Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

darekp

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1259
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Odpowiedzi dodane przez darekp


  1. Ale nie da się ustalić, które badania mają "większy potencjał", a które "mniejszy". Do tego potrzebna byłaby zdolność przewidywania przyszłości, której nie mamy.

    Jeżeli na Marsie zostałyby odkryte jakieś miejscowe mikroorganizmy, to możecie być pewni, że badacze "od raka" będą jednymi z pierwszych, którzy będą chcieli je "obniuchać" i zbadać, czy nie da się jakiejś ich specyficznej właściwości wykorzystać do walki z rakiem.

    To jest kwestia zupełnie nieprzewidywalna. Młodemu Planckowi, gdy chciał studiować fizykę, stary doświadczony profesor fizyki powiedział, że to jest dziedzina, w której już prawie wszystko odkryto, zostały jakieś drugorzędne "drobiazgi". Czyli taka działka "bez potencjału". Mylił się? Ano, mylił.

    Starożytni Grecy wiedzieli, że potarty bursztyn przyciąga drobne przedmioty, ale jakoś nie czuli potrzeby badać tego głębiej. Uznali, że "za mały potencjał"?

     


  2. Stacje badawcze na Antarktydzie czy Spitsbergenie do czegoś tam się przydają (nikt pewnie nie wie do czego, ale też nie ma poczucia, że są zbędne). Podobnego rodzaju stacje na Księżycu i Marsie byłyby w takim samym stopniu potrzebne. Kwestia tylko zejścia z kosztami utrzymania takiej stacji i kosztami wymiany załogi (w przypadku Marsa raz na kilka lat) do akceptowalnego poziomu, powiedzmy zbliżonego do tego, ile teraz kosztuje wysłanie półtonowego łazika na Marsa (czy góra kilku).

    P.S. Polski Kret ma zrobić badania na Marsie na głębokości 5 metrów. I to jest specjalny sprzęt projektowany i dedykowany do takiego zadania (co kosztuje). Poprzednie sondy marsjańskie sięgały na głębokość max. 18-22 cm. Gdyby był kosmonauta na Marsie (czy kilku), to na 2-3 metry dokopaliby się nawet łopatą, a głębiej pewnie też by się dało o wiele mniejszym kosztem.

     


  3. A może naukowcy nie badali wpływu wszystkich węglowodanów, tylko tego, co zwykle rozumiemy przez cukier (taki z cukierniczki), w artykule mowa o słodkich napojach i przekąskach (zgaduję, że chodzi o batony itp.)?

    Bo jeżeli badania obejmowały także "zdrowe" węglowodany, to rzeczywiście wynik jest dość kontrowersyjny.

    P.S. Źródłowy artykuł:  https://warwick.ac.uk/newsandevents/pressreleases/no_such_thing, na moje wyczucie chodzi o "cukier z cukierniczki".

    P.S.2. Żeby uzupełnić ew. niedopowiedzenia (bo może użyłem za dużych skrótów myślowych), dopuszczam możliwość, że "zdrowe" węglowodany mogą działać 'inaczej na każdego", w szczególności na niektóre osoby szkodliwie (np. banany mogą być wręcz zabójcze dla cukrzyka), natomiast "niezdrowy" cukier spożywczy czyli czysta sacharoza (https://pl.wikipedia.org/wiki/Cukier_spożywczy) może być szkodliwy dla wszystkich (lub przynajmniej bardzo dużej większości), to są IMHO dwie różne sprawy i tutaj naukowcy piszą o badaniach dot. tego drugiego zagadnienia.


  4. 6 minut temu, mankomaniak napisał:

    Po zjedzeniu banana, a tym bardziej gorzkiej czekolady nie odczuwam zupełnie nic, więc powielasz kolejne bzdury.

    A ja odczuwam, banany to dla mnie najlepsze "paliwo" do pracy umysłowej. A Jajcenty z tego co pamiętam będzie głodny, on najlepiej funkcjonuje na pokarmie mięsnym. Więc co z tego wynika, pewnie tylko tyle, że ludzie są różni?


