Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Analizując mechanizm oddychania w rodzinie gadów ssakokształtnych Caseidae, niemieccy naukowcy odkryli, że przepona, główny mięsień oddechowy występujący u ssaków, wyewoluowała o ok. 50 mln lat wcześniej niż dotąd sądzono. Dr Markus Lambertz, zoolog z Uniwersytetu w Bonn, opowiada, że Caseidae to ssakokształtne gady, które żyły ok. 250-300 mln lat temu. Uwagę naukowca przyciągał szczególnie ich baryłkowaty tułów. Dotąd wiadomo było, że specyficzna budowa stawów upośledzała ruchomość żeber. Wyliczenia ujawniły, że choć układ oddechowy nie był zbyt wydajny, to wystarczał prowadzącemu osiadły tryb życia przeżuwaczowi. Wszystko wydawało się zgadzać, bo od odkrycia w 1910 r. te duże zwierzęta roślinożerne uznawano za krowy paleozoiku. W pewnym momencie dr Christen Shelton z Instytutu Geologii, Mineralogii i Paleontologii Steinmanna dokonała jednak ważnego odkrycia. Struktura kości totalnie mnie zaskoczyła. Była gąbczasta jak u staruszków. Co istotne, ta sama architektura kości występowała także u młodych osobników. W takich okolicznościach nasuwał się tylko jeden wniosek: Caseidae były zwierzętami morskimi. Warto przypomnieć, że analogiczną osteoporotyczną strukturę znajdziemy także u waleni. Nagle baryłkowaty tułów i krótka szyja nabrały sensu. Na podstawie funkcjonalnego modelowania morfologicznego i fizjologicznego naukowcy doszli do wniosku, że by wspomóc oddychanie żebrowe i napełnianie płuc, Caseidae musiały dysponować jakąś zapasową strukturą oddechową. U kręgowców istnieje cała gama mechanizmów, które spełniają taką rolę, ale w przypadku badanych gadów wykluczono wszystkie poza przeponą. Jako że ssaki są najbliższymi żyjącymi krewnymi Caseidae, Niemcy stwierdzili, że wspólny przodek jednych i drugich miał przeponę już ponad 300 mln lat temu (a to cofa początki przepony o ok. 50 mln lat). Prof. Steven Perry podkreśla, że przez trudności z zachowaniem pewnie nigdy nie uda się znaleźć sfosylizowanej przepony. Trzeba zatem polegać na przybliżeniach/wyliczeniach funkcjonalnych. « powrót do artykułu
  2. Naukowcy z Zakładu Mechaniki i Technik Uzbrojenia, który działa na Wydziale Inżynierii Produkcji, pracują nad nowymi typami amunicji. Ich osiągnięcia cenione są w Polsce i wyróżniają się na tle zagranicznej konkurencji. Zakład Mechaniki i Technik Uzbrojenia, który powstał w 2005 roku z połączenia Zakładu Mechaniki oraz Zakładu Technik Uzbrojenia, kontynuuje wieloletnie tradycje współpracy naszej Uczelni z przemysłem obronnym. Specjalistów od techniki wojskowej zaczęto na Politechnice Warszawskiej kształcić po zakończeniu I wojny światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Przez lata wykonywali oni wiele prac dla wojska. Jak armia czegoś potrzebowała, to się tym zajmowaliśmy – przypomina dr hab. inż. Marek Radomski, prof. PW. Nasi inżynierowie opracowali m.in. armatę balistyczną (kaliber 120 mm) i technologię autofretażu (przeprężania) luf. Pracowali też przy wdrażaniu licencji na przeciwpancerny pocisk rakietowy Spike (opracowali wówczas stanowisko laboratoryjne) i przygotowali do wdrożenia karabin UTIOS na amunicję NATO (kaliber 12,7 mm), Pociski opracowane na PW w polskiej armii? Obecnie naukowcy z PW zajmują się przede wszystkim amunicją podkalibrową. Pocisk takiej amunicji jest zbudowany z rdzenia i sabotu. W stronę celu przemieszcza się tylko rdzeń – wyjaśnia prof. dr hab. inż. Mieczysław Kaczorowski. Sabot ma zapewnić rozpędzenie rdzenia w lufie do wymaganej prędkości, która w niektórych przypadkach dochodzi do 1800 m/s. Badacze z Zakładu Mechaniki i Technik Uzbrojenia opracowali technologię wykorzystywaną do wytwarzania rdzeni do broni o trzech kalibrach: 23 mm, 30 mm i 35 mm. Rdzenie produkowane są ze stopu wolframu. Stosuje się do tego metodę metalurgii proszków, która polega na wytwarzaniu przedmiotów z proszków metali, bez topienia ich. Proszki łączą się w jednolitą masę podczas procesu spiekania w atmosferze, którą w tym przypadku jest wodór. Produkty uzyskane dzięki tej metodzie mają szczególne właściwości mechaniczne, np. mogą być bardzo odporne na zużycie. Skład mieszanki proszków jest bardzo podobny dla rdzeni do wszystkich kalibrów broni – mówi dr inż. Olgierd Goroch. Rdzenie mogą charakteryzować się jednak różnymi wymaganiami dotyczącymi właściwości mechanicznych, co wynika z ich przeznaczenia (pociski przeciwpancerne lub fragmentujące). Z tego powodu skład stopu i parametry jego spiekania odgrywają zasadniczą rolę w opracowaniu procesu technologicznego. Należy podkreślić, że naukowcy z PW opracowali technologię – nie zajmują się produkcją broni i amunicji. Ich rozwiązania wdraża firma MESKO, której głównym zadaniem jest dostarczanie nowoczesnej i wysokiej jakości amunicji i rakiet polskim Siłom Zbrojnym oraz innym podmiotom odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa. A to oznacza, że nowo opracowane pociski, nad którymi pracowali badacze z Zakładu Mechaniki i Technik Uzbrojenia, już wkrótce mogą trafić do polskiej armii. Nasi specjaliści od uzbrojenia nadzorują proces wdrażania swojej technologii. Będziemy ją jeszcze dopracowywać, rozwijać i unowocześniać – zaznacza prof. Kaczorowski. Nic nie jest tak dobre, żeby nie mogło być lepsze. Sukcesy Inżynierowie z Wydziału Inżynierii Produkcji już teraz mają się czym pochwalić. Koledzy, którzy ostatnio byli na poligonie i obserwowali testy amunicji, stwierdzili, że nasze rdzenie mają lepsze właściwości niż niemieckie i francuskie – mówi prof. Kaczorowski. Wcale nie jesteśmy gorsi od potentatów. Nasi naukowcy mają duże doświadczenie w opracowywaniu technologii wytwarzania rdzeni do pocisków. Zaczęło się w 1990 roku od amunicji do broni kaliber 125 mm – opowiada dr Radomski. Naszą technologię wdrażaliśmy wtedy w Hucie Metali Wysokotopliwych POLAM, która specjalizowała się w produkcji drutu wolframowego do żarówek. Jak POLAM upadł, przejęliśmy wyposażenie laboratorium i kontynuowaliśmy prace na Politechnice. Inżynierowie opracowali potem m.in. materiały, które firma MESKO wykorzystała w produkcji rdzeni fragmentujących, stosowanych w amunicji do przeciwlotniczego zestawu artyleryjskiego LOARA. Nowe wyzwania Naukowcy z Zakładu Mechaniki i Technik Uzbrojenia pracują obecnie nad rdzeniami do kolejnych pocisków. Politechnika Warszawska jest bowiem członkiem konsorcjum, które bierze udział w konkursie na opracowanie i wykonanie demonstratorów technologii krytycznych elementów do nowej generacji amunicji czołgowej kaliber 120 mm. To konkurs, który na zlecenie Ministerstwa Obrony Narodowej przeprowadza Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Liderem konsorcjum jest firma MESKO, a jej członkami – poza naszą Uczelnią – także Polska Grupa Zbrojeniowa, Wojskowa Akademia Techniczna i Wojskowy Instytut Techniczny Uzbrojenia. Po negocjacjach przeszliśmy do fazy formułowania umowy na wykonanie projektu – mówi prof. Kaczorowski. To ważny projekt z punktu widzenia obronności państwa. Strategiczne elementy uzbrojenia powinny być produkowane w kraju – zwraca uwagę dr Radomski. Jeśli kiedykolwiek znajdziemy się w sytuacji kryzysowej, nie będziemy musieli kupować amunicji od innych. Stajemy się w tym względzie samowystarczalni. Pewnej zależności i tak jednak nie unikniemy: rudę wolframu – tak jak wszyscy – sprowadzamy z Chin. « powrót do artykułu
