Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'rodzice' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 14 wyników

  1. Badania przeprowadzone przez Birmingham Science City na 500-osobowej próbie wykazały, że ponad połowa (54%) dzieci w wieku 6-15 lat korzysta w razie wątpliwości czy pytań najpierw z wyszukiwarki Google'a, a dopiero potem zwraca się z problemem do rodziców albo nauczycieli. Sondaż ujawnił, że 1/4 dzieci spytałaby na początku rodziców, a 3% nauczycieli. Encyklopedie uplasowały się na ostatnim miejscu, w dodatku aż 1/4 ankietowanych nie miała pojęcia, co to takiego. Czterdzieści pięć procent dzieci nigdy nie korzystało z papierowej encyklopedii, a 19% z drukowanego słownika. Ze śmiesznych (lub jeśli ktoś woli - przerażających) przypuszczeń związanych z zastosowaniem encyklopedii można wymienić definicje "to coś do podróżowania" oraz "urządzenie/narzędzie wykorzystywane w czasie operacji". Dla odmiany prawie 50% badanej grupy korzystało z wyszukiwarki Google'a co najmniej 5 razy dziennie.
  2. Każda z wróbliczek zielonorzytnych (Forpus passerinus) ma swoje imię. To krótkie zawołanie innych członków stada, na które ptaki reagują. Naukowcy zastanawiali, skąd się ono bierze. Okazało się, że jak w przypadku ludzi autorami imion są rodzice, nadający je na długo przed tym, nim młode zaczynają się same komunikować (Proceedings of the Royal Society B). Karl Berg z Uniwersytetu Cornella nagrywał na wideo proces komunikowania się dzikich wróbliczek z Wenezueli. Okazało się, że rodzice przypisywali każdemu pisklęciu coś w rodzaju sygnatury dźwiękowej. Młode przyjmowały zawołanie, ale niekiedy je trochę modyfikowały, nadając mu formę, którą posługiwały się przez całe życie. Naukowcy wiedzieli o istnieniu imion papug już od jakiegoś czasu. Zastanawiali się jednak, jak proces nazywania przebiega u dzikich ptaków. Przed eksperymentem uważano, że w grę wchodzą dwie możliwości: 1) imiona są wrodzone, a zatem każdy osobnik nazywa sam siebie lub 2) imię jest nadawane przez innego ptaka. Potwierdziła się druga z hipotez. Podczas eksperymentu polowego ornitolodzy umieścili kamery w gniazdach 16 wróbliczek zielonorzytnych. Obserwowane ptaki stanowiły część dużej populacji zamieszkującej budki lęgowe. Naukowcy zamienili część jaj, tak że połowa stada wychowywała nie swoje młode. Analiza zawołań papug ujawniła, że rodzice zaczynali wołać pisklęta po imieniu, nim te same wydawały jakiekolwiek dźwięki. Co więcej, wokalizacje dorosłych ptaków stanowiły dla młodych podstawę do naśladowania i zmieniania wokalizacji. Sygnatura dźwiękowa była bardziej podobna do zawołań rodziców wychowujących niż rodziców biologicznych. Pozwala to wnioskować, że imiona wróbliczek są wyuczone, a nie wrodzone.
