Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

darekp

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1257
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Odpowiedzi dodane przez darekp


  1. 3 godziny temu, venator napisał:

    Ambitny technologicznie program STS padł szybko ofiarą radykalnych cięć budżetowych, jakim obdarowała NASA ekipa Nixona.

    Nie da się wszystkiego zwalić na cięcia budżetowe. Sam piszesz, że początkowo szacowany koszt wzniesienia 1 kg na LEO w wysokości rzędu kilkuset dolarów w rzeczywistości do 60 tys. za kg. Czyli te początkowe szacunki to najprawdopodobniej był jakiś marketing czy coś w tym rodzaju (teraz też tak się robi, popatrz ile szumnych zapowiedzi Muska się nie spełniło, a i w samym NASA jeśli popatrzeć uważniej to można odnieść wrażenie, że są dwa rodzaje projektów, realistyczne, typu wysłanie łazika na Marsa i wywiercenie w gruncie dziury o głębokości "aż" dwóch metrów, co zresztą się nie powiodło, oraz "szumne/ambitne" jak lot załogowy na Marsa za 30 lat, z których pewnie wyniknie tylko za jakiś czas kolejne przesunięcie na za kolejne 30 lat, widocznie tak trzeba robić, nie znam się na marketingu/polityce/przyciąganiu inwestorów).

    Trudno się spodziewać, żeby wybór innej technologii (w zakresie tych, które znamy) dał spadek kosztów z 60 tys. do kilkaset dolarów. Napęd jądrowy pozwoli skrócić podróż 2-3  razy (zgodnie z tym co pisałeś), zmniejszenie skrzydeł w wahadłowcu dałoby pewnie oszczędności też max 2-3 (spodziewam się liniowości, w najlepszym razie jeśli zmniejszymy powierzchnię skrzydeł 3 razy, to uzyskamy 3-krotne oszczędności, a pewnie więcej niż 3 razy powierzchni skrzydeł nie dałoby się zmniejszyć). Więc przy najbardziej optymistycznym szacowaniu można robić sobie nadzieję - chyba - tylko na kilkukrotny spadek ceny, czy też max. o jeden rząd wielkości (co z drugiej strony i tak byłoby znaczącą korzyścią, nie przeczę).

    3 godziny temu, venator napisał:

    Opracowano cztery warianty rozwoju. Pierwszy zakładał radykalne zwiększenie budżetu, nawet 2x - załogowy lot na Marsa do poł. lat  80 tych i budowę stałej, 50 osobowej (!) bazy wokółksiężycowej lub na Księżycu.

    To kolejny przykład - tak dużo przy tylko dwukrotnym zwiększeniu budżetu??? :D

    Największy budżet NASA miało w 1966 roku - prawie 6 mld ówczesnych dolarów (https://en.wikipedia.org/wiki/Budget_of_NASA), czyli niemal 50 mld obecnych dolarów (po uwzględnieniu inflacji). Podwojenie dałoby 100 miliardów. Natomiast rzeczywisty budżet NASA w 2020 r. to 22,5 miliarda (ok. pięć razy mniej). Czy rzeczywiście współcześnie NASA przy 5-krotnie większym budżecie byłaby w stanie tyle zrobić (zakładając, że będzie go otrzymywała w takiej wysokiej wartości przez 10-20 lat)? Hm... mam wrażenie, że tylko część, może lot załogowy na Marsa gdyby się bardzo postarali (i mieli te 20 lat). Ale to tylko moje odczucia.

    3 godziny temu, venator napisał:

    Spotkałem się jednak również z twierdzeniami, że dużo do zrobienia jest w kwestii systemów podtrzyymwania życia, ich niezawodności i wydajności. 

    Jeśli chodzi o lot na Marsa, to pewnie jest mnóstwo zagadnień jeszcze nie rozpoznanych/nie przetestowanych. Chociażby taki "drobiazg", że ta rakieta, którą będą wracać z powierzchni Marsa na orbitę, będzie musiała stać w marsjańskim piachu przez ponad rok (może mniej jeśli by były silniki jądrowe do lotu Ziemia-Mars) i nie przewrócić się. Tak, żeby mogła wystartować. I nic nie może się w niej zepsuć pomimo tego, że pewnie np. wiatr wdmucha trochę piasku w dysze (albo jakieś szczeliny). Może to nieistotny problem, nie wiem, ale jakoś działa mi na wyobraźnię. :)


  2. Dodam, że te 55 milionów kilometrów kwadratowych to więcej niż powierzchnia Azji. Łączna powierzchnia wszystkich lądów na Ziemi to 149 milionów kilometrów kw. (https://pl.wikipedia.org/wiki/Ląd), gdyby je w całości pokryć bazaltem, to by wystarczyło na wycofanie mniej niż 2,5 * 3 = 7,5 miliarda ton CO2 przy rocznej produkcji rzędu 30-50 miliardów

    W dniu 2.08.2021 o 14:56, KopalniaWiedzy.pl napisał:

    Tymczasem emisja – liczona łącznie ze źródeł przemysłowych i zmiany przeznaczenia ziemi – ciągle rośnie z nieco ponad 30 miliardów ton CO2 w roku 2000 do 43 miliardów ton w roku 2019.

