-
Liczba zawartości
37637 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Archeolodzy z Mugello Valley Archeological Project pracujący w Poggio Colla przy odkopywaniu etruskiej świątyni z VI wieku przed Chrystusem odkryli na jednym z kamieni tekst, który prawdopodobnie jest etruskim tekstem religijnym. To rzadkie znalezisko, gdyż zwykle po Etruskach znajdujemy grobowce i obiekty funeralne. Tym razem mamy do czynienia z obiektem religijnym. Wspomniany kamień waży około 250 kilogramów, jego wysokość wynosi około metra, a szerokość - ponad pół metra. Wyryto na nim długi tekst składający się z co najmniej 70 liter i znaków interpunkcyjnych. Profesor Gregory Warden ze szwajcarskiego Uniwersytetu Franklina, ma nadzieję, że dzięki odkrytej inskrypcji uda się zdobyć nowe informacje o języku Etrusków. Długie inskrypcje są rzadkie. Szczególnie aż tak długie. Powinny być tu wyrazy, których nigdy wcześniej nie widzieliśmy, tym bardziej, że nie jest to zabytek funeralny. Konserwacją i badaniem steli z napisem zajmują się obecnie specjaliści z Florencji. Ich prace potrwają przez kilka miesięcy. Odczytaniem i interpretacją tekstu ma zająć się wybitny ekspert od języka etruskiego, Rex Wallace z University of Massachusetts. Wiemy, jak funkcjonuje etruska gramatyka, co jest czasownikiem, co podmiotem, znamy kilka słów. Mamy nadzieję, że na steli będzie imię bóstwa, które było czczone w tej świątyni - mówi Warden. Z odkrycia cieszy się też Jean MacIntosh Turfa z Muzeum University of Pennsylvania. Rzadko napotykamy etruskie inskrypcje dłuższe niż kilka wyrazów znajdujące się na jakimś trwałym materiale. Etruskowie wykorzystywali do pisania nietrwałe materiały jak tabliczki woskowe. Kamienna stela to dowód na istnienie, już w późnej epoce archaicznej (525-480 p.n.e) kultu religijnego z monumentalnymi dedykacjami. Wykorzystanie takiej steli w roli fundamentów późniejszej struktury religijnej wskazuje na głębokie zmiany, jakie zaszły w mieście i jej strukturze społecznej" - stwierdza Turfa. « powrót do artykułu
-
W Stanach Zjednoczonych coraz więcej kobiet rodzi dzieci poza szpitalami. W 2014 roku niemal 60 000 porodów miało miejsce poza tymi placówkami. Marian F. MacDorman i Eugene Declercq przyjrzeli się danym z 47 stanów i Dyskryktu Kolumbii i stwierdzili, że w latach 2004-2014 liczba porodów odebranych poza szpitalami wzrosła 1% ogólnej liczby porodów do 1,5%. Myślę, że pokazuje to, iż niektóre kobiety czują się niekomfortowo gdy mają rodzić w standardowych szpitalnych warunkach. W amerykańskich szpitalach trudno jest rodzić w sposób naturalny, gdyż w aż 33% przypadków dokonuje się cesarskiego cięcia i bardzo powszechnie stosuje się różne metody wywoływania porodu - mówi MacDorman. Z niemal 60 000 porodów pozaszpitalnych 38 000 odbyło się w domach, a 18 000 w centrach urodzeń. Niemal 90% urodzeń w domach to urodzenia planowane. Na urodzenie dziecka poza szpitalem najczęściej decydują się białe kobiet niehiszpańskiego pochodzenia. W ten sposób rodzi 1 na 44 takich kobiet. Jedynie 13% rodzących poza szpitalem jest otyłych, gdy tymczasem odsetek otyłych rodzących w szpitalach wynosi 25%. Matki, które rodzą poza szpitalem z mniejszym prawdopodobieństwem palą papierosy, a z większym - ukończyły koledż. Okazuje się również, że w przypadku 2/3 planowanych urodzeń w domach matki same płacą za całą opiekę ciążową i poród. W przypadku urodzeń w centrach samodzielnie koszty ponosi mniej niż połowa kobiet. W przypadku urodzeń szpitalnych mniej niż 5% płaci z własnej kieszeni. To pozytywyna wiadomość, że więcej kobiet może sobie pozwolić na wybór sposobu porodu. Problemem jest to, że tak wielu lekarzy sprzeciwia się porodom domowym, iż nawet nie rozważają sposobów bezpiecznego transportu z z domu do szpitala - mówi MacDorman. Naukowcy nie badali śmiertelności podczas porodów. Jednak według MacDorman w mniej niż 1% przypadków podczas porodu poza szpitalem dzieje się coś naprawdę poważnego. Uczona zauważa, że większość wcześniej prowadzonych badań międzynarodowych wykazała, że prawdopodobieństwo urodzenia martwego dziecka czy zgonu noworodka jest takie samo w szpitalach jak i poza nimi. Ryzyko jest bardzo małe i zobaczymy, jak sytuacja będzie rozwijała się w najbliższych latach. Nie sądzę jednak, by jakiś znaczny odsetek kobiet decydował się za urodzenia pozaszpitalne - komentuje wyniki badań Ruth E. Zielinski, położna z Wydziału Pielęgniarstwa University of Michigan. Urodzenia pozaszpitalne rzadziej wymagają specjalistycznej interwencji, gdyż położne wcześniej dokładniej przyglądają się ciężarnym i tylko te, u których ryzyko jest niewielkie, decydują się na rodzenie w domu czy w specjalnym centrum. Wciąż jednak istnieją bariery utrudniające rodzenie poza szpitalem. Certyfikowane położne, które uczestniczą w pozaszpitalnych porodach mają licencje w jedynie około połowie stanów USA. Inna przeszkoda to ubezpieczenia zdrowotne, które zwykle nie pokrywają opieki i urodzenia poza placówką zdrowia. Rozwiązanie tych problemów zapewne spowodowałoby, że wiele kolejnych kobiet zdecydowało by się rodzić poza szpitalem. « powrót do artykułu
-
