Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36799
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    211

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W Starej Dongoli, stolicy nubijskiej Makurii, jednego z najwspanialszych państw afrykańskiego średniowiecza, naukowcy z Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW znaleźli ukryte pomieszczenie z niezwykłymi malunkami naściennymi. Miasto, w którym badania zapoczątkował profesor Kazimierz Michałowski, twórca polskiej szkoły archeologii śródziemnomorskiej i prekursor nubiologii, w każdym sezonie dostarcza zaskakujących odkryć. Przed dwoma laty Polacy znaleźli tam katedrę. Najnowsze odkrycie to wynik prac doktorów Lorenzo de Lellisa i Macieja Wyżgoła. Badali oni domy z epoki Funj (XVI-XIX wiek), gdy pod podłogą jednego z nich zauważyli otwór prowadzący do tajemniczego pomieszczenia. Gdy tam weszli ich oczom ukazały się unikatowe w malarstwie chrześcijańskim sceny figuralne. Widzimy na nich Matkę Boską, Chrystusa i króla nubijskiego. Król całuje dłoń zasiadającego w obłokach Chrystusa. Władca jest podtrzymywany przez archanioła Michała, który rozłożonymi skrzydłami chroni i króla, i Chrystusa. Takiego przedstawienia nie znaleziono nigdy wcześniej w malarstwie nubijskim. Intymność tej sceny wyraźnie kontrastuje z przedstawieniami na innych ścianach pomieszczenia. Na jednej widzimy Matkę Boską w dostojnej pozie, trzymającą krzyż i księgę, na drugiej zaś Chrystusa z prawą dłonią wzniesioną do błogosławieństwa i z księgą w lewej dłoni. Towarzyszące malowidłom inskrypcje w języku greckim to teksty liturgii darów. Zwykle znajdujemy je w miejscach, w których sprawowano Eucharystię poza głównym ołtarzem kościoła. Inskrypcjom greckim towarzyszy napis nubijski. Jest on bardzo trudny do odczytania. Na razie udało się stwierdzić, że wspomina ona o królu imieniem Dawid oraz zawiera prośbę do Boga o opiekę nad miastem. Dawid był królem Makurii w latach ok. 1268–1276. Walczył z sułtanatem mameluków. Początkowo z powodzeniem, jednak z czasem muzułmanie zaczęli wygrywać kolejne bitwy i w końcu zdobyli Starą Dongolę. Być może malowidła i prośba o ochronę powstały w czasie, gdy armia mameluków zbliżała się do stolicy. Równie niezwykłe co malunki, są same pomieszczenia, w których je znaleziono. Są dość małe, ale przestrzenne, kryte sklepieniami i kopułami. Pomieszczenie z wizerunkiem Dawida jest podobne do krypty, ale znajduje się 7 metrów powyżej średniowiecznego poziomu gruntu. Sąsiaduje ono z monumentalną odkrytą przed dwoma laty katedrą, którą badacze identyfikują ze wzmiankowanym w tekstach Wielkim Kościołem Jezusa. Natychmiast po odkryciu niezwykłych malowideł do pracy przystąpili konserwatorzy z UW i Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Udało się zabezpieczyć malowidła. Jesienią archeolodzy wrócą do Starej Dongoli i będą okrywali kolejne jej tajemnice. Spróbują też wyjaśnić, jaką rolę odgrywał znaleziony zespół pomieszczeń i jego niezwykłe malowidła. « powrót do artykułu
  2. Papież Franciszek paradujący po Watykanie w białej, puchowej kurtce od Balenciagi, Donald Trump uciekający przed policją, Władimir Putin za kratkami. To tylko kilka z licznych przykładów zdjęć, które obiegły Internet w ciągu ostatnich miesięcy. Wszystkie mają jedną cechę wspólną – przedstawiają wydarzenia, które nigdy nie miały miejsca. Internet, jaki znamy, czeka rewolucja, a być może już jesteśmy jej naocznymi świadkami. Rozwój technologii chyba jeszcze nigdy nie wiązał się ze zmianami na taką skalę. Mowa o sztucznej inteligencji, czyli AI, która już teraz budzi zarówno fascynację, jak i niepokój. Spreparowane zdjęcia znanych osób obiegają sieć Generatywne narzędzia oparte na sztucznej inteligencji rozwinęły się w ostatnich miesiącach tak bardzo, że mówi się o przełomie. Prawdopodobnie każdy choć raz słyszał takie nazwy jak ChatGPT, Midjourney, DALL-E czy Stable Diffusion. To tylko wierzchołek góry lodowej, bo szum związany z AI jest na tyle duży, że zarówno małe, jak i wielkie przedsiębiorstwa poddają się modzie (i obietnicy zysków), wypuszczając własne aplikacje. Coraz więcej ekspertów zwraca jednak uwagę na to, jak niebezpieczna staje się moda na AI. Już teraz możemy zaobserwować jej wpływ na to, jak postrzegamy rzeczywistość. Przykładowo, poniższe „zdjęcie” zostało wygenerowane za pomocą narzędzia Midjourney i umieszczone na platformie Reddit: Grafika została prędko pochwycona i podbiła wszystkie media społecznościowe. I choć od początku było wiadomo, że została wygenerowana przez AI, to wiele osób zapomniało wspomnieć o tym fakcie, udostępniając ją dalej. Tak narodził się Balenciaga Pope, w którego prawdziwość uwierzyła duża część internautów. Papież Franciszek w kurtce Balenciagi jest bardziej zabawny niż szkodliwy, ale nie jest jedynym przykładem viralowego zdjęcia, na które nabrało się wiele osób, a które zostało najzwyczajniej w świecie spreparowane. Podobny los podzieliły między innymi obrazy przedstawiające Donalda Trumpa w pomarańczowym kombinezonie więziennym czy Władimira Putina klękającego przed Xi Jinpingiem, przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej. Dlaczego problem dezinformacji staje się tak poważny? Spreparowane obrazy przedstawiające twarze znanych osób nie są niczym nowym w Internecie. Przerabianie zdjęć stało się możliwe już wtedy, gdy powstały narzędzia do obróbki graficznej (z Adobe Photoshopem na czele). Jest jednak różnica między standardowym przerabianiem zdjęć a generowaniem ich za pomocą AI. O ile obsługa programów graficznych (z zadowalającymi rezultatami) wymaga posiadania pewnych umiejętności, o tyle generowanie zdjęć i obrazów za pomocą AI jest darmowe oraz banalnie łatwe. Narzędzia korzystają z promptów, czyli tekstowych podpowiedzi. Wystarczy więc odpowiednio opisać to, co chce się uzyskać, a sztuczna inteligencja wygeneruje obraz na podstawie zapytania. Sprawia to, że właściwie każdy jest dziś w stanie generować treści, które są realistyczne, a jednocześnie nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Sianie dezinformacji, propagandy i rozpowszechnianie kłamstw nigdy nie było tak łatwe, a z drugiej strony – w przyszłości możemy mieć też problem z wiarą we wszystkie wiadomości ze względu na wyuczoną nieufność w stosunku do treści generowanych przez AI. Warto zaznaczyć, że nie tylko sfalsyfikowane zdjęcia stanowią niebezpieczeństwo związane z szerzeniem dezinformacji i „fake newsów”. Rozwój AI dotyka każdego medium. W przyszłości prawdopodobnie trzeba będzie zastanawiać się dwa razy nie tylko nad autentycznością zdjęć, ale i filmów oraz ludzkich głosów. Już teraz możliwe jest wkładanie w usta znanych osób wypowiedzi, które nigdy nie padły. Brzmi to dystopijnie, ale trzeba przyznać jedno – internauci nigdy nie zawodzą, a memy z prezydentami kłócącymi się przy grach wideo to prawdopodobnie najśmieszniejsze, co wynikło z całej tej sytuacji. Moda na AI groźna także z innych powodów Łatwość, z jaką będzie można tworzyć i rozprzestrzeniać materiały propagandowe i dezinformację, to z pewnością jeden z najważniejszych problemów, z którymi będą musieli zmierzyć się wszyscy ludzie korzystający z sieci. AI stanowi jednak również inne zagrożenia. W sklepach Play czy App Store znajdziemy masę aplikacji mobilnych używających sztucznej inteligencji: wirtualnych asystentów, czatboty, filtry upiększające albo zmieniające twarze. Aplikacje te są teraz szczególnie rozchwytywane, ponieważ „boom” na AI trwa w najlepsze. Wiele z nich to jednak w rzeczywistości tylko fasady udające autentyczne narzędzia. Moda na AI ułatwia bowiem oszustom i przestępcom rozprzestrzenianie złośliwego oprogramowania, dlatego dziś czujność jest szczególnie ważna. Warto pamiętać, by uważnie czytać opinie i komentarze na temat każdej aplikacji, którą planujemy pobrać na swoje urządzenie. Dobrze też podjąć dodatkowe środki ostrożności. Tani VPN niestety nie zapewni nam wystarczającej ochrony i nie uchroni przed pobraniem szkodliwego oprogramowania, dlatego rozsądniej jest zainwestować z porządną wirtualną sieć prywatną. Wśród „AI-sceptyków” niepokój budzi również etyka związana z ulepszaniem tej technologii, a właściwie jej brak, gdy mowa na przykład o trenowaniu sieci neuronowych. Narzędzia takie jak ChatGPT czy Midjourney nie tworzą treści z powietrza – zanim zostały wypuszczone na rynek, trenowano je na tysiącach gigabajtów materiałów umieszczonych w Internecie. Obecnie trwa spór o to, czy takie praktyki powinny być w ogóle legalne, jako że twórcy tych materiałów (w tym graficy, pisarze i inni artyści) nigdy nie wyrazili zgody na użyczenie wyników swojej pracy do trenowania systemów mogących ich w przyszłości nawet zastąpić. Jak na razie pewne jest jedno: musimy nauczyć się poważnie zastanawiać nad tym, czy to, co widzimy, na pewno jest autentyczne. « powrót do artykułu