     


  3. 44 minuty temu, Sławko napisał:
    5 godzin temu, darekp napisał:

    Z drugiej strony, po co wynajdywać młotek, jeśli nie ma żadnej potrzeby, którą by on zaspokajał?

    Przyczyną wynalezienia młotka, była właśnie taka potrzeba "żeby czymś lepiej przywalić", więc nie ma żadnej "z drugiej strony". To ta sama strona przyczynowo-skutkowa.

    Edytowane 31 minut temu przez Sławko

    Z powyższym się w pełni zgadzam. Obaj (powyżej) napisaliśmy o tym samym. Że najpierw była potrzeba "przywalenia lepiej" i ona była przyczyną wynalezienia młotka.

    Jednakże pytanie, które napisałeś wcześniej:

    9 godzin temu, Sławko napisał:

    Skąd masz wiedzieć jakie zastosowanie może mieć młotek, jeśli nie wiesz co to jest młotek i nie wiesz jakie ma właściwości, bo nikt go jeszcze nie wynalazł?

    dla mnie zawiera (być może interpretuję coś inaczej niż Ty, ale w takim razie proszę o wyjaśnienie) mniej więcej taki przekaz: najpierw trzeba wyprodukować młotek, potem zbadać jego właściwości i dopiero po zbadaniu okaże się do czego on się nadaje. To wygląda na bardzo nieefektywny sposób tworzenia wynalazków, bo większość wynalazków, które wyprodukujemy nie zastanawiając się nad potrzebą, będzie prawdopodobnie bezużyteczna. Oczywiście w praktyce też tak się czasem zdarza, że ktoś prowadzi np. jakieś badania naukowe nie zastanawiając się nad ich praktyczną przydatnością, nawet nie wierząc, że wyniki kiedykolwiek do czegoś się przydadzą, a jednak po jakimś czasie okazuje się, że te wyniki mają znaczenie praktyczne. A poza tym... chyba Henry Ford powiedział kiedyś, że dopóki ludziom nie pokazał wyprodukowanego przez siebie samochodu, oni pragnęli mieć tylko większe i silniejsze konie:) Steve Jobs z tego co pamiętam coś podobnego powiedział kiedyś o komputerach Apple. Więc tak bywa, jest jakaś "inna strona", która czasem się przydaje (przynajmniej tak na pierwszy rzut oka to wygląda). Tylko jej przydatność jest jakby bardziej dyskusyjna.

    Ale, tak już jak napisałem, być może jest tu kwestia, że coś inaczej zinterpretowałem i trzeba "uzgodnić terminologię"(?)


  4. 4 godziny temu, Sławko napisał:

    Skąd masz wiedzieć jakie zastosowanie może mieć młotek, jeśli nie wiesz co to jest młotek i nie wiesz jakie ma właściwości, bo nikt go jeszcze nie wynalazł?

    Z drugiej strony, po co wynajdywać młotek, jeśli nie ma żadnej potrzeby, którą by on zaspokajał? :) Mówi się, że to potrzeba jest matką wynalazków ;) Więc pewnie można by alternatywnie powiedzieć, że badanie kwarków i reszty jest po to, aby zaspokoić naszą potrzebę np. głębszego zrozumienia lub tp. :) Zapewne po dokładniejszej analizie by się okazało, że jest to w dużym stopniu równoważne Waszemu sposobowi myślenia (tylko stosowanie "innego nazewnictwa"), niemniej jednak nie w stu procentach i mam wątpliwości, czy trafna jest w tym wypadku taka od razu stawiana diagnoza, że inaczej patrząca na sprawę osoba ma "problem ze zrozumieniem podstawowych zjawisk przyczynowo-skutkowych" :)

     


  5. 58 minut temu, peceed napisał:

    Gdyby wszystko oprzeć na wolontariacie fanatyków, to być może dałoby się ten koszt mocno przypiłować.

    Jakoś nie chce mi się wierzyć - koszty materiałów, testów itp. Pewnie na ludziach dałoby się zaoszczędzić mniej niż 50 %, czyli rząd wielkości pozostałby ten sam. To trochę tak jakby wierzyć, że w dużych projektach IT większość kosztów stanowią koszty pracy programistów (tak mi się kojarzy).

