Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'pożywienie' .
Znaleziono 15 wyników
-
Pływacz szary, jedyny żyjący przedstawiciel rodziny pływaczowatych, to przykład wielkiego sukcesu ochrony zagrożonego gatunku. Teraz naukowcy odkryli, że zwierzęta te przetrwały wielokrotne cykle oziębiania i ogrzewania się klimatu ziemi dzięki znacznie bardziej zróżnicowanej diecie niż stosują obecnie. W latach 30. ubiegłego wieku, gdy rozpoczęto chronić pływacze szare, na świecie pozostało mniej niż 1000 tych zwierząt. Obecnie żyje ich około 22 000. Gatunek nie jest już zagrożony, jednak uczeni zdobyli dowody na to, że zanim ludzie zaczęli polować na pływacze w światowych oceanach żyło od 76 do 120 tysięcy tych zwierząt. Biolog ewolucyjny profesor David Lindberg z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i jego były student, obecnie kurator skamieniałości ssaków morskich w Smithsonian Institution Nicholas D. Pyenson uważają, że gatunek mógł liczyć tak wiele osobników, gdyż miał bardzo elastyczną dietę. Korzystał z większej liczby zasobów żywności niż obecnie. Teraz zaobserwowano, że pływacze na nowo odkrywają zapomniane źródła pożywienia. Dotychczas uważano, że pływacze żywią się zasysając osady z dna i odfiltrowując z nich robaki i obunogi. Okazuje się jednak, że niektóre zwierzęta żywią się też krylem i śledziami, podobnie jak inne fiszbinowce. Co więcej, zauważono grupę, która przestała migrować i przez cały rok pozostawała w okolicach kanadyjskiej Wyspy Vancouver polując na kryl i śledzie. Szacunków historycznej populacji pływaczy dokonano na podstawie badań genetycznych. Gdyby epokę lodowcową przeżyło mniej zwierząt, niż wyliczono, znalazłoby to odbicie w ich genach, gdyż doszłoby do chowu wsobnego. Nowe odkrycie to dobra wiadomość. Jest on bowiem znacznie bardziej elastyczny niż dotychczas sądziliśmy, co daje mu większe szanse na przetrwanie. Pływacz szary pojawił się na Ziemi przed co najmniej 2,5 milionami lat. W tym czasie nasza planeta przeszła ponad 40 dużych okresów ochładzania się i ocieplania klimatu. Każdy z nich miał znaczący wpływ na florę i faunę. W czasie ostatniego zlodowacenia, wskutek ochłodzenia się klimatu oraz ekspansji ludzi, wyginęło większość dużych ssaków lądowych. Jednak środowisko morskie przetrwało ten okres w bardzo dobrym stanie. Na jednej z XIX-wiecznych rycin widzimy pływacze szare wśród kry, co wskazuje, że zwierzęta te dobrze znoszą jej obecność, a zatem zlodowacenie nie powinno wyrządzić im większych szkód. Pyenson i Lindberg dokładnie zbadali wschodnią populację pływaczy, której historię można śledzić na około 200 000 lat wstecz. Wzięli pod uwagę zmniejszenie się dostępnej dla zwierząt powierzchni Morza Beringa w czasie zlodowacenia oraz zdolność pływaczy do czerpania osadów z dna. Na tej podstawie wyliczyli, że zwierzęta były w stanie zmienić dietę. Gdyby żywiły się przede wszystkim w Morzu Beringa, nie uniknęłyby załamania populacji - mówi Lindberg. Zakładając, że w ciepłym okresie populacja zwierząt liczyła około 70 000 osobników uczeni stwierdzili, iż podczas zlodowacenia nie mogła spaść poniżej 5000, gdyż byłoby to widoczne w ich genach. A skoro utrzymała się na tak wysokim poziomie w tak trudnym okresie, to znaczy, że pływacze musiały znaleźć inne źródlo pożywienia. Obaj naukowcy uważają również, że obecne zasoby pożywienia, zakładając, że pływacze będą żywiły się tylko i wyłącznie odfiltrowując organizmy z dna, wystarczają na utrzymanie populacji liczącej nawet 170 000 osobników. Korzystanie z krylu i śledzi umożliwi im na dalsze zwiększenie populacji. Lindberg i Pyenson wzywają innych specjalistów, do podobnego zbadania historii i potencjału przetrwania innych gatunków. Fakt, że pływacze są tak elastyczne i mogą poradzić sobie z globalnym ociepleniem, nie oznacza, iż obserwacje takie są prawdziwe w odniesieniu do innych gatunków. Szczególnie takich, które korzystają z Morza Beringa - jednego z najbardziej produktywnych ekosystemów morskich. Obecnie podejmujemy wiele decyzji dotyczących ochrony środowiska, mimo że nie mamy wielu ważnych danych. Włączenie danych paleontologicznych i geologicznych do znanych danych ekologicznych pozwoli nam przygotować się do nadchodzących zmian w środowisku morskim - mówi Lindberg.
