Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37607
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W bieżącym roku może ostatecznie rozstrzygnąć się los triclosanu, organicznego związku bakterio- i grzybobójczego, który jest powszechnie dodawany do środków higieny osobistej. Naukowcy od dawna zadają sobie pytania o jego bezpieczeństwo, a organizacje ekologiczne od lat starają się o wyeliminowanie go z naszego otoczenia. Triclosan może szkodzić nie tylko ludziom. Wraz z wykorzystywanymi przez nas produktami trafia do środowiska naturalnego. Co jakiś czas ukazują się wyniki badań wskazujących na niebezpieczeństwa związane z powszechną obecnością triclosanu. Środek ten może być odpowiedzialny za niepłodność, pojawianie się opornych szczepów bakterii, upośledzenie czynności mięśni, nader często spotyka się go w wodzie pitnej. Pomimo tych wszystkich zagrożeń jest on dopuszczony do użycia w mydłach, pastach do zębów, olejkach do opalania, bieliźnie czy elementach wyposażenia mieszkania w USA i Europie. Triclosan po raz pierwszy znalazł się na celowniku urzędów już w... 1972 roku. Wtedy to Kongres USA zobowiązał FDA (Agencję Żywności i Leków) do wydania zaleceń dotyczących używania środków antybakteryjnych. W 1978 roku FDA opublikowała zalecenia dotyczące mydeł w płynie i stwierdziła w nich, że triclosan nie może zostać uznany za bezpieczny i efektywny, gdyż brak badań tego dowodzących. W ciągu ostatnich 30 lat Agencja opublikowała wiele podobnych dokumentów, jednak wszystkie one miały status propozycji, a nie ostatecznych rozporządzeń. A to oznaczało, że triclosan nie został usunięty z produktów konsumenckich. W końcu w ubiegłym roku FDA zapowiedziała, że do końca roku 2012 wyda ostateczną opinię na temat triclosanu. Termin ten przesunięto na luty 2013. Nadszedł maj, a zapowiadany dokument ciągle się nie ukazał. W marcu organizacja Natural Resources Defense Council zagroziła, że pozwie FDA do sądu. Niewykluczone, że groźba podziała i w bieżącym roku Agencja wyda ostateczne zalecenia. Obecnie na jej witrynie możemy przeczytać, że Agencja nie posiada dowodów, które wskazywałyby na to, że zawierające triclosan antybakteryjne mydła i preparaty do mycia ciała zapewniają jakiekolwiek korzyści w porównaniu z myciem zwykłym mydłem i wodą.
  2. Dyrektor amerykańskich Narodowych Instutów Zdrowia Psychicznego wydał oświadczenie, które odbiło się szerokim echem w świecie psychiatrów i psychologów. Thomas Insel stwierdził, że NIMH - rządowa agenda która m.in. przyznaje granty na badania nad zaburzeniami umysłowymi - reorientuje swoje działania tak, by odejść od kryteriów DSM. Oświadczenie takie ukazało się na kilkanaście dni przed publikacją piątej edycji DSM. Wydawany przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne "Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders" jest od 60 lat uznawany za "biblię" psychologii i psychiatrii. Chociaż DSM jest uważany za 'biblię', to w najlepszym przypadku jest to słownik, w którym znajdziemy spis etykietek i definicji. Wartość każdej z edycji DSM opiera się na 'solidności', na upewnieniu się, że specjaliści na całym świecie używają tych samych terminów w ten sam sposób. Jej słabością jest natomiast brak sprawdzalności. W przeciwieństwie do definicji np. AIDS, białaczki czy choroby niedokrwiennej serca, kryteria diagnostyczne w DSM opierają się nie na obiektywnych testach klinicznych, ale na zgodzie co do grup objawów klinicznych. W całej reszcie nauk medyczncyh byłoby to odpowiednikiem tworzenia kryteriów diagnostyczncyh na podstawie natury bólu w klatce piersiowej czy rodzaju gorączki. Jednak diagnozy bazujące na symptomach, niegdyś powszechne w medycynie, zostały w ciągu ostatniego półwiecza zastąpione innymi metodami, gdyż zrozumieliśmy, że same symptomy rzadko pozwalają na wybór najlepszego leczenia. Pacjenci psychiatryczni zasługują na takie samo podejście - stwierdził Insel. Dyrektor stwierdził, że NIMH w miejsce DSM wykorzysta Research Domain Criteria (RDoC), która definiuje schorzenia psychiczne w oparciu nie o symptomy, a o dane genetyczne, neurologiczne oraz wynikające z badań poznawczych. Po chwili dodał jednak zaskakującą wypowiedź oświadczając, że nie możemy stworzyć systemu bazującego na biomarkerach czy badaniach poznawczych, gdyż nie posiadamy wystarczająco dużo danych. Niewykluczone, że decyzja Insela ma więcej wspólnego nie z niedoskonałościami DSM, co z ogłoszoną przez prezydenta Obamę Brain Initiative, w którą budżet federalny zainwestuje 100 milionów dolarów. Prawdopodobnie NIMH chce połączyć swe siły z naukami neurologicznymi, które są bardziej wspierane przez polityków niż psychiatria. Problem jednak w tym, że neurologia również nie daje odpowiedzi na podstawowe pytania dotyczące ludzkiej psychiki. Jej obecny etap rozwoju można porównać do genetyki sprzed odkrycia podwójnej helisy.
  3. W lutym 2012 roku Frank Wilczek, noblista z Massachusetts Institute of Technology teoretycznie udowodnił, że możliwe jest istnienie kryształów czasoprzestrzennych. To struktury 4D, w których oprócz przestrzeni uwzględnia się też wymiar czasu. Kryształy takie mogłyby ciągle się obracać i istnieć nawet po końcu wszechświata. Pod koniec września ubiegłego roku informowaliśmy o pracach zespołu Xiang Zhanga z Lawrence Berkeley National Laboratory (LBNL), który opracował teoretyczną koncepcję budowy takiego kryształu. Teraz Xiang Zhang, Hartmut Haffner i ich koledzy przymierzają się do przekucia teorii w rzeczywistość. Uczeni spróbują zbudować kryształ czasoprzestrzenny więżąc 100 jonów wapnia w pułapce jonowej o szerokości 100 mikrometrów. Jony zostaną poddane działaniu pola magnetycznego, dzięki czemu mają ułożyć się w pierścień, a następnie pod wpływem statycznego pola magnetycznego zaczną się obracać, tworząc kryształ czasoprzestrzenny. Z obliczeń wynika, że kryształ taki zostanie wprowadzony w stan podstawowy po schłodzeniu go za pomocą lasera do około jednej miliardowej kelwina powyżej zera absolutnego. Tak znaczące schłodzenie atomów będzie możliwe dzięki nowej konstrukcji pułapki jonowej. Istnieje kilka technik chłodzenia laserem, jednak wszystki opierają się na tych samych podstawach. Należy doprowadzić do sytuacji, w której fotony z lasera trafiają w atom i wymuszają na nim emisję fotonów o wyższej energii niż zaabsorbowana z lasera. Ta dodatkowa energia pochodzi z ciepła samego atomu. Dotychczas temperatura, do jakiej można było schłodzić atomy w pułapce jonowej była ograniczona ciepłem emitowanym przez elektrody użyte do zbudowania pułapki. Pojawienie się tego ciepła jest związane z zanieczyszczeniami osadzającymi się na elektrodach. Pułapka, którą zaprojektowali uczeni z LBNL została wyposażona w laser argonowo-jonowy, którego zadaniem jest oczyszczanie elektrod. Eksperymenty wykazały, że dzięki takiej konstrukcji możliwe jest aż 100-krotne zredukowanie szumu pochodzącego z pułapki. Część fizyków sceptycznie podchodzi do pomysłu swoich kolegów z LBNL. Nie zaprzeczają, że możliwe jest stworzenie kryształu czasoprzestrzennego - struktura taka nie łamie żadnych praw fizycznych - uważają jednak, że niemożliwe jest obserwowanie obracającego się pierścienia jonów znajdujących się w stanie podstawowym.