  3. O tym, że u starszych osób rany goją się wolniej, wiadomo już od dawna. Zagadką pozostawało jednak, czemu się tak dzieje. Ostatnio jednak zespół z Rockefeller University zauważył, że powodem jest zaburzona komunikacja między komórkami skóry i komórkami odpornościowymi. Po urazie komórki skóry migrują do rany i ją zamykają. Proces ten wymaga koordynacji z pobliskimi komórkami odpornościowymi [dendrytycznymi epidermalnymi limfocytami T]. Nasze eksperymenty [na myszach] wykazały, że w przebiegu starzenia zaburzenia komunikacji między nimi spowalniają ten etap - wyjaśnia prof. Elaine Fuchs. Dr Brice Keyes dodaje, że gojenie ran to jeden z najbardziej złożonych procesów w ludzkim ciele. Liczne typy komórek, szlaki molekularne i szlaki sygnałowe uruchamiają się na czas zróżnicowany od sekund po miesiące. Zmiany związane ze starzeniem występują na wszystkich etapach [...]. Gojenie zaczyna się od utworzenia strupa. Później keratynocyty migrują pod strup, by wypełnić ranę. Amerykanie skupili się na drugim z tych zjawisk, analizując je u 2- i 24-miesięcznych myszy (to odpowiednik ok. 20 i 70 lat u ludzi). Okazało się, że u starszych gryzoni keratynocyty znacznie wolniej migrowały do pustej przestrzeni pod strupem, przez co zamknięcie rany trwało niekiedy parę dni dłużej. Autorzy publikacji z pisma Cell wykazali, że po urazie keratynocyty z krawędzi rany komunikują się rezydującymi w pobliżu komórkami odpornościowymi, wykorzystując do tego białka Skints. "Mówią" one komórkom odpornościowym, by zostały w pobliżu i asystowały przy wypełnianiu luki. U starszych myszy keratynocytom nie udawało się wytworzyć tych sygnałów immunologicznych. By zobaczyć, czy da się w jakiś sposób wzmocnić sygnalizację Skint, naukowcy zwrócili się ku pewnemu białku. Jest ono uwalnianie przez rezydentne komórki odpornościowe po urazie. Gdy w warunkach in vitro dodano je do młodej i starej mysiej tkanki, migracja keratynocytów nasiliła się (zjawisko to było silniej zaakcentowane w starszej skórze). Nasze badania pokazują, że możliwe jest opracowanie leków do aktywacji szlaków, które pomogą starzejącym się komórkom skóry w lepszej komunikacji z komórkami odpornościowymi z sąsiedztwa. W ten sposób wzmocniłyby się by sygnały, których siła spada z wiekiem - podsumowuje Fuchs. « powrót do artykułu
  4. Panasonic opracował urządzenie o nazwie "Megahonyaku", która została stworzona z połączenia dwóch japońskich słów oznaczających 'megafon' i 'tłumaczenie'. Megahonyaku to bowiem nic innego, jak megafon tłumaczący to, co powiedział jego japoński użytkownik na język angielski, chiński lub koreański. Wystarczy wypowiedzieć zdanie, a następnie wybrać, na który język ma zostać ono przetłumaczone, by zgromadzeni wokół obcokrajowcy mogli je zrozumieć. Megahonyaku wyposażono też w około 300 predefiniowanych zdań, które możemy wybrać na ekranie dotykowym. To zdania takie jak "Proszę ustawić się w kolejce" czy "Pociąg będzie opóźniony". Użytkownik megafonu może zdefiniować też własne zdania lub pobrać gotowe z sieci. Megahonyaku powstał z myślą o wykorzystaniu go na lotniskach, dworcach kolejowych czy innych miejscach często odwiedzanych przez turystów przebywających w Kraju Kwitnącej Wiśni. Jeszcze w bieżącym roku urządzenie ma trafić do sprzedaży, a korzystanie z jego wszystkich funkcji będzie wymagało wykupienia subskrypcji kosztującej 200 USD miesięcznie. « powrót do artykułu
  5. Badacze z Anubis Networks ostrzegają przed problematycznym systemem aktualizacji niektórych urządzeń z systemem Android. Podczas aktualizacji dane nie są szyfrowane, co daje napastnikowi możliwość przeprowadzenia ataku typu man-in-the-middle i całkowitego przejęcia kontroli nad urządzeniem. Problem dotyczy telefonów z oprogramowaniem chińskiej firmy Ragentek. Jest ono obecne na tańszych urządzeniach takich producentów jak np. BLU, DOOGEE, LEAGOO i XOLO, popularnych szczególnie w Australii. Na atak narażonych jest około 3 milionów smartfonów. Eksperci z Anubis Networks byli w stanie podszyć się pod serwery Ragneteka i, między innymi, monitorować ruch pomiędzy serwerem a urządzeniem użytkownika. Samo oprogramowanie Ragentek budzi kontrowersje. Próbuje się ono bowiem ukrywać przed systemem operacyjnym, dlatego też część ekspertów uznaje je za rootkita. « powrót do artykułu
  6. Nokia i HP przygotowują się do przyszłorocznych premier swoich nowych smartfonów. W 2016 roku HP rozpoczęło sprzedaż urządzenia Elite x3, które jednak nie odniosło sukcesu. Niezrażona tym firma ma zamiar zaprezentować kolejne urządzenie korzystające z systemu Windows Phone. Jego premiera będzie miała miejsce prawdopodobnie w lutym. Do powrotu na rynek smartfonów przygotowuje się też Nokia. Fińska firma zapowiedziała to 15 października. Ponownym wprowadzeniem marki na rynek smartfonów zajmie się fińska firma HMD Global Oy, a produkcją samych urządzeń - tajwański Foxconn. Pierwszym nowym smarfonem Nokii ma być model D1C, który ma zostać wyposażony w Androida 7, procesor Snapdragon 430, wyświetlacz o rozdzielczości 1080p oraz 3 gigabajty pamięci RAM. « powrót do artykułu
