Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

venator

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    543
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    35

Odpowiedzi dodane przez venator


  1. 13 godzin temu, cyjanobakteria napisał:

    Najwyraźniej jest to historia stara jak same szczepionki :)

    Dokładnie tak właśnie jest. Tutaj fajnie i skrótowo opisana historia ruchu antyszczepionkowego:

    https://www.totylkoteoria.pl/2019/04/historia-antyszczepionkowcy.html

     

    ulotka+antyszczepionkowa+GB+1884.jpg

     

    Jakość agumentacji antyszczepionkowców bywała różna ;):

     

    ospa+zepsucie+moralne+pocz%25C4%2585tek+

     

    Wyjątkowo ortodoksyjny antyszczepionkowiec ksiądz Wincenty Pix popełnił dzieło pt. " O krzyczącej niedorzeczności i strasznej szkodliwości szczepienia ospy" :

    https://polona.pl/item/o-krzyczacej-niedorzecznosci-i-strasznej-szkodliwosci-szczepienia-ospy,MTg2MTkwNDg/6/#info:metadata

    U Pixa czytamy, że "u młodzieży szkolnej zepsucie moralne (onanizm) wedle opinii lekarzy (Burnette, Wolf i t. d.) ma swoją przyczynę często w szczepieniu ospy, bo jadowita materia podrażnia narządy płciowe i przyśpiesza płciową dojrzałość. "

    U Pixa ponadto  możemy wyczytać jak bardzo wyboistą drogę musiał pokonywać postęp w medycynie:

    "W roku 1885 urządzono w mieście Leicester wielką demonstrację przeciwko szczepieniu; pochód 50 tysięczny mieszczan i delegatów z bliższej i dalszej okolicy z burmistrzem na czele, z magistratem i miejscową policją szedł procesjonalnie przez znaczniejsze ulice z chorągwiami i sztandarami, niesiono na długim drążku zawieszoną i od wiatru poruszającą się figurę (dużą lalkę) z napisem:

    Jennerowi mordercy dziatek wieczna hańba!

    i przyszedłszy na rynek zapalono stos drzewa; ludzie wyczekują, co dalej będzie; w tem burmistrz lalkę a dyrektor policji jakiś papier a była to pisana ustawa szczepnicza, biorą do rąk, podnoszą w górę i zamaszycie z oburzeniem, wrzucają do ognia na spalenie wśród przekleństwa i złorzenia na sprawców ludzkiego nieszczęścia, i szyderczych śmiechów na niedorzeczność operacji szczepniczej a nierozum jej zwolenników. Ten śmiały patryotyczny postępek dodał otuchy przeciwnikom szczepienia do oporu i zwalczania operacji kuglarskiej;"

    Cyt z : https://pubmedinfo.org/2017/02/22/historia-szczepien-przeciwko-ospie/

    • Pozytyw (+1) 2

  2. 9 godzin temu, cyjanobakteria napisał:

    Cztery orty na stronę A5 tekstu to nie jest dużo.

    Czasy się zmieniły i dziś nie zwraca się już takiej uwagi na ilość błędów. Ale gdy ja chodziłem do szkoły, to robiąc cztery błędy ortograficzne tzw. rażące (np. "ktury") na jedną stronę, nie zdałbyś matury pisemnej  z języka polskiego lub historii. Ja jako zdiagnozowany dysgrafik/dyslektyk/dysortografik miałem prawo do używania słownika języka polskiego w czasie egzaminu maturalnego. Sam dla siebie nie korzystałem raczej, ale za to pomagałem innym. O  ile mnie pamięć nie myli, za pięć rażących błedów ortograficznych była ocena niedostateczna. Także zagrożenie było. 

    Na szczęście wytyczne Rady Języka Polskiego się zmieniły i dziś nie zaleca się nauczycielom zliczania błędów, aczkolwiek liczne błędy rażące wpływają na obniżenie oceny. 


  3. 28 minut temu, cyjanobakteria napisał:

    Sam nie mam dysleksji, ale wiecie jak wyglądają dyktanda

    Skąd wiesz? Byłeś diagnozowany?

    Jednym z klasycznych objawów dysortografii (dysleksja to problemy w czytaniu, oczywiście jedno z drugim jest bardzo często połączone)  jest powielanie błędów ortograficznych, pomimo teoretycznej znajomości ortografii.

    Dla dorosłego, ukształtowanego człowieka najlepszym ćwiczeniem jest czytanie, dużo czytania. Najlepiej dobrych autorów, stosujących prawidłową składnie zdania i reprezentujących bogactwo językowe. Książki najlepiej z  dobrych wydawnictw, gdzie dba się o prawidłową korektę. 

    Mnie to kosztowało dużo wysiłku, bo w  czasach mojej szkoły dysleksja i tym podobne, to była w Polsce zupełna nowość, a bardziej konserwatywni nauczyciele uważali za fanaberie i lenistwo.

    I przepisywałem tzw. setki, czyli po sto takich samych zdań zawierających felerny wyraz. I dużo lektur. Takie to były metody. 

    Natomiast do tej pory pisze jak kura pazurem, także komputery to pewnego rodzaju wybawienie. Oczywiście bardziej dla czytelnika ;)

    Tyle, że błędy ortograficzne to nie wszystko. Tego typu defekty mózgu często wkraczają  w te obszary życia, których nie da się skorygować za pomocą programu komputerowego.

    To często większe trudności z nauką języków obcych, słabsze zdolności manualne (nie tylko plastyczne ale i mechaniczne), nawet większe trudności w nauce np. śpiewania.

     


  4. Coś w tym jest. O pochodzeniu słowa k**wa:

    https://trudnyjezykpolski.pl/kilka-slow-o-k**wie/

     

    A jeśli chodzi o używanie wulgaryzmów to przypomina się mi taki stary  dowcip:

    Na szczyt wchodzi Anglik, Niemiec, Rusek i Polak. Ze szczytu rozciąga się wspaniała panorama.

    Zachwycony Anglik woła:

    - Oh my God, beatiful!

    Niemiec:

    - Oh, meine  Gott, wunderbar!

    Rusek:

    - krasivaya!

