Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Antylogik

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    977
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    15

Zawartość dodana przez Antylogik

  1. Błędna analogia. Tak samo można byłoby powiedzieć, że promieniowanie jest złe, bo w dużych dawkach jest śmiertelne. Nieważne, że w małych zwiększa odporność. Niczego nie kwestionuję, a wskazuje wady tych badań. I nie jestem tu jedynym ich krytykiem, bo znajdziesz mnóstwo takich właśnie pretensji samych naukowców. Po pierwsze co z tego, że organizm tak zareagował jak to opisano, skoro "żarł" jedynie plastik? I jaka to była reakcja? Spadek wagi? Nic dziwnego, skoro jadł związki nieorganiczne, a właściwie został do tego zmuszony, więc masa musiała spaść. Po drugie badania takie często mają ograniczony czas. Z tego wynikają dwa wnioski. Nie wiadomo jak organizm reaguje w długim czasie - czy sobie z tym radzi poprzez adaptację do cząstek plastiku ucząc się ich wydalania, czy raczej tylko je magazynuje, prowadząc do ryzyka chorób i śmierci. Żeby to ocenić, badanie musiałoby być długookresowe, ale wtedy i mikroplastiku trzeba by mniej aplikować. W krótkookresowych badaniach tworzy się sztuczne środowisko, w którym organizm spożywa głównie dany składnik. Gdy wychodzą wnioski, ekstrapoluje się je na organizmy żyjące w naturalnym środowisku, a więc zakłada się, że reakcja jest liniowa: im więcej danego składnika, tym gorzej / lepiej. A przecież może być nieliniowa, czego przykładem jest hormeza. To niezwykle poważne, szkoda tylko że nie odpowiada na podstawowe pytanie dlaczego. Może zwyczajnie dlatego, że organizm próbuje wydalić "trucizny" i stąd zmienia zachowanie. Przecież opieram się tylko na tym artykule i bardzo ograniczonych wnioskach empirycznych. Nawet dodaję, czego oczekiwałbym: może nie śmierci, ale chorób albo chociaż zalążka chorób. Jestem obiektywny, a nie optymistyczny.
  2. Badania laboratoryjne mają to do siebie, że odbywają się w nienaturalnym środowisku. Nie wiadomo ile podawano tego mikro-plastiku zwierzętom i jak długo. Zakładam, że starano się maksymalnie nasycić organizmy tym plastikiem. Jeśli więc jedynym efektem było "nieprawidłowości behawioralne" co nie wiadomo co oznacza, oraz zmiany anatomiczne, co zapewne oznacza spadek lub wzrost wagi, to należy stwierdzić, że wpływ tego mikro-plastiku okazuje się znikomy. Oczekiwałbym, żeby test wykazał np. pojawienie się np. reakcji zapalnych. A tu nic.
  3. Jest jakieś niewielkie prawdopodobieństwo, że chodzi o coś innego, ale przecież wiadomo, że słodycze są niezdrowe i duża ich konsumpcja prowadzi do wielu chorób, a więc pośrednio do przedwczesnej śmierci. Nie widzę sensu szukać na siłę innych czynników, wynik tych badań tylko potwierdza dotychczas znaną wiedzę o szkodliwości słodyczy.
  4. Nieprawda, przecież to jest korelacja jednostronna, która zawsze oznacza związek przyczynowo-skutkowy. Nonsensowne jest twierdzenie, że ludzie mogli konsumować słodkie napoje, bo wiedzieli, że niedługo umrą. Chociażby z tego powodu, że nie wiedzieli, że umrą.
