Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

W Australii rozpoczął się odstrzał 10 000 wielbłądów

Rekomendowane odpowiedzi

Przywódcy Aborygenów w Południowej Australii wydali polecenie zabicia 10 000 dzikich wielbłądów. Zwierzęta mają zginąć, gdyż... wypijają zbyt dużo wody.

Dzisiaj rozpocznie się wielkie polowanie z powietrza. Potrwa ono 5 dni. Pojawiły się głosy, by zabijanie zwierząt uznać za działanie na rzecz ograniczenia zmian klimatycznych i by zapłacił za to budżet państwa. Likwiduje się w ten sposób zwierzęta emitujące metan.

Decyzję o rzezi podjęli przywódcy Anangu Pitjantjatjara Yankunytjatjara Lands (APY). Sprzeciwiali się jej chrześcijańscy Aborygeni, dla których wielbłądy są święte, gdy mają związek z Bożym Narodzeniem. To na nich bowiem przybyli królowie, którzy odwiedzili Jezusa.

Działania APY będą wspierane przez 10 Desert Project, program finansowany m.in. przez BHP Billiton Foundation oraz przez utrzymywaną z funduszy federalnych organizację Alinytjara Wilurara Natural Resources Management Board. Stanowy Departement Środowiska i Zasobów Wodnych zapewni czteromiejscowe śmigłowce ze snajperami. W niedostępnych regionach zabite zwierzęta będą pozostawiane na miejscu, jednak tam, gdzie to możliwe, ich ciała mają być palone lub grzebane.

W nawiedzonej przez suszę Australii wielbłądy zaczęły stanowić poważny problem. Mieszkańcy prowincji skarżą się, że poszukujące wody zwierzęta niszczą płoty, chodzą wokół domów, próbują wypijać wodę z klimatyzacji. W 2010 roku w Australii żyło ponad milion dzikich wielbłądów. Bez działań kontrolnych ich liczba podwajała by się co 9 lat. Każde z tych zwierząt emituje rocznie tyle metanu, że jest to odpowiednik tony CO2.

Milion dzikich wielbłądów, z których każdy rocznie emituje tonę CO2 to tak, jakby po drogach poruszało się dodatkowych 400 000 samochodów. Stąd też wezwania, by władze federalne płaciły za pozbywanie się wielbłądów. Nie wiadomo jednak, czy tak się stanie, gdyż emisja powodowana przez dzikie zwierzęta nie jest liczona do budżetu emisji poszczególnych krajów i do oceny stopnia redukcji emisji.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sąsiednim wątku o pożarach ktoś pochwalił Aborygenów za rozum. Jak widać to nie jest kres ich możliwości. Parafrazując, już Aborygeni mieli więcej rozumu dokonując kontrolowanych wypaleń buszu i odstrzału wielbłądów z helikopterów ze snajperami. FUBAR.

  • Lubię to (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja rozumiem wszelkie watki natury etycznej związane z tymi wielbłądami ale czy nikt nie dostrzega kwestii obiektywnych? Czy nie może być danych zwierząt za dużo? Czy nie mogą one sprawiać problemów ludziom? Moim zdaniem może być ich za dużo pod wieloma względami tutaj wymieniono zmiany klimatyczne i straty materialne etc. O ile informacje te są prawdziwe, chcemy czy nie chcemy nie można tego bagatelizować i uznać za Aborygeńskie fanaberie. Abstrahuje oczywiście od tego w co kto wierzy, łącznie z wiarą w dusze zwierząt etc. (nie neguje jej oczywiście, jedynie abstrahuje od ;P ). 

  • Lubię to (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem o co chodzi.

Otwieram mapę satelitarną tego landu i widzę wielką pustynię, zero miast,osiedli,upraw,dróg itd. Sprawdzam wiki i szczena opada, na powierzchni 1/3 Polski tego landu populacja to tylko 2300 ludzi!!!!. to w sumie jedna mała wiocha! na taki kawał świata. jak te wielbłądy mogą im przeszkadzać, "wypijają wodę z klimatyzacji" to jakiś żart?

za pieniądze na paliwo do tych helikopterów postawiliby sobie ogrodzenia ze złota

 

Edytowane przez tempik
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zabijanie zwierząt to najgorszy pomysł jaki może być. Z drugiej strony w Australii, wielbłądy są gatunkiem inwazyjnym, przywleczonym tu przez człowieka. I nie jest to banalny problem. Zawsze w takich sytuacjach mam mieszane odczucia. Tu, absurdalnie oskarża się wielbłądy o wypijanie wody i emisję metanu. Ale to przecież to nie ich wina, tylko LUDZI! To ludzie są największymi szkodnikami na tym świecie. To ludzie powinni płacić za ten stan rzeczy, a nie zwierzęta. Oczywiście, "taniej" jest je zabić i uważać, że się jakiś problem rozwiązało. A ludzie emitują 1000 razy więcej CO2 i jakoś nikt nie wpada na pomysł, aby część populacji wybić, a apele o zmniejszanie emisji są jak rzucanie grochem o ścianę. Wystarczy spojrzeć na naszego premiera, który chwali się(!), że dał Polsce możliwość dłuższego smrodzenia i jest dumny, że "wywalczył to" dla nas(!) Dziękujemy panie premierze, że tak pan dba, aby nam CO2 nie zabrakło do oddychania.

Edytowane przez Sławko
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeraża mnie zgąbczenie mózgu pseudo miłośników zwierząt. Czy do Waszych pustych czerepów nie docierają informację o tym że zwierzęta na całym  świecie się mordują kontrolując swoje populacje? że sztuczny przerost jakiegoś gatunku wielokrotnie w dziejach doprowadził do wymierania całych ekosystemów? jeśli narzekacie na ludzi, którzy wprowadzili wielbłądy czy króliki to czemu nie pozwalacie teraz usunąć tej szkody? Czy jedyny wniosek do którego jesteście zdolni to nienawiść wobec ludzkości "bo robi błędy"?! Eko-ciemnota nie potrafiąca dostrzegać w ludziach dobra. Jedyne dobro widzące w swojej nienawiści wobec świata! STRASZNE - jak się czyta wypociny o faszystach - ten zalew hejtu, agresji, opluwania wszystkiego - dyletanci nie mający pojęcia o biologii i naukach przyrodniczych.

