Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Studium na bliźniętach z Malawi pokazało, że ciężka postać niedożywienia u dzieci (kwashiorkor) jest wynikiem współdziałania określonej flory jelitowej i złej diety. Wyniki analiz zespołu ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Waszyngtona znalazły poparcie w badaniach na myszach. Okazało się bowiem, że gdy gryzoniom przeszczepi się bakterie jelitowe niedożywionych dzieci, u zwierząt na ubogiej w składniki diecie następuje ogromny spadek wagi. Zmienia się też metabolizm. Bakterie z przewodu pokarmowego niedożywionych dzieci i myszy wydają się nie dojrzewać wg zdrowego schematu. Wysokokaloryczna, odżywcza dieta wywiera czasowy korzystny wpływ na mikrobiom, ale to nie wystarczy, by wyeliminować zaburzenie. Nasze wyniki sugerują, że by dzieci mogły zdrowo rosnąć i osiągnąć pełnię możliwości, trzeba opracować nowe strategie naprawy społeczności bakteryjnych - podkreśla dr Jeffrey Gordon. Niedożywienie dzieci to powszechny problem w Malawi. Od dawna wiadomo, że choć zła dieta odgrywa kluczową rolę, to nie jest jedynym działającym czynnikiem. Naukowcy zachodzili w głowę, czemu niektóre maluchy chorują, a inne, nawet z tych samych gospodarstw domowych, nie. Najnowsze badania wskazują na rolę mikrobiomu. Standardowo w ramach leczenia podaje się bazujący na orzechach ziemnych odżywczy pokarm. Ogranicza to śmiertelność, ale mikrobiom podlega jedynie przejściowej modyfikacji. Gdy terapeutyczne jedzenie zostaje odstawione, bakterie i ich geny wracają do niedojrzałego stanu i to zarówno u dzieci, jak i myszy. Wg Amerykanów, w ten sposób można by wyjaśnić, czemu niedożywione dzieci tyją na terapeutycznej diecie, ale w razie jej przerwania, nadal znajdują się w grupie podwyższonego ryzyka upośledzonego wzrostu, zaburzeń neurologicznych, a nawet śmierci. Zespół Gordona analizował pierwsze 3 lata życia 317 par bliźniąt. W tym czasie połowa par pozostała zdrowa, a w przypadku reszty u jednego lub obojga dzieci rozwinęło się niedożywienie. Amerykanie badali maluchy, u których wystąpił kwashiorkor. Szczególną uwagę poświęcono parom, gdzie jedno dziecko okazało się niedożywione, a drugie, mimo identycznej diety, nie. Zjawisko występowało jednakowo często u bliźniąt jedno- i dwujajowych. Skoro nie chodziło o własne geny dzieci, akademicy przyjrzeli się innemu źródłu genów - mikrobiomowi. W Malawi podstawę diety stanowi kaszka kukurydziana, w której brakuje witamin i minerałów. Gdy podczas studium u dziecka stwierdzano niedożywienie, terapeutyczny pokarm podawano parze, ograniczając w ten sposób dzielenie. Zespół Gordona zauważył, że choć jedzenie wydawało się zapoczątkowywać dojrzewanie mikrobiomu, korzyści były przejściowe. Miesiąc po zakończeniu zdrowej diety u niedożywionych dzieci stwierdzano zahamowanie postępów lub regresję. U zdrowego dziecka z pary dojrzewanie mikrobiomu nadal zachodziło prawidłowo. W ramach pogłębionych badań naukowcy przeszczepili myszom pozbawionym bakterii jelitowych mikroorganizmy zdrowych i chorych bliźniąt z pary. Zauważono, że na kaszce kukurydzianej gryzonie z mikrobiomem maluchów z kwashiorkorem znacznie chudły. Zjawiska tego nie zaobserwowano u jedzących to samo zwierząt z bakteriami zdrowych bliźniąt. Amerykanie ustalili, że u myszy z przeszczepem od niedożywionych dzieci występowały gatunki bakterii, które w przeszłości powiązano m.in. z nieswoistym zapaleniem jelit. Poza tym połączenie złej diety i "niedożywionego mikrobiomu" zmieniało metabolizm węglowodanów i aminokwasów, zmniejszając dostępność siarki. Zaburzeniu uległo także działanie centralnego mechanizmu ekstrahowania energii z pożywienia. Gordon i inni planują kolejne badania. Chcą sprawdzić, czy wcześniejsza lub dłuższa interwencja przyniesie lepsze rezultaty. Zastanawiają się też nad dodaniem do żywności terapeutycznej bakterii jelitowych zdrowych dzieci.
  2. W sierpniu ubiegłego roku informowaliśmy, że Samsung przegrał z kretesem spór z Apple'em o naruszenie patentów. Jednak kolejne miesiące przyniosły koreańskiej firmie dobre nowiny. Najpierw w grudniu sędzia Lucy Koh wydała prawdopodobnie bezprecedensowy wyrok i nie zgodziła się na orzeczenie zakazu sprzedaży urządzeń Samsunga. Teraz pani sędzia zadała Apple'owi kolejny cios. Zgodziła się z wcześniejszym orzeczeniem, mówiącym, że Samsung naruszył patenty Apple'a, ale uznała, że naruszenie nie było celowe. To oznacza, że Apple nie może starać się o zwiększenie przyznanego odszkodowania. Zgodnie z wcześniejszym wyrokim koreańska firma ma zapłacić Apple'owi 1,05 miliarda dolarów. Najnowszy wyrok uniemożliwia występienie z żądaniem trzykrotnego zwiększenia tej kwoty. Sędzia uznała też, że ława przysięgłych prawidłowo rozpatrzyła sprawę i odmówiła obu stronom prawa do ponownego procesu. Wydaje się dość jasne, że sędzia Koh w znaczniej mierze zgadza się z ławą przysięgłych i nie planuje ponownego roztrząsania kwestii ważności patentów i naruszeń. Wydaje się też jasne, że uważa, iż 1,05 miliarda dolarów to wystarczająco duże odszkodowanie - komentuje profesor Mark Lemley z Uniwersytetu Stanforda. Część specjalistów uważa jednak, że skoro sędzia Koh uznała, iż naruszenie nie było świadome, to może być skłonna też zmniejszyć odszkodowanie. Tym bardizej, że podczas grudniowego procesu uznała, że część obliczeń Apple'a dotyczących poniesionych strat jest wadliwa. Byłbym zaszokowany, gdyby odszkodowanie nie zostało znacząco zmniejszone. Najważniejszym obecnie pytaniem jest, o ile będzie zredukowane - powiedział profesor Brian Love z Santa Clara university. Najprawodpodobniej po tym, jak sędzia Koh wyda ostateczną opinię dotyczącą wysokości odszkodowania, obie strony odwołają się od najnowszego wyroku. Cały wyrok wraz z uzasadnieniem został udostępniony w sieci [PDF].
  3. Naukowcy z singapurskiego Uniwersytetu Technologicznego Nanyang stworzyli, jak twierdzą, rewolucyjny system chłodzenia, który może mieć znaczący wpływ na przemysł elektroniczny, budowę maszyn do rezonansu magnetycznego, noktowizorów i innych urządzeń. Profesor Xiong Qihua wykorzystał lasery do obniżenia temperatury półprzewodnika z 20 do -20 stopni Celsjusza. Wcześniej nigdy nie udało się schłodzić półprzewodników laserami. Wspomniany półprzewodnik to siarczek kadmu, używany w ogniwach fotowoltaicznych, czujnikach i innych urządzeniach elektronicznych. Jeśli będziemy w stanie wykorzystać laserowe chłodzenie, to podczas konstruowania urządzen medycznych, takich jak chłodzone ciekłym helem MRI, będzie można zrezygnować z dużych systemów chłodniczych i zastąpić je systemami optycznymi. To odkrycie daje nie tylko nadzieję na pozbycie się kompresorów i środków chłodzących z naszych lodówek czy systemów klimatyzacyjnych, ale również pozwoli na zaoszczędzenie miejsca, energii i rezygnację ze szkodliwych gazów - uważa profesor Xiong. System z Singapuru może czekać świetlana przyszłość. Wartość samego tylko rynku energooszczędnych budynków ma osiągnąć 100 miliardów dolarów w 2017 roku. Profesor Xiong i jego 25-osobowy zespół nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Chcą osiągnąć teoretyczną granicę laserowego chłodzenia półprzewodników. Została ona obliczona na -269 stopni Celsjusza.
