Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Kanadyjscy naukowcy zauważyli, że ludzie, którzy bezinteresownie pomagają innym, są bardziej atrakcyjni dla płci przeciwnej, mają więcej partnerów seksualnych i częściej uprawiają seks. To badanie jako pierwsze pokazało, że w zachodnich populacjach altruizm może się przekładać na sukces reprodukcyjny i że altruiści mają więcej partnerów niż niealtruiści - podkreśla prof. Pat Barclay z Uniwersytetu w Guelph. Wydaje się, że altruizm ewoluował w naszym gatunku częściowo dlatego, że sygnalizuje inne leżące u jego podłoża pożądane cechy, które pomagają jednostce w rozmnażaniu - dodaje główny autor studium, prof. Steven Arnocky z Nipissing University. Kanadyjczycy przeprowadzili wywiady z ok. 800 osobami. Pytali o ich relacje z innymi oraz skłonność do pomagania, w tym przekazywania datków na cele charytatywne, oddawania krwi czy pomagania obcym w przechodzeniu przez ulicę. Okazało się, że nawet gdy autorzy publikacji z British Journal of Psychology kontrolowali wiek i osobowość, to altruiści i tak odnosili większe sukcesy w dziedzinach randkowania i seksu. Barclay dodaje, że choć altruizm jest pożądaną cechą u obu płci, jest skuteczniejszym sygnałem w przypadku mężczyzn (silniej wpływa na ich umawianie się na randki i liczbę partnerek). Warto przypomnieć, że wcześniejsze badania Barclay wykazały, że przy braku innych różnic, zarówno kobiety, jak i mężczyźni czują silniejszy pociąg do altruistów. W przyszłości Kanadyjczycy chcieliby uwzględnić w badaniach większy wachlarz zmiennych, m.in. długość związku i jakość partnerów. Uwzględniając wagę, jaką przykładamy do atrakcyjności, zasobów i inteligencji, warto byłoby też sprawdzić, jak ludzie traktują altruizm w zestawieniu z innymi pożądanymi cechami - podsumowuje Arnocky. « powrót do artykułu
  2. Nissan wycofuje się z rynku akumulatorów dla samochodów elektrycznych i hybrydowych. To bardzo ważna decyzja, która zmieni rynek i z pewnością ucieszy konkurencję japońskiej firmy. Nissan ma zamiar sprzedać należące doń 51% udziałów w firmie Automotive Energy Supply, która produkuje akumulatory. Pozostałe 49% udziałów należy do NEC. Obecnie Automotive Energy Supply to drugi, po Panasonicu, największy na świecie producent samochodowych akumulatorów litowo-jonowych. Do firmy tej należy 12% światowego rynku. Jako, że to Nissan jest głównym udziałowcem i zainteresowanym akumulatorami, także NEC skłania się do sprzedaży własnych udziałów. Głównymi konkurentami japońskich producentów akumulatorów są firmy z Chin i Korei. W miarę zwiększania się dostaw na rynek, ceny akumulatorów spadają. Rezygnacja Nissana, który chce korzystać z produktów firm zewnętrznych, może znacząco wpłynąć na sytuację na rynku. Konkurencja z Chin i Korei jest bardzo ostra. Jeszcze w 2014 roku Panasonic, którego klientem jest m.in. Tesla Motors, posiadał aż 47% rynku. Po agresywnym wejściu Chińczyków udziały koncernu spadły w ciągu roku do 34%. Sukcesy odnotowują firmy z Korei Południowej. LG Chem dostarcza akumulatory m.in. General Motors, a w ubiegłym roku wybudował nową fabrykę w Chinach. Zakład w Państwie Środka postawił też Samsung SDI, który pracuje m.in. na zamówienie BMW. « powrót do artykułu
  3. Naukowcy odkryli pierwsze dowody na istnienie legendarnej chińskiej Wielkiej Powodzi (Gun-Yu). Katastrofy naturalnej, która miała mieć miejsce przed ponad czterema tysiącami lat, trwać dwie generacje i doprowadzić do pojawienia się dynastii Xia i cywilizacji chińskiej. Zdobyte właśnie dowody wskazują, że Wielka Powódź rzeczywiście miała miejsce. Wydarzyła się ona w roku 1920 przed Chrystusem, kilka wieków później, niż mówi tradycja. A to oznacza, że założona przez cesarza Yu dynastia Xia również mogła objąć rządy później niż się sądzi. Chińscy historycy będą zatem musieli przemyśleć chronologię historii swojego kraju. Jak mówi tradycja, cesarz Yu opanował powódź zarządzając przeprowadzenie olbrzymich prac odwadniających. Przywrócenie porządku po okresie chaosu dało mu boski mandat do ustanowienia pierwszej chińskiej dynastii - Xia. Historia Gun-Yu i cesarza Yu stanowi mit założycielski Chin, jednak w ostatnich latach historycy zaczęli go kwestionować. Pojawiły się głosy, że Wielka Powódź to jedynie legenda, która posłużyła do uzasadnienia władzy cesarskiej. Uczeni, chcąc sprawdzić, ile prawdy jest w legendzie, przeprowadzili badania w prowincji Qinghai. Profesor Darryl Granger z Purdue University mówi, że odkryto ślady jednej z największych powodzi na Ziemi w ciągu ostatnich 10 000 lat. Poziom wód Rzeki Żółtej był o 38 metrów wyższy, niż jest obecnie. To była katastrofalna powódź, dewastująca dla każdego, kto mieszkał w dole Rzeki Żółtej, stwierdza uczony. Datowanie powodzi oparto na szkieletach trójki dzieci, których ciała znaleziono w przemieszanym materiale z trzęsienia ziemi. Wskutek tego trzęsienia doszło do osunięć się ziemi i powstania tamy na rzece. Wzbierająca woda w końcu przerwała tamę i spowodowała kolosalną powódź. Datowanie kości wskazało, że dzieci zmarły w 1920 roku przed naszą erą, co zgadza się z datą dużych zmian kulturowych w Chinach. Po raz pierwszy znaleźliśmy dowody na tak wielką powódź. Pokazują one, że dynastia Xia mogła rzeczywiście istnieć. Jeśli miała miejsce Wielka Powódź, to prawdopodobnie istniała również dynastia Xia, gdyż są one ze sobą nierozerwalni związane - mówi profesor David Cohen z Narodowego Uniwersytetu Tajwańskiego. Uczony sądzi, że datę powstania dynastii Xia trzeba będzie przesunąć z około 2200 na około 1900 rok przed Chrystusem. Rzeka Żółta niejednokrotnie kształtowała historię Chin. Poprzez swoje częste powodzie, często powodowane działalnością człowieka, nazywana jest Biczem na Synów Hana. « powrót do artykułu
  4. Przedstawiciele służb przyrodniczych Indii i Bangladeszu wspólnie próbują uratować słonicę, oderwaną miesiąc temu od stada przez silne prądy wezbranej Brahmaputry. Ze stanu Asam samica trafiła do Bangladeszu. By pomóc zwierzęciu, nasz zespół pracuje ze służbami przyrodniczymi z Bangladeszu. Samica jest słaba i bardzo zestresowana. Pokonała ponad 100 km w zalanych częściach Bangladeszu - opowiada Bikash Brahma, oficer z Asamu. Przez stale padające deszcze słonica miała problemy z wydostaniem się na wyżej położone tereny. Ratownicy myślą o uśpieniu jej i przetransportowaniu do stada drogą lądową. Powodzenie akcji jest tym ważniejsze, że w ostatnich latach liczba słoni w obu krajach spadła. « powrót do artykułu
