Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Amerykańscy specjaliści opracowali nową metodę leczenia trądziku: łączy ona ultradźwięki, nanocząstki pokryte złotem oraz laser. Ultradźwięki o niskiej częstotliwości przepychają pokryte złotem cząstki tlenku krzemu przez mieszek włosowy aż do gruczołu łojowego. Unikatową cechą tych cząstek jest to, że gdy potraktuje się je laserem, skutecznie konwertują światło w ciepło na drodze powierzchniowego rezonansu plazmonowego - wyjaśnia prof. Samir Mitragotri z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara. Cząstki z tlenku krzemu i złota są bardzo drobne - mają średnicę ok. 1/100 ludzkiego włosa (150 nm). Kiedy odłożą się w docelowym obszarze, kieruje się na nie światło lasera. Złote powłoki są zaprojektowane w taki sposób, by pochłaniać fale z zakresu bliskiej podczerwieni, a podgrzane nanocząstki dezaktywują gruczoły łojowe. Łój i cząstki są później normalnie wydalane. Jeśli wyłączy się produkujące nadmierną ilość sebum gruczoły, zasadniczo usuwa się przyczynę trądziku. Autorzy publikacji z Journal of Controlled Release podkreślają, że w odróżnieniu od tradycyjnych metod, wybiórcza fototermoliza nie podrażnia ani nie wysusza powierzchni skóry. Nie stwarza też ryzyka oporności ani nie prowadzi do żadnych innych długoterminowych efektów ubocznych, związanych z antybiotykoterapią czy pozostałymi rozwiązaniami układowymi. To wysoce zlokalizowana, ale i bardzo skuteczna metoda - uważa Mitragotri, dodając, że wg niego, fototermoliza nadaje się zwłaszcza dla osób z zaawansowanym, ciężkim bądź opornym na leczenie trądzikiem. Studium stosunkowo szybko przeszło z fazy koncepcji do testów klinicznych. Trzeba się jednak przyjrzeć paru długofalowym aspektom, w tym czy zachodzi uszkodzenie mieszków, a jeśli tak, to w jakim zakresie. Istotne są także ewentualne przeciwwskazania oraz najbardziej korzystne parametry terapii. « powrót do artykułu
  2. IBM uległ pod presją Chin i zdecydował, że będzie dzielił się z chińskimi firmami swoimi technologiami oraz aktywnie wspomoże budowę miejscowego przemysłu IT. IBM to jedna z firm, która najmocniej doświadczyła nowej polityki Państwa Środka. W jej ramach Pekin stara się wymusić na zachodnich koncernach, by nie tylko sprzedawały w Chinach swoje produkty, ale również budowały tamtejszy przemysł. Jeśli jesteś krajem takim jak chiny, z 1,3 miliarda mieszkańców, to potrzebujesz własnego przemysłu IT. Myślę, że niektóre firmy mogą być tym onieśmielone. My w IBM uważamy to za wspaniałą okazję - powiedziała Virginia Rometty z IBM-a. Oświadczenie złożone przez Rometty to jeden z najbardziej wyraźnych sygnałów wysłanych przez wielki koncern. Amerykańskie firmy coraz częściej starają się współpracować z chińskimi przedsiębiorstwami, gdyż chiński rząd wprowadza regulacje, które powodują, że samodzielne działanie na rynku Państwa Środka jest coraz trudniejsze. Pekin wywiera naciski w kierunku używania własnych technologii. « powrót do artykułu
  3. Izraelscy archeolodzy odkryli na stanowisku w kamieniołomie Revadim pocięte żebro słonia leśnego (Palaeoloxodon antiquus) sprzed 500 tys. oraz kamienne narzędzia ze śladami tłuszczu. Stanowi to pierwszy bezpośredni dowód, że pięściaki i skrobaki rzeczywiście służyły do sprawiania padliny i wnętrzności. Mamy do czynienia z trzyczęściową układanką. Rozrost ludzkiego mózgu skutkował zwrotem w kierunku spożycia mięsa oraz rozwojem zdolności do stworzenia zaawansowanej technologii, która pozwalała zaspokoić nowe [zwiększone] potrzeby biologiczne. Rozłupywanie skał, żeby sprawiać i ciąć mięso, stanowi kluczowy biologiczny i kulturowy krok [w historii ludzkości] - wyjaśnia prof. Ran Barkai z Uniwersytetu w Tel Awiwie. W kamieniołomie w Revadim znaleziono żebro słonia z nacięciami, a także krzemienne pięściaki i skrobaki. Naukowcy przeprowadzili badania zniszczeń mikroskopowych powierzchni i krawędzi (miały one pozwolić wyodrębnić funkcję narzędzi) oraz spektroskopię fourierowską resztek. Sygnatury widma tych ostatnich wskazywały na obecność mas tłuszczowo-woskowych (adipocera), powstałych w wyniku pośmiertnej saponifikacji. Dotąd archeolodzy, którzy nie dysponują wehikułem do podróży w czasie, byli jedynie w stanie zasugerować scenariusze dot. wykorzystania i funkcji takich narzędzi. Ma sens, że służyły one do rozcinania padliny, ale nim zdobyto dowody, twierdzenie to pozostawało jedynie teorią. Prehistoryczne hominidy wykorzystywały wszystkie części zwierzęcia. W przypadku masywnego słonia potrzebne były oba narzędzia [pięściaki do rozłupywania kości i skrobaki do oddzielania sierści i tłuszczu od mięsa]. Wiedza nt. ich wykonania była niezwykle cenna i przekazywano ją z pokolenia na pokolenie, ponieważ narzędzia wytwarzano w ten sam sposób na dużych obszarach przez setki tysięcy lat. « powrót do artykułu