  5. Skoro na KW jest pełno fake newsów, podaj choć jeden, może być więcej. Ignorujesz zarówno fakty empiryczne jak i matematyczne. Badania dotyczyły tylko krajów europejskich, więc próba była reprezentatywna. Różnica umieralności między jedną grupą a drugą wyniosła 2pkt proc., więc na tyle mało, że rzeczywiście może być to niezbyt prawdopodobny przypadek, jednak mógłby się on zdarzyć nawet wtedy gdyby zbadano całą populację. Próba była wystarczająca. Gdyby Twoja teza była prawdziwa, to oznaczałoby to, że akurat pobrano taką 500k osobową grupę, w której przypadkowo więcej umierało pijących słodzone napoje od niepijących, a w rzeczywistości ta różnica wyniosłaby zero. Z tego musiałoby wynikać, że każde takie losowanie próby dawałoby inny wynik, raz lepiej, raz gorzej, raz grupa niesłodzących wygrywałaby, innym razem przegrywałaby. Gdyby nanieść te wszystkie różnice na wykres, układałyby się one w rozkład normalny ze średnią m = 0 i jakimś odchyleniem standardowym (s). Gdyby liczebność każdej próby zwiększać z 500k do coraz większych wartości, to oczywiście s musiałoby spadać, a dla pełnej populacji dostalibyśmy s = 0, czyli punkt 0 - prawdziwą różnicę. W drugą stronę, jeśli zmniejszamy liczebność próby, to ich rozkład zacznie się rozszerzać wokół m = 0. Próba może mieć najmniej 2 osoby, bo musimy otrzymać różnicę między osobami. Wtedy dostajemy największe s, które jest po prostu równe odchyleniu standardowemu pełnej populacji różnic. Czyli s się zmienia w zależności od liczebności próby. Dla próby 500k osób będziemy mieć oznaczenie s(500), a dla 2-osobowej s(2). Wzór na wystarczającą próbę jest następujący: n = t^2*s(2)^2/(dopuszczalny błąd oceny)^2 [Hellwig, Z., Elementy rachunku ...]. gdzie dopuszczalny błąd oceny to tolerancja na błąd, np. możemy się pomylić o 1%, to wynosi ona 0,01 - i tyle przyjmiemy. t to zmienna standaryzowana w rozkładzie normalnym lub Studenta. Jeśli chcemy mieć 95% pewności, że m znajdzie się w przedziale (x +/- 0,01), to t = 1,96 , co wynika z własności rozkładów stat. i wartości ich funkcji. Dla naszej próby odchylenie od średniej to x = 17%, bo tyle podano, że wynosi wzrost przeżywalności dzięki niesłodzeniu. Nie jest to s(500), bo to pewne średnie odchylenie a x to zmienna - dowolne odchylenie od m = 0. Szukamy s(2) i mamy pewne przesłanki, na podstawie których możemy dokonać szacunków. Maksymalnie mogło przeżyć lub umrzeć 100% osób. Wg artykułu mniej więcej 10% osób zmarło w całej próbie. Zakładamy teraz, że 10% zmarłych także odpowiada całej populacji. Można więc mniemać, że najwyższe możliwe odchylenie od średniej wynosi 100% / 10% = 10 oraz -100% / 10% = -10. W rozkładzie normalnym stanowi to 3-4 odchyleń standardowych (prawo 3 sigm). Czyli s(2) = 10 / 4 = 2,5 lub 10/3 = 3,3. Możemy więc dane podstawić do wzoru na wystarczającą próbę: n = t^2*s(2)^2/(dopuszczalny błąd oceny)^2 = 1,96^2*2,5^2/0,01^2 = 240 100, lub ewentualnie n = 1,96^2*3,3^2/0,01^2 = 418 350. W badaniu wzięło udział 451 743 osób, zatem w każdym przypadku pobrano wystarczającą próbę.
  6. Po raz kolejny nie czytasz ze zrozumieniem. Przecież jest w pierwszym zdaniu napisane: (tutaj błąd gramatyczny, ale mniejsza o to). Chodzi więc o populację Europejczyków.
  7. Przecież jest napisane, że to uzyskane wyniki Zamiast zakłamywać rzeczywistość, poczytaj o twierdzeniu (prawie) wielkich liczb. Nawet mała próbka może dobrze przybliżać populację.