  3. Polsko-amerykańska misja archeologiczne pracująca na stanowisku Berenike u wybrzeży Morza Czerwonego w Egipcie, odkryła w ruinach starożytnej świątyni posąg Buddy pochodzący z okresu rzymskiego. Odkrycie to potwierdza, jak ważną rolę odgrywała Berenike (obecnie Barnis) w handlu Imperium Rzymskiego ze światem zewnętrznym, w tym z Indiami. Jak wyjaśnia kierownik ekspedycji, doktor Mariusz Gwiazda, posąg Buddy mógł powstać na zamówienie jednego z bogatych indyjskich kupców, którzy przybywali do Berenike. Figura wysokości 71 centymetrów została wykonana w II wieku z kamienia pochodzącego albo z terenu dzisiejszej Turcji, albo z lokalnego materiału. Widzimy na niej Buddę, który w lewej dłoni trzyma fragment własnej szaty. Jego głowę otacza aureola z przedstawionymi na niej promieniami słonecznymi, symbolizującymi oświecony umysł. Obok widzimy kwiat lotosu. W tej samej świątyni odkryto też greckie inskrypcje z I wieku, dwie monety z II wieku wybite przez indyjską dynastię Satavahana oraz inskrypcję spisaną sanskrytem pochodzącą z czasów cesarza Filipa Araba (244–249). Berenike Troglodytica została założona w III wieku p.n.e. przez Ptolemeusza II Filadelfosa. Władca chciał mieć dostęp do afrykańskich słoni, których używał w bitwach, oraz do egzotycznych towarów. Wybrał więc południowe rubieże swojego królestwa na miejsce portu. Berenika była silnie ufortyfikowana, a stacjonujący tam żołnierze odpowiedzialni byli za transport słoni. W czasach rzymskich miasto zaczęło się szybko rozwijać. Przyjmowało statki z Arabii Południowej i Indii, stało się tętniącym życiem miastem, w którym rodziły się największe fortuny swoich czasów. Było miastem wielokulturowym, dotychczas znaleziono tam zabytki pisane w 11 językach i pismach. Archeolodzy odkryli też towary z Chin i Indii, skóry, tkaniny, ryż, sezam, kadzidło czy mirrę. Jednym z najciekawszych odkryć jest cmentarzysko kotów, psów i małp – domowych pupili, z których część pochowano wraz z ozdobnymi obrożami. Z czasem jednak bogate miasto handlowe zaczęło popadać w zapomnienie. Ostatnia pisemna wzmianka o nim pochodzi z 523 roku. Wkrótce potem Berenike zostało opuszczone i zasypały je piaski pustyni. Polsko-amerykańskie badania w Berenike prowadzone są od 2008 roku. Naukowcy z PAN przeprowadzili m.in. nieinwazyjne mapowanie stanowiska, dzięki czemu Berenike jest jednym z zaledwie 5. egipskich stanowisk archeologicznych mających niemal kompletną mapę magnetyczną. Pracami archeologicznymi w ramach Berenike Project kierują dr Mariusz Gwiazda oraz Steven. S. Sidebotham. « powrót do artykułu
  4. Przebywającej na plaży Kaimana w Honolulu samicy mniszki hawajskiej i jej szczenięciu zapewniono ochronę. Mniszka hawajska to gatunek zagrożony. Dwunastoletnia Kaiwi urodziła 14 kwietnia. Para spędzi w okolicach plaży 5-7 tygodni. Na ten okres tymczasowo ogrodzono teren. Obowiązuje zakaz zbliżania się zarówno od strony lądu, jak i wody. Rejon jest regularnie patrolowany. Jak podkreślono we wpisie Hawaii Department of Land and Natural Resources (Hawaii DLNR) na Facebooku, zastosowane środki ostrożności mają sprzyjać bezpieczeństwu publicznemu [matki bronią młodych] i chronić zwierzęta [...]. Popularna plaża Kaimana jest usytuowana w pobliżu licznych hoteli. Nieopodal znajduje się też Waikiki Aquarium. Wg National Oceanic and Atmospheric Administration, to 5. szczenię Kaiwi (RK96). W 2021 r. urodziła ona syna Lōliʻi (RP96), w 2020 córkę Noheę (RM26), w 2018 r. syna Wawamalu (RK24), a w 2016 r. córkę Kawenę (RH36). Tegoroczne szczenię i Lōliʻi są jedynymi młodymi urodzonymi przez RK96 na plaży Kaimana. Pozostałe przyszły na świat na wybrzeżu Kaiwi na wyspie Oʻahu, gdzie zresztą urodziła się sama Kaiwi (stąd jej imię). By zapewnić mniszkom wsparcie, NOAA nawiązała ścisłą współpracę ze stanowymi i miejscowymi partnerami, w tym z Hawaii DLNR, a także z miastem i hrabstwem Honolulu. We wpisie NOAA podkreślono, że populacja mniszki hawajskiej to mniej niż 1600 osobników. Przy spotkaniach zalecane jest zachowanie odległości co najmniej 15 m. Jeśli to matka z młodym, najlepiej trzymać się w odległości przynajmniej 45 m. « powrót do artykułu
  5. Naukowcy powiązali zakażenie syncytialnym wirusem oddechowym (RSV) u niemowląt ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia astmy u 5-latków. Z artykułu Respiratory syncytial virus infection during infancy and asthma during childhood in the U.S. (INSPIRE): a population-based, prospective birth cohort study opublikowanego na łamach The Lancet wynika, że brak infekcji RSV w 1. roku życia związany jest ze znacznym zmniejszeniem rozwoju dziecięcej astmy. W badaniach przeprowadzonych przez Vanderbilt University oraz Emory University wzięło udział 1741 dzieci, z których 54% (944) zostało w pierwszym roku życia zarażonych wirusem RSV. Analiza wykazała, że odsetek 5-latków cierpiących na astmę jest większy wśród dzieci, które padły ofiarą infekcji RSV i wynosi 21%. Wśród 5-latków, które nie zaraziły się RSV na astmę cierpiało 16%. Naukowcy stwierdzili, że infekcja RSV w 1. roku życia jest powiązana z 26-procentowym wzrostem wystąpienia ryzyka astmy w wieku 5 lat w porównaniu z sytuacją, gdy do infekcji doszło po 12. miesiącu życia. Z badań wynika, że gdyby udało się uniknąć zakażeń RSV u niemowląt, to odsetek 5-latków chorujących na astmę zmniejszyłby się o 15%. Autorzy badań postanowili sprawdzić, czy powyższe statystyki wyglądają tak a nie inaczej, gdyż dzieci bardziej podatne na astmę ciężej przechodzą infekcję RSV – z mniejszym prawdopodobieństwem infekcja jest bezobjawowa – dlatego też są bardziej widoczne w statystykach. Dlatego też nie opierali się wyłącznie na dokumentacji medycznej, ale przyjrzeli się próbkom krwi dzieci pobranym, gdy miały one 12 miesięcy. W ten sposób określili, które dzieci rzeczywiście zetknęły się z wirusem. Dzięki takiemu podejściu mogli stwierdzić, że ich badania mogą pokazywać istnienie związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy RSV w niemowlęctwie a astmą. Co więcej zauważyli też związek pomiędzy wiekiem, w którym doszło do infekcji RSV, a ryzykiem astmy oraz pomiędzy natężeniem objawów zakażenia RSV a ryzykiem astmy. Oczywiście wciąż mamy tutaj do czynienia z korelacją pomiędzy RSV a astmą, jednak z uprawdopodobnionym związkiem przyczynowo-skutkowym. Dlatego też badania te mogą być dobrym punktem wyjścia do poszukiwań związków pomiędzy RSV a astmą. « powrót do artykułu
  6. Ekosfera jest tradycyjnie definiowana, jako odległość pomiędzy gwiazdą, a planetą, która umożliwia istnienie wody w stanie ciekłym na planecie. To obszar wokół gwiazdy, w którym na znajdujących się tam planetach może istnieć życie. Jednak grupa naukowców z University of Georgia uważa, że znacznie lepsze byłoby określenie „ekosfery fotosyntezy”, czyli wzięcie pod uwagi nie tylko możliwości istnienia ciekłej wody, ale również światła, jakie do planety dociera z gwiazdy macierzystej. O życiu na innych planetach nie wiemy nic pewnego. Jednak poglądy na ten temat możemy przypisać do jednej z dwóch szkół. Pierwsza z nich mówi, że na innych planetach ewolucja mogła znaleźć sposób, by poradzić sobie z pozornie nieprzekraczalnymi barierami dla życia, jakie znamy z Ziemi. Zgodnie zaś z drugą, życie w całym wszechświecie ograniczone jest uniwersalnymi prawami fizyki i może istnieć jedynie w formie podobnej do życia na Ziemi. Naukowcy z Georgii rozpoczęli swoje badania od przyznania racji drugiej ze szkół i wprowadzili pojęcie „ekosfery fotosyntezy”. Znajdujące się w tym obszarze planety nie tylko mogą utrzymać na powierzchni ciekłą wodę – zatem nie znajdują się ani zbyt blisko, ani zbyt daleko od gwiazdy – ale również otrzymują wystarczająca ilość promieniowania w zakresie od 400 do 700 nanometrów. Promieniowanie o takich długościach fali jest na Ziemi niezbędne, by zachodziła fotosynteza, umożliwiające istnienie roślin. Obecność fotosyntezy jest niezbędne do poszukiwania życia we wszechświecie. Jeśli mamy rozpoznać biosygnatury życia na innych planetach, to będą to sygnatury atmosfery bogatej w tlen, gdyż trudno jest wyjaśnić istnienie takiej atmosfery bez obecności organizmów żywych na planecie, mówi główna autorka badań, Cassandra Hall. Pojęcie „ekosfery fotosyntezy” jest zatem bardziej praktyczne i dające szanse na znalezienie życia, niż sama ekosfera. Nie możemy oczywiście wykluczyć, że organizmy żywe na innych planetach przeprowadzają fotosyntezę w innych zakresach długości fali światła, jednak istnieje pewien silny przekonujący argument, że zakres 400–700 nm jest uniwersalny. Otóż jest to ten zakres fal światła, dla którego woda jest wysoce przezroczysta. Poza tym zakresem absorpcja światła przez wodę gwałtownie się zwiększa i oceany stają się dla takiego światła nieprzezroczyste. To silny argument za tym, że oceaniczne organizmy w całym wszechświecie potrzebują światła w tym właśnie zakresie, by móc prowadzić fotosyntezę. Uczeni zauważyli również, że życie oparte na fotosyntezie może z mniejszym prawdopodobieństwem powstać na planetach znacznie większych niż Ziemia. Planety takie mają bowiem zwykle bardziej gęstą atmosferę, która będzie blokowała znaczną część światła z potrzebnego zakresu. Dlatego też Hall i jej koledzy uważają, że życia raczej należy szukać na mniejszych, bardziej podobnych do Ziemi planetach, niż na super-Ziemiach, które są uważane za dobry cel takich poszukiwań. Badania takie, jak przeprowadzone przez naukowców z University of Georgia są niezwykle istotne, gdyż naukowcy mają ograniczony dostęp do odpowiednich narzędzi badawczych. Szczegółowe plany wykorzystania najlepszych teleskopów rozpisane są na wiele miesięcy czy lat naprzód, a poszczególnym grupom naukowym przydziela się ograniczoną ilość czasu. Dlatego też warto, by – jeśli ich badania polegają na poszukiwaniu życia – skupiali się na badaniach najbardziej obiecujących obiektów. Tym bardziej, że w najbliższych latach ludzkość zyska nowe narzędzia. Od 2017 roku w Chile budowany jest europejski Extremely Large Telescope (ELT), który będzie znacznie bardziej efektywnie niż Teleskop Webba poszukiwał tlenu w atmosferach egzoplanet. Z kolei NASA rozważa budowę teleskopu Habitable Exoplanet Observatory, który byłby wyspecjalizowany w poszukiwaniu biosygnatur na egzoplanetach wielkości Ziemi. Teleskop ten w 2035 roku miałby trafić do punktu L2, gdzie obecnie znajduje się Teleskop Webba. « powrót do artykułu
