Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36955
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Gdy w ubiegłym roku archeolodzy prowadzili prace zwiadowcze na miejscu planowanego osiedla w Herne Bay na północnym wybrzeżu Kentu, znaleźli w jednej części stanowiska ślady osadnictwa z późnej epoki brązu i rzymskiej, a z drugiej – pozostałości po osadnictwie średniowiecznym. Nie było to zbyt zaskakujące, gdyż okolica znana jest z tego typu znalezisk. Jednak naukowcy mieli nadzieję trafić na ślady ludzkiej bytności z okresu paleolitu, dlatego kontynuowali badania. Na ślady tego typu nie trafili, znaleźli za to rzadki średniowieczny artefakt. Archeolodzy odkryli dołki posłupowe będące pozostałością prostokątnej struktury oraz dowody na osadnictwo anglosaskie. Znaleziono też dwa wykopy otaczające dużą strukturę. Być może odbywała się tam produkcja chleba lub piwa. I to właśnie w jednym z tych wykopów znajdował się dobrze zachowany kościany flet. Znaleziono go w kontekście ceramiki z XII–XV wieku. Dopóki nie zostaną przeprowadzone szczegółowe badania, archeolodzy przyjmują, że instrument pochodzi z tego właśnie okresu. Flet został starannie wykonany z kości piszczelowej owcy lub kozy. Posiada pięć otworów na palce na górze i jeden, dla kciuka, na dole. To flet prosty, być może brakuje mu ustnika, ale poza tym jest kompletny. Jest bardzo podobny do instrumentu znalezionego w 1964 roku w Somerset w towarzystwie monety z połowy XIV wieku. « powrót do artykułu
  2. Imieniny to dzień, który zasługuje na świętowanie, nawet jeśli nie wszyscy uważają, że jest tak samo ważny, jak urodziny. Warto go uczcić miłym upominkiem, który nie musi być duży czy kosztowny. Jako prezent na imieniny najlepiej sprawdzą się słodkości. Sprawdź, co polecamy! Prezent na imieniny – co to może być? Imieniny, czyli dzień, w którym obchodzi się wspomnienie patrona imienia, to miła tradycja, którą po prostu trzeba świętować! Jest jednak przy tym znacznie mniej wystawnym świętem niż urodziny, więc i prezent nie musi być również kosztowny. Sympatycznym gestem dla osoby, która obchodzi imieniny, może być bukiet kwiatów, butelka alkoholu lub, oczywiście, coś słodkiego. Jaki prezent na imieniny wybrać dla swoich bliskich? Co kupić jako prezent na imieniny dla mężczyzny, a co dla kobiety? Prezent na imieniny dla mamy Zanim wybierzesz prezent imieninowy, zastanów się, jaki gust i oczekiwania ma osoba, której go podarujesz. W przypadku mamy sprawa powinna być prosta – na pewno wiesz, co najbardziej lubi Twoja mama i jaki ma gust. Najlepiej więc wybrać zestaw czekoladek, za którymi przepada Twoja rodzicielka. Może pralinki z dodatkiem bakalii? Albo super popularna, apetyczna różowa czekolada? Na pewno ucieszą Twoją mamę! Równie dobrym rozwiązaniem jest sięgnięcie po czekoladowe figurki. Dla mamy na pewno odpowiednie będą czekoladowe buciki, szminka czy kwiaty. To niestandardowy sposób na sprawienie mamie radości. Czekoladek w takiej formie z pewnością się nie spodziewała! Prezent na imieniny dla taty Wcale nie jest tak trudno wybrać prezent na imieniny dla mężczyzny, chociaż wiele osób ma często z tym problem. Jesteśmy przekonani, że już wiesz, jakie są ulubione smaki Twojego taty. Czekoladki marcepanowe? A może te z nadzieniem z dodatkiem ulubionego alkoholu? U nas znajdziesz wszystkie możliwe propozycje, a tata na pewno będzie zadowolony. Podobnie jak dla mamy, prezent na imieniny dla taty też może mieć interesujący kształt. Może wykonana z czekolady płyta gramofonowa? Albo zestaw narzędzi? Czekoladowa forma dobrana do gustu ojca na pewno go rozbawi! Personalizowany prezent na imieniny Zarówno prezent na imieniny dla mężczyzny, jak i dla kobiety może mieć także osobisty wymiar. W takiej roli doskonale sprawdzą się szczególnie czekoladowe telegramy. Możesz wykorzystać je do złożenia solenizantowi lub solenizantce takich życzeń, jakie tylko sobie wymyślisz, a do tego słodkich i smacznych! Taki prezent sprawia, że robi się ciepło na sercu – od razu wiadomo, dla kogo jest on przeznaczony, a ta osoba jest zachwycona! Wśród personalizowanych prezentów może pojawić się także tabliczka czekolady w kartoniku, który ozdobiony jest… zdjęciem! To jednocześnie miła pamiątka, która przypomni spędzone razem chwile. Szukasz bardziej ekskluzywnych propozycji? Sięgnij po zestawy pralinek: to prezent na imieniny, który sprawdzi się zawsze, a z dodatkiem okolicznościowego grawera zyskuje wyjątkowy charakter. Pasuje na upominek dla każdego – w każdym wieku i dowolnej płci! Wciąż wahasz się, jaki prezent na imieniny dla mamy wybrać? A może to prezent na imieniny dla taty sprawia Ci więcej problemów? Wejdź do świata Chocolissimo i wybierz coś perfekcyjnego na tę szczególną okazję: https://chocolissimo.pl/prezent-na-imieniny! « powrót do artykułu
  3. Grzyby obecne w glebie wywołują coraz większą liczbę infekcji płuc już w 48 z 50 stanów USA, donoszą naukowcy w Wydziału Medycyny Washington University. Ich rozprzestrzenianie się może mieć związek ze zmianą klimatu. Jeszcze w latach 50. i 60. grzybicze infekcje płuc występowały w niektórych regionach kraju. Teraz to się zmieniło, a lekarze, którzy posługują się starymi mapami występowania grzybów wywołujących infekcje mogą nie rozpoznać u pacjenta problemu i postawić niewłaściwą lub późną diagnozę. Jeden z autorów, Andrej Spec, profesor medycyny specjalizujący się w infekcjach grzybiczych mówi, że co kilka tygodni dzwoni do niego lekarz z okolicy Bostonu z problemem, którego nie potrafi rozwiązać. Zwykle lekarze ci rozpoczynają rozmowę od tego, że w ich okolicach nie występuje histoplasmosa, ale pojawił się u niego pacjent, który ma objawy infekcji Histoplasma capsulatum. Mówię mu wtedy: co jakiś czas dzwonicie do mnie z tym problemem. Histoplasmoza u was występuje, opowiada Spec. Historycznie rzecz biorąc Histoplasma capsulatum występowała i powodowała infekcje płuc na Środkowym Zachodzie (Midwest) i w części wschodniej USA. Kokcydioidomikoza (infekcja grzybami z rodzaju Coccidioides) miała miejsce na południowym-zachodzie kraju, a blastomykoza stanowiła problem na Środkowym Zachodzie oraz południu. Jednak zarówno rosnąca liczba studiów przypadku, jak i zasłyszane informacje wskazują, że wszystkie grzyby znacznie zwiększyły swój zasięg. Prawdopodobnie ma to związek ze zmianą klimatu. Ludzie mogą nabawić się grzybiczej infekcji płuc wdychając powietrze zawierające obecne w glebie spory grzybów. Te trafiają do powietrza w wyniku działalności rolniczej, budowlanej,  są wzbijane wraz z pyłem podczas pracy na działce czy nawet zwykłego spaceru. Organizmy zdecydowanej większości zdrowych dzieci i dorosłych bez problemu radzą sobie z zarodnikami grzybów trafiających do płuc. Jednak u niemowląt, osób starszych i ludzie o obniżonej odporności mogą pojawić się gorączka, kaszel, zmęczenie czy inne objawy. Grzybiczne infekcje płuc łatwo jest pomylić z infekcjami wirusowymi i bakteryjnymi, zapaleniem płuc czy gruźlicą. Ludzie z grzybiczymi infekcjami płuc najczęściej przez całe tygodnie nie otrzymują prawidłowej diagnozy i przez cały ten czas bardzo źle się czują. Wielokrotnie chodzą do lekarza, a lekarze zwykle nie przeprowadzają testów na grzybiczą infekcję płuc dopóki nie wyczerpią im się inne możliwości diagnozy. Autorzy najnowszych badań sprawdzili liczbę grzybiczych infekcji płuc na terenie USA w latach 2007–2016. Za znaczą liczbę infekcji uznali występowanie co najmniej 100 przypadków na 100 000 mieszkańców. Okazało się, że na 3143 hrabstw w 1806 wystąpiła znaczna liczba infekcji H. capsulatum, a grzyby z rodzajów Coccidioides i Blastomyces wywołały znaczną liczbę infekcji w – odpowiednio – 339 i 547 hrabstwach. Infekcje grzybicze są znacznie częstsze niż ludziom się wydaje. I zdarzają się coraz częściej. Zarówno badania nad zidentyfikowaniem, jak i zwalczaniem tego problemu są niedoinwestowane. Lekarze powinni zdawać sobie sprawę, że obecnie grzyby występują niemal wszędzie i uwzględniać to w diagnozie, dodaje Spec. « powrót do artykułu
