-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Google ujawniło swoje plany dotyczące autonomicznych samochodów. Okazuje się, że - wbrew pozorom - koncern nie ma zamiaru wchodzić na rynek motoryzacyjny z własnym pojazdem. Dmitri Dologov, odpowiedzialny w Google'u za projekt autonomicznego samochodu poinformował, że jego firma rozwija technologie automatycznego kierowcy, które chce następnie sprzedawać producentom samochodów. Google chce stworzyć autonomicznego kierowcę niezależnego od samochodu. Systemy, które obecnie są używane w testowych samochodach Google'a mają być na tyle elastyczne, by można było je zastosować w dowolnym modelu samochodu. Model nie jest istotny. My budujemy kierowcę. Stosowaliśmy go już w Priusie, w Leksusie, mamy własny prototyp. Obecnie pracujemy z Fiatem Chryslerem nad stworzeniem nowej platformy. Jeśli chodzi o oprogramowanie, to wszędzie jest ono takie samo - mówi Dologov. Niedawno pojawiły się pogłoski, jakoby Apple miało zamiar zastosować podobną strategię i ma zamiar rozwijać system autonomicznego kierowcy. « powrót do artykułu
-
Bieganie w minimalistycznych butach zwiększa objętość mięśni
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Najnowsze badanie Politechniki Hongkońskiej i Uniwersytetu Harvarda wykazało, że bieganie w minimalistycznych butach zwiększa objętość mięśni stóp i nóg. Wg naukowców, rozwiązanie można by wykorzystać w programach rehabilitacyjnych. Dr Roy Cheung zebrał grupę 38 biegaczy - 21 mężczyzn i 17 kobiet - z lokalnych klubów (średnia wieku to 35 lat). Biegali oni średnio od 6 lat w tradycyjnych butach z ponad 5-mm spadkiem od pięty do palców. Obuwie było wyposażone we wkładki amortyzujące i wsparcie dla łuku stopy. Dwadzieścia osób wylosowano do grupy eksperymentalnej, która wzięła udział w półrocznym programie treningowym. Ochotnicy dostali minimalistyczne buty oraz ćwiczenia do wzmacniania łydek i treningu równowagi. Górę pięciopalczastych butów wykonano z rozciągliwej tkaniny. Grubość podeszwy na całej długości wynosiła 3 mm. Nie było wkładek amortyzujących ani wsparcia dla łuków stopy. Pozostałe osoby przechodziły ten sam 6-miesięczny program treningowy, ale w tradycyjnych butach. Przed i po półrocznej interwencji wszyscy przeszli rezonans magnetyczny (MRI) mięśni prawej nogi i stopy. Okazało się, że po zakończeniu programu średnia objętość zewnętrznych mięśni stopy (ang. extrinsic foot muscles, EFM), które mocują stopę do nogi, wzrosła w grupie eksperymentalnej z ok. 25.100 mm3/kg do 27.000 mm3/kg (+7,05%). W przypadku łączących piętę i palce wewnętrznych mięśni stopy (ang. intrinsic foot muscles, IFM) objętość wzrosła z ok. 4.600 mm3/kg do blisko 5000 mm3/kg (+8,8%). W grupie eksperymentalnej wzrost objętości mięśni stopy przypisano głównie mięśniom z przodu stopy. Średni przyrost mięśni z przodu i tyłu stopy wynosił, odpowiednio, 11,9 i 6,6%. W grupie kontrolnej objętość mięśni stopy i nogi pozostała taka sama. Naukowcy zauważyli, że im bardziej regularnie ktoś stosował minimalistyczne obuwie, tym większe przyrosty mięśni stwierdzano. Ponieważ minimalistyczne buty nie mają wkładek amortyzujących ani wsparcia dla łuków stopy, IFM i EFM, które spełniają funkcje stabilizatorów łuków, są bardziej obciążone. Wzrost objętości EFM może więc być skutkiem wyższych napięć i sił generowanych w tylnych i bocznych mięśniach łydki. Ponadto lądowanie na środkowej/przedniej części stopy w większym stopniu stymuluje przednią część stopy, zwłaszcza staw śródstopno-paliczkowy. « powrót do artykułu -
Media oskarżają koncern Yahoo!, że w tajemnicy stworzył oprogramowanie, które masowo skanowało e-maile użytkowników serwisu, a dane były - na żądanie sądu - udostępniane agendom rządu USA. Decyzję o stworzeniu takiego oprogramowania podjęła dyrektor wykonawcza firmy, Marissa Mayer. Pani Mayer, zamiast walczyć w sądzie o uchylenie nakazów, uznała, że firma powinna się do nich dostosować. W proteście przeciwko tej decyzji z firmy odszedł Alex Stamos, odpowiedzialny w Yahoo! za kwestie bezpieczeństwa. Nie zdradził on jednak prawdziwej przyczyny rezygnacji z pracy. Jako pierwszy informację o działaniach Yahoo! podali dziennikarze Reutera, którzy powołują na trzech były pracowników Yahoo!. Yahoo! nie ma ostatnio szczęścia do swojego systemu pocztowego. Wczoraj jeden z byłych menedżerów Yahoo! zdradził, że podczas ataku w 2014 roku hakerzy uzyskali dostęp do wszystkich około 3 miliardów kont pocztowych w Yahoo! Mail. Dotychczas firma utrzymywała, że w ataku ucierpiało 500 milionów kont. Nie od dzisiaj wiadomo, że amerykańskie telekomy i firmy internetowe udostępniają - na żądanie sądów - dane agencjom wywiadowczym USA. Niejednokrotnie sprzeciwiają się takim żądaniom, decydują się na walkę sądową i wygrywają. Jednak zarówno byli urzędnicy jak i eksperci ds. bezpieczeństwa, którzy byli pytani przez dziennikarzy Reutera, mówią, że po raz pierwszy słyszą, by prywatna firma stworzyła własny system do podglądania kont użytkowników na potrzeby agencji wywiadowczych. Konstytucja USA chroni przed podsłuchami obywateli USA i istnieją poważne zastrzeżenia dotyczące legalności stosowanych przez władze USA masowych podsłuchów. Nie dotyczą one jednak obywateli innych państw. Możemy przypuszczać, że urzędnicy, powołując się na Foreign Intelligence Surveillance Act (FISA) zwrócili się do Yahoo! z żądaniem udostępnienia danych, które pomogą zebrać informacje wywiadowcze. FISA pozwala wysunąć takie żądanie i wymienia przyczyny, dla których dane takie powinny zostać udostępnione. Jedną z nich jest bardzo szeroko rozumiana "wojna z terroryzmem". Jednak przedsiębiorstwa nie są bezbronne. Gdy trafi do nich wniosek o udostępnienie danych na podstawie FISA mogą one odwołać się do tajnego Foreign Intelligence Surveillance Court, który rozpatruje tego typu sprawy. Problem w tym, że Mayer nawet nie próbowała sprzeciwić się żądaniom tajnych służb. Co więcej, zdecydowano o zbudowaniu własnego systemu do analizy maili. Yahoo! to firma, która przestrzega prawa i dostosowuje się do prawa w USA - oświadczyło przedsiębiorstwo w odpowiedzi na rewelacje Reutera. Dwaj główni rywale Yahoo! na rynku poczty elektronicznej, Google i Microsoft, twierdzą, że nigdy w ten sposób nie działają i że zawsze starają się o sądowe uchylenie tego typu nakazów. Oczywiście tego typu stwierdzeń nie jesteśmy w stanie zweryfikować, faktem jest jednak, że np. Microsoft walczy obecnie z rządem USA, który domaga się przekazania e-maili znajdujących się na irlandzkich serwerach firmy. Informacje o działaniach Yahoo! ukazały się w niezbyt dobrym dla firmy momencie. Yahoo! ma bowiem zostać przejęte przez Verizon za kwotę 4,8 miliarda USD. Teraz, powołując się na zepsucie reputacji Yahoo! i ukrywanie przed transakcją istotnych informacji, Verizon mógłby naciskać na obniżkę ceny. « powrót do artykułu
-
