Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

darekp

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1256
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Odpowiedzi dodane przez darekp


  1. 10 godzin temu, Astro napisał:

    Zastanawiam się nad małą ziemną piwniczką, w której można by zgromadzić zapas paru antałków dobrego wina. Podejrzewam bowiem, że jakby co, to takie produkty pierwsze znikną z półek.

    W którymś z odcinków "South Parku" był fajny komentarz do tego. Niedaleko siebie stały kościół i gospoda. Część mieszkańców wioski cały czas przesiadywała w jednym, druga część w drugim. Gdy nadeszła godzina apokalipsy, ci z knajpy pędem pobiegli do kościoła, a ci z kościoła... do knajpy. ;)


  2. 57 minut temu, cyjanobakteria napisał:

    Problem jest, bo dużo masy trzeba przyspieszyć na raz.

    Do tego, żeby wszystkim odłamkom nadać prędkość ucieczki, czyli te 3 m/s wystarczy "zaledwie" 5e13*9/2 = 2.25e14 J czyli poniżej jednej dziesiątej megatony (https://en.wikipedia.org/wiki/TNT_equivalent). A więc tu chyba nie ma problemu, problem jest w tym, jak "pokruszyć" asteroidę na mniejsze kawałki i to chyba rzeczywiście jest trudne (te artykuły z KW podlinkowane przez Mariusza, zwłaszcza ten drugi dają tu sporo do myślenia IMHO). Trzeba by bardzo dużo wiedzy i poza tym inaczej będzie zapewne wyglądało "rozbijanie" asteroidy będącej jednolitym kawałkiem skały, a inaczej gruzu posklejanego lodem.


  3. 9 godzin temu, cyjanobakteria napisał:

    Masa asteroidy to jest ponad 50 miliardów ton

    Tyle właśnie wpisałem do wzoru i wyszło te 3 m/s. I nie ma w tym nic dziwnego, bo to jest maciupka masa, jeśli chodzi o wytwarzanie pola grawitacyjnego. Gabarytowo Toutatis jest mniejsza od pierwszego lepszego 8-tysięcznika z Himalajów, a himalaiści jakoś nie opowiadają o anomaliach związanych z wytwarzanym przez góry polem grawitacyjnym ;). Sam napisałeś, że Ziemia jest co do rozmiarów (liniowych) tysiące razy większa. Więc ma masę miliardy razy większą (bo masa rośnie proporcjonalnie do trzeciej potęgi rozmiarów), a siła przyciągania grawit. na powierzchni asteroidy jest tysiące razy mniejsza niż na powierzchni Ziemi, bo we wzorze jest jeszcze "r kwadrat" w mianowniku. Mówiąc z pewną przesadą, byle kichnięciem można coś niechcący wystrzelić na orbitę. ;)


  4. W dniu 19.11.2021 o 16:19, cyjanobakteria napisał:

    Jedna z możliwości jest taka, że obiekt ulegnie rozbiciu, ale pod wpływem swojej grawitacji się zejdzie ponownie przed uderzeniem

    Dla Toutatis (przyjmując promień 900m) druga prędkość kosmiczna wynosi sqrt(2*(6.6743e-11)*5e13/900) czyli niecałe trzy metry na sekundę, (https://pl.wikipedia.org/wiki/Prędkość_kosmiczna#Druga_prędkość_kosmicznahttps://www.wolframalpha.com/input/?i=sqrt(2*(6.6743e-11)*5e13%2F900))

    3 m/s to niecałe 11 km/h, szybkość biegnącego człowieka. BTW wychodzi na to, że dobrze przedstawiono to na "Dniu zagłady", czyli nie każda SF jest zła ;))

    21 godzin temu, cyjanobakteria napisał:

    Zakładając, że asteroida celuje w środek Ziemi, to orbitę trzeba odchylić o około 7000 km.

    Jeśli odłamki po wybuchu rozlecą się z prędkością 11 km/h, to na oddalenie się na odległość 7000 km będą potrzebować niecałe 27 dni. Więc na moje wyczucie w praktyce wystarczy w jakikolwiek sposób rozsadzić asteroidę na kawałki miesiąc - kilka miesięcy przed dotarciem na Ziemię i mamy "spokój", bo te  >= 11 km/h (w praktyce pewnie dużo więcej, ale z drugiej strony w różnych kierunkach) odłamki otrzymają podczas wybuchu.