  3. Ślepe naśladowanie zachowania rodziców, np. powracanie, by się rozmnożyć, do miejsca narodzin, może być najlepszą strategią z punktu widzenia długoterminowego sukcesu ewolucyjnego własnych genów – uważają naukowcy z Uniwersytetów w Exeter i Bristolu. Wykorzystując modele matematyczne, Brytyjczycy porównywali sukces ewolucyjny związany z kopiowaniem strategii oraz bardziej dynamicznym podejściem, skoncentrowanym na przystosowywaniu się do nowych informacji podczas podejmowania kluczowych decyzji życiowych. Z indywidualnego punktu widzenia przywiązywanie się do tego, co robili rodzice, wydaje się skrajnie niemądre, zwłaszcza jeśli mają obecnie słaby kontakt z rzeczywistością. Wszystko wygląda jednak inaczej, gdy spojrzy się na to z perspektywy genów. Odkryliśmy, że w pewnych okolicznościach takie podejście może być skuteczniejszą metodą zapewnienia długotrwałego przeżycia własnych genów od bardziej szczegółowych strategii. Ku naszemu zaskoczeniu, bezmyślne naśladownictwo bywa skuteczniejsze od bardziej złożonej alternatywy, która zakłada adaptację do zmian wykrywanych w środowisku – tłumaczy dr Sasha Dall. Naukowcy wspominają o efekcie mnożnikowym. Jeśli znajdziemy się w idealnym środowisku dla naszego genotypu, będziemy się rozmnażać i świetnie prosperować. Oznacza to, że przez pokolenia coraz więcej osobników trafi do warunków doskonale do siebie przystosowanych, wystarczy naśladowanie rodziców. Jeśli jednak osobniki nie natrafiły na otoczenie idealne dla swoich genów, nie będą się miewać dobrze, dlatego zwierzęta decydujące się na naśladowanie ich będą zostawiać po sobie coraz mniej potomstwa. W ten sposób populację zdominują osobniki urodzone we właściwych miejscach. Za pomocą modelu matematycznego wykazaliśmy, że to zapewnia większy sukces niż alternatywne podejście dostosowywania zachowania do aktualnych warunków, gdy środowisko zmienia się nieznacznie między pokoleniami i gdzie istnieje wybór miejsc do życia [dobrych i złych]. Kiedy próbujesz się dostosować, możesz popełnić pomyłkę – kosztowną, a nawet śmiertelną. Takie podejście może też wymagać dużo czasu i wysiłku, co z kolei ogranicza sukces ewolucyjny – podkreśla prof. John McNamara z bristolskiej Szkoły Matematyki. To wyjaśnia, czemu np. żółwie morskie wracają na plażę, na której wylęgły się kiedyś z jaja, mimo że po drodze mijają wiele równie dobrych miejsc. Nie twierdzimy, że metoda sprawdzi się w przypadku każdego gatunku i w każdym czasie, ale rzuca ona nieco światła na interesujący aspekt zachowania zwierząt i biologii ewolucyjnej – podsumowuje dr Dall.
  4. U dzieci, których rodzice się rozwodzą, w dorosłości ponad 2-krotnie wzrasta ryzyko udaru. Zespół dr Esme Fuller-Thomson z Uniwersytetu w Toronto analizował przypadki 13134 osób z przeprowadzonego w 2005 r. Kanadyjskiego Sondażu Zdrowia Publicznego (Canadian Community Health Survey). Byliśmy bardzo zaskoczeni, że związek między rozwodem rodziców a udarem pozostawał tak silny nawet po uwzględnieniu [potencjalnie istotnych czynników w postaci] palenia, otyłości, poziomu aktywności oraz spożycia alkoholu. Ogółem 10,4% respondentów przeżyło w dzieciństwie rozwód rodziców, a 1,9% przeszło udar. Po wzięciu poprawki na wiek, rasę i płeć okazało się, że ryzyko udaru w grupie rozwodowej było mniej więcej 2,2 razy wyższe niż u pozostałych badanych. Kiedy podczas analizy statystycznej Kanadyjczycy skorzystali z modelu regresji logistycznej, uwzględniając dodatkowo m.in. pozycję socjoekonomiczną, ewentualne zachowania prozdrowotne, stan zdrowia psychicznego oraz inne ważne wydarzenia z dzieciństwa, szanse na wystąpienie udaru u osób z rozwiedzionymi rodzicami nadal były znacząco wyższe.