-
- przetrwanie gatunku
- ochrona
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z Victoria University w Wellington zaobserwowali, jak w lasach buczynowych na Wyspie Południowej gatunek inwazyjny, osa pospolita (Vespula vulgaris), radzi sobie przy jedzeniu z konkurencją w postaci miejscowych gatunków mrówek. Nagrania wideo z karmników ujawniły, że rozdrażnione osy chwytały mrówki w żuwaczki, wzbijały się w powietrze i po jakimś czasie "przypadkiem" upuszczały je z dala od przekąski. Gdy wzrastała liczba mrówek, rosła częstotliwość upuszczania i odległość, na jaką mrówki były wynoszone. Jak tłumaczą entomolodzy Phil Lester i Julien Grangier, ludzkim odpowiednikiem traumatycznego przeżycia mrówek byłby upadek z wysokości połowy boiska futbolowego, czyli ok. 54 m. Zdesantowane mrówki nie odnoszą fizycznych urazów, ale są tak zaskoczone, że często nie wracają do karmnika. V. vulgaris znajduje się na liście 100 najgorszych gatunków inwazyjnych, a z największym jej zagęszczeniem spotkać się można właśnie na Wyspie Południowej. W walce o pożywienie dominują nad wszystkimi rdzennymi mieszkańcami z wyjątkiem mrówek. Mimo że są 200-krotnie mniejsze, mrówki są w stanie zadbać o swoje, zdecydowanie ruszając na osy, spryskując je kwasem oraz gryząc. Ostatecznie osy stają się tak rozwścieczone, że chwytają mrówkę i wynoszą ją z dala od jedzenia. Strategia działa. Daje osom dostęp do źródeł, których w innym razie by nie miały – wyjaśnia dr Lester. Grangier dodaje, że takiego zachowania nie widywano nigdy wcześniej. Wygląda na to, że osy potrafią ocenić stopień oraz rodzaj konkurencji i odpowiednio dostosować swoje postępowanie. Wg naukowców, to właśnie ta plastyczność behawioralna zadecydowała, że V. vulgaris są tak rozpowszechnione i inwazyjne. Osy wydają się słyszeć komunikaty mrówek. Nerwy w ich czułkach odbierają feromony [...]. Niewykluczone więc, że żerujące mrówki przyciągają osy do zapasów pokarmu. Kiedy osy się już tam zjawią, dostosowują zachowanie do nasilenia konkurencji stwarzanej przez mrówki – podsumowuje Lester. Z całym artykułem na ten temat można się zapoznać na łamach pisma Biology Letters. http://www.youtube.com/watch?v=DILNPkA9vwY
-
- osa pospolita
- Vespula vulgaris
- (i 10 więcej)
-
Liczba zimujących w Europie łabędzi czarnodziobych (Cygnus columbianus) zmalała w latach 1995-2005 z dwudziestu dziewięciu do dwudziestu jeden tysięcy. Naukowcy z brytyjskiego Wildfowl and Wetlands Trust (WWT), którzy dobrze znali twierdzenia, że powodem kurczenia się populacji jest niedobór pożywienia, postanowili przed migracją do euroazjatyckiej tundry zmierzyć kupry ptaków, by sprawdzić, czy mają wystarczająco dużo zapasów tłuszczu na podróż o długości ok. 4000 km. Naukowcy z WWT zdjęli miarę z odcinka między skrzydłami a ogonem łabędzi w położonym na mokradłach centrum w Slimbridge. Dane trzeba jeszcze do końca przeanalizować, ale jak twierdzi Julia Newth, obserwacje pokazują, że większość ptaków zaczyna sezonową migrację z dobrze rozbudowanym tyłem. Oznacza to, że ptaki mają na zimowiskach Wielkiej Brytanii wystarczającą ilość pożywienia i trzeba ocenić, czy przez lata kondycja ich organizmu jakoś się zmieniła, a jeśli tak, to czy ma to związek z zauważalnym ostatnio spadkiem liczebności. Newth wyjaśnia, że u szczupłego łabędzia widać z tyłu lekkie zagłębienie, a u dobrze odżywionego osobnika dwa wzgórki. Specjaliści z WWT obserwują C. columbianus już od lat 60. ubiegłego wieku. Uważają, że na liczebność tego gatunku wpływają zmiany habitatu i pogody w miejscach lęgowych. Ptaki padają też ofiarą zderzeń z liniami energetycznymi oraz ulegają zatruciu ołowiem.