  • Pozytyw (+1) 2
  • Negatyw (-1) 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
46 minut temu, tempik napisał:

za pieniądze na paliwo do tych helikopterów postawiliby sobie ogrodzenia ze złota

Z tego co pamiętam (źródło: jakiś program podróżniczy czy tp. kilkanaście lat temu w TV), każdy większy rolnik w Australii ma helikopter, używa go do sprawdzania, czy się bydło zanadto nie rozlazło itp. Możliwe, że w telewizji uprościli przekaz, ale pewnie sporo w tym prawdy. Zgaduję, że konsekwencja bardzo małej gęstości zaludnienia. Widocznie jednak dla nich to nie jest drogo, może jakieś małe/lekkie helikoptery, nie znam szczegółów.

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
30 minut temu, tempik napisał:

to w sumie jedna mała wiocha! na taki kawał świata. jak te wielbłądy mogą im przeszkadzać, "wypijają wodę z klimatyzacji" to jakiś żart?

może akurat żyją tam gdzie ludzie bo tam jest najwięcej wody ? nie wiem, zakładam, że podane w artykule informacje są prawdziwe. 

34 minuty temu, Sławko napisał:

Zabijanie zwierząt to najgorszy pomysł jaki może być. Z drugiej strony w Australii, wielbłądy są gatunkiem inwazyjnym, przywleczonym tu przez człowieka. I nie jest to banalny problem. Zawsze w takich sytuacjach mam mieszane odczucia. Tu, absurdalnie oskarża się wielbłądy o wypijanie wody i emisję metanu. Ale to przecież to nie ich wina, tylko LUDZI! To ludzie są największymi szkodnikami na tym świecie. To ludzie powinni płacić za ten stan rzeczy, a nie zwierzęta.

Nie twierdzę że zabijanie zwierząt to dobry pomysł, ale nie rozumiem jak ludzie mają "płacić za ten stan rzeczy" ? Co mamy niby zrobić? Zabić się? Albo chronić życie zwierząt lepiej jak swoje? Dodatkowo, nie rozumiem co ew. wina (nawet nie chce w to wchodzić) ma do rzeczy? Liczą się fakty. Zwierzęta inne niż człowiek nie rozumieją pojęcia winy w ogóle... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
38 minut temu, Ergo Sum napisał:

Czy do Waszych pustych czerepów nie docierają informację o tym że zwierzęta na całym  świecie się mordują kontrolując swoje populacje?

Masz racje, nie dociera. Zabójstwo/mord to czynność świadomie popełniana tylko przez ludzi.  Zwierzęta nie mogą się mordować.

45 minut temu, Ergo Sum napisał:

nie potrafiąca dostrzegać w ludziach dobra

oczywiście ty z całą swoją litanią inwektyw dostrzegasz w ludziach dobro i ich szanujesz.

29 minut temu, Warai Otoko napisał:

może akurat żyją tam gdzie ludzie bo tam jest najwięcej wody ? nie wiem, zakładam, że podane w artykule informacje są prawdziwe.

pewnie tak jest. czują wodę z wielu kilometrów i złażą się do domostw. Ja tam bym grodził miejsca gdzie są uciążliwe. ale nie moje podwórko i nie moje wielbłądy

  • Pozytyw (+1) 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
11 minut temu, Warai Otoko napisał:

Nie twierdzę że zabijanie zwierząt to dobry pomysł, ale nie rozumiem jak ludzie mają "płacić za ten stan rzeczy" ? Co mamy niby zrobić? Zabić się? Albo chronić życie zwierząt lepiej jak swoje? Dodatkowo, nie rozumiem co ew. wina (nawet nie chce w to wchodzić) ma do rzeczy?

Może nie wyraziłem się wystarczająco jasno. To jest przecież temat rzeka i trudno go w kilku zdaniach wyczerpać. Chodziło mi o to, że to człowiek sprowadził wielbłądy do Australii i w tym sensie jest to wina człowieka. A jak teraz sobie z tym poradzić? Należałoby te wielbłądy wszystkie wyłapać, zamknąć w zagrodzie i tam kontrolować ich populacje, np przez ograniczenie możliwości rozmnażania. Powiesz mi że to niewykonalne? To nie prawda. Jak najbardziej wykonalne, tylko kosztowne. Ale właśnie tak ludzie powinni płacić za swoje błędy, wszędzie gdzie to możliwe, a nie przez ślepą eksterminację.

56 minut temu, Ergo Sum napisał:

Przeraża mnie zgąbczenie mózgu pseudo miłośników zwierząt. Czy do Waszych pustych czerepów nie docierają informację o tym że zwierzęta na całym  świecie się mordują kontrolując swoje populacje? że sztuczny przerost jakiegoś gatunku wielokrotnie w dziejach doprowadził do wymierania całych ekosystemów? jeśli narzekacie na ludzi, którzy wprowadzili wielbłądy czy króliki to czemu nie pozwalacie teraz usunąć tej szkody?

Z całym szacunkiem Ergo Sum, ale wyzywanie innych od braku rozumu, świadczy tylko o poziomie twojego. Po pierwsze nie mówię, że nie powinno się usuwać inwazyjnych gatunków, ale można to robić w sposób bardziej etyczny niż zabijanie. A że koszty są dużo większe, to ja rozumiem, że ludzie za swoje błędy płacić nie chcą. Niech płacą zwierzęta. Tak jest nam wygodniej. W dziejach rzadko dochodziło do wypierania jednych gatunków przez drugie. A jeśli nawet, to były to naturalne pojedyncze przypadki, a nie masowe wymieranie wielu gatunków na raz, do których obecnie przyczynia się człowiek. Ludzie zachwiali ekosystemem na każdym jego szczeblu. Konieczność regulacji jest obecnie bezsprzeczna. Nie chcesz żeby ekolodzy tym się zajmowali, to niech biolodzy wezmą się za robotę i ich zastąpią! Obecnie sytuacja jest taka, że np. w Polsce to leśnicy i myśliwi "regulują" nam ekosystem. Jeśli to ma być ta elita intelektualna, która zna się na biologii, to ja dziękuję.

Godzinę temu, Ergo Sum napisał:

Czy jedyny wniosek do którego jesteście zdolni to nienawiść wobec ludzkości "bo robi błędy"?! Eko-ciemnota nie potrafiąca dostrzegać w ludziach dobra. Jedyne dobro widzące w swojej nienawiści wobec świata! STRASZNE - jak się czyta wypociny o faszystach - ten zalew hejtu, agresji, opluwania wszystkiego - dyletanci nie mający pojęcia o biologii i naukach przyrodniczych.

