Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

MrVocabulary (WhizzKid)

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1373
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    25

Zawartość dodana przez MrVocabulary (WhizzKid)

  1. Większość naukowców to gnostycy. Już Ci tłumaczę, co znaczą pojęcia "gnostyk" i "agnostyk": http://freethinker.co.uk/2009/09/25/8419/ Rozwiązania prawne są głupie, ale nie stawiaj znaku równości między obrazą aktywną a pasywną. Żaden zdrowy psychicznie katol nie mówi, że go obraża istnienie buddyzmu. Antykwant: Mówiąc tak o zbiorze aksjomatów podważasz ich zasadność, bo ich zasadność wynika ze zdarzeń przedstawionych jako fakty.
  2. Wymyślasz absurdy, które nie mają swojego odzwierciedlenia w prawdziwym świecie.
  3. W Polsce prokuratura często podkłada podsłuch bez zgody sądu, albo nie występuje o jego przedłużenie i trzyma go np. dwa lata, a nie ustawowe maks. 6 miesięcy. To jest na porządku dziennym. Zresztą kogo obchodzi podsłuch, skoro i tak telefonia komórkowa np. musi wszystko rejestrować i udostępniać na życzenie policji i sądu?
  4. Kiedyś było tu o tym, że niewidomi od urodzenia mają takie same wyrazy twarzy jak ich rodzice. No to o co tu biega?
  5. Heh, przezornie sobie wczoraj zapisałem. Podaj maila na priv, to Ci rychło podeślę.
  6. A ja chciałem przy okazji zapytać, co Ty Kosmito robisz tu na forum? Bo bez technologii WARP to nie wiem jak udało Ci się wygrzebać mojego posta z 2009 roku na ten temat 0_o Jesteś tu, żeby powiedzieć ludzkości, że idziemy dobrym tropem? Przyznaj się, kosmiczna kreaturo! Chociaż z drugiej strony, śladem Apple, powinienem pozwać NASA o kradzież pomysłu jak im się uda. Muszę naprawdę zdrowo się zacząć odżywiać, żeby dożyć tego momentu. W związku jednak z tym, że moja propozycja okazała się tak "trafna" (na poziomie spekulacyjnym), to dodam, że wg mnie będą musieli potraktować czas jako osobną kategorię. W fizyce już się pojawiają opinie, że czas to nie to samo co pozostałe wymiary. Są teorie unifikujące teorię 11 wymiarów, gdzie jest więcej wymiarów czasowych, ale jakoś nie do końca mnie przekonują. Ja natomiast problem z teorią światła widzę tak: im szybciej się poruszamy, tym czas wolniej płynie przy prędkości bliskiej c czas prawie nie płynie w takim razie przy prędkości c czas nie upływa już wcale, czyli stoi zatem prędkośc większa od c oznacza UJEMNY upływ czas (nie WSTECZ, tylko UJEMNY) jeśli nie można się przemieścić -1 metr (to nie to samo co przemieścić się 1 metr w przeciwnym kierunku), to nie może też upłynąć -1 sekunda, stąd jeśli uda się opanować związek między przestrzenią a czasem przynajmniej częściowo, to powinno dać się osiągnąć prędkość > c Samo WARP ja nazywam "prędkością niekonwencjonalną", bo można ją zmierzyć, ale nie jest prawdziwa jeśli chodzi o ciągłość w przestrzeni. Co prawda wymyślana przeze mnie terminologia jest fajna, bo jestem lingwistą, ale w odniesienie do fizyki pewnie mało sensowna, bo JESTEM LINGWISTĄ Niemniej nie sądzę, że dla obserwatora z boku taki statek nie będzie się poruszał - przecież będzie granica przejścia światła odbitego przez granicę zakrzywienia do "niezakrzywionej" przestrzeni. A odległości w Star Treku nie miały kompletnie żadnego sensu, podobnie jak prędkości - wiem, bo wielokrotnie liczyłem i się ciągle nie zgadzało. Zgaduję, że normalnym ludziom to tak nie przeszkadzało
  7. Częściowo wykreowane przez marketingowców, częściowo wynikające stąd, że aparat analogowy to dobrej jakości matrycy ma spokojnie 15-20 milionów pikseli. A mnie dziwi, dlaczego nie zostawią luki w specyfikacji na OSIEM LAT DO PRZODU...
  8. No tak, ale dopiero teraz lingwiści i psycholodzy zaczynają się interesować powodem działania tychże, a wg mnie najlepiej wyjaśnia to teoria Haynesa.