  4. FBI prawdopodobnie posiada tajne urządzenie, dzięki któremu może śledzić podejrzanych przestępców. „Stingray” jest ponoć w stanie wymusić na telefonie komórkowym zdradzenie swojej lokalizacji. Wszystko jednak wskazuje na to, że Biuro woli, by przestępca uniknął kary, jeśli jego skazanie wiązałoby się ze zdradzeniem szczegółów na temat „Stingraya”. Zgodnie z amerykańskim prawem organa ścigania muszą, na żądanie sądu, ujawnić każdy szczegół, który doprowadził ich do oskarżonego. Sędzia Patrick H. NeMoyer z Buffalo poinformował w wyroku, że w 2012 roku FBI i Biuro Szeryfa Hrabstwa Erie współpracowały w jednej ze spraw kryminalnych i wówczas FBI poinstruowało policjantów, by wycofali oskarżenie, jeśli wiązałoby się ono z ujawnieniem jakiejkolwiek informacji na temat samego symulatora wieży przekaźnikowej lub jego użycia. Policja z Erie długo próbowała przekonać sąd do utrzymania wszystkiego w tajemnicy, jednak sędzia na to nie pozwolił. Nakazał ujawnienie szczegółów na temat Stingraya. Jeśli to nie jest informacją dotyczącą obywateli, to nic nią nie jest - stwierdził NeMoyer. Z nakazu sądowego dowiadujemy się, że dzięki Stingrayowi policja w Erie namierzyła kilkunastu przestępców, uratowała niedoszłego samobójcę i odnalazła cztery zaginione osoby, w tym seniora cierpiącego na demencję. Scott Zylka, rzecznik prasowy policji, poinformował, że jego wydział wspólnie z FBI będzie składał apelację od wyroku. Wiadomo, że Stingray to tajne urządzenie naśladujące wieżę telefonii komórkowej. Potrafi ono przekonać urządzenia w swoim zasięgu, by łączyły się z nim, a nie z prawdziwą wieżą. Wiadomo, że jest ono używane w co najmniej 20 stanach, a w listopadzie informowaliśmy, że jest ono używane na pokładzie samolotu US Marshals Service. « powrót do artykułu
  5. Związki z zielonej herbaty wykorzystano w rezonansie magnetycznym do poprawy jakości obrazu. Prof. Sanjay Mathur z Uniwersytetu w Kolonii odnotowuje, że ostatnie badania wskazywały na potencjalną użyteczność nanocząstek - zwłaszcza tlenku żelaza - w poprawie obrazowania medycznego. Nanocząstki mają jednak parę minusów, m.in. łatwo tworzą agregaty i potrzebują pomocy, by dotrzeć do wybranych lokalizacji w organizmie. Próbując rozwiązać te problemy, naukowcy przyglądali się skutkom wiązania nanocząstek z naturalnymi związkami. Stąd pomysł Niemców, by przeanalizować substancje z zielonej herbaty, znane z właściwości przeciwnowotworowych i antyzapalnych. W jednoetapowym procesie Mathur i inni pokrywali nanocząstki tlenku żelaza katechinami z zielonej herbaty. Później podawali je myszom z nowotworami. Podczas rezonansu magnetycznego okazało się, że nowy czynnik gromadził się w guzach i zapewniał silny kontrast w stosunku do otaczających (nienowotworowych) tkanek. « powrót do artykułu
  6. Przypadkowe odkrycie daje nadzieję na opracowanie metody zamiany komórek białaczki w nieszkodliwe makrofagi. Naukowcy z Uniwersytetu Stanforda zauważyli, że najlepszą metodą walki z pewną agresywną formą białaczki może być wymuszenie na komórkach nowotworowych, by dojrzały. Przypadkowe odkrycie w laboratorium ujawniło, że komórki białaczki mogą dojrzeć i zamienić się w makrofagi. Niespodziewanego odkrycia dokonano w czasie badań nad ostrą białaczką limfoblastyczną z mutacją w chromosomie Filadelfia. To niezwykle agresywna forma nowotworu, która daje bardzo złe rokowania. Zespołem, który ją badał, kierował profesor Ravi Majeti. Uczeni pobrali komórki nowotworowe od pacjenta i próbowali jak najdłużej utrzymać je przy życiu. Okazało się, że niektóre komórki zmieniły kształt i rozmiar, przypominając makrofagi. Wówczas Majeti przypomniał sobie starą pracę badawczą, której autorzy że mysie komórki progenitorowe typu B mogą zostać zmuszone do zmiany w makrofagi pod wpływem konkretnych czynników transkrypcji. Komórki B białaczek w dużym stopniu przypominają niedojrzałe komórki progenitorowe - mówi Majeti. Uczony wraz z kolegami przeprowadzili serię eksperymentów, które potwierdziły spostrzeżenia wspomnianej pracy nad komórkami mysimi. Majeti i jego grupa uważają, że komórki nowotworowe można by zamieniać w makrofagi, co nie tylko je unieszkodliwi, ale pomoże w zwalczaniu innych komórek nowotworowych. Jako, że takie makrofagi pochodziłyby od komórek nowotworowych, to już posiadałyby chemiczne sygnatury pozwalające na zidentyfikowanie komórek nowotworowych, zatem z większym prawdopodobieństwem zaatakują komórki nowotworowe - mówi uczony. Naukowcy chcą teraz skupić się na poszukiwaniu leku, który w organizmie chorego spowodowałby zmianę komórek nowotworowych w makrofagi. Są dobrej myśli, gdyż istnieje wdrożony podobny sposób leczenia. Kwas retinowy jest wykorzystywany do leczenia ostrej białaczki promielocytowej, gdzie jego zadaniem jest zamiana komórek nowotworowych w dojrzałe granulocyty. To – jak dotychczas - jedyna znana skuteczna terapia, podczas której komórki nowotworowe są różnicowane w nieszkodliwe komórki. « powrót do artykułu
  7. Amerykańscy naukowcy postanowili wykorzystać peptyd z surowicy krwi dydelfów, by stworzyć antidotum na ukąszenia jadowitych węży. Jak wyjaśniają, dzięki niemu można by uratować tysiące żyć rocznie, nie wywołując przy tym skutków ubocznych dzisiejszych terapii. Międzynarodowe Towarzystwo Toksykologii ujawnia, że na świecie rocznie odnotowuje się ok. 421 tys. ukąszeń węży, a 20 tys. kończy się zgonem. Co ciekawe, dydelfowate wydają się z tego wychodzić bez szwanku. Jak przypomina dr Claire F. Komives z San Jose State University, wstępne badania dot. ich odporności przeprowadzono w latach 40. XX w. Choć na początku lat 90. grupa naukowców zidentyfikowała białko surowicy krwi dydelfa, które było w stanie neutralizować jad, a dr B.V. Lipps odkrył też peptyd o tych samych właściwościach, wydaje się, że nikt nie pokusił się o opracowanie na tej podstawie terapii. Mając to na uwadze, zespół Komives zsyntetyzował wspomniany peptyd i przetestował go na myszach. Okazało się, że zwierzęta były chronione przed zagrażającymi życiu skutkami ugryzień grzechotnika teksaskiego (Crotalus atrox) oraz daboi łańcuszkowej (Daboia russelii). Na razie dokładny mechanizm działania peptydu nie jest znany, lecz ostatnie modele komputerowe pokazują, że oddziałuje on na toksyczne dla ludzi białka jadu. Wydaje się, że białko jadu wiążą się z peptydem, przez co przestaje być toksyczne. Amerykanom udało się zaprogramować do wytwarzania peptydu pałeczki okrężnicy (Escherichia coli). Co ważne, łatwo go potem oczyścić. Nasze