-
- łabędź czarnodzioby
- migracja
-
(i 10 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Australijczycy odkryli, że obfitość pożywienia i brak drapieżników po wyginięciu dinozaurów doprowadziły do tego, że latające uprzednio ptaki utyły i straciły zdolność lotu (Systematic Biology). Dr Matthew Phillips z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego i jego zespół przyjrzeli się sekwencjom mitochondrialnego DNA (mtDNA) wymarłych moa. Choć spodziewali się, że będą spokrewnione z nielotami, ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że ich najbliższymi krewnymi są niewielkie latające kusacze z Ameryki Południowej. Badania molekularne akademików z antypodów wykazały, że strusie północnoafrykańskie, australijskie emu i kazuary, południowoamerykańskie nandu oraz nowozelandzkie moa niezależnie utraciły zdolność do lotu, ale miało to bliski związek z zagładą dinozaurów ok. 65 mln lat temu. Sądzono, że wiele największych nielotów świata, bezgrzebieniowców (Ratitae), miało wspólnego nielatającego przodka. My skupiliśmy się na podnoszonych ostatnio wątpliwościach dotyczących tego założenia. Nasze studium sugeruje, że latający przodkowie bezgrzebieniowców żerowali na poziomie gruntu i dobrze biegali. Wyginięcie dinozaurów zniosło presję ewolucyjną wywieraną przez drapieżniki, by ptaki umiały latać i były lekkie. Dr Phillips zaznacza, że niezależne korzenie nielotności pozwalają rozwiązać zagadkę, w jaki sposób bezgrzebieniowce mogły się rozprzestrzenić po świecie, pokonując wiele barier morskich. Ich przodkowie po prostu umieli latać. Wg niektórych, Ratitae miały być reliktami superkontynentu Gondwany, która łączyła Afrykę, Amerykę Południową, Australię, Antarktydę, Nową Zelandię, Indie i Madagaskar. My wykazaliśmy, że odrębne linie bezgrzebieniowców wyewoluowały zbyt niedawno, by znajdować się na Gondwanie, zanim doszło do rozpadu superkontynentu. Niewykluczone też, że nie tylko strusie, ale i wszystkie Ratitae pochodzą z północnych kontynentów.
- 1 odpowiedź
-
Jeśli dać świniom okazję do zapoznania się z działaniem lustra, później większość z nich skorzysta z odbijającego się w nim obrazu, by znaleźć pożywienie. Świadczy to o stosunkowo wysokim poziomie świadomości (Animal Behaviour). Gdy zespół Donalda Brooma z University of Cambridge po raz pierwszy pokazywał świniom lustro, zwierzęta przybliżały się do niego etapami. Często dotykały go pyskami, a przechodząc z przodu, przyglądały się bacznie nieznanemu obiektowi. Próbowały też zbadać, co znajduje się za nim. Jeden z osobników rozbił zwierciadło, po tym jak uznał, że widziane w nim zwierzę jest rywalem. Jak zaplanowano eksperyment? Najpierw 4 parom świń pozwolono przez 5 godzin dowolnie badać znajdujące się w zagrodzie lustro. Potem każde zwierzę zostało zamknięte samo z lustrem, które było ustawione pod takim kątem, że odbijało ustawioną za przepierzeniem miskę z plasterkami jabłka bądź drażami M&M's. Kiedy świnie puszczono wolno, siedem bez problemu trafiło do naczynia z przysmakiem. Większość osobników z grupy kontrolnej, która nie miała wcześniej styczności z lustrem, ryła za lustrem, tak jakby szukała w tym miejscu jedzenia. Czy świnie poznają same siebie w lustrze, czy wykorzystują je tylko do zdobycia pożywienia? Trudno powiedzieć, ponieważ naukowcy przeprowadzają testy samorozpoznania, malując barwne plamy na ciele zwierzęcia i patrząc, czy próbuje je potem na sobie odnaleźć. Broom naznaczał świnie, ale niewiele mu to dało, gdyż zwierzęta nie zwracały uwagi na znaczki, co nie powinno dziwić, ponieważ przy swoim trybie życia często się brudzą. Biolog mówi, że u świń występuje tzw. świadomość oceniająca. Zwierzęta wykorzystują obserwacje i wspomnienia, by ocenić aktualną sytuację, odnosząc ją do siebie.
