Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

MrVocabulary (WhizzKid)

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1373
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    25

Zawartość dodana przez MrVocabulary (WhizzKid)

  1. Szczodra oferta, ale nie przejmuj się – Lem łączy pokolenia Takowo Lemofilska zgoda niech zapanuje. I sepulki.
  2. Nadal mam wrażenie, że rozmawiamy na nieco różne tematy. Też noszę okulary i nie widzę różnicy w czytaniu na czytniku czy na papierze. Wewnętrzny sprzeciw mogę zrozumieć, ale argumentów odnośnie parametrów już nie Niepsucie jest wzroku przez wyświetlacze jest nie na temat, bo wiele e-czytników w ogóle nie wyświetla... Tak czy siak, kłaniam się już ostatecznie.
  3. To dlaczego krytykujesz wyświetlanie w przypadku urządzenia, którego go nie ma? Czyli wg. Ciebie ekrany nie emitują ładunków elektrostatycznych, za to drukarki atramentowe tak? Nie podoba mi się obsługa folderów oraz brak zintegrowanych słowników do języka czeskiego. Bezsensownie jest kontrować formę wielokrotną czasownika jego formą dokonana. Nie pisałem o Tobie. Pisałem o moich doświadczeniach z otoczeniem. Może jak jesteś w Mensie, to takich ludzi widujesz na co dzień – ale ja nie. Proponuję przejść się do księgarni i sprawdzić, ile jakich typów książek schodzi. Użyłem trybu przypuszczającego. Wyraża on sytuacje hipotetyczne. Wyjaśnię prościej: krytykowanie wszystkich e-czytników za to, że niektóre są za małe na dane książki, to jak krytykowanie książek w ogóle, bo niektóre są małym drukiem. Wersja nieilustrowana, która zawiera, paradoksalnie, kilka obrazków – jak najbardziej. Ale w ogóle to cały czas czepiasz się słówek, kompletnie wyrywasz je z kontekstu i nadal nie uzasadniłeś, dlaczego e-czytniki rzekomo męczą/psują wzrok, a na dodatek czynisz to w sposób bardzo patronizujący. Co ciekawe, fragment odpowiedź: Sugeruje, że w ogóle nie zrozumiałeś mojego przykładu. Co to ma być za argument? Nadal nie podałeś żadnych argumentów w tym, jak się ma rzekomo różnić czytanie na e-czytniku od czytania książki. Żadnych parametrów optycznych nie podałeś. najbardziej mi jednego przypadło do gustu, że zamiast skomentować, dlaczego wklejone zdjęcie nie jest decydującym argumentem, napisałeś coś takiego: Z jakiegoś powodu Twoje umiejętności i umiejętności Twojego syna pojawiły się co najmniej 4 razy zamiast argumentów. Musimy coś sobie wyjaśnić. Nigdy w swoim życiu nie pracowałem zarobkowo. Prawdopodobnie nigdy nie będę musiał. Takie rzeczy mi kompletnie nie imponują. Podobnie jak wiek. Albo użycie nazwy „krzywe Beziera” w dyskusji o niemożności zmiany proporcji fontu w wygenerowanym już PDF-ie. Nazwanie mnie adiunktem mnie nie obraża, bo ani funkcja nie jest urągająca, ani Ty nie masz skąd wiedzieć, jaką pełnię, niemniej odnoszę wrażenie, że najzwyczajniej w świecie mnie trollujesz – jeśli natomiast niesprawiedliwie oceniam źródło mojej niemożności uzyskania od Ciebie merytorycznych i dokładnych informacji, to przepraszam. W każdym razie – jedno z dwojga, merytoryka się obniża, więc ja ten wątek już opuszczam. Pozdrawiam, wesołych świąt!
