-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Jedynie 5 proc. dializowanych osób jest zgłaszanych do przeszczepu nerki, co oznacza, że aż 95 chorych pozostaje wciąż poza listą oczekujących na transplantację - powiedział PAP dyrektor Instytutu Transplantologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (WUM). 26 stycznia obchodzony jest Ogólnopolski Dzień Transplantacji, który przypada w rocznicę pierwszego w Polsce udanego przeszczepu nerki. Tego dnia - 26 stycznia 1966 r., czyli 51 lat temu - przeprowadzili go lekarze I Kliniki Chirurgicznej ówczesnej Akademii Medycznej w Warszawie pod kierunkiem prof. Jana Nielubowicza oraz prof. Tadeusz Orłowskiego. Dyrektor Instytutu Transplantologii WUM prof. Artur Kwiatkowski powiedział, że w 2016 r. przeszczepiono w naszym kraju 978 nerek (według danych Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego ds. Transplantacji "Poltransplant"). Tych transplantacji było więcej niż w 2015 r., kiedy przeszczepiono 958 nerek, ale zdecydowanie mniej niż w rekordowym 2012 r., kiedy odbyły się 1094 takie zabiegi. Zdaniem prof. Kwiatkowskiego - jednego z wykonawców pierwszego w Polsce łańcuchowego przeszczepienia nerek - potrzebne są zmiany w zakresie pozyskiwania i dystrybucji nerek, zasad kwalifikowania do przeszczepu tego narządu oraz finansowania transplantacji. Trzeba zmienić kwalifikacje chorych do przeszczepu nerki, które przeprowadza się w stacjach dializ, gdzie zabiegom oczyszczania krwi z trujących toksyn poddawani są chorzy z przewlekłą niewydolnością nerek. "W ośrodkach tych leczonych jest około 22 tys. pacjentów, ale do transplantacji zgłaszanych jest zaledwie 5 proc. z nich. A zatem zdecydowana większość, czyli aż 95 proc. chorych, nie jest umieszczana na krajowej liście oczekujących na przeszczep nerki" – podkreślił prof. Kwiatkowski. Faktyczne zapotrzebowanie na przeszczep nerki w naszym kraju jest trzy-, czterokrotnie większe. W Europie pod koniec 2013 r. było dializowanych 330 tys. chorych, spośród których 70 tys., czyli 22 proc., było na liście oczekujących na przeszczep. To ponadczterokrotnie większy odsetek niż w Polsce. Ponieważ nie wszyscy pacjenci, którzy powinni, są kwalifikowani do przeszczepu, mamy pozornie krótki czas oczekiwania na transplantację – zwraca uwagę prof. Kwiatkowski. Zwykle chorzy muszą czekać około dwóch lat od pierwszej dializoterapii i 10 miesięcy po umieszczeniu na liście osób oczekujących. Gdyby jednak było kwalifikowanych więcej chorych, z powodu braku narządów trwałoby to znacznie dłużej. Według "Poltransplantu", pod koniec grudnia 2016 r. na krajowej liście oczekujących na przeszczep nerki było umieszczonych 1031 chorych. Gdyby do tych zabiegów kwalifikowały ośrodki transplantacyjne, tak jak to przebiega w USA, na tej liście mielibyśmy prawdopodobnie co najmniej 3 tys. pacjentów. Przeszczepianie nerek, w porównaniu do dializoterapii, dwukrotnie wydłuża życie chorych i zapewnia nieporównywalnie większy komfort życia, a z ekonomicznego punktu widzenia jest również bardziej korzystne finansowo. W pierwszym roku po zabiegu koszty opieki są o 30 proc. mniejsze, a w następnym – o 70 proc. – powiedział prof. Kwiatkowski. Wzrost przeszczepów w naszym kraju nie będzie możliwy bez zwiększenia liczby donacji narządów od osób zmarłych. Pod tym względem mamy od kilku lat stagnację. W 2012 r. zgłoszono 615 tzw. rzeczywistych dawców, czyli takich, od których pobrano narządy. W 2016 r. liczba tych dawców wynosiła 544 i była już nieco większa niż w 2015 r., kiedy odnotowano 526 donacji. Cała aktywność promocyjna związana z pobieraniem narządów spoczywa na ośrodkach przeszczepiających nerki. Na dodatek głównie opiera się ona na pasji zespołów zajmujących się tymi transplantacjami. A to już nie wystarczy. Pozyskiwanie dawców powinno być centralnie skoordynowane i mieć zasięg ogólnokrajowy, podobnie jak jest to zorganizowane w Hiszpanii. Działania promocyjne powinny uzyskać większe wsparcie Ministerstwa Zdrowia. Pomocne powinno być także utworzone w 2016 r. przez Instytut Transplantologii Polskie Towarzystwo na Rzecz Donacji Narządów – wyjaśnił prof. Kwiatkowski. Zdaniem specjalisty, konieczna jest również zmiana finasowania przeszczepiania narządów. Transplantacje nie są limitowane, ale tylko pozornie, ponieważ limitowane są inne procedury, bez których nie można ich przeprowadzić. Limitowana jest kwalifikacja biorcy przeszczepu oraz takie procedury jak mechaniczna perfuzja w hipotermii, indukcji immunosupresji oraz transplantacja nerki sposobem Brickera [pozwalająca uzyskać prawidłowy pęcherz moczowy]. Te trzy procedury z niezrozumiałych względów zaliczane są do także limitowanej opieki potransplantacyjnej – powiedział PAP prof. Kwiatkowski. « powrót do artykułu
-
Lekarze z Great Ormond Street Hospital informują o remisji białaczki u dwóch dzieci, u których po raz pierwszy w historii zastosowano genetycznie zmodyfikowane komórki odpornościowe dawcy. Eksperyment daje nadzieję na stworzenie łatwo dostępnej taniej terapii wykorzystującej komórki dawców. Może być też poważnym wyzwaniem dla takich firm jak Juno Therapeutics czy Novartis, które wydały dziesiątki milionów dolarów na terapie, które wymagają pobrania własnych komórek pacjenta i odpowiedniego ich zmodyfikowania. Wspomniane dzieci, w wieku 11 i 16 miesięcy, cierpiały na białaczkę, której nie można było wyleczyć innymi metodami. Zdecydowano się więc na nowatorskie podejście, a prowadzący eksperyment doktor Waseem Qasim poinformował, że obecnie choroba jest w stanie remisji. Pomimo obiecujących wyników i nagłośnienia sprawy w brytyjskich mediach, niektórzy specjaliści pozostają sceptyczni. Dzieci poddawano bowiem też standardowej chemioterapii, a lekarze z Londynu nie dowiedli, że pomogły limfocyty T dawców. "Jest w tym pewna nadzieja, ale nie mamy dowodu. Byłoby wspaniale, gdyby ta terapia działała, ale nie zostało to jeszcze udowodnione" - zauważa Stephen Grupp, dyrektor wydziału immunoterapii nowotworów w Szpitalu Dziesięcym w Filadelfii, który współpracuje z Novartisem. Prawa do opracowanej w Londynie terapii zostały sprzedane firmie Cellectis, a prace nad dalszym rozwojem tej metody prowadzą Servier i Pfizer. Terapie z wykorzystaniem limfocytów T, zwane CAR-T, to nowe technologie i nie są jeszcze komercyjnie dostępne. Dotychczas przynoszą one świetne wyniki w walce z nowotworami krwi. Na przykład Novartis i Juno informują, że około połowy pacjentów zdrowieje po otrzymaniu własnych zmodyfikowanych limfocytów T. Jednak skomercjalizowanie takich terapii nie jest proste i wiąże się