     

    58 minut temu, peceed napisał:

    Na razie jednak nie jesteśmy nawet w stanie wylądować na powierzchni  Marsa załogowym lądownikiem o masie takiej, aby móc wystartować z powrotem.

    Zapewne z połowę masy tego lądownika (czy też raczej przeznaczonej do powrotu jego części) stanowiłoby paliwo. Lądowniki Apollo wracające z Księżyca być może nie potrzebowały dużo paliwa (nie orientuję się ile, ale mała grawitacja, brak atmosfery), z drugiej strony w przypadku statków kosmicznych startujących z Ziemi większość masy stanowi paliwo (chyba coś koło 90 %). Mars jest z grubsza gdzieś w połowie pomiędzy tymi przypadkami (grawitacja ok. 1/3 ziemskiej, podczas gdy na Księżycu 1/6, a atmosfera o wiele rzadsza, ale chyba jednak nie do pominięcia).


  6. 2 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

    Przynajmniej dzieciaki nauczą się grać dobrze w gry komputerowe

    Współczuję tym dzieciakom, to jasne, że wychowywane przez sztuczną inteligencję będą psychicznymi kalekami (o ile w ogóle przeżyją taki eksperyment). Mam wątpliwości, czy samodzielnie potrafiłbym wychować dziecko (od niemowlęcia), a Ty myślisz o wychowaniu maszynowym....

    W jakimś sensie (bardzo odległym), próbowano już kiedyś czegoś z tej samej kategorii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Fryderyk_II_Hohenstauf - eksperyment deprywacyjny (Wikipedia sugeruje, że być może historycznie się nie odbył, że to tylko paszkwil wymyślony przez kronikarza, ale to w gruncie rzeczy "tym bardziej" - skoro już w średniowieczu było dla ludzi jasne, czym by się to skończyło, to pozostaje tylko ubolewać, że wykształcony forumowicz z KW nie czuje takich "subtelności").


  7. 9 godzin temu, venator napisał:

    Czy aby na pewno? Przynajmniej w niektórych przypadkach.

    OK, w niektórych przypadkach geografia odgrywa dużą rolę uniemożliwiającą rozwój. Z drugiej strony zapewne bez problemu znajdziemy inne "niektóre przypadki", gdy pomimo kiepskich warunków geograficznych, zwłaszcza braku dużych złóż naturalnych, krajowi udało się osiągnąć dość wysoki poziom rozwoju/zamożności (będę strzelał, że przykładowo: "tygrysy azjatyckie", Japonia, Szwajcaria). Więc pewnie wychodzi na to, że czynnikiem determinującym jest rozwój, czasem wspierany warunkami geograficznymi, czasem pomimo nich, ale jednak rozwój.

    P.S. BTW czy z geografii nie powinno przypadkiem wynikać, że duży kraj w Europie Środkowej, położony pomiędzy Niemcami a Rosją, powinien być "z automatu" zamożny? Jakie duże możliwości zarabiania jako pośrednik, tworzenia kanałów handlowych pomiędzy jednymi i drugimi itp. (jeszcze tu trzecie Chiny można by dorzucić). A cosik mu to dość "średnio" wychodzi ;)


  8. Ja też tego tak rozumianego "ideału piękna" nie potrafię zrozumieć (z tych samych powodów), ale z drugiej strony zdaje się, że w niektórych miejscach coś z tego zostało do dzisiaj: https://kobieta.wp.pl/zmuszane-do-bycia-grubymi-dramat-kobiet-w-mauretanii-5983071665504897g. Może wtedy też wyprodukowanie takiej "laski" wymagało dużo pracy/wysiłku? W sumie Chinka ze zdeformowanymi stopami też była mniej przydatna pod względem powiedzmy praktycznym czy też utylitarnym, a jednak je "wytwarzano".


  9. 1 godzinę temu, Jajcenty napisał:

    Pewnie dlatego taką popularnością cieszy się maszynowy JUMP 

    W języku maszynowym się nie da :) Ale w językach wyższego poziomu, powiedzmy C/C++ czy C# lub Java to już inna sprawa:)

    1 godzinę temu, Jajcenty napisał:

    Automat skończony vs program, procedura, parser - to synonimy?