  4. Studenci Akademii Górniczo-Hutniczej (AGH) w Krakowie badali poziom zaufania do robotów. Zadali sobie parę pytań, w tym czy ufamy im bezgranicznie, w jakich okolicznościach się na nie zdajemy i co warunkuje udaną współpracę. Głównym „bohaterem” testów został Kalman, łazik marsjański rozwijany już od 5 lat. Wykorzystując badania kwestionariuszowe i obserwację, Nina Bażela i Paweł Graczak z Koła Naukowego AGH Space Systems oceniali zaufanie kolegów ze swojego zespołu do łazika i sprawdzali, czy Kalmana można nazwać robotem społecznym. Złoty środek - zaufanie ze świadomością ograniczeń Funkcje łazika marsjańskiego przypominają funkcje robotów pracujących w trudnych warunkach - poszukujących ofiar katastrof czy działających na terenach objętych wojną. Jak można się domyślić, dla powodzenia takich akcji kluczowy jest odpowiedni poziom zaufania ekipy do robota. Jeśli będzie on za niski, członkowie zespołu zamiast powierzać mu zadania, będą woleli wykonywać je sami, tym samym narażając się na niebezpieczeństwo. Natomiast jeśli będzie on za wysoki, będą skłonni do zlecania mu zbyt trudnych zadań, co w przypadku błędnego wykonania polecenia przez robota może spowodować zagrożenie dla czyjegoś zdrowia, a nawet życia - wyjaśniono w komunikacie uczelni. Okazało się, że poziom zaufania do Kalmana był podobny u wszystkich członków ekipy i w skali od 1 do 5 wynosił prawie 4. Oznacza to, że choć studenci mają świadomość ograniczeń Kalmana, nie wpływa to negatywnie na poziom zaufania do maszyny. Z drugiej strony, pamiętając o ograniczeniach robota, członkowie zespołu są przygotowani na różne niepowodzenia, w tym awarie. Co ciekawe, stwierdzono słabą korelację negatywną ilości snu i poziomu zaufania: im krócej ktoś spał w okresie poprzedzającym wyjazd na University Rover Challenge, kiedy intensywnie przygotowywano się do zawodów, tym wyższe wykazywał zaufanie do robota. Jak zauważa Nina Bażela, należy pamiętać, że zespoły współpracujące z robotami przy szukaniu ofiar katastrof naturalnych czy działań wojennych często doświadczają nasilonego stresu i działają w warunkach obniżonej ilości i jakości snu. Może to potencjalnie skutkować zbyt wysokim poziomem zaufania, kiedy to maszynom powierza się zbyt trudne zadania i/lub ignoruje się ich ograniczenia. Autorka badań dodaje, że ze względu na uzyskane dotychczas wyniki studenci chcieliby w przyszłości kontynuować ten wątek i sprawdzić, czy podobny efekt występuje w innych zespołach. Czy Kalman jest robotem społecznym? Bażela i Graczak chcieli też ocenić, czy Kalmana można nazwać robotem społecznym. Terminem tym określa się zwykle roboty, które są zdolne do wchodzenia w interakcje z ludźmi i mają specjalnie przeznaczone do tego funkcjonalności, np. podążają za wzrokiem, prowadzą rozmowy itd. Chociaż Kalman nie posiada tego typu funkcjonalności, to według niektórych definicji może on być zaliczony do grona takich robotów ze względu na kontekst społeczny, w którym występuje i związek emocjonalny, jaki mają z nim członkowie zespołu. Kalman jest wyprowadzany przez członków zespołu na spacer. Pojawia się też na targach i konferencjach, gdzie studenci podają widzom za jego pośrednictwem różne przedmioty. Na imprezie urodzinowej zdmuchiwał kiedyś świeczkę i kroił tort. Funkcjonuje więc w bardzo różnych sytuacjach i kontekstach społecznych. Obserwacje wykazały, że choć Kalman nie ma humanoidalnej budowy, nie rozmawia ani nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, to i tak ludzcy członkowie zespołu czują z nim więź. Wskazują na to także trzy stwierdzenia, z którymi najbardziej zgadzały się osoby badane: „Kalman jest przyjazny”, „Kalman jest sympatyczny”, „Kalman jest dobrym członkiem  zespołu”. Wyniki badań przedstawiono m.in. w Helsinkach na konferencji naukowej Robophilosophy 2022 - Social Robots in Social Institutions. « powrót do artykułu
  5. Białostoczanin Łukasz Więcek zaprojektował we współpracy z Podlaską Regionalną Organizacją Turystyczną klockową podlaską chatę. „Dom z Krainy Otwartych Okiennic” został zgłoszony do konkursu Lego Ideas. Jeżeli uda się zdobyć 10 tys. głosów, projekt może trafić do masowej produkcji. Na filmiku opublikowanym na profilu Pana Łukasza na YouTube'ie (Lukas Data) widać, że na podwórku domu stoją studnia, ławeczka, beczka z wodą czy stare drzewo z karmnikiem. Z uroków wiejskiego życia korzystają dwa psy. W pobliżu kręcą się też ludzie (jedna z postaci robi zdjęcia, druga maluje ozdobne elementy stolarki). Chata ma otwierany dach, można więc zobaczyć, co znajduje się w środku. Łukasz Więcek całe życie pasjonuje się lego, a jego profesjonalna przygoda z tymi klockami zaczęła się 7 lat temu. W 2020 r. wziął udział w programie telewizyjnym „Lego Masters”, w którym zajął drugie miejsce. Na co dzień na swoim profilu na Instagramie publikuje zdjęcia zestawów lego, a także fotografie dokumentujące wycieczki związane z klockową tematyką czy różne ciekawostki (na przykład kod QR z lego kierujący do konta IG konstruktora). Prowadzi też warsztaty budowania. Na jego „Dom z Krainy Otwartych Okiennic” można głosować tutaj.   « powrót do artykułu
  6. Naukowcy z Aalto University, IQM Quantum Computers oraz VTT Technical Research Centre of Finland odkryli nowy nadprzewodzący kubit. Unimon bo o nim mowa, zwiększy dokładność obliczeń dokonywanych za pomocą komputerów kwantowych. Pierwsze bramki logiczne wykorzystujące unimony pracują z dokładnością 99,9%. Nieliczne współczesne komputery kwantowe wciąż nie są wystarczająco wydajne i nie dostarczają wystarczająco dokładnych danych, by można było je zaprzęgnąć do obliczeń rozwiązujących praktyczne problemy. Są najczęściej urządzeniami badawczo-rozwojowymi, służącymi pracom nad kolejnymi generacjami komputerów kwantowych. Wciąż zmagamy się z licznymi błędami powstającymi w 1- i 2-kubitowych bramkach logicznych chociażby wskutek zakłóceń z otoczenia. Błędy te są na tyle poważne, że uniemożliwiają prowadzenie praktycznych obliczeń. Naszym celem jest zbudowanie kwantowych komputerów, które nadawałyby się do rozwiązywania rzeczywistych problemów. To odkrycie jest ważnym kamieniem milowym dla IQM oraz znaczącym osiągnięciem na drodze ku zbudowaniu lepszych komputerów kwantowych, powiedział główny autor badań, profesor Mikko Möttönen z Aalto University i VTT, który jest współzałożycielem i głównym naukowcem IQM Quantum Computers. Unimony charakteryzują się zwiększoną anharmonicznością, pełną odpornością na szumy wywoływane prądem stałym, zmniejszoną wrażliwością na zakłócenia magnetyczne oraz uproszczoną budową, która wykorzystuje pojedyncze złącze Josephsona w rezonatorze. Dzięki temu w jednokubitowej bramce o długości 13 nanosekund udało się uzyskać dokładność od 99,8 do 99,9 procent na trzech kubitach unimonowych. Dzięki wyższej anharmoniczności czyli nieliniowości niż w transmonach [to wcześniej opracowany rodzaj kubitów, który ma zredukowaną wrażliwość za zakłócenia ze strony ładunku elektrycznego – red.], możemy pracować z unimonami szybciej, co prowadzi do pojawiania się mniejszej liczby błędów na każdą operację, wyjaśnia doktorant Eric Hyyppä. Na potrzeby badań fińscy naukowcy skonstruowali układy scalone, z których każdy zawierał trzy kubity unimonowe. W układach użyto głównie niobu, z wyjątkiem złącz Josephsona, które zbudowano z aluminium. Unimony są bardzo proste, a mimo to mają liczne zalety w porównaniu z transmonami. Sam fakt, że już pierwsze uzyskane unimony działały tak dobrze, pozostawia dużo miejsca na ich optymalizację i osiągnięcie ważnych kamieni milowych. W następnym kroku badań chcemy zapewnić jeszcze lepszą ochronę przed szumem i zademonstrować bramki dwukubitowe, mówi profesor Möttönen. Więcej o unimonie można przeczytać na łamach Nature Communications. « powrót do artykułu
