Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

mikroos

Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    9800
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    31

Zawartość dodana przez mikroos

  1. To od razu najlepiej dajmy ludziom prawo do morderstw, w końcu sprytny morderca to też nie byle co.
  2. I stosowali analizę izotopową? Ciekawe, ciekawe
  3. Oczywiście, że jest taki czynnik. Nazywa się prostym oddziaływaniem hydrofobowym - samorzutnym zamykaniem się kulek tłuszczu w micele w środowisku wodnym.
  4. Wyobraź sobie górę odpadków biologicznych zgromadzoną przy każdym bloku i ogrzewającą go wodorem ;D Bez większego problemu wyobrażam sobie osiedle, w którym zainstalowano w blokach zsypy dorzucające biomasę do reaktora. A już tym bardziej widzę możliwość udoskonalenia procesu, który stosowany jest już od jakiegoś czasu, czyli instalowanie urządzeń zbierających metan na wysypiskach. Gdyby tylko wysiać na wysypisku odpowiednie, bardziej wydajne bakterie, mielibyśmy kosmiczną ilość energii na wyciągnięcie ręki, na dodatek energii praktycznie darmowej, bo uzyskanej ze śmieci, które zaraz potem by się stopniowo ulatniały - problem utylizacji sam się rozwiązuje w sporym stopniu. Oho, specjalista od mikrobiologii się znalazł :> Jest u Ciebie jakiś postęp w biologii od momentu stwierdzenia, że można drogą pokarmową pochłonąć fragment 1000 bp DNA do komórek? :> Biomasa wyrzucona do śmieci z domu ma temperaturę pokojową. Poza tym bioreaktor wystarczy ocieplic (nie ogrzać, ocieplić) by nie utracił tego ciepła przez dosłownie chwilę, zanim bakterie zainicjują własny metabolizm i zaczną rozgrzewać pożywkę. Ale na pewno znacznie lepsze jest to, niż podgrzewanie do 700 stopni :> a więc wydajność zależy od temperatury i prędkości ich namnażania Dokładnie tak. Samoregulujący się układ, idealna sytuacja. Określonej produkcji wodoru będzie zawsze odpowiadało określone tempo metabolizmu, a to z kolei ma przełożenie na dokładnie określoną temperaturę środowiska. Klasyczne negatywne sprzężenie zwrotne. Ale swobodnie można magazynować nadmiarowy wodór albo np. ogrzewać wodę. Zresztą to nie jest elektrownia atomowa, żeby ją awaryjne zamykać - wystarczy po prostu zamknąć zaworek, a reakcja w środku niech sobie zachodzi. Bakteria należy do grupy GRAS, czyli jest bezpieczna dla człowieka. A co do uruchamiania w 10 minut, to to nie jest toster, żeby go używać na zawołanie. Za to ma jedną niebagatelną zaletę, czyli stabilność produkcji. I drugą, czyli zerowe ryzyko groźnej dla człowieka awarii związanej np. z wyciekiem bakterii (oczywiście dochodzi wyciek wodoru, ale tak samo prawdopodobny jest w instalacji holzgazowej). Chociaż podejrzewam, że nawet w 10 minut da się uzyskać produkcję zacnej ilości energii (oczywiście przy odpowiednio dużej hodowli startowej), bo bakteria ta w dobrym środowisku podwaja liczebność kolonii w 20 minut. A do tego bioreaktor jest całkowicie bezobsługowy, w przeciwieństwie do produkcji holzgazu. No, naprawdę rewelacja. Złoto, platyna - naprawdę tanie technologie Tak samo jak rozgrzewnie pary do 121 stopni. Słyszłeś coś o energi skojarzonej , ciepło do ciepłej wody a wodór do butli?? Ale to nie zmienia faktu, że trzeba skądś te 700 stopni wytrzasnąć. Bez porównania więcej, niż 37 optymalne dla E.coli. Znowu bzdura , bo byle piecyk łazienkowy ma 24kW, a ciągła dostawa na ogrzewanie