  4. Wiszące ogrody królowej Semiramidy nie znajdowały się, wg Stephanie Dalley z Uniwersytetu Oksfordzkiego, w Babilonie, lecz w Niniwie. Brytyjka, która przez kilkanaście lat zajmowała się lokalizacją jednego z 7 cudów świata, uważa, że ogrody zbudowano na polecenie Sennacheryba, władcy Asyrii z dynastii Sargonidów, a nie Nabuchodonozora II. Specjalistka od starożytnych języków Środkowego Wschodu przeanalizowała asyryjskie i babilońskie tabliczki z pismem klinowym oraz ponownie zinterpretowała teksty rzymskie i greckie. Pracując nad asyryjską inskrypcją z VII w. p.n.e., Dalley zauważyła, że w latach 20. ubiegłego wieku niewłaściwie ją przetłumaczono, przekształcając urywki w kompletny bezsens. Brytyjka natrafiła na wypowiedź samego Sennacheryba, w której napomykał on o "pałacu niemającym sobie równych" oraz "cudzie dla wszystkich ludzi". Władca opisywał wynoszącą wodę śrubę, wykonaną dzięki nowej metodzie odlewania brązu (warto zauważyć, że powstała ona na 400 lat przed śrubą Archimedesa, maszyną używaną do nawadniania kanałów irygacyjnych). Wg Dalley, śruba była częścią systemu kanałów, tam i akweduktów. Za ich pomocą sprowadzano górską wodę do wiszących ogrodów. Podczas ostatnich wykopalisk natrafiono na ślady akweduktów. Jeden z nich znajdował się w pobliżu Niniwy. Widniała na nim inskrypcja: "Sennacheryb, król świata". Dalley po raz pierwszy wspomniała o swojej teorii już w 1992 r. Dwudziestego trzeciego maja nakładem wydawnictwa Oxford University Press ukaże się książka "Tajemnica wiszących ogrodów Babilonu", która podsumowuje jej wieloletnie badania. Brytyjka spodziewa się, że zgromadzone przez nią dowody zostaną uznane za obrazoburcze; w końcu od dziesiątków lat w szkołach, podręcznikach i encyklopediach mówi się o ogrodach Nabuchodonozora. Zmaganie się z uniwersalnie uznawanymi akademickimi prawdami może być postrzegane jako szczyt arogancji [...], ale asyrologia jest stosunkowo nową dziedziną. Gdy specjalistka z Oksfordu połączyła dane z różnych tekstów, wyłonił się z nich obraz ogrodu naśladującego górskie krajobrazy. Jego założyciele pomyśleli nie tylko o tarasach, ale i o okolonych kolumnami ścieżkach, z których widać było egzotyczne rośliny i urokliwe strumienie. Choć o 7 cudach świata napomykano w klasycznych tekstach, tylko Józef Flawiusz twierdził, że wiszące ogrody powstały z rozkazu Nabuchodozora. Dalley dodaje, że starożytne źródła, w tym Księga Judyty, często myliły miejsca i imiona (dotyczyło to również obu wspomnianych na początku władców).
  5. Australijscy naukowcy pracują nad rękawem ze sztucznych mięśni, który łagodziłby objawy obrzęku limfatycznego po mastektomii. Na razie zespół z Laboratorium Biomechaniki przy Uniwersytecie w Wollongong oraz Instytutu Badania Inteligentnych Polimerów testuje różne rozwiązania przybliżające do etapu testów klinicznych. Studium zostało sfinansowane przez Narodową Fundację Raka Piersi. Amputując pierś, chirurdzy często usuwają objęte procesem chorobowym pachowe węzły chłonne. Zaburzenie odpływu limfy prowadzi do obrzęku kończyny górnej i/lub klatki piersiowej. Leczenie polega na kompresoterapii (ucisku za pomocą opasek i bandaży) czy masażu (drenażu) limfatycznym. Prof. Julie Steele podkreśla, że ważnym elementem studium jest zrozumienie, na jakiej zasadzie aktualnie wykorzystywane metody doprowadzają do zmniejszenia objawów, np. jak dużą siłę należy przyłożyć podczas masażu. Australijka uważa, że dużym plusem rękawa ich autorstwa będzie przenośność, bo wcześniej w pewnych przypadkach pacjentki były przykute do podłączanych do prądu dużych maszyn hydraulicznych. Koleżanka Steele dr Bridget Munro dodaje, że kobiety po odjęciu piersi i tak są w dużym stopniu świadome własnego ciała, dlatego zespół pracuje nad czymś niewidocznym [...]. We włóknach innowacyjnego materiału występują nanosilniki, które są uruchamiane ciepłem lub w wyniku reakcji elektrochemicznych. Wszystko sprowadza się do wzrostu ciśnienia w rękawie, a to zadanie aktywnego mechanicznie elementu. Chcielibyśmy wykorzystać kurczliwe włókna, ale na razie nie wiemy, czy możemy wpleść pojedyncze egzemplarze w tkaninę, nie zmieniając jej właściwości dotykowych i wyglądu [...] - tłumaczy prof. Geoff Spinks. Do niedawna problemem było wyprodukowanie odpowiedniej liczby włókien, ale zespołowi udało się uzyskać małe próbki i naukowcy twierdzą, że poradzą sobie również z kawałkami o większej powierzchni.