  9. Tłumaczenia filmowe, szczególnie tytułów, trudno uznać za dobry punkt porównawczy. Chociaż "pamięć absolutna" brzmi ładniej, to oba te słowa znaczą w tym kontekście to samo (za USJP): totalny: 1. książk. «ogarniający wszystko, wszystkich, całkowity, powszechny; zupełny» absolutny: 1. «całkowity, zupełny, niedopuszczający wyjątków»:
  10. Postęp to wybieganie do przodu, a jedną stację kosmiczną - która i tak już jest wybudowana i operuje - trudno nazwać fanaberią. No chyba że wychodzisz z założenia, że lepiej sprzedać komputer na rzecz potrzebujących. Nie rozumiem też dlaczego "mechanizmy występowania schorzeń trapiących ludzi na Ziemi" są wg Ciebie niepoparte. Radioterapia? Grzyby z ukrainy dokonujące radiosyntezy? Badania, które wykazały, że brak promieniowania działa jak brak promieniowania na ludzkie komórki? Naprawdę nie widzisz powiązania? Bo ja Twoją postawę odbieram jako coś w rodzaju "niech przestaną ulepszać baterie do telefonów, niech 50 milionów naukowców się zajmie problemem żebractwa". Nie umiem zrozumieć Twojej perspektywy, wydaje mi się wąska.
  11. Możesz mi skonfrontować tę wypowiedź z nastepującym fragmentem tekstu?: Lepiej badać, jak już ludzie będą masowo spędzali czas na orbicie? Badanie wpływu radiacji na mutacje genetyczne/komórkowe (w tym potencjalnie raka) też są wg Ciebie nieistotne? Bo nie rozumiem w ogóle tej postawy...
  12. Bardziej agresywnie. To znaczy jak? Co mają na poparcie subiektywnej opinii?
  13. Jestem za, chociaż mam gdzieś smartfony, które nie nadrabiają niestety ludzkiej głupoty. Niemnije Kindle Amazona jest naprawdę porządny pod każdym względem - przypuszczam, że telefon też im nieźle wyjdzie.
  14. W USA od prawie 20 lat zalecana dawka witaminy D jest kilkadziesiąt razy wyższa niż w Europie. U nas jest to bodajże 200-2000IU, natomiast w Stanach 3000 to dolna granica... Znam osobę, której nie pomagał żaden, nawet najsilniejszy antydepresant (co ciekawe, leki antydepresyjne zwiększają szansę na samobójstwo - najsilniejszy z nich w ulotce, że 40% pacjentów popełnia samobójstwo w wyniku zażywania tegoż), natomiast trzy tabletni wapnia z witaminą D postawiła go na nogi w jakiś miesiąc. Żeby dostarczyć organizmowi optymalnej ilości witaminy D trzeba by było zjeść co najmniej jedną tłustą rybę dziennie albo tabletki tranu garściami... Dziwi mnie tylko fakt, że informacje o takich badaniach dopiero teraz się u nas pojawiają, skoro wiadomo o tym od 17 lat.
  15. Ostatnio w ręce wpadła mi b. ciekawa książka Juliana Jaynesa pt. "The Origin of Consciousness and the Breakdown of Bicameral Mind" (Pochodzenie świadomości i rozpad dwukomorowego umysłu). Książka ma prawie 500 stron, więc koncepcję Wam przedstawię naprawdę skrótowo, ale jakby kogoś to zainteresowało, to mogę się nią podzielić. Tak czy siak, facet ma tam teorię - w dużej mierze spekulatywną, ale popartą licznymi badaniami i obserwacjami - że ludzie najpierw mieli język, a dopiero potem uzyskali świadomość. On świadomość rozumie jako zdolność myślenia o alternatywnym "ja". Do dziś istnieją społeczności, np. bardziej izolowanych Indian, którzy mogą mówić "co by było, gdyby", ale tylko o innych. Pewien lingwista chciał się w jakiejś dżungli od Indianina dowiedzieć, jakie mają słowo na "szwagra" i pytał przy pomocy zdania: "Gdybyś miał siostrę, a ona męża..." uzyskiwał każdorazowo odpowiedź: "Nie mam siostry!" Dopiero, jak zapytał, "Wyobraź sobie człowieka, który ma siostrę, i która to się wiąże z innym facetem. Jak go nazwiesz?" - wtedy nie było problemu. Wracając do tematu, taka zdolność wg Jaynesa to jakieś 3000 lat. Twierdzi on, że najpierw język był tylko do komunikacji, bo społeczności