Przeanalizowawszy historię ewolucji malarii, George Poinar Junior z Uniwersytetu Stanowego Oregonu przekonuje, że współczesna choroba, w przypadku której wektorem zakażenia są komary, ma co najmniej 20 mln lat, zaś wcześniejsze formy przenoszone przez kuczmany przynajmniej 100 mln lat i są prawdopodobnie dużo starsze. Ponieważ etap rozmnażania płciowego zachodzi wyłącznie w owadach, to one muszą być uznawane za podstawowych gospodarzy. W starych formach malarii choroba była jednak przenoszona przez inne owadzie wektory i w grę wchodziły inne rodzaje pasożytniczych protistów. Wg Poinara, dowody wskazują na gregaryny - podgromadę protistów należącą do typu apikompleksów - bo z łatwością zarażają one owady, które są współczesnymi wektorami malarii. Amerykanin podkreśla, że odtworzenie ewolucji malarii jako choroby może pomóc w zrozumieniu dzisiejszych cykli życiowych pasożytów oraz ich ewolucji i odkryciu sposobów na zaburzenie przenoszenia zarodźców przez komary z rodzaju Anopheles. Przedstawiając swoje tezy, Poinar bazuje na okazach zachowanych w bursztynie. To on odkrył w bursztynie z dzisiejszej Dominikany najstarszą znaną skamieniałość zarodźca z rodzaju Plasmodium (P. dominicana jest spokrewniony z zarodźcami zarażającymi dziś ludzi). Ma ona 15-20 mln lat. Ówczesnym wektorem zakażenia był komar Culex malariager. Jeśli chodzi o starsze formy malarii, Poinar wskazuje na zachowanego w bursztynie kuczmana sprzed 100 mln lat, w którym widać liczne oocysty Paleohaemoproteusburmacis. Warto przypomnieć, że w książce z 2007 r. pt. "What Bugged the Dinosaurs? Insects, Disease and Death in the Cretaceous" George i Roberta Poinarowie przekonują nawet, że choroby przenoszone przez owady przyczyniły się do wyginięcia dinozaurów. « powrót do artykułu
-
Jak wiemy materia widzialna stanowi jedynie około 5% wszechświata, a astrofizycy uważają, że cała reszta to ciemna materia i ciemna energia. Jednak dotychczas nie udało się bezpośrednio odkryć żadnej z nich. Możemy jednak obserwować wpływ ciemnej materii na materię widzialną. Jednym z podstawowych celów współczesnej astrofizyki jest odnalezienie i zrozumienie ciemnej materii i energii. Wielu uczonych jest też zwolennikami poglądu, że ciemna materia może występować w dwóch odmianach - materii i antymaterii. Gdy dojdzie między nimi do kontaktu, następuje anihilacja z emisją energii. Doug Finkbeiner i jego zespół z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics (CfA) twierdzą, że właśnie zidentyfikowali sygnał pochodzący z anihilacji ciemnej materii. Naukowcy analizowali rozkład przestrzenny emisji promieniowania gamma, skupiając się szczególnie na centrum naszej galaktyki. Obszar ten jest stosunkowo niedaleko i jest gęsto upakowany materią, zatem istnieje spora szansa, że właśnie stamtąd nadejdzie sygnał o anihilacji. Nie od dzisiaj wiadomo, że z tamtego regionu nadchodzi silne promieniowanie gamma rozciągające się na setki lat świetlnych. Obecnie uważa się, że emituje je duża grupa szybko obracających się pulsarów. Jednak Finkbeiner i jego koledzy twierdzą, że znaleźli lepsze wyjaśnienie. Po wykorzystaniu nowych metod redukcji danych byli w stanie bardziej precyzyjnie określić lokalizację źródła emisji. Zauważają, że pulsary charakteryzują się innym rozkładem w przestrzeni, występują zwykle tam, gdzie gwiazdy, zwykle w płaszczyźnie galaktyki. Tymczasem naukowcy z CfA wykazali, że rozkład wspomnianego promieniowania pasuje do teoretycznych modeli anihilacji ciemnej modeli, jest zaś mniej zgodny z teorią o pochodzeniu od pulsarów. « powrót do artykułu
-
Świadomość, że istnieje mała szansa na bolesne porażenie prądem, może prowadzić do znacznie silniejszego stresu niż świadomość, że porażenie wystąpi na pewno. Naukowcy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) odkryli, że sytuacje, w których ochotnicy mieli 50% szans na porażenie prądem, były najbardziej stresujące. Najmniej stresujące okazały się zaś okoliczności, gdy prawdopodobieństwo porażenia wynosiło 0 i 100%. Autorzy publikacji z pisma Nature Communications zauważyli także, że ludzie, w przypadku których poziom stresu silniej korelował z poziomem niepewności, lepiej radzili sobie z odgadywaniem, czy porażenie nastąpi, czy nie. W eksperymencie 45 osób brało udział w grze komputerowej. Odwracało się w niej kamienie, pod którymi mogły się znajdować węże. Jeśli gad tam był, ich rękę lekko porażano prądem. Z biegiem czasu ochotnicy uczyli się, pod jakimi kamieniami z największym prawdopodobieństwem chowają się węże, ale szanse te zmieniały się w trakcie badania, co prowadziło do zmiennych poziomów niepewności. Stopień niepewności dot. tego, czy pod kamieniem będzie znajdować się wąż, szacowano na podstawie udzielanych odpowiedzi (naukowcy wykorzystywali do tego komputerowy model uczenia). Niepewność korelowano z poziomem stresu (autoraportami i pomiarami wskaźników fizjologicznych: średnicy źrenic i pocenia). Za pomocą naszego modelu możemy przewidzieć, jak silnie ktoś będzie zestresowany nie tylko samą perspektywą porażenia, ale i niepewnością odnośnie do tych porażeń. Eksperyment pozwala wyciągać wnioski dotyczące wpływu niepewności na stres. Okazuje się, że niewiedza, czy porażenie nastąpi, jest gorsza od wiedzy, że szok z pewnością nastąpi lub nie. Dokładnie to samo widzieliśmy we wskaźnikach fizjologicznych - gdy niepewność była większa, ludzie pocili się bardziej, a ich źrenice były bardziej rozszerzone - wyjaśnia Archy de Berker. Naukowcy wykazali, że osoby, których reakcje stresowe były najsilniejsze w momentach największej niepewności, lepiej radziły sobie ze stwierdzeniem, czy pod kamieniem kryje się wąż. [...] Stwierdzenie, że reakcja stresowa jest dostrojona do środowiskowej niepewności, sugeruje, że zjawisko to musiało jakoś sprzyjać przetrwaniu. Właściwe reakcje stresowe mogą wspomagać uczenie dot. niepewnych, niebezpiecznych rzeczy w środowisku - podsumowuje dr Sven Bestmann. « powrót do artykułu
-
Powstała mapa genów denisowian w genomie Homo sapiens