  7. Niezależnie od techniki depilacji, na którą się zdecydujesz, Twoja skóra będzie potrzebować odpowiedniego przygotowania. Zarówno depilacja maszynką, kremem, pastą cukrową czy woskiem wymaga właściwego zadbania o skórę - oczywiście przed i po zabiegu. Jakie kroki pielęgnacyjne warto podjąć, aby uniknąć podrażnienia czy uszkodzenia skóry? Postaramy się rozwiać wszystkie Twoje wątpliwości. Mamy dla Ciebie przydatne wskazówki i porady pielęgnacyjne. Czytaj dalej! Skuteczna depilacja - jak zacząć? Najlepszym sposobem na skuteczną depilację jest oczywiście dobranie takiej metody, która będzie dla Ciebie najwygodniejsza i najbezpieczniejsza. Możesz zdecydować się na różne metody, w zależności od własnych upodobań, dostępnego czasu czy budżetu. W tym artykule nie będziemy skupiać się jednak na depilacji laserowej, gdyż jest ona wykonywana w gabinetach kosmetycznych. Nasze wskazówki będą natomiast dotyczyć przygotowania skóry do takiej depilacji, którą możesz wykonać sama w domowym zaciszu. Jaki rodzaj depilacji można łatwo i bezpiecznie wykonać w domu? Oczywiście depilację za pomocą: maszynki do golenia; kremów do depilacji; depilatora elektrycznego; pasty cukrowej; wosku do depilacji. Sposobów na domową depilację skóry jest wiele. I z pewnością wiele z tych metod już przetestowałaś, a może nawet masz swoją ulubioną. Warto wypróbować kilka z nich na własnej skórze, aby znaleźć taką, która będzie dla Ciebie najlepsza. Jednak te próby nigdy nie powinny prowadzić do uszkodzenia czy podrażnienia skóry. Dlatego właśnie tak ważne jest odpowiednie jej przygotowanie do zabiegu oraz pielęgnacja pozabiegowa. Pamiętaj również o tym, że nie każda metoda depilacji będzie odpowiednia dla Twojej skóry. Jeśli masz niski próg bólu, a Twoja skóra jest skłonna do podrażnień - wówczas odradzamy depilację woskiem, a polecamy depilację chemiczną, czyli z pomocą specjalnego kremu (zobacz na https://www.cocolita.pl/kremy-do-depilacji). Natomiast jeśli posiadasz skórę naczynkową (popękane naczynka, pajączki czy żylaki na nogach) wówczas zrezygnuj z elektrycznego depilatora na rzecz delikatniejszej maszynki czy dedykowanego kremu. Oceń stan swojej skóry przed depilacją Bardzo ważnym krokiem w przygotowaniu skóry do depilacji jest dokładne ocenienie jest stanu i kondycji. Dlaczego to takie ważne? Przyjrzenie się swojej skórze przed depilacją pozwala na uniknięcie niepotrzebnych podrażnień i bólu. Jeśli na Twoje skórze występują zaczerwienienia, krostki, drobne ranki czy inne uszkodzenia - przełóż zabieg depilacji na później. Każde uszkodzenie bariery skórnej jest bowiem przeciwwskazaniem do depilacji, niezależnie od metody. Nigdy nie pozwól na to, aby krem do depilacji dostał się np.: do rany na skórze. Jeśli masz strupki na skórze - nie usuwaj wówczas włosków z tego obszaru. Zapobiegniesz w ten sposób nie tylko dodatkowemu podrażnieniu, ale również ewentualnemu zakażeniu ran. Zawsze na pierwszym miejscu stawiaj zdrowie swojej skóry. Zabieg depilacji nie powinien na nią negatywnie wpływać. Przygotowanie skóry do depilacji - podstawowe zasady Po wyborze odpowiedniej metody i ocenieniu kondycji skóry możesz rozpocząć etap przygotowania skóry do depilacji. Jeśli zdecydujesz się na depilację maszynką wykonaj peeling skóry w tych obszarach, które będziesz depilować. Jednak nie rób tego bezpośrednio przed zabiegiem usuwania niechcianych włosków, maszynka może wtedy za bardzo podrażnić naskórek. Depilacja maszynką należy do najczęściej wybieranych metod usuwania owłosienia ze względu na oszczędność czasu. Należy jednak pamiętać o tym, że po depilacji maszynką włosy stosunkowo szybko odrastają. Ale można je potem ponownie ekspresowo usunąć ;) Wskazówka: Zrób peeling skóry na 2-3 dni przed zabiegiem depilacji. Peeling dokładnie oczyści skórę, usunie nagromadzony martwy naskórek oraz lekko uniesie włoski, co ułatwi Ci depilację maszynką. Natomiast jeśli wybierzesz depilację chemiczną, pamiętaj o wykonaniu próby uczuleniowej. Kremy do depilacji są kosmetykami bezpiecznymi dla skóry, ale ze względu na swoje silne działanie mogą prowadzić do reakcji alergicznej. Jak zatem poprawnie zrobić próbę uczuleniową danego produktu? Wskazówka: nanieś niewielką ilość produktu na skórę (w okolicy nadgarstka), w potem obserwuj czy nie pojawia się zaczerwienienie lub wysypka. Jeśli reakcja alergiczna nie występuje, możesz nałożyć krem na partię ciała, którą chcesz wydepilować. Krem nałożony na skórę wnika do łodygi włosa i rozpuszcza w nim keratynę, która stanowi jego główny składnik budulcowy. Usuwanie niechcianych włosków kremem jest więc bezbolesne i przynosi o wiele dłuższe efekty. Skóra pozostaje gładka nawet do 2 tygodni, a włoski odrastają słabsze. Kremy nie prowadzą do mechanicznego uszkodzenia skóry, co może mieć miejsce przy innych metodach depilacji. Kremy to również bardzo uniwersalne produkty, które sprawdzą się w depilacji praktycznie każdej partii ciała (twarz, pachy, ręce, nogi czy okolice bikini). Wskazówka: przed depilacją kremem warto wziąć kąpiel w ciepłej wodzie, która dodatkowo zmiękczy włoski. Jednak do tej kąpieli nie dodawaj żadnych olejków, bo pozostawiają one tłustą warstwę na skórze. A to może w dalszym etapie utrudnić depilację kremem. Czy należy nawilżać skórę przed depilacją? Powszechnie już wiadomo, że skórę po zabiegu depilacji należy dobrze nawilżyć. Pomaga to ukoić wszelkie podrażnienia oraz zapobiega nadmiernemu przesuszeniu skóry. Czy jednak warto też zastosować balsam nawilżający tuż przed depilacją? Odradzamy stosowanie nawilżających kosmetyków przed zabiegiem depilacji. Dlaczego? Skóra, z której chcemy usunąć owłosienie powinna być dokładnie oczyszczona i osuszona. Każda tłusta warstwa na skórze (krem, balsam, olejek) utrudnia depilację, zwłaszcza jeśli wybierzemy metodę chemiczną. Negatywnie na skuteczność depilacji mogą też wpłynąć takie czynniki jak: sebum, pot, resztki kosmetyków czy nadmiar martwego naskórka. Dlatego zawsze oczyszczaj i osuszaj skórę przed depilacją. A po zabiegu możesz już do woli nawilżać i natłuszczać skórę, co z pewnością przyniesie jej ukojenie. « powrót do artykułu
  8. System wczesnego ostrzegania oraz zachowanie się ludności aż o 45% zmniejszyły liczbę cywilnych ofiar napaści Rosji na Ukrainę w ciągu pierwszych kilku miesięcy, informują naukowcy z University of Michigan (UMich), University of Chicago oraz Ipsos. To pierwsze badania, w których połączono innowacyjną metodologię i dogłębną wiedzę geopolityczną do przeprowadzenia analizy efektywności współczesnych systemów ostrzegania podczas ataków powietrznych. Wnioski z badań przydadzą się nie tylko Ukrainie, ale i 39 innym krajom, które stworzyły podobne systemy ostrzegania. Ukraina postawiła na hybrydowy system, który łączy tradycyjne syreny z aplikacją na smartfony, na którą przysyłane są alerty i zachęty do zejścia do schronu. Dotychczas jednak nikt nie zbadał efektywności takich rozwiązań. David Van Dijcke z UMich, Austin Wright z UChicago i Mark Polyak z Ipsosa chcieli sprawdzić, jak ludzie reagują natychmiast po alercie, czy sposób reakcji zmienia się w czasie i co powinni zrobić rządzący, by ostrzeżenia wciąż odnosiły skutek. Naukowcy przeanalizowali zachowanie obywateli podczas ponad 3000 alarmów lotniczych. Dane zebrali z 17 milionów smartfonów obywateli Ukrainy. Analizy wykazały, że ostrzeżenia odegrały kluczową rolę w zapewnieniu bezpieczeństwa cywilom, ale pokazały również, że z czasem ludzie coraz słabiej na nie reagują, co może mieć związek z normalizowaniem przez nich ryzyka w czasie wojny. Uczeni stwierdzili, że gdyby nie pojawiło się zjawisko „zmęczenia alarmami”, a reakcja ludzi byłaby równie silna jak na samym początku wojny, to udałoby się dodatkowo uniknąć 8–15 procent ofiar. Zmniejszanie się wrażliwości społeczeństwa na alarmy to powód do zmartwień. Może to bowiem prowadzić do większych strat w miarę trwania wojny, tym bardziej, że obserwujemy coraz większą liczbę ataków za pomocą pojazdów bezzałogowych, mówi profesor Wright. Przyzwyczajenie się do niebezpieczeństwa i słabsza reakcja na alerty pojawia się niezależnie od sposobu, w jaki różni ludzie adaptują się do warunków wojennych. Jednak, jak się okazuje, takie osłabienie reakcji nie jest nieuniknione. W tych dniach, w których rząd Ukrainy publikował specjalne obwieszczenia dotyczące wojny, ludność silniej reagowała na alerty. To pokazuje, jak ważną rolę odgrywa Kijów w utrzymaniu morale i nadziei w czasie inwazji, wyjaśnia Van Dijcke. « powrót do artykułu
  9. Specjaliści z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu (UPWr) zrekonstruują część dzioba samicy dzioboroga abisyńskiego (Bucorvus abyssinicus) z ZOO Łódź. Joanna, bo tak ptak ma na imię, uległa kiedyś wypadkowi i połamała sobie dziób. Obecna proteza nie jest, niestety, trwała. Ostatnio dzioboróg przeszedł w Klinice Chirurgii UPWr tomografię dzioba. Dziób, poza tym, że jest „paszczą” do jedzenia, pełni jeszcze wiele innych funkcji: [jest wykorzystywany do] pielęgnowania upierzenia, budowania gniazda, wychowywania młodych. Jest jak twarz i dłonie naraz dla człowieka – opowiada dr Anna Bunikowska, lekarka weterynarii w Miejskim Ogrodzie Zoologicznym w Łodzi. Dr Tomasz Piasecki, adiunkt z Katedry Epizootiologii z Kliniką Ptaków i Zwierząt Egzotycznych UPWr, wyjaśnia, że wykonanie dobrej i trwałej protezy nie jest wcale łatwe. Wcześniej naukowcy wypożyczyli okaz z Muzeum Przyrodniczego Uniwersytetu Wrocławskiego i wykonali tomografię jego kompletnego dzioba. [...] Dziś wykonaliśmy tomograf dzioba Joanny i na tej podstawie będziemy mogli przystąpić do projektu protezy. Musimy się też zastanowić, jak potem tę protezę przymocować. Dziób będzie prawdopodobnie wydrukowany w [...] 3D z odpowiedniego tworzywa i koniecznym będzie lekkie jego skrócenie, by móc go stabilnie zamocować - podkreśla specjalista. Prace i przygotowania jeszcze trochę potrwają. Zgodnie z planem, zabieg rekonstrukcji ma zostać przeprowadzony w klinice UPWr za 1-1,5 miesiąca. Dziobórg (in. dzioborożec) abisyński występuje w środkowej Afryce na południe od Sahelu.  Samce są nieco większe od samic. Gatunek ten zamieszkuje sawanny, regiony kamieniste, a także półpustynne zakrzewienia. Lubi krótszą roślinność, która ułatwia mu żerowanie na bezkręgowcach i małych kręgowcach (ptak odżywia się m.in. pająkami, gąsienicami, żółwiami czy jaszczurkami). B. abyssinicus jest narażony na wyginięcie. « powrót do artykułu