  7. Badacze z Georg-Speyer-Haus oraz Uniwersytetu Goethego we Frankfurcie odkryli mechanizm, który wyjaśnia, dlaczego tylko część komórek raka jelita grubego reaguje na chemioterapię. Okazuje się, że umierająca komórka nowotworowa wysyła do komórek sąsiadujących ostatnią informację, w której zawarta jest instrukcja, jak chronić się przed śmiercią. W ten sposób dochodzi do przeprogramowania szlaków sygnałowych sąsiadujących komórek tak, że stają się one oporne na chemioterapię. Gdy komórka raka jelita grubego ginie pod wpływem chemioterapeutyków, uwalnia molekułę ATP, która odgrywa tutaj rolę posłańca. ATP przyłącza się do receptorów purynowych P2X4 na powierzchni otaczających komórek. To zaś aktywuje ważny ratunkowy szlak sygnałowy, który pomaga komórkom przetrwać i czyni je opornymi na leczenie. Niemieccy naukowcy dowiedli również, że jeśli zostanie zakłócona komunikacja pomiędzy umierającą komórką, a jej sąsiadami, zwiększa się efektywność chemioterapii i guzy, które były początkowo na nią oporne, stają się wrażliwe. Nasze badania pokazały, że pomimo wieloletnich udanych badań, wciąż istnieją nieznane nam mechanizmy, które pokazują jak perfidnie komórki guza nowotworowego potrafią unikać chemioterapii. Odkrycie to jest jednocześnie obiecującym punktem wyjścia do badań nad terapią kombinowaną w celu zwiększenia wrażliwości zaawansowanego raka jelita grubego na standardowe leczenie, mówi główny autor badań, doktor Mark Schmitt. Profesor Florian Greten, dyrektor Georg-Speyer-Haus dodaje, że naukowcy byli zaskoczeni faktem, iż komórki nowotworowe opracowały mechanizm komunikacji, w którym nawet umierające komórki odgrywają rolę w zapewnieniu przeżycia guzowi atakowanemu przez leki. Naukowcy mają nadzieję, że opracowanie sposobów na przerwanie tej komunikacji znakomicie poprawi wyniki leczenia. « powrót do artykułu
  8. Współpraca naukowców z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego i PAN zaowocowała powstaniem pulsującego neuronu stworzonego z fotonów. To podstawowy element fotonicznego procesora sieci neuronowych. Tego typu chipy, zwane układami neuromorficznymi, mają być w przyszłości podstawą systemów sztucznej inteligencji. Systemy fotoniczne zapewniają dużą prędkość przesyłania informacji przy jednoczesnym niewielkim zużyciu energii. Ich wadą jest zaś słabe oddziaływanie pomiędzy sobą, przez co trudno je wykorzystać do wykonywania operacji obliczeniowych. Dlatego też polscy wykorzystali ekscytony, cząstki o bardzo małej masie, z którymi fotony silnie oddziałują. Gdy fotony i ekscytony zostaną razem umieszczone we wnęce optycznej, powstaje między nimi trwały układ cyklicznej wymiany energii, który jest kwazicząstką – polarytonem. Polarytony mogą zaś, w odpowiednich warunkach, tworzyć kondensat Bosego-Einsteina. W tym stanie skupienia zaczynają tworzyć „superatom”, zachowujący się jak pojedyncza cząstka. Opierając się na naszym ostatnim eksperymencie, jako pierwsi zauważyliśmy, że kiedy polarytony są wzbudzane za pomocą impulsów laserowych, emitują impulsy światła przypominające pulsowanie neuronów biologicznych. Efekt ten jest bezpośrednio związany ze zjawiskiem kondensacji Bosego-Einsteina, które albo hamuje, albo wzmacnia emisję impulsów, wyjaśnia doktorantka Magdalena Furman z Wydziału Fizyki UW. Autorami modelu teoretycznego, który pozwala połączyć badania nad polarytonami z modelem neuronu są doktor Andrzej Opala i profesor Michał Matuszewski. Proponujemy wykorzystać nowy paradygmat obliczeniowy oparty na kodowaniu informacji za pomocą impulsów, które wyzwalają sygnał tylko wtedy, gdy przybędą do neuronu w odpowiednim czasie po sobie, mówi doktor Opala. Innymi słowy, taki sposób pracy takiego sztucznego neurony ma przypominać pracę neuronów biologicznych, pobudzanych impulsami elektrycznymi. W neuronie biologicznym dopiero powyżej pewnego progu impulsów docierających do neuronu, sygnał przekazywany jest dalej. Polarytony mogą naśladować neuron biologiczny, gdyż dopiero po pobudzeniu pewną liczbą fotonów powstaje kondensat Bosego-Einsteinai dochodzi do emisji sygnału do kolejnego neuronu. Mimo niewątpliwie interesujących badań, na wdrożenie pomysłu polskich uczonych przyjdzie nam jeszcze poczekać. Kondensat Bosego-Einsteina uzyskiwali oni w temperaturę zaledwie 4 kelwinów, którą można osiągnąć w ciekłym helu. Naszym kolejnym celem jest przeniesienie eksperymentu z warunków kriogenicznych do temperatury pokojowej. Potrzebne są badania nad nowymi materiałami, które pozwolą na uzyskanie kondensatów Bosego-Einsteina także w wysokich temperaturach. W Laboratorium Polarytonowym pracujemy nie tylko nad takimi substancjami, badamy też możliwość sterowania kierunkiem emitowanych fotonów, mówi profesor Jacek Szczytko z Wydziału Fizyki UW. W badaniach nad układami neuromorficznymi naukowcy wciąż napotykają na nowe wyzwania. Nasz nowy pomysł na odtworzenie pulsowania neuronów biologicznych w domenie optycznej, może posłużyć do stworzenia sieci, a potem układu neuromorficznego, w którym informacje przesyłane są o rzędy wielkości szybciej i w sposób bardziej efektywny energetycznie w porównaniu do dotychczasowych rozwiązań, dodaje doktor Krzysztof Tyszka. Szczegóły pracy zostały opisane na łamach Laser & Photonics Reviews. « powrót do artykułu
  9. Klimat Ziemi przechodził zmienne koleje losu, od bardzo gorącego po epoki lodowe. Mimo to życie na naszej planecie przetrwało 3,7 miliarda lat. Badacze z MIT potwierdzili właśnie, że Ziemia posiada działający na przestrzeni setek tysięcy lat mechanizm regulacji, dzięki któremu nie dochodzi do katastrofalnych zmian klimatu, które mogłyby zakończyć historię życia. Naukowcy od dawna podejrzewali, że cykl węglanowo-krzemianowy odgrywa ważną rolę w ziemskim obiegu węgla. Polega on na wiązaniu atmosferycznego CO2 przez skały. Teraz udało się zdobyć bezpośrednie dowody, że działa on w skali geologicznej jak stabilizator klimatu. Nowe dowody opierają się na badaniach danych paleoklimatycznych i zmianach średnich temperatur na Ziemi na przestrzeni ostatnich 66 milionów lat. Naukowcy z MIT przeprowadzili analizy matematyczne, by sprawdzić, czy pojawi się jakiś wzorzec, który wskazywałby na istnienie mechanizmu stabilizującego globalne temperatury w skali geologicznej. I taki wzorzec znaleźli. Pojawia się on na przestrzeni setek tysięcy lat, co jest zgodne ze skalą, w jakiej powinien działać mechanizm stabilizujący wywoływany przez wietrzenie krzemianów. Z jednej strony to dobra wiadomość, bo dzięki temu wiemy, że obecne globalne ocieplenie zostanie zniwelowane za pomocą tego mechanizmu. Jednak z drugiej strony, potrwa to setki tysięcy lat, a to zbyt wolno, by rozwiązać nasze obecne problemy, mówi Constantin Arnscheidt z MIT. Jest on, wraz z profesorem Danielem Rothmanem, współautorem badań. Naukowcy już wcześniej widzieli pewne oznaki działania mechanizmu stabilizującego. Analizy chemiczne starych skał wskazywały bowiem, że przepływ węgla ze skorupy ziemskiej i do niej jest dość zrównoważony, nawet gdy dochodzi do znacznych zmian temperatur na Ziemi. Modele obliczeniowe wskazywały, że proces wietrzenia krzemianów może w pewnym stopniu stabilizować klimat. Ponadto sam fakt, że życie na Ziemi przetrwało miliardy lat sugerował istnienie jakiegoś wbudowanego, geologicznego, mechanizmu zapobiegającego ekstremalnym zmianom temperatury. Mamy planetę, której klimat poddany był wielu dramatycznym zmianom. Dlaczego życie je przetrwało? Jedno z wyjaśnień brzmi, że musi istnieć jakiś mechanizm stabilizujący temperatury w zakresie zdanym dla życia. Jednak dotychczas nikt nie przedstawił dowodów, że taki mechanizm bez przerwy kontroluje klimat naszej planety, wyjaśnia Arnscheidt. Rothman i Arnscheidtprzjrzeli się danym dotyczącym zmian temperatury na Ziemi. Informacje na ten temat pochodziły zarówno z analiz składu chemicznego muszli sprzed milionów lat, jak i z badań rdzeni lodowych. Nasze badania były możliwe tylko dzięki temu, że nauka dokonała olbrzymiego postępu w dziedzinie zwiększenia rozdzielczości danych temperaturowych. Dysponujemy więc zapisem z ostatnich 66 milionów lat, w którym poszczególne punkty pomiaru temperatury są oddalone od siebie najwyżej o kilka tysięcy lat, wyjaśniają uczeni. Naukowcy wykorzystali stochastyczne równania różniczkowe, które są do poszukiwania wzorców w zestawach wysoce zmiennych danych. Okazało się, że w ten sposób można przewidzieć co się będzie działo z klimatem, jeśli istnieje mechanizm go stabilizujący. To trochę podobne do pędzącego samochodu. Gdy naciśniemy hamulec, upłynie trochę czasu, zanim samochód się zatrzyma. To właśnie nasza skala, w której klimat – w wyniku działania tego mechanizmu – powraca do stanu stabilnego – wyjaśniają uczeni. Gdyby taki mechanizm nie istniał, zmiany temperatury powinny zwiększać się z czasem. Jednak tak się nie dzieje. W pewnym momencie mechanizm stabilizujący jest silniejszy i nie dochodzi do ekstremalnych zmian, zagrażających istnieniu życia na Ziemi. Skala tych zmian – wynosząca setki tysięcy lat – jest zgodna z przewidywaniami dotyczącymi skali działania cyklu węglowo-krzemianowego. Co ciekawe, naukowcy nie znaleźli żadnego mechanizmu, który stabilizowałby klimat w skali dłuższej niż milion lat. Zdaniem autorów badań, mieliśmy szczęście, że zmiany w tej skali nie były dotychczas ekstremalnie duże. Są dwie szkoły. Jedni mówią, że to przypadek, zdaniem innych – istnieje mechanizm stabilizujący. Na podstawie danych wykazaliśmy, że prawda prawdopodobnie leży po środku. Innymi słowy, istnieje mechanizm stabilizujący, ale i zwykłe szczęście odegrało rolę pomogło życiu na Ziemi przetrwać miliardy lat, wyjaśnia Arnscheidt. « powrót do artykułu