    Dla mnie nie, chociaż używam ich w sensie potocznym, nie trzymam się ścisłych definicji. Ale automat skończony to dla mnie coś co przetwarza dane używając stałej (z grubsza) pamięci, przełączając się między kilkoma/kilkunastoma/kilkudziesięcioma stanami. Parser nie jest w moim odczuciu automatem skończonym, bo używana przez niego pamięć (zazwyczaj) rośnie wraz z ilością przetworzonego tekstu. Kalkulator RPN od Kernighana i Ritchiego też nie jest automatem skończonym, bo stos może urosnąć do dowolnie dużego rozmiaru przy dostatecznie długim i spełniającym odpowiednie warunki inpucie. Gdyby produkował wynik z wykorzystaniem stosu o stałym rozmiarze, nazwałbym go automatem skończonym (niezależnie od tego, że to tylko moje subiektywne odczucia).

    1 godzinę temu, Jajcenty napisał:

    Od łapania syfu w locie są wyjątki.

    Zwłaszcza Pythonowcy podobno chętnie używają wyjątków. W przypadku C# i Javy jest coś, co mnie zniechęciło częstego do używania wyjątków (jakieś wrażenie, że po powrocie do kodu po dłuższym czasie będzie trudno się połapać, gdzie i po co jest rzucany wyjątek), możliwe, że w Pythonie jakiś szczegół jest inaczej rozwiązany. Mam małe doświadczenie z Pythonem, czasem piszę sobie jakieś max. kilkudziesięciolinijkowe skrypty, które coś mi ułatwiają.

     


  10. 7 godzin temu, peceed napisał:

    Nie ma żadnego problemu z istnieniem nulli w językach programowania: są absolutnie przydatne a czasami konieczne (na niskim poziomie).
    Jeśli czyjś kod sypie NullPointerException to znaczy, że po usunięciu nulli miałby inne błędy niezależnie od przyjętych rozwiązań, zawsze jest to oznaka błędu programisty.

    Tylko że w językach statycznie typowanych od znajdowania błędów programisty (zwłaszcza takich prostych, dokładniej mówiąc prostych dla komputera, nie dla ludzia) jest kompilator. W praktyce sytuacje, gdy chcemy używać nulla są dość rzadkie, języki programowania powinny przyjmować, że jeśli programista nie zaznaczy jawnie inaczej, dana wartość/zmienna itp. nie przyjmuje wartości null. Java i wiele innych języków programowania zostały zaprojektowane z odwrotnym założeniem.

    7 godzin temu, peceed napisał:

    No to pozdro przy pierwszej próbie stworzenia szybkiego i prostego kodu dla automatu skończonego w C.

    Automatów skończonych jakoś nigdy nie musiałem pisać na produkcji, ale parsery pisałem wiele razy i jak dla mnie, z punktu widzenia programisty, najwygodniejsza jest wtedy instrukcja switch/case, wsadzona w pętlę. Tak jak to już dawno temu zrobili Kernighan i Ritchie: https://clc-wiki.net/wiki/K&R2_solutions:Ancillary:Polish_calculator

    W przypadku parsera (automatu skończonego pewnie tak samo, nie widzę powodu, żeby miało być inaczej) bardzo ważne jest przygotowanie sobie w głowie listy wszystkich możliwych stanów (albo zasad konstruowania poprawnych wartości, jeśli np. parser ma postać funkcji zwracającej AST) i pisanie kodu dla każdego przypadku w taki sposób, żeby nie wyprowadzał stanu (lub wartości) poza te dopuszczalne możliwości. Więc switch pasuje do tego jak ulał. Ewentualnie można dyskutować, że goto sprawiłoby, że wygenerowany kod wykonywałby się ociupinkę szybciej (nie orientuję się, na ile dobrze kompilator potrafi zoptymalizować pętlę ze switchem wewnątrz), ale w praktyce b. rzadko występują sytuacje, gdy taka optymalizacja byłaby na tyle istotna, żeby specjalnie pisać kod pod kątem takiej optymalizacji.


  11. W dniu 26.06.2021 o 20:55, peceed napisał:

    Od tego są komentarze:   

    Powszechnie wiadomo, że komentarzy nikt nie czyta:D Sam wiele razy widziałem w kodzie komentarz od dawna nieaktualny, bo kod, którego dotyczył, był potem wiele razy zmieniany. Powiem więcej, wiele razy pozostawiałem - z całą premedytacją i zupełnie się tego nie wstydzę, taki ze mnie niecnota ;) - ten zdezaktualizowany komentarz niezmieniony. A to dlatego, że komentarz nie dotyczył linijki kodu, którą zmieniałem (tylko np. linijki powyżej), a te kilka-kilkanaście modyfikacji, które przede mną robili inni programiści, sprawiało, że opisywana część kodu była o wiele bardziej skomplikowana niż początkowo, więc komentarz musiałby być teraz bardzo zaktualizowany do bardzo skomplikowanego wielolinijkowego opisu odzwierciedlającego nową złożoność i... niby czemu ja miałbym wykonywać tę pracę, skoro nie wiąże się z poprawkami, które ja wprowadzałem? :D