  5. Wydaje mi się, że sporo ludzi wyczuwało to już wcześniej, z tego co pamiętam, to już w ubiegłym wieku w jakichś książkach o zdrowym odżywianiu (często pisanych nie przez naukowców, ale entuzjastów jakiejś diety) można było poczytać o szkodliwym działaniu cukru i o tym, że najpierw jest poprawa nastroju (ja jej prawdę mówiąc osobiście nigdy jakoś wyraźnie nie odczuwałem), a potem, po ok. 1/2 godziny pogorszenie, czy też uczucie zmęczenia. Jakieś rzeczy w tym rodzaju: https://portal.abczdrowie.pl/dowody-na-to-ze-cukier-doslownie-moze-namieszac-ci-w-glowie#cukier-a-nastroj

    I zwykle uzasadniano to skokami insuliny, trzustka miała jej jakoby produkować za dużo po "słodkim" jedzeniu, więc potem następował za duży spadek poziomu cukru we krwi i... wiadomo.

    Wygląda na to, że to były tylko jakieś mniej lub bardziej amatorskie przypuszczenia i że dopiero teraz ktoś wziął się za "poważną" naukową weryfikację(?)

    P.S. Jeszcze taki cytacik: "Permamentne podjadanie powoduje skoki cukru we krwi a co za tym idzie nieustanne wyrzuty insuliny, która z kolei ma za zadanie obniżać nadmierne ilości cukru. Ten z kolei spada i robi się huśtawka cukrowo-insulinowa, która napędza apetyt." (https://dietetycy.org.pl/cukier-biala-smierc-slodka-trucizna/)


  6. Mankomaniak, radzę Ci używać więcej mózgu (podobno nie boli) i zwrócić uwagę na to, że co najmniej niektórzy forumowicze w co najmniej niektórych swoich wypowiedziach nabijają się z różnych rzeczy lub np. używają czegoś takiego jak sarkazm, "przymrużenie oka", zwykły żart itp. Już raz Ci pisał o tym Jajcenty:

    W dniu 21.03.2019 o 18:00, Jajcenty napisał:

    Ironia to coś więcej niż sześcioliterowe słowo na i.

     


  7. Jedyna niejasność dotyczy słowa "misja", tutaj zostało użyte w znaczeniu "cała wyprawa tam i z powrotem" (hm, trochę po tolkienowsku mi się napisało). Pewnie rzeczywiście lepiej by pasowało np. "misja marsjańska" (bo bez słowa "na"), ale to też pozostawia niedosyt. Można by jeszcze spróbować "wyprawa marsjańska" ale to prawie ten sam poziom, co "misja". Może "przygoda marsjańska"? ;) Wtedy nie byłoby już wątpliwości, że chodzi o całość wyprawy. Tylko że nie spodobałoby się co najmniej hobbitom, a i wielu ludziom zapewne też :D. Rzeczywiście, jest jakaś trudność w znalezieniu odpowiedniego słowa :D Ona bierze się nie tylko z tego, że trzeba brać pod uwagę oba kierunki (na Marsa i powrót), ale jeszcze długo trwającą stacjonarną "odsiadkę" na Marsie...


  8. 3 godziny temu, mankomaniak napisał:

    Mi się nie chce ciągnąc tej dyskusji (za leniwy jestem), nie chce mi się też komentować "jakości" podlinkowanego artykułu (robią to zresztą zawsze forumowicze pod artykułami "naukawymi" z GW, także pod tym), więc tylko od siebie dorzucę, że pan redaktor, który to pisał, chyba nie jest orłem w zakresie, hm, językowej finezji, skoro nie razi go, że w zdaniu, cytuję "i potrzebują co raz to nowych zajęć" napisał "co raz" oddzielnie zamiast razem. 


  9. 3 godziny temu, GROSZ-ek napisał:

    Prędzej Musk wyśle tam swoich turystów.

    Wydaje mi się, że to trudno ocenić w Polsce (no może, gdyby starannie śledzić strony amerykańskie, ja na to nie mam czasu), czy NASA rzeczywiście jest taka niewydolna, zbiurokratyzowana itp. czy też kryje się za tym jakaś świadoma długoplanowa polityka, może właśnie o to chodzić, żeby w loty kosmiczne (przynajmniej na nieduże odległości, powiedzmy max. do Księżyca) wszedł w jak największym stopniu biznes prywatny. Długoterminowo to się może okazać bardziej korzystne. Niekoniecznie warto się bawić w wyścigi, kto pierwszy zatknie chorągiewkę (powiedzmy na Marsie), długoterminowo może wygrać ten, kto zbuduje bazę najpierw na Księżycu, a potem na Marsie, gdzie kosmonauci będą mogli spędzić powiedzmy rok-dwa i prowadzić badania. A na orbitę wokółziemską będzie mógł polecieć każdy dostatecznie zamożny turysta, kiedy mu się zechce :) Wtedy postępowanie NASA zaczyna wyglądać na bardziej świadomą, przemyślaną politykę. Chyba.