Nie ma tu żadnej nienawiści wobec ludzkości! Kto ci takich bzdur do głowy nawciskał? Popatrz na swój wpis! Ile w nim agresji, nienawiści i pustej, bezmyślnej ignorancji? Ty masz pojęcie o biologii i naukach przyrodniczych? Śmiem wątpić. Z twojego wpisu nic takiego nie wynika. Najłatwiej zarzucić innym brak rozumu. Nie bronię tu wszytkich tzw. ekologów, bo sam dostrzegam w ich działaniach wiele patologii. Część z nich działa dla kasy, ale wyzywanie wszystkich od "Eko-ciemnoty", to gruba przesada. Wielu z nich z narażeniem własnego życia broni przyrody np. przed kłusownikami, czy rabunkową polityką rządów. Uważam, że należy im się szacunek, a nie wyzwiska. Dzięki nim działa wiele fundacji, które uratowały już niejeden zagrożony gatunek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 minut temu, Sławko napisał:

A jak teraz sobie z tym poradzić? Należałoby te wielbłądy wszystkie wyłapać, zamknąć w zagrodzie i tam kontrolować ich populacje, np przez ograniczenie możliwości rozmnażania. Powiesz mi że to niewykonalne? To nie prawda. Jak najbardziej wykonalne, tylko kosztowne. Ale właśnie tak ludzie powinni płacić za swoje błędy, wszędzie gdzie to możliwe, a nie przez ślepą eksterminację.

No tak, można by ale tylko teoretycznie bo rodzi to wiele problemów. Wymienię tylko kilka:

1. kto dokładnie miałby płacić za tą interwencję, zagrody i utrzymanie tych wielbłądów? 

2. Płacenie "za karę" za błędy ludzkości to niestety bardzo często odebranie pewnych zasobów i możliwości wielu niewinnym ludziom. Patrzę na to holistycznie, że tak powiem. Np. jakiś rolnik Australijski w ramach obowiązku zrzutki na wielbłądy nie będzie mógł sobie pozwolić np. na leki dla syna (żeby nie pisać córki ;P). I powstaje pytanie - czy tak właśnie należy postąpić? Oczywiście ten przykład można skalować etc. 

3. Skoro nie można zabić wielbłądów to czy można zabijać zwierzęta hodowane na mięso? A jesli nie, to oczywiście cała rozmowa o weganiźmie + nawet jak się zgodzimy na to, że zwierząt hodowlanych nie można zabijać to pytanie co z nimi zrobić? Trzymać w zagrodach jak te wielbłądy? Niewykonalne. A skoro można je zabijać/nie ma wyjścia etc. to dlaczgeo nie wielbłądy? Mówię w tym przypadku oczywiście o sytuacji w której wielbłądy można zabić na mięso i inne przetwory, nie zmarnować. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 minuty temu, Warai Otoko napisał:
19 minut temu, Sławko napisał:

A jak teraz sobie z tym poradzić?

No tak, można by ale tylko teoretycznie bo rodzi to wiele problemów. Wymienię tylko kilka:

Masz rację. Ja się z tym wszystkim prawie zgadzam (prawie, bo punkty 2 i 3 są dość skrajne). Sam nie jestem weganinem i choć rzadko i z żalem (ograniczam jak mogę), to mięso jem. Dopuszczam kompromis, bo takie niestety jest życie. Mnie tu chodziło o bezmyślne zabijanie. W naturze zabijanie jest normalną rzeczą, ale zwykle ofiarą padają osobniki słabe, chore, nieostrożne itp. Człowiek przeciwnie - najczęściej zabija zwierzęta zdrowe, dorodne i silne. Inaczej sprawy mają się w hodowlach. Gdyby te wielbłądy miały być zabite na mięso (w zamian za zwierzęta z hodowli), to ja dopuszczam taką opcję. Wtedy taka śmierć może być uzasadniona. Ale zabijanie tylko dlatego, że zwierzę wypija wodę i za przeproszeniem "pierdzi", to do mnie nie jest wystarczający argument.

Godzinę temu, tempik napisał:

Zwierzęta nie mogą się mordować.

Niestety mogą i czasami to robią. Zabijają np. nieswoje dzieci, bo chcą mieć tylko swoje. To jest okropne, ale taka jest natura. Nie widzę jednak w tym uzasadnienia dla mordów popełnianych przez ludzi.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
16 minut temu, Sławko napisał:

Niestety mogą i czasami to robią. Zabijają np. nieswoje dzieci, bo chcą mieć tylko swoje

wiem, tradycyjnie czepiam się,

ale mord z definicji dotyczy tylko ludzkiego zachowania. co do zwierząt to powiem więcej, niektóre zabijają swoje potomstwo aby przetrwało silniejsze, ale nie można tego nazwać morderstwem.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, Sławko napisał:

Ale zabijanie tylko dlatego, że zwierzę wypija wodę i za przeproszeniem "pierdzi", to do mnie nie jest wystarczający argument.

Dla mnie generalnie też nie, chyba, że wpływ na zmiany klimatu tych wielbądów jest faktycznie istotny - wtedy można to przeliczyć na ilość zgonów ludzi + to samo tyczy się zasobów wody, jeśli zużywają ich na tyle dużo że brakuje dla ludzi (chociaż w to wątpię) to wtedy też ma to więcej sensu. Można by to wszystko podsumować wg mnie krótko - życie ludzkie jest dla mnie ważniejsze niż innych zwierząt, co nie znaczy że nalezy je bez powodu zabijać bo je też lubię (a swoje nawet kocham), ale niestety znaczy to, że należy je z bólem serca zabić jeśli ich byt miałby istnieć kosztem życia lub zdrowia ludzi, nie ważne kto jest winny. Ja w ogóle nie uznaje żadnej "mocy winy", jedynie odpowiedzialność. Człowiek nie jest winny bo człowiek nie istnieje, "Człowiek" to abstrakcyjny byt, istnieją ludzie a wśród tych ta ewntualna wina rozkłada się na różne sposoby + nie mamy jako ludzkośc pełnej kontorli nad sobą, takimi nas stworzyła natura. Nie jesteśmy zatem ani bardziej ani mniej winni od jakichkolwiek innych zwierząt. Co nie zmienia faktu że nie możemy polepszać naszego postępowania. Chodzi jedynie o winę historyczną. Pies nie jest winny że ugryzł, co nie znaczy że nie można go wytresować że tak powiem. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Próba podciągnięcia odstrzału wielbłądów pod emisję to ściema. Godzina lotu 4 miejscowym heli kosztuje, w zależności od modelu kilkaset USD, więc jasne jest, że chcieliby wynająć kowbojów na koszt podatnika. Nie sądzę, żeby byli w stanie zrobić to taniej niż 100k USD, więc dla tamtej ludności to spory koszt. W artykule jest napisane o finansowaniu, ale nie podano w jakim zakresie, może nie pokrywać całej kwoty.

