Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Envia Systems wyprodukowała najtańsze - w przeliczeniu na ilość przechowywanej energii - ogniwo dla samochodów elektrycznych. Dzięki niemu można będzie znacząco zwiększyć zasięg niedrogich pojazdów. Envia poinformowała, że gęstość energetyczna urządzenia wynosi 400 watogodzin na kilogram, a gotowe akumulatory zostaną wycenione na 125 USD za kilowatogodzinę pojemności. To z kolei oznacza, że samochód elektryczny za 20 000 dolarów będzie miał zasięg około 480 kilometrów na pojedynczym ładowaniu.

W tym przemyśle gęstość energetyczna akumulatorów rośnie średnio o 5% rocznie. My ją podwoiliśmy, jednocześnie obniżając o połowę cenę, co pozwoli nam na wprowadzenie tych akumulatorów na masowy rynek pojazdów o zasięgu 300 mil - powiedział szef Envii, AtulKapadia.

Nowe ogniwo zbudowane jest z krzemowo-węglowego nanokompozytu, który posłużył do stworzenia anody oraz z katody HCMR (High Capacity Manganese Rich). Udoskonalono także sam elektrolit. Wymiary urządzenia to 97x190x10 milimetrów, waga wynosi 365 gramów, a pojemność 46 Ah.

O tym jak wiele osiągnęła Envia może świadczyć fakt, że najbliższym konkurentem jej urządzenia jest ogniowo firmy Panasonic montowane w samochodach Tesla Model S, którego gęstość wynosi 245 Wh/kg.

Obecnie ogniwa Envii przechodzą niezależne testy w ośrodku marynarki wojennej. Na rynek mają trafić w 2015 roku.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już zaczyna energii brakować bo jest zbyt duży popyt, np takie niemcy chcą wycofać wszystkie elektrownie atomowe, co osobiście uważam za szczyt idiotyzmu.

To jest dobra technologia tylko co z tego jak ceny poszybują do astronomicznych kwot.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja bardzo liczę na rozwój samochodów elektrycznych i ogniw słonecznych. Piękny to będzie dzień, gdy będę mógł zatankować samochód z gniazdka, wyprodukowaną przez siebie energią i nie będę musiał płacić haraczu politykom i urzędnikom.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja bardzo liczę na rozwój samochodów elektrycznych i ogniw słonecznych. Piękny to będzie dzień, gdy będę mógł zatankować samochód z gniazdka, wyprodukowaną przez siebie energią i nie będę musiał płacić haraczu politykom i urzędnikom.

 

Oj piękny, tylko że nigdy nie nadejdzie. Do wszystkiego zostanie doliczona akcyza tak by zrekompensować utratę wpływów. Podatki rosną a nie maleją. Koniec końców, wprowadzą podatek drogowy. Taniej już było!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja bardziej pokładam nadzieję w napędach wodorowych. Eksperymentalnie w Ameryce już to działa (w Kanadzie i USA, na terenach pozamiejskich wzdłuż wschodniego wybrzeża, o ile dobrze kojarzę). Sprowadza się to do tego, że ludzie płacą generalnie rzecz biorąc za wodę - mają na dachu i w ogródku panele słoneczne i wiatraki, które generują prąd potrzebny nie dla domu jako takiego, a do małej elektrowni wodorowej - tj. maszyny, która oczyszcza wodę i przerabia ją na wodór (który robi za paliwo - czyli jest formą gromadzenia energii), a sam dom (elektryczność w nim) jest zasilany silnikiem zasilanym spalaniem wodoru. Tym sposobem niezależnie od pogody dopóki się nie skończy paliwo (wodór) w zbiornikach, jest prąd - a ten się stale uzupełnia dopóki nie jest odcięty dopływ wody, oraz świeci słońce i/lub wieje wiatr, lub tez zbiorniki są po prostu pełne.

Co ciekawsze - podobne silniki (tylko odpowiednio mniejsze) ci sami ludzie (testujący technologię) mają w samochodach i wodór, który samemu produkują w domu tankują do samochodu na własną rękę. Ponoć sprawdza się to BDB.

 

Jedyny problem z tą technologia, to kontrowersje, czy oby na pewno napędy wodorowe, a przede wszystkim gromadzenie tego gazu w miejscach zamieszkałych, jest bezpieczne. Wiadomo - odrobina nieszczelności, iskra... i BUM. Domu/samochodu (i wszystkiego wokół) niet. Jednak ponoć są tam jakieś zabezpieczenia, że jak na razie wg. moich informacji u testujących działa to wszystko bezawaryjnie i jeszcze nie zdarzyło się żadne nieszczęście - ale to wciąż jest mała grupka wybranych ludzi, którzy się tym posługują, wiadomo, że na masową skalę ryzyko użycia tego typu technologii niesamowicie wzrasta (zwłaszcza, że ludzie to niechluje i głupki i sami na siebie nieszczęścia bezmyślnością ściągają).

 

Tak więc, jak czekam na dzień, aż doprowadzą tę wodorową technologię do absolutnej pewności, że jest bezpieczna i może być wprowadzona na masową skalę. Odciąć się od rachunków za prąd (a co za tym może iść: za gaz, ogrzewanie - w zasadzie wszystko w domu da się zrobić zasilane elektrycznością) oraz za paliwo w samochodzie - bezcenne.

  • Negatyw (-1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja bardziej pokładam nadzieję w napędach wodorowych [...]

A ja większą nadzieję pokładam w zimnej fuzji, no a jeśli nie w zimnej to gorącej.... i szybkich i pojemnych akumulatorach ;-)

 

Ten system który opisałeś nie może się sprawdzać, po prostu mamy większe wymagania na prąd i na pewno nie wystarczy nam energii z domowych wiatraków i ogniw słonecznych jeszcze na produkcję wodoru do aut. Nawet na samo ładowanie samochodu z akumulatorem byłoby mało, a co dopiero produkcja wodoru.