  8. Termin niezwykle klarowny. Czy to znaczy, że szkoła ma wspomagać rodziców w tym jak dziecko powinno podcierać sobie swoje narządy po oddaniu moczu, stolca? I tak samo z seksem, ma pomagać rodzicom jak ich dziecko powinno się zabezpieczać, jak prawidłowo włożyć i wyciągnąć, rozstawić nogi, jak wykonać grę wstępną itp. A zadaniem rodziców będzie tylko wyjaśnić do czego służy penis, pochwa, jak należy partnera zaciągnąć do łóżka. Taki podział ról trochę pół na pół, tak to rozumiem. Oczywiście należy tego zakazać. Szkoła jest od umysłu, a nie zaspokajania instynktów, albo wmawiania młodym ludziom jak "planować rodzinę". Prędzej wpędzi ich w depresję.
  9. Zgodnie z tym podejściem, przedszkole powinno już uczyć dzieci odpowiedniego oddawania kału, podcierania odbytu papierem toaletowym, prawidłowe nakierowanie pochwy / penisa na muszlę klozetową, potrząsania penisem po zakończeniu tejże czynności itp. Bo rodzice nie mogą tego dziecka nauczyć. Monty Python może pomysleć o tym. W dodatku powinny się także odbywać zajęcia dla homoseksualistów, bo przecież nie można ich dyskryminować, bo nie zostają "wychowane" odpowiednio w tym względzie. Obecnie "wychowanie w rodzinie" dotyczy tylko hetero. Albo zajęcia dla wszystkich, albo dla nikogo. Skoro wg Ciebie geje i lesbijki też powinny mieć takie zajęcia, to co na takich zajęciach miałoby być? Jak się dobrze zabezpieczać w seksie analnym, oralnym? Takie rzeczy ma słuchać cała młodzież - i to się właśnie nazywa demoralizacją młodzieży. Tu nie ma dyskusji, takie zajęcia powinny być zakazane.
  10. Ważny jest tylko wzór / wzorzec chrześcijanina, a do tego można się zbliżyć. Prawdziwy chrześcijanin ciągle pamięta o zasadach religijnych i w każdych warunkach je stosuje. Tak samo prawdziwa lewica nie odwołuje się nigdy do patriotyzmu, w każdym razie jest to zawsze sprawa drugo-, trzeciorzędna.
  11. Może i są, ale na pewno nie są to ci, którzy dziś się modlą i udają świętych, a jutro "stają się sobą".
  12. No właśnie, a co to za katolik, który bez przerwy grzeszy? To nie katolik, a na pewno nie chrześcijanin, tylko hipokryta. Czyli grzesznik - ktoś, kto ciągle grzeszy, jest najwyżej hipokrytą, nie chrześcijaninem.
  13. To tak jak w Monty Python: Który wyśmiewa tę "edukację". Szkoła nie jest od uczenia życia, a tym bardziej aspektów seksualnych. Od tego są rodzice, internety i koledzy. Kiedyś nie było tego wynalazku i nikt nie narzekał. Prawica to sparafrazuje, gdy będzie mowa o tolerancji: "Raczej turbotolerancja, której do promowania LGBT bliziutko." A Ty nie spotkałeś katolickiego grzesznika?
  14. Patrząc z dystansu, zarówno lewica jak i prawica ma swoje atuty. Lewica - otwartość i tolerancja, prawica - opór przed demoralizacją. Np. tzw. seksualizacja w szkołach czy inaczej edukacja seksualna powinna zostać zakazana. W lewicy pozytywną cechą jest anty-religijność i dążenie do państwa świeckiego. W prawicy - patriotyzm. Itd. Optymalnym rozwiązaniem to łączyć te pozytywne elementy danej ideologii, a odrzucać negatywne.