     

    W dniu 27.06.2021 o 07:34, Jajcenty napisał:

    Mnie ukształtował FORTRAN, a skrzywdził COBOL ;)

    Widziałem parę miesięcy temu fajny artykuł o historii Cobola: https://logicmag.io/care/built-to-last/ Nie wiem ile w nim prawdy, a ile to ideologia (chwilami budzą się wątpliwości przy czytaniu), ale podważa parę mitów, chociażby daje do myślenia w kwestii roli kobiet w historii informatyki i dowcipów o "świnkach morskich".

    Zresztą, jeśli Cobol nie miał null-a (nie wiem czy nie miał, nie znam Cobola, ale zaczynałem od ZX Spectrum Basic*), języka, w którym nie było null-a), to niewykluczone, że da się dyskutować, czy na pewno dużo gorszy od np. Javy. ;) 

    *) jeśli ktoś ma wątpliwości, to nie, Basic mnie nie zepsuł, nie używam goto, ani nigdy nie odczuwałem potrzeby używania go (poza Basicami na 8-bitowe komputery, gdzie nie było wyboru).


  12. 9 minut temu, Jajcenty napisał:

    Nie lubię else bo mi nie starcza potem mocy obliczeniowej na ogarnięcie logiki, zwłaszcza jeśli kod ma więcej niż dwa tygodnie

    Też mam ten problem i też często pisałem kod "bez else", zwłaszcza dawniej, tylko że wtedy właśnie wolałem wyjść przez return itp. :)


  13. 13 godzin temu, peceed napisał:

    W gospodarce rynkowej pobudzamy przez popyt a nie podaż

    Tu dalej IMHO pozostaje otwarta kwestia, czy sztuczne/odgórne pobudzanie jest pożyteczne (czy przynosi jakieś korzyści). Ja jak już pisałem, nie bardzo w to wierzę.

    Po drugie:

    13 godzin temu, peceed napisał:

    zwiększamy siłę nabywczą pewnych podmiotów

    vs. 

    13 godzin temu, peceed napisał:

    Można zatem zdać się na mądrość konsumentów

    Ale zdajemy się na "mądrość" tylko tych wybranych konsumentów, którym poprzednio zwiększyliśmy siłę nabywczą (p. poprzednie zdanie). Czyli znów odgórne decydowanie - które podmioty wybrać, żeby one odstały te dodrukowane pieniądze. Jakoś nie słyszałem, żeby w którymkolwiek kraju władza ogłosiła w telewizji: "Ludzie, słuchajcie, jutro możecie sobie legalnie wydrukować pięć banknotów 100 złotowych/dolarowych/etc na osobę (zależnie jaka obowiązuje waluta w danym kraju)." :P

    13 godzin temu, peceed napisał:

    Za to mieli problem z inflacją i spadkiem wartości dolara w stosunku do złotówki.

    Z inflacją dolara mieli niewątpliwie. Dlatego uważam za pożądaną sytuację, w której są łatwo dostępne metody oszczędzania odporne na inflację.

    Natomiast spadek wartości dolara w stosunku do złotówki (czy też raczej wzrost złotówki w stos. do dolara) był dla nich korzystny - po upadku komunizmu mogli oszczędzać więcej niż jednego dolara miesięcznie. Gdyby całe życie oszczędzali 1 dolar/mies. uzbieraliby ledwie kilkaset dolarów, co by pewnie starczyło na 1-2 dniową wycieczkę. A w rzeczywistości wyjechali na kilka miesięcy (mają przyjaciela w USA, u którego mogli mieszkać). Dolary nie były dla nich celem, celem była wyprawa do USA, a dolary były tylko środkiem.


  14. 7 godzin temu, peceed napisał:

    Nikt nie broni kupować drobnym ciułaczom jednostek uczestnictwa w funduszach inwestycyjnych.

    Można jeszcze np. kupować złoto. Niemniej jednak nie zmienia to tego, że obecny system zasadniczo traktuje sprawę tak: jeśli zostało ci te kilkadziesiąt złotych, których na nic nie wydałeś, to lepiej będzie, gdy je przepijesz, niż gdybyś miał je zaoszczędzić, bo wtedy przynajmniej "pobudzisz gospodarkę do rozwoju".

    7 godzin temu, peceed napisał:

    Z ciekawości spytam - jak przeżyli hiperinflację?