  6. Komunikacja kwantowa ma być, teoretycznie, niemożliwa do podsłuchania. Wszelka próba podsłuchu kończy się bowiem wprowadzeniem do komunikacji tak dużych błędów, że zostaną one natychmiast wykryte. Zgodnie z zasadami mechaniki kwantowej, fotony wykorzystywane podczas takiej komunikacji podróżują niosąc ze sobą wszelkie możliwe stany kwantowe i dopiero gdy zostaną odebrane przyjmują ten jeden właściwy stan. Próba podsłuchu powoduje, że do odbiorcy zaczynają docierać liczne błędy, co kończy się natychmiastowym wykryciem podsłuchu i przerwaniem komunikacji. Oczywiście w systemach komunikacyjnych mamy do czynienia z zakłóceniami, czyli szumem. W zależności od okoliczności akceptowalny poziom szumu wynosi 11-16,7 procent. Karol Bartkiewicz i jego koledzy z Uniwersytetu Palacky'ego w Ołomuńcu dowiedli, że podsłuchujący może skutecznie ukryć się za tym szumem. Czescy naukowcy uważają, że możliwe jest bezpieczne podsłuchanie kwantowej komunikacji za pomocą urządzenia klonującego fotony. Oczywiście klony nie będą doskonałe, jednak na tyle dobre, że poziom szumu zostanie utrzymany na akceptowalnym poziomie. Napastnik może zatem przechwycić foton, stworzyć jego kopię i wysłać ją do odbiorcy. W ten sposób może przechwycić cała komunikację w sposób niezauważalny dla nadawcy i odbiorcy. Bartkiewicz i jego zespół sprawdzili swój pomysł w laboratorium. Udało im się przechwycić kwantową komunikację utrzymując szum na poziomie 18,5%. A to oznacza, że instytucje korzystające z kryptografii kwantowej powinny zwracać baczną uwagę szum. Jeśli go monitorują to, zdaniem Bartkiewicza, są bezpieczne.
  7. Hiszpańska fundacja ANAR (Ayuda a Niños y Adolescentes en Riesgo), która przeciwdziała przemocy wobec dzieci i młodzieży, rozpoczęła kampanię reklamową z 2 równoległymi przekazami. Na jednym i tym samym plakacie dorośli widzą komunikat zwiększający świadomość zjawiska, a dzieci poniżej 10. r.ż. telefon linii zaufania. Rozwiązaniem kwestii technicznych akcji "Tylko dla dzieci" (Sólo para niños) zajmowali się eksperci z agencji Grey. Na bilboardach zastosowano stereogramy soczewkowe. Założono przy tym, że przeciętny dorosły mierzy ok. 175 cm, a dziecko do 10. r.ż. ok. 135 cm. Ponieważ wzrost przekłada się na kąt spoglądania, to dzięki rastrowi dorosły widzi twarz malucha i hasło "Niekiedy przemoc jest widoczna jedynie dla maltretowanego dziecka", a dziecko pobitego rówieśnika z rozciętą wargą oraz napis "Jeśli ktoś cię krzywdzi, zadzwoń do nas, a my ci pomożemy".
  8. Wstrzykując w ogniska wyłysienia preparat krwiopochodny - osocze bogatopłytkowe (ang. platelet-rich plasma, PRP) - naukowcy odtworzyli owłosienie na skórze głowy kilkudziesięciu chorych. Choć studium przeprowadzono na osobach z łysieniem plackowatym (łac. alopecia areata), zespół doktora Fabia Rinaldiego uważa, że metoda powinna się sprawdzić również przy łysieniu androgenowym. Sądzimy, że poza zabiegiem chirurgicznym, to najlepsza dostępna opcja terapeutyczna. Ochotnikom wykonywano ostrzykiwania połowy głowy. Podawano im osocze bogatopłytkowe, steroid (acetonid triamcynolonu, TrA) lub placebo. Każdy uczestniczył we wszystkich 3 programach; pomiędzy nimi wyznaczano miesięczne okresy karencyjne. Okazało się, że w porównaniu do placebo i steroidów, PRP prowadziło do znacznie silniejszego odrostu włosów, słabszej dystrofii włosów i lżejszego świądu/pieczenia skóry. Badacze ustalili też, że przy zastrzykach z PRP poziom antygenu Ki-67, markera komórkowej proliferacji, był wyższy. Co istotne, nie zauważono żadnych skutków ubocznych terapii osoczem bogatopłytkowym. Zachęceni uzyskanymi rezultatami naukowcy z International Hair Research Foundation, Uniwersytetu w Brescii oraz Centrum Medycznego Uniwersytetu Hebrajskiego pracują nad rozwiązaniem w postaci kremu (iniekcje byłyby nie tylko bolesne, ale i trudniejsze do wykonania w domu).
  9. Zdaniem astrofizyków z California Institute of Technology (Caltech), bezpośrednio przed utworzeniem się czarnej dziury może pojawiać się rozbłysk światła. Jeśli mają oni rację, to możliwe będzie obserwowanie samego procesu powstawania czarnych dziur. Tony Piro z Caltechu opisał na łamach Astrophysical Journal Letters właściwości, jakimi powinien charakteryzować się wspomniany rozbłysk. Zauważa przy tym, że większość czarnych dziur nie powstaje w ten sposób. Przeważnie umierająca gwiazda po prostu znika z nieboskłonu. Ale, może nie zawsze jest tak nudno - stwierdził uczony. W teorii, gdy gwiazda umiera, jej środek zapada się pod własnym ciężarem. Protony i elektrony łączą się, tworząc neutrony. Na ostatnie kilka sekund wnętrze umierającej gwiazdy staje się niezwykle gęstą gwiazdą neutronową. To obiekt tak gęsty, jaki powstałby ze ściśnięcia Słońca do kuli o średnicy zaledwie 10 kilometrów. Podczas zapadania się gwiazdy powstają też neutrina, które niosą olbrzymią ilość energii. Jest ona równa mniej więcej masie 1/10 masy gwiazdy. Gwiazda gwałtownie traci masę. Tymczasem, według mało znanych badań, których wyniki w 1980 roku opublikował Dimitrij Nadieżin z rosyjskiego Instytutu Fizyki Teoretycznej i Esksperymentalnej, wynika, że wskutek gwałtownej utraty masy powinno dojść do błyskawicznego spadku przyciągania grawitacyjnego jądra. Wówczas te warstwy gwiazdy, które znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie zapadającego się jądra, a składające się głównie z wodoru, powinny gwałtownie ruszyć na zewnątrz, wywołując falę uderzeniową podróżującą z prędkością około 1000 km/s. Symulacje komputerowe przeprowadzone niedawno na UC Santa Cruz wykazały, że w takim scenariuszu fala uderzeniowa powinna rozgrzać zewnętrzne warstwy gwiazdy, prowadząc do ich rozświetlenia. Powinny one świecić przez około rok. To bardzo obiecujący scenariusz, jednak, jak twierdzi Piro, taki blask byłby trudny do zauważenia, nawet gdyby czarna dziura powstała w pobliskiej galaktyce. Uczony przeprowadził własne obliczenia dotyczące tego, co powinno wydarzyć się, gdy fala uderzeniowa dotrze do zewnętrznych warstw gwiazdy. Odkrył, że najpierw powinno dojść do rozbłysku 10 do 100 razy jaśniejszego niż przewidzieli uczeni z UC Santa Cruz. Taki błysk byłby na tyle silny, że powinniśmy go zauważyć. Niestety, w ciągu 3-10 dni blask osłabnie. Jednak to, zdaniem Piro, jest sygnał, którego należy szukać. Błysk taki będzie najsilniejszy w paśmie optycznym, szczególnie w świetle ultrafioletowym. Piro ocenia, że astronomowie powinni średnio raz w roku zanotować opisywany przez niego rozbłysk. Już teraz prowadzi się obserwacje nieba pod kątem wyszukiwania supernowych. Mimo, iż rozbłyski opisane przez Piro są znacznie słabsze, to urządzenia takie jak Palomar Transient Factory (PTF) powinny być w stanie zauważyć i rozbłyski z rodzących się czarnych dziur. Coraz doskonalsze narzędzia pozwolą na badanie przestrzeni kosmicznej z coraz większą dokładnością. W 2015 roku Caltech uruchomi następcę PTF - Zwicky Transient Facility (ZTF), a w przyszłej dekadzie rozpocznie pracę Large Synoptic Survey Telescope (LSST). Piro mówi, że jesli LSST nie będzie regularnie notował opisanych przezeń rozbłysków, będzie to oznaczało, że albo doszło do jakiegoś błędu w obliczeniach, albo też czarne dziury powstają rzadziej niż sądzimy.