domu przez 24godz to ok. 7kW. No i? Jak widać się to udało. Tak? To popatrz, ile śmieci się produkuje każdego dnia w typowym domu. Nie mówię, że elektrownia bakteryjna ma być jedynym źródłem energii, ale na pewno jako wspomaganie tradycyjnego systemu byłaby świetna. Poza tym nawet jeśli jest to jej wada, to dokładnie tę samą wadę ma w tej sytuacji holzgaz :> - Żałosne Żałosne jest używanie argumentu, że jest to forum o nauce, przez człowieka, któremu nie potrzeba dowodów dla uznania prawdziwości stwierdzenia. Rób co chcesz i wierz w co chcesz, ale błagam: nie nazywaj tego nauką. Czad jest spalany (dopalany po odzyskaniu wodoru). Co nie zmienia faktu, że trzeab prowadzić wielostopniowy proces wymagający złożonej automatyki. O skalowalności procesu nawet nie wspomnę. Ale te 700 stopni musisz uzyskać z energii wiązań. Nie wspomnę o bezpieczeństwie takiego procesu, gdy nawali jakieś zabezpieczenie. Poza tym marnujesz kosmiczne ilości energii na ogrzewanie tego - marnujesz paliwo, które sam tam wkładasz.. Bakteria dokładnie ten sam proces robi (z punktu widzenia człowieka) jednoetapowo i w temp. 37 stopni. Ale to nie zmienia faktu, że trzeba ogromnej energii dla rozerwania wiązań - a sam chyba wiesz zapewne jako ekspert od centralnego ogrzewania, że im większa różnica temperatur między dwoma środowiskami, tym więcej ciepła ucieka i marnuje się. Bakteria robi to samo przy znacznie, znacznie niższej energii aktywacji reakcji biologicznego "zgazowania". że pierdoły bez mozliwosci powszechnego zastosowania marnują czas na czytanie. Choćby w Indiach stoi już kilka kawiarenek internetowych zasilanych wyłącznie krowim łajnem. Więc jak widać da się. Poza tym możliwość zastosowania jest dokładnie taka sama, jak dla holzgazu (substrat ten sam, tylko urządzenia o niebo prostsze), tylko że znacznie prościej i taniej od strony technicznej. Został wyparty z rynku przez gaz GZ50 z rurki od wschodnich przyjaciół. Jak widać nie bez powodu. Nikt z dobrej woli by nie kupił surowca, którego mu nie potrzeba. Jak widać większość krajów świata wydobywa albo sprowadza gaz ziemny i jakoś z tego żyją. O masowym wykorzystaniu holzgazu na skalę narodową w dzisiejszych czasach jakoś nie słyszałem, choć technologia jest znana od bardzo dawna. I jaką mu to niby daje przewagę nad bakteriami? Bo chyba jednak o tym rozmawiamy. Poszukaj w necie bo to już było No, ogromny pseudopickup z wielką beczką na pace. Marzenie każdego kierowcy po prostu. Na dodatek wymagający ciągłej regulacji zachodzących procesów i rozgrzewający się do 700 stopni, by wytworzyć paliwo (tutaj już energii nie zgromadzisz w postaci ciepłej wody, ucieka raz na zawsze). Idealny sposób na marnowanie paliwa. Równie praktyczne, jak silnik rakietowy w motorynce. A może porozmawiajmy o bakteriach? Tryt jest pozyskiwany w reaktorach atomowych oraz składnikiem bomb termojądrowych więc na wiekszą skalę raczej nie wejdzie w motoryzacji (chyba że zapanuje POKÓJ czego sobie i Nam wszystkim życzę). 8) A więc sam się dałeś podpuścić - jak widać jest dokładnie tak jak napisałeś: "nie prościej 50 litrów trytu". Nie prościej, a trudniej. Piszesz czcze pomysły, a potem masz za złe innym, że rzekomo robią to samo? (z naciskiem na "rzekomo", bo biomasa ma szansę zyskać uznanie)
  5. mikroos

    Google zwolnił

    Metodą "szkiełka i oka" mógłbym swobodnie "udowodnić", że jesteś wielbłądem.