  7. Tradycja przekłuwania sobie nosa przez ludzi liczy sobie co najmniej 46 000 lat. Na tyle bowiem oszacowano wiek spreparowanej kości kangura, która wygląda tak, jakby była noszona w przekłutym nosie. Jest to najstarsza znana nam biżuteria z kości należąca do Homo sapiens. Odkrycie wskazuje, że pierwsi ludzie, którzy dotarli do Australii przed około 50 000 laty byli równie zaawansowani pod względem kulturowym, co ich pobratymcy z Afryki czy Europy. Odkrycia kości dokonała Sue O'Connor z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego. Badania mikroskopowe ujawniły, że 13-centymetrowa kość była obrabiana za pomocą kamiennych narzędzi i ozdobiono ją czerwoną ochrą. Wygląd kości, fakt jej pomalowania oraz wzorce zużycia wskazują na jej duże podobieństwa do współcześnie używanych kostnych ozdób nosa. Australijscy Aborygeni jeszcze niedawno powszechnie ozdabiali nosy kośćmi. Znaczenie ozdób różniło się jednak u różnych grup. U jednych grup takie ozdoby były noszone tylko przy specjalnych okazjach, u innych mogli je nosić wyłącznie starsi członkowie plemienia, a u jeszcze innych nie było żadnych ograniczeń. Współcześnie u wielu kultur, także w kulturze zachodniej, praktykuje się przekłuwanie przegrody nosowej i noszenie w niej ozdób. W Afryce kości są używane jako narzędzie od ponad miliona lat. Jednak najstarsza znana biżuteria z kości odkryta na Czarnym Lądzie liczy sobie 15 000 lat. Australijscy uczeni mówią, że nie jest wykluczone, iż niektóre kostne ozdoby z Afryki zostały nieprawidłowo zakwalifikowane jako narzędzia. Ich zdaniem taka pomyłka jest bardziej prawdopodobna niż to, że kostne ozdoby wymyślono w Australii. Znalezienie liczącej 46 000 lat kostnej ozdoby w Australii wskazuje, że nieprawdziwa jest teoria mówiąca, iż pierwsi mieszkańcy Australii utracili zdolności wytwórcze, które człowiek nabył w Afryce. Narodziła się ona dlatego, że dotychczas znajnowano niewiele starych narzędzi i ozdób z kości. To znalezisko pokazuje, że ludzie w Australii byli równie zdolni do złożonych zachowań, co ludzie w innych częściach świata. Niezależnie od tego, czy artefakt ten był igłą do szycia czy ozdobą nosa, jest on dowodem na zdolność do skomplikowanych działań - mówi Ian Lilley z Univesity of Queensland. Najstarszą biżuterią wykonaną przez Homo sapiens są naszyjniki z muszli sprzed 100 000 lat znalezione w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Niewykluczone jednak, że na tym polu wyprzedzili nas neandertalczycy. W Chorwacji na stanowisku Krapina znaleziono szpony orła przed 130 000 lat. Pewne ich cechy wskazują, że mogły być noszone jako naszyjnik lub bransoleta. « powrót do artykułu
  8. Naukowcy z Northwestern Medicinie zbadali mózgi osób w wieku 90 lat i starszych i stwierdzili, że mimo w pełni rozwiniętych zmian patologicznych typowych dla choroby Alzheimera (licznych blaszek beta-amyloidu i splątków neurofibrylarnych z hiperfosforylowanego białka tau) niektórzy seniorzy do końca życia cieszą się świetną pamięcią. To niesamowite. W ogóle się tego nie spodziewaliśmy. Na tej podstawie wnioskujemy, że istnieją jakieś czynniki, które chronią mózg i wspomnienia przed patologicznymi blaszkami starczymi oraz splątkami. Teraz musimy je tyko znaleźć - opowiada prof. Changiz Geula. Geula zaprezentował swoje wyniki na dorocznej konferencji Towarzystwa Neuronauk w San Diego. W poszukiwaniu tajemniczych czynników/mechanizmów zabezpieczających Amerykanie zamierzają się przyjrzeć wpływom genetycznym, dietetycznym i środowiskowym. Zespół ze Szkoły Medycznej Feinberga badał mózgi 8 osób w wieku 90+. Wybrano je na podstawie ponadprzeciętnych wyników w testach pamięciowych. Okazało się, że pod względem histopatologicznym 3 podpadały pod chorobę Alzheimera (ChA). Kiedy akademicy zbadali centrum pamięciowe tych ludzi (hipokamp), okazało się, że było ono relatywnie nietknięte. Ocena 5 mózgów osób z demencją i zmianami patologicznymi typowymi dla ChA uwidoczniła zaś nasilone obumieranie komórek hipokampa. Te odkrycia jasno pokazują, że mózgi niektórych seniorów są odporne na toksyczne oddziaływanie blaszek i splątków. Podczas badań zespół Geuli analizował pod mikroskopem wybarwione wycinki tkanki. Zliczano neurony w hipokampie i korze czołowej. Jeśli w tej ostatniej widać blaszki beta-amyloidu i splątki, oznacza to, że ChA rozprzestrzeniła się po mózgu. « powrót do artykułu
  9. W Chichen Itza znaleziono strukturę, która mogła być pierwotną piramidą poświęconą Kukulkanowi, Zielonemu Pierzastemu Wężowi. W ubiegłym roku archeolodzy, wykorzystując techniki obrazowania, stwierdzili, że piramida znana jako El Castillo została zbudowana nad podziemną rzeką (cenote). Specjaliści od dawna wiedzieli, że pod widoczną piramidą znajduje się mniejsza. Teraz poinformowali o odkryciu jeszcze mniejszej struktury, znajdującej się wewnątrz obu znanych piramid. Dzięki wykorzystaniu trójwymiarowej tomografii elektrooporowej (ERT-3D) stwierdzono, że wewnątrz El Castillo, która powstała około 900 roku naszej ery znajduje się znana wcześniej 20-metrowa piramida, która przykrywa mniejszą konstrukcję o wysokości 10 metrów. Gdybyśmy mogli kiedyś zbadać tę strukturę mielibyśmy możliwość zdobycia wielu informacji o pierwszych mieszkańcach tych terenów - mówi Denisse Lorenia Argote z meksykańskiego Narodowego Instututu Antropologii i Hisotrii. Jej zdaniem pierwsza piramida mogła powstać pomiędzy 500 a 800 rokiem i została wybudowana w czysto majańskim stylu. Profesor antropologii Geoffrey Braswell z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego, który nie brał udziału w ostatnich badaniach, mówi, że wspomniana trzecia piramida może być nieznaną dotychczas strukturą, ale równie dobrze mogła ona zostać odkryta już w latach 40. ubiegłego wieku. Uczony przypomina, że jeden z archeologów informował w latach 40., że podczas wykopalisk trafił na trzecią platformę. Wykopany tunel był niestabilny, zatem niewiele wiemy o tej platformie. Wydaje się, że była znacznie mniejsza niż piramida zewnętrzna i nie była idealnie z nią spasowana - mówi Braswell. Na obrazach z obecnie przeprowadzonych badań również widać, że najmniejsza piramida nie jest dobrze dopasowana z kolejnymi warstwami. Braswell nie wyklucza, że w przyszłości możemy znaleźć kolejne, jeszcze mniejsze piramidy. Z uzyskanych właśnie obrazów wynika, że najmniejsza piramida prawdopodobnie jest piramidą schodkową, a na jej szczycie znajduje się ołtarz. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek zostanie podjęta próba dotarcia do niej. « powrót do artykułu
