Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

venator

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    537
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    35

Odpowiedzi dodane przez venator


  1. W dniu 23.01.2021 o 11:43, radar napisał:

    . Należałoby odpowiedzieć na pytanie, ile z naszych umiejętności ponad czysto fizjologiczne działanie organizmu to umiejętności nabyte a ile wrodzone. To, że jakaś umiejętność pojawia się później, po urodzeniu, też nie przesądza tego, że jest to umiejętność nabyta, w końcu mózg też rozwija się w swoim (zaprogramowanym?) tempie.

     

    W dniu 23.01.2021 o 13:18, Qion napisał:

    Niestety, ale nasz mózg posiada tylko potencjał poznawczo-pamięciowy i musimy się uczyć od podstaw. Jako przykład mogą służyć zachowania dzieci wychowanych wśród zwierząt w wyniku bestialstwa swoich rodziców:

    Z naukowego punktu widzenia kluczowy był tu "eksperyment Gua" ("uczłowieczenie małpy") dokonane przez amerykańskiego psychologa Winthropa Kellogga w 1932 r.

    gua-donald.jpg

     

    https://pl.sainte-anastasie.org/articles/psicologa/gua-la-chimpanc-criada-como-un-beb-humano.html

    https://en.wikipedia.org/wiki/Winthrop_Kellogg

    Z powodów etycznych eksperyment przerwano po 9 miesiącach, ale wnioski były ciekawe. 

    Młody człowiek ma bardzo chłonny, a przede wszystkim skłonny do naśladownictwa mózg. Z eksperymentu Gua wynikało, że szympans rozwijał się szybciej ,stając się niejako przewodnikiem dla człowieka. Do czasu. Gdy jednym z kluczowych aspektów rozwoju dziecka stała się nauka mówienia, to szympans nie był w stanie tej bariery przekroczyć, eksperyment więc  przerwano, z racji postępującego opóźnienia rozwoju mowy u człowieka. W końcu w eksperymencie brał udział własny syn Kellego. 

    Ponadto dzisiaj już wiemy, ze ludzki mózg cechuje bardzo wolne dojrzewanie i bardzo duża plastyczność. Jego relatywnie słabe ukształtowanie w bardzo wczesnym dzieciństwie podyktowane jest  prawdopodobnie   koniecznością sporej plastyczności wynikającej z  dosyć wąskiego kanału rodnego kobiety. A ten z kolei wynika z naszej dwunożności. 


  2. W dniu 12.02.2021 o 11:05, antykwant napisał:

    Co jest złego w spokojnym siedzeniu na drzewie w szczęściu i cieszeniu się z tego co jest?

    Podniósł wzrok i ku swemu zdumieniu zobaczył młodego hrabiego usadowionego w rozwidleniu gałęzi.
    — A, jest pan — zawołał ten z góry — to doskonale.

    [...]

    — To dobrze. Zdziwił się pan, że siedziałem na drzewie?
    — Nie, dlaczego...
    — Widzi pan, to atawizm. Czasami odzywa się w człowieku nieprzeparta chęć powrotu do pierwotnych form bytowania. Nie zauważył pan tego, panie ten... No, jak się pan nazywa?
    — Dyzma.
    — Aha, Dyzma. Głupie nazwisko, a imię?"

    :D Tak mi się skojarzyło.


  3. 6 godzin temu, Mariusz Błoński napisał:

    ZSRR to w ogóle chyba na ostro szedł ze stratami. Zgodnie z filozofią "ludiej u nas mnogo".

    Ofiary śmiertelne wśród astroanutów:

    ZSRR - 4

    USA - 14 (w tym pilot X-15)

    ;)

    Chociaż oczywiście wynikało to ze specyfiki konstrukcji poszczególnych statków kosmicznych (kapsuły vs wahadłowce). No i trzeba podkreślić, że jedyni którzy zginęli w kosmosie (tj. powyżej lini Karmana) to Sowieci (Sojuz 11).

    Mamy także katastrofę Niedielina w Bajkonurze (92 ofiary),  a także kontrowersyjną teorię ( w zasadzie spiskową) - "zaginieni kosmonauci", wg, której w początkowym okresie miało zginąć, jeszcze przed Gagarinem, kilku radzieckich kosmonautów. W skład tej teorii wchodzi też zagadkowa sprawa braci Judiga-Cordigilia:

    https://www.focus.pl/artykul/moskwa-mamy-problem

    Jednocześnie potrafiono się poświęcić:

    Mnóstwo emocji dostarczył lot dwóch suczek: Żułki i Perełki. Poleciały w ramach projektu Wostok, który miał się zakończyć wystrzeleniem człowieka na orbitę. Rakieta wystartowała w mroźny poranek 22 grudnia 1960 roku, jednak w wyniku awarii silników trzeciego stopnia, po osiągnięciu 214 km wysokości, niespodziewanie zaczęła zbliżać się do Ziemi. Passa usterek trwała nadal. Statek zaopatrzono w system katapult, których zadaniem było wyrzucenie psów, gdyby lądowanie miało nastąpić w nieplanowanym miejscu. System zawiódł, co akurat było fortunne dla zwierząt, natomiast spadochron rozwinął się zupełnie planowo i nienaruszona kapsuła wróciła na Ziemię. Wyliczono, że szczęśliwie przyziemienie odbyło się na terenie ZSRR, gdzieś w Jakucji. Helikoptery rozpoczęły intensywne poszukiwania. Gdy udało się zlokalizować kolorowe spadochrony, na miejsce wysłano ekipę ratunkową. Jednak dotarcie do Żułki i Perełki okazało się trudniejsze niż przypuszczano. Była zima, 45 stopni poniżej zera, a psy wylądowały w niedostępnej tajdze. Marzły zamknięte, w nieogrzewanej kabinie, 329 km na północ od miejsca, gdzie w 1908 roku spadł Meteoryt Tunguski, czyli jak na rosyjskie warunki – po sąsiedzku. Nie udało się dotrzeć na miejsce 23 grudnia, wreszcie wieczorem 24 grudnia skrajnie wyczerpani ratownicy brnąc w głębokim śniegu znaleźli kapsułę, ale było zbyt ciemno, by ją otworzyć. W dodatku psy nie dawały żadnego znaku życia, co niestety jednoznacznie świadczyło, że nie żyją. Należało czekać do świtu. Nazajutrz wreszcie udało się otworzyć właz. Już w trakcie tej operacji słyszano szczekanie. Okazało się, że obie suczki przeżyły skrajnie niskie temperatury. Będące także na pokładzie myszy, szczury i inne małe zwierzęta znaleziono martwe. Żułkę na wychowanie wziął jeden z naukowców z Instytutu Medycyny Lotniczej. Żyła jeszcze kilkanaście lat, urodziła szczenięta. Pełna poświęcenia akcja ratunkowa i ocalenie dwóch młodziutkich suczek było tak spektakularnym wydarzeniem, że Korolow domagał się jego upublicznienia. Ze zdaniem konstruktora liczono się, ale tylko w aspekcie rozwiązań technicznych. W innych sprawach nie słuchano go. Lot i jego niecodzienne zakończenie utajniono aż do czasów Gorbaczowa.

    http://nmt.waw.pl/wp-content/uploads/2020/11/KW_3.pdf

    Jeśli chodzi o automatyczne  misje międzyplanetarne to faktycznie ZSRR i Rosja poza Wenus, nie ma czym się bardzo chwalić. Za to duży nacisk położono tu w budowę stacji orbitalnych, gdzie ZSRR wyprzedził o wiele lat Zachód, a także w wykorzystaniu atomu w statkach kosmicznych. 

     

    • Pozytyw (+1) 1

  4. 2 godziny temu, darekp napisał:

    i to pewnie środkami dużo mocniejszymi, niż to co ludzie byli w stanie wyprodukować w starożytności.

    Chyba nie doceniasz pomysłowości tamtejszych ludzi. Żeby gadać z krzakiem, który na chwilę uległ samozapłonowi jak z bogiem, trzeba nieźle się naszprycować ;)

    2 godziny temu, darekp napisał:

    W przypadku nauk ścisłych byłoby dużo trudniej (kilka razy słyszałem od kolegów-programistów, jaki powstaje kod po spożyciu alkoholu i, że tak powiem, nie polecają tego sposobu tworzenia;))

    Rożne substancje psychoaktywne mają rożne właściwości. Vin Mariani było pitę nie tylko przez pierwszego "nowoczesnego" papieża Leona XIII, który KK pchnął na nowe tory czy na dworze brytyjskich monarchów, ale spożywał je także Thomas Edison. Temu płodnemu wynalazcy ,kokaina zawarta  w winie, umożliwiała  wytężoną pracę, nie spał wiele dni z rzędu.

    Z kolei matematycznemu umysłowi Carla Sagana, trawka umożliwiała poszerzenie horyzontów:

    https://www.weednews.pl/gleboki-esej-carla-sagana-na-temat-znaczenia-i-zwiazku-zazywania-marihuany-na-podwyzszanie-swiadomosci/

    :)

    3 godziny temu, darekp napisał:

    P.S. Trochę inny temat, ale himalaiści stosowali dawniej często doping, z tego co pamiętam z książek R. Messnera:)

     

    Nie wiem czy czytałeś ale poświeciłem temu dosyć rozległy wpis:

    Przede wszystkim o zastosowaniu pervitinu, któy zawierał metaamfetaminę.


  5. W dniu 11.02.2021 o 22:03, darekp napisał:

    a wartośc użytkowa produkcji pod wpływem psychodelików jest zerowa. A

    Tak, tak. Jedna z przełomowych encyklik papieskich, "Rerum Novarum", została napisana przez papieża  Leona XIII, który regularnie spożywał Vin Mariani.

    Ten trunek, który swemu twórcy, francuskiemu chemikowi Angelo Mariani przyniósł niezłe profity, był mieszaniną wina Bordeaux i liści koki. Te, pod wpływem etanolu uwalniały kokaine, ktrórej w jednym kieliszku było nawet 100mg. Więc nie pisz o braku wartości użytkowej, bo było raczej wprost odwrotnie. ;)

    Reklama Vin Mariani:

    https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/f6/Vin_mariani_publicite156.jpg

    Papieżowi tak się spodobał specyfik, że jego tówrcę nagrodził nawet medalem.

     

    Cytat

    Jeżeli nie byli pod wpływem konopi, tylko czegoś innego, to nie mieli powodów, żeby myśleć jakoś specjalnie o konopiach i w związku z tym teoria Sary Benetowej upada;)

    To była tylko taka luźna myśl, bo rozpatrywanie czy:

    Cytat

    Co do rozstąpienia się morza - nie musiało tak być ale są podejrzenia że to mógł być efekt tego:

    to tak jak szukanie szczątków kostnych cyklopa Polifema, który w swej jaskini uwięził Odyseusza i jego towarzyszy. Coś tam zawsze można znaleźć i usiłować dopasować do swojej hipotezy ;).

    Natomiast Sara Benet poświęciła częśc swych zainteresowań naukowych  tematowi  użycia konopi min. w wierzeniach i religii. I z tych badań  wynika, że w starożytności ( i nie tylko) użycie konopi było  praktyką powszechną. 

    "Weź sobie najlepsze wonności: pięćset syklów obficie płynącej mirry, połowę tego, to jest dwieście pięćdziesiąt syklów wonnego cynamonu i tyleż, to jest dwieście pięćdziesiąt syklów wonnej trzciny,"
    Księga Wyjścia, 30,23

    Sara Benet dowodzi, że owa wonna trzcina to nic innego jak powszecnie znane i stosowane wtedy i teraz  konopię zawierające THC :P

     


  6. W dniu 11.02.2021 o 12:08, darekp napisał:

    Tylko jak to rozumieć? Chyba nie tak, że Żydzi podczas exodusu zażywali psychodeliki (na pustyni w nieznanym terenie pewny sposób na zbiorowe samobójstwo). 

    O jakim exodusie mowa? Ów exodus możemy przyrównać do baśni o Lechu, Czechu i Rusie czy o Popielu. Chociaż może lepszym porównaniem niech będzie "Pieśń o Nibelungach", czyli jakaś tam wędrówka, exodus z czasów tak odległych, że opowieść o nim została w ogromny sposób zniekształcona przez upływ czasu.

    Nie ma żadnych źródeł pisanych ani archeologicznych (poza Starym Testamentem), a przynajmniej nie zostały odkryte, które wskazywałyby, że miało to miejsce. Nawet w dzisiejszym katolicyźmie nie rozpatruje się go z historycznego punktu widzenia, a jedynie teologicznego. W sprawnie zarządzanym państwie faraonów nie odnotowano by zniknięcia kilkuset tysięcy ludzi? 40 lat kręcili się po pustyni, którą armia egipska pokonywała w 15 dni? No rozumiem, cywile, ale 40 lat? Bzdura, leganda, mit założycielski.

     

    Cytat

    Czyli że ktoś potem dopisał opis cudu pod wpływem konopi?

    Akurat nie konopi. Szereg badaczy wskazuje na inne substancje, znane i zażywane na Bliskmi Wschodzie w starożytności. Opisy zawarte w Starym Testamenice znakomicie pasują do efektów oddziaływania na ludzki mózg psylocyny (metabolizowana w człowieku po spożyciu grzybów z gatunku psylocybe cubensis), która daje bardzo podobne efekty halucynogenne jak meskalina, LSD (halucyjnace Baltazara, manna z nieba). Inne to rośliny zawierające DMT oraz harmaline czyli drzewa akacjowe oraz ruta sepowa. Zmieszane dają efekty jak po spożyciu ayahuaski - napoju szamanów, co z kolei pasuje do wizji mojżeszowych - gorejący krzew, uczucie obcowania z istotą boską, zamienianie laski w węża itp. 

    Jest całkiem prawdopodbne, że autorzy Pięcioksiągu, tworząc to literakie dzieło, wspomagali się substancjami psychoaktywnymi, które były znane i cenione. Mirra była darem królewskim, a oddziaływuje na te same receptory co morfina. To dlatego w trakcie  ukrzyżowaniu Jezusa : "Tam dawali Mu wino zaprawione mirrą, lecz On nie przyjął." (Mk 15,23). Praktykowany był zresztą zwyczaj otumaniania skazańców winem z mirrą, co robiono na chwilę przed egzekucją.

    Mirra była składnikiem świętego oleju, poodbnie jak trzcina wonna, któa wg. Sary Benetowej była konopią indyjską.

    Jest składnikiem kadzidła, które także wytwarzane z żywic, również jest produktem psychoaktywnym. W kadzidle zawarte jest olibanum, skrystalizowana forma żywicy drzew kadzidłowych (Bosweila). 

    " Należą do środków wykrztuśnych, antyseptycznych, przeciwlękowych, przeciwnerwicowych i wykrztuśnych"

    https://rozanski.li/1240/boswellia-i-olibanum-w-medycynie-ajurwedyjskiej-i-europejskiej-boswellia-w-medycynie-sportowej/

    Kadzidło wytwarzane w czasach bibilijnych, miało w swoim składzie żywice kadzidłowca Cartera, która była akurat dosyć silną substancją psychoaktywną.

    Zresztą do dzisiaj wiernych w KK i cerkwii okurza się kadzidłem. 

    Troche tego jest a to nie wszystko. 

    W dniu 11.02.2021 o 12:08, darekp napisał:

    Ale wtedy nie musiał chyba odczuwać potrzeby, żeby pisać akurat o morzu konopi, tak jak ktoś pod wpływem alkoholu na ogół nie będzie pisać o wódce?

    :D

    Objawienie

    Pijaczynie pewnemu spod Rytra

    objawiło się nocą pół litra.
    Odtąd inni pijani
    pragną tej teofanii,
    bo w pijakach natura jest chytra
    .

    Tu o literaturze pieknej poświęconej pijaństwu i o pijaństwie podczas jej tworzenia:

    https://parlicki.pl/wiersze-o-pijakach-i-pijanstwie

    Z artykułu:

    " Alkohol i poezja spotykają się ze sobą dość często, a zdaje mi się, że w czasach minionych do tego typu spotkań dochodziło jeszcze częściej. Niektórzy twórcy bądź tworzą, bo piją, bądź piją, bo tworzą, lub twórzyć nie mogą, a są też i tacy, którzy niezależnie od faktu, czy piją, czy nie piją, pijaństwu, alkoholowi, pijakom poświęcają swoje utwory."

    ;)

     

    • Pozytyw (+1) 1

  7. 3 godziny temu, dexx napisał:

    Ale jeśli są wśród czytających te forum  są osoby które uważają się za chrześcijan a nie czytali Biblii  polecam to zrobić.

    Jest jedna zasadnicza kwestia, którą należy podkreślić. Bardzo mało osób umie przeczytać Biblie w oryginale...czytamy przekłady, częsciowo z martwych języków, co wymaga często  dosyć głębokiej interpretacji.

    Ot, choćby tu:

    https://stacja7.pl/wiara/7-najwiekszych-pomylek-w-przekladach-biblii/

    Z artykułu:

    W hebrajskim tekście Księgi Wyjścia wcale nie jest napisane, że było to Morze Czerwone. Oryginał mówi o Morzu Trzcinowym – Jam Suf (Suf oznacza trzcinę lub sitowie a Jam to zarówno morze, jak i wielki zbiornik słodkowodny, np. jezioro). Pomyłka zapoczątkowana została przez Septuagintę, żydowski przekład Starego Testamentu na język grecki.

    Ponieważ Nowy Testament cytuje Stary Testament najczęściej właśnie według Septuaginty, nowotestamentalne wzmianki, które wspominają o przejściu przez Morze zawierają również greckie wyrażenie Erythrá Thálassa (Morze Czerwone)...Trudno zidentyfikować, co miał na myśli autor Księgi Wyjścia, pisząc o Morzu Trzcin. Z pewnością nie jest to inna nazwa Morza Czerwonego, bo zasolenie tej wody jest zbyt duże i nie pozwala na rozwój jakiejkolwiek roślinności (tylko w jednym miejscu występują namorzyny). Jedynie zbiornik zasilany słodką wodą z stałym odpływem pozwala w tamtym klimacie na wzrost roślinności. Stąd wniosek, że było to coś w rodzaju zalewu zasilanego albo północną odnogą Nilu albo południową, dlatego rozpatrywana jest delta Nilu i jezioro Manzale w jej części wschodniej."

    cyt: Trudno zidentyfikować, co miał na myśli autor Księgi Wyjścia, pisząc o Morzu Trzcin

     

    Ja już o tym pisałem na forum, o hipotezie enteogenowej. Może owe mojżeszowe trzciny to to o czym pisała nasza archelożka Sara Benetowa, wybitna badawczyni kultury żydowskiej,  przy okazji badania Biblii. Owe trzciny to być może nic innego jak keneh bosem cyli konopie. Ładnie by się to wpisaywało w mojżeszowe wizje, w której główną role odegrała, co jest całkiem prawdopodobne,  psylocybina. I tyle z tego "przejścia" morza, które możnaby  wykonać ze stołka w kuchni.


  8. A teraz bardziej o prawdziwym dopingu, tym chemicznym.

    3 lpica 1953 r. jako pierwszy człowiek na szczycie Nanga Parbat (8125 m n.p.m.) staje 29 letni, uzdolniony, austriacki alpinista, Herman Buhl. Jako pierwszy człowiek wchodzi na  ośmiotysięcznik bez wsparcia aparatem tlenowym. Po 1300 metrach samotnej wspinaczki (od rozstania z towarzyszami), w dodatku z uszkodzonym rakiem, staje samotnie na wierzchołku wymagającego, himalajskiego olbrzyma, który pochłąnął już 31 alpinistów. Buhl jest wyczerpany. Schodząc przymusowo biwakuje na wys. 8 tyś m n.pm. w lodowej szczelinie. Z objęcia śmierci, a wskutek długotrwałej hipoksji wysokościowej miał już halucynacje (min. obecność w szczelinie innej, wyimaginowanej osoby), wyrywa go hitlerowska wunderwaffe - pervitin. Zażywa dwie tabletki oraz zażywa Padutin, lek zawierający kalikreine silnie rozszerzającą naczynia krwionośne i wyrywa się śmierci. Pervitin daje olbrzymiego kopa i po 41 godz. schodzi, w stanie skrajnego wyczerpania do oobzu V, a po 4 dniach dociera do bazy. Gdyby nie pervitin...

    Pervitin to nic innego jak metaamfetamina. Herman Buhl doskonale znał jego działanie gdyż podczas wojny był sanitariuszem w strzelcach górskich, był weterranem bitwy pod Monte Casino, gdzie dostał się zresztą do alianckiej niewoli. 

    Pervitin to jeden z najbardziej szalonych eksperymentów społecznych jakie przeprowadzono w III Rzeszy. Metaamfetaminę jako pierwsi zsyntetyzowali Japończycy, gdzie była sprzedawana pod nazwą Philopon czyli "zniknięcie zmęczenia za jednym zamachem". 1000 letnia III Rzesza miałą być krajem nadludzi, a takie wrażenie, tj. bycia nadczłowiekiem wywoływała przecież metaamfetamina. Sprzedawany, reklamowany i powszechnie dostępny pervitin był spożywany od sprzątaczki po dyplomowanych oficerów sztabowych. Naćpane społeczeństwo prowadzone przez psychopatycznego narkomana.

    Reklama pervitinu z 1938 r.:

    8145-napisy-reklamy-reklama-metamfetamin

    Pervitin nie tylko pomagał zdobywać góry ale i wygrywać wojny. Istotnie przyczynił się do sukcesu bltizkriegu  w Polsce ale przede wszystkim we Francji. Na czas kampanii francuskiej wojsko zamówiło 35 mln sztuk pervitinu. Pancerniakom i piechurom rozdawano go w formie panzerschokolade. Bohater tej kampanii, dowódca budzącej grozę "Dywizji Duchów", przyszły lis pustyni, gen. Erwin Rommel, jechał cały czas na pervitinie. W szczytowym okresie kampanii nie spał 7 dni (!) z rzędu. Gdyby nie feta...

    Zaczęto w końcu zdawać sobie sprawę z wyniszczającego i uzależniającego wpływu tego narkotyku. Od 1941r. był dostępny tylko na receptę ale i tak dosyć powszechny w obrocie. Pomógł Niemcom przeżyć zimę na froncie wschodnim w 1941/42 r. 

    I dziś tego typu lek jest dostępny na receptę min. pod handlową nazwą Desoxyn (leczy się tym min. ADHD). 

    Desoxyn znajduje się zapewne w niejednej apteczce wyprawowej jako lek ostatniego ratunku. Powszechnie stosuje się zaś Acetazolamid (Diuramid) jako lek ułatwiający aklimatyzacje.

    Kolejnym wspomagaczem jest efedryna, zresztą substrat metaafmetaminy. Na wysokościach nieodzowana jest popularna "deksa" czyli silny lek jakim jest deksametazon. O ile jako skuteczny lek min. przeciwobrzękowy powinien być w apteczce wyprawowej,  to często jest stosowany jako środek łagodzący aklimatyzacje. Czyż to nie doping?

    Jest jeszcze jeden ciekawy wspomagacz - meldonium. Wynalezione przez łotewskiego profesora chemii, Ivarsa Kalvinsa, było znane głównie w ZSRR.

    Do czasu gdy legendarna Maria Szarapowa chlapnęła, że jechała na tym kilkanaście lat :D:D

    O tym niezykle ciekawym specyfiku można poczytać tu:

    https://podyplomie.pl/medical-tribune/21804,meldonium-znane-sportowcom-nieznane-lekarzom

    Powiem tak -  meldonium jest dosyć popularne u nas  min. wśród kandydatów do służby w wojskach specjalnych (GROM, JWK, FORMOZA, AGAT, NIL). Ułatwia przejście morderczego ostatniego etapu selekcji czyli 5 dniowej wyżymaczki jakim jest etap górski. Od kumpla, który to stosował wiem, że efekty są naprwdę ciekawe. Nie zdziwiłbym się gdyby meldonium było powszechnie stosowane, przynajmniej przez wspinaczy ze wschodu. 

    To jest dosyć niesamowitę jak chemiczna stymulacja mózgu wpływa na ogromny (lecz krótkotrwały) wzrost możliwości fizycznych człowieka.

    Przez środowisko wspinaczkowe, ale i media głównego nurtu, przetoczyła się dyskusja czy wspomaganie tlenem to doping? Ale nikt nie zadaje pytania o używki.

    A jak to zauważył słynny himalaista Reinnold Messner, gdyby zbadać siki z bazy pod Everestem to u   90% mieszkańców wykryto by doping. 


  9. W dniu 6.02.2021 o 13:30, dexx napisał:

    Podejście człowieka do zwierząt. W Biblii ofiary zwierząt były normą, zabijano ptaki i ssaki, następnie składając z nich ofiarę bogu. Abraham chciał złożyć w ofierze nawet syna. Obecnie gdyby jakaś religią ze swoją doktryną chciała składać ofiary bogu ze zwierząt nie było by to społecznie akceptowalne i uznane za niemoralne.

    Czyżby? Zamieszania z "piątką dla zwierząt" nie pamiętamy?

    Ubój rytualny jest dopuszczony w Europie w 33 krajach. W religii i tradycji Żydów, ubój rytualny jest ważnym elementem kultu Jahwe. Podczas szechity, rzezak podcinając gardło zwierzęciu, modli się, wypowiadając błogosławienstwo. Dla Żydów i muzułmanów to świętość. Większość państw z naszego kręgu kulturowego to akceptuje.

    Najważniejszym świętem islamu jest Kurban-Bajram (Id al-Adha), Święto Ofiarowania na pamiątkę ofairy z syna Abrahama. 

    Rytuał sunna muakada (ofiara ze zwierzęcia) podczas Kurban-Bajram:

    http://mzr.pl/zlozenie-ofiary-ze-zwierzecia-al-udhiya-kurban/

    Od wielu lat Wspólnota Turecka w Niemczech (TGD) walczy o uczynienie tego święta świętem państwowym RFN. Niemieckie prawo zasadniczo zbrania uboju bez ogłuszenia zwierzęcia ale dla religii czyni wyjątek. Wystarczy powiadomić o tym odpowiedniego  lekarza weterynarii w celu odpowiedniego badania zwierzęcia przed ubojem. I  można rzezać barany.


  10. 14 godzin temu, dexx napisał:

    ponieważ kościół katolicki od zawsze potrafił dopasować się do otoczenia, agregować inne tradycje czy nawet nadawać atrybuty lokalnych bóstw swoim świętym ( Np. Birgid irlandzka).

    Bingo!!!

    To zdanie to jest creme de la creme istnienia kościoła. Przynajmniej katolickiego ;) Władza i posiadanie. 

    W 1795 r. na rzecz tylko  zaborcy pruskiego utracił polski Kościół Katolicki z lekka 750 tyś ha gruntów. Sporo? Być może, ale po tych  225 latach, po państwie, to obecnie nadal  największy posiadacz ziemski w Polsce.

     Za Mieszka I  został sprowadzony  w roli narzędzia, w celach ściśle politycznych i pragmatcznych, bo przecież nie z miłości do Jezusa.  500 lat później Kościół  ściśle już  kontrolował to co się w naszym  państwie działo, bo przecież min.  jednymi z najważniejszych dostojników byli duchowni, w końcu intrrexe-em zostawał  każdorazowo prymas. 

    Największym gospodarzem pańszczyźnianym był kościół, niewiele, ale jednak przewyższając stan szlacheki w liczbie posiadanych wsi (to tak z pamięci piszę)

    Do dziś wiejski lud dociskany nogą lokalnego pana i i plebana, idzie często na księżej smyczy. Zastałości mentalne. 

    Możemy wrzucić na tapetę nawet czasy nowsze niż te szabli i kontusza - potrafił dopasować się do otoczenia; również tego rzekomo wrogiego, PRL-owskieogo

    W tym wrogim KK  okresie  jak PRL, jak się obecnie przedstawia ,  pobudowano jakoś wyjątkowo dużo kościołów, za Jarazulskiego średnio 125 rocznie. 

    Infografika pokazująca wzrost liczby kościołów w PRL i w III RP w odniesieniu do kolejnych rządów (Tomasz Świetlik, Jarosław Chudzik, Biqdata.wyborcza.pl)

     

    link: http://architektura7dnia.com/


  11. Oczywiście, że jest wiele innych czynników. Zimą w Hmilajach wieje jet stream, średnia prędkość dla wierzchołka Everestu to 140 km/h, w Karakorum te wiatry są słabsze bo dla K2 jest to 100 km/h. Ale Karakorum  jest zimniejsze, średnia temp. dla Everestu w styczniu-lutym to -36 st.C dla K2 -45.  Przy załamaniach pogody, w partii wierzchołkowej odczuwalna dla K2 spada nawet do -80 st. C.  Poza tym K2, ta góra gór, to typowa mountain cloud. Eksponowany szczyt, wyrastający znacznie ponad otoczenie,  olbrzymi, na kierunku przeważających wiatrów i dosłownie zbierający chmury. W Europie przedstawiciele tego gatunku gdzie na około słońce, a tam pada to np. Eiger, Materhorn. 

    W dniu 30.01.2021 o 19:29, darekp napisał:

    omijać jakieś wielkie głazy czy bryły lodu po drodze;)

    :) Gdyby tak było łatwo. We wspinaniu posługuje się skalami wspinaczkowymi, najprostsza droga - I, wymaga pomagania sobie rękoma w trakcie wędrówki, przy czym wybór chwytów i stopni jest duży i czytelny. Im wyższa cyfra tym trudniej, a skal wspinaczkowych jest multum - ogólnych, skalnych, lodowych, mikstowych, piaskowcowych a nawet do grassclimbingu. 

    Na ogromną większość ośmiotysięczników, drogi tzw. normalne, czyli najprostsze, nie wymagają nawet umiejętności wspinania, to jest tuptanie w śniegu, gdzie wyzwaniem jest wysokość i zimno. Tak wchodzą turyści. Pozostałe drogi na nawet relatywnie "łatwe" ośmiotysięczniki stanowią duże wyzwanie.  K2 jest zaś zupełnie  inne. Tam nawet najprostsza droga, Żebro Abruzzich, droga pierwszych zdobywców oraz pierwszego wejścia zimowego, wymaga wspinania i to poważnego. Choć teraz ruch jest tam tak duży, że mocne zespoły, zwykle profesjonalnych przewodników poręczują drogę, do których reszta "himalaistów" wpina przyrząd samozaciskowy  tzw. jumar lub małpę i giełga do góry. O to jak to wygląda na K2:

    https://www.youtube.com/watch?v=l-dMVvvIt8M

    W 8:47 autor nagrania  wchodzi w tzw. Komin Housa. Bez lin poręczowych to byłoby na tej wysokości poważne wspinanie. Np. około 12:45 to nie trzeba być alpinistą aby stwierdzic, że jest  jednak stromo ;). Tak na marginesie, widoczna na filmie stalowa drabinka spelo wisi ponoć tam od 1983 r. Ale nawet na poręczówce , słychać jak gościu dyszy, jaki to jest wysiłek (na tej wysokości nie używa jeszcze aparatu tlenowego). Warto obejrzeć cały filmik bo jest szczytowanie i widoki są jak z pasażerrskiego odrzutowca na przelotowej. "Głazów" nie ominiesz bo obok jest jeszcze trudniej ;).  Na K2 na drogach sportowych nikt się zaś  prawie nie pojawia. Np. filar płd-wch K2 zrobili w 1986 r. Polacy, zespół Jerzy Kukuczka - Tadeusz Piotrowski. Droga jest tak trudna, że do tej pory nikt jej  nie powtórzył!  Piotrowski zginął w zejściu, ale  na tej drodze ujawnił się cały fenomen fizyczny i psychologiczny Kukuczki, a jednocześnie pogłębiła się środowiskowa opinia o Kukuczce, że przy nim giną partnerzy. 

    Ale ja bardziej chciałem o tym ciśnieniu parcjalnym tlenu, bo ono ma jednak ogormne znaczenie. Zbyt niskie upośledza organizm mentalnie i fiycznie w stopniu nie raz uniemożliwiającym w ogóle  funkcjonowanie. Ale nie zawsze o tym wiedziano.

    Pierwszy znaczący  eksperyment przeprowadzono w w 1875 r. 15 kwietnia tego roku, we Francji,  trzech aeronautów, Théodore Sivel, Joseph Crocé-Spinelli i Gaston Tissandier, wystartowali balonem Zenith do lotu wysokościowego. Całkowicie nie zdawali sobie sprawy z wpływu hipoksji wysokościowej  na organizm człowieka. U Sivela i Spinelli rozwinął się wysokościowy odpowiednik znanej nurkom "euforii głębin". W euforii lecieli wyżej i wyżej.  Tissandier ratował się jeszcze prymitywnym aparatem tlenowym. Balon osiągnął 8600 m n.pm. z martwymi już zapewne Spinellim i Sivelem i półżywym Tissandierem. Balon rozbił się koło Ciron. Tissander przeży,ł ale zapłacił cenę w postaci całkowitej głuchoty. Eksperyment opisał w "Nature". Drzeworyt z 1875 r. z miejsca katastrofy "Zenitha":

    Gravure 1875 - La Catastrophe du Ballon le Zénith La descente

    W 1933 r. do niebezpiecznego lotu wysokościowego wystartowali z Legionowa k. Warszawy kpt. Franciszek Hynek z 2 Batalionu Balonowego i nawigator kpt. Zbigniew Burzyński. Po kliku godzinach wznoszenia osiągnęli rekordową wysokość 9 672 m n.pm. W wyniku częściowej awarii reduktora tlenowego doznali odmrożeń palców u nóg. W koszu temperatura na maksymalnej wysokości spadła do -60 st C. Loty takie był potrzebne gdyż gwałtowny rozwój techniki lotniczej  coraz częściej umożliwiał loty samolotom  na takich wysokościach. W balonie były one szczególnie niebezpieczne. Tu nie można było gwałtownie obniżyć wysokości, a skok ze spadochronem z tej wysokości (dziś w wojsku to skoki typu HALO/HAHO) nie był możliwy. 

    Nadmienie, że jeszcze w tym samym roku obaj kapitanowie zdobyli w Ameryce puchar Gordona Benetta, utrzymując się w balonie przez 39 h i pokonawszy dystans USA-Kanada 1361 km, lądując dodatkowo w tajdze. Puchar zdobyli też w roku następnym.

    W Polsce badania na temat hipoksji wysokościowej prowadził także psychiatra prof. Zdzisław Ryn, wychowanek prof. Antoniego Kępinskiego. Z prowadzonych w latach 70-tych  badań 30 polskich alpinistów działających na 7-tysięcznikach, u 11 wykazał zmiany w obrazie EEG, a u 4 trwałe zmiany w korze mózgowej. U wszystkich kilka tygodni po wyprwawach upośledzony był stan mentalny. 

    W latach osiemdziesiątych Amerykanie ponownie przeprowadzili eksperyment "Everest II" tym razem przy użyciu bardziej zaawansowanej techniki. Pomimo to, jak wynika z lektury doktoratu R. Szymczaka, wydaje się, że ten obszar wiedz,y czyli oddziaływanie środowiska na człowieka, w górnych arstwach troposfery, jest znacznie słabiej poznane, niż wpływ stanu nieważkości. 

    • Pozytyw (+1) 1

  12. W dniu 16 stycznia 2021 r. świat obiegła informacja o historycznym wydarzeniu jakim było pierwsze zimowe wejście na drugi szczyt Ziemi - K2. Od razu przez media społecznościowe środowiska wspinaczkowego, ale też media ogólne, przetoczyła się dyskusja o czystości stylu, bo jednak używano aparatów tlenowych. Troche opadła  gdy okazało się, że jeden z dziesięciu dzielnych Szerpów, Nimal Purja wszedł bez wspomagania tlenowego. 

    W poście tym nawiązuje do jednego z wcześniejszych moich wpisów:

    Himalaista, dr Robert Szymczak, specjalista medycyny ratunkowej i wysokogórskiej (tej ostatniej chyba najlepszy w Polsce) doktoryzował się w temacie zjawiska wpływu długotrwałej hipoksji wysokogórskiej na organizm ludzki i od lat zbiera dane z Michałem Maroszem z IMGW i zbierał ze ś.p. Michałem Pyką na temat wysokości ćisnieniowej ośmiotysięczników. Szymczak nazywa to wysokością odczuwalną (dla człowieka). Ostatnio  wrzucił bardzo ciekawe dane. 

    W  szczycie letniego sezonu wspinaczkowego  czyli maj dla Mt Everestu i lipiec dla K2 średnie dla lat 1979-2019 r. wartości ciśnienia są następujące:

    Mt Everest - 333 hPa;  K2 - 347 hPa

    Zimą (styczeń-luty) jest to: Mt Everest - 324 hPa; K2 - 326 hPa

    Po przeliczeniu na wysokość odczuwalną dla człowieka uzyskujemy następujące wartości:

    Lato: Everest - 8925 m n.p.m.; K2 - 8640 m.n.pm.

    Hardkor zaczyna się zimą bo oba szczyty są już dla człowieka" dziewięciotysięcznikami":

    Everest - 9134 m n.p.m.; K2 - 9095 mn.p.m.

    Ale to wartości średnie dla 40 lat bo minimum dla zimowego K2 to średnie miesięczne ciśnienie 320 hPa a więc odczuwalne 9205 m n.p.m.  A to już jest  dla człowieka wysokość pod szklanym sufitem, barierą nie do pokonania, bez wspomagania aparatem tlenowym,  ze względu na ustanie na tej wysokości zjawiska osmozy komórkowej.

    Dużo więc zależy od lokalnego ćiśnienia. Szczególnie dla K2. Nirmal i spólka weszli na szczyt podczas wyjąktkowo ładnej jak na K2 pogody, więc zapewne w warunkach wysokiego jak na ten szczyt, ciśnienia. Danych jeszcze nie ma.  Najgorsza sytuacja jest w trakcie przechodzenia niżów. Pisał już o tym M. Pyka, że ciśnienie jest kluczowe dla zdobycia K2. Pecha miała wielka wyprawa Zawady z lat 87/88, bo dupówa była wówczas pod K2 prawie non stop. 

    O tym, że tam na wysokościach powietrze jest "inne" wiedziano już w starożytności i średniowieczu, podczas pokonywania wysokich przełęczy, bo na szczyty raczej nie wchodzono (a jak już to raczej przypadkiem). Na zjawisko hipoksji wysokościowej po raz pierwszy na poważnie zaczęto interesować się podczas I woj.św. Otóż w trakcie zażartych walk manewrowych piloci dwupłatowych maszyn  czasam gwałtownie wznosili sie na wysokości rzędu 4 tyś m i tracili przytomność. Zjawisko wpływu ciśnienia parcjalnego tlenu na organizm, badał na zlecenie lotnictwa amerykańskiego alpinista, himalaista i lekarz Charles Houston. Ten wybitny alpinista i eksplorator Karakorum i Himalajów w czasie II woj. świtowej zaczął interesować się tym zjawiskiem latając jako lekarz w lotnictwie US Navy. Z ramienia wojska prowadizł operacje "Everest" podczas której przez 34 dni w komorze wysokościowej badano wpływ niskiego ciśnienia na człowieka, uzyskując wysokosć odczuwalną 8840 m n.p.m.. Wtedy eksperyment przerwano. Houston udowodnił, że porządna aklimatyzacja pozwoli pilotom latać bez użycia aparatów tlenowych do wysokości 15 tyś stóp. Badał wysokościowy obrzęk płuc (jedna z najczęstszych przyczyn śmierci jako powikłania po ostrym epizodzie choroby wyskogórskiej) i wysokościowego krwotoku siatkowkówego. 

    Ps. M. Everest został pierwszy raz zdobyty zimą w 1980 r. przez zespół Krzysztof Wielicki - Leszk Cichy, przy wspomaganiu aparatami tlenowymi. Ale już trzeci szczyt świata, Kanczendzonge, jako pierwsi zdobyli zimą również Polacy, bez wspomagania tlenem. Podkreślał to kierownik owej wyprawy, Andrzej "Młody" Machnik, wytłuszczając fakt iż Kanczendzonga jest niższa od K2 zaledwie o 13 m. W dniu 11 stycznia 1986 r. gdy jako pierwszy  szczytował zespół Krzysztof Wielicki - Jerzy Kukuczka, ciśnienie na wierzchołku wynosiło 335 hPa, a więc wyskość odczuwalana była ok. 8850 m n.pm. Sporo mniej niż dla zimowego K2. Jednak te parę stopni geograficznych robi różnicę co jest dowodem na to jak dynamicznym środowiskiem jest ziemska troposfera. 

     

     


  13. @Astro, no niestety.

    Wrzucam kolaż zdjęć lodowca Columbia, jeden z najszybciej zanikających lodowców świata. Gwałtowana zmiana następuje po 2010 r.

    Zjęcia z satelitów Landsat:

    https://earthobservatory.nasa.gov/world-of-change/columbia_glacier.php

    Ciekawym zjawiskiem jest natomiast  tzw. anomalia Karakorum. W tym potężnym łańcuchu górskim na 1219 lodowców, aże 969 było stabilnych, 93 cofnęło się ale 65 się powiększyło.

    Niestety to ewenement wynikający ze specyfiki tych wielkich gór. Pozytyw jest taki, że te lodowce w znancznym stopniu zasilają jedną z najważniejszych azjatyckich rzek - Indus.

     

    Tutaj świetna rzecz, atlas zmian lodowców:

    https://glacjoblogia.wordpress.com/atlas/

    Z powyższych wykresów wynika, że do końca XXI w . najbardziej ucierpią lodowce w Allpach, Kaukazie i Andach tropikalnych oraz Kordylierach. 

    Jakby kogoś zainteresowało, podstawy teoretyczne bilansu masy lodowców:

    https://glacjoblogia.wordpress.com/2015/04/26/bilans-masy-lodowcow-podstawy/

    A tu ile mamy lodu na Ziemi:

    earth__ice_spheres_pl.jpg

    • Pozytyw (+1) 1

  14. W dniu 6.09.2020 o 07:30, darekp napisał:

    Jakoś nie chce mi się wierzyć, że wolnorynkowi ekonomiści angażują się w jakąś "naukę ścisłą" w taki sposób, jak opisujesz. Słyszałem o innym przypadku, gdy grupa ekonomistów wzięła się za poważne modelowanie gospodarki metodami matematycznymi i za każdym razem wychodziła im wyższość centralnego planowania nad wolnym rynkiem, mimo że sami w to nie wierzyli (to było ok. 20-25 lat temu). ;)

     

    W dniu 6.09.2020 o 07:30, darekp napisał:

    Tak że IMHO tu nie może być mowy o żadnej "nauce ścisłej". Gdyby chcieć superkomputerem przewidywać ludzkie zachowania, to on przypuszczalnie musiałby modelować cały Wszechświat, łącznie ze zjawiskami kwantowymi itd. (a i tak nie ma gwarancji, że to by wystarczyło, bo nie wiemy, czy świat jest deterministyczny, mechanika kwantowa sugeruje, że nie).

    Generalnie podział na nauki ścisłe i humanistyczne jest sztampowy a niektórzy by rzekli, że całkowicie nieprawidłowy. Ekonomie różnie się definiuje, bez względu jednak na treśc definicji, ekonomia posługuje się językiem nauk formalnych - matematyki i logiki.

    I zarzuty jakie zaczęły się pojawiać, zwlaszcza po kryzysie 2008 r. było o ten  skręt w stronę nauk formalnych, z pominięciem lub może przede wszystkim zepchnięciem beahawioryzmu społecznego.

    Np. pojawiła się taka o to pozycja, wpółautorem jest jeden z noblistów z ekonomii, V. Smith:

    https://www.obserwatorfinansowy.pl/bez-kategorii/rotator/ekonomia-to-nauka-przede-wszystkim-spoleczna/

    Książka „Humanomics” to fascynująca lektura, odświeżająca klasyczne dzieła Adama Smitha i jednocześnie próbująca wbijać kolejne gwoździe do trumny ekonomii opartej na matematycznej analizie bezdusznych i pozbawionych uczuć danych, ekonomii próbującej udawać fizykę. Niestety, nie jest to publikacja dla każdego, bo jednak autorzy nie napisali dzieła popularnonaukowego – jest ono stricte naukowe, nie jest wolne od skomplikowanych passusów czy równań matematycznych odstraszających przeciętnego odbiorcę. Dla ekonomistów jest to jednak lektura obowiązkowa.  - To z recenzji dziennikarza.

     

    Zaznaczę, że  współczesna  ekonomia neoklasycza w znacznej stopniu    oparła się  przecież o poglądy weryfikacjonistów i falsyfikacjonistów, których wybitnym przedstawicielem był John Stuart Mill, autor pojęcia homo oeconomicus:

    Uważał on, że studiowanie ekonomii powinno opierać się na rozumowaniu dedukcyjno – indukcyjnym z uwzględnieniem prawdziwości przesłanek mających postać sądów analitycznych. Przesłanką logiczną w rozumowaniu dedukcyjnym dla Milla jest definicja człowieka ekonomicznego. Stosuje on wypracowaną przez nas metodę konstytuowania terminu wyjściowego, który z góry uznany zostaje za prawdziwy. Abstrahuje zatem Mill od cech nieistotnych dla przedmiotu ekonomii, twierdząc, iż człowiek ekonomiczny to taki, który przedkłada większe bogactwo nad mniejsze. Redukcja znaczenia człowieka realnego w działaniu motywowanego wieloma czynnikami okrojona jest ze względów praktycznych do znanego w literaturze homo oeconomicusa[...] Np.: wniosek: „człowiek za tę samą ilość dobra woli wydać mniej niż więcej”, jest prawdziwe, bo w innym wypadku uszczupliłby swój dochód przecząc tym samym przesłance którą uznaliśmy za prawdziwą. Cytując Milla hipoteza „pozbawiona wszelkich podstaw faktycznych ( można powiedzieć że ) wnioski ekonomii politycznej, podobnie jak wnioski geometrii, są prawdziwe jedynie w abstrakcji, to znaczy, że są one prawdziwe jedynie pod warunkiem spełnienia pewnych założeń”5 . Przez ekonomię zatem Mill rozumie zbiór wyników analizy dedukcyjnej, opartych na pewnych uznanych na mocy założenia przesłankach psychologicznych. Wyniki te są rezultatem pominięcia – w tym przesłanek – wszystkich nieekonomicznych aspektów ludzkich zachowań.

    cyt z https://mises.pl/wp-content/uploads/2010/05/S.Kluz-Metodologia-ekonomii.pdf

    A więc wg tej teorii z góry zakłada się racjonalność każdego cżłowieka. A miała ona bardzo duży wpływ  na  wiele współczesnych szkół ekonomistów.  

    Oczywiście ekonomia się rozwijała i coraz bardziej uwzględniała trudne  w empirycznym  uchwyceniu zchowania ludzkie. W zalinkowanej przeze mnie pracy jest też rozwinięcie poglądów szkoły austriackiej.

    W dniu 5.09.2020 o 22:15, thikim napisał:

    Państwo robi desperackie wręcz próby żeby do tej prywatności się dobrać (desperackie bo państwu jest coraz trudniej to robić) i każda taka próba to od razu wielki wrzask.

    Wg. mnie wynika to z faktu ogólnego wzrostu skomplikowania życia społecznego. Bez kontroli (tak społeczeństwa ze strony państwa i na odwrót), nie dało by się tego wszystkiego utrzymać w kupie, choćby ze wzlędu na postępującą  złożoność stosunków gopsodarczych. 

     

    W dniu 5.09.2020 o 22:15, thikim napisał:

    Pewnie nie wiesz ale dawniej jak były izby chłopskie czy mieszczańskie nawet to nie było osobnego miejsca żeby się pokochać. Cała rodzina była w jednym pokoju a kto tam co robił to nikt nie wnikał bo nie było żadnej prywatności

    Polecam Kuchowicza "Człowiek polskiego baroku" - chyba jedyny polski historyk, który tak szeroko poruszał aspekt staropolskiego seksu. Z tym nie było tak źle - aż do XIX w. panowała dosyć duża swoboda obyczajowa. ;)

     

    W dniu 6.09.2020 o 10:37, thikim napisał:

    Da się nie tyle planować co narzucać wszystkim (w pewnym stopniu) centralnie swoją wolę. Ale czy to jest planowanie? Czy raczej tyrania?

    Niektórzy historycy gospodarczy tym tłumaczą silną pozycję ZSRR aż do konca lat 70-tych - tylko autorytarne państwo było wstanie przetransferować olbrzymią masę siły roboczej z prymitywnego rolnictwa do przemysłu. Zresztą w Polsce te zjawisko też wystąpiło- rzecz jasna na mniejszą skalę. Był to po prostu etap rozwoju przyjętego modelu  państwa. W ZSRR nie do końca się to  udało (aczkowliek mniej lub bardziej udanie rente odcinają do dzisiaj), podobnie jak PRL (ekonomiści dążący do reform niestety nie przełamali ideologicznego betonu genseków).

     Ale np.  Korei Płd (plany 5-letnie)  się w miarę udało. Również Tajwanowi  i  Japonii. Pewne elementy centralnego planowania mają także państwa w którym istnieje panstwowy kapitalizm - oprócz Chin, Tajwanu także Singapur i Norwegia - państwa, które osiągnęły duży sukces.  Także to centralne planowanie  nie jest to takie jednoznacznie złe. 


  15. Jako górołaz wrzucam tu dosyć wstrząsający filmik o zanikaniu najdłuższego lodowca Francji:

     

    Oczywiście zachęcam do odwiedzania strony:

    https://naukaoklimacie.pl/o-nas

    Robią świetną robotę.

    Góry są wyjątkowo czułe na zmiany klimatu. W 2015 r. miała miejsce sytuacja bezprecedensowa. Prze bite dwa tygodnie izoterma zero utrzymywała się w Alpach na poziomie powyżej 5 000 m.n.pm. W tym czasie pewien zespół Polaków usiłował wejśc na północny wierzchołek Uszby (4694 m n.p.m.) na Kaukazie. Jedą z kluczowych trudności było pole lodowe o nachylenie 70 st na wys. ok. 4200.  Asekuracja na polu powinna być ze śrób lodowych oraz szabel śnieżnych. Tyle, że były bezużyteczne. Zespół meldował o tym, że śnieg i lód ma konsystencje rozmiękłego arbuza. Non stop było ciepło (powyżej zera) nigdy wcześniej taka sytyucja nie miała miejsca.

    Wiekszość ma w d*pie alpinistów , ale zanikanie lodowców dotknie w sumie każdego:

    https://businessinsider.com.pl/finanse/makroekonomia/rzeka-ren-wysycha-a-jest-kluczowa-dla-niemieckiej-gospodarki/9kl28kh

    Zmiany klimatyczne są w bezprecedensowe. Alpy się roztapiają na naszych oczach. 


  16. W dniu 28.08.2020 o 14:10, Antylogik napisał:

    Mylisz się. Znowu można odnieść wrażenie, że nie rozumiesz jak działa świat, który jedynie znasz z książek albo publikacji naukowych. Co więcej masz bezkrytyczne spojrzenie do tego co ktoś z tytułem naukowym coś napisał. Wiesz ile bzdur naukowcy wypisują? Wystarczy zapoznać się z pracami spychologów udających mądrych statystyków (napisałem o tym sporo komentarzy, poszukaj sobie).

    Ach, ci naukowcy...Ty oczywiście wytłumaczysz, pouczysz.  Podparłem się oczywiście publikacją, która pasuje do mojego postrzegania postawionego problemu. A Ty poszedłeś na łatwizne, wypisałeś faramzon, że wielu naukowców wypisuje bzdury. Jest to łatwe, nie kosztuje zbyt wiele wysiłku.

     

    W dniu 28.08.2020 o 14:10, Antylogik napisał:

    Znowu mówisz o czymś, czego nie rozumiesz. O jakiej regulacji tu mowa? Nie o regulacji między stronami, tylko regulacji, które ustala prawo, państwo, coś z góry. Dziwne, że muszę takie rzeczy tłumaczyć jak dziecku, bo zaraz dojdziemy do tego, że nie wiesz co to znaczy państwo.

    Ale czego ty  nie rozumiesz w mojej wypowiedzi? Każda gra opiera się o reguły, jest regulowana. O tym konkretnie napisałem. Regulacje w grach są dlatego, że nie ma równości w dostępie do inforamcji. Tylko tyle i aż tyle. Nikt nic nie narzuca z góry, chyba, że państwo postrzega się z pozycji homo sovieticus.

     

    W dniu 28.08.2020 o 15:24, Jajcenty napisał:

    Nierówność dostępu do informacji jest elementem rynku. Równie dobrze mogę postulować równy dostęp do pieniędzy czy do IQ. Dodawanie takich wyjątków do definicji przyprawia mnie o rozpacz. No bo co teraz? Kto będzie decydował co to jest równy dostęp? Kto będzie powoływał tego co będzie decydował? Czy prezes będzie mógł odwołać tego co powołał?

    Regulacje, regulacje, regulacje. Jedna pociąga drugą.

    Tego równego dostępu nie ma i w przewidywalnej przyszłości nie będzie. Dlatego jako ludzkość wprowadzamy regulacje, zdając sobie sprawę, że równego dostepu do informacji nie  ma i długo nie będzie. I jest jej  coraz mniej. 

    Całkiem niedawno czytałem sobie o Leeuwenhoeuk'u, czasem zwanym ojcem mikrobioligii. Nie miał formalnego wykształcenia uniwersyteckiego. Był kupcem. Całe życie był uczciwym kupcem. W tamtym powolnym, konserwatywnym świecie, łatwo było sobie wyrobić renome, zaufanie. Ten handlował śledziami, ten zbożem, w stanowym społeczeństwie ludzie na ogół zajmowali się jedną profesją przez większość życia. Były oczywiście wyjątki (nawet cakłiem sporo). 

    To właśnie w tamtych czasach Adam Smith wykuwał swoją teorię "wolnego rynku", podstawy ekonomii klasycznej i ich pochodnych (np. liberlizmu etc).

    Problem w tym, że w tamtych czasach, na Manhatanie pasły się krowy. Świat od tamtych czasów niesamowicie sie skomplikował. 

    Jajcenty - naprawdę poddałbyś się rynkowej grze bez reguł?  Gdyby nie było żadnych regulacji? Masz takie zaufanie do ludzi, zwłaszcza w czasach gdy codziennie, tysiące firm powstaje i upada, a wraz ze wzrostem ludności prawdopodobieństwo trafienia oszusta ciągle wzrasta? Przecież nie sposób zweryfikować wszystkiego.

     

    W dniu 28.08.2020 o 15:24, Jajcenty napisał:

    Tego nie rozumiem. Zarobili ci, co nie spanikowali i nie sprzedali? 

    Krach finansowy był efektem wyprzedaży akcji przez drobnych akcjonariuszy, którzy posiadali najmniejszy dostęp do informacji. Przecież panika jest właśnie taką psychologiczną reakcją ludzi. A na kryzysach zawsze ktoś zarobi. Kwestia szczęścia lub wiekszego dostępu do informacji ;)

     

    W dniu 29.08.2020 o 06:05, darekp napisał:

    Jawność informacji w takim sensie o jakim tu rozmawiamy nie daje Ci możliwości uniknięcia kryzysu. Zresztą bardzo często wiele z potrzebnych informacji jest w miarę dobrze dostępnych przed wybuchem kryzysu i

    Ja się całkowicie z Tobą zgadzam. 

    Śmieszy mnie to, że gospodarczy liberałowie (często nazywa się ich "wolnorynkowcami") uczynili z ekonomii nauke "ścisłą". Wzory, wykresy etc. Tyle, że nie ma jeszcze takiego superkomputera, który przewidziałby nieracjonalność ludzkich zachowań. 


  17. W dniu 22.08.2020 o 09:52, Jajcenty napisał:

    A mogę wiedzieć dlaczego uważasz, że to wada wolnego rynku? Podajesz przykłady zawałów rynku REGULOWANEGO i każesz mi się z nich tłumaczyć? Czy nie jest tak, że poruszanie się od kryzysu do kryzysu jest immanentną własnością obecnego modelu gospodarczego?

    Być może za mało precyzyjnie się wyraziłem ale chyba nie rozumiesz co mam na myśli.

    To nie jest wada "wolnego rynku" tylko jego cecha naturalna.

    Definiicja wolnego rynku zresztą  powinna  być dwuskładnikowa:

    1. Wolny rynek - teoretyczny, idealistyczny model (coś jak konkurencja doskonała), w praktyce niemożliwy do zrealizowania , z uwagi chociażby na nierówny dostęp do informacji.

    2. "Wolny rynek" realny - rynek, który istnieje obecnie, powstały wskutek społecznego porozumienia  (konsensusu), a więc regulowany umową społeczną.

    (z cytowanej pracy:  Urzeczywistniony w praktyce wolny rynek natomiast jest zawsze konstruktem społecznym: wynikiem społecznych negocjacji, w toku których ustalamy, jakie rozwiązanie jest dla najbardziej zadowalające. ).

    Dla mnie dyskusja jest czysto teoretyczna bo  każdy rynek jest w ten lub inny sposob regulowany, nie ma innego.  Umawiamy się, że będzie tak i tak, więc jest to rodzaj regulacji.

    Kryzysy są immanetną cechą dlatego, że ludzie nie mają pełnego dostępu do informacji, co jest zaprzeczeniem idei wolnego rynku.

    Dla przykładu - wielki kryzys 1929-33 zaczął się od masowej wyprzedaży akcji, panicznej reakcji wynikającej z braku dostępu do pełnej informacji (przede wszystkim u drobnych akcjonariuszy, tzw. ciułaczy).

    W dniu 22.08.2020 o 12:59, Antylogik napisał:

    Ale sama usługa już nie.

    Oczywiście, że jest regulowana, poprzez umowę - jak mam pokera królewskiego to zgarniam całą stawkę. 

    W dniu 22.08.2020 o 14:19, Afordancja napisał:

    Nie możemy też regulować wszystkiego dlatego jesteśmy gdzieś pomiędzy całkowita regulacja(nie osiągalna) i brak żadnych regulacji(też nie osiągalne) to oczywistość. 

    Ale powinniśmy dążyć do tego, gdyż regulacje ograniczają  jednak chaos.

    Libertiarianie zapewne odrzucą takie postawienie sprawy, z tym że ci najbardziej radyklani, w swych poglądach bardzo zblizają się już do anarchokomunistów.

    Być może wraz z rowojem cywilizacji technologicznej dojdzie do ziszczenia idei  całkowicie wolnego rynku, funkcjonujacych w  jakiejś formie w komunach społecznych (np. ludzkość jako jeden organizm pozbawiony cielenośc, bytujący w świecie wirtualnym).


  18. 15 godzin temu, Antylogik napisał:

    Warto odróżnić czysty wolny rynek od wolnego rynku w praktyce. Mówienie, że regulowany rynek to zaprzeczenie wolnego rynku, to twierdzenie, że świat dzieli się tylko na te dwa typy ryków. Tak jakby nie było niczego pośrednio. W podręczniku tego już nie napisano? Czyli jak nie napisano, to znaczy, że albo jest wolny rynek, albo regulowany?

    Z idealnym wolnym rynkiem jest jak z konkurencją doskonałą - teoretyczny model, w praktyce nieosiągalny. Nawet przy najbardziej trywialnych transakcjach mamy do czynienia z nierównym dostępem do informacji. Więc istnieje tylko jeden typ rynku - regulowany. Nawet jeśli za regulacje  przyjmiemy wystąpienie nieopisanej w prawie normy społecznej - np. renomy.

    Opiera się przecież na rzeczy trudnej do uchwycenia, zaufaniu. W toku ewolucji społecznej wykszałcony został mechanizm społecznej kontroli, która w znacznym stopniu niweluje zjawisko asymetrii informacji i pozwala w miarę normalnie funkcjonować. Czasami to nazywają kapitałem społecznym.

     

    15 godzin temu, Antylogik napisał:

    Ale po to właśnie podałem przykład rynku akcji, który jest symbolem krwiożerczego kapitalizmu. Czy jak kupię akcje jakiejś firmy, to będę miał jakąś ochronę kapitału? Co ważne, piszę tylko o akcjach, a nie obligacjach, gdyż te ostatnie to zobowiązania, a te z natury prawa mają większą ochronę. A więc wyjaśniam, że mając akcje w portfelu, nie mam żadnej ochrony państwa, mogę stracić wszystko. A wg Ciebie nie mogę, wg Ciebie państwo chroni mnie, tak że nie stracę kapitału.

    Czyli nie rozumiesz jak działają giełdy i czym w praktyce jest wolny rynek. Tyle można wywnioskować z tej dyskusji.

    Dobre. Ustawa o obrocie papierami wartościowymi liczy 122 strony i 192 artykuły.   Nie, tam nie ma w ogóle rugalacji... ;)

    Ponadto w ustawie jest ponad 30 art dotyczącej odpowiedzialności karnej, więc ochorna prawna też występuje.

    A stracić wszystko możesz i w kasynie - ten rynek też jest regulowany. Jak już przerąbiesz wszystko i się zadłużysz  to jako oosba prywatna możesz ogłośić upadłośc konsumencką.

    W starożytnym Rzymie za długi zostawało się niewolnikiem, więc jednak dzisiejsze państwo lepiej dba o obywateli.

    Ty oczywiście rozumiesz jak działa wolny rynek, ale jestem niemal przekonany, że to rozumienie typowe dla neoklasycznej szkoły ekonomii. Czyli "prawda objawiona".;)

    15 godzin temu, Jajcenty napisał:

    Skąd założenie, że firmy nie chciałyby konkurować jakością i na rynku usług okołonaprawczych?

    Oczywiście, że ja tego nie neguje, napisałem powyżej o mechanizmie częściowej samoregulacji rynkowej, czyli renomie,  ale jednak  ile firm zachowuje się nieucziciwe? Naprawdę nigdy nie kupiłeś rzeczy czy też usługi, która w imię maksymalizacji zysków została przez firmę  wykonana nierzetelnie, byle jak czy wbrew sztuce? A co np. ze zmowami przetargowymi?

     

    15 godzin temu, Jajcenty napisał:

    Za każdym prawie razem jak urzędnik interweniuje to wychodzi jakaś kupa.

    Można widzieć szklankę do połowy pustą lub pełną. Zapomniałeś już o roku 2008? 

    Gdzie była "niewidzialna ręka", dlaczego jeśli "wolny rynek" ma zdolności do samoregulacji, opiera się na swobodzie i wolności dokonywania umów przez ludzi kierujących się logiką, co kilka lat wybuchają kolejne kryzysy, pojawiają się kolejne bańki spekulacyjne? 

     

    7 godzin temu, Afordancja napisał:

    Moja" jest prosta, za wiki:

    Aha. 

    A mnie przekonuje najbardziej takie podejście:

    "Stąd ideę wolnego rynku proponuję traktować jak ideę regulatywną: w świecie empirycznym nie istnieje, ponieważ nie jesteśmy w  stanie spowodować usunięcia wszystkich istniejących ograniczeń (co więcej, nie jesteśmy w stanie ich zidentyfi kować). A nawet jeśli byłoby to możliwe, nie chcielibyśmy przynajmniej niektórych z  nich znosić. Nawet libertarianie uznać muszą istnienie pewnych ram instytucjonalnych. Wolny rynek jest zatem pojęciem metafi zycznym, jest granicą, której nie możemy osiągnąć, możemy sobie jedynie ją wyobrażać. Urzeczywistniony w praktyce wolny rynek natomiast jest zawsze konstruktem społecznym: wynikiem społecznych negocjacji, w toku których ustalamy, jakie rozwiązanie jest dla najbardziej zadowalające. Osobną (gorzką) kwestią, jest to, kto ma faktyczny wpływ na kształt ukonstytuowanego ładu i w czyim imieniu działa"

    Cyt. z pracy Haliny Zboroń z UAM  "Czy ekonomiści wierzą jeszcze w wolny rynek?":

     

     


  19.  

     

    W dniu 19.08.2020 o 15:22, Afordancja napisał:

    A wolny rynek to tez nie konkurencja doskonała, na wolnym rynku może występować asymetria informacji i występuje.

     

    23 godziny temu, Antylogik napisał:

    Jak dla mnie giełda regulowana czy nie, to ciągle wolny rynek i śmieszne jest mówienie, że on nie istnieje.

     

    Więc trudno mówić tu o wolnym rynku. Przydałaby się drodzy interlokutorzy wasza definicja wolnego rynku, zwłaszcza Antylogika, bo giełda regulowana to raczej zaprzeczenie idei wolnego rynku ;)

    I bardzo zresztą dobrze.  Żeby nie robić zbytniego ot. Chodzi mi o o to, że w toku rozwoju naszej cywilizacji, wskutek wystąpienia zjawiska asymetrii informacji, wystapiły takie mechanizmy społeczne, chroniące stronę potecjalnie słabszą, bo nie majacą dostępu do pełnej informacji, które doprowadziły do powstania czegoś takiego jak  np. rękojmia, gwarancja, ale przede wszystim były czynnikiem państwotwórczym. Czyli powstania elementu regulacyjnego jakim jest państwo (już prawo rzymskie dosyć szczegółowo regulowało tę sferę życia społecznego, więc o całkowitej wolności rynkowej nie mogło być mowy). W jakiś sposób komunizm pierwotny, promujący brak prywatności przegrał z tym, który sprawę prywatności wynosił nad ogół społeczeństwa, czyli społeczeństwo hierachiczne. Odkąd powstało społ. herachiczne, posiadające własność prywatną, skończyła się równość. Ktoś zawsze miał przewgę, był silniejszy. 

    Na szczęście powstały mechanizmy to regulujące. Np. miłujący wolny rynek Antylogik kupuje telefon, za gruby pieniądz, od firmy A, potężnej, światowej korporacji. 

    Ten telefon  się psuje po dwóch tygodniach. W prawdziwie wolnorynkowych regułach, mógłby sobie co najwyżej zaklać, lub znaleźć jelenia tzn. kupca na odsprzedaż. Ale Antylogik skorzysta z prawa gwarancji, bo współczesne prawo daje ochronę słabszym (na ogół konsumetom) przed silniejszymi - np. firmie A, której przychód jest jak PKB małego kraju.

    Ceną za tę regulacje jest oczywiście ograniczenie prywatności. Mimo wszystko pcha to naszą cywilizacje do przodu.

     

    21 godzin temu, Antylogik napisał:

    Suma sumarum, informacje z życia osobistego powinny pozostać prywatne, bo ma to obopólną korzyść.

     

    21 godzin temu, Antylogik napisał:

    Oczywiście ideałem byłoby, gdyby wszystkie informacje wewnątrz gospodarki (mikro i makro) były równie dostępne dla wszystkich uczestników.

    To właśnie te mity, ideały.  Chyba dosyć dobrze wiadomo jak się robi wielkie biznesy. ...Często w jadalniach, na polowaniach, jachtach albo wręcz sypialniach. 

     

    W dniu 19.08.2020 o 06:04, ex nihilo napisał:

    To zależy też od zdefiniowania prywatności.

    Dokładnie. W wielu społeczeństwach pierwotnych istniały prawdziwe komuny. Np. u Indian Arche, czy niektóych Aborygenów komuna i brak prywatności był posunięty do takiego stopnia, że mężczyźni nie wiedzieli czyje dziecko jest ich, więc każde wychowywali jak swoje. Jednak ten model społeczny przegrał z modelem rodziny nuklearnej, gdzie ta sfera prywartności jest jednak wyraźnie jest oddzielona. 

    To zaś doprowadziło do powstania społeczeństw hierachicznych itd...


  20. W dniu 17.08.2020 o 17:24, okragly napisał:

    żona Gierka latała do Paryża na zakupy, to nie za bardzo prywatność

    Plotka rozsiewana przez przeciwników Gierka. Trzeba pamiętac, że PZPR to nie był monolit - tam ciągle dochodziło do tarć frakcji, koterii...

     

    W dniu 17.08.2020 o 00:37, ex nihilo napisał:

    Całkowity brak prywatności już był - w pierwotnych grupach Hs, czyli przez >90% historii gatunku. Później prywatności stopniowo przybywało, chociaż nie wszędzie. W zasadzie prywatność, taka jak teraz się ją rozumie, to wynalazek ostatnich 200 lat i dotyczy tylko 10-20% Hsów.

    Czy rzeczywiście tej prywatności nie było? Wiem, że teoria komunizmu pierwotnego jest popularna i ma pewne mocne podstawy choćby w obserwacjach etnograficznych z niedalekiej przeszłości (choćby ludu Arche czy niektórych Indian północonamerykańskich) ale i  w nich  musiała istnieć prywatność. 

    Chodzi mi konkretnie o tzw.  teorie plotki w rozwoju języka h.s. a  opartą o  teorie Dunbar's number:

    https://en.wikipedia.org/wiki/Dunbar's_number

    Teoria ta ładnie tłumaczy przyspieszony rozwój mowy h.s. a przede wszystkim  fikcjotwórczego znaczenia języka. Plotka umożliwiła wyjście poza proste przekazanie inforamcji gdzie stoi zwierzak do upolowania, do bardziej finezyjnych i abstrakcyjnych form. Istotniejsze w dłuższej perspektywie rozwoju mowy było przekazywanie informacji  było kto jest lepszym kochankiem, myśliwym a kto ma zdolności szamńskie, kto z kim trzyma sztamę etc. Dzis też plotki mają bardzo duży wpływ na nasze życie. Wg. np.  Hararego   miało to fundamentalne znaczenie w rozwoju naszej cywilizacji, tworząc byty abstrakcyjne jak religia, pieniądz, państwo. 

    Bo czy gdy wszyscy wiedzą o sobie wszystko to istnienie plotki, opierającej się przecież na częściowej niewiedzy, spekulacji,  jest możliwe? ;)

     

    Przyszła mi do głowy jeszcze jedna rzecz - świat jawności całkowitej byłby olbrzymim ciosem dla współzesnej gospodarki, o nieprzewidywalnych skutkach.

    Jestem zwolenikiem pogladu, ze wolny rynek to mit. wspieram się przy tym teorią asymetrii informacji, za którą zresztą min. Stiglitz dostał ekonomicznego Nobla. 

    Całkowita jawnośc stałamsiłaby konkurencje. 