podejście jest inne, ponieważ większość antytoksyn uzyskuje się, wstrzykując jad koniowi i przetwarzając jego surowicę. Surowica ma jednak dodatkowe składniki, dlatego u pacjenta występują często niekorzystne zjawiska, takie jak wysypka, świąd, świszczący oddech, podwyższone tętno, gorączka czy różnie umiejscowione bóle. Wykorzystywany przez nas peptyd nie wywoływał u myszy takiej reakcji. Bazując na oryginalnych publikacjach, Komives sądzi, że nowa antytoksyna będzie prawdopodobnie skuteczna przeciw jadom innych węży, a także toksynom skorpionów, roślin i bakterii. Na tym jednak nie koniec plusów: antytoksynę będzie można prawdopodobnie aplikować w pojedynczej dawce. Ponieważ gdy wąż gryzie, w zależności od części ciała i kąta ukąszenia, wprowadza jad na różne sposoby, każdy przypadek musi być leczony inaczej. Często, gdy u pacjenta nadal występują objawy, trzeba wstrzyknąć dodatkowe porcje antytoksyny. Jako że wydaje się, że peptyd dydelfa nie ma skutków ubocznych (przynajmniej u myszy), można jednorazowo podać tak dużą dozę, by zaatakować całość jadu. Zespół Komives przetestuje tę teorię w najbliższym czasie. Przeprowadzi też kolejne badania na myszach z innymi jadami i toksynami. « powrót do artykułu
  8. Tajwański koncern Hon Hai Precision (Foxconn) prawdopodobnie obejmie część akcji przeżywającego problemy Sharpa. Przed dwoma laty obie firmy podpisały list intencyjny, który przewidywał, że Tajwańczycy kupią 9,9% akcji japońskiej firmy za 550 milionów dolarów. Transakcja nie doszła jednak do skutku, gdyż akcje Sharpa zaczęły gwałtownie tanieć. Teraz japońskie media donoszą, że wkrótce do Japonii wybiera się prezes zarządu Foxconna Terry Gou. Prawdopodobnie będzie on prowadził z Sharpem rozmowy na temat zwiększenia udziałów Foxconna w fabryce wyświetlaczy ciekłokrystalicznych w Sakai. Fabryka jest własnością obu firm. Tajwańskiej firmie, której największym klientem jest Apple, zależy na rozwijaniu produkcji wyświetlaczy LCD. Rozszerzanie współpracy z Sharpem, który ma duże doświadczenie na tym polu, jest więc dla niej korzystne. « powrót do artykułu
  9. Microsoft pozwoli producentom OEM, instalującym na swoim sprzęcie system Windows 10, stosować UEFI Secure Boot. Takie rozwiązanie znacznie utrudni zainstalowanie dodatkowych systemów operacyjnych. Producenci OEM będą mogli wybrać czy włączą Secure Boot czy też nie. Jego włączenie będzie oznaczało, że zainstalować będzie można jedynie system operacyjny z cyfrowym podpisem. Producenci wielu systemów nie stosują takich podpisów. Na razie nie wiadomo, ilu producentów OEM zdecyduje się na włączenie Secure Boot. Problem dotyczy jedynie komputerów stacjonarnych. Na smartfonach z Windows 10 Microsoft nie pozwala włączać Secure Boot. « powrót do artykułu
  10. Mała drapieżna ryba Pseudochromis fuscus może zmieniać barwę, by upodobnić się do innych gatunków zamieszkujących rafę i łatwiej upolować ich młode. Przy okazji P. fuscus wykorzystuje swoje umiejętności do ukrywania się przed większymi drapieżnikami. Stosowanie ciągle tych samych sztuczek sprawia, że oszukiwane zwierzęta stają się bardziej czujne. P. fuscus stosuje jednak bardziej elastyczną mimikrę. Zmieniając barwę, by naśladować lokalne populacje garbików, P. fuscus jest w stanie wyeliminować unikanie [drapieżników] u narybku gatunków, na jakie poluje. Przypomina to działania wilka w owczej skórze z bajek Ezopa, [...] pozwalając podkradać się do niczego niepodejrzewających ofiar - opowiada dr William Feeney z Uniwersytetu w Cambridge. Choć P. fuscus mogą mieć wiele kolorów od różowego po szary, naukowcy skupili się tylko na 2 wersjach: żółtej i brązowej, które występują na rafach u wybrzeży Wyspy Jaszczurzej. Co istotne, ten sam obszar zamieszkują populacje żółtych i brązowych garbików. Brytyjczycy zbudowali własne rafy i zarybili je żółtymi bądź brązowymi garbikami. Wypuszczone w rafach z garbikami przeciwnego koloru, P. fuscus w ciągu ok. 2 tygodni zmieniały barwę na odpowiednią. Badania skóry P. fuscus ujawniły, że choć liczba chromatoforów pozostawała taka sama, zmieniała się proporcja komórek z pigmentem żółtym i czarnym. Eksperymenty laboratoryjne ujawniły, że po dopasowaniu barwy do wyglądu garbików P. fuscus były w stanie upolować nawet 3-krotnie więcej młodych osobników. Wtapiając się w tło koralowców ze swojego habitatu, P. fuscus ukrywają się też przed większymi drapieżnikami, np. pleperką lamparcią (Plectropomus leopardus), która poluje i na nie, i na garbiki. Kiedy mierzono wskaźnik ataków pleperek oglądających poszczególne kolory P. fuscus na tle różnych scenerii, okazało się, że gdy barwa ryby pasowała do habitatu, miały one problem z dostrzeżeniem kąska. Choć P. fuscus zmieniają kolor w ramach agresywnej mimikry w stosunku do garbików, osiągają przy tym inną korzyść: same unikają zjedzenia. Ponieważ garbiki wyewoluowały zdolność wtapiania w tło, naśladując je, P. fuscus także się do niego upodobniają - podsumowuje Feeney. « powrót do artykułu