  10. Gdy bakterie zamieszkujące przewód pokarmowy nie dostają naturalnych włókien, zaczynają żerować na występującym tu śluzie. Przez erozję śluzu i zwiększony dostęp do komórek nabłonka patogeny mogą zaś zainfekować ścianę jelita grubego. Podczas eksperymentu międzynarodowy zespół naukowców obserwował wpływ niedoboru błonnika na myszy, które urodziły się wolne od wszystkich wykrywalnych mikroorganizmów (gnotobiotyczne) i zostały poddane przeszczepowi 14 bakterii występujących normalnie w ludzkim przewodzie pokarmowym. Ponieważ akademicy znają ich pełną sygnaturę genetyczną, mogli śledzić ich aktywność. Autorzy publikacji z pisma Cell podkreślają, że uzyskane wyniki nie tylko wskazują na rolę włókien w diecie, ale i na potencjał wykorzystania błonnika w zwalczaniu skutków chorób układu pokarmowego. Lekcja, jaką wynosimy z badania interakcji błonnika, bakterii przewodu pokarmowego oraz bariery jelitowej, jest taka, że jeśli nie karmimy bakterii, zostaniemy przez nie zjedzeni - opowiada dr Eric Martens ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Michigan. Za pomocą zaawansowanych metod genetycznych naukowcy oceniali wpływ diet z różną zawartością błonnika, w tym diety całkowicie go pozbawionej. Niektóre myszy zarażono też Citrobacter rodentium, które wpływają na gryzonie jak pałeczki okrężnicy (Escherichia coli) na ludzi: rozwijają się zakażenie i podrażnienie jelit, a także stan zapalny i biegunka. Okazało się, że warstwa śluzu pozostawała gruba, a infekcja nie rozwijała się w pełni, jeśli włókna z minimalnie przetworzonych ziaren i roślin stanowiły ok. 15% diety. Kiedy jednak nawet na parę dni wprowadzano dietę bez błonnika, niektóre bakterie zaczynały żerować na glikoproteinach śluzu. Naukowcy przetestowali też scenariusz, w którym dieta była bogata w oczyszczoną rozpuszczalną frakcję błonnika (prebiotyk). Skończyło się to jednak taką samą erozją warstwy śluzu jak w przypadku diety bezbłonnikowej. Badacze zaobserwowali, że skład flory bakteryjnej zmieniał się w zależności od diety, nawet z dnia na dzień. Okazało się też, że 4 szczepy, które najlepiej rozmnażały się przy niskich stężeniach lub pod nieobecność błonnika, jako jedyne wytwarzały enzymy zdolne do rozłożenia długich cząsteczek glikoprotein śluzu. Ogółem zespół zidentyfikował ponad 1600 różnych enzymów mogących rozkładać węglowodany. Podobnie jak społeczność bakterii, zestaw enzymów również zmieniał się w zależności od diety. Nawet czasowy brak błonnika powodował nasiloną produkcję enzymów trawiących śluz. Podczas obrazowania warstwy śluzu i komórek kubkowych, które biorą udział w jego wytwarzaniu, stwierdzono, że im mniej błonnika myszy dostawały, tym cieńsza była warstwa śluzu. Choć tak czy siak śluz jest w normalnym jelicie stale produkowany i rozkładany, zmiana aktywności bakterii w warunkach najniższej zawartości błonnika oznacza, że tempo zjadania przewyższa prędkość wytwarzania. Po zarażeniu C. rodentium okazało się, że patogeny lepiej sobie radziły w przewodzie pokarmowym myszy na diecie bezbłonnikowej. U wielu zwierząt wystąpiły objawy poważnej choroby i utrata wagi. Badanie wycinków tkanki jelita wykazało, że warstwa śluzu była cieńsza/miejscami nieobecna. W oczy rzucał się również duży obszar objęty stanem zapalnym. Zakażone C. rodentium gryzonie na bogatej we włókna diecie także miały stan zapalny, ale na dużo mniejszej powierzchni. Prosto rzecz ujmując: dziury stworzone przez nasz mikrobiom podczas erozji śluzu otwierają drogę inwazji patogenów - wyjaśnia dr Mahesh Desai. W przyszłości Martens i Desai chcą zbadać wpływ różnych mieszanek włókien prebiotycznych. Zamierzają też poszukać biomarkerów statusu warstwy śluzu w ludzkich jelitach i ocenić wpływ niskiej zawartości błonnika na przewlekłe choroby, takie jak nieswoiste zapalenia jelit. « powrót do artykułu
  11. Zbudowany i zarządzany przez NASA, a zamontowany na satelicie LISA Pathfinder, system ST7-DRS osiągnął ważny kamień milowy. Do wczoraj, 17 listopada, system zanotował ponad 1400 godzin pracy i osiągnął 100% zakładanych celów. Space Technology 7 Disturbance Reduction System to technologia nowej generacji. W przeciwieństwie do większości silników jego zadaniem nie jest poruszanie pojazdu, a coś wręcz przeciwnego - utrzymanie go w bezruchu. Pojazd LISA Pathfinder musi być tak nieruchomy jak to tylko możliwe, gdyż tylko wtedy będzie mógł testować technologie wykorzystywane do wykrywania fal grawitacyjnych. Dzięki ST7-DRS drgania satelity nie przekraczają... 2 nanometrów. To mniej więcej tyle co średnica helisy DNA. Zespół silników musi bez przerwy pracować, by równoważyć największą siłę, z jaką ma do czynienia LISA. Ciśnienie wiatru słonecznego wywierane na pojazd wynosi około 25 mikroniutonów. Możemy na to spojrzeć w ten sposób - gdy silniki ST7-DRS pracują pełną mocą generują ciąg rzędu 30 mikroniutonów. To siła z jaką na powierzchni satelity wylądowałby komar. Abu utrzymać pojazd w odpowiedniej pozycji musimy mieć możliwość sterowania silnikami z dokładnością to 0,1 mikroniutona, czyli tyle ile wynosi waga czułki komara - mówi John Ziemer z JPL, który kieruje zespołem odpowiedzialnym za ST7-DRS. Udana misja Pathfindera pozwoli na zrealizowanie wielu podobnych misji, w których wymagane będzie uzyskanie niezwykle dużej stabilności instrumentów badawczych. Pokonaliśmy ostatnie przeszkody na drodze ku wykorzystaniu technologii mikrosilników. Stworzenie i udane testy technologii elektrorozpylania przecierają drogę ku przyszłym misjom badania fal grawitacyjnych czy innym badaniom wymagającym precyzyjnej kontroli pojazdu - stwierdził Phil Barela z JPL. ST7-DRS to zespół ośmiu silników umieszczonych z każdej strony Pathfindera. Każdy z nich emituje mikroskopijne kropelki płynu zwane elektrosprajem koloidowym. Kropelki są tworzone i jonizowane w polu elektrycznym. Następnie kolejne pole elektryczne o przeciwnym ładunku nadaje im pęd i wyrzuca z silnika. W ten sposób powstaje siła, która utrzymuje pojazd w stabilnej pozycji. « powrót do artykułu
  12. Konsekwencje wymierania całych lasów mogą być sięgać daleko poza lokalny ekosystem. Z artykułu opublikowanego w PLOS dowiadujemy się, że zniknięcie lasu z jednego miejsca na Ziemi może w znaczącym stopniu wpłynąć na ekosystem położony w odległych regionach globu. Gdy drzewa umierają w jednym miejscu, może mieć to dobre i złe skutki dla roślin w innym, gdyż zmiany w miejscu wymarcia lasu mogą rykoszetem odbić się gdzie indziej. Łączność pomiędzy tymi miejscami zapewnia atmosfera - mówi główna autorka badań, Elizabeth Garcia z University of Washington. Nie od dzisiaj wiadomo, że utrata lasu prowadzi do ochłodzenia lokalnego klimatu, gdyż ziemia pochłania mniej energii słonecznej niż leśna roślinność. Utrata roślin powoduje też, że powietrze staje się bardziej suche. Jednak, jak się okazuje, zmiany wykraczają daleko poza lokalny klimat. Nowe badania wykazały, że utrata dużych połaci lasu może zmieniać globalny klimat poza zmianę fal atmosferycznych czy wzorców opadów. Mniejsza pokrywa leśna może zmieniać też ilość światła pochłanianego na danej półkuli, a to z kolei może prowadzić do zmian w tropikalnych pasach opadów. Uczeni z UW skupili się na dwóch ekosystemach, w których dochodzi obecnie do dużej utraty drzew - zachodzie Ameryki Północnej, gdzie od południowo-zachodnich stanów USA po Alaskę mamy do czynienia z długotrwałymi suszami, falami gorąca i szkodnikami