    Nie pytałem jej, ale pewnie nie mieli z hiperinflacją problemu, skoro oszczędzali w dolarach. Dolary można było bez problemu kupić na czarnym rynku, a po upadku komuny nawet legalnie - kantorów wymiany walut było "od groma".

    7 godzin temu, peceed napisał:

    system jest z gruntu uczciwy, efektywny i pożyteczny

    Co do uczciwości to pewnie co osoba to inne zdanie. Mi się nie chce tworzyć jakichś ogólnych wniosków/morałów, ale jeśli zamiast tego dać trochę sarkazmu: uczciwie będzie np. wtedy gdy będzie tak, że jak jeden z graczy ma prawo dodrukowywać pieniądze, to wszyscy inni też je mają (uczciwie w takim mniej więcej sensie: https://www.youtube.com/watch?v=KRKBkJNtTXw - akurat YT mi wczoraj przypomniał, gdy szukałem czegoś innego;)).

    7 godzin temu, peceed napisał:

    A co do oszczędzania, to nie może być tak, że wszyscy oszczędzają - bo zarżnie to gospodarkę

    Ale za to jest ekologiczne (i piszę to bez żadnego sarkazmu - gospodarka szkodzi środowisku naturalnemu, a jakoś mi się nie chce wierzyć, że pobudzanie gospodarki "na siłę" przynosi ludziom jakieś realne korzyści, raczej spowoduje wyprodukowanie masy nikomu tak naprawdę niepotrzebnych rzeczy).


  15.  

    13 godzin temu, Jarek Duda napisał:
      Quote

    The existence of bitcoin and the rest benefits nobody except criminals and speculators.

    Zgadzam się, że ekologia, tak samo jak i z tym że przestępcy korzystają z kryptowalut. Ale co do stwierdzenia że "tylko przestępcy i spekulanci" (powiało PRL-em btw przy tych "spekulantach"), to cóż... popatrzmy: https://www.4coins.pl/ To jest strona kantoru służącego do wymiany BTC <--> PLN, są na niej wyświetlane kwoty ostatnich transakcji. I większość zakupów kryptowalut jest rzędu 100-200 zł tak na oko, mniejsze za 50-60 zł też nie są rzadkością (a w momencie gdy teraz wszedłem, jest widoczny nawet jeden za 15 zł), dość często bywają 300-500 zł, od czasu do czasu zdarzają się powyżej tysiąca. Przestępcy IMHO nie będą robili transakcji na kwoty <= 100 zł, oni raczej operują tysiącami. Więc kto je robi? Pewnie najprostsze skojarzenie jest najlepsze, że ludzie niezamożni, dla których te kilkadziesiąt zł to już jest "coś" i którzy pewnie systematycznie oszczędzają, co miesiąc inwestują taką kwotę, czy jakoś tak. Koleżanka z pracy (obecnie już na emeryturze) podjęła wspólnie z mężem - jeszcze za PRL-u - postanowienie odkładać z zarobków co miesiąc - niezależnie od tego jak będzie im będzie się działo dobrze czy źle - co najmniej jednego dolara (za komuny to było całkiem sporo), żeby uzbierać na podróż do USA. Takie mieli marzenie. No i udało im się je zrealizować, parę lat temu (zresztą odbyli więcej podróży, byli m. in. w Tajlandii i Wietnamie). 

    Tak że to tylko część prawdy. Jedna część, że ekologia, a druga część, że "drobni ciułacze" mają niewielkie możliwości oszczędzania we współczesnym oficjalnym systemie (z jakiegoś powodu zostali "olani", przez zespół "kilkuset geniuszy"). Nie chcę rozstrzygać, która część jest ważniejsza, nawet gdybym potrafił (a prawie na pewno nie potrafię), to i tak "geniusze" się nie zainteresują moim rozwiązaniem.


  16. 3 godziny temu, Jarek Duda napisał:

    Problem w tym że rośnie wykładniczo od zera dekadę temu - za ile lat osiągnie x10, x50, x99?

    Tak, zgadza się, nie napisałem tego wprost, ale ja zakładam, że ten wykładniczy wzrost wyhamuje za jakiś czas (ceny tulipanów w Holandii też nie rosły w nieskończoność). Ale to tylko moje założenie i ja tak samo jak nikt inny nie potrafię dobrze przewidywać przyszłości, więc... tak naprawdę wszystko jest możliwe. :)

    3 godziny temu, Jarek Duda napisał:

    Jest ten paradoks Fermiego ( https://en.wikipedia.org/wiki/Fermi_paradox ) - (...) umierają - czy kryptonowotwór może być jedną z takich przyczyn?