-
- pożywienie
- test
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Różnice w aktywności mózgu wyjaśniają, czemu części osób, które schudły, udaje się utrzymać zmniejszoną wagę, a inne zmagają się z efektem jo-jo. Wygląda na to, że mózg tych pierwszych nauczył się inaczej reagować na widok jedzenia (American Journal of Clinical Nutrition). Badacze z amerykańskiego The Miriam Hospital zauważyli, że w porównaniu do ludzi o normalnej wadze i otyłych, u osób przez kilka lat skutecznie utrzymujących niższą wagę na widok jedzenia częściej uruchamiają się obszary mózgu związane z kontrolą zachowania i uwagą wzrokową. Nasze odkrycia rzucają nieco światła na czynniki biologiczne, które mogą się przyczyniać do podtrzymania zmniejszonej wagi – cieszy się dr Jeanne McCaffery. Jej zespół posłużył się funkcjonalnym rezonansem magnetycznym (fMRI). Dzięki niemu śledzono aktywność mózgu 3 grup: 1) 18 osób z normalną wagą, 2) 16 otyłych (z BMI powyżej 30) oraz 3) 17 ochotników, którzy zrzucili przynajmniej 13,5 kg i wytrwali przy niższej wadze przez minimum 3 lata. Po 4-godzinnym "poście" (chodziło o wywołanie uczucia głodu) badanym pokazano zdjęcia pokarmów - zarówno niskokalorycznych, np. płatków pełnoziarnistych, sałatek, świeżych warzyw i owoców, jak i wysokokalorycznych, w tym cheesburgerów, hot dogów, frytek, lodów, ciast i ciasteczek – a także niebędących jedzeniem obiektów o podobnym stopniu złożoności wzrokowej, teksturze i barwie, np. skał, krzaków, cegieł, drzew i kwiatów. Skany MRI utrwalały reakcję mózgu na każdy z tych obrazów. Przedstawiciele 3. grupy reagowali na zdjęcia inaczej niż pozostali. Pojawiły się u nich silne sygnały w obrębie lewego zakrętu czołowego górnego i prawego zakrętu skroniowego środkowego, co oznacza silniejsze hamowanie i nasiloną uwagę wzrokową w odpowiedzi na bodźce "żywnościowe". Możliwe, że takie reakcje mózgu prowadzą do zachowań zapobiegawczych bądź korekcyjnych – zwłaszcza do wzmożonej kontroli odżywiania – co promuje długoterminowe podtrzymanie wagi. Potrzebne są jednak dalsze badania, które wyjaśnią, czy takie reakcje są wrodzone, czy też jednostka może je zmienić.
- 1 odpowiedź
-
- wskazówki
- pożywienie
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nowoczesnym przekąskom, takim jak batony, płatki śniadaniowe czy gotowe zestawy obiadowe nie sposób się oprzeć. Tak przynajmniej uważa David Kessler, były szef amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków (FDA). Jego zdaniem przekąski są tak skomponowane, by pobudzały centra nagrody w mózgu w ten sam sposób, jak robią to papierosy. W laboratoriach wytwórców tego typu żywności naukowcy próbują znaleźć rodzaj "przełącznika" w mózgu, który spowoduje, że gdy zjemy taką przekąskę, będziemy chcieli więcej. Czas, by przestać obwiniać ludzi o to, że mają nadwagę lub są otyli. Problemem leży w tym, że w naszym świecie żywność jest zawsze dostępna i że została tak zmodyfikowana, by chciało się jej jeść coraz więcej. Miliony ludzi nie są po prostu w stanie oprzeć się nowoczesnej żywności - mówi Kessler. W czasach gdy szefował FDA stał się znany dzięki swoim atakom na przemysł tytoniowy. Oskarżał go o dodawanie do papierosów środków, które dodatkowo uzależniały. Teraz twierdzi, że przemysł spożywczy osiągnął podobny efekt, odpowiednio dobierając stosunek tłuszczu, cukru, soli i faktury żywności. Badania przeprowadzone przez Kesslera na Yale University pokazały, że około 50% otyłych i 30% osób z nadwagą ośrodki przyjemności są nadmiernie podatne na pobudzenie. Odpowiednia kombinacja smaków aktywuje większą liczbę neuronów. Pokusa jedzenia staje się coraz silniejsza - mówi Kessler. Podczas innego z badań sprawdzano, jak różne kombinacje smaków aktywują neurony w centrach przyjemności. Okazało się, że najbardziej są pobudzone, gdy jemy cukier wymieszany z czekoladą i alkoholem. Każdy z nas posiada taki punkt, do którego jedzenia cukru, tłuszczu czy soli sprawia nam coraz większą przyjemność. Poza tym punktem uznajemy, że składnika jest zbyt dużo - wyjaśnia Kessler. To właśnie ten punkt próbują odnaleźć i "wyłączyć" naukowcy pracujący dla przemysłu spożywczego.