niszczącymi drzewa, oraz na Amazonii, gdzie od dziesiątków lat trwa intensywna wycinka drzew. Przeprowadzone symulacje komputerowe wykazały, że utrata drzew na zachodzie Ameryki Północnej przyczynia się do ochłodzenia Syberii i spowalnia wzrost tamtejszych lasów. Ponadto gdy znikają drzewa na zachodzie USA to na południowym wschodzie tego kraju pojawia się bardziej suche powietrze, przez co cierpią m.in. lasy obu Karolin. Jednak utrata drzew na zachodzie USA jest korzystna dla lasów w Ameryce Południowej, gdyż na południe od równika dochodzi do ochłodzenia i pojawia się większa wilgotność. Z kolei utrata lasów w Amazonii również ochładza Syberię, ma niewielki pozytywny wpływ na roślinność w południowo-wschodniej części USA i duży pozytywny wpływ na lasy na wschodzie Ameryki Południowej, gdyż w tym regionie zwiększają się opady w czasie lata. Co interesujące, usunięcie obu lasów - tych z Amazonii i tych z zachodu Ameryki Północnej - ma inne skutki, niż usuwanie każdego z lasów z osobna. Autorzy badań zwracają jednak uwagę, że wyniki ich badań nie mogą być uznawane za ostateczne, gdyż jest to pierwszy taki model, jest w nim więc wiele niewiadomych. Uczeni prowadzą badania polowe, by lepiej zrozumieć jak znikanie lasów różnego typu wpływa na klimat. Współautorka badań, profesor Abigail Swann, zajmowała się wcześniej hipotetycznym wpływem masowego sadzenia drzew na Półkuli Północnej na spowolnienie globalnego ocieplenia. Okazało się, że takie działanie prowadziłoby do niespodziewanych zmian wzorców opadów tropikalnych. Później inny zespół naukowe stwierdził, że deforestacja Europy w ciągu ostatnich kilku tysięcy lat mogła zmniejszyć opady w Afryce. Zrozumienie takich dalekosiężnych skutków lokalnych działań jest niezbędne, jeśli chcemy rozumieć działanie całego ziemskiego ekosystemu - mówi Tim Kratz z National Science Foundation, która finansuje badania Garcii i Swann. « powrót do artykułu
  13. Od kilku lat wiele prestiżowych uniwersytetów udostępnia bezpłatne wykłady za pomocą takich platform jak edX, Coursera czy FutureLearn. Można tam skorzystać z kursów prowadzonych m.in. przez MIT, Uniwersytet Harvarda czy Uniwersytet w Cambridge. Dotychczas jednak brakowało oferty jednej z najważniejszych instytucji akademickich na świecie - Uniwersytetu Oksfordzkiego. Teraz się to zmiani. Już 6 lutego przyszłego roku na platformie edX rozpocznie rozpoczną się zajęcia z ekonomii. Kurs "From Povertyto Prosperity: Understanding Economic Development" będzie prowadzony przez profesora Paula Colliera z Blavatnik School of Government Uniwersytetu Oksfordzkiego. Online'owe platformy edukacyjne oferują tak olbrzymie bogactwo kursów, że każdy znajdzie tam coś dla siebie. Możemy uczyć się projektowania gier komputerowych, analizy finansowej korporacji, poznawać historię i wpływ społeczny różnych religii, specjalizować się w prawie międzynarodowym czy dowiedzieć się, jak Wojna Secesyjna zmieniła Stany Zjednoczone. Znajdziemy takie kursy, jak "Wstęp do muzyki klasycznej", "Neuronauki medyczne" czy "Sieci neuronowe w nauczaniu maszynowym". Kursy są bezpłatne i często na ich zakończenie otrzymujemy elektroniczne potwierdzenie odbycia kursu. Za niewielką opłatą możemy otrzymać taki dyplom tradycyjną pocztą. Olbrzymią zaletą online'owych kursów jest możliwość dołączenia do nich w dowolnej chwili. Jeśli nie mogliśmy rozpocząć zajęć wraz z innymi studentami z całego świata, szybko nadrobimy zaległości, jeśli tylko zechcemy poświęcić na naukę nieco więcej czasu. « powrót do artykułu
  14. Poczęcie zimą zwiększa ryzyko cukrzycy ciężarnej. Międzynarodowy zespół analizował ponad 60 tys. urodzeń w Australii Południowej. Naukowcy zauważyli, że między 2007 a 2011 rokiem odsetek ciąż powikłanych cukrzycą wzrósł z 4,9% w 2007 do 7,2% w 2011 r. Kobiety, które poczęły zimą, częściej zapadały na cukrzycę ciężarnych (pojawiała się ona w 6,6% ciąż). Powikłanie to pojawiało się zaś rzadziej u pań, które zachodziły w ciążę latem (odsetek wynosił w ich przypadku jedynie 5,4%). Mechanizmy, które powodują cukrzycę ciężarnych, nadal nie są w pełni poznane. Wcześniejsze badania sugerowały, że czynnikami ryzyka są zmienne meteorologiczne, [niska] aktywność fizyczna, [uboga] dieta i witamina D, a [łatwo zauważyć, że] zima wpływa na nie wszystkie - opowiada dr Petra Verburg z Uniwersytecie Adelajdy. Wyniki powinny zostać potwierdzone na innych populacjach. Trzeba się też przyjrzeć innym czynnikom, które zmieniają się z porami roku. Prof. Claire Roberts z tej samej uczelni dodaje, że czynnikiem ryzyka cukrzycy ciężarnej jest również podwyższony wskaźnik masy ciała (BMI). « powrót do artykułu
  15. Przeprowadzone na Uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej (UBC) badania sugerują, że marihuana może - przynajmniej w niektórych przypadkach - pomagać w wychodzeniu z alkoholizmu i uzależnienia od opioidów. Ludzie mogą używać cannabis jako środka pomagającego w wyjściu z bardziej szkodliwych uzależnieni, takich jak uzależnienie od opioidowych środków przeciwbólowych - mówi profesor Zach Walsh, psycholog z UBC. Walsh i jego zespół przeanalizowali też wyniki badań nad medyczną marihuaną i chorobami umysłowymi. Ich zdaniem marihuana może pomagać w przypadkach depresji, stresu pourazowego (PTSD) i lęku społecznego. Nie powinna być jednak podawana pacjentom z zaburzeniem dwubiegunowym i psychozą. Zespół Walsha od dłuższego już czasu analizuje wszelkie dostępne badania dotyczące medycznego i niemedycznego zastosowania marihuany. Naukowcy z Kolumbii Brytyjskiej postanowili przyjrzeć się badaniom dotyczącym marihuany, gdyż w przyszłym roku może ona zostać zalegalizowana w Kanadzie. Obecnie nie ma żadnego zestawu zaleceń dla specjalistów od zdrowia psychicznego, którzy zajmują się ludźmi używającymi medycznej marihuany. Gdy skończy się prohibicja powiedzenie ludziom, że mają przestać używać marihuany może nie wystarczyć. Konieczne jest lepsze zrozumienie roli cannabis w leczeniu - mówi Walsh. « powrót do artykułu