  5. Czy DNA ojca może wpływać negatywnie na długość życia potomstwa wyłącznie dlatego, że... pochodzi od ojca? Wygląda na to, że tak. Świadczą o tym wyniki studium przeprowadzonego przez zespół prof. Tomohiro Kono z Tokijskiego Uniwersytetu Rolniczego. Aby ocenić wpływ pochodzenia DNA rodziców na długość życia potomstwa, badacze wyhodowali myszy o genomach uzyskanych z DNA dwóch samic. Aby tego dokonać, pobrano niedojrzałe komórki jajowe od jednodniowych samic myszy, a następnie zmodyfikowano aktywność ich genów tak, by uzyskać komórki praktycznie identyczne w stosunku do plemników. DNA uzyskanych komórek wszczepiono następnie do dojrzałych komórek jajowych pozbawionych własnego materiału genetycznego (każda komórka jajowa została zapłodniona materiałem genetycznym z dwóch "plemników"), zaś zapłodnione komórki wszczepiono do organizmów matek zastępczych. Do przeprowadzenia eksperymentu wykorzystano łącznie 13 myszy uzyskanych dzięki połączeniu DNA pozyskanego od dwóch samic oraz 13 osobników spłodzonych w sposób naturalny. Jak się okazało, zwierzęta z pierwszej grupy żyły niemal o 1/3 dłużej (841,5 dni vs 655,5 dni) od zwierząt z grupy kontrolnej. Co więcej, cieszyły się one pełnią zdrowia, zaś ich układ odpornościowy działał nieco lepiej niż u osobników z grupy kontrolnej. Zmodyfikowane zwierzęta były także wyraźnie mniejsze i lżejsze od zwierząt z grupy kontrolnej. Przyczyna zaobserwowanego zjawiska nie została dotychczas jednoznacznie ustalona. Na podstawie wcześniejszych badań prof. Kono uważa jednak, że wydłużenie życia może być związane z zablokowaniem aktywności genu Rasgrf1. Wiadomo bowiem, że jego kopia otrzymana od ojca jest zwykle bardziej aktywna od tej odziedziczonej po matce, zaś jednym z podstawowych efektów jej działania jest pobudzenie wzrostu zwierzęcia. Być może jest więc tak, że otrzymanie obu kopii Rasgrf1 od samic może odpowiadać za niewielką masę ciała badanych myszy, a wydłużenie życia jest nowym, nieznanym dotychczas efektem działania tego genu. Odkrycie dokonane przez zespół prof. Kono potwierdza, że dla funkcjonowania organizmu istotna jest nie tylko sama treść informacji genetycznej, lecz także aktywność poszczególnych genów. Dokładniejsze zrozumienie tego zjawiska jest niezwykle ważne także z punktu widzenia badań nad fizjologią organizmu człowieka.
  6. Naukowcy zauważyli, że od pierwszych dni życia płacz dziecka nosi znamiona języka rodziców. Wg nich, oznacza to, że dziecko uczy się jego elementów jeszcze jako płód (Current Biology). Niesamowite jest to, że noworodki nie tylko są w stanie płakać na różne melodie, ale że preferują wzorce typowe dla mowy otoczenia, którą słyszały podczas swojego życia płodowego w ostatnim trymestrze. Wbrew ortodoksyjnym interpretacjom, dane te potwierdzają wagę ludzkiego płaczu dla początkowego rozwoju mowy – opowiada Kathleen Wermke z Uniwersytetu w Würzburgu. Do trzeciego trymestru ciąży ludzkie płody potrafią zapamiętywać dźwięki dochodzące ze świata zewnętrznego. Są szczególnie uwrażliwione na postęp linii melodycznej zarówno w mowie, jak i muzyce. Jak łatwo się domyślić, dzieci preferują głos matki, a dzięki intonacji potrafią wyczuć ładunek emocjonalny jej wypowiedzi. Wszelkie ich umiejętności w zakresie dźwięków - m.in. zdolność odróżniania języków czy wysokości tonów - bazują właśnie na melodii. Specjaliści wiedzieli, że ekspozycja prenatalna na język ojczysty oddziałuje na postrzeganie noworodków, wszyscy sądzili jednak, że język otoczenia wpływa na tzw. produkcję mowy w dużo późniejszym okresie. W ramach studium zespół Wermke nagrywał i analizował płacz 60 zdrowych noworodków: 30 z rodzin francuskojęzycznych i 30 z rodzin niemieckojęzycznych. Miały one wtedy od 3 do 5 dni. Okazało się, że wzorce melodyczne ich płaczu były inne i bazowały na języku matek. Noworodki francuskie płakały zatem wznosząco, a niemieckie opadająco. Odpowiada to cechom typowym dla francuskiego i niemieckiego. Naśladownictwo linii melodycznej bazuje na dobrze skoordynowanych mechanizmach oddechowo-krtaniowych i nie jest ograniczane przez dojrzałość artykulacyjną. Noworodki są prawdopodobnie silnie motywowane do imitowania zachowania matki, by ją do siebie przyciągnąć i wspomóc tworzenie więzi. Ponieważ melodia mowy może być jedynym aspektem mowy matki, jaki są w stanie odtworzyć, może to wyjaśnić, czemu opisywane zjawisko występuje na tak wczesnym etapie życia.