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Większość ludzi spoza Afryki ma w swoim DNA kod genetyczny neandertalczyków. Z najnowszej mapy dziedzictwa genetycznego możemy też dowiedzieć się, że spora część obecnie żyjących, szczególnie mieszkańców Azji Południowej, to w pewnej mierze potomkowie denisowian. To tajemniczy przedstawiciele gatunku Homo, o istnieniu których dowiedzieliśmy się w 2010 roku, kiedy to w Denisowej Jaskini w Górach Ałtaj odkryto kość palca młodej kobiety, która mieszkała tam przed 41 000 lat. Wiadomo też, że jaskinię zamieszkiwali również neandertalczycy i homo sapiens. Teraz naukowcy z Wydziału Medycyny Uniwersytetu Harvarda oraz Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles przeprowadzili badania, z których wynika, że Homo sapiens krzyżowali się z denisowianami około 100 pokoleń po tym, jak zaczęli krzyżować się z neandertalczykami. Naukowcy już spekulują, że to geny denisowian mogły zapewnić mieszkańcom Papui-Nowej Gwinei dobry węch, a Tybetańczykom pozwoliły na dostosowanie się do dużych wysokości. Istnieją pewne grupy genów, które odziedziczyliśmy po przedstawicielach Homo z przeszłości. Geny te mogły ułatwić Homo sapiens dostosowanie się do nowego środowiska, w którym się znaleźli - mówi David Reich, genetyk z Harvarda. Z drugiej strony dochodziło też do negatywnej selekcji, usuwania przodków, którzy mogli stwarzać Homo sapiens problemy. Jesteśmy w stanie udokumentować, że do tego usuwania dochodziło przez ponad 40 000 lat po rozpoczęciu krzyżowania się - dodaje. Na potrzeby najnowszych badań naukowcy porównali znane sekwencje genów neandertalczyków i denisowian z ponad 250 genomami pochodzącymi od 120 populacji spoza Afryki. Genomy do badań porównawczych wzięto z Simons Genome Diversity Project, a analiza była prowadzona za pomocą samouczących się algorytmów, które potrafią rozróżnić we współczesnym DNA sekwencje pochodzące od innych Homo. Analizy wykazały, że największy odsetek genów denisowian występuje w Oceanii, a w Azji Południowej jest on większy niż dotychczas sądzono. Najmniejsze prawdopodobieństwo wystąpienia genów neandertalczyków czy denisowian - poza, oczywiście, Afryką - jest na zachodzie Eurazji. Naukowcy zauważają, że największym ograniczeniem dla ich badań i współczesnej wiedzy jest niewielka ilość informacji, jakie posiadamy na temat genomu innych gatunków Homo. Nie jesteśmy w stanie na podstawie tych danych stwierdzić, jak wyglądali neandertalczycy czy denisowianie, co jedli lub też na jakie choroby byli podatni - stwierdził profesor Sriram Sankararaman. « powrót do artykułu -
Amerykański Departament Sprawiedliwości wycofał pozew przeciwko Apple'owi. Przez ostatnie miesiące trwa spór sądowy pomiędzy koncernem a FBI. Biuro domagało się, by firma stworzyła narzędzia potrzebne do odblokowania iPhone'a należącego do terrorysty, który wraz z żoną zabił w San Bernardino 14 osób. Wczoraj prawnik Departamentu Sprawiedliwości poprosił sąd o wycofanie pozwu stwierdzają, że rząd uzyskał dostęp do danych znajdujących się na iPhoni'e Farooka i nie potrzebuje pomocy Apple'a. Obecnie nie wiadomo, w jaki sposób udało się przełamać zabezpieczenia telefonu. Czy dokonano tego jedną z konwencjonalnych technik, czy też opracowano nową. Firmy i organizacje, które w walce sądowej stały po stronie Apple'a, z zadowoleniem przyjęły decyzję. Eksperci zawsze byli przekonani, że FBI może przełamać zabezpieczenia na wiele sposobów i że prawdziwym celem rządu w sporze z Apple'em nie było tak naprawdę uzyskanie dostępu do danych ale stworzenie precedensu, na podstawie którego prywatne firmy mogły by być zmuszone do wbudowywania tylnych drzwi w swoje produkty - stwierdzili przedstawiciele organizacji Fight for the Future. Jasnym jest, że w końcu zorientowali się, że przegrają zarówno w sądzie jak i zostaną negatywne osądzeni przez opinię publiczną. Więc się poddali - powiedziała jedna z osób popierających Apple'a. Walka pomiędzy Apple'em a FBI była niezwykle interesująca z prawnego punktu widzenia. Wielu ekspertów uważało, że sprawa może dotrzeć nawet do Sądu Najwyższego, ale i on nie będzie władny jej rozstrzygnąć. Dlatego w Izbie Reprezentantów powołano grupę roboczą ds. szyfrowania. Jej zadaniem jest wysłuchanie ekspertów i zebranie informacji dotyczących problemów prawnych związanych z szyfrowaniem informacji. Grupa ma do końca roku przedstawić swoje wnioski i zaproponować stworzenie rozwiązania prawnego, które z jednej strony zapewni ochronę prywatności, a z drugiej umożliwi organom ścigania uzyskanie dostępu do zaszyfrowanych danych. « powrót do artykułu
-
Wesołych Świąt Wielkanocnych: odpoczynku, radości, udanych spotkań rodzinnych i wykorzystania zapowiadanej pięknej pogody życzą Ania, Mariusz i Jacek. « powrót do artykułu
-
Obecność leptyny, zmniejszającego apetyt hormonu wydzielanego głównie przez adipocyty, hamuje w okresie prenatalnym tworzenie połączeń neuronalnych między mózgiem a trzustką. Wpływ leptyny na układ przywspółczulny na etapie embrionalnym może wiele wyjaśnić, jeśli chodzi o wczesne mechanizmy przyczyniające się do cukrzycy. Autonomiczny układ nerwowy, który składa się z podukładów przywspółczulnego i współczulnego, jest kluczowy dla regulacji poziomu glukozy we krwi, bo kontroluje uwalnianie insuliny przez trzustkę. Na glikemię wpływają również czynniki hormonalne, w tym leptyna. Wykazaliśmy, że gdy w kluczowym okresie rozwoju neurony pnia mózgu myszy wystawi się na oddziaływanie leptyny, dochodzi do permanentnych zmian w zakresie projekcji wysyłanych z [jądra grzbietowego] pnia mózgu do trzustki. Skutkuje to zaburzeniami równowagi insulinowej u dorosłych zwierząt - wyjaśnia dr Sebastien G. Bouret ze Szpitala Dziecięcego w Los Angeles. Przyglądając się, kiedy zachodzi autonomiczne unerwienie - tworzenie bezpośrednich połączeń między mózgiem a komórkami beta trzustki - a także czynnikom, które wpływają na ten proces na etapie embrionalnym, Amerykanie zauważyli, że w pniu mózgu zachodzi intensywna ekspresja receptorów leptynowych. Gdy płodom wykonano domózgową iniekcję z leptyny, doszło do stałego zmniejszenia łączności pnia mózgu i trzustki. Rozpad [przywspółczulnej] komunikacji między mózgiem a trzustką skutkował zaburzeniami glikemii u dorosłych myszy. Badanie ujawniło nieoczekiwaną rolę regulacyjną hormonu produkowanego przez komórki tłuszczowe [adipocyty]. Ponieważ dzieci otyłych matek mają wysoki poziom leptyny, może je to umieszczać w grupie podwyższonego ryzyka cukrzycy typu 2. oraz otyłości - podsumowuje Bouret. « powrót do artykułu