  16. O ile u osób z kultury zachodniej ruchy warg wpływają na percepcję wypowiadanych słów, o tyle dla Japończyków ta część twarzy zdaje się w ogóle nie mieć znaczenia. Ostatnie badania osób anglo- i japońskojęzycznych uwidoczniły także znaczne różnice w zakresie wzorca aktywacji mózgu w czasie komunikacji głosowej twarzą w twarz. Naukowcy przypominają, że wzrokowa informacja dot. mowy, np. ruchy warg, wpływa na percepcję głosu. Wymieniają zarówno wspomaganie się ruchami warg w hałaśliwym otoczeniu, jak i efekt McGurka (to zjawisko, w wyniku którego z wykluczających się informacji wzrokowej i słuchowej powstaje jedna spójna, łącząca oba komponenty). Ponieważ analizy wcześniejszych studiów behawioralnych wykazały, że na osoby japońskojęzyczne ruchy warg nie wpływają tak silnie jak na anglojęzyczne, zespół z Uniwersytetu w Kumamoto przeprowadził pomiary wzorców spoglądania, fal mózgowych i czasów reakcji dla rozpoznania mowy. Porównywano 20 osób anglo- i 20 japońskojęzycznych. Okazało się, że gdy naturalna mowa jest sparowana z ruchami ust, anglojęzyczni skupiają wzrok na wargach jeszcze przed pojawieniem się dźwięku. Spojrzenie Japończyków nie ulega jednak fiksacji. Łącząc wskazówki wzrokowe i słuchowe, podczas eksperymentu anglojęzyczni szybciej rozumieli mowę. Dla odmiany, gdy ruch warg był widoczny, u japońskojęzycznych występowało opóźnienie rozumienia. Ludzie mówiący po angielsku próbują zawęzić zbiór nadchodzących dźwięków, wykorzystując informacje z warg, które zaczynają się poruszać kilkaset milisekund przed rozpoczęciem wokalizacji. Japończycy kładą zaś nacisk wyłącznie na słuch, a informacja wzrokowa [oznacza w ich przypadku] dodatkowe przetwarzanie - wyjaśnia prof. Kaoru Sekiyama. By zmierzyć i przeanalizować wzorce aktywacji za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI), zespół z Uniwersytetu w Kumamoto nawiązał współpracę z naukowcami z Uniwersytetu Medycznego w Sapporo i Japan's Advanced Telecommunications Research Institute International (ATR). Ustalono, że u osób anglojęzycznych funkcjonalna łączność między obszarem związanym ze wzrokowymi informacjami nt. ruchu, pierwszorzędową korą słuchową czy środkowym obszarem skroniowym była silniejsza. Sugeruje to, że o ile u ludzi, których językiem ojczystym jest angielski, dane słuchowe i wzrokowe są kojarzone na wczesnym etapie przetwarzania, o tyle u japońskojęzycznych powiązanie zachodzi na późniejszych etapach. Mówi się, że materiały wideo dają o wiele lepsze rezultaty w czasie nauki języków obcych. Z drugiej jednak strony pojawiały się doniesienia, że takie pomoce nie wpływają zbyt pozytywnie na Japończyków. Wydaje się, że teraz wyjaśniło się dlaczego... « powrót do artykułu
  17. Efekt jo-jo zwiększał ryzyko zgonu z powodu chorób serca nawet u kobiet w wieku pomenopauzalnym, które na początku badania miały prawidłową wagę. Cykliczne wahania wagi to nowy globalny problem związany z próbami odchudzania. Dotąd jednak wyniki dotyczące ewentualnych zagrożeń zdrowia były niespójne - podkreśla dr Somwail Rasla z Memorial Hospital of Rhode Island. Naukowcy podzielili dane dot. historii wagi 158.063 pomenopauzalnych kobiet na 4 kategorie: stałej wagi, stałego jej wzrostu, utrzymanej niższej wagi po odchudzaniu i wahań wagi. Amerykanie śledzili losy ochotniczek przez 11,4 roku. Okazało się, że kobiety z efektem jo-jo, których waga na początku studium była prawidłowa, były ok. 3,5-krotnie bardziej zagrożone nagłym zgonem sercowym niż panie, których waga pozostawała stabilna. Wahania wagi u kobiet z normalną masą ciała wiązały się także z wyższym o 66% ryzykiem zgonu z powodu choroby niedokrwiennej serca. W przypadku kobiet z nadwagą lub otyłych z efektem jo-jo nie odnotowano wzrostu ryzyka zgonu z powodu którejkolwiek z tych chorób. Ryzyko zgonu nie wzrosło też u pań, które przytyły i nie schudły lub schudły i później nie przytyły. Autorzy raportu zdają sobie sprawę z kilku ograniczeń swojego badania. Po pierwsze, było ono obserwacyjne, dlatego wskazuje jedynie na korelację, a nie na związki przyczynowo-skutkowe. Po drugie, bazowało na potencjalnie niedokładnych samoopisach. Ponieważ nagłe zgony sercowe zdarzały się rzadko, mogły też być dziełem przypadku. Poza tym należy pamiętać o tym, że badanie objęło starsze kobiety. Rasla podkreśla, że zanim w związku z efektem jo-jo zostaną sformułowane zalecenia dla opieki klinicznej, potrzeba dalszych badań. Uzyskane dotąd wyniki odnoszą się bowiem wyłącznie do kobiet w wieku pomenopauzalnym, a do młodszych pań i mężczyzn już nie. « powrót do artykułu
  18. Analiza wzorców zużycia zębów u wschodnioafrykańskich homininów z gatunków Paranthropus aethiopicus i Paranthropus boisei sugeruje, że żywili się oni bardziej miękką dietą, niż sądzono. Oba gatunki współistniały z wczesnymi przedstawicielami gatunku Homo, w tym z Homo ergaster. Wydaje się jednak, że ich dieta była odmienna od diety naszych przodków. Dotychczasowe analizy składu izotopowego zębów wspierały teorią mówiącą, że podczas gdy H. ergaster, który miał stosunkowo niewielkie zęby i szczękę, jadł dużo mięsa, przedstawiciele Paranthropus, o masywnych żuchwach i dużych zębach trzonowych, wyspecjalizowali się w diecie, na którą składały się w dużej mierze rośliny typu C4. Jednak badania zębów nie potwierdzają tej teorii. Naukowcy przebadali ślady na zębach ze 167 skamieniałości Paranthropus i Homo z Etiopii, Kenii i Tanzanii. Wbrew dowodom z badań izotopowych okazało się, że dieta P. aethiopicus i P. boisei nie zawierała dużych ilości żywności bogatej w materiał ścierny. Niewykluczone, że gatunki te żywiły się roślinami C4, ale tymi gatunkami, które są kruche i mniej ścierają zęby. Taki wniosek pozwala na połączenie dowodów z badań izotopów i badań wzorców ścierania zębów. Tymczasem badania zębów H. ergaster wykazały, że gatunek ten żywił się dietą, która bardziej ścierała zęby niż sądzono. Niewykluczone, że wczesne gatunki z rodzaju Homo przeszły w pewnym momencie na dietę, w której ważną rolę odgrywały rośliny C4. « powrót do artykułu
  19. Przez ruch obrotowy gwiazdy nie są idealnymi kulami. Gdy obracają się wokół własnej osi ulegają spłaszczeniu wskutek działania siły odśrodkowej. Naukowcy pracujący pod kierunkiem Laurenta Gizona z Instytutu Badań Systemów Słonecznych im. Maksa Plancka oraz Uniwersytetu w Göttingen zmierzyli z niezwykłą dokładnością kulistość wolno obracającej się gwiazdy. Celem pomiarów była Kepler 11145123 znajdująca się w odległości 5000 lat świetlnych od Ziemi. Okazało się, że jest ona niemal idealną kulą. Różnica pomiędzy promieniami równikowymi a polarnymi wynosi zaledwie 3 kilometry, pomimo tego, że średni promień gwiazdy to 1,5 miliona kilometrów. Kepler 11145123 jest gorącą jasną gwiazdą dwukrotnie większą od Słońca, która obraca się trzykrotnie wolniej od naszej gwiazdy. W przypadku Słońca różnica pomiędzy promieniem na równiku a na biegunach wynosi 10 kilometrów, a w przypadku Ziemi jest to 21 kilometrów. Wspomniana gwiazda została wybrana do badań, gdyż jej oscylacje są idealnie sinusoidalne. Teleskop Keplera obserwował ją przez ponad cztery lata. Dzięki zebranym przezeń danym można było zmierzyć kulistość gwiazdy z dokładnością do 1 kilometra. Kepler 11145123 to najbardziej kulisty obiekt, jaki kiedykolwiek zmierzono. Jest bardziej kulista od Słońca - mówi Gizon. Teraz naukowcy chcą zastosować swoje techniki pomiarowe do innych gwiazd. Mają tez nadzieję użyć ich podczas planowanych misji TESS i PLATO. Szczególnie interesuje nas odpowiedź na pytanie, jak szybszy obrót i silniejsze pole magnetyczne mogą zmienić kształt gwiazdy. Teraz możemy obserwować to, co dotychczas było przedmiotem teoretycznych rozważań astrofizyki - stwierdza Gizon. « powrót do artykułu