były proste. Z czasem jednak społeczności rosły, a ludzie się specjalizowali - co wymagało coraz bardziej skomplikowanych czynności. Ale teraz pytanie - jak spamiętać skomplikowaną czynność? Niby kwestia błaha, ale pomyślcie: ilu z Was zapamiętało dokładnie, co mówił jakiś obcokrajowiec, nie znając części użytych przez niego słów? Raczej niewiele. Pamięć jest w dużej mierze oparta na słowach, tak jak myślenie, i łatwiej nam pamiętać rzeczy, na które mamy słowa. Wiekszość z Was przeważnie myśli słowami (ale nie tylko), i jeśli np. postępujecie wg przepisu, to Wam taki "głosik" w głowie doradza. Znamy to pod pojęciem dialogu wewnętrznego. Co ciekawe, część mózgu w lewej półkuli odpowiedzialna za przetwarzanie mowy ma swój odpowiednik w półkuli prawej, i są one połączone... i jest to to samo miejsce, które się pobudza u schizofreników słyszących głosy! To i wiele innych obserwacji skłoniło Jaynesa do sformułowania teorii, że pierwotnie ludzie nie mieli dialogu wewnętrznego, ale dosłowniesłyszeli głosy - króla, szefa, mędrca - w przypadku dziwnych sytuacji albo przypominających im co mają robić. Dziwne? Trochę. Ale zważcie, że prawie w każdym języku "słyszeć" znaczy "być posłusznym" (ang. to listen to somebody, albo to obey z łac. obediere czy jakoś tak, co oznacza: słuchać tego przed tobą). Greckie thumos czy egipskie ka było zawsze problematyczne w tłumaczeniach, bo czasem była to "wola boga", czasem jego głos, kiedy indziej - ludzkie emocje lub zachcianki etc. Nawet w "Iliadzie" nie ma kompletnie nic o wyborach! Ludzie nie byli świadomi w dzisiejszym tego słowa znaczeniu, nie rozumieli pojęcia szansy - wszyscy bohaterowie mówią tam o tym, że im jeden z bogów kazał coś zrobić, albo anioł wskazał drogę itd. Jest fragment, który mówi o przemyśleniach, ale ponoć był dopisany do Iliady 300 lat później, na co wskazują dowody lingwistyczne. Tak czy siak, Jaynes zaobserwował, że co najmniej 12 największych imperiów świata starożytnego (Akkadyjskie, Sumeryjskie, Majów, Babilonu itd.) rozpadło się bez wyraźnej zewnętrznej przyczyny, za to zawsze na podobnym stadium rozwoju społecznego i zawsze w ten sam sposób - liczne modły w formie "Boże, dlaczegoś mnie opuścił?" itd. Czyli, wg teorii Jaynesa, w momencie, kiedy ludzie zaczynali mieć wewnętrzny dialog zamiast słyszenia niezależnego głosu z drugiej półkuli, który interpretowali jako króla-boga, anioły, przodków itd. (20 000 Majów poddało się jak automaty 150 hiszpańskim konkwistadorom - dlaczego? Idąc za teorią, nie słyszeli głosu, bo im nikt nie mówił co w takiej sytuacji zrobić, to byli jak automaty, bez introspekcji). Wtedy też historii zaczynają być znane pierwsze rządy militarystyczne, czy też rządy strachu - nagle ludzie zaczynają kwestionować władzę, więc władza rozpaczliwie szuka nowych środków... W każdym razie puenta jest taka, że kara faktycznie może działać lepiej, ale tylko w większych społecznościach. W innych, mniejszych, jest to z reguly niepotrzebne, np. u Mongołów, z których większość to nomadowie. Myślę, że jest to pewien mechanizm adaptacyjny religii - stąd np. kary w chrześcijaństwie są w ten czy inny sposób obecne, a u Chińczyków - do których europejski wynalazek, i jaki istotny dla świata, czyli obiektywizm - wystarcza dość luźny system filozoficzny (nie muszę chyba nikomu udowadniać, że Chińczycy są np. o wiele bardziej posłuszni, niż np. Polacy). Uważam, że teoria jest ciekawa, i pewnie wiąże się z "Bogiem urojonym" dość mocno, chociaż ja jako teista widzę to trochę inaczej. Niemniej, wg mnie jest w tym dużo sensu, i jakbym kogoś zaciekawił, to mogę pomóc zdobyć egzemplarz (niestety nie ma tłumaczenia na polski).