  10. Dolna Saksonia przeznacza prawie 700 tys. euro na 3-letni pilotażowy projekt osiedlenia homarów europejskich (Homarus gammarus) na terenie morskiej farmy wiatrowej Borkum Riffgat. Naukowcy z Alfred-Wegener-Institutes, Helmholtz-Zentrum für Polar- und Meeresforschung zaczynają hodowlę 3 tys. skorupiaków, które trafią tam w 2014 r. W okolicznym dnie dominują piaski i muły, tymczasem homar, którego populacja jest obecnie o 90% mniejsza niż 70 lat temu, potrzebuje bardziej stałego podłoża. Skały usypane w czasie konstruowania farmy mogą mu zapewnić odpowiedni habitat. W ciągu dnia prowadzący nocny tryb życia H. gammarus chowałby się swoim zwyczajem w szczelinach między kamieniami, wychodząc na żer dopiero po zapadnięciu zmroku. W imieniu landu występuje Instytut Gospodarki Wodnej, Ochrony Wybrzeża i Ochrony Środowiska Dolnej Saksonii (Niedersächsischer Landesbetrieb für Wasserwirtschaft, Küsten- und Naturschutz, NLWKN). Pieniądze przeznaczane na reintrodukcję homara europejskiego pochodzą z odszkodowań wypłacanych zgodnie z prawem za budowę Borkum Riffgat. Prof. Heinz-Dieter Franke uważa, że choć liczne farmy, które powstaną w Zatoce Niemieckiej, postrzega się głównie jako zakłócenie ekosystemu, da się je również połączyć z czynnikami wzbogacającymi [czy poprawiającymi] środowisko. Zamknięcie obszaru farm wiatrowych dla komercyjnego rybołówstwa jest np. szansą na odrodzenie się populacji ryb oraz morskich bezkręgowców. Dobre dla homarów europejskich skaliste podłoże występowało dotąd wyłącznie w okolicach wyspy Helgoland, dlatego jeśli chroniące farmy usypiska z kamieni okazałyby się przydatne, można by w ten sposób zwiększać zasięg i liczebność tego gatunku. Hodowane przez biologów homary zostaną wypuszczone, gdy osiągną ok. 10 cm długości. W kolejnych latach doktorzy Roland Krone oraz Isabel Schmalenbach będą porównywać nowo stworzony ekosystem z obszarem referencyjnym. Sprawdzą, jak dużo młodych skorupiaków osiedliło się na skalistym podłożu, czy homary zostają tu, czy szukają szczelin w sąsiednim rejonie, jak radzi sobie fauna towarzysząca (duże kraby i ryby) i czy wreszcie na farmę migrują dzikie H. gammarus. Franke ma nadzieję, że dzięki farmom wiatrowym w dłuższej perspektywie czasowej populacja homarów koło Helgoland wzrośnie z obecnych 50-100 tys. do imponujących 300 tys. Choć w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat spadła liczebność homarów zarówno z okolic Skandynawii, jak i Morza Śródziemnego, niemieccy biolodzy podejrzewają, że w przetrzebieniu odnawianej przez nich populacji niebagatelną rolę odegrały bombardowania z drugiej wojny światowej. Osiemnastego kwietnia 1945 r. Brytyjczycy zrzucili na Helgoland 7 tys. bomb. Później przez 5 lat prowadzono tu ćwiczenia z namierzania celu, a w 1947 r. przeprowadzono operację niszczenia U-botów z wykorzystaniem około 7000 ton materiałów wybuchowych. W 1952 r. zezwolono na ponowne osiedlanie się ludzi, ale naukowcy sądzą, że wtedy los homarów był już przesądzony. Toksyny uwalniane z bomb uszkodziły powonienie skorupiaków, a ponieważ bez niego trudno znaleźć partnera, upośledziło to zdolność rozmnażania tych zwierząt.
  11. Orion, następca wahadłowców, przeszedł najtrudniejszy dotychczas test spadochronów. Testowa wersja kapsuły poradziła sobie z dwoma różnymi awariami. W momencie wystąpienia awarii prędkość kapsuły wynosiła ponad 400 km/h i była to największa prędkość przy jakiej ją testowano. W czasie prób jeden z dwóch spadochronów hamujących w ogóle się nie rozwinął, a jeden z trzech głównych spadochronów pominął pierwszy etap rozkładania się. Spadochrony hamujące wykorzystywane są do odpowiedniego ustawienia i spowolnienia lądującego Oriona. Główne spadochrony rozwijają się w trzech etapach, a ich celem jest stopniowe spowolnienie pojazdu. Orion został wyposażony w największe w dziejach spadochrony wyprodukowane na potrzeby lotów kosmicznych. Będą one wykorzystywane po wejściu w atmosferę do spowolnienia kapsuły, która ma lądować na Pacyfiku. Obecnie przeprowadzone testy zakończyły się sukcesem. Inżynierowie już planują kolejne próby. Służą one do udoskonalenia systemu spadochronów, a ze zdobytych doświadczeń skorzystają też w przyszłości inne rządowe i prywatne pojazdy kosmiczne wyposażone w spadochrony. Rozkładanie spadochronów to proces chaotyczny i trudny do przewidzenia. Grawitacja nie daje zbyt dużo czasu, nie ma zapasu. Wynik końcowy może być żałosny. Dlatego testujemy. Jeśli wystąpią jakieś problemy, dowiemy się o nich wcześniej - mówi Stu McClung, odpowiedzialny za systemy lądowania Oriona. Kolejny test spadochronów zaplanowano na lipiec. Wówczas Orion zostanie zrzucony z wysokości ponad 10,5 kilometra. Z kolei pierwszy test spadochronów po pobycie Oriona w przestrzeni kosmicznej odbędzie się w czasie Exploration Flight Test-1 w 2014 roku. Wówczas Orion będzie powracał z wysokości 5800 kilometrów, a jego prędkość podczas rozwijania spadochronów wyniesie około 550 km/h.