  4. Tworzenie dużych grup jest zazwyczaj wyjaśniane względami adaptacyjnymi, np. ochroną przed drapieżnikami, dostępem do partnerów czy pożywienia. Okazuje się jednak, że agregacja to nie zawsze przejaw wolnej woli albo przynajmniej własnego instynktu. Biolodzy zademonstrowali bowiem, że pewne skorupiaki zostają zmanipulowane przez pasożyty, które w ten sposób zwiększają swoje szanse na zakażenie kolejnych zwierząt: ptaków lub innych skorupiaków. Nicolas Rode i Eva Lievens badali Artemia franciscana oraz rozmnażające się przez dzieworództwo Artemia parthenogenetica. Choć pojedyncze osobniki są drobne - mają ok. centymetra długości - ławice rozciągają się nawet na 2 m. Naukowcy zainteresowali się motywami agregujących skorupiaków, bo ich zachowania nie dało się w pełni wyjaśnić żadną z przedstawianych dotąd hipotez. Zwierzęta nie ciągnęły do miejsc obfitujących w pokarm, nie unikały też w ten sposób drapieżników, bo zdarzało im się gromadzić w wodach zbyt słonych dla ryb. Ponieważ jedne skorupiaki rozmnażały się płciowo, a inne partenogenetycznie, względy reprodukcyjne także wykluczono. Poszukując alternatywnego wyjaśnienia, biolodzy zauważyli, że w porównaniu do form samotnych, u skorupiaków tworzących ławice częściej występowały pasożyty: tasiemiec zarażający również flamingi oraz 2 gatunki mikrosporidiów. Zakażone tasiemcem A. parthenogenetica miały intensywniejszą czerwoną barwę, co dodatkowo zwiększało szansę na wyłowienie z tłumu przez żywicieli ostatecznych, czyli ptaki. U gospodarzy zainfekowanych mikrosporydiami także narastała tendencja do tworzenia ławic, dodatkowo skorupiaki gromadziły się w pobliżu powierzchni. W sytuacji, gdy chodzi o zarażenie kolejnych skorupiaków, takie rozwiązanie jest idealne. Unoszenie się nad zdrowymi osobnikami zwiększa bowiem prawdopodobieństwo, że pożywią się one opadającymi odchodami. Autorzy artykułu z Ecology Letters uważają, że pasożyty nie działały w próżni (nie wywołały gromadzenia się), tylko wykorzystały zachowanie wykształcone w toku ewolucji w innym celu.
  5. Inżynierowie z Center for Turbulence Research (CTR) Uniwersytetu Stanforda, pracujący pod kierunkiem Josepha Nicholsa, dowiedli, że możliwe jest wykorzystanie miliona rdzeni obliczeniowych do symulowania złożonych zjawisk dotyczących dynamiki płynów. Wraz z kolegami z Lawrence Livermore National Laboratory (LLNL) wykorzystali superkomputer Sequoia do przewidywania dźwięku emitowanego przez silnik odrzutowy. Sequoia po niedawnej rozbudowie dysponuje 1.572.864 rdzeniami obliczeniowymi i 1,6 PB pamięci operacyjnej. To obecnie 2. najbardziej wydajny superkomputer na świecie. Odgłosy wydawane przez startujące i lądujące samoloty to jedne z najgłośniejszych dźwięków wytwarzanych przez człowieka. Stanowią one poważny problem zarówno dla ludzkiego zdrowia, środowiska naturalnego jak i gospodarki, gdyż obniżają wartość ziemi znajdującej się w pobliżu lotnisk. Nic zatem dziwnego, że na całym świecie trwają prace mające na celu zredukowanie hałasu wydobywającego się z silników odrzutowych. Bardzo pomocne są tutaj symulacje komputerowe, które pozwalają na dokładnie sprawdzenie, w jaki sposób powstaje uciążliwy hałas. Komputerowe symulacje dynamiki płynów, takie nad jakimi pracuje Nichols, są niezwykle złożone. Dopiero od niedawna, dzięki pojawieniu się superkomputerów wyposażonych w setki tysięcy rdzeni obliczeniowych inżynierowie mogą szczegółowo modelować silniki odrzutowe i emitowany przez nie hałas - mówi profesor Parviz Moin, dyrektor CTR. Takie symulacje są poważnym wyzwaniem dla samych superkomputerów. Ich przeprowadzenie wymaga bowiem bardzo dobrego zgrania możliwości obliczeniowych, wydajności pamięci i systemów komunikacyjnych maszyny. Obliczenia dzielone są na mniejsze części, którymi zajmują się osobne moduły. Więcj rdzeni pozwala na wykonanie w krótszym czasie bardziej złożonych obliczeń. Jednak z drugiej strony im więcej rdzeni, tym bardziej skomplikowany staje się cały system i coraz trudniej o prawidłowe zrównoważenie pracy superkomputera. Przy milionie rdzeni cała operacja staje się tak złożona, że okazuje sie, iż te elementy maszyny, z którymi nie było najmniejszych problemów, stają się wąskim gardłem. Kłopoty pojawiają się w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. Przez kilka tygodni inżynierowie ze Stanforda i LLNL usuwali ostatnie drobne przeszkody, które uniemożliwiały uruchomienie symulacji dynamiki płynów na więcej niż milionie rdzeni. Wysiłek się opłacił. Co prawda wiele nerwów kosztowało ich przyglądanie się, jak do obliczeń włączane są kolejne rdzenie, jednak znaczne zmniejszenie ilości czasu potrzebnego do przeprowadzenia obliczeń wynagrodziło włożoną pracę. Nasz eksperyment oznacza, że moc obliczeniowa wykorzystywana podczas najbardziej skomplikowanych symulacji przeprowadzanych w Center for Turbulence Research zwiększyła się o co najmniej jeden rząd wielkości. Konsekwencje dla tej dziedziny nauki są niewyobrażalne - mówi Nichols. Uczony zainteresował się tego typu symulacjami w 1994 roku, gdy jako student wziął udział w dwutygodniowym wakacyjnym szkoleniu organizowanym przez LLNL. Pracował wówczas na maszynie Cray Y-MP, jednym z najpotężniejszych ówczesnych superkomputerów. Sequoia jest około 10 milionów razy bardziej wydajna niż tamten komputer - zauważa naukowiec.
  6. Naukowcy z MIT-u opracowali nowy rodzaj filmu polimerowego do szczepionek DNA. Ostatnio badacze z różnych instytucji skupiali się na dostarczaniu szczepionki DNA za pomocą elektroporacji. Metoda ta wymaga wstrzyknięcia DNA pod skórę, a następnie wykorzystania elektrod, by za pomocą pola elektrycznego otworzyć pory w błonie komórkowej. Wtedy DNA może wniknąć do środka. Niestety, zabieg bywa dla pacjenta bolesny i daje zmienne rezultaty. Choć wydaje się dość obiecująca, [elektroporacja] nie jest, oczywiście, idealna. Trudno też sobie wyobrazić jej zastosowanie w światowej profilaktyce, a zwłaszcza w krajach biednych. Zamiast tego prof. Darrell Irvine i Paula Hammond wpadli na inny pomysł. Stworzyli plaster składający się z wielu warstw polimeru skojarzonego ze szczepionką DNA. Polimer jest wszczepiany pod skórę za pomocą mikroigieł. Wprowadzenie ich na głębokość ok. 1/2 mm gwarantuje dotarcie do komórek odpornościowych naskórka, jednak nie prowadzi do podrażnienia zakończeń nerwowych, które znajdują się dopiero w skórze właściwej. W kontakcie z wodą filmy polimerowe ulegają stopniowej degradacji. W ten sposób szczepionka jest uwalniana na przestrzeni dni, a nawet tygodni. Gdy film się rozkłada, nici DNA pozostają złączone z kawałkami polimeru. Amerykanie tłumaczą, że to zapewnia ochronę i pomaga wniknąć do komórek (czysty DNA zniknąłby tak szybko, że układ odpornościowy nie zdążyłby zapamiętać, z czym miał do czynienia). Amerykanie tłumaczą, że można kontrolować zarówno ilość dostarczanego DNA, jak i tempo uwalniania szczepionki. W tym celu należy manipulować albo liczbą warstw polimerowych, albo stopniem hydrofobowości filmu. Co istotne, polimer zawiera również zwiększający odpowiedź immunologiczną adiuwant; nici RNA, które przypominają RNA wirusów, wywołują stan zapalny i ściągają komórki układu odpornościowego. Podczas testów na myszach zademonstrowano, że odpowiedź immunologiczna indukowana przez film dostarczający DNA była identyczna, a niekiedy nawet bardziej rozbudowana jak przy elektroporacji. Sprawdzając skuteczność metody na naczelnych, naukowcy posłużyli się próbkami skóry makaków. Wdrożyli filmy polimerowe z DNA kodującym białka małpiego wirusa niedoboru odporności (SIV). W hodowlach potraktowanych filmem DNA był łatwo wykrywalny, a gdy wstrzyknięto go w pojedynkę, ulegał szybkiemu rozkładowi. Irvine i Hammond planują testy na innych naczelnych. Podkreślają, że jeśli ich rozwiązanie się sprawdzi, można by je wykorzystywać do szczepienia na różne choroby. W zależności od celu, wystarczyłoby zmieniać sekwencję DNA. Gdy produkuje się szczepionkę białkową, trzeba się liczyć z tym, że proteiny będą mieć jakieś wady. Poza tym należy jakoś przeskalować proces produkcyjny. Przy platformie z kwasem dezoksyrybonukleinowym DNA będzie zachowywać tak samo, bez względu na to jaki antygen koduje.