    Myślę, że gdyby mieć b. dużą wiedzę i uważnie przeanalizować całą ludzką działalność, to okazałoby się, że jest b. wiele takich sytuacji, gdy zużywamy mnóstwo zasobów, energii, niszczymy środowisko, na osiągnięcie celów, których wartość praktyczna jest zerowa (na takie "stany umysłu" w gruncie rzeczy). Albo nawet na szkodliwe - produkcja "junk food" chociażby.


  17. 8 godzin temu, Jarek Duda napisał:

    Mi Google podpowiedziało, że jest to jakiś niespełna 1 % całej światowej produkcji energii elektrycznej: https://hbr.org/2021/05/how-much-energy-does-bitcoin-actually-consume

    Oszacować, jakie są koszty funkcjonowania obecnego systemu finansowego, nadmiaru etatyzmu, czy ogólniej szkodliwych dla gospodarki działań rządów państwowych w skali całego globu b. trudno (wynik zależy od poglądów politycznych oceniającego), ale pewnie jeśli powiem, że co najmniej kilka procent produktu światowego brutto, to nikt nie będzie protestował. Czyli  sporo więcej (bo PKB/PŚB to nie tylko energia elektryczna).

    Czyli chyba można potraktować kryptowaluty jako formę oddolnej (samo)obrony przed "systemem"(?)

    Trochę antysystemowości to chyba nic złego, niech rządy państwowe mają konkurencję, konkurencja zasadniczo jest pożyteczna:)

    Bitcoiny są kopane głównie przez Chińczyków, a z pomniejszych m. in. przez Wenezuelczyków. Czyli ludzi zapewne niezamożnych, albo przynajmniej takich, którzy nie mają szansy skorzystania na rozwoju globalnej gospodarki itp. Dlaczego oni mają nie wykorzystać okazji, jeśli trzeba ten 1 % komuś zablokować (plus straty graczy, którzy nie mogli kupić kart graficznych itp.), to może lepiej, żeby te koszty ponieśli ludzie z "rozwiniętych" krajów Zachodu, a kopacze mogli kopać dalej?

     

    11 godzin temu, peceed napisał:

    Oczywiście nie jest to jedyny możliwy algorytm, ale jest prosty i świetnie się sprawdza, nie należy zapominać że w finansach przez setki lat siedzieli "ci brakujący ludzie z prawego ogona krzywej Gaussa", w tym setki Einsteinów.

    Gdy to pierwszy raz przeczytałem, pomyślałem sobie, że w takim razie wg Ciebie przy każdym wzroście daniny państwowej obywatele powinni mówić sobie "Ach, co prawda nie rozumiem, dlaczego muszę płacić więcej, ale nad tym myślało setki geniuszy, Einsteinów, więc na pewno tak trzeba i jest to dla mojego dobra, więc z ochotą będę płacić". ;)

     

    11 godzin temu, peceed napisał:

    W sytuacji, kiedy pojawiły się gro(sato)sze znikają efektywne przeszkody dla rozdrabniania, przez co "wzrost wartości" bitcoina jest równoważny niekontrolowanej emisji pieniądza fiducjarnego!

    Złoto też można rozdrabniać (aż do pojedynczych atomów) i jakoś nikt do tej pory nie traktował tego jako argument przeciwko używaniu go jako środka płatniczego.

     

    11 godzin temu, peceed napisał:

    Jest kolega taki sam jak mój dziadek - cwany, obrotny i odnoszący sukcesy, do momentu zderzenia z tymi aspektami rzeczywistości których nie do końca rozumie z powodu własnych ograniczeń.

    Ten obecny system skonstruowany przez "setki geniuszy" też musi się prędzej czy później zawalić, z dokładnie tego samego powodu - że zaczną odgrywać rolę czynniki nie uwzględnione przez "geniuszy", bo nikt nie jest na tyle genialny, żeby móc przewidzieć daleką przyszłość. I wtedy trzeba będzie ponieść koszty. I "geniusze" oraz "możni tego świata" i ludzie przy władzy przeprowadzą zabieg przejścia do jakiegoś nowego "jeszcze genialniejszego" systemu oczywiście w taki sposób, żeby oni sami musieli zapłacić jak najmniej (albo i zarobić, w końcu przez lata wykonywali jak to ująłeś "cholernie użyteczną społecznie robotę", polegającą na odgórnym sterowaniu gospodarką, a przy transformacji to nawet i jeszcze ważniejszą;) ). Zapłacimy my - ja zapłacę, Ty zapłacisz, J. Duda zapłaci (o ile dożyjemy). Więc nie rozumiem co macie przeciwko temu, żeby istniała jakaś alternatywa w zakresie środków płatniczych, na którą oni by mieli bardziej ograniczony wpływ. ;)

     

    11 godzin temu, peceed napisał:

    Zresztą podatek inflacyny nie jest taki zły

    Ma pewne zalety, np. jest liniowy. IMHO największą jego wadą jest to, że uderza w drobnych ciułaczy. Bogaty się obroni (np. kupując aktywa, jak pisałeś), biedny będzie całe życie brał kredyty i je spłacał, więc może nawet trochę na inflacji skorzysta przy odrobinie szczęścia, ale ktoś "pośrodku", kto będzie chciał zbierać grosz do grosza żeby przesunąć się wyżej... 