ze skomplikowanymi procedurami logistycznymi. Na przykład Novartis odpowiednio przystosowało do tego celu swoje centrum w New Jersey i obecnie przylatują do niego limfocyty T od pacjentów z 25 szpitali w 11 krajach, są tam szybko modyfikowane genetycznie i z powrotem wysyłane do szpitali leczących tych pacjentów. Novartis chce uzyskać w bieżącym roku zgodę władz USA na zastosowanie swojej terapii u dzieci. CAR-T są na tyle obiecujące, że przyciągają inwestorów. Jednak wiele firm szuka innych rozwiązań niż Juno i Novartis. Regeneron, Kite Therapeutics, Fate Therapeutics czy Cell Medica pracują nad gotowymi rozwiązaniami, podobnymi do tych zastosowanych przez lekarzy w Londynie. Łatwiej, szybciej i taniej można by leczyć pacjentów, gdyby były dostępne gotowe zmodyfikowane limfocyty T dawców. Julianne Smith, wiceprezes odpowiedzialna w firmie Cellectis za rozwój CAR-T mówi, że szacowane koszty wytworzenia dawki zmodyfikowanych limfocytów T od dawcy to około 4000 USD. Koszty pobrania od pacjenta limfocytów T, przesłania ich do specjalistycznego centrum, zmodyfikowania i ponownego wysłania do szpitala leczącego pacjenta to około 50 000 USD. Potencjalna konkurencja ze strony firm pracujących nad gotowymi lekami nie martwi Roberta Nelsena, inwestora i założyciela Juno Therapeutics. To, co oni mogą zaoferować w przyszłości, my oferujemy już teraz. A nawet jeśli już będą mieli gotowe rozwiązania, to gwarantuję, że będziemy mieli przewagę, bo lepiej jest mieć własne komórki niż kogoś innego. O londyńskim eksperymencie warto wspomnieć także dlatego, że nigdy wcześniej nie podawano pacjentom tak mocno zmodyfikowanych komórek. Przeszły one bowiem po 4 zmiany genetyczne wykonane metodą TALEN. Dwie podstawowe zmiany, jakie przeszły, to pozbawienie limfocytów T zdolności do atakowania komórek innego człowieka, a druga - nakierowanie ich ataku na komórki nowotworowe. « powrót do artykułu
-
Australijscy naukowcy przeprowadzili obrazowanie dwóch ponad 100-letnich mózgów wilkoworów tasmańskich (Thylacinus cynocephalus). Następnie porównali je do mózgów diabłów tasmańskich. Ponieważ naturalnego zachowania tych pierwszych nigdy nie udokumentowano, próbowano je odtworzyć m.in. na podstawie połączeń różnych obszarów mózgu. Prof. Ken Ashwell z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii podkreśla, że porównawcza neuronauka daje wiele możliwości, bo w muzeach pełno jest mózgów rzadkich czy wymarłych zwierząt. Ostatni wilkowór padł w 1936 r. w zoo w Hobart. By dowiedzieć się czegoś więcej o tych wymarłych torbaczach, autorzy publikacji z PLoS ONE wykorzystali mózgi okazów z Instytutów Smithsona w USA oraz Muzeum Australijskiego. Naukowcy posłużyli się obrazowaniem tensora dyfuzji, które mierzy dyfuzję cząsteczek wody w tkance, oraz rezonansem magnetycznym (MRI). Uzyskane w ten sposób dane porównano ze skanami mózgu 2 diabłów tasmańskich (jeden był w wieku zbliżonym do wieku mózgów wilkoworów, a drugi pozyskano od zmarłego niedawno zwierzęcia). Biolodzy chcieli sprawdzić, czy na podstawie architektury mózgu uda im się wnioskować nt. zachowania każdego gatunku. Kiedy spojrzy się na korę jakiegoś ssaka, znajdują się tam obszary odpowiedzialne za podejmowanie decyzji i planowanie, funkcje motoryczne, dotyk czy wzrok. Na podstawie ich relatywnych rozmiarów można wnioskować o repertuarze zachowań. Okazało się, że u wilkowora obszar dedykowany związanym z polowaniem złożonym funkcjom poznawczym, np. planowaniu działań i podejmowaniu decyzji, był relatywnie większy. U diabłów okolice (przed)czołowe były zaś mniejsze, co odpowiadałoby ich padlinożernemu trybowi życia. Mimo że badanych mózgów było mało, naukowcy i tak pokusili się o wyciąganie wniosków. Mapując m.in. projekcje jąder podstawy (to, gdzie sięgają aksony tutejszych neuronów), zauważyli, że w mózgach diabłów strefy związane z korą czuciową silniej się nakładają. Pasowałoby to do teorii, że w miarę rozrostu kory w toku ewolucji, tak jak u wilkoworów, strefy stają się coraz bardziej modularne. « powrót do artykułu
-
Sama obecność telefonu komórkowego może niekorzystnie wpływać na wyniki poznawcze, zwłaszcza u osób, które rzadziej korzystają z Internetu. Wiadomo, że korzystanie z telefonów komórkowych/smartfonów może opóźniać wydawanie osądów czy prowadzić do przeoczeń, ale niewiele badań poświęcono wpływowi samej ich obecności w otoczeniu. By uzupełnić tę lukę w wiedzy, prof. Jun-ichiro Kawahara z Uniwersytetu Hokkaido zebrał grupę 40 studentów. Podzielono ich na 2 grupy. W pierwszej przy komputerze położono komórkę (nienależącą do badanego) i proszono o wyszukanie w wyświetlanym na ekranie zestawie konkretnego znaku. W grupie kontrolnej na stanowisku pracy leżał zwykły notatnik. Po ukończeniu zadania wszystkich pytano, jak często korzystają z Internetu i jak bardzo są do niego przywiązani. Okazało się, że grupa eksperymentalna szukała docelowego znaku dłużej od grupy kontrolnej, co sugeruje, że studenci byli automatycznie rozpraszani obecnością telefonu. Efekt był silniejszy u osób rzadko korzystających z Internetu. Co ciekawe, Japończycy stwierdzili, że studentów bardzo dużo korzystających z Sieci telefon nie rozpraszał, a wręcz przeciwnie: gdy znak pojawiał się z boku ekranu, przy którym leżał, wyszukiwanie przebiegało sprawniej. Wszystko wskazuje więc na to, że wpływ telefonu na wyniki poznawcze zależy od stopnia wykorzystywania Internetu. Dla rzadko korzystających z Sieci zwykła obecność telefonu stanowiła zakłócenie. Dla częstych użytkowników Internetu urządzenie było jednak wskazówką przestrzenną, od której system wzrokowy zaczynał poszukiwanie obiektu - podsumowuje Kawahara. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z University of Manchester przeprowadzili pierwszą analizę biologiczną terakotowych figurek znalezionych w Ghanie. Figurki, wykonane przez przedstawicieli nieznanej cywilizacji, stanowią ważne świadectwo rozwoju afrykańskiej kultury i sztuki. Obiekty zostały odkryte w regionie Koma w latach 2010-2011 przez naukowców z University of Ghana, University of Manchester i University of South Africa. Wiele z nich to prawdopodobnie przedstawienia przodków zwierzęcych i ludzkich. Dotychczas wykopano setki takich figurek, co sugeruje, że odkryto ważne rytualne miejsce. Niektóre z figurek mają otwory. Naukowcy przypuszczają, że podczas obrzędów wkładano w nie różne substancje. Pomimo niekorzystnych dla zachowania DNA warunków, w jakich przebywały figurki, udało się pozyskać kod genetyczny z trzech z nich. Dzięki temu wiemy, że do wspomnianych otworów wkładano zarówno występujące w Zachodniej Afryce rośliny, jak i takie, które nie są roślinami rodzimymi Ghany, jak bananowce czy sosny. Nieznana nam kultura musiała więc wysoko je cenić i były one używane w obrzędach religijnych. Obecność fragmentów bananowców i sosen wskazuje na wymianę handlową pomiędzy cywilizacją, która używała stanowiska Yikpabongo, z Afryką Północną oraz innymi częściami świata, gdyż bananowiec pochodzi z Azji Południowo-Wschodniej. « powrót do artykułu
