Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36965
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W drodze na operację rozdzielenia w szpitalu w Kinszasie tygodniowe bliźniaczki syjamskie, które urodziły się w odległej wiosce Muzombo w Demokratycznej Republice Konga, przeżyły m.in. 15-godzinną jazdę na motorze. Dziewczynki zoperował zespół chirurgów-ochotników. W sumie siostry przebyły 1400 km - przez dżunglę, po wyboistych drogach i samolotem. Anick i Destin są obecnie monitorowane w Szpitalu Ewangelickim w Vandze. Jeśli wszystko ułoży się dobrze, po 3 tygodniach wrócą do domu. Bliźniaczki urodziły się naturalnie w sierpniu w 37. tygodniu ciąży. Były zrośnięte na wysokości pępka. Miały wspólne narządy. Gdy Claudine Mukhena i Zaiko Munzadi zdali sobie sprawę, że ich córki potrzebują operacji, owinęli je w koc i udali się przez dżunglę do najbliższego szpitala w Vandze. Ponieważ tutejsi lekarze nie mieli potrzebnego sprzętu ani doświadczenia, bliźniaczki musiały zostać przetransportowane do Kinszasy. Pomogły w tym linie lotnicze MAF. « powrót do artykułu
  2. U mężczyzn migotanie przedsionków (ang. atrial fibrillation, AF) pojawia się średnio ok. 10 lat wcześniej niż u kobiet. Głównym czynnikiem ryzyka jest nadwaga. Kluczowe jest, by zidentyfikować modyfikowalne czynniki ryzyka migotania przedsionków - podkreśla dr Christina Magnussen z Universitäres Herzzentrum (UHZ) w Hamburgu. Naukowcy analizowali dane 79.793 osób w wieku 24-97 lat z 4 europejskich badań. Na początku ochotnicy nie mieli migotania przedsionków. Ich losy monitorowano średnio przez 12,6 roku (maksymalnie przez 28,2 roku). Zaburzenie rytmu serca zdiagnozowano u 4,4% kobiet i 6,4% mężczyzn. Autorzy publikacji z pisma Circulation zauważyli, że odsetek rozpoznania migotania rósł, gdy mężczyźni przekraczali pięćdziesiątkę, a kobiety sześćdziesiątkę. Do wieku 90% AF rozwijało się u ok. 24% mężczyzn i kobiet. U panów początek migotania wiązał się z podwyższonym poziomem białka C-reaktywnego (CRP) we krwi. U mężczyzn wzrosty wskaźnika masy ciała (BMI) powodowały większą liczbę nowych przypadków AF niż u kobiet: 31% vs. 18%. [...] Ponieważ zwiększona masa ciała okazuje się bardziej szkodliwa dla mężczyzn, kontrola wagi wydaje się zasadnicza zwłaszcza u panów z nadwagą i otyłością. Naukowców zaskoczyło, że wyższy całkowity cholesterol, znany czynnik ryzyka choroby serca, zmniejszał ryzyko rozwoju migotania przedsionków, szczególnie u kobiet. Ze względu na zastosowany schemat badanie nie daje wglądu w czynniki patofizjologiczne wywołujące międzypłciowe różnice w ryzyku migotania przedsionków. Magnussen i inni podkreślają, że na początku studium AF mogło być niedodiagnozowane, dlatego późniejsze statystyki nie do końca odzwierciedlają rzeczywiste trendy. Jako że uczestnicy analizowanych badań pochodzili zarówno z północnej, jak i z południowej Europy, wyniki odnoszą się zapewne do pozostałych białych populacji. Ponieważ BMI okazał się tak silnym czynnikiem ryzyka, niewykluczone, że oddziałuje również na inne grupy etniczne. « powrót do artykułu
  3. Pumy (Puma concolor) są bardziej społeczne, niż się dotąd wydawało. [uzyskane wyniki] są całkowitym przeciwieństwem tego, co na przestrzeni 60 lat mówiono o pumach i drapieżnikach-samotnikach. Byliśmy zszokowani - nasze badanie pozwoliło przełamać mity i podać w wątpliwość dotychczasową wiedzę - opowiada dr Mark Elbroch z Panthera Puma Program. Dotąd zakładano, że będące drapieżnikami-samotnikami pumy unikają się wzajemnie (z wyjątkiem spółkowania czy wychowywania młodych). Zimą analizowana populacja wchodziła ze sobą w interakcje co 11-12 dni. To rzadko w porównaniu do bardziej towarzyskich gatunków, np. surykatek, lwów czy wilków, które wchodzą ze sobą w kontakt co parę minut, by więc lepiej udokumentować zachowanie kotów, zespół Elbrocha musiał dłużej podążać śladami pum. Autorzy publikacji z pisma Science Advances posłużyli się obrożami GPS i kamerami aktywowanymi przez ruch. Badania prowadzono w północno-zachodnim Wyoming. W sumie udało się udokumentować zachowania społeczne pum w przypadku 1000 ciał. Za pomocą nowoczesnych narzędzi analitycznych zademonstrowano, że pumy wykazują strategie typowe dla bardziej społecznych zwierząt, tyle że w dłuższej skali czasowej. Nasze badanie pokazało, że w tej grupie kotów dzielenie się pożywieniem jest zachowaniem społecznym, którego nie da się wyjaśnić samymi czynnikami ekologicznymi i biologicznymi - opowiada Mark Lubell z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis. Biolodzy zauważyli, że wszystkie pumy należały do sieci dzielącej się jedzeniem. Podczas studium każdy kot jadł z innym kotem przynajmniej raz (wiele pum obserwowano wielokrotnie w takiej sytuacji). Wybór osobnika do dzielenia się nie był losowy; zachowanie nie ograniczało się też do członków rodziny. P. concolor wydawały się pamiętać, kto podzielił się z nimi w przeszłości i 7,7% częściej same dzieliły się właśnie z tymi pumami. Samce dostawały mięso częściej niż samice. Wg naukowców, płcie czerpią z kontaktów społecznych inne korzyści. O ile samce otrzymują pokarm, o tyle w przypadku samic chodzi o inwestycje społeczne ułatwiające spółkowanie. Samce spełniały funkcje wasali, decydując o interakcjach wszystkich osobników na swoim terytorium. Koty z jednego terytorium tworzyły sieć, w ramach której najczęściej dochodziło do dzielenia się pożywieniem (transgraniczne kontakty społeczne były rzadsze). Biolodzy wyjaśniają, że wszystko wskazuje na to, że populacje pum składają się z licznych mniejszych społeczności zarządzanych przez terytorialne samce. Utrata samca (z przyczyn naturalnych albo w wyniku działalności człowieka) potencjalnie zaburza całą sieć. Podsumowując, dr Elbroch zadaje szereg pytań: Czy pumy wszędzie zachowują się tak samo, czy też ma to miejsce wyłącznie na obszarach z dużymi ofiarami? Czy inne gatunki, np. lamparty i rosomaki, również się tak zachowują? « powrót do artykułu
  4. Qualcomm próbuje doprowadzić do wydania w Chinach sądowego zakazu sprzedaży i produkcji iPhone'ów. Rzecznik prasowa Qualcommu, Christine Trimble, potwierdziła w rozmowie z mediami, że firma złożyła pozew w pekińskim sądzie zajmującym się kwestiami własności intelektualnej. Koncern z Cupertino został oskarżony o kradzież własności intelektualnej. Apple wykorzystuje technologie opracowane przez Qualcomm i za nie nie płaci, mówi Trimble. W pozwie Qualcomm wymienia trzy technologie nie będące standardami. Dotyczą one zarządzania poborem mocy oraz technologii ekranu dotykowego Force Touch, które są wykorzystywane w obecnie produkowanych iPhone'ach. Podczas wieloletnich i wciąż trwających negocjacji, Qualcomm nigdy nie wspominał o tych patentach. Sądzimy, że – podobnie jak ich wiele innych sądowych ruchów – i tym razem im się nie uda, mówi Josh Rosenstock, rzecznik prasowy Apple'a. Apple i Qualcomm od miesięcy toczą spory dotyczące sposobu sprzedawania licencji przez Qualcomma. Firma ta jest znana przede wszystkim z produkcji i sprzedaży układów scalonych, jednak większość zysków osiąga z licencjonowania patentów dotyczących smartfonów. « powrót do artykułu