  10. Naukowcy z National Ignition Facility (NIF) w Lawrence Livermore National Laboratory zauważyli, że jony w reaktorze fuzyjnym zachowują się inaczej, niż wynika z obliczeń. Prowadzone w NIF badania dadzą lepszy wgląd w działanie reaktorów fuzyjnych, w których reakcja inicjowana jest za pomocą potężnych impulsów laserowych. Specjaliści z całego świata próbują odtworzyć reakcje fuzji jądrowej zachodzące na Słońcu. Ich opanowanie dałoby ludzkości niemal nieograniczone źródło czystej energii. W NIF wykorzystuje się zespół 192 laserów, za pomocą których kompresuje się kapsułki z trytem i deuterem, zapoczątkowując fuzję jądrową. To koncepcja znana jako ICF (Inertial Confinement Fusion – inercyjne uwięzienie plazmy) Przed kilkoma dniami na łamach Nature Physics opublikowano artykuł, z którego dowiadujemy się, że zmierzona energia neutronów – przynajmniej podczas najbardziej intensywnej fazy fuzji – jest wyższa niż spodziewana. To oznacza, że jony biorące udział w fuzji mają większą energię. To coś czego się nie spodziewaliśmy i nie byliśmy w stanie przewidzieć na podstawie standardowych równań opisujących ICF, mówi fizyk Alastair Moore, główny autor artykułu. Eksperci nie są pewni, co spowodowało obserwowane zjawisko, podkreślają jednak, że to jeden z najbardziej bezpośrednich pomiarów jonów biorących udział w fuzji. Pomiary oznaczają, że teoretycy będą musieli zmodyfikować teorie i wzory, którymi posługują się specjaliści z NIF. Jest tutaj też powód do optymizmu. Dzięki lepszym teoriom wyjaśniającym obserwowane zjawiska, być może uda się opracować metodę zainicjowania długotrwałej samopodtrzymującej się reakcji. Zaobserwowanie niespodziewanego zachowania jonów było możliwe dzięki opracowaniu nowej technologii detektorów, nazwanej Cherenkov nToF. Dzięki niej niepewność odnośnie prędkości neutronów wynosi zaledwie 5 km/s czyli 1/10 000. Średnia energia neutronów uzyskiwana podczas reakcji w NIF oznacza, że poruszają się one z prędkością ponad 51 000 km/s. Jednym z możliwych wyjaśnień zaobserwowanego zjawiska jest stwierdzenie, że jony deuteru i trytu nie są w równowadze. Potrzebujemy bardziej zaawansowanych symulacji, by to zrozumieć. Współpracujemy na tym polu z Los Alamos National Laboratory, Imperial College London i MIT, dodaje Moore. « powrót do artykułu
  11. Artemis I to przede wszystkim misja testowa, której celem jest sprawdzenie rakiety SLS i kapsuły załogowej Orion. Jednak stała się ona też okazją do wysłania w przestrzeń kosmiczną licznych instrumentów naukowych. Wraz z Orionem SLS wyniosła szereg niewielkich satelitów typu CubeSat, żagle słoneczne, glony i fantomy do badania promieniowania kosmicznego. Urządzenia CubeSat umieszczono w Orion Stage Adapter, który łączy Interim Cryogenic Propulsion Stage z modułem serwisowym autorstwa Europejskiej Agencji Kosmicznej i Orionem. W ten sposób wysłano 10 niewielkich satelitów. Trzy nie były gotowe na czas, stąd puste miejsca na prezentowanym zdjęciu. Wspomniane CubeSat to: - LunaH-Map, którego zadaniem będzie zbadanie ilości i rozkładu lodu na Księżycu, - Omotenashi, który ma uderzyć w powierzchnię Srebrnego Globu z prędkością 2500 m/s i zbadać radioaktywność wznieconego pyłu, - Equuelus – poleci do punktu libracyjnego L2, a po drodze zademonstruje precyzyjne manewry za pomocą silnika strumieniowego wykorzystującego wodę. W L2 będzie obserwował Księżyc oraz plazmę wokół Ziemi, - Lunar Ice Cube to misja podobna do LunaH-Map. Dodatkowo stelita będzie badał obieg wody na Księżycu, - LunIR ma na pokładzie nowatorski czujnik wysokotemperaturowy pracujący w średniej podczerwieni. Najpierw stworzy obraz termiczny powierzchni Księżyca, a następnie uda się w podróż w głębsze regiony kosmosu, podczas której za pomocą czujnika będzie obrazował gwiazdy, - ArgoMoon wykorzysta swój mikronapęd do manewrowania wokół Artemis Interim Cryogenic Propulsion Stage. Wykona jego zdjęcia, które przydadzą się inżynierom. Następnie wejdzie na orbitę eliptyczną wokół Ziemi, skąd zacznie wykonywać fotografie Ziemi i Księżyca, - Team Miles używa 12 plazmowych silników strumieniowych na wodę. Jego twórcy mają nadzieję, że dzięki nim przeleci 96 milionów kilometrów i spróbuje nawiązać łączność radiową z Ziemią za pomocą nowatorskiego oprogramowania, - NEA Scout to co prawda CubeSat ale rozwinie on imponujący żagiel słoneczny o powierzchni 80 metrów kwadratowych. Dzięki żaglowi poleci do odległej o 150 milionów kilometrów asteroidy. A na miejscu wykona jej pomiary, zdjęcia, dokładnie określi jej położenie w przestrzeni kosmicznej, kształ, właściwości jej obrotu, zbada znajdujący się wokół niej pył oraz właściwości regolitu, - BioSentinel – to jedyny CubeSat z eksperymentem biologicznym. Ma na pokładzie specjalnie zmodyfikowane drożdże. Są one wraźliwe na promieniowanie kosmiczne. Drożdże będą nawadniane w różnych odstępach czasowych i będzie badany stopień ich uszkodzenia przez promienie kosmiczne. Eksperyment ma pokazać, jak lepiej chronić astronautów poza Ziemią, - CuSP zabrał ze sobą niewielką kosmiczną stacje pogodową, która mierzy pola magnetyczne oraz nisko- i wysokoenergetyczne cząstki. Jeśli eksperyment się powiedzie, w przyszłości wokół Słońca zostanie rozmieszczona cała flotylla takich pojazdów, dzięki czemu lepiej będziemy rozumieli naszą gwiazdę. Wewnątrz Oriona umieszczono zaś trzy manekiny. Pierwszy z nich, Moonikin Campos, znajduje się na miejscu dowódcy Oriona i ubrany jest w kombinezon Orion Crew Survival System, zdolny do utrzymania człowieka przy życiu przez 6 dni. Czujniki na manekinie mierzą promieniowanie, przyspieszenie i wibracje, jakim będzie poddawany w czasie misji. Dwa pozostałe manekiny to Helga i Zohar, a każdy z nich został wyposażony w ponad 6000 miniaturowych czujników promieniowania. A raczej każda, gdyż manekiny mają wiernie oddawać organizm kobiety, który ma więcej wrażliwej na promieniowanie tkanki niż organizm mężczyzny. Zohar została ubrana dodatkowo w kamizelkę ochronną AstroRad, by sprawdzić, na ile jest ona efektywna. Ponadto na pokładzie Oriona znalazł się Biology Experiment-1. Jego zadaniem jest sprawdzenie wpływu pobytu w przestrzeni kosmicznej na różnego typu próbki biologiczne. Są to nasiona, glony, grzyby i drożdże. « powrót do artykułu
  12. Ponad miliard nastolatków i młodych dorosłych jest potencjalnie zagrożonych utratą słuchu, czytamy na łamach British Medical Journal Global Health. Ryzyko związane jest z częstym używaniem przez nich słuchawek i uczestnictwem w koncertach i innych wydarzeniach związanych ze słuchaniem głośnej muzyki. Światowa Organizacja Zdrowia ocenia, że obecnie 430 milionów ludzi na świecie ma uszkodzony słuch. Szczególnie narażeni są użytkownicy osobistych urządzeń nagłaśniających, takich jak słuchawki. Już wcześniej opublikowane badania wykazały, ze użytkownicy takich urządzeń bardzo często ustawiają głośność nawet na 105 decybeli. Do tego należy dodać uczestnictwo w wydarzeniach związanych z puszczaniem głośno muzyki, na których średnia głośność wynosi od 104 do 112 dB. Tymczasem bezpieczny poziom dźwięku wynosi 80 dB dla dorosłych i 75 dB dla dzieci. Autorzy najnowszych badań postanowili sprawdzić, jak bardzo rozpowszechnione wśród młodzieży i młodych dorosłych jest słuchanie nadmiernie głośnych dźwięków. Przejrzeli więc badania opublikowane w językach angielskim, francuskim, hiszpańskim i rosyjskim, które dotyczyły osób w wieku 12–34 lat. Poszukiwano tych badań, w których pod uwagę uwagę wzięto rzeczywistą zmierzoną głośność dźwięków oraz czas narażenia na ich oddziaływanie. Pod uwagę wzięto 33 badania. Część z nich uwzględniała pomiary dotyczące użycia urządzeń osobistych, część uczestnictwa w głośnych imprezach, a część zawierała dane o obu rodzajach narażenia na głośne dźwięki. W sumie badaniami objęto 19 046 uczestników i uwzględniono w nich 17 pomiarów dotyczących używania urządzeń oraz 18 pomiarów odnośnie uczestnictwa w głośnych imprezach. Z badań wynika, że na zbyt głośne szkodliwe dla słuchu dźwięki naraża się 24% młodzieży i 48% młodych dorosłych. To oznacza, że na utratę słuchu narażonych jest od 670 milionów do 1,35 miliarda osób. Oczywiście badania mają swoje ograniczenia. Ich autorzy nie brali pod uwagę np. różnic demograficznych w poszczególnych krajach, czy rozwiązań prawnych wprowadzonych w celu ochrony słuchu. Niemniej jednak pokazują one, jak bardzo poważny jest to problem. Ze szczegółami badań można zapoznać się w artykule Prevalence and global estimates of unsafe listening practices in adolescents and young adults: a systematic review and meta-analysis. « powrót do artykułu