 

Sama instalacja którą przytoczyłeś jest nieracjonalna- z elektryczności, tworzymy wodór, który spalamy w generatorach elektrycznych. Dwa ostatnie punkty są nieracjonalne, a najgorsze jest to ostatnie - spalanie. Akumulator miałby o wiele mniej strat. Więc po co to wszystko ?

 

Teraz wodór produkowany jest głównie z węglowodorów, a te są jeszcze tanie, dodatkowo wodór nie jest objęty akcyzą. W przyszłości w której będzie nam brakować paliw kopalnych wodór będzie znacznie droższy.

 

IMHO przyszłość jest w akumulatorach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja większą nadzieję pokładam w zimnej fuzji, no a jeśli nie w zimnej to gorącej.... i szybkich i pojemnych akumulatorach ;-)

 

Z fuzją jest drobny problem. Jeśli porównać wielkość Słońca z jego promieniowaniem to wyjdzie, że jądro (1/4 R) produkuje około 16 W/m3. SZESNAŚCIE WATóW. Jeśli wziąć pod uwagę, że potrzeba całej masy Słońca by uruchomić fuzję siłami natury to mamy dumne 0,3 W/m3. Jeśli nie usprawnimy tego procesu to czarno to widzę. Sądzę, że układ pole->owies->koń->kierat ma większą gęstość mocy.

 

Wodór jako nośnik dostarczany do punktu odbioru mam nikłe szanse. Niewygodny w przechowywaniu i transporcie, wybuchowy w szerokich granicach - można go opanować jedynie w warunkach przemysłowych.

 

Ja stawiam na jakieś połączenie superkondensatorów z superakumulatorami. Wodór do elektrowni wodorowych będą dostarczać zmodyfikowane mikroorganizmy - biochemicy i genetycy wygrają ten wyścig.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sylkis - bajki wypisujesz nikt nie prowadzi takich testów, bo sam pomysł z produkowaniem wodoru w warunkach domowych jest całkowicie nierealny, koszty instalacji o której piszesz sięgają setek tysięcy $ - do tego sam proces wytwarzania wodoru z wody jest bardzo mało wydajny. Wystarczy powiedzieć, że z każdego kW włożonego w wytworzenie wodoru uda się odzyskać w warunkach idealnych może jakieś 150-200W energii. Jak zauważył fuzja - znacznie sensowniejszym(i chyba ze 100 razy tańszym) pomysłem jest przechowywanie energii w akumulatorach.

Jedynym sensownym rozwiązaniem na przyszłość jest właśnie doskonalenie akumulatorów.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego co ja się orientuje to nie wolno aktualnie trzymać wodoru w pobliżu zabudowań w ogóle, to jest strefa wybuchu jakaś tam, i obostrzenia a propos tego są dosyć mocne. Główny problem z paliwem wodorowym to właśnie jego magazynowanie. Bo z otrzymywaniem chyba nie jest tak źle, gdzieś mi się obiło o uszy że wydajność elektrolizera do otrzymywania wodoru z wody to nawet około 90% wykorzystywana w jakiejś pilotażowej instalacji - sam proces jest dosyć skomplikowany i ma bardzo nie wiele wspólnego z włożeniem dwóch elektrod do wody i zbieraniem gazu znad jednej z nich. Inna sprawa że elektrolizer to był tak oko wielkości forda transita. Wodór ma bardzo dużą gęstość energii to jest jego zasadniczy plus nad akumulatorami, plus pojemniki do jego przechowywania nie zmniejszają swojej pojemności z czasem.

I spalać go raczej nie opłaca, lepszy jest układ z ogniwem wodorowym i kompensacją energii z akumulatorów albo superkondensatorów.

 

@Jajcenty - fuzja w słońcu zachodzi prawdopodobnie w niewielkiej jego części, my nie jesteśmy w stanie wytworzyć takich ciśnień, więc pozostaje nam punktowe przegrzewanie plazmy wodorowej przy pomocy wydajnych laserów, takie układy powoli wychodzą energetycznie na plus. Ale nie ma i raczej jeszcze długo nie będzie w miarę dokładnych modeli opisujących gorącą fuzję, więc wszystko trzeba opracowywać eksperymentalnie, a to wszystko trwa.

Zawsze pozostaje stary pomysł z wykorzystaniem cyklotronów, przy zapewnieniu odpowiedniego kształtu linii pola magnetycznego które zapewniałoby odpowiednio ciasne trajektorie zwiększające "gęstość trafień" oraz odpowiedniego "środka spychającego" protony na sąsiedni tor. Tutaj również jest problem, ale z kolei z niskim ciśnieniem, nie można za bardzo zwiększać ciśnienia w układzie bo elementy wewnątrz takiego cyklotronu w końcu się usmażą.

 

PS. przypomniało mi się, ten elektrolizer służył do produkcji wodoru do utwardzania masła roślinnego :)

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Chemik_młody:

Nie znam się, ale słyszałem że elektroliza ma mniejszą ma sprawność ~70%. Na Wiki pisze coś o 50-80% http://en.wikipedia....lysis_of_water.

 

A tak łącząc to ze mierną sprawnością silnika spalinowego wyszłoby tak jak pisze Rahl - absolutne maksimum odzyskania energii to 20%. Dużo większa wydajność byłaby dla ogniw paliwowych, ale to i tak gorzej niż w przypadku akumulatorów, gdzieś widziałem takie porównanie na wiki, różnice są spore.