W oparciu o 4,5-cm skamieniałe zęby, które znaleziono w Kalifornii, Karolinie Północnej, Peru i Japonii, opisano nowy gatunek kopalnego rekina - Megalolamna paradoxodon. Rekin żył ok. 20 mln lat temu we wczesnym miocenie. Należał do rodziny Otodontidae (rząd lamnokształtne, łac. Lamniformes). Drugi człon nazwy - paradoxodon - odnosi się do faktu, że rekin wydaje się pojawiać w zapisie geologicznym nagle; naukowcy muszą rozwiązać problem luki rzędu 43 mln lat, dzielącej moment pojawienia się kladu Megalolamna we wczesnym kenozoiku od miocenowego pochodzenia M. paradoxodon. M. paradoxodon mierzył ok. 4 m. Miał służące do chwytania przednie zęby i tylne zęby wyspecjalizowane w cięciu. Prawdopodobnie służyły mu one do łapania i rozczłonkowywania ryb o średnich rozmiarach. To niesamowite, że tak duży rekin o globalnym zasięgu nie został dotąd rozpoznany, zwłaszcza że istnieje tyle stanowisk z miocenu, gdzie dobrze zbadano sfosylizowane rękinie zęby - podkreśla Kenshu Shimada, paleobiolog z DePaul University. Klasyfikując nowy gatunek, naukowcy doszli do wniosku, że przedstawicieli linii z olbrzymimi zębami, w tym megalodona, należałoby zaliczyć do rodzaju Otodus, a nie do Carcharodon. Pomysł, że megalodona i jego bliskich krewnych trzeba by umieścić w rodzaju Carcharodon, nie jest nowy, ale nasze studium jako pierwsze logicznie demonstruje [tę] taksonomiczną propozycję. W artykule opublikowanym na łamach Historical Biology Otodus zaprezentowano jako rodzaj siostrzany Megalolamna. « powrót do artykułu
-
Kanadyjska firma BlackBerry zapowiedziała zakończenie swojej 20-letniej przygody ze sprzętem. Przedsiębiorstwo będzie zlecało firmie zewnętrznej produkcję swoich urządzeń, a samo skupi się na rozwoju oprogramowania. Już w ubiegłym roku dyrektor wykonawczy firmy, John Chen zapowiedział, że jeśli wydział hardware'owy nie zacznie do września 2016 roku przynosić zysków, to zostanie zamknięty. Po ostatnio opublikowanym raporcie finansowym potwierdzono decyzję o zakończeniu produkcji sprzętu. Chen mówi, że przedsiębiorstwo skupi się na oprogramowaniu zabezpieczającym i aplikacjach. W ostatnim kwartale, licząc rok do roku, przychody wydziału oprogramowania zwiększyły się o 89%. BlackBerry uważa, że jest w stanie osiągnąć i utrzymać 30-procentowy roczny wzrost. Jak na razie BlackBerry rozwija swój własny system BB10, a jednocześnie w niektórych modelach telefonów zastosowano system Android. Niedawno weszła też na rynek IoT, prezentując technologię BlackBerry Radar. To seria czujników dla ciężarówek, a pierwszym dużym klientem firmy została Caravon Transport Group. Chen stwierdził, że rezygnacja z produkcji własnego sprzętu pozwoli na zmniejszenie wymagań kapitałowych oraz zwiększy zwrot z zainwestowanego kapitału. BlackBerry rozpoczęło produkcję sprzętu od pagera, który powstał w 1996 roku. « powrót do artykułu
-
Wiadomo, jak działa hormon uwalniany w czasie ruchu
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Naukowcy wykazali, w jaki sposób iryzyna, hormon wydzielany m.in. przez mięśnie szkieletowe w czasie aktywności fizycznej, indukuje proces konwersji białych adipocytów w beżową tkankę tłuszczową i hamuje tworzenie białej tkanki tłuszczowej. Jak zauważyli autorzy publikacji z American Journal of Physiology -- Endocrinology and Metabolism, iryzyna wydaje się działać na drodze zwiększania ekspresji genów związanych z brązowieniem białej tkanki tłuszczowej i białkiem termogeniną (uncouple protein, UCP1). Nasilając komórkowy metabolizm, iryzyna zwiększa termogenezę. Zespół, którego pracami kierowali naukowcy z Uniwersytetu Florydzkiego, pobrał od 28 kobiet pierwotne adipocyty i świeżą podskórną białą tkankę tłuszczową (ang. subcutaneous white adipose tissue, scWAT). Po wystawieniu ich na oddziaływanie iryzyny odnotowano niemal 5-krotny wzrost liczby komórek zawierających kluczową dla spalania tłuszczu UCP1. Posłużyliśmy się hodowlami ludzkich komórek, by udowodnić, że iryzyna wywiera korzystny wpływ, przekształcając białe adipocyty w beżową tkankę tłuszczową i zwiększając zdolność organizmu do spalania tłuszczu - wyjaśnia prof. Li-Jun Yang. Akademicy zauważyli także, że iryzyna hamuje tworzenie białej tkanki tłuszczowej. W porównaniu do grupy kontrolnej, adipomiokina zmniejszyła liczbę dojrzałych adipocytów o 20-60%. To sugeruje, że hormon ogranicza otłuszczenie, upośledzając proces przekształcania niezróżnicowanych komórek macierzystych w komórki tłuszczowe i jednocześnie sprzyjając różnicowaniu komórek macierzystych w komórki kościotwórcze. Yang podkreśla, że wiedza, iż organizm wytwarza niewielkie ilości iryzyny, uwypukla znaczenie regularnego ruchu. Niewykluczone, że korzystne efekty działania hormonu da się zamknąć w tabletce, pewności jednak nie ma, a na wyniki badań trzeba czekać wiele lat. Zamiast czekać na cudowną pigułkę, można sobie pomóc, zmieniając tryb życia. Aktywność fizyczna prowadzi do uwolnienia [...] iryzyny, która wykazuje wiele korzystnych efektów: zmniejsza otłuszczenie, daje mocniejsze kości i zdrowszy układ sercowo-naczyniowy. W zeszłym roku zespół Yang ustalił, że iryzyna na kilka sposobów korzystnie oddziałuje na serce (m.in. zwiększa poziom wapnia, który jest krytyczny dla skurczów serca). W czerwcu Yang i współpracownicy z Chin wykazali, że w modelu mysim adipomiokina ogranicza tworzenie blaszek miażdżycowych, nie dopuszczając do gromadzenia komórek zapalnych. « powrót do artykułu -
Historycy mają kolejną zagadkę do rozwiązania. Podczas wykopalisk prowadzonych na terenie zamku Katsuren w japońskiej prefekturze Okinawa znaleziono... rzymskie monety. Nie wiadomo, w jaki sposób tam trafiły. Bezpośrednia wymiana handlowa jest nieprawdopodobna. Na pewno nie dochodziło do niej z mieszkańcami zamku Katsuren, który był używany pomiędzy XII a XV wiekiem naszej ery, a zatem setki lat po upadku Cesarstwa Rzymskiego. Inne przedmioty znalezione na terenie zamku wskazują na kontakty handlowe z Chinami. Być może więc monety trafiły do Katsuren poprzez Chiny jako ciekawostka numizmatyczna. Na opublikowanych zdjęciach znalezionych monet widzimy cztery rzymskie oraz jedną ottomańską. Także i ona stanowi zagadkę. Widoczna na niej data, rok 1099 kalendarza muzułmańskiego, odpowiada latom 1687-1688 naszego kalendarza. Monetę wybito zatem po opuszczeniu zamku w XV wieku. Rzymskie monety są trudniejsze w identyfikacji niż muzułmańska. Jedna z monet wydaje się pochodzić z czasów cesarza Konstancjusza II (337-361). Rysunki na innych monetach są mniej wyraźne, jednak prawdopodobnie wszystkie pochodzą z okresu 320-370 naszej ery. Rzymskie monety są często spotykane w południowych Indiach i na Sri Lance, a bezpośrednie kontakty Imperium Romanum z tymi terenami nie ulegają wątpliwości. W ostatnich latach zaczęły pojawiać się badania, z których wynika, że kupcy z Imperium Rzymskiego już w II wieku mogli dotrzeć do Azji Południowo-Wschodniej. Dochodziło też - za pośrednictwe Partów - do wymiany handlowej z Chinami, a Rzymianie i Chińczycy wiedzieli o swoim istnieniu. Niewykluczone są, choć nie ma na to mocnych dowodów, kontakty bezpośrednie. Specjaliści zastanawiają się zatem, czy monety mogły trafić do Japonii z Chin czy raczej z Azji Południowo-Wschodniej. Na przesmyku Kra, który znajduje się w Tajlandii i oddziela Morze Andamańskie od Zatoki Tajlandzkiej, znaleziono przedmioty z Chin i Imperium Rzymskiego, a na terenie dzisiejszej Tajlandii i Wietnamu używano złotych wisiorków podobnych do rzymskich monet. Jednak wszelkie tego typu przedmioty to albo monety z I i II wieku albo ich kopie. Jedyna rzymska moneta z III wieku znaleziona w Azji Południowo-Wschodniej została wybita przez uzurpatora Victorinusa (268-270) w dzisiejszej Kolonii. Rzymskie monety z III i IV wieku znaleziono w jednym miejscu w Kambodży, co sugeruje, że nie opuściły one okolic Zatoki Tajlandzkiej. W samych Chinach znaleziono niewiele rzymskich monet. Były to zwykle monety złote, używane jako ozdoby lub przedmioty wkładane do grobów. Pochodziły z V-VII wieku. Rozwiązania zagadki monet z zamku Katsuren nie ułatwia fakt, że są to monety z miedzi, więc miały niewielką wartość. Tego typu monety znajdowano w Indiach, na Sri Lance, czasami trafiały do Azji Centralnej. Trudno jednak jest wskazać drogę, którą miałyby trafić do Japonii. Być może w jakiś sposób mają one związek z handlem pomiędzy Japonią a nowożytną Europą. Do wymiany takiej dochodziło w XVI i XVII wieku. Jednak moneta ottomańska została wybita już po tym, jak Japonia zamknęła się przed Europejczykami. Z pewnością jednak możemy stwierdzić, że rzymskie monety z zamku Katsuren zawędrowały tak daleko na wschód jak żadne inne znane nam monety Imperium. « powrót do artykułu