- 62 odpowiedzi
-
W lasach deszczowych Ameryki Środkowej występuje bogata w składniki odżywcze roślina, znana tu od czasów Majów. Brosimum darzymlecznia, bo o niej mowa, należy do rodziny morwowatych. Wykazuje właściwości lecznicze i daje jadalne słodkie owoce. W ich wnętrzu znajduje się spora pestka, którą można przygotować na kilka sposobów, by smakowała jak purée ziemniaczane, czekolada bądź kawa. Niestety, okoliczni mieszkańcy, choć często jadają tylko jeden posiłek dziennie, nie mają pojęcia, co leży nierozpoznane u ich stóp. Erika Vohman, 45-letnia biolog z The Equilibrium Fund, stara się przywrócić b. darzymlecznię do łask, walczy o ochronę lasów, pragnie też sprawić, by tym razem kobiety odegrały tu ważną rolę. Specjalistka podróżuje do 5 krajów - Hondurasu, Meksyku, Nikaragui, Salwadoru i Gwatemali - i uczy mieszkające tam panie, jak zbierać, wstępnie przygotowywać oraz gotować lub suszyć pestki. Po raz pierwszy Vohman zetknęła się z B. alicastrum 10 lat temu w Gwatemali. Znajomy przygotował specjalnie dla niej pyszną zupę z orzecha chlebowego (to jedna z nazw "genialnej" rośliny). W przeszłości Majowie uprawiali b. darzymlecznię, która stanowiła jeden z podstawowych pokarmów. Teraz ich potomkowie pustoszą las tropikalny i wycinają go pod inne uprawy, podczas gdy wcale nie muszą tego robić. Drzewa te można bowiem hodować bez karczowania pozostałych. W dodatku są one mniej wrażliwe na zmiany klimatu od roślin wprowadzanych na ich miejsce. W 2001 roku Vohman założyła Fundację Równowagi (The Equilibrium Fund), której celami statutowymi są przeciwdziałanie biedzie, niedożywieniu oraz wylesieniu przez zaznajomienie rdzennych ludów z orzechami chlebowymi. Rocznie z jednego drzewa uzyskuje się do 400 kg orzechów, a po ususzeniu można je przechowywać nawet przez 5 lat. Warto się w nie zaopatrzyć choćby ze względów dietetycznych, ponieważ stanowią bogate źródło białek, wapnia, potasu, żelaza, kwasu foliowego, cynku, włókien oraz witamin A, E, C i B. B. darzymlecznia trafiła już pod strzechy 700 wiosek. W Versalles w Nikaragui kobiety przygotowują z niej placki (rodzaj podpłomyków), ciastka, sałatki, zupy i napoje. Po przeszkoleniu przekazują swoją wiedzę innym, dzięki czemu orzech polepsza byt coraz większej liczby osób. Brosimum alicastrum dorasta do wysokości 45 m. Dojrzałe owoce opadają w marcu-kwietniu. Duża pestka jest otulona cienką pomarańczową skórką o cytrusowym zapachu.
- 1 odpowiedź
-
- Erika Vohman
- Majowie
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Im więcej jemy, tym bardziej rosną nasze ciała - to oczywiste. Mało kto wie jednak, że wzmożona konsumpcja powoduje znaczne zmniejszenie ciał organizmów należących do gatunków, które zjadamy najchętniej. Przyczyną jest najprawdopodobniej nietypowy sposób, w jaki dobieramy sobie ofiary, które lądują później na naszym stole. Badacze twierdzą, że gatunki ryb odławiane masowo w celach konsumpcyjnych cierpią na naszej aktywności nie tylko w wyniku zmniejszenia liczby i liczebności ławic, lecz także przyśpieszenia zmian ewolucyjnych, które przechodzą te organizmy. Podobne zjawisko dotyczy roślin zbieranych w warunkach naturalnych. Nie zaobserwowano go za to u gatunków hodowanych lub uprawianych przez rolników. Jak ustalili Amerykanie, tempo ewolucji gatunków poddanych silnej presji ze strony człowieka jest aż 2,5-krotnie wyższe, niż spotyka się zwykle w naturze. Swoje wnioski wysuwają na podstawie kilkudziesięciu analiz przeprowadzonych przez badaczy z wielu krajów świata, którzy obserwowali zmiany rozmiaru ciał oraz zachowań rozrodczych 29 gatunków roślin i zwierząt. Czynnikiem odpowiedzialnym za zaobserwowane zaburzenia nie jest, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka, ilość spożywanego przez nas pokarmu. Źródłem problemów są najprawdopodobniej nasze nietypowe upodobania. O ile bowiem drapieżniki żyjące w naturze wybierają celowo osobniki najsłabsze i najłatwiejsze do zabicia, ludzie zadowalają się głównie tymi największymi. Presja ze strony człowieka sprawia, że znaczne rozmiary ciała stają się czynnikiem zwiększającym ryzyko przedwczesnej śmierci. Mniejsze okazy wykorzystują powstającą niszę, zwiększając swoją liczebność i znacznie wcześniej przystępując do rozpłodu. I choć ich potomstwo jest zwykle mniej liczne i ma mniejsze szanse na przeżycie, wciąż posiada ono cechę kluczową dla przeżycia: niewielkie gabaryty. Dynamika obserwowanych zmian jest zatrważająca. Analiza danych wykazała, że rozmiary ciał wielu zwierząt i roślin spadły wyraźnie w ciągu zaledwie kilku pokoleń. Przygnębiający rekord osiągnęły owce kanadyjskie (Ovis canadensis), których średnia wielkość spadła aż o 20% w ciągu trzydziestu lat. Kolejne badania mają ustalić, jak wiele czasu potrzeba na odtworzenie pierwotnych cech populacji przetrzebionych przez człowieka. Nie będzie to jednak proste, gdyż organizmy te wciąż są poddane silnej presji ze strony człowieka. Jak tłumaczy główny autor studium, Chris Darimont z Uniwersytetu Kalifornijskiego, przeprowadzenie takich badań przypomina nieco jeden z wielkich eksperymentów, których nigdy nie przeprowadzono. Mimo to, jego zdaniem trzeba znaleźć na to sposób: nikt nie chce bardzo, bardzo małych dorszy, które dojrzewają w wieku dwóch lat.
