-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Trauma nawet po półwieczu wpływa na preferencje zakupowe
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Traumatyczne doświadczenia, np. wojna czy katastrofa naturalna, mają długotrwały wpływ na ludzkie pragnienia/potrzeby i decyzje zakupowe. Skutki traumy mogą się utrzymywać całe życie. Nawet po 50 latach ludzie nadal wolą produkty tanie od markowych - wyjaśnia dr Marc Rockmore z Clark University. Amerykanie analizowali dane 355 weteranów drugiej wojny światowej. Odpowiedzi pokazały, że ludzie, którzy wzięli udział w cięższych walkach, byli mniej wierni markom, a bardziej wrażliwi na cenę. Słabiej oddziaływała na nich reklama. W oczy rzucała się za to większa praktyczność. Studium jasno pokazuje ratownikom czy odbudowującym miejsce po katastrofie, jakie produkty powinny się znaleźć w sklepie - podsumowuje dr Brian Wansink z Uniwersytetu Cornella. « powrót do artykułu -
Jak poinformował we wtorek (6 września) Szpital Uniwersytecki w Amiens, po długiej chorobie w kwietniu zmarła Isabelle Dinoire, pierwsza osoba, u której wykonano częściowy przeszczep twarzy. Szpital nie ujawnił żadnych szczegółów. Lekarze podali tę wiadomość po tekście, jaki ukazał się dzienniku Le Figaro. Podkreślali, że nie zrobili tego wcześniej, szanując prywatność rodziny pacjentki. Le Figaro twierdził, że w zeszłym roku organizm Dinoire odrzucił przeszczep i straciła ona częściowo zdolność poruszania wargami. Leki immunosupresyjne, które przyjmowała, sprawiły, że stała się podatna na nowotwory. Rozwinęły się u niej ponoć 2 nowotwory. « powrót do artykułu
-
Nanolipidy z imbiru poprawiają dostarczanie leku do raków jelita
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Zmodyfikowane nanolipidy z imbiru skutecznie dostarczają lek do raków jelita grubego. Najczęściej stosowanym podejściem terapeutycznym jest niecelowana chemioterapia, ale wywiera ona słaby efekt terapeutyczny na komórki guza i powoduje poważne toksyczne skutki uboczne dla zdrowych komórek. By temu zapobiec, podczas najnowszego badania zespół z Instytutu Nauk Biomedycznych Uniwersytetu Stanowego Georgii, Atlanta Veterans Affairs Medical Center, Wenzhou Medical University i Southwest University wyizolował specyficzną populację nanocząstek imbiru (GDNP2). Następnie przearanżowano ich lipidy, uzyskując imbiropochodne nanolipidy zwane nanowektorami. Chcąc, by dokładnie namierzały guzy, zmodyfikowano je za pomocą kwasu foliowego, w skrócie FA (w ten sposób stworzono nanowektory FA). Wybrano właśnie kwas foliowy, bo wykazuje on wysokie powinowactwo do receptorów folianowych. Co istotne, duża ekspresja tych receptorów zachodzi na wielu guzach, podczas gdy na komórkach zdrowych są one niemal niewykrywalne. Nanowektory FA testowano jako platformę do dostarczania leku cytostatycznego doksorubicyny. Okazało się, że nanowektory z doksorubicyną były skutecznie wychwytywane przez komórki raka jelita grubego, wykazywały świetną biokompatybilność i skutecznie hamowały wzrost guza. W porównaniu do dostępnych w handlu opcji, nanowektory FA szybciej uwalniały lek w kwasowym pH przypominającym środowisko guza. Nasze wyniki pokazują, że pozyskane z imbiropochodnych jadalnych nanolipidów nanowektory FA mogą zmienić obecny paradygmat dostarczania leków. Oznaczałoby to porzucenie syntetycznie pozyskanych nanocząstek na rzecz wykorzystania nanowektorów z jadalnych roślin - podsumowuje dr Didier Merlin. « powrót do artykułu -
Amazon poinformował, że wchodzi na londyński rynek... dostaw jedzenia na zamówienie. Kurierzy Amazona będą wozili posiłki z różnych restauracji i barów. Amerykański gigant zagości zatem na coraz bardziej konkurencyjnym rynku, na którym działają już Just East, UberEats czy Deliveroo. Usługa Amazon Restaurants będzie dostępna dla subskrybentów usługi Prime. Dostawa będzie bezpłatna przy zamówieniach o wartości powyżej 15 funtów. Londyńczycy coraz chętniej korzystają z usług firm dostarczających posiłki. Nie wszystkie restauracje czy bary oferują własny dowóz, a dzięki Just East, UberEats, Deliverooo czy Amazon Restaurants, można złożyć zamówienie w dowolnej restauracji i otrzymać posiłek do domu. « powrót do artykułu
-
Fundacja Billa i Melindy Gatesów ma zamiar dwukrotnie zwiększyć kwotę, jaką przeznacza na technologię zwalczania komarów bazującą na edytowaniu genów. W ramach projektu Target Malaria, którego siedziba główna znajduje się w Imperial College London, Fundacja Gatesów chce wprowadzić do dzikiej populacji zmodyfikowane genetycznie komary, których żeńskie potomstwo będzie bezpłodne. Specjaliści mają zamiar wykorzystać oportunistyczne geny, które są dziedziczone w 99% przypadków. Jeśli taki plan by się powiódł, udałoby się znacząco zmniejszyć populację komarów, a co za tym idzie, liczbę przypadków malarii, która każdego roku zabija w Afryce 500 000 osób. Gatesowie już przeznaczyli na Target Malaria 40 milionów USD, a teraz chcą dodać kolejne 35 milionów. Kwota 75 milionów USD jest największą, jaką w historii przeznaczono na technologię edycji genu w celu zmiany całej populacji. W ubiegłym roku naukowcom z UCL i innych ośrodków badawczych udało się w warunkach laboratoryjnych przeprowadzić operację wprowadzenia takiego genu. Wywołało to debatę na temat bezpieczeństwa takiego postępowania. Dzięki dodatkowym pieniądzom od Gatesów Target Malaria będzie mogła przeprowadzić badania nad bezpieczeństwem, zagrożeniami, kwestiami etycznymi, społecznymi oraz prawnymi proponowanych przez siebie rozwiązań. Jeszcze niedawno mówiono, że wspomniana technologia będzie gotowa do testów polowych w 2029 roku. Bill Gates odnosi się do niej jednak znacznie bardziej entuzjastycznie i stwierdził, że będzie ona gotowa w ciągu dwóch lat. Na początku bieżącego roku amerykańskie Narodowe Akademie Nauk, Inżynierii i Medycyny stwierdziły, że technologia genetycznej manipulacji całymi populacjami nie jest gotowa do użytku i wydały zbiór zasad, których należy przestrzegać, by technologie takie bezpiecznie testować. Fundacja Gatesów zobowiązała się do przestrzegania zaproponowanych zasad. Technikami genetycznej manipulacji są zainteresowani też obrońcy środowiska