  4. A widzisz różnicę między emisją światła, a jego odbijaniem? Napisałem: świecić. Definicja ze słownika: «być źródłem światła, wysyłać światło, promieniować światłem» Przecież cała dyskusja jest o to, czym się różni promieniowanie emitowane z ekranów, które męczy wzrok, a tym, które jest odbijane przez papier albo właśnie e-readery. Zawsze mi się wydawało, że to ładunek elektrostatyczny i polaryzacja są najważniejszą właściwością różnicującą, a tym się e-czytnik od papieru przecież nie różni. Trudno mi pogodzić to, że rzekomo wiesz, co to są fotony i posiadasz 3 takie urządzenia z tym, co piszesz o męczeniu wzroku. Nadal nie wiem, jaka wg Ciebie jest optyczna różnica między Kindlem a papierową książką... Masz trzy tablety czy czytniki ebooków? W każdym faktycznie w przeciwieństwie do mnie, bo ja ze swojego jestem niemal zupełnie zadowolony. Czyli: otwierał książkę, kładł na niej Kindle'a dla porównania i robił zdjęcie? Czy sugerujesz, że to zdjęcie jest przerobione Photoshopem? Bo u mnie to wygląda dokładnie tak samo – jedyna różnica, to że Kindle ma lekko bielsze tło niż kolor papieru. Poza tym – gratuluję zdolnego syna Nie, żebym był typografem z zawodu, ale wiem, co to jest PostScript. Cieszę się, że Ty to wiesz i gratuluję umiejętności programowania weń. Ale co to wnosi do dyskusji? Suma sumarum – w PDF-ach nie skaluje się tekstu, i to było podstawą mojego argumentu dotyczącego natywnego formatu, w którym książki czyta się świetnie. W jaki sposób Twoja wypowiedź się do tego odnosi? Nieskalowalny tekst faktycznie może być nieczytelny na małym ekranie. Ale książkę do fizyki o wymiarach 7 x 5 też niespecjalnie fajnie by się czytało. Jak wyżej. Są rozwiązania przeznaczone dla czytników, co chciałem podkreślić. Równie dobrze można wyzywać samochody elektryczne, że bardzo słabo sobie radzą z jeżdżeniem na benzynę Nie znam się, ale „kupa” brzmi prawdopodobnie. Wydawało mi się jednak, że a) do tego używa się tabletów, B) korzysta się z książek dedykowanych dla wyświetlania cyfrowego. Biorąc pod uwagę, że urządzenia typu Kindle są czarno-białe, to wątpię, żeby e-readerów używali w szkołach. Pomijając sytuacje, w których szkoły zapewniają platformy dla takich rozwiązań, jakoś się nie widuje ludzi, którzy by czytali książki tego typu z własnej woli. Nawet moi – rzekomo nowocześni – studenci ciągle uparcie korzystają z papieru, mimo że im udostępniam liczne materiały elektroniczne. Tak czy siak, ja myślałem raczej o książkach czytanych w czasie wolnym, niż o całym rynku jako takim. Książki Hawkinga co prawda da się na Kindlu czytać, ale te Michio Kaku np. już nie.
  5. Ok, stary, chyba coś Ci się pomerdało Po pierwsze – wg badań ekrany wcale nie psują wzroku. Mi się wzrok poprawił, kiedy dużo korzystałem z komputera (o 3 dioptrie), a potem lekko pogorszył – ale to wynika ze zniekształcenia soczewek, a nie zmęczenia wzroku. Po drugie, nawet, jeśli przyjąć, że ekranu zawsze psują wzrok, to nadal – to jest wątek o czytniku ebooków, a nie laptopie. Jak już mówiłem, Kindle nie ma ekranu – on niczym nie świeci. Ma powłokę, która zmienia swoją strukturę atomową, którą może trzymać praktycznie w nieskończoność, bo nie świeci tylko odbija światło – jak papier. Czytając na Kindle'u zużywasz sobie wzrok tak, jak na papierze, a czasami nawet mniej, bo Paper White ma podświetlanie i można czytać przy słabym świetle w bardzo wygodny sposób. Rozumiem, że nigdy nie miałeś do czynienia z takim urządzeniem i mylisz go z tabletem, więc zobacz, jak to wygląda w praktyce: I niby jaka jest różnica? Dlaczego lekko inny kolor tła ma bardziej męczyć wzrok? Dalej – ebook ebookowi nierówny. Ebooki mogą mieć różne formaty. Zakładam, że mówisz o PDF-ach, czyli w zasadzie plikach graficznych. Takie faktycznie trudno się czyta na małym ekranie – ale tak samo masz książkami pisanymi małym drukiem. Kindle ma natomiast swój natywny format – AZW, który jest formatem tekstowym. Można sobie niemal dowolnie zmieniać w nim rozmiar czcionki. Ja co prawda czytam głównie PDF-y – ale obracam sobie ekran i jest w sam raz. Natomiast argument, że książki takie jak wspomniany podręcznik się źle czyta jest marginalny – takie książki nie mają raczej dużego udziału procentowego we wszystkich czytanych lekturach...