  6. Nie widzę najmniejszej sprzeczności. Linux jest kompatybilny z MS office, to z MS wiecznie są problemy i nie otwiera się on na inne formaty (np. karygodny brak wsparcia dla plików PDF w "golym" windows - chyba, że Vista to zmieniła, to przepraszam) . Robisz prezentację w Oo Impress, zapisujesz jako ppt w samym Impress i masz prezentację gotową do otwarcia pod Windowsem. I powiem więcej: zrobisz to łatwiej, bo Oo zgodność z wieloma formatami ma wbudowaną, Office Ci tego nie da. A przede wszystkim pisałem o MIGRACJACH z systemu na system. Problem istnieje i jest irytujący, ale tak naprawdę wcale nie większy, niż w przypadku zmiany wersji Windowsa. Brak standaryzacji rozumiem raczej jako nieuregulowany dokładnie sposób rozmieszczania plików w systemie plików. Może on sprawić problemy np. w dużej korporacji - gdyby okazało się, że zainstalowane są w niej różne distro, to niektórym mogłoby być ciężko się połapać. Zwróć jednak uwagę, że w tamtym wątku napisałem, że jeśli przejdą na jedną distro, nie będzie kłopotu. Już teraz wytwarza się ogomna przewaga zaledwie paru dystrybucji, więc kłopot traci na znaczeniu. Już nie wspomnę zaś o tym, że kolejne wersje Linuksa są ZAWSZE kompatybilne wstecz - M$ ma z tym problemy, co widać genialnie choćby na przykładzie sterowników dla starego sprzętu pod Viśtą. Jeszcze w temacie migracji: zdecydowana większość kłopotów to wina twórców oprogramowania, którzy stosują zapisywanie położenia plików w postaci absolutnej, zamiast w oparciu o zmienne systemowe. Wtedy kłopotu nie ma. Na szczęście zdecydowana większość developerów zdała sobie sprawę z problemu i teraz jest to problem bardzo, bardzo rzadki. I trzecia sprawa: niezgodność między distro jest dokładnie tym samym, czym niezgodność pomiędzy wersjami windowsa. Z tą tylko różnicą, że w Linuksie niezgodność możesz załatać przeważnie pobierając jeden program za darmo. W przypadku płatnych programów takiej sztuczki nie wykonasz. Nie mam nic przeciwko Twojej orientacji, ale byłbym wdzięczny, gdybyś mnie nią na siłę nie uszczęśliwiał. Wręcz przeciwnie. Przejdź się do sklepu, znaczna większość muzyki kosztuje teraz max 35 zł, a większość polskich płyt kosztuje 25 zł. A coraz więcej płyt z totalnego mainstreamu światowego (ot, pierwszy z brzegu przykład: Nelly Furtado) chodzi po 35 zł. Nie wmówisz mi, że to za dużo. Poza tym powtarzam nie wiem który raz, że muzyka rzeczywiście ma inny nieco status w tej sytuacji. Jeśli jest Ciebie stać na komputer, to i na zakup gry raz na jakiś czas powinieneś mieć kasę. To nie moja wina, że większość użytkowników zachowuje się jak rozpieszczone książątka, którym co tydzień trzeba nowej gry. Poza tym: rozumiem kradzież bułki przez głodnego człowieka, którego na nią nie stać. Ale kradzieży gry nie tłumaczy nic. I jeszcze jedno: kto powiedział, że gra komputerowa jest dobrem pierwszej potrzeby? Mam rozumieć, że jak mnie nie stać na luksus w postaci Mercedesa, to mam prawo go sobie ukraść? Pozwolę sobie przypuścić, że takiej osoby nie stać nawet na komputer. A jeśli już ją stać i planuje zakup, to powinna przemyśleć, czy stać ją też na gry. Analogiczna sytuacja: stać Cię na nędznego fiata 126p, ale nie stać Ciebie na dobre radio do niego, więc masz prawo to radio ukraść? O moim statusie finansowym zdecydowanie wolałbym nie rozmawiać. Ale uwierz mi, kocham dobrą polską muzykę. Żyję w takiej rzeczywistości, że średnia krajowa pensja to 3000 zł brutto, a mimo to jakieś 70% ludzi