  7. Nowa witryna Kima Dotcoma, Mega, otrzymała już 150 ostrzeżeń o przechowywanych na jej serwerach treściach łamiących prawa autorskie. Mega.co.nz daje użytkownikom bezpłatny dostęp do 50 gigabajtów przestrzeni dyskowej. Użytkownik może udostępniać innym materiały przechowywane na serwerach Mega, podając dokładny odnośnik do tychże materiałów. Cała przechowywana zawartość jest szyfrowana, zatem Mega nie wie, co znajduje się na dyskach twardych. Witryna usuwa jednak treści, jeśli właściciel praw autorskich zgłosi naruszenie prawa. Mega nie chce, by ludzie wykorzystywali jej chmurę do łamania prawa - oświadczył Ira Rothken, prawnik Mega i Megaupload. Poinformował przy okazji, że dotychczas serwis otrzymał 150 zawiadomień dotyczących 250 plików, które naruszały prawa autorskie. Niektóre z zawiadomień były niekompletne lub zawierały wady. Przedstawiciele Mega pomagali je usunąć. W prawodawstwie wielu krajów, w tym USA, znajdują się przepisy zapewniające nietykalność serwisom takim jak Mega, pod warunkiem jednak, że po otrzymaniu prawidłowego zawiadomienia o naruszeniu, usuną lub zablokują zawartość, której ono dotyczy. Mega, w przeciwieństwie do Megaupload, nie ma funkcji wyszukiwania plików innych użytkowników. Powstała już jednak pierwsza witryna, która zawiera wyszukiwarkę pozwalającą na przeszukiwanie Mega. Z wyników wyszukiwania wynika, że na Mega znajdują się pliki naruszające prawa autorskie. Mega-search.me wyświetlała początkowo jedną reklamę, obecnie nie jest ona prezentowana. Warto tutaj przypomnieć, że Megaupload jest oskarżany właśnie o zarabianie na pirackiej zawartości.
  8. Jeden z tajwańskich producentów zdradził, że do końca 2012 roku do sprzedaży trafiło około 2 milionów tabletów z Windows RT. Początkowo zakładano, że wyprodukowanych zostanie 4-4,5 miliona takich urządzeń. Co gorsza, zdaniem anonimowego informatora, klientom końcowym sprzedano zaledwie około miliona tabletów z systemem Windows RT. Zdecydowana większość wyprodukowanych i sprzedanych urządzeń to Surface RT Microsoftu. Niektóre firmy zrezygnowały z planowanej produkcji urządzeń na platformie ARM z systemem Windows po tym, jak Microsoft zaprezentował własny tablet - Surface. Inni, w tym tacy giganci jak Asustek, Samsung, Lenovo i Dell, zaoferowali niewiele modeli. Ostatnio z planów sprzedaży na terenie USA tabletów z Windows RT wycofał się Samsung, który miał być jednym z głównych partnerów Microsoftu na amerykańskim rynku. Firma jako powód swojej decyzji podała niewielkie zainteresowanie tymi urządzeniami. Klienci niechętnie sięgają po urządzenia z systemem RT, przede wszystkim dlatego, że mają do dyspozycji niewiele oprogramowania, a aplikacje napisane dla Windows nie działają na Windows dla ARM. Drugą przyczyną niepowodzenia jest stosunkowo wysoka cena tabletów z wersją RT. Być może w najbliższym czasie cena takich urządzeń spadnie, gdyż na początku lutego zadebiutuje Surface Pro - tablet z pełnym Windows 8. Prawdopodobnie producenci i sprzedawcy będą woleli handlować tabletami z Windows 8, mogą więc pozbywać się urządzeń z Windows RT.
  9. Światowa Organizacja Handlu (WTO) zatwierdziła plan Antigui, która ma zamiar uruchomić serwis udostępniający treści chronione w USA prawem autorskim. Tym razem Waszyngtonowi nie udało się zablokować złożenia przez Antiguę odpowiedniego zawiadomienia do WTO. Spór pomiędzy Antiguą i Barbudą a USA rozpoczął się przed około 10 laty. Wówczas na obu karaibskich wysepkach kwitł przemysł online'owego hazardu. Zatrudnionych było w nim około 4000 z 81 000 mieszkańców. Władzom USA nie podobało się jednak, że ich obywatele za pośrednictwem internetu oddają się hazardowi i doprowadziły do zablokowania możliwości korzystania z online'owych kasyn oraz przetwarzania elektronicznych płatności z terytorium USA. Spowodowało to upadek online'owych kasyn. Obecnie przemysł ten zatrudnia około 500 osób. Antigua złożyła skargę do WTO, a ta uznała, że wysepka ma prawo udostępnić treści chronione w USA prawami autorskimi. Rocznie Antigua może udostępnić treści warte 21 milionów dolarów. Zwykle przy okazji takich sporów WTO pozwala na podniesienie taryf celnych, jednak wymiana handlowa pomiędzy USA a Antiguą jest tak mała, a szkody wyrządzone gospodarce wysepki przez USA tak duże, że zastosowano bardzo nietypowe rozwiązanie. Wspomniane 21 milionów dolarów rocznie to niewielki odsetek odszkodowania, o które pierwotnie występowała Antigua, domagając się 3,44 miliarda USD. Antigua już raz próbowała wdrożyć w życie zatwierdzony przez WTO plan, jednak przed jego rozpoczęciem miała obowiązek poinformowania o tym WTO i uzyskania ostatecznej zgody. Waszyngtonowi udało się to zablokować. Teraz plan Antigui został zatwierdzony. Wyspa uruchomi witrynę udostępniającą amerykańską muzykę, gry, filmy i programy telewizyjne. USA w oficjalnych komunikatach nazywają to piractwem autoryzowanym przez rząd i grożą konsekwencjami. Stany Zjednoczone przekonywały Antiguę, by rozważyła propozycje, które będą korzystne dla jej gospodarki. Niestety, Antigua odrzucała te propozycje, wysuwając nierealistyczne żądania - informują przedstawiciele administracji prezydenta Obamy. Agresywne działania, które doprowadziły do zamknięcia online'owych kasyn spowodowały utratę tysięcy dobrze płatnych miejsc pracy oraz zajęcie przez Amerykanów miliardów dolarów należących do operatorów kasyn i ich klientów. Jeśli jakiś kraj zaszkodziłby w podobny sposób Stanom Zjednoczonym, Antigua bez wahania poparłaby USA w ich dochodzeniu sprawiedliwości - oświadczył Harold Lovell, minister finansów Antigui.
  10. W 5-miesięcznym studium kobiety, które regularnie jadały obiad przed 3 po południu, schudły bardziej od pań decydujących się na główny posiłek dnia o późniejszej porze. Działo się tak, mimo że obie grupy spożywały łącznie tyle samo kalorii, nie różniły się też pod względem ilości ruchu, poziomu hormonów wpływających na apetyt oraz długości snu. Warto przypomnieć, że wcześniejsze badania na modelu zwierzęcym dawały analogiczne rezultaty, bo czasowanie posiłków wpływało na regulację wagi. W studium naukowców z Brigham and Women's Hospital (BWH), Tufts University oraz Universidad de Murcia uwzględniono 420 kobiet z nadwagą. Wszystkie przeszły krótkie szkolenie dietetyczne. Choć powiedziano im, ile porcji produktów z danej kategorii spożywać, nie wydawano żadnych instrukcji odnośnie do pór posiłków. W Hiszpanii obiad to 40% wszystkich dostarczanych organizmowi kalorii. Okazało się, że kobiety, które spożywały go po 15, zrzuciły średnio 7,7 kg, w porównaniu do śr. 9,9 kg w grupie jadającej przed 15. Autorzy raportu z International Journal of Obesity podkreślają, że timing innych posiłków nie wpływał na proces utraty wagi. Naukowcy przestrzegają, że na razie to tylko korelacja i by mówić o związku przyczynowo-skutkowym, najpierw trzeba przeprowadzić badania z losowaniem ochotników do grup jadających główny posiłek o różnych porach. Za część zaobserwowanych różnic może odpowiadać sam model studium. Amerykańsko-hiszpański zespół polegał bowiem na raportach żywieniowych i ruchowych uczestniczek, które czasem zapewne pragnęły przedstawić się w lepszym świetle, a czasem nie pamiętały, jak dokładnie było. W jaki sposób czasowanie posiłków miałoby wpływać na wagę? Prof. Frank Scheer z BWH uważa, że kluczem do zagadki jest metabolizm. Każdy z narządów wewnętrznych dysponuje własnym zegarem, a jedzenie o różnych porach mogłoby prowadzić do ich desynchronizacji z nadrzędnym zegarem biologicznym z parzystych jąder nadskrzyżowaniowych, co z kolei wpływałoby na wykorzystanie i magazynowanie energii przez organizm.