-
Główny śledczy Kaspersky Lab aresztowany za szpiegostwo
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Bezpieczeństwo IT
Rusłan Stojanow, szef wydziału śledczego firmy Kaspersky Lab, został aresztowany pod zarzutem zdrady. Wraz z nim zatrzymano Siergieja Michajłowa z Federalnej Służby Bezpieczeństwo. Stojanow w latach 2000-2006 pracował na wysokim stanowisku w rosyjskim Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Ma on dużą wiedzę i doświadczenie odnośnie ataków DDoS. Przedstawiciele Kaspersky Lab oświadczyli, że aresztowanie Stojanowa nie ma nic wspólnego z pracą dla ich firmy, a zarzuty dotyczą okresu sprzed jego zatrudnienia przez producenta oprogramowania zabezpieczającego. Wiadomo, że Stojanow wielokrotnie blisko współpracował z rosyjskim władzami przy zwalczaniu cyberprzestępczości. Z kolei Siergiej Michajłow, to zastępca szefa Centrum Bezpieczeństwa Informacji FSB. Oskarżono go o pobieranie pieniędzy od zagranicznych przedsiębiorstw. Policja bada teraz powiązania Centrum z zagranicznymi firmami. Kaspersky Lab twierdzi, że cała sytuacja nie wpłynęła na pracę przedsiębiorstwa i jego zespołu śledczego. « powrót do artykułu -
Badacze z Oregon State University odkryli zatopionego w bursztynie owada o niemal trójkątnej głowie. Wiek znaleziska oszacowano na 100 milionów lat, a zwierzę jest tak niezwykłe, że utworzono dlań nowy rząd w systematyce. Obecnie znamy około 1 miliona opisanych gatunków owadów. Dotychczas wszystkie one były przypisane do jednego z 31 istniejących rzędów. Teraz mamy 32 rzędy. Odkrywcy nowego zwierzęcia uważają, że mieszkało ono na korze drzew i żywiło się roztoczami, grzybami lub robakami. Owad ten ma liczne cechy, które nie pasują do żadnego innego znanego mi gatunku owadów - mówi George Poinar Jr., emerytowany profesor entomologii z OSU. Jest on jednym z czołowych światowych ekspertów specjalizujących się w badaniu roślin i zwierząt zatopionych w bursztynie. Nigdy nie widziałem niczego podobnego. Mamy tu do czynienia z czymś wyjątkowym w świecie owadów. Po dogłębnych przemyśleniach zdecydowaliśmy o umieszczeniu tego zwierzęcia w nowym rzędzie systematycznym. Najbardziej niezwykłą cechą zwierzęcia jest jego trójkątna głowa z wystającymi oczami. Owad był prawdopodobnie wszystkożerny, miał długi wąski płaski tułów oraz długie smukłe nogi. Mógł poruszać się bardzo szybko, a dzięki niezwykłej budowie głowy i oczu widział, co znajduje się za nim. Na szyi posiadał gruczoły zawierające związek chemiczny, który - jak sądzą naukowcy - miał odstraszać drapieżniki. Owada przypisano do nowo utworzonego rzędu Aethiocarenodea, a gatunek nazwano Aethiocarenus burmanicus. Znaleziono go bowiem w kopalni w Dolinie Hukawng w Myanmarze, dawnej Birmie. Profesor Poinar mówi, że znamy jeszcze jednego przedstawiciela tego gatunku i również natrafiono na niego w Myanmarze. Na razie więc dwa osobniki tego samego gatunku to wszyscy znani przedstawiciele rzędu Aethiocarenodea. Najliczniejszym rzędem owadów są chrząszcze (Coleoptera), obejmujący około 400 000 gatunków. Obecnie nie wiadomo, dlaczego Aehtiocarenodea wyginęły. Uczeni przypuszczają, że przyczyną była utrata habitatu. « powrót do artykułu
-
Czasowanie chemioterapii wpływa na stan zapalny w organizmie
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Nowe badanie na myszach sugeruje, że pora dnia, o której są podawane chemioterapeutyki, wpływa na nasilenie stanu zapalnego w organizmie. To ważne spostrzeżenie, bo uważa się, że stan zapalny, zwłaszcza w mózgu, przyczynia się do wielu efektów ubocznych chemioterapii, w tym depresji, lęku i problemów z pamięcią krótkotrwałą (tzw. mózgu po chemii, ang. chemobrain). Czasowanie podawania leków może mieć wielki wpływ na stan zapalny, a to z kolei na szereg skutków ubocznych - podkreśla prof. Courtney DeVries z Uniwersytetu Stanowego Ohio. Podczas eksperymentów śledziona i mózg były przesunięte w fazie; kiedy stan zapalny w jednym narządzie był duży, w drugim okazywał się niewielki - opowiada prof. Randy Nelson. Sądzę, że w terminach fizjologii wiemy wystarczająco dużo o rytmach okołodobowych, by zacząć przekładać odkrycia z badań na praktykę kliniczną - dodaje. Amerykanie badali wpływ cyklofosfamidu i doksorubicyny, cytostatyków stosowanych m.in. w terapii raków sutka, na samice myszy. Gryzonie nie miały guzów nowotworowych, bo badanie służyło wyłącznie ocenie reakcji zapalnej na leki. Leki wstrzykiwano zwierzętom po 2 godzinach dnia (który jest dla myszy czasem spoczynku) lub 2 godziny po zgaszeniu światła. Naukowcy pobierali próbki tkanek i szukali oznak stanu zapalnego w śledzionie, ważnym narządzie limfatycznym. Przyglądali się także dwóm obszarom mózgu: podwzgórzu i hipokampowi. Tkanki pobierano 1, 3, 9 lub 24 godziny po iniekcji. Okazało się, że podawanie chemioterapeutyków podczas dnia (w okresie spoczynku) zwiększało ekspresję genów prozapalnych w śledzionie. Akademicy wpadli na trop zwiększonej produkcji 2 toksycznych metabolitów leków. Mają one związek ze stanem zapalnym, a jeden z nich - doksorubicynol - wywołuje u części pacjentów uszkodzenia serca. U myszy, którym zastrzyk podano w nocy, stan zapalny w śledzionie był jednak znacząco mniejszy. W przypadku mózgu wzorzec okazał się dokładnie odwrotny. U zwierząt z grupy poddawanej zabiegowi nocą ekspresja genów prozapalnych była silniejsza, a u tych z grupy dziennej mniejsza. Nelson podkreśla, że lekarze powinni zwracać większą uwagę na różnicę w reakcji zapalnej mózgu i reszty ciała. Częstokroć specjaliści oceniają markery stanu zapalnego we krwi i zakładają, że odpowiada to sytuacji w mózgu, my zaś odkryliśmy, że jest dokładnie na odwrót. Skąd zaobserwowana różnica? W ramach wcześniejszych badań stwierdzono, że geny zegarowe mózgu są przesunięte w fazie w stosunku do genów z innych narządów. Choć studium nie wskazuje na najlepszy czas, kiedy należałoby podawać chemioterapeutyki ludziom, wg DeVries, demonstruje, że pora dnia jest ważnym czynnikiem, który należy uwzględnić, planując leczenie. Nelson dodaje, że w badaniu skupiono się na 2 punktach czasowych, tymczasem może istnieć optymalny okres [aplikacji], który jednocześnie maksymalizuje skuteczność leku i minimalizuje jego skutki uboczne. Tego na razie nie wiemy. « powrót do artykułu -