  10. Wysłana przez Zjednoczone Emiraty Arabskie marsjańska misja Hope wykonała pierwsze zdjęcia księżyca Deimos w wysokiej rozdzielczości. Deimos to mniejszy i mniej zbadany z dwóch księżyców Marsa. Dzięki odpowiedniej orbicie Hope możliwe było wykonanie zdjęć Deimosa z każdej strony. Jak poinformował główny naukowiec misji, Hessa Al Matroushi z Mohammed Bin Rashid Space Centre, fotografie wykonano z odległości 100 kilometrów. Na pokładzie Hope znajdują się trzy instrumenty naukowe: spektrometr działający w ultrafiolecie, spektrometr podczerwieni oraz aparat o wysokiej rozdzielczości. Dzięki już przeprowadzonym przez Hope badaniom wiemy, że spektrum Deimosa w zakresie ultrafioletu odpowiada spektrum drugiego z księżyców, Fobosa. To oznacza, że oba prawdopodobnie pochodzą z Marsa, od którego się oddzieliły. Celem misji Hope jest badanie atmosfery Marsa. Została ona niedawno przedłużona na kolejny rok, z nadzieją, że uda się przeprowadzić badania wpływu zmian cykli słonecznych na Czerwoną Planetę. Misja ZEA ma również pomóc organizatorom kolejnych wypraw. Takich jak na przykład japońska Martian Moon Exploration, która ma ruszyć w przyszłym roku w kierunku Fobosa i Deimosa. Japończycy chcą lepiej zbadać oba księżyce i pobrać próbki z Fobosa. "Bardzo ważnym jest, by jedna misja przynosiła korzyści innym. Nikt nie jest w stanie przeprowadzić wszystkich badań", podkreśla Al Matroushi. « powrót do artykułu
  11. Dobre wiadomości dla posiadaczy Bitcoina – najsłynniejsza na świecie kryptowaluta przekroczyła cenową granicę 30 tysięcy dolarów za sztukę. Tak drogi BTC nie był od czerwca zeszłego roku. To efekt m.in. globalnego kryzysu bankowego i postrzegania kryptowalut jako interesującej alternatywy dla tradycyjnych pieniędzy. Entuzjazm fanów krypto powinien być jednak umiarkowany. Bitcoin rośnie w siłę, ale jego przyszłość cały czas jest niepewna, gdyż na rynku walut kryptograficznych wciąż gromadzą się ciemne chmury związane z problemami poszczególnych giełd. Bitcoinowi daleko oczywiście jeszcze do swojego rekordowego poziomu z listopada 2021 roku, kiedy to za sztukę trzeba było zapłacić ponad 60 tysięcy dolarów. Jednak od stycznia zauważalna jest wyraźna tendencja wzrostowa kursu słynnej kryptowaluty. Po bardzo słabej drugiej połowie roku 2022 przyszło długo wyczekiwane przez posiadaczy BTC odbicie, którego zresztą kilka miesięcy temu spodziewała się niemała część ekspertów. Aktualnie Bitcoin kosztuje około 30 tysięcy dolarów. Na podobnym poziomie był ostatni raz w czerwcu, w trakcie już trwającego trendu spadkowego. Skąd ostatnie wzrosty cen? Bitcoin rośnie w siłę przede wszystkim za sprawą kryzysu bankowego. W marcu załamał się chociażby Sillicon Valley Bank, dysponujący w chwili swojego upadku ponad 200 miliardami aktywów. Doprowadziło to do poważnego tąpnięcia w sektorze. Zawirowania były na tyle spore, że nie obronił się przed nimi nawet słynny Credit Suisse, który przejęło UBS wspierane przez szwajcarski rząd. Wydarzenia te w połączeniu z dość intensywną promocją kryptowalut jako ciekawych alternatyw dla klasycznej bankowości doprowadziło do wzmożonego zainteresowania się m.in. Bitcoinem. Problemy na rynku bankowym doprowadziły zresztą do wzrostu cen cennych kruszców – złota i srebra. One, wspólnie z walutami kryptograficznymi, ponownie zaczęły być postrzegane jako tzw. bezpieczne przystanie, za pomocą których inwestorzy są w stanie uchronić, a nawet pomnożyć, posiadany kapitał. Co więcej – wzrost kursu to też po części efekt spadku płynności BTC. Branża krypto też ma swoje problemy Nie jest tajemnicą, że rynek kryptowalut siedzi na tykającej bombie. Branża ma swoje poważne kłopoty, głównie za sprawą poważnych oskarżeń kierowanych do dużych giełd oferujących obrót tego rodzaju aktywami. Od początku roku sporo mówi się o marce Binance, która rzekomo miała służyć do prowadzenia nielegalnej działalności przestępców w tzw. darknecie. Oficjalny pozew przeciw giełdzie złożyła nawet Amerykańska Komisja ds. kontraktów terminowych i handlu towarami. Ostatnio o Binance zrobiło się ponownie głośno, gdy kancelarie prawnicze Moscowitz Law Firm i Boies Schiller Flexner złożyły pozew zbiorowy dyrektorowi generalnemu giełdy - Changpengowi Zhao - oraz trzem influcencerom - gwieździe koszykówki Jimmy'emu Butlerowi, Grahamowi Stephanowi i Benowi Armstrongowi. Binance miał zdaniem prawników oferować niezarejestrowane papiery wartościowe i opłacać influencerów do promowania usługi. Strona pozywająca żąda zapłaty kary w wysokości 1 mld dolarów. Aby zobaczyć, że giełdy krypto są ostatnio na cenzurowanym, nie trzeba od razu przenosić się do Stanów Zjednoczonych. Również w Polsce takie platformy mierzą się z dużymi kłopotami. Dość wspomnieć, że w styczniu prezes UOKiK wszczął postępowanie przeciwko Good Solution Investments Limited - operatorowi giełdy kryptowalut Kanga Exchange. Zarzuty dotyczą takich praktyk jak rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji o posiadaniu aprobaty KNF i polskim pochodzeniu serwisu. Czekają nas spadki? Niewykluczone, że ostatnie wzrosty kursowe BTC są tak naprawdę dobrym początkiem złego. Jeśli poszczególnym giełdom udowodnione zostaną zarzucane im czyny, niewykluczone, że czeka nas prawdziwie kryptowalutowe trzęsienie ziemi. Realnym scenariuszem jest np. ogólna panika wśród inwestorów, którzy gwałtownie zaczną pozbywać się swoich cyfrowych oszczędności. To natomiast napędzi ewentualne spadki cenowe. Nie wolno zapominać, że znacząco obniży to wiarygodność kryptowalut, aktualnie przedstawianych jako swoiste rozwiązanie wszelkich kłopotów tradycyjnych środków płatniczych. Jak to jednak zwykle bywa – trudno jednoznacznie stwierdzić, jaki los czeka w najbliższym czasie BTC i pozostałe podobne mu aktywa.   Ogromne znaczenie na kurs Bitcoina i innych kryptowalut będą mieć dane o inflacji w USA, które mają zostać przekazane do informacji publicznej 12 kwietnia. « powrót do artykułu
  12. Coraz więcej osób stawia na regularne uprawianie sportu, które niesie szereg korzyści. Chętnie wybieramy bieganie, uprawiane zarówno na siłowni, jak i na świeżym powietrzu. W każdym przypadku można liczyć na zdrową i smukłą sylwetkę, zwłaszcza gdy sport będzie regularny i wykonany w odpowiedni sposób. Sprawdźmy zatem, jak rozpocząć swoją przygodę z bieganiem i jakie efekty może dać ten rodzaj aktywności. Co warto wiedzieć? Efekty regularnego biegania Jakie efekty daje bieganie? To pytanie zadaje sobie każdy, kto chce rozpocząć uprawianie sportu. Najczęściej rezultaty zauważymy po pierwszym miesiącu aktywności. Jogging z pewnością daje możliwość wymodelowania figury i spalenia nadmiaru tkanki tłuszczowej. Dzięki temu brzuch staje się bardziej płaski, pośladki jędrniejsze, a nogi smuklejsze. Kobiety doceniają fakt, że bieganie pozwala także zniwelować cellulit. Co jeszcze jest istotne? Bieganie na świeżym powietrzu jest sposobem na lepsze samopoczucie i zmniejszenie stresu. Wysiłek fizyczny wydziela endorfiny, czyli hormony szczęścia. Sportowcy wskazują, że po 30 minutach biegania zauważają tzw. euforię biegacza, która wiąże się z nagłym wyrzutem wspomnianego hormonu. Poza tym bieganie dotlenia całe ciało. Dochodzi nie tylko do poprawy ogólnej kondycji, lecz także wyglądu i jędrności skóry. Nie zapominajmy o tym, że jogging podwyższa jakość snu, co z kolei przekłada się na nastrój i samopoczucie. Korzyści dla zdrowia Regularne uprawianie sportu wpływa na liczne korzyści dla zdrowia. Treningi wzmacniają serce i kości oraz pozwalają obniżyć poziom cholesterolu. Spore znaczenie ma też to, że bieganie poprawia odporność organizmu. Jeśli połączymy bieganie ze zdrowym odżywianiem, uzyskamy jeszcze lepsze i szybsze efekty. W tej sytuacji stracimy nadmierne kilogramy i będziemy dobrze czuć się w swojej skórze. Jak zadbać o zbilansowaną dietę? Z pomocą przychodzi catering dietetyczny, który znajdziemy na stronie https://medidieta.pl. Pyszne i zdrowe dania są dostarczane pod nasze drzwi każdego dnia, dzięki czemu nie martwimy się gotowaniem i liczeniem kalorii. To zadanie wykonują za nas doświadczeni kucharze oraz dietetycy. Nic więc dziwnego, że dieta pudełkowa z roku na rok ma coraz większe grono zwolenników. Jak zacząć biegać? Najważniejsze jest to, aby nie zniechęcać się pomimo trudności. Początki nie są łatwe, dlatego przyda nam się samodyscyplina i silna wola. Jak zacząć biegać wtedy, gdy nigdy wcześniej nie uprawialiśmy sportu? Nie wystarczy jedynie założyć butów do biegania i wyjść na długi bieg. Każdy etap powinien odbywać się stopniowo. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest rozpoczęcie swojej przygody od marszobiegu. Jak sama nazwa wskazuje, jest to bieg przeplatany z marszem. Pozwala on zbudować kondycję i poprawić wydolność, dzięki czemu przygotujemy organizm do cięższego wysiłku. Najczęściej zaczynamy od biegu i biegniemy tak długo, aż poczujemy, że już nie dajemy rady. Wtedy przechodzimy do marszu, dopóki nie poczujemy się lepiej. Zalecane jest stosowanie marszobiegu z zachowaniem proporcji, czyli np.: 3 minuty biegniemy 3 minuty idziemy i tak dalej. Pierwsze wyjście trwać powinno chociaż 15-20 minut. Nie musimy biegać codziennie, tak aby nie zniechęcić się zbyt szybko. Nawet 2 razy w tygodniu może wystarczyć do tego, aby zbudować solidną podstawę do uzyskiwania coraz lepszych wyników biegowych. Jeśli nadal nie do końca wiemy, jak się za to zabrać, możemy skorzystać z pomocy trenera personalnego. Specjaliści często zajmują się także treningami biegowymi, na których pokazują, jak w odpowiedni sposób zacząć biegać. Wsparciem może być także wspólny bieg z inną osobą. « powrót do artykułu