  5. 19 minut temu, peceed napisał:

    Mam uwierzyć że ktoś w 4 lata zainwestuje 7 razy więcej pieniędzy niż do tej pory?

    Może spróbuj uzgodnić stopień wiarygodności z J. Dudą, on zapowiada 99% za 20 lat :P Mnie w tym cytacie interesowała liczba trzy procent*) "na teraz", a przepowiadaniem przyszłości nie chcę się zajmować, kiepski z tego jestem :P

    *) Tyle zużywają telewizory, smartfony, tablety


  6. 9 godzin temu, peceed napisał:

    To raczej za mała kwota aby bawić się w inwestowanie. Konto w banku i tyle.

    Przypomniała mi się emerytka, której ukradziono oszczędności całego życia - cztery tysiące złotych, było o niej głośno jakiś czas temu. Nawet jeśli przyjąć, że ona nie straciła, bo otrzymała z darowizn od ludzi, którzy przejęli się tą sprawą, dużo więcej, to takich emerytek nie pokazanych w telewizji jest na pewno dużo więcej. Cóż, jak dla mnie system, który nie pozwala takim "emerytkom" składać po 100 zł miesięcznie, nigdy nie będzie wyglądał OK, nigdy nie będę się z nim dobrze czuł.

    Inny temat, jeszcze wracając do tej kwestii jednego procenta energii elektrycznej:

    Cytat

    Według badań dr. Andrae do 2025 roku branża telekomunikacyjna może zużywać 20 proc. całej światowej energii elektrycznej, a wśród liderów w tej kategorii przodują właśnie centra danych. Obecnie ta liczba jest znacząco mniejsza – według niektórych źródeł to 3 proc. – dlatego nie poświęca się jej wystarczająco dużo uwagi. A to błąd.

    (źródło: https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177330,27746957,telewizor-telefon-tablet-ilu-cichych-zabojcow-klimatycznych.html)


  7. Tak na marginesie, jakie właściwie są obecnie możliwości w miarę odpornego na inflację oszczędzania (a jeszcze lepiej przynoszącego zysk, czyli już raczej inwestowania) dla ludzi, którzy są w stanie przeznaczyć na to np. 100 zł miesięcznie porównywalne pod względem prostoty z kryptowalutami (wszystko da się zrobić przez internet bez dużej biurokracji)? Pewnie znajdzie się ktoś na forum, kto lepiej orientuje się w tym ode mnie. Można kupować złoto, ale to chyba tylko jakieś zagraniczne fundusze oferują taką opcję, że wpłacasz ileś dolarów i fundusz kupuje za to złoto i przechowuje je dopóki nie chcesz wypłacić. Można kupować jakieś złote pierścionki i trzymać w domu. Żeby opłacało się inwestować w akcje podobno trzeba wyłożyć na starcie co najmniej 5 tys. zł. Nie do przejścia dla jakiegoś "drobnego ciułacza". Mnie samego czasem nachodzi chęć, żeby spróbować sił w czymś takim, ale wolałbym zacząć od małych kwot, powiedzmy kilkuset złotych (gdybym miał inwestować kilka tys. zł to już wolałbym przeznaczyć je na wcześniejszą spłatę kredytu hipotecznego). 


  8. Właśnie spojrzałem jeszcze raz i dopiero teraz zauważyłem, że w tym drugim linku jest mowa o domestic consumption, czyli niezbyt dobrze dobrany wskaźnik.

    Ale wg tego wykresu jest nieduża różnica (trochę dziwne, wychodzi, że większość elektryczności zużywają gospodarstwa domowe, nie spodziewałem się):

    https://yearbook.enerdata.net/electricity/world-electricity-production-statistics.html

     


  9. Godzinę temu, Jarek Duda napisał:

    Ale do tego obok rośnie kryptonowotwór - teraz zjadający ok. 1% energii

    Dla porównania, to jest ok. 3-krotność zużycia energii przez graczy komputerowych (zużycie ok. 75 terawatogodzin rocznie w skali świata: https://www.greentechmedia.com/articles/read/global-gaming-computers-cost-10b-annually-in-energy przy produkcji nieco poniżej 25000 TWh rocznie: https://yearbook.enerdata.net/electricity/electricity-domestic-consumption-data.html).

    (Nie wiem czy to o czymś świadczy i czy kogoś będzie przekonywać w jedną, czy drugą stronę, ale chciałem sobie wyrobić jakieś wyobrażenie i wygooglałem).