naturalnego. Pojawiły się głosy, że można będzie wykorzystać je do pozbycia się inwazyjnych gatunków, które wyniszczają lokalne ekosystemy. Podczas ostatniego kongresu Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody hawajska Island Conservation poinformowała, że rozpoczyna prace nad genetycznie zmodyfikowanymi myszami, które będą rodziły jedynie samców. Organizacja wierzy, że taka technologia pozwoli na pozbycie się inwazyjnych gryzoni, które zabijają miejscowe ptaki i jaszczurki. Myśli również o pozbyciu się z Hawajów komarów. Do roku 1826 owady te nie występowały na Hawajach. Zawlókł je tam statek wielorybniczy i od tamtej pory komary, przenosząc ptasią malarię, niemal doprowadziły do wyginięcia miejscowych ptaków. Inne organizacje obawiają się jednak, że na tym manipulacje genetyczne się nie skończą i będą one wykorzystywane np. do ochrony upraw przed szkodnikami, zatem do manipulowania wielką liczbą gatunków zwierząt. Technologie genetycznego wymierania to złe i niebezpieczne rozwiązanie problemu utraty bioróżnorodności - mówi Erich Pica, prezes Friends of the Earth. Technologie genetyczne wydają się w tej chwili najbardziej obiecującym rozwiązaniem problemu inwazyjnych gatunków zawleczonych przez człowieka w różne miejsce kuli ziemskiej. Szczególny problem stanowią gryzonie, które dzięki ludziom trafiły na różne wyspy i niszczą tamtejszą wyjątkową przyrodę. « powrót do artykułu
-
W filmie "Morgan", który właśnie trafił na ekrany kin, główny bohater musi zdecydować, czy uśmiercić sztuczną inteligencję. A skoro w grę wchodzi sztuczna inteligencja, to producenci filmu poprosili sztuczną inteligencję o stworzenie trailera. Do pracy zaprzęgnięto IBM-owski superkomputer Watson. Głównym problemem było zaimplementowanie maszynie opartej na logice i algorytmach takich koncepcji jak np. strach. Aby tego dokonać badacze dali Watsonowi do przeanalizowania 100 klasycznych horrorów. Superkomputer analizował każdą scenę, próbując wyłowić cech charakterystyczne dla uczucia strachu. Analizował obraz, dźwięk, reakcje ludzi oraz wszystkie czynniki jednocześnie. Po analizie klasyków Watson miał przyjrzeć się Morganowi i stworzyć trailer na podstawie tego, co uznał za strach. Okazało się, że do zbudowania trailera Watson użyl różnych scen niż ludzie. Specjaliści będą mogli teraz na tej podstawie zbadać, w jaki sposób komputer postrzega strach. Poniżej efekt pracy Watsona. « powrót do artykułu
-
Toksyczne miejskie zanieczyszczenia w ludzkim mózgu
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
W ludzkim mózgu znaleziono niewielkie magnetyczne cząsteczki pochodzące z zanieczyszczonego powietrza. Naukowcy z Lancaster University nie wykluczają, że mogą być one przyczyną choroby Alzheimera. Liczne magnetyty znaleziono w tkance mózgowej 37 osób w wieku 3-92 lat, które mieszkały w Mexico City i w Manchesterze. Wiadomo, magnetyt jest silnie toksyczny, bierze udział w tworzeniu się reaktywnych form tlenu w mózgu i jest powiązany z występowaniem chorób neurodegeneracyjnym. Profesor Barbara Maher i jej koledzy z Oxfordu, Glasgow, Manchesteru i Mexico City wykorzystali techniki spektroskopowe do zbadania magnetytów. Naukowcy zauważyli nie tylko kanciaste cząstki magnetytów, które prawdopodobnie w sposób naturalny formują się w mózgu. Większość ze znalezionych cząstek miała kształt sferyczny, ich średnica dochodziła do 150 nanometrów, niektóre z nich miały nadtopioną powierzchnię - wszystkie te cech wskazują na ich formowanie się w wysokiej temperaturze. Mogły powstać np. w silnikach samochodowych czy ogniskach. Sferycznym cząstkom często towarzyszą nanocząstki zawierające inne metale, jak platyna, kobalt czy nikiel. Znalezione przez nas cząstki są niezwykle podobne do cząstek znajdujących się w zanieczyszczonym miejskim powietrzu, szczególnie w pobliżu ruchliwych ulic, gdzie powstają w silnikach oraz wskutek hamowania - mówi profesor Maher. Nanocząstki o średnicy mniejszej niż 200 nanometrów mogą dostawać się do mózgu bezpośrednio za pomocą nerwu węchowego podczas oddychania. « powrót do artykułu -
By upamiętnić 70. rocznicę urodzin Freddie'ego Mercury'ego, na jego cześć nazwano asteroidę. Gitarzysta zespołu Brian May poinformował 1250 fanów, którzy zgromadzili się w Montreux Casino w Szwajcarii, że odtąd odkryty w 1991 r., czyli w roku śmierci wokalisty Queen, obiekt będzie określany mianem Asteroidy 17473 Freddiemercury. Wydając certyfikat, Joel Parker z Southwest Research Institute powiedział, że to sposób na uczczenie charyzmatycznego piosenkarza. Freddie Mercury śpiewał: "Jestem spadającą gwiazdą przeszywającą niebo". Teraz jest to prawdziwsze niż kiedykolwiek dotąd. Brain May, który zdobył tytuł doktora astrofizyki na Imperial College London, powiedział zgromadzonym w Montreux, że 17473 znajduje się w pasie planetoid między orbitami Marsa i Jowisza i ma ok. 3,4 km średnicy. Jak wyjaśnił, to ciemny obiekt. By go zobaczyć, trzeba sporego teleskopu, dlatego nie odkryto go przed 1991 r. « powrót do artykułu
-
Fale grawitacyjne już po 10 milionach lat
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Gdy zderzą się dwie galaktyki dochodzi do połączenia się ich czarnych dziur i pojawienia się fal grawitacyjnych. Naukowcy z Uniwersytetu w Zurichu obliczyli, że fale takie pojawiają się 10 milionów lat po połączeniu się galaktyk - czyli znacznie szybciej niż przewidywano. Fale grawitacyjne wykryliśmy niedawno, dotychczas jednak nie potrafiono przewidzieć, w którym momencie po połączeniu się galaktyk fale te się pojawiają. Teraz astrofizycy z Uniwersytetu w Zurichu, Instytutu Technologii Kosmicznych w Islamabadzie, Uniwersytetu w Heidelbergu oraz Chińskiej Akademii Nauk przeprowadzili szeroko zakrojone symulacji, na podstawie których obliczyli moment pojawienia się fal grawitacyjnych. Uczeni symulowanie łączenie się dwóch bliskich sobie galaktyk, z których każda liczyła 3 miliardy lat. W symulacji uwzględniono, że obie galaktyki posiadają czarne dziury, z których każda ma masę około 100 milionów razy większą od masy Słońca. Obliczano, kiedy dojdzie do emisji fal grawitacyjnych wskutek połączenia się obu dziur. Wynik był zaskakujący. Połączenie dwóch czarnych dziur doprowadziło do pojawienia się pierwszych fal grawitacyjnych po 10 milionach lat - około 100-krotnie wcześniej niż przypuszczano - mówi Lucio Mayer z Uniwersytetu w Zurichu. Symulacje komputerowe trwały przez rok. Były prowadzone w Chinach, Zurichu i Heidelbergu. Każdy z superkomputerów był odpowiedzialny z obliczenia dla pewnej fazy łączenia się dziur i ich galaktyk. Naukowcy mówią, że ich obliczenia powinny pomóc w bardziej efektywnym poszukiwaniu fal grawitacyjnych. « powrót do artykułu -