-
Microsoftowy bot Tay, któremu twórcy nadali osobowość nastolatki, stał się w ciągu 24 godzin seks maszyną wychwalającą Hitlera i Donalda Trumpa. Koncern z Redmond zdecydował się na tymczasowe zakończenie eksperymentu. Programiści chcą poprawić algorytmy bota. Tay to cyfrowa osobowość, która miała mówić językiem nastolatki, z zaprogramowaną wcześniej wiedzą na temat np. Miley Cyrus czy Taylor Swift. Uruchomiony na Twitterze bot miał nabywać wiedzę i doświadczenie na podstawie rozmów z innymi użytkownikami Twittera, a cały eksperyment miał posłużyć udoskonaleniu usług inteligentnego asystenta. Okazało się jednak, że spora grupa internautów postanowiła nauczyć Tay rzeczy, których z pewnością nie życzyliby sobie jej twórcy. Wystarczyło jednak kilkanaście godzin, by Tay przeszła od opinii "ludzie są cudowni" do wygłaszania zdań w rodzaju "nienawidzę feministek, wszystkie powinny umrzeć i spłonąć w piekle" czy "Hitler miał rację. Nienawidzę żydów". Bot zachęcał też użytkowników by go przelecieli i mówił do nich "tatusiu". Ostatecznie Tay pożegnała się z internautami i jej konto zostało zawieszone. Tay nie jest pierwszym żeńskim botem Microsoftu. Firma jakiś czas temu uruchomiła Xiaoice. To bot używany przez około 20 milionów osób na chińskich portalach społecznościowych WeChat i Weibo. Jego zadaniem jest udzielanie porad sercowych. « powrót do artykułu
-
Ryba, która chodzi i wspina się jak salamandra
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
U ryby jaskiniowej Cryptotora thamicola z Tajlandii zidentyfikowano unikatowe cechy anatomiczne, które pozwalają jej chodzić i wspinać się po wodospadach podobnie do czworonogów. Nie potrafi tego żadna inna żyjąca współcześnie ryba. Naukowcy z Instytutu Technologii New Jersey i Maejo University mają nadzieję, że uda się w ten sposób lepiej zrozumieć, jak wyewoluowała budowa, której potrzebowały zwierzęta po wyjściu z wody i przekształceniu w dewonie płetw w kończyny. U C. thamicola występują cechy morfologiczne, które wcześniej przypisywano wyłącznie czworonogom. Miednica i kręgosłup tej ryby pozwalają pokonać grawitację i zapewniają dużo miejsca na przyczep mięśni do chodzenia [u reszty ryb kości miednicze są słabo wykształcone, zawieszone w mięśniach lub luźno połączone z obręczą barkową] - wyjaśnia prof. Brooke E. Flammang. To badanie daje nam wgląd w plastyczność planu ciała ryby i pokazuje konwergencyjne cechy morfologiczne, które dotąd znaliśmy [wyłącznie] z ewolucji czworonogów. « powrót do artykułu -
Amerykański Departament Sprawiedliwości (DoJ) oskarżył 7 Irańczyków o to, że w latach 2011-2013 przeprowadzili 187 ataków DDoS na cele w USA. Napastnicy, którzy mają pracować na zlecenie Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, atakowali banki i udało im się przejąć kontrolę nad przepływem wody w Bowman Avenue Dam, niewielkiej zaporze wodnej na północ od Nowego Jorku. Jak twierdzi DoJ oskarżeni pracują dla firm ITSecTeam oraz Mersad i zostali wynajęci przez irańskie instytucje rządowe. Z aktu oskarżenia dowiadujemy się, że do września 2012 do ataków dochodziło sporadycznie. Następnie miały one miejsce niemal co tydzień. Oskarżeni wysyłali do bankowych serwerów nawet 140 gigabitów danych na sekundę, przez co klienci banków nie byli w stanie się zalogować. Nie doszło jednak do kradzieży żadnych informacji. W ramach przygotowań do ataków oskarżeni zainfekowali tysiące komputerów osobistych i utworzyli z nich botnet. FBI informuje, że po zidentyfikowaniu źródeł ataku udało się, dzięki współpracy z dostawcami internetu, odłączyć od botnetu 95% zainfekowanych maszyn. W akcie oskarżenia wymieniono też nazwiska dwóch mężczyzn. Są to Sadegh Ahmadzadegan posługujący się pseudonimem Nitr0jen26 oraz Omid Ghaffarinia, czyli PLuS. Obaj panowie są współzałożycielami firmy Mersad i mają powiązania z dwoma irańskimi grupami hakerskimi - Sun Army oraz Ashiyane Digital Security Team. Wcześniej obaj przyznali, że w lutym 2012 roku przeprowadzili atak na NASA. Wszystkim oskarżonym grozi do 10 lat więzienia. Hamid Firoozi, który włamał się do systemu SCADA zapory wodnej, może zostać skazany na 5 dodatkowych lat w więzieniu. Oczywiście najpierw Amerykanie musieliby ująć oskarżonych. « powrót do artykułu
-
Bakteryjna nanotechnologia bije ludzką na głowę
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Odkryte przez naukowców z Uniwersytetu Stanowego Michigan bakteryjne włókna białkowe (pilusy) przewodzą ładunki elektryczne z prędkością wystarczającą do zasilania nanotechnologii wyprodukowanych przez ludzi. Jak donoszą Amerykanie na łamach pisma Scientific Reports, pilusy redukujących uran Geobacter sulfurreducens transportują ładunki z prędkością 1 mld elektronów na sekundę. Bakteryjne nanoprzewody są zbudowane z pojedynczej podjednostki peptydowej - opowiada Gemma Reguera, dodając, że ich organiczna natura sprawia, że są biodegradowalne i biokompatybilne. Odkrycie toruje zatem drogę wielu zastosowaniom nanoelektronicznym, np. czujnikom medycznym czy urządzeniom elektronicznym, które tworzą interfejs z ludzkimi tkankami. Pojawia się też dodatkowy plus. Ponieważ istniejące nanotechnologie wykorzystują egzotyczne metale, bakteryjne nanowłókna będą z pewnością o wiele tańsze. Naukowcy wyjaśniają, że w naturze