Naukowcy z Uniwersytetów w Bristolu i Maynooth wykazali, że w odpowiedzi na pobudzające lub wymagające uwagi sytuacje w mózgu wysyłany jest sygnał chemiczny o globalnym zasięgu. Wyniki opisane na łamach Cell Reports mogą doprowadzić do opracowania nowych metod poprawy funkcjonowania poznawczego pacjentów z chorobą Alzheimera i schizofrenią czy wspomagania pamięci osób zdrowych. Brytyjczycy analizowali, jak uwalnianie acetylocholiny zmienia się w ciągu doby. Okazało się wtedy, że szczyty przypadają na chwile, gdy mózg angażuje się w najbardziej wymagające intelektualnie zadania. Fluktuacje są skoordynowane, co przywodzi na myśl obejmujący całość mózgu sygnał, który ma zwiększyć możliwości poznawcze. "Piki" acetylocholiny wiążą się ze szczególnie ekscytującymi momentami, np. zdobywaniem nagrody. Wyniki pokazują, jak stan mózgu jest na bieżąco regulowany i aktualizowany, tak by zoptymalizować kodowanie pamięciowe i funkcjonowanie poznawcze. Wiele obecnych i przyszłych metod leczenia różnych zaburzeń, w tym alzheimera czy schizofrenii, ma obierać na cel systemy chemiczne, np. acetylocholinergiczny, dlatego zrozumienie, kiedy są one aktywne i jak w związku z tym działają, będzie kluczowe dla ich rozwoju i zastosowań klinicznych - podkreśla prof. Jack Mellor. Biorąc pod uwagę skutki demencji dla społeczeństwa, [...] wykorzystanie bioczujników działających w czasie rzeczywistym bardzo w porę pomogło lepiej nakreślić rolę [...] neurozwiązków związanych z pamięcią - podsumowuje John P. Lowry. « powrót do artykułu
-
Androidowy Pattern Lock jest bardzo łatwy do złamania
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Bezpieczeństwo IT
Eksperci ostrzegają, że obecny w Androidzie mechanizm Pattern Lock jest łatwy do złamania. Wystarczy pięć prób, by odblokować 95% urządzeń wykorzystujących to rozwiązanie. Badania przeprowadzone przez specjalistów z Lancaster University, chińskiego Uniwersytetu Północnozachodniego oraz University of Bath wykazały, że atak łatwo jest przeprowadzić za pomocą odpowiedniego oprogramowania i kamery wideo. Mechanizm Pattern Lock wykorzystuje zestaw kropek widoczny na wyświetlaczu. Użytkownik rysując palcem zdefiniowany przez siebie wcześniej wzór, odblokowuje urządzenie. Wystarczy jednak, że napastnik potajemnie sfilmuje użytkownika odblokowującego swojego Androida, a następnie przepuści film przez oprogramowanie do śledzenia ruchów palców względem urządzenia. Oprogramowanie podpowie wówczas kilka możliwych wzorców użytych przez właściciela urządzenia. Jeśli zatem złodziej obserwuje nas w kawiarni, sklepie czy autobusie, może potajemnie nagrać nas jak odblokowujemy smartfon czy tablet, a gdy nam ukradnie urządzenie wystarczy mu pięć prób i w 95% zyska do niego dostęp. Przeprowadzone eksperymenty wykazały, że w przypadku nagrywania ofiary za pomocą smartfonu możliwe jest uzyskanie odpowiedniego obrazu z odległości 2,5 metra. Gdy złodziej używa cyfrowej lustrzanki może nas filmować z odległości 9 metrów. Badacze przeprowadzili liczne ataki na 120 różnych wzorców. Wystarczyło 5 prób, by złamać 95% z nich. Co interesujące, okazało się, że im bardziej skomplikowany wzór, z tym większą łatwością był on identyfikowany przez oprogramowanie do określania pozycji palców. Dzieje się tak, gdyż zostawia on mniejsze pole do interpretacji. W czasie testów już za pierwszym razem udało się złamać wszystkie z wyjątkiem jednego wzorców uznanych za złożone, 87,5% wzorców o średnim stopniu skomplikowania i 60% prostych wzorców. Z Pattern Lock korzysta około 40% użytkowników Androida. Co gorsza, często ustawiają oni ten sam wzór dla wielu urządzeń. Pattern Lock jest bardzo popularny wśród użytkowników Androida. Ludzie wykorzystują ten mechanizm nie tylko do blokowania urządzenia, ale również do transakcji finansowych, gdyż uważają go za bezpieczny. Nasze badania pokazały, że jego używanie jest bardzo ryzykowne - mówi główny autor badań doktor Zheng Wang z University of Lancaster. Wbrew temu, co sądzą ludzie, skomplikowane wzory nie oferują lepszej ochrony. Wręcz przeciwnie, są łatwiejsze do złamania, zatem bardziej bezpieczne jest używanie prostszych wzorów - dodaje Guxin Ye z Uniwersytetu Północnozachodniego. « powrót do artykułu -
Podczas ekspedycji 2016 Exploration of the Marianas na głębokości 4826 m udało się sfilmować żerującą krewetkę z rodziny Stylodactylidae. To prawdopodobnie Bathystylodactylus bathyalis, którą znano dotąd wyłącznie na podstawie pojedynczego uszkodzonego egzemplarza, wyłowionego w 1994 r. z Morza Koralowego. Film został nagrany przez zdalnie kierowany pojazd podwodny (ROV) Amerykańskiej Narodowej Służby Oceanicznej Deep Discoverer. Krewetki nie wyłowiono, ale jakość nagrania jest tak dobra, że można się było pokusić o identyfikację taksonomiczną. Dzięki niemu potwierdzono też rekord głębokości dla przedstawiciela Stylodactylidae. Nawigując przez ok. 5 h w pobliżu dna, które w dużej mierze składało się z przypominających glinę cząstek, Deep Discoverer pozwolił naukowcom na obserwację głębokości rzędu 4787-4840 m. Na 4826 metrach oczom zgromadzonych ukazała się krewetka mierząca ok. 120 mm. Gdy tylko biolodzy ją zauważyli, ROV ustawiono w taki sposób, by zrobić trochę zbliżeń. Na nagraniu z Rowu Mariańskiego widać, jak najpierw przez kilka minut krewetka stała nieruchomo, zwrócona w kierunku prądu. Później stanęła na tylnych odnóżach, unosząc przednie, by utworzyć coś w rodzaju filtrującego koszyka. Takie pasywne metody żerowania obserwowano dotąd u krabów (np. z rodzaju Paguritta), ale nie u krewetek właściwych (Caridea). « powrót do artykułu
-