  11. Zespół Cassiusa Stevaniego z Uniwersytetu w São Paulo ustalił, czemu pewne grzyby świecą nocą. Wg naukowców, regulowana zegarem biologicznym bioluminescencja brazylijskiego Neonothopanus gardneri przyciąga owady i inne zwierzęta, które rozprzestrzeniają zarodniki po lesie i pomagają mu skolonizować nowe habitaty. Nasze badanie zapewnia odpowiedź na pytanie "czemu grzyby świecą?", które zostało pierwszy raz zadane, przynajmniej na piśmie, przez Arystotelesa ponad 2 tys. lat temu - opowiada Stevani. Jak podkreślają autorzy publikacji z pisma Current Biology, grzyby należą do najmniej zbadanych grup bioluminescencyjnych organizmów. Wszystkie (71 gatunków) reprezentują rząd pieczarkowców (Agaricales) i by świecić na zielono (λmax 530 nm), potrzebują tlenu oraz energii w postaci NADH lub NADPH. Mikolodzy sądzą, że jarzenie się może być produktem ubocznym rozkładu ligniny. N. gardneri (zwane w Brazylii kwiatami kokosa - flor de coco) są jednymi z największych i najjaśniejszych bioluminescencyjnych grzybów. Podczas studium akademicy zauważyli, że ich świecenie reguluje zegar biologiczny, który sprawia, że szczyt aktywności lucyferyny, reduktazy i lucyferazy przypada w tym samym czasie. Wiele wskazuje więc na to, że cykl okołodobowy optymalizuje zużycie energii - bioluminescencja pojawia się, gdy światło będzie najlepiej widoczne, czyli w nocy. W ramach eksperymentu zespół stworzył dwa zestawy replik grzybów: jeden z diodami LED i drugi bez wbudowanego źródła światła. Oba posmarowano klejem i umieszczono w lesie. Okazało się, że świecąca wersja przyciągała o wiele więcej mrówek, chrząszczy, karaczanów, pająków, kosarzy, błonkówek, ślimaków i pareczników. Po spacerze po grzybach organizmy te roznoszą zarodniki po bliższej i dalszej okolicy, co stanowi niewątpliwą korzyść dla N. gardneri, który żyje pod osłoną drzew, gdzie ruch powietrza jest znacznie ograniczony. Jay Dunlap z Dartmouth College dywaguje, że niektóre inne świecące grzyby mogły rozwinąć luminescencję z tych samych powodów. « powrót do artykułu
  12. Sonda Rosetta, podążająca za kometą 67P/Czuriumow-Gierasimienko, zarejestrowała 'najbardziej poszukiwaną molekułę', czyli azot. Pozwoli to naukowcom na dokładniejsze poznanie wczesnych etapów istnienia Układu Słonecznego. Molekularny azot (N2) jest obecny w atmosferze Ziemi oraz w atmosferach Plutona czy księzyca Tryton. Był on też prawdopodobnie dominującą formą azotu w mgławicy, z której powstał Układ Słoneczny. Dlatego też jego odkrycie w ogonie komety jest tak bardzo ważne. Mimo, że niektóre komety powstały prawdopodobnie w tym samym regionie co Tryton i Pluton, dotychczas nie byliśmy w stanie znaleźć na nich żadnego molekularnego azotu - mówi Martin Rubin z Uniwersytetu w Bernie, który prowadzi badania nad wspomnianą molekułą. Zespół Rubina dokonał odkrycia azotu za pomocą spektrometru mas ROSINA, zbudowanego właśnie przez Uniwerystet w Bernie. Instrument ten trafił następnie na pokład Rosetty i zaczął zbierać dane z komety. ROSINA ma wystarczającą rozdzielczość by odróżnić molekuły o niemal identycznej masie molekularnej, jak tlenek węgla i molekularny azot. To niesamowite, że instrument, który zaprojektowaliśmy i zbudowaliśmy niemal 20 lat temu dostarcza nam tak długo poszukiwanych danych. To jedno z głównych osiągnięć ROSINY - cieszy się szwajcarski uczony. « powrót do artykułu
  13. Pod powierzchnią Księżyca mogą istnieć stabilne jaskinie i korytarze na tyle wielkie, by ukryć całe miasta. Zostały onew w przeszłości wyrzeźbione przez lawę. Takie wnioski płyną z wyników badań teoretycznych zaprezentowanych podczas Lunad and Planetary Science Conference. Od pewnego czasu trwa dyskusja, czy takie tunele i jaskinie utworzone przez lawę mogą istnieć na Księżycu. Niektóre dowody, jak na przykład widoczne na powierzchni kręte kształty wskazują, że jeśli takie jaskinie istnieją, to są naprawdę olbrzymie - mówi profesor Jay Melosh z Purdue University. Kształty, o których mowa, mają nawet 10 kilometrów szerokości, a zespół z Purdue badał, czy mogą istnieć jaskinie tej wielkości. Badacze pracujący pod kierunkiem Davida Blaira prowadzili obliczenia, by sprawdzić, czy jaskinia o szerokości ponad 1 kilometra będzie stabilna. Stwierdziliśmy, że jeśli takie tunele wyrzeźbione przez lawę mają sklepienie łukowe, podobne do tego, jakie obserwujemy w ziemskich jaskiniach, to będą one stabilne do szerokości 5000 metrów. To nie byłoby możliwe na Ziemi, jednak na Księżycu mamy znacznie słabszą grawitację, a księżycowe skały nie podlegają tak dużym wpływom pogody i erozji jak ziemskie. Teoretycznie zatem mogą istnieć jaskinie wielkości całych miast - mówi Blair. « powrót do artykułu
  14. Izaak Newton kojarzy się raczej z astronomią i zasadami dynamiki, Jospeh Hone, doktorant Uniwersytetu Oksfordzkiego, odkrył jednak, że był on także projektantem medalu koronacyjnego królowej Anny Stuart. Przeglądając Narodowe Archiwa w Kew Hone natrafił na 50-stronicowy dokument Newtona. Jak opowiada, nikt się nim nie zajmował od lat, bo klamry przytrzymujące papier zardzewiały. Wcześniej sądzono, że medal z 1702 r. to dzieło nadwornego malarza, lecz z dokumentu wynika niezbicie, że autorem projektu jest Newton, ówczesny kurator Mennicy Królewskiej. Królową Annę nie przez przypadek przedstawiono jako grecką boginię. Miała ona pognębić hydrę symbolizującą dwóch wrogów: starszego przyrodniego brata, pretendenta do tronu Szkocji i Anglii z ramienia jakobitów, Jakuba Franciszka Edwarda Stuarta i uznającego go za prawowitego władcę króla Francji Ludwika XIV. Zaplanowano, że złote wersje medalu zostaną rozdane osobistościom, a srebrne rozrzucone tłumowi. Hone podkreśla, że medal rzuca więcej światła na karierę zawodową Newtona. Współczesna obsesja, by rozdzielać nauki ścisłe i humanistyczne, zanika, gdy cofniemy się w czasie o parę stuleci. [Newton] postrzegał te gałęzi wiedzy [...] jako nierozłączne. Sir Newton balansował między ideami rodem z matematyki, historii klasycznej, polityki i literatury. To nam pokazuje, że nie postrzegał siebie jako człowieka nauki, ale mistrza wielu fachów. Uznawanie go za wielkiego naukowca to późniejsza naleciałość, on sam nazwałby siebie raczej przedstawicielem służby publicznej. « powrót do artykułu