  6. Ty chyba kompletnie nie wiesz, o czym mówisz Jakim ekranie? Przecież Kindle nie ma ekranu... sensu stricte. I nie emituje promieniowania jak ekran. Mój jedyny problemy z czytaniem 500-strinicowego podręcznika fizyki pola na Kindlu to jego tematyka Czytałem podobne rzeczy i żyję – tylko wersja ze standardową przekątną się nie nadaje do wielkoformatowych publikacji. A mnie cieszy ten marketing, Kapitanie Obwieś, ponieważ do niektórych książek się wraca – przynajmniej nie muszę ich wszystkich nosić ze sobą
  7. Muszę przyznać, że wszystkie e-czytniki – a szczególnie Kindle – to świetna rzecz. Ja swój noszę ze sobą prawie zawsze i w użycie idzie zawsze, jak trzeba na coś/kogoś czekać
  8. Wynalazek rodem z „Diuny”, podobnie jak nazwisko wynalazcy
  9. Abstrahując od wielce ciekawej rozmowy chłopaków – czy ktoś mi umie wyjaśnić, czym się różni granica gładka od niegładkiej? Dla mnie bariera energii w kształcie kuli brzmi tak gładko, jak tylko się da.
  10. Cretino, Twoja definicja jest fajna, ale też bardzo wybiórcza. A co, jeśli nie ma żadnego Anglika tak inteligentnego jak ja? To wyklucza dwujęzyczność? Z co z Kaszubem, który jest lekarzem, ale w kaszubskim nie zna terminologii fachowej, bo ona tam po prostu nie istnieje? No i dlaczego mam się porównywać z ludźmi o takiej samej sytuacji co ja, skoro język służy do posługiwania się z ogółem populacji, a nie z ludźmi z tej samej klasy społecznej? Ponadto wielojęzyczność (nawet ta od urodzenia) prawie nigdy nie polega na znajomości słownictwa specjalistycznego w dwóch językach. Bardzo często znajomość obszarów słownictwa jest rozdzielana między języki – w jednym głównie gada się z rodziną, w drugim w urzędzie, a trzecim w zawodzie itd... Właśnie to jest śmieszne, że choć native speaker mówi z reguły płynniej niż tłumacz, to z reguły od tłumacza (nawet obcojęzycznego) z reguły zna /rozumie słownictwo (fachowe i nie tylko) gorzej. I znów, dwujęzyczny to "taki o dwóch językach". Z reguły się przyjmuje podwójność native speakerstwa, ale nie jest powiedziane, że to jedyna możliwa interpretacja. PS. Do tej pory tylko ok 40% Francuzów, z którymi miałem jakikolwiek kontakt, pisze poprawniej w tym języku ode mnie Co z tego, że mam orto na perfekt, skoro oni nawet w piśmie poznają, że nie jestem frankofonem?
  11. Słowo "dwujęzyczny" nie jest zarejestrowane dla osoby z dwoma pierwszymi językami. Dwujęzyczny oznacza „posiadający dwa języki”. Teoretycznie dogonić się nie da, ale w praktyce już tak. W Akademii Francuskiej jest Wietnamczyk, który francuskiego się zaczął uczyć w wieku 20 lat (i był to jego pierwszy język obcy). Stąd pytanie: od którego użytkownika j. angielskiego muszę być lepszy, żebym mógł się nazywać dwujęzycznym?
  12. Mnie boli, że mój angielski nadal bywa czasem zaskoczony czymś nowym, a jeszcze tyle języków do ogarnięcia A czasu brakuje... Aż mam zazdroch wobec hiperpoliglotów: http://web.archive.org/web/20100413031021/http://spinner.cofc.edu/linguist/archives/2005/11/how_many_langua_1.html http://www.theguardian.com/education/2013/sep/05/multilingual-speakers-language-learning?INTCMP=ILCNETTXT3487
  13. Mi oglądanie po angielsku nie dawało kompletnie nic, dopóki nie zacząłem się intensywnie uczyć tego języka – wtedy zaczęło dawać mi bardzo dużo. Z drugiej strony, mimo 5 lat przerwy w niemieckim, łatwiej mi w tym języku budować zdania niż we francuskim, który strukturę zdań ma prostszą i którego uczę się dłużej i bez przerw.