  5. Kanadyjscy naukowcy zaobserwowali największą od 40 lat połynię. Ma ona powierzchnię 80 000 km2, pojawiła się na Morzu Weddella i obecnie nie wiadomo, dlaczego nagle się pojawiła. Uczeni nie wiedzą, czy rekordowo duża połynia będzie miała wpływ na oceany i lody Antarktyki, ani czy jej powstanie ma związek z ocieplaniem się klimatu. Połynie to naturalne przeręble w lodach Arktyki i Antarktyki. Tę rekordową od 40 lat zauważono przez miesiącem, gdy naukowcy z University of Toronto i Southern Ocean Carbon and Climate Observations and Modeling (SOCCOM) obserwowali obszar, na którym w ubiegłym roku również zauważono połynię. Otwór ten obserwowaliśmy w środku zimy, przez ponad miesiąc. To znaczące, że tak wielkie połynie zniknęły na 40 lat i znowu się pojawiły, mówi profesor fizyki Kent Moore. Ostatnie mroźne zimy na Antarktyce powodują, że połynię trudno jest znaleźć i badać. Połynia uformowała się drugi rok z rzędu, ale w ubiegłym roku nie była tak wielka. Głębiej położone wody Ocean Południowego są cieplejsze i bardziej słone niż wody powierzchniowe. Prądy oceaniczne wypychają te cieplejsze wody ku górze, woda ogrzewa i roztapia lód, tworząc połynię. Wówczas wody oceaniczne zostają wystawione na działanie mroźnego powietrza, ochładzają się, zanurzają, połynia się zamyka, a chłodne wody wędrują w głąb oceanu, gdzie się ocieplają i proces się powtarza. Formowanie się połynii na Morzu Weddella jest prawdopodobnie przejawem bardzo ważnego dla światowych oceanów procesu mieszania się wód zasilających światowe oceany. Zniknięcie połynii mogło zostać spowodowane osłabieniem tego procesu, za które to osłabienie mogła odpowiadać zwiększona ilość słodkiej wody dostająca się do oceanów m.in. wskutek topnienia lodowców wywołanego globalnym ociepleniem. Z tym większą zatem zagadką mamy do czynienia. Nie wiadomo, co spowodowało, że gigantyczna połynia zaczęła pojawiać się ponownie po tak wielu latach. Poprzednio formowała się każdej zimy w latach 1974-1976. Później pojawiała się rzadko i była znacznie mniejsza. Zaobserwowano ją ponownie w ubiegłym roku, a w bieżącym powróciła do rozmiarów z okresu swojej świetności. Nie wiemy, co oznacza pojawienie się połynii i jaki może mieć ona długoterminowy wpływ, przyznaje Moore. « powrót do artykułu
  6. Psylocybina resetuje mózgi pacjentów z depresją. Naukowcy z Imperial College London (ICL) wykorzystali psolocybinę w małej grupie pacjentów z depresją oporną na leczenie. W artykule opublikowanym na łamach Scientific Reports opisano korzyści utrzymujące się do 5 tygodni od terapii. Wg Brytyjczyków, alkaloid resetuje aktywność kluczowych obwodów mózgowych, które odgrywają ważną rolę w depresji. Skany wykonane przed i po psylocybinowej terapii ujawniły zmiany w aktywności mózgu, związane z utrzymującymi się znacznymi spadkami w nasileniu objawów depresyjnych. Naukowcy zaznaczają, że choć wyniki są bardziej niż zachęcające, pewnym ograniczeniem jest nieduży rozmiar próby oraz brak grupy kontrolnej zażywającej placebo. Jako pierwsi wykazaliśmy klarowne zmiany, wywoływane przez psylocybinę w aktywności mózgu osób z lekooporną depresją. Niektórzy nasi pacjenci wspominali o wrażeniu zresetowania i często posługiwali się analogiami komputerowymi. Jeden z nich mówił o defragmentacji, inny o restarcie. Psylocybina może wyzwalać "ponowne uruchomienie", którego chorzy potrzebują, by przełamać stany depresyjne. Skany mózgu stanowią poparcie dla resetowej analogii. Podobne efekty widywano po elektrowstrząsach - opowiada dr Robin Carhart-Harris. W studium ICL wzięło udział 20 osób z lekooporną depresją. W odstępie tygodnia podano im 2 dawki psylocybiny: 10- i 25-mg. Dziewiętnaście osób przeszło wstępne badanie obrazowe oraz drugi skan dzień po zażyciu wysokiej dawki alkaloidu. Pacjenci wypełniali też kwestionariusz (już krótko po leczeniu psylocybiną wspominali o zmniejszeniu objawów depresji). Funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI) ujawnił zmniejszony przepływ krwi w rejonach mózgu (m.in. ciele migdałowatym) odpowiedzialnych za przetwarzanie reakcji emocjonalnych, stres i strach. Wykryto także podwyższoną stabilność w sieci powiązanej wcześniej z natychmiastowymi skutkami działania psylocybiny i depresją. Na początek przyszłego roku Brytyjczycy planują testy, podczas których porównają psylocybinę z wiodącym antydepresantem. « powrót do artykułu
  7. Amerykańscy śledczy wciąż nie mają pojęcia, co spowodowało wystąpienie tajemniczych objawów u pracowników ambasady USA na Kubie. Ze względów bezpieczeństwa obsadę placówki zmniejszono ostatnio o ponad połowę, wiele wskazuje na to, że pracownicy padli ofiarami tajemniczego ataku, nie wiadomo jednak, kto i w jaki sposób mógł go przeprowadzić. Początkowo podejrzenia padły na władze Kuby, jednak obecnie Amerykanie wykluczają taką możliwość. Kubańczycy bowiem w pełni zaangażowali się w śledztwo, ponadto objawy wystąpiły też u kanadyjskich dyplomatów, a Kuba i Kanada od dekad utrzymują przyjacielskie stosunki. Dotychczas dziwne objawy wystąpiły u 22 Amerykanów, u niektórych stwierdzono uszkodzenie mózgu oraz słuchu. Jak donoszą media, ostatni z ataków miał miejsce w sierpniu. Część ofiar słyszała jakiś dźwięk, część odczuwała wibracje, inni nie słyszeli niczego. U poszkodowanych pojawiły się wymioty, bóle głowy, problemy z utrzymaniem równowagi, krwawienia z nosa, dzwonienie w uszach, problemy z przypomnieniem sobie wyrazów, problemy z koncentracją i mową. U osób, u których doszło do uszkodzenia mózgu pojawiła się też opuchlizna i wstrząs mózgu. Ostatnio media ujawniły nagranie dźwiękowe, które odpowiada dźwiękom, jakie słyszała część ofiar. Jest ono badane przez służby wywiadowcze oraz US Navy, która posiada sprzęt do zaawansowanych analiz akustycznych. Nie wiadomo, gdzie i kiedy dokonano nagrania, jednak jego zdobycie – jak twierdzą media – nie posunęło śledztwa naprzód. Tym bardziej, że sprawa wygląda na niezwykle tajemniczą. Do niektórych ataków dochodziło w domach dyplomatów, do innych w hotelu. Wydaje się, że zwykle miały one miejsce w nocy. Metoda ewentualnego ataku również stanowi zagadkę dla specjalistów. Część z objawów, które wystąpiły u ofiar, można by wywołać za pomocą jakiegoś rodzaju broni akustycznej, jednak urządzenia generujące dźwięk musiałyby być bardzo duże i bardzo trudne do ukrycia. Innych objawów nie da się wyjaśnić działaniem pojedynczego urządzenia. Opuchlizna i wstrząs