-
Najlepszym sposobem na czosnkowy oddech jest zjedzenie surowego jabłka, mięty lub sałaty. Za czosnkowy oddech odpowiadają takie lotne związki, jak disiarczek diallilowy, merkaptan allilowy, disiarczek allilometylowy czy sulfid allilowometylowy. Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Ohio dali ochotnikom do żucia przez 25 sekund 3 gramy czosnku. Tuż potem dostawali oni wodę (grupa kontrolna), zieloną herbatę, surowe lub podgrzane jabłko albo sok jabłkowy, surową bądź podgrzaną sałatę, a także surowe liście mięty bądź wyciśnięty z nich sok. Poziom lotnych związków w wydychanym powietrzu oceniano przez godzinę za pomocą spektrometrii mas z jonizacją w strumieniu wybranych jonów (ang. selected ion flow tube-mass spectrometry, SIFT-MS). Czosnek mieszano także z wodą, oksydazą polifenolową (PPO), kwasem rozmarynowym, kwercetyną i katechiną. Poziom lotnych związków badano od 3. do 40. min również za pomocą SIFT-MS. Okazało się, że w porównaniu do grupy kontrolnej, przez pierwsze 30 min surowe jabłko i sałata zmniejszały stężenie lotnych substancji o 50 lub więcej procent. W przypadku wszystkich mierzonych związków liście mięty wykazywały silniejsze właściwości dezodorujące niż surowe jabłka i sałata. Soki jabłkowy i miętowy zmniejszały co prawda stężenie związków odpowiedzialnych za czosnkowy oddech, ale nie tak dobrze jak żucie surowego jabłka bądź mięty. Podgrzane jabłko i mięta znacząco redukowały ich poziom, zaś picie zielonej herbaty nie wywierało żadnego wpływu. Amerykanie sądzą, że pokarmy usuwają czosnkowy oddech na dwa sposoby; chodzi o enzymy i związki fenolowe, które reagują ze związkami z czosnku. Surowe produkty są najskuteczniejsze, bo zawierają i enzymy, i związki fenolowe (w soku te drugie ulegają polimeryzacji, a z kolei podgrzanie eliminuje enzymy). W warunkach in vitro kwas rozmarynowy, katechina, kwercetyna i PPO znacząco zmniejszały poziom wszystkich czosnkowych związków. Najskuteczniejszy był kwas rozmarynowy. « powrót do artykułu
-
Wojownik Gryfa rzuca nowe światło na początki naszej cywilizacji
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Gdy w ubiegłym roku naukowcy z University of Cincinnati odkryli grób greckiego wojownika z epoki brązu, mówili o "znalezisku życia". Nieczęsto bowiem natrafia się na nietknięty grobowiec sprzed 3500 lat, w którym znajduje się olbrzymia kolekcja biżuterii, broni i innych cennych przedmiotów. Teraz, po roku szczegółowych analiz, przede wszystkim czterech złotych pierścieni, uczeni uważają, że grobowiec "Wojownika Gryfa" zmienia nasze rozumienie początków cywilizacji greckiej. Grobowiec został odkryty w maju ubiegłego roku w pobliżu miasta Pylos. Wewnątrz znajdują się szczątki potężnego mykeńskiego wojownika lub kapłana, który zmarł w wieku nieco ponad 30 lat i został pochowany w pobliżu Pałacu Nestora około roku 1500 przed Chrystusem. W grobowcu złożono ponad 2000 różnych przedmiotów, w tym cztery złote pierścienie, srebrne kubki, drogocenne kamienie, grzebienie z kości słoniowej i cenną broń. Zmarłego nazwano "Wojownikiem Gryfa' od plakietki z kości słoniowej przedstawiającej gryfa. Naukowcy, przyglądając się znalezionym przedmiotom zauważyli, że znaczna część z nich pochodzi z kultury minojskiej. Była to kultura starsza od mykeńskiej, dominująca w regionie. Kres kulturze minojskiej położył najazd Mykeńczyków. Uczeni zaczęli zastanawiać się, jak to możliwe, że jeden człowiek z kontynentalnej Grecji zgromadził tak duże bogactwa pochodzące z kultury minojskiej. Jedna z hipotez mówiła, że skarby zostały zrabowane podczas najazdów. Grób pochodzi mniej więcej z tego okresu, w którym Mykeńczycy podbijali Minojczyków. Wiemy, że dochodziło do licznych najazdów, a wkrótce po śmierci Wojownika Gryfa Mykeńczycy podbili minojską Kretę - mówi Shari Stocker, jedna z autorek odkrycia, którego dokonała wraz ze swoim mężem Jackiem Davisem. Stocker i Davis uważają jednak, że bogactwo grobowca oznacza, iż pomiędzy cywilizacjami mykeńską a minojską dochodziło do znacznie głębszych kontaktów kulturalnych, niż się obecnie uważa. Dowodem na głęboką wymianę kulturalną są przede wszystkim cztery złote pierścienie znalezione w grobowcu. Po raz pierwszy zostaną one zaprezentowane publicznie za dwa dni, 6 października. Pierwszy z pierścieni przedstawia scenę przeskakiwania nad bykiem. To często spotykany motyw minojskiej ikonografii. Na kolejnym pierścieniu, jednym z największych jakie znaleziono w świecie egejskim, widzimy pięć starannie wyrzeźbionych postaci kobiecych zgromadzonych wokół nadmorskiej świątyni. Na trzecim pierścieniu znajduje się postać stojącej na szczycie góry kobiety, prawdopodobnie bogini, która trzyma laskę, a towarzyszą jej dwa ptaki. Czwarty z pierścieni przedstawia kobietę, która darowuje bogini róg byka. Sama bogini siedzi na tronie, trzyma w dłoniach lustro, a nad nią siedzi ptak. Sceny wyrzeźbiono z niezwykłą starannością, wskazującą na olbrzymią precyzje i zaawansowanie minojskich rzemieślników. Zdaniem Davisa tak precyzyjnego rzemiosła nie widać nawet na słynnych pierścieniach Minosa i Nestora, których autentyczność - właśnie ze względu na wysoką jakość wykonania - była przez lata kwestionowana. Jednak tym, co najbardziej zastanowiło naukowców była nie precyzja wykonania, ale sama ikonografia pierścieni. Czy mykeński wojownik mógł rozumieć znaczenie przedstawionych scen i być wtajemniczonym w koncepcje filozoficzne i religijne za nimi stojące? Davis i Stocker uważają, że tak właśnie było. Wiele osób sugerowało nam, że te skarby są jak skarbiec Czarnobrodego. Pochowano je ze zmarłym, by pokazać jego bogactwo zdobyte na Minojczykach. My jednak sądzimy, że w tym czasie ludzie z lądu rozumieli wiele z koncepcji religijnych przedstawionych w tych scenach, że zaczęli przyjmować za swoje koncepcje powstałe na Krecie. To nie jest zwykły łup. Być może skarby pochodzą z grabieży, ale zostały starannie dobrane i złożone w grobowcu właśnie ze względu na swoje przesłanie, które było dla Mykeńczyków zrozumiałe" - twierdzi Davis. Naukowcy podkreślają, że w grobowcu znaleziono też inne przedmioty, wskazujące na rozumienie przez Mykeńczyków minojskich koncepcji. Lustro złożone na nogach Wojownika Gryfa może być powiązane z pierścieniem, na którym bogini trzyma lustro. Uczeni spekulują, że złożenie w grobowcu lustra pokazuje, iż przedmiot ten miał specjalne znaczenie dla Mykeńczyków, a kilka grzebieni wskazuje na znaczenie rytualnej praktyki czesania się przed bitwą. Byk, święty symbol dla Minojczyków, jest też obecny w ikonografii mykeńskiej. Na pierwszym z pierścieni widzimy przeskakiwanie przez byka, a w grobowcu znaleziono wykonaną z brązu głowę byka ozdobioną imponującymi rogami, które prawdopodobnie były symbolem potęgi i autorytetu zmarłego. Davis i Stocker mają zamiar opublikować wkrótce bardziej szczegółową analizę swojego odkrycia, w której wymienią wiele innych powiązań, jakie znaleźli. Wszystko to powoduje, że wychodzimy daleko poza myślenie o zwykłej chęci nadanie sobie prestiżu za pomocą bogatego łupu. Każe nam to sądzić, że Mykeńczycy, tworząc swoją cywilizację, rozumieli wierzenia, idee i ideologię, jakie już istniały w ich czasach. Trudno jest jednak wychwycić takie niuanse - mówi Davis. Trudność ta spowodowana jest faktem, że Mykeńczycy mieli w zwyczaju chować członków swoich elit we wspólnych grobowcach. Znajdowano już znacznie bogatsze grobowce niż grób Wojownika Gryfa, jednak obecność w nich wielu ciał powodowała, że trudno było przyporządkować konkretne przedmioty konkretnym zmarłym. Grób Wojownika Gryfa zawiera zaś jedno ciało, co pozwala na narysowanie znacznie szerszego obrazu kulturowego i lepsze zrozumienie ludzi, którzy położyli podwaliny pod cywilizację Europy. « powrót do artykułu -
