 1-min sprintów na bieżni, po których następował minutowy odpoczynek. Sesja treningowa to 10-15 takich cykli. Plany treningowe należało realizować przez pół roku. Przed, w trakcie i po zakończeniu eksperymentu od uczestników pobierano próbki nasienia. Oceniano objętość ejakulatu, liczebność plemników, ich morfologię, ruchliwość, a także poziom markerów zapalnych i reakcje na stres oksydacyjny. Okazało się, że po 6 miesiącach największa poprawa wystąpiła w grupie MICT. Ponadto korzyści z ćwiczeń utrzymywały się tu dłużej. W porównaniu do grupy kontrolnej, u panów z grupy MICT objętość ejakulatu wzrosła o 8,3%. Ruchliwość plemników powiększyła się o 12,4%, zaś morfologia (odsetek gamet o prawidłowej budowie) aż o 17,1%. Irańczycy stwierdzili też, że gęstość plemników wzrosła o 14,1%, a liczba plemników średnio o 21,8%. Jak podkreśla ekipa Behzada Hajizadeha Malekiego, już po tygodniu niećwiczenia liczebność, gęstość i morfologia zaczynały spadać do wartości sprzed rozpoczęcia treningów. Na pogorszanie ruchliwości trzeba było poczekać 30 dni. Generalnie za poprawę jakości spermy wydaje się odpowiadać spadek wagi. MICT wpływa najsilniej, bo ogranicza ekspozycję jąder na czynniki zapalane i stres oksydacyjny. W kolejnych etapach badania Irańczycy zamierzają sprawdzić, czy poprawa jakości spermy pod wpływem ćwiczeń przekłada się na szanse na zapłodnienie. « powrót do artykułu
-
UUP - nowy sposób dostarczania poprawek dla Windows
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Microsoft pracuje nad nowym sposobem dostarczania poprawek dla swoich systemów operacyjnych. Przygotowywana właśnie Unified Update Platform (UUP) ma ucznić dostarczanie poprawek bardziej efektywnym, gdyż do komputera mają trafić tylko te elementy, które będą mu potrzebne. Microsoft twierdzi, że dzięki temu oszczędności na transferze danych i przestrzeni koniecznej do ich zapisania sięgną nawet 35%. Dotychczas bowiem mechanizm Windows Update pobiera dla każdego komputera te same pliki, bez względu na to, czy dana maszyna rzeczywiście ich potrzebuje. UUP przyda się też użytkownikom Windows 10 Mobile. Obecnie, jeśli przez jakiś czas nie aktualizowali oni systemu, muszą pobierać serię osobnych poprawek. Po wprowadzeniu UUP zostanie im dostarczona jedna duża poprawka przygotowana pod kątem ich telefonu. Niewykluczone, że w przyszłości UUP będzie zarządzała też poprawkami dla urządzeń IoT oraz dla HoloLens. UUP trafi do rąk użytkowników Windows 10 początku przyszłego roku. « powrót do artykułu -
Jedzenie społeczne prowadzi do przejadania, zwłaszcza u mężczyzn. Najnowsze badanie zespołu z Cornell Food and Brand Lab wykazało, że w sytuacjach społecznych mężczyźni są zagrożeni przejadaniem nawet wtedy, gdy teoretycznie nic ich do tego nie zachęca. Nawet jeśli mężczyźni o tym nie myślą, jedzenie więcej niż znajomy może być postrzegane jako pokaz męskości i siły - wyjaśnia dr Kevin Kniffin. W studium, którego wyniki ukazały się w piśmie Frontiers in Nutrition, wzięli udział studenci o podobnej wadze. Podzielono ich na 2 grupy. Obie brały udział w zawodach w jedzeniu skrzydełek, ale jedna robiła to w obecności żywo reagującej publiki, a druga bez widzów. Mimo że nagrodą za zjedzenie największej liczby skrzydełek był bezwartościowy plastikowy medal, zawodnicy i tak jedli 4-krotnie więcej niż zwykle. Mężczyźni jedzący przy widzach zjadali o 30% więcej niż koledzy "ścigający się" w samotności. Co więcej, opisywali doświadczenie jako wymagające, świetne i radosne. Dla odmiany kobiety jedzące przy innych osiągały gorsze wyniki niż koleżanki pochłaniające skrzydełka bez towarzystwa i opisywały doświadczenie jako odrobinę żenujące. By uniknąć problemu, dr Brian Wansink proponuje, żeby skupiać się na przyjaciołach, nie jedzeniu. Jeśli chcesz udowodnić, jak bardzo jesteś macho, nie próbuj pobić kolegów w jedzeniu, a zamiast tego posiłuj się z nimi na rękę. « powrót do artykułu
-