mózgu? Wykluczone. Trzeba by głowę ofiary zanurzyć w basenie wypełnionym potężnymi przekaźnikami ultradźwięków, mówi Joseph Pompei, były badacz MIT-u i ekspert od akustyki. Dotychczas ani analitycy służb specjalnych, ani wysłani na miejsce śledczy z FBI i Kanadyjskiej Policji Konnej nie znaleźli niczego, co pozwoliłoby wyjaśnić tajemnicę. Eksperci od stosunków międzynarodowych zwracają uwagę, że jeśli amerykańskie władze byłyby przekonane o zaangażowaniu rządu w Hawanie w atak z pewnością podjęłyby zdecydowane kroki, a jednym z nich byłoby zamknięcie ambasady. Nic takiego nie nastąpiło. Nie można więc wykluczyć, że ataki są dokonywane przez państwo trzecie, które chce zaburzyć proces normalizacji stosunków amerykańsko-kubańskich. Nie wiadomo jednak, w jaki sposób można by tego typu atak przeprowadzić. Śledczy badają wiele różnych możliwości, od źle działających urządzeń nasłuchowych, poprzez broń akustyczną, impulsy elektromagnetyczne po istnienie nieznanego im wysoce zaawansowanego urządzenia. « powrót do artykułu
  8. Życie w miastach, ale w pobliżu lasu utrzymuje ciało migdałowate w lepszym zdrowiu. Ustalenia naukowców z Instytutu Ludzkiego Rozwoju Maxa Plancka mają znaczenie m.in. dla urbanistów. Niemcy podkreślają, że życie w mieście oznacza hałas, zanieczyszczenie i wielu ludzi ściśniętych na stosunkowo niewielkiej przestrzeni. Osoby żyjące w miastach są bardziej zagrożone chorobami psychicznymi: depresją, schizofrenią czy zaburzeniami lękowymi. W porównaniu do mieszkańców wsi, cechuje ich też większa aktywność ciała migdałowatego. Zastanawiając się, jak temu zaradzić, psycholog Simone Kühn analizowała wpływ bliskości zieleni - lasów, zieleni miejskiej czy nieużytków - na przetwarzające stres regiony mózgu. Badania nad plastycznością mózgu stanowią poparcie dla założenia, że środowisko może kształtować budowę i funkcję mózgu. To dlatego interesowały nas warunki środowiskowe mające korzystny wpływ na jego rozwój. Badania mieszkańców wsi wykazały, że życie blisko natury jest dobre dla zdrowia psychicznego i dobrostanu. My postanowiliśmy zbadać mieszkańców miast. Naukowcy natrafili na związek między miejscem zamieszkania a zdrowiem mózgu; osoby z miast żyjące w pobliżu lasu wykazywały cechy fizjologicznie zdrowej budowy ciała migdałowatego, co zapewne przekładało się na lepsze radzenie sobie ze stresem. Efekt utrzymywał się po uwzględnieniu potencjalnie istotnych czynników: wykształcenia i dochodów. Na podobną korelację nie natrafiono w przypadku zieleni miejskiej, wody czy nieużytków. Na razie nie wiadomo, jaki jest kierunek zidentyfikowanej korelacji: czy las korzystnie wpływa na ciało migdałowate, czy też raczej ludzie ze zdrowszymi amygdala decydują się mieszkać bliżej lasu. Opierając się na dotychczasowej wiedzy, naukowcy skłaniają się ku pierwszemu wyjaśnieniu, ale i tak planują dalsze badania podłużne. Uczestnicy opisywanego badania brali udział w Berlin Aging Study II (BASE-II). W sumie uwzględniono 341 dorosłych w wieku od 61 do 82 lat. Przechodzi oni testy pamięciowe i rozumowania. Poddano ich także badaniu rezonansem magnetycznym (MRI). By określić wpływ bliskości natury na przetwarzające stres rejony mózgu, dane z MRI zestawiano z informacjami nt. miejsca zamieszkania (z Atlasu Urbanistycznego Europejskiej Agencji Środowiska). Ulman Lindenberger przypomina, że szacuje się, że do 2050 r. niemal 70% światowej populacji będzie mieszkać w miastach. Uzyskane wyniki są więc naprawdę ważne. « powrót do artykułu
  9. Międzynarodowy zespół naukowców przeprowadził zakrojone na szeroką skalę badania stanu uzębienia trzymanych w niewoli orek. Okazało się, że zęby znajdują się w naprawdę kiepskim stanie, co rodzi obawy o zdrowie ogólne i dobrostan zwierząt. Akademicy badali 29 orek należących do jednej firmy działającej w USA i Hiszpanii. Pracami ekipy kierował prof. John Jett ze Stetson University. Wyniki ukazały się w piśmie Archives of Oral Biology. Wszystkie walenie miały w jakimś stopniu uszkodzone zęby. Odkryliśmy, że u ponad 65% występowało umiarkowane-skrajne zużycie żuchwy, będące głównie skutkiem gryzienia betonu i stalowych powierzchni zbiorników. Ponad 61% orek miało borowane zęby (wykonywano im zmodyfikowaną pulpotomię, czyli po wywierceniu otworu usuwano miazgę). Współautorka badania, dr Carolina Loch z Uniwersytetu Otago, wyjaśnia, że u waleni wywierconego otworu się nie wypełnia, dlatego by zapobiec infekcji wywołanej przez psujące się resztki pokarmu i bakterie, trzeba codzienne płukać otwór. Gdy ząb zetrze się tak bardzo, że zaczyna się odsłaniać miazga, pojawia się ryzyko zakażenia. [Dlatego] opiekunowie wiercą otwory. Lekarz Jeff Ventre, ekstrener orek, opowiada, że w swojej byłej pracy wiercił w zębach waleni. Uszkodzenie zębów to najtragiczniejsza konsekwencja niewoli. Prowadzi nie tylko do zgonów, ale i do przewlekłej antybiotykoterapii, która upośledza układ odpornościowy [...]. Loch dodaje, że rozwiercony ząb jest osłabiony, więc jeśli zdarzy się jakikolwiek inny uraz, pęka. Udokumentowaliśmy, że ponad 60% dwójek i trójek żuchwy nosiło ślady złamania. Najpewniej doszło do tego przez wiercenie. Jordan Waltz zaznacza, że uszkodzenia zębów tych zwierząt są tak poważne, że większość osobników można zidentyfikować wyłącznie na podstawie uzębienia [...]. Ventre wyjaśnia, że konieczność codziennego irygowania sprawia, że orki te nie nadają się do wypuszczenia na wolność. Dr Ingrid Visser, która od lat bada dzikie orki i walczy o zaprzestanie hodowli, podkreśla, że wreszcie udało się uzyskać twarde dowody w postaci statystyk stomatologicznych. Pokazują one, jak bardzo niewola szkodzi zdrowiu i dobrostanowi tych zwierząt. Biorąc pod uwagę, jak duże są korzenie zębów orek i fakt, że układ nerwowy tych waleni bardzo przypomina nasz własny, takie urazy muszą być skrajnie bolesne. Loch dodaje, że ludzcy stomatolodzy od dawna powtarzają, że stan zębów jest miarą ogólnego stanu zdrowia i wg niej, to samo można powiedzieć w odniesieniu do orek. Podsumowując, Jett ujawnia, że uszkodzenia zębów pojawiają się na bardzo wczesnym etapie życia orek trzymanych w niewoli. Podczas badań zespół posługiwał się zdjęciami w wysokiej rozdzielczości. Poszczególne zęby oceniano pod kątem zniszczenia korony, zniszczenia nad i pod linią dziąseł oraz obecności pęknięć i wydrążonych otworów. Odnotowywano także ich brak. U 45% orek występowało umiarkowane starcie koron żuchwy. U kolejnych 24% waleni uszkodzenia były poważne-skrajne. U ponad 61% przeprowadzono zmodyfikowaną pulpotomię miazgi dwójek i trójek żuchwy, a u 47% pulpotomię czwórek. « powrót do artykułu