  13. Ponad 2000 lat temu na drzwiach pewnego domostwa na północy Hiszpanii wisiał amulet z brązu w kształcie prawej dłoni. W czerwcu 2021 roku zabytek znaleźli archeolodzy pracujący na górze Irulegi w pobliżu Pampeluny. Specjaliści z Sociedad de Ciencias Aranzadi prowadzą tam wykopaliska przy ruinach średniowiecznego zamku i niedawno odkrytej osady z epoki żelaza. Dłoń z brązu została zabezpieczona i wysłana do konserwacji. Dopiero wtedy okazało się, że to nie zwykły amulet, a sensacyjne znalezisko, które może pomóc w rozwiązaniu jednej z największych zagadek lingwistycznych Europy – pochodzenia języka baskijskiego, euskery. Dotychczas nie udało się jednoznacznie ustalić, skąd pochodzi język baskijski. Wiadomo, że nie jest on językiem indoeuropejskim. Większość specjalistów uważa go za język izolowany, czyli taki, który nie wykazuje pokrewieństwa z żadnym innym językiem. Oprócz euskery językami takimi są np. japoński czy koreański. Jednak nie wszyscy zgadzają się z takim poglądem.  Niektórzy sądzą, że język Basków jest spokrewniony z językami kartwelskimi z południa Kaukazu. Natomiast niemiecki językoznawca Theo Vennemann wysunął kontrowersyjną propozycję, że baskijski należy do hipotetycznej rodziny języków waskońskich. Zgodnie z tą hipotezą, do rodziny tej należał wymarły język akwitański, a śladami rodziny jest wiele toponimów w Europie Zachodniej. Vennemann uważa, że języki waskońskie rozprzestrzeniły się po epoce lodowej na cały Półwysep Iberyjski, większą część współczesnej Francji i Belgii oraz na Wyspy Brytyjskie i Irlandię. Miały zostać z czasem wyparte przez języki indoeuropejskie i przetrwał z nich jedynie euskera. Dłoń z Irulegi ma 143 milimetry długości, 128 mm szerokości i 1 milimetr grubości. Waży 36 gramów i wyposażona została w niewielki otwór. Jako, że znaleziono ją przy wejściu do jednego z domostw osady epoki żelaza, naukowcy sądzą, że wisiała na drzwiach, spełniając rolę amuletu chroniącego ognisko domowe. A ich przypuszczenia są tym bardziej prawdopodobne, że kilka miesięcy od znalezienia na dłoni odkryto napis. Gdy zaczęłam ją czyścić, zauważyłam serię linii i kropek. Zdałam sobie sprawę, że to inskrypcja, mówi Carmen Usúa, której zlecono oczyszczenie dłoni. Odczytaniem napisu zajął się Joaquín Gorrochategui z katedry filologii indoeuropejskiej na Universidad del País Vasco. Bez problemu odczytałem pierwszy wyraz brzmiący 'sorioneku', który jest podobny do baskijskiego 'zorioneko' oznaczającego 'dobry los, szczęście'. Ale nie jestem w stanie przeczytać reszty napisu, przyznaje ekspert, który w przeszłości jako pierwszy poddał w wątpliwość wiarygodność rzekomych baskijskich tekstów z rzymskiej osady w Iruña Veleia. Napis składa się z 40 znaków i pięciu wyrazów ułożonych w czterech liniach. Już samo jego istnienie podważa to, co dotychczas wiedziano o Baskach. Byliśmy niemal przekonani, że w starożytności Baskowie byli analfabetami i nie używali pisma z wyjątkiem oznaczania monet, mówi Gorrochategui. Powszechnie sądzono, że dopiero po przybyciu Rzymian Baskowie zaczęli używać pisma, adaptując alfabet łaciński. Tymczasem na dłoni z Irulegi mamy do czynienia z wariantem pisma iberyjskiego. To pierwszy dokument spisany bez wątpienia w języku waskońskim i pismem waskońskim, mówi Javier Velaza, filolog klasyczny z Universidad de Barcelona. Użyto tutaj szczególnego rodzaju pisma, które pochodzi od pisma iberyjskiego przystosowanego tak, by oddać dźwięki lub fonemy, które nie istnieją w piśmie iberyjskim. Zatem, w kontekście zabytku z Irulegi możemy mówić o istnieniu w tamtej epoce pisma waskońskiego, stwierdza Velaza. Datowanie oraz kontekst znalezienia dłoni z Irulegi wskazują, że służyła za amulet na początku I wieku p.n.e. Były to ostatnie lata istnienia osady. Została ona spalona i opuszczona podczas wojny sertoriańskiej (80–71 p.n.e.), jednej z wielu rzymskich wojen domowych I w. p.n.e., w trakcie której zwolennicy Kwintusa Sertoriusza walczyli na terenie Hiszpanii ze zwolennikami Lucjusza Korneliusza Sulli. Dłoń z Irulegi wydaje się zatem potwierdzać hipotezę o istnieniu rodziny języków waskońskich i sugeruje jej możliwe pokrewieństwo z językiem iberyjskim. « powrót do artykułu
  14. Artemis I w końcu wystartowała. Po dwukrotnym przekładaniu startu i wielotygodniowych oczekiwaniach, rozpoczęła się misja, której celem jest podróż pojazdu załogowego Orion poza Księżyc i powrót na Ziemię. Silniki SLS zostały uruchomione o godzinie 7:47 czasu polskiego. Orion już oddzielił się od SLS i kontynuuje lot samodzielnie. Będzie się przy tym wspomagał jednym dużym silnikiem, który w najbliższym czasie zostanie uruchomiony dwukrotnie. W końcu, około 2 godzin od startu, silnik odłączy się od pojazdu, a Orion będzie kontynuował podróż. Przeleci około 2 milionów kilometrów i znajdzie się 450 600 kilometrów od Ziemi. To dalej niż jakikolwiek inny pojazd załogowy wysłany przez człowieka. Przeleci wokół Księżyca i wróci na naszą planetę. Jego podróż potrwał około 25,5 doby. Planuje się, że 11 grudnia wyląduje na powierzchni Pacyfiku niedaleko wybrzeży San Diego. Orion wejdzie w atmosferę z prędkością 39 400 km/h, a jego osłona termiczna rozgrzeje się do temperatury 2760 stopni Celsjusza. To połowa temperatury powierzchni Słońca. Dzięki tarciu atmosfery Orion zwolni do prędkości 520 km/h. Wtedy, w bardzo precyzyjnie ustalonej kolejności, rozwinie się 11 spadochronów, które spowolnią pojazd do 27 km/h i z taką prędkością uderzy on w powierzchnię oceanu. W czasie misji inżynierowie będą szczegółowo śledzili parametry pojazdu. Uzyskane w ten sposób informacje przydadzą się podczas planowanej na rok 2024 załogowej Artemis II. Podąży ona mniej więcej tą samą trasą, co Artemis I, ale z ludźmi na pokładzie. Kilka lat później będzie miała misja Artemis III, w ramach której ludzie powrócą na Księżyc. Obecnie (58 minut po starcie) Orion znajduje się w odległości niemal 404 000 kilometrów od Księżyca i się od niego oddala. Pojazd porusza się z prędkością niemal 24 000 km/h. Można go na bieżąco śledzić na uruchomionej przez NASA witrynie. « powrót do artykułu
  15. Trwa odliczanie do startu misji Artemis I. To trzecia próba wystrzelenia rakiety SLS i pojazdu załogowego Orion, a jednocześnie pierwszy etap programu powrotu człowieka na Księżyc i pierwszy test lotu najpotężniejszej na świecie rakiety nośnej SLS (Space Launch System). Rakiety, która w przyszłości ma zawieźć astronautów na Marsa. Okno startowe misji otworzy się w środę 16 listopada o godzinie 7:04 czasu polskiego. Bezzałogowa Artemis I to pierwszy wspólny test lotu rakiety SLS i pojazdu załogowego Orion. Celem misji jest lot Oriona na orbicie Księżyca i powrót na Ziemię. Za dwa lata ma odbyć się załogowy lot Artemis II. W jego ramach Orion wraz z czteroosobową załogą wykona najpierw szereg zadań na orbicie Ziemi, a następnie poleci poza Księżyc. Po raz pierwszy od 50 lat człowiek znajdzie się tak daleko od Ziemi. Zgodnie z obecnymi planami człowiek ma powrócić na Księżyc w 2025 roku w ramach misji Artemis III. Będzie to misja kilkuetapowa. Najpierw na orbitę wokół Księżyca trafi Human Landing System (HLS). Następnie wystrzelone zostaną SLS i Orion oraz ich 4-osobowa załoga. Orion zadokuje do HLS, dwoje astronautów przesiądzie się do Human Landing System i za jego pomocą wylądują na Księżycu, gdzie spędzą 6,5 doby. W tym czasie odbędą co najmniej 2 spacery po powierzchni. Później HLS zabierze ich do oczekującego Oriona, a ten przywiezie astronautów na Ziemię. Pojazd Orion, który wystartuje za pomocą SLS, to załogowy statek kosmiczny zbudowany z myślą o długotrwałych misjach załogowych poza LEO. Wyposażono go m.in. w pojazd ratunkowy oraz możliwość awaryjnego przerwania misji na każdym jej etapie. Przeszedł on już pierwszy bezzałogowy test w przestrzeni kosmicznej, gdy w 2014 roku został wystrzelony za pomocą rakiety Delta IV Heavy. Trwający 4,5 godziny test zakończył się powodzeniem. W przyszłości Orion może zostać wykorzystany zarówno podczas misji na Marsa, do punktów libracyjnych, jak i załogowych misji na asteroidy. « powrót do artykułu