    Polak:

    - o k**wa, ja pier**le!

    :D

     

    -


  5. W dniu 15.05.2021 o 11:44, thikim napisał:

    To Amerykanie podsłuchiwali Merkel. Ale cały czas pokazują Chińczyków jako głównych szpiegów.
    To w USA znajduje się najwięcej danych Europejczyków. Ale cały czas USA zajmują się problemem danych osobowych w Chinach :D

    I jaki z tego postawisz zarzut?

    Czego oczekujesz? Że najpotężniejsze państwo świata zwróci się o takie informacje do onetu?

     


  6. W dniu 28.05.2021 o 00:29, Ergo Sum napisał:

    Nieprawdopodobna dewastacja zabytku pod pozorem prac archeo, w tym zniszczenie materiału, który powinien zostać pozostawiony dla przyszłych, lepszych technik badawczych.

    Czyżby? A Konkretnie na czym ta dewastacja polega?

    W dniu 28.05.2021 o 00:49, nantaniel napisał:

    Spokojnie - buldożery delikatnie usuwają kolejne centymetry gleby :D

    Za młodu też usuwałem takie warstwy gleby - niczym buldożer, tyle że szpadlem i łopatą, bo w próchniczej warstwie gleby (tzw. humusie), niczego bynajmniej nie dałoby się znaleźć.

    O wiele efektywniej można byłoby to zrobić buldożerem, ale niestety w epoce skokowego przechodzenia w kapitalizm nie było na takie rzeczy pieniędzy. 

    Toteż ryliśmy humus, a że "na kaca najlepsza ciężka praca" nie było źle, spychaliśmy te warstwy jak wówczas popularne w Polsce koparko-spycharki MTZ Belarus. 

    A pod wieczór było tankowanie pod korek i niekończońce się dysputy o historii i życiu. Bardzo to miło wspominam. :D


  7. 9 godzin temu, Ergo Sum napisał:

    Prawo powinno być tak skonstruowane aby określało zasadę i mogło być wykonywane i przestrzegane nawet bez istnienia konkretnych przepisów wykonawczych

    Taa. Ostatnio tak eksperymentowano u nas na odwrót, w kwestii covid, gdzie wdrażano przepisy wykonawcze  bez delegacji ustawowej. 

    A Ty proponujesz odwrotność, gdzie bez uszczegółowienia przepisów nie da się funkcjonować. Jest to kwestia postępującego skomplikowania życia społeczno-gospoadarczego całej ludzkości. 

     

    Cytat

    Podstawowym "przepisem" powinno być bycie uczciwym

    A co to  jest uczciwość?

    Sprawiedliwośc a uczciwość. Tak do poczytania:

    https://www.rpo.gov.pl/pliki/1197303151.pdf

     

    5 godzin temu, Mariusz Błoński napisał:

    Problem okrętów dałoby się rozwiązać po prostu naciskiem politycznym

    W kwestii formalnej - okręt należy do marynarki wojennej. 


  8. W dniu 21.05.2021 o 13:26, cyjanobakteria napisał:

    Cenne rady. Dlatego pewnie Batory żył aż 53 lata :)

     

    W dniu 21.05.2021 o 17:53, cyjanobakteria napisał:

    Sądzę, że przestrzegał zaleceń nadwornego lekarza jednak w zbyt małych, żeby nie powiedzieć, homeopatycznych ilościach :) To by tłumaczyło sarmacki bebzon.Ale, z drugiej strony, nadmiar ruchu, szczególnie jednostajnie przyspieszonego, też potrafi zaszkodzić. Być może skrupulatnie stosował się do zaleceń, ale spadł z konia? 

    Z konia to spadł Kazimierz Wielki.;) A co do tych rad homeopatycznych  powinno być tak jak piszesz ale o tym poniżej....

    Batory miał tendencje do tycia, to sie zgadza ale i do szybkiego chudnięcia, co mogło wskazywać na skłonności w typie endomorficznym. 

    Wskazuje na to dodatkowo dosyć duża siła fizyczna i dzielność wymagana dla ówczesnych osób pochodzenia rycerskiego. 

    Ja będę jednak  bronił Oczki. Batory nie miał jednego lekarza. Przecież to był władca potężnego wówczas europejskiego państwa! Najgłówniejszym był Włoch, lekarz Mikołaj Bucelli. Czym sobie tak zasłużył? Batory miał wstydliwą przypadłość. Ropną, przewlekłą (wieloletnią) ranę na udzie, trochę poniżej pachwiny. Wywoływało to ból fizyczny i ogromną drażliwość króla. To mogło tłumaczyć dużą wstrzemięźliwość władcy co do seksu, nie tylko z powodu wieku i wyglądu jego małżonki, Anny Jagiellonki ;) W końcu każdy król na pstryknięcie palcami miał tyle kochanek (lub kochanków) ile chciał. 

    A tu nic! Mówiono, że to z powodu pokąsania przez psa. Dziś wiemy, że była to najprawdopodobniej gruźlica skóry z powikłaniami, którą leczy się antybiotykami...ale to wówczas Bucelli opracował środek zaradczy, który służył Batoremu. Tzw. "jątrznik", kółko z kolcami, które podrażniało ranę. Wypływała z niej ropa i paradoksalnie to właśnie to powodowało ulgę, czasową rzecz jasna...no bo bez antybiotyków...Oczko opuścił Batorego bo spiskował przeciw niemu Bucelli, który uważał, że medycyna jest tylko dla Włochów. Wcześniej Oczko rozpoczął badania nad wodami zdrowotnymi - uważał, podobnie jak Batory, że należy powrócić do tego stosowanego w starożytności sposobu leczenia. Dzić Oczko jest uważany za ojca balneologii. 

    Na co Batory zmarł? 