  10. Naukowcy z Washington State University donoszą, że północno-zachodnie pacyficzne wybrzeże USA było miejscem jednej z największych erupcji wulkanicznych w dziejach naszej planety. Erupcji, która trwała przez tysiąclecia, wyrzuciła do atmosfery olbrzymie ilości związków siarki i schłodziła naszą planetę. Większymi erupcjami były jedynie te, w wyniku których uformowały się trapy syberyjskie i trapy Dekanu. Wspomniana erupcja musiała mieć dewastujący wpływ na cały region, gdyż doprowadziła do opadów kwaśnych deszczów. Miała ona globalny wpływ na temperaturę, jednak nie był on na tyle duży, by doprowadzić do wymierania lub też było ono na tyle ograniczone, że brak jest dowodów w postaci skamieniałości, mówi profesor John Wolff. Erupcja rozpoczęła się 16,5 miliona lat temu. Z kanałów w stanach Waszyngton i Oregon zaczęła wydobywać się lawa, która sięgnęła Kanady i Pacyfiku. W wyniku tego procesu powstał Wapshilla Ridge Member wchodzący w skład Grande Ronde Basalt. To kilometrowej grubości blok bazaltowy, nazwany przez badaczy największą zmapowaną jednostką wypływu bazaltu na Ziemi. Badacze oceniają, że erupcja trwała kilkadziesiąt tysięcy lat, a w jej wyniku do atmosfery trafiło od 242 do 305 miliardów ton dwutlenku siarki. Jak mówią, ilość gazu była taka, jakby słynna erupcja Mount Tambora z 1815 roku miała miejsce codziennie przez 11-16 lat. Profesor Wolff zalicza opisaną erupcję do jednej z trzech klas kataklizmów. Dwie pozostałe to wybuch kaldery Yellowstone oraz uderzenie asteroidy. Gdyby dzisiaj doszło do podobnego wydarzenia, erupcja taka zdewastowałaby współczesne społeczeństwa na skalę globalną. Erupcja miała miejsce podczas tak zwanego Mioceńskiego Optimum Klimatycznego, kiedy to okres 50 milionów lat ochładzania się naszej planety został przerwany przez ocieplenie o 5-6 stopni Fahrenheita. W jego szczycie doszło do krótkiego okresu ochłodzenia, a okres ten zbiega się właśnie z erupcją Wapshilla. « powrót do artykułu
  11. Ryzyko cukrzycy typu 2. można znacznie obniżyć, jedząc dużo wielonienasyconych kwasów omega-6. Można je znaleźć m.in. w soi, oleju słonecznikowym czy orzechach. Nasze ustalenia pokazują, że prosta zmiana w diecie może zabezpieczyć ludzi przed rozwojem cukrzycy typu 2. - podkreśla dr Jason Wu z The George Institute for Global Health. Ludzie biorący udział w badaniu byli generalnie zdrowi. Nie dano im jakichś specjalnych zaleceń co do diety. Okazało się, że ci, u których we krwi występowało najwięcej markerów kwasów omega-6, mieli najniższe ryzyko cukrzycy typu 2. - dodaje prof. Dariush Mozaffarian z Tufts University. Ostatnie badania zrodziły obawy, że omega-6 mogą negatywnie wpływać na zdrowie (wspominano o stanie zapalnym prowadzącym do wzrostu ryzyka chorób przewlekłych). Kiedy jednak międzynarodowy zespół, którego pracami kierowali specjaliści z The George Institute, przeanalizował tę kwestię w oparciu o badania z całego świata, okazało się osoby z najwyższym poziomem kwasu linolowego (LA), najważniejszego kwasu omega-6, o 35% rzadziej zapadali na cukrzycę (w porównaniu do ludzi z najniższym jego poziomem). Autorzy publikacji z pisma Lancet Diabetes & Endocrinology przeanalizowali dane z 20 badań. Objęły one 39.740 dorosłych z 10 krajów w bardzo różnym wieku. Podczas ich trwania zdiagnozowano 4.347 przypadków cukrzycy. Kiedy na początku studium badano poziomy kwasów linolowego i arachidonowego (AA), nikt nie chorował na cukrzycę. Zespół zauważył, że o ile LA był związany z niższym ryzykiem cukrzycy, o tyle AA nie korelował znacząco ani z wyższym, ani z niższym ryzykiem tej choroby. Niektórzy naukowcy teoretyzowali, że omega-6 są szkodliwe dla zdrowia. [...] My wykazaliśmy, że dowody na szkodliwość są znikome, a de facto kwasy omega-6 wiążą się z niższym ryzykiem cukrzycy typu 2. - zaznacza Wu. Kwas linolowy nie jest wytwarzany przez organizm i musi być pozyskiwany z pokarmów. Zgodnie z amerykańskimi zaleceniami dietetycznymi, z wielonienasyconych kwasów tłuszczowych powinno pochodzić 5-10% energii. Ze względu na obawy o szkodliwość niektóre kraje rekomendowały niższe spożycie, ale nasze wyniki sugerują, że jedzenie produktów bogatych w LA może obniżyć ryzyko cukrzycy typu 2. - opowiada Wu. Naukowcy dodają, że ich studium bazowało na dużych badaniach obserwacyjnych, nie można więc określić wpływu zwiększenia ilości omega-6 w testach. Do mocnych stron studium należy opieranie się na obiektywnych miarach: biomarkerach z krwi i innych tkanek. Oprócz tego ekipa Wu stworzyła specjalny protokół analizy. Ponieważ uwzględniono dane z krajów z całego świata, zwiększa to stopnień odniesienia wyników do różnych populacji. « powrót do artykułu
  12. Nie mogąc znieść rosnącej liczby niedopałków na ulicach Amsterdamu, projektanci Ruben van der Vleuten i Bob Spikman postanowili wytresować krukowate w ich zbieraniu w zamian za nagrodę. Założyli nawet start-up Crowded Cities. Początkowo Holendrzy chcieli, by zajmowały się tym roboty. Szybko jednak zdali sobie sprawę z różnych przeszkód. Należało np. tak zaprogramować maszyny, by wyciągały pety ze wszystkich szczelin i zakamarków, unikając przy tym przechodniów i rowerów. Skoro nie roboty, to kto? Projektanci pomyśleli o zwierzętach licznie zamieszkujących miasta - ptakach. Najpierw typowali gołębie, które można spotkać na całym świecie, ale ponieważ nie są one kojarzone z wyższą inteligencją i wytresowanie ich mogłoby wymagać dużo zachodu, pojawił się pomysł, by skorzystać z pomocy ptasich geniuszy z wysokim współczynnikiem encefalizacji (EQ) - krukowatych. Skoro wiadomo już było, kogo zaprosić do współpracy, teraz należało wymyślić jak. Spikman i van der Vleuten natknęli się na projekt Joshuy Kleina - Crow Box (w tym przypadku ptaki miały zbierać monety i wymieniać je na orzeszki ziemne). W ramach treningu Holendrzy postanowili skorzystać z 4 kroków obmyślonych przez Kleina. W 1. etapie ptakom na tacy urządzenia prezentuje się niedopałek i nagrodę. To pomaga im skojarzyć niedopałki z jedzeniem. W 2. zabiera się przekąskę, która wypada, gdy ptak przylatuje do Crow Boxa. W 3. etapie krukowate uczą się, że maszyna reaguje na pewne działania (z tacy całkowicie znika jedzenie i zostaje tylko niedopałek). Przyzwyczajony do obecności pokarmu ptak zaczyna dziobać i w końcu wpycha niedopałek do pojemnika. Wtedy wypada nagroda. Czwarty krok to jedyny etap z udziałem człowieka, który gdy krukowaty jest już obeznany z 3. krokiem, rozrzuca wokół urządzenia pety. Teraz ptak musi je znaleźć, zebrać i przenieść do Crow Boxa. Spikman i van der Vleuten sądzą, że gdy ptaki opanują tę sztuczkę, zaczną szukać niedopałków w swoim otoczeniu i będą je znosić do Boxa w zamian za nagrody. Rodzi się pytanie, czy kontakt z niedopałkami nie szkodzi krukowatym. "Krótki kontakt z niedopałkami minimalizuje ich wpływ na ptaki. Poza tym możemy wyregulować maszynę, by ograniczyć liczbę trenowanych krukowatych. Tak czy siak konieczne są rozległe badania, bo jeśli okaże się, że kruki ponoszą spore koszty, będziemy musieli obmyślić inne rozwiązanie". Światowej sławy ekspert od krukowatych, prof. John Marzluff, uważa, że pomysł Holendrów się sprawdzi. Jestem pewien, że one mogą się tego nauczyć. Słyszałem historie o krukowatych podnoszących niedopałki i zastanawiałem się, czemu to służy. "Domowe" krukowate często kradną właścicielom papierosy, a wrony orientalne sfotografowano z papierosami w dziobach. Z jakiego powodu tak się zachowują? Może wypróbowują potencjalne źródła pokarmu, widywane wcześniej w naszych ustach? A może wykorzystują zużyte filtry jako insektycydy w gniazdach [...]