Pierwsze duże badanie wpływu seksu na zdrowie serca w starszym wieku ujawniło, że o ile u mężczyzn częsty seks zwiększa ryzyko zawału i innych problemów sercowo-naczyniowych, o tyle u kobiet obniża ryzyko nadciśnienia. Te ustalenia zadają kłam szeroko akceptowanemu założeniu, że seks zapewnia wszystkim jednakowe korzyści zdrowotne - podkreśla prof. Hui Liu z Uniwersytetu Stanowego Michigan. Zespół Liu analizował dane 2204 osób z National Social Life, Health and Aging Project. Kiedy w latach 2005-06 zbierano pierwszą partię danych, ochotnicy mieli 57-85 lat. Kolejną porcję informacji zbierano 5 lat później. Za ryzyko sercowo-naczyniowe uznawano nadciśnienie, szybkie tętno (tachykardię), podwyższony poziom białka C-reaktywnego (CRP) oraz ogólne zdarzenia sercowo-naczyniowe: zawał, niewydolność serca oraz udar. Okazało się, że starsi mężczyźni, którzy uprawiali seks raz w tygodniu lub częściej, 5 lat później z większym prawdopodobieństwem doświadczali zdarzeń sercowo-naczyniowych niż panowie nieaktywni seksualnie. Podobnego ryzyka nie wykryto u starszych kobiet. Co uderzające, odkryliśmy, że uprawianie seksu raz w tygodniu lub częściej narażało starszych mężczyzn na niemal 2-krotnie większe ryzyko zdarzeń sercowo-naczyniowych niż w przypadku mężczyzn nieaktywnych erotycznie. Ponadto u starszych mężczyzn, dla których seks z partnerką był bardzo przyjemny lub satysfakcjonujący, ryzyko zdarzeń sercowo-naczyniowych było wyższe niż u panów, którzy nie mieli takich odczuć. Ponieważ z przyczyn medycznych lub emocjonalnych starsi mężczyźni mają więcej trudności z osiągnięciem orgazmu [...], mogą wytężać się w większym stopniu i silniej obarczać swój układ sercowo-naczyniowy. Wg Liu, pewną rolę mogą odgrywać również poziom testosteronu i leki na potencję. "Choć dowodów naukowych jest nadal mało, niewykluczone, że leki czy suplementy seksualne mają negatywny wpływ na zdrowie sercowo-naczyniowe starszych mężczyzn". U kobiet, dla których seks był bardzo przyjemny czy satysfakcjonujący, ryzyko nadciśnienia 5 lat później było za to niższe niż w przypadku kobiet pozbawionych takich odczuć. Liu tłumaczy to wpływem wsparcia na dobrostan psychiczny i zdrowie fizyczne. Wg niej, mężczyźni we wszystkich związkach (bez względu na ich jakość) częściej otrzymują wsparcie, natomiast kobiety mogą na to liczyć tylko w związkach dobrej jakości. Korzystny wpływ może też wywierać uwalniana w czasie orgazmu oksytocyna. « powrót do artykułu
-
Dziesiątki firm i organizacji wsparły Microsoft, który pozwał władze USA w związku z nakazami sądowymi, które dają organom ścigania prawo dostępu do kont e-mail i innych danych klientów, a jednocześnie zabraniają firmie poinformowania klientów o istnieniu takiego nakazu. Główny prawnik Microsoftu Brad Smith ujawnił, że pomiędzy końcem 2014 roku, a kwietniem roku 2016 Microsoft otrzymał 2576 nakazów sądowych, na podstawie których organa ścigania zyskały dostęp do danych klientów, a jednocześnie nakazy te zabraniały koncernowi poinformowania klientów o samym nakazie. Co więcej, były wśród nich 1752 nakazy, w których nie określono daty obowiązywania tajemnicy, co oznacza, że informacja na ten temat nie może zostać nigdy ujawniona. Żeby było jasne, rozumiemy, że istnieją przypadki, w których konieczne jest utajnienie faktu wydania nakazu. Przypadki takie mogą mieć miejsce, gdy np. ujawnienie informacji o nakazie może nieść ze sobą niebezpieczeństwo dla inny ludzi lub też może pozwolić na niszczenie dowodów i utrudnianie śledztwa. Biorąc jednak pod uwagę liczbę takich nakazów, kwestionujemy ich zasadność. Wydaje się, że ich wystawianie stało się rutyną - powiedział Smith. Dlatego też Microsoft zdecydował się na wystąpienia do sądu przeciwko władzom. Akcja Microsoftu zyskała duże poparcie. Apple, Google i Mozilla wystąpiły do sądu jako amicus curiae. Amicus curiae (dosł. przyjaciel sądu) to instytucja znana głównie z prawa anglosaskiego. Jest to osoba lub organizacja, niebędąca stroną postępowania, która dobrowolnie oferuje sądowi własną opinię na temat sprawy będącej przedmiotem sporu. Opinia przedstawiana jest na piśmie, a sąd nie ma obowiązku jej uwzględniania. Może też nie dopuścić do przedstawienia takiej opinii w czasie rozprawy. Microsoft zyskał też wsparcie Electronic Frontier Foundation, American Civil Liberties Union, Washigton Post, Izby Handlowej USA, Delta Air Lines, BP Americ, Fox News i pięciu byłych pracowników FBI i Departamentu Sprawiedliwości. Brad Smith zażartował, że rzadko dochodzi do sytuacji, w której Fox News i ACLU stają po tej samej stronie. « powrót do artykułu
-
Niektórzy użytkownicy Windows 7 SP1 nie mogą zalogować się do swoich komputerów. Przyczyną problemów był błąd w oprogramowaniu antywirusowym firmy Sophos. Przedsiębiorstwo poinformowało, że błędnie oznaczyło plik winlogon.exe jako wirusa. Użytkownicy Sophos Enterprise Console, Sophos Home i Sophos Central otrzymywali komunikat Wykryto wirusa/spyware Troj/RarFli-CT w C:\Windows\System32\winlogon.exe. Usunięcie nie jest możliwe. Błąd pojawił się po aktualizacji oprogramowania Sophosa w ostanią niedzielę. Jeszcze tego samego dnia, po otrzymaniu informacji o problemach, Sophos opublikował kolejną poprawkę, która poprawiła błąd. Przedsiębiorstwo prowadzi śledztwo, mające sprawdzić, jak wiele osób ucierpiało oraz opublikowało poradę dla tych, którzy wciąż nie zaktualizowali oprogramowania. Największy problem mają ci użytkownicy, którym oprogramowanie antywirusowe nie pozwala zalogować się do systemu. Podczas próby logowania widzą oni czarny ekran. Problem ograniczony jest do użytkowników 32-bitowej edycji Windows 7 SP1, a Sophos zapewnia, że nie ucierpieli ani użytkownicy innych edycji Windows, ani innych systemów operacyjnych. Użytkownicy, którzy nie mogą zalogować się do systemu, powinni uruchomić komputer w trybie bezpiecznym i wyłączyć automatyczny start oprogramowania Sophos. « powrót do artykułu