  15. Teoria całkowicie błędna. Różnorodność genetyczna jest sensowna, bo umożliwia dostosowanie się do zmiennych warunków środowiska. Głównym źródłem tej różnorodności są mutacje. Czasami natura popełnia błędy, tak że powstają choroby genetyczne. Błędy te są eliminowane poprzez testowanie danego osobnika przez środowisko. Słabe jednostki nie przeżywają, nie przedłużając swojej linii genów. Gdyby więc ta teoria miała tłumaczyć homoseksualizm, to musiałaby tłumaczyć opłacalność genów homoseksualizmu. A nie tłumaczy. Kolejny błąd rozumowania. Nie jest to przecież dyskusja o opłacalności pedofilii czy gerontofilii, ale homoseksualizmu. Takiej analogii nie można do niego już zastosować, w dodatku nie ma przeciwnego zaburzenia, które stanowiłoby odchylenie w drugą stronę od heteroseksualizmu. Skoro heteroseksualizm jest normą, to powinno być odchylenie zarówno w prawo jak i w lewo. A tu nie ma czegoś takiego. Gdyby się uprzeć, to z tego punktu widzenia normą musiałby być biseksualizm, którego odchyleniem są homo- i heteroseksualizm. A tak nie jest. To heteroseksualizm jest granicą, od którego następują odchylenia tylko w jednym kierunku od bi- do homo-. Nawet idąc taką metaforą, to musiałoby to oznaczać, że homoseksualizm ma sens biologiczny, bo różnorodność sama dla siebie nie ma sensu i to nie jest żadne wytłumaczenie. Z biologicznego punktu widzenia, to homoseksualiści nie stanowią żadnego zagrożenia dla heteroseksualistów, więc im więcej tych pierwszych, tym lepiej dla tych drugich, zatem heteroseksualnym powinno zależeć na tym, żeby było więcej gejów niż 5%. Może to jest to częściowe wyjaśnienie utrzymywania się u ludzi tego odchylenia. Homofobia ma jedynie kontekst psychologiczny.
  16. Może i tak się ją definiuje powszechnie - np. na wikipedii, ale logicznie patrząc, to jest to błędna definicja. Bo co ma "fobia", czyli lęk do nienawiści czy pogardy? To zupełnie inne emocje. Natomiast biorąc analogię do entomofobii, czyli lęku przed owadami, to jest w tej chorobie, jak mi się zdaje, element odrazy, wstrętu. Sądzę, że to właśnie dobre porównanie. Jeżeli jednak ma wyrażać coś podobnego do antysemityzmu, to nazwa powinna być też analogiczna - np. antyhomotyzm.
  17. Ściśle biorąc, to homofobia nie oznacza nienawiści czy nawet pogardy do homoseksualistów, ale obrzydzenie. A skoro radar mówi o dyskomforcie, to znaczy, że to o to mu własnie chodzi. Dyskomfort to inaczej tutaj obrzydzenie, awersja, wstręt. Wynika z tego, że jak najbardziej się kwalifikuje (nieistotne, że się odżegnuje).
  18. Oczywiście, że się da. Teoretycznie można utworzyć trójkąt gej, kobieta, gej (G-K-G) albo lesbijka-mężczyzna-lesbijka (L-M-L). W modelu G-K-G najpierw pierwszy gej zapładnia kobietę, a następnie drugi gej zapładnia ją, tak że w trójkę wychowują dwoje dzieci. W modelu L-M-L mężczyzna zapładnia jednocześnie obydwie lesbijki i w trójkę wychowują dwójkę dzieci. Ograniczeniem jest tylko ideologia religijna (nie można więc należeć do sekty religijnej zwanej Kościołem Katolickim), tradycja i kultura.
  19. Zauważyłem, że obliczenie procentowego wpływu genów można byłoby trochę poprawić, używając zamiast korelacji współczynnika determinacji. Ponieważ wariancje można do siebie dodawać, a kwadrat korelacji to współczynnik determinacji (związany z wariancją), to lepszym sposobem byłaby taka aproksymacja: 0,63^2 - 0,15^2 - 0,3^2 = 0,28. Daje to rzeczywiście bardzo bliską wartość 25% (którą można by uzyskać po odjęciu jeszcze dodatkowych czynników zewnętrznych).