  10. 31 minut temu, 3grosze napisał:

    Zależy od kontekstu, tutaj chodziło aby dowalić;) adwersarzowi, więc jest synonimiczne z "również" "też", czyli "kolejne pudło", więc razem.

    Przeczytałem jeszcze raz i dla mnie nadal brzmi jako "tak więc". Wygląda na to, że sprawa jest bardziej subiektywna, niż mi się wydawało. Chyba zaczynam rozumieć dyslektyków, dlaczego mają z tym taki problem :D W sumie to wniosek zawsze występuje razem z przesłankami, więc wszędzie tam, gdzie jest "więc", jest też "także" :D

     

    31 minut temu, 3grosze napisał:

    Nichilo jest prawnikiem.

    Z tego co pisze można wyczuć, że przetrawił w swoim życiu więcej matematyki (o jakiś rząd wielkości pewnie;)) niż np. ja :D

    31 minut temu, 3grosze napisał:

    I przełkniesz taki kwas chlebowy czy zacier jako piwo?

    Kilka razy widziałem kwas chlebowy w sklepach, pamiętam, że kiedyś poczytałem o nim i doszedłem do wniosku, że to jest "coś w rodzaju piwa":) Dla mnie jakaś zbiorcza nazwa jest wygodniejsza, ale to jest sprawa subiektywna, bo tego nie piję, więc może po prostu jest mi wygodniej wrzucać wszystko do jednego worka. Tak jak np. wszystkie fast-foody bez rozróżniania na hamburgery, cheesburgery itd.


  11. 5 godzin temu, venator napisał:

    Jeśli mamy być tacy akuratni, to np.  wg. polskich przepisów napojem alkoholowym jest ten o zawartości >0,5%. Z kwasu chlebowego da się wycisnąć i 2% (wiem , że dziś się sprzedaje bez alko). Także pudło.

    Sorry, że się wcinam z inną kwestią, ale tutaj powinno być "Tak że" pisane osobno: https://www.ortograf.pl/watpliwosci-jezykowe/jak-piszemy-takze-czy-tak-ze-razem-czy-osobno. Wiem, że Venator jest dyslektykiem bądź dysortografem (nie pamiętam dokładnie) więc piszę to hm... z pewną taka nieśmiałością ;) a nawet z poczuciem, że być może tylko niepotrzebnie stresuję autora, a zmienić tego i tak się nie da (albo nie warto, bo koszt jest zbyt duży), ale z drugiej strony gdybyś kiedyś w przyszłości, Venatorze, poczuł, że opanowałeś już satysfakcjonująco trudne meandry j. polskiego i naszła Cię myśl, że chętnie jeszcze czegoś się douczysz, to podpowiadam temat:)

    2 godziny temu, 3grosze napisał:

    Ech, jeśli jest takie podejście do egzemplifikacji, to nic dziwnego, że humaniści udowodnią wszystko. 

    Ja tam nie wiem, dla mnie (a jestem ścisłowcem,  zresztą Nihilo też;)) akurat taki  podział wygląda sensownie, że niskoprocentowe napoje na bazie zbóż/skrobi nazywamy piwami, a  te z cukrów prostych winami. Jest mnóstwo "dziwnych" regionalnych produktów mających własne nazwy (chicha*), sake, kwas chlebowy, .....), aż się prosi, żeby opracować jedną zbiorczą nazwę dla wszystkich, inaczej przy każdej wypowiedzi trzeba by wymieniać wszystkie po kolei. Tak że to chyba rzecz mocno względna:)

    *) A tak nawiasem mówiąc jest jeszcze chicha (a może coś innego, tylko nazwy mi się pomyliły;)) produkowana z ugotowanych bulw manioku pracowicie przeżuwanych przez Indianki i wypluwanych do wielkiej drewnianej "wanny", gdzie sobie dalej fermentuje. A jeśli da się coś takiego uzyskać z manioku, to zgaduję, że z ziemniaków czy batatów czy tp. też się da wyprodukować:) A jeśli chodzi o wino, to o ile mnie pamięć nie myli była kiedyś dyskusja w Komisji Europejskiej, czy za wino nie należy uznać przypadkiem tylko napoju produkowanego z winogron, a w przypadku jabłek/śliwek etc. nie powinna być inna nazwa :D