  11. HGST, należący do Western Ditigal były wydział Hitachi Global Storage Technologies, informuje o wyprodukowaniu najbardziej pojemnego dysku twardego o prędkości obrotowej 10 000 rpm. Przeznaczone dla serwerów urządzenie Ultrastar C10K1200 korzysta z interfejsu SAS 6Gb/s i 64-megabajtowej pamięci cache. Pojemność urządzenia to 1,2 terabajta. Średni czas przed wystąpieniem awarii (MTBF) określono na 2 miliony godzin. Dysk o średnicy 2,5 cala umożliwia przechowywanie 28,8 TB danych w szafie montażowej o formacie 2U z 24 zatokami na dyski. Urządzenie jest zatem przeznaczone do tych zastosowań, gdzie konieczna jest wysoka gęstość przechowywanych informacji oraz duża niezawodność. Niektóre modele Ultrastar C10K1200 są dostarczane z technologią Bulk Data Encryption pozwalającą na szyfrowanie całego dysku twardego. Nowy dysk dostępny jest już teraz u wybranych OEM.
  12. Pentagon chce kilkukrotnie zwiększyć liczbę osób zatrudnionych w Cyber Command. US Cyber Command (USCYBERCOM) to jednostka Pentagonu, na której czele stoi dyrektor Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA) generał Keith Alexander. Przed kilkoma miesiącami informowaliśmy, że Alexander pojawił się na konferencji DefCon i zachęcał zgromadzonych tam hakerów do pracy dla NSA. Być może miało to związek z planowaną rozbudową Cyber Command. Założona w 2010 roku USCYBERCOM jest odpowiedzialna za scentralizowanie operacji prowadzonych w cyberprzestrzeni, organizację dostępnych zasobów oraz ochronę amerykańskich sieci wojskowych. Teraz Pentagon chce powiększyć jej skład osobowy z 900 do około 4900 osób. Mają powstać trzy oddzielne rodzaje cybernetycznych sił zbrojnych - Cyber National Mission Forces, Cyber Protection Forces i Cyber Combat Mission Forces. Pierwszy z nich będzie odpowiedzialny za ochronę krytycznej infrastruktury państwa, drugi za ochronę sieci Departamentu Obrony, trzeci będzie planował i przeprowadzał ataki w cyberprzestrzeni. Amerykanów do powiększenia swoich cybernetycznych sił zbrojnych skłoniły zmiany, jakie od lat można obserwować w cyberprzestrzeni. Dochodzi w niej do poważnych, świetnie zorganizowanych ataków, od dawna też istnieją podejrzenia, że USA są atakowane przez obce kraje czy bardzo dobrze finansowane grupy przestępcze. Zdaniem Alana Pallera, dyrektora ds. badań w SANS Institute, Chiny i Rosja mają znacznie bardziej rozbudowane i lepiej zorganizowane cybernetyczne armie. USA dopiero starają się im dorównać. Paller uważa, że prawdziwym wyzwaniem będzie znalezienie odpowiedniej liczby specjalistów. Problem ze znalezieniem tych 4000 jest taki, że każda istotna gałąź gospodarki - banki, firmy energetyczne, telekomunikacyjne, przemysł obronny, szpitale, rząd i samorządy - poszukują tych samych ludzi - mówi Paller. Zapotrzebowanie na najwyższej klasy specjalistów jest olbrzymie, jednak takich osób brakuje na rynku. Analityk uważa, że Pentagon musi wziąć przykład z gubernatora New Jersey, który zaproponował weteranom i nie tylko nim, udział w szkoleniach, współzawodnictwie i możliwość odbycia staży w bankach, FBI i innych organizacjach. Chiny prowadzą podobne programy treningowe i zawody w każdym okręgu od co najmniej 2003 roku. Rosja założyła pierwszą zaawansowaną szkołę takiego współzawodnictwa w 1994 roku. Zarówno pod względem ilości jak i jakości bardzo od nich odstajemy - dodaje Paller.
  13. O prozdrowotnych, np. przeciwnowotworowych, właściwościach antocyjanów słyszy się już od jakiegoś czasu, jednak dopiero Mark Failla z Uniwersytetu Stanowego Ohio zajął się ich podatnością na degradujące oddziaływania ludzkiej śliny. Istnieje wiele jadalnych jagód. Niektóre mogą się lepiej sprawdzać w jamie ustnej, podczas gdy inne skuteczniej ochronią okrężnicę. Na razie niewiele o tym wiadomo. Naukowcy sporządzili wyciągi z czarnych jagód, aronii, jeżyny, czerwonych winogron i truskawek, a następnie oczyścili je i wystawili na oddziaływanie śliny 14 ochotników w wieku od 21 do 55 lat. Próbki śliny zbierano rano przed zjedzeniem śniadania czy umyciem zębów. Później badanych proszono o dostarczenie kolejnych. Tym razem uzyskiwano je przed i po wypłukaniu ust antyseptykiem chlorheksydyną. Wszystkie antocyjany ulegały w ślinie częściowej degradacji. Stopień rozkładu barwników był głównie funkcją ich budowy chemicznej. Rozkład antocyjanów aronii okazał się temperaturozależny i zmniejszał się po podgrzaniu śliny do 80°C. Chociaż ślina poszczególnych ochotników wywierała nieco inny wpływ - chodzi zarówno o wzorzec, jak i zakres rozpadu - za każdym razem delfinidyna (z winogron i czarnych jagód) i petunidyna okazywały się bardziej podatne na degradację od cyjanidyny (z aronii), pelargonidyny (z truskawki), peonidyny i malwidyny (z winogron). Nasze badania sugerują, że bakterie z jamy ustnej danej osoby są podstawowymi mediatorami metabolizmu barwnika [degradacja ex vivo spadała po zastosowaniu chlorheksydyny]. Należy ustalić, czy prozdrowotny wpływ bogatych w antocyjany owoców jest skutkiem działania samych pigmentów, kombinacji barwników czy też raczej metabolitów wytwarzanych przez mikroorganizmy w ustach i innych rejonach przewodu pokarmowego. Pewną wskazówką mogą być rezultaty licznych studiów, które demonstrowały, że antocyjany są słabo wchłaniane przez organizm. Zespół kontynuuje badania, sprawdzając, które bakterie są w największym stopniu zaangażowane w rozkład antocyjanów. Prowadzone są też testy nad stabilnością pigmentów z soków owocowych w jamie ustnej ochotników (to z pewnością bardziej miarodajne podejście niż studia ze śliną w probówkach).
  14. Opublikowane przez Yahoo! wyniki finansowe za ostatni kwartał 2012 roku sugerują, że powołanie Marissy Meyer na stanowisko prezesa firmy było dobrym posunięciem. Trudno je, co prawda, uznać za bardzo dobre, jednak widać wyraźną poprawę i, być może, koniec wieloletnich kłopotów firmy. Przychody firmy sięgnęły 1,22 miliarda dolarów i były o 2% wyższe od przychodów za ostatni kwartał 2011 roku. Jednocześnie firma zanotowała 8-procentowy spadek (do 272 milionów USD) zysku rok do roku. Wyniki te są znacznie lepsze od oczekiwań analityków. Po ich ogłoszeniu wartość akcji Yahoo! zwiększyła się o 4%. Cena na wczorajszym zamknięciu giełdy wyniosła 20,31 USD, a spodziewana cena na dzisiejszym otwarciu wynosi obecnie 21 USD. Gdy Marissa Meyer obejmowała w lipcu ubiegłego roku fotel prezesa Yahoo! akcje firmy były sprzedawane po 15,60 USD, W sierpniu gwałtownie spadły do poziomu około 14,73 USD, jednak od tamtej pory notują ciągły wzrost. Pod rządami Meyer największy wzrost przychodów zanotowano na rynku reklamy. Głównym celem pani prezes jest udoskonalenie wyszukiwarki, co ma się przełożyć na zwiększenie ruchu na portalu. Drugi cel strategiczny to spowodowanie, by użytkownicy dłużej przebywali na witrynach należących do koncernu. W związku z planami jego realizacji Meyer już ogłosiła, że w pierwszej połowie bieżacego roku Yahoo! rozpocznie fazę inwestycyjną. Firma ma zamiar udoskonalać własne i przejmować zewnętrzne serwisy. Dwa z najważniejszych serwisów Yahoo! - Mail i Flickr - już zostały przebudowane pod kątem urządzeń przenośnych. Marissa Meyer trafiła do Yahoo! z Google'a, gdzie pracowała m.in. nad takimi serwisami jak Google Maps, Google Earth czy Google.com.