  16. Zdrowie naszych psów jest dla właścicieli niezwykle ważne. Pies należy jednak do zwierząt, które często wtykają swój nos czy pysk, nie zawsze tam gdzie powinny. Wiele dorosłych psów jest wielbicielem śmieci wszelakich, padliny itp. Generuje to niestety problemy w postaci choroby czy różnych pasożytów. Niektóre z nich mogą być także groźne dla człowieka, gdy zarazimy się od naszego pupila. Co zatem zrobić, aby nasz czworonóg był bezpieczny? Ważne jest regularne odrobaczanie psa. Dlaczego odrobaczenie psa jest tak istotne? Kiedy stosować sprawdzone tabletki? Jakie mamy preparaty na odrobaczenie psa? Pasożyty i sposoby zakażeń Psy to zwierzęta ciekawe świata, niezależnie czy rzecz tyczy szczeniąt czy psów dorosłych. Ponieważ wiele liżą, a nawet jedzą to czego nie powinny, łatwo może dojść do zarażenia różnymi pasożytami. Gdy np. dojdzie do inwazji pierwotniaków gardia spp czy wszelkich inwazji mieszanych, pozbycie się robaków może wymagać szerszej interwencji i konsultacji z lekarzem weterynarii. W większości jednak przypadków, odrobaczenie naszego psa  to czynność profilaktyczna, jaką powinniśmy stosować okresowo. Pamiętaj, że samo odrobaczenie obejmuje podawanie psu tabletki, która usunie niechciane pasożyty oraz zapobiegnie rozwojowi chorób. Psy mogą mieć pasożyty wewnętrzne i zewnętrze. Robaki zewnętrzne to np. pchły, kleszcze, wszy, wszoły, ćmianki, muchówki, roztocza. Do tych wewnętrznych należą pasożyty jelitowe i pozajelitowe - przywry, glisty, płazince, nicienie, tasiemce. Do samego zakażenia może dojść w różny sposób - w łonie matki lub poprzez mleko zarażonej matki, drogą pokarmową, przez skórę, kopulację lub wydzielinę fizjologiczną innego zarażonego zwierzaka. Odrobaczanie - ważność stosowania Samo odrobaczanie psa jest niezwykle ważne, tym bardziej, że wystarczy w tym wypadku, tylko podawać tabletkę zawierającą odpowiednią substancję czynną. Systematycznie odrobaczanie sprawia, że pies jest zdrowy, a my pozostajemy chronieni przed chorobami odzwierzęcymi tj. glista psia, tasiemiec pchli, nicień sercowy, nicień podskórny, bąblowiec jednojamowy, bąblowiec wielojamowy. Konieczne jest podawanie psu preparatu, dostosowanego do danego pupila. Należy wziąć pod uwagę wiek psa, wagę, stan zdrowia, stosowaną dietę i tryb życia. Wielu lekarzy weterynarii wskaże wam również, że istotne jest zastosowanie odpowiednego preparatu w stosunku do konkretnego rodzaju robaków (o ile już występują). To weterynarz dobierze właściwy preparat np. zawierający nie przypadkową i nie dowolną substancję pomocniczą, ale taką jaka jest najlepsza dla naszego psa. W przypadku psa podaje się tabletki regularnie. Jeśli chodzi o szczenięta, kalendarz odrobaczania wyznacza się co 2 tygodnie począwszy od 2 do 16 tygodnia życia. Co do psów, powyżej 6 miesięcy, to, co ile podaje się im leki na odrobaczanie zależy od trybu życia - czy np. mieszkają z nami w domu czy w warunkach ogrodowo-podwórkowych. W przypadku tych pierwszych, do ukończenia roku czasu, odrobaczanie odbywa się co 4 tygodnie, po 12 miesiącach życia zaś, powinno się to robić co 3 miesiące. W przypadku psów ogrodowych, odrobaczanie powinno następować co ok 4 tygodnie, niezależnie od wieku. Tabletki odrobaczające i inne leki i preparaty na odrobaczenie Jaka tabletka będzie najlepsza? Jakie jest sprawdzone i skuteczne rozwiązanie? Chcąc nabyć tabletki dla psa, możesz zajrzeć na stronę https://apetete.pl/preparaty-na-pasozyty-dla-psa.html Warto jednak pamiętać, że formy leków na odrobaczanie są różne - najczęściej są to tabletki, ale spotyka się także pasty, zawiesiny, spraye czy preparaty spot-on. Jak wspomniano - odpowiednią terapię powinien zawsze dobrać weterynarz. Zwróć uwagę, gdy twój pies będzie wykazywał takie objawy jak wymioty, biegunka, krew w kale, podrażnienia odbytu, saneczkowanie, wzdęcia, apatia, brak apetytu, utrata masy ciała. Mogą one bowiem wskazywać właśnie na zarażenie pasożytami. Jeśli chcesz zatem zadbać o pupila, warto dbać o regularne odrobaczanie, aby uniknąć nieprzyjemności dla siebie i psa. « powrót do artykułu
  17. Wiemy już, gdzie znajdują się największe gniazda bociana białego (Ciconia ciconia) w Europie. Masę wyliczano za pomocą dostępnego w 5 językach kalkulatora. Prawie wszystkie gniazda ważyły ponad 500 kg, a niektóre dobrze ponad tonę. Jak poinformował w przesłanym komunikacie inicjator akcji Adam Zbyryt z Uniwersytetu w Białymstoku (UwB), wymiary największych gniazd przekroczyły 2 m wysokości (grubości) i osiągnęły 2 m szerokości (średnicy). Projekt „Nie udźwigniesz, taki to ciężar! Popularyzacja kalkulatora masy gniazd bociana białego” ma pomóc w rozpropagowaniu metody zarówno w Polsce, jak i w krajach, gdzie bocian biały licznie gniazduje, a więc np. w Hiszpanii, Portugalii, Białorusi, Bułgarii, Litwie i w Niemczech. Chodzi o to, by uniknąć problemów związanych z gniazdami i przyczynić się do ochrony gatunku. W ramach konkursu, który trwał od 15 lipca do 15 października br., dziewiętnaście osób z sześciu krajów europejskich - Polski, Hiszpanii, Chorwacji, Włoch, Holandii i Białorusi - zgłosiło dwadzieścia siedem gniazd. Gdzie zatem znajduje się 10 największych gniazd? W Dubnie (200 wys. x 250 szer.) i we wsi Węgielnia (170 x 160) w woj. podlaskim, Złakowie Kościelnym (230 x 150), Urzeczu (120 x 180) i Sobieniach Szlacheckich (200 x 200) w woj. łódzkim, Ujeźdzcu Wielkim (180 x 150) w woj. dolnośląskim, Nawiadach (170 x 150) i Zabroście Wielkim (130 x 160, masa 964 kg) w woj. warmińsko-mazurskim, w wiosce Earnewâld w Holandii (220 x 95), we wsiach Druya (150 x 250), Malaja Berestovitsa (150 x 150) i w rejonie orszańskim (175 x 150) na Białorusi. Gniazda mogły osiągnąć tak imponujące rozmiary, bo w większości przypadków znajdują się na nieużytkowanych obiektach, np. na ruinach, starych wieżach ciśnień czy słupach. Wybór takiej lokalizacji gniazda ma istotne konsekwencje, ponieważ ludziom nie zależy na zmniejszaniu bocianiego domu co parę lat w celu zmniejszenia ryzyka zniszczenia danej konstrukcji. Warto dodać, że gniazda bociana białego należą do jednych z największych i najcięższych struktur budowanych przez zwierzęta. Dla 10 osób, które wysłały zdjęcia najcięższych lub największych (pod względem szerokości i wysokości) gniazd, przewidziano nagrody w postaci pakietu książek przyrodniczych. Obcokrajowcy otrzymają książki w języku angielskim. Kalkulator masy bocianich gniazd jest dostępny tutaj. Autorami narzędzia są Adam Zbyryt, dr Łukasz Dylewski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu oraz dr Grzegorz Neubauer z Uniwersytetu Wrocławskiego. Wymiary gniazda podaje się w centymetrach, należy też określić wskaźnik ubicia materiału gniazdowego (do wyboru są 2 opcje: normalne i ubite). Jak napisano na stronie z kalkulatorem, wyświetlone zostaną wyniki dla trzech najlepszych równań (modeli) szacujących masę. Szacowana przeciętna masa gniazda o podanych wymiarach wyświetlona jest w kolumnie „Średnia”. Dolne (po lewej stronie) i górne (po prawej stronie) kolumny zawierają predykcyjne przedziały ufności dla oszacowania średniej na trzech predefiniowanych poziomach. « powrót do artykułu