  16. Masz grypę, a chcesz wyzdrowieć? Nie jedz. Wtedy organizm się przestawia i zamiast enzymy trawienne produkuje enzymy do walki z chorobą. Nie żreć witaminy C w tabletkach, bo ta się gorzej wchłania niż naturalna, ale blokuje wchłananie naturalnej (nie pamiętam, która jest lewo-, a która prawoskrętna). Wystarczy tak naprawdę białko (pięć jajek w ciągu dnia), dużo herbaty z miodem, witaminą C i czosnkiem i po sprawie. Leczona grypa w końcu trwa tydzień, nieleczona - 7 dni, natomiast mój brat na grypę choruje poniżej dwóch dób, jeśli już go coś złapie). Ponadto poszczenie wzmaga koncentrację (ewolucyjnie - jak nie ma co jeść, to trzeba wykombinować). Tylko że to powyższe od dawna wiadomo, przecież to jest podstawa nauki znanej jako DIETETYKA...
  17. Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie zrobisz tego z większością samochodów wyprodukowanych po 1990? Gdyby były takie luzy, to złodzieje samochodowi by nie używali specjalnego sprzętu do tego... Analogicznie, zamek - nie gerda - który ma luzy zajmuje mało ogarniętemu złodziejowi 3-6 sekund.
  18. Tak naprawdę to to się nazywało "windtrap", czyli "pułapka na wiatr" ;-) Tak czy siak, patent polega na przedstawieniu zasady działania od strony technicznej... zresztą inkubatory m.in. tak robią - wspierają nowe pomysły, ale klauzule w umowie pozwalają im sprzedać pomysł firmie, która opatentuje to szybciej. Takie czasy...
  19. Jajcenty - niezupełnie. Twoje założenie byłoby prawdziwe, gdyby jeden język był w stanie pomieścić sumę wszystkich obecnych języków. Ale to, że polski ma "milczeć" obok "być cicho", a angielski już nie, ma to do siebie, że w Polsce milczenie jest o wiele lepiej postrzegane niż u Anglosasów - dlatego u nas ZAWSZE się daje coś do jedzenia lub picia gościom, żeby można było przerwać w dowolnym momencie rozmowę na dłuższy kęs albo łyk; u Anglików też się niby oferuje coś, ale u nas jest kiepsko postrzegane nie mieć ciastek ani paluszków na czyjąś wizytę, różnica jeszcze większa z Amerykanami. Co więcej, "a host that allows for more than once second of silence is a bad host" - milczenie w USA jest tragedią na spotkaniach towarzyskich. Nie milczenie przez cały czas, ale takie w ogóle. Innymi słowy, języki dopasowują się do kultury, ale i kultury do języków - natomiast mając jeden ogólny język trudno by to było docenić. Dlaczego? Dlatego, że mało kto wie, że polski ma co najmniej 16 trybów warunkowych, odpowiadających angielskiemu/francuskiemu 0-1-2-3 conditionals. Takie rzeczy się zauważa przez kontrast. Wielojęzyczność jest lepsza od jednego lingua franca, bo można docenić różnice. Ma to też zastosowanie badawcze: tak jak afazja mowy uczy nas o budowie mózgu, tak język nas uczy o budowie myśli. Języki na pewno nie osiągnęły apogeum swojej ewolucji, ale sensowność każdego jest przecież subiektywna...