- 6 odpowiedzi
-
- polowanie
- zmniejszanie
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Osoby świadome swoich emocji i mające do nich zaufanie decydują się na zdrowsze pokarmy. Rzadziej zdarza im się wpaść w pułapkę zachęcającego zdjęcia i zjeść coś tylko dlatego, że ładnie na nim wygląda (Journal of Consumer Research). Blair Kidwell, David M. Hardesty i Terry L. Childers z University of Kentucky zbadali inteligencję emocjonalną różnych osób, w tym otyłych. Zauważyli coś bardzo ciekawego. U osób dokonujących najzdrowszych wyborów występowała silna korelacja między ilorazem inteligencji emocjonalnej (IE) a zaufaniem do tejże. Amerykanie nazwali to emocjonalną kalibracją. Podczas oglądania restauracyjnego menu konsumenci mogą nie być świadomi subtelnego wpływu ukrytych emocji, podniecenia wywołanego apetycznym widokiem niezdrowych potraw". Postawieni w sytuacji wyboru między zdrowym i niezdrowym, ludzie, którzy wierzą, że potrafią właściwie interpretować i posługiwać się swoimi emocjami, a w rzeczywistości wcale tego nie umieją, decydują się na gorszą z alternatyw. W pierwszym z eksperymentów naukowcy oceniali inteligencję emocjonalną, pewność siebie i wiedzę dietetyczną ochotników. Następnie prosili o skomponowanie posiłków z dostarczonego menu. Znajdował się tam cały wachlarz propozycji: jedne były zdrowe, inne nie za bardzo. Psycholodzy zauważyli, że ludzie źle wycechowani emocjonalnie (rozdźwięk między IE a rzeczywistością lub zaufaniem do swoich możliwości) tworzyli posiłki bardziej kaloryczne. Co więcej, były one nawet bardziej kaloryczne od pomysłów osób z niewielką wiedzą dietetyczną. W drugim eksperymencie osoby otyłe wypełniały w Internecie kwestionariusz. Okazało się, że w ich przypadku nieprawidłowa kalibracja emocjonalna zwiększała podatność na kompulsywne jedzenie, wyzwalane przez rzucające się w oczy zdjęcia potraw czy produktów. Aby ludzie mogli podejmować właściwe decyzje żywieniowe, nie mogą być ani zbyt pewni, ani zbyt niepewni swoich uczuć. Jak zwykle najlepszy okazuje się złoty środek...
-
Większość z nas kojarzy wilki z drapieżnikami ścigającymi ssaki kopytne, takie jak sarny czy jelenie. Okazuje się jednak, że w niektórych sytuacjach zwierzęta te najwyraźniej wolą polować na ryby. Autorem zaskakującego odkrycia jest dr Chris Darimont pracujący dla University of Victoria oraz kanadyjskiego stowarzyszenia Raincoast Conservation Foundation. Jego zespół prowadził obserwacje zachowań wilków zamieszkujących teren o powierzchni 3300 kilometrów kwadratowych położony na terytorium Kolumbii Brytyjskiej. W celu określenia diety drapieżników badano porzucone resztki pożywienia oraz skład chemiczny zrzuconych przez nie włosów. Uzyskano w ten sposób precycyjny opis menu tych szlachetnych psowatych. Przez większość roku wilki, zgodnie z obiegową opinią, polują na zwierzynę leśną na czele z jeleniami, sarnami i łosiami. Okazuje się jednak, że po nadejściu jesieni, gdy w zasięgu pojawiają się łososie, szlachetni drapieżcy zmieniają swoją dietę i wybierają własnie ryby. Wcześniej uważano, że są one pożerane przez wilki dopiero wtedy, gdy spada liczba znajdujących się w zasięgu ssaków kopytnych. Przełożony dr. Darimonta, dr Thomas Reimchen, jest pod wrażeniem uzyskanych wyników: łososie ciągle nas zaskakują. Wciąż pokazują nam, w jaki sposób ich oceaniczne migracje wpływają na całe ekosystemy. Jeśli chodzi o dostarczanie pożywienia oraz substancji odżywczych całej ziemskiej sieci zależności pokarmowych, chętnie myślimy o nich jak o północnoamerykańskim odpowiedniku zamieszkujących park Serengeti antylop gnu. Jak twierdzą autorzy badania, zainteresowanie wilków łososiami wynika z trzech faktów. Pierwszy to bezpieczeństwo - ryba nie stanowi dla drapieżcy zagrożenia w razie niepowodzenia polowania. Po drugie, zawiera mnóstwo korzystnych dla zdrowia substancji odżywczych. Co więcej, ze względu na wysoką zawartość tłuszczu, jest to bardzo wydajne źródło energii. Niestety szlachetni drapieżcy mogą pewnego dnia zostać pozbawieni swojego ulubionego jesiennego pokarmu. Dr Darimont podkreśla, że łososie mogą pewnego dnia wyginąć ze względu na liczne czyhające na nie zagrożenia: istnieje wiele zagrożeń, które mogą dotknąć ekosystemy zależne od łososi. Należy do nich nadmierna eksploatacja przez rybaków oraz niszczenie naturalnych miejsc składania ikry, a także choroby zawleczone z odległych terenów. Badacz tłumaczy, że wszystkie te czynniki doprowadziły w ciągu zaledwie stu lat do spadku liczebności tego gatunku ryb w wielu miejscach świata aż o 90%. Szczegółowych informacji na temat odkrycia dostarcza czasopismo BMC Ecology.