  12. Godzinę temu, cyjanobakteria napisał:

    Ciężko znaleźć głupszy powód niż rytuał religijny na wyrzucanie w bagno cennych przedmiotów

    Coś by się pewnie znalazło, przykładowo podobno pewien ekspert ekonomiczny zalecał jako receptę na kryzys ekonomiczny na przemian kopać rowy i je zasypywać. Zależy jeszcze jak zdefiniować religię (bo jak ktoś chce, to może wyżej opisaną aktywność z rowami zaliczyć do działki "religia") ;)


  13. 9 godzin temu, peceed napisał:
    W dniu 22.09.2021 o 08:58, darekp napisał:

    a w praktyce jest ich tam mniej, niż mężczyzn

    W MPO też. Może po prostu nie lubią babrać się w gównie?

    Coś podobnego miałem na myśli w swoim wpisie. Władza nie dla każdego jest najważniejsza (przytoczyłem nawet przykład własnej skromnej osoby, żeby nie było wrażenia, że to jakieś skrzywienie, które mają tylko kobiety;) ). Przypomina mi się pewna komedia hollywoodzka sprzed paru lat, której morałem było "zamiast brać się za zmienianie świata, zajmij się czynieniem od czasu do czasu jakiejś drobnej uprzejmości, zaopiekuj się bezdomnym psem itp.". Dla porównania dwa pierwsze cytaty z Harariego na Wikipedii (https://pl.wikiquote.org/wiki/Yuval_Noah_Harari) są o rządzeniu światem ;P (niezależnie od tego, że dalsze są już IMHO zdecydowanie "spokojniejsze").

     

    9 godzin temu, peceed napisał:
    W dniu 22.09.2021 o 10:03, darekp napisał:

    Galileusz stworzył teorię, że przypływy i odpływy są skutkiem ruchu Ziemi dookoła Słońca - nie oddziaływania Księżyca.

     Słońce również jest źródłem sił pływowych i to o istotnym wkładzie!

    Pominąłem, żeby się nie rozpisywać, istotne w sprawie było coś innego, że Galileusz chyba chciał wyprowadzić przypływy i odpływy z własności ruchu Ziemi (przynajmniej tak to zapamiętałem, jak już pisałem jego koncepcja była/jest dla mnie bardzo niezrozumiała), nie wydaje mi się, żeby to miało coś wspólnego z takim wyjaśnieniem, jakie obecnie uznajemy za poprawne, gdzie trzeba by wprowadzić siły (siłę grawitacji), zasady dynamiki Newtona itd. Oczywiście można próbować podejść do sprawy w ten sposób (myśląc fizyką newtonowską), że skoro Ziemia porusza się po okręgu dookoła Słońca, to musi istnieć siła zakrzywiająca tor jej ruchu i w związku z tym sama znajomość ruchu wystarczy do odtworzenia tej siły i wyjaśnienia pływów (wtedy wychodziłoby, że Galileusz był na tyle przenikliwy, że "przeskoczył" całego Newtona bez pomagania sobie matematyką), ale jakoś nie brzmi to przekonywująco. Z tego co pamiętam, przyczyną pływów jest różnica pomiędzy siłą przyciągania grawitacyjnego (Słońca/Księżyca) na powierzchni Ziemi a przyciągania w jej środku masy. Gdyby tej różnicy nie było, pływów by też nie było (albo byłyby inne, bo woda przez pół dnia się porusza zgodnie z kierunkiem ruchu Ziemi po orbicie, a pół dnia przeciwnie, to mogłoby powodować jeden przypływ/odpływ na dobę), a taka siła, która ma jednakową wartość na powierzchni i w środku (zerowy gradient), tak samo dobrze nadawałaby się do zakrzywiania toru ruchu Ziemi. Chociaż może rzeczywiście lepiej byłoby porobić jakieś rachunki, żeby to sprawdzić.


  14. 10 minut temu, cyjanobakteria napisał:

    To się chyba nazywa syndrom Sztokholmski 

    Może tak, może nie, ale ja też przez coś ok. 10 lat (czy może nawet więcej) używałem tej samej klawiatury, bo była dla mnie najwygodniejsza. Przeszedłem na inną dopiero, gdy przestała się nadawać do podłączenia do nowych komputerów (bo używała PS2, mogłem szukać przejściówki, ale zadziałało lenistwo). Zresztą nadal leży na biurku w biurze w pracy (zostawiłem ją tam przed pandemią), tylko że do niczego już jej nie podpinam. Po co coś zmieniać, jeśli działa, jest wygodne i sprawdzone? :)


  15. 20 minut temu, Jajcenty napisał:

    e to nie ja :D mój bałagan jest stały - wszystko w tym samym miejscu. W tym sensie jest to porządek przypadkowo przypominający chaos.  Zatem chyba się nie łapię.