  13. Teleskop Webba pokazuje rzeczy, jakich nigdy nie widzieliśmy, w tym okres formowania się galaktyk. Webb pozwolił właśnie na szczegółowe obserwacje protogromady siedmiu galaktyk, o przesunięciu ku czerwieni z=7,9, co oznacza, że obserwujemy ją tak, jak wyglądała 650 milionów lat po Wielkim Wybuchu. Astronomowie określili jej prawdopodobną późniejszą ewolucję i doszli do wniosku, że z czasem utworzyła znaną obecnie Gromadę Warkocza Bereniki (Abell 1656), najgęstszą z gromad galaktyk. To szczególne, unikatowe miejsce przyspieszonej ewolucji galaktyk, a Webb daje nam bezprecedensową możliwość dokonania pomiarów prędkości tych siedmiu galaktyk, dzięki czemu możemy upewnić się, że tworzą one protogromadę, mówi główny autor badań, Takahiro Morishita z IPAC-California Institute of Technology. Dzięki precyzyjnym pomiarom dokonanym przez instrument NIRSpec naukowcy mogli potwierdzić odległość galaktyk oraz prędkość ich przemieszczania się przez halo ciemnej materii, która wynosi około 1000 km/s. Dane spektrograficzne zaś pozwoliły na modelowanie i mapowanie przyszłej ewolucji gromady. Po analizie naukowcy uznali, że najprawdopodobniej utworzyła ona Abell 1656. Obserwujemy te odległe galaktyki jak krople wody w różnych rzekach i możemy stwierdzić, że z czasem staną się one częścią jednego olbrzymiego nurtu, dodaje Benedetta Vulcani z Narodowego Instytutu Astrofizyki we Włoszech. Webb dostrzegł protogromadę dzięki wykorzystaniu zjawiska soczewkowania grawitacyjnego zapewnionego przez Gromadę Pandora (Abell 2744). Obserwowanie początków powstawania wielkich gromad galaktyk jak Pandora czy Warkocz Bereniki jest bardzo trudne, gdyż wszechświat się rozszerza, a to oznacza, że docierające do nas z coraz większej odległości fale świetlne są coraz bardziej rozciągnięte, przesuwając się ku podczerwieni. Przed Webbem nie dysponowaliśmy instrumentem, który rejestrowałby podczerwień w wystarczająco dużej rozdzielczości. Teleskop Webba powstał właśnie po to, by wypełnić tę lukę w astronomii. I, jak widać, świetnie się sprawdza. Sprawdzają się też przewidywania mówiące, że największą korzyść osiągniemy ze współpracy Webba z Hubble'em.Te siedem galaktyk w protogromadzie zostało wytypowanych właśnie przez Teleskop Hubble'a jako potencjalnie interesujący cel badawczy. Hubble nie ma jednak możliwości obserwowania światła o długości fali większej niż bliska podczerwień, dlatego też nie był w stanie dostarczyć nam zbyt wielu danych. Uzyskaliśmy je dzięki Webbowi. Co więcej, autorzy badań nad protogromadą przypuszczają, że współpraca Webba z Roman Grace Telescope, który ma zostać wystrzelony w 2027 roku, a który bazuje na jednym z teleskopów przekazanych NASA przez agencję wywiadowczą, może dostarczyć nam jeszcze więcej informacji o początkach gromad galaktyk. « powrót do artykułu
  14. Gdy tylko zobaczyłam tę statuetkę, pomyślałam, że ona nie powinna istnieć, mówi Margaret Maitland, kuratorka starożytnych zbiorów śródziemnomorskich w National Museums Scotland. Zabytek, który zaskoczył Maitland, a który od 150 lat stanowi zagadkę dla egiptologów, przedstawia mężczyznę trzymającego na kolanach dziecko-faraona. Rzeźba pochodzi z czasów XIX Dynastii (1295–1186 p.n.e.). Według konwencji obowiązujących w starożytnym Egipcie zwykły człowiek nie mógł nigdy, pod żadnym pozorem, dotknąć boga – panującego faraona. Nie mówiąc już o tak bliskim kontakcie jak tutaj. Takie przedstawienie powinno zostać uznane za herezję. Rzeźba nie powinna więc istnieć. Statuetka bez wątpienia przedstawia władcę, ale przeciętny śmiertelnik nigdy nie mógłby zostać przedstawiony w trzech wymiarach w obecności władcy. Przez wieki nie wolno było nawet takich zestawień tworzyć na dwuwymiarowych malunkach w grobach, wyjaśnia uczona. Maitland postanowiła jednak odszyfrować znaczenie rzeźby. Udało się jej nie tylko określić, kim jest mężczyzna trzymający na kolanach faraona, ale również identyfikować całą grupę podobnych rzeźb, które znajdują się w zbiorach innych muzeów i nigdy nie były razem klasyfikowane. Wszystkie zidentyfikowane przez kuratorkę rzeźby pochodzą z Deir el-Medina. To starożytna wioska, w której mieszkali robotnicy pracujący przy grobach w Dolinie Królów. Budowali oni i dekorowali grobowce władców, wchodząc w ten sposób w bardzo intymny kontakt z nimi. Mieszkańcy Deir el-Mediny byli szanowanymi, dobrze opłacanymi specjalistami. Byli też wykształceni. Znajomość pisma była tam tak powszechna, że znaleziono tam tysiące rysunków, listów, informacji, żartów czy skarg. Odkryto też służącą robotnikom świątynię Hathor oraz ich groby. Pani kurator skupiła się na życiu Deir el-Mediny i doszła do wniosku, że rzeźba nie przedstawia żyjącego faraona, ale statuetkę faraona. Z kolei sposób przedstawienia mężczyzny trzymającego statuetkę na kolanach, jest typowy dla rzeźb, na których widzimy składanie ofiary. Po przeanalizowaniu tej i innych podobnych rzeźb oraz ich fragmentów, uczona stwierdziła, że najbardziej doświadczeni i cenieni robotnicy z Deir el-Medina mieli przywilej ofiarowania świątyni Hathor rzeźb przedstawiających ich samych w bliskim kontakcie z boskim władcą, z trzymanym przez siebie wizerunkiem faraona. Takie rzeźby nie mogłyby pojawić się bez wiedzy i zgody dworu, który kontrolował wszelkie aspekty życia w Deir el-Medina. Takie statuetki wzmacniały związek pomiędzy dworem a robotnikami. Bardzo interesującym aspektem rzeźby jest przedstawienie mężczyzny z girlandami kwiatów na głowie. W sztuce Egiptu przedstawiano tak kobiety, ale bardzo rzadko mężczyzn. Wyjątkiem był okres rządów faraonów imieniem Ramzes. Jeden z nich, Ramzes II Wielki był najdłużej panującym władcą Egiptu. Najwyższym rangą urzędnikiem w Deir el-Medina był wezyr. Jednak mężczyzna z posągu nie jest ubrany w typowy dla niego strój. Drugim pod względem rangi urzędnikiem był skryba odpowiedzialny za tworzenie najważniejszych inskrypcji w grobowcu władcy. Jeśli więc Maitland ma rację i statuetka powstała za czasów Ramzesa II, to może ona przedstawiać skrybę imieniem Ramose. Znamy go z odnalezionego grobowca. Maitland ma nadzieję, że z czasem uda się jej zyskać kolejne argumenty na wsparcie swojej interpretacji. Być może uda się kiedyś odnaleźć zaginioną inskrypcję z posągu, a może nawet jego brakującą twarz. « powrót do artykułu
  15. Ludzie od tysiącleci obserwowali owady gromadzące się wokół ognisk czy lamp. Zjawisko to próbowano tłumaczyć na różne sposoby, od przyciągania owadów przez światło po mylenie lampy z Księżycem, który ma pomagać owadom w nawigacji. Naukowcom udało się w końcu stworzyć prawdopodobne wyjaśnienie fenomenu. Sztuczne światło jest pułapką dla owadów przelatujących w pobliżu, a nie przyciąga owadów z dalszej odległości, mówi Samuel Fabian z Imperial College London. Fabian i jego koledzy filmowali owady w laboratorium za pomocą szybkiej kamery oraz wykorzystali techniki stereowideografii, by odtworzyć tor lotu owadów w warunkach naturalnych. Dzięki temu zauważyli, że gdy owad przelatuje nad źródłem sztucznego światła, często odwraca się i próbuje lecieć do góry nogami, co powoduje, że spada. Kiedy jednak leci poniżej źródła światła, zaczyna wykonywać beczkę, znaną nam za akrobacji lotniczych. W pewnym momencie jego lot do góry odbywa się pod zbyt dużym kątem, owad zatrzymuje się i zaczyna opadać. W końcu zaś zaobserwowano, że gdy owad zbliża się do źródła światła od boku, może zacząć je okrążać. Z nagrań wynika, że owady podlatują do źródła światła pod pewnym kątem, nie lecą na wprost niego. Tym, co łączy te trzy sposoby przybliżania się do światła – z góry, z dołu i z boku – jest obecny u wielu owadów mechanizm reakcji na światło od strony grzbietu. Dzięki niemu zwierzę orientuje się, gdzie jest góra i może utrzymać ciało w odpowiedniej pozycji. Nawet bowiem w nocy niebo jest jaśniejsze niż gleba, a dzięki wspomnianemu mechanizmowi owad może skierować grzbiet ku górze. To właśnie z tego względu owady przelatujące w pobliżu źródła sztucznego światła reagują na nie różnie, w zależności od własnej pozycji względem źródła. Co więcej, u różnych gatunków różna jest siła oddziaływania tego mechanizmu. Część gatunków korzysta z różnych metod orientowania się, gdzie jest góra, a gdzie dół i reakcja grzbietowa wcale nie musi być metodą dominującą. Są też gatunki – jak muszka owocówka czy zmrocznik oleandrowiec – które nie odwracają się do góry nogami ani nie zaczynają krążyć wokół sztucznego światła. Jednak u licznych gatunków grzbietowa reakcja jest dominująca i to właśnie one krążą wokół sztucznego światła. Odkrycie może pomóc w opracowaniu metod ochrony owadów przed światłem, co jest o tyle istotne, że ich światowa populacja gwałtownie się kurczy. A to oznacza zarówno spadek liczby zapylaczy, jak i zmniejszenie ilości pożywienia dla innych zwierząt, jak ptaki czy ryby. Ze szczegółami badań można zapoznać się w serwisie bioRxiv. « powrót do artykułu