  18. Cywilizacja minojska, jedna z najstarszych cywilizacji epoki brązu, powstała około 5000 lat temu na Krecie. Minojczycy budowali wspaniałe pałace, z których najbardziej znane to te w Knossos i Fajstos. W powszechnej świadomości zostali zapisani mitem o Minotaurze, człowieku z głową byka, który został zamknięty w labiryncie zbudowanym przez Dedala. Wiemy, że byk odgrywał olbrzymią rolę w kulturze minojskiej. Archeolodzy znaleźli właśnie na Krecie głowę rytualnie poświęconego byka. To może być ślad najstarszego znanego nam rytuału związanego z tym tak ważnym dla kultury minojskiej zwierzęciem, mówi archeolog Metaxia Tsipopoulou, która od lat 80. prowadzi badania na stanowisku Petras. Głowę znaleziono na nietkniętym cmentarzu, który był wykorzystywany przez minojskie elity od 2800 r. p.n.e. aż do około 1750 roku przed naszą erą. Tsipopoulou i jej zespól znaleźli tam kości składowane w 26 różnych budynkach funeralnych. Każdy z budynków zawierał około 14 pomieszczeń, a głowę byka znaleziono w znajdującym się na 8. obszarze wykopalisk budynku 9. pochodzącym z lat 1920–1750 p.n.e. Poza czaszką zwierzęcia nie było tam żadnych innych kości. Do rytuału poświęcenie doszło w innym miejscu, wnioskują archeolodzy. Minojczycy, podobnie jak my, uważali, że zmarłych i powiązane z nimi przedmioty, powinny być oddzielone od żywych. Dlatego też wszystko, co było używane podczas pogrzebów, pozostawało w obrębie cmentarza i nie było przenoszone na obszary, gdzie ludzie mieszkali. Na miejscu pozostawiano więc np. naczynia, których używano podczas styp. Tam, gdzie odkryto czaszkę byka, znaleziono też lampę, kubek, trzy dzbany na wodę do obmywania rąk oraz sześć naczyń, w tym dwie muszle trytonów. Przykuły one uwagę archeologów, gdyż trytony również miały znaczenie w religii minojskiej. Wszystko wskazuje na to, że poświęcenia byka dokonano około 1850 roku. Nie wiemy, co skłoniło rodzinę należącą do elity, by poświęcić tak cenne zwierzę, jak byk. Być może miało to związek z jakimś ważnym wydarzeniem jak silne trzęsienie ziemi, pandemia czy tsunami, mówi Tsipopoulou. Badania przeprowadzone na Uniwersytecie Oksfordzkim wskazują, że byk został zjedzony. Zwierzę miało około 5 lat i było udomowione. Co interesujące, na całym obszarze 8. nie znaleziono dowodów na pochówki człowieka. Niemal wszystkie pochówki na cmentarzu na stanowisku Petras są pochówkami wtórnymi. Zmarli byli pozostawiani w jednym miejscu, aż tkanki miękkie się rozłożyły, a następnie ich kości, wraz z cennymi przedmiotami – jak pieczęcie cylindryczne, ceramika, złote i srebrne koraliki – były przenoszone do budynków pogrzebowych. « powrót do artykułu
  19. Martyna Pietrzak, studentka Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP), tworzy mikrobiologiczne dzieła sztuki. Jako jedna z 85 osób (i jedyna z Polski) została zakwalifikowana do konkursu Agar Art, organizowanego przez Amerykańskie Towarzystwo Mikrobiologiczne. Jak podkreślono w komunikacie UPP, artyści-naukowcy używają naturalnie kolorowych lub genetycznie zmodyfikowanych drobnoustrojów jako farby, a agaru bakteriologicznego jako płótna. Pietrzak, studentka III roku weterynarii, stworzyła portrety wybitnych mikrobiologów: Roberta Kocha, Ludwika Pasteura i Odona Bujwida, ucznia Kocha, jednego z twórców polskiej mikrobiologii (prywatnie prof. był ojcem Heleny Jurgielewiczowej, która w 1923 r., po ukończeniu studiów z ogólnym wynikiem celującym, została pierwszą w Polsce kobietą z dyplomem weterynarii). Portrety uzyskano z wykorzystaniem różnych gatunków bakterii, których bank jest tworzony przez prof. UPP dr hab. Agnieszkę Pękalę-Safińską [...]. Warto dodać, że jeszcze przez parę dni - do 18 listopada - trwa etap głosowania w konkursie (oprócz nagrody głównej przyznawana jest również nagroda publiczności). By wspomóc panią Martynę, należy zarejestrować się na platformie Flickr, wejść pod link i zaznaczyć gwiazdkę przy pracy „How did I meet Odo Feliks Kazimierz Bujwid (artist = Martyna Pietrzak)”. Jak dotąd dzieło zdobyło 165 głosów. « powrót do artykułu
  20. Organizacja Narodów Zjednoczonych oficjalnie ogłosiła, że dzisiaj, 15 listopada 2022 roku, populacja człowieka na Ziemi osiągnęła 8 miliardów. Przed zaledwie 11 laty na świecie pojawił się 7-miliardowy Homo sapiens. ONZ przypuszcza, że kolejny miliard ludzi przybędzie do roku 2037. Za największą część przyrostu liczby ludzi na Ziemi odpowiadają Azja i Afryka. Do przekroczenia przez ludzkość liczby 8 miliardów w największym stopniu przyczyniły się Indie, którym przybyło 177 milionów mieszkańców. Na drugim miejscu znalazły się Chiny (73 miliony). Jeśli zaś chodzi o kolejny miliard ludzi, to gdy populacja H. sapiens sięgnie 9 miliardów to właśnie Indie będą najludniejszym krajem świata. W Chinach już od przyszłego roku spodziewane jest ujemne tempo przyrostu populacji. W roku 2021 wyniosło ono bowiem 0,1%. Największy przyrost naturalny ludzkość zanotowała w latach 1963, 1966 i 1971 kiedy to przybywało po 2,1% ludzi. W roku 2021 przyrost naturalny ludzkości wyniósł 0,9%. Według Banku Światowego 10 krajów o największym tempie przyrostu naturalnego w 2021 roku to: Syria 4,3%; Niger 3,7%; Gwinea Równikowa 3,3%; Angola 3,2%, Demokratyczna Republika Konga 3,1%; Burundi i Uganda po 3,0% oraz Czad, Gambia, Mali, Mozambik, Somalia, Tanzania i Zambia po 2,9%. Z kolei 10 krajów o najniższym przyroście naturalnym to: Singapur -4,2%; Chorwacja -3,7%; Mołdowa -1,8%; Łotwa i Albania po -0,9%; Liban i Serbia po -0,8%; Rumunia i Ukraina po -0,7% oraz Włochy -0,6%. W Polsce ubiegłoroczny przyrost naturalny wyniósł -0,3%. « powrót do artykułu
  21. Przed około 5000 laty na terenie dzisiejszej Palestyny zaczął osiedlać się lud, który 2 tysiące lat później został nazwany w tekstach biblijnych Kananejczykami. Wiemy o ich licznych walkach z Izraelczykami. Jednak dotychczas na Ziemi Izraela znaleziono jedynie pojedyncze kananejskie napisy. Właśnie się to zmieniło. Naukowcy nie tylko odkryli zabytek zawierający całe zdanie, ale jest to najstarszy znany nam kananejski tekst. Zawiera zaklęcie przeciwko wszom. Napis znaleziono na grzebieniu z kości słoniowej, który odkryto w 2017 roku w grobie z Tal Lachish. Przez pięć lat nikt nie zauważył bardzo słabo wyżłobionego napisu. Zwróciła nań uwagę doktor Madeleine Mamcuoglu. Wykonany z kości słoniowej grzebień ma wymiary 3,7x2,5 cm i zęby po obu stronach. Z jednej strony było ich 6 i służyły one do rozplątywania włosów na głowie i brodzie. Z drugiej zaś strony wykonano 14 zębów, za pomocą których usuwano wszy i ich jaja. I właśnie do tej czynności odnosi się inskrypcja na grzebieniu. Składa się ona aż z 17 liter. Mają one archaiczną formę, pochodzą z pierwszego etapu wynalezienia alfabetu. Złożony z 7 kananejskich słów napis głosi: „Niech ten kieł usunie wszy z włosów i brody”. Zachowały się wszystkie litery, z wyjątkiem litery 13., która jest całkowicie niewidoczne oraz 14., z której zostało kilka fragmentów. To pierwsze zdanie w języku kananejskim znalezione na terenie Izraela. Znamy przykłady zdań z Ugarit w Syrii, zostały one jednak spisane innym alfabetem, nie tym używanym do dzisiaj. Kananejskie miasta są wymieniane w egipskich dokumentach, w spisanych po akkadyjski listach z Amarny oraz w hebrajskie Biblii. Napis na grzebieniu to bezpośredni dowód, że alfabet używany był na co dzień już 3700 lat temu. To niezwykle ważne wydarzenie w historii rozwoju pisma, mówi profesor Yosef Garfinkel, którego zespół odkrył grzebień. W starożytności grzebienie wykonywano z drewna lub kości. Kość słoniowa była towarem luksusowym, można przypuszczać, że grzebień pochodził z Egiptu. Napis świadczy o tym, że nawet ówczesne elity miały problem z wszami. Zresztą na grzebieniu znaleziono fragment otoczki chitynowej wszy. Odkrycie inskrypcji to ważne wydarzenie. Po raz pierwszy dysponujemy bowiem całym zdaniem w języku kananejskim używanym w Lachish. Pozwala to na porównanie tego języka z innymi źródłami pisanymi. Dodatkowo, mamy tutaj pierwszy w regionie napis odnoszący się do przeznaczenia przedmiotu, na którym został on umieszczony. Wcześniej znajdowane inskrypcje, niekoniecznie w języku kananejskim, były napisami wotywnymi lub odnosiły się do właściciela przedmiotu. Sam fakt wykonania napisu pokazuje, że ówcześni rzemieślnicy potrafili pisać. Ponadto sam grzebień posłuży do badań nad życiem codziennym mieszkańców, ich zwyczajami higienicznymi i sposobami walki z pasożytami. Tal Lachish było w II tysiącleciu przed Chrystusem ważnym kananejskim państwem-miastem i drugim najważniejszym miastem biblijnego Królestwa Judy. Było też ważnym miastem w okresach perskim i wczesnym hellenistycznym. Dotychczas znaleziono tam 10 kananejskich napisów, więcej niż gdziekolwiek w Izraelu. Teraz wiemy, że w mieście używano pisma co najmniej w latach 1800–1150 p.n.e. Ze szczegółami badań można zapoznać się w artykule A Canaanite’s Wish to Eradicate Lice on an Inscribed Ivory Comb from Lachish [PDF]. « powrót do artykułu