pilusy spełniają funkcję podobną do oddychania, która w tym przypadku obejmuje wyprowadzanie elektronów poza organizm. Geobacter wykorzystują pilusy do wiązania minerałów zawierających metale, np. tlenków żelaza, oraz toksycznych rozpuszczalnych metali, takich jak uran. Toksyny są mineralizowane na powierzchni nanoprzewodów, dzięki czemu metale nie przenikają do komórki. Zespół Reguery oczyścił pilusy (warto dodać, że ich średnica to zaledwie ok. 2 nm) i zmierzył prędkość przenoszenia elektronów. [Pilusy] są jak linie przesyłowe w nanoskali. Jako pierwsi wykazaliśmy, że elektrony mogą pokonywać wzdłuż białek tak duże dystanse; poprzedni rekord został przebity ponad 1000-krotnie. Amerykanie zidentyfikowali na powierzchni pilusów "pułapki", które wiążą uran (wykazują do niego duże powinowactwo), a być może i inne metale. To z kolei rodzi nadzieje na wykorzystanie bakteryjnych nanowłókien w górnictwie m.in. złota. Reguera podkreśla, że proces można modyfikować, da się go także tanio odtwarzać i skalować w laboratorium. « powrót do artykułu -
Craig Venter i Clyde Hutchison oraz prowadzony przez nich zespół naukowy zaprojektowali i stworzyli minimalny genom bakteryjny konieczny do podtrzymania życia. Składa się on z zaledwie 473 genów. Tym samym osiągnięto cel zaplanowany już w 1995 roku. W roku 2010 zespół opublikował wyniki przełomowych badań, podczas których stworzył pierwszą samoreplikującą syntetyczną komórkę bakteryjną. W ten sposób udowodniono, że genomy można zaprojektować na komputerze, stworzyć w laboratorium i wprowadzić do komórki, uzyskując w ten sposób replikującą komórkę całkowicie kontrolowaną przez syntetyczny genom. Kolejnym etapem, właśnie zakończonym, było stworzenia komórki z niezbędnym minimalnym zestawem genów. Uczeni wykorzystali w swoich badaniach bakterię Mycoplasma. To bakteria posiadająca najmniejszy genom wśród wszystkich znanych autonomicznie replikujących się komórek. Naukowcy, na podstawie dostępnej literatury, zaprojektowali hipotetyczny minimalny genom dla ośmiu różnych segmentów DNA Mycoplasma mycoides. Każdy z tych fragmentów mogli niezależnie testować, by sprawdzić, czy rzeczywiście zawiera on wyłącznie niezbędne geny. Naukowcy próbowali też zidentyfikować geny, które są potrzebne do rozwoju, ale niekonieczne do przeżycia. Następnie pozbawiali bakterię genów, które uznali za niepotrzebne. Po wielu latach badań uzyskano ostateczną wersję genomu oznaczoną JCVI-syn3.0. Składa się ona z 473 genów. Taki genom jest mniejszy niż jakikolwiek inny znanym nam z natury. Brakuje mu wszystkich genów modyfikujących DNA oraz enzymów restrykcyjnych, nie posiada też większości genów kodujących lipoproteiny. Co interesujące, naukowcy wciąż nie wiedzą dokładnie jakie funkcje pełni aż 31% genów w JCVI-syn3.0. « powrót do artykułu
-
Użytkownicy Javy powinni jak najszybciej zainstalować opublikowaną właśnie łatę. W oprogramowaniu znaleziono dziurę, która pozwala na zdalne przejęcie pełnej kontroli nad komputerem ofiary. Dziura występuje w Java SE 7 Update 97 oraz Java 8 Update 74 oraz starszych wersjach oprogramowania dla systemów Windows, Solaris, Mac OSX oraz Linux. Do ataku może dojść, gdy użytkownik odwiedzi witrynę, nad którą kontrolę sprawują cyberprzestępcy. Oracle zaleca użytkownikom, by natychmiast zainstalowali poprawki. Sugeruje też usunięcie z komputerów starszych wersji Javy oraz instalowanie oprogramowania wyłącznie z witryny Java.com. Obecnie nie ma doniesień o atakach na właśnie załataną dziurę. « powrót do artykułu
-
Plemniki skupiają się w zwarte grupy, gdy otaczająca ciecz wykazuje właściwości lepkosprężyste - ogłoszono podczas konferencji American Physical Society w Baltimore. Ciecze lepkosprężyste (wiskoelastyczne) mają właściwości pośrednie między ciałem stałym a cieczą – pod wpływem nacisku zmieniają kształt, ale także ulegają naprężeniom - „sprężynują”. Takie właściwości mają na przykład farby, miód, niektóre polimery, zawiesiny białek w wodzie – oraz śluz występujący w drogach rodnych. Obserwując bycze plemniki pływające w płynach o różnych właściwościach fizycznych, zespół doktora Chih-Kuan Tunga z North Carolina A&T State University zaobserwował, że wiskoelastyczność skłania je do pływania w zwartych grupach. Im bardziej wiskoelastyczny płyn, tym większe tworzą się grupy. Natomiast w nieelastycznych płynach – niezależnie od tego czy były gęste, czy rzadkie - plemniki pływały pojedynczo. Możliwe, że do powstawania grup przyczynia się sposób, w jaki wiskoelastyczny płyn oddziałuje na poruszającą się wić plemnika. Zespół doktora Tunga zainteresował się sposobem, w jaki tworzą się pływające gromadki plemników. Zauważyli, że jest to proces dynamiczny- niektóre plemniki dołączają do grupy, inne ją opuszczają. Całość przypomina zachowanie cząsteczek na granicy cieczy i gazu. Płynące razem plemniki zachowują się jak cząsteczki cieczy, swobodnie pływające – jak cząsteczki gazu. Jak podkreśla doktor Tung, nie chodzi tylko o fizyczną osobliwość - plemniki naprawdę muszą pływać w takich warunkach, zatem problem może mieć znaczenie na przykład dla badań nad niepłodnością i antykoncepcją. Choć plemniki ostro konkurują o pierwszeństwo – zwykle jest tylko jedna komórka jajowa do zapłodnienia - u wielu gatunków, w tym człowieka występuje pomiędzy nimi swego rodzaju kooperacja. Plemniki gryzoni maja nawet haczykowate główki, pozwalające formować całe „pociągi”. Możliwe, że plemniki – z uwagi na prostą budowę (zwłaszcza brak mózgu) - okazałyby się dobrym modelem do badania zachowań zbiorowych – jak w stadzie ptaków czy ławicy ryb. « powrót do artykułu
-
Maria Skłodowska-Curie. Złodziejka mężów - życie i miłości
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Książki