    Najpełniejszą odpowiedź (już w XX w. ) dało konsylium lekarskie pod kierownictwem prof. Franciszka Waltera, wenerologa. Przestudiowano piśmiennictwo lekarskie na temat zdrowia tego wybijającego się władcy, ale przede wszystkim dysponowano odpisem z sekcji zwłok Batorego. Tak właśnie. Mimo, że otoczenie wiedziało o ciężkiej chorobie króla, śmierć tego władcy-wojownika była dla ogółu szokiem. I dlatego Batory był pierwszym polskim królem, którego pokrojono. Nawet dla lekarzy z końca XVI w. (opis Jakuba Gosławskiego) w oczy rzuciła się patolgiczna budowa nerek. To + opisy lekarzy + wizerunki władcy  ( pewna  opuchlizna oczu tj. powiek) skłoniły lekarzy do orzeczenia o tym, że z powodu wadliwej pracy nerek, Batory cierpiał na uremię, co doprowadziło go ostatecznie do śmierci. 

    Ta ogromna drażliwość władcy, to też mógłby być objaw uremii. 

    Leczenie uremii polega min.  na dializach, ostateczności na przeszczepie nerki. Zaleca się ograniczanie wysiłku do granic tolerancji organizmu. A Batory był mężczyzną bardzo aktywnym fizycznie. Wielokrotnie udawał się samotnie na kilkunastogodzinne polowania, również zimą, kosztujące wiele wysiłku fizycznego. Czy Oczko go do tego namawiał?

    Nie sądze, Batory był temperamentny. Ot, energiczny mężczyzna, lubiący zapolować na niedźwiedzia, a szanujący się wówczas rycerz nie korzystał przeciw królowi puszczy z broni palnej, a z  włóczni....

    Batoremu nikt nie mógł niestety wówczas pomóc. Nie wiem czy Oczko na podstawie tego królewskiego przypadku, wyciągnął wnioski o dobroczynnym znaczeniu ruchu. Na pewno nic nie mógł wiedziec o wadzie nerek  (bo niby skąd) i postępującej uremiii. Stan króla pod koniec życia był poważny, Bucelli wiedząc, że nic nie zdziała chciał go opuścić, mimo to król co chwile dawał powody prawdziwej tężyzny fizycznej i chartu ducha. Choć paradoksalnie być może przybliżał tym swoją śmierć, to dla otoczenia mógł być przykładem sił witalnych, jak to tam zwał zresztą..

    Ps. W kalejdoskopie lekarzy Batorego znajdujemy także Włocha Szymona Simoniusa, lekarza, filozofa i alchemika na dworze cesarza-maga Rudolfa II oraz John'a Dee. John Dee, okultysta, kabalista przebywał w towarzystwie Edwarda Kelleya vel Talbota, rzekomego twórcy kamienia filzoficznego. Batory był uczestnikiem sensu spirytystycznego odbytego pod Krakowem w Niepołomnicach,  w którym Kelly rzekomo wywołał ducha twierdzącego, że ów "paskudny trąd" to kara za brak uległośći Batorego ....dziś przypuszcza się, że John Dee i Edward Kelly byli agentami królowej  Elżbiety I majacymi  starać się powstrzyamć lub ograniczyć  zapędy katolickiego władcy...władcy, który szedł jak burza na wschodzie Europy.

       


  9. W dniu 18.05.2021 o 09:13, Ergo Sum napisał:

    Archeolodzy mają jaką manię. Wszystko co znajdują i nie potrafią wytłumaczyć traktują jako tworzone w celach religijnych.

    Oj tam, nie zawsze.:D

    Na wykopaliskach, nad niezidentyfikowanym pochówkiem stoi dwóch pracowników naukowych Instytutu Archeologii UW,  archeolog dr hab. Wojciech N i historyk prof. Jerzy K.

    - to jest, panie profesorze,  grób męski, stwierdza dr Wojciech N.

    - a na jakiej podstawie pan doktor to wnioskuje? - pyta się profesor

    - bo ch** w nim jest, rzecze doktor. :D

    To jest autentyczna anegdota. 


  10.  "Ruch zastąpi prawie każdy lek, podczas gdy żaden lek nie zastąpi ruchu"

    Autorem tych słów jest Wojciech Oczko, lekarz nadworny króla Stefana Batorego, którego już cytowałem dzisiaj w innym poście.

    Oczko propagował jazde konną, zapasy, szermierkę, piłkę i tańce. Także Jajcenty, do dzieła. ;)

    Tak, na marginesie. Kilkanaście lat temu byłem w biurze Google, we Wrocławiu. Moją uwagę zwrócił swoistgo rodzaju "plac zabaw" dla dorosłych (tylko bez skojarzeń :D).

    Już wtedy w tej  firmie chyba rozumiano, że przykucie do biurka pracownika  jest nie tylko niezdrowe, ale również wpływa na spadek efektywności pracownika. 


  11. Dyskusja rozwinęła sie wokół kwestii zanieczyszczenia środowiska, które już w neolicie, lokalnie prowadziło do klęsk ekologicznych. Ale na rozwój nowotworów wpływa wiele innych czynników. Choćby przewlekły, chroniczny stres. 

    A to było zestresowane społeczeństwo, zwłaszcza w póżnym średniowieczu, w okresie "czarnej śmierci". Ogromny wzrost popularności praktyk dewocyjnych, umartwiających były najlepszym tego przykładem. Drugi taki okres to czasy baroku, w którym jak w żadnym innym okresie doszło do niezwykłej, emocjonalnej huśtawki całych społeczeństw.

    Tę kwestię dosyć drobiazgowo omawiał w książce "Człowiek polskiego baroku" prof. Zbigniew Kuchowicz, twórca polskiej szkoły historycznej "o biologiczny wymiar historiii". Kuchowicz podkreśla, że podczas przeglądu ówczesnej, również renesansowej literatury medycznej, ich autorzy, jak choćby ojciec polskiej medycyny, Wojciech Oczko, zwracali dużą uwagę na takie choroby jak: manie, "melancholie", halucynacje, histeriie. Oczko zwracałał uwagę na "porywania, sny złe, widzenia straszne i potem choroby melancholiczne a latawcem nazwane". Znaczna część ówczesnego społeczeństwa żyła w sporym napięciu psychicznym, spowodowanym nie tylko trudami codziennej egzystencji ale też strachem przed wiecznym potępieniem. 