-
Największy na świecie producent elektroniki, tajwański Foxconn, wdrożył program finansowy, który ma na celu utrzymanie odpowiedniego poziomu zatrudnienia. Błyskawiczny rozwój gospodarczy Chin sprawił, że brakuje odpowiednio wykwalifikowanej siły roboczej. Dlatego też Foxconn, oskarżany w swoim czasie o naruszanie praw pracowniczych, oferuje swoim obecnym pracownikom premię w wysokości 1400 juanów (209 USD) za polecenie do pracy kolejnej nadającej się osoby. Ponadto nowo przyjęci pracownicy otrzymują premie przez pierwsze trzy miesiące. Koncern zachęca też swoich byłych pracowników do powrotu do firmy i także im oferuje dodatkowe pieniądze. « powrót do artykułu
-
Nagłe zjawisko w stratosferze zaskoczyło specjalistów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Nagła zmiana oscylacji kwazi-dwuletniej (oscylacja QBO - quasi-biennial oscillation) nie miała żadnego widocznego wpływu na pogodę na Ziemi, jednak całkowicie zaskoczyła ekspertów z NASA. Wzorzec, który regularnie obserwowano przez 60 lat nagle uległ jednorazowej zmianie. Specjaliści zastanawiają się, co ją spowodowało, czy zaobserwują zaburzenie ponownie i jaki może mieć ono wpływ na pogodę lub klimat. Oscylacja kwazi-dwuletnia to taki stratosferyczny Old Faithful [gejzer w Parku Yellowstone, którego erupcje łatwo przewidzieć - red.]. Jeśli Old Faithful zatrzymałby się na jeden dzień, zastanawialibyśmy się, co się dzieje pod ziemią - mówi Paul Newman, główny naukowiec w Wydziale Nauk o Ziemi w Goddard Space Flight Center. W stratosferze nad tropikami wiatry wieją raz ze wschodu na zachód, a raz z zachodu na wschód. Zachodnie wiatry pojawiają się na wysokości około 30 mil i stopniowo opadają w kierunku powierzchni do wysokości 10 mil. W miarę opadania, pojawiają się powyżej nich wiatry wschodnie, które również opadają, a nad nimi pojawiają się wiatry zachodnie. Wzorzec powtarza się co 28 miesięcy. Najwcześniejsze pomiary tych wiatrów zostały wykonane w 1953 roku. Od tamtej pory wzorzec nigdy sie nie zmienił. Aż do końca roku 2015. Wtedy to wiatry zachodnie niemal skończyły swoje zwyczajowe opadanie i pojawiły się słabe wiatry wschodnie, które miały je zwyczajowo zastąpić. Wówczas pojawiło się niespodziewane zjawisko. Nagle, jak się wydaje, wiatry zachodnie zaczęły się unosić i zablokowały opadanie wiatrów wschodnich. Nowy wzorzec obserwowano przez niemal pół roku, a w lipcu 2016 roku wszystko zaczęło wracać do normy. Wiadomo, że oscylacja kwazi-dwuletnia ma duży wpływ na stratosferę. Ilość ozonu na równiku zmienia się o 10% pomiędzy szczytami wiatrów zachodnich i wschodnich. QBO wpływa też na polarną dziurę ozonową. Newman i jego koledzy rozważają dwie hipotezy. Zastanawiają się, czy na zaburzenie miało wpływ wyjątkowo silne El Niño z roku 2015/2016 czy też ma ono związek z globalnym ociepleniem. Uczeni chcieliby się dowiedzieć, czy zaobserwowana zmiana jest pojedynczym wyjątkowym wydarzeniem, czy też zapowiedzią jakichś poważnych zmian związanych z ocieplaniem się klimatu. « powrót do artykułu -
W terapii osteoporozy zaleca się odpowiednią dietę i ćwiczenia. Dalszej utarcie masy kostnej zapobiegają też leki. Szukając lepszych metod, naukowcy skupiają się ostatnio na sklerostynie - białku wydzielanym przez osteocyty, które hamuje proces kościotworzenia - i atakujących je przeciwciałach. Pierwsze testy kliniczne przeciwciała firm Amgen i UCB dały obiecujące rezultaty, zwiększyła się bowiem masa kostna pacjentów. Badania są kontynuowane w kilku ośrodkach, w tym w Würzburgu, Monachium i Dreźnie. Zespół dr. Vereny Boschert z Uniwersytetu w Würzburgu skrystalizował przeciwciało przeciw sklerostynie i szczegółowo przeanalizował sposób jego działania. Naukowcy z Würzburga współpracują z partnerami z przemysłu, m.in. firmą AbD-Serotec. W ten sposób stworzono 10 obiecujących przeciwciał. Po testach w hodowlach komórkowych okazało się, że jedno z nich (AbD09097) skutecznie neutralizuje sklerostynę. Analizując chemię peptydu i przeprowadzając spektroskopię magnetycznego rezonansu jądrowego NIMR), naukowcy przyglądali się epitopom. Dzięki temu mogli spróbować wydedukować miejsce wiązania przeciwciała i sklerostyny. Dotąd byliśmy w stanie określić strukturę samego przeciwciała - opowiada Boschert, dlatego następnym krokiem będzie skrystalizowanie przeciwciała ze sklerostyną lub fragmentu wiążącego. « powrót do artykułu
-
Liczący sobie 127 wzorzec kilograma to ostatni fizyczny wzorzec Międzynarodowego Układu Jednostek Miar. Niewielki walec z platyny i irydu przechowywany jest w zamkniętym pomieszczeniu pod trzema szklanymi słojami, spod których wypompowano powietrze. Najmniejsza ilość zabrudzeń może doprowadzić do zmian wagi wzorca. Dlatego też jest on wyjmowany raz na 40 lat, by można było porównać jego wagę z innymi prototypami. Mimo tak pieczołowitych zabiegów nie można stwierdzić, czy np. wzorzec nie utracił wagi lub też czy kopie na wadze nie przybrały wskutek zabrudzeń. Stephan Schlamminger, fizyk z amerykańskiego Narodowego Instytutu Standardów i Technologii mówi, że poleganie na fizycznym wzorcu kilograma to poważny problem dla współczesnej nauki. Wiele technologii jest bowiem zależnych od precyzyjnego pomiaru kilograma. Dlatego też specjaliści od dziesięcioleci pracują nad przedefiniowaniu kilograma w oparciu o stałe fizyczne. To pozwoliłoby na bardziej precyzyjne pomiary i łatwiejszy dostęp do wzorca. Schlamminger poinformował niedawno, że wraz ze swoim zespołem zbliżył się do zdefiniowania kilograma w oparciu o stałą Plancka. Naukowcy wykorzystali w tym celu technikę balansowania wata. Na jednym końcu specjalnej wagi umieścili ciężar o znanej masie, a na drugim zrównoważyli go przepuszczając prąd przez cewkę zawieszoną w polu magnetycznym. W ten sposób byli w stanie wykorzystać siłę elektromagnetyczną do pomiaru stałej Plancka z dokładnością do 34 części na miliard. Zanim jednak propozycja Schlammingera zostanie przyjęta taki sam wynik muszą uzyskać inne niezależne zespoły naukowe. Mają na to czas do lipca przyszłego roku. W 2018 roku odbędzie się Generalna Konferencja Wag i Miar, podczas której zostaną zweryfikowane propozycje różnych zespołów naukowych pracujących nad nową definicją kilograma. Stała Plancka, według pomiarów zespołu Schlammingera wynosi 6,62606983x10-34 kg m2/s, a niepewność pomiaru to 0,00000022x10-34 kg m2/s czyli wspomniane już 34 części na miliard. Amerykanie nie są jedynymi, którzy pracują nad nową definicją kilograma. Australijczycy z CSIRO od lat proponują, by wzorzec oprzeć o liczbę atomów w krzemowych kulach. « powrót do artykułu