    7 godzin temu, peceed napisał:

    Deflacja jest jeszcze groźniejsza od inflacji.

    Czy na pewno? Przez wiele lat mieliśmy w branży komputerowej deflację jak malowanie (prawo Moore'a) i ludzie komputery mimo to kupowali. :)

     

    7 godzin temu, peceed napisał:

    Tymczasem brakuje już bardzo niewiele aby zbudować wielkie farmy słoneczne na Saharze i oceanach. Kable mają już odpowiednie parametry aby myśleć o stworzeniu światowego gridu, a tanie baterie oparte o ciekły metal mogą osiągnąć pojemność wystarczającą do całkowitej amortyzacji dobowych wahań. W ciągu 30 lat zacznie się prawdziwa gorączka słoneczna - rentowność energii słonecznej będzie większa od tej z paliw kopalnych i proste mechanizmy rynkowe spowodują szybki zanik klasycznych elektrowni.

    Cóż, jak już pisałem, uważam przewidywanie przyszłości za b. trudne, wstrzymam się z komentarzami 30 lat i potem wrócę do tego, gdy będzie widać, ile z tego się sprawdziło. :D


  18. 59 minut temu, thikim napisał:

    Jednym słowem: stoimy, i jest kryzys w fizyce fundamentalnej.
    (...)
    Ja o tym pisałem tu od lat i to się przebija powoli ale generalnie nikt nie chce słuchać.

    Ale mi się wydaje, że to raczej "wszyscy", a dokładniej mówiąc wiele osób, także na KW, o tym mówią, J. Duda chyba najbardziej. :) Tylko problem jest taki, że nie wystarczy o tym gadać, że stoi, ani wymyślać teorii nie mających kontaktu z doświadczeniem (mówiąc w pewnym uproszczeniu), potrzebne są jakieś informacje z eksperymentów, które by coś popchnęły do przodu (zresztą Sabine też o tym mówi, o tej potrzebie danych z eksperymentów z tego co pamiętam). :D


  19. Tak mi wczoraj przyszło do głowy, że jednym z "walorów" (dydaktycznych, nie naukowych) Sabiny, który pewnie wpływa na to, jak jest postrzegana, jest jej angielski. Ona jest Niemką, a native speakerzy często mówią tak, że trudno ich zrozumieć. Jedna z najbardziej frustrujących sytuacji - gdy znasz każde słowo występujące w zdaniu z osobna a i tak nie potrafisz zrozumieć zbudowanego z nich zdania. ;)


  20. 11 godzin temu, thikim napisał:

    Waszych światłych myśli :)

    Jakoś nie poczuwam się do bycia osobą uważającą się za światłą :) Wydaje mi się, że jedyne co napisałem w kwestii Sabine, co można tak zinterpretować to ew. to nieszczęsne zdanie, że "nie bardzo głębokie" i zgadzam się, to jest mój błąd, bo miałem na myśli raczej "ona nie zawsze omawia w sposób dostatecznie wyczerpujący (dla mnie)", ale chciałem się dostosować do sposobu myślenia Cyjanobakterii, żeby nie wywoływać jakiejś długiej dyskusji i napisałem inaczej. Nie lubię tego oceniającego słownictwa, np. że coś jest "ambitne", albo nie itp., to nie mój sposób myślenia, niepotrzebnie dałem się w niego wciągnąć. Tak że można mnie krytykować, ale za coś innego niż "światłość". :)

    Z drugiej strony - mam wrażenie, że gdy chcę naprawdę czegoś dowiedzieć się o fizyce, to efektywniej korzystam z książek niż filmów, np. po zajrzeniu do Penrose'a mam uczucie, że to jest taka b. solidna i wyczerpująca wiedza, że tam jest odpowiedź na każde pytanie dot. fizyki, które przychodzi mi do głowy. Tylko, że tam problem jest inny, taki, że niestety nie jestem tak zdolny jak autor i co kilka zdań muszę się zatrzymywać i zastanawiać nad sensem tego, co przeczytałem (czasem długo). Ale mimo wszystko wolę wolę to od filmów :)

×
×
  • Dodaj nową pozycję...