 

@Jajcenty: Może to i technicznie problem, ale naukowcy są po to żeby go rozwiązać, liczby które przytoczyłeś są bardziej pesymistyczne, a ja patrzę na to tak że jednak reakcja termojądrowa w Car Bomba była bardzo wydajna energetycznie ;-) . Nie twierdzę że łatwe, ale raczej dożyjemy początku ery nowej energetyki jądrowej (w perspektywie 50-lat), bo jak nie to tylko zostaną nam kolejne generacje elektrowni atomowych. We wszelkie niemieckie cuda jak wiatraki i baterie słoneczne nie wierzę... nie mamy warunków do tego.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja patrzę na to tak że jednak reakcja termojądrowa w Car Bomba była bardzo wydajna energetycznie ;-) .

 

Ta bombka jest przyczyną dla której liczyłem to już ze trzy razy. Zachęcam do samodzielnego policzenia. Wg mnie gęstość energetyczna Słońca to jakieś 0,3 W/m3 :) Dane brałem z pl.wiki. Hipoteza podana przez Chemika_Młodego, że Słońce wytwarza większość energii w bardzo małym jądrze jądra wyjaśnia jak Car Bomba mogła osiągnąć 1% mocy Słońca.

 

Mój pesymizm bierze się z faktu, że o bliskości realizacji fuzji czytałem już u prof. Sylwestra Kaliskiego kiedy węgiel kamienny był jeszcze brunatny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

PS. przypomniało mi się, ten elektrolizer służył do produkcji wodoru do utwardzania masła roślinnego :)

 

Oraz chloru . ZTCP, chlor jest dość cennym produktem elektrolizy.

Ale skoro już przy elektrolizie jesteśmy to może wyjaśnisz mi pochodzenie słynnej soli wypadowej?

Prasa jest pełna dziwnych doniesień, a na wiki jest artykuł z którego wynika, że sól wypadowa to odpad przy produkcji chlorku wapnia.

Zgłupiałem, myślałem, że CaCl2 to uciążliwy odpad w metodzie Solvaya - już się nie używa tej technologii?

Określenie "wypadowa" sugeruje że to odpad z krystalizacji frakcyjnej, ale...wczoraj przeczytałem. że to odpad z membranowej elektrolizy solanki - 96%NaCl i odpad? Nawet jeśli te 4% siarczanu sodu przeszkadza w elektrolizie to znamy mnóstwo nierozpuszczalnych siarczanów - od kredy po baryt :)

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ta bombka jest przyczyną dla której liczyłem to już ze trzy razy. Zachęcam do samodzielnego policzenia. Wg mnie gęstość energetyczna Słońca to jakieś 0,3 W/m3 :) Dane brałem z pl.wiki. Hipoteza podana przez Chemika_Młodego, że Słońce wytwarza większość energii w bardzo małym jądrze jądra wyjaśnia jak Car Bomba mogła osiągnąć 1% mocy Słońca.

Tyle samo mi wyszło... to by tylko tłumaczyło dlaczego Słońce powinno się palić jeszcze przez miliardy lat :)

Mój pesymizm bierze się z faktu, że o bliskości realizacji fuzji czytałem już u prof. Sylwestra Kaliskiego kiedy węgiel kamienny był jeszcze brunatny.

Tak to bywa jeśli z przesadnego optymizmu może rodzić się pesymizm... tak jak 60-70 lat temu mówiono że dzięki elektrowniom atomowym z uranu w przyszłości energia będzie za darmo ;-)

Może nie potrafimy jeszcze wyjść na plus energetycznie, jednak myślę że jesteśmy na dobrej drodze. (Gdzieś czytałem że fuzor typu Polywell może zrobić nawet nastolatek). Myślę że póki wystarcza nam ropa i zwykłe elektrownie atomowe które muszą się spłacić trudno będzie znaleźć pieniądze na konkurencyjne technologie.

 

Wreszcie mam nadzieję że może ktoś wkrótce zweryfikuje "zimną fuzję", czytałem o kilkudziesięciu patentach które pozwalają na produkcje pierwiastków z transmutacji oraz nadmiar energii. Tych badań jest tak dużo że trudno mi uwierzyć że wszystkie są błędne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wymiary urządzenia to 97x190x10 milimetrów, waga wynosi 365 gramów, a pojemność 46 Ah.

O tym jak wiele osiągnęła Envia może świadczyć fakt, że najbliższym konkurentem jej urządzenia jest ogniowo firmy Panasonic montowane w samochodach Tesla Model S, którego gęstość wynosi 245 Wh/kg.

Trochę przypomina porównanie śliwek do kartofli. Kompletnie nie ma czego porównywać, bo żadne z jednostek nie odpowiadają sobie w porównywanych akumulatorach. Co prawda wcześniej w artykule jest wspomniana pojemność nowego ogniwa, ale ma się nijak do tego porównania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak czy owak miejmy nadzieje ze technologie "jutra" zostana wdrozone "dzisiaj" B) jest duzo pomyslow ale jak na razie malo konkretow. Musimy opracowac wydajne technologie produkcji jak i magazynowania energii bo niestety z tym jestesmy zacofani... Coraz wieksze zapotrzebowanie a technologie energetyczne sa szczerze powiedziawszy na tak niskim poziomie ze wstyd wspominac tutaj, nawet wydajnosc baterii do telefonow, nie mowiac juz o smartfonach... <_<

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę przypomina porównanie śliwek do kartofli. Kompletnie nie ma czego porównywać, bo żadne z jednostek nie odpowiadają sobie w porównywanych akumulatorach. Co prawda wcześniej w artykule jest wspomniana pojemność nowego ogniwa, ale ma się nijak do tego porównania.