Analiza ludzkich szczątków sprzed 2 tys. lat z kilku rejonów Półwyspu Apenińskiego wykazała niezbicie, że Cesarstwo Rzymskie borykało się z malarią. Naukowcy badali zęby zmarłych pochowanych na 3 cmentarzach z I-IV w. n.e. Zarodźce malarii były prawdopodobnie ważnymi historycznymi patogenami, stanowiącymi istotną przyczynę zgonu w starożytnym Rzymie - podkreśla Hendrik Poinar z McMaster University. Choć w tekstach dot. starożytnego Rzymu i Grecji często wspomina się o gorączce, która przywodzi na myśl malarię, nie wiadomo [było], jaki gatunek pasożyta miałby za to odpowiadać - dodaje dr Stephanie Marciniak z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii. Nasze dane wskazują, że to najpewniej zarodziec sierpowy (Plasmodium falciparum), który atakował ludzi z różnych środowisk ekologicznych i kulturowych. Rodzą się zatem kolejne pytania: jak bardzo pasożyt był rozpowszechniony i jakie było obciążenie malarią w społecznościach włoskiej części Imperium Rzymskiego. Marciniak próbkowała pierwsze lub drugie zęby 58 dorosłych i 10 dzieci z 3 cmentarzy z czasów rzymskich: w Isola Sacra (I-III w. n.e.), Velii (I-II w n.e.) i Vagnari (I-IV w. n.e.). Położone na wybrzeżu Velia oraz Isola Sacra były ważnymi portami i ośrodkami handlu. Vagnari leży dalej w głąb lądu, dlatego uważa się, że grzebano tu robotników pracujących w majątkach wiejskich. Naukowcy wyodrębnili z miazgi zębów niewielkie fragmenty starożytnego DNA. Wyekstrahowanie użytecznego DNA nie było łatwe, bo pasożyty bytują głównie we krwi i narządach, w tym wątrobie i śledzionie, a te rozkładają się z czasem. Mimo to Kanadyjczykom (oprócz Marciniak i Poinara pracowała nad tym Tracy Prowse), a także Luce Bandiolemu z Narodowego Muzeum Prehistorii i Etnografii im. Luigiego Pigoriniego oraz Edwardowi Holmesowi z Uniwersytetu w Sydney udało się odzyskać od 2 osób z Velii i Vagnari ponad połowę mitochondrialnego genomu P. falciparum. « powrót do artykułu
-
Amerykanie opracowali eksperymentalną cząsteczkę, która nie szkodząc pszczołom, zaburza funkcje wydalnicze u komarów. VU041 jest wymierzona w przenoszące malarię Anopheles gambiae oraz będące wektorami m.in. wirusa Zika komary egipskie (Aedes aegypti). W ciągu kilkudziesięciu lat ekspozycji komary rozwinęły genetyczną oporność na insektycydy, które oddziałują na ich układ nerwowy. Artykuł z pisma Scientific Reports pokazuje, że problem ten można obejść, wywołując niewydolność cewek Malpighiego. Jak wyjaśnia dr Jarod Denton z Vanderbilt University, po posiłku z krwi waga komara może wzrosnąć 2-3-krotnie. Co ważne, krew zawiera nie tylko składniki odżywcze potrzebne do rozwoju jaj, ale i toksyczne sole, np. chlorek potasu. Komary wyewoluowały więc szybki proces diuretyczny, który pozwala oddzielić roztwór soli od składników odżywczych. Amerykanie zablokowali go, przez co komary pęcznieją, a w niektórych przypadkach nawet pękają. Konwencjonalne insektycydy powodują śmierć samców i samic na wszystkich etapach rozwoju, co wywiera duża presję na rozwój genetycznej oporności. Obierając na cel wyłącznie żerujące samice, sądzimy, że nacisk na pojawienie się mutacji będzie mniejszy. Naukowcy wykazali, że VU041 jest skuteczny przy zastosowaniu miejscowym, co sugeruje, że można by go wykorzystać w sprejach. Co istotne, cząsteczka jest bezpieczna dla pszczół (z technicznego punktu widzenia VU041 jest wybiórczym blokerem komarzych kanałów potasowych Kir1). « powrót do artykułu
-
Zmumifikowane nogi należały do królowej Nefertari
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Międzynarodowy zespół naukowców sądzi, że 2 zmumifikowane nogi z wystawy we włoskim muzeum należały do Nefertari - żony faraona Ramzesa II z XIX dynastii. Specjaliści, wśród których znaleźli się m.in. dr Stephen Buckley i prof. Joann Fletcher z Wydziału Archeologii Uniwersytetu Yorku, przeprowadzili datowanie radiowęglowe, a także badania antropologiczne, genetyczne i chemiczne. Po tym wszystkim doszli do wniosku, że najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że zmumifikowane nogi naprawdę należały do królowej Nefertari. Nefertari była pierwszą, najwyższą żoną Ramzesa II. Świadczy o tym odkryty w 1904 r. przez Ernesta Schiaparellego wspaniały grobowiec (QV66) w Dolinie Królowych, do którego Fletcher zyskała niedawno