Maria Skłodowska-Curie była wybitną osobowością: jako pierwsza przedstawicielka płci pięknej w 1893 roku uzyskała licencjat nauk fizycznych i matematycznych na Sorbonie, była pierwszą kobietą-profesorem Sorbony, pierwszą kobietą i jedną z czterech osób, której przyznano dwukrotnie Nagrodę Nobla. Nasza rodaczka jest też pierwszą i jedyną kobietą, spoczywającą w paryskim Panteonie i jednocześnie pierwszą osobą tam pochowaną, o innej niż francuska, narodowości. Publikacja Iwony Kienzler opowiada o Skłodowskiej nie tylko jako o wybitnej uczonej i jej odkryciach, ale o kobiecie, kochającej i odtrąconej przez ukochanego, której przyszło przełamywać kłamliwe stereotypy, która kochała i dla miłości gotowa była wiele poświęcić. Autorka przedstawia Skłodowską także jako żonę i samotną matkę, bardziej lub mniej udanie łączącą obowiązki wychowawcze z pracą naukową, wiele miejsca poświęcając jej skomplikowanym relacjom z córkami. -
Większe spożycie witaminy C ogranicza postępy zaćmy starczej jądrowej (umiejscowionej w środkowej części soczewki). Pierwsze badanie na bliźniętach miało pokazać, w jaki stopniu na rozwój tej choroby wpływają geny, a w jakim czynniki środowiskowe. Naukowcy z King's College London przez mniej więcej dekadę przyglądali się postępom zaćmy u 324 par bliźniaczek (151 jednojajowych i 173 dwujajowych) z rejestru Twins UK. Analizowali zdjęcia soczewek kobiet (zastosowano obrazowanie Scheimpfluga). Spożycie witaminy C oceniano za pomocą kwestionariusza żywieniowego. Okazało się, że większe spożycie witaminy C wiązało się z 33-proc. spadkiem progresji zaćmy i bardziej przejrzystymi soczewkami. Studium wykazało także, że czynniki środowiskowe, w tym dieta, wpływały na zaćmę silniej niż czynniki genetyczne, za pomocą których można było wyjaśnić tylko 1/3 (35%) zmienności zmętnienia soczewki. Ciecz wodnista, która wypełnia przednią komorę oka, jest bogata w witaminę C, co zapobiega utlenianiu i mętnieniu soczewki. Brytyjczycy uważają, że progresji zaćmy zapobiega zwiększenie ilości/dostępności witaminy C w tej substancji. Prof. Chris Hammond podkreśla, że uzyskane wyniki sugerują, że w zapobieganiu zaćmie może pomóc wdrożenie prostych zmian dietetycznych, np. zwiększenie ilości zjadanych owoców i warzyw [...]. Wg niego, o ile nie możemy uniknąć starzenia, o tyle nad cukrzycą czy paleniem, a więc czynnikami ryzyka katarakty tego typu, da się już w pewnym stopniu zapanować. Zbilansowana dieta i generalnie zdrowy tryb życia mogą wyeliminować konieczność operacji. Ograniczeniem tego obserwacyjnego studium jest m.in. skład próby. Ponieważ są to same kobiety o głównie brytyjskich korzeniach, a spostrzeżenia dot. postępów zaćmy dotyczą wieku średnio 60-70 lat, wniosków nie da się generalizować na szerszą populację. « powrót do artykułu
-
Archeolodzy z University of Cambridge wydrukowali dokładną kopię liczącej 3000 lat kości, na której znajduje się najstarszy znany przykład chińskiego pisma. Brytyjska uczelnia posiada w swoich zbiorach 614 chińskich kości do wróżb z inskrypcjami. To najstarsze pisane dokumenty w języku chińskim. Kości datowane są na lata 1339-1112 przed Chrystusem. Zrobiono je ze skorup żółwi i łopatek wołów, a zapisano na nich pytania, na które poszukiwano odpowiedzi. Pytania dotyczą wielu aspektów codziennego życia, takich jak wojna, rolnictwo, łowiectwo, zdrowie, meteorlogia i astronomia. Kości używano na dworze dynastii Shang. Kopie niektórych z tych kości już wcześniej zostały udostępnione w formie cyfrowej. jednak dopiero najnowsza technika pozwala na zdigitalizowanie zabytków w niedostępnej wcześniej rozdzielczości. Jedna z takich kości została właśnie zeskanowana i specjaliści wydrukowali kopię zabytku o wymiarach 9 x 14 centymetrów. Eksperci zauważają, że dzięki doskonałemu skanowi wiele cech kości jest lepiej widocznych niż na oryginale, a niezwykle ważnym aspektem użycia najnowszych technik jest fakt, iż zabytek można oglądać i badać bez ryzyka uszkodzenia oryginału. Wydrukowana kopia składa się z 350 warstw. "Kości do wróżb to obiekty trójwymiarowe, a dzięki obrazowaniu 3D w wysokiej rozdzielczości uzyskaliśmy szczegóły, których wcześniejsze metody obrazowania - takie jak rysunki, zdjęcia czy odbitki - nie były w stanie oddać. Co więcej, najnowsze techniki obrazowania ujawniają szczegóły, które nie są widoczne nawet przy dokładnym przyjrzeniu się oryginałowi. Ma to szczególne znaczenie przy badaniu tyłu kości. To część niezwykle ważna dla zrozumienia procesu wróżenia, jednak dotychczas, ze względu na trudności w dokładnym oddaniu wyglądu tych fragmentów obiektu, badania takie nie miały większego znaczenia. Teraz będziemy mogli dokładnie przyjrzeć się całym kościom" - stwierdził Charles Aymler, kierownik Działu Chińskiego w Bibliotece Uniwersytetu Cambridge. Uniwersytet udostępnił swoje zdigitalizowane zbiory. « powrót do artykułu
-
Człowiek zmienia przepływ energii w ekosystemie