Myszy, którym dano zabawki i umieszczono w urozmaiconym otoczeniu, mają zdrowszy układ odpornościowy. Niewiele wiadomo o wpływie czynników środowiskowych na układ odpornościowy. Zanieczyszczenie, stan psychiczny czy status społeczny są jednak uznawane za czynniki odgrywające pewną rolę w rozwoju ludzkich chorób autoimmunologicznych. Zespół z Queen Mary University of London (QMUL) wykazał po raz pierwszy, że wzbogacone środowisko wpływa na limfocyty T. Gryzonie umieszczano na 2 tygodnie w zwykłym lub wzbogaconym otoczeniu. W zwykłym akwarium znajdowały się trociny i materiał do budowy gniazda. Zwierzęta ze wzbogaconego środowiska dysponowały zaś większym lokum, kołowrotkiem, kolorowym domkiem i tunelem. Po zaledwie 2 tygodniach we wzbogaconym otoczeniu z mnóstwem zabawek i miejsca układy odpornościowe myszy były zupełnie inne i wydawały się lepiej przygotowane do zwalczania infekcji - podkreśla prof. Fulvio D'Acquisto. To niezwykłe, bo nie podawaliśmy żadnych leków. Wszystkie zmiany dotyczyły warunków w akwarium. Można powiedzieć, że umieściliśmy gryzonie w odpowiedniku ośrodka wypoczynkowego i pozwoliliśmy się im cieszyć nowym, stymulującym otoczeniem. Od zwierząt wyekstrahowano limfocyty T i zastosowano stymulację czynnikiem naśladującym zakażenie. Okazało się, że limfocyty pozyskane od zwierząt ze wzbogaconego środowiska wykazywały unikatowy wzorzec uwalniania związków istotnych dla odporności (oznaczało to m.in. wyższy poziom interleukin 10 i 17). Naukowcy zauważyli także zmiany w zakresie ekspresji genów w limfocytach. Zwiększyła się ekspresja 56 genów (wiele z nich bierze udział w zdrowieniu i zwalczaniu infekcji). Prof. D'Acquisto podkreśla, że testy muszą być, oczywiście, powtórzone na ludziach, ale już teraz można mówić o interesujących możliwościach, np. o przepisywaniu przez lekarzy zmiany środowiska i 2-tygodniowych wakacji czy uzupełnianiu farmakoterapii, która oddziałuje na mechanikę infekcji, czymś w środowisku, co poprawiałoby dobrostan pacjenta. To może być obiecujące podejście do leczenia chorób przewlekłych. Wspominając o ograniczeniach studium, autorzy publikacji z pisma Frontiers in Immunology podkreślają, że przyglądali się tylko jednemu typowi komórek. « powrót do artykułu
-
Urodzone na wolności, rehabilitowane bonobo potrafią skutecznie łupać orzechy. Poziomem umiejętności nie odbiegają od dzikich szympansów. Johanna Neufuss z University of Kent analizowała zachowanie 18 bonobo z rezerwatu Lola ya Bonobo w Demokratycznej Republice Konga, wśród których łupanie orzechów widywano od circa 20 lat. W odróżnieniu od szympansów, na wolności bonobo rzadko używają nawet prostych narzędzi. Autorzy kilku badań wspominali o używaniu narzędzi przez bonobo w niewoli, ale generalnie wcześniej nie udokumentowano szczegółowo tego zjawiska. Studium zespołu z Kent pokazało, że zdolności manipulacyjne szympansów karłowatych są o wiele bardziej zróżnicowane, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Wyróżniono m.in. 15 chwytów tłuków, przy czym 10 nie obserwowano wcześniej u innych naczelnych (NHPS, ang. Nonhuman Primates), np. szympansów czy kapucynek. Okazało się, że w czasie łupania bonobo wykazywały silną ręczność: używały tylko albo prawej, albo lewej łapy (większość zwierząt była praworęczna). Używając większych kamieni, bonobo posługiwały się obiema rękami lub ręką i stopą. Bonobo aktywnie wybierały najlepszy kamień do łupania i w porównaniu do słynnych łupiących orzechy szympansów z Bossou w Gwinei, łupały więcej orzechów na minutę. « powrót do artykułu
-
Z Applied and Environmental Microbiology dowiadujemy się, że piersi mają własny mikrobiom, który może być równie ważny dla zdrowia, co mikrobiom jelit. Mikroorganizmy znajdujące się w piersiach mogą, nawet w niewielkich ilościaich, odgrywać rolę w rozwoju nowotworów, zwiększając lub zmniejszając ryzyko wystąpienia choroby - mówi jeden z autorów badań, profesor Gregory Reid, mikrobiolog i immunolog z Western University w Ontario. Przyczyny wielu nowotworów piersi nie są znane. Rolę w rozwoju choroby odgrywa wiek, predyspozycje genetyczne, zmiany środowiskowe, a coraz więcej badań wskazuje też na bakterie. Już w latach 60. zauważono, że karmienie piersią wiąże się z mniejszym ryzykiem nowotworu. Niedawne badania sugerują, że przyczyną takiego stanu rzeczy może być fakt, iż mleko wspiera rozwój korzystnych bakterii. Reid i jego koledzy postanowili pójść tym właśnie tropem. Przeanalizowali DNA bakterii znalezionych w tkance piersiowej 58 kobiet, które przeszły usunięcie guzów lub całkowite usunięcie piersi po łagodnych lub złośliwych nowotworach. Wyniki te porównali z wynikami analiz DNA bakterii u 23 zdrowych kobiet, które poddały się zabiegom zwiększenia lub pomniejszenia piersi. Okazało się, że u kobiet z nowotworami w tkance piersiowej występuje więcej niektórych rodzajów bakterii, w tym Enterobacteriaceae, Staphylococcus i Bacillus. Zaś u kobiet zdrowych zauważono większy poziom Lactococcus i Streptococcus. Delphine Lee, immunolog specjalizująca się w nowotworach piersi mówi, że nie dziwi jej, iż piersi mają własny mikrobiom. Pierś jest wystawiona na działanie środowiska zewnętrznego za pośrednictwem sutka i przewodów mlecznych. Bakterie mogą dostać się do wewnątrz również przez rany na skórze i w iny sposób. Nie wiemy jednak, czy niektóre bakterie są znajdowane w pobliżu guzów nowotworowych piersi dlatego, że je powodują, czy też dlatego, że jest to dobre środowisko dla ich rozwoju. Skądinąd wiadomo, że niektóre bakterie z rodzaju Enterobacteriaceae i Staphylococcus powodują uszkodzenia DNA, a uszkodzenia takie to znana przyczyna nowotworów. Inne bakterie mogą powodować stany zapalne. Kwestie zależności nowotworów piersi od mikrobiomu muszą zostać dopiero zbadane. Reid ma nadzieję, że uda się opracować bakteryjne biomarkery, które - na podstawie badania mikrobiomu piersi - udoskonalą diagnostykę. Być może powstaną też specjalne probiotyki, dzięki którym możliwa będzie zmiana mikrobiomu i poprawienie wyników leczenia nowotworów. « powrót do artykułu
-
Komórki osób z trądzikiem chronione przed starzeniem