Wymuszanie na kierowcach ścisłego przestrzegania ograniczeń prędkości może spowodować, że drogi staną się mniej bezpieczne. Kierowcy skupiają się bowiem na przestrzeganiu ograniczeń i nie zauważają tego, co dzieje się na drodze. Takie wnioski płyną z eksperymentu przeprowadzonego przez doktor Vanessę Bowden z Uniwersytetu Zachodniej Australii (UWA). W badaniach wzięli udział młodzi kierowcy. Przed rozpoczęciem podzielono ich na trzy grupy, którym powiedziano, że zostaną ukarani grzywną, gdy przekroczą dopuszczalną prędkość o 1, 6 i 11 kilometrów na godzinę. Limit prędkości wyznaczono na 50 km/h. Badanych posadzono następnie przed kierownicą symulatora i badano ich czas reakcji. Zadaniem kierowców było odpowiednie pilnowanie prędkości oraz reagowanie na kropki pojawiające się na ekranie. Uczeni stwierdzili, że grupa, która miała być karana za przekroczenie prędkości o 1 km/h miała czas reakcji wolniejszy o 10-20 milisekund od grupy karanej za przekroczenie prędkości o 6 km/h. Ponadto osoby z grupy 1 km/h nie zauważyły średnio 14% kropek, a osoby z grupy 6 km/h - 12%. Pominęli o 2 punkty procentowe więcej. W warunkach drogowych to naprawdę duża różnica - mówi Bowden. Stwierdziliśmy, że konieczność monitorowania prędkości spowodowała takie zużycie zasobów wizualnych i mentalnych, że odbyło się to kosztem bezpiecznej jazdy - dodaje uczona. Grupa, która była karana za przekroczenie prędkości o 11 km/h nie zauważyła 10% kropek, a jej czas reakcji był taki, jak grupy 6 km/h. Zwykle policja toleruje niewielkie przekroczenie prędkości, a australijskie badania dowodzą, że jest to właściwa taktyka. Trudno powiedzieć, w którym momencie należy za to karać - stwierdza Bowden. W przyszłym roku chce ona powtórzyć swoje badania, dodając do sytuacji na drodze pieszych, rowerzystów i konieczność hamowania. Chcemy sprawdzić, czy konieczność skupiania uwagi na przetrzeganiu ograniczenia prędkości przełoży się na liczbę wypadków. « powrót do artykułu
-
W przyszłości zamiast stosować w przypadku arytmii ablację wybranych tkanek cewnikiem, będzie się można posłużyć jonami z akceleratora cząstek. Ostatnio niemiecko-amerykańsko-włoski zespół wykazał, że można wykorzystać wysokoenergetyczne jony węgla w nieinwazyjnej procedurze, która wywołując specyficzne zmiany w tkance serca, zapobiega transmisji sygnału elektrycznego. Ponieważ wcześniejsze eksperymenty na hodowlach komórkowych i preparatach tkankowych dały obiecujące rezultaty, przeprowadzono badania na modelu zwierzęcym. Nowa metoda to duży krok naprzód, bo po raz pierwszy udało się zrobić coś takiego z zegarmistrzowską precyzją, ale bez użycia cewnika - podkreśla dr H. Immo Lehmann z Mayo Clinic. Studium pokazało, że metodę można z powodzeniem wykorzystać do takiego przekształcenia tkanki serca, by na stałe zahamować rozprzestrzenianie nieprawidłowych impulsów. Zanim technika zacznie przynosić korzyści pacjentom, trzeba jednak przeprowadzić bardziej szczegółowe badania - dodaje dr Christian Graeff z Instytutu Badań Ciężkich Jonów (GSI) w Darmstadzie. Autorzy publikacji z pisma Scientific Reports podkreślają, że napromienienie tkanki jonami węgla jest delikatniejszą i potencjalnie skuteczniejszą metodą niż terapia cewnikami ablacyjnymi. Poza tym, gdy procedura zostanie już dopracowana, będzie trwać zaledwie kilka minut, podczas gdy zabieg cewnikiem (z zastosowaniem prądu o wysokiej częstotliwości lub niskiej temperatury) trwa od kilkudziesięciu minut do kilku godzin. Dużym plusem jest też to, że jony mogą penetrować na dowolnie wybraną głębokość. Tymczasem przez to, że ściana lewej komory jest gruba, cewnikiem często nie udaje się zniszczyć tkanki, mimo że to dokładnie to miejsce, które należy obrać na cel u pacjentów z ciężkim częstoskurczem komorowym. To ekscytujące, że strumień jonów węglowych może działać z chirurgiczną precyzją w szczególnie wrażliwych obszarach organizmu - cieszy się Paolo Giubellino z GSI. « powrót do artykułu
-
Microsoft wygrał kolejne starcie sądowe z amerykańskim Departamentem Sprawiedliwości (DoJ), który od 2013 roku domaga się przekazania danych przechowywanych na irlandzkich serwerach koncernu. Firma z Redmond sprzeciwił się temu żądaniu przed sądem. Microsoft przegrał pierwszą rozprawę, a w ubiegłym roku wygrał apelację. DoJ odwołał się od tej decyzji. Sąd Apelacyjny dla 2. Okręgu miał rozstrzygnąć, czy rozpatrzyć apelację. Wynik głosowania 4:4 oznacza, że sąd nie był w stanie podjąć decyzji, a zatem obowiązujący jest ostatni wyrok, korzystny dla Microsoftu. Takie rozstrzygnięcie satysfakcjonuje przemysł technologiczny i obrońców prywatności nie tylko w USA. Oznacza ono bowiem, że władze Stanów Zjednoczonych nie mogą domagać się wglądu do danych przechowywanych na serwerach znajdujących się poza granicami USA. Przynajmniej w obecnym stanie prawnym. Część sędziów zwróciła bowiem uwagę na konieczność takich zmian, które ułatwią agendom rządowym dostęp do takich danych. "Jednocześnie zauważamy, że SCA (Stored Communications Act) nie przystaje do współczesnej technologii. Do Kongresu należy decyzja, w jaki sposób chronić prywatność, a jednocześnie stworzyć bardziej elastyczne prawo biorące pod uwagę potrzeby organów ścigania w kontekście międzynarodowym oraz obowiązki tych, którzy przechowują takie dane" - napisała sędzia Susan Carney w uzasadnieniu wyroku. « powrót do artykułu
-
Twitter oficjalnie przeprosił użytkowników, którzy zostali „zmuszeni" do śledzenia oficjalnego konta prezydenta Trumpa. Firma tłumaczy, że doszło do błędu technicznego podczas przekazywania konta @POTUS z rąk prezydenta Obamy prezydentowi Trumpowi. Całą operację przeprowadzono tak, by konto zachowało całe archiwum oraz wszystkich z około 13 milionów obserwujących. Jednak wskutek błędu osoby, które przestały obserwować konto lub je zablokowały, znowu stały się aktywnymi obserwującymi. Pojawiły się nawet osoby skarżące się, że zostały zapisane do konta @POTUS mimo, że nigdy go nie obserwowały. Dyrektor wykonawczy Twittera, Jack Dorsey przeprosił za błąd. Dodał, że podobny problem wystąpił też podczas przekazywania oficjalnych kont wiceprezydenta, sekretarza prasowego oraz Białego Domu. Obecnie konto @POTUS obserwuje 14,3 miliona osób. Wspomniany powyżej problem dotknął 560 000 z nich. « powrót do artykułu
-
Najnowszy satelita NOAA przekazał pierwsze zdjęcia Ziemi
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