-
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) poinformowała, że nie ma potwierdzonych przypadków zakażenia wirusem Zika (ZIKV) ani wśród kibiców, ani sportowców, którzy wzięli udział w Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Tym samym potwierdziły się prognozy WHO. Przypomnijmy, że niektórzy eksperci krytykowali WHO za niewzywanie do przeniesienia czy przesunięcia Igrzysk. Mimo zastrzeżeń zgłaszanych przez część naukowców aktywność komarów była jednak w sierpniu w Brazylii stosunkowo niska. Jesteśmy optymistycznie nastawieni, że ta sama ocena zagrożenia utrzyma się w przypadku paraolimpiady i nie będzie dodatkowych czynników ryzyka - podkreśla Peter Salama. « powrót do artykułu
-
Już za 3 dni, 8 sierpnia, w przestrzeń kosmiczną zostanie wysłana sonda OSIRIS-REx, której celem jest pobranie próbek z asteroidy Bennu. Jeśli planowana na 7 lat misja się powiedzie, zyskamy nie tylko wiedzę przydatną do zrozumienia historii Układu Słonecznego, ale również zostanie dowiedzione, że możliwe jest pobranie próbek bezpośrednio z powierzchni asteroidy. To z kolei będzie ważnym impulsem dla rozwoju kosmicznego górnictwa oraz dalszych bardziej ambitnych planów badań asteroid. Trzymamy kciuki za udany start i całą misję - mówi Chris Lewicki, prezes firmy Planetary Resorces, która rozwija technologie potrzebne do wydobywania minerałów z asteroid. Celem OSIRIS-REx jest licząca sobie 4,5 miliarda lat asteroida Bennu. Ma ona szerokość około 500 metrów i porusza się z prędkością około 100 000 kilometrów na godzinę. NASA wybrała Bennu ze względu na jej niemal kołową orbitę. Co sześć lat asteroida znajduje się w odległości około 482 000 kilometrów od naszej planety, co czyni ją łatwo dostępną. Ponadto, w przeciwieństwie do wielu innych asteroid, Bennu nie obraca się na tyle szybko, by odpadały z niej fragmenty mogące uszkodzić sondę. Gdy OSIRIS-REx najdzie się na orbicie Bennu obniży lot i wysunie w stronę asteroidy wyposażone w ssawkę ramię o długości 3,35 metra. Po dotknięciu Bennu ramię wypuści w stronę asteroidy strumień azotu, który ma poluzować pył i skały. Wskutek tego do specjalnej komory OSIRIS-REx trafić ma co najmniej 60 gramów materiału z Bennu. Rich Kuhns, menedżer odpowiedzialny za misję, mówi, że inżynierowie NASA opracowali taką technologię korzystając z... kompresora i plastikowego kubka. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem OSIRIS-REx wróci na Ziemię w 2023 roku i przywiezie największą ilość pozaziemskiego materiału od czasu zakończenia programu Apollo. OSIRIS-REx to prawdziwy pionier. Każdy zespół, który planuje interakcję z asteroidą czy w celach komercyjnych, czy badawczych, skorzysta na rozwijanych przez nas nowatorskich technologiach - mówi główny naukowiec misji Dante Lauretta z University of Arizona, który jest jednocześnie doradcą naukowym w Planetary Resources. Asteroidy zawierają wiele interesujących minerałów. W przyszłości mogą być one transportowane na Ziemię i wykorzystywane w produkcji elektroniki. Można będzie też wykorzystać je w przestrzeni kosmicznej np. do tworzenia struktur za pomocą drukarek 3D. Zanim jednak ruszy kosmiczne górnictwo konieczne będzie wyjaśnienie wątpliwości prawnych. Traktat o Przestrzeni Kosmicznej z 1967 roku zakazuje wnoszenia pretensji terytorialnych do obiektów w przestrzeni pozaziemskiej. Już pojawiają się wezwania do zmian traktatu. Powstał on w zupełnie innych czasach, ponadto część specjalistów twierdzi, że dotyczy on państw, a nie osób prywatnych. Niektórzy nie czekają na wyjaśnienie wątpliwości. W USA wprowadzono przepisy, na podstawie których władze mogą wydawać prywatnym osobom zgodę na eksplorację pozaziemskich zasobów. Podobne przepisy chce wprowadzić Luksemburg, a niedługo zapewne zaczną myśleć o tym inne kraje. Obecnie nie istnieją żadne uregulowania, które pozwoliłyby na rozstrzygnięcie sporów odnośnie interpretacji istniejącego prawa. Nie ma też przepisów, na podstawie których można będzie rozstrzygać spory terytorialne w przestrzeni kosmicznej jeśli takie się pojawią. Zarówno państwa jak i firmy prywatne mają coraz bardziej ambitne plany dotyczące przestrzeni kosmicznej. Być może już w 2019 roku firma Deep Space Industries wyśle swoją sondę Prospector-1. Natomiast w przyszłej dekadzie NASA planuje przechwycić dużą asteroidę i umieścić ją na orbicie wokół Księżyca. « powrót do artykułu
-
Panda wielka już nie jest gatunkiem zagrożonym
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Dzięki zwiększeniu liczebności populacji pandę wielką (Ailuropoda melanoleuca) przesunięto w Czerwonej Księdze Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN) z kategorii gatunków zagrożonych (EN) do kategorii gatunków narażonych (VU). Wysiłki Chińczyków doprowadziły do wzrostu liczby dorosłych pand (1864). Choć nie wiadomo, ile dokładnie jest młodych, ogólną liczebność A. melanoleuca szacuje się na 2.060 osobników. Dowody z serii spisów obejmujących cały obszar występowania wskazują, że wcześniejsze spadki zostały zahamowane i populacja zaczęła się powiększać. Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody przestrzega jednak, że odbudowa może być krótkotrwała. Przewiduje się bowiem, że ocieplenie klimatu zniszczy w ciągu następnych 80 lat ponad 1/3 bambusowego habitatu niedźwiedzi. Z tego powodu przewiduje się zmniejszenie populacji, niwelujące poprawę odnotowaną w ostatnim 20-leciu. Autorzy raportu podkreślają, że by temu zapobiec, trzeba skutecznie chronić lasy i walczyć z kolejnymi pojawiającymi się zagrożeniami. O ile los pand się poprawił, o tyle przez nielegalne polowania człowiekowatym nie wiedzie się już tak dobrze. Na 6 gatunków aż 4 (goryle wschodni i zachodni, a także orangutany borneański i sumatrzański) są zagrożone. Dzisiejszy dzień jest smutny, bo Czerwona Księga Zagrożonych Gatunków pokazuje, że wybijamy niektórych z naszych najbliższych krewnych - podkreśla Inger Andersen, dyrektor generalna IUCN. « powrót do artykułu -