  7. Oglądanie telewizji przez dzieci powoduje, że rodzice mniej do nich mówią, przez co dzieci mogą mieć problemy z posługiwaniem się językiem. Badania prowadzone przez Dimitria Christakisa z Centrum Zdrowia, Rozwoju i Zachowania w Instytucie Badawczym Dzieci w Seattle pokazały np., że w ciągu każdej godziny, którą dziecko spędza przed telewizorem, dorośli wypowiadają do niego 770 wyrazów mniej niż zazwyczaj. Podczas badań 329 dzieci w wieku od 2 miesięcy do 4 lat okazało się, że średnio w ciągu godziny rodzice wypowiadają do nich 941 słów, o ile nie oglądają telewizji. "Wiedzieliśmy, że oglądanie telewizji przez najmłodszych powoduje u nich opóźnienia w rozwoju językowym i problemy z koncentracją uwagi, jednak dotychczas nie wiedzieliśmy, dlaczego tak się dzieje" - mówi Christakis. Im więcej dziecko ogląda telewizji, tym mniej słów zna i rozumie. Rodzice często nie zdają sobie z tego sprawy. Wydaje im się, że dbają o rozwój dziecka, gdyż np. siedzą z nim na podłodze i razem się bawią. Jednak jeśli zabawa odbywa się przy włączonym telewizorze, to znacznie mniej ze sobą rozmawiają. Różnice w posługiwaniu się językiem zaczynają się wyrównywać w wieku około 16 miesięcy. Badacze nie sprawdzali czy rodzaj oglądanego programu wywołuje jakieś różnice w rozwoju. Uważają jednak, że o ile nie ma pełnej zgodności co do tego, czy telewizja szkodzi dzieciom, można z pewnością powiedzieć, że im nie pomaga. Z tego też powodu Amerykańska Akademia Pediatrii zaleca, by dzieci przed ukończeniem 2. roku życia w ogóle nie oglądały telewizji.
  8. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu machanie rękoma uznawano za niegrzeczne. Minęło jednak trochę czasu i okazało się, że dzieci, które używają gestów w wieku 14 miesięcy, rozpoczynając szkołę, a w USA ma to miejsce w wieku 4,5 r., dysponują o wiele bogatszym słownikiem (Science). Członkowie zespołu doktor Meredith Rowe z Uniwersytetu w Chicago podkreślają, że dzieci majętniejszych i lepiej wykształconych rodziców zazwyczaj gestykulują więcej, co może w pewnym stopniu wyjaśnić, czemu maluchy z uboższych środowisk gorzej sobie radzą z nauką. Spostrzeżenie Amerykanów ma duże znaczenie, ponieważ zasób słownictwa pozwala przewidzieć postępy szkolne dziecka. Skoro wiadomo, że bogatsi i wyedukowani rodzice przeważnie więcej rozmawiają ze swoim potomstwem, postanowiliśmy pójść o krok dalej i zapytać, czy status socjoekonomiczny odnosi się w jakiś sposób również do gestykulacji i może wyjaśnić rozdźwięk obserwowany już na początku nauki. Psycholodzy zbadali 50 dzieci i ich rodziców. Badani byli przedstawicielami różnych grup społecznych. Zliczono ich gesty, m.in. wskazywanie na obrazek. Akademicy zauważyli, że w ciągu 90-minutowej sesji 14-miesięczne maluchy lepiej sytuowanych, wykształconych rodziców używały gestów związanych średnio z 24 różnymi pojęciami, podczas gdy dzieci z rodzin o niższych dochodach wykonywały tylko 13 gestów. Jak zaznacza Rowe, w wieku 14 miesięcy nie można jeszcze było dostrzec różnicy w zakresie mowy, ale była ona zauważalna w gestykulacji. Nagrania wideo potwierdziły, że majętniejsi rodzice w większym stopniu wykorzystywali możliwości dawane przez mowę ciała. Naukowcy z Chicago myślą o tym, by na podstawie uzyskanych wyników opracować program wczesnej interwencji. Wystarczy zachęcić matki i ojców, by pamiętali np. o wskazywaniu, a sukces edukacyjny ich dziecka już staje się bardziej realny...