Toyota Hilux, którą może poruszać się typowy redneck, emituje około 200g CO2 na kilometr. Toyota sprzedała 50k tych samochodów w 2019 w Australii, które w 2020 wyemitują 150k ton CO2. To tylko jeden model jednego producenta z 2019. Australijczycy mają jedną z największych emisji CO2 per capita na świecie, 2.5x większą niż często obwiniane Chiny.

Problem ze zwierzętami i ludźmi jest taki, że zawsze komuś coś przeszkadza, a ludzie ciągle zwiększają presję na środowisko i będzie tylko gorzej. Inny wariant podobnego problemu to, że foki rzekomo trzebią łowiska rybaków. Łowiska są przełowione, ale pojawiają się naciski w Polsce na odstrzał fok. Zwierzęta nie mają wyboru i jak przeszkadzają to kula w łeb. Nawet jak nie przeszkadzają, bo są w ZOO, to zawsze może zdarzać się, że abstrakcyjny byt włoży swoją pociechę do klatki z nieabstrakcyjnymi tygrysami, no i tygrys będzie musiał dostać kulkę w łeb.

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
36 minut temu, cyjanobakteria napisał:

Inny wariant podobnego problemu to, że foki rzekomo trzebią łowiska rybaków.

A kiedyś foki nie przeszkadzały..... Bo ryb było tyle że każdy łowił ile wlezie, a jeszcze zostawało dla fok. No ale jak UE chciała ograniczyć połowy żeby ryb wystarczyło na kolejne dekady to podniósł się wielki krzyk w całej Europie i branża w dooopie ma przyszłe dekady i chcą ostro łowić dzisiaj. No i nadeszło to 'dekadę później' i wydziera się z gardła foki ostatnią nędzną rybę.

Jak tak dalej pójdzie to ci Aborygeni w tych helikopterach będą musieli strzelać do siebie nawzajem. Niestety

Edytowane przez tempik

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem nie tkwi w wielbladach lecz w poczynaniach czlowieka, zatem wielblady ukarano za bledy czlowieka... zalosne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 7.01.2020 o 21:46, cyjanobakteria napisał:

już Aborygeni mieli więcej rozumu dokonując kontrolowanych wypaleń buszu i odstrzału wielbłądów z helikopterów ze snajperami.

Ano mają więcej rozumu i zdrowego rozsądku. Doskonale wiedzą że wielbłądy im przeszkadzają i dlaczego. Ktoś kto ma w domu krany, sracz ze spłuczką i prześcieradło w wielbłądy może mieć emocjonalne trudności ze zrozumieniem ich sytuacji.

W dniu 7.01.2020 o 20:36, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Pojawiły się głosy, by zabijanie zwierząt uznać za działanie na rzecz ograniczenia zmian klimatycznych i by zapłacił za to budżet państwa. Likwiduje się w ten sposób zwierzęta emitujące metan.

I do tego potrafią "iść z prądem" ;)

Na koniec przypomnę że Aborygeni byli oficjalnie zaliczani do fauny Australii jeszcze w latach 50, więc może dajmy im przynajmniej tyle praw odnośnie zabijania ile mają inne zwierzęta?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 hours ago, peceed said:

Ano mają więcej rozumu i zdrowego rozsądku. Doskonale wiedzą że wielbłądy im przeszkadzają i dlaczego. Ktoś kto ma w domu krany, sracz ze spłuczką i prześcieradło w wielbłądy może mieć emocjonalne trudności ze zrozumieniem ich sytuacji.

Pudło z prześcieradłem w wielbłądy, ale dzięki za przypomnienie o garbatych braciach mniejszych, bowiem muszę więcej pracować nad pozycją przy komputerze ;)

Napisałem, bo kilka dni wcześniej chwaliłeś Aborygenów za kontrolowane wypalanie i wydało mi się, że nie ma lepszego hołdu dla klimatycznego denialisty niż Aborygeni w helikopterach strzelający do wielbłądów w trosce o środowisko.

Co do samego zarządzania zasobami w Australii, może w popełniono błędy albo muszą zmienić strategię w celu ograniczenia pożarów i strat, ale z tego, co podali niedawno, rok 2019 był najgorętszy i najsuchszy w historii pomiarów.

Quote

The countries annual mean temperature was 1.52 degrees Celsius above the 1961-90 average of 21.8C — significantly above the previous hottest year (2013) at 1.33C.

2019 also saw crippling drought, with national average rainfall for the year totalling 277.63 millimetres, far below the previous record of the 1902 federation drought that saw 314.46mm.

Źródło:
https://thebrag.com/2019-hottest-driest-year-australian-history/

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
21 godzin temu, Astro napisał:

Bo (niestety) jeśli chodzi o Twoją postać moja pobieżna i skromna (zdecydowanie pobieżna, bo obecnie nie mam czasu na KW siedzieć) opinia o Tobie to zdecydowanie dysonans poznawczy. :/

To wynika z faktu że myśląc w miarę możliwości samemu nie mam poglądów które przynależałyby do typowych klastrów. Więc dla prawicowców jestem lewakiem, dla lewaków faszystą,  dla faszystów zdrajcą narodu, dla ekologów denialistą itd. Nie widzę potrzeby synchronizacji z żadną grupą. A poglądy mam dynamiczne, one są wyjątkowo stałe tylko w sensie braku przesłanek do ich zmiany.

21 godzin temu, Astro napisał:

Dla ścisłości mógłbyś WPROST powiedzieć co sądzisz o przyszłości HS?