Ja tu nie zauważam porównania... po pierwszym zdaniu jest kropka, to są dwa oddzielne zdania nienawiązujące do siebie. Mogłoby to być ładniej sformowane ale nie ma żadnego błędu. Jeśli miałbym się czepiać to wartość pojemności 46 Ah bez napięcia na aku nic nam nie mówi. Akumulatory różnią się przecież napięciami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No jeśli nie widzisz tutaj porównania to ja już eot, bo w takim razie nie ma o czym. Poza tym chodziło mi o zwrócenie uwagi na błąd logiczny, a nie dyskusję czy jest porównanie czy go nie ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wodór w powietrzu (np: podłączony do kuchenki) pali się jak zwykły gaz bez szczególnych fajerwerków. Co do zbiorników przydomowych to są oparte o wypieranie wody bezciśnieniowe (w razie awarii gaz błyskawicznie unoisi się do góry nie jak benzyna która się rozlewa) i bez możliwości zaprószenia ognia , do tego opłaca się je napełniać przez elektrolizę na tzw. drugiej taryfie kiedy wiatru brak.

 

Ciekawym wydaje się rozwiązanie HHO szeroko propagowane na filmikach .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Jajcenty

Nie wiem czy określenie sól wypadowa jest w tym kontekście dobrze używane, według wikipedii jest to odpad po syntezie chlorku wapnia. Ale przyglądając się produktom produkowanym przez zakład Anwil (z tych zakładów pochodziła podobno sól przemysłowa - co być może jest lepszą nazwą) oraz z tego co zasłyszałem, sól której dotyczy afera jest pozostałością po syntezie chloru na drodze elektrolizy. Więc albo sól wypadowa jest określeniem znacznie szerszym, lub nazwa ta została błędnie przypisana przez media.

Zależnie od metod syntezy, jedna elektroda jest stała (mniejsza o to z czego wykonana), drugą elektrodą stanowi rtęć. W wyniku elektrolizy na elektrodzie stałej wydziela się gazowy chlor, na elektrodzie rtęciowej wydziela się metaliczny sód, który rozpuszcza się w amalgamacie. Rtęć krąży w układzie zamkniętym, i metaliczny sód jest z niej wydzielany w różny sposób w zależności od technologii oraz tego czy chcemy uzyskać metaliczny sód lub wodorotlenek sodu.

 

W przypadku jakichkolwiek reakcji chemicznych, w szczególności reakcji elektrolitycznych należy pamiętać że wszystkie wzory były wyprowadzone dla AKTYWNOŚCI jonów, nie stężeń. Wykorzystywanie stężeń zamiast aktywności nie jest dużym błędem jedynie dla bardzo małych stężeń, im większe stężenie tym mniejszy współczynnik aktywności danych jonów, co wiąże się z tym, że po przekroczeniu pewnej granicy wzrost stężenia, powoduje bardzo mały lub wręcz niezauważalny wzrost aktywności. Dlatego też nawet stosunkowo niewielkie zanieczyszczenia, w przypadku wykorzystywania stężonych roztworów (a w przemyśle wykorzystuje się raczej roztwory na granicy rozpuszczalności a nie rozcieńczone), mogą powodować poważne zaburzenie procesów elektrolitycznych lub wydzielanie się niepożądanych produktów.

Nie chce mi się szukać jakie są potencjały wydzielania gazowego chloru oraz siarki na elektrodach, ale należy pamiętać, że siarka nie jest gazem i w przypadku jej wydzielania będzie dochodziło do "zapychania" się powierzchni elektrody, plus elektroda rtęciowa jest wrażliwa na obecność siarki i kwasu siarkowego, dlatego też najprawdopodobniej unika się nadmiernego wzrostu stężenia siarczków w układzie.

 

Nie wiem czy ktoś kiedyś próbował podpalać wodór, ale wcale się nie pali jak metan, a już na pewno nie można go podpiąć pod normalną kuchenkę gazową. Wodór posiada bardzo wysoką górną granicę wybuchowości - 75%, czyli mieszanina której 75% stanowi wodór a 25% powietrze nie spala się, ale wybucha. Dla porównania dla metanu górna granica wybuchowości wynosi 15%, a gaz ziemny posiada jeszcze mniejszą granicę wybuchowości (obecność wyższych alkanów, plus rozcieńczanie gazu ziemnego gazami inertnymi. Przy wykorzystaniu domowej kuchenki, wodór zapali się i wybuchnie praktycznie zaraz po opuszczeniu dyszy redukującej regulującej przepływ gazu, czyli tak naprawdę we wnętrzu palnika.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Jajcenty

Nie wiem czy określenie sól wypadowa jest w tym kontekście dobrze używane, według wikipedii jest to odpad po syntezie chlorku wapnia.

 

W tym przypadku wiki jest bezwartościowa. Z wersji angielskiej (medalowy artykuł) wynika, że tak jak 30 lat temu (kiedy ja byłem młodym chemikiem) tak i dzisiaj chlorek wapnia to odpad w metodzie Solvaya.

Co do elektrolizy: w Anvilu używają znacznie nowocześniejszej elektrolizy membranowej. Odpad z elektrolizy soli miałby mieć 96-98% soli? Jaki to stopień przemiany? Nic się nie zgadza....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chlorek wapnia nadal się syntezuje - nie wolno lub czasami nie można stosować tego z metody Solvaya do celów spożywczych oraz części syntez chemicznych.

 

96-98% to rzeczywiście dużo, ale pytanie jest ile substrat zawiera siarczków, jeżeli powiedzmy około 0,1%, to na odpad idzie 3-5% wykorzystanego w produkcji chlorku sodu, jak na przemysł jest to całkiem sporo, z drugiej strony chlorek sodu jest tani, na taki produkt również jest zbyt, może po prostu nie opłacać się przeprowadzać krystalizacji frakcyjnej zwłaszcza że obie sole nieźle się rozpuszczają w wodzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chlorek wapnia nadal się [...]