  15. Najnowsza analiza Andrew Francisa z Emory University sugeruje, że za rewolucją seksualną XX w. nie stała pigułka antykoncepcyjna, ale... penicylina. Powszechne założenie jest takie, że rewolucja seksualna rozpoczęła się od przyzwalających postaw z lat 60. i rozwoju środków antykoncepcyjnych, np. pigułek. Dowody silnie wskazują jednak, że współczesną erę seksualną zapoczątkowało powszechne stosowanie penicyliny, która w latach 50. znacznie ograniczyła częstość występowania kiły. Porównując sferę erotyczną do ekonomii, Francis przekonuje, że gdy spadły zdrowotne koszty ryzykownego seksu, ludzie zaczęli częściej go uprawiać. Generalnie nie myślimy o zachowaniach seksualnych w terminach ekonomicznych, a należałoby tak robić, gdyż tak jak inne działania, podlegają one wpływowi motywatorów. W szczycie zachorowań w 1939 r. syfilis zabił w USA 20 tys. osób. Syfilis to AIDS późnych lat 30. i wczesnych 40. - twierdzi Francis. Choć Fleming odkrył penicylinę w 1928 r., po raz pierwszy wstrzyknięto ją pacjentowi dopiero w 1941 r. Ponieważ w czasie II wojny światowej armii zależało na wyleczeniu żołnierzy z chorób przenoszonych drogą płciową i wszelkich innych zakażeń, doprowadziło to do znacznego przyspieszenia prac nad antybiotykiem [...]. Po wojnie penicylina stała się dostępna również dla przeciętnego obywatela. Z chronicznej i potencjalnie śmiertelnej choroby kiła stała się przypadłością uleczalną za pomocą pojedynczej dawki antybiotyku. Od 1947 do 1957 r. wskaźnik częstości syfilitycznych zgonów spadł o 75%, a zapadalność ograniczono aż o 95%. Aby przetestować hipotezę, że zjawisko uprawiania ryzykownego seksu nasiliło się, gdy spadły koszty związane z syfilisem, Francis przeanalizował dane z państwowych i stanowych agencji zdrowotnych, które obejmowały okres od lat 30. do 70. XX w. Amerykanin wziął pod uwagę trzy wskaźniki: 1) urodzeń pozamałżeńskich, 2) urodzeń przez nastoletnie matki oraz 3) częstości występowania rzeżączki. Gdy tylko syfilis został opanowany w połowie i pod koniec lat 50., zaczęły się dramatyczne wzrosty wszystkich 3 miar ryzykownych zachowań seksualnych. Francis podkreśla, że lata 50. kojarzy się z pruderią i [...] tradycyjnymi zachowaniami seksualnymi. O ile mogło to być prawdą w przypadku wielu dorosłych, niekoniecznie dotyczyło młodych ludzi. Ważne, by zdawać sobie sprawę z tego, jak zmniejszenie strachu przed syfilisem wpłynęło na sferę erotyczną.
  16. Nowoczesna elektronika jest niezwykle użyteczna na polu walki, nic zatem dziwnego, że jest na nim coraz częściej obecna. Jednak urządzenia elektroniczne, szczególnie te przeznaczone dla wojska, są budowane tak, by były jak najbardziej odporne i pracowały przez możliwie długi czas. Porzucone czy zgubione urządzenie może łatwo wpaść w ręce wroga, który z kolei będzie mógł go użyć przeciwko dotychczasowemu użytkownikowi. Dlatego też, chcąc rozwiązać ten problem, DARPA rozpoczęła projekt o nazwie Vanishing Programmable Resources (VAPR - Znikające urządzenia programowalne). Jego celem jest opracowanie elektroniki, która będzie błyskawicznie rozpuszczała się całkowicie lub przynajmniej do tego stopnia, iż stanie się bezużyteczna. Założenia programu VARP przewidują skonstruowanie urządzeń, która będzie można łatwo zniszczyć albo poprzez wysłanie odpowiedniego sygnału, albo też poprzez ich ekspozycję na odpowiednie warunki, takie jak np. bardzo niska czy bardzo wysoka temperatura. Obecnie VARP znajduje się na wczesnym etapie. W połowie lutego podczas Proposer's Day DARPA ujawni generalne założenia projektu, mając nadzieję, że zainteresuje on naukowców i przemysł, które rozpoczną odpowiednie badania. Idea rozpuszczalnej elektroniki nie jest nowa. Przed kilkoma miesiącami informowaliśmy o rozpuszczalnych elektronicznych implantach.
  17. Profesor Jerald Schnoor z University of Iowa zauważa, że produkcja biopaliw z kukurydzy zagraża zasobom wody pitnej. Niedawno informowaliśmy o innych zgubnych następstwach rozpowszechniającej się produkcji biopaliw. Podczas niedawnego sympozjum dotyczącego biopaliw, które zorganizował Instytut Medycyny amerykańskich Akademii Narodowych (to odpowiednik Polskiej Akademii Nauk), profesor Schnoor poinformował, że w niektórych hrabstwach stanu Iowa zużycie wody z podziemnego zbiornika Jordan przekroczyło poziom, w którym zbiornik nadąża się uzupełniać. Wszystkiemu winna jest produkcja biopaliw, gdyż podczas procesu fermentacji używana jest woda o wysokiej czystości. Już w 2009 roku stanowy urząd geologiczny alarmował, że Jordan jest zbyt mocno eksploatowany w niektórych regionach. Sytuacja jest coraz gorsza. Już 40% amerykańskiej produkcji kukurydzy przeznaczana jest na biopaliwa. W Iowa odsetek ten sięgać może nawet 75%. Profesor Schnoor przytoczył przykład jednego tylko zakładu produkującego biopaliwa, zaznaczając przy tym, że jest on mniej efektywny niż nowoczesne zakłady. Lincolnway Energy Plant w mieście Nevada produkuje rocznie 190 milionów litrów biopaliw. Zużywa w tym celu kukurydzę hodowaną na powierzchni 40,5 tysiąca hektarów oraz 760 milionów litrów wody. W 2007 roku Schnoor był jednym z autorów raportu, w którym stwierdzono, że biorafineria, która produkuje rocznie 100 milionów galonów paliwa (ok. 380 milionów litrów) zużywa tyle wody, że wystarczyłoby do zasilenia miasta z około 5000 mieszkańców. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda na zachodzie USA, gdzie nie można polegać na opadach deszczu i pola muszą być sztucznie nawadniane. Problem jednak w tym, że, jak wynika z przeprowadzonych badań, generalnie małe społeczności są zadowolone z istnienia rafinerii biopaliw. Zakłady takie zwykle bowiem istnieją na ubogich rolniczych terenach i mają pewien pozytywny wpływ na lokalną gospodarkę. Ponadto w porównaniu do innych rodzajów zakładów przemysłowych lokowanych w takich miejscach - rafinerii ropy naftowej, zakładów przetwórstwa mięsa czy farm hodowlanych - wpływ rafinerii biopaliw na środowisko wydaje się niewielki. Dotkliwy staje się w czasie suszy i dopiero wtedy, gdy lokalne władze nakładają ograniczenia w zużyciu wody, mieszkańcy zwracają większą uwagę na problem jej niedoborów. Theresa Selfa, profesor ze State University of New York, która prowadziła powyższe badania, mówi, że poparcie dla rafinerii biopaliw byłoby z pewnością mniejsze, gdyby mieszkańcy byli wcześniej informowani o powodowanych przez nią problemach.