  5. David Vetter z Teksasu spędził całe swoje 12-letnie życie w plastikowym sterylnym kokonie, który chronił go przed kontaktem ze światem zewnętrznym. Chłopiec urodził się bowiem z zespołem SCID, genetyczną chorobą prowadzącą do ciężkich zaburzeń odporności. Wydaje się, że GlaxoSmithKline (GSK) opracowało lek na tę rzadką śmiertelną chorobę. Jednak pojedyncza jego dawka kosztuje 665 000 dolarów. To zaś rodzi pytania o koszty opieki zdrowotnej i o to, kto powinien je ponosić. Nieleczone dzieci z zespołem SCID umierają przed 2 rokiem życia. Obecnie stosowane metody leczenia polegają albo na ryzykownym przeszczepie szpiku - David Vetter zmarł wskutek przeszczepu od siostry, a autopsja wykazała, że przyczyną śmierci był obecny w szpiku uśpiony wirus Epsteina-Barra, którego nie wykryto przed przeszczepem - albo na terapii zastępowania enzymów, która musi być prowadzona przez całe życie. Jak twierdzą przedstawiciele GSK, terapia z udziałem enzymów może kosztować ponad 4 miliony dolarów w ciągu dekady. To znacznie więcej niż 665 000 USD, które trzeba będzie zapłacić za lek Strimvelis. GSK przeprowadziło badania kliniczne na małej grupie chorych i okazało się, że 3 lata po podaniu pojedynczej dawki leku wszyscy pacjenci żyli. Wiele małych i dużych firm farmaceutycznych pracuje nad nowatorskimi terapiami i lekami, które jednak kosztują majątek. Powstaje pytanie, kto i w jaki sposób powinien płacić za leczenie, jak powinno wyglądać finansowanie, jeśli po latach terapia przestanie działać i powstanie konieczność sfinansowania innej metody leczenia, jak zabezpieczyć interesy ubezpieczycieli, którzy mogą się obawiać, że pacjent, którym sfinansowali niezwykle kosztowne leczenie, postanowi podpisać umowę ubezpieczeniową z inną firmą? Leczenie zespołu SCID, mimo iż kosztowne, nie powinno zrujnować systemów opieki zdrowotnej. W Europie, gdzie Strimvelis został już dopuszczony do użytku, każdego roku rodzi się około 15 osób z tą chorobą. W USA, gdzie GSK chce zatwierdzić swój lek w przyszłym roku, na świat przychodzi rocznie około 12 dzieci cierpiących na SCID. « powrót do artykułu
  6. Tim Wong, biolog z Kalifornijskiej Akademii Nauk, w przydomowym ogródku odbudowuje populację rzadkiego motyla z rodziny paziowatych - Battus philenor hirsuta. Podgatunek jest endemitem z północnej Kalifornii i zagraża mu intensywny rozwój San Francisco. Wong zainteresował się motylami już w szkole podstawowej, kiedy podczas obserwacji doświadczenia na lekcji biologii zafascynowało go przeobrażenie zupełne, jakiemu podlegają te owady. Później wędrował po łąkach koło domu i hodował/rozmnażał wszystkie złapane motyle. Gdy podrósł, Tim zorientował się, że B. philenor hirsuta są coraz rzadsze w rejonie San Francisco. Szybko zauważył, że gąsienice motyla żywią się tylko jedną rośliną, także coraz rzadszą Aristolochia californica. W końcu Wongowi udało się znaleźć A. californica w Ogrodzie Botanicznym w San Francisco. Dzięki kilku szczepkom stworzył w swoim przydomowym ogródku mały azyl dla motyli. Biolog zbudował dużą zagrodę z paneli, dzięki której motyle są chronione m.in. przed drapieżnikami, ale mogą się rozmnażać w warunkach środowiskowych - pod naturalnym słońcem, w przepływie powietrza i wahaniach temperatury. Takie okoliczności pozwalają też badać, jakie warunki musi spełniać idealny okaz do złożenia jaj. Rzadkie w San Francisco B. philenor hirsuta można znaleźć poza jego granicami, na gęsto zarośniętych obszarach. To tam udał się Wong, by za pozwoleniem właścicieli posesji pozyskać wyjściową grupę 20 gąsienic. Choć innym udało się odtworzyć populację motyla w sąsiednich hrabstwach Santa Cruz i Sonoma, trzeba było dopiero Wonga, żeby coś drgnęło w samym San Francisco. Najpierw dostawa kilkuset "jego" motyli dotarła na wystawę California Native w Ogrodzie Botanicznym w San Francisco. Później, gdy hodowla się rozrastała, tysiące okazów trafiały do zwykłych ogrodów. Rokrocznie od 2012 r. w ogrodzie przeżywa coraz więcej motyli [...[. To znak, że metoda działa. Wong przypisuje swój sukces stworzonemu habitatowi z ponad 200 okazami A. californica i dodatkowymi roślinami nektarodajnymi. Za pośrednictwem serwisu Booster.com za 35 dolarów sprzedawane są też koszulki z nadrukiem przedstawiającym cykl życiowy B. philenor hirsuta. Cały dochód trafi do Timothy'ego Wonga, twórcy California Pipevine Swallowtail Conservation. Pieniądze zostaną przeznaczone m.in. na utrzymanie ogrodu, zakup nasion, roślin nektarodajnych, a także kontenerów do hodowli motyli. « powrót do artykułu
  7. We wrześniu 2015 roku amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia (NIH) zaprzestały finansowania badań nad dodawaniem ludzkich komórek do zwierzęcych embrionów i tworzeniem w ten sposób chimer. Teraz NIH opublikowały dokument, w którym zapowiadają zniesienie zakazu. Nowe przepisy będą bardziej restrykcyjne niż wcześniejsze, jednak tworzenie chimer budzi poważne zastrzeżenia etyczne. Obecnie naukowcy używają chimer do badania wczesnych etapów rozwoju embrionalnego i tworzenia zwierzęcych modeli ludzkich chorób. W przyszłości jednak chcą tworzyć zwierzęta z ludzkimi organami. Gdy takie zwierzęta dorosną, będą zabijane, a organy zostaną użyte do transplantacji. Środowisko naukowe jest podzielone w poglądach nad tego typu badaniami. Francoise Baylis, bioetyk z Dalhousie University zwraca uwagę, że nowe zasady nie odpowiadają na wiele pytań. Obecnie ludzie i zwierzęta są traktowane jak dwie osobne kategorie i w badaniach nad nimi obowiązują ściśle określone zasady. Tworząc chimery ryzykujemy powstanie trzeciej kategorii, co do której nie ma określonych zasad. Zwykle mówi się, że należy traktować je jak zwierzęta, tak jakby to niczego nie zmieniało - mówi Baylis. Prawo w USA i w wielu innych krajach wykorzystuje pojęcie świadomości do prób definiowania postępowania z chimerami. Jednak, zdaniem Baylis, nie jest to dobre rozwiązanie. Uczona przypomina, że upośledzeni ludzie o bardzo ograniczonej świadomości są traktowani przez przepisy jak ludzie, gdy tymczasem bardzo inteligentnych naczelnych takie przepisy nie obejmują. Prawdopodobnie przepisy dotyczące chimer ludzko-zwierzęcych będą powstawały przez najbliższe lata, a tworzone będą metodą prób i błędów. « powrót do artykułu
  8. Samice komarów pobierają krew ssaków, ale w skład ich diety wchodzą także pokarmy zawierające cukry, np. nektar, owoce czy sok mleczny drzew. Ostatnio naukowcy z Burkina Faso zauważyli, że roślinne cukry wpływają na relacje komarów z zarodźcami malarii, a więc na ich możliwość rozprzestrzeniania choroby. Ostatnie badania wykazały, że samice komarów z rodzaju Anopheles, które są wektorami zarodźca sierpowego (Plasmodium falciparum), potrafią zlokalizować i preferują naturalne źródła roślinnego cukru. Studia te sugerowały także, że cukry ze środowiska wpływają na długość życia i wskaźnik żywienia się krwią ssaków. Dotąd nie było jednak wiadomo, czy dostępne cukry mogą także bezpośrednio wpłynąć na interakcje gospodarz-patogen. By uzupełnić tę lukę w wiedzy, Domonbabele Hien i Thierry Lefèvre z Institut de Recherche en Sciences de la Santé w Bobo-Dioulasso badali interakcje między zarodźcami sierpowymi, komarami Anopheles coluzzii i kilkoma źródłami cukru, rosnącymi w pobliżu siedzib ludzkich w Burkina Faso: roślinami ozdobnymi Barleria lupulina i Tristania neriifolia oraz mango i przypominającymi winogrona owocami Lannea microcarpa. Hodowanym w różnych klatkach widliszkom dostarczano jeden rodzaj cukru roślinnego lub 5% roztwór glukozy. Później komary głodzono przez dobę i zapewniano posiłek z krwi zawierającej zarodźce. Krew pobierano od zakażonych zarodźcami zdrowych ochotników i rozcieńczano, by uzyskać takie samo stężenie pasożytów. Samice komarów trafiały następnie do specjalnych komór, gdzie nadal karmiono je przypisanym źródłem cukru. Tydzień i dwa tygodnie po posiłku z krwi ok. 30 osobników z każdej grupy badano pod mikroskopem. W ten sposób oceniano cechy wpływające na transmisję. Okazało się, że poszczególne źródła cukru różnie oddziaływały na te cechy (w tym na wskaźniki zakażenia i przeżycia komarów oraz wskaźnik przeżycia pasożytów tydzień po posiłku z krwi). Źródło cukru wpływało też na odsetek komarów ze sporozoitami (stadium inwazyjnym pasożyta) oraz czasowanie uwolnienia sporozoitów. By ocenić relatywny wkład poszczególnych roślin w ogólną transmisję malarii, naukowcy wprowadzili wyniki eksperymentów do modelu epidemiologicznego. Okazało się, że w porównaniu do 5% roztworu glukozy, zarówno L. microcarpa, jak i B. lupulina zwiększały transmisję malarii o, odpowiednio, 30 i 40%, głównie na drodze zwiększonego wskaźnika zakażeń komarów. Dla odmiany T. neriifolia negatywnie wpływała na wskaźnik zakażeń i skracała długość życia owadów, zmniejszając w ten sposób transmisję malarii o 30%. « powrót do artykułu