dostęp. Choć splądrowano go już w starożytności, nadal znajdowały się w nim obiekty, które zostały przesłane do Muzeum Egipskiego w Turynie. Należały do nich uszkodzony sarkofag z różowego granitu, połamane meble, słoje, uszebti, para sandałów czy wspominane wcześniej zmumifikowane nogi (zachowały się fragmenty kości piszczelowych i udowych). Nogi mogły co prawda stanowić część późniejszego pochówku (zdarzało się to często w innych grobowcach w regionie), ale skoro nigdy ich nie badano, postanowiono je poddać różnorakim analizom. Szczątki prześwietlono na miejscu w Muzeum. By określić rozmiar kolana, szerokość kłykcia przyśrodkowego kości udowej porównano do próbek współczesnych i starożytnych (z Metapontionu, starożytnego miasta w południowej Italii nad Zatoką Tarencką). Okazało się, że nogi należały do kobiety w wieku ok. 40 lat. Analizy chemiczne dr. Buckleya pozwoliły ustalić, że materiały wykorzystane do mumifikacji pasują do XIII w. p.n.e. Dowody, jakie udało nam się zebrać w przypadku szczątków Nefertari, nie tylko uzupełniają nasze badania nad królową i jej grobowcem. Stanowią też kolejny fragment układanki dot. [tradycji] egipskiej mumifikacji - podsumowuje Fletcher. « powrót do artykułu -
Trzydziestojednoletni Egipcjanin Mohamed Hagras organizuje pokazy tzw. pszczelej brody (Beard of Bees). Wabi owady za pomocą przyczepionego do podbródka pojemnika z feromonami matki. Odwołując się do tradycji beekini (bikini z pszczół), inżynier chce uświadomić ludziom, że pszczoły są bardzo użytecznymi zwierzętami. Właściciel farmy w Szibin al-Kaum ekstrahuje feromony zmarłej królowej. Wykorzystuje je nie tylko w pokazach, ale i zakładając nowe ule. Pszczela broda to numer popisowy Hagrasa na imprezach bicia rekordów. Choć Egipcjanin stara się, jak może, od zeszłego roku rekord Guinnessa w kategorii "największa liczba pszczół na ciele" należy do chińskiego pszczelarza Gao Bingguo, który dosłownie zniknął pod 109 kg owadów (ich liczba przekroczyła milion). By uniknąć użądlenia w usta, 56-latek palił papierosa. Hagras podkreśla, że na jego farmę przyjeżdżają za to ludzie, którzy chcą być ukąszeni. Ma ich to wyleczyć z różnych chorób. « powrót do artykułu
-
W Seattle na rogu Seventh Avenue i Blanchard Street otwarto właśnie sklep spożywczy, do którego klienci wchodzą, biorą towar z półki i wychodzą. W Amazon Go nie trzeba ustawiać się w kolejce do kasy. Internetowy gigant wyposażył swój sklep w technologie, które śledzą każdego klienta oraz brany przez niego towar. Towar trafia do wirtualnego koszyka, a po wyjściu ze sklepu obciążane jest konto danej osoby. Na razie ze sklepu mogą korzystać tylko pracownicy Amazona biorący udział w programie testowym, jednak koncern Bezosa planuje udostępnić go wszystkim chętnym już na początku przyszłego roku. Coraz więcej młodych ludzi robi zakupy spożywcze w sieci, jednak przedstawiciele Amazona zdają sobie sprawę z faktu, że nie wszystkim odpowiada taki sposób zaopatrywania się. Wolą fizyczne sklepy. Stąd też pomysł na otwarcie supernowoczesnego sklepu wyposażonego w technologie spotykane w autonomicznych samochodach. Technologie, które są w stanie rozpoznać, który klient wziął towar z półki, a jeśli klient towar odłoży, zostanie on wycofany z jego wirtualnego koszyka. Oczywiście klient takiego sklepu musi posiadać konto w Amazon Go, by można było obciążyć go za zakupy. Wchodząc zaś do sklepu musi uruchomić na swoim smartfonie aplikację Amazon Go i podstawić smartfon pod skaner. Później pozostaje tylko robić zakupy. Dlaczego Amazon, gigant internetowego handlu, interesuje się spożywczymi sklepami stacjonarnymi? Odpowiedź jest banalnie prosta - olbrzymie obroty w takich sklepach. W Stanach Zjednoczonych sprzedają one towary o wartości niemal 800 miliardów USD rocznie. To około 17% wartości amerykańskiej sprzedaży detalicznej. Nic dziwnego, że Amazon chce zająć dla siebie część rynku na którym dominuje Wal-Mart. Tym bardziej, że ta druga firma coraz śmielej wchodzi na rynek sprzedaży internetowej. Zaproponowana przez Amazona technologia będzie budziła kontrowersje. Eliminuje ona ze sklepu kasjerów, tymczasem w całych Stanach Zjednoczonych przy obsłudze kas pracuje aż 3,5 miliona osób i jest to druga pod względem liczebności grupa zawodowa. Pierwszą są sprzedawcy w sklepach, jest ich 4,5 miliona. Nie jest jasne, jak Amazon ma zamiar poradzić sobie ze złodziejami sklepowymi. « powrót do artykułu