 

Dzięki za informację. Znalazłem (od tego powinienem był zacząć) normę zakładową: http://www.anwil.pl/download.php?id=112 W zakresie normy podano: W niniejszej normie podano wymagania i badania dotyczącej soli wypadowej otrzymywanej w procesie zatężania solanki po elektrolizie membranowej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Akumulatory w samochodach elektrycznych mogą działać o 1/3 dłużej, niż twierdzą ich producenci, informują naukowcy ze SLAC-Stanford Battery Center. Eksperci centrum badawczego, które zostało założone przez SLAC National Accelerator Laboratory i Precourt Institute for Energy na Uniwersytecie Stanforda, doszli do wniosku, że obecne procedury testowe nie oddają prawidłowo warunków, w jakich używane są akumulatory. To zaś oznacza, że w rzeczywistości właściciele samochodów elektrycznych mogą używać ich przez wiele lat dłużej, niż przypuszczają.
      Typowa procedura testowa, jakiej naukowcy i inżynierowie poddają rozwijane przez siebie akumulatory, polega na ich rozładowywaniu pod stałym obciążeniem i ładowaniu. Procedurę tę powtarza się wielokrotnie, by sprawdzić, w jakim tempie spada pojemność akumulatorów, a zatem jak długo będzie można ich używać.
      Jednak, jak czytamy w artykule opublikowanym właśnie na łamach Nature Energy, metoda taka nie oddaje rzeczywistych warunków użytkowania tych akumulatorów. W rzeczywistości mogą one działać znacznie dłużej, a to bardzo dobra wiadomość dla obecnych i przyszłych posiadaczy samochodów elektrycznych. Mimo bowiem olbrzymiego, sięgającego 90%, spadku cen akumulatorów w ciągu ostatnich 15 lat, wciąż stanowią one około 1/3 ceny samochodu elektrycznego.
      Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że prawdziwe warunki użytkowania samochodu elektrycznego, częste przyspieszanie, hamowanie, które nieco ładuje baterie, zaparkowanie na chwilę przy mijanym sklepie spożywczym, pozostawianie bezczynnego samochodu na wiele godzin w czasie pracy czy snu, powoduje, że akumulatory mogą działać dłużej, niż pokazują to standardowe testy laboratoryjne, mówi profesor Simona Onori z Uniwersytetu Stanforda.
      Autorzy badań wykorzystali cztery scenariusze testowania akumulatorów, od standardowych testów używanych obecnie w przemyśle, po testy, które – na podstawie danych zebranych ze standardowo używanych samochodów - oddawały prawdziwe warunki eksploatacji akumulatorów. Następnie wedle tych czterech scenariuszy przez dwa lata testowali 92 komercyjnie dostępne akumulatory litowo-jonowe. Okazało się, że im bardziej test był podobny do sposobu używania akumulatora w życiu codziennym, tym dłużej taki akumulator mógł pracować.
      Uzyskane dane zostały następnie przeanalizowane za pomocą algorytmu maszynowego uczenia się. Naukowcy chcieli wiedzieć, jakie czynniki wpływają na żywotność baterii. Analizy wykazały na przykład, że krótkotrwałe, szybkie zwiększanie prędkości samochodu elektrycznego powoduje, że akumulatory ulegają wolniejszej degradacji. To niezwykle zaskakujące, gdyż dotychczas sądzono, że przyspieszanie negatywnie wpływa na żywotność akumulatorów. Tymczasem okazuje się, że pomaga ono zwiększyć ich żywotność.
      Naukowcy sprawdzili różnice pomiędzy spadkiem pojemności akumulatorów powodowanym przez kolejne cykle ładowania-rozładowywania, a powodowanym samym upływem czasu. Tutaj wszystko zależy od sposobu używania akumulatorów. My, inżynierowie zajmujący się akumulatorami, zawsze uważaliśmy, że cykle ładowania-rozładowywania są znacznie ważniejsze niż upływ czasu. Jest to prawdziwe w odniesieniu do komercyjnie używanych pojazdów elektrycznych, jak autobusy czy ciężarówki, które albo jeżdżą, albo są ładowane. Natomiast w przypadku samochodów prywatnych, wykorzystywanych do pojechania do pracy, po dzieci, na zakupy, które przez większość dnia stoją bezczynnie i nawet nie są ładowane, upływ czasu jest ważniejszym czynnikiem wpływającym na degradację niż cykle ładowania-rozładowywania, stwierdza doktorant Alexis Geslin, jeden z głównych autorów badań. Dlatego też naukowcy postanowili określić optymalny sposób używania akumulatorów, by zrównoważyć wpływ obu czynników na te urządzenia. Okazało się, że przeciętny użytkownik prywatnego samochodu elektrycznego używa go w sposób optymalny dla akumulatorów. Jedyne, co należy zrobić – ale to już rola producentów samochodów – to dostosowanie oprogramowania zarządzającego akumulatorami do wniosków płynących z tych badań.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Symulacje przeprowadzone na Uniwersytecie w Toronto wskazują, że szybkie rozpowszechnienie samochodów elektrycznych może mieć olbrzymie znaczenie dla zdrowia całej populacji. Naukowcy z Department of Civil & Mineral Engineering i Saudi Aramco stwierdzili, że gwałtowny wzrost liczby samochodów elektrycznych w USA, w połączeniu ze znacznym zwiększeniem produkcji energii ze źródeł odnawialnych, przyniósłby korzyści w obszarze ochrony zdrowia, których wartość wyniosłaby od 84 do 188 miliardów dolarów do roku 2050. Nawet scenariusze z wolniejszym rozpowszechnianiem się samochodów elektrycznych i odnawialnych źródeł energii wykazały korzyści idące w dziesiątki miliardów USD.