  9. Australijscy naukowcy opracowali samonapędzający się ciekły metal, który w przyszłości może pomóc w stworzeniu elastycznej elektroniki. Co prawda do powstania T-1000 jeszcze daleka droga, ale przybliżyliśmy dię o krok do epoki elastycznych dynamicznie konfigurowalnych obwodów elektronicznych. Specjaliści od dawna myślą o opracowaniu elastycznych komponentów elektronicznych, takich, której działałyby bardziej jak biologiczne komórki, poruszając się autonomicznie i tworząc nowe obwody w zależności od potrzeb. Wielu ekspertów skupia się na nietoksycznych stopach galu. Są one topliwe w niskiej temperaturze, a każda kropla metalu zawiera wysoko przewodzący metaliczny rdzeń oraz cienką półprzewodnikową otoczkę z tlenku. Grupa profesora Kourosha Kalantara-Zadeha z RMIT University w Melbourne zajmuje się badaniem takich stopów. Chcąc dowiedzieć się, w jaki sposób płynny metal się porusza, uczeni umieścili jego krople w wodzie. Umieszczenie kropli w innym płynie zawierającym jony może zostać wykorzystane do złamania symetrii pomiędzy nimi i umożliwienia poruszanie się w trzech kierunkach. Dotychczas jednak nie rozumieliśmy głównych zasad rządzących interakcją pomiędzy ciekłym metalem a otaczającą cieczą - mówi Kalantar-Zadeh. Manipulowaliśmy koncentracją kwasów, zasad i soli w wodzie i obserwowaliśmy skutki. Okazało się, że wystarczy odpowiednio dobrać skład chemiczny wody, by krople ciekłego metalu poruszały się i zmieniały kształty bez żadnych zewnętrznych impulsów mechanicznych, elektronicznych czy optycznych. Dzięki temu odkryciu byliśmy w stanie tworzyć poruszające się obiekty, takie jak przełączniki czy pompy, które działały autonomicznie, napędzane składem chemicznym otaczającej je cieczy - dodaje uczony. « powrót do artykułu
  10. Badania genetyczne dowodzą, że dla przetrwania słoni przemierzających namibijskie pustynie kluczowe znaczenie ma przekazywanie wiedzy, a nie ewolucja. A to oznacza, że ich ochrona przed kłusownikami i myśliwymi jest szczególnie istotna, gdyż do przetrwania słoni niezbędne są starsze doświadczone osobniki. "Zdolność takich zwierząt jak słonie do uczenia się i zmieniania zachowania w odpowiedzi na zmiany środowiskowe oznacza, że zmiany genetyczne nie są czynnikiem decydującym o zaadaptowaniu się gatunku do nowego środowiska. Zmiany behawioralne pozwalają gatunkom rozszerzyć swój zasięg na nowe marginalne habitaty, różniące się znacznie od habitatu zasadniczego" - mówi profesor Alfred Roca z University of Illinois. Namibijskie słonie wędrujące po pustyniach nauczyły się chronić przed palącym słońcem za pomocą piasku, którym pokrywają swoje grzbiety. Piasek ten najpierw moczą uryną bądź wodą przechowywaną pod językiem. Zwierzęta pamiętają też miejsca, w których występuje żywność i woda, a trzeba przy tym pamiętać, że ich terytorium jest znacznie większe od terytoriów innych słoni. Żyjące na pustyni zwierzęta odkrywają kluczową rolę w środowisku, wytyczając nowe ścieżki i wykopując studnie, z których czerpią wodę. Naukowcy porównali DNA jądrowe i DNA mitochondrialne różnych grup namibijskich słoni, zarówno tych, które żyją na pustyniach, jak i tych, które pustyń unikają. Okazało się, że między zwierzętami z pustyń a tymi z sawann nie ma znaczących różnic genetycznych. Jedyną odmienną populacją są słonie zamieszkujące Caprivi Strip. Tamtejsza populacja jest bardziej podobna do pobliskich populacji słoni z Botswany i Zimbabwe niż do innych populacji z Namibii. "Wyniki naszych badań i dane historyczne sugerują, że duże zdolności poznawcze oraz migracje na duże odległości pozwoliły namibijskim słoniom przetrwać zarówno w czasach dużej zmienności klimatu jak i uchronić się przed polowaniami" - mówi głóny autor badań. Yasuko Ishida. Brak znaczących różnic genetycznych zgadza się z tym, co wiemy z zapisków dotyczących migracji słoni. W czasie Wojny o niepodległośc Namibii (1966-1990) słonie były szczególnie narażone na śmierć z rąk człowieka. Dzięki badaniom genetycznym wiadomo, jak zwierzęta migrowały, co często znajduje potwierdzenie we wcześniejszych danych. Okazało się na przykład, że słonie z regionu rzeki Ugab są po linii matki spokrewnione ze słoniami z regionu rzeki Huab. Od dłuższego czasu mówiło się, że część słoni z Huab migrowała w region Ugab. Profesor Roca zauważa, że kluczowe jest przetrwanie starszych samic. "Ich wyjątkowa wiedza na temat przeżycia na pustyni jest niezbędna do przetrwania kolejnych pokoleń słoni w tym środowisku. W przyszłości zmienność klimatu oraz presja ze strony człowieka będą tylko rosły. Mówi się też, że żyjące na pustyni słonie są większe od tych z sawann, a to oznacza, że są bardziej narażone na polowania dla trofeów. Zwierzęta, które żyją w takim środowisku są bardziej narażone, a ich populacja odradza się bardzo powoli". « powrót do artykułu
  11. Przełomowy program zarządzania umysłem. Drugie wydanie bestsellerowej książki, dzięki której zrozumiesz, jak funkcjonuje twój umysł! 1) Emocje zbyt często dyktują ci, co robić? 2) W sytuacjach stresowych trudno ci opanować irytację i zdenerwowanie? 3) Odkładasz podjęcie decyzji w czasie? 4) Zdarza ci się wątpić w swój sukces, ponieważ przejmujesz się opiniami innych? Gdy odczuwasz spokój i myślisz w sposób racjonalny, przemawia przez ciebie Człowiek. Kiedy pojawiają się irracjonalne myśli, gwałtowne emocje biorą górę nad zdrowym rozsądkiem, a ty czujesz wściekłość lub zdenerwowanie – przemawia przez ciebie Szympans. Szympans to część mózgu, która działa jak niezależna od ciebie maszyna. Jego żywiołem są kłębiące się w tobie emocje. Nie masz wpływu na jego naturę, ale możesz nim zarządzać. Wewnętrzny Szympans może być twoim najlepszym przyjacielem lub największym wrogiem – na tym właśnie polega paradoks Szympansa! Profesor Steve Peters, światowej sławy psychiatra, tłumaczy naturę wewnętrznej walki, jaka odbywa się w umyśle i wyjaśnia, jak wykorzystać tę wiedzę w każdym obszarze życia. Skuteczność tego rewolucyjnego modelu potwierdzają badania naukowe i sukcesy kolarzy brytyjskich podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 2012 roku, z którymi współpracował prof. Peters. 1) Zrozum, jak funkcjonuje twój umysł. 