Osoby z niską wagą urodzeniową rzadziej są dobre w sporcie w szkole i rzadziej ćwiczą na późniejszych etapach życia. Naukowcy analizowali dane uczestników National Survey for Health and Development (w ramach studium ściśle monitoruje się stan zdrowia grupy ludzi urodzonych w tym samym tygodniu w marcu 1946 r.). W najnowszym badaniu, które ukazało się w piśmie Medicine & Science in Sports & Exercise, uwzględniono dane 2.739 uczestników tego studium. O ile wcześniejsze badania pokazały, że niska waga urodzeniowa może wpływać na zdolności sportowe i poziom aktywności w młodszym wieku, o tyle badania Jednostki Zdrowia na Przestrzeni Życia i Starzenia Komitetu Badań Medycznych oraz Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) po raz pierwszy zademonstrowały, że wpływ rozciąga się także na poziom aktywności w dorosłości i na późniejszych etapach życia. Za niską wagę urodzeniową uznawano wagę do 2,5 kg. Okazało się, że w wieku 13 lat osoby takie były oceniane przez nauczycieli jako wypadające w sportach poniżej średniej. W wieku 36-68 lat rzadziej uprawiały też sporty i ćwiczenia. Brytyjczycy podkreślają, że biorąc pod uwagę, że dziś prawdopodobieństwo przeżycia dzieci z niską wagą urodzeniową jest wyższe niż w przypadku dzieci urodzonych w 1946 r., ustalenia będą mieć coraz większy wpływ na zdrowie publiczne obecnego i przyszłych pokoleń. Jak podkreśla dr Ahmed Elhakeem, rodzice, nauczyciele i lekarze muszą pamiętać, że osoby z niską wagą urodzeniową mogą wymagać więcej wsparcia, by wdrożyć się w podtrzymywanie aktywności fizycznej na przestrzeni życia. Prof. Rebecca Hardy dodaje, że korelacji między niską wagą urodzeniową a mniejszą ilością ćwiczeń na późniejszych etapach życia nie da się wyjaśnić czynnikami socjoekonomicznymi i szkolnymi zdolnościami sportowymi, o których wiadomo, że wiążą się z ilością ćwiczeń w dorosłości. Oznacza to, że w grę wchodzą inne procesy rozwojowe i społeczne. Naukowcy chcą je lepiej poznać w kolejnych etapach badań, by następnie opracować programy wsparcia. « powrót do artykułu
-
Na Madagaskarze odkryto nieznany dotychczas gatunek węża. Nazwano go "wężem-duchem" od niezwykle bladego zabarwienia skóry oraz skrytej natury. Wąż został po raz pierwszy zauważony na nowo otwartym szlaku w dobrze znanym Parku Narodowym Ankarana na północy wyspy. Zwierzę odkryto w lutym 2014 roku. Od tamtego czasu jego DNA i cechy fizyczne były badane przez naukowców z Louisiana Museum of Natural History, American Museum of Natural History i Universite de Mahajunga na Madagaskarze. Uczeni potwierdzili, że to nowy, nieznany jeszcze gatunek. Zyskał on oficjalną nazwę Madagascarophis lolo. Wymowa te ostatniego wyrazu brzmi "luu luu" co w języku malgaskim znaczy "duch". Zwierzę należy do rodzaju Madagascarophis. To niewielkie węże posiadające łagodnie toksyczny jad. Długość dorosłych osobników rzadko przekracza 100 centymetrów. Mają one wielkie oczy z pionowo ułożonymi źrenicami, typowe dla węży prowadzących nocny tryb życia. Wiele takich węży zamieszkuje tereny zurbanizowane i zdegradowane pod względem środowiskowym. Jednak Madagascarophis lolo został znaleziony w parku narodowym, w miejscu występowania znanych wapiennych formacji skalnych tworzących szpiczaste iglice. Żaden inny wąż Madagaskaru nie jest tak blady i żaden nie ma tak wyjątkowego wzoru na skórze - mówi Sara Ruane z Louisiana Museum of Natural HIstory. Naukowców byli bardzo zaskoczeni, gdy analizy DNA ujawniły, iż najbliższym krewnym Madagascarophis lolo jest Madagascarophis fuchsi, który został odkryty kilkanaście lat temu w odległości około 100 kilometrów. Oba gatunki zamieszkują skaliste izolowane tereny. « powrót do artykułu
-
Nowatorskie czujniki biomedyczne z Politechniki Warszawskiej
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Jak szybko, łatwo i nieinwazyjnie zmierzyć puls, sprawdzić poziom elektrolitów, cukru, mocznika, a nawet hormonów? Korzystając z czujników biomedycznych naklejanych na skórę. Nad rozwiązaniem pracuje Andrzej Pepłowski – doktorant na Wydziale Mechatroniki Politechniki Warszawskiej. Czujniki biomedyczne służą do wykrywania sygnałów biologicznych. Jednym z nich jest fala tętna, która rozchodzi się w naczyniach krwionośnych. Wykorzystywany do jej mierzenia czujnik jest na razie w fazie prototypowej. Opracował go dr inż. Daniel Janczyk – wyjaśnia Andrzej Pepłowski. Ja zajmuję się jego zastosowaniem i modyfikacjami. Obaj naukowcy należą do zespołu prof. Małgorzaty Jakubowskiej, który na Wydziale Mechatroniki PW zajmuje się elektroniką drukowaną. Zauważyć interakcję Czujnik do mierzenia pulsu jest wydrukowany na papierze do tatuaży tymczasowych. W trakcie badania nakleja się go wraz z drugą warstwą (wykonaną z nanopłatków grafenowych) na skórę, najlepiej na nadgarstku. Pod wpływem zewnętrznych sił uzyskujemy sygnał – tłumaczy Andrzej Pepłowski. W ten sposób możliwe staje się sprawdzenie tętna. To jednak tylko jeden z parametrów, który pozwalają monitorować czujniki biomedyczne. Wśród nich wyróżniamy też czujniki elektrochemiczne, dzięki którym można wykrywać różne substancje chemiczne znajdujące się w ludzkim organizmie: elektrolity, cukier, mocznik, hormony. Na razie te urządzenia nie były jeszcze sprawdzane na skórze. Testy odbywały się tylko w laboratorium. W opracowaniu takich czujników (ze względu na ich różne zasady działania) pomaga zespół prof. Elżbiety Malinowskiej z Wydziału Chemicznego Politechniki Warszawskiej. Jak to możliwe, że przy pomocy tak małych urządzeń jesteśmy w stanie sprawdzić poziom jakiejkolwiek substancji? To, co biologicznie dzieje się w organizmie, przekładamy na zjawisko fizyczne lub chemiczne, które jesteśmy w stanie mierzyć – opowiada Andrzej Pepłowski. Może to