. Trudno jednoznacznie stwierdzić. Profesor wskazuje jednak na kwestie etyczne związane z tresowaniem krukowatych do zbierania petów. Poza ustaleniem, czy krukowate są do tego zdolne, równie ważne jest, by zadać sobie pytanie, czy powinniśmy je zatrudniać do wykonywania za nas brudnej roboty? Wg mnie, nie. [...] Bardziej etycznie byłoby wynaleźć maszynę do zbierania niedopałków, stworzyć biodegradowalne niedopałki albo, najlepiej, wytrenować palących ludzi, by sprzątali po sobie. Holendrzy nie rezygnują ze swoich planów i myślą o eksperymentach, które pokazałyby, ile czasu zajmuje tresura dzikich krukowatych. Uzasadniając swoją decyzję, wspominają o zapoczątkowaniu debaty społeczne nt. problemów środowiskowych związanych z niedopałkami. « powrót do artykułu
  13. Najnowsze badania sugerują, że ostatni wspólny przodek człowieka i małp był znacznie mniejszy niż się powszechnie sądzi. Był mianowicie wielkości współczesnego gibona. Wyniki badan opublikowano w najnowszym numerze Nature Communications. Rozmiar ciała bezpośrednio wpływa na związek zwierzęcia z otoczeniem i jest to cecha o najszerszych implikacjach biologicznych, mówi profesor Mark Grabowski z Uniwersytetu Eberharda Karlsa w Tybindze. Niewiele wiemy o rozmiarach ciała ostatniego wspólnego przodka ludzi i małp. To niezwykłe przeoczenie, gdyż wiele hipotez paleobiologicznych zależy od oceny wielkości ciała, dodaje. Wyodrębnianie się człowieka od małp miało miejsce w miocenie przed 23-5 milionami lat. Grabowski i William Jungers ze Stony Brook University porównali dane dotyczące wielkości ciała współczesnych naczelnych, w tym ludzi, z najnowszymi pracami dotyczącymi skamieniałości homininów oraz wymarłych naczelnych. W ten sposób stwierdzili, że wspólny przodek był najprawdopodobniej niewielki, ważył około 6 kilogramów. Dotychczas sugerowano raczej, że był on wielkości współczesnego szympansa. Odkrycie ma też znaczenie dla naszej znajomości ewolucji i zachowania zwierząt. Uważa się, że przemieszczanie się w taki sposób jak robią to gibony, ze zwisaniem z gałęzi drzew, mogło rozwinąć się, gdy małpy stały się zbyt duże, by po drzewach chodzić. Być może jednak rozmiar ciała i sposób poruszania się rozwinęły się niezależnie. Przemieszczanie się na sposób gibonów zapewniało szybsze dotarcie do źródeł pożywienia, a większy rozmiar ciała dawał większe szanse w przypadku konfrontacji z innymi gatunkami małp. Nowe badania ujawniły też, że australopiteki były średnio mniejsze niż ich przodkowie, a mniejsze rozmiary ciała w stosunku do przodków australopiteków utrzymywały się aż do pojawienia się Homo erectus. Wydaje się, że w toku ewolucji dochodziło do zmniejszenia rozmiarów ciała naszych przodków. Dotychczasowy pogląd był taki, że rozmiary pozostawały te same lub zwiększały się, stwierdził Grabowski. « powrót do artykułu
  14. Jak na swoje rozmiary, 2 walenie z rodziny zyfiowatych - dziobowale zwartopyskie i zyfie gęsiogłowe - nurkują naprawdę bardzo długo i głęboko. Generalnie zdolność nurkowania u zębowców (Odontoceti) rośnie z masą ciała. Prawdopodobnie dlatego, że większe ciała mają większe zapasy tlenu. Druga hipoteza postuluje jednak, że zyfiowate wydłużają czas zanurzenia, przestawiając się z oddychania tlenowego na beztlenowe. Badając, jak jedno ma się do drugiego, zespół Trevora Joyce'a z Instytutu Oceanografii Scrippsów posłużył się m.in. telemetrią satelitarną. Naukowcy przyglądali się wzorcom nurkowania 5 gatunków zębowców, które żerowały w podwodnych kanionach Bahamów. W sumie oznakowano 17 zyfiowatych (12 dziobowali zwartopyskich, Mesoplodon densirostris, i 5 zyfii gęsiogłowych, Ziphius cavirostris), 13 melonogłowów wielozębnych (Peponocephala electra), 15 grindwali krótkopłetwych (Globicephala macrorhynchus) i 27 kaszalotów spermacetowych (Physeter macrocephalus). Zebrano różne dane, w tym dotyczące wagi, stężenia mioglobiny i odstępów między głębokimi nurkowaniami. Okazało się, że jak na swoje gabaryty, dziobowale zwartopyskie i zyfie gęsiogłowe nurkowały bardzo długo i głęboko. Okresy regeneracji między zanurzeniami także były długie i wynosiły średnio 62 min dla M. densirostris i 68 min dla Z. cavirostris. Autorzy publikacji z pisma PLoS ONE wyliczyli, że wielkość ciała i zawartość mioglobiny wyjaśniały tylko 36% zmienności w zakresie maksymalnych czasów nurkowania. Gdy pod uwagę wzięto także interwały między zanurzeniami, udało się wyjaśnić 92% zmienności. Dłuższe przerwy mają zapewne związek z metabolizmem kwasu mlekowego, który gromadzi się w czasie oddychania beztlenowego. Stanowi to poparcie dla hipotezy, że zyfiowate wydłużają czas nurkowania, przestawiając się na oddychanie beztlenowe. Biolodzy uważają, że wiele wskazuje na to, że ta alternatywna strategia daje zyfiowatym dostęp do głębiej występujących zdobyczy (bez powiększenia rozmiarów). « powrót do artykułu
  15. Archeolodzy pracujący w okręgu Matariya w Kairze, odkryli szczątki dolnej części wielkiego posągu faraona Psamteka I. O odkryciu górnej części posągu, który początkowo wzięto za posąg Ramzesa Wielkiego, informowaliśmy w marcu. Znaleziono również fragmenty olbrzymiej statui Ramzesa Wielkiego oraz boga Ra-Hor-Akhti. Zbiór 1920 fragmentów posągu Psamteka I znaleziono na południe od miejsca, w którym w marcu bieżącego roku znaleziono górną część posągu i jego podstawę, poinformował doktor Ayman Ashmawy, jeden z dyrektorów w egipskim Ministerstwie Starożytności. Odnalezione fragmenty zostały wykonane z kwarcytu, a analizy wykazały, że do odnalezienia mogło pozostać jeszcze około 2000 fragmentów. Na jednym z fragmentów widoczne są różne części stroju władczy, trzy palce oraz części tylnego wspornika z wyrzeźbionym imieniem horusowym władcy. Urzędnik dodał, że odkryte fragmenty posągu boga Ra-Hor-Akhtiego sugerują, że oryginał miał około 6 metrów wysokości. Egiptolog, doktor Dietrich Raue, kierownik niemieckiego zespołu pracującego na miejscu poinformował, że znaleziono również fragmenty posągu wyrzeźbionego na prywatne zamówienie oraz granitowe bloki z posągu Ramzesa Wielkiego. « powrót do artykułu