-
- pokarm
- drapieżnik
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Eksperymenty przeprowadzone przez włoskich naukowców sugerują, że kapucynki rozumieją symboliczną wartość przedmiotów. Innymi słowy, są w stanie pojąć pewne proste zasady wymiany i siły nabywczej. Wspomniane badania prowadziła Elsa Addessi z Włoskiej Narodowej Rady Badań Naukowych. Najpierw pani Addessi wraz z zespołem nauczyli małpy, by kojarzyły żetony o różnym kształcie i rozmiarze z pożywieniem. Następnie, na podstawie obserwacji preferencji małp, podawane im pożywienie podzielono na trzy grupy: A, B i C. Do "A" zaliczono ulubione potrawy, do "B" takie, które były mniej lubiane, a do "C" - najmniej lubiane. Podczas tego eksperymentu zwierzęta dowiedziały się, że za jedną część pożywienia z grupy A mogą otrzymać dwie części z grupy B, a za jedną część z B dostaną dwie części z C. Oznaczało to również, że za jedną część z A otrzymają cztery części z C. Później pożywienie zastąpiono odpowiadającymi im żetonami. Naukowcy zauważyli, że małpy potrafiły przenieść wartość pożywienia na żetony i wymieniać je tak, jak prawdziwą żywność. Zauważono też jednak, że zwierzęta zachowywały się nieco inaczej, gdy miały do czynienia z pożywieniem, a inaczej - gdy z żetonami. W pewnym momencie musiały bowiem zdecydować, czy chcą wymienić pewną liczbę B na jedno A. Gdy w grę wchodziło pożywienie, ustalony przez małpy kurs wymiany był jak 3:1. W przypadku żetonów trzeba było małpom zaoferować znacznie więcej B, by były chętne oddać A. Pani Addessi przyznaje, że nie wie, dlaczego dochodziło do takich "zakłóceń". Mówi, że małpy równie dobrze rozumowały używając żetonów jak i jedzenia. Jedno z proponowanych wyjaśnień jest takie, że ogarnięcie wartości żetonów było dla nich trudniejsze. Dokładnie takie samo zjawisko występuje u ludzkich dzieci. Drugie wyjaśnienie mówi o tym, że małpom trudniej jest porównywać dwa abstrakcyjne - reprezentowane przez żetony - zestawy pożywienia. Zachowują się więc podobnie jak olbrzymia część dorosłych, którzy łatwiej wydają pieniądze za pomocą karty kredytowej, niż gdy muszą rozstać się z gotówką.
-
- handel
- abstrakcja
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Prymatolodzy od dawna wiedzą, że ludzie, naczelne i inne małpy widzą czerwień. Zastanawiali się jednak, czy uzupełnienie gamy postrzeganych barw podyktowane było względami utylitarnymi, bo pomagało w wyszukiwaniu pożywienia, czy raczej chodziło o zdolność rozpoznawania nawet z dużych odległości bliskich osób o rudych włosach albo czerwonawej cerze. Najnowsze badania wykazały, że natura zadbała najpierw o wzbogacenie umiejętności łowieckich i zbierackich, a dopiero potem uczyniła z czerwieni silny bodziec seksualny (American Naturalist). Może się to wydawać dziwne, ale neurolodzy dopiero niedawno odkryli, że jaskrawe kolory mocno przyciągają zwierzęta. Wydaje się więc zasadne, że wyposażone w trójdzielne widzenie kolorów naczelne będą reagować silniej właśnie na takie superbarwy — wyjaśnia André Fernandez, biolog ewolucyjny z Ohio University. Poszukując korzeni rudych włosów, biolog zebrał dane dotyczące koloru skóry i włosów, barwnego widzenia oraz zwyczajów seksualnych 203 gatunków naczelnych. Następnie nałożył je na drzewo ewolucyjne. Zgodnie z filogenetyką, najpierw pojawiło się widzenie czerwieni, a dopiero potem rude włosy, czerwona skóra oraz złożone zasady dobierania się w pary. Dylemat naukowy z rodzaju jajka i kury został tym samym skutecznie wyeliminowany... Wiadomo, że jedzenie to konieczność, a pociąg do tego czy innego koloru włosów jest kwestią osobniczych preferencji.