  12. Gdy wyposażony w skanery laserowe i kamerę na podczerwień robot Tláloc II-TC badał komory znajdujące się przy tunelu biegnącym pod Świątynią Pierzastego Węża (Quetzalcoatla), oczom zdumionych naukowców ukazały się setki tajemniczych kul. Wg specjalistów z meksykańskiego Narodowego Instytutu Antropologii i Historii, gliniane kule o obwodzie od 4 do 12 cm pokrywa przypominający złoto jarosyt, minerał powstający w wyniku utleniania siarczków żelaza. Na ścianach i suficie komór znajduje się proszek z pirytu - nadsiarczku żelaza(II) - hematytu i magnetytu, co tłumaczy, skąd bierze się charakterystyczne metaliczne lśnienie. Wiele wskazuje na to, że kule stanowiły część odprawianego w tunelach rytuału, najprawdopodobniej pogrzebowego. Choć archeolodzy podejrzewają, że chodziło o ostatnie pożegnanie ważnych obywateli, a nawet władców, na razie nie wiadomo, jaką rolę spełniały "złote" rekwizyty. Hipotezę rytualną potwierdzają liczne wota, w tym ceramika oraz inkrustowane kwarcem i żadami drewniane maski. O ponad 100-metrowym tunelu wiedziano od 2003 r., gdy obfite deszcze ujawniły, że w pobliżu piramidy znajduje się otwór. By zbadać przejście, potrzeba było kilku lat wstępnych prac i planowania. Parę miesięcy temu w odległości 72 i 74 m od wejścia znaleźliśmy 2 boczne komory [...] - Komorę Południową i Północną - ujawnia naczelny archeolog projektu Tlalocan Sergio Gómez Chávez. Ostatnio Tláloc II-TC dotarł do odcinka, gdzie dotąd nie prowadzono jeszcze wykopalisk. W odległości 100-110 m od wejścia natrafił na kolejne 3 komory. Kule leżały zarówno w Komorze Północnej, jak i Południowej (w Południowej znaleziono kilkaset takich artefaktów). Wg Cháveza, tunel zapieczętowywano 2-krotnie. Ok. 1800 lat temu grube ściany zburzono, by w komorze na końcu korytarza złożyć coś (lub kogoś) bardzo ważnego. Sądzę, że [badany właśnie] tunel był centralnym elementem, wokół którego zbudowano resztę ceremonialnego centrum. To najświętsze miejsce [piramidy]. Bardzo prawdopodobne, że w tym miejscu, w centralnej komorze, znajdziemy szczątki władców Teotihuacánu.
  13. Intel poinformował, że następcą Paula Otelliniego na stanowisku dyrektora generalnego będzie Brian Krzanich. Oficjalnie obejmie on stanowisko 16 maja podczas corocznego walnego zgromadzenia akcjonariuszy. O odejściu Otelliniego dowiedzieliśmy się w listopadzie ubiegłego roku. Po czterdziestu latach pracy w Intelu, w tym ośmiu spędzonych na fotelu prezesa, Otellini przechodzi na emeryturę. Krzanich piastował dotychczas w Intelu stanowisko dyrektora ds. operacyjnych i starszego wiceprezesa. Teraz zarząd koncernu zdecydował o powierzeniu mu stanowiska dyrektora generalnego. Pod uwagę brano też kandydatury dyrektor ds. finansowych Stacy Smith oraz Renee James, menedżera ds. oprogramowania i usług. Cała trójka została awansowana na stanowisko starszego wiceprezesa w dniu, w którym Otellini poinformował o swojej rezygnacji. Teraz James zostanie prezesem. Brian to dobry przywódca i pasjonat technologii, który dobrze rozumie biznes. Jego duże doświadczenie menedżerskie w połączeniu z otwartym podejściem do rozwiązywania problemów zyskało mu szacunek pracowników, klientów i partnerów na całym świecie. Łączy on w sobie wiedzę i doświadczenie potrzebne do przewodzenia firmie w czasach szybkiego rozwoju technologicznego i zmian na rynku - powiedział Andy Bryant, przewodniczący Rady Nadzorczej Intela. Analitycy zauważają, że Krzanich obejmuje władzę w czasach, gdy najważniejszy dla Intela rynek pecetów zaczyna tracić na znaczeniu. Będzie musiał dopilnować, by koncern nadal grał na nim pierwsze skrzypce, a jednocześnie musi postarać się o pokonanie ARM-a na rynku urządzeń mobilnych. Kolejnym stojącym przed nim wyzwaniem będzie zmiana strategii na rynku ultrabooków. Intel zainwestował duże kwoty w ten rynek wierząc, ze ultrabooki mogą być alternatywą dla tabletów i pozwolą na ożywienie rynku PC. Dotychczas jednak, z powodu wysokich cen, ultrabooki nie zdobywają zbyt wielu zwolenników. Analitycy podpowiadają też Krzanichowi, że Intel powinien pomyśleć o produkcji układów scalonych na zlecenie. Firma dysponuje bardziej zaawansowanymi fabrykami niż TSMC, Samsung czy Globalfoundries Dotychczas jednak wykorzystywała tę przewagę tylko po to, by produkować własne procesory. Ostatnio jednak zaczął w Intelu kiełkować pomysł wytwarzania kości na zlecenie. Krzanich z pewnością będzie porównywany z Otellinim, który również obejmował fotel CEO w trudnych dla Intela czasach, gdy firma traciła rynek na rzecz AMD. Otellini wprowadził słynny cykl rozwoju produktów Intela zwany "tik-tak", dzięki czemu koncern mógł w przewidywalny sposób zarządzać premierami, rozwojem i produkcją układów scalonych. Otellini odegrał też istotną rolę w przejściu Apple'a z architektury PowerPC na x86.
  14. Z opublikowanego przez australijską Komisję Klimatyczną raportu pt. "Krytyczna dekada" dowiadujemy się, że krajem, który robi olbrzymie postępy na rzecz redukcji emisji gazów cieplarnianych są... Chiny. Duży postęp zanotowano też w USA, ale ma on związek bardziej ze spowolnieniem gospodarczym i porzucaniem ropy naftowej na rzecz gazu łupkowego. Tymczasem Chiny dokonują znaczących zmian. Autorzy raportu skupili się przede wszystkim na Chinach i USA, gdyż te dwa kraje są odpowiedzialne za 37% światowej emisji. Wysiłki Chin opisano jako "nadzwyczajne". Od 2005 roku ilość energii generowanej w Chinach z wiatru zwiększyła się aż 50-krotnie. Wartość inwestycji w czystą energię w samym tylko 2012 roku sięgnęła 65,1 miliarda USD co stanowi 30% inwestycji wszystkich krajów G20. Po raz pierwszy w historii nałożono ograniczenia emisji CO2. W niektórych regionach zacznął one obowiązywać już w bieżącym roku, a cały kraj zostanie objęty ograniczeniami w roku 2015. Zmniejsza się też intensywność emisji węgla, czyli wielkość emisji na każdy punkt PKB. W 2012 roku zredukowano ją o 5%, co oznacza, że Chiny mogą dotrzymać obietnicy zmniejszenia intensywności o 40% do 2020 roku. Dobrze radzą sobie też Stany Zjednoczone. NIewykluczone, że uda im się spowodować, by w roku 2020 cała krajowa emisja wyniosła 83% emisji z roku 2005. W 2012 roku inwestycje w czystą energię wyniosły 35,6 miliarda dolarów. Jednak, jak wspomniano, część amerykańskich osiągnięć ma związek ze spowolnieniem i gazem łupkowym. To jednak, jak się okazuje, może skłonić... Chiny do zwiększenia wysiłku. Państwo Środka chce utrzymać swój szybki rozwój gospodarczy i zamierza konkurować z USA bez konieczności zanieczyszczania środowiska. Stąd też, jak zauważa Zhongxiang Zhang, ekonomista z Fudan University w Szanghaju, fakt, że Stany Zjednoczone znajdują się obecnie w uprzywilejowanej pozycji, może skłonić Chiny do wyznaczenia sobie jeszcze bardziej ambitnych celów. Autorzy raportu zauważyli też, że 1/3 krajów należących do OECD zdołała utrzymać swój wzrost gospodarczy, a jednocześnie zredukować emisję. To oznacza, że zmniejszanie emisji nie musi negatywnie odbić się na rozwoju gospodarczym kraju.