  16. Kury to jedne z najbardziej rozpowszechnionych zwierząt domowych. Ludzie hodują je głównie dla jaj i mięsa. Obecnie światowa populacja kur szacowana jest na ponad 33 miliardy osobników. Naukowcy sądzą, że ludzie udomowili kury około 3500 lat temu na terenie dzisiejszej Tajlandii i zrobili to nie po to, by je zjadać. Nie wiadomo natomiast, kiedy udomowiony drób trafił do Japonii. Dotychczas brak bowiem było jednoznacznych dowodów archeologicznych czy pisemnych. Profesor Masaki Eda z jego zespół z Muzeum Uniwersytetu Hokkaido znaleźli najstarsze szczątki udomowionych kur w Japonii. Zostały odkryte na stanowisku archeologicznym Karako-Kagi, pozostałościach po osadzie z okresu Yayoi. Yayoi do drugi, następujący po Jomon, okres w dziejach Wysp Japońskich. Jej pojawienie się jest związane prawdopodobnie z migracją ludzi, którzy przynieśli rolnictwo i nowy rodzaj ceramiki. W tym czasie mieszkańcy Wysp stopniowo porzucają łowiecko-zbieracki tryb życia na rzecz uprawy ziemi. Najczęściej przyjmuje się, że Yayoi trwa od ok. 300 r. p.n.e. do ok. 300 r. n.e., chociaż niektórzy historycy uważają, że mógł rozpocząć się wcześniej. Kury i ich dzicy krewniacy należą do rodziny kurowatych, która obejmuje m.in. bażanty, indyki czy przepiórki. Dotychczas na stanowiskach archeologicznych nie znaleziono szczątków, które jednoznacznie można by uznać za należące do kurcząt czy młodych zwierząt. A ich odnalezienie jest ważne, gdyż wskazywałoby to na istnienie hodowli, mówi profesor Eda. Stanowisko Karako-Kagi, położone w Tawaramoto w prefekturze Nara, uważane jest za najważniejszy ośrodek w regionie Kinki w okresie Yayoi. Zespół Edy znalazł tam właśnie dziesięć kości kurowatych, z czego cztery należą do młodych ptaków. Za pomocą techniki ZooMS (Zooarcheology by Mass Spectrometry) naukowcy zbadali kolagen w kościach i potwierdzili, że należały one do kurcząt. Kolagen jednej z kości udało się datować na lata 381–204 p.n.e. Dziesięć z 11 znalezionych wcześniej kości dorosłych ptaków z tego okresu należało do samców. Na tej podstawie stwierdzono, że zwierzęta nie były hodowane. Dzięki odnalezieniu kości kurcząt wiemy, że w tym czasie hodowano kurowate. I są to najstarsze kości tych zwierząt znalezione w Japonii. Karako-Kagi jest uważane również za ważną osadę handlową okresu Yayoi, co tym bardziej uprawdopodabnia tezę o hodowaniu tutaj kur, dodaje Eda. Naukowcy trafili też na dowody wskazujące, że związki pomiędzy ludźmi a kurami w okresie Yayoi na Wyspach Japońskich były inne, niż między ludźmi a kurami w Chinach czy Europie. Mają nadzieję, że dalsze badania pozwolą na zrozumienie tych różnic. « powrót do artykułu
  17. Xiqian Yu i Hong Li z Instytutu Fizyki Chińskiej Akademii Nauk poinformowali na łamach Chinese Physics Letters o osiągnięciu rekordowo dużej gęstości energii w akumulatorze litowo-jonowym. Chińczycy stworzyli urządzenie zdolne do przechowania ponad 700 watogodzin na kilogram masy. Ich akumulator składa się z bogatej w lit katody manganowej oraz litowej anody. Dalsze postępy tej technologii mogą doprowadzić do powstania akumulatorów o gęstości energii pozwalającej na zastosowanie ich w lotnictwie. Akumulatory litowo-jonowe zostały skomercjalizowane przez Sony w roku 1991 roku. Wówczas ich gęstość energii wynosiła około 80 Wh/kg. Obecnie komercyjne akumulatory są w stanie przechowywać nawet 300 Wh/kg. Jednak potrzebujemy znacznie doskonalszych akumulatorów. Eksperci zwracają na przykład uwagę, że samochody elektryczne potrzebują jak najlżejszych akumulatorów zdolnych do przechowywania jak największej ilości energii. Potrzebne są akumulatory o gęstości energii powyżej 400 Wh/kg. Problem jednak w tym, że coraz trudniej jest zwiększać gęstość energii obecnie produkowanych akumulatorów, gdyż zbliżamy się do kresu możliwości stosowanych w nich elektrod. Chińscy naukowcy wykorzystali więc nowe materiały (Li1.2Ni0.13Co0.13Mn0.54O2) do stworzenia katody, a standardowo stosowaną grafitową anodę zastąpili anodą litową. W ten sposób zbudowali urządzenie, o grawimetrycznej gęstości energii sięgającej 711,3 Wh/kg i wolumetrycznej gęstości energii rzędu 1653,65 Wh/L. Obie wartości są rekordowo wysokimi na rynku akumulatorów litowo-jonowych. Naukowcy wyjaśniają, że sporym problemem jest znalezienie złotego środka pomiędzy gęstością energii, bezpieczeństwem i wytrzymałością akumulatorów. Gęstość energii należy zwiększać stopniowo, zapewniając przy tym bezpieczeństwo. Naszym celem jest poprawienie bezpieczeństwa za pomocą akumulatora ze stałym elektrolitem, mówi Li. Chińscy fizycy przyznają, że pod względem wytrzymałości ich akumulator ustępuje rozwiązaniom komercyjnym. Ich zdaniem minie sporo czasu, zanim akumulatory o tak dużej gęstości energii będą gotowe do rynkowego debiutu. Zapewniają jednak, że już rozpoczęli prace nad rozwiązaniem obu problemów – bezpieczeństwa i wytrzymałości swojego rekordowego akumulatora. « powrót do artykułu
  18. Kultura Tartessos pojawiła się w VIII wieku p.n.e. w dolinie Gwadalkiwiru na południowym-zachodzie Półwyspu Iberyjskiego. Jej główny ośrodek, dotychczas nieodnaleziony, jest utożsamiany z biblijnym Tarszisz. Informacje o Tartessos pojawiają się w źródłach bliskowschodnich i greckich, wspomina o nim m.in. Herodot (Dzieje, I 163, IV 152), który lokalizuje je za Słupami Herkulesa. Kultura Tartessos upadła z nieznanych nam przyczyn w IV wieku p.n.e. Hiszpańska Najwyższa Rada ds. Badań Naukowych poinformowała właśnie o znalezieniu pierwszych wizerunków przedstawiających ludzi kultury Tartessos. Na stanowisku archeologicznym Casas del Turuñuelo w Badajoz archeolodzy odkryli pięć figurek z V wieku p.n.e. przedstawiających ludzkiego głowy. Znaleziono je w patio budynku, w którym Tartesyjczycy masowo składali ofiary ze zwierząt, przede wszystkim z koni. Dwie spośród figurek są niemal kompletne. To rzeźbione głowy kobiet, w których uszach widzimy kolczyki typowe dla Tartessos. Dotychczas tego typu złote kolczyki znaliśmy wyłącznie z kilku stanowisk archeologicznych. Na podstawie jakości wykonania figurek i przedstawionych szczegółów naukowcy przypuszczają, że przedstawiają one żeńskie bóstwa. Oprócz nich znaleziono fragmenty co najmniej trzech innych figurek. Jedna z nich prawdopodobnie przedstawiała wojownika, gdyż na jej głowie widać zachowany fragment hełmu. Odkrycie może zmienić poglądy specjalistów na kulturę Tartessos. Dotychczas uważano, że nie przedstawiała ona wizerunków ludzi, a bóstwa były reprezentowane za pośrednictwem motywów zwierzęcych, roślinnych lub poprzez święte kamienie. Wiemy, że kultura Tartessos pojawiła się w VIII wieku, jej korzenie są silnie związane zarówno z miejscowymi ludami, jak i z Fenicjanami. Przedstawiciele tej kultury posługiwali się wymarłym językiem tartesyjskim, z którego zachowało się około 100 inskrypcji. Język ten nie został jednak dotychczas sklasyfikowany, nie wiemy więc, do jakiej rodziny językowej należał. Lud Tartessos prawdopodobnie wyznawał kult Astarte i Baala, a jego tożsamość kulturowa w znacznej mierze została ukształtowana przez kontakty z Fenicjanami, z którymi handlowali metalami. Tartesyjczycy sami byli też zręcznymi metalurgami, tworzyli bogato dekorowane przedmioty z brązu, a ich charakterystycznymi wyborami były dzbany w kształcie gruszki, płaskie przypominające talerze piecyki z okrągłymi uszami, kadzielnice z motywami kwiatowymi, fibule i sprzączki do pasów. « powrót do artykułu
  19. Rosnące na Grenlandii drzewa niezbyt nadają się do wznoszenia budynków czy budowy statków. Dlatego też wikingowie, którzy w latach 985–1450 zamieszkiwali Grenlandię, musieli polegać na drewnie, które przyniosło morze i które importowali. Dzięki szczegółowym badaniom, przeprowadzonym właśnie na 5 stanowiskach archeologicznych, dowiedzieliśmy się, że o ile domy przeciętnych kolonistów wzniesiono głównie z drewna miejscowego oraz przyniesionego przez morze, to farmy elity zbudowano z drewna importowanego z Europy i Ameryki Północnej. Archeolodzy z Uniwersytetu Islandzkiego przebadali drewno pochodzące z nordyckich farm wybudowanych pomiędzy XI a XIV wiekiem. Chcieli sprawdzić, ile budulca pochodziło z importu, a ile stanowiło drewno miejscowe. Udało im się stwierdzić, że 0,27% drewna to niewątpliwy import, a zza morza przywieziono m.in. dąb, buk, choina i sosna Banksa. Kolejne 27% budulca to stanowił albo import, albo drewno przyniesione przez wody morskie. Tutaj zidentyfikowano takie gatunki jak modrzew, świerk, sosnę i jodłę. Naukowcy od dawna przypuszczali, że osadnicy na Grenlandii musieli importować żelazo i drewno. Najnowsze badania nie tylko to potwierdzają, ale dowodzą, że drewno przywożono z większej odległości niż dotychczas przypuszczaliśmy. Co więcej, niektóre gatunki to import z Ameryki Północnej. Na przykład choina i sosna Banksa nie występowały wówczas w Europie, zatem jedynym możliwym kierunkiem importu była Ameryka Północna. Tym samym potwierdzono też doniesienia z islandzkich sag, które wspominają, że Leif Erikson (Leifur heppni), Thorfinn Karlsefni Thórdarson (Þorleifur karlsefni) czy Freydís Eiríksdóttir (Freydís) przywieźli drewno z Winlandii. Przeprowadzone przez islandzkich uczonych badania uzupełniają naszą wiedzę o średniowiecznym handlu na Północnym Atlantyku oraz dowodzą, że grenlandzcy osadnicy mieli odpowiednią wiedzę, środki oraz łodzie, które aż do XIV wieku pozwalały im pływać do Ameryki Północnej. « powrót do artykułu