    Częste był próby samobójcze. Wtedy przypisywano go "kołtunowi" ale dziś wiadomo, że był to na ogół efekt nie leczonej depresji i popularnej wówczas choroby dwubiegunowej-afektywnej (na tę ostatnio cierpiał król Jan Kazimierz). 

    I w baroku cierpiano również na nowotwory. Jakub K. Haur w poradniku z 1693 r. pisał: "choroba strasznie przykra i dokuczająca, do uleczenia trudna, przychodzi pospolicie białogłowom". 

    W XVI w. założono w Warszawie szpital dla "gnojników" czyli chorych na choroby weneryczne. Kuchowicz przypuszcza, że częśc pacjentów to byli rakowi pacjenci, zwłaszcza kobiety.

    Słynna i piękna Barbara Radziwiłówna, zmarła prawdopodbnie na raka narządów rodnych, które gniły jej za życia. Smród był ponoć nie do zniesienia. 

    Następna kwestia to genetyczne podłoża nowotowrów takie jak choćby uszkodzenia w obrębie genu TP53 ("strażnika genomu") czyli zespołu Li-Fraumeni.

    No i jeszcze kwestia długości życia. Do końca XIX w. mało kto przeżywał więcej niż 60-65 l., szczęściem  było doczekać się wnucząt. To też miało znaczenie, gdyż nowotwory dotykają najczęściej jednak starszych ludzi, to troche cena za długowieczność. 

    Pomiomo, że  nowotwory był częstsze niż się wydawało, co wynika również z omawianej pracy,  to jednak Kuchowicz  pisał: "[Rak] Jest rzeczą pewną, że często nie zostawał po prostu wykryty, niemniej jego nieporównywalnie niższe występowanie jest bezsporne. Wiązało się to oczywiście z bardziej naturalnym trybem życia ówczesnej społeczności, brakiem chemizacji środowiska i innymi tego typu czynnikami". (cyt z "Człowiek polskiego baroku")


  12. Ci naukowcy odczytali hieroglify z kartonażu i wyszło z tego, że należał on do kapłana Hor-Dżehutiego. Odczytali je w okresie międzywojennym gdy nie było jeszcze tomografów.

    Bardzo często "oryginalne" mumie były wyjmowane z kartonaży (trumień), które, zwłaszcza jak ta wzmiankowana, były niezwykle drogie, po to aby umieścić w nich swoją mumię. Do częstego przekładania mumii dochodziło także w XIX wieku gdy działały liczne grupy złodziei grobów. Najprawdopodbniej to wtedy do kartonażu kapłana żyjącego w okresie rzymskim włożono znacznie starszą mumię kobiety w ciąży. Tak na marginesie - będąc precyzyjnym, w katalogu muzealnym  była mowa o kartonażu(nie mumi)  Hor-Dżahutiego. 

    Co ciekawe na samym początku uważano, że w kartonażu jest prawdopodobnie mumia kobiety.  Dopiero  po odczytaniu hieroglifów powszechnie utarło się, że to kapłan.

    Za ofiarodawce (nawet na stronie MN) uważany jest Jan Wężyk-Rudnicki ale z tego artykułu wynika, że mógł być tylko wykonawcą woli prawdziwego darczyńcy:

    https://bazhum.muzhp.pl/media/files/Swiatowit_rocznik_poswiecony_archeologii_przeddziejowej_i_badaniom_pierwotnej_kultury_polskiej_i_slowianskiej/Swiatowit_rocznik_poswiecony_archeologii_przeddziejowej_i_badaniom_pierwotnej_kultury_polskiej_i_slowianskiej-r2001-t3_(44)-nA/Swiatowit_rocznik_poswiecony_archeologii_przeddziejowej_i_badaniom_pierwotnej_kultury_polskiej_i_slowianskiej-r2001-t3_(44)-nA-s47-52/Swiatowit_rocznik_poswiecony_archeologii_przeddziejowej_i_badaniom_pierwotnej_kultury_polskiej_i_slowianskiej-r2001-t3_(44)-nA-s47-52.pdf

    W „Kurierze Litewskim" z 15 grudnia 1826 r.,37 wśród doniesień z Królestwa Polskiego, zwraca uwagę korespondencja następującej treści: Pan Józef [oczywista pomyłka — P.J.] Rudzki, były Adiunkt w Kommisyi Rządowey Oświecenia, powrócił do Europy z podróży swojey przedsiębraney do Egiptu. List jego ostatni jest bardzo świeżey daty (z dnia 9 listopada) i pisany jeszcze na morzu, blisko wyspy Elby, na pokładzie szwedzkiego okrętu Anna. Między wielu osobliwościami, wiezie z sobą mumią, wydobytą w Tebach z grobów Królewskich i tak dobrze zachowaną, iź, jak oświadcza, w muzeum wiedeńskiem, toskańskiem, rzymskiem i neapolitańskiem nie ma żadney, która by się z nią, co do piękności, równać mogła. Jeszcze jey nie otwierano, tylko trzy skrzynie, w których złożona; jedna z tych skrzyń jest sykomorowa. Pan Rudzki nie donosi, czyli mumia ta ma papyrus, jaki zwykle pod pachę lub w rękę zmarłey osoby z jey biografią kładziono. Mumia ta jest przeznaczona do gabinetu Królewskiego Warszawskiego Uniwersytetu"

     I tak na czele zabytków egipskich widnieje mumia kobiety, będąca darem ministra Stanisława Kostki Potockiego, przetransportowana za sumę 174 rubli przez Jana Wężyka-Rudzkiego. W protokole Przedmiotów, które przeszły do Muzeum Sztuk Pięknych z zoologicznego i d[awnego] gipsów Gabinetu,26 opatrzonym datą 26 czerwca 1869 r., mumia ta figuruje pod numerem inwentarzowym 767 jako bezpośrednio sprowadzona z Egiptu z oryginalną trumną drewnianą i pokrowcem w trumnie lepionym z płótna hieroglifami i złoceniami zdobiona.27

     


  13. W dniu 1.05.2021 o 15:33, thikim napisał:

    Jedyny kto udowodnił że prawo ma gdzieś to rząd wprowadzając przepisy bez odpowiedniego podkładu ustawowo-decyzyjnego.
    Raczej społeczeństwo nie ufa rządowi niż na odwrót.