    Ja chyba też nie :D, bo to co utrzymuję na biurku i w wielu innych sytuacjach to jest tak naprawdę coś w połowie drogi pomiędzy bałaganem a porządkiem. Staram się ustawiać tak, żeby (w mojej subiektywnej ocenie) nie było tego można nazwać bałaganem, ani też żeby to nie było porządkiem (bo z robieniem 100 % porządku jest dużo zachodu, a poza tym nie zawsze się da, np. właśnie w sytuacji, gdy ktoś woli kable od bezprzewodowego).


  16. 38 minut temu, cyjanobakteria napisał:

    Mógłbyś trochę posprzątać do tego zdjęcia, a nie jak jakiś dzikus!

    E tam, inteligentni ludzie mają podobno skłonność do bałaganu :P

    (P.S. napisał to człowiek, który ma na biurku niemal identyczną sytuację, jak Jajcenty, największa różnica to chyba, że kable od słuchawek mam czarne;)) )


  17. Godzinę temu, cyjanobakteria napisał:

    Wiem, że to żart, ale próżnia nie ssie

    Dennis M. Ritchie jako fizyk z wykształcenia (plus matematyk) na pewno o tym wiedział ;) Ja sobie tłumaczę ten cytat (mam nadzieję że zgodnie z intencją autora) jako "Czasem [nawet] gdy wypełnisz próżnię, to nadal jest do bani" (to "nawet" to dopowiedzenie ode mnie,  a żart w tym, że słowo "sucks" może oznaczać "ssie" albo "jest do bani"). Czyli, że czasem pozornie dobre rozwiązanie nie działa i potrzebna jest jakaś sumienność/wnikliwość, żeby coś zrobić dobrze. czyli taki "chleb powszedni" informatyka. My w pracy rzadko piszemy nowe programy, przeważnie poprawiamy błędy w czymś, co ktoś napisał już wcześniej.  :)

    Druga sprawa, że tę stopkę wpisałem dawno temu, potem wykasowałem (przynajmniej mi się tak wydawało), nie wiem, dlaczego nadal jest widoczna :)


  18. 11 minut temu, cyjanobakteria napisał:

    Wyczytałem o tym, ale nie było nic o obśmiewaniu. 

    Na temat obśmiewania rzeczywiście nic nie wiem, w książce nie obśmiewał, to była poważna książka, tak że rzeczywiście pewnie tylko @venator mógłby coś na ten temat dopowiedzieć (jak Galileusz traktował w dysputach swoich przeciwników/zwolenników innych teorii itp.)


  19. @venator Po ponownym przeczytaniu powyższych wpisów wyszło mi, że jednej rzeczy nie rozumiem (albo przynajmniej "najbardziej nie rozumiem";)):

    W dniu 20.09.2021 o 03:51, venator napisał:

    abstrakcja, która umożliwia wielkim grupom ludzi unifikacje niemożliwą w świecie zwierząt (przynajmniej kręgowców bo o społecznym świecie  owadów mało wiemy - no ale mrówki same w kosmos nie latają ;))

    Z drugiej strony pozytywnie wypowiadasz się o wolności (czy też dokładniej negatywnie o niewolnictwie, na to samo wychodzi). To wygląda na pewną niekonsekwencję, bo taka wielka zunifikowana grupa ludzi kojarzy się raczej z pewnym ograniczeniem czy też nawet brakiem wolności  - w skrajnym przypadku, sytuacja powiedzmy jak z mrówkami, dokładnie jedna osoba jest wolna - "królowa", a pozostałe "mrówki" jedynie wykonują jej polecenia. Kojarzy się bardziej z totalitaryzmem niż z wolnością.

    13 minut temu, cyjanobakteria napisał:

    Masz źródło tych rewelacji o Galileuszu? Nigdzie nie znalazłem, że kogokolwiek obśmiał.