  20. Z bardzo, bardzo wielu powodów. Po pierwsze - każdy język jest nośnikiem kultury i do tej kultury się dopasowuje w zależności od potrzeb - jednej globalnej kultury masowej mam nadzieję nie postulujesz? W języku aymara w odmianie czasownika masz zawsze źródło wiedzy o danej akcji, tj. wiesz, że coś się zdarzyło, bo: a) zrobiłeś to, B) byłeś tam i widziałeś to, c) widziałeś bezpośrednie skutki tego, d) ktoś ci to powiedział, e) hipotetyzujesz. Takich przykładów są dosłownie setki. Kultura też finansowo generuje straty, ale - jak pisał Lem w "Golemie XIV" - kultura tu skutek uboczny świadomości, jest to system radzenia sobie z nią. I ja myślę - na czego poparcie mam szereg argumentów - że język pełni bardzo podobną funkcję. Po drugie - wtórnie dla powyższego: zubażasz język do poziomu lumpa, który dzienny używa tylko 200 różnych słów, pozbawiając go metafor, pojęć abstrakcyjnych itd., czy ładujesz wszystkie systemy naraz, często sprzeczne ze sobą? To dopiero byłaby strata zasobów. Po trzecie - popatrz, co się dzieje np. na Haiti albo Jamajce. Wchodzi angielski, zabija język, i co się dzieje? Powstaje pidżyn (mieszanka języków), który po pokoleniu lub dwóch zamienia się w kreol (język o pochodzeniu mieszanym). Tak się dzieje zawsze. Pidżyn jest zawsze gramatycznym uproszczeniem względem języków źródłowych, a kreol jest zawsze rozszerzeniem gramatyki pidżyna. Podkreślam, że tak się dzieje praktycznie zawsze. Myślę, że potrafisz sam tę informację odnieść do jednego globalnego języka Po czwarte - język ma wiele funkcji, z czego dwie przeciwstawne - inkluzyjną (pozwala na komunikację, włączenie kogoś do systemu), ale także i EKSKLUZYWNĄ, tj. wyłącza mówców innych języków z komunikacji. Dlatego mamy socjolekty, etnolekty, gwary, dialekty czy slang. Analogicznie: dlaczego mamy coraz więcej separatystów w dobie globalizacji? No właśnie przez globalizację. Idę o zakład, że jeden globalny język natychmiast się rozpadnie na bardzo odległe od siebie dialekty odzwierciedlające daną kulturę/sposób myślenia, a te - na osobne języki. Chyba że wszystkie kultury zdechną i zostanie tylko Eurowizja i telenowele. Zauważ, że nawet Harry'egp Pottera przetłumaczono z brytyjskiego na amerykański, a przecież jest Internet, samoloty, jednak te dialekty się od siebie nadal znacząco różnią... Po piąte - nowa teoria w nauce jest przyjmowana tylko wtedy, kiedy wyjaśnia coś lepiej innych teorii już istniejących i nie wprowadza żadnego dodatkowego względem nich problemu, nieścisłości. Wprowadzenie języka globalnego powinno wg mnie spełniać podobne kryteria - ten język musiałby być lepszy. Ale skąd wziąć kryteria? Stworzyć język, gdzie każde słowo jest jednoznaczne? To jest niemożliwe, bo polisemizacja wyrazów jest procesem wynikającym z procesu myślenia, które operuje na znaczeniach, a nie słowach; słynna na cały świat polsko-australijska badaczka Wierzbicka stara się znaleźć najmniejsze jednostki znaczeniowe (m.in. lista cech na sześć stron różniących angielskie mug od cup). Nawet jeśli by się dało - to ja bym nie chciał żyć w świecie, gdzie nie ma dowcipów językowych, a przecież 2/3 żartów się na dowcipie językowym opiera. Dalej - języki ewoluują, polski ma np. coraz dokładniejszy system przyimków - ale czy ta adaptacja będzie kontynuowana, jeśli połączysz systemy różnych języków ze sobą? Mogą się przecież wzajemnie blokować. Co więcej, różne języki w różnym stopniu angażują mózg w poszczególnych momentach - wolimy nieco "łatwiejsze" języki, czy "dokładniejsze"? Co do powyższego, i innych też, to po prostu nie mamy kryteriów pozwalających nam na stworzenie obiektywnie najlepszego języka (dzieci wszystkich języków uczą się z tą samą prędkością, jako pierwszego naturalnie), a przyjęcie jednego z istniejących stworzyłoby szereg problemów, np. wyjaśnij komedie "Barei" po angielsku, albo co to jest "opłatek" po angielsku czy w suahili; praktyczne reperkusje również istnieją - szwedzkie środowisko językowe ma mniej wypadków w biurze, niż fińskie, i to bez względu na pochodzenie ludków - u Finów mówiących po szwedzku odnotowano spadek wypadków, a w sytuacji odwrotnej już wzrost. Dzieje