  9. Do tej pory powtarzano, że opuszczenie domu przez dziecko to dla rodziców, a zwłaszcza matek, powód do smutku, przygnębienia i wyczekiwania na jego powrót. W literaturze fachowej pojawił się nawet termin syndrom pustego gniazda. Okazuje się jednak, że pozostawieni sami sobie matka i ojciec zaczynają ponownie bardziej dbać o swoje małżeństwo, co wszystkim wychodzi na dobre (Psychological Science). Troje psychologów z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, Sara M. Gorchoff, Oliver P. John i Ravenna Helson, przez 18 lat śledziło zmiany dotyczące satysfakcji z małżeństwa pewnej grupy kobiet. Gdy studium się rozpoczynało, panie miały nieco powyżej czterdziestu lat, a pod jego koniec właśnie przekroczyły sześćdziesiątkę. Okazało się, że ich zadowolenie ze związku wzrastało z wiekiem. Dotyczyło to zarówno kobiet pozostających z tym samym partnerem, jak i tych, które ponownie wyszły za mąż. Co więcej, silniej zaznaczony skok satysfakcji występował u przedstawicielek płci pięknej, których dzieci się wyprowadziły niż u ich rówieśnic nadal mieszkających z potomstwem. Ponieważ w obu przypadkach dzieci stawały się z wiekiem całkowicie samodzielne, nie chodziło o ilość dostępnego czasu dla siebie. Po prostu kobiety, które zostawały same z mężem, bardziej się z niego cieszyły. Jak tłumaczą Amerykanie, kluczem jest zmiana o charakterze jakościowym.
  10. Pamiętaj, tylko nie kłam. To źle, nieładnie itp., itd. Każdego dnia powtarzamy to naszym dzieciom. Gdy jednak przedstawiciele witryny The Baby Website zbadali 3 tys. rodziców z Wielkiej Brytanii, okazało się, że przeciętna mama albo tato okłamują swoją pociechę przynajmniej raz dziennie. Robią to, by nakłonić ją do postępowania w określony sposób. Są to właściwie kłamstewka, ale jednak... Oto trójka, która zajęła miejsca na podium: 1) Mikołaj/Gwiazdor przychodzi tylko do grzecznych dzieci, które wcześniej posłusznie położą się spać (84%), 2) od za długiego oglądania telewizji oczy robią się kwadratowe; to samo w przypadku, gdy siedzi się za blisko odbiornika (60%), 3) od jedzenia szpinaku rosną mięśnie (48%). Ku zdziwieniu większości dorosłych okazuje się także, że melodyjka wygrywana przez klaksony samochodów obwoźnych sprzedawców sygnalizuje całkowite wyprzedanie towaru! Pod żadnym pozorem nie wolno robić zeza, bo jeśli w tym momencie ktoś uderzy cię w głowę lub, jak w Zjednoczonym Królestwie, zmieni się wiatr, tak już zostanie (39%). Perspektywa mało zachęcająca. Aż 66% rodziców ucieka się do kłamstewek, gdy wszystko inne zawodzi. Powtarzamy dzieciom to, co wiele lat temu usiłowali nam wmówić nasi rodzice, a im najprawdopodobniej dziadkowie. W tym kontekście ciekawi, jak zinterpretować twierdzenie, że gdy się kłamie, za rozmijającym się z prawdą delikwentem unosi się dym... Na szczęście dzieci przestają wierzyć w te okropne niekiedy teorie, np. w usychanie rąk od bicia starszych, gdy skończą 8 lat. Wcześniej jednak rozpowszechniają je wśród rówieśników i członków rodziny, najprawdopodobniej chroniąc ich przed niebezpieczeństwami świata, a z drugiej strony pomagając w realizacji pomyślnego scenariusza wydarzeń. Wiara w androny plecione przez dorosłych ma związek z etapem myślenia magicznego, który przypada na okres myślenia przedoperacyjnego (3.-7. rok życia). Nie wszyscy rodzice rozmijają się z prawdą, chcąc nakłonić dziecko do określonego działania. Ośmiu na dziesięciu chroni w ten sposób swoje pociechy przed prawdą, a 46% posługuje się sloganami z własnego dzieciństwa, nie znając odpowiedzi na zadane pytanie.