2) Pozbądź się nieracjonalnych i negatywnych myśli. 3) Naucz się jeszcze lepiej kontrolować swoje emocje. 4) Osiągnij najważniejsze cele życiowe: SZCZĘŚCIE, SUKCES I SPEŁNIENIE! Jeśli ktoś współpracował ze zwycięzcą Tour de France – Chrisem Froomem – to jest to wystarczająca rekomendacja, by przeczytać tę książkę. Tomasz Staśkiewicz, trener biznesu, ultramaratończyk, dziennikarz INNPoland (grupa NaTemat.pl) W umyśle człowieka bytują dwie różne istoty: "emocjonalny Szympans" i "racjonalny Człowiek". Poradnik pokazuje, jak zarządzać emocjonalnym Szympansem, który jest w każdym z nas. Ta książka, choć napisana przez znanego profesora psychiatrii i jednocześnie konsultanta wielu medalistów olimpijskich, nie jest jednak pozycją naukową. To praktyczny program zarządzania własnym umysłem, tak by osiągnąć podstawowe cele życiowe, jakimi są szczęście, sukces i życiowe spełnienie. dr Sergiusz Trzeciak, ekspert personal brandingu, autor dziewięciu książek, w tym Coaching marki osobistej, czyli kariera lidera, www.trzeciak.pl Kluczem do zdrowego, szczęśliwego i pełnego sukcesu życia jest sprawnie działający mózg. I tak naprawdę jest! Autor książki w bardzo ciekawy i praktyczny sposób podpowiada, jak okiełznać skomplikowaną pracę mózgu. Odnosi się do codziennych trudności i wskazuje psychologiczne techniki, za pomocą których można szybko rozwiązać problemy. Polecam tę książkę wszystkim osobom, które chcą podnieść jakość swojego życia i dokonać w nim pozytywnych zmian. Alicja Czyrska, psycholog, ekspert Cogninet ds. zdrowego mózgu Prof. Steve Peters – światowej sławy psychiatra kliniczny z ponaddwudziestoletnim doświadczeniem, dyrektor kliniczny Mental Health Services, psychiatra sądowy współpracujący ze szpitalem Rampton Secure Hospital, wykładowca senior Uniwersytetu w Sheffield, opiekun studentów. Ma tytuł magistra matematyki, medycyny i edukacji sportowej. Ukończył również studia podyplomowe z zakresu medycyny sportowej, edukacji i psychiatrii. Konsultant psychiatrii w świecie sportu. Współpracuje z Liverpool Football Club oraz z drużynami England Football i Sky ProCycling. Przygotowuje zawodników do igrzysk olimpijskich oraz wielu innych imprez sportowych. Współpracuje m.in. z Brytyjską Federacją Rowerową, zespołem England Rugby, uczestnikami mistrzostw świata w snookerze oraz Premier League Football. Skuteczność opracowanych przez niego technik zarządzania umysłem została potwierdzona wyśmienitym występem najlepszych kolarzy brytyjskich na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie w 2008 roku i w Londynie w 2012 roku, z których przywieźli łącznie 26 medali, w tym 16 złotych.
  12. Na łamach Astrophysical Journal ukazał się artykuł, którego autorzy wyszukali wśród egzoplanet te, które z największym prawdopodobieństwem nadają się do podtrzymania życia. Międzynarodowy zespół naukowy skupił się na analizie danych dotyczących ponad 1200 planet odkrytych przez Teleskop Keplera oraz niemal 2800 kandydatów na planety. Naukowcy stwierdzili, że wśród ponad 4000 obiektów jest 216 planet znajdujących się w ekosferze swoich gwiazd, czyli w takiej odległości, w której na powierzchni planety może występować woda w stanie ciekłym. Wśród tych 216 planet znaleziono 20, które z dużym prawdopodobieństwem są nadającymi się do zamieszkania skalistymi planetami podobnymi do Ziemi. To oznacza, że możemy skupić się na tych planetach, badać je i stwierdzić, czy rzeczywiście nadają się do zamieszkania - mówi profesor Stephen Kane z San Francisco State University, główny autor badań. Analiza danych i skatalogowanie ponad 4000 obiektów zajęło uczonym ponad 3 lata. W prace zaangażowani byli specjaliści z NASA, Caltechu, Arizona State University, University of Hawaii, Uniwersytetu w Bordeaux i innych instytucji. Na ich czele stał profesor Kane, znany "łowca planet", który ma na swoim koncie odkrycie kilkuset z nich. Analiza dokonana przez zespół Kane'a jest niezwykle cenna dla astronomów badających egzoplanety. Będą mogli bowiem skupić się na tych obiektach, które najbardziej ich interesują, a będzie im teraz łatwiej, gdyż zespół Kane'a pogrupował planety w zależności od ich położenia względem gwiazdy, wielkości i prawdopodobieństwa, że są małymi skalistymi lub dużymi gazowymi obiektami. Mamy bardzo dużo kandydatów na planety i bardzo ograniczony czas dostępu do teleskopów, które pozwalają je badać. Nasza praca to ważny krok w kierunku znalezienia odpowiedzi na pytanie o powszechność występowania planet podobnych do Ziemi i życia we wszechświecie - mówi Kane. « powrót do artykułu
  13. Pierwsze kury domowe (Gallus gallus domesticus) zostały prawdopodobnie wypuszczone na Nowej Zelandii podczas 2. wyprawy Jamesa Cooka w te regiony. By ustalić wiek i pochodzenie kurzych kości z 3 stanowisk archeologicznych na Wyspie Południowej, naukowcy posłużyli się datowaniem radiowęglowym oraz analizami aDNA. Okazało się, że wiek kości z dwóch stanowisk pokrywał się niemal idealnie z wyprawą Cooka z 1773-74 r. Warto przypomnieć, że stałe osadnictwo Europejczyków zaczęło się dopiero ok. 1803 r. Autorzy publikacji z pisma Royal Society Open Science podkreślają, że kości z 3. stanowiska były młodsze. Między IX a XIII w. wcześni osadnicy kolonizujący wyspy Wschodniej Polinezji przetransportowali ze sobą wiele kultygenów i gatunków komensalnych, np. kolokazję jadalną, inaczej taro (Colocasia esculenta), tykwę pospolitą (Lagenaria siceraria), brusonecję (Broussonetia papyrifera), szczura polinezyjskiego (Rattus exulans), dzika euroazjatyckiego (Sus scrofa) i wspomniane kury domowe. Kurze kości odpowiadające temu wczesnemu okresowi osadnictwa znaleziono np. na Hawajach i Wyspie Wielkanocnej, ale Nowa Zelandia była od tego wyjątkiem. Dr Michael Herrera, genetyk z Uniwersytetu w Adelajdzie, uważa, że powodem może być obfitość dostępnego na wyspach innego pożywienia. Z zapisków Cooka wynika, że kury kupiono podczas postoju na wyspach Zielonego Przylądka. Możliwe także, że wyprawa wzięła je ze sobą z Anglii, RPA, Tahiti czy archipelagu Tonga. Później kury zostały podarowane plemionom maoryskim w miejscach, w pobliżu których znaleziono ich kości. Sam Cook nie był pewien losu "swoich" kur. Trzeciego listopada 1773 r. podarował np. miejscowemu z rejonu Zachmurzonej Zatoki/Port Underwood 2 koguty i 2 kury, ale ze względu na obojętność, z jaką się spotkał, stwierdził, że daje mu to nikłe nadzieje, że ktoś będzie o nie właściwie dbał. Podobnie sprawy się miały z 2 kogutami i 4 kurami, podarowanymi wodzowi maoryskiemu 22 października 1773 r. w pobliżu Black Head. Choć tutaj wydaje się, że kury nie mogły przetrwać na tyle długo, by utworzyć samowystarczalne populacje, ptaki uwolnione przez kapitana w 1773 r. w Zatoce Zachodniej na północy Wyspy Południowej poradziły sobie o wiele lepiej. Gdy bowiem podróżnik wrócił rok później, odkrył w lesie świeże jaja. Oznacza to, że przetrwała przynajmniej jedna samica. Wydaje się, że duża liczba kur została także wypuszczona przez Tobiasa Furneaux, kapitana Adventure, który towarzyszył Cookowi w 2. podróży badawczej, na wybrzeżu riasowym Marlborough Sounds. Tutaj szczegóły nie zostały jednak odnotowane. « powrót do artykułu