    Oo to też fakt. Takiej degrengolady to już dawno nie było.

    Ale można też powiedzieć, jakie społeczeństwo taki rząd. Przypominam, że poparcie dla wiadomej partii cały czas nie spada poniżej 30%...

    Najwyraźniej sporej części to wszystko się podoba.


  14. 13 godzin temu, Antylogik napisał:

    Dlatego suma sumarum maska nic nie daje. Znacznie bardziej efektywny jest dystans.

    W świetle tego eksperymentu:

    https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2021-04-27/probny-koncert-w-barcelonie-imprezy-bezpieczne-dla-zdrowia/

    przy niezachowanym dystansie daje i to jak widać sporo. 

    Utrzymywanie obowiązku noszenia maseczek w Polsce na zewnątrz (nawet w środku nocy na pustym placu) wynika raczej z braku zaufania rządu do społeczeństwa, które niejednokrotnie udowadniało, że przepisy prawa, a nawet zdrowy rozsądek ma gdzieś:

     Jeśli jesteśmy w trakcie wzbierającej, ale i dopiero opadającej fali, nie wyobrażam sobie, byśmy wszyscy zdjęli maseczki. Ich zdjęcie na powietrzu oznacza, że część ludzi przestanie je nosić także wewnątrz pomieszczeń - mówił.[minister zdrowia]

    https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/koronawirus-obostrzenia-w-polsce-co-z-nakazem-noszenia-maseczek/n60ftr1,79cfc278


  15. Artykuł podsumowujący obecny etap funckjonowania AI vel modeli uczenia maszynowego:

    https://mlodytechnik.pl/technika/30612-czego-ai-nie-moze-i-co-ja-blokuje

    Jednak naukowcy Google’a wsadzili kij w mrowisko, udowadniając, że nawet najlepsze w swojej klasie metodologie testowania nie dają pewności co do wymaganej wydajności w świecie rzeczywistym. Po testach niektóre modele będą znakomite w świecie rzeczywistym, ale niektóre rozczarują, i nie można tego przewidzieć z wyprzedzeniem.[...]

    Społeczność badaczy uczenia maszynowego głęboko poruszył opublikowany w listopadzie 2020 r. artykuł zespołu AI Google pt. "Underspecification Presents Challenges for Credibility in Modern Machine Learning". Dokument zwraca uwagę na szczególnie drażliwy problem polegający na tym, że nawet jeśli modele uczenia maszynowego przechodzą testy dobrze, nie radzą sobie równie dobrze w świecie rzeczywistym. Błędy modeli, które nie osiągają wydajności w testach w świecie rzeczywistym, są znane od dawna, ale ta praca jest pierwszą, która publicznie udowadnia i wymienia ową "underspecification" (co można tłumaczyć jako "niedookreślenie") w roli głównej przyczyny problemów.

    Parę lat temu wydawało się, że rewolucja jest tuż za rogiem, co byłoby dla naszego kraju, trapionego głęboką niewydolnością systemu zdrowia, iskierką nadziei. Jednak:

    Najbardziej chyba bolesną porażką AI, której nie omawia się i nie opisuje tak szeroko w mediach, jak jeszcze kilka lat temu szumnych zapowiedzi, jest to, co stało się ze sławnym Watsonem firmy IBM, który miał wspierać m.in. diagnostykę raka. Okazało się, że co innego wygrać z ludźmi teleturniej, a co innego dać sobie radę w roli lekarza. Jak pamiętamy, a pisał o tym także przed laty MT, system ten miał nawet "pozbawić lekarzy pracy".

    Więcej:

    https://mlodytechnik.pl/technika/30614-watson-nie-wygryzl-lekarza-i-bardzo-dobrze

    Okazało się jednak, że Watson nie potrafi samodzielnie uzyskać wglądu do literatury medycznej ani też nie może wydobywać informacji z elektronicznej dokumentacji zdrowotnej pacjentów. Jednak najcięższy zarzut wobec niego opierał się na konstatacji, że nie umie sprawnie porównać nowego pacjenta z innymi starszymi przypadkami chorych na raka i odkryć symptomów, które są na pierwszy rzut oka niewidoczne.

    Jednak nie wszystko stracone ponieważ:  

    są dziedziny, w których okazał się niezwykle przydatny. Produkt Watson for Genomics, który został opracowany we współpracy z Uniwersytetem Karoliny Północnej, Uniwersytetem Yale i innymi instytucjami, jest wykorzystywany przez laboratoria genetyczne do generowania raportów dla onkologów. Watson pobiera plik z listą mutacji genetycznych u pacjenta i w ciągu kilku minut potrafi wygenerować raport, który zawiera sugestie dotyczące wszystkich ważnych leków i badań klinicznych. Watson stosunkowo łatwo radzi sobie z informacjami genetycznymi, ponieważ są prezentowane w ustrukturyzowanych plikach i nie zawierają dwuznaczności - albo mutacja jest, albo jej nie ma.

    Ale największa rewolucja to chyba modelowanie  białek. Tu jest pole do popisu co zresztą ma swój praktyczny wymiar w walce z sars-cov-2.

    Z obu artykułów wynika, że "sztuczna inteligencja" najbardziej obecnie sprawdza się wycinkowo, co bardziej pasuje do definicji algorytmu. Aczkolwiek taki GPT-3 firmy OpenAi wygląda obiecująco: Tu warto wtrącić, iż akurat GPT-3 może być wyjątkiem, czyli pierwszym przykładem sztucznej inteligencji, która, choć nie jest "ogólna", przekroczyła definicję "wąskiej". Algorytm, choć był szkolony do pisania tekstów, ostatecznie potrafi także tłumaczyć między językami, pisać kod, autouzupełniać obrazy, wykonywać zadania matematyczne i inne zadania związane z językiem

     Z artykułu wynika, że GPT-3  jest "mniejszy" tysiąc razy niż ludzki mózg, to jest kwestią czasu gdy te parametry się zrównają. 