  18. Pracując w 2011 r. w pobliżu wyspy Pico na Azorach, Alexander Wilson i Jens Krause z Leibniz-Institut für Gewässerökologie und Binnenfischerei (IGB) zauważyli, że stado kaszalotów (Physeter macrocephalus) przygarnęło, przynajmniej czasowo, dorosłego delfina butlonosego (Tursiops truncatus) ze zdeformowanym kręgosłupem. Kaszaloty pływały z delfinem, a od czasu do czasu trącały go i ocierały się o niego. Przez 8 dni Niemcy wykonali wiele niesamowitych zdjęć. Nietypową grupę odkryto w wodach oddalonych o 15-20 km od Pico. Dotąd nigdy nie obserwowano kaszalotów kontaktujących się z innym gatunkiem w nieantagonistyczny, a więc zasadniczo przyjazny sposób. Dla odmiany delfiny znajdują się na drugim krańcu tego kontinuum - są przyjazne i bardzo, bardzo społeczne - twierdzi Wilson. Ponieważ na Azorach nie ma zbyt wielu drapieżników, które mogłyby zapolować na dorosłego delfina, a przez większość czasu kaszaloty nie zachowywały się opiekuńczo, raczej nikt tu nikogo nie ochraniał. Nie chodziło też o pomoc w żerowaniu, bo kaszaloty ścigają ulubione kałamarnice, nurkując nawet na głębokość 1,5 km, podczas gdy delfiny łowią ryby bliżej powierzchni. Wygląda więc na to, że do mariażu doszło z przyczyn czysto społecznych. Bardzo możliwe, że ze względu na skrzywienie kręgosłupa delfin nie dogadywał się ze swoimi i zajmował niską pozycję w hierarchii. Odnalezienie się w stadzie kaszalotów nie sprawiło mu problemu, bo P. macrocephalus wolniej pływają, a gdy dorosłe osobniki polują, zawsze pozostawiają młode z opiekunem. Trudniej określić, jakie korzyści odnosiły z takich interakcji kaszaloty, zwłaszcza że ich doświadczenia z delfinami butlonosymi nie należą często do najmilszych (widywano T. truncatus dręczące młode potwale). Broniąc honoru kaszalotów, Wilson dodaje, że niekoniecznie nie są one zbyt przyjazne, możliwe, że po prostu rzadko spotykają gatunki, którym odpowiadałyby bliższe kontakty z nimi.
  19. Uczeni są bliżej wyjaśnienia zagadki H. L. Hunley, pierwszego w historii okrętu podwodnego, który zatopił wrogi okręt wojenny. Jednostka z nieznanych dotychczas przyczyn zatonęła podczas ataku, jednak na stałe weszła do historii bitew morskich. Było to trzecie i ostateczne zatonięcie Hunleya. Ta niezwykle nowoczesna jak na swoje czasy, napędzana siłą ludzkich mięśni konstrukcja, została zwodowana w 1863 roku. Udany atak na cel ćwiczebny zaimponował Armii Konfederacji, która zajęła jednostkę, odbierając ją właścicielom i konstruktorom. W dniu 29 sierpnia 1863 roku nowa załoga H. L. Hunleya przygotowywała się do nauki operacji w zanurzeniu, gdy doszło do wypadku. Dowódca jednostki przypadkowo nadepnął na dźwignię kontrolującą zanurzanie i okręt poszedł pod wodę z wciąż otwartymi włazami. Dowódca i dwóch innych członków załogi zdołało uciec. Zginęło pięciu marynarzy. Flota Konfederatów wydobyła okręt. Niedługo później, 16 października tego samego roku, Hunley nie wynurzył się na powierzchnię po ataku na cel ćwiczebny. Zginęło siedmiu członków załogi i konstruktor okrętu, Horace Lawson Hunley. Również i tym razem wydobyto jednostkę. Po raz trzeci i ostatni H. L. Hunley zatonął w dniu oficjalnego rozpoczęcia służby w Marynarce Wojennej Konfederacji. Dnia 17 lutego 1864 roku okręt zaatakował i zatopił slup z napędem śrubowym USS Housatonic, który brał udział w blokadzie Charleston. Po raz pierwszy w historii okręt podwodny dokonał zatopienia jednostki przeciwnika. Świadkowie widzieli atak Hunleya (który nie był całkowicie zanurzony), jednak okręt nie wrócił do portu. Z zeznań świadków wynikało, że pływał jeszcze co najmniej przez godzinę po ataku. Dowódca jednej z baterii nadbrzeżnych w Charleston mówił, że widział sygnały świetlne, świadczące o tym, że H. L. Hunley wraca do portu. Wydarzenie obrosło legendą i przez 150 lat nie było wiadomo, dlaczego Hunley zatonął. Pierwsze doniesienia o odkryciu wraku Hunleya pojawiły się w 1970 roku. Oficjalnie miejsce spoczynku wraku zostało wprowadzone do Narodowego Rejestru Miejsc Historycznych w grudniu 1978 roku. W roku 1995 przeprowadzono dokładniejsze badania, potwierdzono lokalizację wraku, który spoczywał 8 metrów pod wodą i przykryty był kilkoma metrami osadów chroniących go przed zgubnym działaniem czasu. W końcu 8 sierpnia 2000 roku wydobyto wrak. Przez ostatnie kilkanaście lat trwały prace konserwacyjne. Na podstawie badań zębów, rejestrów historycznych oraz badań DNA udało się też poznać nazwiska wszystkich członków ochotniczej załogi. Wcześniej znano tylko nazwisko dowódcy porucznika George'a E. Dixona. W 2004 roku członkom załogi urządzono uroczysty pogrzeb z pełnymi honorami wojskowymi według regulaminu obowiązującego w armii Konfederacji. W lipcu 2011 roku po raz pierwszy od zatonięcia Hunley został ustawiony w takiej pozycji, w jakiej pływał. To pozwoliło na przeprowadzenie kolejnych badań. Początkowy projekt Hunleya zakładał, że jednostka będzie ciągnęła za sobą na linie pływający ładunek wybuchowy. Okręt podwodny miał przepłynąć pod okrętem wroga, a torpeda miała wybuchnąć po uderzeniu w burtę wrogiej jednostki, gdy Hunley będzie bezpieczny po jej drugiej stronie. Projekt uznano jednak za niebezpieczny, gdyż lina mogła zaplątać się w śrubę lub uderzyć w samego Hunleya. Pomysł zastąpiono miną wytykową, czyli ładunkiem wybuchowym umieszczanym na długiej tyczce na dziobie okrętu. H. L. Hunley korzystał z udoskonalonej konstrukcji. Mina nie wybuchała od uderzenia w burtę, ale była do niej przyczepiania i odpalana za pomocą sznura, po oddaleniu się jednostki atakującej na bezpieczną odległość. Hunley używał 6-metrowego drzewca i miał odpalić torpedę po odpłynięciu na odległość około 46 metrów. O takiej konstrukcji wiedziano od dawna, gdyż zachowały się szczegółowe rysunki torpedy, która zatopiła USS Housatonic. Jednak obecne badania wraku Hunleya podważyły wiarę w rysunki. Torpeda Hunleya była na stałe przymocowane do drzewca i wyposażono ją w trzy zapalniki. To wskazuje, że sama torpeda, podobnie zresztą jak i okręt podwodny, odbiegała od oryginalnego projektu. Metodą prób i błędów wprowadzano bowiem kolejne udoskonalenia. Ładunek wybuchowy niesiony przez H. L. Hunley stanowiło 61 kilogramów prochu. Był on tak potężny, ponieważ wcześniej inna jednostka konfederatów próbowała zatopić USS New Ironsides za pomocą 30-kilogramowej torpedy i tylko go uszkodziła. Teraz, gdy wiadomo, że Hunley w chwili wybuchu 61 kilogramów prochu znajdował się w odległości około 6 metrów od miejsca eksplozji, można przypuszczać, że został uszkodzony przez falę uderzeniową i zatonął. Jednak czy tak było w rzeczywistości? Kadłub Hunleya jest wciąż pokryty warstwą skamieniałego piasku. Specjaliści na razie go nie usuwają. Chcą, by chronił on jednostkę do czasu rozpoczęcia właściwych prac konserwacyjnych. Dopiero całkowite odsłonięcie poszycia kadłubu pozwoli stwierdzić, czy został on uszkodzony przez wybuch. Glenn McConnell wieloletni szef Hunley Commision, mówi, że istnieje pewien przekonujący i jednocześnie symboliczny dowód na potwierdzenie tezy o zatopieniu Hunleya przez eksplozję. Wskazówki zegarka porucznika Dixona zatrzymały się niemal dokładnie w momencie, w którym, jak wiemy z zeznań załogi Housatonica, Hunley zaatakował.