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Naukowcy z Królewskiego College'u Londyńskiego odkryli, że osoby, które wcześniej cierpiały na trądzik, z większym prawdopodobieństwem mają dłuższe telomery w białych krwinkach. Może to oznaczać, że ich komórki są lepiej chronione przed starzeniem. Telomery to ochronne sekwencje z nukleotydów, które zabezpieczają przed "przycinaniem" chromosomów po ich podwojeniu w czasie podziału komórki. Przy krytycznej długości telomery nie chronią już chromosomów, a cykl podziałowy komórki ulega zatrzymaniu. Uśpienie procesu replikacyjnego generuje z kolei starzenie komórkowe albo wymusza śmierć komórkową. Wcześniejsze badania wykazały, że długość telomerów w leukocytach pozwala wnioskować o starzeniu organizmu, bo wiąże się z długością telomerów w innych komórkach ciała. W ramach najnowszego studium Brytyjczycy analizowali przypadki 1205 bliźniąt z kohorty TwinsUK. Jedna czwarta chorowała na jakimś etapie życia na trądzik. Analizy statystyczne, które wzięły poprawkę m.in. na wiek, wagę czy wzrost, wykazały, że u chorujących na trądzik telomery były znacząco dłuższe, co oznacza, że leukocyty były lepiej chronione przed deterioracją związaną z wiekiem. Autorzy publikacji z Journal of Investigative Dermatology przypominają, że wcześniej w ramach studium UK Acne Genetic wykazano, że jeden z genów odpowiedzialnych za długość telomerów wiąże się także z trądzikiem. Dermatolodzy od dawna dostrzegają, że skóra chorych z trądzikiem wydaje się starzeć wolniej niż skóra ludzi, którzy nigdy nie mieli trądziku. Symptomy starzenia, takie jak zmarszczki czy pocienienie skóry, pojawiają się bowiem o wiele później. Sugerowano, że dzieje się tak wskutek zwiększonej produkcji sebum, ale w grę wchodzą prawdopodobnie także inne czynniki. Naukowcy zbadali ekspresję genów w biopsjach skóry tych samych bliźniąt. Okazało się, że dla chorujących na trądzik charakterystyczna była słabsza ekspresja szlaku p53, który reguluje programowaną śmierć komórkową. Zespół podkreśla jednak, że potrzeba dalszych badań, by zidentyfikować geny biorące udział w starzeniu komórek i ustalić, pod jakimi względami różnią się one u osób przechodzących kiedyś trądzik. Akademicy wspominają o ograniczeniach swojego badania. W skład próby wchodziły wyłącznie kobiety. Poza tym opierano się głównie na samoopisie nasilenia trądziku i leczenia. Nie można też mówić o wskazaniu związków przyczynowo-skutkowych. « powrót do artykułu -
Minęło zaledwie 3000 lat od czasu, gdy ludzie zasiedlili Fidżi i inne izolowane wyspy. Musieli w tym celu przebyć tysiące kilometrów otwartych oceanów. Dotychczas jednak nie wiedzieliśmy, kim byli ci nieustraszeni żeglarze. Pozostawili po sobie wyróżniającą się czerwoną ceramikę i niewiele więcej. Naukowcy wysunęli więc dwie hipotezy. Pierwsza z nich mówi, że byli to rolnicy, którzy przepłynęli na wyspy bezpośrednio ze wschodnich części Azji, zdaniem zwolenników drugiej hipotezy - żeglarze mieszali się po drodze ze zbieraczami-myśliwymi z Melanezji, w tym z Papui Nowej-Gwinei. Przeprowadzone właśnie pierwsze zakrojone na szeroką skalę badania DNA Polinezyjczyków wsparły pierwszą z hipotez. Okazało się, że to mieszkańcy Azji Wschodniej wybrali się w podróż przez Pacyfik, a dopiero znacznie później Melanezyjczycy, prawdopodobnie mężczyźni, przedostali się do Oceanii i mieszali z osiadłymi tam już Polinezyjczykami. Zdaniem Cristiana Capellego, genetyka z Uniwersytetu Oksfordzkiego, badania te kończą wieloletni spór naukowy. Z kolei genetyk Mark Thomas z University College London zauważa, że badania pokazują, w jaki sposób kultura uniemożliwia na początku mieszanie się różnych grup. Rolnicy przenoszą się i po drodze nie mieszają się zbytnio z łowcami-zbieraczami. Schemat ten powtarza się wielokrotnie na całym świecie. Pierwsi Polinezyjczycy pozostawili po sobie czerwoną ceramikę stemplowaną, obsydianowe narzędzia i ozdobne muszle. Ich kultura zyskała nazwę Lapita, a wspomniane artefakty pojawiły się po raz pierwszy przed ponad 3000 lat na Archipelagu Bismarcka. Przedstawiciele kultury Lapita uprawiali kolokazję jadalną, jadalne gatunki pochrzynu, chlebowiec, hodowali świnie i kury. Błyskawicznie rozprzestrzenili się na Vanuatu, Nową Kaledonię, a w końcu dotarli na Fidżi, Tonga, Samoa i inne wyspy. W 1985 roku australijski archeolog Peter Bellwood wysunął hipotezę, zgodnie z którą Lapita pochodzi od rolników z Azji Wschodniej. Stwierdził, że szybko przemieścili się z Chin na Tajwan, następnie dotarli na Filipiny, a później przez otwarty ocean rozprzestrzenili się od Vanuatu do Samoa. W ciągu zaledwie 300 lat pokonali ponad 24 000 kilometrów. Hipoteza Bellwooda była zgodna z modelami lingwistycznymi, wedle których języki austronezyjskie rozprzestrzeniły się ze Wschodniej Azji na Oceanię i są różne od języków papuaskich z Melanezji. Jednak wielu badaczy zauważyło, że w DNA współczesnych Polinezyjczyków znajdują się dowody na ich mieszanie się z Melanezyjczykami i powolną podróż na wschód. Ta hipoteza przeważyła we współczesnej nauce. W czasie najnowszych badań uczeni przeanalizowali DNA z czterech kobiecych szkieletów z Vanuatu i Tonga datowanych na 2300-3100 lat temu. Trzy z tych szkieletów były bezpośrednio powiązane z kulturą Lapita. Uzyskane w ten sposób dane porównano z DNA niemal 800 współcześnie żyjących osób z 83 populacji w Azji Wschodniej i Oceanii. Udowodniono w ten sposób, że cztery kobiety pochodziły z innych populacji i brak jest dowodów na ich mieszanie się z przodkami dzisiejszych mieszkańców Papui Nowej-Gwinei. Wszystkie za to miały wspólnych przodków z ludem Atayal, czyli rdzennymi mieszkańcami Tajwanu oraz z ludem Kankanaey z Filipin. To oznacza, że ich przodkowie bardzo szybko przebyli ocean, nie mieszając się po drodze z Melanezyjczykami. Obecni Polinezyjczycy mają znaczący odsetek DNA Melanezyjczyków. Analizy wykazały, że to DNA występuje w dość długich, niepoprzerywanych fragmentach, a to oznacza, że zostało dodane niedawno, pomiędzy 500 a 2500 lat temu, już po pojawieniu się kultury Lapita. Naukowcy zauważyli też, że polinezyjski chromosom X ma mniej melanezyjskiego DNA niż inne chromosomy jądrowe. Jako, że chromosom X jest z większym prawdopodobieństwem dziedziczony po matce, sugeruje to, iż większość melanezyjskiego DNA trafiła do genomu Polinezyjczyków za pośrednictwem mężczyzn, czyli że to melanezyjscy mężczyźni mieszali się z Polinezyjskimi kobietami. Kobiecy przodkowie współczesnych mieszkańców Oceanii to Lapita, a wśród przodków męskich występują też Papuasi - mówi współautor badań, Pontus Skoglund z Harvard Medical School. « powrót do artykułu
-
Dojrzewanie zmienia sposób przetwarzania i zapamiętywania twarzy
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Dojrzewanie zmienia postrzeganie twarzy. Wg psychologów, stanowi to część procesu przygotowania do przyjęcia dorosłych ról społecznych. Wiemy, że twarz komunikuje wiele informacji społecznych, a zdolność do postrzegania oraz interpretowania tych danych zmienia się w trakcie rozwoju. Po raz pierwszy byłyśmy w stanie wykazać, że ważniejszy jest sam etap dojrzewania, a nie wiek metrykalny - podkreśla prof. Suzy Scherf z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii. Podczas pokwitania dokonuje się przejście od preferencji dorosłych kobiecych twarzy do preferencji twarzy rówieśników na tym samym etapie dojrzewania. Innymi słowy, dojrzewanie zmienia sposób postrzegania twarzy. Zjawisko to opisano wcześniej u zwierząt, ale nie u ludzi. Dzieje się tak prawdopodobnie wskutek oddziaływania hormonów na mózg i reorganizacji układu nerwowego. Scherf i studentka Giorgia Picci zebrały grupę 116 nastolatków w tym samym wieku. W oparciu o etap dojrzewania podzieliły wszystkich na 4 grupy. Etap pokwitania wyznaczono w oparciu o samoocenę oraz ocenę rodziców. Amerykanki prezentowały 120 czarno-białych zdjęć twarzy osób obojga płci. Były fotografie dzieci przed okresem dojrzewania, nastolatków w okresie wczesnego i późnego pokwitania oraz dojrzałych seksualnie