  16. W dniu 23.04.2021 o 11:47, KopalniaWiedzy.pl napisał:

    Teraz archeolodzy dokonali w niej wyjątkowego odkrycia – znaleźli grób gockiego wojownika pochowanego wraz bronią

     

    W dniu 23.04.2021 o 11:47, KopalniaWiedzy.pl napisał:

    Jak mówi archeolog Melina Paisidou, tym, co zdradza tożsamość wojownika jest fakt, iż po jego śmierci miecz "został celowo wygięty, ale nie złamany".

    Cytat

    Wszystko wskazuje na to, że mamy tu do czynienia z Gotem. Bizantyjscy cesarze wynajmowali gockich wojowników, a o pochodzeniu etnicznym pochówku świadczy zarówno typ broni, jak i fakt jej wygięcia po śmierci. 

     

    Zastanawiające. Problem w tym, że Goci  zasadniczo nie wkładali uzbrojenia do grobów. 

    Robili to natomiast przedstawiciele kultury przeworskiej, która w dominującym obecnie poglądzie jest utożsamiana z Wandalami. Oni też w trakcie pochówku  intencjonalnie gieli miecze.

    Wygięte miecze (nieraz o 180 st.) są bardzo charakterystyczną cechą grobów wojowników kultury przeworskiej, reprezentowanej najprawdopodobniej przez plemiona Silingów, Hastingów, Hariów, Wiktolafów, Lakringów., którzy tworzyli trzon Związku Lugijskiego. 

    W archeologii są dwie hipotezy dotyczące kwesti różnic w pochówkach wandalskich i gockich (tzn kultur przeworskiej i wielbarskiej). Pierwsza zakłada, że  wandalski wojownik odradzając się w zaświatach jako wojownik musiał mieć przy sobie fizycznie broń ze świata poprzedniego. Natomiast u przedstawicieli kultury wielbarskiej, kojarzonej z Gotami, być może myślenie poszło do przodu, i odradzający się wojownik już tę broń posiadał w zaświatach "od nowa". 

    Wydaje się, że trafniejsza się jest jednak hipoteza dotycząca metalurgii. Na terenach Wandalów znajdował sie największy w Europie Środkowej ośrodek produkcji żelaza, ponadto było to społeczeństwo silnie zlatenizowane, poddane wpływom Celtów, którzy rzemiosło tak garncarskie jaki metalurgiczne  mieli  na wysokim poziomie. No i bliżej  im było do Rzymu. Stąd dostatek żelaza, którego nie potrzeba było bardzo osczędzać. W przeciwieństwie do Gotów...stąd różnice w pochówkach.

    Istnieje jeszcze interpretacja T. Makiewicza, wg. której intencjonalne gięcie mieczy było wyrazem czystej pragmatyki. Ciało wandalskiego wojownika przez długi czas wystawione było na powietrzu. Zgięcie miecza, a więc uczynienie z tej broni bezużytecznego  kawałka metalu, miało być po prostu ochroną przed kradzieżą broni...

    Tak czy inaczej w świetle wiedzy archeologicznej przypisywanie tego pochówku jako gockiego jest dosyć  ryzykowne. 


  17. W dniu 20.04.2021 o 12:18, Mariusz Błoński napisał:

    A co jest złego w biblistyce? Najlepsze uczelnie na świecie prowadzą zajęcia z biblistyki

    Oczywiście, że tak. Tylko nie w tym rzecz.

    Być może umknęły Ci takie o to czarnkowe  szczegóły:

    https://oko.press/fanatyk-z-kregu-ordo-iuris-pelnomocnikiem-czarnka-ds-podrecznikow-ekspert-niebezpieczne/

    W tym kontekście to co zalinkowałem powinno dawać do myślenia. Bo może to będzie nasza biblia i nasza , najnasza prawda. 

    Ps. Mój kumpel, przyciśnięty egzystencją pracownik naukowy PAN, postanowił dorobić jako nauczyciel historii w szkole.

    Niektórzy nazwaliby to zboczeniem zawodowym, ale można to nazwać rzetelnością. Szybko dostrzegł, że np.  na mapach w znowelizowanych podręcznikach ot tak ostatnio  zniknęła  np.  dzielnica żydowska w Zamościu w XVI w. Pierdoła nie? Takich kruczków jest jednak więcej. 

     

     

     

    • Pozytyw (+1) 1

  18. A właściwie to o co kruszyć kopie? Lista aktywnych astronautów przypisanych do programu Artemis, a mających inne niż biale (kaukaskie) pochodzenie etniczne jest taka:

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Stephanie_Wilson 

    - 3 loty wahadłowcami, ponad 42 dni w kosmosie

    https://en.wikipedia.org/wiki/Jessica_Watkins

    - nowicjuszka, w 2020 r ukończyła podstawowy (3 letni!) trening astronautyczny

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Kjell_Lindgren

    - ISS, 141 dni w kosmosie, dwa spacery EVA

    https://www.nasa.gov/astronauts/biographies/jonny-kim

    -nowicjusz, po treningu podstawowym

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Victor_Glover

    -pierwszy murzyn afroamerykanin na ISS, na obecną chwilę 157 dni w kosmosie, ciągle lata nad nami

    Jest jeszcze Raja Chari, nie wiem jakiego pochodzenia, nowicjusz po treningu podstawowym i pilot testowy, absolwent MIT.

    No i jest jeszcze pani Jasmin Moghbeli, urodzona w Niemczech, irańskiego pochodzenia. Pilot USMC na śmiglakach, AH 1 -Super Cobra, 150 misji bojowych, oczywiście po MIT. Kandydatka do lotu na Marsa.:

    https://en.wikipedia.org/wiki/Jasmin_Moghbeli

    NASA nie odwala fuszery, wszyscy ci kandydaci o nieco innym odcieniu skóry, mają bardzo wysokie kwalifikacje. Bez dwóch zdań. Wszyscy poza pania Moghbeli i Lindgrenem, urodzili się na terytorium USA.