  15. NASA ostrzega, że stan Kalifornia szybko traci zasoby wody pitnej. Obecne zasoby wystarczą stanowi zaledwie na rok. Od 2011 roku stan traci około 14 800 kilometrów sześciennych wody rocznie. W basenach rzek Sacramento i San Joaquin łączna ilość wody w śniegu, sztucznych zbiornikach, glebie i wodach gruntowych jest obecnie o niemal 42 000 km3 wody mniej niż w roku 2014. Co gorsza, nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała ulec zmianie. Nasza 'pora deszczowa' dobiega końca i jasne jest, że niewielkie opady deszczu i śniegu niemal zupełnie nie przyczyniły się do poprawy sytuacji. Styczeń był najbardziej suchym miesiącem w Kalifornii od 1895 roku, kiedy to rozpoczęto regularne pomiary. Pokrywa śnieżna i wody gruntowe są na rekordowo niskim poziomie - mówi Jay Famiglietti, naukowiec z Jet Propulsion Laboratory. Amerykański Departament Rolnictwa poinformował właśnie, że 1/3 stacji monitorujących w górach Kalifornii informuje o najniższym zanotowanym przez siebie poziomie pokrywy śnieżnej. Obecnie w zbiornikach mamy wody na rok, a nasza strategiczna rezerwa – wody gruntowe – gwałtownie zanika - ostrzega Famiglietti. Uczony krytykuje władze stanu, gdyż jego zdaniem nie przygotowały się do takiej sytuacji. Tymczasem specjaliści od dawna ostrzegali, że w związku z globalnym ociepleniem Kalifornię czekają poważne niedobory wody. Sytuacja będzie się tylko pogarszała. Niedawne badania przeprowadzone przez specjalistów z NASA, Cornell University i Columbia University wykazały, że w latach 2050-2099 może się rozpocząć okres „megasusz”, kiedy to zachodnie stany USA będą nawiedzały susze trwające od 10 do kilkudziesięciu lat. Zdaniem ekspertów już w najbliższej przyszłości jedynym wyjściem dla Kalifornii będzie racjonowanie zużycia wody na poziomie ogólnostanowym. « powrót do artykułu
  16. Amerykańska Administracja Lotnictwa Cywilnego przyjęła zasady, które ułatwią wykorzystywanie dronów takim firmom jak Amazon. Chce ona za ich pomocą dostarczać towary klientom. Nowe przepisy to dobry krok naprzód, chociaż możliwości używania dronów są nadal mocno ograniczone. Zgodnie z nimi dron nie może wznieść się powyżej 152 metrów, nie może lecieć szybciej niż 161 km/h ani nie może ważyć więcej niż 25 kilogramów. Ponadto dron musi być sterowany przez pilota, nie może latać nocą, nie może latać nad terenami należącymi do stron trzecich, a pilot musi ciągle widzieć drona i znajdować się na tyle blisko, by mógł dostrzec inne drony zbliżające się do jego pojazdu. Nowe zasady pozwolą na prowadzenie lotów testowych, jednak nie są one tymi, na które czeka Amazon. Z tego też powodu firma Bezosa zastanawia się nad prowadzeniem testów poza granicami USA. « powrót do artykułu
  17. Skład pożywki hodowlanej używanej podczas procedury in vitro może wpływać na to, jak rozwijają się zarodki płci męskiej i żeńskiej, pośrednio wpływając na płeć dziecka, jakie urodzi się w jej wyniku. Do szalki z komórkami jajowymi można dodać odpowiednią liczbę plemników lub przeprowadzić docytoplazmatyczne wstrzyknięcie plemnika (ang. intracytoplasmic sperm injection, ICSI). Bez względu na to, czy połączenie gamet jest wynikiem klasycznego zapłodnienia pozaustrojowego czy mikromanipulacji, zygoty w pożywce umieszcza się w inkubatorze. Po osiągnięciu stadium blastocysty, czyli ok. 5-6 dni od inseminacji, zarodek staje się gotowy do zagnieżdżenia w błonie śluzowej macicy. Do transferu wybiera się najlepiej rozwijające się embriony. Badania na krowach wykazały jednak, że rodzaj medium hodowlanego może wpłynąć na to, jak dobrze będą się rozwijać zarodki męskie i żeńskie. Jedenaście lat temu zespół Alfonsa Gutiérreza-Adána z INIA (Instituto Nacional de Investigación y Tecnología Agraria y Alimentaria) stwierdził bowiem, że pożywka z glukozą wydaje się faworyzować rozwój embrionów męskich i wiąże się z utratą zarodków żeńskich. By sprawdzić, czy to samo dzieje się w przypadku ludzi, ekipa Jinlianga Zhu z 3. Szpitala Uniwersytetu Pekińskiego przeanalizowała 4411 procedur in vitro, zakończonych porodami między styczniem 2011 a sierpniem 2013 r. Wykorzystywano w nich jedno z czterech podłoży różnych firm. Okazało się, że przy ICSI rodzaj medium miał wpływ na płeć najzdrowszych zarodków, a więc na płeć rodzącego się dziecka (związek utrzymywał się także po wzięciu poprawki na potencjalnie istotne czynniki, w tym wiek rodziców, wskaźnik masy ciała czy rodzaj niepłodności). Przy jednym z mediów odsetek chłopców wynosił 56,1%, a przy innym tylko 45%. Generalnie, jak zauważają autorzy publikacji z pisma Human Reproduction, po zastosowaniu podłoża G5™ odsetek rodzących się chłopców był wyższy niż po hodowli w pożywkach Global, G5™ PLUS i Quinn's Advantage Media. Warto dodać, że w USA i Wielkiej Brytanii odsetek chłopców rodzących się po zapłodnieniu naturalnym wynosi 51%. Efekt nie występował przy embrionach uzyskanych w klasycznym IVF; wskaźnik porodów męskich po G5™, Global, Quinn's i G5™ PLUS był zbliżony. Na razie trudno powiedzieć, czemu medium nie ma w tej sytuacji znaczenia. Zastanawiając się, dlaczego męskie i żeńskie zarodki inaczej reagują na skład pożywek, naukowcy przypominają o różnicach metabolicznych (zarodki męskie rozwijają się szybciej) i sugerują, że można by je zapewne sprowadzić do działania białek zakodowanych w DNA chromosomów płciowych. « powrót do artykułu