A co mam sądzić o czymś czego nie znam? Natomiast widzę możliwe scenariusze i największym zagrożeniem dla cywilizacji wciąż jest wojna jądrowa, o czym wszyscy gładko zapomnieli. W wieku 12 lat zdałem sobie z tego sprawę i dosyć mocno to przeżyłem. Do tej pory budziłem się żyłem bez strachu że w każdej chwili "niebo może zwalić się na głowę" - to moje oryginalne podsumowanie z tego okresu. A tutaj w każdym momencie mogłem być martwy od pół godziny, tylko że jeszcze o tym nie wiedziałem.
Kolejnym zagrożeniem jest bioterroryzm - możliwości biotechnologii pozwolą pozbyć się ludzkości w 2 tygodnie, stosunkowo małym kosztem i z użyciem niewielkiego laboratorium. Próg wejścia będzie znacznie mniejszy a zagrożenie większe w stosunku do obecnych ambicji jądrowych u różnych dyktatorów.

22 godziny temu, Astro napisał:

Mamy już teraz "pomóc" Afryce i Indiom mordując, czy powinniśmy inwestować w szerokie na kilometry pola minowe?

Niczego nie musimy teraz robić. Pola minowe rozkłada się w kilka miesięcy ;) 
Ale z dobroci serca możemy wypracować i wdrożyć strategię kontroli urodzeń w krajach które nie potrafią zrobić tego same.

22 godziny temu, Astro napisał:

oprócz oczywiście cytowania naiwnych klasyków sf

Nie nazwałbym ich naiwnymi, zwracali uwagę na realne problemy za pomocą takiego środka wyrazu jakim dysponowali. To że nie przewidzieli kierunku rozwoju naukowo technicznego to nie ich wina, nikt nie przewidział dokładnie. 
BTW. ja klasyczną SF traktuję jako źródło nie o przyszłości, a co najwyżej o przeszłości.

19 godzin temu, cyjanobakteria napisał:

z tego, co podali niedawno, rok 2019 był najgorętszy i najsuchszy w historii pomiarów

Tutaj są dwie kwestie. Zawsze będą pojawiać się najgorętsze i najsuchsze lata w historii pomiarów nawet w przypadku braku trendów, takie prawa statystyki.
Większym problemem jest to, że nie musi być to prawda, bo wbrew wytycznym nie przekalibrowano pomiarów przy zmianie termometrów rtęciowych na elektroniczne. Dlatego realna historia pomiarów jest dosyć krótka, a ta do której się odnoszą - nieporównywalna. Co oczywiście nie musi oznaczać fałszywości tego zdania, ale nie jest ono tak pewne jak może się to wydawać, i są opinie że rekord temperatury jednak nie został pobity. Na histogramie może to wyglądać bardziej jednoznacznie.

22 godziny temu, Astro napisał:

Mają zdecydowanie więcej. Nawet więcej niż statystyczny Homo (obecny). Wiesz, taki "wyrzut sumienia".

Ludzie mają różne potrzeby. Czyli Aborygeni chcący odzyskać wodę są gorsi niż ludzie pałaszujący kebaby? Może złem jest "niezjedzenie" tych wielbłądów a pozostawienie ich padlinożercom?

 

22 godziny temu, Astro napisał:

"pomóc" Afryce

Generalnie ja Afrykanom gorąco kibicuję, tylko akurat nie w konkurencji "przeprowadzka do Europy". Rozdawanie własnego kraju to najmniej efektywna forma pomocy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 minuty temu, Astro napisał:

To się nazywa po polsku "brak jaj".


Zły wniosek, nie wszyscy muszą myśleć jajami. To się nazywa bayesowska zintegrowana wizja świata. Potencjalnie może się diametralnie zmienić, na przykład obudzę się w Matrixowej tubie i wszystko zmieni znaczenie. Ale są też wydarzenia mniejszego kalibru. Tylko że proces jest zbieżny i taka pozorna elastyczność daje bardzo stabilny obraz. Zatem moje poglądy są bardzo stabilne w czasie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 minuty temu, Astro napisał:

Polami minowymi, czy planowanym odstrzałem?

Cała zabawa idzie o to aby do tego nie doszło. Bo o odstrzał to sami sobie zadbają, tylko że ani nie musi być planowany anie nie musi być odstrzałem.
Pomoc żywnościowa jest jakimś środkiem nacisku.

Edytowane przez peceed

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
17 godzin temu, Astro napisał:

Zasieki to żaden argument, jeśli myślimy o falach migracji nie tyle "zarobkowej", co związanej ze zwyczajnym PRZEŻYCIEM.

Znakomicie, więc zamiast wyeksportować Europę do Afryki zaimportujemy Afrykę do Europy. Przyjmijmy te na początek 500 milionów ludzi, Afryka odrobi tę stratę w ciągu 25 lat.
I co dalej? Kolejne 500 milionów? Za sto lat sami Afroeuropejczycy zbudują sobie zasieki i pola minowe, bo mają więcej prostego zdrowego rozsądku.
Osią wypowiedzi kolegi jest poczucie winy wobec stanu świata, w dzisiejszych czasach podsycane przez różnego rodzaju propagandę i bezwarunkowo oczekiwane u wszystkich (innych) ludzi.
Możemy zaobserwować próby wykorzystania tego mechanizmu do tworzenia (rozdmuchiwania marginalnych) związków przyczynowo skutkowych, jak pierdzenie wielbłądów z masową migracją do Europy. W rzeczywistości przyczyną numer 1 jest przerost naturalny. Jeśli ludzie na jakimś terenie postanawiają podwajać swoją populację co 30 lat, to jest jasne że inne czynniki nie mają żadnego istotnego znaczenia, bo problem w żaden sposób nie zniknie, co najwyżej ulegnie przyspieszeniu o kilka lat. (Jest tutaj analogia niezrozumienia znaczenia pomiędzy  wykładniczością przyrostu naturalnego i logarytmicznością przyrostu temperatury od ilości gazów cieplarnianych).
Nie mówi się o czekającej nas masowej fali migracji ludzi z Afryki do Rosji, Chin, czy na bliski wschód. Powód jest prosty - narody tam mieszkające jeszcze nie uległy globalnemu ocipieniu.
 