      Gdy specjaliści badają wpływ samochodów elektrycznych, zwykle skupiają się na emisji dwutlenku węgla i jego wpływie na miany klimatu, mówi profesor Marianne Hazopoulou. Jednak CO2 nie jest jedyną substancją, emitowaną przez rury wydechowe. Silniki spalinowe wytwarzają wiele zanieczyszczeń powietrza, które mają duży wpływ na zdrowie ludzi. I wpływ ten można zmierzyć, dodaje uczona.
      W badaniach brali też udział doktor Jean Schmitt, profesorowie Daniel Posen i Heather Maclean, oraz badacz z największego na świecie koncernu naftowego, Amir F.N. Abdul-Manan z należącego do Saudi Aramco Strategic Transport Analysis Team.
      Wymienieni eksperci specjalizują się w badaniu cyklu życiowego produktów. Swoje doświadczenie wykorzystali już wcześniej do stworzenia modelu komputerowego oceniającego wpływ elektryfikacji transportu na rynek w USA. Wykazali wówczas, że samo przejście na transport elektryczny nie wystarczy, by spełnić cele porozumienia paryskiego. Teraz postanowili zająć się wpływem samochodów elektrycznych na ludzkie zdrowie.
      Uczeni wykorzystali swój model komputerowy do przeprowadzenia symulacji tego, co dzieje się z innymi niż CO2 produktami spalania. Modelowanie tych zanieczyszczeń jest bardzo różne od modelowania CO2, które pozostaje w atmosferze przez dziesięciolecia i jest w niej dobrze wymieszane. Te inne zanieczyszczenia oraz ich wpływ na zdrowie, oddziałują bardziej miejscowo. Ważne są tutaj zarówno poziom emisji, jak i jej miejsce, wyjaśnia profesor Posen.
      Co prawda samochody elektryczne nie emitują zanieczyszczeń, ale również mogą być odpowiedzialne za ich powstawanie, jeśli są zasilane energią produkowaną z paliw kopalnych. Jednocześnie przenoszą te zanieczyszczenia z dróg do elektrowni. Zatem narażone są na nie bardziej społeczności żyjące w pobliżu zakładów produkcji energii.
      Obecnie produkowane samochody spalinowe wytwarzają znacznie mniej zanieczyszczeń, niż samochody wyprodukowane 20 lat temu. Tych ostatnich wciąż wiele jeździ po drogach. Jeśli więc chcemy uczciwie porównać samochody elektryczne z samochodami spalinowymi, musimy wziąć pod uwagę, że emisja z samochodów spalinowych będzie jeszcze bardziej spadała w miarę, jak starsze pojazdy będą wycofywane z użytkowania. Musimy też brać pod uwagę strukturę produkcji energii, w tym fakt, że energia odnawialna ma coraz większy udział, wyjaśnia doktor Schmitt.
      Naukowcy wybrali dwa główne scenariusze, na podstawie których symulowali sytuację do roku 2050. Pierwszy z nich zakładał, że nie produkujemy już więcej żadnego samochodu elektrycznego, a jednocześnie starsze samochody spalinowe są zastępowane nowszymi, bardziej efektywnymi pojazdami. Według drugiego scenariusza, prowadzona jest szybka elektryfikacja transportu i po roku 2035 sprzedawane są wyłącznie samochody elektryczne. Ten drugi scenariusz badacze nazwali „agresywnym”, ale przypomnieli, że jest on zgodny z deklaracjami wielu krajów. Na przykład Norwegia planuje, że już w przyszłym roku w kraju tym sprzedawane będą wyłącznie samochody elektryczne, a Kanada deklaruje, że samochody spalinowe nie będą sprzedawane najpóźniej od roku 2035.
      Dla obu scenariuszy ustanowiono cały szereg warunków i symulowano poziom zanieczyszczeń powietrza w USA. Następnie naukowcy wykorzystali metodologię używaną przez epidemiologów, firmy ubezpieczeniowe i analityków rządowych do powiązania poziomów zanieczyszczeń z szacunkami takimi jak utracone lata życia oraz ich wartość gospodarcza.
      Nasza symulacja pokazuje, że szybkie rozpowszechnianie się samochodów elektrycznych pomiędzy dniem dzisiejszym a rokiem 2050, przyniesie skumulowane korzyści dla zdrowia publicznego liczone w setkach miliardów dolarów, mówi Posen. To bardzo znaczący wynik, ale trzeba tutaj podkreślić, że korzyści te można osiągnąć tylko wówczas, gdy systemy produkcji energii elektrycznej będą stawały się coraz bardziej ekologiczne. Już teraz odchodzimy od paliw kopalnych i trend ten prawdopodobnie będzie też obecny w przyszłości. Na potrzeby naszych symulacji rozważyliśmy też scenariusz, w którym miks energetyczny się nie zmienia i udział poszczególnych rodzajów energii jest taki sam jak obecnie. W takim przypadku lepiej byłoby zastąpić wszystkie stare samochody spalinowe nowymi. To również nie jest zbyt realistyczny scenariusz, wyjaśnia Posen.
      Warto więc zadać sobie kolejne pytanie. Czy ważniejsza jest dekarbonizacja transportu poprzez szerokie rozpowszechnienie samochodów elektrycznych czy też najpierw należy zdekarbonizować produkcję energii, bo to ona jest źródłem zanieczyszczeń generowanych przez samochody elektryczne.
      Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy zdać sobie sprawę z tego, że kupowane dzisiaj samochody będą jeździły po drogach przez kolejne dekady. Jeśli będziemy sprzedawali więcej samochodów spalinowych to, niezależnie od ich efektywności, będą one przez lata zanieczyszczały środowisko i negatywnie wpływały na ludzkie zdrowie. Musimy dekarbonizować źródła produkcji energii, i to robimy, ale nie możemy czekać na zakończenie tego procesu, by rozpowszechniać samochody elektryczne, wyjaśnia Hatzopoulou.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ostatnio często słyszymy o pożarach samochodów elektrycznych. Powstaje wrażenie, jakoby miały one miejsce bardzo często. Czy jednak rzeczywiście pojazdy elektryczne płoną częściej niż samochody spalinowe? Analiza danych z USA przeprowadzona przez porównywarkę ubezpieczeń AutoinsuranceEZ oraz dane Szwedzkiej Agencji Bezpieczeństwa Publicznego pokazują, że samochody elektryczne są bezpieczniejsze pod względem zagrożenia pożarowego od samochodów spalinowych. Największe zaś ryzyko stwarzają hybrydy.
      W ubiegłym roku analitycy z AutoinsuranceEZ przyjrzeli się danym zgromadzonym przez amerykańskie Narodową Radę Bezpieczeństwa Transportu (NTHB), Biuro Statystyk Transportu (BTS) oraz rządowym informacjom nt. samochodów, które sami producenci ściągnęli z rynku z powodu zagrożenia pożarowego. Z analizy wynika, że najbardziej ryzykownym typem pojazdu są hybrydy. Na każdych 100 000 sprzedanych hybryd zanotowano 3474,5 pożarów. Na drugim miejscu uplasowały się samochody spalinowe, z których płonie 1529,9 na 100 tysięcy sprzedanych. Jeśli zaś chodzi o pojazdy elektryczne, to zanotowano 25,1 pożarów na 100 000 sprzedanych.
      Eksperci sprawdzili też, ile pojazdów zostało ściągniętych z rynku z powodu ryzyka pożaru. I tak na przykład w roku 2020 Hyundai poinformował, że 430 000 sztuk spalinowego modelu Elantra jest zagrożonych pożarem. Ryzyko stwarzała instalacja elektryczna. W tym samym roku konieczna była naprawa usterki w 308 000 spalinowych modeli Kia Cadenza i Kia Sportage. Również tutaj problemem była instalacja elektryczna. Z kolei w 95 000 spalinowych Huyndai Genesis zagrożenie pożarowe stwarzał ABS, a producent McLarena Senny i McLarena 720S poinformował o wyciekach paliwa z 2800 samochodów.
      Narażone były też, oczywiście, samochody elektryczne. Pojawiła się konieczność naprawy usterek w 82 000 sztuk Huyndaia Kona i 70 000 Chryslera Pacifica. Tutaj problemem był akumulator. On też stwarza problemy w pojazdach hybrydowych.
      Jak więc wynika z dostępnych danych, w przypadku samochodów elektrycznych i hybrydowych pożary są powodowane przez usterki w akumulatorach, podczas gdy w pojazdach spalinowych przyczyn jest więcej i zagrożenie stanowiły układ elektryczny, wycieki paliwa oraz usterki w ABS.
      Dane z USA znajdują potwierdzenie w informacjach ze Szwecji. Na koniec 2022 roku u naszych północnych sąsiadów po drogach jeździło 610 716 samochodów elektrycznych i hybrydowych oraz 4 396 827 samochodów spalinowych. W tym czasie doszło do 106 pożarów elektrycznych środków transportu. Najczęściej, bo 38 razy, płonęły skutery, zanotowano 23 pożary samochodów osobowych i 20 pożarów rowerów.
      Szwedzi informują, że w ciągu ostatnich trzech lat liczba pożarów samochodów elektrycznych utrzymuje się na stałym poziomie około 20 rocznie, mimo że w tym czasie liczba samochodów tego typu zwiększyła się niemal dwukrotnie. To oznacza, że statystyczne ryzyko pożaru spada. W latach 2018–2020 w Szwecji zanotowano 81 pożarów samochodów elektrycznych. Do 17 doszło w czasie jazdy (zaliczono tutaj pożary w wyniku wypadków drogowych), 18 miało miejsce w trakcie ładowania, a w przypadku 46 nie ustalono w jakich warunkach pożar miał miejsce.
      Jak już wspomnieliśmy, w 2022 roku spłonęły w Szwecji 23 elektryczne i hybrydowe samochody pasażerskie. W tym samym roku całkowita liczba pożarów samochodów pasażerskich w Szwecji to około 3400 rocznie. Biorąc pod uwagę liczbę samochodów różnych typów trzeba stwierdzić, że zapaliło się 0,004% samochodów elektrycznych i hybrydowych oraz 0,09% samochodów spalinowych. Wśród pożarów pojazdów spalinowych układ elektryczny bądź akumulatory były przyczyną 656 pożarów.
      Z dostępnych polskich danych wynika, że w ubiegłym roku doszło w naszym kraju do 10 pożarów samochodów elektrycznych (na 29 780 zarejestrowanych) i 8333 pożarów samochodów spalinowych (na ok. 20 milionów zarejestrowanych). Zatem współczynnik pojazdów, które uległy pożarowi wynosi, odpowiednio, 0,03 i 0,04 procent.
      Głównym problemem związanym z pożarami samochodów elektrycznych, nie jest więc częstotliwość ich występowania, a trudności z ugaszeniem.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rosnąca popularność samochodów elektrycznych (EV) często postrzegana jako problem dla sieci elektroenergetycznych, które nie są dostosowane do nowego masowego źródła obciążenia. Naukowcy z Uniwersytetu w Lejdzie oraz amerykańskiego Narodowego Laboratorium Energii Odnawialnej podeszli do zagadnienia z innej strony. Z analizy wynika, że w ciągu najbliższych lat EV mogą stać się wielkim magazynem energii ze źródeł odnawialnych, stabilizując energetykę słoneczną i wiatrową.