w kraju ma kradzionego Windowsa na komputerze. Kradnie, choć ma doskonałą alternatywę w postaci choćby Linuksa. Przecież http i ftp też na to pozwalają. No, chyba, że przeglądasz internet dzięki IE, ale lepiej nie chwal się takimi informacjami, bo może Ci się stać krzywda Nie był ani przez chwilę. Ogromna różnica z punktu widzenia praw autorskich. Poza tym Radiohead akurat są wybitnym przykładem ciekawego zjawiska, że nawet darmowa muzyka jest piracona. To siedzi tak głęboko w ludziach,, że nawet zaoferowanie im tego za darmo tego nie wypleni. I to jest duży problem. Pozdro. P.S. Dirtyme - myślisz, że gdyby Twoim rodzicom ukradziono portfel z cała wypłatą w tramwaju, to też by było "po to mam mózg, żeby myśleć"? Przecież koleś znalazł łatwe i proste rozwiązanie kłopotu.
  7. A czymże niby jest kradzież programu, jeśli nie kradzieżą dóbr intelektualnych?! Bardzo optymistyczne założenie problem w tym ze blednę ponieważ jak to mówią jak by babcia .... W takm razie zamiast liczby 20 wpisz 50, 100, 500... ale tak czy inaczej jest to realna strata. W przypadku muzyki tak, bo wytwórnie przeważnie trąbią na cały świat o tym, że piractwo uderza w muzyków. Tymczasem jest to okrutna bzdura - zdecydowaną większość zysków dostaje wytwórnia i dystrybutorzy, a artysta ma śmieszne grosze (o ile w ogóle coś dostaje, bardzo często jest to po prostu opłacenie studia i dystrybucja płyty). A do tego powtarzam po raz kolejny, że artysta zarabia nie na płytach, a na koncertach. W przypadku programów zaś nie do końca masz rację. Realna strata producenta jest tutaj niemal równa z wartością rynkową straconych kopii. Czyli jak mniemam twierdzisz, że jesli ktoś sprzedaje na stadionie X-lecia telefon komórkowy z kradzieży w niskiej cenie, to jest on wart właśnie tyle? Porównywanie tutaj towaru pochodzącego z kradzieży z oryginalnym produktem jest absolutnie niesłuszne i niedopuszczalne. Weź też poprawkę choćby na taki detal, że do wartości programu należy zawsze doliczyć wartość usług dodatkowych, jak choćby pomoc techniczna, aktualizacje itp. Z tego powodu hipotetyczna rynkowa wartość produktu kradzionego jest zawsze niższa od oryginału, czyli strata jest podwójna: firma traci jak za cały produkt, a "klient" dostaje wadliwy egzemplarz. Choćby z tego powodu Twoje zdanie, że produkt jest wart tyle, ile za niego dasz, jest błędne, bo pirat i oryginał wcale nie są równoważne jakościowo. To po prostu nie jest ten sam produkt. Inna rzecz, że program kradziony poprzez swoją obniżoną jakość może dodatkowo wpływać np. na negatywny odbiór firmy. Zobacz: gdybyś miał oryginał, bez wahania poprosiłbyś o pomoc i dostał rozwiązanie - gdy masz pirata, nie zrobisz tego i wkurzasz się na rzekomą złą jakość produktu, przez co możesz nie kupić kolejnego programu od tej samej firmy, a do tego rozsiać złą opinię po znajomych. W takiej sytuacji strata producenta jest trudna do oszacowania, ale na pewno zacznie większa, niż cena jednej kopii aplikacji. No tu ja sie nie zgodzę. Firma m robiła wszystko zęby takowej alternatywy nie było W tym praktycznie nie zabezpieczała swoich produktów Win 3.x działał bez seriala, a win 95 startował z serialem z 3.11 (to moim zdaniem jest zachęcanie do piractwa).naprawdę w czasach gdy nie było internetu m$ by sobie zabezpieczeniami strzelił samobója. No ale ja właśnie o tym mówię! Mówię dokładnie o tym, że M$ sam wykreował sytuację, w której nie ma alternatywy. A teraz Windows jest niemal synonimem OS-u.