młodych dorosłych. W ramach gry komputerowej badani mieli najpierw przyjrzeć się 10 twarzom z neutralną miną. Później w kolejnym zestawie 20 twarzy ze szczęśliwymi minami należało wskazać fizjonomie znane i nowe. Panie zauważyły, że ochotnicy przed okresem dojrzewania lepiej zapamiętywali dorosłe twarze (nazwały to efektem opiekuna). To interesujące, bo mamy tu do czynienia z dziećmi w wieku szkolnym, które spędzają dużo czasu z innymi dziećmi, a nadal prezentują odchylenie w kierunku zapamiętywania dorosłych twarzy. Dla odmiany osoby dojrzewające lepiej zapamiętywały twarze innych nastolatków. Jak podkreśla Scherf, zaskakujące było to, że wśród osób w tym samym wieku jednostki mniej dojrzałe wykazywały lepszą pamięć rozpoznawczą w stosunku do innych mniej dojrzałych nastolatków, a osoby bardziej dojrzałe w odniesieniu do bardziej dojrzałych rówieśników. To pokazuje, że jesteśmy bardzo uwrażliwieni na statusy dojrzewania. Ustalenia pań pozwalają wyjaśnić dobrze znany fenomen organizacji grup rówieśniczych według statusu pokwitania i zrozumieć, w jaki sposób nastolatki zaczynają myśleć o sobie jak o partnerach romantycznych. « powrót do artykułu -
Na kampusie Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej stanął najwyższy na świecie budynek wykonany w większości z drewna. Brock Commons ma 18 pięter i 53 metry wysokości. Powstał z drewnianych prefabrykatów w czasie krótszym niż 70 dni. Teraz budowlańcy rozpoczęli pracę wewnątrz budynku. Ich zakończenie zaplanowano na maj 2017 roku. Od września przyszłego roku Brock Commons będzie domem dla ponad 400 studentów. Brock Commons ma betonowe fundamenty i parter oraz 2 betonowe słupy, na których oparta jest konstrukcja. Ponad nimi wznosi się 17 pięter z drewnianych laminatów wspartych na laminowanych drewnianych kolumnach. Fasadę budynku wykonano z materiału, na których w 70% składa się drewno. "Wysokie drewniane budynki przynoszą wielkie korzyści ekonomiczne i środowiskowe. To, czego nauczymy się przy wznoszeniu Brock Commons pomoże w zmianie przemysłu budowlanego w kanadzie i na całym świecie. Już teraz widzimy, że wykorzystanymi tutaj technologiami interesuje się przemysł z USA, Japonii i Chin" mówi Cees de Jager, dyrektor w Binational Softwood Lumber Council. Dzięki zastosowaniu drewna aż o 4 miesiące skrócono czas potrzebny do wzniesienia budynku. Ponadto wzniesienie takiego samego budynku z tradycyjnych materiałów wiązałoby się z emisją dodatkowych 2432 ton CO2 do atmosfery. Całość kosztów Brock Commons to około 51,5 miliona dolarów. « powrót do artykułu
-
Nawet rozcieńczony miód manuka silniejszy od biofilmów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Nawet w niskich stężeniach miód z kwiatów drzewa herbacianego, nazywanego po maorysku manuką (Leptospermum scoparium), hamuje aktywność i wzrost bakteryjnych biofilmów. Naukowcy uważają, że w ten sposób można by zapobiegać rozwojowi zakażeń u pacjentów z cewnikami urologicznymi. Sądzimy, że pacjenci mogą także skorzystać na przeciwzapalnych właściwościach miodu, które są generalnie silniejsze w miodach ciemnych, takich jak miód manuka. Podczas wykorzystania miodu ryzyko oporności jest znikome - podkreśla prof. Bashir Lwaleed z Uniwersytetu w Southampton. Brytyjczycy hodowali na plastikowych szalkach pałeczki okrężnicy (Escherichia coli) i Proteus mirabilis. Miód rozcieńczano wodą destylowaną i dodawano do pożywki, uzyskując roztwory o różnym stężeniu: 3,3%, 6,6%, 10%, 13,3% oraz 16,7%. W dalszej części eksperymentu różne rozcieńczenia dodawano z bakteriami do 2 pojemników (w każdym znajdowało się 96 szalek). Do pozostałych dodawano czystą pożywkę albo sztuczny miód. Całość następnie pieczętowano oraz inkubowano przez 24, 48 i 72 godziny. W drugiej części eksperymentu miód dodawano po 24 godzinach i inkubowano przez 4 godziny albo kolejną dobę. Okazało się, że miód manuka silnie ograniczał "lepkość" bakterii, a więc i rozwój biofilmu. W porównaniu do czystej pożywki czy sztucznego miodu, po 48 godzinach nawet najniższe stężenie (3,3%) zmniejszało lepkość o 35%. Najsilniejszy wpływ obserwowano po 3 dniach w roztworze 16,7%, kiedy to lepkość spadała aż o 77%. Po 72 godzinach wszystkie stężenia zmniejszały kleistość o ok. 70%. Oceniając wpływ miodu na dalszy wzrost biofilmu, autorzy publikacji z Journal of Clinical Pathology zauważyli, że po 4-godzinnej inkubacji roztwór 16,7% ograniczał go o 38%, a po 24 godzinach o 46%. Dla słabszych roztworów - 3,3 oraz 6,6% - po 48 godzinach wpływ był jeszcze silniejszy. Naukowcy podkreślają, że ich eksperymenty symulowały wczesne etapy tworzenia biofilmu i potrzeba dalszych badań z warunkami bardziej przypominającymi przepływ cieczy przez pęcherz. « powrót do artykułu -
Ptaki nie zderzają się w locie, gdy lecą naprzeciwko siebie, gdyż mają tendencję do skręcania w prawo. To odkrycie może pozwolić na stworzenie lepszych systemów antykolizyjnych dla dronów. Mandyam Srinivasan z University of Queensland przeprowadził wraz z kolegami testy, podczas których filmowali pary papużek falistych lecących naprzeciwko siebie w wąskim tunelu. Podczas 100 testów ptaki w 84 przypadkach skręciły w prawo, by uniknąć zderzenia. Nie doszło do żadnej kolizji. Papużki zwykle latały też na różnych wysokościach, co pozwoliło na uniknięcie zderzenia nawet wówczas, gdy jeden osobnik skręcił w lewo. Zdaniem Srinivasana o wysokości lotu może decydować hierarchia w grupie. Wydaje się, że dominujące ptaki wolą lecieć niżej. Być może jest to bardziej efektywne z punktu widzenia zużycia energii, więc mniej ważny osobnik musi wznieść się wyżej. System nawigacyjny ptaków i strategie pozwalające na unikanie zderzeń ewoluowały przez 150 milionów lat. Mogą posłużyć twórcom dronów jako inspiracja. Współczesne niewielkie drony wykorzystują proste czujniki zbliżeniowe, które pozwalają im na unikanie przeszkód. Gdyby jednak mogły się ze sobą komunikować i wszystkie zostały zaprogramowanie tak, by w razie niebezpieczeństwa kolizji skręcały w prawo, zyskałyby prosty i skuteczny system antykolizyjny. Trudniej byłoby skoordynować wysokość lotu poszczególnych maszyn, ale i to można osiągnąć np. poprzez przypisanie dronom numerów. Urządzenie o wyższym numerze leciałoby wyżej, to o niższym - niżej, proponuje Srinivasan. « powrót do artykułu
-
Bazujące na kofeinie związki (dimery) nie dopuszczają do rozwoju choroby Parkinsona. Naukowcy z Uniwersytetu Saskatchewan skupili się na α-synukleinie (ASN), białku, które reguluje biosyntezę i poziom dopaminy. U pacjentów z chorobą Parkinsona ma ona nieprawidłową konformację i tworzy cytotoksyczne agregaty, tzw. ciała Lewy'ego. Od jakiegoś czasu pojawiają się doniesienia wskazujące na prionowe właściwości ASN (w chorobach prionowych nieprawidłowo ukształtowane białka wyzwalają nieprawidłowe składanie innych protein, dając efekt domina). Wiele stosowanych obecnie związków terapeutycznych koncentruje się na wzmaganiu wkładu dopaminowego przeżywających neuronów, ale jest to skuteczne dopóty, dopóki istnieje wystarczająca liczba komórek do wykonywania tego zadania. Nasze podejście bazuje na ochronie komórek dopaminergicznych na drodze niedopuszczania do nieprawidłowego składania α-synukleiny - wyjaśnia prof. Jeremy Lee. Kanadyjczycy zsyntetyzowali 30 dwufunkcyjnych dimerów (cząsteczek łączących 2 substancje o udowodnionym wpływie na neurony dopaminergiczne). Szkielet stanowiła kofeina, a do takiej bazy dodawano np. nikotynę, metforminę czy aminoindan. Posługując się drożdżowym modelem choroby, naukowcy wykazali, że dwa dimery zapobiegały tworzeniu agregatów ASN, dzięki czemu komórki mogły prawidłowo rosnąć i funkcjonować. « powrót do artykułu