  15. Pod koniec kwietnia na jednym z budynków Nottingham Trent University wykluły się 3 sokoły wędrowne (Falco peregrinus). Dzięki kamerom internetowym proces można było śledzić na żywo. Grant Anderson, uczelniany specjalista ds. ochrony środowiska, opowiada, że obawiano się, że chłody i śnieg mogły niekorzystnie wpłynąć na jaja. Gniazdo najwyraźniej uwito jednak pod szczęśliwą gwiazdą, bo w ciągu 6 ostatnich lat opuściło je aż 17 odchowanych piskląt. Naukowcy opisują losy swoich podopiecznych na blogu. Obecnie zbierają fundusze na 2 projekty badawcze dot. ptaków drapieżnych. Sokoły są filmowane za pomocą 2 kamer. Jedna (statyczna) zawsze pokazuje gniazdo. Druga podąża za ptakami w okolicach dachu Budynku Newtona.
  16. NASA otrzymała potwierdzenie, że łazik Opportunity jest ponownie pod całkowitą kontrolą. Przed kilkoma dniami, gdy kończyła się koniunkcja słoneczna i po miesięcznej przerwie ponownie zezwolono na komunikację z Curiosity i Opportunity okazało się, że starszy z pojazdów niespodziewanie wszedł w automatyczny tryb oczekiwania. Wstępne dane sugerowały, że do zmiany stanu łazika doszło 22 kwietnia podczas wykonywanych przezeń rutynowych badań przejrzystości atmosfery. Sądzimy, że Opportunity zrestartował swoje oprogramowanie, prawdopodobnie w czasie, gdy jego kamery wykonywały zdjęcia Słońca. Odkryliśmy, że łazik znajduje się w automatycznym trybie oczekiwania, w którym równoważy swoje zapotrzebowanie na energię, utrzymuje komunikację i oczekuje na polecenia z Ziemi. Na szczęście nasze scenariusze na czas koniunkcji przewidywały odpowiednie procedury, gdyby doszło do takiej sytuacji - mówi John Callas odpowiedzialny za Mars Exploration Rover Project. Opportunity pracuje na Marsie już od 9 lat. Jego młodszy kuzyn, Curiosity, trafił na Czerwoną Planetę w ubiegłym roku. Swoją pierwszą koniunkcję i związane z tym moratorium na komunikację przeszedł bez najmniejszych problemów. Opportunity wylądował na Marsie 24 stycznia 2004 roku. Jego misję zaplanowano na 3 miesiące w czasie których miał przejechać około 600 metrów. Łazik pracuje do dzisiaj. Dotychczas przebył na powierzchni planety niemal 35,5 kilometra. Najważniejsze nie jest to, jak długo pracuje i jaką odległość przejechał, ale jak wiele badań wykonał i ile danych nam dostarczył - mówi Callas. Bliźniaczy pojazd Opportunity, Spirit, zamilkł w 2010 roku.
  17. By ocalić język Nawaho, największego plemienia Ameryki Północnej, od zapomnienia, planowane jest stworzenie dubbingu do "Gwiezdnych wojen". Casting odbędzie się w piątek i sobotę (3 i 4 maja) w stolicy rezerwatu Window Rock. Organizatorzy wspominają, że dotąd zgłosiło się ok. 75 chętnych. Manuelito Wheeler, dyrektor Muzeum Nawaho, podkreśla, że idea opracowania dialogów do filmu owładnęła nim już 13 lat temu. Z uniwersalną tematyką walki dobra ze złem "Gwiezdne wojny" powinny przypaść Indianom do gustu. Pomyśleliśmy, że to prowokacyjny, a zarazem skuteczny sposób ratowania języka [...] i kultury. Realizacja projektu ruszyła z kopyta ok. 18 miesięcy temu. Po 36 godzinach wytężonej pracy 5 tłumaczy udało się zaadaptować scenariusz. Wheeler ujawnia, że sporo kłopotów przysporzyło im kultowe hasło "Niech moc będzie z tobą". Wersję "Gwiezdnych wojen" z dubbingiem i angielskimi napisami będzie można obejrzeć w lipcu podczas plemiennych obchodów Dnia Niepodległości i na wrześniowych targach Nawaho.
  18. Archeolodzy zdobyli pierwszy materialny dowód na to, że mieszkańcy Jamestown - pierwszej stałej brytyjskiej kolonii w Ameryce - oddawali się kanibalizmowi. Dowód ten to ślady nacięć na czaszce i kościach 14-letniej dziewczyny. Głodujący koloniści usunęli jej mózg i mięso, prawdopodobnie w celach spożywczych. Szczątki dziewczyny odkopali archeolodzy z prywatnej organizacji Preservation Virginia, pracujący pod kierunkiem Williama Kelsona. Zostały one zabadane przez antropologa Douglasa Owsleya z Narodowego Muzeum Historii Naturalnej w Waszyngtonie. Nie wiadomo, jak zmarła dziewczyna. Jest niemal pewne, że umarła i została pochowana, a później jej ciało odkopano i zjedzono. Do przypadków kanibalizmu doszło w Jamestown podczas niezwykle surowej zimy z lat 1609/1610. Już w 1625 roku George Percy, prezydent Jamestown, pisał w jednym z listów, że przed laty głód był tak wielki, iż wykopywano zmarłych by ich zjeść. Poza listem Percy'ego istnieje jeszcze pięć innych doniesień o kanibalizmie w Jamestown. Szczątki zmarłej wydobyto przed kilkoma miesiącami z dołu zawierającego kości koni i psów. Po stanie zębów stwierdzono, że miała 14 lat, a badania izotopowe kości wskazują, iż jadła wysokobiałkową dietę, zatem pochodziła z dobrze sytuowanej rodziny. Doktor Owsley jest pewny, iż była Angielką. Badania izotopowe tlenu wykazały, iż dorastała na południowym wybrzeżu Anglii. Z kolei izotopy węgla dowodzą, że w jej diecie znajdowały się angielskie żyto i jęczmień. Zdaniem Jamesa Horna, historyka z Colonial Williamsburg Foundation, dziewczyna przybyła do Ameryki na jednym z sześciu ocalałych okrętów floty dostawczej, która wypłynęła w czerwcu 1609 roku z Plymouth. Stosunki między kolonistami a Indianami szybko się popsuły i w październiku lub listopadzie Powhatanowie zaatakowali kolonię. Otoczeni koloniści zaczęli zjadać ubrania, buty, konie, psy i koty. W końcu doszło do kanibalizmu. Z kilkuset zamieszkujących Jamestown osób do maja 1610 roku przetrwało 60. Miejsce, w którym znajdowało się Jamestown wybrano w 1607 roku na kolonię, gdyż w okolicy nie było Indian. Jak się póżniej okazało, nikt jej nie zasiedlał, gdyż był to teren bagnisty, nienadający się pod rolnictwo. Virginia Company of London nie była zaś w stanie zapewnić kolonistom regularnych dostaw żywności. Wykopaliska w Jamestown trwają od 1994 roku. Ku zdziwieniu naukowców, znajdowane są szczątki pierwszej historycznej osady. Specjaliści obawiali się, że zostały one całkowicie zniszczone przez przepływającą obok rzekę.