  14. O jaki rodzaj bilingwalizmu tutaj chodzi? O dwa pierwsze języki, czy o dwa języki na wysokim poziomie? Bo wydaje mi się, że w obu przypadkach wyniki byłyby podobne. Ja np. posługuję się tylko jednym językiem pierwszym, ale bardzo często myślę równolegle jak coś powiedzieć po angielsku, albo chcę nazwać rzecz/uczucie, które po polsku nie ma odpowiednika. Tym bardziej wydaje mi się to oczywiste, że od dawna wiadomo, że języka nie można nie przetwarzać. Oczywiście, jeśli jakiegoś języka się w ogóle nie zna, to mózg tylko odnotowuje, że to jest jakaś mowa i tyle, ale nie można słyszeć języka, w którym się ma niezerową kompetencję i go nie przetwarzać. Można to łatwo sprawdzić – zobaczcie, ile możecie wytrzymać ze spokojną melodią w tle, a ile z cicho ustawionym radiem w języku obcym. Podczas mojego pierwszego roku nauki francuskiego godzina radia francuskiego w tle (które słyszałem, ale świadomie nie słuchałem) dostawałem bólu głowy. Po trzech latach mogłem radio słyszeć (rozróżniając słowa i zdania) ponad 4 godziny. W każdym razie polecam metodę osłuchiwania się z językiem, nawet bez świadomego wkładu w ten proces. To się dzieje praktycznie samo i bardzo dużo pomaga. Rozumienie obcych dźwięków to nic innego jak kwestia wprawy/treningu.
  15. Kurcze, pisałem to z zatruciem żołądkowym, teraz to mi się wydaje oczywiste Btw. „spiski” są przecież elementem polityki, więc teoretyzowanie na ich temat jest wpisane w teoretyzowanie o reszcie polityki.
  16. Przepraszam, ale w jaki sposób ten fragment świadczy o depresji?
  17. Niezupełnie. Chodzi o to, że akcje USA w tych krajach są nie-BHP względem prawa międzynarodowego, a nie, że napadli.
  18. Ale tu chodzi o transparentność w napadaniu na inne kraje, a nie obronę terytorium.
  19. Jednak nawet modele analogowe ze 100 neuronów wiele wniosły, a sieci neuronowe w informatyce są coraz częściej wykorzystywane. Krok po kroku =]
  20. Co prawda o broni skończyłem gadać, ale jedna rzecz, o której pisałeś, się ze mną kłóci. To, o czym piszesz, to nie jest prawo. Takie prawo już masz – choćby wyjeżdżając, np. do Szwajcarii, gdzie masz niemal najniższy współczynnik przestępczości/przemocy w Europie. Ja np. chciałbym "mieć prawo" do darmowego Porsche i życia na Twój koszt. To, o czym piszesz, to nie prawo, ale zobowiązanie kogoś do zapewnienia Ci czegoś. Prawo do czegoś polega na tym, że nikt Ci nie zabrania tego robić, a nie, że ktoś to za Ciebie robi. Masz prawo samodzielnie podcierać sobie tyłek, ale to nie znaczy, że możesz zobowiązać do robienia tego innych przez innych. Wychodzisz z założenia, że to państwo ma robić takie rzeczy. Podsumujmy: państwowe spółki – gorsze od prywatnych. Szkolnictwo – gorsze od szkół prywatnych. Drogi – gorsze od dróg prywatnych. Zapomogi/stypendia – mniejsze niż od fundacji. Skąd pomysł, że państwo ma dublować te funkcje? Widzisz, wg mnie Ty w ogóle nie piszesz o prawie do bezprzemocowej egzystencji, ale o przywileju zapewnienia Ci tego przez jakiś organ zewnętrzny. I do tego masz prawo. Np. płacąc jakiejś firmie ochroniarskiej miesięcznie, że na Twój telefon przyjadą. Natomiast mówisz o zmuszeniu wszystkich do tego, żeby tak samo jak Ty byli zależni od kogoś. W oczach Boga pewnie tak, ale tu na ziemi to niby pod jakim kątem są równi? Inteligencji? Moralności? Wzrostu? Pieniędzy? Talentu? Wykształcenia? Mnie to stwierdzenie głęboko obraża, chociaż wiem, że to nie było Twoim zamiarem... Wiesz, to tak jak z komunizmem – wszyscy byli równi, bo każdy nie miał niczego. Oprócz tych równiejszych. Co doskonale się wpisuje we wcześniejszy temat, tak na marginesie. W demokracji nie są równi. Chyba że części nie chce się samodzielnie bronić nie chce się pracować, i żyją z zasiłków, czyli pieniędzy tych, którzy mają "równiejszą" zdolność zarabiania pieniędzy. Czynienie wszystkich bezbronnymi to wyrównywanie szansy. W dół. Przeciwieństwo takiego zachowania to pozwolenie każdemu na tych samych _prawach_ modyfikowanie swojej szansy. Wydaje mi się, że w swoim poście pisałeś o dwóch kompletnie sprzecznych dla mnie ze sobą rzeczach. To najpierw stwórz takie państwo, gdzie te organa będą właściwe Nagle się okazuje, że jak próbujemy polubownie, to tutaj jeden dziennikarz popełnia samobójstwo, potem szef GROM-u, potem jakiś ekonimista, potem jakiś taki Lepper się wiesza w samoobronie, a policja wyjątkowo przyjeżdża 6 godzin po wezwaniu
  21. Przepraszam, ale jest to raczej bzdura. Ankieta nie bada doświadczeń, tylko OPINIĘ ANKIETOWANEGO na temat doświadczeń. A to nie jest to samo. To jest badanie percepcji, a nie faktów.