być sygnał elektryczny, zmiana koloru, odkształcenia… Metod jest tyle, ile zjawisk. Moim zadaniem jest dostrzeżenie potencjalnej interakcji między takim czujnikiem i organizmem, a potem doprowadzenie do momentu, kiedy faktycznie będziemy ją w stanie zauważyć. Żeby efekty badania można było zobaczyć, trzeba stworzyć stosowny sposób komunikacji. Chcielibyśmy wykorzystać do tego smartfon – mówi Andrzej Pepłowski. Czujnik ma być zbliżany do telefonu z zainstalowaną odpowiednią aplikacją, która poda informację o wyniku. Tylko kilka sekund badania Warto podkreślić, że czujniki, nad którymi pracuje naukowiec z PW, nie mają służyć do laboratoryjnych pomiarów z dokładnością do kilku miejsc po przecinku. Chodzi o to, by dzięki nim monitorować, jak zachowuje się organizm w różnych sytuacjach (np. określić, kiedy człowiek jest mniej, a kiedy bardziej zestresowany). Takie zastosowanie pozwala na dużą miniaturyzację czujników. A to tylko jedna z ich zalet. Ponadto są one nieinwazyjne, tzn. pozwalają uniknąć kłucia, dostarczania pobranej próbki do laboratorium, a potem czekania na wynik badania. Tu pomiar substancji chemicznych trwa 1–2 sekundy i od razu widać efekt. Niektórych chorób czy stanów fizjologicznych nie jesteśmy na razie w stanie monitorować w sposób ciągły – dodaje Andrzej Pepłowski. Do przeprowadzenia badania trzeba się czasem położyć do szpitala na dzień lub dwa, wieczorem albo rano jesteśmy nakłuwani czy podłączani do jakiegoś aparatu i następuje diagnostyka. Nie są to jednak normalne warunki, w których funkcjonuje człowiek. Dokonanie kilku pomiarów w ciągu doby, z wykorzystaniem opracowywanych czujników, pomoże lepiej obserwować zmiany w organizmie. Dużym udogodnieniem jest też konstrukcja czujnika. Ma on formę tatuażu elektronicznego naklejanego na skórę. To w żaden sposób nie ogranicza użytkownika, nie przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu. Ważną zaletą urządzeń, której na pierwszy rzut oka nie widać, jest technologia zastosowana do ich wytwarzania. – Wykorzystujemy tu elektronikę drukowaną – wyjaśnia Andrzej Pepłowski. Matryce czujników wykonane są bardzo prostą techniką drukarską, zużywamy tylko tyle materiału, ile potrzebujemy. To umożliwia produkcję na wielką skalę i minimalizację kosztów. Przy dużej skali koszt jednego czujnika może wynosić 2–3 centy. Nawet jeśli jest on jednorazowego użytku, to i tak jest na tyle tani, że jego wykorzystanie opłaca się i użytkownikowi, i producentowi. Wspólna praca pełna wyzwań Andrzej Pepłowski zaznacza, że zanim urządzenia, nad którymi pracuje, na dobre pojawią się na rynku, może minąć nawet 5 lat. Na razie staramy się dostosować technologię wytwarzania samych czujników, żeby w ciągu 2–3 lat opracować przynajmniej kilka takich urządzeń – mówi. A wyzwań nie brakuje. Najważniejsze to połączenie elastyczności i niskiej wagi czujnika z wytrzymałością. Podłoże, z którego korzystamy, jest bardzo cienkie i wiotkie, wygląda jak rodzaj papieru lub folii – opowiada naukowiec z Politechniki. Jeżeli jest się nieostrożnym, łatwo ten materiał zniszczyć. Układ elektroniczny, który na niego naniesiemy naszą techniką drukarską, ma tymczasem wytrzymać przynajmniej kilka godzin użytkowania. Andrzej Pepłowski podkreśla, że on jest inżynierem biomedycznym, a żeby opracować czujniki, potrzeba wsparcia różnych specjalistów. Współpracuję z kolegami, którzy mają dużą wiedzę i pomagają od strony technologicznej i chemicznej – wyjaśnia naukowiec. W naszym zespole jest też lekarz. Czujniki biomedyczne mogą być przyszłością diagnostyki. Mamy sygnały z branży medycznej, że to wartościowy kierunek działań – mówi Andrzej Pepłowski. Myślę, że stworzenie takiego rozwiązania w krótkim czasie spotka się dużą akceptacją i zainteresowaniem tego środowiska. « powrót do artykułu -
Odzież z plastiku schłodzi lepiej niż z włókien naturalnych
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Inżynierowie z Uniwersytetu Stanforda opracowali tanie plastikowe włókno, z którego ubrania mogą chłodzić lepiej niż współczesne ubrania z włókien sztucznych i naturalnych. Jeśli można schłodzić osobę, zamiast budynku, w którym przebywa, to można będzie zaoszczędzić sporo energii - mówi profesor Yi Cui z Uniwersytetu Stanforda. Osoba ubrana w odzież z nowego materiału czuje się tak, jakby było jej o prawie 4 stopnie Fahrenheita chłodniej, niż ubrana w odzież z bawełny. Nowy materiał pozwala nie tylko odparować pot - to umożliwiają też współczesne materiały - ale w większym stopniu niż inne materiały przepuszcza emitowane przez ciało promieniowanie podczerwone. Gdy siedzimy to 40-60 procent ciepła z naszego organizmu jest rozpraszane właśnie w postaci promieniowania podczerwonego. Dotychczas jednak niemal nie było badań charakterystykami emisji cieplnej przez odzież - dodaje profesor Shanhui Fan. Podstawą do stworzenia nowego materiału stał się polietylen, z którego powstaje m.in. folia spożywcza. Ma on wiele pożądanych cech: przepuszcza ciepło, powietrze i par wodną oraz jest nieprzezroczysty. Oczywiście folia spożywcza jest przezroczysta i nie przepuszcza wody. Naukowcy radzili sobie z tymi problemami krok po kroku. Najpierw znaleźli nieprzezroczysty polietylen, który jednak przepuszcza ciepło. Taki wykorzystywany jest w akumulatorach. Ten typ przemysłowego polietylenu został następnie potraktowany łagodnymi środkami chemicznymi, dzięki czemu zaczął przepuszczać parę wodną. Gdy już mieli materiał o pożądanych właściwościach połączyli go z cienką warstwą bawełny, która nadała mu wytrzymałości i odpowiedniej grubości. Uzyskali w ten sposób trójwarstwowy materiał złożony z dwóch warstw polietylenu przedzielonego warstwą bawełny. Następnie porównywali zdolność do rozpraszania ciepła ich materiału i standardowej bawełny. Badania wykazały, że skóra przykryta bawełną jest o 3,6 stopnia Fahrenheita cieplejsza, niż skóra przykryta nowym materiałem. Teraz uczeni pracują nad kolejnymi udoskonaleniami. Chcą nadać swojemu materiałowi różne kolory czy tekstury, chcą, by bardziej przypominał materiały spotykane w ubraniach. Duża zaletą ich prac jest wykorzystanie masowo produkowanego przemysłowego polietylenu, dzięki czemu produkcja nowego materiału nie powinna nastręczać większych trudności. « powrót do artykułu -