-
Odkryto nowego zagadkowego satelitę galaktyki M83
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Astronomowie odkryli nową galaktykę karłowatą, która jest satelitą galaktyki spiralnej z poprzeczką Messier 83 (M83), jednej z najjaśniejszych i najbliższych nam galaktyk tego typu. Również Droga Mleczna to galaktyka spiralna z poprzeczką. Nowo odkryta galaktyka karłowata dw1335-29 znajduje się w odległości około 85 000 lat świetlnych od M83. Badania satelitów galaktyk spoza Grupy Lokalnej przybliża nam proces formowania się tego typu obiektów. W ubiegłym roku poinformowano o zaobserwowaniu 16 potencjalnych kandydatów na galaktyki satelitarne M83. Nie było jednak wiadomo, które z nich to rzeczywiste satelity dużej galaktyki oddalonej od nas o 15 milionów lat świetlnych. Teraz zespół pracujący pod kierunkiem Andrei Carrillo z University of Michigan przanalizował zdjęcia z badań GHOSTS (Galaxy Halos, Outer disks, Substructure, Thick disks and Star clusters) prowadzonych przez Teleskop Hubble'a orazdane z Very Large Telescope i potwierdził, że jedna z 16 kandydatów rzeczywiście jest satelitą Messier 83. Naukowcy zauważyli nadmierne zagęszczenie gwiazd o barwie odpowiadającej czerwonym olbrzymom oraz umiarkowane zbytnie zagęszczenie błękitnych gwiazd, przez co uznali, że mamy do czynienia z galaktyką. Obserwacje pozwoliły im też na określenie jej odległości od M83 i stworzenie profilu jasności. Obliczono, że promień półświatła dw1335-29 wynosi 2140 lat świetlnych, a jej spłaszczenie to 0,4. W galaktyce dominują stare ubogie w metale gwiazdy, a jej metaliczność [Fe/H] to -1,3. Jest to również najsłabiej świecący z satelitów Messier 83. Biorąc pod uwagę, że dw1335-29 ma nieregularny kształt i prawdopodobnie zawiera młode gwiazdy, sklasyfikowaliśmy ją jako galaktykę nieregularną. To niezwykłe, gdyż znajduje się ona w odległości 26 kpc od M83 i nie powinny się w niej ostatnio formować gwiazdy - stwierdzili autorzy badań. Przyszłe badania powinny pozwolić na wyjaśnienie tej zagadki. Albo M83 brak jest otaczającego ją gorącego gazu, który powinien uniemożliwić formowanie się gwiazd w galaktykach satelitarnych, albo też dw1335-29 znajduje się zwykle w większej odległości od M83. « powrót do artykułu -
Azot występuje powszechnie: w samym powietrzu jest go cztery razy więcej niż tlenu. Wiązania chemiczne tworzy jednak niechętnie, zwłaszcza z więcej niż czterema atomami. Chemicy z Warszawy przewidują jednak, że wbrew regułom typowej chemii w odpowiednio dobranych warunkach może się pojawić azot, jakiego nikt jeszcze nie widział: zdolny do uformowania nawet sześciu wiązań chemicznych. Tego nikt się nie spodziewał. Symulacje komputerowe sugerują, że azot, pierwiastek doskonale znany, na dodatek z reputacją reagującego niechętnie, przy odpowiednio wysokim ciśnieniu mógłby złamać chemiczne reguły i stać się nadzwyczaj towarzyski: jego pojedynczy atom byłby wówczas w stanie utworzyć nawet sześć wiązań chemicznych. Zaskakującego odkrycia dokonali naukowcy z Instytutu Chemii Fizycznej PAN i Centrum Nowych Technologii UW. Chemicy od dawna wiedzą, że azot może niekiedy przyjmować wartościowość równą pięć, co oznacza, że potencjalnie jest zdolny do uformowania wiązań z pięcioma innymi atomami. Podobne cechy wykazuje fosfor, który sąsiaduje z azotem w układzie okresowym pierwiastków. Azot zachowuje się jednak inaczej niż fosfor: w praktyce pięć wiązań tworzy co najwyżej z czterema innymi atomami, a jeszcze częściej z trzema, jak w przypadku popularnego kwasu azotowego HNO3. My postanowiliśmy zbadać metodami komputerowymi możliwość otrzymania związku, w którym pięciowartościowy azot łączyłby się z pięcioma sąsiadami za pomocą wiązań kowalencyjnych, czyli chemicznych. Przeanalizowaliśmy tysiące struktur krystalicznych związków