  18. Eksperymentalny lek daje nadzieję cierpiącym na chorobę Leśniowskiego-Crohna. To zapalna choroba jelita o niewyjaśnionej etiologii. Właśnie przeprowadzono badania kliniczne na ponad 150 dorosłych cierpiących na to schorzenie. Okazało się, że po zaledwie dwóch tygodniach podawania eksperymentalnego leku u wielu osób objawy choroby były znacznie łagodniejsze bądź całkowicie zniknęły. Stan taki utrzymywał się przez co najmniej 28 dni od rozpoczęcia badania. Specjaliści pokładają duże nadzieje w nowym leku, ma on wiele zalet. Przede wszystkim jest podawany w formie pigułek, gdy tymczasem obecnie stosowane leki podawane są dożylnie. Ponadto nowy lek działa bardzo szybko. W krótkim czasie doszło do dużego odsetka remisji. To robi wrażenie - mówi doktor Raymond Cros, gastroenterolog z University of Maryland, który nie był zaangażowany w badania. Nowy lek, nazwany mongersten, może być bezpieczniejszy niż leki obecnie stosowane. Na razie jednak nie można tego jednoznacznie stwierdzić gdyż badania były prowadzone zbyt krótko, by ocenić bezpieczeństwo leku. Obecnie na rynku istnieją leki pomagające w chorobie Leśniewskiego-Crohna. Jednak nie wszyscy mogą je stosować, ponadto u części ludzi pojawia się oporność na leki. Lekarstwa te mają też liczne efekty uboczne. U chorych pojawiają się np. inne choroby autoimmunologiczne jak łuszczyca. Podczas omawianych właśnie badań 166 osób podzielono na cztery grupy. Trzy z nich otrzymywały codziennie przez dwa tygodnie różne dawki leków, czwartej podawano placebo. Pod koniec terapii doszło do remisji u 2/3 chorych z grupy otrzymującej najwyższą dawkę. Remisja miała też miejsce u 55% chorych otrzymujących dawkę średnią. « powrót do artykułu
  19. W galaktyce karłowatej NGC 5253 znajduje się mgławica planetarna, w której formuje się ponad milion nowych gwiazd tworzących gromadę. Gromada ta jest miliard razy jaśniejsza od Słońca, jednak nie można jej dostrzec w świetle widzialnym, gdyż jest ono blokowane przez gaz i pył. Obserwujemy tutaj pył, który tworzy gwiazdy. Zwykle, gdy obserwujemy gromadę gwiazd, to w jej otoczeniu nie ma już pyłu i gazu, gdyż dawno zostały one rozproszone przez gwiazdy. W tym przypadku widzimy przede wszystkim pył - mówi profesor Jean Turner z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles. Przez lata poszukiwałam gazu tworzącego mgławicę i jej gromadę gwiazd. Teraz ją znaleźliśmy - dodaje uczona. Naukowcy już obliczyli, że masa wspomnianego pyłu jest 15 000 razy większa od masy Słońca. Gromada liczy sobie około 3 milionów lat, jest zatem niezwykle młoda. Turner zauważa, że w Drodze Mlecznej gromady gwiazd nie formują się od miliardów lat. Nadal powstają w niej nowe gwiazdy, jednak nie w tak wielkiej liczbie. Niektórzy specjaliści uważali, że wielkie gromady powstawały tylko we wczesnym wszechświecie. W galaktyce NGC 5253 istnieją setki wielkich gromad gwiazd. Niektóre z nich są bardzo młode. Najbardziej spektakularnym jest wspomniany powyżej. W tak wielkiej gromadzie spodziewalibyśmy się tysięcy supernowych. Jednak dotychczas nie znaleźliśmy żadnej - dodaje Turner. W gromadzie zidentyfikowano już ponad 7000 gwiazd typu widmowego O. Do tego typu należą najjaśniejsze znane nam gwiazdy, z których każda jest miliony razy jaśniejsza od Słońca. « powrót do artykułu
  20. W karniku, gdy dzisiejsza Karolina Północna zaczynała się dopiero oddzielać od Pangei, przed erą dominacji dinozaurów krokodylomorf Carnufex carolinensis mógł spełniać w rejonach równikowych półkuli północnej rolę drapieżnika alfa. C. carolinensis mierzył ok. 2,7 m, chodził na tylnych kończynach i polował na gady oraz wczesnych krewnych ssaków. Części czaszki, kręgosłupa i przedramienia kończyny górnej wydobyto z formacji Pekin w Północnej Karolinie. Ponieważ trudno było stwierdzić, jak czaszka krokodylomorfa wyglądała za życia, fragmenty kostne potraktowano laserowym skanerem powierzchni. Paleontolodzy stworzyli trójwymiarowy model; do uzupełnienia brakujących części wykorzystali bardziej kompletne czaszki bliskich krewnych. Skamieniałości z tego okresu [karniku] są bardzo ważne dla naukowców, bo dokumentują pojawienie się krokodylomorfów i teropodów, czyli dwóch grup, które wyewoluowały w triasie i w postaci krokodyli i ptaków przetrwały do dziś - podkreśla prof. Lindsay Zanno z Uniwersytetu Stanowego Karoliny Północnej. Nim odcyfrowaliśmy historię Carnufexa, nie było jasne, czy przed panowaniem w Ameryce Północnej dinozaurów wcześni przodkowie krokodyli znajdowali się w grupie walczącej o rolę [tutejszych] drapieżników alfa. « powrót do artykułu
  21. Naukowcy ustalili, że zarówno w uczeniu robotów, jak i małych dzieci pozycja ciała odgrywa ważną rolę w pamięci i kojarzeniu nazwy z konkretnym obiektem. Eksperyment zaplanowały i wykonały panie psycholog prof. Linda Smith z Indiana University i dr Viridiana Benitez z University of Wisconsin-Madison. Swój udział miał także robotyk dr Anthony Morse z Uniwersytetu w Plymouth. Studium pokazuje, że ciało odgrywa pewną rolę we wczesnym uczeniu nazw obiektów. Demonstruje też, w jaki sposób małe dzieci wykorzystują położenie ciała w przestrzeni, by połączyć ze sobą idee - opowiada Smith. Autorzy publikacji z pisma PLoS ONE odwołali się do robotyki epigenetycznej, w ramach której roboty uczą się jak dzieci, czyli za pośrednictwem interakcji z otoczeniem. Wiele badań sugeruje, że pamięć jest ściśle powiązania z położeniem obiektu. Żadne jednak nie wykazało, że pewną rolę odgrywa także postawa ciała lub że innymi słowy: zmiana pozycji może oznaczać zapomnienie. Na początkowym etapie studium prowadzono eksperymenty z robotami, później z 12-18-miesięcznymi dziećmi. Robotowi pokazywano obiekt położony z lewej i obiekt położony z prawej strony. Demonstrację powtarzano, by utrwalić skojarzenie między obiektami i dwiema postawami robota. Następnie, już bez ustawiania obiektów, spojrzenie maszyny skierowano w lewo i wydawano komendę, która wywołała postawę przybieraną podczas uprzedniej demonstracji obiektu. Potem oba obiekty pokazano w pierwotnych lokalizacjach