  8. Arrrrgh, nazwisko "Ramachandran" kojarzy mi się jednoznacznie z okropną krystalografią
  9. Oczywiście, że jest. Nawet gdyby tylko jeden na dwudziestu piratów w świecie bez piractwa kupił płytę, to artysta i tak jest do tyłu o realne 1/20 płyty. Choć powtarzam to już drugi raz w tym wątku, że muzyka to zupełnie inny temat, bo artysta z każdej sprzedanej kopii ma praktycznie zerową kasę. Muzyk utrzymuje się w rzeczywistości z koncertów, informatyk takiego luksusu nie ma. Tu się moim zdaniem mylisz. Chodzi o rynkową wartość PROGRAMÓW, nie nośników. Po pierwsze: zwróć uwagę na słowo "wartość" zamiast słowa "cena". Czyli "wartość" jest odzwierciedleniem w świecie piractwa *ceny*, którą program miałby w obrocie legalnym. Po drugie: określenie "rynkowa wartość pirackiego programu" należy rozumieć jako "cena, którą program osiągnąłby na legalnym rynku" i nie masz najmniejszego zgrzytu w takim określeniu. Znów się nie zgodzę. Firma na M zarabia dzięki temu, że poprzez brak alternatywy (Mac był egzotyką, Linux rzeczywiście był przez lata bardzo ezoteryczny, inne się nie nadawały do poważnej pracy) Windows stał się synonimem systemu operacyjnego, a M$ Office - pakietu biurowego. To z kolei wynika z faktu, iż byli przez lata absolutnym pionierem i pośrednio przez to - także monopolistą. Dokładnie na tej samej zasadzie Google jest absolutnym liderem rynku wyszukiwarek, a jego nazwa stała się uznanym czasownikiem języka angielskiego (!) mimo, iż jest to usługa darmowa dla użytkownika. Ale sam wiesz, że to były trochę inne czasy, kiedy prawo autorskie praktycznie w Polsce nie istniało. A już na pewno nie prawo autorskie chroniące zagranicznego wydawcę oprogramowania, czyli imperialistyczną świnię z demokratyczno-konsumpcjonistycznego USA Absolutnie się zgadzam. Większość ludzi wyrażających taką opinię prawdopodobnie od paru lat nie widziało Linuksa na oczy. Akurat to jest kiepski przykład, bo Photoshop pod wine jeszcze nie chodzi zbyt dobrze Ale o ile wiem są inne możliwości uruchomienia PS pod Linem. Natomiast świetnym argumentem jest to: "poza tym jeśli kogoś stać na Photoshopa za klika tyś to istotnie cena xp przy tym to pryszcz.". Pozdro :]
  10. Prawda? Mają tak intrygujący zapach i smak, a do tego są używane od tylu tysięcy lat, że aż się chce wierzyć w ich ukryte zdolności ;D
  11. Myslisz, że MS może zacząć produkować przeciwnowotworowe wirusy? A kiedy wyjdzie wersja opensource? :>
  12. Udar mózgu to sytuacja, w której skrzep lub inny czynnik fizyczny blokuje dopływ krwi do mózgu. Udar słoneczny to zupełnie inna bajka, choć rzeczywiście też jest związana z mózgiem - tyle, że mechanizm jest inny, bo oparty na niedotlenieniu w wyniku wzrostu temperatury ciała i ogólnej niewydolności krążeniowej. A wracając do samego tematu, nasuwa mi się jedna myśl: czy to przypadkiem nie jest tak, że senność jest właśnie powodowana przez łagodny, mało zaawansowany udar? Bo i taka opcja jest możliwa, a chyba nikt tego nie zbadał. Mogłoby się okazać, że osoba przysypiająca przed TV jest zagrożona nie dlatego, że jest senna, ale dlatego że mało zaawansowany zawał powoduje senność z powodu niedotlenienia mózgu.