azotu z fluorem, powstających w wysokich ciśnieniach. Mieliśmy nadzieję zobaczyć jakieś struktury zawierające cząsteczki pentafluorku azotu, NF5. Zupełnie nie byliśmy przygotowani na to, że w jednym z kryształów natrafimy na jony o wzorze NF6-, w których atom azotu jest związany z aż sześcioma atomami fluoru – mówi dr Patryk Zaleski-Ejgierd (IChF PAN). Dr Dominik Kurzydłowski (CeNT UW), współautor publikacji w czasopiśmie Scientific Reports, tak tłumaczy istotę odkrycia: Do uformowania pojedynczego wiązania kowalencyjnego potrzeba dwóch elektronów. Kłopot z azotem polega na tym, że tworząc różnorakie związki, tak "handluje" on elektronami, żeby zawsze mieć ich wokół siebie osiem, co wystarcza na wiązania z nie więcej niż czterema atomami. Nam jako pierwszym udało się znaleźć stabilny kryształ, w którym azot łamie regułę oktetu – czyli ów wymóg posiadania dokładnie ośmiu elektronów – i formuje wiązania z udziałem łącznie aż dwunastu elektronów. Związki, w których jakiś pierwiastek łamię regułę oktetu, są nazywane hiperwalencyjnymi. Tworzy je wiele pierwiastków: fosfor, siarka, różne metale. Zjawisko jest korzystne, ponieważ znacząco poszerza możliwości wiązania atomów w związki chemiczne. Na przykład gdyby nie hiperwalencyjność, siarka nie tworzyłaby kwasu siarkowego, a fosfor nie mógłby być jednym z budulców DNA. Obliczenia i symulacje związane z poszukiwaniami hiperwalencyjnego azotu przeprowadzono w IChF PAN z użyciem teorii funkcjonału gęstości elektronowej, a więc metodą standardowo stosowaną w badaniach ciała stałego. Autorzy odkrycia skorzystali jednak z jednego z bardziej zaawansowanych wariantów tej teorii – funkcjonału hybrydowego. Umożliwia on bardzo dokładny opis wiązań chemicznych, co jednak wiąże się z wielokrotnym wydłużeniem czasu obliczeń. Badane przez nas związki, a także warunki, w jakich dochodziło do ich formowania, były bardzo egzotyczne. Dokładność rachunków miała więc znaczenie absolutnie priorytetowe i to z tego powodu zdecydowaliśmy się na obliczenia z wykorzystaniem funkcjonału hybrydowego – mówi dr Kurzydłowski i podkreśla, że przeprowadzenie symulacji w rozsądnym czasie było możliwe dzięki współpracy z Interdyscyplinarnym Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego. Dokładna analiza wyników symulacji komputerowych pozwoliła badaczom zidentyfikować unikatową strukturę krystaliczną, która przy wzroście ciśnienia w pewnym momencie samoczynnie jonizowała się w bardzo szczególny sposób. Dochodziło wtedy do reorganizacji, podczas której kryształ molekularny, pierwotnie uformowany z mieszanki gazów NF3 i F2, przekształcał się w złożony kryształ jonowy, zbudowany z jonów NF4-, NF2+ i... NF6-. (Warto tu przypomnieć, że mimo egzotycznej nazwy, kryształy jonowe są w przyrodzie powszechne. Należy do nich wiele minerałów, w tym popularna sól kamienna, której strukturę krystaliczną tworzą kationy sodu Na+ oraz aniony chloru Cl-.) Ciśnienia wymagane do syntezy kryształów zawierających NF6- wynoszą 400-500 tysięcy atmosfer i w kategoriach możliwości technicznych współczesnych laboratoriów badawczych uchodzą za niezbyt duże. Symulacje sugerują, że po uformowaniu kryształy pozostawałyby metastabilne nawet w znacznie niższych ciśnieniach. Czy także przy zwykłym ciśnieniu atmosferycznym? Nie stawiałbym na to zbyt wielkich pieniędzy, ale nie można całkowicie wykluczyć, że przewidziane przez nas kryształy z unikatowymi jonami NF6- kiedyś można będzie po prostu wziąć do ręki. Gdyby okazały się aż tak stabilne, kto wie, może udałoby się znaleźć dla nich ciekawe zastosowania? – zastanawia się dr Zaleski-Ejgierd. Jednak chwytanie w dłoń kryształu z jonami NF6- prawdopodobnie nie należałoby do najlepszych pomysłów. Już trifluorek azotu jest silnym utleniaczem, który trzeba magazynować w stalowych butlach. Kryształ pentafluorku azotu z domieszką NF6- byłby utleniaczem jeszcze silniejszym i można przypuszczać, że nawet samo skonstruowanie pojemnika pozwalającego bezpiecznie go przechowywać mogłoby przysporzyć inżynierom sporych trudności. « powrót do artykułu
-