  20. Żerując na liściach roślin z rodziny tojeściowatych, gąsienice danaida wędrownego (Danaus plexippus) stają się toksyczne dla drapieżników, dlatego niewielu śmiałków decyduje się na taki posiłek. Jednym z wyjątków jest modliszka chińska (Tenodera sinensis), która przed jedzeniem patroszy larwy i usuwa ich przewód pokarmowy. Gąsienice ostrzegają, że przez zdobyczne kardenolidy zjadanie ich jest obarczone ryzykiem (stąd kontrastowe białe, czarne i żółte pasy). Dla większości drapieżników komunikat jest jasny, ale modliszki wydają się nim w ogóle nie przejmować. Ich nietypowe zachowanie zaobserwowała przypadkowo Jamie L. Rafter z University of Rhode Island, która stwierdziła, że po wygryzieniu otworu T. sinensis usuwają jelito i powiązane z nim narządy. W sumie przepada ok. 40% gąsienicy. Porównując metody pożerania gąsienic monarcha i 2 nietoksycznych gatunków - omacnicy prosowianki (Ostrinia nubilalis) i barciaka większego (Galleria mellonella) - zespół wykazał, że zwykle modliszka inaczej zabiera się do posiłku. Zjada niemal wszystko, dlatego marnuje się tylko ok. 14% ofiary (główną przyczyną nie jest przy tym wbredność, ale raczej niechlujne maniery). Chociaż w porównaniu do jelit, w reszcie ciała larw monarcha występowało 3-krotnie więcej kardenolidowych pików, ogólne stężenie kardenolidów oraz współczynnik polarności (ang. polarity index) obu grup tkanek się już nie różniły. Dlaczego więc modliszki decydują się na patroszenie? Naukowcy uważają, że T. sinensis mogą tolerować przetworzone kardenolidy, lecz próbują unikać pierwotnych form tych substancji z przewodu pokarmowego swych ofiar. Alternatywne wyjaśnienie jest takie, że wypełnione materią roślinną jelita zawierają o 58% mniej azotu niż pozostałe tkanki. Wyrzucając mało odżywcze części gąsienic, szczęśliwym zbiegiem okoliczności modliszki ograniczają ilość spożywanych toksyn. Pewnym potwierdzeniem 2. hipotezy jest fakt, że modliszki przestają patroszyć, gdy gąsienice monarchów mają pasożyty, np. są pożerane od środka przez larwy rączycowatych. Oznacza to spadek zawartości potencjalnie niesmacznego materiału roślinnego.
  21. Po ponad 11 latach pracy Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA) opublikuje kolejną wersję "biblii" psychiatrii - Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders. DSM to podręcznik zaburzeń psychicznych, zawierający kryteria diagnostyczne pozwalające na ich zidentyfikowanie. Jego pierwsza wersja ukazała się w 1952 roku. Składała się ona ze 130 stron i wymieniała 106 zaburzeń. Ostatnia edycja, DSM-IV, wymiania 297 zaburzeń i opisuje je na 886 stronach. W najnowszym DSM wprowadzono kilka istotnych zmian. DSM-IV uznaje zbieractwo za jedno z zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych (OCD), jednak dobrze udokumentowane badania, które ukazały się w ciągu ostatnich 10 lat dowodzą, że wiele osób cierpiących na zbieractwo nie wykazuje innych objawów OCD, a samo zbieractwo może być bardziej rozpowszechnione w populacji niż OCD. Badania sugerują też, że OCD i zbieractwo różnią się pod względem genetycznym i neurologicznym. Na przykład u rodziców i rodzeństwa zdiagnozowanych zbieraczy zdarza się więcej przypadków zbieractwa niż zanotowano przypadków OCD u krewnych pierwszego stopnia osób ze zdiagnozowanym OCD. Ponadto wiele leków, które pomagają w przypadku OCD jest mało skutecznych w leczeniu zbieractwa. Z kolei skany mózgu dowodzą, że w czasie podejmowania decyzji u zbieraczy aktywuje się on w inny sposób niż u osób OCD i ludzi zdrowych. Wyniki takich badań skłoniły autorów DSM-5 do uznania zbieractwa za osobne zaburzenie. Posłuchano również głosów krytyków, którzy od 30 lat zwracali uwagę na nieścisłość i niejednoznaczność terminów dotyczących nadużywania substancji i zależności od substancji. W DSM starano się unikać słowa "uzależnienie", co prowadziło do wielu niejasności. DSM-IV traktuje jako nadużywanie substancji jej przyjmowanie w takich dawkach, że powoduje to problemy w życiu społecznym czy osobistym. Z kolei definicja "zależności" jest podobna do tego, co wielu rozumie jako "uzależnienie" - spędzanie dużej ilości czasu na poszukiwaniu danej substancji, zwiększoną tolerancję na jej działanie, niemożność uwolnienia się od niej, objawy wycofania oraz fizyczne i psychologiczne szkody wyrządzane przez tę substancję. Tymczasem wielu specjalistów, np. Amerykańskie Towarzystwo Medycyny Uzależnień, definiuje uzależnienie nie jako chemiczną zależność, a jako przemożną chęć poszukiwania i używania substancji, niezależnie od oczywistych negatywnych następstw takich działań. Zgodnie z tą definicją osoby, które muszą przyjmować środki antydepresyjne, przeciwbólowe czy obniżające ciśnienie są osobami zależnymi od substancji, ale nie uzależnionymi. APA w końcu się poddała i zrezygnowała z wykorzystywania mylących terminów "nadużywanie" i "zależność". Wszystkie uzależnienia uznano za "zaburzenia wynikające z przyjmowania substancji". Doprecyzowano też ich kryteria diagnostyczne i podzielono na trzy grupy uzalenień: łagodne, umiarkowane i ciężkie. Zrezygnowano również z pierwotnie proponowanego rozdziału "Uzależnienia behawioralne". Po raz pierwszy włączono zaburzenia związane z uzależnieniem od hazardu do tego samego rozdziału co zaburzenia spowodowane uzależnieniami od substancji. Taka decyzja może być bardzo kontrowersyjna, gdyż nie wszyscy zgadzają się co do tego, czy hazard uzależnia tak, jak narkotyki, jednak APA kierowała się wynikami badań neurologicznych, które wykazały, że mózgi osób uzależnionych od hazardu zmieniają się podobnie, jak mózgi narkomanów. Ponadto obie grupy odnoszą korzyści z podobnych metod leczenia. W sekcji 3. wspomnianego rozdziału umieszczono uzależnienie od internetu. Wpisanie go do tej sekcji oznacza, że przed oficjalnym uznaniem takiej jednostki chorobowej konieczne są dalsze badania nad nią. Kolejną kontrowersyjną decyzją jest stworzenie nowej jednostki chorobowej dotykającej dzieci. Mowa tutaj o destrukcyjnej labilności emocjonalnej (disruptive mood dysregulation disorder). To zaburzenie podobne do zaburzeń dwubiegunowych (zwanych dawniej maniakalno-depresyjnymi). W poprzednich edycjach DSM uznawano, że zaburzenia dwubiegunowe dotykają niemal wyłącznie dorosłych. Jednak w ostatnim dziesięcioleciu w samych Stanach Zjednoczonych liczba diagnoz takich zachowań u dzieci wzrosła czterokrotnie. Wielu psychiatrów nie zgadza się z tymi, którzy diagnozują u dzieci zaburzenia dwubiegunowe, wskazując, że dzieci wykazują inny typ zaburzeń, co sugeruje inną jednostkę chorobową. APA przychyliła się do tej opinii tworząc taką jednostkę. Jednak wielu specjalistów krytykuje takie posunięcie, twierdząc, iż lekarze posługując się DSM-5 nie będą w stanie postawić prawidłowej diagnozy, gdyż kryteria są, zdaniem niektórych, mało użyteczne. APA najprawodpodobniej jednak pozostawi destrukcyjną labilność emocjonalną w ostatecznej wersji DSM-5. Nie uporządkowano też mocno krytykowanego rozdziału dotyczącego zaburzeń osobowości. Specjaliści od lat zwracali uwagę na mylący bałagan i nakładanie się na siebie wielu kryteriów diagnostycznych różnych chorób. Pomimo tego, że mamy tu do czynienia z bardzo skomplikowanymi problemami, a emocje były na tyle duże, iż dwóch członków grupy roboczej zrezygnowało, w pewnym momencie wypracowano całkiem dobrze przyjęty plan wprowadzenia zmian. Jednak z nie do końca jasnych powodów, po kilkunastogodzinnych negocjacjach zrezygnowano ze zmian i rozdział pozostał praktycznie taki sam jak w DSM-IV. DSM-5 ukaże się w maju bieżącego roku.