  11. Niektórzy rodzice dzieci autystycznych oceniają wyrazy twarzy bardzo podobnie do osób z zaburzeniem, chociaż go u nich nie zdiagnozowano. Odkrycie dostarcza kolejnych dowodów na potwierdzenie związku między genami a autyzmem (Current Biology). Ralph Adolphs i zespół z Kalifornijskiego Instytutu Technologii w Pasadenie przeprowadzili badania psychologiczne 42 rodziców dzieci z autyzmem. Piętnaście osób uznano za społecznie powściągliwe. Oznacza to, że nie potrafią czerpać przyjemności z pogawędki, mają też bardzo niewielu bliskich przyjaciół, którzy zapewniają im wsparcie i mogą liczyć na odwzajemnienie. Dwie grupy rodziców maluchów z autyzmem i kontrolną grupę 20 rodziców zdrowych dzieci zaproszono potem do udziału w eksperymencie polegającym na ocenie wyglądu serii twarzy. Ich zadanie polegało na rozsądzeniu, czy sfotografowani ludzie są szczęśliwi, czy przestraszeni. Wszystkie trzy grupy wypadły jednakowo dobrze, w 83% sytuacji prawidłowo odszyfrowując emocje osoby z fotografii. Po głębszej analizie okazało się jednak, że rodzice społecznie powściągliwi podejmowali decyzję głównie w oparciu o układ ust, a nie oczu. To uderzające podobieństwo do prawidłowości zaobserwowanych wcześniej u osób z autyzmem – podkreśla Adolphs. Ludzie neurotypowi wykazują bowiem tendencję do określania cudzych emocji przede wszystkim na podstawie wyglądu oczu. W ramach wcześniejszych studiów wykazano, że rodzeństwo dzieci z autyzmem spędza nieproporcjonalnie dużo czasu na spoglądaniu na usta partnera interakcji. Amerykanie jako pierwsi wykazali, że analogiczne zachowanie występuje również u rodziców. Badania obrazowe mózgu potwierdziły, że przetwarzają oni informacje na temat twarzy inaczej niż reszta uczestniczących w eksperymencie dorosłych. Skoro pewne cechy (np. introwersja czy lekkie skłonności obsesyjne) mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie, śledzenie ich u rodziców powinno pomóc w wykryciu podłoża genetycznego. Poza interpretacją wyrazów twarzy, warto się też skupić na problemach komunikacyjnych i powtarzających się, stereotypowych zachowaniach.
  12. Firma PopCap opublikowała kolejny raport dotyczący gier wideo. Z badań wynika, że aż 72% rodziców/dziadków nie pozwoliłoby swoim pociechom grać w brutalne gry. Zakaz nie obejmuje jednak w równym stopniu dziewcząt i chłopców. Chociaż niemal połowa (48%) opiekunów dzieci powyżej 14. roku życia przychylała się do wprowadzenia odpowiednich obostrzeń, de facto zakaz obejmował 60% dziewczynek i tylko 37% chłopców. Jak dr Carl Arinoldo, nowojorski psycholog, specjalista z zakresu relacji rodzice-dziecko, wyjaśnia ten przejaw nierównego traktowania płci? Rodzice nieco bardziej chronią swoje córki niż synów, dając chłopcom więcej swobody i niezależności. Choć to trochę już staromodne podejście, postępuje tak wielu rodziców. Co gorszego może się jednak stać córce niż synowi siedzącemu przed komputerem w domu? O tym PopCap nie wspomina...