  13. I tu się sam plączesz we własnych słowach. Po pierwsze: obecnie Linux jest swobodnie dostępny i nie wymaga specjalistycznych zdolności. Działa "out of the box" i bez najmniejszego kłopotu wystarczy, jak to sam ująłeś, dla laika. To już nie te czasy, kiedy kompilowało się jądro ręcznie, a potem konfigurowało system od zera. Obawiam się, że od dobrych trzech lat, jak nie więcej, nie widziałeś Linuksa w akcji. Z kolei jeśli Twój hipotetyczny projekt ma wymagać specjalistycznego programu, to fakt - ale tu już z kolei jesteś profesjonalistą (co z kolei oznacza, że hipotetycznie na 100% i tak byś sobie poradził z Linuksem), więc zakup Windowsa i programu w celu wykonania projektu jest zakupem narzędzia pracy, takim samym jak zakup kompletu kluczy przez mechanika samochodowego. Argument jest chybiony także z tego powodu, że równie łatwo można by było znaleźć narzędzia działające wyłącznie pod Linuksem, na Makach, a nawet wyłącznie pod DOS-em. Także ten argument także jest nietrafny. choć zgodzę się, że mp3 to nieco inny temat - po pierwsze ustawa pozwala je posiadać i samo ich ściąganie nie jest karalne (więc nawet nie ma za co ścigać), po drugie problem jest w tym, że w przypadku muzyki artysta dostaje śmieszne grosze albo nawet nie dostaje nic. Dlatego artyści rzeczywiste pieniądze zarabiają na koncertach. Także tu sprawa rzeczywiście jest trochę inna. A to już jest totalna pomyłka. Przecież już teraz znaczna większość płyt z polską muzyką chodzi po 25 zł. A potem masz takie kwiatki, jak np z zespołem Neuma: 15 koncertów po dobre 300 osób, a ilość legalnie sprzedanych kopii płyty (po 25 zł) to 493 sztuki. Więc ten argument jest totalnie chybiony. Przykład drugi: Radiohead. Ostatnio wypuścili album za "co łaska" (w tym: za kompletną darmochę, jeśli taka była twoja wola) w internecie, a mimo to ludzie wciąż wymieniali płytę między sobą w P2P. Zaznaczmy przy okazji, że wymiana w ramach P2P była wyraźnie oznaczona przez nich jako piractwo, jedynym dozwolonym przez zespół źródłem albumu była strona! Z tym się zgadzam. Z tym też się zgadzam, bo to tworzy sytuację podobną, jak z karą za posiadanie grama narkotyków: uderza się w małe i bezbronne osoby i nabija się statystyki, gdy tymczasem grube ryby są cały czas bezpieczne. A policja chwali się, że zwalcza problem.
  14. To już są okrutne bzdury. zwyczajnie NIE WIERZĘ, że człowieka nie stać na XP (bo OpenOffice można mieć za darmo), szczególnie w wersji OEM w momencie zakupu komputera. To jest zwykłe szukanie sobie wymówki.