  20. 17% jest tylko dla kobiet, dla mężczyzn 13, więc średnio ok. 15%. Wynik 18% jeszcze bardziej przybliża.
  21. Wg artykułu korelacja genetyczna wynosi 0,63. Na początek można byłoby zgrubnie przyjąć, że geny odpowiadają w 63% za homoseksualizm. Jest tam też taka tabelka korelacji z innymi cechami: Zaznaczyłem schizofrenię i ADHD, bo po pierwsze logicznie biorąc powinny być teoretycznie niezależne od orientacji seks., jeśli homoseksualizm miałby tylko podłoże genetyczne, po drugie ich korelacja z homoseksualnymi zachowaniami jest istotna (0,17 i ok. 0,3), po trzecie powinny być też niezależne od siebie obie choroby. Schizofrenia i ADHD mają także podłoże genetyczne. Depresja i zaburzenia afektywne z kolei mogą być przyczyną samego homoseksualizmu, a nie jego skutkiem, dlatego je odrzucam. Załóżmy teraz, że schizofrenia i ADHD są czynnikami, które przyczyniają się do powstania homoseksualizmu - są więc de facto czynnikiem środowiskowym. Ponieważ jednak są uwarunkowane genetycznie, to geny odpowiedzialne za te choroby, pośrednio korelują z homoseksualizmem (czy ściślej zachowaniami seks.). Czyli początkowe 63% trzeba byłoby oczywiście odpowiednio skorygować. Oczywiście proste odjęcie 63% - 17% - 30% = 16%, jest błędną metodą, ale daje pewien pogląd na sprawę. Byłby to argument za tym, że geny odpowiadają za homoseksualizm, jak tam napisano max w 25%.
  22. Raczej dokładnie odwrotnie. Badają mają nawet duże wątpliwości co do istnienia naturalnego w przyrodzie homoseksualizmu u zwierząt - zachowania homoseksualne są częste, ale nie oznaczają automatycznie naturalnego homoseksualizmu, podobnie jak zachowania homoseksualne u więźniów nie oznaczają, że więzień nagle odkrywa u siebie "prawdziwą naturę". Także przeciwnicy homoseksualizmu wygrywają jak dotychczas na całej linii z jego obrońcami. Badacze.
  23. Przykład antylogiki. Powoływanie się na komunistyczny kodeks, który był wielokrotnie nowelizowany, to żadna argumentacja.
  24. Niczego nie zakładam. To rodzic jest w pełni odpowiedziany za wszystko i jeśli dziecko nie chce pomagać starym rodzicom, to znaczy, że źle je wychowali, ponieważ wszystko jest wina rodziców. Gdyby potrafili odpowiednio wychować, to dziecko samo odczuwałoby wewnętrznie, że musi się im odwdzięczyć. Jeśli tego nie odczuwa, a może nawet nimi gardzi, to znaczy, że nie nadawali się na rodziców i muszą ponieść za to konsekwencje, karę. Sam fakt, że obawiasz się, że Twoje dziecko "będzie chciało się wymigać" oznacza, że nie nadajesz się na rodzica, gdyż traktujesz je z czysto egoistycznych pobudek jako coś co powinno się odwdzięczyć za samo istnienie. Tak jakby samo prosiło się na świat. Jeśli emocje Cię nie interesują, to tym bardziej nie powinieneś mieć dzieci. Tak jak w dyktaturach. Polska dzięki takim ludziom jak Ty, pozostałaby w rękach Rosji.
  25. Dziwny ten wykrzyknik. Tak jak to było takie oczywiste. A przecież używasz błędnie słowa "rodzina" na związek tylko formalny, a nie emocjonalny. Anty-rodzic powinien być traktowany jak anty-rodzic, a nie ktoś bliski.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...