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Osoby postulujące, że obecnie mamy do czynienia z nową epoką geologiczną, antropocenem, zyskały właśnie nowy argument. Naukowcy z University of Leicester dowodzą, że sposób w jaki produkujemy i konsumujemy różne zasoby zmienia przepływ energii w ekosystemie całej planety. Badania prowadzone przez profesorów Marka Williamsa i Jana Zalasiewicza z Wydziału Geologii University of Leicester wskazują, że obecnie Ziemię można charakteryzować przez niespotykany wcześniej wzorzec przepływu energii. Bardzo duże zmiany biologicznej produkcji i konsumpcji nie zachodzą zbyt często. Jedną z takich zmian było pojawienie się fotosyntezy przed 2,5 miliardami lat. Później, nieco ponad pół miliarda lat temu pojawiły się zwierzęta, takie jak trylobity, a do łańcucha pokarmowego weszli padlinożercy i drapieżniki. Od tamtego czasu mieliśmy do czynienia z różnymi zdarzeniami o wielkiej skali, takimi jak na przykład pięć wielkich masowych wymierań. Ale nawet w porównaniu z nimi spowodowana przez człowieka zmiany w produkcji i konsumpcji są czymś nowym - mówi profesor Zalasiewicz. Wydarzeniem bezprecedensowym jest obecna sytuacja, w której jeden gatunek zużywa około 25% całej biologicznej produkcji planety netto i jest głównym drapieżnikiem na morskim i lądowym - stwierdza współautorka badań, doktor Carys Bennett. Dodatkowo wykopując fosfor z gleby i wiążąc azot a powietrza w celu wyprodukowania nawozów, wydobywając węgiel na potrzeby energetyczne, ludzie zwiększają produktywność planety znacznie ponad jej naturalne granice i ingerują w ewolucję zwierząt, dostosowując je do swoich celów. Ta zmiana relacji pomiędzy ziemską produkcją i konsumpcją pozostawia ślady w tworzącej się właśnie warstwie geologicznej i pozwala na stwierdzenie, że antropocen jest nową epoką. W ewolucji planety mamy do czynienia z nowym etapem biologicznym - mówi profesor Zalasiewicz. Uczony stoi na czele Anthropocene Working Group, która ma zmamiar zbierać kolejne dowody świadczące o rozpoczęciu się antropocenu. « powrót do artykułu -
Badacze z Uniwersytetu w Lund przekonują, że w przyszłości do oceny stopnia rozwinięcia płuc wcześniaków zamiast rtg. będzie się wykorzystywać światło lasera. Liczne prześwietlenia oznaczają pewien wzrost ryzyka rozwoju nowotworu, zwłaszcza u małych dzieci. Ograniczenie ich wykorzystania byłoby więc dużą korzyścią - zaznacza Emilie Krite Svanberg. Svanberg obroniła w marcu br. doktorat nt. zastosowania światła do pomiaru ilości tlenu w organizmie. Generalnie chodzi o to, że przez ciało przepuszcza się światło o określonej długości fali i mierzy, ile go wychodzi. Na tej podstawie wylicza się ilość tlenu. Szwedka dodaje, że technologie pozwalające na pomiar tlenu związanego we krwi już istnieją, trudniej jednak zmierzyć zawartość wolnego tlenu w jamach takich jak płuca. Dlatego zastosowane światło musi mieć precyzyjnie ustawioną długość. W tym przypadku uzyskanie 760 nanometrów nie wystarczy. Musi być dokładnie 760,445 nm. Zespołowi z Lund jako pierwszemu udało się przeprowadzić tego typu pomiary. Testy ze zdrowymi noworodkami pokazały, że metoda działa i naukowcy dostali duży grant z UE na dalsze jej rozwijanie. Obecnie jedna osoba musi trzymać instrument pomiarowy przy klatce piersiowej dziecka, a druga siedzi przy komputerze i rejestruje dane. Naszym celem jest uproszczenie technologii. Mamy nadzieję, że dzięki zastosowaniu przekaźników mocowanych do klatki piersiowej uda się ją zautomatyzować. W ten sposób będzie można prowadzić stały, całkowicie bezpieczny monitoring funkcji płuc, nie niepokojąc przy tym dziecka. Metoda pozwala stwierdzić, czy dziecko wymaga leczenia, bo ma np. niedodmę i czy leczenie przebiega prawidłowo (Szwedzi wspominają o minimalizowaniu ryzyka urazu). Podczas obrony doktoratu Svanberg wspominała także o monitorowaniu w identyczny sposób funkcji życiowych dorosłych. U pacjentów z niewydolnością krążenia organizm skupia się przede wszystkim na podtrzymaniu dopływu krwi do mózgu i serca. Ukrwienie mniej ważnych części ciała, np. rąk i nóg, spada, co można zmierzyć właśnie za pomocą krótkich pulsów lasera. W przypadku niewydolności krążenia czas jest kluczowy. Im szybciej lekarze zdadzą sobie sprawę ze zbliżającego się kryzysu, tym większe szanse, że pacjent przeżyje. Svanberg ma nadzieję, że za pomocą mierzenia dopływu tlenu np. w przedramieniu sygnały pogorszenia zostaną wychwycone na wczesnym etapie. Technologia nie jest na razie dostępna w szpitalach, ale wkrótce może tam trafić. Jej plusem jest prostota, co oznacza, że nie musi być wykorzystywana wyłącznie na oddziałach intensywnej opieki medycznej. « powrót do artykułu
-
Dzięki najnowszym osiągnięciom biologii wiemy, że ponad 8% naszego DNA nie należy do ludzi. To kod genetyczny wirusów. Naukowcy wciąż odkrywają w naszym kodzie DNA nieznanych dotychczas wirusów. W ramach najnowszych badań przeanalizowano genomy 2500 osób i znaleziono 19 nieznanych dotychczas fragmentów kodu genetycznego wirusów. Niektóre z nich mogą być obecne w ludzkim kodzie genetycznym od co najmniej 670 000 lat. Większość kodu wirusów to pozostałości po mikroorganizmach, które już nie występują, jednak dotychczasowe badania dowiodły, że kod ten może mieć wpływ na rozwój różnych chorób, od nowotworów po choroby autoimmunologiczne. Jednak najbardziej interesującym aspektem najnowszych badań jest odkrycie kodu, który wydaje się nietkniętym kompletnym kodem genetycznym starego wirusa. Wygląda on na zdolny do odtworzenia zakaźnego wirusa. To bardzo ekscytujące odkrycie, gdyż może pozwolić na zbadanie epidemii, która miała miejsce dawno temu - mówi wirusolog John Coffin z Tufts University. Naukowcy sprawdzają obecnie, czy z kodu uda się uzyskać żywego wirusa. Fragment genu Xq21 to dopiero drugi znany przypadek kompletnego kodu genetycznego wirusa obecnego w ludzkim DNA. Kod wirusa, który trafia do ludzkiego DNA zostaje w czasem rozbity wskutek mutacji, rekombinacji czy delecji. Jednak takie fragmenty kodu wirusa nadal mogą mieć wpływ na sąsiadujące geny, mogą zostać częściowo aktywowane czy ewoluować. Wiele badań powiązało te endogenne elementy wirusów z nowotworami i innymi chorobami. Problem w tym, że jeszcze nie znaleźliśmy wszystkich takich fragmentów - mówi główny autor badań, Zachary Williams. « powrót do artykułu
-
Bakteria, której lepiej w kosmosie niż na Ziemi