się tak dlatego, że szwedzkie przyimki lepiej opisują ruch i operują na trzech osiach (bardzo podobnie do polskiego), a fiński - tylko na dwóch. Jednocześnie fińskie przyimki o wiele dokładniej określają położenie "w ogóle", tylko nie zawsze wiadomo, o jaką płaszczyznę chodzi, więc nawet instrukcje są dwuznaczne u nich. Od problemu, że trudno zmusić ludzi do jakiegoś wybranego języka, w ogóle już abstrahuję, oraz tego, jak nauka języków rozwija (60% większa zdolność koncentracji u osób mówiących co najmniej dwoma językami, hamowanie rozwoju Alzheimera itd.) i że jest to frajda. Tak czy siak, o ile idea takiego języka nie jest kompletnie zła, to wg. mnie lingua franca powinna istnieć odrębnie od języków narodowych - najlepiej wziąć łacinę albo esperanto, żeby nie odzwierciedlały żadnej konkretnej kultury, to wtedy każda kultura będzie mogła sobie dodać na równych szansach coś od siebie (nie wprowadzisz polskich wyrażeń do angielskiego, bo Cię nauczyciel będzie poprawiał) - ale taki język będzie miał nikłe szanse zastąpić inne wg mnie, na co się cieszę. Jeśli już byśmy się zdecydowali zaprojektować język idealny, to wypadałoby zacząć od zrozumienia tych obecnych, co jest nam dalekie, i dopiero wtedy zaprojektować system dla skodyfikowanych już znaczeń (te co prawda się zmieniają, ale załóżmy, że udałoby się nam je chociaż na moment dogonić). Obecnie jest to tak awykonalne, że nikt nawet nie próbuje. No, prawie nikt - ja od kilku lat pracuję nad specjalnym algorytmem, który znajduje różnice znaczeń między językiem A i B oraz B i C w taki sposób, że bezbłędnie je przenosi tłumaczenia z A na C (przy założeniu, że teoria ekwiwalencji językowej jest prawdziwa). Ten algorytm ma także za zadanie, oprócz służenia za wielojęzyczny słownik, znalezienie właśnie "atomów znaczeń" i zhierarchizowanie ich. Niemniej, stuprocentowej dokładności jeszcze nie osiągnąłem, a leksykon to tylko parę tysięcy słów i to zaledwie kilku spokrewnionych ze sobą języków. O ile to będzie można praktycznie wykorzystać już niedługo, to jeszcze lata świetlne od kompletnego rozwiązania tego problemu - i to biorąc pod uwagę wszystkie badania na tym polu: sztucznej inteligencji, badań statystycznych, korpusowych itd. Na koniec tylko: język to narzędzie opisu rzeczywistości. Bez uzgodnienia rzeczywistości nie ma szans na uzgodnienie języka. Ja się staram wykazać jego prototypową przetłumaczalność, a i tak nie z każdym Polakiem się dogadam, choć to przecież jeden język... ;¬) Edit: Tak a propos tego kołatania się Twego jeszcze, to ja jako naczelny katol tego forum powiem Ci, że nigdy nawet nie przyszło mi do głowy - nawet jak byłem mały - brać historii o wieży babel dosłownie. Dla mnie to zawsze symbolizowało, że ludzie to jednak kreatury odrębne od siebie, które mają różne opinie i potrzeby, przez co ich zdolność współpracy jest ograniczona. Spójrz, ile kłócą się politycy, a mówią jednym językiem ;P
  21. Zauważ, że oni to potwierdzili inną metodą, ponadto przytoczyli w artykule wcześniej znaną teorię jako wprowadzenie, i na koniec - Ty o 500 hertzach nic nie pisałeś. Same fale mózgowe to tylko końcowy produkt uboczny, oni się tutaj zajęli ujęciem strukturalnym. Biorąc pod uwagę, że współczesna nauka to dodawanie nawet pojedynczych przecinków, to ich wynalazek jest czymś całkiem fajnym
  22. Niestety, ale to smutna prawda. 80% ludzkości używa zaledwie 20% języków (w tym polski będącym jednym z 30 "najliczniejszych" języków) na ok. 7000 wszystkich, przy czym same Indie mają ich prawe 800, a Papua-Nowa Gwinea blisko 1000 - w takich miejscach czterojęzyczność nie jest niczym niesłychanym...
  23. Arthur C. Clarke napisał książkę przygodowo-fantasy pt. "Wyspa Delfinów". Jest tam pół-śmieszna, pół-poważna teoria natomiast relacji delfinów do ludzi. Z dziwniejszych teorii, to niektórzy uważają to za genetyczną tresurę cywilizacji Atlantydów
  24. Masz na myśli to znamie u tyłu głowy, spuścizna Attyli? Ma je bodajże 0,25% ludzkości, także w Polsce =]
  25. Jak to satelity są przywiązane do orbity? Przecież to jest chyba definicja satelity...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...