    Galileusz stworzył teorię, że przypływy i odpływy są skutkiem ruchu Ziemi dookoła Słońca - nie oddziaływania Księżyca. Opisał ją w swojej książce "Dialog o dwóch najważniejszych systemach świata: ptolemeuszowym i kopernikowym", czytałem ją jeszcze w szkole podstawowej (gdy skończyły mi się książki popularnonaukowe do czytania w bibliotece, to wypożyczyłem ją;)). Ta teoria przypływów jest oczywiście błędna (wg dzisiejszej wiedzy) i w książce zresztą też brzmiała strasznie mętnie, chyba nawet nie dałem rady przeczytać do końca z tego co pamiętam.

    18 minut temu, cyjanobakteria napisał:

    Czytanie psalmów jest przeszkodą, bo zabiera czas, który można poświęcić na czytanie innych książek

    W tym sensie to również czytanie postów Cyjanobakterii, gdy pisze coś niewiele wnoszącego do tematu :P


  20. Tak na chłopski rozum, to instytucjonalny patriarchat na pewno był/jest szkodliwy, sprzyja wielu patologiom (i w ogóle dużo złego mógłbym tu dopisać, ja nie lubię sytuacji, gdy ktoś ogranicza moją wolność i dokładnie tak samo nie lubię sytuacji, gdy cudza wolność jest ograniczana - no bo, wiadomo, "nie czyń drugiemu...."), ale z drugiej strony na pewno zdarzały sytuacje gdy po prostu ten patriarchat istniał "na papierze" a praktyka od niego mniej lub bardziej odbiegała. I chyba o to chodziło @slaaa 

    2 godziny temu, 3grosze napisał:

    kobieta jest pełnoprawnym człowiekiem od bardzo niedawna:

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Prawo_wyborcze_dla_kobiet#Chronologia_praw_wyborczych_kobiet

    No i znów, kobiety mają obecnie "na papierze" pełnoprawny udział we władzy*) a w praktyce jest ich tam mniej, niż mężczyzn. Sprawa jest jakaś bardziej skomplikowana, niż to, co mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka (i takie po prostu jest życie - rzadko zdarzają się sytuacje czarno-białe). 

    *) Tu się robi miejsce na oddzielny wątek, że to jest tylko jedno z wielu kryteriów, nie dla każdego nawet najważniejsze, bo np. ja je w dużym stopniu olewam (BTW mieliśmy kiedyś w pracy szkolenie z psychologii, na którym w testach wyszło m. in., że nie mam predyspozycji do kierowania innymi), dla mnie liczy się spokój, stabilność finansowa itp. a władza wg mnie niech sobie będzie, bo w jakimś tam zakresie jest potrzebna, niech pilnuje porządku itp. a pod innymi względami najlepiej by było, żeby trzymała się ode mnie z daleka (i ja od niej) i niedużo wtrącała się do mojego życia, bo ja w wielu sprawach potrafię poradzić sobie sam ;P


  21. 10 godzin temu, venator napisał:

    niewolnictwo pańszczyźniane

    Skoro już wprowadzasz "luz" w kwestii nazewnictwa (wydaje mi się, że jednak pańszczyzny zazwyczaj nie nazywa się niewolnictwem) to można powiedzieć, że po dziś dzień wszyscy jesteśmy chłopami pańszczyźnianymi - tylko że teraz pracujemy na państwo a nie na pana (dzień wolności podatkowej w Polsce w tym roku 22 czerwca, w USA przykładowo jest w kwietniu). Tak że w gruncie rzeczy nie wiadomo, czy jest jakiś "postęp" czy go nie ma ;) (i imho znalazłoby się sporo innych powodów, żeby mieć wątpliwości w tej kwestii, tylko nie mam teraz czasu pisać, jestem w pracy i wrócę do domu b. późno).


  22. Jednakże przytaczanie merytorycznych argumentów, czy też informowanie o zagrożeniach tak jak to zrobiłeś powyżej, to coś innego, niż pisanie wypowiedzi w stylu "przed zaśnięciem rozmyślam o tym, ilu moich wiadomych wrogów życzyłoby mi, żebym się nie obudził". W przypadku pierwszego możliwe, że nawet bym się dopisał do akcji przeciwko, w przypadku drugiego, no cóż, pozostaje łamanie sobie głowy, co autor chciał takim wpisem osiągnąć.