  16. Wysokotłuszczowa dieta zmienia grzyby żyjące w jelicie, co może się przyczyniać do rozwoju otyłości. By zyskać pełen obraz struktury i działania mikrobiomu u danej osoby, musimy się przyglądać wszystkim mikroorganizmom i ich wzajemnym oddziaływaniom - podkreśla prof. Cheryl Gale z Uniwersytetu Minnesoty. Choć w ostatnich latach badania ujawniły, że mikroflora jelitowa bierze udział w rozwoju otyłości, próby scharakteryzowania mikrobiomu osób otyłych i szczupłych koncentrowały się zazwyczaj na bakteriach z pominięciem grzybów. Tymczasem niedawno wykazano, że grzyby oddziałują na stan zapalny jelit. Amerykanie podkreślają, że choć grzyby stanowią niewielką składową mikrobiomu, spełniają ważną rolę, bo m.in. stanowią potencjalny rezerwuar patogenów. Podczas najnowszego badania okazało się, że u myszy karmionych wysokotłuszczową paszą doszło do znaczącej zmiany liczebności 19 taksonów bakterii (z poziomu rodzaju) i 6 taksonów grzybów (z poziomu rodzaju lub gatunku). W przypadku bakterii na wysokotłuszczowej diecie obserwowano wzrosty relatywnej liczebności rodzajów Bacteroides, Enterococcus, Proteus, Lactobacillus, Ruminococcaceae, Streptococcus, Christensenellaceae i Allobaculum oraz spadki liczebności względnej rodzajów Prevotella, Anaeroplasma, Erysipelotrichaceae, Turicibacter i "Candidatus Arthromitus". Generalnie następowały wzrosty dot. typu Firmicutes i spadki w obrębie typu Bacteroidetes. W przypadku grzybów następował wzrost liczebności 4 rodzajów - Alternaria, Saccharomyces, Septoriella i Tilletiopsis - a także 2 gatunków: Saccharomyces cerevisiae i Tilletiopsis washingtonensis. Ustalono, że wysokotłuszczowa dieta powodowała podobny zakres zmian w ogólnej strukturze mikrobiomu bakteryjnego i grzybowego. U myszy karmionych zwykłą paszą zidentyfikowano pewien zbiór korelacji liczebności grzybów i bakterii. U gryzoni jedzących tłusto było ich mniej. Zmiana dietetyczna nie wpływa tylko na grzyby. Widzimy, że zmieniają się również relacje między grzybami i bakteriami. Te królestwa nie są odizolowane. Jeśli jedno z nich się zmienia, wpływa to na strukturę i być może, na funkcje drugiego. Prof. Gale zaznacza, że sekwencjonowanie grzybów jest trudniejsze niż bakterii. Potrzeba wrażliwszych metod, bo grzyby są mniej liczne. Nie mamy też rozbudowanych baz danych sekwencji [...]. Skatalogowanych sekwencji jest mniej niż dla bakterii, dlatego często podczas analiz otrzymuje się coś, co nie pasuje do niczego [znanego]. « powrót do artykułu
  17. Europejska Agencja Ochrony Środowiska (EEA) donosi, że każdego roku zanieczyszczenia powietrza zabijają ponad 500 000 mieszkańców Starego Kontynentu. Pomimo powolnego poprawiania się jakości powietrza nad Europą liczba osób, które przedwcześnie umierają z powodu jego zanieczyszczenia jest wciąż olbrzymia. Z danych EAA wynika, że w roku 2014 w 41 europejskich krajach z powodu złej jakości powietrz zmarło 520 400 osób. Jeszcze w roku 2013 ofiar było 550 000. Aż 80% przypadków zgonów (428 000) można przypisać pyłom o średnicy poniżej 2,5 mikrometra, które przenikają do płuc i krwioobiegu. Zebrane dane wskazują, że w 2014 roku na oddziaływanie takich pyłów było narażonych 82% mieszkańców europejskich miast. W 2013 roku odsetek ten wynosił 85%. Innym źródłem śmiercionośnych zanieczyszczeń jest dwutlenek azotu emitowany przez silniki spalinowe. Problem zanieczyszczeń powietrza jest niezwykle poważny. Dość wspomnieć, że wśród krajów członkowskich UE pyły były odpowiedzialne za ponad 75% przedwczesnych zgonów w 2014 roku. Zabiły one aż 399 000 osób. « powrót do artykułu
  18. Kanadyjczycy rzucili więcej światła na mechanizm prozdrowotnego wpływu zielonej herbaty na mózg. Dowody przedkliniczne sugerują, że galusan epigallokatechiny (EGCG), polifenol zielonej herbaty, zaburza powstawanie neurotoksycznych oligomerów peptydu beta-amyloidu. Sądzimy, że na poziomie molekularnym EGCG powleka toksyczne oligomery i zmienia ich zdolność do wzrostu oraz interakcji ze zdrowymi komórkami - wyjaśnia Giuseppe Melacini z McMaster University. Do odkrycia mogło dojść dzięki postępom poczynionym w zakresie spektroskopii jądrowego rezonansu magnetycznego. Szczegółowe wyniki badań ukazały się w Journal of the American Chemical Society. Wszyscy wiemy, że gdy pojawią się objawy alzheimera [ChA], obecnie nie ma [na nie] lekarstwa. Naszą nadzieją jest więc wczesna interwencja. Mogłoby to oznaczać wykorzystanie ekstraktów z zielonej herbaty lub ich pochodnych, powiedzmy, 15-25 lat przed wystąpieniem jakichkolwiek symptomów choroby. Kolejnym krokiem akademików ma być ustalanie, jak zmodyfikować EGCG i inne podobne cząsteczki, by dało się je z powodzeniem zastosować np. w roli dodatków do żywności. EGCG jest bowiem niestabilny w temperaturze pokojowej i jego dostarczanie do organizmu, zwłaszcza do mózgu, nadal sprawia trudności. Dodatki do żywności mogą się okazać kluczową terapią lub adiuwantem. Ważne będzie, by zacząć je wcześnie wykorzystywać (łącznie z ćwiczeniami i odpowiednim stylem życia), aby zwiększyć swoje szanse na zdrowe starzenie. « powrót do artykułu
  19. Jeśli rządowi USA uda się uchwalić nową reformę podatkową, wielkim wygranym może być Apple. Kapitalizacja firmy ciągle się zwiększa, a jeśli uwzględnimy ewentualne wprowadzenie reformy, to w przyszłym roku rynkowa kapitalizacja Apple'a może przekroczyć bilion dolarów. Obecnie za rekordzistę pod względem rynkowej kapitalizacji uznawany jest Microsoft. W grudniu 1999 roku cena akcji firmy zbliżyła się do 120 USD, co biorąc pod uwagę liczbę akcji oznaczało, że rynek wycenia wartość przedsiębiorstwa na 618,9 miliarda USD. Co prawda Apple niejednokrotnie było wyceniane wyżej, a 31 sierpnia bieżącego roku pobiło swój rekord wyceny osiągając kapitalizację rzędu 847,1 miliarda USD, jednak musimy też wziąć pod uwagę inflację, czyli spadek wartości pieniądza. Jeśli ją uwzględnimy, to rynkowym rekordzistą pozostaje Microsoft, gdyż w przeliczeniu na obecną wartość dolara jego kapitalizacja z grudnia 1999 sięgnęła 1,027 biliona USD. Obecnie rynek wycenia wartość Microsoftu na 587,6 miliarda USD. Apple jest jednak na najlepszej drodze do pobicia rekordu firmy z Redmond. Od pięciu lat w każdym praktycznie kwartale jest najwyżej na świecie wycenianą spółką giełdową. Analityk Amit Daryanani z RBC Capital Markets uważa, że biorąc pod uwagę dotychczasowe osiągnięcia Apple'a i zakładając, że administracji prezydenta Trumpa uda się wprowadzić reformę podatkową, to w roku podatkowym 2018 wartość akcji Apple'a mogłaby wzrosnąć dodatkowo o 4-4,5 dolara, co oznaczałoby wycenę na poziomie biliona dolarów. Zarówno administracja prezydencka jak i Kongres przywiązują wielką wagę do reformy podatkowej. Jest ona tym ważniejsza, że nie udało się znacząco zmienić krytykowanej przez Republikanów ustawy o ubezpieczeniach zdrowotnych (Obamacare). Nowa ustawa podatkowa przewiduje