-
Niemieccy inżynierowie przeprowadzili udany test pierwszego na świecie czteroosobowego samolotu zasilanego ogniwami paliwowymi. Podczas trwającego 10 minut lotu na pokładzie maszyny HY4 znajdowało się dwóch pilotów i dwa manekiny. Samolot jest wspólnym dziełem firmy lotniczej Pipistrel, producenta ogniw paliwowych Hydrogenics, Uniwersytetu w Ulm oraz Niemieckiego Centrum Lotniczego DLR. Wykorzystuje on wodorowe ogniwa paliwowe, które pozwalają mu na osiągnięcie prędkości przelotowej 145 km/h i podróż na odległość 1500 kilometrów. Start i lądowanie odbywają się zaś dzięki energii z akumulatorów. HY4 to idealna platforma do rozwoju ogniw paliwowych dla samolotów. Niewielkie samoloty pasażerskie, takie jak HY4, będą w niedalekiej przyszłości używane w transporcie lokalnym, w roli powietrznych taksówek, stanowiąc realną alternatywę dla istniejących środków transportu - stwierdził profesor Josef Kallo, odpowiedzialny za projekt z ramienia DLR. « powrót do artykułu
-
Naukowcy, którzy pracowali na RSS James Cook na środkowym Atlantyku i południowym zachodzie Oceanu Indyjskiego, znaleźli jako pierwsi dowody, że zwierzęta żyjące na dużych głębokościach, np. pustelniki czy strzykwy, połykają włókna mikroplastiku. Biolodzy z Uniwersytetów w Bristolu i Oksfordzie znaleźli mikrofragmenty tworzyw sztucznych w zwierzętach żyjących na głębokościach od 300 do 1800 m. To pierwszy raz, kiedy wykazano, że mikroplastik, który może się dostawać do mórz przez pranie ubrań wykonanych z tkanin syntetycznych czy z sieci rybackich, jest zjadany przez organizmy zamieszkujące głębiny. Wyniki naprawdę mnie zaskoczyły. To przypomnienie, że zanieczyszczenie plastikiem naprawdę sięgnęło najdalszych zakątków Ziemi - podkreśla prof. Laura Robinson z Uniwersytetu Bristolskiego. Mikrofragmenty tworzyw sztucznych definiuje się jako cząstki o długości poniżej 5 mm. Obejmują one uwzględnione w opisywanym badaniu mikrowłókna oraz wykorzystywane w kosmetykach mikrogranulki. Autorzy publikacji z pisma Scientific Reports wykryli u zwierząt głębinowych m.in. poliester, nylon i akryl. Mikroplastik ma podobne wymiary co detrytus (tzw. morski śnieg), czyli opadający z wyższych warstw wody materiał organiczny, którym często żywią się mieszkańcy głębin. Głównym celem naszej ekspedycji badawczej było zbieranie mikroplastiku z osadów głębokiego oceanu. Znaleźliśmy go naprawdę dużo. Zważywszy, że zwierzęta wchodzą z nim w kontakt, [...] w poszukiwaniu dowodów na spożycie postanowiliśmy zajrzeć do ich wnętrza. Szczególnie alarmujące jest to, że mikroplastiki odkryliśmy nie na terenach przybrzeżnych, ale w głębokim oceanie, tysiące mil od lądowych źródeł zanieczyszczenia - opowiada dr Michelle Taylor z Wydziału Zoologii Uniwersytetu w Oksfordzie. Zwierzęta zbierano za pomocą zdalnie kierowanego pojazdu podwodnego. Później naukowcy zastosowali metody kryminalistyczne. W ten sposób mieli pewność, że mikroplastik rzeczywiście występował w danym organizmie i nie był zanieczyszczeniem. « powrót do artykułu
-
Polak odkrył najgłębszą na świecie zalaną jaskinię
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Grupa pracująca pod kierunkiem Krzysztofa Starnawskiego odkryła najgłębszą na świecie zalaną jaskinię. Znajduje się ona w pobliżu czeskiego miasta Hranice i liczy sobie co najmniej 404 metry głębokości. Hranicka Propast znana jest od dziesięcioleci, jednak nurkowie eksplorowali dotychczas jej górne części. Starnawski zdecydował się zejść niżej i dotarł na głębokość 200 metrów, do skalnego zwężenia. Wiedział, że ono tam będzie, gdyż w ubiegłym roku przepłynął przez zwężenie i wybrał się na głębokość 265 metrów. Musiał jednak później spędzić 6 godzin w kabinie dekompresyjnej, więc uznał, że dalsza eksploracja wymaga pomocy robota. zatem tym razem nie przepływał przez zwężenie, a wysłał robota, który przepłynął kolejnych 200 metrów w dół. To maksymalna długość kabla, który pozwala na operowanie robotem. Dzięki Starnawskiemu wiemy, że Hranicka Propast ma co najmniej 404 metry głębokości. Nie wiadomo, jaka jest jej rzeczywista głębokość, gdyż robot nie dotarł do dna. Wiemy jednak, że Hranicka Propast jest najgłębszą zalaną jaskinią, a od dotychczasowej rekordzistki, włoskiej Pozzo del Merro, jest głębsza o co najmniej 12 metrów. « powrót do artykułu -
Przed dwoma dniami, 1 października, rząd USA formalnie przestał nadzorować internet. Amerykański Departament Handlu poinformował o wygaśnięciu umowy pomiędzy nim a ICANN (Internet Corporation for Assigned Names and Numbers). ICANN zarządza domenami najwyższego rzędu i jest jedyną organizacją sprawującą kontrolę nad internetem na poziomie globalnym. Po wygaśnięciu umowy z rządem USA ICANN stał się niezależną organizacją, która będzie zarządzana przez "udziałowców internetu" - inżynierów, naukowców, środowiska akademickie, organizacje rządowe i pozarządowe. Uniezależnienie się ICANN od rządu USA - dotychczas organizacja formalnie podlegała Departamentowi Handlu - to zwieńczenie realizowanego od 10 lat planu "sprywatyzowania internetu". Zwolennicy uwolnienia ICANN od kontroli USA mówią, że to ruch w dobrym kierunku, gdyż pozwoli na zachowanie integralności sieci na poziomie ogólnoświatowym. Przeciwnicy tego pomysłu argumentują zaś, że teraz różnym autorytarnym reżimom łatwiej będzie przejąć kontrolę nad siecią. Niedawno przedstawiciele czterech amerykańskich stanów próbowali zablokować przekazanie ICANN pod międzynarodową kontrolę i wystąpili do sądu z wnioskiem o zablokowanie takich działań. Sąd federalny w Teksasie odmówił ich żądaniom. Zaczątkiem internetu był amerykański wojskowy ARPANET. Z czasem sieć się rozrastała, na przełomie lat 60. i 70. korzystało z niej coraz więcej ośrodków akademickich. W końcu w roku 1980 od całości odłączono sieć wojskową i powstał cywilny internet. W związku z jego szybkim rozwojem pojawiła się potrzeba uporządkowania systemu domen i adresów. Wtedy z Internet Engineering Task Force, nieformalnej organizacji zajmującej się ustanawianiem standardów technicznych w internecie wyłoniła się grupa robocza o nazwie IANA (Internet Assigned Numbers Authority). Mimo, że również i ona nie była sformalizowana otrzymała od rządu USA uprawnienia do zarządzania domenami, gdyż nikt inny nie był wówczas tego zrobić. IANA i rząd USA podpisały umowę, na podstawie której organizacja miała zarządzać domenami do roku 2006. W 1998 roku powołano do życia profesjonalną niedochodową ICANN, a IANA stała się jej częścią. ICANN podlegał kontroli amerykańskiego Departamentu Handlu. Już wtedy zaczął kiełkować pomysł, by uniezależnić ICANN od nadzoru rządu USA. W 2006 roku Waszyngton i ICANN przedłużyły na kolejne lata umowę podpisaną wcześniej z IANA. W roku 2009 została podpisana umowa przewidująca, że ICANN będzie zarządzany przez wielu "właścicieli". W końcu w marcu bieżącego roku podpisano kolejną umowę, na podstawie której Departament Handlu rezygnował z kontroli i nadzoru nad ICANN oraz IANA. Od 2 dni ICANN jest organizacją niezależną od nadzoru pojedynczego rządu. « powrót do artykułu
-
Uczeń w laboratorium znanej uczelni dzięki projektowi STEM4youth