  23. 13 godzin temu, venator napisał:

    Całkiem fajnie zdefiniowany kościół katolicki. Brawo, naprawdę ciekawie ujęte!

    Wiele rzeczy z tego co piszesz wg mnie jest OK, ale w tym momencie już za duża nieścisłość. Wiele rzeczy dałoby się pod taką "definicję" podciągnąć (lewicowe ruchy rewolucyjne czy feministyczne, o których wspomniano wyżej też, nawet chyba bardziej). "Nowego człowieka" też wielu próbowało wykształtować, chociażby panowie (nie wątpię, że panowie - patriarchat) z wystąpienia R. Kotarskiego: https://www.ted.com/talks/radoslaw_kotarski_dlaczego_tak_malo_pamietasz_ze_szkoly?language=pl (od 2:50). Nie związani z katolicyzmem.

    KK przynajmniej współcześnie (nie wiem jak w przeszłości) nie stawia sobie za cel nadrzędny jakieś "kształtowanie nowego człowieka", tylko przygotowanie człowieka do drugiego życia po śmierci (niezależnie od tego czy ktoś w takie życie wierzy, czy nie). Dlatego często jest krytykowany, że za mało angażuje się w działalność charytatywną czy tp. (więc tu trzeba się zdecydować za co go krytykować, jeśli ktoś chce krytykować).

    Jezuici istnieją dopiero od XVI wieku i mają wieku mniejszych lub większych przeciwników także w KK (znane jest wzajemne dystansowanie się od poglądów "tych drugich" między dominikanami i jezuitami). 

    13 godzin temu, venator napisał:

    Jest to o tyle zastanawiające, że kobieta przez wieki, w patriarchalnym, religijnym społeczeństwie, była na samym dnie.

    Być może (podkreślam, że być może, nie mam dostatecznie dużej wiedzy, żeby to ustalić w sposób jakiś bardziej pewny) po prostu KK/chrześcijaństwo jednak "coś" robiło dla kobiet, chociażby przykładowo https://www.youtube.com/watch?v=h10O_fsAoV4 (link podaję niechętnie, bo autor w tym wypadku może być mniej lub bardziej nieobiektywny, z drugiej strony jednak twierdzi, że przestudiował oryginały w łacinie). Albo istniały jakieś mechanizmy "samoregulacji" powodujące, że kobieta nie mogła być tak bardzo zepchnięta na dół. Być może nawet nie da się obecnie tego ustalić na  100 % (być może nawet czytając św. Tomasza w oryginale ludzie go różnie zinterpretują w zależności od swojego światopoglądu).

    Jeżeli chcesz posłuchać dominikanina (nomen omen) zgłaszającego dużo wątpliwości do instytucji spowiedzi, to też mógłbym podać link, no problem:)

    13 godzin temu, venator napisał:

    Kiedyś,  na pewnym etapie nie była.

    Ale obecnie jak rozumiem już przestała? I robi się wątpliwość bo z jednej strony wychodzi, że nowoczesny człowiek ("nowy człowiek"? ;P) pewnie od niej będzie odchodził, jako rzeczy niepotrzebnej, a z drugiej strony @cyjanobakteria ciągle ostatnio pisze, że jego życiu/zdrowiu zagrażają fundamentaliści. Obstawiam, że (może zabrzmi to nieładnie, ale cóż niestety tak wychodzi) @cyjanobakteria tworzy prawdę rodzaju większego niż 2 (w klasyfikacji ks. Tischnera lub jakiejś podobnej), tj. albo zmyśla, albo celowo prowokuje forumowiczów, żeby zajęli się jego ulubioną tematyką (zgadnijcie co wg mnie jest bardziej prawdopodobne ;P). Na moje wyczucie jest już raczej przesądzone, że ludzie będą odchodzić od religii instytucjonalnej, zostanie nieliczna grupa tych, którzy dość świadomie doszli do jakichś przemyśleń/zrozumienia czego, dokonali w życiu jakiegoś wyboru itp. Więc eksperymentalnie przekonamy się za kilkadziesiąt lat, czy to była "dobra zmiana". Ludzie nie potrafią funkcjonować bez informacji co "nadaje życiu sens", a co nie, co jest "dobre" albo "złe", a nauka nie udziela odpowiedzi na takie pytania. A nawet gdyby udzielała, to jest za trudna dla wielu (kreacjoniści, antyszczepionkowcy,..).

×
×
  • Dodaj nową pozycję...