  14. Moon Express to pierwsza w historii prywatna firma, która otrzymała zgodę na lądowanie na Księżycu. Zgodę wydała amerykańska Federalna Administracja Lotnicza na podstawie Traktatu o Przestrzeni Kosmicznej, który wymaga, by przedsiębiorstwa prywatne uzyskiwały w kraju swojego pochodzenia zezwolenie na misje pozaziemskie. Moon Express ma zamiar przeprowadzić swoją misję już w przyszłym roku. W jej ramach na powierzchni Srebrnego Globu wyląduje niewielki próbnik, który zostanie wyniesiony poza Ziemię przez rakietę Electron. Jeśli misja się powiedzie, będzie pierwszą prywatną misją na obiekt pozaziemski. Firma Moon Express podpisała z przedsiębiorstwem Rocket LAB USA umowę, która przewiduje wspólne przeprowadzenie 3 misji księżycowych. Odbędą się one w latach 2017-2020. W czasie pierwszej z nich przeprowadzone zostanie lądowanie pojazdu MX-1E. To obiekt wielkości walizki, który wyposażono w kamery oraz instrumenty do badania powierzchni Księżyca. Pojazd ma pracować przez dwa tygodnie, a po powierzchni będzie poruszał się za pomocą serii skoków. Firma Moon Express została założona w 2010 roku przez doktora Boba Richardsa, Barneya Pella i Naveena Jaina. Bierze ona udział w wartym 30 milionów dolarów konkursie Google Lunar XPRIZE, jest też częścią prowadzonego przez nasa projektu Innovative Lunar Demonstrations Data, którego celem jest rozwijanie systemów lądowania i poruszania się po księżycach. « powrót do artykułu
  15. W ramach projektu Dziedzictwo kulturowe i przyrodnicze Puszczy Białowieskiej zespół prof. Przemysława Urbańczyka z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego przeczesze całą polską część Puszczy, czyli ok. 600 km kwadratowych. Jak wyjaśniają naukowcy, celem jest m.in. wypracowanie modelu badań dziedzictwa kulturowego na terenach leśnych. W zaplanowanym na 3 lata projekcie, który zgodnie z planem, ma ruszyć w styczniu przyszłego roku, weźmie udział ponad 30 naukowców, reprezentantów różnych dziedzin. Głównym jego wykonawcą jest jednak Instytut Archeologii. Podejrzewam, że jest to największy tego typu projekt w Europie. Jednym z jego celów jest m.in. wypracowanie modelu badań dziedzictwa kulturowego na terenach leśnych. Puszcza była badana, ale wyrywkowo: jest dużo śladów działalności człowieka od kilkunastu tysięcy lat. Od XVII wieku ten teren jest prawie dziewiczy, bo las jako miejsce polowań najpierw podlegał ochronie króla, a potem z tych samych powodów – cara. Dopiero od XX wieku zaczęła się jego eksploatacja - mówi Urbańczyk. W przeszłości badania terenów leśnych były rzadkie. Powodem była zwarta roślinność, utrudniająca badania (prospekcję) powierzchniową. Obecnie jednak archeolodzy mają do dyspozycji metodę lotniczego skanowania laserowego (ang. Airbone Laser Scanning, ALS). W ten sposób można odrzucić teorię "pustki osadniczej". Przemawiają za tym także wyniki przeprowadzonych do tej pory badań sondażowych, wykopalisk czy wreszcie obserwacji miejsc z naruszoną ściółką, np. borsuczych nor, dziczych buchtowisk, kretowisk lub piaskowych kąpielisk. Duże znaczenie ma badanie wykrotów, gdzie pomiędzy korzeniami zawalonych drzew można znaleźć ceramikę lub krzemienie, które świadczą o zlokalizowanych tam osadach czy cmentarzyskach. Niekiedy artefakty zostają odsłonięte w czasie prac porządkowych i na drogach gruntowych. Z zebranych dotąd materiałów wynika, że działalność ludzi w Puszczy Białowieskiej datuje się co najmniej na starszą epokę kamienia. Zespół chce skorzystać nie tylko z ALS, ale i z innych nieinwazyjnych metod, w tym badań geofizycznych czy powierzchniowo-weryfikacyjnych na mapach NMT (Numeryczny Model Terenu) czy NMPT (Numeryczny Model Pokrycia Terenu) stanowisk. Planowane są także odwierty i niewielkie wykopy w celu ustalenia chronologii. Próbki zostaną poddane badaniom laboratoryjnym. Dane terenowe uzupełnią opracowania map współczesnych i archiwalnych. « powrót do artykułu
  16. Sebastien du Fayet de la Tour, konserwator groty Foissac, znalazł w niej posążek kobiety wyrzeźbiony kamiennym narzędziem w kości tura. Zabytek mierzy 10 centymetrów, jest świetnie zachowany, a jego wiek oceniono na 20 tysięcy lat. Posążek został wypłukany przez podziemną rzekę z jednej z komór, w której już wcześniej odkryto kamienne narzędzia. Przed około 5 tysiącami lat wskutek osunięcia się ziemi wejście do jaskini zostało zasypane. Jaskinię odkryto w 1959 roku. Okazało się, że znajduje się w niej wielokilometrowa sieć podziemnych stumieni. W 2006 roku specjaliści znaleźli w Foissac malowidła. Jaskinia zamykana jest pomiędzy październikiem a czerwcem, gdyż w tym czasie podziemne strumienie wzbierają. Woda wymywa wówczas ludzkie kości czy ceramikę. Eksperci wiedzą, że latem, gdy woda opadnie można znaleźć niezwykle interesujące przedmioty. Dlatego wcale nie byłem bardzo zaskoczony, gdy w tym roku znalazłem kość paliczkową tura. Od razu, machinalnie, wypłukałem ją w wodzie i wtedy dopiero zauważyłem na niej niezwykłe nacięcia, nie kilka czy kilkanaście, ale bardzo wiele, wręcz setki, które tworzą wyraźny obraz - mówi de la Tour. Eksperci chcą poddać figurkę skanowaniu i badaniom mikroskopowym. Układ nacięć jest taki, że sprawiają one wrażenie, jak gdyby ta kobieta trzymała w ramionach dziecko, niemowlę lub jakieś zwierzę, w taki sposób, w jaki malarze przedstawiają Madonnę z Dzieciątkiem. Część figurki jest starannie wypolerowana, na razie nie wiadomo, jakim narzędziem, można to będzie stwierdzić dopiero pod mikroskopem - stwierdza odkrywca figurki. Tym, co różni figurkę z Foissac od innych jaskiniowych Wenus jest wyraźnie zaznaczona głowa i brak cech płciowych. Być może zatem nie mamy tu do czynienia z uniwersalnym przedstawieniem Wenus, a raczej z Madonną, figurką przedstawiającą konkretną kobietę. « powrót do artykułu
  17. Od średniego wieku mózgi osób z nadwagą/otyłością są o 10 lat starsze od mózgów osób szczupłych. Zaobserwowano uderzające różnice w objętości istoty białej. Nasze mózgi naturalnie kurczą się z wiekiem, ale naukowcy w coraz większym stopniu zdają sobie sprawę, że takie choroby, jak cukrzyca, nowotwory i choroby serca, również mogą wpływać na początek i przebieg starzenia mózgu. Oceniając wpływ otyłości na strukturę mózgu dorosłych, naukowcy z Uniwersytetu w Cambridge analizowali dane 473 osób w wieku od 20 do 87 lat (za ich rekrutację odpowiadało Centrum Starzenia i Neuronauk). W oparciu o wagę badanych dane zostały podzielone na 2 kategorie. Okazało się, że występują znaczące różnice w zakresie objętości istoty białej: w porównaniu do ochotników szczupłych, u osób z nadwagą zaobserwowano dużą jej utratę. W dalszej kolejności autorzy publikacji z pisma Neurobiology of Aging wyliczali, jak objętość substancji białej ma się do wieku w grupie szczupłej i z nadwagą. Stwierdzili, że ktoś z nadwagą w wieku, dajmy na to, 50 lat ma objętość istoty białej porównywalną do szczupłej osoby w wieku 60 lat. Co ważne, różnice te obserwowano od średniego wieku, co sugeruje, że mózgi mogą być szczególnie podatne czy wrażliwe na tym etapie starzenia. Gdy nasze mózgi się starzeją, naturalnie się kurczą, ale nie wiadomo, czemu jednostki z nadwagą cierpią na większą redukcję ilości substancji białej. Możemy tylko spekulować, czy to otyłość powoduje jakoś te zmiany, czy też raczej otyłość jest skutkiem zmian w mózgu - opowiada dr Lisa Ronan. Żyjemy w starzejącej się, coraz bardziej otyłej populacji, dlatego tak ważne jest, by ustalić, w jaki sposób te 2 czynniki mogą na siebie wpływać. Tym bardziej że potencjalne konsekwencje dla zdrowia są poważne - dodaje prof. Paul Fletcher, podkreślając, że powinniśmy ustalić, czy utarta wagi pozwoli odwrócić niekorzystne zjawiska. Mimo oczywistych różnic w zakresie objętości istoty białej, nie zaobserwowano związku między nadwagą/otyłością i możliwościami poznawczymi, mierzonymi za pomocą standardowego testu przypominającego test na inteligencję. Naukowcy planują pogłębione badania wpływu zmian budowy mózgu. « powrót do artykułu