Mikrobiom pacjentów z oddziałów intensywnej opieki medycznej (OIOM-ów) różni się znacznie od mikroflory zdrowych osób. Naukowcy, którzy analizowali taksony bakterii z przewodu pokarmowego, jamy ustnej i skóry, zaobserwowali dysbiozę (nierównowagę), która pogarszała się w czasie pobytu pacjenta w szpitalu. W porównaniu do osób zdrowych, obserwowano utratę korzystnych dla zdrowia komensalnych bakterii. Wyższa była z kolei liczebność taksonów z patogennymi szczepami (zwiększa to podatność na zakażenia szpitalne, co może prowadzić do sepsy, a nawet zgonu). Wyniki potwierdziły to, czego się obawialiśmy. Byliśmy świadkami masywnej utraty normalnych, korzystnych dla zdrowia gatunków - opowiada Paul Wischmeyer, anestezjolog ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Kolorado. Wischmeyer koncentruje się na interwencjach żywieniowych, które poprawiają rokowania pacjentów w stanie krytycznym. Podkreśla, że terapie stosowane na OIOM-ach, w tym silne antybiotyki czy leki na podtrzymanie ciśnienia, zmniejszają populacje "zdrowych bakterii". Zrozumienie, jak te zmiany wpływają na rokowania pacjentów, może doprowadzić do opracowania celowanych terapii odtwarzających równowagę bakteryjną. To z kolei mogłoby ograniczać ryzyko zakażenia niebezpiecznymi patogenami. W ramach wcześniejszych badań śledzono zmiany mikrobiomu u pojedynczych pacjentów lub u niewielkich grup, jednak zespół Wischmeyera analizował mikrobiom z próbek ze skóry, kału oraz jamy ustnej 115 pacjentów OIOM-ów z 4 szpitali w USA i Kanadzie. Skład bakteryjny określano 2-krotnie: 48 godzin po przyjęciu i po 10 dniach na oddziale intensywnej terapii (lub kiedy pacjent został wypisany). Odnotowywano, co pacjent jadł, jakie leki mu podawano i jakie ewentualne infekcje u niego wystąpiły. Naukowcy porównywali uzyskane dane z informacjami dot. zdrowych uczestników projektu American Gut. Okazało się, że w próbkach pacjentów z OIOM-ów było mniej bakterii Bacteroidetes i Firmicutes i więcej proteobakterii, wśród których występuje wiele patogenów. Obserwowaliśmy szybkie zwiększenie liczebności organizmów powiązanych z chorobą. W niektórych przypadkach po kilku dniach od przyjęcia na oddział stanowiły one 95% mikroflory jelit [...]. U niektórych osób nawet w czasie przyjęcia mikrobiom przypominał mikrobiom zwłok. Zdarzało się to częściej, niż byśmy sobie tego życzyli. Wischmeyer sugeruje, by monitorować mikrobiom razem z innymi parametrami życiowymi. W ten sposób dałoby się identyfikować problematycznych pacjentów, nim wystąpiłyby u nich objawy. Amerykanie chcieliby wskazać terapie, w tym probiotyki, które pomogłyby odtworzyć równowagę bakteryjną. « powrót do artykułu
-
Ludzie postawieni przed 100-procentową szansą otrzymania jakiejś kwoty pieniędzy lub 50-procentową szansą na otrzymanie kwoty dwukrotnie większej, zwykle wybierają pierwszą opcję. Wydaj się, że wyewoluowaliśmy jako gatunek wolący nie podejmować ryzyka. Ma to swoje uzasadnienie. W dalekiej przeszłości nasi przodkowie, tracąc całe zapasy żywności, mogli przypłacić to życiem, podczas gdy podwojenie zapasów niekoniecznie zwiększało szansę na przetrwanie. Naukowcy z Uniwersytetu Weterynarii w Wiedniu i Centrum Badań nad Wilkami z austriackiego Ernesbrunn przeprowadzili jedne z pierwszych badań na preferencjami ryzyka u zwierząt innych niż naczelne. Okazało się, że wilki są znacznie bardziej skłonne do ryzyka niż psy. Gdy wilki miały do wyboru gotowy pokarm lub szansę, że otrzymają mięso lub kamień, niemal zawsze wybierały drugą z opcji. Tymczasem psy były znacznie bardziej ostrożne. Badaliśmy skłonność do podejmowania ryzyka przez wilki i psy wychowywane w takich samych warunkach. Odkryliśmy, że wilki wybierały bardziej ryzykowną opcję znacznie częściej niż psy. Wydaje się zatem, że skłonność do podejmowania ryzyka jest wrodzona i zgodna z hipotezą mówiącą, że skłonność ta wyewoluowała jako funkcja środowiskowa - mówi Sarah Marshall-Pescini z Wiednia. Badania były prowadzone w Centrum Badań nad Wilkami w Ernsbrunn. Tam wilki i psy żyją w takich samych warunkach. Mieszkają na dużym ogrodzonym terenie, przebywają w stadach. Instytut specjalizuje się badaniu różnic między nimi. Marshall-Pescini prowadziła badania w czasie których każdy z 7 psów i 7 wilków mógł 80 razy wybierać pomiędzy dwiema miskami obróconymi do góry nogami. Wcześniej zwierzęta nauczono, że pierwsza z misek to opcja bezpieczna. Po jej wybraniu zawsze otrzymywały gotowy pokarm. Wiedziały też, że druga miska to opcja ryzykowna. Z jej wyborem wiązało się albo otrzymanie kamienia, albo smaczniejszego pożywienia. Dla pewności miski w czasie badań zamieniano miejscami, ale zwierzęta zawsze wiedziały, która reprezentuje którą opcję. Nie wiedziały jedynie, czy po wybraniu opcji ryzykowanej otrzymają kamień czy mięso. Przed przeprowadzeniem badań naukowcy upewnili się, że zwierzęta dobrze rozumieją ich zasady. Wyniki pokazały, że wilki chętniej podejmują ryzyko niż psy. Canis lupus wybierały ryzykowną opcję w 80% przypadków, podczas gdy nasi domowi towarzysze - w 58%. Naukowcy sądzą, że psy po udomowieniu wyewoluowały tak, by preferować opcję bezpieczniejszą. Wcześniejsze badania wykazały już, że gatunki polegające na przypadkowo rozłożonych niepewnych źródłach pożywienia są narażone na większe ryzyko. Na przykład szympansy, które pożywiają się owocami oraz polują na inne małpy są narażone na większe ryzyko niż bonobo żywiące się roślinnością. To źródło pożywienia jest bowiem lepiej rozłożone w czasie i przestrzeni niż owoce i małpie ofiary szympansów. Wilki polują na dużych przeżuwaczy. To ryzykowna strategia nie tylko dlatego, że polowanie często się nie udaje, ale również dlatego, że potencjalna ofiara może być niebezpieczna. Tymczasem wolno wałęsające się psy, które stanowią do 80% psiej populacji świata, żywią się głównie resztkami pozostawionymi przez człowieka. To pewne, nieskończone źródło pożywienia. Psy zatem nie muszą podejmować ryzyka, by zdobyć pożywienie i to mogło wykształcić u nich preferencje do ostrożniejszego postępowania - mówi Marshall-Pescini. « powrót do artykułu