Akwaporyna 4 - nowy cel terapii przeciwalzheimerowej?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Ludzie zdrowi i z chorobą Alzheimera (ChA) różnią się pod względem rozmieszczenia i wyglądu akwaporyny 4 - białka błonowego uczestniczącego w transporcie wody. To sugeruje, że akwaporyna 4 może stanowić użyteczny cel w zapobieganiu i terapii ChA. Nie mamy jednak złudzeń, że zmiana jednej rzeczy sprawi, że alzheimer stanie się chorobą uleczalną - podkreśla prof. Jeffrey Iliff z Oregon Health & Science University. Akwaporyna 4 jest częścią zarządzanego przez komórki glejowe układu glimfatycznego, który funkcjonowaniem przypomina układ limfatyczny. Limfę zastępuje płyn mózgowo-rdzeniowy, wymywający gromadzące się toksyny, np. beta-amyloid. Układ ten i jego zaburzenia mogą być jedną z wielu przyczyn ChA. Naukowcy badali 79 mózgów przekazanych Oregońskiemu Bankowi Mózgów. Podzielono je na 3 grupy: 1) ludzi poniżej 60. r.ż. bez historii chorób neurologicznych, 2) ludzi powyżej 60. r.ż. z historią ChA oraz 3) ludzi powyżej sześćdziesiątki bez ChA. Okazało się, że w 1. i 3. grupie akwaporyna 4 była dobrze zorganizowana i wyściełała zwłaszcza naczynia mózgu. U osób z alzheimerem ekspresja białka zachodziła tylko w części tkanki (widoczna była dezorganizacja, która zapewne utrudniała lub uniemożliwiała skuteczne usuwanie beta-amyloidu czy hiperfosforylowanego białka tau). « powrót do artykułu -
Menopauza przyspiesza u kobiet spadek funkcji płuc. Kobiety żyją coraz dłużej, co oznacza, że coraz większa część ich życia przypada na okres po menopauzie. Nasze badanie kładzie nacisk na wagę podtrzymywania zdrowia układu oddechowego - podkreśla Kai Triebner, doktorant z Uniwersytetu w Bergen. Naukowcy ustalali zarówno natężoną pojemność życiową (ang. forced vital capacity, FVC), czyli pojemność mierzoną w czasie gwałtownego wydechu poprzedzonego maksymalnym wdechem, jak i natężoną objętość wydechowa pierwszosekundową, a więc objętość powietrza wydychanego w pierwszej sekundzie natężonego wydechu (ang. forced expiratory volume in one second, FEV1). Okazało się, że w czasie i po menopauzie FVC i FEV1 spadały bardziej, niż można by oczekiwać w ramach normalnego starzenia. Autorzy publikacji z American Journal of Respiratory and Critical Care Medicine zauważyli, że spadek w zakresie FVC był porównywalny do wpływu wypalania 20 papierosów dziennie przez 10 lat, a w zakresie FEV1 do wypalania 20 papierosów dziennie przez 2 lata. Większy spadek FVC niż FEV1 wskazuje, że menopauza prowadzi raczej do restrykcyjnych, a nie obturacyjnych zaburzeń wentylacji. Zaburzenia restrykcyjne powodują zmniejszenie pojemności czynnościowej płuc, a obturacyjne wiążą się ze zmniejszeniem przepływu powietrza w płucach. Bez względu na typ zaburzeń wentylacji, pogorszenie funkcji płuc może prowadzić do zadyszki [...] czy zmęczenia. Objawy zależą od stopnia zmniejszenia pojemności [czynnościowej]. U nielicznych kobiet może się rozwinąć nawet niewydolność płuc. Naukowcy analizowali dane 1438 uczestniczek European Respiratory Health Survey. Na początku studium ich wiek wynosił od 25 do 48 lat (żadna z kobiet nie przechodziła wtedy menopauzy). Ich losy śledzono przez 20 lat. Analizując wyniki, akademicy brali poprawkę na wiek, wagę, wzrost, wykształcenie i historię palenia. Zgodnie z oczekiwaniami, u obecnych i byłych palaczek obserwowano gwałtowniejsze pogorszenie funkcji płuc (zarówno związanej z wiekiem, jak i menopauzą). Triebner i inni wskazują na kilka możliwych przyczyn zaobserwowanych zjawisk. Po pierwsze, w czasie menopauzy zachodzą zmiany hormonalne, które powodują układowy stan zapalny, a już samo to wystarczy do pogorszenia funkcji płuc. Po drugie, zmiany hormonalne prowadzą do osteoporozy, która skraca długość kręgów piersiowych i w ten sposób zmniejsza ilość powietrza, jaką można zaczerpnąć w czasie wdechu. « powrót do artykułu
-
Ekspozycja na UVB zmniejsza ryzyko krótkowzroczności