bez nazywania i w innych z nazywaniem, co spowodowało, że robot odwrócił się i sięgnął po obiekt skojarzony z nazwą. Wytworzenie związku między obiektem a nazwą demonstrowano w czasie 20 powtórzeń eksperymentu. Kiedy jednak obiekt docelowy i kontrolny umieszczano w obu lokalizacjach, tak że nie mogło się wytworzyć skojarzenie ze specyficzną postawą, robot nie rozpoznawał obiektu docelowego. W badaniach nad dziećmi uzyskano bardzo podobne rezultaty, wskazujące na rolę postawy ciała w wytworzeniu skojarzeń nazw z obiektami. Te eksperymenty mogą zainspirować nową metodę badania związków poznania z ciałem. Stanowią również dowód, że byty mentalne, takie jak myśli, słowa i reprezentacje obiektów, które wydają się nie mieć komponentów przestrzennych czy cielesnych, przechodzą przez etap relacji przestrzennej ciała z otoczeniem - wyjaśnia Smith. Amerykanka dodaje, że kolejne badania powinny rozstrzygnąć, czy opisywane zjawiska ograniczają się do niemowląt/małych dzieci, czy też mamy do czynienia z ogólnymi prawidłowościami działania mózgu, ciała i pamięci. « powrót do artykułu
  22. Fizycy Ahmed Farag Ali, Mir Faizal i Mohammed M. Khalil sugerują na łamach Physics Letters B, że Wielki Zderzacz Hadronów może zostać wykorzystany do przetestowania hipotezy o istnieniu wszechświatów równoległych. Zwykle gdy ludzie mówią o wieloświecie, mają na myśli taką interpretację fizyki kwantowej, w której istnieje wiele światów i wszystkie możliwe rozwiązania. Tego nie można przetestować, więc to bardziej filozofia niż nauka. To nie jest to, co my rozumiemy pod pojęciem wszechświatów równoległych. Dla nas to prawdziwe wszechświaty istniejące w dodatkowych wymiarach. Grawitacja może przenikać z naszego wszechświata do tych dodatkowych wymiarów, więc taki model można by przetestować wykrywając miniaturowe czarne dziury w LHC. Obliczyliśmy energię, przy której powinniśmy odkryć te miniaturowe czarne dziury w tęczy grawitacji. Jeśli je tam znajdziemy, dowiedziemy, że hipotezy o tęczy grawitacji i o dodatkowych wymiarach są prawdziwe - stwierdzili autorzy. Pomysł ten nie jest całkowicie nowy. LHC już próbowano wykorzystać do odkrycia czarnych dziur, jednak się to nie udało. Nic w tym dziwnego, jeśli założymy, że wszechświat składa się z czterech wymiarów. Wówczas bowiem do uzyskania czarnej dziury potrzebna byłaby energia rzędu 1019 GeV, tymczasem energia LHC to zaledwie 14 TeV. Jeśli jednak istnieją dodatkowe wymiary to prawdopodobnie zmniejszają one energię potrzebną do uzyskania miniaturowych czarnych dziur. I prawdopodobnie energia ta mieści się w zakresie pracy LHC. Faizal wyjaśnia, że to zmniejszenie wymaganej energii spowodowane jest tym, że grawitacja z naszego wszechświata może w jakiś sposób wyciekać do innych wymiarów. Jako, że w LHC nie wykryto dotychczas czarnych dziur, to teoria strun czy teoria o równoległych wszechświatach nie znajdują potwierdzenia. Trzeba jednak pamiętać, że LHC nie pracował jeszcze z pełną mocą. Ponadto Ali, Faizal i Khalil wyjaśniają, dlaczego dziur dotychczas nie odkryto. Ich zdaniem obecnie wykorzystywany model grawitacji nie jest dokładny, gdyż nie uwzględnia efektów kwantowych. Więc jego wykorzystywanie do obliczenia energii, przy jakiej powinny pojawić się czarne dziury, jest obarczone błędem. Uczeni argumentują, że einsteinowski model grawitacji ulega deformacji przy długości Plancka. Dlatego też użyli nowej teorii o tęczy grawitacji do zmodyfikowania czasoprzestrzeni na granicy długości Plancka, czyli tam, gdzie powinny powstawać miniaturowe czarne dziury. Obliczenia wykazały, że do ich powstania potrzeba nieco więcej niż dotychczas sądzono. Naukowcy pracujący przy Wielkim Zderzaczu Hadronów poszukiwali miniaturowych czarnych dziur przy energiach poniżej 5,3 TeV. Z nowych obliczeń wynika, że miniaturowe czarne dziury powstają przy energiach co najmniej 9,5 TeV dla sześciu wymiarów i 11,9 TeV dla 10 wymiarów. Uzyskanie takich energii jest w zasięgu LHC, możliwe więc będzie przetestowanie hipotezy wspomnianych uczonych. Jeśli w LHC zostaną odkryte miniaturowe czarne dziury będzie to silnym wsparciem dla wielu hipotez, takich jak teoria strun, tęcza grawitacji, wszechświaty równoległe i dodatkowe wymiary. Pozwoli to też rozwiązać paradoks czarnych dziur. Jeśli zaś czarne dziury nie zostaną odkryte przy zakładanych przez nas poziomach energii, to będzie to oznaczało, albo że dodatkowe wymiary nie istnieją, albo że istnieją ale w mniejszej skali niż sądzimy, albo że należy zmodyfikować parametry tęczy grawitacji - mówi Khalil. Inni naukowcy chwalą pracę kolegów, ale zalecają ostrożność. To interesująca praca, ale musimy być ostrożni, gdy ekstrapolujemy pewne globalne wyniki za pomocą jednej z funkcji tęczy grawitacji - mówi profesor Remo Garattini z Uniwersytetu w Bergamo. Praca jest interesująca, ale – podobnie jak wiele innych zastosowań tęczy grawitacji – w dużej mierze zależy od doboru funkcji tej teorii - stwierdza profesor Joao Magueijo z Imperial College London. « powrót do artykułu