  20. Glony Malosira arctica, które żyją pod lodem Arktyki, zawierają 10-krotnie więcej mikroplastiku niż otaczające je wody. Koncentracja plastiku na początku łańcucha pokarmowego to bardzo zła informacja. Może on zagrażać stworzeniom, które żyją się glonami i wędrować w górę łańcucha pokarmowego. Ponadto gromady martwych glonów bardzo szybko transportują plastik na dno morskie, co może wyjaśniać wysoką koncentrację mikroplastiku w osadach. Wiosną i latem Melosira arctica bardzo szybko się rozrasta, tworząc metrowej długości łańcuchy. Gdy giną, a lód nad nimi się roztapia, glony w ciągu zaledwie jednego dnia opadają na dno położone tysiące metrów poniżej. Są niezwykle ważnym źródłem pożywienia dla mieszkających tam zwierząt i bakterii. Jednak, jak się okazuje, niosą ze sobą duże ilości plastiku. W końcu znaleźliśmy prawdopodobne wyjaśnienie dlaczego największa koncentracja mikroplastiku na tym obszarze występuje na krawędziach pól lodowych, nawet w osadach dennych, mówi doktor Melanie Bargmann z Instytutu Badań Morskich i Polarnych im Alfreda Wegenera (AWI). Z wcześniejszych badań naukowcy wiedzieli jedynie, że mikroplastik gromadzi się w lodzie, z którego jest uwalniany, gdy ten topnieje. Tempo, z jakim glony opadają na dno, wskazuje, że wędrują niemal po linii prostej. Tworzący lód śnieg opada wolniej, jest przemieszczany przez prądy, więc pochodzący zeń plastik opada na dno dalej. Teraz, wiedząc, że mikroplastik przemieszcza się na dno wraz z martwymi Malosira, wiemy, dlaczego pod lodem koncentracja plastiku jest większa, dodaje uczona. Naukowców z AWI, Ocean Frontier Institute, Dalhousie University i University of Canterbury zaskoczyła olbrzymia ilość mikroplastiku w glonach. Okazało się, że zawierają one średnio 31 000 ± 19 000 fragmentów mikroplastiku na każdy metr sześcienny. To dziesięciokrotnie więcej niż otaczające je wody. Nagromadzenia glonów mają śluzowatą, kleistą powierzchnię. Prawdopodobnie to przez nią gromadzą mikroplastik z powietrza, wody, lodu i innych źródeł. Gdy już glony przechwycą mikroplastik, albo przetransportują go na dno, albo zostanie on wraz z nimi zjedzony jeszcze na powierzchni, dodaje Deonie Allen z University of Canterbury. Z glonów mikroplastik trafia do żywiącego się nimi zooplanktonu, stamtąd zaś do organizmów ryb, następnie ludzi czy niedźwiedzi polarnych. Szczegółowe analizy wykazały, że w arktycznych glonach znajduje się polietylen, polistyren, nylon, akryl i inne rodzaje plastików. Zawierają one barwniki, plastyfikatory, środki opóźniające palenie się oraz olbrzymią ilość innych substancji chemicznych, a ich łączny wpływ na środowisko i organizmy żywe trudno jest ocenić. Mikroplastik wykryto już w ludzkich jelitach, krwi, naczyniach krwionośnych, płucach, łożysku i mleku matki. Wiemy, że może wywoływać reakcje zapalne, ale jego całkowity wpływ na zdrowie nie został jeszcze dobrze poznany, dodaje Bergmann. A Steve Allen z Dalhousie University przypomina, że mikroplastik znaleziono w każdym fragmencie ludzkiego ciała, w którym go poszukiwano. U zanieczyszczonych nim organizmów obserwowano zmiany zachowania, zaburzenia wzrostu, płodności i zwiększenie śmiertelności. « powrót do artykułu
  21. CERN podjął pierwsze praktyczne działania, których celem jest zbudowania następcy Wielkiego Zderzacza Hadronów (LHC). Future Circular Collider (FCC) ma mieć 91 kilometrów długości, a plany zakładają, że jego tunel będzie miał 5 metrów średnicy. Urządzenie będzie więc ponaddtrzykrotnie dłuższe od LHC. Akcelerator, który ma powstać w granicach Francji i Szwajcarii, będzie tak olbrzymi, by osiągnąć energię zderzeń sięgającą 100 TeV (teraelektronowoltów). Energia zderzeń w LHC wynosi 14 TeV. Specjaliści z CERN przeprowadzili już analizy teoretyczne, a obecnie rozpoczynają etap działań polowych. Miejsca, w których mają przebiegać FCC zostaną teraz poddane ocenie środowiskowej, a następnie przeprowadzone zostaną szczegółowe badania sejsmiczne i geotechniczne. Trzeba w nich będzie uwzględnić również osiem naziemnych ośrodków naukowych i technicznych obsługujących olbrzymią instalację. Po ukończeniu wspomnianych badań, a mogą one zająć kilka lat, 23 kraje członkowskie CERN podejmą ostateczną decyzję dotyczącą ewentualnej budowy FCC. Poznamy ją prawdopodobnie za 5–6 lat. W FCC mają być początkowo zderzane elektrony i pozytony, a następnie również hadrony. Zadaniem FCC ma być m.in. znalezienie dowodu na istnienie ciemnej materii, szukanie odpowiedzi na pytanie o przyczyny przewagi ilości materii nad antymaterią czy określenie masy neutrino. Fizycy przewidują, że możliwości badawcze Wielkiego Zderzacza Hadronów wyczerpią się około połowy lat 40. Problem z akceleratorami polega na tym, że niezależnie od tego, jak wiele danych dzięki nim zgromadzisz, natrafiasz na ciągle powtarzające się błędy. W latach 2040–2045 osiągniemy w LHC maksymalną możliwą precyzję. To będzie czas sięgnięcia po potężniejsze i jaśniejsze źródło, które lepiej pokaże nam kształt fizyki, jaką chcemy zbadać, mówi Patrick Janot z CERN. W 2019 roku szacowano, że koszt budowy FCC przekroczy 21 miliardów euro. Inwestycja w tak kosztowne urządzenie spotkała się z krytyką licznych specjalistów, którzy argumentują, że przez to może zabraknąć funduszy na inne, bardziej praktyczne, badania z dziedziny fizyki. Jednak zwolennicy FCC bronią projektu zauważając, iż wiele teoretycznych badań przekłada się na życie codzienne. Gdy stworzono działo elektronowe, powstało ono na potrzeby akceleratorów. Nikt nie przypuszczał, że dzięki temu powstanie telewizja. A gdy tworzona była ogólna teoria względności, nikomu nie przyszło do głowy, że będzie ona wykorzystywana w systemie GPS, zauważa Janot. Wśród innych korzyści zwolennicy budowy FCC wymieniają fakt, że zachęci on do trwającej dziesięciolecia współpracy naukowej. Zresztą już obecnie z urządzeń CERN korzysta ponad 600 instytucji naukowych i uczelni z całego świata. « powrót do artykułu
  22. Rolety zewnętrzne to coraz częściej spotykane rozwiązanie nie tylko w nowoczesnych budynkach, ale także w tych starszych. Stanowią one doskonałe uzupełnienie okien, zapewniając nie tylko estetykę, ale również komfort i funkcjonalność. W poniższym artykule przyjrzymy się temu, czym charakteryzują się rolety zewnętrzne, jakie są ich rodzaje, jakie pełnią funkcje oraz jak przebiega ich montaż. Czym charakteryzują się rolety zewnętrzne? Rodzaje rolet zewnętrznych Funkcje rolet zewnętrznych Montaż rolet zewnętrznych. Czym charakteryzują się rolety zewnętrzne? Rolety zewnętrzne, jak sama nazwa wskazuje, są montowane na zewnątrz budynków. Ich głównym zadaniem jest ochrona przed słońcem, ciepłem, zimnem, hałasem oraz niepożądanymi spojrzeniami. Rolety zewnętrzne są zwykle wykonane z wysokiej jakości materiałów, takich jak aluminium lub PCV, co gwarantuje ich trwałość i odporność na działanie czynników atmosferycznych. Warto również dodać, że rolety zewnętrzne są dostępne w różnych wariantach kolorystycznych, co pozwala na idealne dopasowanie do elewacji budynku. W przeciwieństwie do rolet wewnętrznych te zewnętrzne są często wyposażone w systemy napędowe, takie jak silniki elektryczne, które umożliwiają wygodne ich użytkowanie. Rodzaje rolet zewnętrznych Rolety zewnętrzne występują w kilku podstawowych rodzajach, różniących się przede wszystkim sposobem montażu i konstrukcją. Do najpopularniejszych z całą pewnością można zaliczyć rolety podtynkowe. Te są montowane w specjalnych skrzynkach, które są osadzone w ścianie, tuż nad oknem. Dzięki temu rolety te są niewidoczne, gdy są podniesione, a ich skrzynki tworzą jednolitą powierzchnię z elewacją. Montaż tego rodzaju rolet wymaga jednak większej ingerencji w konstrukcję budynku. Na szczególną uwagę zasługują również rolety nadstawne. Propozycja wyposażenia montowana jest bezpośrednio na fasadzie budynku, nad oknem. Ich zaletą jest prostota montażu, gdyż nie ma potrzeby ingerencji w konstrukcję ściany. Wadą natomiast jest to, że nie tworzą one jednolitej powierzchni z elewacją. Wśród licznych propozycji można znaleźć również rolety zintegrowane z oknem, które są montowane razem z oknem, co sprawia, że stanowią jednolitą całość. Dzięki temu nie wpływają na wygląd elewacji i są bardzo estetyczne. Montaż tego rodzaju rolet jest bardziej skomplikowany, gdyż wymaga koordynacji z etapem instalacji okien. Funkcje rolet zewnętrznych Poszczególne rolety zewnętrzne elektryczne pełnią wiele funkcji, które wpływają na komfort użytkowania pomieszczeń. Pierwszym, jaki można wymienić, jest właściwa ochrona przed słońcem i ciepłem. Rolety zewnętrzne skutecznie zatrzymują promienie słoneczne, dzięki czemu pomieszczenia nie nagrzewają się nadmiernie. To istotne zwłaszcza w sezonie letnim, gdy wysokie temperatury mogą być uciążliwe. Ze względu an funkcję izolacyjną rolety zewnętrzne stanowią dodatkowe zabezpieczenie przed utratą ciepła, co pozwala na obniżenie kosztów ogrzewania budynków w okresie jesienno zimowym. Rolety zewnętrzne mogą stanowić doskonałe wygłuszenie akustyczne pomieszczeń. Zamknięte rolety zewnętrzne skutecznie tłumią hałas z zewnątrz, co jest szczególnie ważne w przypadku domów położonych przy ruchliwych ulicach. Co więcej, uniemożliwiają wgląd do wnętrza pomieszczeń, zapewniając ochronę przed niepożądanymi spojrzeniami. Warto pamiętać również o najważniejszym, czyli zabezpieczeniu antywłamaniowemu. Montaż rolet zewnętrznych Montaż rolet zewnętrznych zależy od rodzaju rolety oraz indywidualnych cech budynku. W przypadku rolet nadstawnych i