    Zresztą co znaczy prywatność? W Finlandii obywatel może sprawdzić czy sąsiad zapłacił podatek i nikogo to nie bulwersuje ale już mało kogo obchodzi kto z kim spi w jaki sposób.

    U nas na odwrót. Mało kogo obchodzą podatki ale kto i w jaki sposób śpi to juz bardzo, zwłaszcza jak nie pobożemu. ;)


  21. Wiesz, w II RP często używanym synonimem dobrych czasów było powiedzenie "dobrze jak za cara".  W latach 30-tych władze II RP zaczęły np. zdawać sobie sprawę, że w rękach ludności znajduje się mnóstwo tezauryzowanych złotych monet carskich tzw. świnek. Świnki wzięły się stąd, że w Rosji carskiej tak mówiono na monetę złotą  5 rublową, o wadze 4,3 g i próbie 900. Można było za nią kupić utuczone prosie. W Polsce zaczęto tak nazywać wszystkie imperiały. Świnka:

    images?q=tbn:ANd9GcSLfHzozq8kK9PMJ_EarH4

    Musiała być ich masa, skoro władza nie zdcydowała się na dewaluacje złotego w latach 30-tych i pozostanie w tzw. złotym bloku, co było sporym błędem gospodarczym. Rządowi jednak zależało na utrzymaniu przeświadcznia, że złoty jest mocny, gdyż jednym z najważniejszych zadań rządu było wydobycie świnek na światło dzienne i włączenie ich w obieg gospodarczy.

    Bo jedną z najwiekszych bolączek II RP był chroniczny brak kapitału. Kapitalizacja banków w 1925 r. wynosiła tylko 30% tego co w 1913 r! Więc pod zaborami jakiś jednak potencjał osiągnieto. 

    Jednak wieś wsi nierówna. Czym innym było wysokotowarowe, noowoczesne rolnictwo Wielkopolski, które pod zaborem pruskim stało się jednym z najbardziej wydajnych w Europie (!), czym innym na wpół feudalne rolnictwo w zaborach rosyjskim i austriackim. W Wielkopolsce panował już nowoczesny model społeczny, a wchodzące w skład Austro-Węgier Królestwo Galicji i Lodomerii, nazywano z racji piszczącej biedy, Golicja i Głodomoria. W  dodatku w zaborach rosyjskim i austriackim występowały wyspy nowoczesności. Przemysłowy Śląsk Cieszyński czy Warszawa były oazami względnej nowoczesności. Obok istniały obszary qusi-hybrydowe takie jak Łódź czy Zagłębie Dąbrowskie. Fabryki sąsiadowały z zacofaną wsią. 

    A więc trzy zabory to de facto trzy odmienne systemy gospodarczo-polityczne. A jak pod zaborami wyglądała wymiana handlowa?

    Podobało mi się jak scharakteryzował ten handel pewien żydowski kupiec, który handlował na terenie trzech zaborów:

    - Panie, najwiekszy problem to ja mam na CK granicy. Bo jak przyjeżdżam do komory celnej carskiej to zawsze biorą,

    u Prusaków to nie biorą nigdy, a u Austriaków to raz biorą a raz nie biorą. I jak tu handlować? :)


  22. W dniu 14.08.2020 o 07:23, darekp napisał:

    Nie powiedziałbym, że Grunwald ma się dobrze:) Pamiętam 600-lecie bitwy pod Grunwaldem, telewizja poświęciła mu mniej więcej tyle czasu co co roku Powstaniu Warszawskiemu (o ile nie mniej). Powstaniu, podczas którego na jednego zabitego Niemca przypadało kilkunastu zabitych Polaków. A w momencie wybuchu tylko co dziesiąty powstaniec miał broń.

    Dobrze miał się z oczywistych względów głównie  za PRL-u. ;) Kiedyś była moda na rocznicę innego wielkiego zwycięstwa, a więc odsieczy wiedeńskiej. Tak duża, że w chwili obecnej każde skrzydła husarskie znajdujące się w polskich zbiorach muzealnych to XIX-wieczne, rocznicowe fałszywki. Niemamy żadnego oryginału. Ot paradoks. ^_^

    Jeśli chodzi o PW, to trzeba pamiętać, że za PRL-u ta pamięć była w mniejszym lub wiekszy sposób  tłumiona, toteż teraz znaduje swoje ujście. 

    My zresztą  świętujemy nie tylko powstańcze klęski. Świetujemy np. zamach stanu z 3 maja 1791 r., który w sposób bezpośredni przyczynił się do utaty niepodległości przez nasz kraj i pogrzebał szanse na wdrażane już  reformy, które  powoli lecz systematycznie wzmocniłyby Rzeczpospolitą. 

    Jednak czy tego chcemy czy nie, powstania w znacznym stopniu ukształtowały nasz naród i są istotną częścią naszej  tożsamości. 

    W dniu 14.08.2020 o 07:23, darekp napisał:

    Szczerze mówiąc, nawet nie wiem czy było jakieś powstanie 11 listopada 1918. Wydaje mi się, że zwykle wiąże się tę datę z przekazaniem władzy Piłsudskiemu przez Radę Regencyjną

    Oczywiście, że było to powstanie, zresztą systematycznie przygotowywane. Nie jest tak postrzegane przez ogół, gdyż w listopadzie 1918 opór zdemoralizowanego okupanta był niewielki. Koncepcja walki zbrojnej był wdrażana w życie już na kilkanaście lat wcześniej, pod postacią konspiracyjnych, paramilitarnych organizacji takich jak Zwiazek Walki Czynnej, Polski Związek Wojskowy a także tych legalnych: Strzelców i Związku Strzeleckiego. Zresztą pierwszym powstańczym akordem była rewolucja 1905 r.

     

    W dniu 14.08.2020 o 07:23, darekp napisał:

    a jakoś nie widzę kategorii skutki gospodarcze tego powstania.

    Wikipedia? Bądźmy poważni ;)

    Rzetelnym opracowaniem poruszającym ówczesne przemiany gospodarcze  jest np. praca Juliusza Łukasiewicza pt. "Początki cywilizacji przemysłowej na ziemiach polskich" z serii "Dzieje narodu i państwa polskiego".

    Witold Orłowski, na podstawie analiz tablic statystycznych Maddisona (Maddison project), oszacował, że w wyniku tej szybkiej industrailizacji, PKB perc capita ziem polskich, pod koniec istniena zaborów, wynosiło 70% francuskiego. To był  drugi przypadek w naszej historii, kiedy tak zbliżyliśmy się do Francuzów. Pierwszy raz to za Kazimierza Wielkiego.To są oczywiście dane szacunkowe, ale pozwalają na jakiś ogląd sytuacji. Zresztą PKB per capita z 1913 r. , o ile dobrze pamiętam, w okresie międzywojennym osiągneliśmy dopiero w 1938 r.

    Jak to było możliwe?:

    1. Zniesienie pańszczyzny. Trzeba pamiętać, że ukaz carski z 16 maja 1861 r. znoszący pańszczyznę, nie obejmował  Królestwa Polskiego, co wywołało zresztą wybuch w tymże roku chłopskiego powstania (zupełnie zapomnianego), obejmującego nawet 30% chłopów na terenie Królestwa. Był on stłumiony przez wojsko, a brutalne represje ciągnęły się jeszcze przez cały rok 1862 (kary chłosty  i rugowanie chłopów ze wsi). Ukaz carski znoszący pańszczyznę na ziemaich dawnego Królestwa z roku 1864 , był politycznym ciosem w powstańców. Był zresztą niemal idealną kopią dekretu Komitetu Centralnego Narodowego wydanego w 1863  r. znoszącego pańszczyznę. Ten proces wyzwolił miliony ludzi, którzy stali się motorem industalizacji i procesów kapitalistycznych. 

    2. Zniesienie granicy celnej. Stopniowy proces, jako konsolidacja rynku wewnętrzengo, umożliwiła Polakom  dostęp do potężnego (głównie w sensie ilościowym) rynku. Najbardziej liberalna polityka celna z lat 1869-1879 skorelowana była z niszczeniem resztek polskiej autonomiczności. W 1910 r. już 70% obrotu handlowego Kraju Nadwislańskiego był powiazany z Rosją. 

    Na marginesie dodam - moich przodków, poturbowanych w powstaniu styczniowym, od zupełnej nędzy uratowała ta właśnie liberalizacja handlowa. Mój prapradziadek jako 9 latek mieszkał w dworku, w którym zainstalował się sztab gen. Langiewicza. To tam Langiewicz ogłosił się dyktatorem powstania i przyjął przysięge od wojska. Kilka tygodni później doznał klęski w krwawej bitwie pod Grochowiskami. Stryj prapradziadka, za udział w powstniu został skazany na smierć. Na szczeście jeden z generałów  przyjął łapówke w postaci pozłacanej klatki dla ptaków i stryj uniknął śmierci i katorgi na Sybirze. Odsiadywał wyrok w Zamościu. Karą  była też całkowita konfiskata majątku całej rodziny  i nędza. Prapradziadek ratując się z ekonomicznej opresi, w młodości, wykorzystując dobrą koniunkture handlową, założył sklep kolonialny. Tuż przed I woj. światową był człowiekim może nie bardzo bogatym, ale zamożnym. 

    3. Prześladowania Żydów. Represje wobec starozakonnych w Rosji min. w latach 60-tych XIX w.  spowodowało, że mnóstwo energicznych Żydów, dysponujących dodatkowo pokaźnym  kapitałem, uciekło i osiedliło się na terenach  dawnego Królestwa. To w ten sposób budowała się min. potęga przemysłowa Łodzi. 

     

    W dniu 14.08.2020 o 07:23, darekp napisał:

    Ano tak, coś tam było, pewnie trudno to teraz precyzyjnie określić, chociażby dlatego, że zaraz po wojnie była odbudowa i z automatu powstają pewne powiedzmy dwuznaczności

     

    Oczywiście, wystąpił efekt niskiej bazy. Ale też i mocna industrailizacja, a swoje dołożyły też ziemie odzyskane, cywilizacyjnie znacznie lepiej rozwinięte od utraconych, zacofanych Kresów. 

    • Pozytyw (+1) 1
×
×
  • Dodaj nową pozycję...