    A ta polityczna decyzja o pierwszym nie-białym astronaucie na Księżycu to próba, być może rozpaczliwa, powtórzenia sukcesu programu Apollo, który ponoć zassał wśród młodych 200 tyś nowych inżynierów. Oni teraz  mają problem. W rodzinie mam młodego człowieka, który wyjechał na wakacje, do pracy,  do południowej Kalifornii. Nie mógł tam znaleźć roboty bo nie znał hiszpańskiego. ...Sygnał administracji Bidena jest więc czytelny - uczcie się a i kosmos stanie dla was otworem nawet jak macie taką barwę skóry jak nocne niebo nad nami...;)

    A Kanadyjczycy, mający parytet mężczyzna- kobieta 50/50 wysyłają kandydatkę do programu Artemis w atrakcyjnej  postaci dr Jennifer Anne MacKinnon "Jenni" Sidey-Gibbons:

    LB5sfRkn4QLZo9ATRfzadp3nZtUy7-VKuG1xlcyN

    https://en.wikipedia.org/wiki/Jenni_Sidey-Gibbons

    :)

     


  19. 16 godzin temu, darekp napisał:

    Hm, jeśli by przyjąć tę teorię, to wynikałoby z niej chyba tylko, że dwunożność jest warunkiem "koniecznym" (niedokładne określenie, raczej jakimś powiedzmy "bardzo pożądanym"), ale chyba słabo zmniejszającym szanse powstania inteligencji (takiej jak ludzka), bo przecież nawet na Ziemi gatunków dwunożnych było/jest bardzo dużo (dinozaury, ptaki).

    Tak, istnieje/istniało  dużo gatunków dwunożnych, ale tylko hominidy były/są dwunożne i żyworodne. A to już spore zawężenie listy gatunków.  Celowo pomijam tutaj kangurowate, bo daleko im do funkcjonowania w  pozycji wyprostowanej, a przebieg ciąży i porodu jest daleko odmienny od innnych gatunków dwunożnych. Wyprostowana, dwunożna postawa powodowała zmiany w   budowie miednicy i wąski kształt kanału rodnego, co w połączeniu z dużym rozmiarem mózgu u noworodka, miało swoje konsekwencje. Pierwszym były i są bolesne, bardzo ryzykowne porody. Drugi to ogromna plastyczność ludzkiego mózgu, wynikająca właśnie z przystosowania do  tego traumatycznego przeżycia, jakim jest poród u człowieka. Mózg szympansi "zastyga" około 2 r.ż., ludzki, kształtuje się przynajmniej do 25 r.ż. , choć niektórzy twierdzą, że całe życie. Najprawdopodobniej ma to ogromne konsekwencje w postaci chłonności ludzkiego mózgu i zdolności do przyswajania wiedzy i umiejętności przez całe życie. 

    Dwunożność, zmiany preadaptacyjne w postaci przystosowania do długotrwałego biegu, rozwój mózgu skutkujący zdolnością do tworzenia kultur technicznych, a przede wszystkim społecznych, wytworzenie zdolności mowy, a w końcu mowy fikcjotwórczej - ta ostatnia umożliwiła stworzenie bytów abstrakcyjnych, będących fundamentem niezbędnym dla istnienia dużych zbiorowisk ludzi. 

    Dużo prawdopodobnie w tym wszystkim  przypadku. Jeśli przyjmiemy oczywiście hipotezę  Fiałkowskiego i Bieleckiego. Sama preadaptacja do myślenia abstrakcyjnego jako przypadkowy wynik adaptacji do biegania i taktyki polowania czyli człowiek zaczął myśleć bo zaczął biegać - już widzę te miny kreacjonistów ;)


  20. Tak, jeśli przyjmiemy teorię,  że naszym ostatnim wspólnym przodkiem, na co wiele wskazuje,  był h. heidlebergensis. Ten  z kolei wyewouluował z h. erectusa, a właśnie to u tych  gatunków   doszło do znaczącego powiększenia  mózgu. Także  duże, dosyć podobne mózgi (aczkolwiek diabeł tkwi w szczegółach, o czym niejednokrotnie była dyskusja), mogliśmy otrzymać  my i nasi neandertalscy kuzyni  niejako w  pakiecie. Sam rozwój mózgów obu gatunków tj. h.s. i h.s.n. odbiegał już nieco inaczej, ale największy wpłw miały tu już najprawdopodobniej zjawiska kogniwistyczne.

    Niejednokrotnie pisałem, że najbardziejw kwestii ewolucji mózgu,  podoba mi się polska teoria Fiałkowskiego i Bielickiego, "homo przypadkiem sapiens". Czyli ewolucji ludzkiego mózgu jako "niezawodnościowego  systemu składajęcego się z zawodnych elementów". Hipoteza Fiałkowskiego zakładała wystąpienie zjawiska redundacji neuronów w mózgu, między innymi rozwijała koncepcje von Neumanna, potrójnej redundancji modularnej. Wszystko to miało być dosyć przypadkowym wynikiem adaptacji wytrzymałościowej - w wyniku dwunożności, u naszych przodków wyewoluowały cechy umożliwiające długotrwały bieg nawet w ciężkich warunkach sawanny. Liczne mikrouszkodzenia mózgu, występujące w wyniku niewielkich, ale częstych udarów cieplnych, powodowały tworzenie się neuronów "na zapas". I mielismy  się stać w wyniku tego  inteligentni. 

    Jeśli przyjąć taką teorię, to widać jak bardzo mało prawdopodobnym jest zaistnienie inteligentnego, przynajmniej w sposób podobny do człowieka, życia na innych planetach. 

    Aczkolwiek uwzględniając ogrom wszechświata...

     

     


  21. NASA, 19.04.21 r: lot pierwszego aparatu w atmosferze innej planety niż Ziemia

    Polska, 18.04.21 r.: minister edukacji i nauki powołuje nową dyscyplinę naukową: bilbilstykę

     

    - Mamy w naszym kraju wielu wspaniałych biblistów, a Polska staje się obecnie jednym z trzech najważniejszych ośrodków tej nauki. Stworzenie nowej dyscypliny - biblistyki - z pewnością pomoże w jej rozwoju - podkreślił minister.
    https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2021-04-19/czarnek-powoluje-nowa-dyscypline-naukowa-przelomowe-wydarzenie-dla-polskiej-biblistyki/

     

    Brawo my.