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis odkryli, że pewna bakteria rośnie na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (MSK) lepiej niż na Ziemi. Kalifornijczycy hodowali nieszkodliwe mikroby pobrane z pomników, muzeów, szkół, telefonów komórkowych, butów, statków kosmicznych czy skóry członków drużyn sportowych. Później wysłano je na MSK. Mikroby zbierano we współpracy z ludźmi, w ramach realizacji obywatelskiego projektu naukowego MERCCURI (Microbial Ecology Research Combining Citizen and University Researchers on ISS). Autorzy publikacji z pisma PeerJ stwierdzili, że choć większość z 48 szczepów bakteryjnych radziła sobie tak samo na Ziemi, jak i na MSK, to jeden - Bacillus safensis JPL-MERTA-8-2 - rósł w kosmosie o 60% lepiej. David A. Coil i inni konkludują, że warunki panujące na MSK (mikrograwitacja czy promieniowanie kosmiczne) nie wpływają na większość testowanych bakterii. W ramach przyszłych badań akademicy chcą ocenić, czemu B. safensis tak dobrze radzi sobie w kosmosie. Ostatnio zsekwencjonowano jej genom, więc specjaliści mają nadzieję, że znajdą w nim jakieś wskazówki. Warto przypomnieć, że pierwotnie bakterię wyizolowano z próbki pobranej z łazika misji MER (Mars Exploration Rover). Wymaz zrobiono przed wysłaniem robota na Czerwoną Planetę. W ramach projektu MERCCURI, astronauci pobierali też próbki na MSK. Okazało się, że społeczność bakteryjna wnętrza Stacji przypomina te z terenów zabudowanych na Ziemi. Wiele osób pyta, czemu wysyłamy bakterie w kosmos. Zrozumienie, jak mikroby zachowują się w warunkach mikrograwitacji ma krytyczne znaczenie dla panowania długoterminowych lotów załogowych. Chodzi też o nowe spojrzenie na zachowanie tych mikroorganizmów w środowiskach skonstruowanych przez ludzi na Ziemi - wyjaśnia dr Coil. « powrót do artykułu -
Oświetlenie sieci rybackich to tani sposób na uchronienie żółwi morskich, które często zaplątują się w takie sieci i umierają. Naukowcy z University of Exeter i Darvin Initiative odkryli, że dołączenie do sieci świecących na zielono LED-ów zmniejszyło liczbę zabitych żółwi o 64% nie zmniejszając przy tym liczby złapanych ryb. Badania przeprowadzone w Zatoce Sechura na północy Peru byłyl pierwszymi tego typu. Cena pojedynczej zastosowanej diody wynosiła 2 USD. Obliczono, że koszt uratowania jednego żółwia to 34 dolary. Kwotę tę można zmniejszyć, jeśli badana metoda zostanie wdrożona na szroką skalę. Peruwiańskie wody przybrzeżne są domem dla wielu gatunków żółwi. Z połowu ryb za pomocą niewielkich sieci utrzymuje się wielu Peruwiańczyków. Ostrożne szacunki mówią, że każdego roku z małych prywatnych kutrów rozwija się niewielkie sieci o łącznej długości 100 000 kilometrów. Giną w nich tysiące żółwi. W ramach badań wykorzystano 114 par sieci. Każda z sieci miała długość około 500 metrów. Jedna sieć w parze była co 10 metrów oświetlona zieloną diodą. Druga z sieci, kontrolna, nie była oświetlona. Okazało się, że w sieć kontrolną łapało się średnio 125 żółwi, podczas gdy w sieci oświetlonej znaleziono 62 zwierzęta. Oświetlenie nie wpływało na połów ryb. Obecnie naukowcy współpracują w różnymi przedsiębiorstwami rybackimi w Peru i testują diody o różnych kolorach. To bardzo ekscytujące, gdyż badania wykazały, że metoda jest efektywna w przypadku połowów na małą skalę. Zwykle, z wielu różnych powodów, trudno jest w takiej skali wdrożyć skuteczne metody. Ponadto oświetlanie sieci to jedna z niewielu skutecznych opcji - mówi doktor Jeffrey Mangel z Darvin Initiative. Zaplątanie się w sieci rybackie to jedno z największych niebezpieczeństw czyhających na żółwie morskie. Każdego roku w ten sposób giną tysiące przedstawicieli krytycznie zagrożonych gatunków. « powrót do artykułu
-
Gatunek fotosyntetyzujących bakterii (sinic) z rodzaju Phormidesmis odpowiada za przyspieszenie topnienia lodowców na Grenlandii. Proces ten nie był dotąd uwzględniany w modelach zmiany klimatu. Jak wyjaśnia dr Arwyn Edwards, biolog z Aberystwyth University, bakteria tworzy granulki z kurzu i przemysłowej sadzy. Wokół takich ziaren mineralnych o ciemnej barwie, które pochłaniają promieniowanie słoneczne, powstają zaś otwory - kriokonity. Walijczyk, który zaprezentował wyniki swoich badań na konferencji Towarzystwa Mikrobiologicznego w Liverpoolu, podkreśla, że kriokonity podziurawiły 200 tys. km2 lądolodu Grenlandii. Zastanawiając się, w jakim stopniu bakterie przyczyniają się do topnienia lądolodu, naukowcy przypominają, że na jego stabilność wpływają dwa czynniki: temperatury oraz albedo, czyli stosunek ilości promieniowania odbitego do padającego. Zespół naukowców udał się na archipelag Svalbard. To tam zidentyfikowano gatunek bakterii odpowiedzialny za opisywany proces. O ile zwykle lód Arktyki odbija ok. 60% promieniowania, o tyle kriokonity zmniejszają jego albedo do ok. 20%. Ponieważ pochłanianie sięga 4/5, w głąb lodu dociera więcej energii słonecznej. Jak można się domyślić, przyspiesza to jego topnienie. Napędzany przez bakterie spadek albedo jest większy od zniżek powodowanych przez sam kurz. Okazuje się też, że wpływ surowego środowiska lądolodu na społeczności bakteryjne jest mniejszy niż wpływ bakterii na topnienie lodu. Wytworzone przez nie otwory są bowiem środowiskiem dla innych mikroorganizmów, które dobrze się tu czują i jeszcze bardziej powiększają kriokonity. Dopiero ostatnio zaczęliśmy sobie zdawać sprawę, że kriokonity są czymś dynamicznym, [bo] zmieniają wielkość i kształt. Mikroby są zdolne do [prowadzenia] inżynierii ekosystemu i reagowania na zmiany środowiska. Bakterie zidentyfikowane przez ekipę Edwardsa występują nie tylko na Svalbardzie, ale i w zachodniej Grenlandii oraz na Lodowcu Petermanna. Chodząc po powierzchni lodu, trudno nie wpaść w jakiś kriokonit. Samemu mi się to zdarzyło. Nie mówimy wcale o małych dziurkach, ale o otworach wielkości talerzy, pokryw kanałów czy koszy na śmiecie. « powrót do artykułu