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Większa ekspozycja na promieniowanie UVB, zwłaszcza w młodym wieku, zmniejsza ryzyko krótkowzroczności (miopii). Krótkowzroczność to złożona cecha, na którą wpływa wiele czynników genetycznych i środowiskowych. Częstość jej występowania rośnie na całym świecie, a najbardziej w zurbanizowanej Azji. Zespół dr Astrid E. Fletcher z Londyńskiej Szkoły Higieny i Medycyny Tropikalnej badał związek między promieniowaniem UVB, stężeniem witaminy D w surowicy oraz polimorfizmem (wariantami) genów szlaku witaminy D. Naukowcy brali poprawkę na liczbę lat edukacji. W badaniu uwzględniono losową próbę osób w wieku 65+ z 6 ośrodków badawczych European Eye Study. Spośród 4187 uczestników 4166 przeszło badanie oka (m.in. wad refrakcji) i odpowiedziało na pytania kwestionariuszowe. Pobrano im także krew. Po wykluczeniu pacjentów z afakią, pseudoafakią (rzekomosoczewkowością), związanym z wiekiem zwyrodnieniem plamki żółtej i zaćmą ostatecznie zidentyfikowano 371 osób z krótkowzrocznością i 2797 bez. Średnia wieku wynosiła 72,4 roku, a kobiety stanowiły 54% próby. Okazało się, że zwiększona ekspozycja na UVB w wieku 14-19 i 20-39 lat wiązała się ze zmniejszonym ryzykiem miopii. Choć wśród osób z najwyższego tercyla lat wykształcenia ryzyko krótkowzroczności było 2-krotnie wyższe, ujemna korelacja między UVB i krótkowzrocznością utrzymywała się nawet po wzięciu poprawki na liczbę lat wykształcenia. Nie odnotowano zależności między krótkowzrocznością a stężeniem witaminy D3 w surowicy i wariantami genów szlaku witaminy D. Ku swojemu zaskoczeniu autorzy publikacji z pisma JAMA Ophthalmology zauważyli, że przynależność do najwyższego kwintyla poziomu luteiny w surowicy wiązała się z mniejszym ryzykiem miopii (specjaliści zaznaczają, że wynik ten wymaga dalszych badań). « powrót do artykułu -
Drapieżna bakteria zabija inne bakterie, by pozyskać bioplastik
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Hiszpańscy naukowcy opracowali i opatentowali metodę, w ramach której drapieżne bakterie ekstrahują z wnętrza innych bakterii biodegradowalne polimery - polihydroksyalkaniany (PHA). PHA są uznawane za alternatywę dla polimerów uzyskiwanych z ropy. Jak wyjaśnia Virginia Martínez, główna autorka artykułu opublikowanego na łamach Scientific Reports, bakterie potrafią produkować i magazynować w postaci bioplastiku do 90% swojej wagi. Polimer jest jednak zamknięty w komórce i trudno go wyekstrahować. Dotąd, by doprowadzić do lizy producenta i uwolnienia produktu, proponowano różne detergenty i systemy zaburzające komórkę. Nie były one jednak ani przyjazne dla środowiska, ani wydajne, co zwiększało koszty. Chcąc wyeliminować te przeszkody, zespół z madryckiego Centre for Biological Research (CIB-CSIC) wykorzystał drapieżne Bdellovibrio bacteriovorus. Bakterie zmodyfikowano genetycznie. Zdecydowaliśmy się zastosować B. bacteriovorus jako czynnik trawiący inne bakterie (w szczególności naturalnie wytwarzające PHA P. putida KT2440) i odzyskiwać wewnątrzkomórkowy bioprodukt. Drapieżnik został przeprojektowany w taki sposób, by nie rozkładał zakumulowanego w ofierze bioplastiku. Martínez dodaje, że system lityczny umożliwia pozyskanie PHA w pojedynczym kroku. Nie potrzeba skomplikowanej aparatury czy toksycznych związków. Jak podkreślają Hiszpanie, stosując opisaną metodę, można by pozyskiwać zgromadzone w innych bakteriach enzymy lub białka. B. bacteriovorus atakują bowiem wiele szczepów bakteryjnych. Co ważne, technika jest bezpieczna dla ludzi, bo drapieżnik nie atakuje komórek ssaczych. « powrót do artykułu -
Pojazd SpaceShipTwo VSS Unity firmy Virgin Galactic odbył pierwszy samodzielny lot od czasu katastrofy bliźniaczego VSS Enterprise. Jak informowaliśmy niemal 3 miesiące temu Virgin Galactic wysłała w powietrze VSS Unity, jednak przez cały trwający cztery godziny test był on uczepiony statku-matki WhiteKnightTwo. Tym razem przeprowadzono test samodzielnego lotu. VSS Unity został wyniesiony w przestrzeń przez WhiteKinghtTwo, następnie oddzielił się od niego, wykorzystał lot ślizgowy i samodzielnie wylądował. Pierwszy od czasu katastrofy test został przeprowadzony w lekkiej konfiguracji. Dopiero przy następnych testach pojazd zostanie obciążony, a w czasie lotu zostanie uruchomiony