  18. Specjaliści zajmujący się klimatem zauważyli wzrost zadrzewienia terenów rolniczych. W czasach, gdy wciąż zmniejsza się powierzchnia lasów tropikalnych, drzewa rosnące na terenach rolniczych mogą mieć duże znaczenie dla spowolnienia zmian klimatycznych. Już teraz drzewa takie przechwytują rocznie 0,75 gigatony dwutlenku węgla. Z danych IPCC wynika, że rolnictwo oraz związana z nim wycinka lasów tropikalnych odpowiadają za 24% antropogenicznej emisji dwutlenku węgla. Jako, że zmiany klimatyczne zagrażają też, w długim terminie, produkcji żywności, porządanym jest, by zmniejszyć emisję z rolnictwa. Ostatnie badania sugerują jednak, że jest to bardzo trudne. Teraz okazuje się, że warto pod uwagę brać drzewa rosnące na terenach rolniczych. Międzynarodowy zespół z Azji, Afryki i Europy przeprowadził badania, z których wynika, że w 2010 roku 43% ziemi rolniczej było w co najmniej 10% pokryte drzewami. To o 2 punkty procentowe więcej niż dekadę wcześniej. Biorąc pod uwagę jak wielkie obszary są przeznaczane na produkcję rolną, oznacza to, że drzewa na obszarach rolniczych mogą mieć spory wpływ na obieg węgla w przyrodzie. Naukowcy odnotowali też znaczące różnice regionalne. Duża pokrywa drzew na terenach rolnych występuje przede wszystkim w wilgotnych regionach Azji Południowo-Wschodniej, Ameryki Środkowej, wschodniej części Ameryki Południowej oraz w centrum i na wybrzeżu Afryki Zachodniej. Umiarkowaną pokrywę odnotowano na południu Azji, w mniej wilgotnych obszarach Afryki, centralnej i zachodniej Europie, Amazonii i środkowo-zachodniej części Ameryki Północnej. Natomiast na wschodzie Chin, północnym-zachodzie Indii, zachodzie Azji, Sahelu, preriach Ameryki Północnej i południowym zachodzie Australii pokrywa drzew jest bardzo uboga. Wyniki naszych badań pokazują, że istniejąca pokrywa drzew ma duże znaczenie dla obiegu węgla na terenach rolniczych. Potencjalnie może to spowalniać zmiany klimatyczne i ułatwiać adaptację. Gdy weźmiemy pod uwagę drzewa na terenach rolniczych, to całkowita ilość węgla zatrzymana na tych terenach jest czterokrotnie większa od ocen IPCC - mówi Jianchu Xu z World Agroforestry Centre. « powrót do artykułu
  19. Przed kilku laty ogłoszono, że - kosztem 2 milionów funtów - w Muzeum Historii Naturalnej w Oksfordzie zostanie odrestaurowany rozsypujący się szklany dach. Zebranie potrzebnej kwoty uznano za sukces, który zagwarantuje pomyślną przyszłość wyjątkowych zbiorów znajdujących się muzeum. Teraz okazuje się, że usunięcie ze szkła 150-letnich warstw brudu ma katastrofalne skutki dla bezcennych muzealnych zbiorów. Olbrzymia ilość światła, jaka przedostaje się przez odrestaurowany dach spowodowała szybkie i nieodwracalne niszczenie zabytków. Temperatury wewnątrz muzeum sięgają teraz 40 stopni Celsjusza, wilgotność spadła do niebezpiecznie niskiego poziomu, a sytuacje pogarsza zwiększona ilość promieniowania ultrafioletowego. Uszkodzeniu uległo już wiele okazów. Doszło do pęknięć skóry u wypchanych zwierząt, a naukowcy ostrzegają, że wiele bardzo ważnych z punktu naukowego czaszek wielorybów ulega szybkiej degradacji. Jedną z głównych przyczyn nadmiaru światła słonecznego wpadającego do muzeum jest usunięcie z dachu warstwy odblaskowej. Zdjęto ją, gdyż straciła kolor i nie pasowała do zabytku tej klasy, jaką jest budynek muzeum. Zamiast tego planowano umieszczenie warstw odblaskowych nad poszczególnymi kolekcjami. Jednak usunięcie warstw brudu oraz pozbycie się warstwy odblaskowej z całego dachu doprowadziło do znacznego wzrostu temperatury i spadku wilgotności. Teraz organizacja Historic England wsparła starania Uniwersytetu w Oxfordzie na rzecz położenia na dachu nowej warstwy odblaskowej. Organizacja, która ma dbać o zabytki, uznała, że ważniejsze od odpowiedniego wyglądu historycznego budynku jest bezpieczeństwo przechowywanych zbiorów. « powrót do artykułu
  20. Wiązki w akceleratorze LHC zaczynają się zderzać przy maksymalnych energiach, detektory zalewa potok cząstek wtórnych – w tym mionów. Za błyskawiczne wskazanie najciekawszych zdarzeń w detektorze CMS, jednym z głównych eksperymentów przy LHC, odpowiada specjalny system selekcji. Pełniący kluczową rolę w poszukiwaniu nowych zjawisk fizycznych układ został gruntownie zmodernizowany przez fizyków i inżynierów z Polski. W wysokoenergetycznych zderzeniach protonów czy jąder ołowiu tworzy się ogromna liczba cząstek. Zwykle fizycy uwielbiają dane, ponieważ im ich więcej, tym wiarygodniejsze stają się analizy i wyciągane wnioski. Jednak w akceleratorze LHC Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych (CERN) zderzeń jest po prostu zbyt dużo i zapisanie każdego do późniejszej analizy wykracza poza obecne możliwości techniczne. Z lawiny danych trzeba więc wyławiać najciekawsze przypadki, podejmując decyzję w kilka mikrosekund – i miliony razy na sekundę. Od pierwszych dni pracy detektora CMS (Compact Muon Solenoid), jednego z czterech głównych detektorów przy LHC, za wstępną selekcję danych współodpowiada tryger mionowy w istotnej części zbudowany przez fizyków z Polski. Układ ten przeszedł ostatnio gruntowną modernizację i właśnie rozpoczyna pracę w nowym cyklu naświetleń akceleratora. Wykrywanie mionów, cząstek będących m.in. produktami rozpadu innych cząstek pojawiających się w zderzeniach, odbywa się teraz znacznie dokładniej. Miony, czyli cząstki elementarne o podobnych cechach co elektrony, tyle że ok. 200 razy bardziej masywne, niosą cenne dla nas informacje, na podstawie których odtwarzamy przebieg zderzeń. To właśnie m.in. dzięki mionom wychwyconym przez nasz system selekcji odkryto słynny bozon Higgsa - mówi dr hab. Marcin Konecki z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego (FUW). Znaczna część obecnego, zmodernizowanego układu trygera mionowego dla eksperymentu CMS została opracowana i zbudowana przez FUW, we współpracy z Politechniką Warszawską i Narodowym Centrum Badań Jądrowych w Świerku, w ramach grantu Narodowego Centrum Nauki. Warszawscy fizycy, elektronicy, inżynierowie, technicy i studenci przygotowali nowe algorytmy selekcji zdarzeń i stworzyli oprogramowanie dla starannie wybranych płyt elektronicznych, które poddano następnie szczegółowym testom. Użycie nowoczesnej elektroniki pozwoliło znacząco zredukować rozmiary urządzenia. W kolejnych cyklach