  19. Za pomocą zwykłego sprzętu do drukowania naukowcy z Princeton University uzyskali działające ucho, które wykazuje wrażliwość na częstotliwości radiowe. Amerykanie połączyli komórki z nanocząstkami srebra. W ten sposób podczas drukowania antenę zwojową płynnie scalono z chrząstką, uzyskując bioniczne ucho. Generalnie stworzenie interfejsów z materiałów biologicznych i elektronicznych wiąże się z wyzwaniami natury mechanicznej i termicznej - podkreśla prof. Michael McAlpine. Wcześniej stosowano elektronikę 2D, kładzioną na powierzchni tkanki. Nasze studium sugeruje jednak nowe podejście synergiczne - budowanie i hodowanie materiału biologicznego z elektroniką, w przeplatającym się, trójwymiarowym formacie. Standardowa inżynieria tkankowa polega na szczepieniu komórek na rusztowaniu z polimeru (hydrożelu). Amerykanie tłumaczą jednak, że technika ta nie nadaje się do replikowania złożonych trójwymiarowych struktur, a wg nich, rekonstrukcja ucha pozostaje jednym z największych wyzwań chirurgii plastycznej. By rozwiązać ten problem, zespół odwołał się do drukowania poprzedzonego komputerowym odwzorowaniem konstrukcji. Tworzenie organów za pomocą drukarek 3D to niedawne dokonanie. W ciągu paru ostatnich miesięcy kilka zespołów donosiło o wykorzystaniu technologii do tego celu. Naukowcy z Princeton jako pierwsi zademonstrowali jednak, że drukowanie 3D jest wygodną strategią przeplatania elektroniki z tkanką. Ekipa McAlpine'a połączyła macierz hydrożelu i komórek z nanocząstkami srebra. Z tych pierwszych odtwarzano geometrię ludzkiego ucha, a z AgNPs miała powstać część przewodząca impulsy. Łącznie umożliwiało to hodowlę tkanki chrzęstnej wokół anteny indukcyjnej, podłączanej później za pomocą przewodów do ślimakopodobnych elektrod.
  20. W Google Glass nie wbudowano żadnych mechanizmów uwierzytelniania. Jay Freeman, programista, który specjalizuje się w przełamywaniu zabezpieczeń iPhone'ów i urządzeń z Androidem odkrył, że możliwe jest przejęcie kontroli nad okularami przez soobę trzecią. Zdaniem Freemana urządzenie Glass zostało wyposażone w pewne funkcje administracyjne, które można uruchomić po podłączeniu do komputera. Brak mechanizmu uwierzytelniania powoduje zaś, że napastnik może przejąć kontrolę nad Glass. Gdy już atakujący zdobędzie dostęp na prawach administratora, to zyska narzędzie bardziej niebezpieczne niż gdyby zyskał dostęp do telefonu czy komputara. Może kontrolować kamerę i mikrofon, które użytkownik nosi na głowie. Zhackowane Glass nie tylko pozwoli mu widzieć to, na co patrzy użytkownik, ale słyszeć wszystko, co mówi i robi - zauważa Freeman. Da mu dostęp do wszystkich twoich haseł, gdyż będzie mógł obserwować jak je wpisujesz. Pozwoli nawet na złamanie zabezpieczeń starych, bezpiecznych technologii - pozwoli zarejestrować kody wejściowe do drzwi, wykonać zdjęcie kluczy, sprawdzić co zapisujesz na papierze. Nic nie będzie bezpieczne, jeśli haker przejmie kontrolę nad Glass - dodaje. Zdaniem Freemana zainstalowanie odpowiednio spreparowanego firmware'u dla Glass zajmuje około 10 minut. Niestety, ze względu na to, w jaki sposób jest zaprojektowana obecna wersja Glass jest ona podatna na te same problemy bezpieczeństwa, które zagrażają Androidowi. Tym, co ratuje Androida, jest fakt, że większości dziur nie można wykorzystać, gdyż urządzenia są chronione kodem PIN. Jednak Google Glass nie korzysta z żadnego kodu, staje się więc dostępne napastnikowi w momencie włączenia - stwierdza programista. Na szczęście Google Glass nie jest jeszcze gotowym produktem, a Google zapewnia, że zastosuje mechanizmy bezpieczeństwa.
  21. Anonimowe źródła twierdza, że pod koniec czerwca podczas Build Developer Conference Microsoft poinformuje o drugiej generacji tabletu Surface. Pierwsza wersja nie zdobyła sobie dotychczas większej popularności. Z planowanych 3-4 milionów sztuk urządzeń Surface RT i Surface Pro nabywców znalazło jedynie 1,5 miliona. Sytuację być może poprawią planowane premiery wersji RT w Meksyku, Korei czy Tajlandii. Wersja Pro ma natomiast zadebiutować m.in. w Australii, Rosji, Malezji i Korei. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że podzespoły do drugiej generacji Surface'a dostarczą te same firmy, z których części produkowano pierwszą wersję tabletu. Prawdopodobnie przyszły Surface będzie oferował wyświetlacz o przekątnej pomiędzy 7 a 9 cali. Tego typu małe urządzenia cieszą się coraz większym zainteresowaniem klientów.