17 godzin temu, Astro napisał:

Twoja osobowość to narcyz

Przynajmniej nie bawię się w szufladkowanie ludzi przez internet. A bawienie się w ustalanie typów osobowości przy utracie 90% funkcji poznawczych to jest już tylko i wyłącznie fusologia, nie mówiąc o tym że cała teoria która bawi się tworzenie określonych typów osobowości jest używając łagodnego określenia - słaba.
Moje obecne zachowanie jest konsekwencją faktu, że straciłem zdrowie przez wysoko funkcjonujących debili, i przeżyłem dosyć ostre zderzenie z rzeczywistością które pozwoliło mi skorygować swoje wyobrażenie o kompetencjach intelektualnych ludzkości mocno na minus.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
58 minut temu, peceed napisał:

Osią wypowiedzi kolegi jest poczucie winy wobec stanu świata, w dzisiejszych czasach podsycane przez różnego rodzaju propagandę i bezwarunkowo oczekiwane u wszystkich (innych) ludzi.
Możemy zaobserwować próby wykorzystania tego mechanizmu do tworzenia (rozdmuchiwania marginalnych) związków przyczynowo skutkowych, jak pierdzenie wielbłądów z masową migracją do Europy.

Czy już zauważyłeś, że takie bierno-hamulcowe podejście do obecnej sytuacji klimatycznej, jest tylko egoistycznym pilnowaniem wilgoci we własnym nosie?  I co taką "oryginalną";) kontestacją osiągniesz? Powiększysz  grono podobnych sobie pasywników: nic nie robić, bo to  samo się przecież zepsuło, więc  samo się naprawi. 

"Ekooszołomy"  wykorzystują przynajmniej szansę, że ich działania mogą odnieść skutek.

Zachowując bierność i negując aktywność proklimatyczną, nie osiągniesz (i Tobie podobni) NIC.

Ed

 Tytuł notki powinien brzmieć: Walka o wodę w Australii rozpoczęta. Zaczynamy od wielbłądów.

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
52 minuty temu, 3grosze napisał:

Powiększysz  grono podobnych sobie pasywników

Pasywnik, denialista, jak rozumiem to tylko wstęp do klasyfikacji opozycji.

52 minuty temu, 3grosze napisał:

Zachowując bierność i negując aktywność proklimatyczną, nie osiągniesz (i Tobie podobni) NIC.

To jest totalna bzdura. Wszyscy ludzie realizują swoje cele według swoich subiektywnych kryteriów (macierzy wypłat) i jest to dla nich COŚ.
Gdyby poiltyki ekoklimatycznych fanatyków były finansowane z ich kieszeni to w sumie miałbym to głęboko gdzieś. Problemem jest to, że ci ludzie oczekują poniesienia ogromnych kosztów przez resztę ludzi szeroko posługując się dezinformacją, manipulacją i propagandą, marnując ogromne środki które można spożytkować znacznie lepiej nawet z korzyścią dla ochrony przyrody.
Pozwolę sobie zacytować:

Cytat

New climate models unveiled by French researchers Tuesday showed Earth's average temperature could rise a "terrifying" 6.5-7.0°C above pre-industrial levels by the end of the century if dramatic action is not immediately taken to slash carbon emissions.

To już jest ciężka działalność kryminalna, bo to czytają dzieci (wyborcy i politycy).

57 minut temu, 3grosze napisał:

"Ekooszołomy"  wykorzystują przynajmniej szansę, że ich działania mogą odnieść skutek.

Każdy człowiek wykorzystuje szansę, że jego działania mogą odnieść skutek, to nawet tautologia.

Godzinę temu, 3grosze napisał:

nic nie robić, bo to  samo się przecież zepsuło, więc  samo się naprawi

Przed każdą akcją trzeba analizować zyski i straty, czyt. upewnić się czy coś naprawdę wymaga naprawy. Tutaj tylko straty ekonomiczne są pewne a zyski są spekulatywne bo opierają się na masie naiwnych założeń odnośnie postępu technicznego, skrajnie nieprawdopodobnych scenariuszach ekstremalnych i ignorowaniu jakichkolwiek korzyści z zachodzących zmian.
Nawet w czasach kiedy byłem wielkim zwolennikiem ochrony przyrody za wszelką cenę doskonale zdawałem sobie sprawę, że najważniejszą kwestią jest zrobienie maksymalnie kompletnego banku genetycznego ginących i "wyginiętych" (bardzo dużo dna zostało w trofeach, śmieciach i lodzie) gatunków, mając świadomość że ludzie za kilkaset lat będą mogli sobie wszystko naprawić - jeśli będą chcieli. Ale aby mieli taką możliwość potrzebna jest informacja i technologia.
 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed 11 milionami lat w Marsa uderzyła asteroida, która wyrzuciła w przestrzeń kosmiczną fragmenty Czerwonej Planety. Jeden z tych fragmentów trafił na Ziemię i jest jednym z niewielu meteorytów, których pochodzenie można powiązać bezpośrednio z Marsem. Kto znalazł ten kawałek Marsa, nie wiadomo. Odkryto go w 1931 roku w jednej szuflad na Purdue University i nazwano Lafayette Meteorite, od miasta, w którym znajduje się uniwersytet. Nie wiadomo bowiem nawet, gdzie dokładnie meteoryt został znaleziony. Jednak jego stan zachowania wskazuje, że nie leżał na ziemi zbyt długo.
      Na kawałek skały jako pierwszy zwrócił uwagę dr O.C. Farrington, który zajmował się klasyfikacją kolekcji minerałów z uniwersyteckich zbiorów geologicznych. I to właśnie Farrington stwierdził, że skała uznana wcześniej za naniesioną przez lodowiec, jest meteorytem.
      Już podczas jednych z pierwszych badań Lafayette Meteorite naukowcy zauważyli, że na Marsie miał on kontakt z wodą w stanie ciekłym. Od tamtego czasu nie było jednak wiadomo, kiedy miało to miejsce. Dopiero teraz międzynarodowa grupa naukowa określiła wiek znajdujących się w meteorycie minerałów, które powstały w wyniku kontaktu z wodą. Wyniki badań zostały opublikowane na łamach Geochemical Perspective Letters.
      Profesor Marissa Tremblay z Purdue University wykorzystuje gazy szlachetne, jak hel, neon i argon, do badania procesów chemicznych i fizycznych kształtujących powierzchnię Ziemi. Uczona wyjaśnia, że niektóre meteoryty z Marsa zawierają minerały, które powstawały na Marsie w wyniku interakcji z wodą. Datowanie tych minerałów pozwoli nam więc stwierdzić, kiedy woda w stanie ciekłym istniała na powierzchni lub płytko pod powierzchnią Marsa. Datowaliśmy te minerały w Lafayette Meteorite i stwierdziliśmy, że powstały one 742 miliony lat temu. Nie sądzimy, by wówczas na powierzchni Marsa było zbyt dużo wody. Uważamy, że pochodziła ona z roztapiania się marsjańskiej wiecznej zmarzliny, a roztapianie się było spowodowane aktywnością magmy, do której sporadycznie dochodzi i dzisiaj, stwierdza uczona.
      Co ważne, naukowcy w trakcie badań wykazali, że ich datowanie jest wiarygodne. Na wiek minerałów mogło wpłynąć uderzenie asteroidy, która wyrzuciła z Marsa nasz meteoryt, ogrzewanie się meteorytu podczas pobytu przez 11 milionów lat w przestrzeni kosmicznej, czy też podczas podróży przez ziemską atmosferę. Wykazaliśmy, że żaden z tych czynników nie miał wpływu minerały w Lafayette, zapewnia Tremblay.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed dwoma tygodniami osoba spacerująca plażą w pobliżu miejscowości Denmark w Australii Zachodniej zauważyła pingwina. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie rozmiary zwierzęcia. Na plaży stał zdezorientowany 1-metrowy pingwin cesarski. Wyczerpane niedożywione zwierzę znajdowało się tysiące kilometrów od domu. Szczęściem w nieszczęściu, że w Australii występuje kilka gatunków pingwinów, są więc i ośrodki ich rehabilitacji.
      Wsadzenie go do samochodu nie było łatwe, mówi Carol Biddulph, prowadząca jeden z takich ośrodków. Umieściliśmy go w transporterze i zabraliśmy do domu. Pierwszą rzecz, którą trzeba zrobić w takich wypadkach, jest zważenie zwierzęcia. Jeśli zna się jego wagę, można mu podać odpowiednie płyny i leki. Mam specjalne pomieszczenie dla pingwinów. Nigdy jednak nie trafił tam tak wielki ptak. To pomieszczenie dla naszych rodzimych małych pingwinów, dodaje.
      Od czasu znalezienia pingwina Carol pomaga Department of Biodiversity, Conservation and Attractions, może też liczyć na specjalistyczne porady od lokalnego weterynarza oraz od doktor Belindy Cannell z University of Western Australia.
      Eksperci zachodzą w głowę, jak to się stało, że pingwin cesarski trafił do miejsca oddalonego o tysiące kilometrów na północ od naturalnego występowania gatunku, które ma zupełnie inny klimat niż ten, do jakiego ptak jest przystosowany. Niewykluczone, że to najbardziej na północ znaleziony pingwin cesarski w historii.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Atlantycka Niña to chłodna faza naturalnego wzorca klimatycznego. Podobnie jak znacznie bardziej znany wzorzec zachodzącej na Pacyfiku oscylacji południowej (ENSO), na którą składają się fazy El Niño, La Niña i faza neutralna, także na Atlantyku co kilka lat mamy fazę zimną i gorącą. Temperatura powierzchni oceanu we wschodniej części równikowego Oceanu Atlantyckiego wykazuje zaskakujący, nieintuicyjny cykl. Wody w tamtym regionie najcieplejsze są wiosną, a najzimniejsze w lipcu i sierpniu.
      Do tego ochłodzenia w lecie dochodzi w wyniku działalności wiatru. Gdy na półkuli północnej jest lato, równikowy pas opadów, pod wpływem silniejszego nagrzewania przez słońce, przemieszcza się na północ, co powoduje wciąganie nad równikowy Atlantyk powietrza z południowego-wschodu. Wiejące wówczas pasaty są tak silne, że przemieszczają gorące wody powierzchniowe z równika i pojawia się zjawisko upwellingu, podnoszenia się chłodnych wód głębinowych.
      Dlatego w miesiącach letnich na równikowych obszarach Atlantyku może pojawiać się zimna woda. Co kilka lat – w wyniku naturalnej zmienności – ten chłodny obszar jest albo cieplejszy, albo chłodniejszy od własnej średniej średniej. Specjaliści mówią wówczas o Atlantyckim Niño lub Niña. Zjawisko nie jest ściśle zdefiniowane, ale przyjmuje się, że jeśli 3-miesięczna średnia temperatura powierzchni przez co najmniej 2 kolejne sezony jest o 0,5 stopnia Celsjusza wyższa od średniej długoterminowej, to mamy do czynienia z Atlantyckim Niño, jeśli jest o 0,5 stopnia C niższa, jest to Atlantycka Niña.
      W bieżącym roku w lutym i marcu we wschodniej części równikowego Atlantyku mieliśmy do czynienia z ekstremalnie wysokimi temperaturami wód powierzchniowych. Przekraczały 30 stopni Celsjusza i były najwyższe od 1982 roku. Obecnie zaś, od maja, naukowy obserwują rekordowe ochładzanie się tego obszaru. Temperatura wód spadła nawet ponad 1 stopień Celsjusza. I co najbardziej zaskakujące, ochładzanie to ma miejsce w obliczu słabnących pasatów. A to one powodują upwelling, zatem im są słabsze, tym słabsze powinno być zjawisko podnoszenia się chłodnych wód z głębin. Innymi słowy naukowcy obserwują wyjątkowo szybko rozwijającą się Atlantycką Niñę w sytuacji, która nie sprzyja jej rozwojowi.
      Jak już wspomnieliśmy, o poszczególnych fazach Atlantyckich Niños mówimy przy odchyleniu rzędu 0,5 stopnia Celsjusza od średniej. Wbrew pozorom, jest do duża różnica. Te pół stopnia ma olbrzymi wpływ na poziom opadów w Afryce i Ameryce Południowej. Na przykład w fazie Niño mamy do czynienia ze zmniejszeniem opadów w Sahelu, zwiększeniem w Zatoce Gwinejskiej i zmianami wzorca opadów w północno-wschodniej części Ameryki Południowej. Ze zmianami Niños wiążą się też zmiany wzorca huraganów. Już jakiś czas temu amerykańska NOAA przewidywała, że w bieżącym roku intensywność huraganów będzie powyżej średniej. Prognozę taką opracowano na podstawie warunków panujących w równikowych obszarach Pacyfiku oraz tropikalnych regionach Północnego Atlantyku. Teraz eksperci będą z zainteresowaniem monitorowali, czy Atlantycka Niña wpłynie huragany. 