  13. Wstępne badania sugerują, że niepewność w bliskich kontaktach z innymi może niekorzystnie wpływać na układ odpornościowy (Psychosomatic Medicine). Studium 61 zdrowych Włoszek wykazało, że te kobiety, które miały problemy z wchodzeniem w bliskie, oparte na zaufaniu związki, wykazywały symptomy osłabienia układu immunologicznego. Podczas eksperymentów w laboratorium okazało się, że działanie komórek uśmiercających mikronajeźdźców było mniej letalne niż w przypadku pewniejszych siebie wolontariuszek. Czy oznacza to, że "przestraszone" panie są bardziej podatne na choroby, tego nie wiadomo — tłumaczy szef naukowców, dr Angelo Picardi z Italian National Institute of Health w Rzymie. Wyniki Włochów potwierdzają spostrzeżenia innych akademików, że chroniczny stres osłabia układ odpornościowy. Zakres tego wpływu zależy od jednostkowego postrzegania i reagowania na stres, czyli od cech osobowościowych. W tym szczególnym przypadku badacze obserwowali jedną zmienną: "niepewność przywiązaniową". Charakteryzuje się ona trudnościami dot. zaufania i polegania na innych, brakiem komfortu w sytuacjach bliskości emocjonalnej i lękiem przed porzuceniem. Osobisty styl wchodzenia w relacje kształtuje się w dzieciństwie, na podstawie związków z rodzicami. Wpływa na wszystkie przyszłe związki romantyczne — podkreśla Picardi. Brak pewności siebie wpływa na zdolność regulowania własnych stanów emocjonalnych, w tym na postrzeganie i radzenie sobie ze stresem. To z kolei oddziałuje na fizjologiczną reakcję organizmu na zagrożenie. Do badań zespół Picardiego zwerbował pielęgniarki poniżej 60. roku życia, które nie cierpiały na żadne chroniczne choroby somatyczne ani zaburzenia psychiatryczne. Styl przywiązywania się określano za pomocą specjalnego kwestionariusza. Pobierano też próbki krwi, by przyjrzeć się funkcjonowaniu układu odpornościowego. Doktor przypomniał, że jego wcześniejsze badania wykazały związek między niepewnością w relacjach z ludźmi a chorobami skóry zależnymi od zaburzenia działania układu immunologicznego. Chodzi tu m.in. o łuszczycę plackowatą oraz łysienie plackowate (alopecia areata). Możliwe, że niepewność w związkach sama w sobie nie zwiększa jednostkowej podatności na choroby, ale w połączeniu z innymi czynnikami, np. zaawansowanym wiekiem czy chronicznymi schorzeniami, już tak. Trzeba jednak przeprowadzić dalsze badania, by potwierdzić ewentualną zależność.
  14. Dorośli mieszkający z dziećmi jedzą więcej tłuszczów nasyconych niż ich bezdzietni rówieśnicy. Amerykańscy naukowcy wyliczyli, że estradawki tłuszczu sumują się tygodniowo w odpowiednik mrożonej pizzy pepperoni. Badacze z University of Iowa oraz University of Michigan Health System przyjrzeli się nawykom żywieniowym 6.600 dorosłych z USA. Rodzice zjadali dziennie średnio o 4,9 g więcej tłuszczu (1,7 g stanowiły tłuszcze nasycone) od ludzi nieposiadających dzieci (Journal of the American Board of Family Medicine). Żywieniowcy pytali uczestników eksperymentu o to, co jedli w ciągu ostatnich 24 godzin i jak często spożywają wysokotłuszczowe pokarmy. Dorośli mieszkający z dziećmi częściej sięgali po wstępnie preparowane wygodne dania z większą zawartością tłuszczu, takie jak lody czy słone przekąski. Ważną implikacją badania jest konstatacja, że zdrowe zmiany w sposobie odżywiania się nie mogą dotyczyć jednostek, ale całej rodziny — podkreśla dr Helena Laroche z University of Iowa. Lekarze i dietetycy powinni pomóc rodzinom dopasować zdrowe jedzenie do napiętego harmonogramu dnia i ciągłego braku czasu. Trzeba przeprowadzić kolejne badania, by stwierdzić, dlaczego dorośli z dziećmi jedzą więcej tłuszczu i czy istnieją różnice w konsumpcji związane z wiekiem potomstwa. Doktor Laroche podaje kilka rad dla rodziców. Oto one:Poukładaj w różnych miejscach domu pocięte na cząstki lub plasterki owoce i marchewkę. Zarówno dorosłym, jak i maluchom łatwo będzie po nie sięgnąć;Wybieraj popcorn i paluszki czy precelki, a nie zdecydowanie tłustsze chipsy ziemniaczane;Dzieci, które skończyły 2 lata, powinny pić odtłuszczone, a nie pełnotłuste mleko;Gotuj i piecz na oliwie z oliwek. Unikaj smażenia na maśle, margarynie oraz smalcu;Dania z fast foodu i pizzę zamawiaj raz w tygodniu lub jeszcze rzadziej;Kiedy jecie rodzinnie poza domem, wybierajcie z menu zdrowsze potrawy. Zamawiajcie mniejsze porcje i dzielcie się nimi;Nie poddawajcie się, nawet jeśli dziecko odmówi zjedzenia czegoś. Laroche podkreśla, że maluchy muszą się zetknąć z nowym daniem lub produktem kilka razy, zanim naprawdę go popróbują po raz pierwszy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...