    Trudno powiedzieć, która z tych możliwości, może po prostu prawda leży pośrodku ;)


  10. Skoro na przygotowanie wyprawy człowieka na Księżyc potrzebują czterech lat, to ile czasu będą potrzebować na przygotowanie wyprawy na Marsa - znajdującego się w odległości o trzy rzędy wielkości większej i stwarzającego zupełnie nowe jakościowo problemy? Pewnie co najmniej jakieś 30-40 lat. I jeśli do 2024 roku będą zaangażowani w przeprowadzenie wyprawy na Księżyc, to do tego czasu nie zrobią prawie nic w zakresie wyprawy na Marsa. Dojdą jeszcze jakieś "nieplanowane" opóźnienia itp. Wychodzi, że człowiek wyląduje na Marsie najwcześniej zapewne gdzieś w latach 70-tych XXI wieku...


  11. A i owszem, zgadzam się z powyższym - jestem mało inteligenty, niedostatecznie inteligentny, żeby przewidywać przyszłość i w związku z tym nie potrafię wskazać "ustalonego kierunku postępu" (a zapewne i, jak się domyślam, "jedynie słusznego"). 

    50 minut temu, mankomaniak napisał:

    ustalonym kierunkiem postępu

    Dlatego też rzeczywiście uznaję etykę, w której są tylko jakieś granice "od-do", a pomiędzy nimi "róbta, co chceta":)

    Pamiętam również, że w ubiegłym wieku stało całkiem sporo pomników panów pokazujących ten "ustalony" czy też "jedynie słuszny" kierunek. niektórzy wręcz stali na pomnikach z wyciągnięta ręką i wskazywali palcem. Domyślam się, że to są twoje i p. Kowalika klimaty. Pewnie dałoby się też dobrać do tego jakieś chwytliwe hasło, kojarzy mi się (przy mojej bardzo skromnej inteligencji), że np. "ein Volk, ein Reich, ein Direction" brzmi dobrze i adekwatnie do sytuacji. Więc jeśli wam to pasuje to proszę bardzo... w granicach prawa (tylko granicach, nie ma ustalonego kierunku!), bo przypominam, że zbyt radykalne działania z tej działki są zakazane. 

    • Pozytyw (+1) 1

  12. 34 minuty temu, mankomaniak napisał:

    Przykładowo - w czasach Newtona nowatorskie (w języku światopoglądu - lewicowe) było twierdzenie, że przestrzeń nie jest absolutna, że stan spoczynku jest względny. W czasach Einsteina to było już oczywistą prawdą, za to "liberalnym" stało się twierdzenie o względności czasu. Dziś to konserwatywne i oczywiste.

    Cóż, przy takim podejściu,  tzn. nowatorskie=lewicowe, dyskusja nie ma sensu. Ja nie widzę takiego związku. Rozumiem, że sam uważasz się za konserwatystę, bo korzystasz z już wynalezionego internetu i dyskutujesz na już dość dawno temu stworzonym forum, zamiast nowatorsko wymyślić jakiś nowy internet next generation i stworzyć w nim nowatorski portal popularyzujący naukę.


  13. W dniu 21.03.2019 o 14:09, mankomaniak napisał:

    Prosze mi znaleźć konserwatywnego geniusza - nie ma takich.

    Pytanie retoryczne: kto w takim np. średniowieczu był "lewicowym geniuszem": święty Tomasz z Akwinu, Dante Alighieri, Joanna d'Arc? (Dante - jeśli ktoś nie wie - był głęboko religijny (jego "Boska Komedia" jest uznawana za "syntezę średniowiecznej myśli filozoficznej, historycznej i teologicznej")). 

    Galileusz i Newton byli teistami (obaj sporo energii włożyli w pisanie prac o charakterze teologicznym z tego co pamiętam, choć niespecjalnie zgodnych z linią Kościoła). 