GOES-16, pierwszy z satelitów geostacjonarnych NOAA (Narodowa Administracja Oceaniczna i Atmosferyczna) przyszłej generacji, przekazał na Ziemię pierwsze zdjęcia w wysokiej rozdzielczości wykonane za pomocą urządzenia Advanced Baseline Imager. Są wśród nich kompozytowe pełnokolorowe fotografie Półkuli Zachodniej wykonane 15 stycznia. Dzięki nim eksperci mogą sprawdzić, jak sprawuje się ABI, urządzenie, które działa w 16 zakresach fali światła. ABI jest w stanie co 15 minut dostarczyć zdjęcia całej planety, co 5 minut zdjęcia kontynentalnej części USA, a co 30 sekund - fotografie interesującego obszaru, na którym mają właśnie miejsce wybuchy wulkanów, huragany, pożary i inne tego typu zjawiska. ABI fotografuje naszą planetę pięciokrotnie szybciej niż aparatura na wcześniej wystrzelonych satelitach GEOS, a zdjęcia mają czterokrotnie większą rozdzielczość, dzięki czemu meteorolodzy mogą dostrzec mniejsze elementy atmosfery. Możliwość zobaczenia pierwszych fotografii z GOES-16 była czymś niezwykłym dla całego zespołu naukowego i inżynieryjnego, które wspólnie pracowały nad wystrzeleniem satelity. Pozwoli on na lepsze przewidywanie pogody - mówi Stephen Voltz odpowiedzialny z NOAA za wydział Satellite and Information Services. Niezwykle wyraźne zdjęcia spełniły nasze oczekiwania. Wspólnie ze społecznością meteorologów zrobimy z nich dobry użytek - dodaje. Oprócz wspomnianej już fotografii Półkuli Zachodniej GOES-16 przekazał zdjęcie kontynentalnych USA pokazujące silny układ burzowy nad Ameryką Północną, grupę 16 zdjęć USA w dwóch zakresach światła widzialnego, czterech bliskich podczerwieni i 10 w podczerwieni, fotografię pyłu unoszącego się nad wybrzeżami Afryki, zdjęcie Karaibów i Florydy pokazujące płytkie wody w okolicy, zdjęcie Argentyny z chmurami zbierającymi się nad górami w południowo-zachodniej części kraju. GOES-16 został wystrzelony 19 listopada ubiegłego roku. Obecnie znajduje się na wysokości około 36 888 kilometrów nad Ziemią. Do maja NOAA podejmie decyzję co do planowanej stałej orbity dla GOES-16 i do listopada bieżącego roku satelita zacznie na niej pracę. Kolejny satelita nowej generacji zostanie wystrzelony wiosną przyszłego roku. Zyskał tymczasową nazwę GOES-S i jest obecnie testowany w laboratoriach firmy Lockheed Martin. Testy zajmą około roku. Gdy trafi na orbitę zostanie przemianowany na GOES-17. « powrót do artykułu -
Składnik warzyw i ziół poprawia leczenie trójujemnego raka piersi
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Luteolina, przeciwutleniacz, który należy do flawonów i występuje m.in. w selerze, zielonej papryce, marchwi, oliwie czy oregano, zmniejsza ryzyko tworzenia przerzutów trójujemnego raka sutka. Naukowcy z Uniwersytetu Missouri podkreślają, że trójujemny rak piersi, który stanowi od 15 do 20% wszystkich nowotworów sutka, często daje przerzuty do odległych miejsc i jest szczególnie śmiertelny. Trójujemne raki sutka to komórki nowotworowe, charakteryzujące się brakiem ekspresji zarówno receptorów steroidowych (ER/PR; estrogenowych i progesteronowych), jak i receptora HER2. Brak białek receptorowych oznacza, że leki przeciwnowotworowe nie mogą ich znaleźć i lekarze muszą się uciekać do skrajnie agresywnych i toksycznych metod terapii. U kobiet z tym podtypem raka często rozwijają się lekooporne przerzuty - wyjaśnia prof. Salman Hyder. Ponieważ mniej toksyczne metody są w tej grupie pacjentek na wagę złota, zespół Hydera skupił się na luteolinie, fitozwiązku o udowodnionej skuteczności przeciwko kilku rodzajom nowotworu. Naukowcy przeszczepiali myszom ludzkie trójujemne komórki raka sutka. Następnie sprawdzali, czy luteolina zahamuje przerzutowanie. Podanie luteoliny znacząco zmniejszało wzrost przerzutów w płucach. Ponieważ właściwie nie odnotowano przypadków spadku wagi, oznacza to, że flawon nie ma działania toksycznego [...]. Później Amerykanie badali wpływ luteoliny na ograniczenie migracji trójujemnych komórek raka sutka. Trójujemne komórki raka sutka są wysoce mobilne, co pomaga im przerzutować do różnych narządów. Odkryliśmy, że luteolina nie tylko hamuje tę migrację, ale i zabija komórki nowotworowe. Uważamy, że te wyniki stanowią poparcie dla dalszych badań luetoliny jako czynnika antyprzerzutowego [...]. « powrót do artykułu -
W laboratorium Johnson Space Center w Houston przeprowadzono pierwszy symulowany test warunków, w jaki astronauci przebywający na pokładzie Oriona będą podróżowali podczas wynoszenia kapsuły w przestrzeń kosmiczną. Symulowano wibracje, jakie będą odczuwali ludzie w Orionie umocowanym do Space Launch System. Eksperci oceniali, jak w takich warunkach człowiek radzi sobie z kontrolowaniem wyświetlaczy i sterowaniem urządzeniami używanymi do monitorowania systemów Oriona i operowania pojazdem w razie konieczności. Testowani astronauci byli ubrani w kombinezony ucieczkowe oraz siedzieli w fotelach przygotowanych na wypadek wstrząsów i uderzeń, jakie mogą mieć miejsce, gdyby Orion - na przykład wkutek awarii rakiety nośnej - musiał oddzielić się od SLS i awaryjnie lądować. Przeprowadzona w styczniu seria testów była jednocześnie pierwszą próbą wszystkich kluczowych elementów sprzętu, które zostały złożone razem, a człowiek musiał pomimo silnych wibracji być w stanie odczytywać dane i sterować urządzeniami. Pierwsza kosmiczna misja Oriona będzie miała miejsce pod koniec przyszłego roku. Będzie to misja bezzałogowa. Jeśli wszystkie testy pójdą zgodnie z planem, to pierwsza załogowa misja mogłaby odbyć się już w 2021 roku. « powrót do artykułu
-
Hormon kisspeptyna wzmacnia aktywność mózgu związaną z miłością i seksem. Kisspeptyna to hormon, który stymuluje uwalnianie gonadotropin (bierze udział w regulacji osi podwzgórze-przysadka-gonady). W studium naukowców z Imperial College London wzięło udział 29 zdrowych, młodych heteroseksualnych mężczyzn. Robiono im zastrzyki z kisspeptyny albo placebo (badanie było podwójnie ślepe, ani naukowcy, ani ochotnicy nie wiedzieli więc, kto trafił do jakiej grupy). W skanerze do rezonansu magnetycznego badanym pokazywano różne obrazy: w tym erotyczne i nieerotyczne (romantyczne) zdjęcia par, a także fotografie twarzy szczęśliwych, przestraszonych i neutralnych. Okazało się, że po iniekcji z kisspeptyny podczas demonstracji erotycznych i romantycznych zdjęć par rejestrowano wzmożoną aktywność struktur zwykle aktywowanych przez pobudzenie seksualne i miłość. Na tej podstawie Brytyjczycy wnioskują, że kisspeptyna wzmacnia obwody behawioralne związane z miłością i seksem. Nic więc dziwnego, że naukowcy interesują się zastosowaniem hormonu u pacjentów z zaburzeniami psychoseksualnymi lub w terapii niepłodności. Większość badań i metod leczenia niepłodności skupia się na biologicznych czynnikach utrudniających naturalne zapłodnienie. Choć, naturalnie, odgrywają one istotną rolę w rozmnażaniu, bardzo ważne są także mózg i przetwarzanie emocjonalne, a ich funkcję rozumiemy tylko częściowo - dodaje prof. Waljit Dhillo. Brytyjczycy planują badania na większej grupie osób obojga płci. Nasze wstępne wyniki są bardzo ekscytujące i wskazują, że rola kisspeptyny polega na stymulowaniu pewnych emocji i reakcji, które prowadzą do seksu i rozmnażania [...]. Oprócz tego wydaje się, że hormon osłabia zły nastrój. Gdy bowiem ochotnicy widzieli zdjęcia o negatywnym wydźwięku, kisspeptyna nasilała aktywność w strukturach mózgu istotnych dla regulacji negatywnego nastroju (potwierdzały to kwestionariusze wypełniane po MRI). Koniec końców Brytyjczycy chcą więc zbadać możliwość jej zastosowania w terapii depresji. « powrót do artykułu