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Pokazanie, jaką pracę mogą zdobyć absolwenci kierunków ścisłych i jak na rozwoju tych nauk zyskują gospodarka i społeczeństwo – to główne zadanie programu STEM4youth. Badacze z kilku krajów Unii Europejskiej, koordynowani przez naukowców z Politechniki Warszawskiej, opracowują w tym celu platformę e-learningową i materiały dydaktyczne, które pokażą, że przedmioty ścisłe opłaca się studiować. Choć nasi maturzyści coraz częściej wybierają studia inżynierskie, to brak fachowców z nauk ścisłych jest problemem głównie za granicą. Europa zaniedbała ten temat – zaznacza dr inż. Przemysław Duda z Wydziału Fizyki Politechniki Warszawskiej, koordynator projektu. Studia inżynierskie są trudne, a młodzi ludzie widzą, że mogą dobrze zarabiać, studiując prostsze kierunki. Jednocześnie na skutek rozwoju technologicznego szybko wzrasta popyt na osoby ze ścisłym profilem wykształcenia. Dlatego pomysłodawcy postanowili stworzyć projekt międzynarodowy, włączając do udziału w nim uczelnie z Czech, Grecji, Hiszpanii, Włoch i Słowenii. Oswoić fizykę W Polsce w 2016 roku maturę z fizyki postanowiło zdawać zaledwie 9 % maturzystów. Fizyka postrzegana jest jako przedmiot bardzo trudny, a jednocześnie nauczany w sposób nieatrakcyjny. Nauczyciele w większości nie dysponują wystarczającą aparaturą badawczą, żeby przeprowadzić wspólnie z uczniami doświadczenie w czasie lekcji – tłumaczy Katarzyna Hołownicka, która zajmuje się ewaluacją projektu. Kiedy uczniowie odwiedzają nasz wydział, a my pokazujemy im różnego rodzaju doświadczenia, to często zmieniają podejście do fizyki. Widzą, że zjawiska fizyczne mają wpływ na życie, że można je ze sobą powiązać i że jest to rzeczywiście ciekawe. Zrób doświadczenie w politechnicznym laboratorium STEM4youth to niejako kontynuacja realizowanego już na PW projektu e-fizyka. W jego ramach przygotowano bezpłatny multimedialny podręcznik do nauki fizyki w liceach oraz filmy i animacje demonstrujące wybrane zjawiska fizyczne. Zarejestrowane w platformie szkoły mogą korzystać też ze zdalnego laboratorium. Przez Internet sterują urządzeniami znajdującymi się w laboratorium na Wydziale Fizyki PW, a wynik eksperymentu obserwują przez kamerę internetową. W laboratorium znajduje się rzeczywista aparatura, na której uczeń, z dowolnego miejsca na świecie, może wykonać eksperyment – tłumaczy dr Duda. Może nim sterować, obserwować efekty. Urządzenie wykonuje polecenia ucznia i odbywa się to automatycznie, bez udziału osób trzecich. Science, Technology, Engineering, Mathematics W analogiczny sposób będą odbywać się "zajęcia" na platformie STEM4youth. Będą umieszczane tam materiały do nauki matematyki, fizyki, astronomii, chemii, medycyny, inżynierii i medycyny. Jednocześnie zagadnienia te będą ze sobą powiązane, co pokaże, jak jedna dziedzina wpływa na drugą. Uczniowie będą mieli do dyspozycji: e-podręcznik, gry, multimedia, zdalne laboratoria. Każdy z uczestniczących w programie krajów stworzy informacje w swoim języku narodowym oraz po angielsku. Zespół z PW skupi się na przygotowaniu laboratoriów i materiałów do nauki fizyki oraz opracowaniu głównej platformy e-learningowej. Nauka nie zna granic Opracowywana w ramach programu STEM4youth platforma e-learningowa będzie służyć nie tylko edukacji, ale też prowadzeniu wspólnych prac przez uczniów z różnych krajów. Planujemy przygotować też konkurs dla uczniów – zdradza dr Mirosław Brzozowy. Chcemy, żeby uczniowie stworzyli międzynarodowe zespoły i rozwiązywali pewne problemy. W międzynarodowych korporacjach praca zdalna to codzienność, dlatego chcemy postawić uczniów przed takim wyzwaniem. Program rozpoczął się 1 maja 2016 roku i potrwa 3 lata. Będą mogły do niego przystąpić szkoły ponadgimnazjalne. Wszystkie zajęcia będą bezpłatne. « powrót do artykułu -
Pierwsze zamki na Śląsku powstały w drugiej poł. XII w. Tym samym ich początki zostały przesunięte o ok. pół wieku w głąb średniowiecza - wynika z analiz wrocławskich naukowców. Naukowcy skupili się na analizie danych pochodzących z zamków we Wleniu, Wrocławiu i Legnicy. Nowe ustalenia były możliwe dzięki wykonaniu badań fizykochemicznych, petrograficznych, radiowęglowych i wymiarowych materiału użytego do ich budowy. Do tej pory przeważał pogląd, że pierwsze śląskie zamki należy datować na lata 20. XIII wieku. Jednak już od lat 80. XX w. pojawiały się odkrycia wskazujące, że mogło stać się to już kilkadziesiąt lat wcześniej. Nasze badania potwierdzają taki kierunek ustaleń - pierwsze zamki powstały tam w drugiej poł. XII wieku - wyjaśnia PAP kierowniczka projektu naukowego, prof. Małgorzata Chorowska z Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej. To ze Śląska po całej Polsce rozprzestrzeniła się koncepcja przekształcania drewniano-ziemnych grodów w zamki, lecz był to proces wieloetapowy i rozciągnięty w czasie - zaznacza badaczka. Z ustaleń zespołu naukowców wynika, że za pierwszy zamek na terenie Śląska należy uznać ten wzniesiony we Wleniu, kolejno - we Wrocławiu, a następnie w Legnicy. Dotąd archeolodzy i architekci musieli zaufać historykom i źródłom pisanym w kwestii powstania pierwszych zamków na Śląsku. Ciągle brakowało natomiast danych archeologicznych, które pochodziłyby z analizy samych zabytków. Naukowcy przebadali m.in. zaprawy murarskie i cegły, stosując analizę petrograficzno-mineralogiczną. W ten sposób poznali ich skład i mogli porównać między sobą warsztaty budowlane zamków z kilku ośrodków. Do tej pory odbywało się to na podstawie obserwacji różnic dostrzeganych w murach gołym okiem. Były to jednak metody nie w pełni obiektywne i sprawdzalne naukowo - dodaje prof. Chorowska. Dokonano również nowatorskich pomiarów wielkości cegieł, dzięki metodzie wypracowanej przez Mariusza Cabana, doktoranta na Politechnice Wrocławskiej. Sposób opiera się przede wszystkim na gromadzeniu dużej ilości wymiarów (do 360) w sposób parowany, czyli notowaniu wymiarów główki i wozówki zawsze z dostępną w licu muru wysokością cegły. Jak wynika z badań prof. Chorowskiej, cechą wspólną trzech najstarszych znanych zamków na terenie Śląska - w Legnicy, Wrocławiu i Wleniu - jest to, że wcześniej w tych samych miejscach znajdowały się grody (których początki należy łączyć nawet z X w.), a więc założenia obronne ujęte w wały drewniano-ziemne. Pod ich osłoną powstawały murowane palatia lub, jak w przypadku Wrocławia, monumentalna wieża mieszkalna. Mimo że początkowo każda z wymienionych rezydencji wyglądała inaczej, po pewnym czasie nawet we Wrocławiu stanął podłużny pałac. Zamki te łączy też to, że pałace współistniały z wieżami o charakterze typowo obronnym, a w przypadku Wlenia - z murem obwodowym. Były to jedne z największych rezydencji na terenie Europy w tym czasie - zaznacza badaczka. Profesor zapytana o powód zmiany wznoszenia fortyfikacji - z drewniano-ziemnych na ceglane, powiedziała, że był on związany z opłacalnością ich wykonywania. Mury ceglane nie poprawiały właściwości obronnych, ale były łatwiejsze do wzniesienia - nie wymagały tak dużych nakładów pracy, jak w przypadku obwarowań drewniano-ziemnych - dodaje. Wynik potwierdził nasze wcześniejsze przypuszczenia, że zamki na Śląsku powstawały już pół wieku wcześniej, niż uważano do tej pory. To zjawisko wiąże się z aktywnością polityczną księcia piastowskiego Bolesława Wysokiego - opowiada badaczka. Jak dodaje prof. Chorowska, był on jednym z wygnanych synów Władysława Wygnańca. To właśnie dzięki szeroko zakrojonej akcji polegającej na wznoszeniu konstrukcji obronnych - zamków, książę odzyskał utracone dziedzictwo. Badania umożliwiły środki uzyskane od Narodowego Centrum Nauki. « powrót do artykułu