pracy LHC zwiększa energie cząstek, a im jest ona większa, tym więcej cząstek pochodnych powstaje w zderzeniach. Mało tego, wciąż rośnie świetlność akceleratora, czyli wielkość opisująca intensywność zderzeń, a zależąca od liczby krążących w akceleratorze cząstek oraz ich upakowania. W efekcie w jednostce czasu dochodzi teraz do znacznie większej liczby zderzeń. Wszystko to stawia przed układem selekcji mionów coraz to wyższe i wyższe wymagania - uzasadnia potrzebę modernizacji dr Konecki. W detektorze CMS wiązki protonów rozpędzonych niemal do prędkości światła przecinają się co 25 nanosekund. W każdym zderzeniu wiązek dochodzi do kilkunastu-kilkudziesięciu oddziaływań, a każde może prowadzić do narodzin wielu cząstek pochodnych. Zadaniem trygera mionowego jest wstępne, bardzo szybkie zidentyfikowanie w lawinie cząstek mionów o dużym pędzie poprzecznym, a więc takich, które z punktu zderzenia wyleciały z dużą energią, odchylone pod znacznym kątem w stosunku do kierunku wiązki. Miejsce zderzeń wiązek w detektorze CMS jest otoczone kilkoma cylindrycznymi warstwami komór detekcyjnych umieszczonych w polu gigantycznego magnesu nadprzewodzącego o średnicy 7 m i długości ok. 13 m, zapewniającego w okolicy przecięcia wiązek pole magnetyczne o ogromnej indukcji (blisko 4 tesle). Część centralna detektora, żargonowo nazywana beczką, jest zamknięta przez okrągłe, płaskie pokrywy z kolejnymi komorami detekcyjnymi. Łączna długość głównej części detektora wynosi ok. 21 m przy średnicy zewnętrznej ok. 15 m. Żeby zidentyfikować mion, trzeba wykryć sygnały z wielu komór detekcyjnych. Muszą one nadejść w określonym odstępie czasu od zderzenia i w odpowiedniej sekwencji. Trzeba też pamiętać, że mion jako cząstka naładowana zakrzywia swój tor ruchu w polu magnetycznym. A w detektorze CMS to pole się zmienia: przy osi wiązki jest zorientowane w jedną stronę, dalej od wiązki w drugą. W takim polu mion porusza się wzdłuż toru przypominającego niesymetrycznie rozciągniętą literę S. Aktywowane przez niego komory nie leżą na jednej prostej, a opis zdarzenia jest trudny. Dlatego identyfikacja mionów w trygerze polega na porównaniu ich śladów z wzorcami. Na to wszystko nakładają się jeszcze losowe straty energii, rozpraszanie wielokrotne, szumy. Analiza staje się naprawdę wymagająca - tłumaczy dr Konecki. W 2012 roku polscy fizycy zwrócili uwagę kierownictwa eksperymentu CMS na złączenia obszaru beczki z pokrywami. Geometria układu detektorów w obrębie samych pokryw (płaskie koła) oraz beczki (powierzchnia boczna walca) jest jednorodna i stosunkowo prosta, lecz nie w miejscu "zszycia". Na dodatek w beczce i pokrywach zamontowano różne typy detektorów i w zszyciu trzeba brać pod uwagę je wszystkie – a znajduje się tu aż 18 warstw komór detekcyjnych! Co więcej, to właśnie w obszarze zszycia pole magnetyczne zmienia kierunek. Z tych powodów, pod wpływem sugestii polskich fizyków, kierownictwo eksperymentu CMS podjęło decyzję o wydzieleniu obszaru zszycia jako trzeciego, obok beczki i pokryw, odrębnego rejonu do analiz. Nadano mu nazwę Overlap Muon Track Finder (OMTF). Obecna modernizacja trygera wymagała opracowania lepszych i dokładniejszych algorytmów porównywania sygnałów aktywacji komór detekcyjnych z zestawem odpowiednich wzorców. Same wzorce także należało opracować od podstaw, w sposób bardziej uniwersalny i zapewniający możliwość zakończenia analizy w założonym rygorze czasowym. Skonstruowany przez grupę z Polski układ OMTF składa się z zaledwie dwóch kaset z elektroniką, z których każda zawiera sześć płyt trygera. Konstrukcję i oprogramowanie całości przygotowano w sposób umożliwiający w przyszłości rozbudowę urządzenia w celu dopasowania go do warunków pracy narzucanych przez stale rosnącą świetlność akceleratora LHC. W budowę, optymalizację i uruchamianie układu włączyło się kilku studentów i doktorantów, dla których udział w projekcie to nie tylko możliwość wykonania ciekawej pracy dyplomowej, ale też wspaniała naukowa przygoda, o czym zapewnia doktorant A. Byszuk, jeden ze stypendystów w projekcie OMTF. W eksperymencie CMS przy akceleratorze LHC uczestniczy ponad 40 państw, niemal 200 instytucji naukowych, ok. 2700 fizyków i blisko 1000 inżynierów i techników; w cały projekt jest zaangażowanych ponad 4300 osób. Prowadzone tu badania dotyczą fundamentalnych zagadnień współczesnej nauki: 1) jak powstała materia?, 2) czym się różni od antymaterii?, 3) czy istnieją inne cząstki elementarne niż dotychczas znane?, 4) czym są ciemna materia i ciemna energia, dominujące składniki wszechświata? i 5) dlaczego żyjemy w świecie o trzech wymiarach przestrzennych? Spektakularnym sukcesem eksperymentu CMS był współudział w odkryciu bozonu Higgsa, cząstki potwierdzającej istnienie mechanizmu nadającego masę innym cząstkom elementarnym. « powrót do artykułu
  21. Nasza grupa z University of New Mexico to jedyny zespół naukowy na świecie, który potrafi osiągnąć temperatury kriogeniczne za pomocą optycznego urządzenia na ciele stałym - mówi profesor Alexander Albrecht. Uczony pracuje w grupie profesora Mansoora Sheika-Bahae, gdzie wspólnie z kolegami rozwija technologię optycznego chłodzenia. Naukowcy z Nowego Meksyku wykorzystują laser do chłodzenia specjalnego kryształu, kóry można następnie przymocować do urządzeń wymagających kontrolowanych niskich temperatur. Takimi urządzeniami są np. czujniki podczerwieni w satelitach, a olbrzymią zaletą technologii rozwijanej przez grupę Sheika-Bahae jest fakt, że nie wykorzystuje ona ruchomych części. Obecnie wszystkie systemy chłodzące mają jakieś ruchome części. Najczęściej wykorzystują przepływającą ciecz, co wywołuje wibracje mogące negatywnie wpływać na precyzję i rozdzielczość urządzenia. W chłodzeniu optycznym można osiągnąć niskie temperatury bez powodowania wibracji i wykorzystywania ruchomych części, dzięki czemu technologia ta nadaje się do wielu różnych zastosowań - mówi Aram Gragossian, jeden z badaczy z laboratorium Sheika-Bahae. Grupa z University of New Mexico we współpracy z naukowcami z Los Alamos National Laboratory osiągnęła najniższą temperaturę, jaką dotychczas udało się uzyskać za pomocą podobnej techniki. Wspomniany kryształ schłodzono do 91 kelwinów (-182,15 stopni Celsjusza). Dotychczas tak niską temperaturę można było uzyskać stosując ciekły azot lub hel. Ostatnie osiągnięcie to efekt 20 lat badań nad chłodzeniem za pomocą laserów. W 1995 roku naukowcy z Los Alamos National Laboratory schłodzili za ich pomocą ciało stałe o 1 stopień. Badania nad laserami i kryształami pozwoliły na znacznie poprawienie tego wyniku. Sheik-Bahae i jego zespół nie spoczywają jednak na laurach. Nadal rozwijają swoją technologię i mają nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będą w stanie jeszcze bardziej schładzać kryształy. Ich prace zapewne ulegną przyspieszeniu po wybudowaniu na uniwersyteckim kampusie PAIS (Physics, Astronomy & Interdisciplinary Science). Będzie to supernowoczesne centrum badawczo-edukacyjne, które pomieści liczne laboratoria i sale wykładowe. Będzie w nim pracowało wiele różnych zespołów naukowych. Budynki naszego obecnego laboratorium powstały w latach 50. ubiegłego wieku, a ich forma i wielkość znacząco ograniczają nasze możliwości. Nie ma w nich miejsca na wiele narzędzi, których potrzebujemy - mówi Albrecht. Badania z dziedziny optyki i fotoniki wymagają specjalnie przystosowanych pomieszczeń o kontrolowanej temperaturze i czystości. Obecnie naukowcy za każdym razem muszą wykonywać dodatkowe pomiary, by upewnić się, że w miejscu pracy nie ma zbyt dużo kurzu, muszą chronić w specjalny sposób swoje urządzenia i dbać o ich czystość. W laboratorium budowanym z myślą o takich eksperymentach, jakie prowadzimy, nie ma potrzeby wykonywania dodatkowych pomiarów - stwierdzają uczeni. Pieniądze na budowę PAIS mają pochodzić z emisji stanowych obligacji. Obywatele Nowego Meksyku będą w listopadzie głosowali nad wyrażeniem zgody na ich emisję. Jeśli się zgodzą, PAIS powstanie do roku 2019. « powrót do artykułu