  20. Naukowcy z Museum of London Archeology (MOLA) odkryli ważny anglosaski cmentarz w Norfolk. Warunki panujące w dolinie rzecznej świetnie zakonserwowały niezwykle rzadkie pochówki, w tym groby wyłożone deskami i trumny wykonane z pni drzew, datowane na VII-IX wiek naszej ery. Zdobyte dotychczas dowody wskazują, że mógł być to cmentarz wczesnej społeczności chrześcijańskiej. Wskazują na to m.in. ułożenie trumien w linii wschód-zachód oraz brak przedmiotów, z którymi zwykle grzebali swoich zmarłych poganie. Znaleziono też drewnianą strukturę, która może być pozostałością po kościele lub kaplicy. Takie budowle z tego okresu są bardzo rzadko znajdowane. Połączenie kwaśnych piasków i zasadowej wody stworzyło idealne warunki do zachowania szkieletów i drewnianych grobów, dzięki czemu możemy szczegółowo przyjrzeć się chrześcijańskim anglosaskim zwyczajom grzebalnym - powiedział James Fairclough, archeolog z MOLA. Anglosaskie trumny to niezwykle rzadkie znalezisko, gdyż drewno ulega rozkładowi. Dotychczas o ich istnieniu wiedzieliśmy głównie z przebarwień gruntu pozostałych po rozkładającym się drewnie. Tym razem wykopano aż 81 trumien. Były to przecięte wzdłuż i wydrążone pnie dębu. Taki typ trumny spotyka się w Europie od wczesnej epoki brązu aż po wczesne średniowiecze. Na terenie Wielkiej Brytanii mieliśmy dotychczas jedynie XIX-wieczne zapisy antykwariuszy, którzy zetknęli się z takimi trumnami. Teraz, po raz pierwszy na Wyspach Brytyjskich, udało się znaleźć i wydobyć takie trumny. Ślady istnienia takich trumien znaleziono też w wykopaliskach datowanych na wcześniejsze okresy, co wskazuje na przenikanie się tradycji pogańskich i chrześcijańskich. Odkryto też sześć grobów wyłożonych deskami. To niezwykle rzadkie znalezisko, a wspomniane groby są najstarszymi tego typu znanymi z terenu Wielkiej Brytanii. Groby wykopano w ziemi, następnie wyłożono deskami, później umieszczano w nich ciała, które były przykrywane deskami. Na razie naukowcy nie rozumieją związku pomiędzy oboma wspomnianymi typami pochówki. Być może są one dowodem na ewolucję zwyczajów grzebalnych. Specjaliści rozpoczęli datowanie drewna, by sprawdzić, w jakich okresach powstały groby. To wspaniałe nowe znalezisko pozwoli nam poszerzyć naszą wiedzę o fascynującym okresie, gdy chrześcijaństwo i Kościół dopiero się tutaj rozwijały. Dzięki szczegółowym badaniom będziemy lepiej rozumieli, jak żyli ludzie przestrzegający zasad nowej religii - stwierdził Tim Pestell z Norwich Castle Museum. « powrót do artykułu
  21. U ludzi, którzy słuchając muzyki, nie doświadczają przyjemności (z anhedonią muzyczną), zmienione są relacje kory słuchowej z ośrodkami nagrody. Zespół z McGill University i Uniwersytetu Barcelońskiego bazował na wynikach wcześniejszych badań obrazowych, które wykazały, że przyjemność wywołana muzyką to skutek interakcji między słuchowymi sieciami korowymi i mezolimbicznym układem nagrody. Autorzy publikacji z pisma PNAS założyli, że jeśli interakcja ta jest rzeczywiście konieczna, to u osób z anhedonią muzyczną widoczne będą zmiany w zakresie odpowiedzi korowo-mezolimbicznej. Na potrzeby eksperymentu utworzono więc 3 grupy po 15 osób (każdą cechowała inna wrażliwość na muzyczną nagrodę: od obojętności po silniejszą od przeciętnej), które podczas słuchania ulubionego utworu przeszły funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI). Okazało się, że w grupie z anhedonią w kontakcie z muzyką występowała wybiórcza mniejsza aktywność jądra półleżącego. W przypadku testu symulującego grę hazardową jego reakcja była normalna. Naukowcy zauważyli także, że dla osób tych typowe było słabsze połączenie funkcjonalne prawej kory słuchowej z brzusznym prążkowiem, w tym z jądrem półleżącym. Dla odmiany u ludzi z grupy reagującej na muzykę silniej niż przeciętnie łączność między tymi strukturami była wzmożona. « powrót do artykułu
  22. W grudniu 1952 roku nad Londynem zawisła gęsta mgła. Początkowo mieszkańcy miasta sądzili, że jest to zwykła mgła, jaka wielokrotnie nawiedzała miasto. Szybko jednak okazało się, że nie mają racji. W rzeczywistości bowiem Londyn spowity został niewiarygodnie gęstym smogiem, który do dzisiaj uważany jest za największe zanieczyszczenie powietrza w historii Europy. Do 9 grudnia, kiedy to smog ustąpił, zmarło co najmniej 4000 osób, a ponad 150 000 trafiło do szpitali. Śmierć dotknęła też tysięcy zwierząt. Najnowsze badania wykazały, że ofiar smogu było znacznie więcej - ponad 12 000 tysięcy. Od dawna wiadomo, że przyczyną pojawienia się zabójczego smogu było spalanie węgla. Jednak do niedawna nieznane były dokładne procesy chemiczne, które doprowadziły do pojawienia się zabójczej mieszaniny mgły i smogu. Właśnie zostały one opisane przez badaczy z Texas A&M University, którzy we współpracy z kolegami z Chin, Florydy, Kalifornii i Izraela przeprowadzili eksperymenty laboratoryjne oraz pomiary powietrza w Chinach. Wiadomo było, że do powstania mgły przyczyniła się obecność siarczanów w powietrzu. Wiadomo też, że z dwutlenku siarki uwolnionego podczas spalania węgla powstały cząstki kwasu siarkowego. Nie wiedzieliśmy jednak, w jaki sposób dwutlenek siarki zmienił się w kwas siarkowy. Nasze badania wykazały, że w procesie tym wziął udział dwutlenek azotu, również uwolniony podczas spalania węgla, który był obecny w naturalnej mgle. Innym ważnym aspektem całości jest fakt, że podczas zamiany dwutlenku siarki w siarczan powstają cząstki kwasu, które są inhibitorami całego procesu. Naturalna mgła zawierała duże cząstki o średnicy dziesiątków mikrometrów, dzięki czemu tworzący się kwas został rozpuszczony. Gdy mgła parowała pozostały niewielkie cząstki kwasu, które pokryły całe miasto - mówi profesor Renyi Zhang z Teksasu. Badania terenowe wykazały, że podobne procesy zachodzą obecnie w chińskich miastach. Różnica jest taka, że w Chinach smog rozpoczyna się od znacznie mniejszych nanocząstek, a tworzenie się siarczanów wymaga obecności amoniaku, który neutralizuje te cząstki. W Chinach dwutlenek siarki jest emitowany głównie przez elektrownie, a dwutlenek azotu przez elektrownie i samochody. Amoniak zaś emitują nawożone pola uprawne i samochody. Także w Chinach musi zajść odpowiedni proces chemiczny, by pojawił się śmiertelny smog. Co interesujące, chińskie smogi są neutralne, podczas gdy smog londyński był mocno kwasowy - stwierdza uczony. Zhang uważa, że chińskie władze, które walczą obecnie z zanieczyszczeniem powietrza, powinny przyłożyć większą wagę do redukcji emisji tlenków azotu i amoniaku, co powstrzymałoby tworzenie się siarczanów. « powrót do artykułu