      Energia z wiatru i słońca to najszybciej rosnące źródła energii. So to jednak źródła niestabilne, nie dostarczają energii gdy wiatr nie wieje, a słońce nie świeci. Z analizy, opublikowanej na łamach Nature Communications, dowiadujemy się, że rolę stabilizatora mogą odegrać samochody elektryczne. Obecnie większość ich właścicieli ładuje samochody w nocy. Autorzy badań uważają, że właściciele takich pojazdów mogliby podpisywać odpowiednie umowy z dostawcami energii. Na jej podstawie dostawca energii sprawowałby kontrolę nad ładowaniem samochodu w taki sposób, by z jednej strony zapewnić w sieci odpowiednią ilość energii, a z drugiej – załadować akumulatory do pełna. Właściciel samochodu otrzymywałby pieniądze za wykorzystanie jego pojazdu w taki sposób, wyjaśnia główny autor badań, Chengjian Xu.
      Co więcej, gdy pojemność akumulatorów zmniejsza się do 70–80 procent pojemności początkowej, zwykle nie nadają się one do zastosowań w transporcie. Jednak nadal przez wiele lat mogą posłużyć do stabilizowania sieci elektroenergetycznych. Dlatego też, jeśli kwestia taka zostanie uregulowana odpowiednimi przepisami, akumulatory takie mogłyby jeszcze długo służyć jako magazyny energii.
      Z wyliczeń holendersko-amerykańskiego zespołu wynika, że do roku 2050 samochody elektryczne oraz zużyte akumulatory mogą stanowić wielki bank energii o pojemności od 32 do 62 TWh. Tymczasem światowe zapotrzebowanie na krótkoterminowe przechowywanie energii będzie wówczas wynosiło od 3,4 do 19,2 TWh. Przeprowadzone analizy wykazały, że wystarczy, by od 12 do 43 procent właścicieli samochodów elektrycznych podpisało odpowiednie umowy z dostawcami energii, a świat zyska wystarczające możliwości przechowywania energii. Jeśli zaś udałoby się wykorzystać w roli magazynu energii połowę zużytych akumulatorów, to wystarczy, by mniej niż 10% kierowców podpisało umowy z dostawcami energii.
      Już w roku 2030 w wielu regionach świata EV i zużyte akumulatory mogą zaspokoić popyt na krótkoterminowe przechowywanie energii.
      Oczywiście wiele tutaj zależy od uregulowań prawnych oraz od tempa popularyzacji samochodów elektrycznych w różnych regionach świata. Autorzy badań zauważają też, że wielką niewiadomą jest tempo degradacji akumulatorów przyszłości, które będzie zależało m.in. od postępu technologicznego, czy też tempo rozwoju systemów zarządzania energią. Nie wiadomo także, czy nie zajdą radykalne zmiany w samym systemie transportowym. Nie można wykluczyć np. zmiany przyzwyczajeń i rozpowszechnienia się komunikacji zbiorowej czy systemów wspólnego użytkowania pojazdów, na dostępność samochodów i akumulatorów może też wpłynąć rozpowszechnienie się pojazdów autonomicznych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prezydent Biden zatwierdził przeznaczenie 900 milionów dolarów na budowę stacji ładowania samochodów elektrycznych. Podczas North American International Auto Show w Detroit prezydent stwierdził, że niezależnie od tego czy będziecie jechali wybrzeżem autostradą I-10 [prowadzi z Kalifornii na Florydę - red.] czy I-75 [wiedzie z Michigan na Florydę] stacje do ładowania będą wszędzie i można je będzie znaleźć równie łatwo jak stacje benzynowe.
      Wspomniane 900 milionów USD będą pochodziły z zatwierdzonego w ubiegłym roku planu infrastrukturalnego na który przewidziano bilion dolarów, z czego 550 miliardów na transport czy internet szerokopasmowy i infrastrukturę taką jak np. sieci wodociągowe.
      W 2020 roku amerykański transport odpowiadał za 27% amerykańskiej emisji gazów cieplarnianych. To najwięcej ze wszystkich działów gospodarki. Władze Stanów Zjednoczonych chcą, by do roku 2030 samochody elektryczne stanowiły połowę całej sprzedaży pojazdów w USA. Poszczególne stany podejmują własne, bardziej ambitne inicjatywy. Na przykład Kalifornia przyjęła przepisy zgodnie z którymi od 2035 roku zakaże sprzedaży samochodów z silnikami benzynowymi.
      Obecnie pojazdy elektryczne stanowią jedynie 6% sprzedaży samochodów w USA. Jedną z najważniejszych przyczyn, dla których Amerykanie nie chcą kupować pojazdów z silnikiem elektrycznym jest obawa o łatwy dostęp do punktów ładowania. Obecnie w całym kraju takich punktów jest poniżej 47 000. Biden chce, by do roku 2030 ich liczba wzrosła do 500 000.
      W dokumencie zatwierdzającym wspomniane 900 milionów USD znalazła się też propozycja, by narzucić stanom obowiązek zakładania stacji ładowania pojazdów elektrycznych do 50 mil na głównych drogach stanowych i autostradach. Stany o dużym odsetku społeczności wiejskich już wyraziły obawę, że z takim obowiązkiem sobie nie poradzą. Dlatego też dla takich stanów oraz na potrzeby centrów miejskich i ubogich społeczności przygotowano program grantowy o łącznej wartości 2,5 miliarda USD.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...