  23. W roku 2014 po raz pierwszy nie doszło do wzrostu emisji zanieczyszczeń przy jednoczesnym wzroście gospodarczym. Z analizy przeprowadzonej przez think tank CoalSwarm wynika, że od 2010 roku na całym świecie zrezygnowano z budowy setek elektrowni węglowych. Obiekty takie wciąż powstają, jednak na jedną wybudowaną elektrownię porzuca się plany skonstruowania dwóch kolejnych. Wyraźnie spada też przyrost mocy z elektrowni węglowych. W szczycie popularności wynosił on 6,9% w ciągu roku. Natomiast w roku 2013 spadł do 2,7%. Nie mamy jeszcze danych za rok 2014, ale prawdopodobnie w ubiegłym roku zainstalowano więcej mocy w elektrowniach wiatrowych niż węglowych. Spowolnienie emisji CO2 jest w dużej mierze spowodowane spowolnieniem w generowaniu energii z węgla - mówi Ted Nace, dyrektor CoalSwarm. Międzynarodowa Agencja Energii poinformowała, że w roku 2014 ludzkość wyemitowała 32,3 miliarda ton dwutlenku węgla. To tyle samo, co w roku 2013, a przecież zanotowano ponad 3-procentowy wzrost gospodarczy. Po raz pierwszy w historii emisja gazów cieplarnianych nie idzie w parze ze wzrostem gospodarczym - mówi Fatih Birol, główny ekonomista Międzynarodowej Agencji Energii. Podobne zjawiska obserwowano już wcześniej, ale nie były one tak wyraźne. Na przykład w roku 2012 wzrost emisji CO2 wyniósł 1,4%, przy wzroście gospodarczym w wysokości 3,2%. Jednak rok później sytuacja wróciła do normy i mieliśmy wzrost gospodarczy 2,9% i wzrost emisji o 2,5%. W ubiegłym roku po raz pierwszy zanotowano brak wzrostu emisji przy wyraźnym wzroście gopodarczym. To pokazuje, że możliwy jest wzrost gospodarczy bez dodatkowych zanieczyszczeń - mówi Ed Davey, brytyjski sekretarz ds. zmian klimatycznych. Do największych zmian doszło w Chinach. Państwo Środka zużywa połowę światowego wydobycia węgla. W 2014 roku jego zużycie spadło tam o 1,6% pomimo 7,3-procentowego wzrostu gospodarczego. Chińskie elektrownie węglowe pracują obecnie na 54% mocy. To najmniej od 35 lat. Jednocześnie rośnie zużycie energii ze źródeł odnawialnych. Zarówno w roku 2013 jak i 2014 zainstalowano w tych źródłach więcej mocy niż w elektrowniach węglowych. Chiny ograniczają zużycie węgla by ograniczyć smog i zanieczyszczenie, które zabijają rocznie około 670 000 Chińczyków. Wbrew ogólnoświatowemu trendowi niektóre kraje, jak Wietnam, Indonezja, Turcja czy Polska, usiłują utrzymać lub zwiększyć swoją zależność od węgla. Generalnie jednak możemy mieć do czynienia z początkiem trendu odchodzenia od tego paliwa. Na przykład UE i USA uzyskują obecnie z węgla 22% mniej energii niż przed dekadą. Pomimo tych zmian elektrownie węglowe wciąż odpowiadają za 80% antropogenicznej emisji CO2 do atmosfery. « powrót do artykułu
  24. Linda Manzanilla z Universidad Nacional Autónoma de México twierdzi, że miasto Teotihuacan upadło w wyniku walk wewnętrznych. Obecnie jego ruiny znajdują się w odległości około 50 kilometrów od stolicy kraju. W swoim czasie Teotihuacan było największym miastem obu Ameryk, domem dla 125 000 ludzi. Zostało założone około 100 roku p.n.e. a jego ostateczny upadek przypada na VIII wiek naszej ery. Naukowcy od wielu lat spierają się co do przyczyn upadku. Manzanilla na podstawie analizy ruin, pozostałości różnych przedmiotów oraz szczątków ludzkich odrzuca teorię, by do upadku miasta przyczyniły się susze lub inwazja z zewnątrz. Uczona twierdzi, że w I i IV wieku erupcje wulkaniczne doprowadziły do migracji i do miasta napłynęła nowa ludność. Imigranci żyli na przedmieściach i pracowali dla możnych z miasta. Manzanilla uważa, że z biegiem czasu zaczęły narastać konflikty pomiędzy różnymi grupami z przedmieść, elitami społecznymi a władzami miasta. Zdaniem uczonej do wzrostu napięcia przyczynił się rząd, który próbował przejąć kontrolę nad wszystkimi zasobami naturalnymi. W końcu doszło do wybuchu, tłum zaatakował budynki administracji i miejsca kultu, zniszczył je i w ten sposób przyczynił się do upadku miasta. Manzanilla twierdzi, że nie znaleziono żadnych dowodów na to, by zniszczenia zostały spowodowane inwazją z zewnątrz. « powrót do artykułu
  25. Gdyby szympansy bonobo wyginęły, wyginęłoby również wiele roślin. Bonobo jedzą dużo owoców, a wraz z nimi nasion. Wydalają je czasem daleko od miejsca spożycia, co sprzyja rozprzestrzenianiu się gatunków. Najnowsze badania, których wyniki ukazały się pod koniec lutego w piśmie Oryx, pokazują, że w kwestii roznoszenia nasion wiele gatunków z Demokratycznej Republiki Konga polega niemal wyłącznie na bonobo. W lesie LuiKotale, gdzie prowadzono studium, aż 18 gatunków nie mogło się rozmnażać, jeśli ich nasiona nie przeszły najpierw przez przewód pokarmowy Pan paniscus. Zespół Davida Beaune z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej Maxa Plancka ustalił, że bonobo jedzą przez ok. 3,5 godziny dziennie. Miejsce defekacji dzieli od "stołówki" średnio 1,2 km. Co istotne, w czasie poprzednich badań stwierdzono, że w ciągu życia przez przewód pokarmowy przeciętnego bonobo przechodzi aż 11,6 mln nasion. Jak wyjaśniają biolodzy, wiele nasion nie wykiełkuje bez pomocy gatunków trzecich. Kwas żołądkowy oraz inne soki trawienne osłabiają twardą łupinę nasienia, dzięki czemu może ono wchłonąć wodę i wykiełkować. Poza tym wiele nasion nie poradzi sobie zbyt blisko roślin macierzystych. Niektóre w ogóle nie wykiełkują, inne - już jako siewki - zostaną zdławione przez dorosłe osobniki. Beaune zauważył np., że w pobliżu osobnika macierzystego nasiona Parinari excelsa kiełkują dość dobrze, ale wszystkie siewki giną przed osiągnięciem stadium młodego drzewka. Beaune uważa, że w lesie LuiKotale żaden inny gatunek nie przejawia takich wzorców przemieszczania się, by zastąpić bonobo w rozprzestrzenianiu nasion. Istnieją małpy, które jedzą te same owoce, ale pozostają one zbyt blisko domu. Ponieważ na bonobo stale poluje się dla mięsa, w wielu rejonach zagraża im wyginięcie. Jeśli P. paniscus znikną, może to rozpocząć całą kaskadę wymierania, wpłynie to bowiem nie tylko na rośliny, które polegają na nich podczas rozmnażania, ale i na gatunki znajdujące schronienie w tych roślinach. Biolodzy wspominają nawet o "zespole pustego lasu", gdzie las co prawda nadal istnieje, ale drastycznie spada jego bioróżnorodność. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...