- 2 odpowiedzi
-
- filogenetyka
- bodziec seksualny
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ludzie, którzy jedzą mniej, skuteczniej przetwarzają pokarm na energię, co może się przyczyniać do wydłużenia życia. Naukowcy z Pennington Biomedical Research Center w Baton Rouge przez pół roku badali 36 osób z nadwagą. Opracowano dla nich 3 różne schematy postępowania. Pierwszej grupie dostarczano liczbę kalorii zgodną z dziennym zapotrzebowaniem energetycznym. Drugiej obniżono ją o 25%, w trzeciej o 12,5%, wprowadzając dodatkowo ćwiczenia fizyczne, aby "cięcia" również sięgnęły 25%. Badacze zaobserwowali, że dieta z lub bez gimnastyki usprawniała pracę mitochondriów, nazywanych centrami energetycznymi komórek. Wytwarzały one mniej wolnych rodników, rzadziej dochodziło więc do odpowiedzialnych za starzenie się organizmu uszkodzeń DNA oraz białek. W naszym mniemaniu studium dostarcza dowodów na potwierdzenie tezy, że 25-procentowy deficyt kalorii obniża dobowe wydatkowanie energii i usprawnia działanie mitochondriów — wyjaśniają naukowcy w artykule opublikowanym na łamach pisma Public Library of Science's. Trzeba przeprowadzić dalsze badania, by stwierdzić, czy rezultaty zaobserwowane po półrocznej diecie utrzymują się dłużej. Wcześniejsze eksperymenty na gryzoniach wykazały, że niskokaloryczne menu wydłuża życie i opóźnia wiek wystąpienia pierwszych objawów chorób związanych ze starzeniem się, czyli nowotworów i chorób serca.
-
Naukowcy już od kilkudziesięciu lat wiedzą, że zmniejszenie liczby spożywanych kalorii przy jednoczesnym zapewnieniu organizmowi niezbędnych składników odżywczych, wydłuża życia. Obecnie zauważyli, że zapach jedzenia może je... skracać. Grupa uczonych z Baylor College of Medicine w Houston, New Mexico State University oraz University of Houston odkryli, że muszki owocówki, które były wystawione na zapach pożywienia, żyły krócej niż grupa, która smakowitych zapachów nie wdychała. Akademicy zbadali dwie grupy muszek. Obie znajdowały się na identycznej diecie, o której wiadomo, że przedłuża życie owadów. Jedną z grup wystawiono na zapach żywych drożdży, które są ich przysmakiem. Druga grupa nie miała okazji poczuć nęcącego aromatu. Badania wykazały, że muszki wąchające drożdże żyły od 3 do 10 dni krócej, więc zapach skrócił ich życie o 6-18 procent. Scott Pletcher, specjalista ds. starzenia się, przyczyny skrócenia życia upatruje w jakimś mechanizmie adaptacyjnym organizmu muszek. Co interesujące, skróceniu ulegało tylko życie muszek będących na diecie. U owadów, które czuły zapach i mogły najeść się do syta (a więc sygnały odbierane za pomocą węchu były zgodne z ich doświadczeniem związanym z życiem w środowisku bogatym w składniki odżywcze) zjawiska takiego nie odnotowano. By sprawdzić, czy sam zapach ma wpływ na długość życia zespół Pletchera wyhodował muszki z upośledzonym węchem i pozwalał im jeść do syta. Okazało się, że owady, które słabiej czuły zapachy żyły o 56% dłużej niż te, których węch działał prawidłowo. Ekolog Marc Tatar z Brown University stwierdził, że badania zespołu Pletchera stanowią dowód na to, iż długość życia nie zależy od dostępnych zasobów a od hormonów, które wyczuwają ich dostępność (podobnie jak rośliny na podstawie zmian nasłonecznienia wyczuwają pory roku). To tak, jakby cały system gospodarczy opierał się nie na wartości pieniądza, a na wyobrażeniu, jaka ta wartość być powinna. Mamy tu do czynienia z przewagą umysłu nad materią – mówi Tatar. Pletcher częściowo zgadza się z wnioskami Tatara, zauważa jednak, że niewątpliwie konsumpcja ma większy wpływ na długość życia niż percepcja.
-
- Marc Tatar
- długość życia
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami: