Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

MrVocabulary (WhizzKid)

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1373
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    25

Zawartość dodana przez MrVocabulary (WhizzKid)

  1. Według mnie umiemy, tylko zabiera to więcej czasu. Prawo ekonomii mówi, że lepiej najpierw osiągnąć maksimum korzyści przy minimum nakładu pracy, i tak właśnie robią - wyłapują najłatwiejsze do zauważenia planety. Chyba że o czymś nie wiem.
  2. Zawsze mnie zastanawia, jak to jest, że wszystkie gwiazdy są lata świetlne od nas. Przecież Droga Mleczna ma 100 000 lat świetlnych, ale też jakieś 100 000 000 000 gwiazd. Rozumiem, że w środku jest ich większa koncentracja, ale czy geometria nie wymaga, żeby gwiazdy były bliżej siebie?
  3. 1º C = 1º K. 0 = -273 Niby powinno być w K, ale nie policzysz sobie?
  4. ratzing, masz wiele racji, ale to nieprawda, że każda dobra teoria tak łatwo się broni. W USA, liberalnym w porównaniu z innymi pod kątem nauki kraju, był okres trwający przeszło dekadę, kiedy lingwiści musieli cytować we wszystkim Chomsky'ego, nawet jeśli ich teorie były mu przeciwstawne czy zajmowały się czymś kompletnie innym. Pytanie też co zrobić z tym facetem, który przez 20 lat ponad próbował opatentować działający prototyp zderzaka absorbującego energię kinetyczną ze zderzeń. Działający prototyp, nie teorię. W "Through the Wormhole" było też o kolesiu, którzy zaproponował lepszy model istniejących cząstek i przewidział kilka nowo odkrytych, a i tak wszyscy mówią o Higgsie. Niestety nauka jest bardzo podatna na ideologię, politykę i fenomeny społeczne (a raczej ludzie ją uprawiający).
  5. Ale to nie zabrania poddawania takich rzeczy w wątpliwość - mnie też nurtuje, dlaczego tylko 400 zderzeń. Ja doskonale znam realia manipulacji danymi i wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak się działo (chociaż sądzę, że są raczej solidni). To jak to wygląda, że tylko 400 na 500000000000 im wyłapało bozon Higgsa? Jest aż tak mały/tak rzadki? Look at my avatar, then back to your post, then back to my avatar
  6. Jest obowiązek jeżdżenia w pasach we wszystkich stanach z jednym tylko wyjątkiem; z kilkunastu natomiast nie ma natomiast kar za nieużywanie pasów:
  7. Może to moje odczucie, ale mi ta fraza wydaje się stosować bezosobowe "ty". Ale rozumiem teraz, skąd się wzięła Twoja odpowiedź. Ale odnoszę wrażenie, że cieszysz się też z zasady, która sprawia, że moja 90-letnia babcia dostaje emeryturę, która właśnie przypomina umieranie z głodu. Policzyliśmy, że gdyby trzymała pieniądze wpłacane do ZUS-u w domu, to nawt po inflacji miałaby dwa razy więcej (biorąc pod uwagę jej wiek). Za niepłacenie składki grozi przecież więzienie. Nie widzę powodu, dla którego miałbym Cię przezywać.
  8. Chyba sobie żartujesz. Przełom XIX i XX w. USA - podatek 1%, niemal czysty kapitalizm. Skutek? Największy rozwój ekonomiczny w historii świata i najbogatsza klasa robotnicza na świecie, która sobie masowo zaczęła kupować samochody. Podatki wprowadzili kolesie, którzy byli niedołężni i nie potrafili rozkręcić własnych firm... Niech sobie Donald Trump buduje rezydencje z setką pokoi, bo i tak jego firmy zatrudniają dziesiątki tysięcy ludzi. Politycy również mają rezydencje, ale z ich pracy i pracy podwładnych im urzędników niewiele wynika (oprócz np. zbierania 16 rodzajów podatków). Ponadto takie riposty są nie na poziomie, żeby nie powiedzieć gorzej... Do poprawy bezpieczeństwa przyczynił się przede wszystkim wolny rynek. Gdyby chodziło o wymogi, to reklamy samochodów by się nie prześcigały w realizacji wymogów, tylko cech pożądanych przez klienta - np. bezpieczeństwa. Regulacje dotyczące bezpieczeństwa sprawiły tylko, że jedno rozwiązanie uzyskało monopol - wiele badań pokazuje, że pasy bezpieczeństwa często przeszkadzają. Natomiast leki jak najbardziej - powinno się kontrolować, czego brak się u nas bardzo mocno odczuwa. Obrazek był a propos priorytetów w polityce transportowej (fotoradary). Wolałbym moje podatki na to przeznaczyć na wyremontowanie ulicy pod moim domem (centrum dużego miast), po której codziennie chodzą turyści, a wygląda jak ten link, który załączyłeś.
  9. Dobra, dużo z tego, co piszesz, jest sensowne, chociaż w wielu punktach nadal się nie zgadzam. Nie sądzę, żeby był sens nadal to ciągnąć, to byłoby to długie i nie na temat. Natomiast: Tutaj się zupełnie nie zgadzam. Wydajemy setki milionów swoich i unijnych pieniędzy na drogi po to, żeby można było jeździć 130 km/h lub więcej. Wątpię w przydatność fotoradarów dla kierowców, za to na pewno dla budżetu, z którego większość jest rozkradana, bo ja tych dróg jakoś nie widzę, a te, które zbudowano, doprowadziły do splajtowania firm, bo rząd zalegał z płatnościami przez rok lub więcej. Kierowcom natomiast pomogłyby szersze pobocza, mniej dziur, lepsze oznakowanie. Do niedawna w Polsce i USA regulacje odnośnie zdawania prawa jazdy i ruchu drogowego były podobne, a różnica w poziomie kierowców jest cały czas dość istotna; nie widzę korelacji. Różnica jakości/uprzejmości nie aż tak, żeby demonizować, że Polacy jakoś wybitnie fatalnie jeżdżą w skali Europy.
  10. Jak potrzebuje, to inwestuje. Ale z reguły nie musi, bo zajmują się tym uniwersytety. I dobrze, że istnieją - ale zobacz że najlepsze uniwersytety a) są płatne, B) mają swoje własne firmy, które patentują, sprzedają, publikują, oferują wykładowców jako dorardców (MIT, Berkeley, Oxford, Cambridge, Harvard). Pytanie, czy prywatne firmy nie zrobiłyby tego taniej poprzez mniejszą biurokrację, odpowiedzialność za rentowność i czy konstruowanie elektroniki wojskowej to optymalne rozwiązane. Za to ESA - która jest w sektorze prywatnym - ma nieporównywalnie większe osiągnięcia, jeśli porównasz proporcje zainwestowanej kasy. Firma się nie utrzyma, jeśli ma za dużo urzędników, spółka państwowa za to zawsze się rozrośnie. O przeroście NASA mówi się już od dawna. To może wypowiem z perspektywy mojego wujka. Mój wujek jest dziekanem politechniki i profesorem PAN. Opatentował jakieś 40 wynalazków (zauważ, że w Polsce rocznie się patentuje mniej - sektor rządowy, swoją drogą). Nie mam na myśli rzeczy typu trzepaczka do jajek z wbudowaną parasolką. Zaprojektował m.in. chłodnię o pojemności kilkudziesięciu tysięcy ton, która zużywając 40% mniej energii generuje 15% więcej zimna, odzyskując zimno utracone. Miał kasę na badania (chociaż nie za wiele), miał na czym testować. Wiesz z czym miał problem? 1. Z tym, że polibuda nie chciała z własnej kieszeni opłacić patentu, 2. Z tym, że przez długi czas nie miał jak sprawdzić, czy już ktoś tego nie opatentował, 3. Z tym, że politechnika uważała to za swój wynalazek, a nie wujka. Ogólnie rzecz biorąc problem był zawsze z przejściem do sektora prywatnego. W zeszłym roku się okazało, że wynalazek, który próbował przeforsować 4 lata, został właśnie wynaleziony w Chinach i tam natychmiast to opatentowano i rząd zainwestował, ale w sposób komercyjny. I w Chinach nie chodzi tak bardzo o finansowanie badań podstawowych - które oczywiście powinno się finansować, oby tylko jak najmniej z rządu, bo rząd się nie zna - tylko o to, że inwestowano. Stan polskiej nauki wcale się nie pogorszył - tak naprawdę się stale polepsza. Problemem był natomiast brak dostępu do odkryć zachodu, u nas ludzie żyli w ramach towarzystwa wzajemnej adoracji w wielu dziedzinach. W Polsce przez ostatnie 20 lat wynaleziono masę bardzo fajnych rzeczy, od programów, przez trójwymiarowy skaner, szczepy bawełny aż po najróżniejsze wysokiej klasy oprzyrządowanie medyczne i łowców planet. Nie zdajesz sobie natomiast sprawy, jak głupie obostrzenia są w dotacjach rządowych w Polsce. Czy Ty sobie wyobrażasz, że poloniści mają głos nad tym, czy projekt inżynierski będzie w ogóle dopuszczony do głosowania nad grantem? I vice versa... No właśnie. Ale znów - socjalizm = rozproszenie odpowiedzialności. Jestem za tym, żeby Polska inwestowała w rozwiązania, ale niech osoba decydująca o inwestowaniu w wynalazki była kimś sensownym i odpowiadała za to własnym majątkiem, jak w kapitalizmie. Rozumiem, że wolisz, żeby państwo sponsorowało łysenkizm jak za komuny. Nie można komercjalizować nauki przy pomocy socjalistycznych technik, przecież to jest oksymoron. Wcale nie przestały, mają o wiele mniej podatków od nas, i właśnie dlatego w końcu ruszyły. Jeśli pracujesz i nikt Cię nie okrada, to w końcu masz efekty. Dlatego w Chinach 97% respondentów powiedziało, że jest za kapitalizmem, a we Francji już tylko 53%. Zgadnij które państwo ma wylew na kryzys i się szybko rozwija? A ja nie twierdzę, że państwo nie ma prawa być zaangażowane w rozwój technologii - ja tylko wytykałem brak konsekwencji w postawie Elenhora, któremu się nie podoba wydawanie wspólnej kasy na LHC, podczas gdy nie narzeka na wydawanie wspólnej kasy na aborcje, in vitro, drogi których albo nie ma, albo lepiej, żeby nie było, fotoradary itd. Niestety, ale model, w którym muszę płacić 300 zł rocznie za to, że mój samochód stoi na parkingu pod moją klatką schodową, jest dla mnie jakąś farsą, tym bardziej, że z chodnika i fragmentu ulicy przed budynkiem ściągają ze mnie podatek, a 60% z tych pieniędzy trafia do prywatnych firm. I dokładnie tak samo jest w nauce. Tak, ale Chiny to robią na modelu kapitalistycznym, a nie socjalistycznym. Akurat nauka to i tak najlepsza rzecz, w którą inwestuje rząd, ale to jest duży offtop, bo ja wcale nie atakowałem finansowania badań. Sam jestem sponsorowany przez rząd i szósty rok prowadzę badania podstawowe, za to trzy-cztery lata projektuję ich zastosowanie, które rządu nie obchodzi mimo ich potencjalnej rentowności, ponieważ ten pomysł jest niepopularny w tej dekadzie wśród specjalistów z mojej dziedziny. Finansują natomiast badania, z których część uważam za naprawdę bezsensowne.
  11. Przymus przymusem, inwestycja w naukę to drugie. Zresztą to błędne koło. Obecnie trudno w UE przebić się z nową technologią bez dotacji, bo masa innych ludzi ma dotacje. Niegospodarność się nagradza. Natomiast w USA jak rząd inwestował kiedyś, to miał z tego dochód w postaci akcji, bo inwestował w dochodowe przedsięwzięcia. Natomiast Twoja braku postępu bez wsparcia rządu wydaje mi się w większej części nietrafna: http://debil.eu/~whizzkid/sektor_publiczny_prywatny.jpg
  12. Bez przymusu płacenia socjalizm/autorytarianizm nie ma sensu.*
  13. Poruszasz szeroki problem. Ja np. nie chcę, żeby Polska była państwem opiekuńczym, żeby był obowiązkowy ZUS i NFZ, żeby państwo dokładało do PKO i zajmowało się budową dróg, regulacją edukacji czy "wolnego" rynku, ale ludziom widać ten dobrobyt się podoba. Jeśli wszystko działa w ten sposób to trudno wymagać, że LHC będzie działał na innych zasadach. Plus mamy elementy technokracji - tzn. przeznaczamy X budżetu na naukę, i niech specjaliści decydują, co jest najważniejsze.
  14. Z jednej strony tak, ale z drugiej to koszty przekwalifikowania się naukowców też nie są zbyt dobre dla naukowców. Ekspertem w jakiejś dziedzinie zostaje się zwykle po wielu latach nauki/pracy. Mimo wszystko sądzę, że warto to zbadać jak najlepiej.
  15. Z jednej strony mam nadzieję, że mój sceptycyzm do tej metody okaże się nieuzasadniony. W końcu lingwistyka jest dość ścisłą nauką i fajnie, że nie wszyscy współcześni językoznawcy zajmują się literaturoznawstwem. Z drugiej jednak strony... Widzę masę problemów. Po pierwsze: opis leksykograficzny najlepiej opisanych języków (w tym polskiego, francuskiego czy niemieckiego, a nawet - choć w mniejszym stopniu - angielskiego) pozostawia wiele do życzenia. Zastanawia mnie więc jakość zebranego materiału dla tych 600 kiepsko opisanych języków. Nawet jeśli mają przetłumaczone te słowa, to przecież w etymologii bardzo ważne jest ich znaczenie i fleksja. Np. w polskim klej i glina to dwie regionalne wersje tego samego wyrazu. Po drugie: To, że wyrazy są podobne, jeszcze o niczym nie świadczy. Podobieństwo jest względne. Dla etymologa podobieństwo to różnica jednej lub dwóch głosek, pod warunkiem, że ta różnica jest różnicą występującą w wielu przypadkach, np. jeśli mamy zestaw: To możemy powiedzieć, że podobieństwo między angielskim a polskim jest prawdopodobnie nieprzypadkowe, ponieważ a) mamy zrekonstruowane poszczególne stadia rozwoju danego wyrazu (który przyjął różne formy w poszczególnych językach), B) różnica t : d między angielskim a całą resztą jest regularna, tzn. zachodzi w pewnej grupie przypadków. Co więcej, dochodzi kwestia homonimii: przecież bal kostiumowy i bal drewniany to nie to samo, a śledź w śmietanie to nie jest follow in cream. Po trzecie: badanie etymologii można robić albo dobrze, albo szybko. Dlaczego? Bo logiczna teoria nie zawsze równa się prawdzie. Do niedawno sądzono, że angielskie shark /ʃɑ:k/ pochodzi z języka Majów, którzy posiadali słowo na "potwora z wody", wymawiane w przybliżeniu /χok/ lub /ʃok/, i najstarsze znane użycie tego słowa miało miejsce w Anglii kilka lat po odkryciu Ameryki. Niedługo potem ktoś się przekopał przez kilkadziesiąt tysięcy listów, i w jednym z nich słowo shark pojawiło się prawie 40 lat przed wyprawą Kolumba, co dość mocno podważa jego pochodzenie od Majów. Po czwarte: kwestia sprzężona z poprzednimi punktami. Jeśli wziąć 200 wyrazów z dwóch kompletnie dowolnych języków świata, ok. 5-10% z nich jest podobnych w brzmieniu dla laika. Jakieś 150 lat temu jeden z języków austronezyjskich miał wyraz /dva/ na liczbę dwa. Podobne, prawda? Ale a) rekonstrukcja wykazała, że wyewoluował ze słowa kompletnie niepodobnego do niczego w językach indoeuropejskich, B) obecna forma tego słowa również nie jest zbyt podobna (niestety nie pamiętam jak wyglądało/wygląda, więc nie będę zmyślał). Co prawda zabytków piśmiennych pewnie tam jest niewiele do badania, ale to tym bardziej bym uważał w masowym obliczaniem. Podsumowanie: fakt, że badanie etymologii poszczególnych wyrazów jest trudniejsze niż statystyczna ocena pokrewieństwa języków, ale nadal sądzę, że ten algorytm jest podatny na bzdury (jednocześnie mają duży potencjał). Większość zaproponowanych do tej pory rodzin językowych albo nie jest powszechnie uznanych, albo są kompletnie przez świat naukowy odrzucone. Jestem bardzo ciekawy, co im wyjdzie - mam nadzieję, że mnie mile zaskoczą PS. Przewidywanie, jak się język zmieni, jest bardzo ryzykowne w momencie, gdy świat jest tak samoświadomy swojego posługiwania się językiem. Świadoma standaryzacja i badanie języków bardzo silnie na nie wpływa, tak samo jak kontakty językowe na nieznaną dotąd skalę (głównie przez Internet - np. angielska leksyka gier wideo jest asymilowana prawie w całości; przykładowo to frag 'zabić przeciwnika w grze FPS' przyjęło się w wielu językach: pol. s|fragować, fr. fragger, niem. fraggen itd.).
  16. To w takim razie jak wybierają kandydatów do testowania?
  17. No tak, ale pierwsze numeri primi są dość blisko siebie, dlaczego po prostu nie brać każdej liczby po kolei i sprawdzić, przez co się dzieli? Chyba że ten rozstrzał rośnie np. liniowo czy arytmetycznie, z tym 5 milionów cyfr różnicy wydaje mi się przedziałem, w którym można by było znaleźć kilka liczb pierwszych...
  18. Taka kwota za takie osiągnięcie to w zasadzie niewiele więcej, niżby dostał w Polsce - powiedzmy, że to zawsze coś
  19. Dlaczego jest taki duży rozstrzał między obecną a poprzednią rekordzistką? Oni zgadują te liczby, zamiast je sprawdzać po kolei? W ogóle zastanawia mnie, jakie są zastosowania tak dużych liczb pierwszych - ktoś się orientuje?