-
Na Twitterze znaleziono duży uśpiony botnet
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Bezpieczeństwo IT
Duży uśpiony botnet założony na Twitterze może zostać w każdej chwili obudzony i wykorzystany np. do rozsyłania spamu, zafałszowania trendów w serwisie czy do wpłynięcia na opinię publiczną. Jak informują Juan Echeverria Guzman i Shi Zhou z University College London, botnet Star Wars składa się obecnie z 350 000 fałszywych kont. Uczeni przeanalizowali botnet, zdobyli szczegółowe informacje na jego temat i oczekują na publikację wyników swojej pracy z piśmie naukowym. Szczegóły na temat botnetu zostaną również przekazane Twitterowi. Echeverria Guzman i Zhou mówią również, że wpadli na trop większego botnetu, składającego się z ponad 500 000 kont, jednak jeszcze go nie przeanalizowali. Zwłokę w poinformowaniu Twittera o Star Wars naukowcy tłumaczą tym, że - udostępniając dane na jego temat - chcą, by inni uczeni mieli okazję do przeprowadzenia własnych analiz zanim botnet zostanie zlikwidowany. Ich zdaniem Star Wars został utworzony w 2013 roku i od tego czasu wykazuje niewielką aktywność. Od czasu do czasu publikuje on na Twitterze wpisy będące cytatami z książek z serii Star Wars. Wpisy są jak najbardziej niewinne, nie zawierają żadnych odnośników, publikowane są w naturalnym poprawnym języku, dzięki czemu automatyczne narzędzia do wyłapywania robotów publikujących na Twitterze nie są w stanie go wykryć. Wszystkie konta zostały utworzone w czasie krótszym niż dwa miesiące. Wszystkie zachowują się w ten sam sposób, cytując książki z serii Star Wars, a ich wpisy zawierają te same hashtagi. Wszystkie wpisy są oznaczone, jako dokonane z Windows Phone, co prawdopodobnie oznacza, iż są kontrolowane z poziomu osobnego API (interfejs programistyczny aplikacji) - mówi Echeverria Guzman. We wpisach oznaczono ich lokalizację geograficzną, a gdy naukowcy przeprowadzili analizę okazało się, że tworzą one prostokąty umiejscowione w Ameryce Północnej i Europie. Prostokąty te mają ostre rogi i proste granice, które są równoległe do linii długości i szerokości geograficznych. Najprawdopodobniej w ten sposób twórcy botnetu chcą przekonać czytelników Twittera, że wpisy powstają na kontynentach, gdzie Twitter jest najbardziej popularny. Konta są równo rozłożone pomiędzy oboma prostokątami, a lokalizacje wpisów równo rozłożone w każdym z nich. To niemal niemożliwe, by wpisy te pochodziły od prawdziwych użytkowników - stwierdza Echeverria Guzman. « powrót do artykułu -
Część przeszczepionych neuronów "przyjmuje się" w mózgach szczurów po udarze. Dziś udar prowadzi do trwałych uszkodzeń, ale w przyszłości mózg będzie można naprawić, zastępując w czasie przeszczepu obumarłe komórki nowymi. Pierwszy krok w tym kierunku uczynili naukowcy z Uniwersytetu w Lund. Szwedzi wykazali, że niektóre neurony wszczepione do uszkodzonych udarem szczurzych mózgów stają się ich częścią i reagują prawidłowo, gdy dotyka się pyska bądź łap zwierząt. Naukowcy uzyskali z komórek ludzkiej skóry indukowane pluripotencjalne komórki macierzyste. Następnie wyhodowano z nich neurony korowe. Wyniki eksperymentów opisano w artykule, który ukazał się w piśmie Brain. Parę lat temu zespół z Centrum Komórek Macierzystych w Lund wykazał, że przeszczepianie tego typu komórek do kory szczurów po udarze sprawia, że zwierzęta lepiej się poruszają. Wtedy Szwedzi nie mieli jednak pewności, czy mózg naprawdę tworzy działające połączenia z przeszczepionymi neuronami. Teraz wykazano, że tak. W ramach studium akademicy posłużyli się wieloma nowoczesnymi metodami, w tym rejestracją aktywności przeszczepionych neuronów czy optogenetyką. Okazało się, że różne części mózgu gospodarza tworzą normalne połączenia z przeszczepionymi neuronami, a te ostatnie zmieniają swoją aktywność podczas dotykania pyska i łapy gryzoni. Po raz pierwszy zademonstrowano coś takiego. Fakt, że niektóre nowe neurony dostają sygnały z mózgu gospodarza w normalny sposób, wskazuje, że stały się one jego częścią i były w stanie zastąpić część obumarłych komórek - opowiada Zaal Kokaia. To podstawowe badania. Nie da się powiedzieć, kiedy będziemy gotowi, by zacząć eksperymenty na pacjentach. Cel jest jednak jasny: opracowanie metody leczenia, która pozwoli naprawić uszkodzony udarem mózg. Obecnie nie ma sposobu leczenia, który mógłby odtworzyć [utracone] funkcje, gdy minie pierwsza godzina od udaru - podsumowuje Olle Lindvall. « powrót do artykułu
-
Wikingowie z Birki odziedziczyli budowlę po Vendelach
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Poza granicami Birki, znanego centrum handlowego Wikingów, znaleziono nieznaną dotychczas strukturę. Badania georadarem ujawniły istniejącą tam salę o długości około 40 metrów, która była połączona z wielkim ogrodzonym terenem, rozciągającym się w kierunku basenu portowego. Bardziej szczegółowe badania ujawniły, że sala powstała po roku 810. Tego typu siedziby Wikingów o wysokim statusie rzadko spotyka się na południu Skandynawii. Wiadomo, że otoczony płotem obszar służył celom religijnym - mówi Johan Runer z muzeum w Sztokholmie. Georadar ujawnił też, że jeszcze wcześniej w tym miejscu również istniała siedziba osoby o wysokim statusie, tym razem należąca do przedstawiciela kultury Vendel. Okres Vendel (550-790) poprzedza epokę Wikingów. Obie struktury były używane nieprzerwanie i wszystko wskazuje na to, że były one dziełem przodków królewskiego baliwa Herigara, który jest wspomniany w Vita Ansgari, biografii biskupa Ansgara, napisanej przez jego następcę Rimberta. Stworzone około 875 roku dzieło jest nie tylko ważnym źródłem dotyczącym pracy misyjnej Ansgara w Skandynawii, ale również pozwala nam poznać codzienne życie Wikingów. Wspomniany w nim Herigar został ochrzczony przez Ansgara, arcybiskupa Hamburga i Bremy, podczas jego pierwszej misji około 830 roku. Herigar wybudował w Birce pierwszy kościół. Odkrycie to wiele nam mówi o pojawieniu się Birki, miasta wikingów, jego królewskiej administracji oraz najwcześniejszych misji chrześcijańskich w Skandynawii - mówi Sven Kalmring, badacz z Zentrum für Baltische und Skandinavische Archäologie. « powrót do artykułu -
Kolejny dowód na to, jak łatwo zidentyfikować internautę
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Bezpieczeństwo IT