     

     


  22. 17 minut temu, cyjanobakteria napisał:

    Zatem chodzi o formację. Myślałem o poszczególnych bombowcach. W B-17 jest więcej luf z przodu (2x dodatkowe), ale być może ze względu na formację jest mniejszy kontakt. 

    Nie, o konstrukcje samolotu. Górna wieżyczka w B-17 nie może strzelać poniżej 10 st. a dolna przednia  powyżej 15 st. To jest martwa strefa. Niemcy atakowali więc od czoła z lotu nurkowego o kącie 10 st i walili w kabine pilota. Najlepiej z jak najmniejszej odległości - 100, 150 metrów, to było optimum. Wyjście poza tę strefe, w tak bliskim kontakcie, było dla pilota myśliwca bardzo ryzykowne. 

    Strzelanie z bliskiej odległości było skuteczne, ale też ryzykowne. Nie raz, w przypadku eksplozji bombowca, myśliwiec pakował się w szczątki samolotu.

     


  23. W dniu 16.04.2021 o 11:29, peceed napisał:

    Dlatego raczej atakowano od przodu -

     

    W dniu 16.04.2021 o 11:57, cyjanobakteria napisał:

    Chyba było tyle samo luf, a nawet więcej.

    Akurat tutaj peceed ma sporo racji. Taktykę ataku frontalnego wprowadzono w Luftwaffe  na przełomie 1942/43 r. zastępując wcześniej stosowaną, klasyczną, ataku od ogona. Związane było to z coraz większym zaangażowaniem Amerykanów i udziałem ciężkich, trudnych do zniszczenia bombowców, takich jak B-24 ale przede wszystkim B-17 "Latająca forteca". 

    Niemieccy lotnicy wkrótce opracowali optymalny kąt natarcia i taktykę wyławiania pojedynczych maszyn i dobijania, zupełnie jak drapieżne zwierzęta. Odpowiedzią aliantów były próby zwiększenia zasięgu myśliwców eskorty. Ponadto Amerykanie już w 1942 r.  wynaleźli bardzo skuteczną formacje obronną jaką było "combat box". Bombowce poruszały się w trójkach, które układały się w poszczególne warstwy, tworząc rodzaj "prostopałościanu". Ustawienie samolotów było takie aby zapewnić sobie wzajemną ochronę przy zastosowaniu ognia krzyżowego. Formacje te były trudnym orzechem do zgryzienia, wielu mało doświadczonych, niemieckich lotników nie potrafiło utrzymać nerwów na wodzy i otwierało ogien ze zbyt daleka, nie robiąc bombowcom szkody. Niemcy wprowadzili w końcu formacje Sturmstaffel, złożone z dodatkowo opancerzonych  i wyposażonych w działka 30 mm oraz rakiety 210 mm, Focke-Wulf Fw-190. Samoloty te z dużą prędkościa, pod odpowiednim kątem nacierały na bombowce, strzelały, a dzięki potężnemu uzbrojeniu potrafiły zadać sporę straty. Następnie odskakiwały, unikając pojedynków z myśliwcami eskorty. Ten pomysł miał jednak dużą wadę - tak przygotowane foki były tak ociężałe, że same wymagały eskorty myśliwców. 

    Trzeba pamętać, że nie tylko myśliwce stnowiły zagrożenia, ale przede wszystkim potężna obrona przeciwlotnicza. W 1943 r. w opl III Rzeszy  zaangażowanych było aż 1 mln żołnierzy. W 1944 r. samych, znakomitych 88-tek, Niemcy posiadały aż 10 tyś. Straty w alianckim lotnictwie bombowym były wyskoie, a czarę gorycz przelał nocny nalot na Norymberge 26/27 lutego 1944 r., gdy bombowce zostały rozbitę przez niemieckie, nocne myśliwce. Utracono wówczas bezpowrotnie aż 95 maszyn. Zrezynowano wówczas z taktyki nalotów dywanowych, powórcono dopiero w w 1945 r., gdy dobijano bestie. W ogólnym rozrachunku jednak te naloty się opłacały - III Rzesza musiała angażowac ogrmone środki w opl i usuwanie szkód. Natomiast staty przemysłowe były mniejsze niz zakładali alianci. 


  24. Oszacowanie rzeczywistej śmiertelności w czasie II woj. światowej jest niezwykle trudne i raczej się nigdy nie uda, choć od zakończeniu tego wielkiego konfliktu minęło już grubo ponad 70 lat. Różna była metodologia, np. kwestia strat wśród marynarzy marynarek handlowych zaangażowanych przez marynarki wojenne etc. Różne rodzaje klasyfikacji strat bojowych, całkowitych i niecałkowitych, strat w walce i strefie walki, strat niebojowych - tych w wyniku wypadków jak i w wyniku oddziaływania stresu na psychikę itd. Nawet w obrębie jednej formacji, czy ba, jednej jednostki, były i są stanowiska mniej lub bardziej narażone...Ale były formacje które cieszyły się szczególnie złą sławą. 

    W III Rzeszy były to np. jednostki spadochronowe...być może dlatego w formacji ochotniczej (przynamniej do 1944 r.) jakim było Waffen SS,  nie tworzono właściwie jednostek spadochronowych (poza nielicznymi przykładami).

    Wracając do kwestii narkotyków w armii:

    poster.jpg

    Tajemniczy co?

    W rzeczystości to ponury żart w stosunku do dramatycznego incydentu z 2002 r. z Afganistanu, podczas którego  pilot mjr. Harry "Psycho" Schmidt, lotnik Air National Guard, zrzucił 230 kg. bombe na trenujący oddział lekkiej, kanadyjskiej piechoty, zabijając 4 żołnierzy. Pilot na godzinę przed incydentem łyknął 10 mg Dexedriny, opartego na dekstroamfetaminie. To była też jedna z jego lini obrony, bo to był legalny w wojsku środek farmaceutyczny. 

    https://en.wikipedia.org/wiki/Tarnak_Farm_incident

    https://www.wussu.com/humour/bombed.htm

     

×
×
  • Dodaj nową pozycję...