silnik. Virgin Galactic zapewnia, że pierwszy lot komercyjny SpaceShipTwo nastąpi dopiero wówczas, gdy firma upewni się, że to bezpieczne. SpaceShipTwo to komercyjna wersja SpaceShipOne, pierwszego prywatnego pojazdu, który osiągnął granice przestrzeni kosmicznej. Virgin Galactic chce zaoferować swoim klientom loty na wysokości 100 kilometrów nad Ziemią. W przyszłości na pokładzie VSS Unity może znaleźć się do 6 turystów, którzy podczas 3-godzinnego lotu doświadczą stanu nieważkości i będą mogli zobaczyć krzywiznę ziemi. Firma Virgin Galactic ma już ponad 600 chętnych na loty na krawędzi kosmosu. Chęć zapłacenia 250 000 dolarów za niepowtarzalną przygodę zgłosili m.in. Leonardo DiCaprio i Ashton Kutcher. « powrót do artykułu
-
Zanieczyszczenia przemysłowe sprzed... 7 tysięcy lat
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Zanieczyszczenia przemysłowe kojarzą się nam ze współczesną działalnością człowieka. Tymczasem międzynarodowy zespół naukowy odnalazł ślady pierwszej znanej nam rzeki zanieczyszczonej przez przemysł. Do jej zatrucia doszło... około 7000 lat temu. W wyschniętym obecnie korycie rzecznym w regionie Wadi Faynan w południowej Jordanii natrafiono na ślady zanieczyszczeń spowodowanych wytapianiem miedzi. Nasi neolityczni przodkowie mogli się wówczas uczyć metalurgii. Nowe odkrycie rzuca nieco światła na bardzo ważny punkt zwrotny w historii człowieka, zwany chalkolitem czyli epoką miedzi. To okres przejściowy pomiędzy epoką kamienia a epoką brązu. Zamieszkujące tu populacje eksperymentowały z ogniem, ceramiką i rudami miedzi. Opracowane wówczas technologie, ich rozprzestrzenienie się i użycie metalu przez człowieka to początek nowoczesnego świata - mówi profesor Russell Adams z University of Waterloo. Miedź wytwarzano łącząc w ceramicznych tyglach węgiel drzewny z rudą miedzi i podgrzewając całość. To bardzo czaso- i pracochłonny proces. Początkowo miedziane przedmioty miały charakter symboliczny i spełniały funkcję społeczną. Posiadacz takiego przedmiotu zyskiwał poważanie w swojej grupie. Z czasem, gdy społeczności ludzkie się rozrastały rozprzestrzeniała się też produkcja miedzi. Powstawały kopalnie i coraz większe urządzenia do wytopu miedzi. Region ten stał się światowym centrum pierwszej rewolucji przemysłowej. Był też hubem innowacji technologicznych - mówi Adams. Uczony zauważa jednak, że rewolucja ta miała swoją cenę. Produktem ubocznym wytopu miedzi był żużel bogaty w miedź, cynk, kadm, rtęć i wiele innych metali ciężkich. Trafiały one do wody i gleby, stamtąd do roślin, a w końcu do organizmów zwierząt i ludzi. Adam sądzi, że tysiące lat wydobycia i przetwarzania miedzi miały negatywny wpływ na zdrowie całych populacji. Mogła rozpowszechnić się bezpłodność, uszkodzenia płodów oraz dochodzić do przypadków wcześniejszych śmierci. Adams i jego zespół próbują teraz zrozumieć zasięg i skutki tych zanieczyszczeń dla ludzi żyjących w epoce brązu. W regionie Faynan ludzie żyli bowiem od bardzo dawna i jest on bardzo dobrym miejscem do badania wczesnej działalności przemysłowej na zdrowie środowiska i populacji ludzkiej. « powrót do artykułu -
Drugi człowiek na Księżycu ewakuowany z bieguna południowego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Buzz Aldrin, amerykański astronauta, który brał udział w pierwszym lądowaniu na Księżycu, zachorował i został ewakuowany z bieguna południowego na Nową Zelandię. Osiemdziesięciosześciolatek odwiedzał Antarktykę z grupą turystów (wycieczkę organizowała firma White Desert). Jak można przeczytać na witrynie internetowej pułkownika, trafił on do Christchurch lotem przez Stację McMurdo. Ma w płucach płyn, ale dobrze zareagował na leczenie. Został zatrzymany w szpitalu na noc na obserwację. Nad stanem jego zdrowia czuwali zarówno lekarz White Desert, jak i ekipa medyczna United States Antarctic Program (USAP). Menedżerka Aldrina, który jeszcze w niedzielę żartował na Twitterze, że jako osoba gorącokrwista jest za cienko ubrany na Antarktydę, podkreśla, że wydaje się, że wszystko skończy się dobrze dzięki opiece dobrych duchów. « powrót do artykułu