Specjaliści z Uniwersytetów Princeton i Stanforda ostrzegają, że po samej tylko historii przeglądania możliwe jest zidentyfikowanie użytkownika internetu i powiązanie go z jego profilem w serwisie społecznościowym. Wykazaliśmy, że zachownie użytkownika w sieci można połączyć z jego profilem w portalu społecznościowym - stwierdzili naukowcy w prezentacji, która zostanie przestawiona w kwietniu podczas 2017 World Wide Web Conference. Wiadomo, że niektóre firmy, takie jak Google czy Facebok śledzą użytkowników i potrafią ich zidentyfikować - mówi profesor Arvind Narayanan. Takie firmy, z usług których korzystamy i zakładamy tam konta, informują, że nas śledzą. Okazuje się jednak, że każdy, kto ma dostęp do naszej historii przeglądania internetu (a ma go wiele firm i organizacji), jest w stanie zidentyfikować wielu internautów analizując informacje, jakie zostawiają w mediach społecznościowych. Użytkownicy mogą myśleć, że są anonimowi gdy czytają najświeższe informacje czy przeglądają witrynę o zdrowiu, jednak także i tam firmy śledzące użytkowników mogą zbierać dane i ich identyfikować, dodaje uczony. Celem uczonych było sprawdzenie, czy publicznie dostępne informacje pozwalają na zidentyfikowanie internauty. Okazało się, że wszystko zależy od tego, ile ujawniliśmy o sobie w mediach społecznościowych. Niezwykle przydatne są odnośniki do ulubionych witryn. Wystarczy 30 linków, którymi użyktownik podzielił się na Twitterze, by zidentyfikować go w ponad 50% przypadków. Jeszcze większy odsetek identyfikacji udało się uzyskać, gdy 374 ochotników dostarczyło badaczom historię swoich przeglądarek. Wówczas w ponad 70% przypadków jednoznacznie powiązano użytkownika z jego profilem w mediach społecznościowych. Jak zauważył profesor Yves-Alexandre de Montjoye z Imperial College London, badania te wykazały, że łatwo można zbudować działający na masową skalę system inwigilacyjny identyfikujący internautów na podstawie odwiedzanych przez nich witryn. Musimy przemyśleć nasze podejście do prywatności i ochrony danych, gdyż to kolejne w ostatnich latach badania pokazujące poważne luki w tym, co nazywamy anonimizowaniem danych - dodaje Montjoe. « powrót do artykułu -
Stały dopływ nikotyny normalizuje uwarunkowane genetycznie nieprawidłowości w aktywności mózgu ze schizofrenią. Najnowsze badanie naukowców z Instytutu Pasteura w Paryżu i Uniwersytetu Kolorado z Boulder rzuca nieco światła na fakt, czemu chorzy ze schizofrenią często bardzo dużo palą. Autorzy publikacji z pisma Nature Medicine mają nadzieję, że ich ustalenia doprowadzą do opracowania bazujących na nikotynie, ale nieuzależniających terapii. Zespół Uwe Maskosa wykazał, że gdy myszom z cechami schizofrenii codziennie podawano nikotynę, aktywność mózgu nasilała się w ciągu 2 dni, a do normy dochodziła w ciągu tygodnia. Zasadniczo nikotyna kompensuje uwarunkowaną genetycznie nieprawidłowość. Nikt wcześniej nie wykazał czegoś takiego - wyjaśnia Jerry Stitzel z Uniwersytetu Kolorado. Międzynarodowy zespół naukowców postanowił zbadać przyczyny obniżenia czynności kory przedczołowej (przejawia się on spadkiem liczby wyładowań neuronów oraz metabolizmu). Zjawisko to, określane angielskim terminem hypofrontality, uznaje się za przyczynę wielu zaburzeń poznawczych typowych dla schizofrenii, np. problemów z uwagą, zapamiętywaniem, podejmowaniem decyzji czy rozumieniem słownych wyjaśnień. Wcześniejsze badania sugerowały, że pewien polimorfizm pojedynczego nukleotydu genu CHRNA5 zwiększa ryzyko zarówno schizofrenii, jak i palenia. Pali od 80 do 90% chorych ze schizofrenią i przeważnie ludzie ci palą bardzo dużo, przez co badacze zaczęli podejrzewać, że to rodzaj autoterapii. W czasie studium akademicy chcieli ustalić, czy wariant CHRNA5 prowadzi do obniżenia czynności kory przedczołowej, a jeśli tak, w jaki sposób. Kolejne pytanie dotyczyło działania nikotyny. Naukowcy zebrali grupę myszy z tym wariantem i zastosowali metodę zwaną dwufotonowym obrazowaniem wapnia. Okazało się, że gryzonie rzeczywiście miały obniżenie czynności kory przedczołowej. Następnie, by sprawdzić, czy wykazują one cechy schizofrenii, m.in. niezdolność do stłumienia reakcji przestrachu czy awersję do kontaktów społecznych, Stitzel i Charles Hoeffer przeprowadzali testy behawioralne. Odpowiedź po raz kolejny brzmiała "tak". Tym samym Amerykanie zademonstrowali, że opisywany wariant odgrywa ważną rolę w schizofrenii, powodując hypofrontality. Co ważne, nikotyna odwracała ten deficyt (normalizowała aktywność mózgu). Ponieważ obniżona czynność kory przedczołowej występuje także w innych chorobach, w tym w depresji czy zaburzeniu afektywnym dwubiegunowym, odkrycia mogą mieć duży wpływ na prace farmakologiczne w dziedzinie zdrowia psychicznego. « powrót do artykułu
-
Gąsienica jak krab pustelnik - z domkiem na plecach
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Amerykański naukowiec-youtube'er Joe Hanson sfilmował nieznane dotąd zachowanie gąsienic z peruwiańskiego lasu deszczowego Peru. Budują sobie one tunele z odpowiednio przyciętych i uformowanych liści i wpełzają do nich. Później jak kraby pustelniki przemieszczają się razem ze swoim domkiem, chwytając podłoże za pomocą aparatu gębowego. Wystarczy rozciągnięcie i skurcz całego ciała i dom plus lokator przesuwają się w wybrane miejsce. Gospodarz kanału "It's OK to Be Smart" wybrał się na wyprawę m.in. z entomologiem Aaronem Pomerantzem. Ich przewodnikiem był Pedro Lima. Gdy tylko Hanson podniósł gąsienicę, ta wycofała się do tuby, upodabniając się do rycerza w zbroi. Biolog sugeruje, że zachowanie ma pomagać w kamuflowaniu i ochronie przed drapieżnikami. Samoobrona gąsieni przyjmuje wiele różnych form. Wystarczy wspomnieć o zastyganiu i odpadaniu od liści, gdy w pobliżu przelatuje osa, zwijaniu w kłębek, by upodobnić się do ptasich odchodów, zwracaniu (regurgitacji) śmierdzącej cieczy czy "psikaniu" nikotyną przez przetchlinki. Wg Hansona, amazońska gąsienica przycina liście do swoich gabarytów. Trzymają się one razem dzięki jedwabiowi albo ślinopodobnej wydzielinie. Na środku tuby widać charakterystyczne wybrzuszenie. Bloger podejrzewa, że pozwala ona gąsienicy obrócić się o 180 stopni i uciec przez drugi otwór "domku". Gąsienicy, która zachowuje się jak krab pustelnik, nie widzieli ani Pedro, który w lasu deszczowym spędził sporą część życia, ani naukowcy - tak koledzy z obozu, jak i specjaliści od motyli i ciem, do których pisał Hanson. Naukowcy zaobserwowali nawet wyłanianie się postaci dorosłej ćmy - imago. Przed wypuszczeniem jej na wolność urządzono sesję fotograficzną. Wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z nieznanym dotąd gatunkiem. W ustaleniu tego na 100% pomogą badania DNA oraz szczegółowe analizy morfologii. « powrót do artykułu