  22. Niższa waga na późniejszych etapach życia wiąże się z większymi złogami beta-amyloidu w mózgach osób kwalifikujących się do poznawczej normy. Korelacja jest szczególnie widoczna u nosicieli ApoE4 (wersji genu apolipoproteiny E stanowiącej czynnik ryzyka alzheimeryzmu). Uważa się, że podwyższony amyloid mózgowy stanowi pierwszy etap przedklinicznej formy alzheimera, dlatego nasze odkrycia sugerują, że osoby z niedowagą w wieku senioralnym mogą być w większym stopniu zagrożone tą chorobą - opowiada dr Gad Marshall z Wydziałów Neurologii Massachusetts General Hospital (MGH) i Brigham and Women's Hospital (BWH). Autorzy publikacji z Journal of Alzheimer's Disease podkreślają, że obecna hipoteza nt. przedklinicznej postaci choroby Alzheimera (ChA) zakłada istnienie 3 etapów. Etapu 1., na którym ludzie nadal reprezentują poznawczą normę, ale mają w mózgu więcej złogów amyloidowych. Etapu 2., w którym pojawia się więcej dowodów na neurodegenerację, w tym na obecność agregatów białka tau (splątków neurofibrylarnych) i charakterystycznego zaniku pewnych tkanek mózgowych, ale nadal nie ma objawów kognitywnych i wreszcie etapu 3., w którym pojawiają się zmiany poznawcze (choć wskazują one na pogorszenie stanu danej osoby, chory nadal plasuje się w obrębie normy). Opisywane studium to część Harvard Aging Brain Study (HABS), które ma doprowadzić do zidentyfikowania markerów pozwalających przewidzieć, u kogo rozwinie się ChA i jak szybko pojawią się objawy. Naukowcy analizowali związek między wskaźnikiem masy ciała (BMI) a poziomem złogów amyloidowych w mózgach pierwszych 280 uczestników HABS. Mieli oni od 62 do 90 lat, cieszyli się dobrym zdrowiem ogólnym i plasowali się w obrębie intelektualnej normy. Podczas kwalifikacji do studium zbierano dane dot. historii medycznej. Prowadzono też badania fizykalne i testy pod kątem obecności ApoE4. Pozytonowa tomografia emisyjna ze specjalnym znacznikiem (Pittsburgh Compound-B, PiB), który wiąże się wybiórczo z białkiem amyloidu, miała umożliwić uwidocznienie obszarów mózgu z nasilonymi zmianami zwyrodnieniowymi. Po wzięciu poprawki na szereg czynników, w tym wiek, płeć, wykształcenie i obecność allelu ApoE4, okazało się, że niższy BMI wiąże się z większą retencją PiB, co sugeruje występowanie większych złogów amyloidu. Analizy uwzględniające status ApoE ujawniły, że związek między niższym wskaźnikiem masy ciała i większą retencją PiB jest szczególnie istotny u osób z wariantem ApoE4. Choć na razie nie wiadomo, co dokładnie leży u podłoża opisanej korelacji, Amerykanie przypominają, że niskie BMI to wskaźnik powiązanego z ryzykiem alzheimera zespołu słabości, na który składają się niska waga, wolniejsze ruchy i utrata siły. « powrót do artykułu
  23. Biolodzy z Uniwersytetu Otago odkryli mechanizm molekularny, za pośrednictwem którego królowa-matka pszczoły miodnej kontroluje płodność robotnic. Zjawisko to zachodzi dzięki feromonowi szczękowemu królowej (ang. queen mandibular pheromone, QMP), ale dotąd naukowcy nie wiedzieli, na jakiej dokładnie drodze. Teraz genetycy profesor Peter Dearden oraz doktorzy Elizabeth Duncan i Otto Hyink zademonstrowali, że chemiczne zahamowanie szlaku sygnałowego Noch pokonuje działanie QMP i sprzyja aktywności jajników u dorosłych robotnic. Dearden był zaskoczony, że sygnalizacja Noch wpływa na najwcześniejsze etapy rozwoju komórek jajowych w jajnikach (być może oddziałuje nawet na tworzące jajnik komórki macierzyste) i że pod nieobecność QMP receptor Noch w kluczowym regionie jajnika ulega degradacji. Bez aktywnego szlaku Noch jajeczka robotnic są gotowe do dojrzewania. To kontrastuje z rolą Noch w reprodukcji muszek owocowych, gdzie sygnalizacja ta jest kluczowa dla płodności - opowiada profesor, dodając, że nie wiadomo, czy QMP wpływa bezpośrednio na jajniki, czy raczej na sygnalizację mózg-czułki. « powrót do artykułu
  24. Zespół z Mayo Clinic znalazł dowody na występowanie bakterii w sterylnie pobranych próbkach z piersi. Amerykanie stwierdzili też, że tkanki zdrowa i nowotworowa różnią się pod względem tego mikrobiomu. Nasze badanie wykazało, że nawet gdy nie ma oznak zakażenia, próbki tkanki piersi pozyskane w sterylnych warunkach na sali operacyjnej zawierają bakteryjne DNA. Oprócz tego zidentyfikowaliśmy znaczące różnice w mikrobiomie tkanki piersi kobiet z rakiem i kobiet bez raka. Studium [...] wykazało [też] , że mikrobiom piersi jest inny od mikrobiomu skóry piersi - opowiada dr Tina Hieken. Dr Amy Degnim dodaje, że różnice w mikrobiomie powiązano z rozwojem nowotworów w wielu narządach, w tym w żołądku, jelicie grubym, wątrobie, płucach czy skórze. Coraz więcej dowodów świadczy o tym, że zmiany w mikrobiomie piersi biorą udział w rozwoju raka i mają wpływ na jego agresywność oraz że wyeliminowanie niebezpiecznych mikroorganizmów i odtworzenie normalnej mikroflory może odwrócić proces chorobowy - dodaje dr Nick Chia. Dr Hieken podkreśla, że na razie nie wiadomo, czy problemem są niewielkie przekształcenia w obrębie społeczności bakteryjnych (ich liczebności i/lub składzie), występowanie zjadliwych szczepów patogennych czy raczej nieobecność tych korzystnych dla zdrowia. « powrót do artykułu
  25. Na internetowym czarnym rynku pojawiła się oferta sprzedaży danych dostępowych do 200 milionów kont pocztowych w Yahoo. Sprzedawca, haker o pseudonimie peace_of_mind twierdzi, że dane zostały ukradzione przez rosyjskich hakerów, którzy wcześniej włamali się do LinkedIna oraz MySpace. Ukradzione dane wyceniono na 3 bitcoiny, czyli około 1824 USD. Peace_of_mind informuje, że ukradziona baza pochodzi prawdopodobnie z 2012 roku. Yahoo prowadzi śledztwo w tej sprawie. W 2012 roku portal informował o włamaniu, jednak dotknęło ono 450 000 kont pocztowych. Wówczas do ataku przyznała się grupa D33ds Company, a Yahoo stwierdziło, że większość ukradzionych danych był nieaktualna. Obecnie nie wiadomo, czy włamanie, o którym Yahoo wówczas informowało, miało coś wspólnego ze wspomnianą na wstępie kradzieżą danych o 200 milionach kont. Specjaliści ds. bezpieczeństwa zwracają tez uwagę, że rosyjski haker o pseudonimie the Collector oferował przed 2 miesiącami dane dziesiątków milionów kont z Yahoo, Gmaila i Hotmaila. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...