  20. Drogi Przemku, tak naprawdę ta idea wcale nie jest taka głupia. Ani taka znów nowa. Parę lat temu Eddy Izzard wybrał się do Fryzji (obecnie przede wszystkim północna część Holandii), gdzie ludność posługuje się głównie językiem fryzyjskim. Zadanie jego polegało na tym, aby dogadać się z rasownym farmerem przy pomocy zdania napisanego w staroangielskim: "Chcę kupić brązową krowę". I co się okazało? Poszło mu całkiem nieźle. Wideło można zobaczyć tu: Warto tutaj pamiętać, że angielski i fryzyjski należą do grupy anglo-fryzyjskiej języków zachodniogermańskich. Najprościej przedstawić to można tak: Języki indoeuropejskie → Języki germańskie → Języki zachodniogermańskie → Języki anglo-fryzyjskie → Języki angielskie → Język angielski Dlaczego to jest taki istotne? Ano dlatego, że język staroangielski (Old English) i fryzyjski najbliżej były spokrewnione z językiem staronordyjskim (Old Norse), języka germańskiego grupy północnej. Na mapie wygląda to tak: http://en.wikipedia....al_distribution Zachodni dialekt języka staronordyjskiego po bardzo nielicznych zmianach znany jest dzisiaj jako język islandzki. O ile współczesny angielski i współczesny islandzki są od siebie bardzo różne, to ich starsze odmiany miały masą podobieństw w wymowie, składni, fleksji, czy wreszcie w leksyce: http://thisaintnews....othnian-dialect http://www.vikingrun...rds-in-english/ Nie można przy tym zapominać, że Old English nie daje automatycznie zrozumienia Old Norse - różnice między nimi wynikają przede wszystkim z wpływów fryzyjskiego na ten pierwszy - co nie zmienia faktu, że genetycznie angielski był językiem skandynawskim. Problem może częściowo wynikać z tego, że etapy rozwoju języka są wydzielane dość umownie. O ile doba nowopolska (poł. XVIII w. - 1939 r.) i okres współczesnego języka polskiego wykazuje masę różnic, to przecież nikt chyba nie sądzi, że w 1940 r. ludzie nagle zdecydowali się wymienić kilka tysięcy słów, zwrotów, wyrażeń, obok tego składnię, morfologię czy reguły słowotwórcze z dnia na dzień. Akurat ten podział wynika z tego, że język polski został na nowo ustandaryzowany po wojnie (reforma ortografii, która pociągnęła za sobą zmiany w wymowie) i rozpowszechniony (z 10% populacji posługujących się językiem literackim do prawie 100% w dniu dziesiejszym - z różnymi skutkami, ale mimo wszystko literackim...). Ja tu jednak żadnego wielkiego halo nie widzę. Po pierwsze - języki skandynawskie to podgrupa języków germańskich. Po drugie - z reguły za najważniejszy argument uznaje się pochodzenia języka. Współczesny angielski nadal wykazuje wiele podobieństw z językami skandynawskimi. Fakt, 50-60% słownictwa angielskiego to różnego rodzaju romanizmy (czyli francuszczyzmy i latynizmy), ale to jest akurat mało istotne. Wiele podobieństw konstrukcji gramatycznych między angielskim i francuskim wynika z podobieństw gramatycznych języków romańskich i germańskich. Francuski znany jest ze swojego trybu łączącego (subjonctif), który żywotniejszy jest w hiszpanii (więcej użyć), natomiast w niemieckim znamy go głównie jako Koniunktiv II (tylko język pisany), w angielskim praktycznie zanikł (z reguły wygląda jak bezokolicznik lub forma nieregularna czasu przeszłego): I suggest that they be removed. America, America, God shed His grace on thee... (z amerykańskiej pieśni patriotycznej, "America the Beautyful") Współczesne języki słowiańskie odziedziczyły ten tryb w formie szczątkowej, podzielony na: nacechowany tryb rozkazujący: obyś mnie nie zawiódł! spójnikowe formy trybu przypuszczającego (chodzi o konkretne konteksty - te zdania można zrobić w trybie oznajmującym, jeśli potraktujemy je jako faktualne): słyszałem, że Małysz wczoraj wygrał, ale: nie słyszałem, żeby Małysz wczoraj wygrał lub: nie sądzę, żeby Małysz wygrał Wracając jednak do tematu, to mimo wszystkich naleciałości francuskich i łacińskich - angielski nadal zachowuje się jak języki germańskie w większym stopniu. Teraz pozostaje pytanie - jak które języki germańskie? Nie znam języków skandynawskich, ale jeśli ktoś porównał i uznał dane cechy za decyzyjne, to dlaczego nie. Jest taka gwara języka polskiego zaliczana do gwar podhalańskich (~góralskich), którą się posługują Spiszacy - jest to gwara spiska (lub spisko-magurska). Jej użytkownicy historycznie byli Polakami (od XIII w.), jednak region przez nich zamieszkany w większej części należał do Słowaków, którzy silnie ich slowakizowali (przez pewien czas podlegali też madziaryzacji). W wyniku tego dialekt ten tak się upodobnił do języka słowackiego, że na Słowacji kwalifikuje się go do gwar języka słowackiego. Ja bym obstawiał, że to nadal gwara polska (historyczne formy fleksyjne i leksykalne języka polskiego i tej gwary w jej obecnej postaci są bardzo podobne), mimo iż Spiszacy zapożyczają wiele słów z języka polskiego na nowo, w miejsce swoich archaizmów (w polszczyźnie zapomnianych, ale w słowackim zachowanych od pięćiu i więcej wieków). Niektórzy mówią o gwarach przejściowych, ale dialektolodzy, których znam, mówią, że to jakiś bełkot i gwara może przynależeć tylko do jednego miejsca w klasyfikacji typologicznej (chociaż może je zmienić), ew. można mówią o tzw. interdialektach. Tak czy siak, wszystko sprowadza się do kryteriów. Z punktu widzenia historycznego angielski jest mieszańcem, ale jak najbardziej dominujące wpływy miał m.in. język staronordyjski, na dodatek jest z nim spokrewniony. Dla więc to uzasadnione stanowisko. Jeśli rozpatrujemy kryteria bardziej szczegółowo, np. czy słownictwo jest ważniejsze, czy gramatyka, to tym bardziej nieuzasadnione byłoby stanowisko, że angielski jest językiem romańskim. Dlaczego? Z jednego powodu. Cechą wszystkich formujących się pidżynów (mieszanek językowych) jest to, że zachowują swoją gramatykę, a przyjmują masowo słownictwo (dopiero w procesie krelizacji może to ulec zmianom). Przykładowo w polskim jest masa zapożyczeń, ale nawet jak weźmiesz słowo "drops", "komputer", "timeout" czy inne, to je przecież odmieniasz przez przypadki, rzadziej przechwytuje się reguły gramatyczne (chociaż np. czas zaprzeszły i zaprzyszły były zapożyczone z tego, co wiem). Paradoksalnie utrata deklinacji w angielskim (przez kontakty z innymi językami germańskimi, które miały te same przypadki, ale inne końcówki) doprowadziła do jego upodobnienia się do języków romańskich: http://sc64.ucoz.ru/referat/73.pdf Podkreślę jednak znów, że typologia genetyczna języków przedstawia ich pochodzenie. Można się kłócić, od jakiego języka germańskiego "bardziej" wywodzi się angielszczyzna, ale nie można w ogóle historycznie poprzeć dowodami hipotezy, że angielski wywodzi się z języków romańskich: http://cammiebar.hub...omance-Language Jak to kogoś interesuje, to krótko i na temat o historii angielskiego można sobie przeczytać tu: http://dualjuridik.o...gie_2012_Ee.pdf O tym, że języki celtyckie, choć geograficznie najbliższe, nie miały prawie w ogóle wpływu na język angielski (poza nazwami miejscowymi), można przeczytać sobie np. tu: http://ifa.amu.edu.p...telmaszczyk.pdf Wracając do Twojej wypowiedzi, Przemku: Węgierski i Fiński różnią się dość istotnie gramatyką (węgierski ma ponad dwa razy tyle przypadków, co fiński) i nie są wzajemnie zrozumiałe (choćby przez polonizmy w węgierskim, lituanizmy w fińskim i wiele innych czynników). Francuski co prawda wywodzi się z łaciny, ale tej ludowej i z naleciałościami różnych języków celtyckich. I przeważnie francuski robił za pośrednika w zapożyczeniach z łaciny
×
×
  • Dodaj nową pozycję...