  22. W przyszłym miesiącu instrumenty pomiarowe umieszczone na wulkanie Mauna Loa zarejestrują zjawisko, które nie miało miejsca przez ostatnich kilka milionów lat. Dzienna koncentracja dwutlenku węgla w powietrzu przekroczy granicę 400 ppm (części na milion). Najnowszy odczyt na Mauna Loa wskazuje na poziom 399,50 ppm. Punkt pomiarowy na Mauna Loa jest szczególny, badania poziomu CO2 są tam wykonywane od 1958 roku - dłużej niż w jakimkolwiek innym miejscu na Ziemi. Czas by zastanowić się nad tym, gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy, mówi Ralph Keeling, geochemik ze Scripps Institution of Oceanography, który nadzoruje pomiary na Mauna Loa. Zapis uzyskanych tam wyników to tzw. krzywa Keelinga. Nazwana tak na cześć Charlesa Keelinga, ojca Ralpha, który rozpoczął pomiary. Gdy w 1958 roku Charles Keeling uruchomił urządzenia, wykazały one, że ilość CO2 w powietrzu wynosi 316 ppm, czyli niewiele więcej niż 280 ppm z okresu sprzed rewolucji przemysłowej. Od tamtej pory ilość dwutlenku węgla bardzo szybko rośnie. Co gorsza, zwiększa się też ilość innych gazów cieplarnianych. W przeliczeniu na ekwiwalent CO2 ich łączny poziom wynosi już 478 ppm. Naukowcy z Global Carbon Project obliczają, że w samym tylko 2011 roku ludzkość wyemitowała do atmosfery około 10,4 miliarda ton węgla. Około połowa z tego została zaabsorbowana m.in. przez oceany i rośliny. Reszta pozostaje w powietrzu zwiększając koncentrację CO2. Na szczęście okazuje się, że jak na razie natura jest w stanie dotrzymać człowiekowi kroku i jej zdolność do wchłaniania CO2 z atmosfery rośnie. Uczeni podejrzewają jednak, że w pewnym momencie dobra passa się skończy. Wówczas odsetek wchłanianego węgla będzie spadał i coraz więcej będzie pozostawało go w atmosferze. Pojawiły się już pierwsze badania sugerujące, że mechanizmy wchłaniania węgla zaczynają się zatykać. Jednak nie wszyscy naukowcy zgadzają się z płynącymi z nich wnioskami. Wydanie ostatecznego werdyktu w tej sprawie jest bardzo trudne z powodu braku badań na odpowiednio szeroką skalę. Największą siecią pomiarową dysponuje amerykańska Narodowa Administracja Oceaniczna i Atmosferyczna (NOAA), która ostatnio - z powodu cięć budżetowych - zamknęła 12 punków pomiarowych. Przekroczenie poziomu 400 ppm średniej rocznej koncentracji CO2 jest spodziewane w 2016 roku.
  23. Brytyjscy i singapurscy naukowcy zauważyli, że nowy lek, który powoli uwalnia siarkowodór (H2S), skutecznie zmniejsza stan zapalny i opuchliznę stawów. H2S jest postrzegany głównie przez pryzmat toksyczności i zanieczyszczania środowiska, tymczasem, jak podkreśla prof. Matt Whiteman z Uniwersytetu w Exeter, ostatnio wykazano, że w organizmach ludzi i zwierząt za jego produkcję odpowiadają wyspecjalizowane zestawy enzymów. Czemu miałoby się tak dziać, gdybyśmy nie odnosili z tego żadnych korzyści? Nasze badanie zademonstrowało, że kluczem do terapeutycznych właściwości siarkowodoru jest wolne wydzielanie, które naśladuje produkcję własną ciała. Wcześniej zespół Whitemana odkrył, że w stawach pacjentów z chorobami narządu ruchu, np. reumatoidalnym zapaleniem stawów (RZS), występuje nawet 4-krotnie wyższe stężenie H2S. Co ciekawe, większe stężenia siarkowodoru silnie korelują z mniejszą liczbą komórek zapalnych w stawie. Podczas dalszych studiów stwierdzono, że rola H2S polega na zwalczaniu stanu zapalnego, opuchlizny i degeneracji stawów. Tworząc model zapalenia stawów, akademicy posłużyli się hodowlami pierwszorzędowymi (komórek pobranych bezpośrednio z organizmu). W RZS pewne komórki za szybko się namnażają i wydzielają substancje prowadzące do zapalenia tkanki, opuchlizny oraz degeneracji stawu. Podczas eksperymentów molekuła uwalniająca H2S zapobiegała sekrecji, hamowała też aktywność kilku enzymów prozapalnych. Dr Mark E. Wood z Uniwersytetu w Exeter ujawnia, że obecnie grupa analizuje możliwości kilku innych efektywnych donorów H2S. Wielu pacjentów z zapaleniem stawów nie reaguje dobrze na obecnie dostępne terapie albo cierpi z powodu skutków ubocznych leków. Mamy nadzieję, że substancje uwalniające H2S [...] okażą się skuteczne i dobrze tolerowalne - podsumowuje dr Julie Keeble z King's College London.
  24. Naukowcy z Uniwersytetu w Helsinkach zidentyfikowali kolejny naturalny mechanizm przyczyniający się do ochładzania klimatu. Okazało się, że wraz ze wzrostem temperatury rośliny emitują coraz więcej areozoli. A te w większości schładzają planetę. Wpływ areozoli na klimat to jedna z największych niewiadomych w modelach klimatycznych - mówi Pauli Paasonen z Helsinek. Areozole przyczyniają się do formowania chmur, które ochładzają powierzchnię Ziemi. Niestety, bardzo trudno jest dokładnie ocenić ich wpływ na klimat. Z badań Paasonena i jego zespołu wynika jednak, że w miarę ocieplania się klimatu będzie rosła ilość areozoli w powietrzu, co w pewnym stopniu powinno spowalniać ocieplenie. Naukowcy od dawna podejrzewali, że rośliny zwiększają produkcję areozoli wraz ze wzrostem temperatury. Dopiero jednak Paasonenowi udało się wykazać, że można mówić nie tylko o lokalnym, ale kontynentalnym wpływie tych areozoli. Oczywiście areozole te nie powstrzymają globalnego ocieplenia. W końcu, aby ich liczba się zwiększyła, musi być coraz cieplej i cieplej. Jednak jak uważają fińscy uczeni, obecne prognozy dotyczące ocieplenia należy, właśnie z powodu zwiększonej produkcji areozoli przez rośliny, zmniejszyć o około 1 stopień Celsjusza.
  25. Inżynierowie z Brigham and Women's Hospital (BWH) uzyskali sztuczną tkankę serca, która dobrze naśladuje oryginał pod względem funkcji i właściwości mechanicznych. Podczas prac Amerykanie wykorzystali tropoelastynę, białko, z którego w ludzkim organizmie powstaje elastyna. Aby móc naprawić mięsień sercowy, trzeba dysponować materiałem, który zastąpi naturalne składniki ludzkiej tkanki i będzie elastyczny. Istotne również, by sprzyjał on przywieraniu i wzrostowi komórek. Zespół Nasim Annabi umieszczał roztwór metakrylatu tropoelastyny(MeTro) na szkiełku podstawowym i za pomocą pieczątki z poli(dimetylosiloksanu) oraz promieniowania UV odciskał na nim mikrowzór. Fotozszywany (ang. photocrosslinked) hydrożel był bardzo elastyczny, wystarczyło więc jeszcze zaszczepić go kardiomiocytami. Żele z mikrowzorami tworzą elastyczną podstawę mechaniczną dla naturalnej tkanki serca. Zademonstrowano, że sprzyjają one przyczepianiu się, rozprzestrzenianiu, rozmieszczaniu, [właściwemu] działaniu i komunikowaniu kardiomiocytów - podkreśla Annabi. Hydrożele MeTro wspierają też synchroniczne kurczenie się kardiomiocytów w odpowiedzi na elektrostymulację. Wg badaczy z BWH, żel MeTro usprawni badania nad zachowaniem komórek serca. Być może uda się nawet stworzyć bardziej złożone wersje 3D tego narządu z naczyniami.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...