  22. Podczas nurkowania w Jeziorze Durowskim w Wągrowcu (woj. wielkopolskie) członkowie grupy Hennil znaleźli kapsułę czasu z dokumentem z 20 września 1936 r. - zobowiązaniem 4 harcerzy z zastępu Niedźwiadki, który działał w Wągrowcu w okresie międzywojennym. Szesnastego października nurkowie natrafili na butelkę, która prezentowała się inaczej niż przedmioty zazwyczaj znajdowane podczas takich eskapad albo widywane na co dzień w sklepach. Butelka wyróżniała się, miała bowiem m.in. przedwojenny porcelanowy korek. Wewnątrz nurkowie zobaczyli zwinięty papier i kamyczki, które miały całość dociążyć. Jak wyjaśnili nurkowie w rozmowie z Beniaminem Piłatem z RMF FM, podczas wychodzenia na powierzchnię butelka uległa rozszczelnieniu. Gdy odpadł korek, do środka napłynęła woda. Oskarowi Piechowiakowi udało się jednak wydostać lekko nasiąknięty dokument za pomocą pęsety. Jadwiga Mianowska z Komisji Historycznej Hufca ZHP Wągrowiec powiedziała reporterowi, że dzięki podpisaniu zobowiązania czterej chłopcy mogli zdobyć kolejny stopień. Wacław Dróbka, Jan Waligórski, Kazimierz Wyrembek i Jan Tomaszewski zobowiązywali się do niespóźniania się na zbiórki, regularnego płacenia składek, a także do podchodzenia z szacunkiem do kobiet oraz wszystkich członków drużyny. Mianowska dodaje, że w okresie międzywojennym składanie w ten sposób przysiąg czy zobowiązań nie było niczym dziwnym. Zakopywano je przeważnie na rok i później wracano do nich, by sprawdzić, czy udało się spełnić dane słowo. Dokument znaleziony przez płetwonurków z grupy Hennil wrzucono do pobliskiego Jeziora Kobyleckiego.   « powrót do artykułu
  23. W ostatnią sobotę na Ziemię powrócił tajemniczy X-37B, znany też jako Orbital Test Vehicle (OTV). Napędzana energią słoneczną pojazd, który wyglądem przypomina prom kosmiczny, spędził w przestrzeni kosmicznej 908 dni. Była to już jego 6. misja. Poprzednia trwała 780 dni, a od czasu pierwszego wystrzelenia w 2010 roku X-37B przebywał poza Ziemią łącznie 3774 dni i przeleciał w tym czasie ponad 2 miliardy kilometrów. O najnowszej misji pojazdu wiadomo niewiele ponad to, że na jego pokładzie znajdował się moduł serwisowy, który prowadził eksperymenty na potrzeby Naval Research Laboratory, U.S. Air Force Academy i innych instytucji. Moduł oddzielił się od pojazdu przed rozpoczęciem manewru lądowania. Wiemy też, że X-37B wyniósł w przestrzeń kosmiczną satelitę FalconSat-8, który został zbudowany przez kadetów U.S. Air Force Academy we współpracy z Air Force Research Laboratory. Od października ubiegłego roku satelita ten znajduje się na orbicie. X-37B został wybudowany przez Boeinga na zamówienie United States Space Force. Pojazd ma 8,8 metra długości i jest autonomiczny. Przypomina promy kosmiczne, które były jednak znacznie większe. Miały bowiem 37 metrów długości i były pilotowane przez ludzi. U.S. Space Force prawdopodobnie posiada dwa takie pojazdy. Dotychczas odbyły one sześć misji, a każda była dłuższa od poprzedniej. Ta ostatnia, OTV-6, rozpoczęła się 17 maja 2020 roku i zakończyła 12 listopada 2022 roku. Space Force i Boeing informują, że X-37B to głównie platforma testowa, która pozwala na sprawdzenie, jak różnego typu ładunek znosi długotrwały pobyt w przestrzeni kosmicznej. To, co OTV zabiera na pokład jest w znacznej mierze tajne. Nie są też podawane informacje na temat orbity pojazdu, z góry też nie wiemy, jak długo potrwa każda z misji. Od czasu do czasu wojskowi zdradzają jednak niektóre szczegóły. Dzięki temu wiemy, że w ramach OTV-6 testowano Photovoltaic Radio-frequency Antenna Module zbudowany przez Naval Research Laboratory, laboratorium badawcze Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych i Korpusu Marines. To urządzenie wielkości pudełka pizzy, którego zadaniem jest zamiana energii słonecznej na mikrofale i przesłanie ich na Ziemię. Eksperymenty tego typu przybliżają moment budowy efektywnych elektrowni fotowoltaicznych na orbicie i przesyłania z nich prądu na Ziemię. Na pokładzie OTV-6 prowadzono też, na zlecenie NASA, badania nad długotrwałym przebywaniem nasion w przestrzeni kosmicznej oraz wpływem środowiska pozaziemskiego na różne materiały. « powrót do artykułu
  24. Badacze z Tufts University postanowili poszukać związków chemicznych, które spowalniałyby postępy choroby Alzheimera. W laboratorium na hodowlach komórek z alzheimerem przetestowali 21 związków, sprawdzając ich wpływ na formowanie się blaszek β-amyloidowych. Blaszki takie odkładają się w mózgach osób cierpiących na alzheimera. Naukowcy odkryli, że dwa powszechnie dostępne związki – katechiny z zielonej herbaty oraz obecny w czerwonym winie i innych produktach resweratrol – zmniejszają formowanie się blaszek w komórkach mózgu. Uczeni stwierdzili jednocześnie, że skutku uboczne – o ile w ogóle występują – są minimalne. Wyniki badań opublikowano na łamach Free Radical Biology and Medicine. Wspomniane związki najpierw przetestowano na uproszczonym modelu, a następnie te najbardziej obiecujące testowano z wykorzystaniem trójwymiarowego modelu tkanki nerwowej. Model taki buduje się z jedwabnej gąbki na którą nanoszone są komórki ludzkiej skóry. Komórki te przeprogramowuje się metodami inżynierii genetycznej tak, by zmieniały się z progenitorowe komórki macierzyste układu nerwowego. Przeprogramowane komórki namnażają się na gąbce, dzięki czemu powstaje trójwymiarowy sieć neuronów, podobna do tej znajdujące się w mózgu. Już przed kilkoma miesiącami naukowcy z Tufts wykazali, że blaszki β-amyloidu odkładają się pod wpływem wirusa opryszczki. Część badanych środków spowalniała tworzenie się złogów β-amyloidu dzięki swojemu działaniu antywirusowemu. Jednak naukowcy chcieli znaleźć te związki, które działają niezależnie od obecności wirusa. Wstępne badania pokazały, że 5 z testowanych związków ma silny wpływ na formowanie się blaszek, a jednocześnie nie wykazuje właściwości przeciwwirusowych. Obok katechin i resweratrolu są to kurkumina z ostryżu długiego, lek przeciwcukrzycowy Metformina oraz citikolina. Po zbadaniu skutków ubocznych i efektywności okazało się, że najlepsze są katechiny i resweratrol. Główna autorka badań, Dana Cairns, przypomina, że zaobserwowanie jakichś skutków w laboratorium nie oznacza, że będą one występowały też w organizmie.  Niektóre związki nie są w stanie przekroczyć bariery krew-mózg, więc nie mogą zapobiegać tworzeniu się blaszek, inne mogą charakteryzować się niską biodostępnością, zatem nie będą łatwo przenikały do krwi. Dokonane odkrycie może być mimo to znaczące, gdyż katechiny i resweratrol są łatwo dostępne i bezpieczne. Być może zainteresują się nimi producenci leków i, na przykład, rozpoczną nad nimi prace w celu zwiększenia ich biodostępności czy możliwości przenikania przez barierę krew-mózg. « powrót do artykułu
  25. Do Muzeum Wodociągów w Bydgoszczy trafi wyjątkowy eksponat. Przed tygodniem, podczas budowy osiedla mieszkaniowego na Starym Fordonie, znaleziono unikatowy XIX-wieczny kocioł parowy płomienicowy. Niewykluczone, że to jeden z najstarszych lub najstarszy tego typu zabytek w Polsce. Odkryty na terenie dawnej cegielni kocioł ma 6,2 metra długości, około 2 metrów średnicy i waży 10-12 ton. Tabliczka znamionowa kotła, która zachowała się w niemal idealnym stanie, informuje, że urządzenie wyprodukowano w zakładach Chemnitz w Saksonii w 1880 roku. Jego numer seryjny to 97. W kotle wytwarzano parę pod bardzo wysokim ciśnieniem, która była wykorzystywana do napędzania silników parowych. Z wstępnego rozpoznania wynika, że może to być najstarszy taki zabytek. Wiadomo, że w Muzeum Nafty w Bóbrce znajduje się taki kocioł pochodzący z końca XIX wieku. Bydgoski kocioł był częściowo zalany czystą wodą. Zapach ropy sugeruje, że kocioł wykorzystano wtórnie – być może w czasach PRL-u – w roli zbiornika na paliwo. Warto tutaj przypomnieć, że podobny kocioł znaleziono przed 6 laty w Szczecinie. Początkowo robotnicy sądzili że znaleźli zbiornik, okazało się jednak, że wewnątrz są ławki, a całość zamykana jest drzwiami okrętowymi. Był to dawny kocioł, który przerobiono na schron przeciwlotniczy i zakopano w ziemi. Kocioł znaleziony w Bydgoszczy zostanie oczyszczony, poddany konserwacji i trafi na ekspozycję na wystawę zewnętrzną przy Hali Pomp na ulicy Gdańskiej. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...