zmniejszenie podatków korporacyjnych. Wielkie przedsiębiorstwa będą mogły odpisywać inwestycje kapitałowe od podstawy opodatkowania, zmniejszone zostaną także podatki od gotówki przechowywanej za granicą. Nie wiadomo jednak, czy przewidywania analityka się sprawdzą, gdyż wciąż nie jest pewne, jaki ostatecznie kształt przybierze reforma. Darynani na potrzeby własnych obliczeń założył pewne wartości. Szczególnie ważny będzie poziom opodatkowania gotówki przechowywanej za granicą. Na koniec ubiegłego kwartału zapasy gotówki Apple'a wynosiły aż 261,5 miliarda USD, z czego 94% było przechowywane za granicą. Jeśli zmiany podatkowe okażą się korzystne dla Apple'a to, jak uważa analityk, koncern mógłby sprowadzić do USA około 219 miliardów dolarów, część z tych pieniędzy wykorzystać do wykupienia własnych akcji, a część zachować na poczet przyszłych inwestycji w fabryki czy przejęcia innych przedsiębiorstw. Jedno jest pewne, jeśli kapitalizacja Apple'a przekroczy bilion dolarów, natychmiast się o tym dowiemy. « powrót do artykułu
  20. Amerykańscy naukowcy opracowali giętki piezoelektryczny czujnik, który wyczuwa ruchy i trawienie zachodzące w żołądku. Zespół z Brigham and Women's Hospital i MIT-u przetestował piezoelektryczne urządzenia, które mogą przebywać w żołądku przez co najmniej 2 dni i wyczuwać trawienie posiłków. Pozyskują one energię z ruchów w obrębie przewodu pokarmowego. Monitory aktywności Fitbit pozwalają śledzić i zliczać kroki, my zaś stworzyliśmy urządzenie, które rezyduje w żołądku i zlicza, jak często dana osoba je - wyjaśnia dr Carlo "Gio" Traverso. Podczas badań na modelach komórkowych i zwierzęcych zespół oceniał toksyczność komórkową i wydajność elektryczną. Okazało się, że urządzenie radziło sobie z pomiarem motoryki żołądka u jedzących świń i pozostawało sprawne po 2 dobach ekspozycji na warunki panujące w przewodzie pokarmowym. To pierwszy system, który bez jakichkolwiek śladów uszkodzeń mechanicznych czy elektrycznych oceniał status trawienia na przestrzeni 2 dni - zaznacza dr Canan Dagdeviren. Poważnym wyzwaniem, przed jakim stanął zespół, jest zasilanie połykanych urządzeń. W tym przypadku wszystkie dane wygenerowano bez zewnętrznego źródła zasilania. Autorzy publikacji z pisma Nature Biomedical Engineering podkreślają, że połykane urządzenia pomogą w przyszłości nie tylko w pomiarach trawienia, ale i w ustaleniu, czy pacjent zażywa zalecane dawki leku. Za ich pomocą można by także monitorować np. pH. Na dalszych etapach studium ekipa chce ocenić długoterminowe skutki przebywania takich urządzeń w żołądku, a także ustalić, jak sprawują się one po różnych rodzajach posiłków i aktywności. « powrót do artykułu
  21. Starzenie spowalnia postrzeganie upadków. Badania wykazały, że by zorientować się, że upadają, seniorzy potrzebują 2-krotnie więcej czasu niż młodzi ludzie. To opóźnienie zwiększa ryzyko poważnych urazów. Naukowcy z Uniwersytetu w Waterloo mają nadzieję, że ich wyniki wspomogą rozwój ubieralnych technologii do zapobiegania upadkom i pomogą klinicystom trafniej identyfikować osoby należące do grupy ryzyka. Upadek zagraża przeżyciu. Kiedy zdolność układu nerwowego do wykrywania upadku i kompensowania [zmian postawy] obronnymi odruchami spada, ryzyko urazu lub zgonu znacząco rośnie - podkreśla prof. Michael Barnett-Cowan. Wg Public Health Agency of Canada, każdego roku upada od 20 do 30% seniorów. Ta grupa wiekowa stanowi najszybciej rosnący segment globalnej populacji. Do 2040 r. więcej niż 65 lat będzie mieć ponad miliard osób. Mierzenie percepcji upadku jest ważne nie tylko z powodu prewencji. Pozwala to także poznać sposoby przetwarzania danych czuciowych przez mózg i zmiany zachodzące z wiekiem - wyjaśnia Julian Lupo. Podczas eksperymentów w różnych odstępach od kontrolowanego upadku badanym odtwarzano dźwięk. Okazało się, że by oba zdarzenia interpretowano jako zachodzące jednocześnie, w przypadku młodych dorosłych upadek musiał następować ok. 44 milisekund przed dźwiękiem, zaś w przypadku dorosłych w wieku 60+ ok. 88 milisekund przed dźwiękiem. Odroczenie oznacza, że w momencie, gdy seniorzy zdadzą sobie sprawę, że upadają, jest często za późno, by świadomie cokolwiek zrobić - podsumowuje Barnett-Cowan. « powrót do artykułu
  22. Podczas menopauzy dochodzi do takich zmian metabolicznych w mózgu, które mogą zwiększać ryzyko choroby Alzheimera, informują naukowcy z Weill Cornell Medicine i University of Arizona. Odkrycie to może pomóc odpowiedzieć na pytanie, dlaczego u kobiet choroba Alzheimera występuje na tyle częściej niż u mężczyzn, że różnicy tej nie tłumaczy nawet fakt, iż panie żyją dłużej. Niewykluczone, że pomoże też ono w opracowaniu odpowiednich testów i działań, mających na celu odwrócenie lub spowolnienie niekorzystnych zmian. Na alzheimera choruje obecnie ponad 5 milionów Amerykanów, w tym co trzecia osoba powyżej 85. roku życia. Wiadomo, że proces chorobowy zaczyna się na dziesięciolecia przed objawami demencji. Te badania sugerują, że istnieje pewien krytyczny czas, gdy u kobiet w wieku 40-50 lat można wykryć metaboliczne oznaki większego ryzyka rozwoju choroby i zastosować środki zmniejszające to ryzyko, mówi główna autorka badań doktor Lisa Mosconi. Uczeni przebadali 43 zdrowe kobiety w wieku 40-60 lat. Poddano je obrazowaniu za pomocą tomografu pozytronowego i mierzono poziom glukozy w komórkach. Spośród badanych 15 było w wieku przed menopauzalnym, u 14 menopauza się rozpoczynała, a u 14 jut trwała. Badania wykazały, że kobiety, u których menopauza trwała i te u których się rozpoczynała miały obniżony poziom glukozy w wielu kluczowych regionach mózgu. Podobne zmiany obserwowano już wcześniej u pacjentów na najwcześniejszych etapach alzheimera. Ponadto u kobiet tych zaobserwowano mniejszą aktywność oksydazy cytochromu c, gorzej wypadały też w standardowych testach pamięci. Różnica pomiędzy kobietami przed menopauzą, a kobietami u których menopauza się rozpoczynała lub trwała były wyraźnie widoczne nawet przy uwzględnieniu, że te drugie były starsze. Utrata estrogenu w trakcie menopauzy nie tylko zmniejsza płodność. Oznacza ona też utratę kluczowych elementów chroniących mózg oraz większą podatność na starzenie sie mózgu i rozwój alzheimera. Musimy pilnie coś z tym zrobić. Obecnie na świecie żyje 850 milionów kobiet, u których menopauza właśnie się rozpoczyna lub trwa. Nasze badania pokazały, że już 40-letnie kobiety powinny znajdować się pod opieką lekarza, a nadzór powinien rozpocząć się na długo zanim pojawią się pierwsze objawy endokrynologiczne lub neurologiczne, mówi doktor Mosconi. Specjaliści od dawna łączą menopauzę w objawami ze strony mózgu, takimi jak depresja, bezsenność, problemy poznawcze. Łączy się je z obniżeniem poziomu estrogenu. Autorzy najnowszych badań sugerują, że obniżenie poziomu estrogenu może prowadzić do „reakcji głodowej” komórek mózgu. Taki stan metaboliczny może być korzystny w krótkim terminie, ale szkodliwy w długim. Nasze badania sugerują, że kobiety mogą potrzebować antyoksydantów w celu ochrony aktywności mózgu i mitochondriów oraz strategii prowadzących do utrzymania poziomu estrogenu. Konieczne są badania nad efektywnością i bezpieczeństwem hormonalnych terapii zastępczych na najwcześniejszych etapach menopauzy oraz nad korelacją pomiędzy zmianami hormonalnymi a ryzykiem wystąpienia alzheimera, dodaje Mosconi. « powrót do artykułu