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wody na Księżycu jest znacznie mniej, niż dotychczas sądzono, informuje Norbert Schörghofer z Planetary Science Institute w Arizonie, współautor badań, których wyniki opublikowano na łamach Science Advances. Obliczenia przeprowadzone przez Schörghofera i Ralucę Rufu z Southwest Research Insitute w Kolorado, mają olbrzymie znaczenie nie tylko dla zrozumienia historii Księżyca, ale również dla założenia stałej bazy na Srebrnym Globie. Bazy, która ma wspierać załogowe wyprawy na Marsa. Kevin Cannon, geolog z Colorado School of Mines, który prowadzi spis obiecujących miejsc do lądowania i prac górniczych na Księżycu, już zaczął aktualizować ją w oparciu o wyliczenia Schörghofera i Rufu.
      Woda na Księżycu, w postaci lodu, znajduje się w stale zacienionych obszarach księżycowych kraterów. Tylko tam ma szansę przetrwać. Te stale zacienione obszary to jedne z najchłodniejszych miejsc w Układzie Słonecznym. Na wodę możemy liczyć przede wszystkim w głębokich kraterach znajdujących się w pobliżu biegunów. Tam bowiem kąt padania promieni słonecznych wynosi zaledwie 1,5 stopnia. Jednak nie zawsze tak było. Przed miliardami lat oś Księżyca była nachylona pod zupełnie innym kątem, różniącym się od obecnego może nawet o 77 stopni. Taka orientacja wystawiała zaś bieguny na działanie Słońca, eliminując wszelkie zacienione obszary, a co za tym idzie, odparowując znajdujący się tam lód.
      Wiemy, że Księżyc powstał przed około 4,5 miliardami lat w wyniku uderzenia w tworzącą się Ziemię planety wielkości Marsa. Od tego czasu migruje on coraz dalej od nasze planety. Początkowo znajdował się pod przemożnym wpływem sił pływowych Ziemi, obecnie większą rolę odgrywają siły pływowe Słońca i ta właśnie zmiana doprowadziła do zmiany orientacji osi Księżyca. Zasadnicze pytanie brzmi, kiedy do niej doszło. Jeśli wcześniej, to na Księżycu powinno być więcej lodu, jeśli zaś później, lodu będzie mniej.
      Dopiero w 2022 roku astronomowie z Obserwatorium Paryskiego rozwiązali stary problem niezgodności danych geochemicznych z fizycznym modelem oddziaływania sił pływowych. Schörghofer i Rufu skorzystali z pracy Francuzów i utworzyli udoskonalony model pokazujący zmiany osi Księżyca w czasie. To zaś pozwoliło mi stwierdzić, ile lodu może istnieć w obecnych stale zacienionych obszarach.
      Z ich obliczeń wynika, że najstarsze stale zacienione obszary utworzyły się nie więcej niż 3,94 miliarda lat temu. Są zatem znacznie młodsze, niż dotychczas sądzono, a to oznacza, że wody na Księżycu jest znacznie mniej. Nie możemy się już spodziewać, że istnieją tam warstwy czystego lodu o grubości od dziesiątków to setek metrów, mówi Schörghofer.
      Uczony dodaje jednak, że nie należy podchodzić do tych badań wyłącznie pesymistycznie. Dostarczają one bowiem dokładniejszych danych na temat miejsc, w których powinien znajdować się lód. Ponadto z wcześniejszych badań, które Schörghofer prowadził wraz z Paulem Hayne z University of Colorado i Odedem Aharonsonem z izraelskiego Instytut Weizmanna, wynika, że stale zacienionych obszarów jest więcej niż sądzono, a lód może znajdować się nawet w takich, które liczą sobie zaledwie 900 milionów lat. Wnioski płynące z badań są więc takie, że lodu na Księżycu jest znacznie mniej, ale jest on w większej liczbie miejsc.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Instytutu Fizyki UJ pracują nad prototypowym wykrywaczem z działem neutronowym, który będzie rozpoznawać potencjalnie niebezpieczne zatopione materiały. Dzięki niemu możliwe będzie określenie składu podejrzanych substancji, znajdujących się pod wodą, w sposób zdalny, zatem i bezpieczny dla nurków oraz naukowców. Zespół prowadzony przez doktora Michała Silarskiego i profesora Pawła Moskala dowiódł, że za pomocą działa neutronowego można określić skład zatopionych substancji i stworzył koncepcję detektora, który eliminuje zakłócenia powstające podczas odczytu w wodzie.
      Nowe urządzenie dostarczy informacji na temat podejrzanych substancji, dzięki czemu, zanim zbliżą się do niej ludzie, będzie wiadomo, z czym mamy do czynienia, a zatem i jak należy postępować. Urządzenie ma być nie większe niż walizka. Może być ono zamontowane na podwodnej, zdalnie sterowanej sondzie, zdolnej do pracy również na większych głębokościach. Ważne jest jedynie, by taka sonda znalazła się blisko badanego przedmiotu, tak aby z możliwie minimalnej odległości skierować na niego wiązkę neutronów. To pozwoli rozpoznać pierwiastki wchodzące w skład zatopionych substancji, również tych, które są zamknięte w pojemnikach. Naszą metodą możemy wykryć na przykład węgiel, wodór, tlen, azot, siarkę, chlor, a także gazy bojowe zawierające arsen – mówi doktor Silarski.
      Wspomniane działo neutronowe zderza jony deuteru z trytem. Dzięki temu emituje neutrony, które przenikają przez zanurzony obiekt i wzbudzają atomy w badanych substancjach. Atomy te emitują kwanty gamma, które rejestruje detektor opracowany na UJ. Jako że każdy z pierwiastków ma swój charakterystyczny odczyt kwantów gamma, możliwe jest określenie składu substancji znajdującej się w zatopionym pojemniku. Wyeliminowanie zakłóceń generowanych przez wodę jest możliwe dzięki zastosowaniu specjalnych rur wypełnionych powietrzem. To przez nie kierowana jest wiązka neutronów. Jakość odczytu zależy więc od tego, jak blisko uda się podpłynąć do badanego pojemnika.
      Badanie trwa około 10 sekund, a do poprawnego odczytu wystarczy, by urządzenie znalazło się o kilkadziesiąt centymetrów od substancji. Nie musi mieć z nią bezpośredniego kontaktu. Nasza metoda w zasadzie pozwoli zidentyfikować każdą substancję z katalogu tych, które uznaje się za niebezpieczne i które zalegają na dnie zbiorników wodnych – zapewnia doktor Silarski.
      Badania tego typu są niezwykle ważne. Chociażby po to, by określić, jakie środki bojowe zatopiono w Bałtyku. O problemie tym można przeczytać w wywiadzie, którego udzielił nam doktor Tomasz Kijewski z PAN.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...