  23. Wirus, który wywołuje u dzieci przeziębienie, może pomóc w walce z pierwotnym nowotworem wątroby. Naukowcy z University of Leeds odkryli, że reowirusy stymulują układ odpornościowy do zabijania komórek nowotworowych. Co więcej same reowirusy są w stanie zabić wirusa zapalenia wątroby typu C, który jest podstawową przyczyną pierwotnego nowotworu wątroby. Odkrycie brytyjskich uczonych jest niezwykle ważne, gdyż pierwotny nowotwór wątroby to trzecia najważniejsza przyczyna zgonów na nowotwory. Obecnie, jeśli nowotwór wątroby nie nadaje się do chirurgicznego usunięcia, pozostaje praktycznie tylko opieka paliatywna z wykorzystaniem chemioterapii, która ma przedłużyć życie za cenę poważnych skutków ubocznych - mówi profesor Stephen Griffin z University of Leeds. Prowadzony przez niego zespół odkrył, że reowirusy można skutecznie wykorzystać do zwalczania komórek nowotworowych, zarówno tych wyhodowanych w laboratorium jak i pobranych od pacjentów. Po wprowadzeniu do organizmu reowirusy pobudzają układ odpornościowy, który zabija zarówno je jak i komórki nowotworowe. Naukowcy mają nadzieję, że wkrótce będą mogli rozpocząć pierwszą fazę badań klinicznych nad wykorzystaniem reowirusów w walce z nowotworem wątroby. Nasze badania pozwoliły na opracowanie nowego typu immunoterapii wirusowej skierowanej przeciwko rakowi wątrobowokomórkowemu, który w zaawansowanej formie daje bardzo złe prognozy. Za pomocą eksperymentów na ludzkich i mysich próbkach nasi badacze wykazali, że terapia reowirusowa pobudza układ odpornościowy do atakowania komórek nowotworowych oraz wirusa zapalenia wątroby typu C, który jest związany z pojawieniem się wielu raków wątrobokomórkowych. Wykazaliśmy też, że terapia reowirusem może być używana do lecznia wielu innych typów nowotworów związanych z infekcjami wirusowymi, w tym do leczenia chłoniaków powiązanych z wirusem Epsteina-Barra - stwierdził współautor badań profesor Alan Melcher z londyńskiego Insittute of Cancer Research. Pierwotne nowotwory wątroby są związane z uszkodzeniami wątroby związanymi przede wszystkim z zakażeniem wirusami typu B i C. Z danych WHO wynika, że co najmniej 130 milionów ludzi na świecie cierpi na chroniczną infekcję wirusem zapalenia wątroby typu C. U wielu z tych osób rozwinie się nowotwór. Staje się coraz bardziej oczywiste, że najpotężniejszym narzędziem do zwalczania nowotworów jest nasz układ odpornościowy. Problem jednak w tym, że nowotwory rozwijają się w naszych własnych komórkach i układ odpornościowy ma problemy z zauważeniem subtelnych różnić pomiędzy komórkami zdrowymi a nowotworowymi. Immunoterapia zakłada wykorzystanie różnych strategii. W naszym przypadku jest to wykorzystanie wirusa, który pobudza układ odpornościowy do zidentyfikowania i zwalczania nowotworu - mówi Adel Samson z University of Leeds. « powrót do artykułu
  24. Antybiotyk ceftriakson częściowo usuwa u myszy zaburzenia synaptyczne i przywraca komunikację między neuronami w obszarach mózgu uszkodzonych przez blaszki beta-amyloidu. Zespół z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej odkrył, że w obszarach wokół płytek występuje dużo glutaminianu. Towarzyszy temu duża nadaktywność gleju. To te zjawiska odpowiadają za zaburzenie komunikacji neuronów. Obrazując [za pomocą mikroskopii dwufotonowej i szerokiego pola] komórki gleju i glutaminian, zauważyliśmy, że komórki nie były w stanie usunąć glutaminianu akumulującego się w tych rejonach. Za pomocą ceftriaksonu potrafiliśmy jednak nasilić jego transport. Przywrócenie prawidłowego poziomu glutaminianu pozwalało zaś w dużej mierze odtworzyć [normalną] aktywność neuronów - wyjaśnia dr Brian MacVicar. W okolicach blaszek beta-amyloidu zmniejszeniu ulega ekspresja transportera glejowego GLT-1. Zwiększenie ekspresji i aktywności GLT-1 przez antybiotyk częściowo odtwarza wartości występujące w regionach kontrolnych. Ta dysfunkcja komunikacji komórkowej występuje na bardzo wczesnych etapach choroby Alzheimera [ChA]. Nasze odkrycie stwarza więc możliwość wczesnej strategii interwencyjnej, pozwalającej zapobiec lub opóźnić uszkodzenie neuronów i utratę pamięci - dodaje dr Jasmin Hefendehl. Choć ostatnie testy kliniczne zastosowania ceftriaksonu w stwardnieniu zanikowym bocznym zakończyły się niepowodzeniem, Kanadyjczycy mają nadzieję, że w przypadku ChA będzie inaczej. « powrót do artykułu
  25. Badacze z Instytutu Badań Mięsa i Produktów Mięsnych na Uniwersytecie Extremadury opracowano nieinwazyjną metodę badań zawartości soli w szynce iberyjskiej. Połączenie rezonansu magnetycznego, systemów wizji komputerowej oraz metod statystycznych pozwala na określenie ilości soli oraz klasyfikowanie szynki w zależności od stopnia penetracji soli w tkance. To zaś umożliwia monitorowanie procesu dojrzewania szynki. Badań dokonuje się dzięki analizie obrazów uzyskanych za pomocą rezonansu. Zawartość soli w szynce dojrzewającej wpływa na jej smak, zapach i teksturę. Zawartość soli jest bardzo ważnym parametrem z technologicznego punktu widzenia. Warunki dojrzewania muszą być dostosowywane do zawartości soli. Substancja ta zmniejsza aktywność wody, zapobiega infiltracji przez mikroorganizmy oraz ułatwia tworzenie się żelu. Wytwarzanie szynki z bardzo małą zawartością soli wiąże się z dużym ryzykiem technologicznym, gdyż może dojść do poważnych defektów, przez co produkt może nie nadawać się do sprzedaży - mówi badaczka Teresa Antequera. Dotychczas przemysł mięsny wykorzystywał wyłącznie destrukcyjne metody określania zawartości soli w szynce. To długotrwałe i kosztowne metody. Dlatego też naukowcy z Uniwersytetu Extremadury pracują nad metodami niedestrukcyjnymi. Sądzimy, że technika ta może być niezwykle użyteczna jako forma kontroli jakości, gdyż pozwala na określenie ewolucji zawartości soli w czasie procesu dojrzewania bez pobierania w różnych momentach próbek. Można ją również zastosować do pomiarów ilości tłuszczu, wilgotności, koloru i innych wskaźników jakości produktów mięsnych - dodaje Antequera. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...