  22. Pogorszenie jakości snu w starszym wieku zaburza proces długofalowego przechowywania wspomnień przez mózg. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley odkryli, że regenerujący sen wolnofalowy (NREM) odgrywa kluczową rolę w transportowaniu wspomnień z hipokampa (chwilowej przechowalni) do kory przedczołowej (ostatecznej, długoterminowej lokalizacji). U starszych osób przez złą jakość snu NREM ślady pamięciowe mogą utykać w hipokampie. Później nadpisują się na nich kolejne wspomnienia. Starzenie się powiązano z regionalną atrofią mózgu, zredukowaną aktywnością wolnofalową w czasie snu NREM oraz pogorszoną retencją wspomnień epizodycznych. Dotąd nie było wiadomo, czy współwystępowanie tych czynników reprezentuje neuropatologiczny szlak związany z pogorszeniem funkcjonowania poznawczego. Badania zespołu z UC Berkeley pokazały, że tak. Autorzy raportu z Nature Neuroscience ujawniają, że u zdrowych młodych dorosłych faza NREM stanowi ok. 1/4 nocnego wypoczynku. Wolne fale są generowane przez przyśrodkową korę przedczołową (ang. medial prefrontal cortex, mPFC). Atrofia istoty szarej tej części mózgu u starszych osób wiąże się z niemożnością zapadania w głębszy sen. Osiemnastu młodych dorosłych (głównie w wieku dwudziestu kilku lat) oraz 15 zdrowych staruszków (głównie w wieku siedemdziesięciu kilku lat) miało się zgłosić do laboratorium po przespanej nocy. Przed położeniem się spać badani uczyli się i byli przepytywani z listy 120 słów. Śpiących podłączano do elektroencefalografu. Następnego ranka ponownie testowano zapamiętanie par wyrazów, tym razem jednak naukowcy obrazowali mózg ochotników za pomocą funkcjonalnego i strukturalnego rezonansu magnetycznego. U starszych badanych zidentyfikowano klarowny związek między stopniem deterioracji przyśrodkowej kory przedczołowej a zakresem upośledzenia aktywności wolnofalowej w czasie snu. W porównaniu do młodych dorosłych, średnio jakość ich snu była gorsza o 75%, a zapamiętanie par słów następnego dnia o 55%. Upośledzenie pamięci wiązało się z ciągłą aktywacją hipokampa i ograniczoną łącznością hipokamp-kora przedczołowa podczas realizacji konkretnych zadań. W ramach wcześniejszych badań Niemcy zaprezentowali, że stymulacja elektryczna mózgu młodych dorosłych wspomaga głęboki sen i podwaja zdolność nocnego utrwalania pamięciowego. Kalifornijczycy zamierzają przeprowadzić analogiczne eksperymenty z udziałem starszych osób. Czy można zrestartować sen wolnofalowy i pomóc ludziom lepiej zapamiętywać ich życie? To ekscytująca perspektywa - emocjonuje się dr Bryce Mander.
  23. W związku ze światową epidemią otyłości coraz częściej słyszy się nawoływania do zmiany diety i zwiększenia aktywności fizycznej. Okazuje się jednak, że ćwiczenia korzystne dla mężczyzn nie muszą równie dobrze wpływać na kobiety. Nasze wyniki sugerują, że płeć może się przyczyniać do różnic w funkcjonowaniu sercowo-naczyniowym osób z cukrzycą typu 2. U mężczyzn po [4-miesięcznym] treningu dotleniającym następowała poprawa, której nie odnotowano u kobiet - opowiada prof. Jill Kanaley z University of Missouri. Amerykanie monitorowali reakcje sercowo-naczyniowe, m.in. tętno i ciśnienie, ok. 75 otyłych kobiet i mężczyzn z cukrzycą typu 2. Poza tym zastosowano 3-minutowy test ściskania przedmiotu (proszono o zaciskanie pięści z napinaniem mięśni przedramion). Test ściskania pokazał, że korzyści zapewniane przez ćwiczenia różnicują się ze względu na płeć, co szczególnie dobrze widać w populacji z cukrzycą typu 2. Biorąc pod uwagę wysoką śmiertelność pacjentów z cukrzycą typu 2., zwłaszcza kobiet, budzi to spore obawy. Próbujemy opracować skuteczne interwencje i zakładamy, że ćwiczenia są odpowiednim rozwiązaniem. Myślimy, że gdy powie się ludziom, żeby poszli potrenować, to bez względu na płeć, wszyscy uzyskają te same rezultaty. Okazuje się jednak, że to nieprawda, bo program marszowy Amerykanów sprawdził się wyłącznie u mężczyzn. Otyłe kobiety z cukrzycą typu 2. mogą potrzebować dłuższych lub intensywniejszych programów treningowych. Wielu ludzi skupia się na tętnie podczas aktywności fizycznej, tymczasem należy również monitorować czas powrotu funkcji sercowo-naczyniowych do normy. Gdy się gimnastykujemy, zależy nam na tym, by ciśnienie wzrosło, ale nie chcemy, by stało się one za wysokie. Ciśnienie powinno wracać do normy stosunkowo szybko po zakończeniu ćwiczeń. W naszym studium [już na początku] tempo powrotu do normy nie było u kobiet tak szybkie jak u mężczyzn. Po treningu czasy regeneracji u mężczyzn [jeszcze] się polepszyły, a u pań pozostały mniej więcej takie same.
  24. W Polsce i wielu innych krajach obowiązuje tzw. opłata reprograficzna, czyli podatek nakładany m.in. na czyste płyty CD, DVD, papier kserograficzny oraz urządzenia kopiujące. Podatek ten ma rekompensować twórcom straty wynikające z piractwa. W Portugalii władze postanowiły pójść jeszcze dalej. Rząd w Lizbonie rozważa wprowadzenie podatku od pojemności pamięci urządzeń konsumenckich. Projekt przepisów wprowadzających nowy podatek został przesłany do Narodowej Rady Kultury, która jest odpowiedzialna za zbieranie opłat z tytułu korzystania z utworów chronionych prawem autorskim. Twórcy nowych przepisów tłumaczą, że lepiej zabezpieczą oni interesy twórców. Proponują oni, by opłata wynosiła 0,25 euro od każdego gigabajta pojemności pamięci. Przyjęcie nowych przepisów będzie oznaczało, że np. w cenie iPada aż 16 euro będzie stanowił nowy podatek.
  25. Islamiści, uciekający z Timbuktu przed wojskami francuskimi, postanowili dokonać jak największych zniszczeń. Podpalili zbudowaną niedawno przy pomocy RPA bibliotekę Instytut Ahmeda Baby. Nie wiadomo, jak duże są zniszczenia, jak należy pamiętać, że w bibliotece instytutu przechowywano olbrzymią liczbę bezcennych manuskryptów. W Timbuktu, mieście założonym prawdopodobnie na przełomie XI i XII wieku, w zbiorach prywatnych i publicznych bibliotekach znajdowało się w 2006 roku 150 000 manuskryptów. Niektóre z nich pochodzą z XIII wieku. Naukowcy uważają, że pod piaskami Sahary spoczywają kolejne tysiące pism. Przez setki lat pisane dziedzictwo Mali było ukrywane przez miejscowych pod podłogami domów i w jaskiniach na pustyni w obawie przed ich zniszczeniem czy zagrabieniem przez marokańskich i europejskich najeźdźców. Teksty te świadczą zarówno o bogactwie literackim, jak i naukowym regionu. Znajdują się wśród nich zarówno podręczniki do matematyki i astronomii oraz pisma traktujące o życiu społecznym i gospodarczym w Timbuktu podczas Złotego Wieku, który miasto przeżywało w XVI w. Wówczas było ono centrum akademickim, na którego uczelnie uczęszczało 25 000 studentów. Przed sześcioma laty Galla Dicko, dyrektor Instytutu Ahmeda Baby (Baba to urodzony w Timbuktu pisarz, współczesny Shakespeare'owi), w którym znajdowało się się 25 000 tekstów mówił: Manuskrypty te dotyczą wszystkich dziedzin ludzkiej wiedzy: prawa, nauki, medycyny. Mamy też traktat polityczny, którego autor ostrzega intelektualistów, by nie dali się skorumpować polityce. Na półkach znaleźć można tak różne pisma jak dzieło na temat matematyki, przewodnik po muzyce andaluzyjskiej, romanse czy korespondencje handlową. Olbrzymią kolekcję ksiąg świadczących o bogactwie kulturalnym tego miejsca zaczęto tworzyć stosunkowo niedawno, gdy rządowi udało się przekonać miejscowych właścicieli prywatnych zbiorów, że powinny one stanowić własność publiczną. To dzięki tym pismom wiemy, gdzie jest nasze miejsce w historii – mówił w 2006 roku Abdramane Ben Essayouti, imam najstarszego meczetu w Timbuktu. Uczeni uważają, że to, co do tej pory udało się zebrać, stanowi niewielką część ukrytych jeszcze tekstów. Zdaniem Alego Quld Sidi, przedstawiciela rządu, na odkrycie czeka jeszcze ponad milion manuskryptów. Niektórzy naukowcy uważają, że odkrycie dziedzictwa Timbuktu zmusi Zachód do uznania, że Afryka też ma bogate tradycje naukowe i piśmiennicze. Specjaliści obawiali się jednak, że gdy sprawa stanie się coraz bardziej głośna, nad manuskryptami zawiśnie poważne niebezpieczeństwo. Do Timbuktu mogły ruszyć całe tłumy turystów i zwykłych złodziei, którzy za wszelką cenę będą starali się zdobyć zwoje na własność. Dlatego też RPA, przy pomocy USA i Norwegii, zainicjowała "Operation Timbuktu" w ramach której powstała wspomniana na wstępie biblioteka. Do czasu zajęcia Timbuktu przez islamistów udało się tam zgromadzić 100 000 manuskryptów. Przed czterema dniami budynek został podpalony.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...