  22. No proszę Cię, mówimy o Polsce. Mamy najwyższy współczynnik aresztowań zatrzymanych osób w Europie i największą liczbę zarejestrowaną liczbę błędów w postępowaniu... Mówię Ci, wiem jak działa polska policja i sądy, nie ma to kompletnie nic wspólnego z praworządnym państwem. Biorąc jednak pod uwagę to, że Ty tego nie wiesz, a nie chcę w miejscu publicznym wchodzić w szczegóły – kończę swój udział w dyskusji, bo choć mamy wspólną bazę kognitywną, to już nie empiryczną. Mam tylko nadzieję, że Tobie policjant nie będzie nigdy groził śmiercią i gwałtem na rodzinie przy świadkach. Ja w każdym razie wolę liczyć na swoją zdolność obrony i odstrzeliwanie ewentualnych psycholi, niż cały czas z nimi iść na kompromisy ze strachu. Dzięki za dyskusję :¬]
  23. Wiesz co, te wszystkie mazgaje podczas powstań takich problemów nie miały. Zresztą jakie to kompletne spizdowacenie narodu musi być, jeśli ktoś woli zginąć niż zabić napastnika... Zresztą wydaje mi się, że ludzie bardziej boją się konsekwencji, niż zabijania. Ja bym nie zabił choćby dlatego, że wiem, jak działa policja i sądy i pewnie by mnie próbowali wsadzić za morderstwo z premedytacją. Szkoda, że ten, który zwracał uwagę, nie miał przy sobie broni w kaburze. Jakby zobaczył, że facet z rozpiętymi spodniami i moczem na rękach próbuje wyjąć swoją, to chyba szybciej wyjąłby swoją. Rozumiem też, że byli przechodnie? Widzisz, problem wg mnie polega na tym, że ten psychiczny dziadzio wiedział, że on ma broń, a inni nie. W Kentucky bodajże dzieciom wolno chodzić z bronią i jej używać za zgodą rodziców (chyba od 12. roku życia), wypadek przez ostatnie kilka lat był jeden. Widzisz, ja moją bratanicę nauczyłem, żeby nie wkładała widelców do gniazdka jak miała 2–3 lata – jestem absolutnie przekonany, że jestem w stanie nauczyć ją tego samego w stosunku do broni.
  24. Cały problem polega na tym, że dla mnie broń to zwykły sprzęt użytkowy, jak pasy bezpieczeństwa, który zwiększa, a nie zmniejsza, bezpieczeństwo. No przecież wcześniej dokładniej Ci napisałem, dlaczego chciałbym mieć broń. W kilku punktach. Do tego dochodzą powody teoretyczne.
  25. Wyjrzyj przez okno, popatrz jakie samochody stoją na ulicy. Ja stać kogoś na samochody za parę–paręnaście tysi, to i na broń ich będzie stać. Zresztą jest podaż na wyciągnięcie ręki – ceny powinny spaść To jest akurat trochę bez sensu, bo prowadzi do sytuacji, w której musisz horrendalne ceny płacić co roku, także w postaci łapówek. Wyobraź sobie odnawianie prawa jazdy co rok... Można by jednak poszczególne osoby kierować na odnowienie, ale tylko z jakichś konkretnych powodów (np. pogorszenie się wzroku).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...