    Tak naprawdę IMHO gdzieś do Rewolucji Francuskiej nie ma sensu mówić o "konserwatywnych geniuszach" bo wszyscy byli "konserwatywni". Mieszko I czy Bolesław Chrobry uważając, że chrześcijaństwo jest korzystne dla powstającego państwa polskiego, "zaliczali" jeden z punktów światopoglądu konserwatywnego, nieprawdaż? ;)

    Więc zostają czasy nowożytne. W takim razie trochę nazwisk ludzi co najmniej wybitnych, proszę bardzo (skojarzyły mi się po linii religijnej, mam nadzieję, że to jest do przyjęcia):

    J. R. R. Tolkien - bardzo porządny katolik,

    C. S. Lewis - nawrócił się na chrześcijaństwo (pod wpływem m. in. Tolkiena),

    w Polsce  - jeśli już trzymać się literatów - Zbigniew Herbert miał opinię konserwatysty,

    z filozofów chociażby Leszek Kołakowski (myślę, że nawet w dzisiejszych czasach jakieś 30 % - 50 % wszystkich filozofów to teiści), Bocheńskiego chyba nie muszę przypominać :)

    Z naukowców:

    Gregor Mendel - zakonnik, augustianin - odkrywca podstawowych praw dziedziczenia

    Georges Lemaitre - ksiądz katolicki - twórca teorii Wielkiego Wybuchu

    Była mowa o Mozarcie. A co w takim razie z J. S. Bachem i Vivaldim? Pierwszy - organista kościelny i kapelmistrz na dworach książąt niemieckich, drugi - ksiądz katolicki. Nie wiem jakie mieli poglądy polityczne, ale coś mi się zdaje, że - sądząc choćby po wykonywanych zawodach - niespecjalnie marzyła im się dyktatura proletariatu i odgórne urzędowe wprowadzanie ateizmu. Jeśli do tego dorzucić Telemanna (ten sam sposób zarabiania na życie, co Bach, konkurowali o niektóre posady dworskie) to mamy już chyba prawie całą muzykę barokową.

    Generalnie warto zrobić taki eksperyment: gdy się czyta o jakichś wybitnych postaciach, spróbować dowiedzieć się coś o ich światopoglądzie, życiu prywatnym itp. choćby z Wikipedii. Niespodzianek jest na tyle dużo, że raczej odechciewa się myślenia takimi prostymi stereotypami. Może nie wśród tych "najwybitniejszych", "geniuszy", ale wśród ludzi sporo zdolniejszych od (przynajmniej niektórych, a możliwe, że i wszystkich :P ) forumowiczów z KW.

     

    • Pozytyw (+1) 1

  14. Bea, a po czym czujesz się lepiej? Wypróbuj jedno i drugie np. przez kilka miesięcy i będzie ci łatwiej podjąć decyzję:) (Wiem, wiem, są rzeczy, które wychodzą później np. po kilku latach, ale zawsze wtedy możesz zmienić:)) Oliwa, nawet gdyby się okazała nie najoptymalniejszą opcją, to nie przeszkadza w osiągnięciu sędziwego wieku :)  Podobnie, jak jedzenie kilkograma czekolady tygodniowo;)

    P.S. A poważniej, wątpię, czy ktokolwiek jest w stanie bezbłędnie zdiagnozować takie sprawy w sposób naukowy. Choćby dlatego, że ludzie za bardzo się różnią miedzy sobą (więc co jest dobre dla jednego, nie musi być dobre dla drugiego). A wyniki badań naukowych pewnie są na tyle rozbieżne, niejednoznaczne i dające się poddać różnym interpretacjom, że da się znaleźć pasujące pod dowolną tezę...

     

     

    • Lubię to (+1) 1

  15. Któryś z polskich autorów S-F napisał jeszcze w ub. wieku opowiadanie, w którym była odwrotna sytuacja: przybysza z przyszłości poszukującego eliksiru nieśmiertelności bohater opowiadania spoił alkoholem;)

    A tak bliżej meritum, to chyba nie ma lepszego sposobu na zakomunikowanie potomnym, że eliksir nieśmiertelności jest nieskuteczny, niż zostawienie go w grobowcu razem ze zwłokami właściciela:)

     


  16. U mnie podobnie. Muzyka pomaga się skupić, gdy muszę robić (np. w pracy) coś, czego nie lubię (tylko że wtedy słucham jakiejś spokojnej klasyki, muzyki celtyckiej czy tp.). Jeżeli robię coś z pełnym zaangażowaniem, co mnie interesuje, to muzyka idzie w odstawkę, rozpraszałaby mnie. Aha, jeszcze musiałbym dodać, że nie jestem rzeźbiarzem, ale programistą, a więc działka związana pewnie z "kreatywnością werbalną" :)

    • Lubię to (+1) 1

  17. 2 godziny temu, tempik napisał:

    W tamtych czasach opuszczenie własnego siedliskach i pójście w nieznane, nie wiedząc nawet czy będzie woda po drodze nie było popołudniowym spacerem.