przesuwnych montaż jest stosunkowo prosty i nie wymaga ingerencji w konstrukcję budynku. Rolety podtynkowe i zintegrowane z oknem wymagają natomiast większych prac budowlanych. Niezależnie od rodzaju rolet, montaż powinien być przeprowadzany przez doświadczonego fachowca, który zapewni prawidłowe osadzenie rolet i ich prawidłowe działanie. Warto również zwrócić uwagę na jakość użytych materiałów oraz wybrać rolety z atestami i certyfikatami, co gwarantuje ich trwałość oraz bezpieczeństwo użytkowania. Przed montażem rolet zewnętrznych konieczne jest dokładne wymierzenie okien oraz ustalenie, czy istnieją jakiekolwiek przeszkody, które mogą utrudnić montaż (np. rynny, wystające elementy budynku). W przypadku rolet zintegrowanych z oknem należy również skonsultować się z producentem okien, aby uniknąć ewentualnych problemów z kompatybilnością. Ważnym aspektem montażu rolet zewnętrznych jest również wybór odpowiedniego systemu napędowego. Rolety mogą być obsługiwane ręcznie, za pomocą taśmy, sznurka lub korby, lub za pomocą silnika elektrycznego, który umożliwia sterowanie za pomocą pilota, aplikacji na smartfona, czy też integracji z systemem automatyki domowej. Wybór odpowiedniego systemu zależy od indywidualnych preferencji oraz budżetu. Doboru rolet zewnętrznych warto poświęcić odpowiednią ilość czasu, aby dopasować je zarówno pod względem estetyki, jak i funkcjonalności. Przed podjęciem decyzji warto porównać różne rodzaje rolet, sprawdzić ich parametry techniczne, a także zasięgnąć opinii fachowców. Pamiętajmy również, że prawidłowy montaż rolet zewnętrznych jest kluczowy dla ich długotrwałego i bezproblemowego działania. « powrót do artykułu
  23. Hybrydowa pompa ciepła stanowi połączenie dwóch urządzeń grzewczych. Składa się z kotła kondensacyjnego zasilanego gazem oraz pompy typu powietrze-woda, która wykorzystuje energię odnawialną. Takie urządzenie zapewnia ogrzewanie pomieszczeń oraz podgrzewanie wody. Tego rodzaju pompa ciepła jest uznawana za rozwiązanie ekologiczne, a jednocześnie niezawodne. Jakie są zalety tego urządzenia? Czy hybrydowa pompa ciepła wywiera wpływ na środowisko? Ile kosztuje to rozwiązanie grzewcze? Sprawdź w poniższym artykule. Hybrydowa pompa ciepła - jak działa? Dzięki temu, że pompa hybrydowa składa się z dwóch różnych urządzeń, może działać w jednym z trzech dostępnych trybów. W pierwszym wykorzystywany jest tylko kocioł gazowy, w drugim tylko pompa ciepła. Trzeci tryb polega na tym, że pompa wstępnie podgrzewa wodę do określonego poziomu, a następnie kocioł doprowadza ciecz do wymaganej temperatury. Zasada działania tego urządzenia grzewczego opiera się na cyklu termodynamicznym. Hybrydowa pompa ciepła kolejno: Doprowadza do parowania czynnik chłodniczy; Skrapla go; Spręża czynnik; Ponownie skrapla; Rozpręża czynnik chłodniczy. Wszystkie te procesy przebiegają w zamkniętym obiegu. Jego elementami są: sprężarka, wymiennik ciepła, parownik i zawór rozprężny. Budowa pompy pozwala na wymianę ciepła pomiędzy powietrzem a czynnikiem chłodniczym. W ten sposób urządzenie pobiera ciepło z otoczenia i przekazuje je do instalacji grzewczej. Ekologiczne źródła energii – dlaczego warto wybrać hybrydową pompę ciepła? Hybrydowe pompy ciepła oferowane przez Immergas są ekologicznymi urządzeniami grzewczymi. Pobierają ciepło z powietrza zewnętrznego, a więc korzystają z odnawialnego źródła energii. Co więcej, taka pompa emituje znacznie mniej dwutlenku węgla niż tradycyjny kocioł gazowy. W dodatku połączenie dwóch urządzeń w jednym pozwala osiągnąć szeroki zakres modulacji mocy grzewczej i temperatury wody. Od tradycyjnego kotła hybrydową pompę ciepła odróżnia także długa żywotność oraz niezależność od paliw kopalnych. Urządzenie to może wydajnie i niezawodnie pracować nawet przez kilkadziesiąt lat. Warto wspomnieć również o przewadze tego rozwiązania nad zwykłą pompą ciepła. Chodzi tu przede wszystkim o możliwość dogrzania wody przez kocioł gazowy, gdy na zewnątrz panuje niska temperatura. Pompa ciepła przyjazna środowisku i portfelowi Cechy hybrydowej pompy ciepła, dzięki którym można ją zaliczyć do ekologicznych źródeł energii, decydują jednocześnie o jej opłacalności. To rozwiązanie grzewcze wyróżniają niskie koszty eksploatacji. Po pierwsze, pozwala ono uniezależnić się od cen paliw kopalnych czy ich braków na rynku. Po drugie, stosunek ilości wytworzonego ciepła do tego, ile energii zużywa pompa ciepła, jest wyjątkowo korzystny, szczególnie w połączeniu z instalacją fotowoltaiczną. Urządzenie to jest niezależne od warunków pogodowych, ponieważ inteligentny sterownik automatycznie dobiera najbardziej efektywne w danej chwili źródło ciepła. Montaż tego rozwiązania jest opłacalny nawet pomimo wysokich kosztów zakupu. Dzięki programom takim jak Czyste Powietrze oraz Moje Ciepło gospodarstwo domowe może otrzymać dotację do instalacji. « powrót do artykułu
  24. W Bergen powstał tunel pieszo-rowerowy o długości 3 km. Wydrążono go przez górę Løvstakken. Fyllingsdalstunnelen jest opisywany jako najdłuższa celowo wybudowana droga tego typu. By urozmaicić podróż przez zamkniętą przestrzeń, zadbano o atrakcje - instalacje - a także o barwne murale czy oświetlenie, które pozwalają ustalić, w którym miejscu znajduje się użytkownik. Budowa zajęła 4 lata. Otwarcie miało miejsce w połowie kwietnia. Przedsięwzięcie kosztowało w przeliczeniu niemal 119 mln złotych. Władze mają nadzieję, że uda się w ten sposób zmniejszyć ruch samochodowy. Przejechanie tunelu rowerem zajmuje poniżej 10 minut. Pieszo można go zaś pokonać w ok. 36 min. Centralnym punktem Fyllingsdalstunnelen jest zegar „słoneczny”; znajduje się on w połowie trasy, dzieląc optycznie idealnie prostą drogę (lekkie zakręty towarzyszą użytkownikowi jedynie przy wjeździe i wyjeździe). W Fyllingsdalstunnelen wydzielono szeroką na 3,5 m ścieżkę rowerową i 2,25-m drogę dla pieszych oraz biegaczy. W tej ostatniej wykorzystano specjalne podłoże, dzięki czemu przypomina ona bieżnię lekkoatletyczną. Fyllingsdalstunnelen powstał przy okazji budowy linii tramwajowej. Ponieważ konieczne było utworzenie biegnącej równolegle drogi ewakuacyjnej, podjęto decyzję, by tunel pełnił także inne funkcje. W ogrzewanym tunelu, który jest nieczynny w nocy (między 23.30 a 5.30), zapewniono zasięg sieci komórkowej. Po drodze można odpocząć na „ławeczkach” wykonanych ze skały, w której drążono tunel. Fyllingsdalstunnelen jest nazywany najdłuższym tunelem na świecie, wybudowanym specjalnie dla rowerzystów i pieszych. Snoqualmie Tunnel, który znajduje się w Hyak w stanie Waszyngton, jest co prawda nieco dłuższy - mierzy 3,625 km - ale nie powstał z myślą o ruchu pieszo-rowerowym. To były tunel kolejowy, który stanowi część Palouse to Cascades State Park Trail. « powrót do artykułu
  25. Regularne spożywanie orzechów włoskich korzystnie wpływa na rozwój poznawczy oraz dojrzewanie psychiczne młodzieży, informują naukowcy z Instituto de Salud Global (ISGlobal) w Barcelonie. Takie wnioski płyną z pionierskich badań prowadzonych przez Institut d’Investigació Sanitària Pere Virgili (IISPV), Hospital del Mar Medical Research Institute (IMIM) oraz ISGlobal. Badań, których celem było sprawdzenie wpływu orzechów włoskich na zdrowie ludzkie w tak kluczowym momencie, jakim jest okres dojrzewania. Orzechy są bogate w kwas alfa-linolenowy (ALA), który jest jednym z kluczowych elementów potrzebnych do prawidłowego rozwoju mózgu. Nie jest on syntetyzowany w organizmie, dlatego musimy dostarczać go z dietą. Okres dojrzewania do czas wielkich zmian biologicznych. Dochodzi do zmian hormonalnych, które stymulują rozwój synaps w płacie czołowym. To ten obszar mózgu, który umożliwia nam osiągnięcie dojrzałości neuropsychologicznej, zatem rozwój pełnych zdolności emocjonalnych i poznawczych. Neurony, dobrze odżywione dzięki ALA i podobnym kwasom tłuszczowym, mogą rozwijać się i tworzyć nowe silne synapsy, mówi główny autor badań, Jordi Julvez. W badaniach, których wyniki opublikowano na łamach eClinicalMedicine, wzięło udział 700 ochotników w wieku 11–16 lat. Podzielono ich na grupę kontrolną, w przypadku której nie zastosowano żadnych specjalnych zaleceń dietetycznych, oraz grupę badaną, której członkowie codziennie przez 6 miesięcy mieli jeść po 30 gramów orzechów włoskich. Okazało się, że osoby z grupy badanej, które w ciągu tych 6 miesięcy jadły orzechy przez co najmniej 100 dni (niekoniecznie po sobie następujących), wykazywały zwiększoną zdolność do koncentracji uwagi. Co więcej zaobserwowano, że u tych osób, które przed rozpoczęciem eksperymentu obserwowano objawy ADHD, doszło do poprawy zachowania, były w stanie bardziej się skupić i doszło do zmniejszenia u nich poziomu nadmiernej aktywności. Jakby tego było mało, w grupie badanej doszło do zwiększenia poziomu inteligencji płynnej. Inteligencja płynna utożsamiana jest z inteligencją wrodzoną, determinowana jest przez czynniki biologiczne, a nie proces nauczania. Generalnie rzecz biorąc, nie zauważyliśmy znaczących średnich różnic pomiędzy grupą badaną, a grupą kontrolną. Jednak gdy uwzględniliśmy czynnik wytrwałości w spełnianiu założeń eksperymentu, stwierdziliśmy, że ci z młodych ludzi, którzy najlepiej przestrzegali zasad dotyczących ilości spożywanych orzechów oraz liczby dni, przez które je spożywali, wykazali widoczną poprawę funkcjonowania neuropsychologicznego, dodaje Julvez. Autorzy badań zachęcają więc nastolatków, by co najmniej 3 razy w tygodniu zjedli garść orzechów. Przyczyni się to bowiem do lepszego rozwoju poznawczego. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...