  23. Ponownie odkryto najdłuższy ze znanych nam tekstów końca epoki brązu. Znaleziony z 1878 roku napis opisuje inwazję Ludów Morza na państwo Hetytów. Mamy więc tutaj do czynienia z opisem końca epoki brązu i jednocześnie z rozwiązaniem zagadki dotyczącej wydarzeń sprzed 3000 lat w basenie Morza Śródziemnego i pochodzenia Ludów Morza. Oryginalny napis znajdował się na 39-centymetrowym kawałku piaskowca, który został znaleziony 1878 roku we wsi Beykoy, około 34 kilometrów na północ od tureckiego miasta Afyonkarahisar. Wkrótce po tym, jak został znaleziony przez lokalnych mieszkańców, do wsi przybył francuski archeolog Georges Perrot, któremu udało się skopiować napis. Kamienie zostały użyte do budowy meczetu. Luwijskie hieroglify odczytywano już w roku 1950. Powołany został amerykańsko-turecki zespół naukowy, którego celem było odczytanie wspomnianej inskrypcji i innych napisów, które w XIX wieku trafiły do kolekcji tworzonej przez władze Imperium Ottomańskiego. Prace zespołu były jednak ciągle opóźniane i w końcu, w 1985 roku, zmarł ostatni jego członek. Skopiowane napisy zaginęły. Odnalazły się dopiero niedawno w posiadłości angielskiego historyka Jamesa Mellaarta, który zmarł w 2012 roku. W czerwcu 2017 syn Mellaarta Alan przekazał część dokumentów ojca szwajcarskiemu archeologowi doktorowi Eberhardowi Zanggerowi, który jest prezesem fundacji Studiów Luwijskich. Od tamtej pory prace nad odczytaniem hieroglifów ruszyły pełną parą. Zaangażował się w nie Zangger oraz holenderski ekspert od języka luwijskiego doktor Fred Woudhuizen. Ich szczegółowe omówienie ukaże się w grudniu w holenderskim piśmie TALANTA. Inskrypcja oraz jej tłumaczenie ukazało się też w wydanej właśnie w Niemczech książce Zanggera pt. Die Luwier und der Trojanische Krieg – Eine Forschungsgeschichte. Dowiadujemy się z niej, że napis został zamówiony przez Kupantę-Kuruntę, Wielkiego Króla Miry, jednego z niewielkich państewek istniejących pod koniec epoki brązu na terenie Azji Mniejszej. Kupanta-Kurunta wzmacniał swoje państwo i niedługo przed rokiem 1190 p.n.e. nakazał swoim wojskom marsz na wschód i zaatakowanie państw wasalnych wobec królestwa Hetytów. Po udanym podboju zjednoczone siły państewek zachodniej Azji Mniejszej utworzyły flotę i najechały na miasta na wybrzeżach oraz na dzisiejsze Syrię i Palestynę. Flotą dowodziło czterech władców, wśród nich Muksus z Troad, regionu obejmującego starożytną Troję. Luwijczycy dotarli do granic Egiptu i założyli fort w Aszkelonie w Palestynie. Z inskrypcji dowiadujemy się, że Luwijczycy z zachodnich części Azji Mniejszej odegrali decydującą rolę w inwazji Ludów Morza i tym samym w zakończeniu epoki brązu. « powrót do artykułu
  24. Po raz pierwszy od ponad 40 lat można zwiedzać 4. i 5. kondygnację Koloseum. W październiku nowe rejony będą uwzględniane w standardowych wycieczkach, a od 1 listopada chętni, maksymalnie 25-osobowe grupy, zabukują trasę obejmującą wyłącznie najwyższe poziomy. Odnowione kondygnacje zaprezentowano w zeszłym tygodniu (we wtorek, 3 października). Oprócz nich turyści będą mogli podziwiać nieudostępnianą nigdy dotąd galerię. Korytarz zachował się szczególnie dobrze, dlatego nawet niewprawne oko dostrzeże tu pozostałości 6 starożytnych toalet. Efekty prac remontowych obejrzał minister kultury Dario Francheschini. W czasach Cesarstwa miejsca z najwyższych kondygnacji były przeznaczone dla plebejuszy. Teraz warto się tu udać, bo ze szczytu budowli roztacza się piękny widok na Forum Romanum, Palatyn i resztę Wiecznego Miasta. Bilet uprawniający do zwiedzania najwyższych kondygnacji wyceniono na 9 euro (wstęp do Koloseum kosztuje 12 euro). Ze względów bezpieczeństwa zwiedzanie ma się odbywać wyłącznie w towarzystwie mówiących po włosku, angielsku i hiszpańsku przewodników. Sponsorem wartej miliony euro konserwacji jest Tod's, producent luksusowych butów i galanterii skórzanej. Teraz mówi się o remoncie podziemnych cel dla zwierząt i więźniów. Renowacja areny oznacza, że już wkrótce (zgodnie z planem w 2018 r.) będą się tu odbywać wydarzenia kulturalne najwyższej klasy. « powrót do artykułu
  25. Ludzie trafniej odczytują emocje innych, kiedy słuchają, nie patrząc. Nasze badanie sugeruje, że poleganie na połączeniu wskazówek słuchowych i wzrokowych [wyglądzie twarzy] lub wyłącznie na wskazówkach społecznych nie jest najlepszą strategią trafnego rozpoznawania emocji czy intencji innych ludzi - opowiada dr Michael Kraus z Uniwersytetu Yale. W serii 5 eksperymentów wzięło udział ponad 1800 osób. Badani sami wchodzili w interakcję albo prezentowano im interakcję dwóch innych osób. Czasem ochotnicy mogli tylko słuchać. Niekiedy tylko widzieli, co się dzieje, ale niczego nie słyszeli. Część badanych miała zaś dostęp i do wskazówek słuchowych, i wzrokowych. W jednym przypadku psycholodzy zastosowali jeszcze inny zabieg - zapis spotkania odczytywał syntetyzator mowy. Okazało się, że ludzie, którzy tylko słuchali, przeważnie trafniej identyfikowali emocje. Wyjątkiem od tej reguły byli ochotnicy z wariantu z "komputerowym głosem", w przypadku których dokładność identyfikacji emocji była najgorsza. Ponieważ większość studiów nad rozpoznawaniem emocji skupiała się na roli wskazówek z twarzy, uzyskane wyniki otwierają nowy obszar badań. Myślę, że odniesienie tych ustaleń do metod badania emocji przez psychologów może dać ciekawe rezultaty. Wiele testów inteligencji emocjonalnej bazuje na trafnej percepcji twarzy. My zaś stwierdziliśmy, że być może ludzie zwracają zbyt dużą uwagę na twarz, tymczasem głos przekazuje gros informacji koniecznych do dokładnego rozpoznania stanów wewnętrznych innych. Nasze wyniki sugerują, że powinniśmy się w większym stopniu skupiać na analizowaniu wokalizacji emocji. Kraus podejrzewa, czemu głos sprawdza się lepiej niż komunikacja łączona. Po pierwsze, mamy większą wprawę w maskowaniu emocji pewnymi wyrazami twarzy. Po drugie, większa ilość informacji nie zawsze oznacza lepszą trafność. W końcu nie od dziś psycholodzy poznawczy wiedzą, że jednoczesne angażowanie się w dwa zadania (np. patrzenie i słuchanie) upośledza wykonanie obu. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...