  15. Tak, kradzież jest zawsze zła, bo z definicji zachodzi wbrew woli osoby okradanej. złodziej wchodząc do domu nie wie, czy jego właściciel życzył sobie, żeby coś zabrać z jego domu. A teraz przekładając to na język oprogramowania: jeśli autor wyrazi zgodę na pobranie jego dzieła bez specjalnego informowania go, to wtedy masz freeware albo nawet opensource, gdy dodatkowo wyrazi zgodę na modyfikację. Zwróć uwagę na wyraźną zgodę autora na pobranie kopii.
  16. Chciałoby się rzec: "czas najwyższy", bo wydajność solarów jednak ciągle pozostawia wiele do życzenia :/
  17. Ale kradzieżą jest tak samo pozbawienie kogoś zarobku, na który ta osoba sobie zasłużyła (i w żaden sposób nie wmówisz mi, że kradzież programu przez internet tym nie jest). Jeśli potrzebujesz innego przykładu: pracuj cały miesiąc, a ja w ostatni dzień przyjdę i zabiorę Ci pensję. Jak się poczujesz?
  18. Brzmi jak jakaś abstrakcja, niesamowita rzecz - mierzyć sobie pojedyncze atomy...
  19. To co powiesz na to, żebym Ci coś ukradł? Rzuć adres i wyjdź na noc zostawiając otwarty dom, rano się przekonasz, czy jest dobra, czy zła
  20. Sorry, ale żeby uczestniczyć aktywnie w życiu informatycznym, równie dobrze możesz za darmo i legalnie pobrać Linuksa i OpenOffice.org.
  21. I znów: zgadzam się, ale nie do końca. Owszem, robią to dla kasy, ale mogliby to robić znacznie bardziej pazernie, a zarobić co najmniej tyle samo.
  22. Masz dużo racji, lecz nie do końca się zgodzę. Taki choćby Google nie ma kasy z tego, że wspiera np. Wine. Równie dobrze mogliby sobie to odpuścić, bo wspierają wciąż bardzo niszowy rynek, a zysk mają z tego zerowy. Z kolei Wine w zamian nie reklamuje ich w żaden sposób. Akurat ta firma jest świetnym przykładem na to, że na kasie świat się nie kończy.
  23. Kilka odpowiedzi 1. Spoć się solidnie, spędź godzinę bez wysiłku, potem podnieś ramię ;D poczujesz siebie na pewno ;D Może brzmi to śmiesznie, no ale jednak właśnie tak jest 2. Druga odpowiedź jest bardziej poważna: czy uważasz, że jesteś w stanie poczuć ciało drugiego człowieka np. z odległości pół metra, o ile ta osoba jest umyta? Bo ja jednak sądzę, że prędzej poczujesz perfumy albo ogólnie kosmetyki. Reszta to feromony, czyli substancje bezzapachowe, a mimo to wpływające na człowieka. Czyli w zasadzie Twoja zdolność do wykrycia własnego zapachu wcale nie jest większa, niż zdolność do wykrycia zapachu drugiego człowieka 3. Jeszcze jedna rzecz: nie jest chyba zaskoczeniem, że człowiek traci wrażliwość na pewien zapach, gdy jest na niego długo eksponowany. To widać nawet na prostym przykładzie: lekko nieprzyjemny zapach w pomieszczeniu przestaje Tobie przeszkadzać i przestajesz go odczuwać już po paru minutach. Dokładnie to samo dzieje się z zapachem własnego ciała (i nie sugeruję tu, że własne ciało miałoby pachnieć nieprzyjemnie) 4. Raczej nie mamy aż tak czułego węchu, by świadomie odczuć różnice w zapachu pomiędzy dwiema typowymi osobami. Osobiście myślę, że to raczej odczuwanie nieświadome, w przeciwieństwie do czułości węchu posiadanej np. przez psa Mam nadzieję, że choć trochę pomogłem. Pozdrawiam!
  24. Zmądrzeli? Jakoś w to nie wierzę. Może jestem uprzedzony, ale jakoś nie wierzę w gesty dobrej woli w wykonaniu M$.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...