    Ale było technicznie wykonalne bez "szarpania się" na jakiś gigantyczny wysiłek ekonomiczny czy techniczny, czego - tak mi się wydaje - nie można powiedzieć o locie na Marsa. Żeby zawieźć człowieka na Marsa (mam na myśli wariant z lotem powrotnym na Ziemię, nie wyprawę w stylu Mars One, tj. w jedną stronę), trzeba dostarczyć na Marsa (albo na powierzchnię planety albo na orbitę) minimum pewnie (zgaduję) kilkaset ton sprzętu (sporej części z tego sprzętu nawet nie mamy wynalezionej, np. autonomiczne roboty, które by wybudowały domy dla kosmonautów na pow. Marsa*). Gdyby to było 500 ton, to mielibyśmy masę porównywalną z Międzynarodową Stacją Kosmiczną - a wiemy ile zbudowanie jej pochłonęło czasu i pieniędzy. Teraz doliczmy jeszcze koszt przewiezienia jej na orbitę marsjańską (a to i tak nie koniec kosztów).

    *) Wszystkie plany lotów zakładają wykorzystywanie odpowiedniej względnej pozycji Ziemi i Marsa, co prowadzi do scenariusza, w którym ludzie - po dotarciu do Marsa - musieli by oczekiwać ok. 1-2 lata na dogodną sytuację do powrotu. Można sobie wyobrazić scenariusz, w którym lądują na Marsie, zatykają chorągiewkę i od razu wracają na orbitę wokółmarsjańską, po której krążą te 1-2 lata, aż będą mogli wrócić, ja w ten scenariusz nie wierzę, chociażby dlatego, że to byłby pewnie zbyt długi (niebezpiecznie długi) czas przebywania w nieważkości, więc przyjmuję, że przez większość tego czasu będą mieszkali na powierzchni Marsa (albo pod powierzchnią -  w jakiejś jaskini chociażby).

    Już samo dostarczenie im źródła energii na 1-2 lata to pewnie jest nietrywialna sprawa, odległość od Słońca jest sporo większa niż w przypadku Ziemi, panele słoneczne będą mniej wydajne, na wyczucie strzelam, że pewnie będzie potrzebny jakiś mały reaktor jądrowy. A dostarczyć taki reaktorek na Marsa (oczywiście w stanie sprawnym) to już co najmniej kilka zagadnień, w których mamy nieprzetartą ścieżkę.


  18. Godzinę temu, tempik napisał:

    Afrykanie przed milionami lat wyszli z Afryki, tak na piechotę ,bez butów i w palącym słońcu.

    Tylko że koszty wyjścia z Afryki na piechotę nie był tak gigantyczny, jak wyprawy na Marsa ;P Ekonomia prędzej czy później i tak nas dopada:)

    Żadni romantycy ani na piechotę nie dojdą na Marsa, ani nie dolecą, jeśli się skrzykną kupą i spróbują sklecić w garażu jakiś pojazd :)


  19. Jak postępować ze swoją kobietą, nie czuje się kompetentny radzić (właśnie dzisiaj dowiedziałem się od pewnej pani psycholog, że muszę sam się nauczyć pewnych rzeczy dot. postępowania z moją;)).

    Na Turbaczu też nigdy nie byłem, ale nie wyobrażam sobie co tam musiało by być, żeby wymagać takich przygotowań przy wejściu na szczyt, który ma  raptem wysokość 1300  (plus paręnaście) metrów n.p.m. Chyba ktoś mocno przesadził:)

     

     


  20. Jajcenty, może w takim razie po prostu nie biegaj, tylko graj w koszykówkę itp.? Nie ma przymusu, żeby wszyscy uprawiali tę samą dyscyplinę sportową. :)

    P.S. I chwała Bogu zresztą, bo inaczej np. ja byłbym biedny - u mnie ośrodka nagrody 'nie rajcują" ani punkty za bieganie, ani punkty za mecze. Ale za to wejść na jakiś górski szczyt albo chociaż jak nie ma warunków, to przejść kilka kilometrów piechotą to jest coś, co sprawia bardzo dużą przyjemność. ;)


  21. Niekoniecznie, może po prostu uwielbiają kolekcjonować zdjęcia uchatek, a że nie mają dostępu do komputerów, smartfonów, internetu, to kupują u każdego, kto się nawinie, w szczególności od fotografów w niebieskich kajakach;)

    A na stan, w jakim się znajdują jest w sumie gotowy termin: wykluczenie cyfrowe. Tak że to poważna sprawa, powinien ktoś tym się zająć, ekolodzy, organizacje społeczne itp. ;)

×
×
  • Dodaj nową pozycję...